Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POZORY MYLĄ" - rozdział 7

21 lipiec 2014
ROZDZIAŁ 7


W połowie marca odebrała swoje prawo jazdy. Była naprawdę z siebie dumna. Karol pogratulował jej. Bardzo jej też pomógł w zakupie samochodu. Wreszcie mogła przestać korzystać z komunikacji miejskiej i zacząć samodzielnie jeździć. Posiadanie własnego auta było czymś naprawdę komfortowym i w szybkim czasie przywykła do tego, że oszczędza go sporo robiąc zakupy, że bez problemu zawozi ojca na badania i błyskawicznie dociera do pracy.
W ciągu tych kilku miesięcy od odejścia z firmy Marek próbował się z nią skontaktować wielokrotnie, ale konsekwentnie odrzucała połączenia, choć jej uczucie do niego nie zmalało w najmniejszym stopniu.

Był koniec czerwca. Właśnie wróciła znad Zalewu Zegrzyńskiego. Wykupiła swojej rodzinie trzytygodniowy pobyt w jednym z licznie tu usytuowanych ośrodków wypoczynkowych i dzisiaj odwiozła ich tam. Droga nie była daleka, a ośrodek piękny. Mogła tutaj odwiedzać ich w weekendy. Najbardziej chodziło jej o ojca. Nie zawsze czuł się dobrze i wierzyła, że takie oderwanie go od Rysiowa poprawi mu samopoczucie. Dzieciaki też będą miały frajdę. Ona na razie nie mogła pozwolić sobie na wypoczynek. Miała sporo pracy i czasami myślała nawet, że nie podoła. Tłumaczeń było wprawdzie nie tak wiele, ale księgowością zajmowała się już dla dwunastu firm. Koniecznie musiała znaleźć kogoś do pomocy. Kogoś z głową. Najlepiej po SGH, tak jak ona. Z tą myślą w poniedziałkowy poranek zasiadła przy komputerze i napisała ogłoszenie w internecie. Kartkę o takiej samej treści przykleiła na drzwiach. Teraz pozostało tylko czekać.
Zadzwoniła do Karola i powiedziała mu o swoim pomyśle.
- Ja już ledwo nadążam Karol. Muszę mieć kogoś do pomocy. Dzwonię, bo chciałam cię zapytać, czy masz jeszcze te stare biurka. Potrzebuję jedno identyczne jak moje. Nie chcę psuć wnętrza jakimś z innej parafii.
- Mam jeszcze trzy takie i być może jutro przywiozę ci jedno z nich. Tak czy owak gratuluję, bo zaczynasz się rozrastać, a raczej twoja firma. Dobrze, dobrze dziewczyno. Byle tak dalej.
W sumie przeprowadziła rozmowy z kilkunastoma kandydatami i w końcu zdecydowała się na dziewczynę, a raczej na kobietę z dziesięcioletnim stażem w księgowości i dyplomem SGH. Marta Rożek była zamężną trzydziestosiedmioletnią, drobną, sympatyczną brunetką i matką dwunastoletniej córki. Zrobiła na Uli pozytywne wrażenie. Na razie podpisała z nią umowę na trzymiesięczny okres próbny i obiecała, że jak się sprawdzi, dostanie umowę na stałe. Zaprzyjaźniły się. Marta okazała się cennym nabytkiem. Znała się na robocie i uczciwie pracowała na każdy grosz. Dzięki niej i Ula odetchnęła. Mogła więcej czasu poświęcić rodzinie.


W pewien lipcowy poranek Violetta Kubasińska wyszła z windy i leniwym krokiem podeszła do recepcji. Zabrała klucze od sekretariatu i gabinetu Marka, a także całkiem spory stos poczty. Ułożywszy ją na jego biurku wróciła do siebie i wziąwszy kartkę papieru zaczęła się nią wachlować. Zapowiadał się prawdziwy upał. Była dopiero ósma, a ona już czuła, że ten dzień będzie dla niej trudny do wytrzymania. Modliła się tylko o to, żeby Marek nie dał jej czegoś skomplikowanego do roboty.
On sam przyszedł chwilę później i poprosił o kawę. Czekając na nią przeglądał pocztę. Zaczął od dużej, grubej koperty. Rozdarł ją i wyjął jej zawartość. Oprócz pisma przewodniego zawierała plik kolorowych zdjęć z jakiegoś pokazu mody i kilka kartek spiętego tekstu. Przejrzał pobieżnie zdjęcia, ale tekstu nie odczytał. Był napisany w języku niemieckim. Pech chciał, że nie znał go w ogóle. Kolejny raz pożałował, że Ula już nie pracuje w F&D. Dobrze pamiętał, że w swoim CV napisała, że zna niemiecki biegle. Kiedy Violetta postawiła przed nim filiżankę z kawą powiedział.
- Viola wejdź w internet i wyszukaj mi w pobliżu jakieś biuro tłumaczeń. Przyszło coś po niemiecku i nie potrafię odczytać.
- Nie ma sprawy. Zaraz coś znajdę.
Zasiadła przed komputerem uważnie śledząc adresy biur. W pewnym momencie wytrzeszczyła oczy i niemal udławiła się pomidorem. Na ekranie widniał tekst „Biuro tłumaczeń z języka niemieckiego i angielskiego – tłumacz przysięgły Urszula Cieplak”. Weszła na stronę firmy i wydrukowała ją. Z tą rewelacją poszła do Marka.
- Marek! Nie uwierzysz! Mam prawdziwą bombę! Zobacz. – Podsunęła mu wydruk przed nos. – Toż to nasza Brzydulka! Ma firmę, dasz wiarę? I to w dodatku niemal za rogiem, na Wilczej.


Jak oniemiały wpatrywał się w ten kawałek papieru. Nie było najmniejszych wątpliwości. To na pewno była firma Uli i to na wyciągnięcie ręki. W życiu by nie przypuszczał, że ona może być tak blisko. Serce zaczęło mu walić jak młot kowalski. Koniecznie musi tam pójść i to natychmiast.

Ten dzień nastroił ją bardzo optymistycznie. Pogoda była piękna. Przeciągnęła się rozkosznie i wyskoczyła z łóżka. – To będzie udany dzień – pomyślała radośnie. Ubrała się szybko i po zrobieniu delikatnego makijażu wskoczyła w samochód kierując się w stronę stolicy. Podjeżdżając pod biuro zauważyła czekającą przed drzwiami Martę. Przywitała się z nią i razem weszły do środka.
- To co mamy na dzisiaj? – Spytała Ula.
- Wszystko położyłam ci na biurku. Ja napiję się tylko kawy i ruszam do banku, i do skarbówki. Postaram się dzisiaj wszystko załatwić.
- Świetnie – Ula uśmiechnęła się do niej i odpaliła komputer.
- A jak twoi? Wrócili zadowoleni?
- Nawet bardzo. Tata wygląda jak nowonarodzony, a wszyscy opaleni i aż tryskają energią. Na drugi rok zapiszę Jaśka i Betti na obóz, a tatę wyślę do sanatorium.
Marta zakrzątnęła się i zrobiła im obu kawę. Ula stanęła przy kopiarce kserując jakieś dokumenty. Zabrzęczał dzwonek zawieszony u drzwi wejściowych, a głos, który usłyszała niemal zmroził jej krew w żyłach.
- Dzień dobry. Otwarte już? Nie jestem za wcześnie?
- Nie, nie. Proszę wejść. Pracujemy od dziewiątej. – Marta uśmiechnęła się z sympatią do klienta. – Przychodzi pan z czymś konkretnym?
- Właściwie to tak. Szukam Urszuli Cieplak.
Ona nadal stała odwrócona tyłem i nie miała odwagi spojrzeć w jego stronę. Serce tłukło się w jej piersi jak uwięziony w klatce ptak. Był ostatnią osobą, której mogłaby się tu spodziewać.
- Ula, ten pan do ciebie.
Jak na zwolnionych obrotach odwróciła się do niego i powiedziała łagodnie.
- Dzień dobry Marek, co cię tutaj sprowadza?


Stał wbity w podłogę, jakby ktoś zamienił go w słup soli. - To niemożliwe. To nie może być prawda. To jest Ula? To jest ta brzydka Ula w koszmarnych ciuchach i aparacie na zębach? – Bez wątpienia był w ciężkim szoku. Stała przed nim prześliczna dziewczyna o pięknych, niesamowicie błękitnych, dużych oczach okolonych długimi wachlarzami rzęs, o ustach kształtnych, soczystych i pełnych, o zgrabnym nosku upstrzonym wdzięcznymi plamkami piegów, o figurze modelki niezwykle zgrabnej i smukłej. Poluzował krawat, bo nagle zrobiło mu się duszno. Wyraźnie zbladł. Podeszła do niego, a on zaciągnął się subtelnym zapachem jej perfum.
- Marta daj krzesło i szklankę wody. Marek, słabo ci?
- Tak… Tak… Muszę usiąść… – Ciężko oddychał i łapczywie połykał kolejne hausty powietrza. Trwało to jakiś czas, aż wreszcie jego oddech ustabilizował się.
- Trochę lepiej? – Spytała cicho Ula.
- Tak…, już mi przechodzi. Dziękuję.
- To ja już pójdę – odezwała się Marta. – Chcę wszystko załatwić za jednym wyjściem.
- Wzięłaś komplet dokumentów?
- Tak. Już wczoraj spakowałam. Do widzenia panu.
- Do widzenia i dziękuję.
- Zadzwoń do mnie jak poszło – rzuciła jeszcze Ula i pochyliła się nad Markiem. – To chyba przez ten upał. Masz, napij się jeszcze. – Przyjął kolejną szklankę z jej rąk.
- Mój Boże Ula, jaka ty jesteś piękna. Nigdy w całym swoim życiu nie widziałem piękniejszej kobiety.
- Dziękuję za komplement, ale jakoś trudno jest mi w to uwierzyć. Kręciło się koło ciebie wiele piękniejszych kobiet, z którymi ja nie mogę się równać. Zresztą to bez znaczenia. Właściwie to po co przyszedłeś?
- Nie odbierałaś moich telefonów, nie odpowiadałaś na sms-y. To czysty przypadek i wielkie szczęście, że trafiłem tu do ciebie.
- Nie odbierałam, bo uznałam, że nie mamy sobie już nic do powiedzenia.
- Ty może nie masz. Ja za to mam bardzo wiele. Przede wszystkim chciałem cię przeprosić za to jak cię wykorzystywałem w firmie, jak zarzucałem cię pracą ponad siły. Jestem prawdziwą świnią. Ty harowałaś jak wół podczas gdy ja spędzałem czas na hulankach. Kiedy odeszłaś nie potrafiłem już poradzić sobie z niczym. Ojciec ma mnie za kompletnego nieudacznika, bo zawaliłem mnóstwo spraw i zawiodłem go na całej linii. Ma nadal pretensje podobnie jak Pshemko o to, że pozwoliłem ci odejść, że nic nie zrobiłem, żeby zachęcić cię do pozostania w firmie. Jestem idiotą. Nawet Alex wyzwał mnie mówiąc, że trzeba być kompletnym durniem pozwalając odejść tak wybitnemu pracownikowi. Wybitnemu. Tak właśnie się wyraził i miał rację. Do końca życia będę sobie pluł z tego powodu w brodę i nigdy sobie tego nie daruję. – Schwycił jej dłonie w swoje i przycisnął do ust. – Ula wybacz mi, jeśli możesz, błagam.
- Tu nie ma co wybaczać Marek, bo odeszłam z własnej woli. Mówiłam ci, że chcę pracować na własny rachunek.
- Nieprawda Ula. Ja to wszystko sobie przemyślałem i wiem, że to był tylko pretekst. Tak naprawdę odeszłaś, bo poczułaś się upokorzona, niedoceniona i wykorzystana przeze mnie. Tak było, prawda? – Spojrzał w jej oczy, które szkliły się od łez.
- To już nie jest ważne Marek. Jak widzisz mam swoją firmę i idzie mi naprawdę dobrze. Nie mam powodu do narzekań. Nie musisz sobie robić wyrzutów.
- To silniejsze ode mnie Ula. Już chyba do końca życia się ich nie pozbędę. – Przetarł dłonią twarz. – Przepraszam cię. Bardzo cię przepraszam za całe zło, którego ode mnie doświadczyłaś.
- Już dobrze. Zapomnijmy o tym. Ja nie mam żalu. A jak w firmie?
- Nie radzę sobie. Nawarstwiło się mnóstwo spraw, które mnie po prostu przerosły. Ojcu opadają ręce. Tylko patrzeć jak wywali mnie z niej. – Spojrzał na teczkę, którą trzymał w dłoni. – Widzisz, nawet o tym zapomniałem, a przecież przyszedłem tu zlecić tłumaczenie. To Violetta znalazła twoją firmę w internecie i dlatego tu jestem. Pomyślałem, że skoro nie odbierasz moich telefonów, spotkam się z tobą osobiście.
- A co to jest?
- Przyszło dzisiaj rano, ale jest po niemiecku – podał jej plik papierów. – Nie wiem o co chodzi, bo nie znam języka.
Przekartkowała je i stwierdziła, że tekstu nie jest dużo.
- Bardzo ci na tym zależy? Mam na myśli czas.
- Chciałbym przynajmniej wiedzieć, czego to dotyczy.
- No dobrze. W takim razie zaraz zrobię ci kawy. Posiedzisz z pół godziny, a ja w tym czasie przetłumaczę.
Spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję Ula. Jesteś najlepsza.




Marcysia (gość) 2014.07.21 08:38
Małgosiu,
że też Violka musiała znaleźć adres biura Uli... To tylko ułatwiło sprawę Markowi. Jednak mam nadzieję, że się jeszcze trochę pomęczy. Jak trwoga to do Cieplak? Ja wiem, to przypadek, że akurat tę tłumaczkę znalazł Marek, ale przypadki chodzą po ludziach :)
Jestem ciekawa, co wyniknie z tego spotkania. Jestem wściekła na Marka, fakt; chcę, zeby się pomęczył, to też prawda. Jednak mam też nadzieję, że oni się tak po prostu ze sobą nie pożegnają. Może Dobrzański nieco rozbije ten mur, którym oddzieliła się od niego Ula. Chociaz jeżeli miałby to robić dla swoich korzyści, to lepiej byłoby, żeby zostało tak, jak jest.
Już niecierpliwie czekam na środę. Buziaki! ;))
MalgorzataSz1 2014.07.21 08:45
Marcysiu

Violka czasem na coś się przydaje, a Mareczek pomęczy się i to całkiem sporo.
Ja przeczytałam jednak u Ciebie rozdział wczoraj, a za chwilę będą go komentować.
Dzięki za wpis. Buziaki. :)
marit (gość) 2014.07.21 08:59
Mareczek się ukorzył,nie wierzę,nareszcie.
Dlaczego nie ma padnięcia na kolana, brakuje mi tego.
Cierp ciało jak,żeś narozrabiało.Niech się pomęczy długo i w torturach na widok jej piękna.A swoja drogą, jakie cholerne wrażenie zrobiła na nim jej piękność,ach jak miło coś takiego czytać,gdy facet pada na kolana.Ha.Lubię to.
Całusole na cały dzień Meg i wejdź w lodówkę,ha,ha,dla ochłody.
MalgorzataSz1 2014.07.21 10:10
Marit

Wchodzę pod prysznic, ale niewiele to daje, bo za chwilę jest to samo. Kolejny upalny dzień się kroi i to w dodatku z burzami.

A co do Marka, to chyba trochę za wcześnie, żeby padał na kolana, nie?
Dzięki, za wpis. Pozdrawiam. :)
bewunia68 (gość) 2014.07.21 12:15
Chciałabym zobaczyć minę Marka na widok obecnej panny Cieplak. Trochę go trzepnęło. Chce powrotu Uli bo nie radzi sobie w pracy biedaczyna. Ciekawe też co jest w tłumaczonym przez dziewczynę tekście. Pobudzasz ciekawość a potem każesz czekać. Torturujesz czytelniczki. A czy Ula poznęca się trochę nad Dobrzańskim? Chciałabym, chciała..Pozdrawiam.
kawi ;) (gość) 2014.07.21 13:42
Marek przez wszystkie notki, które dodałaś tak okropnie mnie denerwował, że masakra. Był rozpieszczony dupkiem, którego interesowała tylko zabawa i nawet w momencie, kiedy Ula uratowała mu życie, wyciągnęła z tarapatów on dalej patrzył tylko na to jak wygląda. Nie dziwię się, że postanowiła rzucił robotę w F&D i otworzyć coś własnego.
Takim dobrym duchem tego opowiadania okazał się Karol. Na początku myślałam, że między nimi coś będzie, ale okazało się, że facet ma żonę i dzieci, a Ula mimo wszystko jest zakochana w Marku. No szkoda.
Czasami przez zwykły zbieg okoliczności ludzie na nowo się spotykają. Tak było w przypadku Marka I Ulki. Mam nadzieję, że Cieplak mu wybaczy, że będą razem na dobre i złe. Bo przecież właśnie do tego to opowiadanie zmierza, prawda?
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nową notkę ;)
marit (gość) 2014.07.21 15:51
Gosiu,ja chcę żeby klęczał przepraszając ją, anie prosił o rękę.Niech cierpi,a Ula,o zgrozo nie odpuszczaj mu,zasłużył jak cholera. A w serialu,co zrobił? Na dość,że uratowała go z pożaru,to jeszcze wykorzystał ją.Mam nadzieję,że tak szybko nie wróci do .obiboka.Praca nie hańbi,więc Mareczek rękawki za łokietka i do dzieła.
Mówiłam wejdź do lodówki? Ha,ha,ha.
Gosiek,chcesz korniszonka????? Mniam,mniam.
A ja się opalałam na działeczce chodząc,bo wiaterek fajnie jara,a nie naleśnikowe leżące cielska.Wwwrrrr.
marit (gość) 2014.07.21 15:59
Lectrice,żabojadko,wyłaź z tego bajorzyska.
Wlazła tam na te pierońskie upalne dni i zadowolniona,że jej chłodnawo. Aż Ty niewdzięcznico.Podeślij do nas trochę deszczu,burzysków.Oj by się przydały na północy,chociaż na trzy dni, podlał by deszczulek warzywka.Oj podlał by.
A tak w ogóle,współczujesz chociaż trochę Gosiuli,bo idoka zatarasowała łazienkę z powodu afrykańskiego upału i jej kochanie chodzi do sąsiadów,pod prysznic.Działaj więc coś z tym deszczem,bo się wszyscy posmażą jak naleśniki.
MalgorzataSz1 2014.07.21 17:23
Bewuniu

Mina Marka na pewno była bezcenna, bo udławił się niemal własnym językiem i ciężko było mu wyjść z szoku. Trzepnęło go całkiem mocno.
A co było w przyniesionym przez niego liście wyjaśniam już w następnym rozdziale.
Być może Ula nie będzie się znęcać nad Markiem, bo przecież dziewczyna ma dobry charakter i nie jest mściwa. Mimo to Dobrzańskiemu nie będzie łatwo i wreszcie pozna smak ciężkiej roboty.


kawi

W tym opowiadaniu Marek miał drażnić, miał wkurzać, miał wzbudzać złość w czytelniku swoją postawą wobec Uli. Jak widzę udało się.
Mączyński miał stanowić przeciwwagę. Był uprzejmy i dobry. Potrafił Ulę docenić. Został jej przyjacielem i w miarę swoich możliwości pomagał. To właśnie w pewnym momencie zaskoczy Marka.
Cieszę się, że udało Ci się napisać rozdział. Zaraz przeniosę się na Twój blog.

Dziękuję bardzo za komentarze dziewczyny. Obie serdecznie pozdrawiam. :)

marit

Wiem, że chciałaś, by na kolanach błagał o wybaczenie, ale uznałam, że będzie dobrze jak wpadnie w szok na jej widok. Za chwilę też zaczną się dla niego ciężkie dni.

Nie chcę ani korniszonka ani nic innego. Chcę wyjechać na Antarktydę. Nie okupuję łazienki wbrew temu co piszesz, a mój mąż może w każdej chwili do niej wejść. Nie wejdzie bo poszedł do pracy na drugą zmianę i łazienka cała moja.



jute (gość) 2014.07.21 19:07
Witaj Małgosiu. Mareczkowi odnalazła się zguba. Mam nadzieję ,że dopiero teraz zacznie się. mam nadzieję ,że przy jego mękach to te tantalowe czy syzyfowe ,to będzie pikuś.No ale jedno jest dobre,facet przyznał się ,że jest świadomy swoich braków. Nie każdy to potrafi.
Małgosiu, czuję jak ścina się białko w moim organiżmie.i szlag trafia resztę szarych komórek.Moje wnuczki są natomiast świeżutkie ja szczypiorek na wiosnę i twierdzą, że wcale nie jest gorąco.Pozdrawiam i czekam na markowe czołganie.
MalgorzataSz1 2014.07.21 20:11
Jute

Moje białko ścięło się już kilka dni temu i nie zanosi się, żeby szybko odpuściło. Zapowiadają upały na kolejne dwa tygodnie. Ty przynajmniej możesz zejść do rzeki i taplać się w niej cały dzień, a ja nie mam takiej możliwości niestety.
Mareczkowe czołganie już wkrótce, ale dojdzie też do głosu o dziwo ambicja, której wcześniej nie miał za grosz i ona zmobilizuje go do pracy.
Dzięki za wpis. Pozdrawiam Cię i życzę chłodu. :)
Elkanum (gość) 2014.07.24 17:57
Wygląda na to, że Marek wreszcie przejrzał na oczy : ) Ula zmieniła się z brzydkiego kaczątka w łabędzia. Wygląda na to, że Marek przestaje myśleć o Uli jak o zwykłej, nieciekawej, banalnej dziewczynie i dostrzegł w końcu to jaka jest naprawdę.
ADRIANCREVAN 2014.07.25 17:23
mów co chcesz ale silne i niezależne kobiety zawsze robią wrażenie na facetach :-)
bravo Ulka! nie zamknęła sie w domu by płakac do poduszki tylko wzięła sprawy w swoje ręce no i proszę
wszystkie powinnyśmy z niej brać przykład!
może to głupie co na piszę i troszkę wredne ale : dobrze Mareczkowi tak ! należał mu się taki szok !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz