ROZDZIAŁ 5
Ula
przyglądała się Markowi beznamiętnie, choć nie było to łatwe. Miał urodę
filmowego amanta, której w niczym nie umniejszała chudość twarzy i srebro we
włosach.
- Tam też jest przerdzewiały zamek. Jutro
wstawię nowy, ale przydałoby się pomyśleć o nowocześniejszym zabezpieczeniu…
- Co kryje się za tą pozorną życzliwością? Czy
ogrodniczka-włamywaczka handluje zamkami?
- Jestem odpowiedzialna za bezpieczeństwo w
naszej wiosce. Powiem Robertowi, żeby wstąpił do pana. Na razie dzwoniłam w
sprawie kosiarki. Zabiorą ją dzisiaj i sprawdzą, czy nadaje się do użytku.
Myślę, że jeszcze to i owo trzeba naprawić. Wpuszczę ich.
- Nie idzie pani do baru?
- Pracuję rano w poniedziałki, czwartki i
piątki
- Więc…
- Dziś
przyszłam wyjątkowo - przerwała bezceremonialnie. - Zlecenie naprawy sprzętu
należy do moich obowiązków. Tak samo zajęłabym się panem, gdyby przez sześć lat
leżał pan w wilgotnej szopie, pokryty kurzem i pajęczynami - zarumieniła się i
spuściła wzrok, ponieważ żart zabrzmiał sztucznie, jakby wcześniej go
obmyśliła. Dobrze byłoby odkurzyć Marka, odczyścić, naoliwić, żeby funkcjonował
jak się patrzy. - Oj Ulka, nie myśl o oliwieniu! Praca u sąsiada jednak będzie
trudna, jednak trzeba się zgodzić, choćby z wyrachowania. Zlecenie jest zbyt
ważne, by z powodów emocjonalnych ryzykować jego utratę.
- Oczywiście trzeba doprowadzić kosiarkę do
stanu używalności, chociaż - długopisem wskazała skłębioną trawę - do tego się
nie przyda. Poproszę Roberta żeby przyszedł z kosą i…
- Jakiego znowu Roberta? – przerwał jej.
- To kolega mojego brata. Jeszcze nie
nauczyłam się machać kosą. W tej materii zawsze proszę o pomoc Robsona. Zapytam
go czy skopie grządki pod warzywa. Jest flegmatyczny, ale solidny. Nie musi mu
pan płacić osobiście, bo wystawię rachunek za to, co zrobi. Policzę tylko tyle,
ile sobie zażyczy, bez narzutu - dodała, by nie zostać posądzoną o to, że
zarabia na innych. - Będzie bardzo zadowolony, jeśli pan postawi mu piwo.
Marek nie
od razu skomentował jej sugestię. Upłynęło całe pół minuty nim chrząknął i
rzekł:
- Skończyła pani?
- Tak. Przepraszam że wpadłam w pół słowa. Co
pan chciał powiedzieć? Ma pan jakiś pomysł?
- Nie.
Proszę robić swoje.
- Dziękuję
za pozwolenie.
-
Pomocnikowi niech pani sama postawi piwo i dopisze cenę kufla do rachunku.
- Ale…
Ula
uważała, że pomysł z pubem jest znakomity. Wdowiec za dużo siedzi w domu sam. Powinien
więcej przebywać wśród ludzi. Towarzystwo na ogół dobrze wpływa na człowieka,
odrywa myśli od wszelkich dręczących go spraw. Marek odwrócił się i skierował w
stronę domu.
- Proszę pana! – zawołała. Nie przystanął,
wiec ruszyła za nim. Szedł tak prędko, że dogoniła go dopiero przy drzwiach. -
Panie Dobrzański…
- Co znowu?
Zadrżała
pod wpływem groźnego spojrzenia. Wolałaby w tej chwili stać w drugim końcu
ogrodu. Lecz było za późno, a pracodawca czekał na odpowiedź.
- Chciałam zapytać…, pomyślałam…, może pana
żona prowadziła notatki…
- Notatki? - powtórzył lodowatym tonem. -
Nawet gdyby zostawiła pamiętnik, to co pani do tego?
- Co? Ach! - Ula speszyła się. - Nie chodzi mi
o zapiski osobiste, ale ogrodnicze. Ja mam taki zeszyt, dwa, no może cztery
zeszyty. Jeden dotyczy mojego ogrodu, a inne pozostałych klientów. Notuję uwagi
o pogodzie, posadzonych i zasianych roślinach, plonach. O tym, co zrobiłam i co
trzeba zrobić, jakie katalogi przejrzeć, jakie nasiona zamówić. Wszystko sobie
zapisuję.
- Aha.
- Czy pańska żona robiła podobne zapiski?
- A czy to ważne?
- Notatki pomogłyby mi się zorientować, co
pana żona zrobiła i zaplanowała, jaką miała wizję ogrodu. Nie wszystko
przetrwało sześć lat - wskazała dwa rzędy bylin. Na przykład tutaj są ubytki,
które trzeba uzupełnić.
- Jakie ubytki? Gdzie?
- Nie widzi pan luk?
- Wręcz przeciwnie. Widzę tylko gąszcz. Większość
ludzi nie odróżnia roślin szlachetnych od chwastów.
- Ach, rozumiem. Zobaczy pan braki, gdy wyrwę
chwasty.
- Jest tyle do zrobienia, a pani bezsensownie
marnuje czas. Swój i mój.
- Przepraszam. Nie sądziłam że przeszkadzam
panu w jakimś ważnym zajęciu.
Marek
dostrzegł wymowne spojrzenie, jakie rzuciła na leżący na podłodze pokrowiec.
- Czekam na samochód z pralni.
- Przyjeżdża raz w miesiącu. Ośmielam się
zauważyć, że to trochę ekstrawaganckie czekać dwa tygodnie.
- Czy łaskawa pani proponuje, że zajmie się
także sprzątaniem domu? Zdąży pani i to zrobić w ciągu tych dwóch godzin, jakie
mi poświęca? Ile czasu pozostanie po zbędnej paplaninie?
Ula
przygryzła język, nie dała się sprowokować.
- Chciałam tylko poradzić, żeby pan zwrócił
się do pani Dąbrowskiej. Unika stałego zatrudnienia, ale od czasu do czasu
chętnie bierze dorywczą robotę. Sprzątanie mieści się w tej kategorii, prawda? -
nie doczekawszy się odpowiedzi zakończyła- proszę to przemyśleć.
- Czy to już wszystko?
-Tak. Nie… przepraszam, ale jeszcze wrócę do
informacji o ogrodzie. Może pana żona zostawiła jakiś plan, odręczny szkic?
Wolałabym podczas kopania nie zniszczyć wartościowych cebulek.
Marek
wyglądał jakby miał ochotę wyprosić ją z domu ale powiedział:
- Proszę wejść
- Co? O, dziękuję - zdjęła buty i dogoniła go na
końcu korytarza.
- Żona przesiadywała w tym pokoju - otworzył
drzwi do pomieszczenia koło kuchni. - Nie lubiła gabinetu od frontu, bo stamtąd
nie widziała ogrodu.
- Rozumiem ale tu... trochę ciasno.
- Pośrednik nazwał tę klitkę służbówką
kamerdynera. Poniosła go fantazja, bo dom nie przypominał rezydencji.
- Pośrednicy zawsze dodają splendoru zwykłym
domom - Ula rozejrzała się. W oknach były kraty, pod ścianami solidne półki.
Całkiem prawdopodobne, że kiedyś stała tu cenna porcelana. Teraz były tylko
książki kucharskie i poradniki dla ogrodników-amatorów. Na niewielkim biurku
leżał otwarty zeszyt, wieczne pióro, kilka kredek, widokówki, zdjęcia ogrodów
wycięte z kolorowych gazet, notatki przypięte do korkowej tablicy. Na rogu
biurka stało zdjęcie młodego, uśmiechniętego Marka. Pokój sprawiał wrażenie,
jakby czekał na kogoś, kto przed chwilą wyszedł i niebawem wróci. Ula obejrzała
się za siebie. Marek stał przy drzwiach.
- Czy mogę?
- Proszę.
Wzięła do
ręki zeszyt, a raczej elegancki notes oprawiony w błyszczący materiał. Pismo
było bardzo staranne, wieczne pióro drogie. Przerzucając kartki Ula
stwierdziła, że treść odpowiada oprawie. Sama prowadziła pobieżne notatki,
zeszyty były poplamione, tutaj zaś starannie zapisywała co działo się w
ogrodzie. Paulina Dobrzańska raz zanotowała pojawienie się jeża, a kiedy
indziej dzwonków, które nieplanowanie wyrosły pod murem. Zapiski ilustrowała
artystycznymi rysunkami.
- O coś takiego chodziło?
- Tak. Muszą być jeszcze inne notatki, bo w
tym tylko część stron jest zapisana.
- Proszę
sprawdzić w szufladzie.
Szuflada
nie dała się otworzyć.
- Zamknięta. Klucz pewnie gdzieś tu jest.
- Proszę poszukać.
Ula
zajrzała do pudełka, w którym znalazła spinacze, pinezki, gumki. W tym momencie
zadźwięczało jej w kieszeni.
- Oj,
dzwoni budzik! Muszę już iść, bo za pięć minut kończą się lekcje.
- Pamiętam, że dziecko na pierwszym miejscu.
- Jeśli to panu przeszkadza...
- Bynajmniej. Niech pani pędzi po jedynaczkę.
Irytujące są te dwie godziny, bo chciałem, żeby pani szybko uporządkowała ogród.
- Przecież mówiłam....
- Wiem, wiem. Niech pani już idzie. Obiecuję,
że poszukam klucza - odprowadził ją do drzwi. - Skoro bierze pani notatki mojej
żony do domu, proszę zapisać, ile czasu zajmie pani przeglądanie. I policzyć za
stracone godziny.
- Niech pan się nie sili na złośliwości.
Wieczory są długie, co mam z nimi robić?
- Nie śmiem radzić, ale powiem, że nie utrzyma
się pani na rynku, jeżeli nie będzie ceniła swojego czasu. Powinna pani
opracować umowę, która przewiduje wszelkie dodatkowe czynności. Niech pani
zapyta swoich przyjaciół. Szymczykowie świetnie prosperują, więc na pewno coś
doradzą mądrego.
Ula
wiedziała co od nich usłyszy. "Rzuć to. Przestań się oszukiwać."
- Proszę przemyśleć tę kwestię.
- Dobrze, ale pod jednym warunkiem. Pan
pomyśli o zatrudnieniu pani Dąbrowskiej.
- Jak mam to rozumieć? Cała wieś płaci pani za
załatwienie pracy innym? Niech pani rzuci ogrodnictwo, bo lepsza będzie mała
agencja pośrednictwa.
Mała!
Ulę
najbardziej ubodło to słowo. Dlaczego wszyscy zakładają, że nie stać jej na
zrobienie czegoś "dużego"? Bardzo ją to irytowało, ale zdołała się
opanować i nie wybuchła.
- Przyda się panu ciepły sweter na zimę? Znam
kilka starszych pań, które potrafią robić bardzo ładne rzeczy.
- Zapomniała pani o córce, która kończy
lekcje? Juto otworzę furtkę, żeby pani mogła wpuścić speców od kosiarki. Niech
pani wpisuje każdą minutę do rozliczeń.
- Powiem pani Dąbrowskiej, żeby przyszła.
- Żegnam panią.
- Do jutra.
Ula
pochyliła się pod niską gałęzią buka rosnącego na środku niespotykanie
zaniedbanego trawnika i zniknęła za drzewem.
Parę minut
później Marek poszedł zasunąć zasuwę. Nie miał ochoty wracać do pustego domu,
więc zajrzał do szopy, by sprawdzić w jakim stanie jest kosiarka. Maszynę pokrywała
gruba warstwa kurzu. Narzędzia ustawione pod ścianą, były prawie niewidoczne
pod kurzem i pajęczynami. Wziął do ręki rydel ogrodniczy i przejechał palcem po
zniszczonej powierzchni. Ciekawe co ogrodniczka powie o takim narzędziu. Nie
wątpił, że komentarz będzie długi i jędrny. Sąsiadka miała dużo do powiedzenia
na każdy temat. Irytująca kobieta!
Nadzorując
ludzi wynoszących kosiarkę. Ula spodziewała się nadejścia właściciela, który
wygłosi uszczypliwą uwagę o tym, że nikomu nie płaci za bezczynność. Ukradkiem
zerkała w stronę domu. Przykro jej było, że drzwi są zamknięte, ale tłumaczyła
sobie, że tak jest lepiej. Okna też były pozamykane, co oznaczało że Marka nie
ma. Bardzo dobrze. Nie powinien spędzać całych dni w samotności.
Po
przyjściu z ogrodu podeszła do frontowych drzwi i przez otwór na listy wrzuciła
kopertę, którą zamierzała wręczyć osobiście. W tym momencie zajechał samochód.
Ale jaki! Elegancki, z siedzeniami ze skóry. Długi, szybki. Na tyle ciemnej
karoserii widniał napis JAGUAR. Marzenie każdego faceta. Z samochodu wysiadł
Marek.
- Co pani wrzuciła? Rozmyśliła się pani?
Ula
spojrzała na sąsiada i ... zabrakło jej słów. Dzięki temu nie zdradziła swojego
zachwytu. W kaszmirowej marynarce i wyprasowanych spodniach Marek wyglądał jak
marzenie wszystkich kobiet.
- Gdybym się rozmyśliła, nie pisałabym kartki,
lecz otwarcie powiedziała o tym.
- To się chwali. Więc o co chodzi? Proszę nie
trzymać mnie w niepewności. Co dostałem? Zaproszenie na dożynkową biesiadę?
Najnowszy numer parafialnej gazetki? Listę atrakcyjnych artykułów w sklepie?
- Nic z tych rzeczy. Przyszłam dopilnować,
kiedy zabierano kosiarkę i przy okazji chciałam wręczyć panu umowę.
- Umowę? - szczerze zdziwił się Marek. –
Dziwne. Krótko zastanawiała się pani nad szczegółami.
- A jak długo należy się zastanawiać? Pan
wybaczy, ale ja mam mało czasu - zorientowała się że wypadło to niegrzecznie,
więc innym tonem dodała: - Niezły wóz. Bardzo...
- Czarny? - podpowiedział Marek z ironią.
- Czysty.
Markowi
drgnęły kąciki ust, a Ula pomyślała, że warto byłoby doprowadzić go do śmiechu.
- Trochę tu pomieszkam, więc trzeba było
pomyśleć o jakimś środku lokomocji.
- Akurat o takim długim? To... rozpusta. Do
tego służy autobus, albo ciężarówka.
- O, nie wiedziałem, że przez tę dziurę czasem
przejeżdża autobus - zabrzmiało to jak ostrzeżenie, żeby nie wsadzała nosa w
nie swoje sprawy.
- Nie czasem, bo kursuje regularnie trzy razy
dziennie i jest bardzo punktualny.
- Trzy razy! Szkoda, że mi pani wcześniej nie
powiedziała - otworzył drzwi i podniósł z podłogi kopertę. - Proszę wejść.
Zamierzała
powiedzieć, że nie może, lecz ugryzła się w język. Pomyślała, że warto wstąpić,
by namówić Marka na zatrudnienie sprzątaczki. Dom wymagał gruntownych
porządków, czego mogła podjąć się osoba, której nie trzeba mówić co należy
robić. Nadarza się okazja, by przy jednym ogniu upiec dwie pieczenie.
Poprzedniego
dnia postanowiła zaimponować zleceniodawcy i od razu przygotować umowę. Proste
zadanie szczególnie, gdyby zadzwoniła do przyjaciół. Maciek lub Ania na pewno
bardzo chętnie pokazaliby wzór dokumentu i dali sporo dobrych rad, których
akurat nie miała ochoty wysłuchiwać.
Uważała,
że czas najwyższy usamodzielnić się, spróbować własnych sił. Przecież była najzdolniejszą
studentką na SGH, a że miała znajomego prawnika, który był synem emerytki, u
której Ula kosiła trawnik, wiec pocztą elektroniczną przysłał jej odpowiednie
formularze. Poinformował o stosownym ubezpieczeniu, zachęcił, by rozwinęła
firmę, wymyśliła chwytliwą nazwę. Ula lubiła, gdy traktowano ją poważnie. Prawnik
zaproponował, że będzie płacił jej za koszenie trawnika u matki, lecz Ula się
nie zgodziła. Syn emerytki był cenniejszy jako źródło porad prawnych.
- Jakim sposobem udało się pani tak szybko
opracować umowę? - zapytał Marek. Z uznaniem patrzył na formularz firmy L’AMOUR.
- Posłuchałam pańskiej rady. Przemyślałam
wszystko i doszłam do wniosku, że ma pan sporo racji. Skromne początki nie
znaczą, że powinnam być mniej ambitna.
Poza tym łudziła
się, że posiadając ładnie nazwaną firmę, łatwiej przekona pośredników. Z
przyjemnością wydrukowała nowe wizytówki i ulotki, które rano zaniosła do
centrum ogrodniczego.
- Proszę podpisać oba egzemplarze, jeden do
zwrotu.
- Chyba zapomniała pani o najważniejszym.
- Czyli o czym?
- Każdy dokument trzeba najpierw dokładnie
przeczytać.
- Wystarczy, że ja przeczytałam - Ula
uśmiechnęła się figlarnie. – Przepraszam, żartowałam. Niech pan przestudiuje
każde słowo trzy razy. Odbiorę umowę po południu, albo jutro.
- Tyle czasu nie potrzebuję.
Odwróciła
się i chciała odejść, lecz Marek szerzej otworzył drzwi.
- A może od ręki załatwimy sprawę? Chyba, że
musi pani pędzić do jakiejś innej pracy?
Ula
pomyślała o prasowaniu, które od dawna leżało na krześle, i o szkolnych
tekstach, które obiecała przejrzeć. Poza tym chciała zaplanować urodziny Gosi.
To niespodzianka, więc przygotowania muszą odbywać się, gdy solenizantka jest
poza domem. Markowi zapewne chodziło o regularną pracę zarobkową, a nie o
drobne zajęcia.
- Zaraz przestudiuję umowę, a pani pozwolę
przygotować kawę.
- Trudno nie skorzystać z takiej łaskawości.
Marek
pragnął, żeby została. Nie przyznawał się przed sobą do tego, że chce widywać Ulę.
Rano przekornie wyszedł, by uniknąć spotkania i nie wiedział, czy dlatego, że
sąsiadka przypominała zmarłą żonę? Nie, to nie to. Ona przypominała mu, że jest
mężczyzną. Ucieczka nic nie zmieniła, co Marek zrozumiał, gdy ujrzał Ulę na
progu swojego domu. Była w mało twarzowym roboczym stroju, bez makijażu, z
pajęczyną na włosach. Miała w sobie coś bardzo naturalnego, wręcz ożywczego. Często
popełniała gafy, na które reagowała śmiechem lub rumieńcem. Gdy bardzo się
speszyła, nie robiła uników, lecz odważnie brnęła dalej, a to rzadka cecha.
Była niepoprawną gadułą, w konsekwencji czego przez dwa dni zamienił z nią
więcej słów, niż ze znajomymi przez ostatnie sześć lat. Rozmawiali nie tylko o
pracy.
- Mam też inną przynętę - notesy żony. - Wiedział,
że Ula nie oprze się pokusie. - Znalazłem nawet szkic ogrodu. - Szukanie
zapisków było mniej bolesne od niszczenia starych rachunków. Wyrzucając rzeczy,
których Paulina dotykała, czuł się jak przestępca.
Ula
rozpromieniła się.
- Bardzo chętnie przejrzę. W nagrodę za
odnalezienie notesów zaproszę pana na dobrą mocną kawę.
- Przydzielanie nagród, to kolejna pani
funkcja?
- Nie. Przeczytałam zapiski, które wzięłam do
domu - rozwiązała sznurowadła i zdjęła buty. Marek dojrzał dziurę w skarpecie. -
Czy to oznaka ubóstwa? - zastanawiał
się. Ile sąsiadka może mieć na utrzymanie siebie i córki. Dlaczego są same? A
może nie są? Nie słyszał o mężu, nie widział mężczyzny koło jej domu, lecz to
nic nie znaczyło. Jeżeli mąż wyjechał... Nie. Gdyby sąsiadka była z kimś
związana, nie oddałaby pocałunków tak namiętnie.
Ula
wyprostowała się. Patrzyła prosto w oczy i nawet speszona nie spuściła wzroku.
- Pańska żona miała talent. Dzięki jej pełnym
entuzjazmu notatkom ogród ożywa w mojej wyobraźni. Czytając zapiski miałam
wrażenie, że znam autorkę. Coraz lepiej rozumiem, dlaczego panu tak bardzo brak
żony.
Brak?
Marek ostatnio coraz częściej zapominał, że jest wdowcem.
- Nastawię czajnik - rzekł ostro. - Znajdzie
pani wszystko w pokoju Pauliny.
Zaskoczona
Ula patrzyła na jego plecy. Co takiego powiedziała? Czym go uraziła? W jednej
chwili przekomarzał się, a w następnej... krach. Znowu zamknął się w sobie.
Przypomniało to chodzenie bosymi stopami po pokruszonym szkle. Od dawna
wiedziała, że bezpieczniej nie wygłaszać opinii na każdy temat, lecz trzymać
się takich dziedzin, które dobrze zna. Na przykład o pieleniu wie wszystko. Przesunęła
notesy na bok i rozłożyła projekt ogrodu. Był pięknie naszkicowany, kolorowy, a
nazwy roślin wykaligrafowane.
Gdy Marek
przyniósł kawę, spojrzała na niego zdziwiona.
- Och, przepraszam. Zaczytałam się.
- Nie szkodzi. To ja muszę przeprosić.
- Za co?
- Wciąż źle reaguję, gdy mowa o mojej żonie, -
wzruszył ramionami - chociaż rzadko kto ją wspomina. Po śmierci Pauli znajomi
unikali tego tematu jak ognia.
Ula
popatrzyła na niego znad krawędzi kubka.
- Wcale się nie dziwię, skoro pan jest taki
drażliwy.
- Rozumiem.
Znowu źle
wypadło. Ula miała ochotę wejść pod biurko. Marek wlepił wzrok w kawę.
- Wcale nie jestem taki groźny, tylko mam
ostry język. Zauważyła pani prawda? Znajomi nie pozwalali mi mówić o zmarłej, a
teraz mam wrażenie, że nie wiem jak to robić.
- Współczuje panu. Śmierć żony to na pewno
straszne przeżycie.
- Wszyscy mieli dobre chęci i byli przekonani,
że jeśli nie będę o niej wspominać, to szybciej zapomnę.
- Jest pan pewien?
- Jaki mógł być inny powód tego, że starali
się wymazać wspomnienia o niej? Postępowali, jakby nigdy nie istniała.
Niektórzy proponowali, że wezmą jej rzeczy. Chcieli jak najszybciej usunąć
wszelkie ślady po niej - skrzywił się. - Większość doradzała mi wyjazd.
- Pewnie myśleli, że jeśli nie będzie pan
widział rzeczy żony, prędzej minie ból - powiedziała Ula łagodnie. - Oczywiście
mylili się. Trzeba mówić, bo dzięki temu człowiek zapamięta radość. Ucieczka
byłaby kiepskim rozwiązaniem.
- Czy pani nigdy nie miała ochoty uciec? - w
kredowobiałej twarzy lśniły szarozielone oczy.
- Można uciekać na różne sposoby, ale to
złudny ratunek. Prędzej czy później człowiek musi przyjąć fakt do wiadomości.
Witaj Malgosiu :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie i ciesze sie bardzo,ze je wstawilas. Nie czytalam go nigdy przedtem, teraz przeczytalam wszystkie rozdziały, jakie dodałas od razu. :) Czekam na cd:) Pozdrawiam cie serdecznie i zycze milej niedzieli. Magda M.
Magda M
UsuńA ja się cieszę, że Ci się spodobało. Mnie urzekło już kilka lat temu i chociaż usiłowałam odnaleźć jego autorkę, to mi się nie udało. Pomyślałam, że warto je wstawić, żeby mogła je przeczytać większa ilość osób.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Opowiadanie ma silne powiązanie z jedną z moich ulubionych książek z dzieciństwa- Tajemniczy Ogród. Mała Mary, jej wujek, kuzyn i ogród :) Zawsze chciałam znaleźć takie miejsce. Teraz mogę wrócić do tych wspomnień dzięki Wam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Andziok
Andziok
UsuńJa sądzę, że i autorkę tego opowiadania zainspirowała ta właśnie książka. Nie chciałam nic sugerować, ale myślę, że to jest dość oczywiste.
Pozdrawiam najserdeczniej :)
Kiedy możemy sie spodziewac kolejnego rozdzialu? Pozdrawiam W ;)
OdpowiedzUsuńJuż za chwilę.
UsuńRównież pozdrawiam. :)