05 czerwiec 2014 |
ROZDZIAŁ 15
ostatni Wrócili do domu i przy kolacji pochwalili się zaręczynami. Józef miał łzy w oczach, a mała Betti nie mogła oderwać oczu od pięknego pierścionka. - To prawdziwa perła Ulcia? - Najprawdziwsza Betti – odpowiedział jej Marek. – Jak wszystko już się uspokoi i nabierze realnych kształtów w firmie, zaplanujemy ślub. Ja bardzo chciałbym. Może w październiku przyszłego roku? - To wspaniałe wieści dzieci. Tak bardzo się cieszę waszym szczęściem. Koniecznie trzeba to uczcić. – Wyciągnął z kredensu pękatą butelkę nalewki i rozlał do czterech kieliszków. – Ty Beatko uczcisz to herbatą. Za waszą pomyślność i szczęście. Tuż po świętach przyszło wezwanie na rozprawę, która miała się odbyć dziesiątego stycznia. Marek zaraz zadzwonił do prawnika i podziękował mu za operatywność. - Mam wszystko już opracowane Marek. Facet nie ma się jak bronić, bo brakuje mu argumentów. Na koniec wniosę o nakaz sądowy obligujący Febo do wpłacenia na konto firmy tych zagrabionych pieniędzy w ciągu czternastu dni. Pieniądze na jego kącie są, wiec nie powinien mieć z tym problemów. I tak zostanie mu jeszcze niezła sumka, z którą będzie mógł się urządzić. Spotykamy się dziesiątego o jedenastej. Do zobaczenia. To zdecydowanie były dobre wiadomości. Jak tylko Alex przeleje pieniądze, wyrówna ludziom stawki do wysokości poprzednich, bo będzie go na to stać. Szczerze powiedziawszy to nie mógł się już doczekać wyniku tej rozprawy. Dziesiątego stycznia stawili się w sądzie punktualnie. Nie wiedzieli, czy Ula będzie mogła wejść na salę, ale i tak chciała tu być dzisiaj z nim i go wspierać. Okazało się, że rozprawa będzie się odbywać przy drzwiach zamkniętych i nie wpuszczono jej. Usiadła na jednej z ławek stojących na korytarzu i uzbroiła się w cierpliwość. Nie minęło nawet pół godziny, gdy ku jej zdumieniu drzwi od sali rozpraw otworzyły się i wyszedł przez nie Marek ze swoim prawnikiem. Mina świadczyła o tym, że chyba jednak potoczyło się po jego myśli. Podniosła się z ławki i podeszła do rozmawiających mężczyzn. - Bardzo szybko poszło – rzuciła. - Sami jesteśmy zaskoczeni Ula. Wyszło na to, że Febo chyba bardzo boi się więzienia, bo już na samym początku zadeklarował, że jest gotowy choćby dzisiaj przelać żądaną sumę wraz z odszkodowaniem i zrobił to w obecności sędziego. Odzyskaliśmy pieniądze Ula. Firma nareszcie odżyje i ludzie też. Jutro rano powiemy im o tym. Jestem taki szczęśliwy. Nie mogło pójść lepiej. Zaraz zadzwonię do rodziców, bo oni też się denerwują od rana. – Uścisnął prawnikowi dłoń. – Bardzo ci dziękuję za wszystko. Jestem twoim dłużnikiem. Jeszcze dzisiaj prześlę ci honorarium. Do zobaczenia. Koniecznie musiał odreagować i wyciągnął Ulę na spacer do parku. - Wiesz kochanie pomyślałem sobie, że już nic nie stoi na przeszkodzie, żebyśmy zaczęli planować nasz ślub. Pshemko zaprojektuje i uszyje nam stroje. Obraziłby się, gdybyśmy coś wybrali u konkurencji. Teraz jestem bardzo spokojny o losy firmy, bo nic jej już nie grozi. Pokaz na pewno się spodoba. Widziałem projekty i są naprawdę wyjątkowe. Nasz mistrz, to geniusz. Wiesz, że do tej pory wszystkie pokazy odbywały się właśnie w Łazienkach, w Starej Pomarańczarni? Ten wiosenny też tam będzie. Zaplanowałem go na pierwszą połowę maja. Jeszcze będzie czas, żeby uściślić tę datę. Najlepszą wiadomością jest ta, że będziemy mogli pojechać do Cleggan na cały czerwiec, a być może, że na trochę dłużej. Tęsknię i za miejscem i za ludźmi. Być może jak przyjedziemy dziecko Maćka będzie już na świecie? Chciałbym ich zaprosić na ślub. Ich i całą rodzinę MacKinley’ów. Bardzo zżyłem się z Connorem i Nolanem. Stać nas na to, żeby opłacić podróż im wszystkim. Szymczykowie obowiązkowo muszą być. Tak naprawdę to chyba nie będziemy mieli zbyt wielu gości. - A ja się cieszę. Nigdy nie chciałam wesela z pompą, ale właśnie takie małe, kameralne z rodziną i przyjaciółmi. Zaprosimy też ludzi z firmy. Teraz przecież jesteśmy jedną wielką rodziną, prawda? Następnego dnia na zebraniu załogi ogłosił wszystkim, że wracają do poprzednich stawek. Poprosił Alę, żeby jej dział sporządził nowe angaże. Potem wraz z nią w zaciszu swojego gabinetu ustalał stawki dla wszystkich, których awansował. - Adam powinien mieć stawkę co najmniej taką, jaką miał Alex, kiedy był dyrektorem finansowym. Różnica jest tylko taka, że Alex dostawał kasę za nic, a Adam solidnie na nią pracuje. Ani, Dorocie i tobie podnosimy do pięciu tysięcy brutto, Violetcie do trzech i pół. O tysiąc złotych dźwigamy krawcowym i asystentom Pshemko. Eli i Władkowi dwa tysiące. Moja stawka pozostaje bez zmian. Taką samą wypisz dla Uli. Sebastianowi zwiększam o dwa tysiące, bo trzeba mu wyrównać do stawki Adama. Stanowiska są równorzędne. Chyba nikogo nie pominąłem? - Nie, to już chyba wszyscy. Zaraz się za to zabieram. Ależ się ludzie ucieszą. Ja też bardzo ci dziękuję. - Nie ma za co Alu. Odwalasz tu naprawdę kupę dobrej roboty. Zasłużyłaś. Pokaz odbił się szerokim echem i w telewizji, i w prasie. Geniusz Pshemko wychwalano pod niebiosa. Chwalono też prezesa za jego determinację w reanimowaniu firmowego trupa. Kolekcja rozchodziła się jak świeże bułeczki, a szwalnie pracowały w pocie czoła. Już nie było mowy o kryzysie. Firma stała finansowo rewelacyjnie. Tydzień po pokazie odwiedzili seniorów Dobrzańskich. Marek dawno nie widział swojego ojca w takim radosnym nastroju. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Przy obiedzie powiedział im wzruszony. - Nawet w najśmielszych snach nie sądziłem, że potraficie podźwignąć tego kolosa na glinianych nogach w tak rekordowo szybkim tempie. Zaimponowaliście mi oboje. Zaimponowali mi wszyscy nasi pracownicy. Jestem taki z was dumny, że mam wrażenie, że ta duma rozsadzi mi klatkę piersiową. Dokonaliście niemożliwego i za to będę wam wdzięczny do końca moich dni. - My też jesteśmy dumni tato. Teraz już możecie spać spokojnie i nie martwić się o byt. Ale my przyjechaliśmy tutaj do was z wielką prośbą. Ciebie chciałem prosić tato o zastępstwo w firmie przez co najmniej półtora miesiąca. Chcemy na początku czerwca wyjechać z Ulą do Cleggan. Wiesz, że zostawiła tam część swojego życia i wiernych przyjaciół, którzy stali się i moimi przyjaciółmi. Tęsknimy za nimi oboje i bardzo chcielibyśmy ich zobaczyć. Chcemy też osobiście wręczyć im zaproszenia na nasz ślub. Znamy już datę. To będzie piętnasty październik. Ślub odbędzie się w rysiowskim kościele. Mamy już wszystko opłacone. Obrączki też kupiliśmy. Pshemko szyje dla nas kreacje. Nie załatwiliśmy tylko sali weselnej i tu prośba do ciebie mamo, żebyś nam w tym pomogła. My zdajemy się całkowicie na twój gust. Gości będzie sześćdziesięciu, więc sala nie musi być zbyt duża. Co do menu również polegamy na tobie. Ja przed wyjazdem zostawię ci pieniądze, żebyś mogła wszystko opłacić. Pomożesz? - Oczywiście synku – Helenie zalśniły w oczach łzy. – Z wielką radością się tym zajmę. Bardzo się cieszę dzieci waszym szczęściem. Cieszymy się oboje. - Możecie spokojnie jechać synu. Przecież na miejscu jest Adam i Sebastian. Oni na pewno mnie wesprą. Poradzimy sobie. - Bardzo dziękujemy wam obojgu. Na pewno będziemy dzwonić. Wy też dzwońcie, gdyby były jakieś problemy. Trzeciego czerwca wylecieli. Maciek zrobił im miłą niespodziankę czekając na nich w Shannon. Nie spodziewali się go, bo przecież Erin miała za chwilę rodzić i to jej był bardziej potrzebny. Uściskali go mocno dopytując się o małżonkę. - Wczoraj urodziła kochani. Dziewczynkę. Śliczną Ewę. Jest rudzielcem bardzo podobnym do swojej matki. Ma wielkie zielone oczy jak Erin. Rodziła się w domu, bo nie zdążyliśmy do szpitala. Wzywałem tylko karetkę z położnikiem jak było już po wszystkim. Obie są zdrowe i odpoczywają teraz. Mam nadzieję, że zostaniecie rodzicami chrzestnymi? - To będzie dla nas wieki zaszczyt Maciuś. Wypatrywano ich. Niemal cala wieś zgromadziła się przy pensjonacie. Oni też tęsknili za swoim morskim klejnotem i za pracowitym Markiem który zdobył ich serca. Ściskano ich, poklepywano Marka po plecach. Wzruszyli się wszyscy. Obiecali, że jutro stawią się w pubie u Johna MacNamary, bo przygotowano ucztę na ich cześć. Ula z ciekawością rejestrowała zmiany jakie zaszły w pensjonacie od chwili ich wyjazdu. Cała rodzina Szymczyków przeniosła się do dobudówki, zostawiając turystom resztę pokoi. Maciek dla nich trzymał dawny pokój Uli. Nic w nim nie zmienił. Ona przede wszystkim chciała zobaczyć maleństwo. Erin leżała wraz z małą w łóżku. Słaba była jeszcze po porodzie, ale uśmiechała się do nich radośnie. - Zgodzili się? Zgodzili się Maciek? - Zgodzili się kochanie. Ochrzcimy ją pod koniec czerwca. - Dziękuję wam. Marzyłam, żebyście zostali rodzicami chrzestnymi. Taka ładna z was para. - A my przyjechaliśmy wam wręczyć zaproszenia na nasz ślub, który odbędzie się piętnastego października. Dla waszych rodziców też je mamy. - Ale się cieszę. – Maciek znowu ich ściskał. – Pasujecie do siebie jak dwie połówki pomarańczy. Potem witali się już z seniorami Szymczykami i MacKinley’ami zapraszając ich na ślub. - Wszystko będzie opłacone. Podróż w obie strony i hotel. Wy macie tylko przyjechać. Tego właśnie pragniemy. Ten pobyt pozwolił odświeżyć stare przyjaźnie. Marek znowu uległ czarowi oceanu i wypływał z Connorem na połowy. Znowu posmakowali tutejszej kuchni, prostej, ale jakże smacznej. Ula pomagała w pensjonacie, a wieczorami plotkowała z Brit i Marysią Szymczykową. Często chodzili też na klif, by nacieszyć oczy tym pięknym widokiem. Marek obejmował ją wtedy i wdychając zapach jej włosów napawał się malowniczymi skałami obmywanymi przez fale. - Chyba już zawsze będziemy tu wracać kochanie. To miejsce jest szczególne i wycisnęło swoje piętno w moim sercu. Tu umarłem i narodziłem się na nowo. Tu znalazłem swoje największe szczęście. Moją perłę. - A ja będę tu wracać na grób najlepszego człowieka pod słońcem. Wspaniałego Arta MacGowena, naszego dobroczyńcy i darczyńcy, którego pokochaliśmy całym sercem. Dziecko zostało ochrzczone z wielką pompą. Ula zakochała się w tej małej i trochę zazdrościła Erin. Widział to Marek i mówił. - Obiecuję ci kochanie, że nie będziemy długo zwlekać z rodzicielstwem i natychmiast zaczniemy pracować nad potomkiem. I ja poczułem wielką potrzebę bycia ojcem. Zobaczysz, że niedługo i my będziemy tulić taką maleńką istotkę. Trudno było im się pożegnać. Obiecali, że wrócą tu za rok. Mówili, że nie mogliby spędzać już urlopu gdzie indziej, bo to miejsce jest najpiękniejsze na ziemi. Teraz musieli skupić się na przygotowaniach weselnych. Wszystko szło zgodnie z planem. Któregoś dnia tuż po powrocie pojechali z Heleną obejrzeć salę. Spodobała im się. Dobrzańska miała naprawdę dobry gust. Potrawy, które wybrała były znakomite. Zespół również. Byli bardzo zadowoleni. Pshemko kończył szyć garnitur Marka, a Ula była już po ostatnich przymiarkach. Rozdali też wszystkim zaproszenia. W czwartek przed ślubem Marek wraz z Sebastianem i ojcem pojechali na lotnisko odebrać swoich gości. W sumie osiem dorosłych osób i mała Ewa. Zawieźli ich do hotelu, gdzie mieli wynajęte pokoje. W dzień zaślubin zamówione taksówki miały ich przywieźć do Rysiowa. W sobotni poranek tuż przed dziesiątą rozdzwoniły się dzwony w rysiowskim kościele. Podjechała biała limuzyna, z której wyskoczył pan młody i okrążywszy samochód wysupłał z niego pannę młodą. Podał jej ramię i wolnym krokiem poprowadził w kierunku ołtarza. Na ich widok po kościele przeszedł szmer podziwu. Ula wyglądała zjawiskowo. Biała suknia spływała po jej ciele sprawiając wrażenie, że jej właścicielka nie stąpa a wręcz płynie. Marek prezentował się niezwykle przystojnie i elegancko w idealnie skrojonym garniturze. Patrząc sobie głęboko w oczy przysięgali miłość i wierność w chorobie i szczęściu aż do śmierci. Nikt, kto był weselnym gościem nie miał powodów do narzekań. Jedzenia i napitku było w bród, a tańce trwały do białego rana. MacKinley’owie byli zachwyceni, bo po raz pierwszy mieli okazję uczestniczyć w najprawdziwszym polskim weselu. Wprawdzie ich córka miała podobne, ale dopiero tutaj mogli się przekonać, jak to naprawdę wygląda. Tuż po nowym roku Marek kupił wreszcie wymarzony dom. Dla nich był idealny, a przede wszystkim bardzo podobał się Uli. Urządzali go wspólnie dopieszczając każdy kącik. Wraz z nadejściem wiosny i Ula zaszła w upragnioną ciążę. Marek szalał ze szczęścia. Gdyby ktoś go nagrał pomyślałby, że kompletnie zwariował na punkcie przyszłego potomka. On niczym się nie przejmował. Każdego wieczora tulił usta do powiększającego się brzuszka Uli i prowadził swoisty monolog z maleństwem. Śmiała się do rozpuku, bo wyglądało to komicznie. Kiedy była w szóstym miesiącu poszła wraz z nim na USG. Koniecznie nalegał, żeby ginekolog zdradził im płeć dziecka. Okazało się, że i oni przywitają na świecie córeczkę. Z tej wielkiej radości wyniósł ją z przychodni na rękach. Ludzie widząc to pukali się w czoło, a on nic sobie z tego nie robił. W tajemnicy przed Ulą urządzał pokoik dla małej. Nakupił mnóstwo zabawek, łóżeczko z różowym baldachimem i wszystko co było niezbędne dla takiego maleństwa od pieluch po zasypki, kremy i śpioszki. Wraz ze zbliżającym się terminem porodu jego ekscytacja rosła. Dwa dni przed nim zawiózł Ulę do szpitala i już nie odstąpił jej na krok. Uparł się, że koniecznie musi być przy porodzie. Stał w sali porodowej przy jej łóżku trzymając ją za rękę i szeptał jej do ucha miłosne zaklęcia. Urodziła bez komplikacji, a on nie mógł się napatrzeć na ten cud. Zrobił milion zdjęć małej i ciągle się dziwił, że tak bardzo przypomina jego samego. Tylko oczy odziedziczyła po Uli. Były błękitne jak lazur oceanu. Leżąc wraz z nią na szpitalnym łóżku tulił ją do siebie i mówił. - Dzięki wam moje życie nabrało sensu. Kocham was tak mocno, że aż serce boli. Jestem szczęśliwy Ula. Naprawdę szczęśliwy i już nie mam marzeń, bo wszystko o czym kiedyś marzyłem spełniło się co do joty. - A ja myślałam, że masz jeszcze jedno – odpowiedziała mu rozczarowana, choć w jej oczach migotały wesołe iskierki. - Tak? A jakie? - Myślałam, że marzysz jeszcze o synu. - Masz rację skarbie. Bardzo chcę mieć syna. Jak tylko wydobrzejesz na pewno popracujemy nad tym. – To gorliwe zapewnienie z jego strony wywołało u niej spontaniczny śmiech. - Oj Dobrzański, Dobrzański, bardzo cię kocham, wiesz? Jesteś najlepszym co dostałam od losu. Ty i nasza córeczka. Przytulił ją mocno, a ona ułożyła głowę na jego piersi. Ich maleństwo spało posapując cichutko. Uśmiechnęli się. Byli rodziną. Najszczęśliwszą rodziną na ziemi. K O N I E C |
jute (gość) 2014.06.05 18:38 |
Witaj Małgosiu.Szczęśliwe zakończenie.To uwielbiam.Barwna i dość szczegółowa ale nie "łopatologiczna" relacja zaślubin,ciąży,urodzin córeczki.Fajnie,bo jest miejsce dla naszej własnej wyobrażni( wiadomo,każdy ma jakieś własne "chcenia" )Jesteś Małgosiu moim osobistym poprawiaczem humoru i bardzo Ci za to dziękuję.Pozdrawiam. |
MalgorzataSz1 2014.06.05 19:28 |
Jute Miło się czyta takie słowa. Ty za to dzisiaj bardzo poprawiłaś mi humor, bo od rana jako jedyna wstawiłaś komentarz. Sądziłam, że najpierw odezwie się ta, która przez piętnaście rozdziałów domagała się końcóweczki, a tu cisza. Zaszyła się nasza żabcia w bajorku i ani głowy nie wystawi . U Ciebie też grzmi? Tylko patrzeć jak za chwilę się rozleje. Dziękuję Jute za każdy komentarz i serdecznie Cię pozdrawiam. :) |
jute (gość) 2014.06.05 19:49 |
Małgosiu , tutaj pada z małymi przerwami już od trzynastej.Dobrze,że udało nam się posprzątać skoszoną trawę,zanim zmieniła się w zgniliznę.Miałam dzisiaj pracowity dzień,grabiłam trawę,lepiłam pierogi(nie,nie faszerowałam ich zebranym siankiem,tylko kapuchą i mięskiem)teraz marzę już tylko o prysznicu i kordełce.Dziwne, że nasza końcóweczka nie daje znaku życia.,może już nenufarkuje? |
Sloneczko (gość) 2014.06.05 20:21 |
Gosiu, uwielbiam czytac twoje opowiadania, bo zawsze koncza sie dobrze... niecierpliwie czekam na nastepne opowiadanie. Pozdrawiam serdecznie. |
MalgorzataSz1 2014.06.05 20:43 |
Jute Nawet nie posądzałabym Cię o to, że do pierogów możesz dodać skoszoną trawę, To Lectrice przychodzą do głowy takie pomysły. Hahaha. Słoneczko Dawno się nie odzywałaś, tym milsza niespodzianka dla mnie, że nadal czytasz. Kolejne opowiadanie zacznę publikować prawdopodobnie od 15-go czerwca, ale dam jeszcze konkretnie znać. Pozdrawiam Cię najserdeczniej i dziękuję za wpis. :) |
Aneta (gość) 2014.06.05 21:05 |
Malgosiu ciesze sie ze znowu jest szczesliwe zakonczenie... Pobrali sie, jest i upragnione dziecko... Czekam na kolejne szczesliwe (mam nadzieje) opowiadanie :) pozdrawiam |
MalgorzataSz1 2014.06.05 21:22 |
Anetko A ja cieszę się, że dotrwałaś do końca. Wszystkie moje opowiadania kończą się szczęśliwie, więc i kolejne takie będą. Pozdrawiam cię i dziękuję za komentarz. :) |
lectrice (gość) 2014.06.05 21:29 |
Ja jestem kobieta pracujaca, zadnej pracy sie
nie boje, szyc tez potrafie, choc nie rozumiem dlaczego mam sie
przyszywac do wlasnego jeziora. I dlaczego mnie sie posadza o cerowanie
tegoz jeziora , ja wiem , ze jezioro to dziura ale bez przesady ! Co do koncoweczki to naturalnie bardzo fajnie ja przeczytac ale nie spelniasz niniejszym moich zachcianek bo ja prosilam o te koncoweczke na poczatku ! Sielanka, wszystko gra, a miedzy nimi nie ma zgrzytow ani kwasow i miejmy nadzieje, ze tak zostanie. Byczki poszly w ch... na jakis inny wypas i przez ciebie nie bedzie wolowinki na kolacje ! Dobrze, ze im sie udalo z firma bo by nie mieli za co tych dzieci utrzymywac, a zrozumialam ze sam proces produkcji im sie spodobal i rusza z tasma na calego ! Szkoda, ze koniec. Podoba mi sie ze piszesz prosto i bez owijania w bawelne o uczuciach, kawa na lawe i bez podtekstow. Pewne slowa o uczuciach lub stanach emocjonalnych bohaterowie wypowiadaja bez zadnych purytanskich zahamowan, dobrze jest zwycajnie mowic o ty co sie czuje. To by bylo na tyle. |
Aneta (gość) 2014.06.05 21:41 |
Jak juz zaczynam cos czytac to zawsze staram sie dokonczyc to co zaczelam, a ze mi sie spodobaly Twoje opowiadania to napewno bede sledzic dalsze losy moich ulubionych bohaterow :) |
MalgorzataSz1 2014.06.05 21:45 |
Lectrice Wreszcie się doczekałaś. Końcóweczka jak złoto. Cieszę się, że byczków brak, bo ja i tak od jakiegoś czasu odżywiam się jak wegetarianin. Jednak z tym cerowaniem stawu, to chyba trochę za daleko poniosła Cię wyobraźnia. Czasami odnoszę wrażenie, że w ogóle nad nią nie panujesz. Hahaha. Dzięki kochana, bo od rana czekam na Twój komentarz i wreszcie jest. Pozdrowionka. :) |
MalgorzataSz1 2014.06.05 21:46 |
Aneto Twoje słowa to balsam dla mojej duszy. Moi czytelnicy są dla mnie najważniejsi. :) |
lectrice (gość) 2014.06.05 21:53 |
Niestety w zabolandii nie kazdy czwartek jest wolny, co za glupie zaby !!! |
jute (gość) 2014.06.05 22:05 |
Lectrice, gzie byłaś kiedy Cię nie było? A tyle to u Ciebie ile?I dlaczego to Twoje jezioro jest dziurawe? Zaszyj to szybciutko, bo Ty jesteś wyżej i to pewnie z tego twojego jeziora nam na głowy leje .Myślałam,że śpisz apotem że byłaś u zębisty i przypadkiem językotrzymacz albo szczękorozwieraczci się na palcach zatrzasnął i nie możesz pisać,albo,że Ci tipsy nie wyschły |
jute (gość) 2014.06.05 22:18 |
Małgosiu,a zupę z pokrzyw jadasz?Bo ja tak. i pije napar z suszonych pokrzyw.W ciągu pięciu lat zbiłam cukier z 350 na 110, Już kiedyś chciałam Ci powiedzieć ale zapomniałam. |
MalgorzataSz1 2014.06.05 22:22 |
Jute Nigdy o tym nie słyszałam, żeby pokrzywy zbijały cukier, ale dobrze wiedzieć. Ja nigdy nie miałam aż tak wysokiego cukru. Najwyższy to 260, ale to rzadko. Raczej staram się tak jeść, żeby nie przekroczyć 200. Jutro zapytam w aptece o tę pokrzywę. Dzięki. :) |
lectrice (gość) 2014.06.05 22:24 |
Jute, w zabolandzkiej szkole podstawowej bylam, w
zabolandii szkola podstawowa konczy sie o szesnastej (co za glupie zaby
!), a ja dorabiam zeby dojadac i wracam o osiemnastej. I to nie prawda, ze mnie nie bylo bo ja bylam tylko nie tu to znaczy bylam tam... , to tez sie liczy ! Moje jezioro jest dziurawe bo trzeba do niego wejsc przez dziure, jakby dziury nie bylo to jak bym wlazla do tego cholerstwa ? A Malogosia powiedziala, ze sie zaszylam, no kurcze to nie ja jestem dziurawa ! Dlaczego wy myslicie, ze ja pocerowana po swiecie ganiam ? No ja nie moge wyjsc zez dumienia jak wy mozecie mnie o to posadzac , ach ! Dlaczego uwazasz, ze moje jezioro jest wyzej, jakby bylo wyzej to juz dawno bym plywala po twoim podworku ! Dziewczyny, co wy za bzdury dzis wymyslacie ! To z rozpaczy, ze pietnasty rozdzial juz za nami !!! U dentysty to byl moj zbuczek, teraz musze uwazac bo ma zabki OK i jak zacznie gryzc ... Jute , ty mnie posadzasz, ze ja spie o dziesiatej wieczorem, no tego to sie po Tobie nie spodziewalam !!! Ty nigdy nie slyszalas, ze ktos nie spi aby ktos mogl spac ? W kazdym razie nie spie i sie na to nie zanosi... Jakie tipsy mi nie wyschly, co to sa tipsy ??? |
lectrice (gość) 2014.06.05 22:27 |
Malgosiu, pokrzywy zbijaja lydki niegrzecznych dzieci... jak Jute sie nimi wali to znaczy, ze niezle przekrobala... |
lectrice (gość) 2014.06.05 22:30 |
Jute, kobito, a zjedz ty cos porzadnego , jak
chcesz to sie zapre i jakiegos byczka Ci upoluje to sobie mielonych
zrobisz ... Zostaw ty to zielsko, talerza szkoda brudzic ! To jak , o ktorej masz wypas na lace ? |
Sloneczko (gość) 2014.06.05 22:31 |
Czytam, czytam..., tylko nie zawsze komentuje.
Ostatnio nawet wrocilam do Twojego pierwszego a mojego ulubionego
opowiadania zeby sobie poprawic humor :) |
lectrice (gość) 2014.06.05 22:36 |
Sloneczko, gdziety lazisz ? Leje i leje, litosci, wracaj ! I przestan sie lenic bo ostatnio to sobie pofolgowales na calego !!!! |
MalgorzataSz1 2014.06.05 22:44 |
Słoneczko Lejesz miód na moje serce. Nie sądziłam, że ktoś jeszcze czyta moje wcześniejsze bazgroły. To bardzo miła świadomość. :) |
MalgorzataSz1 2014.06.05 22:46 |
Lectrice Tipsy, to doklejane paznokcie. |
lectrice (gość) 2014.06.05 22:46 |
Ja tez (czasem) czytam ! |
lectrice (gość) 2014.06.05 22:58 |
Jute, Nie doklejam (no tych tipsow) bo sie odklejaja i tak w kolo Macieju, glupiego robota (i w plywaniu przeszkadzaja bo sie o algi zaczepiaja i zaczepic o staw moga i oczko sie pusci i cerowac trzeba bedzie!) |
Sloneczko (gość) 2014.06.05 23:16 |
Lectrice Jakos te czarne chmury nie chca mnie sluchac :) u mnie tez leje i leje i nie chce przestac Pozdrawiam "slonecznie" |
jute (gość) 2014.06.05 23:44 |
Lectrice zupka z pokrzyw jest pychotkowa a pierwszy raz w życiu to jadłam ją w Żabolandii właśnie.To była taka knjpka gdzie można było oglądać jak gotują. ,i pierwszy raz widziałam wtedy takie dziwne nożyczki do cięcia ziólek i wszelkiej zieleniny.Oczywiście też sobie takie cosik kupiłam, służyły mi dobrze przez długie lata. Teraz można je kupić wszędzie,ale to było jakieś trzydzieści lat temu. |
jute (gość) 2014.06.05 23:52 |
Idę pod kordełkę dziewczyny bo padam na fizis.Kobranocka.Może jakieś słońce mi się przyśni,a najlepiej rodzaju męskiego, no słoniec jakiś.Nie lubię rodzaju nijakiego bo taki jakiś nijaki jest.Narka |
lectrice (gość) 2014.06.05 23:57 |
Ja chyba zakoncze koresponencje z Wami bo wy
jestescie rozmemlane zielone towarzystwo ! Ty pokrzywowa, Malgosia
szpinakowa, Marit to chyba szczawiowa. Ja was w waszej zielskolandii nie mam zamiaru odwiedzac, ja uwielbiam jarzyny ale tylko na chrupiaco ! O! |
Elkanum (gość) 2014.06.06 17:32 |
Świetny jest ten rozdział, Gosiu! Tyle się w nim dzieje! Wszystko się szczęśliwie w końcu poukładało. Ula i marek są tacy szczęśliwi, bo wzięli ślub i urodziła się im córka. Nie mogę już doczekać się następnego opowiadania! Nie wyobrażam sobie żebyś przestałą prowadzić tego bloga. Naprawdę masz talent! :) Pozdrawiam cie serdecznie! :) |
MalgorzataSz1 2014.06.06 18:27 |
Elkanum Cieszę się, że masz takie pozytywne zdanie o mojej pisaninie. Na razie nie zamierzam przestać pisać i bardzo nie chcę porzucić tego bloga. To będzie już ostateczność. Pozdrawiam. :) |
lectrice (gość) 2014.06.06 18:39 |
Nie wiem jak u Jute ale u mnie sloniec jak slon i to w realu, nie musze w kordelke sie zaszywac ! |
kawi ;) (gość) 2014.06.07 09:36 |
Ojej, znowu mnie trochę nie było. Mam teraz, na koniec roku, więcej nauki niż dotychczas i z trudem znajduję wolną chwilę. Nadrabiam jednak powoli wszystko, a oprócz tego piszę nowe opowiadanie, którego pierwsza część pojawiła się wczoraj. Serdecznie cię na nią zapraszam i mam nadzieję, że wybaczysz mi, że przez tak długi czas nie komentowałam Twoich notek :) kawi ;] |
Elkanum (gość) 2014.06.07 10:13 |
Zapraszam na 11 rozdział. |
MalgorzataSz1 2014.06.07 14:17 |
Kawi Każda z Was prosi o to samo. "Wybacz, że nie komentowałam Twoich notek". Wybaczam, szczególnie Tobie, bo nadal chcę czytać Twoje opowiadania. Chyba nie było Cię tu ze dwa miesiące. Zaczęłaś nowe opowiadanie? A co z poprzednim? O ile pamiętam nie zostało dokończone. Zbliżają się wakacje. Będziesz miała trochę więcej czasu na pisanie i mam nadzieję, że częściej będę zaglądać na Twój blog. Dzięki, że się odezwałaś. Pozdrawiam. :) |
Elkanum (gość) 2014.06.07 15:36 |
To znowu ja. Mam pytanie. Kiedy wkleisz następne opowiadanie? ( rym niezamierzony :D) Odpowiedziałam ci na twój komentarz na moim blogu. Życzę miłej soboty! :) |
MalgorzataSz1 2014.06.07 16:23 |
Jutro ukaże się oficjalna informacja. Chyba 15-go czerwca. Pozdrawiam. :) |
Amicus (gość) 2014.06.07 18:34 |
No i skończyło się tak, jak powinno. Szczęśliwie
:) Widzę, że w przyszłym tygodniu planujesz publikację kolejnego
opowiadania. Bardzo się cieszę :) Ja powoli przechodzę ze stanu 'muszę'
na stan 'chcę' i będę mieć wreszcie czas by śledzić Twoją twórczość
regularnie. Pozdrawiam Cię i za jakieś pół godziny zapraszam na kolejną część u siebie. Znalazłam wolną chwilę, więc wstawiam, bo w tygodniu może być różnie. |
MalgorzataSz1 2014.06.07 19:42 |
Amicus Cieszę się, że wracasz do normalności. Ja robię sobie tylko tygodniową przerwę, chyba że coś się pokomplikuje. Jednak wszystko wskazuje na to, że nowe opowiadanie ukaże się w następną niedzielę. Za chwilę przeniosę się na Twój blog, bo jestem ciekawa, czy to 3 część "Dziecka", czy powrót do poprzedniej historii. Pozdrawiam Cię serdecznie. |
Justynka29 (gość) 2014.06.14 02:25 |
Przepraszam ,że dopiero teraz tu zajrzałam. Opowiadanie bardzo fajnie zakończone i szkoda ,że to już koniec. Lubię długie historię. Ale wszystko ma swoje zakończenie. Ula i Marek zostali rodzicami a on myśli jeszcze o drugim dziecku. Pozytywnie zakończone. I ta końcówka rozbawiła mnie heh he . Czekam na nowe opowiadanie. Na szczęście do niedzieli już niedaleko. Pozdrawiam :) |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz