BEZWARUNKOWA
MIŁOŚĆ
ROZDZIAŁ 1
Głośno
dzwoniący telefon oderwał go od dokumentów, które przeglądał. Odebrał
natychmiast nie mogąc znieść tego drażniącego uszy dźwięku.
- Dobrzański, słucham.
- Witaj synku – usłyszał głos swojej matki. –
Dzwonię ze szpitala. Uli odeszły wody i miała skurcze. Razem z ojcem
przywieźliśmy ją tutaj. Byłoby dobrze, gdybyś i ty przyjechał. Ona bardzo się
boi i ciągle pyta o ciebie.
Przełknął
nerwowo ślinę. Sam chyba też się bał.
- Dobrze mamo, ja za chwilę u was będę. Uspokój
ją i powiedz, że wszystko będzie dobrze. Do zobaczenia.
Podekscytowany
wparował do gabinetu przyjaciela nawet nie pukając. Olszański poderwał głowę
znad klawiatury i nieco wystraszony spojrzał na Marka.
- Chłopie! Ty mnie kiedyś doprowadzisz do zawału!
Pali się, czy co?
- A żebyś wiedział! Właśnie dzwonili rodzice.
Ulka zaczęła rodzić. Muszę jechać. Trochę się martwię, bo to przecież o dwa
tygodnie za wcześnie. Zastąpisz mnie?
- No pewnie. Daj znać jak będzie po wszystkim.
Nie tracił
już czasu. Zbiegł po schodach pięć pięter i dopadł swojego Lexusa. Sądził, że
szybko dotrze do szpitala, ale pora była popołudniowa, a na ulicach zwiększony
ruch i jeszcze te światła. Zmełł przekleństwo w ustach stojąc w kolejce do
następnych. Jakie to szczęście, że na miesiąc przed rozwiązaniem zamieszkali u
jego rodziców. Tam przynajmniej była pod opieką i gdyby się coś działo, był
zawsze ktoś, kto mógłby jej pomóc, gdyby akurat jego nie było pod ręką. Nie
rozumiał tylko, dlaczego to dziecko aż tak śpieszyło się na świat? Do porodu
zostały dwa tygodnie. Nie miał pojęcia, czy taki przedwczesny wpłynie
pozytywnie na noworodka.
Wreszcie
dotarł i biegiem ruszył na porodówkę. Na korytarzu dostrzegł siedzących w
fotelach rodziców. Usiadł obok. Jego duże zazwyczaj oczy były teraz jeszcze
większe.
- Wiadomo już coś? – rzucił nerwowo i usiadł
obok ojca.
- Jeszcze nie. Też się denerwujemy, bo to za
wcześnie. Mamy nadzieję, że z dzieckiem będzie wszystko w porządku.
Pokiwał
głową i zamyślił się. Od dwóch lat byli małżeństwem. Nie mógł się nią
nacieszyć. W przeszłości zrobił jej wiele świństw szczególnie wtedy, gdy była
jego niezbyt atrakcyjną asystentką. Wykorzystał ją i jej słabość do niego. Wraz
z Sebastianem uknuli intrygę, która szybko się wydała i bardzo zraniła Ulę. Odeszła
z firmy, a on dopiero wtedy zrozumiał, że nie potrafi bez niej żyć. Droga do
ponownego odzyskania jej zaufania była drogą przez mękę. W międzyczasie bardzo
wypiękniała i wtedy zaczął się naprawdę obawiać, czy ktoś inny nie skradnie jej
serca. Nastąpił nawet moment, że już nie wierzył w odmianę swojego losu i w to,
że ona kiedykolwiek mu wybaczy. A jednak wybaczyła. Jej miłość do niego okazała
się ogromna. Nie czekał długo ze ślubem. Chciał mieć ją wyłącznie dla siebie.
Do momentu kiedy zaszła w ciążę używali wspólnego życia do upadłego. Pokazał
jej wiele cudnych miejsc i w Polsce i za granicą. Kupił piękny dom, który
urządzili wspólnie. Kochał ją i hołubił. Nosił na rękach i rozpieszczał.
Obsypywał drogimi prezentami, chociaż ona wcale tego nie chciała powtarzając
wciąż, że jedyne na czym jej zależy, to żeby on nie przestał jej kochać i żeby
zawsze przy niej był.
Wiadomość
o ciąży odebrał jak porażenie piorunem. Sądził, że nadal będą cieszyć się
wyłącznie sobą, a tu nagle pojawia się realne zagrożenie tej sielanki, a przede
wszystkim widmo nowych obowiązków. Nie przyjął tej wiadomości tak jak się tego
spodziewała. Długo milczał trzymając w dłoni zdjęcie USG. Poczuła się
rozczarowana. Dla niej to dziecko już było cudem. Rozpłakała się. Widok jej
płaczącej był jednym z tych, których nie potrafił znieść. Przytulił ją mocno do
siebie.
- Nie martw się kochanie, jakoś sobie
poradzimy.
- Nie cieszysz się, że będziesz ojcem?
Myślałam, że chcesz nim być. Przecież to dziecko jest owocem naszej miłości.
- Chcę być ojcem, ale myślałem, że nie nastąpi
to tak szybko, to dlatego tak trudno jest mi oswoić się z tą myślą.
Od tej
chwili starał się dbać o nią. Woził do lekarza na wizyty kontrolne, ale już do
szkoły rodzenia nie chciał pójść. Wstydził się, choć tak naprawdę nie miał
czego. Podwoził ją tylko na zajęcia i czekał w samochodzie. Było jej przykro i
z ciężkim sercem godziła się na to. O wiele więcej entuzjazmu wykazali
dziadkowie Dobrzańscy i jej własny ojciec. Oni naprawdę cieszyli się z wnuka
lub wnuczki. Do końca nie wiedzieli, co się urodzi, bo Ula nie chciała znać
płci. Dla niej i dla innych miała to być niespodzianka.
Westchnął.
Miał świadomość, że swoją postawą rozczarował mocno żonę, a teraz nie wie
nawet, czy wszystko z nią w porządku.
Po
czterech, długich godzinach spędzonych na korytarzu wreszcie doczekali się
wieści. Z sali obok wyszła położna i obrzuciwszy ich wzrokiem spytała.
- Pan Dobrzański?
Marek
podniósł się z fotela.
- To ja. Czy z żoną wszystko w porządku?
- W porządku. Urodziła śliczną i zdrową
córeczkę. Za chwilę przewiozą ją wraz z dzieckiem na salę poporodową i wtedy
będą państwo mogli je zobaczyć. Dziecko jest duże. Waży cztery kilo, ma
pięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i z całą pewnością jest donoszone. Lekarz
musiał się pomylić określając termin porodu. Gratuluję.
Odetchnęli.
Od samego początku Ula nie znosiła tej ciąży dobrze. Najpierw okres wymiotów i
nudności, potem wielkiej opuchlizny, bo płód uciskał nerki. Ciężko było jej
chodzić. Nogi były tak obrzęknięte, że nie mogła założyć ładnych butów i
większość czasu przechodziła w rozklapanych balerinach. W szóstym miesiącu
okazało się, że ma cukrzycę ciążową. Sama musiała podawać sobie insulinę, bo
Marek nie znosił zastrzyków i widoku krwi.
Wsunęli
się do sali, do której ją przywieziono. Uśmiechnęła się do nich blado. Helena i
Krzysztof uściskali ją i podeszli do łóżeczka, w którym leżało maleństwo. Marek
przysiadł na jej łóżku całując ją w usta.
- Jak się czujesz kochanie – popatrzył w jej
przekrwione z wysiłku oczy.
- Już dobrze, ale było ciężko. Dziecko jest
duże. Ledwo je ze mnie wycisnęli. Chyba będzie podobna do ciebie, bo ma czarne
włoski. Zobacz.
Wziął na
ręce zawiniątko i przyjrzał się mu. Zaniepokoił się, bo nie poczuł kompletnie
nic. Dziecko miało pucołowatą twarz i krzywiło się niemiłosiernie jakby zaraz
miało się rozpłakać. Rzeczywiście na głowie sterczało mu kilka czarnych
kosmyków.
- Jest piękna, prawda? – usłyszał głos swojej
matki.
- Tak… Tak… Bardzo piękna.
- Myśleliście nad imieniem Uleńko?
- Właściwie to nie…, nigdy o tym nie
rozmawialiśmy… Może Iga? Krótkie i ładne, jak myślisz Marek?
- Może być. Mnie też się podoba. Iga
Dobrzańska. Brzmi świetnie.
Cztery dni
po porodzie przywiózł je do rodziców. Tam miały spędzić pierwsze tygodnie
szczególnie, że Helena zadeklarowała się do pomocy młodej matce. Od samego
początku zarówno ona jak i Krzysztof, ojciec Marka ubóstwiali tę małą. Często
to właśnie dziadek ją kołysał w ramionach, żeby odciążyć swoją synową. Kiedy
mała skończyła miesiąc wróciły do domu. Tam Ula była już skazana wyłącznie na
siebie, bo dziadkowie przyjeżdżali tylko w weekendy. Mała często płakała po
nocach nie pozwalając im spać. Uli mdlały ręce od ciągłego noszenia jej i miała
żal do Marka, że tak słabo angażuje się w opiekę nad córką. Z drugiej strony
nie miała sumienia go budzić, bo to on zarabiał na chleb i często wracał bardzo
zmęczony.
Okres
połogu już minął. Znowu mogli cieszyć się sobą. Jednak coś się pod tym względem
zmieniło. Początkowa fascynacja jej ciałem zmieniła się w jakąś niechęć do
zbliżeń. Zrobili to kilka razy, ale Marek za każdym czuł dyskomfort. To już nie
była jego Ula. Ciąża zdeformowała jej ciało, które nie było tak idealne jak
kiedyś. Zostało jej sporo kilogramów, które odłożyły się na brzuchu i udach.
Pojawił się cellulit i spore rozstępy. Nie pociągała go już tak jak dawniej.
Czasem to ona inicjowała zbliżenia, bo nadal kochała go bardzo mocno i
niezmiennie pragnęła. On wykręcał się zmęczeniem i bólem głowy. W końcu
zrozumiała, że to tylko wymówki z jego strony i że to ona jest głównie powodem
jego niechęci do uprawiania z nią seksu. Ta myśl była jak mocny policzek. Miała
świadomość, że nie wygląda już tak jak przed ślubem, a jej atrakcyjność znikła
w fałdach tłuszczu. Już nie prosiła go o zbliżenie. Była zbyt dumna, zbyt
urażona, żeby to zrobić. Wielokrotnie płakała, bo nie potrafiła sobie poradzić
sama ze sobą. Ewidentnie odsuwali się do siebie. Tak silna kiedyś u Marka
potrzeba bliskości odpłynęła w niebyt. Nie dążył już do niej i najchętniej
szybko zasypiał odwrócony do Uli plecami.
Dni
umykały. Ona skupiła się przede wszystkim na Idze. Rzadko wychodziła z domu.
Popadła w jakiś rodzaj odrętwienia. Zamiast wyjść na spacer do parku
ograniczała się do wystawienia wózka do ogrodu. Ruszała się tylko wtedy, gdy
trzeba było zrobić większe zakupy. Sklep mieli pod nosem więc nie musiała się
jakoś specjalnie przebierać. Naciągała na siebie rozwleczony dres i adidasy, i
tak ubrana wychodziła z domu. Wszystkie rzeczy, które kiedyś leżały na niej
idealnie teraz były zdecydowanie za ciasne. Na bazarze kupiła kilka szerszych
bluzek skutecznie maskujących jej fałdy na brzuchu i kilka par luźnych jeansów.
Atmosfera
w domu stała się napięta. Nie kłócili się, ale też żadne z nich nie angażowało
się w rozmowę nawet na temat Igi. Marek po powrocie z firmy całował zarówno
córkę jak i Ulę w policzek, zjadał obiad, a po nim bezczynnie leżał do wieczora
na kanapie oglądając program telewizyjny. Ich obecne życie w niczym nie
przypominało tego sprzed ciąży. On nosił w sobie żal, że dziecko w jakiś
niewytłumaczalny sposób zabrało mu Ulę, ona przepełniona była goryczą patrząc
jak obojętnie traktuje je obie. Coraz też częściej zaczął wychodzić na
spotkania czy imprezy sam, jakby wstydził się żony. Uznała, że chyba tak będzie
lepiej. Nawet nie miała się w co ubrać, by jakoś wyglądać. Powoli przeistaczała
się w Brzydulę, jak zwykli ją określać jeszcze kilka lat temu pracownicy
Febo&Dobrzański. Z czasem przestawało jej zależeć na czymkolwiek. Jedynie o
córkę dbała, jakby ona stanowiła jej jedyny cel w życiu i nadawała mu sens.
Marek
najpierw z wielkim żalem patrzył jak się zmienia. Z czasem wzbierała w nim
złość, że potrafiła tak się zaniedbać.
- Mogłabyś wreszcie coś ze sobą zrobić.
Wyglądasz jakbyś przez tydzień się nie myła i nie czesała. Nie poznaję cię.
Gdzie się podziała moja dawna Ula?
Nie umiała
mu się odgryźć. Nie potrafiła mu powiedzieć, że to jak wygląda, to również jego
wina. Nie wspierał jej i nie pomagał. Uciekała w takich razach do pokoju córki
i tam tuląc ją w ramionach łkała całymi godzinami.
Dobrzańscy
nie wtrącali się. Przyjeżdżali głównie do wnuczki, którą kochali nieprzytomnie.
Czasem tylko Helena sugerowała nieśmiało synowej, że powinna wyjść do ludzi, a
nie zamykać się z dzieckiem w czterech ścianach. Obiecywała, że postara się,
ale nie wywiązywała się z tych obietnic. Nie miała motywacji.
Zbliżały
się święta Bożego Narodzenia. Iga za chwilę kończyła siedem miesięcy. Już
nauczyła się siadać i była coraz bardziej ruchliwa. Nie przypominała też już
tego pucołowatego oseska. Teraz jej buzia była szczupła i bardzo przypominała
twarz Marka. Włoski sporo urosły i miały kolor hebanu. Stalowo szare oczka
śmiały się często, a rączki wyciągały do matki. Była z nią mocno związana. Do
ojca nie ciągnęła tak bardzo jak do niej.
Wigilię
mieli spędzać jak co roku u Dobrzańskich seniorów. Wcisnęła się w sukienkę,
którą niedawno kupiła na tę właśnie okazję. Ubrała dziecko i zabrawszy kolorowe
torby z prezentami wyszła przed dom czekając aż Marek wyprowadzi samochód z
garażu. Nie miała ochoty na ten rodzinny spęd. Jak zwykle będą oboje Febo i o
ile do Alexa czuła kompletną obojętność, tak obawiała się uszczypliwości ze
strony Pauliny, byłej dziewczyny Marka. Ona nadal nie pogodziła się z porażką i
korzystała z każdej okazji, żeby wyśmiać i obrazić Ulę.
Weszli do
salonu witając się ogólnym „dzień dobry”. Helena już odbierała Igę z rąk Uli i
całowała jej rumiane policzki.
- Spójrzcie, – zwróciła się do rodzeństwa Febo
– nie widzieliście jej jeszcze. Czyż nie jest podobna do Marka? Nawet te
dołeczki odziedziczyła po nim. On wyglądał identycznie. Moja kochana wnusia –
ucałowała Igę raz jeszcze.
- Rzeczywiście jest bardzo ładna – odezwała
się Paulina. – I pomyśleć, że to ze mną miałeś mieć dzieci. Na pewno były by
równie ładne o ile nie ładniejsze. Ale cóż… Sam wybrałeś…
Uli
zrobiło się przykro. Spuściła głowę i usiadła przy stole nie komentując.
Paulina potrafiła być wredna i znajdowała jakąś dziką przyjemność w poniżaniu
jej.
Kolację
spożywali w milczeniu. Po niej rozsiedli się na kanapach racząc się kawą.
Paulina podeszła do stojącego przy choince Marka i szepnęła.
- Nie wyglądasz na szczęśliwego. Nie żałujesz
czasami, że wybrałeś to bezguście? Spójrz na nią. Wygląda obrzydliwie i tak się
spasła, że za chwilę ta kiecka pęknie w szwach.
- Obrażasz moją żonę. To, że nie ubiera się z
gustem nie znaczy wcale, że jesteś od niej lepsza. Ma więcej w głowie niż ty
będziesz miała kiedykolwiek, więc zamilcz i lepiej się nie odzywaj.
W czasie,
gdy Paulina obrzucała tymi niewybrednymi epitetami Ulę ona sama rozmawiała z
Alexem.
- Nie nudzisz się w domu? – spytał. – Nie
tęsknisz za firmą? Przydałabyś się, bo pracy jest mnóstwo, a dobrych fachowców
jak na lekarstwo.
Popatrzyła
na niego uważnie. Trochę się zdziwiła, że pyta ją o takie rzeczy. Nigdy nie był
w stosunku do niej zbyt życzliwy, a już na pewno nie posądziłaby go o to, że
uważa ją za fachowca.
- Chętnie bym wróciła, ale Iga jest jeszcze
mała i potrzebuje mojej opieki. Może jak trochę podrośnie to zdecyduję się
wrócić. Nie wiem tylko jak Marek zapatruje się na mój powrót do firmy. Nie
rozmawialiśmy o tym jeszcze. Jak o wielu
innych rzeczach – pomyślała z żalem. – W
ogóle ze sobą już nie rozmawiamy.
ROZDZIAŁ 2
Nadeszła
wiosna. Iga już chodziła i wszędzie było jej pełno. Sporo też mówiła po swojemu,
a że z natury była ciekawskim brzdącem ciągle o coś pytała Ulę, która
wydobywała z siebie całe pokłady cierpliwości, by kolejny raz odpowiedzieć na
to samo pytanie. Marek nie był aż tak cierpliwy i często irytowały go pytania
zadawane przez córkę, bo niewiele mógł zrozumieć z tej dziecięcej mowy. Ula
zauważyła, że ostatnio często bywa poddenerwowany i byle co wyprowadza go z
równowagi. Nie wnikała w to i nigdy nie zapytała o powód tego kiepskiego
nastroju. On od momentu przyjścia dziecka na świat nie wykazywał w stosunku do
niej żadnej troski i zainteresowania, więc dlaczego ona miałaby…?
W pracy
nie zawsze dobrze sobie radził. Alex nie knuł wprawdzie już tak jak dawniej,
ale też nie był w niczym pomocny. Nadal cieszyły go niepowodzenia Marka. Od
kiedy Uli zabrakło, coraz gorzej mu było ogarnąć piętrzące się w firmie
problemy. Często żałował, że nie ma jej obok, bo ona zawsze potrafiła znaleźć
dobre wyjście z sytuacji. Od czasu, gdy ich wzajemne relacje tak bardzo się
popsuły, nie miał nawet odwagi, żeby poprosić ją o pomoc. Ona też przestała
pytać go o firmowe sprawy, bo skupiła się wyłącznie na wychowywaniu dziecka.
Żałował, że tak bardzo oddalili się od siebie. Nie rozumiał tej bierności żony
i nie rozumiał, dlaczego aż tak się zaniedbała. Nadal sypiali w jednym łóżku,
ale nie uprawiali seksu. Nie mógł się przemóc. Jej zgrabne niegdyś ciało
zamieniło się w jakąś bezkształtną masę, a to skutecznie odstręczało go od
miłosnych uniesień. Ona przestała nalegać, a jemu było to na rękę.
Tęskniła
za nim. Za jego ciepłem, za jego bezpiecznymi ramionami, za słodkimi
pocałunkami, które kiedyś rozsiewał po całym jej ciele, za miłosnym szeptem,
który rozkosznie pieścił jej uszy. Podświadomie czuła, że nie jest jedyną
kobietą w jego życiu. Nigdy nie przyłapała go na zdradzie, a jednak piorąc jego
koszule czuła subtelny zapach drogich, damskich perfum i nierzadko natykała się
na ślady szminki. Jedyne co potrafiła w takich razach to zamknąć się w łazience
i płakać nad tą straconą miłością. Przecież jeśli się kogoś kocha, to
bezwarunkowo. Kocha na dobre i na złe. Kocha bez względu na to, czy osoba,
którą obdarzyliśmy uczuciem waży pięćdziesiąt kilo, czy sto. Dochodziła do wniosku,
że Marek był i nadal jest człowiekiem bardzo powierzchownym i nie kochał jej za
przymioty charakteru, ale za to jak dobrze się przy nim prezentowała. To
odkrycie uzmysłowiło jej, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej i nigdy nie
wrócą te wspaniałe lata, kiedy szaleli na swoim punkcie i wydawało im się, że
nie mogą bez siebie żyć. Nawet za bardzo nie miała mu za złe, że zdradza ją z
atrakcyjniejszymi kobietami od niej. Nigdy mu nie powiedziała, że podejrzewa go
o romanse. Nie chciała wszczynać awantury tym bardziej, że Iga musiała by być
jej świadkiem. Powoli dojrzewała do decyzji o rozwodzie.
W jeden z
ciepłych, letnich poranków postanowiła skorzystać z tej ładnej pogody. Ubrała
córkę i wsadziła ją do spacerowego wózka. Zamknąwszy dom wolnym krokiem
pomaszerowała przed siebie. Podjechała kilka przystanków do centrum i bez
przeszkód dotarła do parku. Wiedziała, że jest tam ładny plac zabaw z
piaskownicą i huśtawkami, które Iga wprost uwielbiała. Siedząc na jednej z nich
krzyczała rozradowana.
- Husiaj mama, husiaj!
Potem
poszły do piaskownicy. Uzbrojona w łopatkę i wiaderko mała z zapałem stawiała
piaskowe babki. Ula przycupnęła na drewnianym obrzeżu przyglądając się córce z
uśmiechem. W pewnym momencie odwróciła głowę i zamarła. Na alejce biegnącej
wzdłuż placu zabaw dostrzegła swojego męża namiętnie całującego jakąś kobietę.
Nie miała pojęcia kim ona jest, ale musiała przyznać, że była bardzo elegancka,
szczupła i ładna. Poczuła ukłucie w sercu. Bezwiednie wyciągnęła komórkę i
zrobiła zdjęcie całującej się parze. Odwróciła głowę. Nie chciała, żeby Marek
ją zauważył. Zresztą on nawet nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół. Nie
miał pojęcia, że dziesięć metrów od niego bawi się w piaskownicy jego dziecko.
Objąwszy kobietę wolnym krokiem ruszył w kierunku bramy.
To
zdarzenie tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że jej mąż nie czuje do niej już
nic, a ona jak najszybciej powinna złożyć rozwodowy pozew. Po jej policzkach
wolno toczyły się łzy. Jej małżeństwo właśnie dobiegało końca.
Do domu
wrócił później niż zwykle. Nie dociekała, co go zatrzymało. Mogła się jedynie
tego domyślać. Czekała na niego. Dzisiaj musi zakończyć tę grę pozorów. Nie
cierpiała udawania i życia w kłamstwie.
- Będziesz coś jadł? – spytała.
- Nie Ula. Dziękuję. Jadłem na mieście, ale
kawy napiłbym się chętnie.
- Zaraz zrobię.
Postawiła
przed nim filiżankę i podsunęła cukiernicę. Usiadła obok i powiedziała.
- Musimy szczerze porozmawiać Marek i pozwól,
że to ja pierwsza zacznę. Od kiedy urodziła się Iga nie układa się nam. Oddaliliśmy
się od siebie tak bardzo, że nie ma już nadziei, żeby ten związek kiedykolwiek
był taki jak kiedyś. Ja nie umiem i nie chcę tak żyć. Jutro mam zamiar złożyć w
sądzie pozew rozwodowy. Chcę, żeby ten rozwód odbył się bez orzekania o winie,
choć dobrze wiem, że ja zawiniłam tu tylko tym, że zaniedbałam się i przestałam
być dla ciebie atrakcyjną partnerką. Twoja wina jest o wiele większa, bo
zdradzałeś mnie i zdradzasz nadal. Nie jestem ślepa Marek. Twoje koszule pachną
często damskimi perfumami, a dzisiaj widziałam cię w parku jak całowałeś się z
jakąś kobietą. – Chciał zaprzeczyć, ale wyciągnęła komórkę i pokazała mu
zdjęcie. – Nie zaprzeczaj, bo tu mam dowód. Chcę, żeby ten rozwód przebiegł bez
komplikacji i bez wzajemnego oskarżania się. Będziesz wolny i będziesz żył tak
jak chcesz, ale i nam pozwól żyć po swojemu. Nie jesteś aż tak bardzo
emocjonalnie związany z Igą. Większe przywiązanie do niej przejawiają twoi
rodzice niż ty. Nie zabronię ci z nią kontaktu podobnie jak rodzicom. Mam tylko
jeden warunek, żebyście odbierali ją z Rysiowa, bo tam się przeniesiemy, i
byście powiadamiali mnie o tym odpowiednio wcześniej. Wysokość alimentów
wyznaczysz sam. Nie będę się z tobą szarpać o pieniądze. Masz mniej więcej
wyobrażenie, ile kosztuje utrzymanie dziecka. To chyba wszystko. Mam nadzieję,
że nie będziesz stwarzał problemów.
Siedział
ze spuszczoną głową. Wiedział, że ma rację. Rozwód to było najlepsze wyjście z
tej sytuacji.
- Będzie jak zechcesz. Nie będę się
sprzeciwiał. Co miesiąc dostaniesz dziesięć tysięcy złotych dla Igi i dla siebie.
Nie powinnaś jeszcze wracać do pracy, bo ona jest za mała i też musisz z czegoś
żyć. Przepraszam cię Ula. Przepraszam za wszystko. Zawiodłem cię i
rozczarowałem, ale ja już chyba nie potrafię inaczej. W jakimś sensie nie
dojrzałem ani do roli męża, ani do roli ojca. Zasługujesz na kogoś lepszego, a
nie na takiego lekkoducha jak ja. Zapewniam cię, że to będzie cichy rozwód i
media o niczym się nie dowiedzą.
Następnego
dnia spakowała rzeczy swoje i dziecka. Wiedziała, że jeszcze będzie musiała tu
wrócić, bo nie da rady zabrać się ze wszystkim naraz. Uprzedziła ojca, że
sprowadza się z powrotem do Rysiowa. Nie wdawała się z nim w telefoniczne
dyskusje. Na jego liczne pytania odpowiedziała tylko, że wszystko wyjaśni mu na
miejscu. Zamówiona taksówka już czekała. Kierowca pomógł jej wpakować
spacerówkę do bagażnika i walizki. Usiadła z Igą na tylnym siedzeniu. Ostatni
raz popatrzyła na dom, w którym tylko przez dwa lata zaznała prawdziwego
szczęścia.
Pokój w
Rysiowie był już przygotowany na przyjęcie dwóch lokatorek. Wieczorem uśpiła
Igę i poszła porozmawiać z ojcem. Opowiedziała mu, że odeszła od Marka, ale nie
ma do niego żalu, bo za rozpad małżeństwa ponoszą winę po połowie. Nie wyznała
mu prawdziwych powodów rozstania. Marek będzie tu przyjeżdżał, by zobaczyć się
z córką, a ona nie chciała, żeby ojciec był do niego uprzedzony.
Następnego
dnia pojechała do Warszawy i w sądzie złożyła pozew. Nie chciała z tym zwlekać.
Im szybciej się rozstaną, tym lepiej. Z domu zabrała resztę swoich rzeczy. Od
teraz musi się nauczyć żyć bez Marka, ale czy to będzie aż tak trudne? Przecież
od dawna była zdana wyłącznie na siebie i praktycznie żyła bez niego. Wyjęła
jeszcze telefon i połączyła się z nim. Powiedziała, że zabrała z domu resztę
rzeczy, a klucz zostawia pod donicą przy wejściowych drzwiach.
- Jeśli ty lub twoi rodzice będziecie chcieli
zobaczyć Igę, to wiesz co robić. Uprzedź mnie o tym, a ja ją przygotuję. Mogą
ją zabierać na weekendy, jeśli tylko zechcą.
- Dziękuję Ula, że potrafisz być taka
wspaniałomyślna. Do zobaczenia.
Tego
samego dnia pojechał do swoich rodziców. Oni, jako jedni z nielicznych mieli
prawo dowiedzieć się o tym rozwodzie. Nie byli zachwyceni. Byli zszokowani i
zbulwersowani. Kochali swoją synową i zawsze byli jej bardzo życzliwi. Oburzony
Krzysztof wycelował w niego palec i wysapał.
- Jesteś durnym chłystkiem. Masz trzydzieści
lat, ale w ciele dorosłego mężczyzny siedzi głupi szczeniak. Nie potrafiłeś
docenić jej miłości. Nie pomagałeś w niczym. Nie byłeś dobrym ojcem dla
własnego dziecka. Kiedyś tego pożałujesz, bo straciłeś wspaniałą kobietę, która
w przeciwieństwie do Pauliny i tych wszystkich kobiet, z którymi spałeś,
kochała cię naprawdę. My skorzystamy z jej dobroci i wyrozumiałości i nadal
będziemy odwiedzać naszą wnuczkę. Równie dobrze mogła nam tego zabronić, ale
jest świadoma ile dla nas znaczy to dziecko. Jesteś głupcem Marek, wielkim
głupcem.
Helena nie
odezwała się wcale, ale po jej policzkach płynęły łzy. Wyczytał z jej twarzy
jak bardzo jest nim rozczarowana, jak bardzo zawiedziona. Pożegnał się z nimi
cicho i pojechał do domu. Kiedy do niego wszedł poczuł pustkę. Nie słyszał
radosnego pisku Igi ciągle zadającej Uli jakieś pytania. Czuł się nieswojo. Był
winien zdecydowanie bardziej niż ona, że to małżeństwo nie przetrwało. Skoro
tak bardzo przeszkadzała mu jej tusza, mógł przynajmniej zachęcić ją do jakichś
ćwiczeń. Zmotywować, zapisać na siłownię i chodzić tam razem z nią, a on
potrafił tylko narzekać i wytykać jej jak bardzo się zaniedbała. Wszystko
zrobił nie tak, a przede wszystkim zdradzał ją. To on i tylko on odpowiada za
rozpad tego małżeństwa i być może tak jak mówi ojciec, kiedyś tego pożałuje.
Dwa
miesiące później wyszła z sądu z wyrokiem rozwodowym w dłoni. Obok szedł Marek,
który też nie miał najszczęśliwszej miny.
- Może pójdziemy na jakąś kawę? Zapraszam. –
Pokręciła przecząco głową. W jej oczach zalśniły łzy. Z trudem panowała nad nimi.
- Nie. Dziękuję, –odparła drżącym głosem – ale
nie jestem w nastroju. Pożegnam się już. Do widzenia.
- Do widzenia Ula.
Stał
jeszcze chwilę przed budynkiem sądu i patrzył jak oddala się wolnym krokiem ze
spuszczoną głową. Wiedział, że płacze. Ojciec miał rację. Ona naprawdę go
kochała mocno i szczerze, a on coraz bardziej odczuwał wyrzuty sumienia, że tak
bardzo niesprawiedliwie ją potraktował.
Weszła do
parku i usiadła na ławce. Ukryła w dłoniach twarz i rozpłakała się
rozpaczliwie. Kiedyś taka sytuacja wydawała jej się kompletnie absurdalna i
niewiarygodna. Kiedyś do głowy by jej nie przyszło, że nie dożyje późnej
starości u boku Marka. Dzisiaj spełnił się jej najgorszy koszmar. Została sama
z Igą. Jak ma dalej żyć? Czuła się tak, jakby tonęła, jakby nagle grunt usunął
jej się spod nóg. Nie potrafiła przestać płakać. Nie zasłużyła sobie na to
wszystko, co ją spotkało, a Marek okazał się nie wart jej uczucia. Nawet nie
wiedziała jak długo siedziała na tej ławce. Straciła poczucie czasu. Była
zmęczona płaczem. Powinna chyba wrócić już do domu i odciążyć tatę w opiece nad
Igą. Wytarła mokre od łez policzki. Tusz rozmazał się zupełnie i zostawił
brudne ślady na jej dłoniach.
- Ula? – usłyszała swoje imię i gwałtownie
podniosła głowę. Przed nią stał Alex Febo i wlepiał oczy w jej opuchniętą od
płaczu twarz. – Ula, na litość boską, co się stało? Skrzywdził cię ktoś? Gdzie
masz Igę? - usiadł obok i wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek. Wyjął jedną i
podał jej. – Powiesz mi co tu robisz i dlaczego zalewasz się łzami? Właściwie
to mam lepszy pomysł. Tu niedaleko jest mała knajpka. Chodźmy tam. Napijesz się
kawy i może trochę uspokoisz.
Pomógł jej
wstać i trzymając ją pod rękę poprowadził w stronę bramy. Była oszołomiona.
Skąd u Alexa tyle empatii? To była ostatnia rzecz, o którą mogłaby go
podejrzewać. A jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób zaufała mu i pozwoliła
się zaprowadzić do kawiarenki. Ciągle jednak nie potrafiła powstrzymać łez.
Parzyła sobie usta gorącą kawą i płakała, wciąż płakała. Przed sobą miała
zatroskaną twarz Alexa i nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Nie naciskał
na nią. Czuł, że stało się coś niedobrego i jak tylko się trochę uspokoi opowie
mu o tym. Pogładził jej dłoń.
- Może zapytam, czy mają jakieś środki na
uspokojenie?
- Nie…, nie…, za chwilę się uspokoję… -
wyrzuciła z siebie. Przetarła twarz chusteczką. – Powiem ci, ale muszę cię
prosić o dyskrecję. Nie chcę, żeby ktoś się dowiedział… Obiecaj mi, że na razie
będziesz milczał.
- Obiecuję, a nawet przysięgam. Przecież mnie
znasz i wiesz, że potrafię trzymać język za zębami.
- Mylisz się. Ja właściwie to nie znam cię
dobrze…, ale mam nadzieję, że taki właśnie jesteś – wzięła głęboki oddech. –
Chyba muszę się wygadać, bo być może poczuję ulgę… – zawiesiła na chwilę głos.
– Właśnie wracam z sądu. Rozwiodłam się z Markiem.
Oczy Alexa
przypominały wielkością dwa młyńskie koła. Nie zdziwiłby się bardziej, gdyby
usłyszał, że ten kretyn zdobył nagrodę Nobla za przelecenie połowy żeńskiej
populacji w Polsce.
- Ale jak to się rozwiodłaś? Dlaczego?
- Od kiedy urodziła się nasza córka
oddaliliśmy się od siebie. Moją winą było to, że bardzo się zaniedbałam.
Przestałam być atrakcyjna dla mojego męża. Po porodzie zostało mi z piętnaście
kilo, albo i więcej, i nie potrafię sobie poradzić z tą nadwagą. On chyba
poczuł do mnie wstręt, bo zaczął się oglądać za innymi kobietami i zdradzać
mnie. Nie sprawdził się też jako ojciec. Ma dość obojętny stosunek do Igi i ona
chyba to wyczuwa, chociaż jest taka mała. W ogóle do niego nie lgnie i zawsze się
wyrywa, gdy bierze ją na ręce. Nie mogłam tak dłużej żyć. Męczyliśmy się oboje
w tym małżeństwie. To ja wniosłam pozew rozwodowy i właśnie dzisiaj zapadł
wyrok w tej sprawie. Oboje zgodziliśmy się, żeby rozstać się bez orzekania o
winie.
- Bez orzekania o winie? Przecież to ten dupek
jest wszystkiemu winien i to on powinien ponieść konsekwencje.
- Nie chciałam się z nim szarpać. Chciałam
szybkiego rozwodu i taki dostałam. Już od dwóch miesięcy mieszkam z małą w
Rysiowie u taty.
- A alimenty na Igę? Przecież chyba zdaje
sobie sprawę, że teraz nie możesz podjąć jeszcze pracy?
- Nie robił problemu. To on wyszedł z
propozycją dziesięciu tysięcy miesięcznie na nas obie. Był bardzo hojny. – Alex
skrzywił się.
- Hojny? W ten sposób chce zagłuszyć wyrzuty
sumienia. Pieprzony drań. Nie płacz już. Teraz musisz być silna dla siebie i
dla Igi. Ja ci przysięgam, że ta rozmowa zostanie między nami. Nic nikomu nie
powiem. Chodź, odwiozę cię do Rysiowa. Nie będziesz się tłuc autobusem.
Była mu
wdzięczna, że jej wysłuchał, że nie kpił i że był wyrozumiały. Nie znała go
takiego, choć bez wątpienia sprawił, że poczuła się o wiele lepiej.
ROZDZIAŁ 3
Podwiózł
ją pod bramę i zanim pożegnał powiedział jeszcze.
- Pamiętaj Ula, gdybyś miała kiedykolwiek
ochotę pogadać, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Chciałbym też móc, gdy to ja
będę miał jakiś problem. Zgodzisz się? – Uśmiechnęła się do niego, chociaż oczy
nadal były przeraźliwie smutne.
- Kiedy tylko zechcesz. Dziękuję ci za to, że
mnie wysłuchałeś i wsparłeś, a także za to, że przywiozłeś mnie do domu. Do
zobaczenia Alex.
Ruszył
wolno, gdy zniknęła już za bramą. Po raz pierwszy miał okazję rozmawiać z nią
tak szczerze. Nigdy jej tego nie mówił, ale od kiedy zatrudniła się w firmie
niezmiennie jej zazdrościł i podziwiał jej niezwykłą intuicję, i wielki talent
do ekonomii. Imponowała mu, choć w żaden sposób nie dał jej tego odczuć. Sam uważał
się za niezłego finansistę, ale obiektywnie stwierdzał, że daleko mu było do
niej. Ona była wybitna, on zaledwie świetny. W przeszłości nie był dla niej
zbyt miły i miała pełne prawo mu nie ufać. Dzisiejszy dzień dał mu poczucie, że
mógłby się zemścić na Marku za to, że zniszczył mu życie. Dobrzański, jak się
okazało podczas rozmowy z Ulą, wcale się nie zmienił. Nadal był durnym
palantem, któremu tylko ładne dupy w głowie. Kiedy ożenił się z Ulą, Alex sądził,
że jednak jego rywal coś zrozumiał i zmienił się, a raczej to Ula go zmieniła.
Ona znacznie odbiegała mentalnie od tych wszystkich bab, które zaliczał w
hurtowych ilościach będąc w związku z Pauliną. Paula była Febo, była jego
siostrą, ale zawsze twierdził, że jest wyjątkowo głupia, bo pozwala się wodzić
temu bawidamkowi za nos, tak łatwo łyka te jego kłamstwa i zawsze wybacza. Ula
była inna. Była mądra. Dzięki niej Dobrzański zawsze lądował na czterech łapach
jak kot. Zawsze dzięki niej potrafił ustrzec się intryg, które on - Alex tak
inteligentnie motał. Doszedł do wniosku, że tę dzisiejszą sytuację mógłby w
jakiś sposób wykorzystać, żeby utrzeć Markowi nos. Postanowił, że pomoże Uli.
Musi tylko dobrze to przemyśleć i załatwić to tak, żeby nie poczuła się
urażona. Nie był mistrzem delikatności, ale chciał podjąć wyzwanie i zobaczyć
głupią minę pokonanego Mareczka.
Kilka dni
po rozmowie z Ulą Alex siedział w swoim gabinecie i wybierał numer do
najlepszego dietetyka w mieście. Umówił się z nim na następny dzień na godzinę
piętnastą podając nazwisko Uli. Załatwiwszy wizytę poprosił swojego zausznika
Adama o załatwienie miesięcznego karnetu na najlepszą siłownię i osobistego
trenera. Turek sprawił się świetnie i już po godzinie wręczał mu karnet i
wizytówkę z nazwiskiem instruktora. Alex uśmiechnął się pod nosem i zaraz po
wyjściu księgowego wybrał numer do Uli. Odezwała się po kilku sygnałach.
- Witaj Alex. Miło mi, że dzwonisz.
- Dzień dobry Ula. Mam dla ciebie
niespodziankę i chciałbym jutro przyjechać koło drugiej, jeśli nie masz nic
przeciwko temu.
- Oczywiście, że nie mam. Serdecznie cię
zapraszam. A co to za niespodzianka?
- Chciałbym cię jutro gdzieś zabrać. Mam
nadzieję, że dobrze odczytasz moje intencje, bo z mojej strony jest to
wyłącznie chęć pomocy. Więcej nie będę zdradzał, bo jak niespodzianka, to
niespodzianka, prawda?
- No dobrze, w takim razie nie pytam i czekam
na ciebie jutro. Do zobaczenia.
Następnego
dnia parkował swoim BMW pod bramą Cieplaków. Był nieco wcześniej niż
zapowiadał, ale musiał jej dać czas na przygotowanie. Zadzwonił do drzwi, które
po chwili otworzyła mu Ula trzymająca na ręku Igę. Przywitał się i ucałował
dziewczynkę w czółko.
- Witaj malutka. Wujek coś ci przywiózł – wyciągnął
zza pleców słodkiego pluszaka. Mała pisnęła i schwyciła w dłonie zabawkę. Ula
uśmiechnęła się.
- Rozpieszczasz ją Alex. Dziękuję. Zdążymy
wypić kawę? Właśnie zaparzyłam.
- Na pewno. Mamy jeszcze trochę czasu.
- Chodź, przedstawię ci resztę domowników.
Jej
ośmioletnia siostra Beatka przyglądała mu się ciekawie.
- Jest pan przyjacielem Ulci? – Roześmiał się
gładząc małą po głowie i spojrzał na Ulę.
- Bardzo chciałbym być. Jesteśmy kolegami z
pracy. Mam nadzieję panie Cieplak, że nie ma pan mi za złe, że porwę Ulę na
kilka godzin? – Józef uśmiechnął się szeroko.
- Oczywiście, że nie. Ostatnio tyle przeszła,
że przyda jej się trochę oddechu, a my zajmiemy się Igunią.
Wypili
pośpiesznie kawę i wsiedli do samochodu. Jakiś czas jechali w ciszy, ale Ula
nie wytrzymała.
- Naprawdę nie zdradzisz mi nic? Nie powiesz,
co to za niespodzianka? – Uśmiechnął się szeroko, co u niego było naprawdę
czymś niezwykle rzadkim.
- Teraz, skoro mam cię już w samochodzie, mogę
ci uchylić rąbka tajemnicy. Kiedy rozmawialiśmy w kawiarni powiedziałaś, że nie
możesz sobie poradzić z tymi kilogramami, które zostały ci po ciąży. Pomyślałem
wtedy, że potrzebujesz dobrego dietetyka. Znalazłem takiego i mam nadzieję, że
nie obrazisz się na mnie za to. Przecież tu chodzi o twoje zdrowie, a nadmiar
kilogramów na pewno ci nie służy. Pamiętaj, że jeżeli chudnąć, to z głową i pamiętaj,
że robisz to wyłącznie dla siebie, a nie dla kogoś. Jestem pewien, że on ci
pomoże Ula. Ułoży dobrą, optymalną dietę, a ty musisz być tylko konsekwentna.
Może wcześniejsze diety, które stosowałaś nie były dla ciebie, dlatego nie
odniosły żadnych pozytywnych skutków.
Była
zdumiona. Alex Febo martwi się o jej zdrowie. Świat się przekręca, jak zwykła
mawiać Viola, sekretarka Marka.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego chcesz mi
pomóc? Przecież tak naprawdę to nigdy nie darzyłeś mnie sympatią.
- Nieprawda Ula. Zawsze cię podziwiałem i
zawsze zazdrościłem ci tego niezwykłego talentu do ekonomii. Nie znam drugiego
takiego utalentowanego ekonomisty. Jesteś najlepsza. Poza tym łączy nas coś
istotnego. Nam obojgu Marek zmarnował życie. Nie chodzi tu o zemstę, ale o to
żeby trzymać wspólny front i udowodnić mu, jak wielki popełnił błąd rozwodząc
się z tobą. On wcześniej czy później to zrozumie, o ile jego rozum nie utkwił
na dobre w rozporku. – Zaparkował samochód pod starą kamienicą. – Dojechaliśmy.
To tutaj.
Punktualnie
o piętnastej weszła do gabinetu. Okazało się, że dietetykiem jest kobieta.
Zaprosiła ją na wygodny fotel, a sama zajęła miejsce za biurkiem. Uśmiechnęła
się do niej z sympatią.
- Chyba wiem, co panią do mnie sprowadza.
Zanim rozpiszę pani dietę na każdy dzień tygodnia, muszę wiedzieć o pani trochę
szczegółów. Od jak dawna ma pani tę nadwagę?
- Od kiedy urodziłam dziecko. Sporo przytyłam
w czasie ciąży i sądziłam, że po porodzie wszystko wróci do normy, ale tak się
nie stało. Po nim przytyłam jeszcze bardziej i teraz nie potrafię sobie już z
tym poradzić. W czasie ciąży dostałam cukrzycy ciążowej i podawałam sobie
insulinę. Potem wszystko się unormowało, chociaż przez jakiś czas monitorowałam
sama poziom cukru.
- Rozumiem. Muszę panią zważyć, żeby wiedzieć
z jaką ilością masy będziemy walczyć.
Zdjęła
buty i weszła na wagę. Nie spodziewała się, że pokaże aż tak dużo. Wyświetlacz wskazywał
osiemdziesiąt siedem kilo. Była zdruzgotana. Nigdy wcześniej nie ważyła aż
tyle. Najwięcej ważyła w maturalnej klasie, bo sześćdziesiąt kilo, ale wtedy
zmarła mama wydając na świat Beatkę i po prostu zajadała stres. Przy jej
wzroście stu sześćdziesięciu siedmiu centymetrów te sześćdziesiąt kilo nie
stanowiło nadwagi, choć zawsze czuła się lepiej ważąc ze trzy kilogramy mniej.
Teraz okazało się, że musi zrzucić prawie trzydzieści kilo. Bała się, że nie
podoła.
- Proszę się nie martwić. Dobrze dobrana dieta
i ćwiczenia połączone z żelazną konsekwencją potrafią czynić cuda. Ja miałam tu
pacjentów, którzy zrzucali po sześćdziesiąt kilo, a jeden nawet tyle ile pani w
tej chwili waży. Damy radę. Będziemy spotykać się co miesiąc i korygować błędy,
jeśli takie będą. Głowa do góry.
Podbudowana
z całą serią zaleceń i rozpisaną dietą na cały tydzień wyszła z gabinetu. Alex
podniósł się z fotela i pytająco spojrzał na nią.
- No i co?
- Bardzo dużo pracy przede mną i naprawdę nie
wiem czy dam radę. Muszę zrzucić około trzydziestu kilo. To będzie trudne.
- Dasz radę. Nie znam drugiej tak upartej
osoby jak ty. Ja, jeśli się zgodzisz, pomogę. Możemy wybrać się w plener, żeby
pobiegać, lub pojeździć na rowerze. Poza tym załatwiłem ci osobistego trenera i
miesięczny karnet na siłowni. Jeśli będziesz zadowolona, przedłużymy go.
Zaszkliły
jej się oczy.
- Dziękuję ci Alex. Naprawdę bardzo doceniam
to co dla mnie robisz. Gdyby Marek był inny, gdyby nie ganił mnie na każdym
kroku, a pomógł w taki sposób jak ty, może nigdy nie doszłoby do tego rozwodu.
- Już o tym nie myśl. Od dzisiaj odżywiasz się
niskokalorycznie i zdrowo. Od jutra będziesz jeździć na treningi. Będzie
dobrze, zobaczysz. Ani się obejrzysz jak wrócisz do dawnej figury. We mnie
zawsze znajdziesz wsparcie.
No i
zaczęło się. Alex nie ustawał w wysiłkach i był zawsze obok. Dopingował ją.
Bardzo sobie ceniła jego pomoc. Podczas pierwszego treningu na siłowni pod
okiem muskularnego Konrada wyciskała siódme poty. Kiedy po dwóch godzinach
morderczych zmagań powiedział, że na dzisiaj koniec, odetchnęła z ulgą. Spocona,
ale szczęśliwa brała przyjemny prysznic. Postanowiła też obciąć włosy. Były
długie i przeszkadzały w ćwiczeniach. Fryzjerowi kazała przystrzyc je dość
mocno i zażyczyła sobie zmianę koloru na ciemno czekoladowy. Wyszła zadowolona
i chociaż jej twarz nadal była nieco pucołowata, zdecydowanie poprawiła sobie
samopoczucie.
Zadzwonił
Alex i umówił się z nią na obiad. Poszli do dobrej restauracji, w której
serwowano różnego rodzaju sałatki. Wzięli po jednej, a Alex dodatkowo ziemniaki
i kotlet. On nie musiał się odchudzać, bo był szczupły.
Zwykle w
soboty przyjeżdżali do Rysiowa Dobrzańscy i zabierali Igę do siebie. Miała dwa
dni luzu i mogła poświęcić je na wycieczki rowerowe z Alexem. Zaczęło jej się
to podobać. On przyjeżdżał wcześnie rano, parkował nieco dalej od bramy
Cieplaków, żeby samochodu nie rozpoznali jego przybrani rodzice, a potem
wyjmowali z szopy rowery i jechali przed siebie. Te wspólne wypady zaczęły
sprawiać jej przyjemność. Można nawet powiedzieć, że czekała na nie. Alex
dostosowywał się do jej tempa jazdy i jechał tuż za nią. W ten sposób zwiedzili
okolice Warszawy w promieniu dwudziestu pięciu kilometrów. Często zabierał ją
też na basen i chociaż początkowo bardzo się wstydziła tego jak wygląda, on
zdawał się nie zwracać na jej fałdki żadnej uwagi. Pokonywali razem kilkanaście
długości basenu, a po nim zwykle spacerowali zaliczając po drodze jakąś kawę.
Te
wszystkie ćwiczenia i rygorystyczna dieta zaczęły przynosić pożądany skutek. Po
paru tygodniach ważyła o pięć kilo mniej. Po następnych prawie dziesięć. Alex
uśmiechał się do niej szeroko i mówił.
- Widzisz, a nie wierzyłaś, że to możliwe.
Schudłaś dziesięć kilo i to już naprawdę widać. Sama pewnie czujesz luz jak
zakładasz ubrania. Jeszcze zostało około dwudziestu, ale jeśli utrzymasz takie
tempo, to w krótkim czasie po nadwadze nie będzie ani śladu.
Pogoda im
dopisywała, bo lato wyjątkowo rozpieszczało ich tego roku. Dobrzańscy wyjechali
na dwutygodniowe wczasy nad morzem i siłą rzeczy Iga w soboty i niedziele
zostawała w Rysiowie. Ula czasami zastanawiała się, czy Marek w ogóle
przyjeżdża do rodziców zobaczyć się z córką. Tutaj nie przyjechał od rozwodu
ani raz. Nigdy też nie zadzwonił i nie dopytywał się o małą. Miała nadzieję, że
jednak widuje ją u Dobrzańskich. Tymczasem w pewien sobotni wieczór po
wycieczce rowerowej siedzieli wraz z Alexem u niej w pokoju i delektowali się
kawą. Alex zajadał się ciastem upieczonym przez Ulę, a Iga bawiła się na
podłodze. W pewnym momencie wstała i uczepiwszy się kolana Alexa wyrzuciła z
siebie.
- Tata daj – pokazała rączką na ciasto.
Oniemieli, a Ulę wręcz zatkało. Kiedy odzyskała głos, powiedziała.
- Przepraszam cię Alex, ale nikt z nas nie
mówił jej, że ma nazywać cię tatą. To jest też dowód potwierdzający moje obawy.
Marek nie ma z nią kontaktu. Nie odwiedza jej u Dobrzańskich, chociaż sądziłam,
że skoro tu po nią nie przyjeżdża, to przynajmniej u nich ją widuje.
Alex
pokiwał głową.
- Nie chciałem ci mówić, ale on wrócił do
swoich dawnych nawyków. Ciągle kręcą się koło niego modelki. Często przychodzi
do pracy na kacu. Balują razem z Olszańskim po knajpach do białego rana. Nie ma
czasu dla dziecka. Myślałem, że po tym rozwodzie się opamięta, że coś do niego
dotrze, a on zachowuje się tak jak wtedy, gdy był z Pauliną. Jeśli Iga ma mieć
takiego ojca, to lepiej żeby nie miała go w ogóle. – Ula rozpłakała się i
bezradnie rozłożyła ręce.
- Naprawdę tego nie rozumiem. Jest taka do
niego podobna. Z każdym dniem coraz bardziej. Jak on może ją tak traktować?
Przecież to krew z jego krwi. Nie mógłby się jej wyprzeć, bo każdy zauważy to
wielkie podobieństwo, a jednak potrafił wyrzucić ją ze swojego serca. Podły
drań. Jak ja mogłam go kiedyś tak kochać? Byłam taka głupia…, taka głupia…
- Nie zadręczaj się, bo myślę, że tak jest
lepiej dla małej. Ma spokojny dom, kochającą matkę i dziadków. Taki ojciec nie
jest jej potrzebny, żeby była szczęśliwa.
Otarła łzy
i uśmiechnęła się do niego.
- Masz rację. Nie jest wart ani jednej mojej
łzy i żadnej kobiety za wyjątkiem tych, którym płaci za seks. Jest niereformowalny
i to kiedyś obróci się przeciwko niemu.
W następną
sobotę przyjechali Dobrzańscy. Ula umówiła się z Alexem na późniejszą godzinę.
Nie chciała, żeby go tu zastali i coś podejrzewali. Ubrała Igę i podała
Krzysztofowi torbę z jej rzeczami.
- Zanim pojedziecie chciałam was o coś
zapytać. Czy Marek widuje się z Igą, kiedy jest u was? Nie był tutaj od rozwodu
i zastanawiałam się, czy ma z nią jakikolwiek kontakt.
Helena z
przykrością spuściła głowę.
- Źle wychowaliśmy naszego syna Uleńko. Jest
kompletnie nieodpowiedzialny. Ja nie widziałam go równie długo, a Krzysztof
natknął się na niego kilkakrotnie w firmie. Nie przyjeżdża do nas w ogóle. Krzysiu
zmył mu parę razy głowę. Wytknął mu, że zaniedbał córkę i całkowicie o niej zapomniał.
On twierdzi coś przeciwnego. Twierdzi, że dobrze pamięta, że ją ma, bo wysyła
jej co miesiąc pieniądze. A przecież wszyscy doskonale wiemy, że pieniądze to
nie wszystko, że najbardziej liczy się jego relacja z dzieckiem, a tej nie ma w
ogóle. Bardzo nad tym ubolewamy oboje Uleńko i staramy się dawać naszej wnuczce
jak najwięcej miłości. Jesteśmy ci też ogromnie wdzięczni, że pozwalasz nam na
kontakt z nią. Jest dla nas całym światem i bardzo ją kochamy.
- Wiem, że ją kochacie i nigdy nie zdobyłabym
się na to, żebyście mieli jej nie widywać. Nigdy też nie podejrzewałabym Marka
o taką skrajność. Szkoda, że jego córka będzie musiała wychowywać się bez ojca.
Wielka szkoda, że on tego nie rozumie…
ROZDZIAŁ 4
Wjechali
na niewielkie wzniesienie i zatrzymali się. Wokół rozciągał się las i mamił
swoim cieniem.
- Trochę odpoczniemy Ula. Mam ze sobą koc i
nawet przygotowałem dla nas sałatki.
- A ja pomyślałam o kawie i zaraz ją podam.
Zeszła z
roweru i z jednej z sakw umieszczonych po obu stronach bagażnika wyjęła termos
nalewając ciemny płyn do plastikowych kubków. Z przyjemnością zanurzył usta w
smolistej cieczy.
- Pyszna. Czarna i gorzka. Taką najbardziej
lubię. – Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie upijając ze swojego kubka kilka
łyków. Wyciągnęła się na kocu leniwie wystawiając do słońca twarz. Spojrzał
ciepło na nią. Nawet nie była świadoma tego, że zakochał się w niej. On sam
odkrywszy to był zdumiony, bo po rozstaniu z byłą dziewczyną, która zdradziła
go właśnie z Markiem, nie sądził, że będzie potrafił zakochać się po raz drugi.
A jednak to właśnie Ula wyzwoliła w nim te wszystkie zepchnięte na dno serca uczucia.
Łapał się na tym, że tęskni za nią. Za jej błękitnymi oczami i za jej
serdecznym uśmiechem. Bardzo pragnął, żeby odwzajemniła tę miłość, ale był też
świadomy tego, że ona nadal może kochać Dobrzańskiego. Odstawił kubek z kawą i
przekręcił się na brzuch zbliżając twarz do jej twarzy. Cicho, żeby jej nie
spłoszyć powiedział.
- Zakochałem się w tobie Ula.
Gwałtownie
otworzyła powieki i spojrzała w jego czarne jak węgiel oczy.
- To niemożliwe Alex – wyszeptała. – Tobie się
tylko wydaje, że mnie kochasz, bo spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. – Pokręcił
przecząco głową.
- Nie wydaje mi się Ula. Do tej pory kochałem
tylko jedną kobietę, która zdradziła mnie z twoim byłym mężem. Nakryłem ich. To
było wiele lat temu, a ja od tego czasu nie potrafię mu wybaczyć, chociaż do
tej kobiety nie czuję już nic. Bardzo długo uważałem, że zniszczył mi życie i
chciałem się na nim zemścić za wszelką cenę. Od kiedy poznałem bliżej ciebie, musiałem
mocno zweryfikować swoje poglądy. Teraz sądzę, że wszystko w życiu ma swoje
uzasadnienie. Ona najwidoczniej nie była mi pisana. Musiałem zaznać cierpienia,
by potem zakochać się na nowo. Zakochać w tobie. Jeśli choć trochę nie jestem
ci obojętny to wierzę, że wraz z Igą możemy stworzyć kochającą się rodzinę. Ona
już nazywa mnie tatą, a ja marzę o tym, żebyś ty nazywała mnie mężem – przysiadł
na kolanach i wydobył z kieszeni aksamitne pudełeczko. Otworzył je i wyjął z
niego złoty pierścionek ze skromnym niebieskim oczkiem. – Wiem, że to dla
ciebie duże zaskoczenie, bo z pewnością nie tego się spodziewałaś, ale klęczę
tu przed tobą i proszę, żebyś dała nam szansę. Ja nie jestem taki jak Marek.
Nie rzucam słów na wiatr, zawsze dotrzymuję obietnic, i mogę ci przysiąc, że niezmiennie
będę cię szanował i kochał bezwarunkowo. Nigdy cię nie zawiodę – spojrzał w jej
lśniące od łez oczy. Sam też był bardzo wzruszony. Z drżeniem serca czekał na
jej decyzję.
- Nie jesteś mi obojętny Alex i myślę, że
mogłabym być z tobą szczęśliwa, bo wielokrotnie udowodniłeś, że wbrew temu, co
sądzą o tobie inni, jesteś dobrym człowiekiem. Przyjmuję ten pierścionek i
dziękuję, że mnie pokochałeś.
Zbliżył
się do jej ust i pocałował je czule.
- Jestem szczęśliwy Ula. Od tak wielu lat
jestem naprawdę szczęśliwy – wsunął jej pierścionek na palec. – Nie chcę czekać
Ula. Pojedźmy do Włoch, do Milano i pobierzmy się. Nic nikomu nie powiemy.
Zabierzemy tylko twoją rodzinę. Nawet Paulinie nic nie powiem. Wiem dobrze jaka
potrafi być wobec ciebie złośliwa. Na miejscu znajdą się jacyś świadkowie.
Poproszę Lorenzo, żeby załatwił mi termin w urzędzie. To jedyny przyjaciel jakiego
tam mam. Na pewno nie odmówi. Ja wiem, że to szalony pomysł i trochę taki na
wariackich papierach, ale proszę cię zgódź się. - Uśmiechnęła się do niego
szeroko.
- Już od bardzo dawna nie zrobiłam nic
szalonego nie licząc tej szalonej jazdy na rowerach. Zgadzam się.
Porwał ją
na ręce i okręcił się z nią wokół własnej osi. Potem zatrzymał się i
przylgnąwszy do jej ust całował ją długo i namiętnie. W końcu postawił ją na
ziemi, a ona odzyskawszy oddech roześmiała się perliście.
- Nie możesz nosić mnie na rękach, bo mocno
obawiam się o twój kręgosłup. Nadal mam jeszcze trochę do zrzucenia.
- Ula, jesteś najsłodszym ciężarem, a do
zrzucenia zostało zaledwie kilka kilogramów. Zanim wszystko pozałatwiam,
będziesz wyglądała zjawiskowo. To mogę ci obiecać. – Pogładziła jego policzek.
- Gdyby nie ty, nic by mi się nie udało. Tylko
tobie zawdzięczam, że potrafiłam się tak zmobilizować i zrzucić ten tłuszcz.
Już nigdy więcej nie dopuszczę, żebym miała ponownie tak wyglądać. Źle się z
tym czułam i nie wierzę jak ktoś otyły twierdzi, że jest mu dobrze we własnym
ciele. Mnie było z tym bardzo źle. Teraz czuję się świetnie. Nabrałam kondycji,
a tłuszcz się wytopił jak słonina na ogniu. Dzięki tobie.
Przytulił
ją mocno do siebie.
- A mówiłem, że jesteś najbardziej upartą
osobą jaką znam? Ja tylko pokazałem ci możliwości, a reszty dokonałaś sama. A
teraz jedźmy, bo wieczór nas zastanie.
W
poniedziałkowy poranek wyszedł z windy z uśmiechem na ustach, czym wprowadził
stojących przy recepcji pracowników w totalne osłupienie, bo nikt nie pamiętał
uśmiechniętego Alexa. On do tej pory chodził ciągle zły i ponury jak chmura
gradowa, i na nikim nie robił dobrego wrażenia. Stojący na środku holu Marek i
Sebastian również wyglądali na zaskoczonych, a nawet zszokowanych tą nagłą
odmianą demonicznego Febo. On ukłonił im się i nie zmieniając swojego wyrazu
twarzy z rozbrajającym uśmiechem rzekł.
- Witam obu panów. Piękny dzień mamy dzisiaj.
Zbity z
tropu Marek podrapał się w tył głowy i wykrztusił.
- Dobrze się czujesz Alex? – Febo na widok
głupiej miny rywala parsknął śmiechem.
- Czuję się wspaniale i zapewniam, że
wszystkie klepki mam na swoim miejscu. Nie zwariowałem, jeśli o to mnie
podejrzewasz. W końcu ja też mam prawo być szczęśliwy, prawda?
- Szczęśliwy? Może znowu skroiłeś kolejną
intrygę, która ma mnie pogrążyć i stąd to wylewające się nawet twoimi uszami
szczęście?
To pytanie
Marka jeszcze bardziej rozbawiło Alexa. Ryknął gromkim śmiechem i poklepał
Dobrzańskiego po ramieniu.
- Ty to wiesz jak poprawić człowiekowi humor.
Nie obawiaj się. Już mi nie zależy tak bardzo na twojej porażce. Mam inne
priorytety – powiedziawszy to skłonił się im kolejny raz i pożeglował w stronę
swojego gabinetu.
- Dasz wiarę? – Olszański przełknął ślinę
starając się jednocześnie opanować wytrzeszcz oczu. – Febo się śmieje, Febo
jest szczęśliwy. To nie jest normalny i zdrowy objaw u niego. Albo się czegoś
nawąchał, albo się zakochał.
Marek
popatrzył na niego z powątpiewaniem.
- Nie podejrzewam go ani o jedno, ani o
drugie. O, idzie Paulina, może ona nas oświeci. – Kiedy podeszła do nich i
przywitała się z nimi Marek zapytał. – Wiesz coś na temat stanu nirwany,
którego właśnie doświadcza twój brat? Prawie nie stąpa po ziemi i uśmiecha się
od ucha do ucha. Wygląda jakby przez weekend ktoś go odmienił.
- Serio? Nie widziałam się z nim jeszcze, ale
to dziwne co mówisz. Na pewno rozmawiamy o moim bracie?
- Wredny, wysoki, z kanciastą szczęką i
ulizanymi włosami. Oczywiście, że chodzi o twojego brata. Może on coś bierze?
Narkotyki w sensie. – Popatrzyła na nich oburzona.
- Nie pleć bzdur. Nie znam rozsądniejszego
faceta od niego. Pójdę i zapytam wprost o co chodzi.
Kiedy
weszła do jego gabinetu i usłyszała, że nuci coś pod nosem była już pewna, że
jej ukochany brat postradał zmysły. Przyjrzała mu się podejrzliwie, ale on nie
zważając na to pełne nieufności spojrzenie wyszczerzył się do niej i wyrzucił z
siebie.
- Sorella! Miło cię widzieć. Masz do mnie
jakąś sprawę? Potrzebujesz czegoś? – Pokręciła głową.
- Nie, niczego nie potrzebuję. Chciałabym
tylko, żebyś mi wyjaśnił skąd u ciebie taki szampański humor. Wszyscy myślą, że
zwariowałeś. – Popatrzył na nią z zagadkowym wyrazem twarzy.
- Zapewniam cię, że moje zmysły są w jak najlepszym
porządku. Nie zwariowałem i czuję się znakomicie, czego i tobie życzę. A teraz
zostaw mnie proszę, mam dużo pracy.
Wyszła,
ale ani trochę spokojniejsza. Wręcz przeciwnie. Stan umysłu jej brata chyba nie
był najlepszy. Znała go przecież od dziecka i nie pamiętała, żeby kiedykolwiek
był w takim euforycznym nastroju. No może tylko wtedy, gdy poznał Julię i
zakochał się w niej. – O cholera! –
Aż przystanęła i złapała się za głowę. – Ani
chybi kogoś poznał i zakochał się! Ciekawe co to za kobieta? Musi być naprawdę
wyjątkowa, że zdołała poruszyć to kamienne serce. – z niedowierzaniem
pokręciła głową. - To chyba jedyne
rozsądne wytłumaczenie tego dziwnego zachowania.
Tymczasem
Alex niemal lewitował ze szczęścia. Po powrocie z rowerowej wycieczki odbyli
rozmowę z Cieplakiem. Podekscytowany wyznał mu, że zakochał się w Uli i
oświadczył, a ona te oświadczyny przyjęła. Opowiedział mu o ślubnych planach.
- Ale dlaczego we Włoszech? Dlaczego w
Mediolanie? – dziwił się Józef.
- Bo na razie nie chcemy nikomu nic powiedzieć.
Chcemy zatrzymać to na jakiś czas w tajemnicy. Tutaj zaraz wszystko by wyszło
na jaw i mielibyśmy na głowie pismaków. W Mediolanie nikt mnie nie zna i
będziemy mogli wziąć ten ślub dyskretnie. Chodzi nam głównie o to, żeby Marek
się nie dowiedział i moja siostra, która za Ulą nie przepada, bo nadal uważa,
że to Ula stanęła jej na drodze do szczęścia i że to przez nią rozpadł się
związek jej i Marka, chociaż to wierutna bzdura. Ja wszystko załatwię, a w
poniedziałek Ula po twoim treningu podjadę pod siłownię i zabiorę cię do
jubilera, żebyśmy mogli wybrać obrączki.
Józef z
niedowierzaniem kręcił głową. To był naprawdę szalony pomysł, ale Ula zdawała
się podzielać zdanie Alexa i widać było, że oboje tego właśnie chcą.
- No dobrze Alex. Niech będzie jak chcecie. Ja
mogę wam tylko dać moje błogosławieństwo i mieć nadzieję, że będziecie ze sobą
szczęśliwi. – Alex uśmiechnął się.
- Już jesteśmy panie Józefie. Bardzo kocham
Ulę i mam dla niej wiele podziwu i szacunku. Nie mógłbym jej zranić. Nigdy.
Febo nie
tracił czasu. Po wyjściu Pauliny złapał za słuchawkę i wybrał numer do swojego
włoskiego przyjaciela. Nakreślił mu po krótce w czym rzecz i poprosił o
załatwienie w jego imieniu ślubu w mediolańskim magistracie.
- Ja w najbliższych dniach prześlę przetłumaczony
akt urodzenia mojej narzeczonej. Mój jest po włosku, więc nie będzie z tym
problemu. Przyślę też inne, niezbędne dokumenty. Mam włoskie obywatelstwo i
myślę, że nie będzie kłopotów. Sam bym to załatwił, ale teraz nie jestem w
stanie się wyrwać. Załatwisz to za mnie? Chciałbym również cię prosić, abyście
ty i twoja żona byli świadkami na naszym ślubie.
- Nie
ma sprawy Alex. Bardzo chętnie będziemy waszymi świadkami. Rozeznam się w
sytuacji i wkrótce do ciebie zadzwonię. Czekam na te dokumenty, bo bez nich nic
nie zdziałam. Gratuluję ci przyjacielu i cieszę się, że i ty znalazłeś wreszcie
swoje szczęście. Do usłyszenia.
Po
rozmowie z Lorenzo zatarł ręce. Był bardzo zadowolony. Wszystko szło jak po
maśle. Po wyjściu z pracy podjechał pod siłownię. Ula siedziała na ławce przed
wejściem i wyglądała jego samochodu. Kiedy znalazła się w jego środku Alex
objął ją i ucałował czule.
- Witaj moje szczęście. Jak poszło?
- Dobrze. Konrad mnie chwali i cieszy się, że
już nie narzekam tak jak na początku. Jak kupimy obrączki pójdziemy coś zjeść?
Trochę zgłodniałam. Od rana nie miałam nic w ustach prócz paru łyków kawy.
- Pójdziemy. I ja poczułem głód. Zamówimy
sobie grillowanego kurczaka z sałatką grecką. Może być?
- Pycha. Jedźmy już.
Obrączki
wybrali całkiem zwyczajne. Niezbyt szerokie i niezbyt ciężkie. Ula nie chciała
zbyt ozdobnych. Nie protestował. Wiedział, że jest skromna, nie przepada za
biżuterią i nie obwiesza się nią. Teraz pozostało tylko zebrać wszystkie
dokumenty i wysłać Lorenzo. Trochę zajęło im czasu ich skompletowanie, ale
nadszedł dzień, w którym Alex spakowawszy je wszystkie do dużej koperty wysłał
do Włoch.
Lorenzo
odezwał się po tygodniu. Miał dobre wiadomości.
- Wszystko załatwione Alex. Ślub odbędzie się
piętnastego października o jedenastej. Byłem też u Sofii. Przekazałem jej, żeby
przygotowała dom i obiecałem, że sam do niej zadzwonisz i powiadomisz, kiedy
przyjedziecie. Popłakała się. Już nie wierzyła, że doczeka dnia twojego ożenku.
– Alex roześmiał się.
- Wcale się nie dziwię. Zawsze miała do mnie
słabość i to mnie faworyzowała, nie Paulinę. Zawsze podsuwała mi jakieś
smakołyki. Tylko ona potrafiła złagodzić ten ból po śmierci rodziców. Dużo jej
zawdzięczam. A co z cateringiem? Załatwisz?
- O to się nie martw. Już wstępnie umówiłem
się z przyjacielem, który ma restaurację niedaleko katedry. Obiecał, że
przygotuje całe menu. Nie będzie miał tak wiele roboty, bo przecież i gości nie
będzie wielu. Na czas waszego wesela po prostu zamknie knajpę.
- Świetnie się spisałeś przyjacielu. My
prawdopodobnie przyjedziemy dziesiątego października. Chciałbym Uli i jej
rodzinie pokazać miasto i mieć czas na przygotowanie się do uroczystości.
Bardzo ci jestem wdzięczny za wszystko Lorenzo i mam nadzieję, że i ja kiedyś
będę mógł coś dla ciebie zrobić. Trzymaj się i do zobaczenia.
ROZDZIAŁ 5
Pod koniec
września miała wyznaczoną wizytę u dietetyczki. Nie miała już czego się wstydzić.
Była szczupła, a jej waga osiągnęła wartość sześćdziesięciu jeden kilogramów.
Prawie idealnie. Alex w nagrodę za cierpliwość i konsekwencję wykupił jej serię
zabiegów w jednym ze stołecznych SPA. Doświadczyła ujędrniających masaży,
przyjemnych okładów i relaksujących kąpieli. Zabiegi u kosmetyczki były taką
kropką nad „i”. Znowu była powalająco piękna i zjawiskowa, a Alex nie mógł
oderwać od niej oczu.
- Marek jest wielkim głupcem kochanie. Miał
obok siebie taki skarb i pozwolił, żeby wymknął mu się z rąk. To lepiej dla
mnie, bo ja nigdy nie dopuściłbym do sytuacji, żebym miał cię zdradzać tylko
dlatego, że przytyłaś. Myślę, że on nie do końca rozumie znaczenie słowa
„kochać”. Nie odróżnia miłości od fascynacji. Gdyby kochał cię naprawdę, nigdy
by cię tak nie potraktował. Chciałbym zobaczyć jego minę, kiedy ujrzy cię znowu
taką piękną. Chciałbym, żeby choć przez moment pożałował, że cię stracił.
- A mnie już na tym nie zależy. Niech sobie
myśli co chce i wcale nie chodzi tu o mnie. Nie wybaczę mu tego nigdy, że
zapomniał o własnym dziecku. Nie wybaczę, że upijanie się w knajpach i
podrywanie chętnych panien było dla niego ważniejsze od Igi. To podłe i krzywdzące
ją, że nie zna własnego ojca, ale miałeś rację. Ona bez niego też będzie miała
szczęśliwe dzieciństwo. Ja zrobię wszystko, żeby tak właśnie było. – Objął ją
mocno i czule spojrzał jej w oczy.
- Zrobimy Ula. Zrobimy. Przecież wiesz, że
kocham tego szkraba, a i ona przyzwyczaiła się już do mnie i traktuje jak ojca.
To miłe uczucie kochanie.
Do ślubu
było coraz bliżej. Alex nie musiał się przejmować zakupem garnituru, bo w
swojej szafie posiadał ich kilkanaście uszytych przez Pshemko, projektanta Febo
&Dobrzański. Ula kupiła elegancką sukienkę w jednym z najdroższych salonów
mody. Reszta rodziny też zadbała o odpowiednie stroje.
Na tydzień
przed wylotem do Mediolanu zadzwoniła do Dobrzańskich. Poinformowała ich, że
wyjeżdża na kilka dni z Igą, a po powrocie odezwie się i wtedy uzgodnią, kiedy
będą mogli zabrać małą do siebie.
Mniej
więcej w tym samym czasie Alex wypełnił wniosek urlopowy opiewający na okres dwóch
tygodni i poszedł do prezesa, by ten go podpisał. Marek był zaskoczony.
- Ty? Na urlop? Nigdy nie brałeś urlopu, a
jeśli nawet, to zdarzało się to niezwykle rzadko. Sam zachodziłem w głowę, jak
bez niego wytrzymujesz.
- No jak widzisz, nie wytrzymuję. Muszę
odpocząć. Chyba jakoś dacie sobie radę beze mnie? Turek zostaje i zastąpi mnie
na ten czas. Zresztą nie ma nic pilnego i nie powinieneś mieć kłopotów.
Marek
złożył zamaszysty podpis na dokumencie i podał go Alexowi.
- Proszę. Nie będę cię zatrzymywał. Jedź i
wypocznij.
Dziesiątego
października rano podjechał pod dom Cieplaków. Pomógł im z bagażami i ruszył na
lotnisko. Byli podekscytowani. Ani Józef, ani dzieciaki nigdy nie lecieli
samolotem. Ula uspokajała ich, że nawet tego nie poczują. Pogoda jest ładna i
na pewno lot będzie przyjemny.
Zaparkował
na płatnym parkingu i opłacił postój samochodu. Już bez przeszkód udali się do
odprawy.
Lot
rzeczywiście był przyjemny. Z okien samolotu mogli podziwiać chmury
podświetlone promieniami słońca. Po dwóch godzinach samolot osiadł łagodnie na
płycie mediolańskiego lotniska. W sali przylotów czekał już na nich Lorenzo.
Uściskał serdecznie dawno niewidzianego Alexa, który przedstawił mu Ulę i jej
rodzinę. Rozmawiano po angielsku, żeby i Ula mogła zrozumieć o czym mówi
sympatyczny Włoch.
- Załatwiłem wam limuzynę, która zawiezie was
do magistratu. Wynająłem ci też samochód na okres waszego pobytu. U Luigiego
wszystko dopięte na ostatni guzik. Menu ustalone. A teraz jedźmy już. Sofia nie
może się was doczekać. Przygotowała prawdziwy, włoski obiad.
Jadąc w
kierunku domu należącego kiedyś do rodziców Alexa on sam objaśniał im mijane po
drodze widoki.
- Koniecznie musicie zobaczyć katedrę. Jest
naprawdę piękna. Cały plac, przy którym stoi, zwany tutaj Piazza del Duomo jest
ogromny i z pewnością wart uwagi. Charakterem przypomina nieco krakowski rynek.
Podobnie jak w Krakowie tak i tutaj jest mnóstwo gołębi, które są bardzo
żarłoczne – zachichotał – i oczywiście brudzą ile wlezie.
Lorenzo
zatrzymał samochód przy jednej z willi przy Via Privata de Grassi. Dom tonął w
pożółkłej zieleni jesiennych liści, przez które przebijał dach obłożony
czerwoną dachówką. Alex wyskoczył z auta i pomógł wysiąść Uli i Cieplakom.
Wziął na ręce Igę i podał ją swojej przyszłej żonie.
- Weź ją kochanie, ja powyciągam bagaże. Jasiu
pomóż mi.
Z
walizkami uporali się raz dwa. Ciągnąc je teraz za sobą zobaczyli wychodzącą z
domu starszą kobietę. Na ich widok, a raczej na widok Alexa rozłożyła szeroko
ręce i uśmiechnęła się promiennie.
- Mio dio!
Alexander come la I io vi ha mancato. Abbraccimi il figlio.*
- E ho perso la Sofia. Venga a sapere il mio fiancée e
la sua famiglia per favore. È chiamato di Ula. È per lei un padre, un fratello
e una sorella. E un
piccolo Iga, nostra figlia.*
Sofia
uściskała ich wszystkich i zaprosiła do domu. Rozlokowali się w swoich
pokojach, a potem zeszli do jadalni. Alex służył za tłumacza. Opowiedział Sofii
o tym jak poznał Ulę i zakochał się w niej. Opowiedział, że Iga nie jest jego
biologiczną córką, ale córką Marka, który kiedyś był mężem Uli. Sofia dobrze pamiętała
rodzinę Dobrzańskich. Przecież niejednokrotnie spędzali tu urlopy, a Marka znała
niemal od pieluch. Od razu zauważyła podobieństwo Igi do niego.
- Aż nie chce mi się wierzyć, że on tak po
prostu przestał interesować się dzieckiem – mówiła wstrząśnięta relacją Alexa
Sofia. – Nie wygląda na takiego.
- To lekkoduch Sofia. Zepsuły go kobiety i za
bardzo pociąga go nocne życie Warszawy. Wszystko było ważniejsze od Uli i
małej. Ale to już przeszłość, a ja jestem szczęśliwy, że je mam. Po obiedzie
chcę pokazać im miasto. Wrócimy dopiero na kolację, więc nie musisz się z
niczym śpieszyć. Piętnastego masz się wystroić, bo nie wyobrażam sobie, żeby
miało cię nie być przy mnie w tym najważniejszym dla mnie dniu. – Sofia
ukradkiem otarła łzy.
- Będę synku. Oczywiście, że będę.
Pchając
wózek z Igą Alex oprowadził ich po najciekawszych miejscach Mediolanu.
Zachwycili się tym miastem. Nigdzie nie widzieli aż tylu zabytków. Dotarli i do
katedry, która zrobiła na nich duże wrażenie. Odpoczęli przy kawie i włoskich
ciastkach w jednej z licznie usytuowanych przy Piazza del Duomo kafejek i
wczesnym wieczorem wrócili do domu. Iga była senna i nieco marudna. Nie
pozwoliła się nawet wykąpać tylko w kółko powtarzała.
- Śpać mama, śpać.
Nie
walczyła z nią. Przebrała ją tylko w piżamkę i ułożyła w łóżku. Mała zasnęła
błyskawicznie. Kiedy i ona wykąpana i przebrana do spania miała już zamiar się
położyć, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Po chwili uchyliły się i zobaczyła w
nich swojego narzeczonego. Uśmiechnął się do niej i zapytał cicho.
- Mogę na chwilę? Chyba, że jesteś bardzo
senna?
- Nie, nie. Wchodź. Nie jest jeszcze tak
późno.
Usiadł na
łóżku i objął ją ramieniem. Przytuliła głowę do jego piersi.
- Zmęczył cię ten dzisiejszy dzień, prawda?
- No trochę, ale był też ciekawy i przyjemny.
Bardzo polubiłam Sofię. To taka miła i dobra osoba.
- To prawda. Przez długie lata po śmierci
rodziców ona jedna potrafiła sprawić, że nie odczuwałem tej straty tak boleśnie
i choć większość czasu spędzałem w Polsce, to i tu starałem się bywać dość
często. Na pewno musiała się czuć bardzo samotna w tym wielkim domu. To ona
czuwała nad wszystkimi remontami i dbała o niego. Jestem jej za to bardzo
wdzięczny. Chciałbym cię jeszcze przed ślubem zabrać na cmentarz. Dawno tam nie
byłem.
- Pojedziemy. Szkoda, że nie było mi dane
poznać twoich rodziców. Na pewno byli wspaniali.
- Takich ich zapamiętałem. Stanowili ciekawą
mieszankę słowiańskiego romantyzmu i włoskiego temperamentu, ale byli
najlepszymi rodzicami na świecie.
Zamilkli
na chwilę. Alex przytulił usta do jej skroni.
- Chciałbym się z tobą kochać. Nawet nie wiesz
od jak dawna tego pragnę – powiedział zdławionym głosem. - Nie odmawiaj mi.
- Ja też cię pragnę i nie chcę już czekać.
Ściągał
powoli jej szlafrok i cienką koszulkę. W świetle płonącego w kominku ognia
stanęła przed nim kompletnie naga i mocno zawstydzona. Tusza była już tylko
wspomnieniem. Zabiegi w SPA pozwoliły ujędrnić jej ciało i dzięki nim była teraz
zgrabna i smukła. Zbliżył usta do jej ust i zaczął całować je żarliwie i
zapamiętale. Zagrała w nim natura południowca. Niemal omdlewała od tej kaskady
pocałunków, którymi obsypywał jej twarz, piersi i brzuch. Wziął ją na ręce i
delikatnie ułożył na łóżku. Rozpalił ją tak silnie, że jedyne czego pragnęła,
to żeby posiadł mocno jej spragnione fizycznej miłości ciało. Marek był
doskonałym kochankiem, ale Alex był mistrzem. To co wyczyniał przyprawiało ją o
utratę zmysłów i gdyby nie świadomość, że na łóżku nieopodal śpi jej córka,
krzyczałaby z rozkoszy na całe gardło. Spełnienie było jak ogromna eksplozja i
wprawiło ich ciała w potężne drżenie. Oddychali ciężko łapiąc łapczywie kolejne
hausty powietrza. Kiedy nadszedł moment uspokojenia Alex po raz kolejny znaczył
na jej ciele ślad pocałunków.
- Byłaś cudowna – wyszeptał. – Już nie pamiętam,
kiedy przeżyłem coś równie pięknego. Dziękuję.
- Było mi wspaniale – odpowiedziała patrząc mu
w oczy. – Kocham cię Alexandrze Febo.
Obudziła
się, gdy niebo szarzało za oknem. Przytulony do niej spał Alex. Zerknęła na
zegar stojący na kominku. Wskazywał godzinę za dziesięć siódmą. - Za chwilę wstanie Iga – pomyślała.
Pogładziła Alexa po policzku. – Obudź się kochanie, już ranek – wyszeptała.
Otworzył zaspane powieki i uśmiechnął się do niej szeroko. Przytulił ją do
siebie i na jej ustach wycisnął słodkiego całusa.
- Dzień dobry moja piękna. Musimy już wstać?
Tak mi tu dobrze z tobą.
- Musimy. Za chwilę obudzi się Iga, a wtedy
nie będzie „Boże zmiłuj”, bo nie da nam spokoju. Ubierzmy przynajmniej piżamy,
bo nie chcę, żeby zobaczyła nas nago.
Mała poruszyła
się niespokojnie i przycisnęła piąstki do oczu. Potarła je mocno i ziewnęła.
Otworzyła oczy i uśmiechnęła się widząc pochyloną nad nią twarz Alexa.
Wyciągnęła do niego ręce.
- Tata weź.
Za każdym
razem kiedy zwracała się tak do niego, jego serce miękło jak wosk. Pokochał tę
małą jak swoje własne dziecko. Nawet przestało mu przeszkadzać jej niezwykłe
podobieństwo do Dobrzańskiego. Wziął ją na ręce i przytulił.
- Wyspałaś się? – Iga pokiwała twierdząco
głową. – W takim razie mama zaraz cię umyje i zejdziemy na śniadanko.
Atmosfera
przy stole była wesoła. Wszystko, co przygotowała Sofia było bardzo smaczne i
zajadali z apetytem. Alex powiedział im, że jeśli chcą mogą pojechać z nim i
Ulą na cmentarz.
- Oczywiście, że pojedziemy synu – Cieplak
poklepał przyszłego zięcia po ramieniu. – Przynajmniej zapalimy znicze i
pomodlimy się za ich spokój wieczny.
Grób
państwa Febo był bardzo okazały. Nagrobek wykonano z czarnego marmuru, a
nazwiska na płycie, daty urodzin i zgonu zapisane były złotymi literami. - „Morì tragicamente” - „Zginęli tragicznie”
– odczytała Ula. Znała już tę historię, bo jej teściowie opowiadali
wielokrotnie o przyjaźni z rodzicami Alexa i Pauliny, i o ich tragicznej
śmierci w wypadku samochodowym. – To
straszne, że w ciągu ułamka sekundy stracili najdroższe im osoby. Biedny Alex
– popatrzyła na niego ze współczuciem. On układał w wazonie kwiaty i nawet nie
czuł jak po jego policzkach płyną łzy. Józef wraz z Jaśkiem zapalili znicze i
ustawili je na płycie. Każde z nich szeptało modlitwę. Nawet Iga zwykle bardzo
rozgadana zachowała spokój jakby przeczuwała, że to nie jest miejsce do zabaw.
Alex stanął obok Uli i mówił w myślach. – Mamo,
tato, to jest Ula i jej bliscy. Jest moją wielką miłością, a pojutrze zostanie
moją żoną. Czuwajcie nad nami i spoczywajcie w pokoju - zmówił modlitwę i
przeżegnał się.
- Chyba już pójdziemy. Zaplanowałem dzisiaj
spacer po najładniejszym parku w Mediolanie, po Parco Sempione. Na pewno wam
się spodoba. Rośnie tam sporo kasztanowców i jest staw. Betti będzie miała
uciechę.
W dzień
przed ślubem nie ruszali się już z domu. Spokojnie przygotowywali się do tej
ważnej uroczystości. Do południa przyjechał Lorenzo wraz ze swoją żoną Chiarą,
która miała być drugim świadkiem ich szczęścia. Była śliczną, czarnooką i czarnowłosą
kobietą ze smagłą, charakterystyczną dla ludzi południa, skórą. Dobrze
posługiwała się angielskim i dogadała się z Ulą bez problemu. Panowie jeszcze
raz omówili wszystkie szczegóły.
- Jestem taki podekscytowany przyjacielu. Ula
to wyjątkowa kobieta i wiem, że będziemy ze sobą szczęśliwi. Już nie mogę się
doczekać, kiedy podpiszemy w magistracie dokumenty i stanie się moją prawowitą
małżonką. To będzie najważniejsza chwila w moim życiu.
- Też tak się czułem, kiedy żeniłem się z
Chiarą i też uważam, że jest wyjątkowa. Będzie dobrze. Ślub odbędzie się w
języku angielskim, żeby Ula nie miała problemu z wypowiedzeniem przysięgi.
Będziemy się zbierać. Jutro podjedziemy limuzyną. Trzymaj się bracie.
* Mój Boże Alexander jak ja się za tobą
stęskniłam. Uściskaj mnie synku.
* I ja tęskniłem Sofia. Poznaj proszę moją
narzeczoną i jej rodzinę. Ma na imię Ula. To jej ojciec, brat i siostra. A to
malutka Iga, nasza córeczka.
Uwaga: Tłumaczenie może zawierać błędy.
Niestety nie znam włoskiego i musiałam posłużyć się internetowym translatorem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz