Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"NOWY POCZĄTEK" - rozdział 9

12 październik 2014
ROZDZIAŁ 9


Marek obserwował poczynania Febo z drugiego końca sali. Był ewidentnie o Ulę zazdrosny i chyba nieco zaborczy. Zganił w duchu sam siebie. Przecież to tylko jeden taniec, nic więcej, a Ula nie taka naiwna, żeby łapać się na lep słodkich słówek. Przeprosił swojego interlokutora i podszedł do stolika zabierając po drodze dwa kieliszki szampana.
- Proszę Ula. To dla ciebie. Widziałem, że tańczyłaś z Alexem…
- Tak. Poprosił mnie i był miły.
- O czym rozmawialiście? – Rzucił jakby od niechcenia.
- O niczym istotnym. Poruszył sprawę budżetu i pogratulował mi, to wszystko.
- Uważaj na niego i nie bądź zbyt wylewna. Im mniej wie co robimy, tym lepiej dla nas. Czasem przychodzą mu do głowy różne myśli i wtedy knuje przeciwko mnie. Zresztą mówiłem ci już o tym. Nieważne. Idziemy tańczyć? Zaszalejemy dzisiaj. Należy nam się.
Bawili się do trzeciej w nocy, ale Ula najwyraźniej miała już dość. Zauważył wypisane na jej twarzy zmęczenie i zaproponował powrót do domu.
- Ja też mam już dosyć. Wracajmy Ula.

Wysiedli z taksówki i stanęli jeszcze na chwilę przed jej domem.
- To był wspaniały wieczór. Dziękuję. Za wszystko. Odpoczywaj i wyśpij się dobrze. Ja zrobię dokładnie to samo. Dobranoc Ula. - Pochylił się całując jej policzek, czym wywołał pokaźny rumieniec na jej twarzy.
- Dobranoc Marek.
Podeszła wolno do drzwi i przekręciła w nich klucz. Obejrzała się jeszcze. On nadal stał przed bramą patrząc jak znika we wnętrzu domu. Spojrzał w niebo i uśmiechnął się od ucha do ucha. Już wiedział. Miał pewność, że pokochał tę kobietę nad życie.

Do połowy października pracowali na zwiększonych obrotach. Kolekcja przyjęła się bardzo dobrze. Dostali mnóstwo zamówień i szwalnie pracowały pełną parą. Chodzili na spotkania biznesowe i podpisywali kontrakty. Zawsze mu towarzyszyła jego niezastąpiona asystentka. Była niezwykle inteligentna, a jej umysł na takich spotkaniach pracował jak tryby dobrze naoliwionej maszyny. Nawet jeśli kontrahent miał wątpliwości ona spokojnie, bez emocji, niezwykle logicznie wyłuszczała mu wszystkie argumenty. Dzięki niej nigdy nie się zdarzyło, żeby wyszli z takiego spotkania bez podpisanej umowy. Firma ewidentnie zyskiwała. Obroty zwiększyły się tak bardzo, że zwiastowały imponujące świąteczne premie dla pracowników. Marek tylko zacierał ręce i dziękował Bogu za tę dwójkę.
Maciek też się nie oszczędzał. Pod koniec listopada przyniósł Markowi kompletną analizę i propozycję działań strategicznych mających usprawnić działalność firmy. Siedzieli wówczas zamknięci w gabinecie niemal całą dniówkę omawiając punkt po punkcie. Ula tylko donosiła im kawę i pilnowała, żeby nikt im nie przeszkadzał.
- Przede wszystkim musisz zainwestować w szwalnie. Wiesz, że tam byłem. Obejrzałem każdą z nich. Ludzie pracują na starych maszynach, które nie są tak wydajne jak te nowe. Nie mówię, żeby od razu wymienić wszystkie, bo nie dalibyśmy finansowo rady, ale chociaż po dwie, trzy dla każdej szwalni. Na dobry początek. Potem można by sukcesywnie wymieniać te stare. Przekonasz się, jak bardzo zwiększy się wydajność i jakość szycia.
Kolejna rzecz to magazyny. Pękają w szwach, a niesprzedanych końcówek kolekcji przybywa. Pomyślałem sobie, że w tym wypadku idealnie sprawdziłby się indywidualny system franczyzy. Wiesz na czym polega? – Marek przecząco pokręcił głową.
- Nigdy nie miałem z tym do czynienia, choć termin rzecz jasna znam.
- Poszukalibyśmy indywidualnych odbiorców i jeśli byliby zainteresowani, moglibyśmy z nimi zawrzeć umowę franczyzową. To musi być ktoś, kto prowadzi niewielką działalność związaną ze sprzedażą ciuchów. Na przykład właściciel butiku. Obowiązkiem franczyzobiorcy jest konieczność ponoszenia opłat na rzecz franczyzodawcy. Opłata podstawowa za przyłączenie już istniejącego punktu do sieci franczyzodawcy i opłaty bieżące za działalność aktualną. Te ostatnie, to części z zysku, którym franczyzobiorca dzieli się z franczyzodawcą. Dochodzą do tego jeszcze opłaty dodatkowe, ale te moglibyśmy uwzględnić już przy umowie, jeśli zajdzie taka potrzeba. Tym sposobem zaczęlibyśmy opróżniać magazyny i przy okazji zarabiać. To dotyczyłoby jednak kolekcji starych. Te nowsze, powiedzmy sprzed roku mogłyby być sprzedawane za pomocą strony internetowej. Utworzenie takiej strony to nic trudnego, mógłbym się tym zająć. Wszystkie wystawione rzeczy byłyby licytowane, bez ustalonych sztywno wysokich cen wywoławczych, bo to od razu zraża zainteresowanego i wtedy aukcja kuleje. Ten sposób myślę byłby znacznie lepszy niż wystawiać kiecki z narzuconą od razu ceną na przykład dwóch tysięcy złotych. My wystawimy za sto złotych. Pshemko jest znanym projektantem i myślę, że niejedna kobieta z mniej zasobnym portfelem da się skusić.
Następna rzecz. Dokopałem się do dokumentów mówiących, że nasze szwalnie tu w Polsce wykonują tylko część produkcji. Reszta szyta jest w Chinach. W Chinach? Dlaczego w Chinach? Czy wiesz o tym, że w pobliżu naszej wschodniej granicy jest mnóstwo ukraińskich, litewskich i białoruskich szwalni? Szwalni, które za podobną cenę wykonają usługę? Nawet w Czechach i na Słowacji byłoby o niebo taniej. Czy zdajesz sobie sprawę jak ogromne nakłady ponosi firma, żeby sprowadzić produkcję z Chin? Koniecznie należy nawiązać współpracę ze szwalniami przygranicznymi. To znacznie okroi ponoszone dotychczas koszty transportu. Poza tym jakkolwiek by na to nie patrzeć chodzi tu też o humanitarne podejście do tematu, bo tam w Chinach do takiej produkcji zatrudnia się dzieci, które pracują za przysłowiową miskę ryżu. Przemyśl to, dobrze?
- Tu nie ma nad czym myśleć Maciek, bo masz rację. Dlaczego sam wcześniej nie wpadłem na te pomysły? Zajmiesz się tym, tak? Jeśli przestaniesz ogarniać zatrudnię dodatkowych ludzi, żeby ci pomogli. Może logistyków? Byliby chyba przydatni?
- Nawet bardzo. Na razie wystarczy dwóch, ale myślę, że nie wcześniej jak po nowym roku. Do tego czasu muszę dopracować jeszcze szczegóły, żeby potem nie mieć kłopotów. Na razie to tyle. Mam nadzieję, że jak przejrzę resztę dokumentów to przyjdą mi do głowy jakieś ciekawe pomysły. – Marek uśmiechnął się do niego z sympatią.
- To aż tyle Maciek. Nawet nie wiesz jak bardzo jestem wam wdzięczny i tobie i Uli. Zatrudnienie was było moją najlepszą decyzją w życiu i bądź pewien, że docenię to przy okazji świątecznej premii.

Tydzień przed świętami Ula zaplanowała sobie zakupy. Wcześniej miała odebrać Michała z przedszkola i wraz z nim ruszyć do sklepów. Na święta przyjedzie tata i dzieciaki, a ona chciała kupić im naprawdę porządne prezenty. Właśnie dzisiaj na jej konto wpłynęła świąteczna premia przekraczająca o połowę jej miesięczny zarobek. Całe piętnaście tysięcy. Nie omieszkała podziękować za nią Markowi. Oboje z Maćkiem dziękowali, bo nie spodziewali się aż takich pieniędzy.
Zaparkowała przy przedszkolu i ruszyła w stronę wejścia. Jak zwykle dyżurowały dwie dziewczynki, które pobiegły po Michała. Wyszedł z sali z zapuchniętą od płaczu buzią. Przeraziła się, bo nie miała pojęcia, co się stało. Wzięła go na ręce i przytuliła mocno.
- Co się dzieje synku? Dlaczego płaczesz?
- Bo…, - chlipnął – bo wszyscy mają tatusiów, a ja nie. Dlaczego nie mam tatusia? Pani kazała nam dzisiaj opowiadać, czym zajmują się nasi tatusiowie i mamusie, a ja mogłem mówić tylko o tobie. Tylko ja jeden nie mam taty i dzieci śmieją się ze mnie.
- Michaś, - odparła cicho - doskonale wiesz, że tata nie żyje i tak trzeba było powiedzieć. To przecież żaden wstyd.
- Ale ja tak bardzo chciałbym mieć tatę. Nie takiego w grobie, ale żywego. Czy Marek mógłby być moim tatą? On jest naprawdę fajny i bardzo go lubię.
- Myślę, że nie mógłby chociaż wiem, że i on bardzo cię lubi.
- Nie chcesz się z nim ożenić? – Roześmiała się.
- Oj głuptasku. To nie jest takie proste jak myślisz. Ubieraj się. Porywam cię na zakupy. Wybierzesz sobie jakąś fajną zabawkę.
Te zakupy były bardzo udane. Każdemu z członków swojej rodziny kupiła coś ładnego i praktycznego. Nawet Markowi kupiła piękną, jedwabną, błękitną koszulę i pasujący do niej krawat, bo zaprosiła go w drugi dzień świąt. Wprawdzie nie znała jego numeru kołnierzyka i kupowała w ciemno, ale miała nadzieję, że numer czterdzieści dwa będzie na niego pasował. Michał wybrał sobie kolejkę elektryczną z zestawem wagonów i lokomotyw.
Było dość późno, kiedy wrócili do domu. Naszykowała małemu kolację. Potem wykąpała go i przeczytała mu bajkę, po której zasnął. Usiadła jeszcze w salonie i przypomniała sobie łzy i tęsknotę Michała za tatą. Nie mógł pamiętać Igora, bo nigdy go nie poznał. Zresztą nawet gdyby, to i tak by go nie zapamiętał. Był wtedy za mały. Nie przypuszczała, że dzieci mogą mu dokuczać z tego powodu. Po raz pierwszy pomyślała, że Michaś zasługuje na pełną rodzinę. Zasługuje, by w jego życiu był obecny tata, ale jak do tej pory nie rozglądała się za potencjalnym tatusiem dla małego. On lubił Marka i miał z nim najczęstszy kontakt. Ona też bardzo go polubiła, a przede wszystkim była mu wdzięczna, że ją wspierał podczas nalotu Śliwińskich. Teraz już nie wyobrażała sobie, że Marka miałoby nie być w ich życiu, bo stał się jego częścią. Był tu częstym gościem. Lubił jej dom i dobrze się tu czuł. Poświęcał swój czas Michałowi bawiąc się z nim, lub opowiadając mu jakieś historie. Nic dziwnego, że mały przylgnął do niego. Okazało się, że Marek jest miłym, opiekuńczym facetem nie tylko dla jej syna, ale również dla niej. Potrafiła to docenić. Chyba też podobała mu się. Wielokrotnie przyłapywała go, jak studiował rysy jej twarzy, pamiętała jego roziskrzony wzrok, którym obrzucał jej sylwetkę, kiedy ładnie się ubrała. Ostatnio doszły też bardziej intymne gesty. Pocałunki w policzek lub w dłoń. Kontakt fizyczny poprzez dotyk ramienia, czy włosów. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że jej się to nie podoba, bo to co robił nie było nachalne, ale miłe i przyjemne. Ziewnęła. Było już naprawdę późno, a ona musiała jutro wcześnie wstać. W nocy śnił jej się Marek, który całował ją nie w policzek, ale w usta długo i namiętnie. Obudziła się podniecona i wilgotna. Wstała i poszła do kuchni napić się wody. Ochłonęła nieco i pokręciła z niedowierzaniem głową. – Słodki Jezu, co za sen… - Wróciła do łóżka. Miała jeszcze dwie godziny, żeby pospać.
Następnego ranka odbyła rozmowę z przedszkolanką. Wyjaśniła jej, że ojciec Michała nie żyje i żeby zwróciła uwagę dzieciom, kiedy będą mu dokuczać.
- On był wczoraj bardzo roztrzęsiony i długo płakał. Nie chcę, żeby przeżywał takie sytuacje. Mam nadzieję, że pani mnie rozumie?
- Oczywiście i na pewno zwrócę na to uwagę.

W pracy czas płynął leniwie. Każdy z pracowników żył już zbliżającymi się świętami. Marek zaproponował Uli wcześniejsze wyjście i swoje towarzystwo podczas świątecznych zakupów, tym razem spożywczych. Jego propozycję przyjęła z wdzięcznością. Nie chciała ciągać kolejny raz ze sobą Michała. Maciek też pojechał do domu, bo i on obiecał rodzicom wyprawę do sklepów.
Zapełnili dwa wielkie wózki wszystkim, co było niezbędne do przygotowania świątecznych potraw. Marek kupił im też choinkę i stroiki.
- Sobie nie będę kupował, bo i tak mnie nie będzie w zasadzie przez całe święta. Stroik wystarczy. Masz bombki i lampki? Jeśli nie, to pójdę kupić. Michał będzie miał frajdę podczas ubierania, a ja mu pomogę. Dzieciaki uwielbiają takie rzeczy. Ubierzemy dzień przed wigilią.
- Wszystkie potrzebne ozdoby są w domu, nic nie kupuj. Pojutrze urządzamy pieczenie świątecznych pierników. Jeśli masz ochotę dołączyć to serdecznie zapraszam.
- Na pewno przyjdę. Nie odpuszczę sobie, a poza tym bardzo lubię pierniki.

Spadł pierwszy w tym roku śnieg. Sypało całą noc i rano wszystko wokół pokryło się sporą ilością białego puchu. W mieście panował już iście świąteczny nastrój podobnie jak w F&D. Dzisiaj mieli firmową wigilię. Przybyli też na nią rodzice Marka. On sam dziękował pracownikom za ich trud i poświęcenie. Informował o premiach i rozdawał skromne upominki. O dwunastej pozwalniał wszystkich do domu.
Umówił się z Ulą, że jak tylko odbierze Michała z przedszkola on przyjdzie i zajmie się nim, żeby mogła spokojnie przygotowywać świąteczne pyszności. Poza tym to właśnie dzisiaj mieli piec pierniczki.

Krzątała się w kuchni co jakiś czas zerkając na szalejących na śniegu Marka i Michała. Oni toczyli wielkie kule i lepili z nich bałwana. Marek ustawił najmniejszą z nich i podniósł małego, żeby ten dodał jej oczy z węgielków i wielki, czerwony nos z marchwi.
- Piękny jest prawda? – Roześmiane i szczęśliwe oczy chłopca wpatrywały się w niego czekając na potwierdzenie.
- To najpiękniejszy bałwanek na całej ulicy. Nie jest ci zimno? Może wrócimy już do domu? – Malec pokręcił przecząco głową.
- Nie…, jeszcze nie. Mogę cię o coś zapytać?
- Możesz pytać mnie o wszystko, przecież wiesz o tym. – Michaś potarł zmarznięty nosek i ściślej objął jego szyję rękami.
- Czy mógłbyś zostać moim tatusiem? Ja tak bardzo chcę mieć tatę. Wszystkie dzieci w przedszkolu mają tatę, tylko ja nie mam. – Oczy małego wypełniły się łzami. – Ja bardzo cię kocham, a mamusia mówi, że też cię lubi.
Te pytania malucha zaskoczyły go. Nigdy nie spodziewałby się, że Michał może traktować go w kategoriach ojca. Z drugiej strony przecież kochał jego matkę jak nikogo do tej pory. Nieco strapiony odparł.
- Michaś, to nie takie proste. Ja muszę najpierw porozmawiać z twoją mamusią. Ludzie nie stają się tak od razu czyimiś ojcami. To wymaga nieco dobrej woli obu stron. Jak wrócimy do domu, pójdziesz do swojego pokoju, a ja pogadam z mamą, dobrze?
Uszczęśliwiony chłopiec ucałował jego policzek.
- Dziękuję. Jesteś najlepszy i bardzo cię kocham. 



lectrice (gość) 2014.10.12 13:13
Jestem chyba pierwsza...
No dziecko mardrzejsze od doroslych i widzi jasno co ma byc najlepsze.... Dorosli sie czaja i boja, ze jak sie zdeklaruja to moze nie wyjsc... dlugo graja w te podchody no ale moze lepiej dlugo niz za szybko... jak sie odwaza to im sie wszystko wyklaruje....
Ula z Mackiem ratuja firme na calego, tak ja dopracuja , ze stanie sie przodujaca...
Oj czakam ja na ten koniec.... byczkow nie ma ... kryzys...
Milej niedzieli...
MalgorzataSz1 2014.10.12 14:27
Dzięki Lectrice

Jajo mądrzejsze od kury? W tym wypadku tak. Michał jeszcze niejeden raz zaskoczy własną matkę i da jej do myślenia. A firmy nie trzeba ratować, bo nie jest w kryzysie. Pewne jest to, że na pewno pod wpływem pomysłów Rysiowian zwiększy znacznie swoje obroty.

Pozdrawiam. :)
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.10.12 18:36
Tak bardzo wzruszający Michałek. Kocham tego maluszka. Jestem bardzo ciekawa co wyniknie z rozmowy Marka z Ulą, o ile w ogóle do niej dojdzie, no ale przecież musi być jakiś happy and :D
+ zapraszam na nieidealne notki, się dzieje :D
Gaja (gość) 2014.10.12 18:39
Witaj Małgosiu,
w końcu mam chwilkę czasu żeby coś napisać, przeczytałam już wcześniej:)
Nieustająco jestem pod wrażeniem w jaki prosty sposób tłumaczysz zawiłe pojęcia np. ekonomiczne – tutaj franczyza, łał! Naprawdę czapki z głów nad Twoim solidnym przygotowaniem do tematu opowiadań, albo jesteś geniuszem, albo masz niesamowitych przyjaciół i to z różnych dziedzin życia: ekonomia, w tym giełda, medycyna, prawo, psychologia itd.!? Wujek Google i ciocia Wiki powinni Ci zazdrościć prostoty wyjaśniania skomplikowanych terminów. Myślę, że byłabyś fajnym nauczycielem, zachęcającym do zrozumienia problemu, a nie do zakucia na pamięć i bardzo szybkiego zapomnienia.
Wracając do tego opowiadania, świetnie pokazujesz, że trochę zaufania ze strony pracodawcy do podwładnych i danie im pola do rozwinięcia skrzydeł może przynieść rewelacyjne wyniki. O Ulę i Maćka powinni się bić przyszli pracodawcy, pomysły mające przynieść korzyści dla firmy wyskakują im z głowy jak królik z kapelusza! Oboje są świetni. Marek jako pracodawca rewelacja - nie przeszkadza, potrafi się przyznać, że czegoś nie wie, wierzy w ich umiejętności i wierzy im, wprowadza w życie nowe pomysły, co przynosi wszystkim nie tylko niemałe pieniądze, ale przede wszystkim satysfakcję z wykonywanej pracy.
Kontakty Ulowo-Markowe bardzo powoli się rozwijają, chociaż sen Uli o Marku, no, no, no! Może Ula w końcu zobaczy w Marku nie tylko oddanego przyjaciela Jej i Michasia? i zacznie go uwodzić!???? (oczywiście Marka!), bo Markowi zdobywanie względów Uli idzie jakoś jak krew z nosa!? Michałek jest niesamowity i podobno on ma tylko 4 lata?! Co można odpowiedzieć takiemu aniołkowi, który prosi o miłość, jakiej nie zaznał od własnego taty?! Marek i Ula mają trudny orzech do zgryzienia. Pomimo, że Marek twierdzi, że kocha Ulę, to może zacząć myśleć, że Ula chce być z nim, bo szuka dla Michasia taty, a nie dlatego, że go pokochała. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój sytuacji.
Serdecznie pozdrawiam Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.10.12 19:18
Natalia

Oczywiście do rozmowy dojdzie i to już w następnym rozdziale. Cieszę się, że taki Michałek Ci się podoba. Na blog zajrzę, ale nie spodziewaj się długiego komentarza, bo jestem ostatnio bardzo zajęta i na nic nie mam czasu. Łapię jednocześnie kilka srok za ogon i to z różnym skutkiem.

Gaja

Kocham Twoje komentarze. Oczywiście nie jestem żadnym geniuszem i lata świetlne mi do niego. Korzystam wyłącznie z wujka google, bo nie będąc ekonomistą ani finansistą muszę posiłkować się wiedzą zaczerpniętą właśnie stamtąd. Staram się zrozumieć wszystkie zawiłości tak, by móc je logicznie przelać na klawiaturę. Zastanawiałam się jak napisać słowo franszyza, bo występuje też jako franczyza. Dotarłam jednak do informacji, że obie formy są poprawne i mi ulżyło.
Jako nauczyciel na pewno bym się nie sprawdziła, bo jestem mało cierpliwa, a do dzieci trzeba mieć cierpliwość. :D

Ula na pewno nie zacznie uwodzić Marka, bo nie ma już takiej potrzeby. Zresztą ona nie jest kokietką, a Marek wpadł po uszy zakochując się w niej. Sytuacja między nimi za chwilę stanie się jasna, a potem akcja mocno przyspieszy. Marek na pewno nie posądzi Uli o to, że chce znaleźć ojca dla swojego dziecka. W pewnym momencie i dla niej stanie się oczywiste, że jej syn najbardziej na świecie pragnie taty, a Marek jako potencjalny materiał na tatę nie będzie miał nic przeciwko temu.

Bardzo dziękuję dziewczyny za wpisy. Obie pozdrawiam najserdeczniej. :)
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.10.12 19:41
To widzę, że jedziemy na jednym wózku. Piszę komentarze w tracie, posty na przerwach, robię zdjęcia w wolnej sekundzie, mam wrażenie, że doba trwa godzinę, nie mam czasu jeść i spać :O
Ale dla Uli i Marka wszystko :)
jute (gość) 2014.10.12 19:56
Witaj Małgosiu.Ale udał Ci się ten Michałek.Ale dzieci tak już mają,że czasem widzą lepiej niż dorośli i mówią bardzo prosto i bezpośrednio to co czują( wyjątkiem są krzyżówki z cyklu wg "Małego Jasia", których hasła doprowadzają mnie czasem do białej gorączki)Przypuszczam ,że gdyby nie "chcenia" Miśka Ula by długo jeszcze nie zauważała braku mężczyzny w swoim życiu. Marek chyba trochę spanikował,pewnie wolał by jednak zacząć ojcostwo od produkowania dzidziusia.Całe szczęście nie jest to sprawa jednorazowa.Strasznie jestem ciekawa tej ich rozmowy.No i jeszcze obiecałaś,że jakieś "wrzosowisko" gdzieś tam będzie ( rozumiem że jeszcze trochę trzeba na to poczekać),no to czekam i już mam czerwone uszy.Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.10.12 20:36
Jute

Marek na pewno nie spanikował, był tylko zaskoczony bezpośredniością Michała. W końcu jak przemyślał sprawę to wyszło mu, że skoro kocha jego matkę i wiąże z nią poważne, życiowe plany, to będzie pełnił rolę tatusia dla Michałka. Ta myśl nie jest mu niemiła i wręcz pochlebia mu, że mały wybrał go na swojego ojca. Rzecz w tym, że on ma najmniej do powiedzenia w tej sprawie, bo jest dzieckiem. Wszystko zależy teraz od Uli. Jej stanowisko wyjaśni właśnie ta rozmowa w następnym rozdziale.

Fajnie, że wpadłaś. Ja uwielbiam "Jolki", ale naprawdę inteligentne, gdzie trzeba pomyśleć, połamać głowę i mieć satysfakcję jak się rozwiąże.

Pozdrawiam Cię Jute i dziękuję za komentarz. :)
K. (gość) 2014.10.12 21:43
Zazdrosny Marek zawsze jest słodki :). Bardzo fajny rozdział, akcja się rozkręca, Michał się rozkręca, Marek zaczyna rozumieć, że coś do Ulki czuje. A Ulka też coraz częściej myśli o nim i łączących ich relacjach. Spędzają razem coraz więcej czasu, wspólne zakupy, powroty z pokazu, czy wieczorna kawa to jednak nie są typowe relacje prezes - asystentka. I ten sen z Markiem w roli głównej. Tak o koledze z pracy raczej się nie myśli - chociaż to pewnie zależy od kolegi ;). No i Michał, który Marka uwielbia, chce spędzać z nim czas i fantastycznie się z nim czuje. Zresztą Marek nie ma nic przeciwko, tez lubi tego malca. I może trochę nieświadomie oboje dorośli stworzyli maluchowi namiastkę rodziny - wspólne wieczory, spacery, desery. Tworzą tak jakby niechcący rodzinę. Ale fajnie to wygląda. Czekam na cd bo może akcja przyspieszy - w końcu zaraz święta, potem Sylwester i może jakieś wspólne, miłe, romantyczne chwile.
Pozdrawiam i odliczam czas do czwartku....
MalgorzataSz1 2014.10.12 22:47
K.

Akcja na pewno przyspieszy, bo do końca zostało zaledwie kilka rozdziałów.
Z tą namiastką rodziny masz rację, ale Markowi to nie wystarczy. Michałowi zresztą też. Mają obaj parcie na szkło, choć będą musieli nieco ukrócić swoje zapędy. Michał jednak nie odpuści i choć Marek przystopuje, to maluch spowoduje dalszy rozwój sytuacji i nie jeden raz będzie powodem zażenowania Uli.

Bardzo jestem Ci wdzięczna, że czytasz i komentujesz. Serdecznie pozdrawiam. :)
Anonimowy (gość) 2014.10.13 13:46
Małgosiu! Przeczytałam już wcześniej(chyba nawet jako pierwsza), ale nie miałam czasu, żeby skomentować. Dopiero teraz znalazłam wolną chwilkę :)
Marek jest zazdrosny o Ulkę, czyli bardzo mu na niej zależy. Zresztą już wcześniej dawał temu wyraz. Ulka też zauważyła, że Dobrzański znaczy dla niej coś więcej niż tylko przyjaciel. Jest jeszcze Michał, który bardzo chciałby mieć tatę i wydaje mu się, że Marek z marszu mógłby nim być. Wcale się dziecku nie dziwię. Chłopiec potrzebuje męskiego towarzystwa, a Dobrzański spędza z nim tyle czasu ile normalny ojciec. Rozczuliło mnie jego pytanie :"Czy mógłbyś zostać moim tatusiem?. Dla czterolatka to takie łatwe, ale niestety w życiu dorosłych to nie takie proste. Chociaż coś czuję że już niedługo oni będą tworzyć szczęśliwą rodzinkę. Pozdrawiam i do czwartku:)
MalgorzataSz1 2014.10.13 14:32
Anonimowy

Dla dzieci świat wydaje się zawsze prosty, nieskomplikowany. To tylko my, dorośli wynajdujemy miliony powodów, problemów itp., żeby "urozmaicić" sobie życie.
Myślę, że całkiem sporo dzieci będących w sytuacji Michała, też zadaje takie pytania, szczególnie wtedy, gdy mają koło siebie mężczyznę, który troszczy się o nie i wypełnia im czas. Pragnienie posiadania ojca jest zupełnie naturalne w takich przypadkach. To też niejako zazdrość, że inni mają tatę a ja nie.
Opowiadanie zmierza do tego, żeby małemu zapewnić pełną rodzinę. Śledź następne rozdziały, a dowiesz się jak do tego dojdzie.

Bardzo dziękuję za komentarz. Pozdrawiam. :)
amicus (gość) 2014.10.14 13:37
Witaj Gosiu,
nim zdążyłam skomentować jeden rozdział, Ty wstawiłaś już kolejny. Wybacz mi te opóźnienia.
Cudowne obie części. Michał jest po prostu rozbrajający i padają z jego ust słowa, które są rozbrajające. Pisałaś coś kiedyś o telepatii. W tym miejscu rzeczywiście się pojawia, ale z drugiej strony tego można było się spodziewać. Taka prośba/pytanie dziecka jest najpiękniesze i najbardziej wzruszajace ;)
Piękna jest ta Twoja historia. Mały lgnie do Marka, bo brakuje mu ojca, Marek chciałby nim być, tak samo, jak chciałby być partnerem Ulki... Już zdefiniował uczucie, które do niej żywi... Tylko ona trochę oporna. Niby jej się podoba, dobrze się przy nim czuje, ale... No można zrozumieć tą jej ostrożność. Ma trudny związek za sobą.
Bardzo czekam na kolejny rozdział i rozwój wydarzeń. Ciekawe, jak będzie wyglądać rozmowa, którą zapowiada Marek.
Pozdrawiam serdecznie! :)
MalgorzataSz1 2014.10.14 18:22
Amicus

Nic się nie stało. Wiem, że przybyło Ci zajęć, a i ja na blogi zaglądam z poślizgiem, bo ostatnio też mam ich sporo i to nie zawodowych w dodatku, ale tych zwykłych, domowych.

Cieszę się, że postać Michała wywołuje w Was takie ciepłe uczucia. Dzieciak jest bardzo otwarty, ale też w jakiś sposób zakompleksiony, że jednak nie ma tego taty właściwie od samego początku. Pobyt w przedszkolu uświadamia mu boleśnie, że pod tym względem różni się jednak od innych dzieci, a chciałby i on móc się pochwalić wspaniałym ojcem. To wszystko jest bardzo realne do spełnienia i powoli będzie się krystalizować. Ula też dojrzewa do podjęcia w pojęciu jej syna jedynej słusznej decyzji.

Bardzo dziękuję, że jednak dałaś radę przeczytać i skomentować. Pozdrawiam cieplutko. :)
jute (gość) 2014.10.15 23:22
Witaj Małgosiu. Czytam ,że jesteś strasznie zajęta.Ja tylko tak cichutko przypominam,że jutro jest czwartek, a jutro jest zaraz.Wcale Cię nie molestuję,nie chcę wyłudzić wstawiania rozdziału po północy,ale tak póżnym rankiem?. Strasznie jestem ciekawa tej rozmowy.Pozdrawiam .
MalgorzataSz1 2014.10.15 23:25
Jute

Jeśli wytrwam, będzie tuż po północy. Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz