Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 15 grudnia 2015

"BEZWARUNKOWA MIŁOŚĆ" - rozdział 1,2,3,4,5



BEZWARUNKOWA MIŁOŚĆ





ROZDZIAŁ 1


Głośno dzwoniący telefon oderwał go od dokumentów, które przeglądał. Odebrał natychmiast nie mogąc znieść tego drażniącego uszy dźwięku.
 - Dobrzański, słucham.
 - Witaj synku – usłyszał głos swojej matki. – Dzwonię ze szpitala. Uli odeszły wody i miała skurcze. Razem z ojcem przywieźliśmy ją tutaj. Byłoby dobrze, gdybyś i ty przyjechał. Ona bardzo się boi i ciągle pyta o ciebie.
Przełknął nerwowo ślinę. Sam chyba też się bał.
 - Dobrze mamo, ja za chwilę u was będę. Uspokój ją i powiedz, że wszystko będzie dobrze. Do zobaczenia.
Podekscytowany wparował do gabinetu przyjaciela nawet nie pukając. Olszański poderwał głowę znad klawiatury i nieco wystraszony spojrzał na Marka.
 - Chłopie! Ty mnie kiedyś doprowadzisz do zawału! Pali się, czy co?
 - A żebyś wiedział! Właśnie dzwonili rodzice. Ulka zaczęła rodzić. Muszę jechać. Trochę się martwię, bo to przecież o dwa tygodnie za wcześnie. Zastąpisz mnie?
 - No pewnie. Daj znać jak będzie po wszystkim.
Nie tracił już czasu. Zbiegł po schodach pięć pięter i dopadł swojego Lexusa. Sądził, że szybko dotrze do szpitala, ale pora była popołudniowa, a na ulicach zwiększony ruch i jeszcze te światła. Zmełł przekleństwo w ustach stojąc w kolejce do następnych. Jakie to szczęście, że na miesiąc przed rozwiązaniem zamieszkali u jego rodziców. Tam przynajmniej była pod opieką i gdyby się coś działo, był zawsze ktoś, kto mógłby jej pomóc, gdyby akurat jego nie było pod ręką. Nie rozumiał tylko, dlaczego to dziecko aż tak śpieszyło się na świat? Do porodu zostały dwa tygodnie. Nie miał pojęcia, czy taki przedwczesny wpłynie pozytywnie na noworodka.
Wreszcie dotarł i biegiem ruszył na porodówkę. Na korytarzu dostrzegł siedzących w fotelach rodziców. Usiadł obok. Jego duże zazwyczaj oczy były teraz jeszcze większe.
 - Wiadomo już coś? – rzucił nerwowo i usiadł obok ojca.
 - Jeszcze nie. Też się denerwujemy, bo to za wcześnie. Mamy nadzieję, że z dzieckiem będzie wszystko w porządku.
Pokiwał głową i zamyślił się. Od dwóch lat byli małżeństwem. Nie mógł się nią nacieszyć. W przeszłości zrobił jej wiele świństw szczególnie wtedy, gdy była jego niezbyt atrakcyjną asystentką. Wykorzystał ją i jej słabość do niego. Wraz z Sebastianem uknuli intrygę, która szybko się wydała i bardzo zraniła Ulę. Odeszła z firmy, a on dopiero wtedy zrozumiał, że nie potrafi bez niej żyć. Droga do ponownego odzyskania jej zaufania była drogą przez mękę. W międzyczasie bardzo wypiękniała i wtedy zaczął się naprawdę obawiać, czy ktoś inny nie skradnie jej serca. Nastąpił nawet moment, że już nie wierzył w odmianę swojego losu i w to, że ona kiedykolwiek mu wybaczy. A jednak wybaczyła. Jej miłość do niego okazała się ogromna. Nie czekał długo ze ślubem. Chciał mieć ją wyłącznie dla siebie. Do momentu kiedy zaszła w ciążę używali wspólnego życia do upadłego. Pokazał jej wiele cudnych miejsc i w Polsce i za granicą. Kupił piękny dom, który urządzili wspólnie. Kochał ją i hołubił. Nosił na rękach i rozpieszczał. Obsypywał drogimi prezentami, chociaż ona wcale tego nie chciała powtarzając wciąż, że jedyne na czym jej zależy, to żeby on nie przestał jej kochać i żeby zawsze przy niej był.
Wiadomość o ciąży odebrał jak porażenie piorunem. Sądził, że nadal będą cieszyć się wyłącznie sobą, a tu nagle pojawia się realne zagrożenie tej sielanki, a przede wszystkim widmo nowych obowiązków. Nie przyjął tej wiadomości tak jak się tego spodziewała. Długo milczał trzymając w dłoni zdjęcie USG. Poczuła się rozczarowana. Dla niej to dziecko już było cudem. Rozpłakała się. Widok jej płaczącej był jednym z tych, których nie potrafił znieść. Przytulił ją mocno do siebie.
 - Nie martw się kochanie, jakoś sobie poradzimy.
 - Nie cieszysz się, że będziesz ojcem? Myślałam, że chcesz nim być. Przecież to dziecko jest owocem naszej miłości.
 - Chcę być ojcem, ale myślałem, że nie nastąpi to tak szybko, to dlatego tak trudno jest mi oswoić się z tą myślą.
Od tej chwili starał się dbać o nią. Woził do lekarza na wizyty kontrolne, ale już do szkoły rodzenia nie chciał pójść. Wstydził się, choć tak naprawdę nie miał czego. Podwoził ją tylko na zajęcia i czekał w samochodzie. Było jej przykro i z ciężkim sercem godziła się na to. O wiele więcej entuzjazmu wykazali dziadkowie Dobrzańscy i jej własny ojciec. Oni naprawdę cieszyli się z wnuka lub wnuczki. Do końca nie wiedzieli, co się urodzi, bo Ula nie chciała znać płci. Dla niej i dla innych miała to być niespodzianka.
Westchnął. Miał świadomość, że swoją postawą rozczarował mocno żonę, a teraz nie wie nawet, czy wszystko z nią w porządku.
Po czterech, długich godzinach spędzonych na korytarzu wreszcie doczekali się wieści. Z sali obok wyszła położna i obrzuciwszy ich wzrokiem spytała.
 - Pan Dobrzański?
Marek podniósł się z fotela.
 - To ja. Czy z żoną wszystko w porządku?
 - W porządku. Urodziła śliczną i zdrową córeczkę. Za chwilę przewiozą ją wraz z dzieckiem na salę poporodową i wtedy będą państwo mogli je zobaczyć. Dziecko jest duże. Waży cztery kilo, ma pięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i z całą pewnością jest donoszone. Lekarz musiał się pomylić określając termin porodu. Gratuluję.
Odetchnęli. Od samego początku Ula nie znosiła tej ciąży dobrze. Najpierw okres wymiotów i nudności, potem wielkiej opuchlizny, bo płód uciskał nerki. Ciężko było jej chodzić. Nogi były tak obrzęknięte, że nie mogła założyć ładnych butów i większość czasu przechodziła w rozklapanych balerinach. W szóstym miesiącu okazało się, że ma cukrzycę ciążową. Sama musiała podawać sobie insulinę, bo Marek nie znosił zastrzyków i widoku krwi.

Wsunęli się do sali, do której ją przywieziono. Uśmiechnęła się do nich blado. Helena i Krzysztof uściskali ją i podeszli do łóżeczka, w którym leżało maleństwo. Marek przysiadł na jej łóżku całując ją w usta.
 - Jak się czujesz kochanie – popatrzył w jej przekrwione z wysiłku oczy.
 - Już dobrze, ale było ciężko. Dziecko jest duże. Ledwo je ze mnie wycisnęli. Chyba będzie podobna do ciebie, bo ma czarne włoski. Zobacz.
Wziął na ręce zawiniątko i przyjrzał się mu. Zaniepokoił się, bo nie poczuł kompletnie nic. Dziecko miało pucołowatą twarz i krzywiło się niemiłosiernie jakby zaraz miało się rozpłakać. Rzeczywiście na głowie sterczało mu kilka czarnych kosmyków.
 - Jest piękna, prawda? – usłyszał głos swojej matki.
 - Tak… Tak… Bardzo piękna.
 - Myśleliście nad imieniem Uleńko?
 - Właściwie to nie…, nigdy o tym nie rozmawialiśmy… Może Iga? Krótkie i ładne, jak myślisz Marek?
 - Może być. Mnie też się podoba. Iga Dobrzańska. Brzmi świetnie.

Cztery dni po porodzie przywiózł je do rodziców. Tam miały spędzić pierwsze tygodnie szczególnie, że Helena zadeklarowała się do pomocy młodej matce. Od samego początku zarówno ona jak i Krzysztof, ojciec Marka ubóstwiali tę małą. Często to właśnie dziadek ją kołysał w ramionach, żeby odciążyć swoją synową. Kiedy mała skończyła miesiąc wróciły do domu. Tam Ula była już skazana wyłącznie na siebie, bo dziadkowie przyjeżdżali tylko w weekendy. Mała często płakała po nocach nie pozwalając im spać. Uli mdlały ręce od ciągłego noszenia jej i miała żal do Marka, że tak słabo angażuje się w opiekę nad córką. Z drugiej strony nie miała sumienia go budzić, bo to on zarabiał na chleb i często wracał bardzo zmęczony.
Okres połogu już minął. Znowu mogli cieszyć się sobą. Jednak coś się pod tym względem zmieniło. Początkowa fascynacja jej ciałem zmieniła się w jakąś niechęć do zbliżeń. Zrobili to kilka razy, ale Marek za każdym czuł dyskomfort. To już nie była jego Ula. Ciąża zdeformowała jej ciało, które nie było tak idealne jak kiedyś. Zostało jej sporo kilogramów, które odłożyły się na brzuchu i udach. Pojawił się cellulit i spore rozstępy. Nie pociągała go już tak jak dawniej. Czasem to ona inicjowała zbliżenia, bo nadal kochała go bardzo mocno i niezmiennie pragnęła. On wykręcał się zmęczeniem i bólem głowy. W końcu zrozumiała, że to tylko wymówki z jego strony i że to ona jest głównie powodem jego niechęci do uprawiania z nią seksu. Ta myśl była jak mocny policzek. Miała świadomość, że nie wygląda już tak jak przed ślubem, a jej atrakcyjność znikła w fałdach tłuszczu. Już nie prosiła go o zbliżenie. Była zbyt dumna, zbyt urażona, żeby to zrobić. Wielokrotnie płakała, bo nie potrafiła sobie poradzić sama ze sobą. Ewidentnie odsuwali się do siebie. Tak silna kiedyś u Marka potrzeba bliskości odpłynęła w niebyt. Nie dążył już do niej i najchętniej szybko zasypiał odwrócony do Uli plecami.

Dni umykały. Ona skupiła się przede wszystkim na Idze. Rzadko wychodziła z domu. Popadła w jakiś rodzaj odrętwienia. Zamiast wyjść na spacer do parku ograniczała się do wystawienia wózka do ogrodu. Ruszała się tylko wtedy, gdy trzeba było zrobić większe zakupy. Sklep mieli pod nosem więc nie musiała się jakoś specjalnie przebierać. Naciągała na siebie rozwleczony dres i adidasy, i tak ubrana wychodziła z domu. Wszystkie rzeczy, które kiedyś leżały na niej idealnie teraz były zdecydowanie za ciasne. Na bazarze kupiła kilka szerszych bluzek skutecznie maskujących jej fałdy na brzuchu i kilka par luźnych jeansów.
Atmosfera w domu stała się napięta. Nie kłócili się, ale też żadne z nich nie angażowało się w rozmowę nawet na temat Igi. Marek po powrocie z firmy całował zarówno córkę jak i Ulę w policzek, zjadał obiad, a po nim bezczynnie leżał do wieczora na kanapie oglądając program telewizyjny. Ich obecne życie w niczym nie przypominało tego sprzed ciąży. On nosił w sobie żal, że dziecko w jakiś niewytłumaczalny sposób zabrało mu Ulę, ona przepełniona była goryczą patrząc jak obojętnie traktuje je obie. Coraz też częściej zaczął wychodzić na spotkania czy imprezy sam, jakby wstydził się żony. Uznała, że chyba tak będzie lepiej. Nawet nie miała się w co ubrać, by jakoś wyglądać. Powoli przeistaczała się w Brzydulę, jak zwykli ją określać jeszcze kilka lat temu pracownicy Febo&Dobrzański. Z czasem przestawało jej zależeć na czymkolwiek. Jedynie o córkę dbała, jakby ona stanowiła jej jedyny cel w życiu i nadawała mu sens.
Marek najpierw z wielkim żalem patrzył jak się zmienia. Z czasem wzbierała w nim złość, że potrafiła tak się zaniedbać.
 - Mogłabyś wreszcie coś ze sobą zrobić. Wyglądasz jakbyś przez tydzień się nie myła i nie czesała. Nie poznaję cię. Gdzie się podziała moja dawna Ula?
Nie umiała mu się odgryźć. Nie potrafiła mu powiedzieć, że to jak wygląda, to również jego wina. Nie wspierał jej i nie pomagał. Uciekała w takich razach do pokoju córki i tam tuląc ją w ramionach łkała całymi godzinami.
Dobrzańscy nie wtrącali się. Przyjeżdżali głównie do wnuczki, którą kochali nieprzytomnie. Czasem tylko Helena sugerowała nieśmiało synowej, że powinna wyjść do ludzi, a nie zamykać się z dzieckiem w czterech ścianach. Obiecywała, że postara się, ale nie wywiązywała się z tych obietnic. Nie miała motywacji.

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Iga za chwilę kończyła siedem miesięcy. Już nauczyła się siadać i była coraz bardziej ruchliwa. Nie przypominała też już tego pucołowatego oseska. Teraz jej buzia była szczupła i bardzo przypominała twarz Marka. Włoski sporo urosły i miały kolor hebanu. Stalowo szare oczka śmiały się często, a rączki wyciągały do matki. Była z nią mocno związana. Do ojca nie ciągnęła tak bardzo jak do niej.
Wigilię mieli spędzać jak co roku u Dobrzańskich seniorów. Wcisnęła się w sukienkę, którą niedawno kupiła na tę właśnie okazję. Ubrała dziecko i zabrawszy kolorowe torby z prezentami wyszła przed dom czekając aż Marek wyprowadzi samochód z garażu. Nie miała ochoty na ten rodzinny spęd. Jak zwykle będą oboje Febo i o ile do Alexa czuła kompletną obojętność, tak obawiała się uszczypliwości ze strony Pauliny, byłej dziewczyny Marka. Ona nadal nie pogodziła się z porażką i korzystała z każdej okazji, żeby wyśmiać i obrazić Ulę.
Weszli do salonu witając się ogólnym „dzień dobry”. Helena już odbierała Igę z rąk Uli i całowała jej rumiane policzki.
 - Spójrzcie, – zwróciła się do rodzeństwa Febo – nie widzieliście jej jeszcze. Czyż nie jest podobna do Marka? Nawet te dołeczki odziedziczyła po nim. On wyglądał identycznie. Moja kochana wnusia – ucałowała Igę raz jeszcze.
 - Rzeczywiście jest bardzo ładna – odezwała się Paulina. – I pomyśleć, że to ze mną miałeś mieć dzieci. Na pewno były by równie ładne o ile nie ładniejsze. Ale cóż… Sam wybrałeś…
Uli zrobiło się przykro. Spuściła głowę i usiadła przy stole nie komentując. Paulina potrafiła być wredna i znajdowała jakąś dziką przyjemność w poniżaniu jej.
Kolację spożywali w milczeniu. Po niej rozsiedli się na kanapach racząc się kawą. Paulina podeszła do stojącego przy choince Marka i szepnęła.
 - Nie wyglądasz na szczęśliwego. Nie żałujesz czasami, że wybrałeś to bezguście? Spójrz na nią. Wygląda obrzydliwie i tak się spasła, że za chwilę ta kiecka pęknie w szwach.
 - Obrażasz moją żonę. To, że nie ubiera się z gustem nie znaczy wcale, że jesteś od niej lepsza. Ma więcej w głowie niż ty będziesz miała kiedykolwiek, więc zamilcz i lepiej się nie odzywaj.
W czasie, gdy Paulina obrzucała tymi niewybrednymi epitetami Ulę ona sama rozmawiała z Alexem.
 - Nie nudzisz się w domu? – spytał. – Nie tęsknisz za firmą? Przydałabyś się, bo pracy jest mnóstwo, a dobrych fachowców jak na lekarstwo.
Popatrzyła na niego uważnie. Trochę się zdziwiła, że pyta ją o takie rzeczy. Nigdy nie był w stosunku do niej zbyt życzliwy, a już na pewno nie posądziłaby go o to, że uważa ją za fachowca.
 - Chętnie bym wróciła, ale Iga jest jeszcze mała i potrzebuje mojej opieki. Może jak trochę podrośnie to zdecyduję się wrócić. Nie wiem tylko jak Marek zapatruje się na mój powrót do firmy. Nie rozmawialiśmy o tym jeszcze. Jak o wielu innych rzeczach – pomyślała z żalem. – W ogóle ze sobą już nie rozmawiamy.




ROZDZIAŁ 2


Nadeszła wiosna. Iga już chodziła i wszędzie było jej pełno. Sporo też mówiła po swojemu, a że z natury była ciekawskim brzdącem ciągle o coś pytała Ulę, która wydobywała z siebie całe pokłady cierpliwości, by kolejny raz odpowiedzieć na to samo pytanie. Marek nie był aż tak cierpliwy i często irytowały go pytania zadawane przez córkę, bo niewiele mógł zrozumieć z tej dziecięcej mowy. Ula zauważyła, że ostatnio często bywa poddenerwowany i byle co wyprowadza go z równowagi. Nie wnikała w to i nigdy nie zapytała o powód tego kiepskiego nastroju. On od momentu przyjścia dziecka na świat nie wykazywał w stosunku do niej żadnej troski i zainteresowania, więc dlaczego ona miałaby…?
W pracy nie zawsze dobrze sobie radził. Alex nie knuł wprawdzie już tak jak dawniej, ale też nie był w niczym pomocny. Nadal cieszyły go niepowodzenia Marka. Od kiedy Uli zabrakło, coraz gorzej mu było ogarnąć piętrzące się w firmie problemy. Często żałował, że nie ma jej obok, bo ona zawsze potrafiła znaleźć dobre wyjście z sytuacji. Od czasu, gdy ich wzajemne relacje tak bardzo się popsuły, nie miał nawet odwagi, żeby poprosić ją o pomoc. Ona też przestała pytać go o firmowe sprawy, bo skupiła się wyłącznie na wychowywaniu dziecka. Żałował, że tak bardzo oddalili się od siebie. Nie rozumiał tej bierności żony i nie rozumiał, dlaczego aż tak się zaniedbała. Nadal sypiali w jednym łóżku, ale nie uprawiali seksu. Nie mógł się przemóc. Jej zgrabne niegdyś ciało zamieniło się w jakąś bezkształtną masę, a to skutecznie odstręczało go od miłosnych uniesień. Ona przestała nalegać, a jemu było to na rękę.

Tęskniła za nim. Za jego ciepłem, za jego bezpiecznymi ramionami, za słodkimi pocałunkami, które kiedyś rozsiewał po całym jej ciele, za miłosnym szeptem, który rozkosznie pieścił jej uszy. Podświadomie czuła, że nie jest jedyną kobietą w jego życiu. Nigdy nie przyłapała go na zdradzie, a jednak piorąc jego koszule czuła subtelny zapach drogich, damskich perfum i nierzadko natykała się na ślady szminki. Jedyne co potrafiła w takich razach to zamknąć się w łazience i płakać nad tą straconą miłością. Przecież jeśli się kogoś kocha, to bezwarunkowo. Kocha na dobre i na złe. Kocha bez względu na to, czy osoba, którą obdarzyliśmy uczuciem waży pięćdziesiąt kilo, czy sto. Dochodziła do wniosku, że Marek był i nadal jest człowiekiem bardzo powierzchownym i nie kochał jej za przymioty charakteru, ale za to jak dobrze się przy nim prezentowała. To odkrycie uzmysłowiło jej, że już nigdy nie będzie tak jak dawniej i nigdy nie wrócą te wspaniałe lata, kiedy szaleli na swoim punkcie i wydawało im się, że nie mogą bez siebie żyć. Nawet za bardzo nie miała mu za złe, że zdradza ją z atrakcyjniejszymi kobietami od niej. Nigdy mu nie powiedziała, że podejrzewa go o romanse. Nie chciała wszczynać awantury tym bardziej, że Iga musiała by być jej świadkiem. Powoli dojrzewała do decyzji o rozwodzie.

W jeden z ciepłych, letnich poranków postanowiła skorzystać z tej ładnej pogody. Ubrała córkę i wsadziła ją do spacerowego wózka. Zamknąwszy dom wolnym krokiem pomaszerowała przed siebie. Podjechała kilka przystanków do centrum i bez przeszkód dotarła do parku. Wiedziała, że jest tam ładny plac zabaw z piaskownicą i huśtawkami, które Iga wprost uwielbiała. Siedząc na jednej z nich krzyczała rozradowana.
 - Husiaj mama, husiaj!
Potem poszły do piaskownicy. Uzbrojona w łopatkę i wiaderko mała z zapałem stawiała piaskowe babki. Ula przycupnęła na drewnianym obrzeżu przyglądając się córce z uśmiechem. W pewnym momencie odwróciła głowę i zamarła. Na alejce biegnącej wzdłuż placu zabaw dostrzegła swojego męża namiętnie całującego jakąś kobietę. Nie miała pojęcia kim ona jest, ale musiała przyznać, że była bardzo elegancka, szczupła i ładna. Poczuła ukłucie w sercu. Bezwiednie wyciągnęła komórkę i zrobiła zdjęcie całującej się parze. Odwróciła głowę. Nie chciała, żeby Marek ją zauważył. Zresztą on nawet nie zwracał uwagi na to, co dzieje się wokół. Nie miał pojęcia, że dziesięć metrów od niego bawi się w piaskownicy jego dziecko. Objąwszy kobietę wolnym krokiem ruszył w kierunku bramy.
To zdarzenie tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że jej mąż nie czuje do niej już nic, a ona jak najszybciej powinna złożyć rozwodowy pozew. Po jej policzkach wolno toczyły się łzy. Jej małżeństwo właśnie dobiegało końca.

Do domu wrócił później niż zwykle. Nie dociekała, co go zatrzymało. Mogła się jedynie tego domyślać. Czekała na niego. Dzisiaj musi zakończyć tę grę pozorów. Nie cierpiała udawania i życia w kłamstwie.
 - Będziesz coś jadł? – spytała.
 - Nie Ula. Dziękuję. Jadłem na mieście, ale kawy napiłbym się chętnie.
 - Zaraz zrobię.
Postawiła przed nim filiżankę i podsunęła cukiernicę. Usiadła obok i powiedziała.
 - Musimy szczerze porozmawiać Marek i pozwól, że to ja pierwsza zacznę. Od kiedy urodziła się Iga nie układa się nam. Oddaliliśmy się od siebie tak bardzo, że nie ma już nadziei, żeby ten związek kiedykolwiek był taki jak kiedyś. Ja nie umiem i nie chcę tak żyć. Jutro mam zamiar złożyć w sądzie pozew rozwodowy. Chcę, żeby ten rozwód odbył się bez orzekania o winie, choć dobrze wiem, że ja zawiniłam tu tylko tym, że zaniedbałam się i przestałam być dla ciebie atrakcyjną partnerką. Twoja wina jest o wiele większa, bo zdradzałeś mnie i zdradzasz nadal. Nie jestem ślepa Marek. Twoje koszule pachną często damskimi perfumami, a dzisiaj widziałam cię w parku jak całowałeś się z jakąś kobietą. – Chciał zaprzeczyć, ale wyciągnęła komórkę i pokazała mu zdjęcie. – Nie zaprzeczaj, bo tu mam dowód. Chcę, żeby ten rozwód przebiegł bez komplikacji i bez wzajemnego oskarżania się. Będziesz wolny i będziesz żył tak jak chcesz, ale i nam pozwól żyć po swojemu. Nie jesteś aż tak bardzo emocjonalnie związany z Igą. Większe przywiązanie do niej przejawiają twoi rodzice niż ty. Nie zabronię ci z nią kontaktu podobnie jak rodzicom. Mam tylko jeden warunek, żebyście odbierali ją z Rysiowa, bo tam się przeniesiemy, i byście powiadamiali mnie o tym odpowiednio wcześniej. Wysokość alimentów wyznaczysz sam. Nie będę się z tobą szarpać o pieniądze. Masz mniej więcej wyobrażenie, ile kosztuje utrzymanie dziecka. To chyba wszystko. Mam nadzieję, że nie będziesz stwarzał problemów.
Siedział ze spuszczoną głową. Wiedział, że ma rację. Rozwód to było najlepsze wyjście z tej sytuacji.
 - Będzie jak zechcesz. Nie będę się sprzeciwiał. Co miesiąc dostaniesz dziesięć tysięcy złotych dla Igi i dla siebie. Nie powinnaś jeszcze wracać do pracy, bo ona jest za mała i też musisz z czegoś żyć. Przepraszam cię Ula. Przepraszam za wszystko. Zawiodłem cię i rozczarowałem, ale ja już chyba nie potrafię inaczej. W jakimś sensie nie dojrzałem ani do roli męża, ani do roli ojca. Zasługujesz na kogoś lepszego, a nie na takiego lekkoducha jak ja. Zapewniam cię, że to będzie cichy rozwód i media o niczym się nie dowiedzą.

Następnego dnia spakowała rzeczy swoje i dziecka. Wiedziała, że jeszcze będzie musiała tu wrócić, bo nie da rady zabrać się ze wszystkim naraz. Uprzedziła ojca, że sprowadza się z powrotem do Rysiowa. Nie wdawała się z nim w telefoniczne dyskusje. Na jego liczne pytania odpowiedziała tylko, że wszystko wyjaśni mu na miejscu. Zamówiona taksówka już czekała. Kierowca pomógł jej wpakować spacerówkę do bagażnika i walizki. Usiadła z Igą na tylnym siedzeniu. Ostatni raz popatrzyła na dom, w którym tylko przez dwa lata zaznała prawdziwego szczęścia.
Pokój w Rysiowie był już przygotowany na przyjęcie dwóch lokatorek. Wieczorem uśpiła Igę i poszła porozmawiać z ojcem. Opowiedziała mu, że odeszła od Marka, ale nie ma do niego żalu, bo za rozpad małżeństwa ponoszą winę po połowie. Nie wyznała mu prawdziwych powodów rozstania. Marek będzie tu przyjeżdżał, by zobaczyć się z córką, a ona nie chciała, żeby ojciec był do niego uprzedzony.
Następnego dnia pojechała do Warszawy i w sądzie złożyła pozew. Nie chciała z tym zwlekać. Im szybciej się rozstaną, tym lepiej. Z domu zabrała resztę swoich rzeczy. Od teraz musi się nauczyć żyć bez Marka, ale czy to będzie aż tak trudne? Przecież od dawna była zdana wyłącznie na siebie i praktycznie żyła bez niego. Wyjęła jeszcze telefon i połączyła się z nim. Powiedziała, że zabrała z domu resztę rzeczy, a klucz zostawia pod donicą przy wejściowych drzwiach.
 - Jeśli ty lub twoi rodzice będziecie chcieli zobaczyć Igę, to wiesz co robić. Uprzedź mnie o tym, a ja ją przygotuję. Mogą ją zabierać na weekendy, jeśli tylko zechcą.
 - Dziękuję Ula, że potrafisz być taka wspaniałomyślna. Do zobaczenia.

Tego samego dnia pojechał do swoich rodziców. Oni, jako jedni z nielicznych mieli prawo dowiedzieć się o tym rozwodzie. Nie byli zachwyceni. Byli zszokowani i zbulwersowani. Kochali swoją synową i zawsze byli jej bardzo życzliwi. Oburzony Krzysztof wycelował w niego palec i wysapał.
 - Jesteś durnym chłystkiem. Masz trzydzieści lat, ale w ciele dorosłego mężczyzny siedzi głupi szczeniak. Nie potrafiłeś docenić jej miłości. Nie pomagałeś w niczym. Nie byłeś dobrym ojcem dla własnego dziecka. Kiedyś tego pożałujesz, bo straciłeś wspaniałą kobietę, która w przeciwieństwie do Pauliny i tych wszystkich kobiet, z którymi spałeś, kochała cię naprawdę. My skorzystamy z jej dobroci i wyrozumiałości i nadal będziemy odwiedzać naszą wnuczkę. Równie dobrze mogła nam tego zabronić, ale jest świadoma ile dla nas znaczy to dziecko. Jesteś głupcem Marek, wielkim głupcem.
Helena nie odezwała się wcale, ale po jej policzkach płynęły łzy. Wyczytał z jej twarzy jak bardzo jest nim rozczarowana, jak bardzo zawiedziona. Pożegnał się z nimi cicho i pojechał do domu. Kiedy do niego wszedł poczuł pustkę. Nie słyszał radosnego pisku Igi ciągle zadającej Uli jakieś pytania. Czuł się nieswojo. Był winien zdecydowanie bardziej niż ona, że to małżeństwo nie przetrwało. Skoro tak bardzo przeszkadzała mu jej tusza, mógł przynajmniej zachęcić ją do jakichś ćwiczeń. Zmotywować, zapisać na siłownię i chodzić tam razem z nią, a on potrafił tylko narzekać i wytykać jej jak bardzo się zaniedbała. Wszystko zrobił nie tak, a przede wszystkim zdradzał ją. To on i tylko on odpowiada za rozpad tego małżeństwa i być może tak jak mówi ojciec, kiedyś tego pożałuje.

Dwa miesiące później wyszła z sądu z wyrokiem rozwodowym w dłoni. Obok szedł Marek, który też nie miał najszczęśliwszej miny.
 - Może pójdziemy na jakąś kawę? Zapraszam. – Pokręciła przecząco głową. W jej oczach zalśniły łzy. Z trudem panowała nad nimi.
 - Nie. Dziękuję, –odparła drżącym głosem – ale nie jestem w nastroju. Pożegnam się już. Do widzenia.
 - Do widzenia Ula.
Stał jeszcze chwilę przed budynkiem sądu i patrzył jak oddala się wolnym krokiem ze spuszczoną głową. Wiedział, że płacze. Ojciec miał rację. Ona naprawdę go kochała mocno i szczerze, a on coraz bardziej odczuwał wyrzuty sumienia, że tak bardzo niesprawiedliwie ją potraktował.
Weszła do parku i usiadła na ławce. Ukryła w dłoniach twarz i rozpłakała się rozpaczliwie. Kiedyś taka sytuacja wydawała jej się kompletnie absurdalna i niewiarygodna. Kiedyś do głowy by jej nie przyszło, że nie dożyje późnej starości u boku Marka. Dzisiaj spełnił się jej najgorszy koszmar. Została sama z Igą. Jak ma dalej żyć? Czuła się tak, jakby tonęła, jakby nagle grunt usunął jej się spod nóg. Nie potrafiła przestać płakać. Nie zasłużyła sobie na to wszystko, co ją spotkało, a Marek okazał się nie wart jej uczucia. Nawet nie wiedziała jak długo siedziała na tej ławce. Straciła poczucie czasu. Była zmęczona płaczem. Powinna chyba wrócić już do domu i odciążyć tatę w opiece nad Igą. Wytarła mokre od łez policzki. Tusz rozmazał się zupełnie i zostawił brudne ślady na jej dłoniach.
 - Ula? – usłyszała swoje imię i gwałtownie podniosła głowę. Przed nią stał Alex Febo i wlepiał oczy w jej opuchniętą od płaczu twarz. – Ula, na litość boską, co się stało? Skrzywdził cię ktoś? Gdzie masz Igę? - usiadł obok i wyciągnął z kieszeni paczkę chusteczek. Wyjął jedną i podał jej. – Powiesz mi co tu robisz i dlaczego zalewasz się łzami? Właściwie to mam lepszy pomysł. Tu niedaleko jest mała knajpka. Chodźmy tam. Napijesz się kawy i może trochę uspokoisz.
Pomógł jej wstać i trzymając ją pod rękę poprowadził w stronę bramy. Była oszołomiona. Skąd u Alexa tyle empatii? To była ostatnia rzecz, o którą mogłaby go podejrzewać. A jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób zaufała mu i pozwoliła się zaprowadzić do kawiarenki. Ciągle jednak nie potrafiła powstrzymać łez. Parzyła sobie usta gorącą kawą i płakała, wciąż płakała. Przed sobą miała zatroskaną twarz Alexa i nie potrafiła wykrztusić z siebie słowa. Nie naciskał na nią. Czuł, że stało się coś niedobrego i jak tylko się trochę uspokoi opowie mu o tym. Pogładził jej dłoń.
 - Może zapytam, czy mają jakieś środki na uspokojenie?
 - Nie…, nie…, za chwilę się uspokoję… - wyrzuciła z siebie. Przetarła twarz chusteczką. – Powiem ci, ale muszę cię prosić o dyskrecję. Nie chcę, żeby ktoś się dowiedział… Obiecaj mi, że na razie będziesz milczał.
 - Obiecuję, a nawet przysięgam. Przecież mnie znasz i wiesz, że potrafię trzymać język za zębami.
 - Mylisz się. Ja właściwie to nie znam cię dobrze…, ale mam nadzieję, że taki właśnie jesteś – wzięła głęboki oddech. – Chyba muszę się wygadać, bo być może poczuję ulgę… – zawiesiła na chwilę głos. – Właśnie wracam z sądu. Rozwiodłam się z Markiem.
Oczy Alexa przypominały wielkością dwa młyńskie koła. Nie zdziwiłby się bardziej, gdyby usłyszał, że ten kretyn zdobył nagrodę Nobla za przelecenie połowy żeńskiej populacji w Polsce.
 - Ale jak to się rozwiodłaś? Dlaczego?
 - Od kiedy urodziła się nasza córka oddaliliśmy się od siebie. Moją winą było to, że bardzo się zaniedbałam. Przestałam być atrakcyjna dla mojego męża. Po porodzie zostało mi z piętnaście kilo, albo i więcej, i nie potrafię sobie poradzić z tą nadwagą. On chyba poczuł do mnie wstręt, bo zaczął się oglądać za innymi kobietami i zdradzać mnie. Nie sprawdził się też jako ojciec. Ma dość obojętny stosunek do Igi i ona chyba to wyczuwa, chociaż jest taka mała. W ogóle do niego nie lgnie i zawsze się wyrywa, gdy bierze ją na ręce. Nie mogłam tak dłużej żyć. Męczyliśmy się oboje w tym małżeństwie. To ja wniosłam pozew rozwodowy i właśnie dzisiaj zapadł wyrok w tej sprawie. Oboje zgodziliśmy się, żeby rozstać się bez orzekania o winie.
 - Bez orzekania o winie? Przecież to ten dupek jest wszystkiemu winien i to on powinien ponieść konsekwencje.
 - Nie chciałam się z nim szarpać. Chciałam szybkiego rozwodu i taki dostałam. Już od dwóch miesięcy mieszkam z małą w Rysiowie u taty.
 - A alimenty na Igę? Przecież chyba zdaje sobie sprawę, że teraz nie możesz podjąć jeszcze pracy?
 - Nie robił problemu. To on wyszedł z propozycją dziesięciu tysięcy miesięcznie na nas obie. Był bardzo hojny. – Alex skrzywił się.
 - Hojny? W ten sposób chce zagłuszyć wyrzuty sumienia. Pieprzony drań. Nie płacz już. Teraz musisz być silna dla siebie i dla Igi. Ja ci przysięgam, że ta rozmowa zostanie między nami. Nic nikomu nie powiem. Chodź, odwiozę cię do Rysiowa. Nie będziesz się tłuc autobusem.
Była mu wdzięczna, że jej wysłuchał, że nie kpił i że był wyrozumiały. Nie znała go takiego, choć bez wątpienia sprawił, że poczuła się o wiele lepiej.




ROZDZIAŁ 3


Podwiózł ją pod bramę i zanim pożegnał powiedział jeszcze.
 - Pamiętaj Ula, gdybyś miała kiedykolwiek ochotę pogadać, zawsze możesz do mnie zadzwonić. Chciałbym też móc, gdy to ja będę miał jakiś problem. Zgodzisz się? – Uśmiechnęła się do niego, chociaż oczy nadal były przeraźliwie smutne.
 - Kiedy tylko zechcesz. Dziękuję ci za to, że mnie wysłuchałeś i wsparłeś, a także za to, że przywiozłeś mnie do domu. Do zobaczenia Alex.
Ruszył wolno, gdy zniknęła już za bramą. Po raz pierwszy miał okazję rozmawiać z nią tak szczerze. Nigdy jej tego nie mówił, ale od kiedy zatrudniła się w firmie niezmiennie jej zazdrościł i podziwiał jej niezwykłą intuicję, i wielki talent do ekonomii. Imponowała mu, choć w żaden sposób nie dał jej tego odczuć. Sam uważał się za niezłego finansistę, ale obiektywnie stwierdzał, że daleko mu było do niej. Ona była wybitna, on zaledwie świetny. W przeszłości nie był dla niej zbyt miły i miała pełne prawo mu nie ufać. Dzisiejszy dzień dał mu poczucie, że mógłby się zemścić na Marku za to, że zniszczył mu życie. Dobrzański, jak się okazało podczas rozmowy z Ulą, wcale się nie zmienił. Nadal był durnym palantem, któremu tylko ładne dupy w głowie. Kiedy ożenił się z Ulą, Alex sądził, że jednak jego rywal coś zrozumiał i zmienił się, a raczej to Ula go zmieniła. Ona znacznie odbiegała mentalnie od tych wszystkich bab, które zaliczał w hurtowych ilościach będąc w związku z Pauliną. Paula była Febo, była jego siostrą, ale zawsze twierdził, że jest wyjątkowo głupia, bo pozwala się wodzić temu bawidamkowi za nos, tak łatwo łyka te jego kłamstwa i zawsze wybacza. Ula była inna. Była mądra. Dzięki niej Dobrzański zawsze lądował na czterech łapach jak kot. Zawsze dzięki niej potrafił ustrzec się intryg, które on - Alex tak inteligentnie motał. Doszedł do wniosku, że tę dzisiejszą sytuację mógłby w jakiś sposób wykorzystać, żeby utrzeć Markowi nos. Postanowił, że pomoże Uli. Musi tylko dobrze to przemyśleć i załatwić to tak, żeby nie poczuła się urażona. Nie był mistrzem delikatności, ale chciał podjąć wyzwanie i zobaczyć głupią minę pokonanego Mareczka.

Kilka dni po rozmowie z Ulą Alex siedział w swoim gabinecie i wybierał numer do najlepszego dietetyka w mieście. Umówił się z nim na następny dzień na godzinę piętnastą podając nazwisko Uli. Załatwiwszy wizytę poprosił swojego zausznika Adama o załatwienie miesięcznego karnetu na najlepszą siłownię i osobistego trenera. Turek sprawił się świetnie i już po godzinie wręczał mu karnet i wizytówkę z nazwiskiem instruktora. Alex uśmiechnął się pod nosem i zaraz po wyjściu księgowego wybrał numer do Uli. Odezwała się po kilku sygnałach.
 - Witaj Alex. Miło mi, że dzwonisz.
 - Dzień dobry Ula. Mam dla ciebie niespodziankę i chciałbym jutro przyjechać koło drugiej, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
 - Oczywiście, że nie mam. Serdecznie cię zapraszam. A co to za niespodzianka?
 - Chciałbym cię jutro gdzieś zabrać. Mam nadzieję, że dobrze odczytasz moje intencje, bo z mojej strony jest to wyłącznie chęć pomocy. Więcej nie będę zdradzał, bo jak niespodzianka, to niespodzianka, prawda?
 - No dobrze, w takim razie nie pytam i czekam na ciebie jutro. Do zobaczenia.

Następnego dnia parkował swoim BMW pod bramą Cieplaków. Był nieco wcześniej niż zapowiadał, ale musiał jej dać czas na przygotowanie. Zadzwonił do drzwi, które po chwili otworzyła mu Ula trzymająca na ręku Igę. Przywitał się i ucałował dziewczynkę w czółko.
 - Witaj malutka. Wujek coś ci przywiózł – wyciągnął zza pleców słodkiego pluszaka. Mała pisnęła i schwyciła w dłonie zabawkę. Ula uśmiechnęła się.
 - Rozpieszczasz ją Alex. Dziękuję. Zdążymy wypić kawę? Właśnie zaparzyłam.
 - Na pewno. Mamy jeszcze trochę czasu.
 - Chodź, przedstawię ci resztę domowników.
Jej ośmioletnia siostra Beatka przyglądała mu się ciekawie.
 - Jest pan przyjacielem Ulci? – Roześmiał się gładząc małą po głowie i spojrzał na Ulę.
 - Bardzo chciałbym być. Jesteśmy kolegami z pracy. Mam nadzieję panie Cieplak, że nie ma pan mi za złe, że porwę Ulę na kilka godzin? – Józef uśmiechnął się szeroko.
 - Oczywiście, że nie. Ostatnio tyle przeszła, że przyda jej się trochę oddechu, a my zajmiemy się Igunią.
Wypili pośpiesznie kawę i wsiedli do samochodu. Jakiś czas jechali w ciszy, ale Ula nie wytrzymała.
 - Naprawdę nie zdradzisz mi nic? Nie powiesz, co to za niespodzianka? – Uśmiechnął się szeroko, co u niego było naprawdę czymś niezwykle rzadkim.
 - Teraz, skoro mam cię już w samochodzie, mogę ci uchylić rąbka tajemnicy. Kiedy rozmawialiśmy w kawiarni powiedziałaś, że nie możesz sobie poradzić z tymi kilogramami, które zostały ci po ciąży. Pomyślałem wtedy, że potrzebujesz dobrego dietetyka. Znalazłem takiego i mam nadzieję, że nie obrazisz się na mnie za to. Przecież tu chodzi o twoje zdrowie, a nadmiar kilogramów na pewno ci nie służy. Pamiętaj, że jeżeli chudnąć, to z głową i pamiętaj, że robisz to wyłącznie dla siebie, a nie dla kogoś. Jestem pewien, że on ci pomoże Ula. Ułoży dobrą, optymalną dietę, a ty musisz być tylko konsekwentna. Może wcześniejsze diety, które stosowałaś nie były dla ciebie, dlatego nie odniosły żadnych pozytywnych skutków.
Była zdumiona. Alex Febo martwi się o jej zdrowie. Świat się przekręca, jak zwykła mawiać Viola, sekretarka Marka.
 - Dlaczego to robisz? Dlaczego chcesz mi pomóc? Przecież tak naprawdę to nigdy nie darzyłeś mnie sympatią.
 - Nieprawda Ula. Zawsze cię podziwiałem i zawsze zazdrościłem ci tego niezwykłego talentu do ekonomii. Nie znam drugiego takiego utalentowanego ekonomisty. Jesteś najlepsza. Poza tym łączy nas coś istotnego. Nam obojgu Marek zmarnował życie. Nie chodzi tu o zemstę, ale o to żeby trzymać wspólny front i udowodnić mu, jak wielki popełnił błąd rozwodząc się z tobą. On wcześniej czy później to zrozumie, o ile jego rozum nie utkwił na dobre w rozporku. – Zaparkował samochód pod starą kamienicą. – Dojechaliśmy. To tutaj.

Punktualnie o piętnastej weszła do gabinetu. Okazało się, że dietetykiem jest kobieta. Zaprosiła ją na wygodny fotel, a sama zajęła miejsce za biurkiem. Uśmiechnęła się do niej z sympatią.
 - Chyba wiem, co panią do mnie sprowadza. Zanim rozpiszę pani dietę na każdy dzień tygodnia, muszę wiedzieć o pani trochę szczegółów. Od jak dawna ma pani tę nadwagę?
 - Od kiedy urodziłam dziecko. Sporo przytyłam w czasie ciąży i sądziłam, że po porodzie wszystko wróci do normy, ale tak się nie stało. Po nim przytyłam jeszcze bardziej i teraz nie potrafię sobie już z tym poradzić. W czasie ciąży dostałam cukrzycy ciążowej i podawałam sobie insulinę. Potem wszystko się unormowało, chociaż przez jakiś czas monitorowałam sama poziom cukru.
 - Rozumiem. Muszę panią zważyć, żeby wiedzieć z jaką ilością masy będziemy walczyć.
Zdjęła buty i weszła na wagę. Nie spodziewała się, że pokaże aż tak dużo. Wyświetlacz wskazywał osiemdziesiąt siedem kilo. Była zdruzgotana. Nigdy wcześniej nie ważyła aż tyle. Najwięcej ważyła w maturalnej klasie, bo sześćdziesiąt kilo, ale wtedy zmarła mama wydając na świat Beatkę i po prostu zajadała stres. Przy jej wzroście stu sześćdziesięciu siedmiu centymetrów te sześćdziesiąt kilo nie stanowiło nadwagi, choć zawsze czuła się lepiej ważąc ze trzy kilogramy mniej. Teraz okazało się, że musi zrzucić prawie trzydzieści kilo. Bała się, że nie podoła.
 - Proszę się nie martwić. Dobrze dobrana dieta i ćwiczenia połączone z żelazną konsekwencją potrafią czynić cuda. Ja miałam tu pacjentów, którzy zrzucali po sześćdziesiąt kilo, a jeden nawet tyle ile pani w tej chwili waży. Damy radę. Będziemy spotykać się co miesiąc i korygować błędy, jeśli takie będą. Głowa do góry.
Podbudowana z całą serią zaleceń i rozpisaną dietą na cały tydzień wyszła z gabinetu. Alex podniósł się z fotela i pytająco spojrzał na nią.
 - No i co?
 - Bardzo dużo pracy przede mną i naprawdę nie wiem czy dam radę. Muszę zrzucić około trzydziestu kilo. To będzie trudne.
 - Dasz radę. Nie znam drugiej tak upartej osoby jak ty. Ja, jeśli się zgodzisz, pomogę. Możemy wybrać się w plener, żeby pobiegać, lub pojeździć na rowerze. Poza tym załatwiłem ci osobistego trenera i miesięczny karnet na siłowni. Jeśli będziesz zadowolona, przedłużymy go.
Zaszkliły jej się oczy.
 - Dziękuję ci Alex. Naprawdę bardzo doceniam to co dla mnie robisz. Gdyby Marek był inny, gdyby nie ganił mnie na każdym kroku, a pomógł w taki sposób jak ty, może nigdy nie doszłoby do tego rozwodu.
 - Już o tym nie myśl. Od dzisiaj odżywiasz się niskokalorycznie i zdrowo. Od jutra będziesz jeździć na treningi. Będzie dobrze, zobaczysz. Ani się obejrzysz jak wrócisz do dawnej figury. We mnie zawsze znajdziesz wsparcie.

No i zaczęło się. Alex nie ustawał w wysiłkach i był zawsze obok. Dopingował ją. Bardzo sobie ceniła jego pomoc. Podczas pierwszego treningu na siłowni pod okiem muskularnego Konrada wyciskała siódme poty. Kiedy po dwóch godzinach morderczych zmagań powiedział, że na dzisiaj koniec, odetchnęła z ulgą. Spocona, ale szczęśliwa brała przyjemny prysznic. Postanowiła też obciąć włosy. Były długie i przeszkadzały w ćwiczeniach. Fryzjerowi kazała przystrzyc je dość mocno i zażyczyła sobie zmianę koloru na ciemno czekoladowy. Wyszła zadowolona i chociaż jej twarz nadal była nieco pucołowata, zdecydowanie poprawiła sobie samopoczucie.
Zadzwonił Alex i umówił się z nią na obiad. Poszli do dobrej restauracji, w której serwowano różnego rodzaju sałatki. Wzięli po jednej, a Alex dodatkowo ziemniaki i kotlet. On nie musiał się odchudzać, bo był szczupły.
Zwykle w soboty przyjeżdżali do Rysiowa Dobrzańscy i zabierali Igę do siebie. Miała dwa dni luzu i mogła poświęcić je na wycieczki rowerowe z Alexem. Zaczęło jej się to podobać. On przyjeżdżał wcześnie rano, parkował nieco dalej od bramy Cieplaków, żeby samochodu nie rozpoznali jego przybrani rodzice, a potem wyjmowali z szopy rowery i jechali przed siebie. Te wspólne wypady zaczęły sprawiać jej przyjemność. Można nawet powiedzieć, że czekała na nie. Alex dostosowywał się do jej tempa jazdy i jechał tuż za nią. W ten sposób zwiedzili okolice Warszawy w promieniu dwudziestu pięciu kilometrów. Często zabierał ją też na basen i chociaż początkowo bardzo się wstydziła tego jak wygląda, on zdawał się nie zwracać na jej fałdki żadnej uwagi. Pokonywali razem kilkanaście długości basenu, a po nim zwykle spacerowali zaliczając po drodze jakąś kawę.
Te wszystkie ćwiczenia i rygorystyczna dieta zaczęły przynosić pożądany skutek. Po paru tygodniach ważyła o pięć kilo mniej. Po następnych prawie dziesięć. Alex uśmiechał się do niej szeroko i mówił.
 - Widzisz, a nie wierzyłaś, że to możliwe. Schudłaś dziesięć kilo i to już naprawdę widać. Sama pewnie czujesz luz jak zakładasz ubrania. Jeszcze zostało około dwudziestu, ale jeśli utrzymasz takie tempo, to w krótkim czasie po nadwadze nie będzie ani śladu.
Pogoda im dopisywała, bo lato wyjątkowo rozpieszczało ich tego roku. Dobrzańscy wyjechali na dwutygodniowe wczasy nad morzem i siłą rzeczy Iga w soboty i niedziele zostawała w Rysiowie. Ula czasami zastanawiała się, czy Marek w ogóle przyjeżdża do rodziców zobaczyć się z córką. Tutaj nie przyjechał od rozwodu ani raz. Nigdy też nie zadzwonił i nie dopytywał się o małą. Miała nadzieję, że jednak widuje ją u Dobrzańskich. Tymczasem w pewien sobotni wieczór po wycieczce rowerowej siedzieli wraz z Alexem u niej w pokoju i delektowali się kawą. Alex zajadał się ciastem upieczonym przez Ulę, a Iga bawiła się na podłodze. W pewnym momencie wstała i uczepiwszy się kolana Alexa wyrzuciła z siebie.
 - Tata daj – pokazała rączką na ciasto. Oniemieli, a Ulę wręcz zatkało. Kiedy odzyskała głos, powiedziała.
 - Przepraszam cię Alex, ale nikt z nas nie mówił jej, że ma nazywać cię tatą. To jest też dowód potwierdzający moje obawy. Marek nie ma z nią kontaktu. Nie odwiedza jej u Dobrzańskich, chociaż sądziłam, że skoro tu po nią nie przyjeżdża, to przynajmniej u nich ją widuje.
Alex pokiwał głową.
 - Nie chciałem ci mówić, ale on wrócił do swoich dawnych nawyków. Ciągle kręcą się koło niego modelki. Często przychodzi do pracy na kacu. Balują razem z Olszańskim po knajpach do białego rana. Nie ma czasu dla dziecka. Myślałem, że po tym rozwodzie się opamięta, że coś do niego dotrze, a on zachowuje się tak jak wtedy, gdy był z Pauliną. Jeśli Iga ma mieć takiego ojca, to lepiej żeby nie miała go w ogóle. – Ula rozpłakała się i bezradnie rozłożyła ręce.
 - Naprawdę tego nie rozumiem. Jest taka do niego podobna. Z każdym dniem coraz bardziej. Jak on może ją tak traktować? Przecież to krew z jego krwi. Nie mógłby się jej wyprzeć, bo każdy zauważy to wielkie podobieństwo, a jednak potrafił wyrzucić ją ze swojego serca. Podły drań. Jak ja mogłam go kiedyś tak kochać? Byłam taka głupia…, taka głupia…
 - Nie zadręczaj się, bo myślę, że tak jest lepiej dla małej. Ma spokojny dom, kochającą matkę i dziadków. Taki ojciec nie jest jej potrzebny, żeby była szczęśliwa.
Otarła łzy i uśmiechnęła się do niego.
 - Masz rację. Nie jest wart ani jednej mojej łzy i żadnej kobiety za wyjątkiem tych, którym płaci za seks. Jest niereformowalny i to kiedyś obróci się przeciwko niemu.
W następną sobotę przyjechali Dobrzańscy. Ula umówiła się z Alexem na późniejszą godzinę. Nie chciała, żeby go tu zastali i coś podejrzewali. Ubrała Igę i podała Krzysztofowi torbę z jej rzeczami.
 - Zanim pojedziecie chciałam was o coś zapytać. Czy Marek widuje się z Igą, kiedy jest u was? Nie był tutaj od rozwodu i zastanawiałam się, czy ma z nią jakikolwiek kontakt.
Helena z przykrością spuściła głowę.
 - Źle wychowaliśmy naszego syna Uleńko. Jest kompletnie nieodpowiedzialny. Ja nie widziałam go równie długo, a Krzysztof natknął się na niego kilkakrotnie w firmie. Nie przyjeżdża do nas w ogóle. Krzysiu zmył mu parę razy głowę. Wytknął mu, że zaniedbał córkę i całkowicie o niej zapomniał. On twierdzi coś przeciwnego. Twierdzi, że dobrze pamięta, że ją ma, bo wysyła jej co miesiąc pieniądze. A przecież wszyscy doskonale wiemy, że pieniądze to nie wszystko, że najbardziej liczy się jego relacja z dzieckiem, a tej nie ma w ogóle. Bardzo nad tym ubolewamy oboje Uleńko i staramy się dawać naszej wnuczce jak najwięcej miłości. Jesteśmy ci też ogromnie wdzięczni, że pozwalasz nam na kontakt z nią. Jest dla nas całym światem i bardzo ją kochamy.
 - Wiem, że ją kochacie i nigdy nie zdobyłabym się na to, żebyście mieli jej nie widywać. Nigdy też nie podejrzewałabym Marka o taką skrajność. Szkoda, że jego córka będzie musiała wychowywać się bez ojca. Wielka szkoda, że on tego nie rozumie…




ROZDZIAŁ 4


Wjechali na niewielkie wzniesienie i zatrzymali się. Wokół rozciągał się las i mamił swoim cieniem.
 - Trochę odpoczniemy Ula. Mam ze sobą koc i nawet przygotowałem dla nas sałatki.
 - A ja pomyślałam o kawie i zaraz ją podam.
Zeszła z roweru i z jednej z sakw umieszczonych po obu stronach bagażnika wyjęła termos nalewając ciemny płyn do plastikowych kubków. Z przyjemnością zanurzył usta w smolistej cieczy.
 - Pyszna. Czarna i gorzka. Taką najbardziej lubię. – Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie upijając ze swojego kubka kilka łyków. Wyciągnęła się na kocu leniwie wystawiając do słońca twarz. Spojrzał ciepło na nią. Nawet nie była świadoma tego, że zakochał się w niej. On sam odkrywszy to był zdumiony, bo po rozstaniu z byłą dziewczyną, która zdradziła go właśnie z Markiem, nie sądził, że będzie potrafił zakochać się po raz drugi. A jednak to właśnie Ula wyzwoliła w nim te wszystkie zepchnięte na dno serca uczucia. Łapał się na tym, że tęskni za nią. Za jej błękitnymi oczami i za jej serdecznym uśmiechem. Bardzo pragnął, żeby odwzajemniła tę miłość, ale był też świadomy tego, że ona nadal może kochać Dobrzańskiego. Odstawił kubek z kawą i przekręcił się na brzuch zbliżając twarz do jej twarzy. Cicho, żeby jej nie spłoszyć powiedział.
 - Zakochałem się w tobie Ula.
Gwałtownie otworzyła powieki i spojrzała w jego czarne jak węgiel oczy.
 - To niemożliwe Alex – wyszeptała. – Tobie się tylko wydaje, że mnie kochasz, bo spędzamy ze sobą mnóstwo czasu. – Pokręcił przecząco głową.
 - Nie wydaje mi się Ula. Do tej pory kochałem tylko jedną kobietę, która zdradziła mnie z twoim byłym mężem. Nakryłem ich. To było wiele lat temu, a ja od tego czasu nie potrafię mu wybaczyć, chociaż do tej kobiety nie czuję już nic. Bardzo długo uważałem, że zniszczył mi życie i chciałem się na nim zemścić za wszelką cenę. Od kiedy poznałem bliżej ciebie, musiałem mocno zweryfikować swoje poglądy. Teraz sądzę, że wszystko w życiu ma swoje uzasadnienie. Ona najwidoczniej nie była mi pisana. Musiałem zaznać cierpienia, by potem zakochać się na nowo. Zakochać w tobie. Jeśli choć trochę nie jestem ci obojętny to wierzę, że wraz z Igą możemy stworzyć kochającą się rodzinę. Ona już nazywa mnie tatą, a ja marzę o tym, żebyś ty nazywała mnie mężem – przysiadł na kolanach i wydobył z kieszeni aksamitne pudełeczko. Otworzył je i wyjął z niego złoty pierścionek ze skromnym niebieskim oczkiem. – Wiem, że to dla ciebie duże zaskoczenie, bo z pewnością nie tego się spodziewałaś, ale klęczę tu przed tobą i proszę, żebyś dała nam szansę. Ja nie jestem taki jak Marek. Nie rzucam słów na wiatr, zawsze dotrzymuję obietnic, i mogę ci przysiąc, że niezmiennie będę cię szanował i kochał bezwarunkowo. Nigdy cię nie zawiodę – spojrzał w jej lśniące od łez oczy. Sam też był bardzo wzruszony. Z drżeniem serca czekał na jej decyzję.
 - Nie jesteś mi obojętny Alex i myślę, że mogłabym być z tobą szczęśliwa, bo wielokrotnie udowodniłeś, że wbrew temu, co sądzą o tobie inni, jesteś dobrym człowiekiem. Przyjmuję ten pierścionek i dziękuję, że mnie pokochałeś.
Zbliżył się do jej ust i pocałował je czule.
 - Jestem szczęśliwy Ula. Od tak wielu lat jestem naprawdę szczęśliwy – wsunął jej pierścionek na palec. – Nie chcę czekać Ula. Pojedźmy do Włoch, do Milano i pobierzmy się. Nic nikomu nie powiemy. Zabierzemy tylko twoją rodzinę. Nawet Paulinie nic nie powiem. Wiem dobrze jaka potrafi być wobec ciebie złośliwa. Na miejscu znajdą się jacyś świadkowie. Poproszę Lorenzo, żeby załatwił mi termin w urzędzie. To jedyny przyjaciel jakiego tam mam. Na pewno nie odmówi. Ja wiem, że to szalony pomysł i trochę taki na wariackich papierach, ale proszę cię zgódź się. - Uśmiechnęła się do niego szeroko.
 - Już od bardzo dawna nie zrobiłam nic szalonego nie licząc tej szalonej jazdy na rowerach. Zgadzam się.
Porwał ją na ręce i okręcił się z nią wokół własnej osi. Potem zatrzymał się i przylgnąwszy do jej ust całował ją długo i namiętnie. W końcu postawił ją na ziemi, a ona odzyskawszy oddech roześmiała się perliście.
 - Nie możesz nosić mnie na rękach, bo mocno obawiam się o twój kręgosłup. Nadal mam jeszcze trochę do zrzucenia.
 - Ula, jesteś najsłodszym ciężarem, a do zrzucenia zostało zaledwie kilka kilogramów. Zanim wszystko pozałatwiam, będziesz wyglądała zjawiskowo. To mogę ci obiecać. – Pogładziła jego policzek.
 - Gdyby nie ty, nic by mi się nie udało. Tylko tobie zawdzięczam, że potrafiłam się tak zmobilizować i zrzucić ten tłuszcz. Już nigdy więcej nie dopuszczę, żebym miała ponownie tak wyglądać. Źle się z tym czułam i nie wierzę jak ktoś otyły twierdzi, że jest mu dobrze we własnym ciele. Mnie było z tym bardzo źle. Teraz czuję się świetnie. Nabrałam kondycji, a tłuszcz się wytopił jak słonina na ogniu. Dzięki tobie.
Przytulił ją mocno do siebie.
 - A mówiłem, że jesteś najbardziej upartą osobą jaką znam? Ja tylko pokazałem ci możliwości, a reszty dokonałaś sama. A teraz jedźmy, bo wieczór nas zastanie.

W poniedziałkowy poranek wyszedł z windy z uśmiechem na ustach, czym wprowadził stojących przy recepcji pracowników w totalne osłupienie, bo nikt nie pamiętał uśmiechniętego Alexa. On do tej pory chodził ciągle zły i ponury jak chmura gradowa, i na nikim nie robił dobrego wrażenia. Stojący na środku holu Marek i Sebastian również wyglądali na zaskoczonych, a nawet zszokowanych tą nagłą odmianą demonicznego Febo. On ukłonił im się i nie zmieniając swojego wyrazu twarzy z rozbrajającym uśmiechem rzekł.
 - Witam obu panów. Piękny dzień mamy dzisiaj.
Zbity z tropu Marek podrapał się w tył głowy i wykrztusił.
 - Dobrze się czujesz Alex? – Febo na widok głupiej miny rywala parsknął śmiechem.
 - Czuję się wspaniale i zapewniam, że wszystkie klepki mam na swoim miejscu. Nie zwariowałem, jeśli o to mnie podejrzewasz. W końcu ja też mam prawo być szczęśliwy, prawda?
 - Szczęśliwy? Może znowu skroiłeś kolejną intrygę, która ma mnie pogrążyć i stąd to wylewające się nawet twoimi uszami szczęście?
To pytanie Marka jeszcze bardziej rozbawiło Alexa. Ryknął gromkim śmiechem i poklepał Dobrzańskiego po ramieniu.
 - Ty to wiesz jak poprawić człowiekowi humor. Nie obawiaj się. Już mi nie zależy tak bardzo na twojej porażce. Mam inne priorytety – powiedziawszy to skłonił się im kolejny raz i pożeglował w stronę swojego gabinetu.
 - Dasz wiarę? – Olszański przełknął ślinę starając się jednocześnie opanować wytrzeszcz oczu. – Febo się śmieje, Febo jest szczęśliwy. To nie jest normalny i zdrowy objaw u niego. Albo się czegoś nawąchał, albo się zakochał.
Marek popatrzył na niego z powątpiewaniem.
 - Nie podejrzewam go ani o jedno, ani o drugie. O, idzie Paulina, może ona nas oświeci. – Kiedy podeszła do nich i przywitała się z nimi Marek zapytał. – Wiesz coś na temat stanu nirwany, którego właśnie doświadcza twój brat? Prawie nie stąpa po ziemi i uśmiecha się od ucha do ucha. Wygląda jakby przez weekend ktoś go odmienił.
 - Serio? Nie widziałam się z nim jeszcze, ale to dziwne co mówisz. Na pewno rozmawiamy o moim bracie?
 - Wredny, wysoki, z kanciastą szczęką i ulizanymi włosami. Oczywiście, że chodzi o twojego brata. Może on coś bierze? Narkotyki w sensie. – Popatrzyła na nich oburzona.
 - Nie pleć bzdur. Nie znam rozsądniejszego faceta od niego. Pójdę i zapytam wprost o co chodzi.
Kiedy weszła do jego gabinetu i usłyszała, że nuci coś pod nosem była już pewna, że jej ukochany brat postradał zmysły. Przyjrzała mu się podejrzliwie, ale on nie zważając na to pełne nieufności spojrzenie wyszczerzył się do niej i wyrzucił z siebie.
 - Sorella! Miło cię widzieć. Masz do mnie jakąś sprawę? Potrzebujesz czegoś? – Pokręciła głową.
 - Nie, niczego nie potrzebuję. Chciałabym tylko, żebyś mi wyjaśnił skąd u ciebie taki szampański humor. Wszyscy myślą, że zwariowałeś. – Popatrzył na nią z zagadkowym wyrazem twarzy.
 - Zapewniam cię, że moje zmysły są w jak najlepszym porządku. Nie zwariowałem i czuję się znakomicie, czego i tobie życzę. A teraz zostaw mnie proszę, mam dużo pracy.
Wyszła, ale ani trochę spokojniejsza. Wręcz przeciwnie. Stan umysłu jej brata chyba nie był najlepszy. Znała go przecież od dziecka i nie pamiętała, żeby kiedykolwiek był w takim euforycznym nastroju. No może tylko wtedy, gdy poznał Julię i zakochał się w niej. – O cholera! – Aż przystanęła i złapała się za głowę. – Ani chybi kogoś poznał i zakochał się! Ciekawe co to za kobieta? Musi być naprawdę wyjątkowa, że zdołała poruszyć to kamienne serce. – z niedowierzaniem pokręciła głową. - To chyba jedyne rozsądne wytłumaczenie tego dziwnego zachowania.
Tymczasem Alex niemal lewitował ze szczęścia. Po powrocie z rowerowej wycieczki odbyli rozmowę z Cieplakiem. Podekscytowany wyznał mu, że zakochał się w Uli i oświadczył, a ona te oświadczyny przyjęła. Opowiedział mu o ślubnych planach.
 - Ale dlaczego we Włoszech? Dlaczego w Mediolanie? – dziwił się Józef.
 - Bo na razie nie chcemy nikomu nic powiedzieć. Chcemy zatrzymać to na jakiś czas w tajemnicy. Tutaj zaraz wszystko by wyszło na jaw i mielibyśmy na głowie pismaków. W Mediolanie nikt mnie nie zna i będziemy mogli wziąć ten ślub dyskretnie. Chodzi nam głównie o to, żeby Marek się nie dowiedział i moja siostra, która za Ulą nie przepada, bo nadal uważa, że to Ula stanęła jej na drodze do szczęścia i że to przez nią rozpadł się związek jej i Marka, chociaż to wierutna bzdura. Ja wszystko załatwię, a w poniedziałek Ula po twoim treningu podjadę pod siłownię i zabiorę cię do jubilera, żebyśmy mogli wybrać obrączki.
Józef z niedowierzaniem kręcił głową. To był naprawdę szalony pomysł, ale Ula zdawała się podzielać zdanie Alexa i widać było, że oboje tego właśnie chcą.
 - No dobrze Alex. Niech będzie jak chcecie. Ja mogę wam tylko dać moje błogosławieństwo i mieć nadzieję, że będziecie ze sobą szczęśliwi. – Alex uśmiechnął się.
 - Już jesteśmy panie Józefie. Bardzo kocham Ulę i mam dla niej wiele podziwu i szacunku. Nie mógłbym jej zranić. Nigdy.

Febo nie tracił czasu. Po wyjściu Pauliny złapał za słuchawkę i wybrał numer do swojego włoskiego przyjaciela. Nakreślił mu po krótce w czym rzecz i poprosił o załatwienie w jego imieniu ślubu w mediolańskim magistracie.
 - Ja w najbliższych dniach prześlę przetłumaczony akt urodzenia mojej narzeczonej. Mój jest po włosku, więc nie będzie z tym problemu. Przyślę też inne, niezbędne dokumenty. Mam włoskie obywatelstwo i myślę, że nie będzie kłopotów. Sam bym to załatwił, ale teraz nie jestem w stanie się wyrwać. Załatwisz to za mnie? Chciałbym również cię prosić, abyście ty i twoja żona byli świadkami na naszym ślubie.
 -  Nie ma sprawy Alex. Bardzo chętnie będziemy waszymi świadkami. Rozeznam się w sytuacji i wkrótce do ciebie zadzwonię. Czekam na te dokumenty, bo bez nich nic nie zdziałam. Gratuluję ci przyjacielu i cieszę się, że i ty znalazłeś wreszcie swoje szczęście. Do usłyszenia.
Po rozmowie z Lorenzo zatarł ręce. Był bardzo zadowolony. Wszystko szło jak po maśle. Po wyjściu z pracy podjechał pod siłownię. Ula siedziała na ławce przed wejściem i wyglądała jego samochodu. Kiedy znalazła się w jego środku Alex objął ją i ucałował czule.
 - Witaj moje szczęście. Jak poszło?
 - Dobrze. Konrad mnie chwali i cieszy się, że już nie narzekam tak jak na początku. Jak kupimy obrączki pójdziemy coś zjeść? Trochę zgłodniałam. Od rana nie miałam nic w ustach prócz paru łyków kawy.
 - Pójdziemy. I ja poczułem głód. Zamówimy sobie grillowanego kurczaka z sałatką grecką. Może być?
 - Pycha. Jedźmy już.

Obrączki wybrali całkiem zwyczajne. Niezbyt szerokie i niezbyt ciężkie. Ula nie chciała zbyt ozdobnych. Nie protestował. Wiedział, że jest skromna, nie przepada za biżuterią i nie obwiesza się nią. Teraz pozostało tylko zebrać wszystkie dokumenty i wysłać Lorenzo. Trochę zajęło im czasu ich skompletowanie, ale nadszedł dzień, w którym Alex spakowawszy je wszystkie do dużej koperty wysłał do Włoch.
Lorenzo odezwał się po tygodniu. Miał dobre wiadomości.
 - Wszystko załatwione Alex. Ślub odbędzie się piętnastego października o jedenastej. Byłem też u Sofii. Przekazałem jej, żeby przygotowała dom i obiecałem, że sam do niej zadzwonisz i powiadomisz, kiedy przyjedziecie. Popłakała się. Już nie wierzyła, że doczeka dnia twojego ożenku. – Alex roześmiał się.
 - Wcale się nie dziwię. Zawsze miała do mnie słabość i to mnie faworyzowała, nie Paulinę. Zawsze podsuwała mi jakieś smakołyki. Tylko ona potrafiła złagodzić ten ból po śmierci rodziców. Dużo jej zawdzięczam. A co z cateringiem? Załatwisz?
 - O to się nie martw. Już wstępnie umówiłem się z przyjacielem, który ma restaurację niedaleko katedry. Obiecał, że przygotuje całe menu. Nie będzie miał tak wiele roboty, bo przecież i gości nie będzie wielu. Na czas waszego wesela po prostu zamknie knajpę.
 - Świetnie się spisałeś przyjacielu. My prawdopodobnie przyjedziemy dziesiątego października. Chciałbym Uli i jej rodzinie pokazać miasto i mieć czas na przygotowanie się do uroczystości. Bardzo ci jestem wdzięczny za wszystko Lorenzo i mam nadzieję, że i ja kiedyś będę mógł coś dla ciebie zrobić. Trzymaj się i do zobaczenia.




ROZDZIAŁ 5


Pod koniec września miała wyznaczoną wizytę u dietetyczki. Nie miała już czego się wstydzić. Była szczupła, a jej waga osiągnęła wartość sześćdziesięciu jeden kilogramów. Prawie idealnie. Alex w nagrodę za cierpliwość i konsekwencję wykupił jej serię zabiegów w jednym ze stołecznych SPA. Doświadczyła ujędrniających masaży, przyjemnych okładów i relaksujących kąpieli. Zabiegi u kosmetyczki były taką kropką nad „i”. Znowu była powalająco piękna i zjawiskowa, a Alex nie mógł oderwać od niej oczu.
 - Marek jest wielkim głupcem kochanie. Miał obok siebie taki skarb i pozwolił, żeby wymknął mu się z rąk. To lepiej dla mnie, bo ja nigdy nie dopuściłbym do sytuacji, żebym miał cię zdradzać tylko dlatego, że przytyłaś. Myślę, że on nie do końca rozumie znaczenie słowa „kochać”. Nie odróżnia miłości od fascynacji. Gdyby kochał cię naprawdę, nigdy by cię tak nie potraktował. Chciałbym zobaczyć jego minę, kiedy ujrzy cię znowu taką piękną. Chciałbym, żeby choć przez moment pożałował, że cię stracił.
 - A mnie już na tym nie zależy. Niech sobie myśli co chce i wcale nie chodzi tu o mnie. Nie wybaczę mu tego nigdy, że zapomniał o własnym dziecku. Nie wybaczę, że upijanie się w knajpach i podrywanie chętnych panien było dla niego ważniejsze od Igi. To podłe i krzywdzące ją, że nie zna własnego ojca, ale miałeś rację. Ona bez niego też będzie miała szczęśliwe dzieciństwo. Ja zrobię wszystko, żeby tak właśnie było. – Objął ją mocno i czule spojrzał jej w oczy.
 - Zrobimy Ula. Zrobimy. Przecież wiesz, że kocham tego szkraba, a i ona przyzwyczaiła się już do mnie i traktuje jak ojca. To miłe uczucie kochanie.

Do ślubu było coraz bliżej. Alex nie musiał się przejmować zakupem garnituru, bo w swojej szafie posiadał ich kilkanaście uszytych przez Pshemko, projektanta Febo &Dobrzański. Ula kupiła elegancką sukienkę w jednym z najdroższych salonów mody. Reszta rodziny też zadbała o odpowiednie stroje.
Na tydzień przed wylotem do Mediolanu zadzwoniła do Dobrzańskich. Poinformowała ich, że wyjeżdża na kilka dni z Igą, a po powrocie odezwie się i wtedy uzgodnią, kiedy będą mogli zabrać małą do siebie.
Mniej więcej w tym samym czasie Alex wypełnił wniosek urlopowy opiewający na okres dwóch tygodni i poszedł do prezesa, by ten go podpisał. Marek był zaskoczony.
 - Ty? Na urlop? Nigdy nie brałeś urlopu, a jeśli nawet, to zdarzało się to niezwykle rzadko. Sam zachodziłem w głowę, jak bez niego wytrzymujesz.
 - No jak widzisz, nie wytrzymuję. Muszę odpocząć. Chyba jakoś dacie sobie radę beze mnie? Turek zostaje i zastąpi mnie na ten czas. Zresztą nie ma nic pilnego i nie powinieneś mieć kłopotów.
Marek złożył zamaszysty podpis na dokumencie i podał go Alexowi.
 - Proszę. Nie będę cię zatrzymywał. Jedź i wypocznij.

Dziesiątego października rano podjechał pod dom Cieplaków. Pomógł im z bagażami i ruszył na lotnisko. Byli podekscytowani. Ani Józef, ani dzieciaki nigdy nie lecieli samolotem. Ula uspokajała ich, że nawet tego nie poczują. Pogoda jest ładna i na pewno lot będzie przyjemny.
Zaparkował na płatnym parkingu i opłacił postój samochodu. Już bez przeszkód udali się do odprawy.
Lot rzeczywiście był przyjemny. Z okien samolotu mogli podziwiać chmury podświetlone promieniami słońca. Po dwóch godzinach samolot osiadł łagodnie na płycie mediolańskiego lotniska. W sali przylotów czekał już na nich Lorenzo. Uściskał serdecznie dawno niewidzianego Alexa, który przedstawił mu Ulę i jej rodzinę. Rozmawiano po angielsku, żeby i Ula mogła zrozumieć o czym mówi sympatyczny Włoch.
 - Załatwiłem wam limuzynę, która zawiezie was do magistratu. Wynająłem ci też samochód na okres waszego pobytu. U Luigiego wszystko dopięte na ostatni guzik. Menu ustalone. A teraz jedźmy już. Sofia nie może się was doczekać. Przygotowała prawdziwy, włoski obiad.
Jadąc w kierunku domu należącego kiedyś do rodziców Alexa on sam objaśniał im mijane po drodze widoki.
 - Koniecznie musicie zobaczyć katedrę. Jest naprawdę piękna. Cały plac, przy którym stoi, zwany tutaj Piazza del Duomo jest ogromny i z pewnością wart uwagi. Charakterem przypomina nieco krakowski rynek. Podobnie jak w Krakowie tak i tutaj jest mnóstwo gołębi, które są bardzo żarłoczne – zachichotał – i oczywiście brudzą ile wlezie.
Lorenzo zatrzymał samochód przy jednej z willi przy Via Privata de Grassi. Dom tonął w pożółkłej zieleni jesiennych liści, przez które przebijał dach obłożony czerwoną dachówką. Alex wyskoczył z auta i pomógł wysiąść Uli i Cieplakom. Wziął na ręce Igę i podał ją swojej przyszłej żonie.
 - Weź ją kochanie, ja powyciągam bagaże. Jasiu pomóż mi.
Z walizkami uporali się raz dwa. Ciągnąc je teraz za sobą zobaczyli wychodzącą z domu starszą kobietę. Na ich widok, a raczej na widok Alexa rozłożyła szeroko ręce i uśmiechnęła się promiennie.
 - Mio dio! Alexander come la I io vi ha mancato. Abbraccimi il figlio.*
- E ho perso la Sofia. Venga a sapere il mio fiancée e la sua famiglia per favore. È chiamato di Ula. È per lei un padre, un fratello e una sorella. E un piccolo Iga, nostra figlia.*
Sofia uściskała ich wszystkich i zaprosiła do domu. Rozlokowali się w swoich pokojach, a potem zeszli do jadalni. Alex służył za tłumacza. Opowiedział Sofii o tym jak poznał Ulę i zakochał się w niej. Opowiedział, że Iga nie jest jego biologiczną córką, ale córką Marka, który kiedyś był mężem Uli. Sofia dobrze pamiętała rodzinę Dobrzańskich. Przecież niejednokrotnie spędzali tu urlopy, a Marka znała niemal od pieluch. Od razu zauważyła podobieństwo Igi do niego.
 - Aż nie chce mi się wierzyć, że on tak po prostu przestał interesować się dzieckiem – mówiła wstrząśnięta relacją Alexa Sofia. – Nie wygląda na takiego.
 - To lekkoduch Sofia. Zepsuły go kobiety i za bardzo pociąga go nocne życie Warszawy. Wszystko było ważniejsze od Uli i małej. Ale to już przeszłość, a ja jestem szczęśliwy, że je mam. Po obiedzie chcę pokazać im miasto. Wrócimy dopiero na kolację, więc nie musisz się z niczym śpieszyć. Piętnastego masz się wystroić, bo nie wyobrażam sobie, żeby miało cię nie być przy mnie w tym najważniejszym dla mnie dniu. – Sofia ukradkiem otarła łzy.
 - Będę synku. Oczywiście, że będę.

Pchając wózek z Igą Alex oprowadził ich po najciekawszych miejscach Mediolanu. Zachwycili się tym miastem. Nigdzie nie widzieli aż tylu zabytków. Dotarli i do katedry, która zrobiła na nich duże wrażenie. Odpoczęli przy kawie i włoskich ciastkach w jednej z licznie usytuowanych przy Piazza del Duomo kafejek i wczesnym wieczorem wrócili do domu. Iga była senna i nieco marudna. Nie pozwoliła się nawet wykąpać tylko w kółko powtarzała.
 - Śpać mama, śpać.
Nie walczyła z nią. Przebrała ją tylko w piżamkę i ułożyła w łóżku. Mała zasnęła błyskawicznie. Kiedy i ona wykąpana i przebrana do spania miała już zamiar się położyć, usłyszała ciche pukanie do drzwi. Po chwili uchyliły się i zobaczyła w nich swojego narzeczonego. Uśmiechnął się do niej i zapytał cicho.
 - Mogę na chwilę? Chyba, że jesteś bardzo senna?
 - Nie, nie. Wchodź. Nie jest jeszcze tak późno.
Usiadł na łóżku i objął ją ramieniem. Przytuliła głowę do jego piersi.
 - Zmęczył cię ten dzisiejszy dzień, prawda?
 - No trochę, ale był też ciekawy i przyjemny. Bardzo polubiłam Sofię. To taka miła i dobra osoba.
 - To prawda. Przez długie lata po śmierci rodziców ona jedna potrafiła sprawić, że nie odczuwałem tej straty tak boleśnie i choć większość czasu spędzałem w Polsce, to i tu starałem się bywać dość często. Na pewno musiała się czuć bardzo samotna w tym wielkim domu. To ona czuwała nad wszystkimi remontami i dbała o niego. Jestem jej za to bardzo wdzięczny. Chciałbym cię jeszcze przed ślubem zabrać na cmentarz. Dawno tam nie byłem.
 - Pojedziemy. Szkoda, że nie było mi dane poznać twoich rodziców. Na pewno byli wspaniali.
 - Takich ich zapamiętałem. Stanowili ciekawą mieszankę słowiańskiego romantyzmu i włoskiego temperamentu, ale byli najlepszymi rodzicami na świecie.
Zamilkli na chwilę. Alex przytulił usta do jej skroni.
 - Chciałbym się z tobą kochać. Nawet nie wiesz od jak dawna tego pragnę – powiedział zdławionym głosem. - Nie odmawiaj mi.
 - Ja też cię pragnę i nie chcę już czekać.
Ściągał powoli jej szlafrok i cienką koszulkę. W świetle płonącego w kominku ognia stanęła przed nim kompletnie naga i mocno zawstydzona. Tusza była już tylko wspomnieniem. Zabiegi w SPA pozwoliły ujędrnić jej ciało i dzięki nim była teraz zgrabna i smukła. Zbliżył usta do jej ust i zaczął całować je żarliwie i zapamiętale. Zagrała w nim natura południowca. Niemal omdlewała od tej kaskady pocałunków, którymi obsypywał jej twarz, piersi i brzuch. Wziął ją na ręce i delikatnie ułożył na łóżku. Rozpalił ją tak silnie, że jedyne czego pragnęła, to żeby posiadł mocno jej spragnione fizycznej miłości ciało. Marek był doskonałym kochankiem, ale Alex był mistrzem. To co wyczyniał przyprawiało ją o utratę zmysłów i gdyby nie świadomość, że na łóżku nieopodal śpi jej córka, krzyczałaby z rozkoszy na całe gardło. Spełnienie było jak ogromna eksplozja i wprawiło ich ciała w potężne drżenie. Oddychali ciężko łapiąc łapczywie kolejne hausty powietrza. Kiedy nadszedł moment uspokojenia Alex po raz kolejny znaczył na jej ciele ślad pocałunków.
 - Byłaś cudowna – wyszeptał. – Już nie pamiętam, kiedy przeżyłem coś równie pięknego. Dziękuję.
 - Było mi wspaniale – odpowiedziała patrząc mu w oczy. – Kocham cię Alexandrze Febo.

Obudziła się, gdy niebo szarzało za oknem. Przytulony do niej spał Alex. Zerknęła na zegar stojący na kominku. Wskazywał godzinę za dziesięć siódmą. - Za chwilę wstanie Iga – pomyślała. Pogładziła Alexa po policzku. – Obudź się kochanie, już ranek – wyszeptała. Otworzył zaspane powieki i uśmiechnął się do niej szeroko. Przytulił ją do siebie i na jej ustach wycisnął słodkiego całusa.
 - Dzień dobry moja piękna. Musimy już wstać? Tak mi tu dobrze z tobą.
 - Musimy. Za chwilę obudzi się Iga, a wtedy nie będzie „Boże zmiłuj”, bo nie da nam spokoju. Ubierzmy przynajmniej piżamy, bo nie chcę, żeby zobaczyła nas nago.
Mała poruszyła się niespokojnie i przycisnęła piąstki do oczu. Potarła je mocno i ziewnęła. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się widząc pochyloną nad nią twarz Alexa. Wyciągnęła do niego ręce.
 - Tata weź.
Za każdym razem kiedy zwracała się tak do niego, jego serce miękło jak wosk. Pokochał tę małą jak swoje własne dziecko. Nawet przestało mu przeszkadzać jej niezwykłe podobieństwo do Dobrzańskiego. Wziął ją na ręce i przytulił.
 - Wyspałaś się? – Iga pokiwała twierdząco głową. – W takim razie mama zaraz cię umyje i zejdziemy na śniadanko.
Atmosfera przy stole była wesoła. Wszystko, co przygotowała Sofia było bardzo smaczne i zajadali z apetytem. Alex powiedział im, że jeśli chcą mogą pojechać z nim i Ulą na cmentarz.
 - Oczywiście, że pojedziemy synu – Cieplak poklepał przyszłego zięcia po ramieniu. – Przynajmniej zapalimy znicze i pomodlimy się za ich spokój wieczny.

Grób państwa Febo był bardzo okazały. Nagrobek wykonano z czarnego marmuru, a nazwiska na płycie, daty urodzin i zgonu zapisane były złotymi literami. - „Morì tragicamente” - „Zginęli tragicznie” – odczytała Ula. Znała już tę historię, bo jej teściowie opowiadali wielokrotnie o przyjaźni z rodzicami Alexa i Pauliny, i o ich tragicznej śmierci w wypadku samochodowym. – To straszne, że w ciągu ułamka sekundy stracili najdroższe im osoby. Biedny Alex – popatrzyła na niego ze współczuciem. On układał w wazonie kwiaty i nawet nie czuł jak po jego policzkach płyną łzy. Józef wraz z Jaśkiem zapalili znicze i ustawili je na płycie. Każde z nich szeptało modlitwę. Nawet Iga zwykle bardzo rozgadana zachowała spokój jakby przeczuwała, że to nie jest miejsce do zabaw. Alex stanął obok Uli i mówił w myślach. – Mamo, tato, to jest Ula i jej bliscy. Jest moją wielką miłością, a pojutrze zostanie moją żoną. Czuwajcie nad nami i spoczywajcie w pokoju - zmówił modlitwę i przeżegnał się.
 - Chyba już pójdziemy. Zaplanowałem dzisiaj spacer po najładniejszym parku w Mediolanie, po Parco Sempione. Na pewno wam się spodoba. Rośnie tam sporo kasztanowców i jest staw. Betti będzie miała uciechę.

W dzień przed ślubem nie ruszali się już z domu. Spokojnie przygotowywali się do tej ważnej uroczystości. Do południa przyjechał Lorenzo wraz ze swoją żoną Chiarą, która miała być drugim świadkiem ich szczęścia. Była śliczną, czarnooką i czarnowłosą kobietą ze smagłą, charakterystyczną dla ludzi południa, skórą. Dobrze posługiwała się angielskim i dogadała się z Ulą bez problemu. Panowie jeszcze raz omówili wszystkie szczegóły.
 - Jestem taki podekscytowany przyjacielu. Ula to wyjątkowa kobieta i wiem, że będziemy ze sobą szczęśliwi. Już nie mogę się doczekać, kiedy podpiszemy w magistracie dokumenty i stanie się moją prawowitą małżonką. To będzie najważniejsza chwila w moim życiu.
 - Też tak się czułem, kiedy żeniłem się z Chiarą i też uważam, że jest wyjątkowa. Będzie dobrze. Ślub odbędzie się w języku angielskim, żeby Ula nie miała problemu z wypowiedzeniem przysięgi. Będziemy się zbierać. Jutro podjedziemy limuzyną. Trzymaj się bracie.


* Mój Boże Alexander jak ja się za tobą stęskniłam. Uściskaj mnie synku.
* I ja tęskniłem Sofia. Poznaj proszę moją narzeczoną i jej rodzinę. Ma na imię Ula. To jej ojciec, brat i siostra. A to malutka Iga, nasza córeczka.


Uwaga: Tłumaczenie może zawierać błędy. Niestety nie znam włoskiego i musiałam posłużyć się internetowym translatorem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz