Moi drodzy
To opowiadanie nie jest mojego autorstwa. Autorem
jest niejaka emisia12345. Znalazłam je bardzo dawno temu w internecie i bardzo
mi się spodobało. Po raz pierwszy publikowałam je na streemo BrzydUli, ale z
uwagi na niedostępność strony postanowiłam dodać je tutaj. Mam nadzieję, że i
Wam przypadnie do gustu. Miłego czytania.
OGRÓD
SZCZĘŚCIA
Autor: emisia12345
ROZDZIAŁ 1
Zbliżał
się koniec września, lecz słońce jasno świeciło na bezchmurnym błękicie i mocno
przygrzewało. Tylko dojrzałe jeżyny świadczyły o tym, że lato się kończy. Ula
Sosnowska otarła pot z czoła, powachlowała się zniszczonym słomkowym kapeluszem
i zawróciła wzdłuż żywopłotu, wypatrując jeżyn które przeoczyła. Na szczycie
obrośniętego muru, gałęzie były oblepione owocami, lecz nie dosięgałaby ich,
nawet gdyby podskoczyła.
- Wracamy Gosiu. Tyle musi wystarczyć -
powiedziała zrezygnowana.
Dziewczynka
zajrzała do koszyka.
- Naprawdę wystarczy?
- Zerwałam wszystko co się dało. W tym roku
tradycyjne pierogi jeżynowo-jabłkowe będą bardziej jabłkowe niż jeżynowe.
Gosia
wskazała palcem najwyższe gałęzie.
- Tam jest pełno.
- Ale ich nie dosięgnę.
- A z drugiej strony muru? Czemu nie wejdziemy
do ogrodu? Przecież nikt tutaj nie mieszka. Wisi tabliczka, że dom jest na
sprzedaż.
Wszystko
jest proste, gdy się ma sześć lat! Gosia nigdy nie widziała nikogo po drugiej
stronie muru, choć często patrzyła przez okno swojego pokoju na pusty dom i
zarośnięty ogród. Na środku stała altana, której dach powoli się zapadał pod
ciężarem rozrośniętego bluszczu. W ogrodzie rosło dużo zdziczałych róż oraz
drzewa, których owoce spadały na ziemię i gniły. Był to ogród jak z bajki,
otoczony wysokim murem, ukryty przed ludzkim wzrokiem. Czy jest uśpiony i od
lat czeka na właściciela, który zbudzi go do życia, przywróci mu dawne piękno? Ula
uważała, że ogród to nie królewna i nie wystarczy pocałunek królewicza.
- Nie będą dobre - powiedziała Gosia z uporem.
- Co takiego?
- Pierogi - dziewczynka głośno westchnęła. - A
każdy ma dać coś najlepszego.
- Wiem.
Wszystkie
gospodynie z Rysiowa przygotowywały jedzenie na dożynkową biesiadę, w której
brała udział cała wioska. Ula wahała się, chociaż wiedziała że ma niepotrzebne
skrupuły. Jeżyny niedługo zwiędną, a to wielkie marnotrawstwo.
- Potem
podziękujemy - powiedziała Gosia.
- W jaki
sposób? Mam napisać list? - Ula uśmiechnęła się mimo woli. - A do kogo
zaadresować?
- Do tych
co tam będą mieszkać. Narysuję kilka pierogów. Będą zadowoleni że jeżyny się
przydały - dziewczynka niecierpliwie przyciągnęła matkę w stronę furtki z
odpadającą farbą i zardzewiałym zamkiem.
-
Sprawdzimy czy jest zamknięta na klucz - powiedziała Ula.
Tłumaczyła
sobie, że postępuje racjonalnie, lecz gdy ujęła klamkę, serce zaczęło bić jej
niespokojnie. Czuła się jak złodziej. Zardzewiały zamek nieprzyjemnie
zazgrzytał. Nie mogła otworzyć furtki, wiec zamierzała się wycofać. Westchnęła
z uczuciem ulgi, ale i rozczarowania, jednak w tym momencie furtka ustąpiła. Ula
zamarła. Wydawało jej się że słyszy gniewny głos domagający się od niej
wyjaśnienia, co robi w cudzym ogrodzie. Cóż, odezwało się wrażliwe sumienie.
Urszula uciszyła je i rozejrzała się z ciekawością. W wielu miejscach rosły byliny
i marcinki. Te mocne i uparte rośliny nie wpuszczały na swój teren chwastów,
które wzięły ogród w posiadanie. Uli zrobiło się przykro, gdy zobaczyła, do
jakiego stopnia prace człowieka zniweczyły siły przyrody. Zdecydowanym ruchem
popchnęła furtkę i weszła, aby z bliska ocenić wielkość zniszczeń.
Marek
Dobrzański odwrócił się plecami do mebli, które w pokrowcach wyglądały okropnie
i spojrzał przez okno. Tego momentu bał się najbardziej. Od sześciu lat unikał
widoku ukochanego ogrodu żony. Uciekał coraz dalej, lecz demony wszędzie go
doganiały, i wreszcie zrozumiał, że nawet w najodludniejszym zakątku świata nie
ukryje się przed bólem, a najgłębszy cień nie stanowi bariery zabezpieczającej
przed wspomnieniami.
Ostatni
raz widział ogród późną wiosną. W pamięci zachował bzy z nabrzmiałymi pękami,
drzewa owocowe obsypane kwiatami, trawę usiana żółtymi płatkami tulipanów. I
rozkwitającą Paulinę, szczęśliwą, że jest w ciąży. Tę radosną, ale zazdrośnie
strzeżoną tajemnicę nie podzielili się nawet z rodzicami Marka i bratem Pauliny
- Aleksem. Czekali, aby bezpiecznie minęły pierwsze miesiące.Po śmierci
Pauli było za późno na dzielenie się radością. Marek swą podwójną tragedię
zachował w tajemnicy. Nie chciał pogłębiać cierpienia szwagra, nie chciał
większego współczucia dla siebie. Podwójna pustka została tylko w nim,
wyłącznie w jego pamięci.Paula
posadziła w ogrodzie herbaciane róże. Patrząc na krzewy, Marek pomyślał że nie
tylko one zdziczały. Pozbawiona troski i ludzkiej pracy przyroda, prędko
upomniała się o swoje prawa. Nieprzycinane krzewy wybujały i zagłuszyły byliny,
które ostatkiem sił walczyły o odrobinę słońca i powietrza. Wzdłuż muru
królowały jeżyny wyższe od młodych drzew owocowych.
Marek
oparł czoło o szybę i zamknął oczy, aby nie wiedzieć zaniedbanego ogrodu,
świadczącego o zmarnowanym życiu. Kupił dom w Rysiowie ponieważ Paula
zachwyciła się ogrodem otoczonym murem z różowej cegły. Orzekła, że w tym
ślicznym i bezpiecznym miejscu dzieci będą mogły spokojnie się bawić. Niezwłocznie
zajęła się urządzaniem staroświeckiego ogrodu pełnego roślin wabiących motyle i
ptaki. Marek oczyma wyobraźni widział żonę w słomkowym kapeluszu jak przycinała
róże, podwiązywała słabe gałęzie młodej brzoskwini, i z dumą chodziła pośród
drzew w założonym przez siebie sadzie.
Nie było
ucieczki przed bólem, wiec otworzył oczy. I oto na jawie ujrzał ogrodniczkę
ciągnącą obcięte gałęzie jeżyn. Czyżby robiła mu wyrzuty, że zaniedbał ogród?
- Paula! - poruszył ustami, ale ze ściśniętego
gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Serce biło jak szalone. Marek szarpnął
klamkę, chciał wybiec do ogrodu, lecz drzwi ani drgnęły. Po kilku sekundach
uświadomił sobie, że są zamknięte na klucz, a klucze zostawił na kuchennym
stole. Nie miał odwagi ruszyć się, odejść choćby na moment. Ze strachu, że żona
zniknie. Pragnął, aby na niego spojrzała. Jeśli go zobaczy, wszystko będzie jak
dawniej. Uderzył pięścią w szybę.
- Paulina!
- Co Ci jest? Źle się czujesz? - automatycznie
odwrócił głowę, a gdy ponownie spojrzał, ogród był pusty. Dlaczego? Przecież
tam stała!
Początkowo
zdarzało mu się to bardzo często. Wszędzie widział Paulinę. Wśród tłumu na
ulicach migały jej kruczo czarne włosy, w restauracjach rozległ się jej radosny
śmiech. Jej ulubiony kolor, widziany u innej kobiety, powodował ostry skurcz
serca. Teraz znowu się to zdarzyło. Już dawno wrażenie nie było tak silne,
wyraźne...
- Marek!
Pytałem jak się czujesz.
- Dobrze -
spojrzał na zatroskanego przyjaciela. Dobrze znał ten wyraz twarzy. Był to
jeden z powodów, dla których po śmierci żony prędko wyjechał. Wolał przenosić
się z miejsca na miejsce i żyć wśród ludzi, którzy go nie znali, nie wiedzieli
co go spotkało. Dzięki temu unikał niezręcznych sytuacji, gdy spotkani znajomi
gorączkowo szukali słów nie wiedząc, co powiedzieć. Wielu okazywało mu
serdeczność, ale zmrożeni jego chłodem, odsuwali się urażeni.
- Niepotrzebnie się dręczysz - Sebastian
odstawił pudło, które przyniósł z samochodu. - Sam nie musisz nic robić.
Powiedz tylko, co chcesz zatrzymać, a każę spakować i odłożyć do czasu, gdy
będziesz potrzebował. Dom sprzedasz bez problemu. To była dobra inwestycja.
- Nie chodziło o inwestycję. Kupiłem bo...
- Wiem - przerwał mu Seba - Przepraszam.
Marek
wiedział, że przyjaciel celowo go zagaduje. Każdy temat jest dobry byle
przerwać milczenie.
- Naprawdę lepiej żebyś przeniósł się do nas.
- Nie -
rzucił Marek ostro, ale zreflektował się, że przyjaciel zasługuje na
uprzejmość. - Przepraszam Cię. I dziękuję za troskę, ale są sprawy, które sam
muszę załatwić. Już dawno powinienem to zrobić - znowu spojrzał przez okno.
Łudził się że Paula wróciła, ale ogród był pusty.
- Jak sobie życzysz. Przydałaby ci się pomoc
przy przeglądaniu rzeczy. Może zapytać w agencji, czy mogą kogoś polecić? Będzie
ci łatwiej z kimś, kto nie jest..., no wiesz…
Marek
wiedział, lecz nie potrzebował pomocy. Wolał być sam. Marzył o tym, by Seba
przestał na niego patrzeć ze współczuciem, żeby odjechał. Sebastian Olszański
był dyrektorem kadr w firmie F&D należącej do Marka i Aleksa i przyjacielem,
który stał przy nim, gdy przysięgał Paulinie wierność do śmierci. W dniu ślubu
Marek uważał, że słowa przysięgi są pozbawione sensu. Przecież byli młodzi,
zakochani, mieli przed sobą całe długie życie. Zrobiło mu się żal przyjaciela,
który chciał pomóc, ale nie wiedział jak.
- Bardzo Ci dziękuję. Będę informować cię na
bieżąco jak sprawy się mają.
- Jesteś pewny że sobie poradzisz? - Seba
rozejrzał się. - Gdybyś uprzedził mnie wcześniej, poszukałbym dobrej
sprzątaczki. Ci twoi ludzie poszli na łatwiznę.
- Bo za tyle im płaciłem. Tu jest prąd, woda,
telefon. Niczego więcej nie potrzebuję.
- Czym będziesz jeździł?
- Nigdzie się nie wybieram.
- Aha - Sebastian uważał, że nie powinien
zostawiać przyjaciela, ale rzekł - wobec tego się pożegnam. Będziesz gotować,
bo tu nie ma prawie nic do jedzenia?
- Nie martw się. Przez sześć lat jakoś
utrzymałem się przy życiu, więc i tu nie zginę z głodu.
Sebastian
otworzył usta, żeby coś powiedzieć, ale się rozmyślił.
- Nie musisz nic mówić. Widziałem twoje
zaskoczenie, gdy zobaczyłeś mnie na lotnisku.
Marek
spojrzał na ogród i serce podskoczyło mu do gardła. Ona znowu tam była! Szkoda
że kapelusz zasłaniał twarz. Rozglądała się jakby czegoś szukała. Była w
spodniach i czerwonej bluzce. Czerwony to był jej ulubiony kolor!
- Zadzwonię jutro rano - powiedział Seba podchodząc
do drzwi. - Pomówimy o pomocy domowej.
- Nie ma pośpiechu - obojętnie mruknął Marek
nadal gapiąc się przez okno. Pragnął, żeby ogrodniczka spojrzała w stronę domu. Stała odwrócona,
a tak bardzo chciał zobaczyć jej twarz. Przybiegła dziewczynka z kwiatami.
Ogrodniczka ucałowała ją i wróciła do przerwanego zajęcia. Gdy obcinała grubą
gałąź jeżyn, zauważył że nie ma rękawic. Kiedyś kupił żonie rękawice, lecz nie
chciała ich nosić. Irytowała się, że przeszkadzają jej w pracy.Nagle
gałąź spada na gołą rękę.
- Nie!
Kobieta
ostrożnie zsunęła gałąź i possała kciuk. Historia powtarzała się, jak koszmarny
sen.
-Paula! - imię uwięzło w gardle. Marco, bo tak
nazywała go żona, zawiesił głowę i zamknął oczy.
Maciek
zajrzał do miski z jeżynami.
- Imponujący plon. Moje uznanie. Myślałem, że
trochę dołożę, ale mamy wyjątkowo mało owoców. Nasze kozy wszystko zjadają.
- Te żarłoki z tego słyną - Ula opłukała owoce
i wrzuciła do drugiej miski. - Dziękuję za dobre chęci. Niestety musiałam
postąpić karygodnie, żeby tradycyjne pierogi nie były z samymi jabłkami.
- Ty karygodnie? Niemożliwe - Maciek roześmiał
się. - Czyżbyś się zmieniła?
- To nie żarty. Mówię poważnie. Byłam w
tajemniczym ogrodzie za murem. Namówiła mnie twoja chrześnica, a moja rodzona
córka.
- Ulka, przestań, nie widzę w tym nic złego.
Marnowanie boskich darów to grzech, przecież to było na ekonomii, na tych
zajęciach akurat byłem. Dobrze, że posłuchałaś rady swojej bystrej córki. W tym
roku jeżyny są wyjątkowo dorodne.
- Wystraszyłam kosa, który wcale nie był
zachwycony moja wizytą.
- On też miał niepohamowany apetyt na jeżyny?
A może jest strażnikiem?
- Nie wiadomo. W dodatku za mocno pchnęłam
furtkę i zniszczyłam zamek.
- Kradzież i wandalizm jednocześnie -
powiedział Maciek ze śmiechem. - Przestępstwo na wielką skalę. Trzeba będzie
powiadomić odpowiednie organa ścigania. Ale przecież ty jesteś naszym organem
ścigania, przewodniczącą lokalnej straży obywatelskiej.
- Wolne żarty Szymczyk, naprawdę bardzo
śmieszne - Ula nie wytrzymała i też się uśmiechnęła. - Napijesz się kawy?
- Bardzo chętnie. Wiesz co, to ja zaraz pójdę
i naprawię ten zamek.
- Nie dzięki, sama to zrobię. Metal
przerdzewiał i kawałek odpadł. W szopie znajdę coś w zamian.
- A tak szczerze Ulka, to jak tam jest?
Ula
oczywiście wiedziała, co przyjaciela interesuje, lecz nie miała ochoty o tym
mówić.
- Czemu pytasz? Chcesz przeprowadzić kontrolę?
Należało uprzedzić, żebym zdążyła posprzątać.
- Chodzi mi o ten ogród. Wiem tylko, że za
obrośniętym murem jest bardzo tajemniczo.
- Zwyczajny, zarośnięty ogród, żadna mi
tajemnica. Obcinałam gałęzie jeżyn, a Małgosia zrywała kwiaty. Na chwilę
zniknęła mi z oczu i myślałam o najgorszym. Sparaliżował mnie strach, gdy przez
kilkanaście sekund Gosia nie odpowiadała na wołanie. Patrzyłam na otwartą
furtkę i wyobrażałam sobie przerażające rzeczy.
- Czemu obcinałaś gałęzie?
- Bo oplotły brzoskwinię, która już ledwo
zipała. Ej no nie śmiej się.
- Nawet nie śmiem.
- Wiem, że jestem dziwna, ale serce mi się
kraje, gdy widzę jak coś ginie. - Nie musiała się tłumaczyć, bo Maciek zawsze
wszystko rozumiał. - Jutro pójdę naprawić zamek i zostawię kartkę z
wyjaśnieniem, co zrobiłam.
-
Napiszesz, że przycinałaś gałęzie, żeby ocalić brzoskwinie?
- Nie. Przyznam się, w jakim celu ukradłam
jeżyny.
- Ulka, tam nie ma nikogo żywego, a duchy nie
żądają wyjaśnień.
Ula
spojrzała na niego zaskoczona.
- Duchy? O czym ty mówisz?
- Nic nie czułaś? Ja ilekroć tamtędy
przechodzę, mam wrażenie że przebywają tam duchy.
- Według mnie tam po prostu jest bardzo
smutno.
- Może to jedno i to samo?
Maciek był
znany z niezwykłej wrażliwości. Oglądając tajemniczy ogród Ula czuła jedynie
smutek, a mimo to dostała teraz gęsiej skórki na myśl, że musi teraz naprawiać
zamek.
- Czy wiesz, że dom jest na sprzedaż? -
zapytała aby zmienić temat
- Słyszałem jakieś plotki, szkoda.
- Maciek znałeś ludzi, którzy tam mieszkali?
- Słabo. W sumie dzięki nim poznałem Anię,
ponieważ pracowała u nich w firmie jako recepcjonistka i czasami przyjeżdżała
do nich w odwiedziny. Spotykaliśmy się przy różnych okazjach, zwłaszcza wtedy,
gdy zbierano na coś pieniądze. Poza tym rozkręcałem interes. Dobrzańscy byli
nieco starsi od nas, krótko po ślubie, bardziej interesowali się sobą niż
sąsiadami. Przyszli jednak na dożynkową biesiadę. Pamiętam, bo Paulina była
zachwycona, że cała wieś bierze w niej udział. Ona chętnie dałaby ci te jeżyny.
Jej przedwczesna śmierć była tragedią.
- Słyszałam o tężcu. Czy to prawda?
- Tak…, wystąpiły jakieś komplikacje. Tężec w
naszych czasach! Jej brat podobno nie wierzył w szczepienia profilaktyczne, a
ona kochała ogrodnictwo zaraziła ją tym teściowa, która była zapaloną
ogrodniczką, lecz Paulina nie uznawała rękawic - Maciek umilkł na chwilę. - Po
śmierci żony Marek wyjechał w dalekie strony. Słyszałem, że angażował się w
różne akcje charytatywne w najbiedniejszych krajach.
- Smutne, a jej rodzice jak to znieśli?
- Ponoć jej rodzice zginęli w wypadku
samochodowym, gdy Paulina i jej brat byli mali, wtedy zaopiekowali się nimi
rodzice Marka, którzy byli ich przyjaciółmi i wspólnikami.
- Dziwne, że
ani nie sprzedał domu, ani go nie wynajął. Nowego właściciela czeka sporo pracy
w ogrodzie.
- Możliwe, że nie miał serca od razu pozbyć
się domu, a z czasem powrót był coraz trudniejszy. Po sześciu latach biedak
nadal jest w potrzasku.
Ulę
przeszył zimny dreszcz.
- A jednak zdobył się na to, aby wystawić dom
na sprzedaż. To już krok naprzód.
- Oby.
- Jutro naprawię zamek i sprzątnę obcięte gałęzie.
Może przejdę się do agencji i zapytam czy uporządkować ogród? Podczas wakacji
Gosi zaniedbałam interesy.
Maciek
otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale zawahał się. Ula patrzyła na
niego wyczekująco.
- Hmm… - Maciek chrząknął - pamiętając o tym,
co przytrafiło się Pauli, lepiej weź rękawice. Zdezynfekowałaś zadrapania?
- Zaraz po powrocie do domu. Zresztą
szczepionka jeszcze działa.
Wbiegła
Małgosia i Maciek wziął ją na kolana.
- Ciekawe,
czy mamusia da ci jutro wolne.
- Jutro? -
powtórzyła dziewczynka.
- Tak.
Wybieramy się na Mazury i Zuza bardzo chce, żebyś też pojechała.
- Ale wujku, obiecałam przecież mamusi, że
pomogę przy pierogach.
- Chyba jakoś sobie poradzę - Ula starała się
ukryć irytację, że przyjaciel postawił ją w sytuacji bez wyjścia. - Tylko
pytanie, czy wujek sobie poradzi z taka gromadką łobuziaków.
- Troje dzieci bawi się lepiej niż dwoje. Dla
Szymona wymyśliłem przygody w nieznane, a Ania zajmie się naszymi królewnami.
W
podtekście była uwaga, że należy czasem spuścić Gosię z oka, bo nadmierna
nadopiekuńczość źle wpływa, bywa wręcz niezdrowa dla matki i dziecka.
- W takim razie nie mogę się sprzeciwiać. Mam
nadzieję że wycieczka się uda.
- Widziałeś wujku ile jeżyn przyniosłyśmy? -
spytała Małgosia - A mój purpurowy wianek?
-
Purpurowy? Żartujesz.
-Wcale nie,
zaraz ci pokażę.
Dziewczynka
wzięła Maćka za rękę.
-
Przepraszam zaraz wrócę.
- Czekam z kawą. Aha i nie daj się namówić na
czytanie bajek, bo wiesz jak to się kończy z twoją interpretacją - Ula
uśmiechnęła się.
- Dobra, dobra, jakoś damy radę. Za chwilę
jestem z powrotem.
Marek
zmusił się, żeby zjeść ciepłą zupę i kromkę chleba. Nie czuł smaku, ale to było
normalne i trwało już sześć lat. Po posiłku obszedł dom. W sypialni kolejno
brał do ręki przedmioty leżące na toaletce, a potem otworzył szafę i wyjął
suknię, w której najbardziej lubił żonę. Poczuł znajomy zapach. Pomyślał że
jest beznadziejnym głupcem. Paula nadal tu jest. Czekała na niego przez te
wszystkie lata, gdy uciekał coraz dalej.
Wyszedł na
taras, na którym siadali wieczorami. W powietrzu unosił się zapach jesiennych
róż. Marek siedział spięty, wpatrzony w gąszcz krzewów. Bał się iść w głąb
ogrodu, by nie przeoczyć obecności Pauli. Chwilami ulegał złudzeniu, że
ukochana zaraz wyłoni się z mroku. Pragnął jeszcze raz ujrzeć żonę , zanim
zrobi się za ciemno. Długo czekał z zapartym tchem, ale wreszcie wstał
zrezygnowany, bo zapadały ciemności, w których już nic nie widział.
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńjak się cieszę, że dodałaś to opowiadanie. Już je kiedyś czytałam na Streemo, ale z wielką chęcią jeszcze raz przeczytam, bo jest piękne:) Autorka uroczo opisała zdziczały ogród. Bohaterzy opowieści znani ale ich charaktery, sposób postępowania odbiegający od serialu. No może poza wszystko wiedzącym najlepiej Maćkiem:) Strasznie żal mi Marka. Nic nie dała ucieczka z domu, cierpienie po stracie ukochanej żony do tego ciężarnej jest ogromna. Nawet czas nie osłabił bólu. Wcale się nie dziwię, że Sebastian się martwi i nie chce go zostawiać samego. Sześć lat, to ogromny szmat czasu a Marek w dalszym ciągu nieprzytomny z cierpienia. Jak to jest, że jedni są w stanie szybko zapomnieć a inni tego nie potrafią? Bardzo mi się podoba córka Uli, która jest fajna i niesamowicie rezolutna:)
Droga Małgosiu jednakże najbardziej jestem uradowana z Twojej nowej zapowiedzi. Od kiedy wiem, że rzecz będzie dotyczyła zupełnie nieznanych bohaterów, aż mnie skręca w środku z ciekawości o czym to będzie?! A podobno miałam być cierpliwa? Tytuł też niczego nie ułatwia:) Mam tylko nadzieję, że nie zmieniłaś podejścia do pewnych spraw i możemy liczyć na szczęśliwe zakończenie?! Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uścisków:) Miłego dnia! Wracam do niekończącej się pracy:)
p.s. 1 odezwę się jeszcze przed świętami w e-mailu:)
p. s. 2 jakie to miłe uczucie jest znów coś do Ciebie napisać:)
Gaja
Gaju kochana.
UsuńMnie to opowiadanie też urzekło, bo rzeczywiście jest inne niż większość tych, które czytałam i które sama napisałam. Myślę, że dziewczyny pomyślą podobnie.
Zapowiedź się ukazała, choć do publikacji droga daleka. Ono nie jest skończone, a właściwie to jest go zaledwie połowa. Jakoś nie mogę się ostatnio zebrać do pisania, bo odczuwam silny ból a to zniechęca. Mogę powiedzieć jedynie, że czerpałam w nim z własnych doświadczeń i nie chodzi tu o losy bohaterek, ale o miejsce, w którym rozgrywa się sytuacja. Oczywiście nie zmieniam nawyków i zakończenie będzie szczęśliwe.
Bardzo się cieszę, że się odezwałaś, bo to świadczy, że wciąż jednak tu zaglądasz.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej i przesyłam miliony uścisków. :)
Hurra!!!Cieszę się ,że jest zapowiedź. Bardzo ciekawa jestem kim będą bohaterowie i o czym to będzie. Ale z pewnością znając twoją romantyczną naturę pojawią się wątki miłosne.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie ,, Ogród szczęścia'' bardzo mi się podoba jest taki inny. I ten opis krzewów,roślin . Marek bardzo cierpi po śmierci żony. Jakoś nigdy jego i Pauliny nie widziałam w szczęśliwym związku czy małżeństwie ale tutaj naprawdę bardzo kochał Paulinę. Mimo upływu czasu on nadal to przeżywa. Nie funkcjonuje już jak normalny człowiek. Pojawia się Ula ,która wzbudza go do życia. Nie zraża się jego opryskliwością. Niektórzy boją się przyznać ,że potrzebują pomocy. Ula pokazuje mu ,że na nowo można żyć ,kochać i być szczęśliwym. Gosia bardzo rezolutna i mądra dziewczynka. Miłość zapukała do ich drzwi i stali się jej niewolnikiem. Nie tylko ogród zbudził się do życia ale i oni bo otworzyli na nowo serca.
Ps. Cieszę się ,że nie zakończyłaś pisania i pojawi się twoja kolejna opowieść. Nie ważne ,że inna . Ważne ,że twoja. Dużo zdrowia życzę. Pogodnych ,radosnych świąt i spełnienia marzeń. Pozdrawiam :)
Justyś
UsuńJak pisałam Gai, zapowiedź jest, ale do publikacji jeszcze daleko, bo nie jest skończone. Wątek miłosny też planuję, żeby nie było za nudno.
Ja też życzę Tobie najpiękniejszych świąt.
Pozdrawiam. :)
cześć .również czytałem opowiadanie i istotnie fabuła jest interesująca,przedewszystkim nie ma dziewczyn które hołdują zasadzie bawimy się jak damy,a jak nie damy to się nie bawimy.sorry za język ,ale takie są moje odczucia.najważniejsza sprawa to multum zdrówka i wiary w siebie ,bo kto nam będzie serwował przepraszam za określenie umilacze czasu,ina koniec smacznego jajka. zgredek
OdpowiedzUsuńZgredek
UsuńZ tym jajkiem to pojechałeś. Hahaha.
Zdrowie jak na razie dość kiepskie, przez co ciężko mi pisać, bo nadal posługuję się lewą ręką, ale prawą staram się ćwiczyć, żeby trochę ją rozruszać.
Wciąż myślę nad tematami tych umilaczy czasu i gdyby nie ten cholerny bark, popełniłabym ich już do tej pory kilka. Mówi się trudno. Ja muszę dojść ze sobą do ładu, a Wy cierpliwie zaczekać.
Pozdrawiam. :)
Małgoś jak cudownie przeczytać coś na twoim blogu i znowu komentować. Opowiadanie czytałam , ale czy to ma jakieś znaczenie , ważne jest to że znowu publikujesz cokolwiek. pozdrawiam B
OdpowiedzUsuńB
UsuńWielkie dzięki za miłe słowa i za to, że nadal tu zaglądasz. Odpisałam na maila. Serdecznie pozdrawiam. :)