TRÓJKĄT
ROZDZIAŁ 1
Helena
Dobrzańska siedziała obok syna na kanapie i z wielkim rozczarowaniem słuchała
tego, co jej mówił. Nie spodobało jej się to, co od niego usłyszała.
- Myślę synku, że nie przemyślałeś dobrze tej
sprawy. Wciąż mam nadzieję, że jednak pogodzisz się z Paulinką i pobierzecie
się.
Marek
Dobrzański pokręcił przecząco głową.
- To nie wchodzi w rachubę. Nie kocham jej.
Kocham Ulę. – Helena żachnęła się.
- Myślę, że tak ci się tylko wydaje, bo kimże
jest Ula? To prosta, wiejska dziewczyna, ani nie umywa się do Paulinki.
Kompletnie brak jej klasy i z pewnością nie będzie się dobrze czuła w naszym
środowisku.
- Nie przesadzaj mamo. Paulina może i ma
klasę, ale nic więcej. To piękny towar w pięknym opakowaniu, ale w środku
kompletnie pusty jak wydmuszka. Ula to całkowite jej przeciwieństwo. Jest mądra
i ma dobry, łagodny charakter. Z Pauliną ciągle się kłóciliśmy, bo wmawiała mi
coraz to nowe kochanki. Biorąc z nią ślub założyłbym sobie pętlę na szyję. Ona
nie jest dobrym materiałem na żonę.
- Jest najlepszym materiałem na żonę –
zaprotestowała gwałtownie. - Wychowałam ją i chyba ja najwięcej mogę na ten
temat powiedzieć, prawda?
- Owszem wychowałaś ją, - starał się zachować
spokój - ale ja żyłem z nią pod jednym dachem przez ostatnie pięć lat i mogę
cię zapewnić, że nie znasz jej wcale. Zresztą nie ma nawet o czym mówić. Ja nie
wrócę do Pauliny. Koniec, kropka. Myślałem, że chcesz mojego szczęścia, a
tymczasem robisz wszystko, żebym był nieszczęśliwy. Sądziłem, że jesteś po
mojej stronie – zakończył z żalem.
- Jestem synku, ale uważam, że źle robisz.
Wcześniej czy później znudzisz się Ulą, bo już nie będzie nic, czym mogłaby cię
obdarować lub mile zaskoczyć. Zrobisz jak zechcesz, ale to duży błąd.
Po tej
niezbyt miłej rozmowie opuścił dom rodziców. Wyszedł rozczarowany. Nie sądził,
że matka, która do tej pory zawsze stała za nim murem i dla której, odkąd się
urodził, był oczkiem w głowie, będzie tak bardzo przeciwna jego małżeństwu z
Ulą. Znała ich historię. Wiedziała z jaką determinacją starał się odzyskać
zaufanie i miłość Uli. Miała świadomość, że gdyby nie ona, firma
Febo&Dobrzański dawno by splajtowała. To Ula uchroniła ją przed upadkiem i
podźwignęła z zapaści. Jej wychowanka nawet nie kiwnęła palcem, żeby pomóc w
czymkolwiek podobnie jak jej brat Alex. Wręcz przeciwnie. Ten ostatni knuł do
samego końca i niewiele brakowało, żeby pokaz, od którego zależało być, albo
nie być firmy, skończył się niepowodzeniem. Woleli wyjechać do Włoch i tam oczekiwać
wielkiej katastrofy. Nic takiego jednak nie miało miejsca, bo Marek w samą porę
odkrył tę intrygę Febo i wraz z Ulą zdążyli zadziałać. Pokaz miał dobre
recenzje i od tego czasu firma zaczęła się dźwigać. To właśnie na tym pokazie
wyznał Uli jak bardzo ją kocha i błagał o wybaczenie wszystkich złych rzeczy,
których od niego doświadczyła. Wybaczyła. Nie mogła postąpić inaczej. I ona
kochała go bardzo mocno. W niedługim czasie oświadczył się jej. Zaczęli
planować wspólne życie i nawet do głowy mu nie przyszło, że napotka taki opór
ze strony własnej matki. Z ojcem nie miał takich problemów. On podziwiał Ulę i
był jej wdzięczny za to, co zrobiła dla upadającej firmy.
Marek
kochał matkę. Do tej pory zawsze była jego sojusznikiem. Broniła przed ojcem,
który wiele razy mówił mu jak bardzo jest nim rozczarowany. Bardzo mu zależało,
żeby oboje zaakceptowali jego wybór, a tymczasem najbliższa mu osoba postawiła
się okoniem. Liczył, że pomoże im w przygotowaniach do ślubu, ale rozczarował
się. Rozmowa przybrała niekorzystny dla niego obrót i nawet tego nie
zaproponował. Przez złe nastawienie matki do jego narzeczonej musieli teraz
liczyć tylko sami na siebie. – Trudno.
Będziemy musieli sobie jakoś poradzić.
Wsiadł do
stojącego na podjeździe Lexusa. Obiecał Uli, że przyjedzie do Rysiowa i opowie
jej o przebiegu tej rozmowy. Z ciężkim sercem odpalił samochód. Wiedział, że
będzie jej przykro. Była osobą, którą łatwo można było zranić, a jednocześnie
kobietą nie poddającą się przeciwnościom. On sam potrzebował teraz pociechy i
wsparcia. Nie chciał się kłócić z matką. Sądził, że jak spokojnie wyłuszczy jej
wszystkie argumenty, ona go poprze. Po raz pierwszy tak bardzo mocno go
rozczarowała.
Po
czterdziestu minutach zaparkował pod bramą z numerem ósmym. Wysiadł z auta i
omiótł wzrokiem bryłę budynku, którego okna jaśniały ciepłym blaskiem. Tu
zawsze czuł się dobrze. Tu nikt nie wytykał mu błędów i zawsze był tu mile
widzianym gościem. Ojciec Uli początkowo nieufny teraz, kiedy Marek jej się oświadczył,
traktował go jak członka rodziny. Traktował jak syna. Jasiek i Beatka
przepadali za nim. Uśmiechnął się do tych myśli. To poczucie przynależności do
tej skromnej rodziny było bardzo miłe i napawało go otuchą. Zadzwonił do drzwi
i po chwili witał się ze wszystkimi. Cieplak już wstawiał wodę na kawę, a jego
szczęście kroiło w równe kawałki upieczony własnoręcznie sernik.
Przenieśli
się do Uli pokoju. Musieli przecież porozmawiać i zadecydować, co dalej.
Zauważyła jego przygnębienie i już wiedziała, że ta rozmowa nie przebiegła po
jego myśli. Usiadła obok niego i splotła ich dłonie.
- Opowiesz mi? – spytała łagodnym, cichym
głosem. – Tylko proszę, bądź ze mną szczery. Przecież mam świadomość, że twoja
mama nie przepada za mną i to nie mnie chciała widzieć u twego boku.
Westchnął
ciężko i pokiwał głową.
- Nie mam zamiaru przed tobą niczego ukrywać.
Naprawdę nie rozumiem, skąd w mamie ta niechęć do ciebie. Jesteś najmilszą
osobą jaką znam, a ona nadal uparcie podtrzymuje swoje stanowisko, że to
Paulina jest mi przeznaczona, i że to z nią powinienem się związać. Powiedziałem,
że to nie ją kocham, tylko ciebie. Uznała to za kompletną bzdurę. Nawet nie
mówiłem już o tym, że liczyliśmy na jej pomoc przy organizowaniu ślubu.
Jesteśmy zdani wyłącznie na siebie i dopniemy swego. Mamy jeszcze sporo czasu.
Przemyślałem sprawę i doszedłem do wniosku, że pobierzemy się tu, w Rysiowie.
Nie sądzę, żeby nie było można zaklepać terminu na piętnastego kwietnia. To
mała społeczność. Gorzej z tym byłoby na pewno w Warszawie. Gości mamy już
ustalonych, a po obrączki możemy się wybrać w poniedziałek po pracy. Najgorzej
będzie z salą, ale i z tym sobie poradzimy. Z mamą byłoby łatwiej, bo ona zna
wszystkie okoliczne knajpy, w których często organizuje jakieś akcje
dobroczynne, ale mówi się trudno. Ja nie chcę już czekać, a ta dzisiejsza
rozmowa zdopingowała mnie jeszcze bardziej. Nie wiem, co ona sobie myślała. Że
zrezygnuję ze szczęścia i miłości do ciebie na rzecz Pauliny, której nie znoszę
całym sercem? Nigdy – przygarnął ją do swego boku i przytulił usta do jej
skroni. – Bardzo cię kocham Ula. Walczyłem o ciebie i nigdy nie zrezygnowałbym
z życia z tobą.
- I ja kocham cię całym sercem, ale nie chcę
też być powodem jakichś animozji między tobą i twoją mamą. Może z czasem
przekona się do mnie. Mam nadzieję, że tak będzie.
Tymczasem
w domu, który niegdyś Marek dzielił ze swoją byłą narzeczoną, ona sama nerwowo
przemierzała salon wzdłuż i wszerz wyłamując szczupłe palce. Siedzący na fotelu
Alex nieco już zirytowany jej zachowaniem wysapał.
- Usiądź chociaż na chwilę sorella, bo od tego
ciągłego chodzenia zaczyna mi się kręcić w głowie. Naprawdę nie rozumiem,
dlaczego tobie nadal zależy na tym dupku. Za mało cię jeszcze upokorzył? Na
twoim miejscu dałbym sobie z nim spokój. Nie jest ciebie wart.
- Nic nie rozumiesz fratello. Wcale mi na nim
nie zależy, ale jeśli nie dopuszczę do tego absurdalnego ślubu, będę mieć
przynajmniej satysfakcję, że zemściłam się na nim i na tej Cieplak. Zemsta jest
słodka - chciała jeszcze coś dodać, ale w tym momencie rozdzwonił się jej
telefon. Dopadła błyskawicznie szklanego stolika, na którym leżał i odebrała.
- Dobry wieczór Helenko? Jesteś już po
rozmowie z Markiem?
- Właśnie wyszedł. Jestem bardzo nim
rozczarowana. Użyłam wszystkich racjonalnych argumentów, ale do niego
kompletnie nic nie dociera. Uparcie twierdzi, że kocha Ulę i nie ma opcji, żeby
miał do ciebie wrócić. Ma mi za złe, że nie mam o jego wybrance dobrego zdania.
To nie tak miało wyglądać. Wierzyłam, że jeszcze dojdzie do niego jakiś głos
rozsądku i wrócicie do siebie. Chyba nie ma już na to szansy, bo on jest bardzo
uparty.
- No trudno. Jak sobie pościeli, tak się
wyśpi. Widocznie wiejskie dziewuchy bardziej pociągają go niż kobiety z klasą.
Ten jego plebejski gust jeszcze się na nim zemści. Dziękuję ci, że zadzwoniłaś.
Dobranoc Helenko - odłożyła słuchawkę i spojrzała na brata. - Ten dupek
kompletnie zwariował. Nadal chce poślubić to bezguście.
- Daj już temu spokój. Niech robi co chce. Ty
zasługujesz na kogoś lepszego. Na kogoś, kto będzie cię szanował i kochał, a
nie zdradzał cię z tanimi dziwkami i wolał towarzystwo tej durnoty Olszańskiego
bardziej niż twoje. Powinnaś być szczęśliwa, że uwolniłaś się od tego kretyna.
- Masz rację. Już dość wybaczania i
pobłażliwości. Czas ułożyć sobie życie z kimś innym.
W
poniedziałek po pracy udali się do jubilera i wybrali skromne obrączki. Zjedli
w restauracji obiad i pojechali do mieszkania Marka na Sienną. Uprzedziła ojca,
że nie wróci na noc do domu, bo chcą poszukać w internecie jakiejś ładnej sali
na wesele. Przez dwie godziny przekopywali się przez sieć, wreszcie trafili na
taką salę, która im odpowiadała. Spisali numery telefonów. Jutro od rana mieli
dzwonić.
Nie
chcieli wesela z pompą. To miała być skromna uroczystość, a gości zaledwie
pięćdziesięciu. O stroje nie musieli się już martwić, bo Marek uprosił Pshemko,
projektanta firmy, żeby im je uszył. Sebastian Olszański obiecał im załatwić
zaproszenia.
- Zobaczysz Ula, że nie będzie tak źle –
pocieszał ją Marek. – Sebastian pomoże. Viola też zadeklarowała się do pomocy.
Mamy dwoje oddanych przyjaciół i mama nie jest nam wcale potrzebna, bo
powolutku wszystko uda nam się załatwić.
Los im
sprzyjał. Wkrótce zabukowali termin ślubu w rysiowskiej parafii. Zapowiedzi
miały wyjść tak jak powinny. Marek opłacał wszystko od ręki i nie chciał
zaprzątać sobie głowy tym, że gdzieś ma jeszcze jakieś zaległe płatności.
Pojechali obejrzeć też salę na wesele. Nie była duża, ale na tę ilość gości,
którą przewidzieli, wystarczająca. Omówili z właścicielką wystrój wnętrza i
catering. Nawet jako atrakcję zaproponowała im pieczone na rożnie prosię.
Zapewniała wszystko łącznie z ciastami i weselnym tortem. Dysponowała również
zapleczem hotelowym, w którym zamówili pokoje dla przyjezdnych gości, a także
dla swoich rodzin. Sala była najważniejsza i cieszyli się, że w końcu udało się
ją załatwić. Sebastian też się spisał, bo nie dość, że załatwił im zaproszenia
w drukarni, to jeszcze świetny zespół. Zadaniem Violi było zamówienie kwiatów
do kościoła i wiązanki ślubnej. Wkrótce rozesłali powiadomienia o swoim ślubie,
a tym, którzy byli na miejscu, rozdali. Marek już nie pojechał do rodziców.
Skorzystał z tego, że to ojciec któregoś dnia wpadł do firmy i dał mu
zaproszenie. Obojgu Febo wręczył również osobiście.
- Mam nadzieję, że mimo wzajemnej antypatii
zechcecie na tym ślubie być – mówił.
- Na pewno będziemy – zapewniła go Paulina.
Wszystko
było już zapięte na ostatni guzik. Piętnastego kwietnia rozdzwoniły się dzwony
w rysiowskim kościele. Przed wyjazdem z domu Józef błogosławił im jeszcze.
Krzysztof również, ale Helena nie pojawiła się u jego boku. Siedząc w
kościelnej ławie dość głośno krytykowała skromny wystrój kościoła mówiąc swojej
przybranej córce, że właściwie to była na to przygotowana, bo czegóż można się
było spodziewać po kimś, kto pochodzi z takiej dziury zabitej dechami.
- Uważaj Paulinko, żebyś się nie pobrudziła.
Te ławki nie wyglądają na zbyt czyste. – Krzysztof syknął głośno.
- Możesz już dać spokój? Przestań się wyżywać
na tej dziewczynie, bo nie zasłużyła sobie na to.
Rozległ
się dźwięk organów. W drzwiach do kościoła ukazała się para młoda. Po ławach
przeszedł szmer podziwu. Ula w pięknej, białej sukni niemal płynęła trzymając
pod ramię Marka ubranego w idealnie skrojony, czarny garnitur. Dyskretnie omiotła
spojrzeniem ławy. Z prawej strony dostrzegła swojego ojca z rodzeństwem, a z
lewej swoją przyszłą teściową i teścia, a tuż obok nich rodzeństwo Febo. Helena
przybrała surowy wyraz twarzy, a z oblicza Pauliny wyczytała jedynie pogardę i
chłód. Zadrżała. Wyczuł to Marek i mocniej ścisnął jej dłoń.
- Nie denerwuj się kochanie. Za chwilę to
wszystko się skończy i będziemy mogli stąd wyjść.
Kiedy
ksiądz ogłosił ich mężem i żoną, odetchnęli. Marek ucałował jej usta i
trzymając za rękę wyprowadził z kościoła. Tam wpadli w objęcia Józefa i
dzieciaków. Po nich podszedł Krzysztof z Heleną. On ucałował Ulę serdecznie i
pogratulował im życząc długich lat w zdrowiu i szczęściu. Helena powściągliwie
uścisnęła tylko Uli dłoń, życząc i jej i Markowi wszystkiego najlepszego.
Rodzeństwo Febo nie złożyło im życzeń w ogóle. Za to Sebastian i Violetta długo
im gratulowali ciesząc się ich szczęściem. Potem było już tylko gorzej. Siedzące
naprzeciw pary młodej Helena i Paulina bezustannie wybrzydzały. A to, że rosół
za zimny, a to kluski za twarde, przypalone mięso, a surówka kompletnie
niejadalna. Ostentacyjnie grzebały w talerzach obrzydzając jedzenie innym.
Marek
początkowo nie zwracał na to uwagi, ale wkrótce i do niego dotarła ta lawina
narzekań. Wbił w matkę zdziwione spojrzenie.
- Nie smakuje wam? Nam bardzo smakowało i
innym chyba też, bo świadczą o tym puste talerze. Jeśli chcecie, to zamówię wam
coś innego.
- Nie, nie synku. Nie trzeba. Ja chyba
straciłam apetyt.
Weselne
ciasta, a przede wszystkim tort też zostały poddane krytyce. Według nich
wszystko było bez smaku i zdecydowanie przesłodzone. Paulina z pretensjami
zwróciła się do kelnerki, że podała brudne sztućce i talerze, co było
nieprawdą. Po jej występie Marek zorientował się, że obie robią to specjalnie i
chcą zepsuć im wesele. Ula również to zrozumiała. Zalśniły jej w oczach łzy.
Wstała od stołu i uciekła do łazienki. Tam rozpłakała się na dobre. Marek
pobiegł za nią. Przytulił ją mocno gładząc uspokajająco po plecach.
- Dlaczego one nam to robią? – szlochała. –
Czy aż tak bardzo mnie nienawidzą, żeby psuć mi ten najważniejszy dzień w
życiu? Przecież nigdy nie zrobiłam im nic złego. Nigdy nie ubliżyłam żadnej z
nich, nigdy żadnej nie obraziłam.
- Obiecuję ci kochanie, że z nimi porozmawiam.
Stworzyły jakiś wspólny front przeciwko nam, ale ja nie pozwolę, żeby nadal
miały nas poniżać. Najpierw pogadam z ojcem, a ty ochłoń i uspokój się trochę.
ROZDZIAŁ 2
Kciukami
wytarł jej z policzków łzy. Z kieszeni wyjął klucze i podał jej.
- Idź do naszego pokoju i odpocznij chwilę, ja
idę do ojca.
Odnalazł
go rozmawiającego z Cieplakiem. Przeprosił i spytał.
- Chciałbym z tobą pogadać tato. Możesz mi poświęcić
chwilę?
Krzysztof
wstał i wraz z synem wyszedł na zewnątrz. Usiedli na jednej z ławek ustawionych
przy malowniczym skalniaku.
- Zauważyłeś tato jak perfidnie zachowuje się
mama i Paulina? Już teraz mogę powiedzieć, że zepsuły nam wesele. Ciągle wybrzydzają
i ostentacyjnie wyśmiewają się z tutejszej kuchni. Ula nie mogła tego znieść.
Siedzi w wynajętym pokoju i zalewa się łzami. Jest jej przykro, bo te zupełnie
nie na miejscu uwagi potraktowała bardzo osobiście. Ja również. One od początku
miały taki plan, żeby przyjść i zepsuć nam ten dzień. Równie dobrze nie musiały
przychodzić. Jakoś bym to zniósł, ale łez mojej żony nie potrafię znieść i nie
wybaczę im tego zachowania. O ile mogę je zrozumieć w przypadku Pauliny, tak
zupełnie nie rozumiem mamy, że zniża się do jej poziomu.
- Wiem Marek. Ja nie jestem ślepy ani głuchy.
Próbowałem je nieco stonować, ale chyba nie przejęły się moją gadaniną.
Spróbuję raz jeszcze. Jeżeli to nie poskutkuje, wsadzę je obie w taksówkę i
każę zawieźć do domu. Zaraz to załatwię, a ty idź uspokoić Ulę.
Krzysztof
stał naprzeciw siedzących na ławce Heleny i Pauliny. Splótł ręce na piersi i
wyrzucił z siebie.
- Znam cię Helenko od trzydziestu pięciu lat,
a dzisiaj doszedłem do wniosku, że nie znam cię w ogóle. Nawet w najgorszych
koszmarach nie wyobrażałem sobie, że potrafisz być podła do tego stopnia, że
posuniesz się do zrujnowania najpiękniejszego dnia w życiu twojemu jedynemu
dziecku – przeniósł wzrok na Paulinę. – A ty udowodniłaś dzisiaj wszystkim, że
nie masz kompletnie klasy, bo zachowałaś się jak roszczeniowa gówniara i
udzielna księżna, której nic nie pasuje. Lepiej będzie dla ciebie, jeśli już
nigdy nie powiesz o sobie, że jesteś dobrze wychowaną kobietą z klasą. Właśnie
dzisiaj udowodniłaś wszystkim, że jest dokładnie odwrotnie. Moja synowa ma jej
więcej niż wy dwie razem wzięte. Myślę, że wasza obecność na tym weselu nie
jest już niezbędna. Za chwilę podjedzie taksówka i zawiezie was do domu. Marek
poczuł się bardzo urażony i rozczarowany. Nie potrafi uspokoić Uli, która nie
może zrozumieć, czym wam zawiniła, że tak bardzo jej nienawidzicie. Nie może
przestać płakać. To była zagrywka poniżej pasa, podła i okrutna. Obraziłyście
nie tylko mojego syna i synową, ale także mnie. To wszystko, co miałem wam do
powiedzenia. Pozbierajcie swoje rzeczy, taksówka już czeka. A z tobą Heleno
porozmawiam jeszcze w domu.
Bez słowa
podniosły się z ławki. Z sali zabrały swoje torebki i wsiadły do taksówki.
Zdziwiony Alex podszedł do Krzysztofa dopytując się, o co chodzi.
- Obie zachowały się skandalicznie. Obraziły
Ulę i Marka. Zepsuły im tę piękną uroczystość. Czy chciałbyś, aby na twoim
weselu znalazł się ktoś, kto bezustannie krytykuje wszystko i wszystkich? Kpi i
wyśmiewa? Z całą pewnością nie zachowałbyś spokoju i wyrzuciłbyś takiego kogoś
z przyjęcia. One nie zasłużyły na nic innego. Zamiast Marka, zrobiłem to ja.
Obie są w drodze do domu. Twoja siostra chyba nadal nie może się pogodzić z
faktem, że to nie ona jest żoną Marka. Moja żona nie może się z tym pogodzić
również. W swej nienawiści za daleko się posunęły. Nigdy nie przypuszczałem, że
mogą być zdolne do czegoś takiego – Krzysztof rozejrzał się po sali. –
Przepraszam cię synu, ale muszę znaleźć Marka i Ulę.
Senior
Dobrzański wszedł na piętro i zapukał do jednego z pokoi. Po chwili drzwi
otworzył mu Marek. Ula siedziała na łóżku i zalewała się łzami.
- Ciągle płacze i nie mogę jej uspokoić –
mruknął do ojca. Krzysztof usiadł obok niej i objął ją ramieniem.
- Nie płacz Uleńko. Już nikt nie będzie robił
ci przykrości. Moja żona wraz z Pauliną pojechała do domu. Już dość złego
narobiły. Ty musisz wziąć się w garść, bo trzeba wrócić do gości. Za chwilę
będą oczepiny. Wiem, że nie jest ci łatwo, ale musicie trzymać fason do samego
końca.
Wytarła
oczy i spojrzała smutno na Krzysztofa.
- One znienawidzą mnie teraz jeszcze bardziej,
chociaż nie wiem co im takiego zrobiłam. Nigdy nie chciałam popsuć relacji
Marka z mamą. Bez względu na to, czy ona mnie lubi czy nie, Marek jest jej
synem.
- Masz rację dziecko. Jednak ona nie miała
skrupułów, żeby popsuć mu ten najważniejszy dla niego dzień. Chodźmy już, bo
goście się niecierpliwią i twój tata też.
Wrócili na
salę i usiedli na swoich miejscach. Po oczepinach podszedł do nich Alex. Marek
spojrzał na niego z niechęcią, a Ula powiedziała.
- Jeśli i ty chcesz nas dobić, to nie krępuj
się.
- Nie przyszedłem was dobijać, ale przeprosić.
Za Paulinę. Już wiele razy mówiłem jej, że ma ci dać spokój Marek. Nie
posłuchała mnie. Po tym, co powiedział mi Krzysztof mam ochotę przywalić jej w twarz.
Chcę, żebyście wiedzieli, że nie jestem waszym wrogiem, a z Pauliną sobie
porozmawiam. Jeszcze raz przepraszam za nią.
- Nie musisz przepraszać Alex, bo w niczym nie
zawiniłeś i o nic nie mamy do ciebie żalu – Marek wyciągnął do niego dłoń. –
Uściśniesz ją?
Febo bez
namysłu wyciągnął swoją prawicę.
Nad ranem
sala opustoszała. Zmęczeni goście udali się do swoich pokoi. Marek i Ula
również. Nie byli w nastroju do spędzenia reszty nocy na upojnym kochaniu się.
Przytuleni do siebie szybko zasnęli.
W niedzielne,
wczesne popołudnie wszyscy rozjechali się do domów. Państwo młodzi też wrócili
na Sienną. Krzysztof wysiadł z taksówki i wszedł do domu. W salonie zastał
swoją żonę. Usiadł obok niej i rzekł.
- Mam nadzieję, że przemyślałaś swoje
postępowanie. Jesteś winna przeprosiny zarówno Markowi jak i Uli. Liczę na to,
że znajdziesz w sobie na tyle odwagi, żeby to zrobić.
- Wiem Krzysztof. Na pewno przeproszę. Nie
wiem, co we mnie wstąpiło, przecież kocham Marka nad życie. Może i do Uli się
przekonam jak lepiej ją poznam. Mógłbyś w moim imieniu zaprosić ich na następną
sobotę? Zjedlibyśmy wspólny obiad. Ode mnie może nie odebrać telefonu –
wyjaśniła widząc zdziwienie na twarzy męża.
- No dobrze. Zadzwonię, ale wieczorem.
Najpierw muszą dojść do siebie, bo wytrąciłyście ich z równowagi.
Zaproszenie
zostało przyjęte. Ula nie chciała kłótni. Pragnęła, żeby Marek nadal utrzymywał
poprawne stosunki z matką. Krzysztof zapewnił ich, że Helena chce ich
przeprosić. Tak się też stało. Przepraszała i nawet wycisnęła z oczu łzy, choć
Ula odniosła dziwne wrażenie, że jednak Dobrzańska nie przeprasza szczerze, ale
Marek te przeprosiny przyjął. Kiedy wracali już do domu, mówił:
- Zobaczysz kochanie, że wszystko się jeszcze
ułoży. Mama jak pozna cię lepiej to zrozumie, że jesteś najlepszym co dostałem
od losu i tylko z tobą mogę być szczęśliwy. Ona się zmieni. Gwarantuję i
wierzę, że już nigdy nie zrobi ci żadnej przykrości.
Zaczęli
wspólne życie. Na początku układało się wszystko idealnie. Byli szczęśliwi.
Pauliny unikali, szczególnie Ula. I chociaż Alex zapewnił ją, że rozmawiał z
siostrą i uświadomił jej kilka rzeczy, to nie doczekali się od niej przeprosin.
Dumna panna Febo nie zniżyłaby się do tego, żeby kogokolwiek przepraszać. Nadal
była wobec Uli złośliwa i opryskliwa. Korzystała z każdej okazji, żeby ją
wykpić i upokorzyć. Helena stwarzała pozory i jak się wkrótce okazało, przyjęła
zupełnie inną taktykę.
Była
przeziębiona. Już od tygodnia siedziała w domu i ani katar, ani kaszel nie
ustępował. Miała też wysoką gorączkę. Lekarz przepisał jej mnóstwo specyfików i
antybiotyk. Dał też dwa tygodnie zwolnienia. Marek troszczył się o nią. Kupował
owoce i wyciskał z nich świeże soki, żeby miała choć trochę witamin. Okazało
się, że nie tylko on o nią tak dba. Od pierwszego dnia jej choroby zaczęła
pojawiać się w ich domu Helena. Znosiła jej hektolitry rosołu i niemal karmiła
ją nim. Próbowała protestować. Mówiła, że poradzi sobie sama, ale Helena nie
poddawała się.
- Jesteś taka słaba Uleńko. Pozwól mi się tobą
zająć a zobaczysz, że choroba minie raz dwa.
Nie miała
argumentów i w końcu skapitulowała. Helena, która posiadała zapasowe klucze od
ich mieszkania pojawiała się w nim z samego rana. Marek wychodził do pracy, a
ona niczym duch materializowała się w drzwiach. Ula leżała w gorączce, a jej
teściowa wpadała co chwilę do pokoju mówiąc.
- Te skarpety Marka są jakieś niedoprane.
Koszule też. Musisz koniecznie zwracać baczniejszą uwagę na kołnierzyki. Je
najtrudniej uprać, ale nastawię pralkę i na pewno się dopiorą. Jak będziesz
zdrowsza, to pokażę ci, jak ja to robię. Marek uwielbia dobrze uprane i
uprasowane koszule.
- Dziękuję mamo – odzywała się zachrypniętym
głosem. Helena uśmiechała się do niej i mówiła.
- Nie ma za co moje dziecko. Ty odpoczywaj, a
ja poradzę sobie ze wszystkim.
Ta jej
nadopiekuńczość była bardzo męcząca i mocno podejrzana. Nie sądziła, by aż tak
zmienił się stosunek teściowej do niej. Ta nadopiekuńczość była raczej kierowana
w odniesieniu do Marka. Ona nie mogła dopuścić, żeby jej syn w jakikolwiek
sposób ucierpiał w tym małżeństwie. Musiał mieć wszystko eleganckie i schludne
od skarpet począwszy na krawacie skończywszy.
Siedziała
u ich niemal cały dzień. Siedziała do momentu, aż Marek nie wrócił z pracy.
Podawała mu wtedy obiad mówiąc niewinnie.
- Prawda, że smaczny? Nasza Zosia wie, co
lubisz najbardziej. Ula pewnie nie przyrządza ci takich przysmaków.
- Ula gotuje świetnie mamo. W weekendy jemy pysznie
i zdrowo. W tygodniu zwykle jadamy na mieście, bo jesteśmy oboje pochłonięci
pracą i nierzadko przynosimy ją do domu. Nie ma czasu, żeby gotować.
- No tak…, no tak…, ale to nie powinno tak
wyglądać.
Do
sypialni, w której leżała znękana gorączką i obecnością Heleny Ula, często
dochodziły te wymiany zdań między Markiem i jego matką. Coraz bardziej
zyskiwała pewność, że to jakaś wyrachowana gra prowadzona przez jej teściową.
Tu niby taka miła, współczująca i usłużna, w rozmowach z Markiem starała się
przedstawić Ulę w niekorzystnym świetle wmawiając mu, że jego żona nie jest
taka idealna jak myśli. On na szczęście zawsze stawał po stronie Uli logicznie zbijając
wszystkie argumenty matki.
- Wyprałam i wyprasowałam Ci koszule. Na
następny tydzień będziesz miał świeże.
- Dziękuję mamo, ale nie musisz tego robić. Ja
koszul mam dość, a i pralkę potrafię włączyć sam.
- Wiem synku, ale znalazłam cały stos tych
przygotowanych do prasowania i musiałam je uprać jeszcze raz, bo miały brudne
kołnierzyki. Mówiłam Uli, że powinna na to zwracać uwagę.
- Nie męcz jej mamo. Ona jest bardzo słaba.
Mocno się przeziębiła, a gorączka dobija ją zupełnie. Będzie silniejsza to
poradzi sobie ze wszystkim.
- Oczywiście, że sobie poradzi. Mimo to ja
zawsze chętnie przyjdę i jej pomogę. Przynajmniej nie będę się nudzić w domu.
Tak mniej
więcej przebiegał okres jej rekonwalescencji. Nie skarżyła się Markowi. On
nadal wierzył, że matka dokonała niesamowitej wolty w swoim stosunku do synowej
i był bardzo z tego zadowolony. Ula nie chciała psuć mu tego dobrego
samopoczucia, a przede wszystkim ich wzajemnych relacji. W pokorze znosiła
cierpkie uwagi swojej teściowej podane w kulturalnym opakowaniu. Sądziła, że
jak wyzdrowieje i wróci do pracy, będzie miała już spokój, ale myliła się. Jej
teściowa wznosiła się na wyżyny kreatywności. W firmie była codziennie. Kiedy
zbliżała się pora lunchu wchodziła do sekretariatu objuczona termosami z zupą i
drugim daniem. Rozkładała się ze wszystkim w Marka gabinecie. Oczywiście
serdecznie zapraszała i Ulę, ale ona skorzystała z tej wspaniałomyślności
zaledwie kilka razy. Później wymawiała się brakiem czasu, lub apetytu. Samotnie
wychodziła z budynku firmy i szła na ulubione zapiekanki. One pozwalały jej
przetrwać do siedemnastej. Marek zdawał się niczego nie zauważać. Czasem tylko
mówił matce, że nie powinna się nimi aż tak przejmować i aż tak się poświęcać
dla nich. Ona bagatelizowała to co mówił.
- Ja wiem synku, że jest wam ciężko i ciągle
nie macie na nic czasu. Ula jest taka zalatana. Kiedy wy znajdziecie czas na
dziecko? Od ślubu minęło już kilka miesięcy, a tu nawet się na to nie zanosi. A
może ona powinna się przebadać, czy w ogóle może zostać matką?
- Wszystko w swoim czasie mamo. I na dziecko
przyjdzie czas. Co ma być, to będzie. Ja nie mam stresu z tego powodu. Jesteśmy
młodym małżeństwem i chcemy się najpierw sobą nacieszyć. Potem pomyślimy o
dziecku.
- Może to i dobrze – odezwała się po chwili. –
Teraz nawet nie macie czasu, żeby o siebie zadbać, a co dopiero o dziecko.
- To się na pewno zmieni. I o siebie zadbamy.
Nawet nie byliśmy w podróży poślubnej, bo było tyle pracy, ale odbijemy to
sobie. W lipcu zabieram Ulę nad morze. Odpoczniemy, zrelaksujemy się, może i o
dziecko się postaramy. Będzie dobrze.
ROZDZIAŁ 3
Helena nie
pozwalała im odetchnąć, a właściwie nie pozwalała odetchnąć Uli. Doszło do
tego, że po powrocie do domu zastawali ją układającą ich odzież na półkach, lub
przestawiającą bibeloty. Uli zazwyczaj bardzo opanowanej i anielsko cierpliwej
opadały na widok teściowej ręce. W takich momentach z rozpaczą patrzyła Markowi
oczy i bez słowa szła do ich sypialni przebrać się w domową, luźną odzież.
- Nie powinnaś tak chodzić po domu Uleńko.
Jakby ktoś niespodziewanie złożył wam wizytę, a ty pokazałabyś się w tym
rozciągniętym dresie, z całą pewnością poczułby się zniesmaczony. Powinnaś
zawsze do końca dnia być ubrana elegancko i z klasą.
- Daj spokój mamo, – Marek po raz kolejny brał
żonę w obronę – nikt niezapowiedziany tutaj się nie zjawi, a ona ma dość
eleganckich ciuchów, w których musi się męczyć cały dzień. Powrót do domu
zawsze wiąże się z ubraniem czegoś niekrępującego i wygodnego. Ja zaraz też
przebiorę się w swój ulubiony dres.
Ula nie odezwała
się wcale. Poszła do kuchni i nastawiła express do kawy. Była zmęczona. Cały
dzień podliczała budżet najnowszej kolekcji i nie miała już siły na utarczki
słowne ze swoją teściową. Te jej wizyty kończyły się dość późno i wymuszały na
Marku powinność odwiezienia matki do domu. Najchętniej uwaliłby się na kanapie
z głową ułożoną na kolanach Uli, ale nie mógł pozwolić, by matka tłukła się do
domu autobusem. Zawsze też w samochodzie musiał wysłuchać jaka to Ula jest
nieporządna, jak źle układa bluzki i swetry na półkach, że nie kolorami, ale
byle jak.
- Po co w ogóle tam zaglądasz? To jej osobiste
rzeczy. Byłabyś zadowolona gdyby ktoś obcy grzebał w twoich?
- Jak to obcy? Jest przecież moją synową i
chyba mam prawo…
- Nie mamo. Nie masz – przerwał jej łagodnie.
– To nasz dom i sami wiemy jak o niego zadbać. Nie musisz tego za nas robić i
nie musisz też codziennie przyjeżdżać. Przecież nie masz już piętnastu lat i
jestem pewien, że jazda autobusami na pewno cię męczy. Nie pomyślałaś, że
ojciec siedzi sam jak palec w domu i też przydałoby mu się twoje towarzystwo?
- Ojciec sobie poradzi synku. Jest przecież
Zosia, a ja wam się tu lepiej przydam niż w domu.
Kilka
tygodni po pokazie kolekcji wiosna-lato, kiedy było już wiadomo, że pokaz
odniósł sukces Marek pokazał Uli foldery ze zdjęciami ośrodka, w którym mieli
spędzić urlop.
- Spójrz kochanie, czyż nie jest tam pięknie?
Cisza, spokój, plaża i fale rozbijające się o brzeg. Wynająłem ładny apartament
z widokiem na morze. Wreszcie odpoczniemy od tej harówy i może od mamy.
Ostatnio stała się nieco nadopiekuńcza i trochę męcząca.
Ula nie
skomentowała tego. Wzięła do ręki broszury i zaczęła je przeglądać.
- Rzeczywiście okolica bardzo piękna. Jeszcze
tylko musimy zamówić ładną pogodę i nic do szczęścia nie będzie nam brakować.
Już się nie mogę doczekać tego wyjazdu. Jeszcze prawie trzy tygodnie.
Przyciągnął
ją do siebie i zaczął namiętnie całować, gdy drzwi otworzyły się z rozmachem i
wparowała przez nie Helena. Stanęła w progu widząc te karesy.
- Dzień dobry kochani. Przepraszam, że tak
wtargnęłam bez pukania, ale ciężkie mam torby i chciałam się z nich jak
najszybciej uwolnić. Poza tym to chyba nie wypada okazywać sobie w biurze
takich czułości. Powinniście świecić przykładem. Co pomyślą o tym pracownicy?
- Nic nie pomyślą mamo, bo oni zanim wejdą zawsze
pukają.
Helena zbyła
to milczeniem. Postawiła siatki na szklanym stoliku i usiadła w fotelu.
- Dzisiaj twoje ulubione polędwiczki cielęce
synku. Zosia bardzo się postarała. Mam nadzieję, że i ty zjesz Uleńko?
- Nie…, nie… Ja bardzo dziękuję. Nie jestem
głodna.
- W takim razie zjem z tobą synku – odkręciła
termosy i zaczęła nakładać dania. Ula popatrzyła na Marka z żalem i bez słowa
wyniosła się z gabinetu.
Helena
podeszła do biurka i podała Markowi talerz i sztućce.
- Proszę bardzo. Smacznego – zerknęła w bok i
zauważyła leżące na biurku foldery. Wzięła jeden z nich i zaczęła przeglądać.
- Już wybraliście miejsce odpoczynku?
- Tak. Już zabukowałem apartament w tym
pięknym hotelu. Za trzy tygodnie wyjeżdżamy.
- Ładne miejsce. Plaża zadbana i tyle zieleni
wokół. Szykuje się wam udany urlop.
- Też powinniście gdzieś wyjechać z ojcem.
Nigdzie ostatnio nie byliście. Ty potrzebujesz odpoczynku, a i ojciec na pewno
ucieszy się z wyjazdu.
- Masz rację. Pomyślę o tym i porozmawiam z
Krzysztofem.
Wreszcie
doczekali się tego urlopu. Ruszyli wczesnym rankiem. Chcieli dojechać w porze
obiadowej. Pogoda im sprzyjała. Obejrzeli prognozę długoterminową dzień
wcześniej i wiedzieli, że przez większość pobytu będzie świecić im słońce. Ula
była w doskonałym humorze. Przynajmniej przez dwa tygodnie nie będzie musiała
oglądać swojej teściowej i nie będzie doświadczać jej nachalności.
Trasę
pokonali dość szybko. Skupili się wyłącznie na sobie i rozmawiali wyłącznie o
sobie.
- Przez te dwa tygodnie będziesz tylko moja –
obiecywał Marek. – Będziemy się kochać do upadłego i będziemy korzystać ze
wszystkich luksusów jakie oferuje hotel. Nie mam zamiaru oszczędzać i będę cię
rozpieszczał do obrzydzenia.
Ona na te
słowa uśmiechnęła się do niego cudnie i wyszeptała.
- Już się nie mogę tego doczekać. Czasami
tęskniłam za tobą, chociaż byłeś obok. Ten nadmiar pracy odbił się na naszej
bliskości, ale nadrobimy to kochany.
Dojechali.
Zameldowali się w hotelu i zabrali kartę magnetyczną do pokoju. Był bardzo
elegancki i zrobił na nich wrażenie. Rozpakowali się szybko i zeszli do
restauracji na obiad. Po nim postanowili pójść na długi spacer plażą. Objęci
trzymając w rękach klapki, szli wolno wzdłuż brzegu mocząc stopy w słonej
wodzie.
- Pięknie tu jest. Mógłbym zostać tu na zawsze
– Marek westchnął i mocniej przytulił Ulę. – Na drugi rok wykupię nam wczasy za
granicą, na przykład w Hiszpanii albo w Portugalii. A może na greckich wyspach?
Też są piękne.
- Nigdy nie byłam za granicą – powiedziała
cicho.
- Dlatego trzeba to nadrobić i nadrobimy. Jak
chcesz, to zimą wykupię turnus we włoskich Alpach. Byłem tam już raz i bardzo
mi się podobało. Alpy są piękne, szczególnie zimą. Byłabyś zachwycona.
- Do zimy jeszcze daleko, a my i tak mamy się
czym zachwycać. Spójrz tam – pokazała ręką morze. – To chyba kutry rybackie.
Ciekawie wyglądają. Pewnie wracają z połowu. Koniecznie musimy znaleźć tu jakąś
dobrą wędzarnię. Kupilibyśmy przed wyjazdem do domu trochę wędzonych ryb. Na
pewno są smaczniejsze niż te, które można kupić w Warszawie, bo świeże.
- Mamy dużo czasu skarbie i na pewno
rozejrzymy się za jakąś – zerknął na zegarek. – Wracajmy. Za chwilę zapadnie
zmrok, a my musimy się jeszcze przebrać na kolację.
Dochodzili
już do hotelu. Ula przestała obserwować morze i odwróciła twarz w drugą stronę.
To, co zobaczyła niemal ścięło ją z nóg. Stanęła jak wmurowana sprawiając, że i
Marek się zatrzymał.
- Nie wierzę… Po prostu w to nie wierzę.
- Ale w co? O co chodzi?
- Spójrz tam – pokazała wyciągniętą dłonią.
Podążył za jej wskazującym palcem i oniemiał. Na wprost nich szła uśmiechnięta
od ucha do ucha Helena, a obok niej Krzysztof. Kiedy podeszli bliżej krzyknęła.
- Ale niespodzianka! Witajcie kochani! –
Zdumiony Krzysztof wybałuszył oczy.
- A co wy tu robicie?
- O to samo chcielibyśmy was zapytać. Kiedy
mówiłem ci w gabinecie, że powinnaś wyjechać z ojcem na urlop nic nie
wspomniałem, że macie pojechać w to samo miejsce, co my. Dlaczego to zrobiłaś
mamo? Dlaczego załatwiłaś wam wczasy w tym samym ośrodku? My chcieliśmy być
sami. Odpocząć od znajomych twarzy, a ty wykręcasz nam taki numer?
- Wiedziałaś, że oni tu mają spędzić urlop? – spytał
zbity z tropu Krzysztof. – Dlaczego mi nie powiedziałaś? Gdybym wiedział, nigdy
bym się nie zgodził na ten wyjazd.
- Myślałam, że się ucieszycie. Chciałam wam
zrobić niespodziankę.
- No to zrobiłaś. W życiu nie czułem się tak
głupio jak teraz. Czy ty to robisz specjalnie? Opamiętaj się mamo! Ja mam już
trzydzieści lat i nie jestem od dawna dzieckiem potrzebującym matczynej opieki.
– Słysząc te słowa rozpłakała się.
- Jesteś niewdzięcznikiem. Myślałam, że
wspólny wyjazd dobrze nam zrobi, a ty mówisz, że niepotrzebnie przyjechaliśmy.
- Nie jestem niewdzięczny mamo i naprawdę
oboje doceniamy to, co dla nas robisz, ale i ty musisz nam dać trochę
odetchnąć. W Warszawie nie mamy ani chwili dla siebie. Myślałem, że chociaż tu
będziemy sami – powiedział z żalem.
- Marek ma rację, a ty źle zrobiłaś, że mi nie
powiedziałaś o ich pobycie tutaj. Prześpimy tę noc i jutro wymeldujemy się. Nie
będziemy wam przeszkadzać. Pojedziemy wzdłuż wybrzeża i na pewno znajdziemy
równie ładne miejsce. Nie płacz już. Wracamy do hotelu.
Rano
zjedli jeszcze wspólne śniadanie, po nim Krzysztof poszedł ich wymeldować i
załatwić zwrot pieniędzy za pobyt. Kiedy wszystkie formalności były już poza
nim, zapakował bagaże do samochodu i podszedł do Marka i Uli.
- No kochani, pożegnamy się. Jeszcze raz
przepraszam was za tę wielce żenującą sytuację, ale nie miałem o niczym
pojęcia. Odpoczywajcie i korzystajcie ze słońca. Do zobaczenia.
- Dziękuję tato – Marek uścisnął mu dłoń, a
Ula wylądowała w objęciach teścia. Helena nie była taka wylewna w stosunku do
niej, za to syna mocno uściskała.
- Jeszcze raz bardzo was przepraszam, ale myślałam,
że robię dobrze. Dbaj o niego Uleńko. Do widzenia.
Kiedy
samochód zniknął im z oczu, odetchnęli głęboko. Całe szczęście, że przynajmniej
Krzysztof zachował zdrowy rozsądek i miał jeszcze jakiś wpływ na żonę.
- To naprawdę było dziwne – Marek objął Ulę i
ruszył plażą. – Przecież mama musiała załatwić ten pobyt poza jego plecami.
Odnoszę wrażenie, że ona ostatnio zachowuje się irracjonalnie, bo o niczym go
nie informuje. Odkąd pamiętam wszystkie tego typu sprawy ustalali wspólnie. Ten
plan przyjazdu tutaj musiał zrodzić się w jej głowie, kiedy oglądała foldery.
Nawet słówkiem nie pisnęła, że ma takie zamiary. Czasami naprawdę jej nie
rozumiem.
- Nie obraź się Marek, to twoja mama i nie
chcę, żebyś tracił z nią kontakt, ale naprawdę nie zauważyłeś, że od czasu tego
przeziębienia ona jest niemal każdego dnia w naszym domu? Nie zauważyłeś, że
przez to, że ona zawsze jest obecna my nie mamy swojego życia, bo wszystko
podporządkowane jest jej? Pod pozorem pomocy układa nam życie po swojemu.
Ciągle mnie strofuje i poucza, chociaż stara się to robić w delikatny i
uprzejmy sposób. Przecież nie jestem już dzieckiem i nie chcę żyć pod jej
dyktando. Ma tę swoją fundację i z całą pewnością zaniedbała ją, bo swój czas
poświęca nam. Kiedy wykupiłeś te wczasy naprawdę się ucieszyłam, że nie będę
musiała jej oglądać przez te dwa tygodnie, a jednak nie pozwoliła o sobie
zapomnieć. Uważam, że po powrocie powinieneś z nią porozmawiać i uświadomić
jej, że zawsze jest u nas mile widziana, ale nie tak często. Raz w tygodniu zupełnie
by wystarczył.
- Wiesz Ula, ja myślę, że ona w jakiś sposób
chce się czuć potrzebna i stąd jej poświęcenie, ale masz rację. Ona
zdecydowanie za często składa nam wizyty i to się musi zmienić. Chyba
powinienem zabrać jej klucze od naszego mieszkania. Pewnie będzie płakać i
nazwie mnie kolejny raz niewdzięcznikiem, ale trudno. Po powrocie trzeba
załatwić tę sprawę. Ja już dawno odciąłem pępowinę, ale ona najwyraźniej nie.
Dziwne, że kiedy mieszkałem z Pauliną wcale się tak nie zachowywała i nie nachodziła
nas każdego dnia. Nie mam pojęcia, co nią teraz kieruje.
- Nie mówmy już o tym. Mieliśmy wypoczywać. W
recepcji przyjmują zapisy na rejs statkiem. Zapiszemy się? Może być fajnie.
Podobno to jakiś specjalny statek, który część dna ma przeszkloną i można
obserwować ryby i inne stworzenia.
- Zapiszemy. Zaliczymy wszystkie tutejsze
atrakcje, to mogę ci obiecać.
Rzeczywiście
po wyjeździe seniorów już nic nie zakłóciło im wypoczynku. Opalali się, kąpali
w morzu, korzystali z hotelowego SPA. Nie było też nocy, podczas których nie
kochaliby się aż do utraty zmysłów. Spełnił wszystko, co jej obiecał. Pod
koniec pobytu zaopatrzyli się w sporą ilość wędzonych węgorzy, dorszy, szprotek
i śledzi. Nie kupili tego wyłącznie dla siebie, ale dla Cieplaków i swoich
przyjaciół – Violetty i Sebastiana.
Pobyt
dobiegał końca. Trudno było im się rozstać z tym miejscem. Dopiero tutaj
poczuli, że żyją i są ze sobą bardzo szczęśliwi. Wracali do Warszawy wypoczęci,
opaleni i pełni energii. A jednak Ula gdzieś w tyle głowy poczuła obawy, że
nawet po rozmowie z Markiem Dobrzańska nie odpuści i znowu zacznie ich nękać
odwiedzinami.
ROZDZIAŁ 4
Seniorzy
wrócili tego samego dnia co Ula i Marek. Helena przywitała się z Zosią i
poprosiła ją o rozpakowanie bagaży. Sama wyszła na patio i wybrała numer do
swojej przybranej córki.
- Dzień dobry Helenko – usłyszała po chwili
jej głos. – Już wróciliście? Pobyt się udał?
- Witaj Paulinko. Wróciliśmy i bardzo
chciałabym się z tobą zobaczyć. Może wpadniesz do nas jutro do południa?
- Bardzo chętnie, bo jestem ciekawa nowin. W
takim razie do jutra.
W
niedzielny poranek Paulina pojawiła się na progu Dobrzańskich. Wylewnie
przywitała się z obojgiem ściskając ich i całując.
- Świetnie wyglądacie i tacy opaleni. Pogoda
wam dopisywała, to widać.
- A nie narzekaliśmy. Chodźmy może do ogrodu.
Zosia zaraz przygotuje nam chłodną lemoniadę, chyba ze wolisz kawę.
- Kawę chętnie, bo nie piłam jeszcze dzisiaj,
ale i lemoniady się napiję.
Spacerowały
po zadbanym ogrodzie seniorów rozkoszując się ładną pogodą i urokiem kwitnących
tu kwiatów.
- Nie udało mi się z tym wspólnym pobytem
Paulinko. Bardzo źle to przyjęli, szczególnie Marek, bo Ula nie odzywała się
wcale, choć była bardzo zaskoczona naszą obecnością. Krzysztof wszystko zepsuł
i na drugi dzień wyjechaliśmy z hotelu. Ale nie martw się. Krok po kroku
zrealizuję mój plan. Ona już czuje się bardzo niepewnie widząc mnie każdego
dnia u nich. Marek wprawdzie zawsze jej broni, gdy próbuję mu uświadomić, że
jego żona nie jest taka, jak początkowo sądził, ale myślę, że to już długo nie
potrwa i zmieni o niej zdanie, a wtedy do rozwodu już tylko krok. Potrzebuję
mocnego dowodu i w przyszłym tygodniu mam zamiar wynająć detektywa, żeby ją
śledził. Nie wierzę, że jest tak kryształowo uczciwa wobec Marka.
- Ja też w to nie wierzę. „Dajcie mi
człowieka, a znajdzie się paragraf”. Na pewno zdobędziesz mocne dowody przeciwko
niej. Dziękuję ci Helenko, że nie zrezygnowałaś i dalej mnie tak wspierasz. Mam
nadzieję, że w końcu Markowi otworzą się oczy i wróci do mnie.
- Też mam taką nadzieję kochanie.
Zbliżał
się pokaz kolekcji jesienno-zimowej. Znowu urabiali się po łokcie, żeby zamknąć
budżet. Ula starannie zliczała wszystkie pozycje. W końcu wydrukowała całość i
poszła do gabinetu Marka. Nie był sam. Helena starym zwyczajem przynosiła
codziennie obiady i jadła je razem z nim. Kiedy Ula weszła do środka właśnie konsumowali
drugie danie.
- Marek przyniosłam ci budżet. Jest
sprawdzony. Musisz tylko podpisać. Kopię dla Alexa również.
Odłożył
sztućce i odebrał od niej dokumenty.
- Nie powinnaś mu zawracać głowy Uleńko, kiedy
je obiad. Przecież później też można załatwić takie rzeczy, prawda?
Nie miała
siły, żeby jej odpowiedzieć na tę złośliwość, bo zakręciło jej się w głowie.
Uczepiła się biurka Marka usiłując zapanować nad tą karuzelą. Poczuła jak
uginają się pod nią kolana i osunęła się na podłogę. Marek zareagował
błyskawicznie. Podbiegł do niej i wziąwszy ją na ręce ułożył na kanapie. Zaczął
klepać ją delikatnie po policzkach.
- Ula, kochanie, ocknij się. Ula? – rozpiął
jej kilka guzików pod szyją i zapięcie od biustonosza, żeby mogła swobodniej
oddychać.
- Viola! – wrzasnął i kiedy pojawiła się w
drzwiach rzucił. – Przynieś kilka kostek lodu w ręczniku. Szybko. – Uwinęła się
raz, dwa i już po chwili wbiegła podając mu zgrabnie zawinięty frotowy wałek.
Umieścił go na karku żony i ponownie poklepał ją po policzku. Odetchnęła
głęboko i otworzyła oczy napotykając zatroskane spojrzenie męża.
- Co się stało? – zapytała słabym głosem.
- Zemdlałaś skarbie. Nie ruszaj się, bo znowu
zakręci ci się w głowie. Ułożę ci wyżej nogi – podsunął pod nie poduchę od
kanapy.
- Nie wiem co się dzieje. Już od jakiegoś
czasu mam te zawroty głowy.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? Przecież
to nie jest normalne i trzeba to skonsultować z lekarzem.
- Nie przesadzaj synku. To na pewno z
przepracowania. Odpocznie trochę i będzie wszystko w porządku.
- Nie mamo. Ja tego tak nie zostawię. Muszę
mieć całkowitą pewność, że Ula jest zdrowa. Takie domysły nie zawsze się
potwierdzają, a nikt z nas nie jest lekarzem. Viola, zadzwoń proszę do tej
prywatnej przychodni, do której chodzę i spróbuj umówić na dzisiaj wizytę.
Szkoda tracić czas. Przynajmniej zbadają cię i powiedzą co ci jest.
- To naprawdę niepotrzebne Marek. Mama ma rację,
że to z przepracowania.
- Ja będę miał tę pewność po badaniach. Idź i
zadzwoń Viola.
Violetta
nie traciła czasu. Już od kilku dni Ula wydawała jej się jakaś przygaszona i
blada, ale i ona składała to na karb przepracowania. Po wybraniu numeru
przychodni rozmawiała chwilę i z dobrymi wieściami poszła do Marka.
- Marek, załatwiłam. Wizyta dzisiaj o
czternastej trzydzieści.
- Dzięki Viola – zerknął na zegarek. – Za
godzinę wychodzimy. Mam nadzieję, że do tego czasu poczujesz się silniejsza.
W
przychodni pobrano jej krew. Wprawdzie powinni byli zrobić to rano, kiedy była
na czczo, ale powiedziała im, że jest tylko o kawie i nic treściwszego dzisiaj
w ustach nie miała. W czasie oczekiwania na wyniki lekarz osłuchał ją dokładnie
i wypytał o kilka rzeczy.
- Zdarzały się już pani takie omdlenia?
- Omdlenia nie, ale od kilku dni odczuwam
zawroty głowy i nie mam kompletnie apetytu, bo odrzuca mnie na sam widok
jedzenia.
- Rozumiem…, a kiedy miała pani ostatnią
miesiączkę?
Zaskoczył
ją tym pytaniem. Dlaczego ona sama o tym nie pomyślała?
- Nie pamiętam, ale chyba dawno…
- Wie pani, że to może oznaczać ciążę? Zaraz
to sprawdzimy. Proszę przejść do pokoju obok. Urzęduje tam ginekolog i zrobi
pani USG.
Ginekolog
kazał jej się położyć się na kozetce i podciągnąć bluzkę. Włączył urządzenie i
rozprowadził jej na brzuchu chłodny żel. Przytknął głowicę ultrasonograficzną i
zaczął nią wodzić w okolicy podbrzusza uważnie wpatrując się w obraz na
monitorze.
- No i jest… To siódmy tydzień. To dlatego te
zawroty głowy. Wkrótce będzie pani też odczuwać poranne mdłości. Zaraz ustalimy
terminy kolejnych wizyt i ewentualną dietę. Za chwilę powinny być już wyniki
badania krwi – spojrzał na twarz Uli i podał jej płat ligniny. – Jakoś mało
entuzjazmu pani wykazuje. To zła wiadomość?
- To bardzo, bardzo dobra wiadomość, a ja
jestem niezwykle mile zaskoczona. Dziękuję panu doktorze. – Uśmiechnął się do
niej z sympatią.
- Nie ma za co. Proszę na siebie uważać i o
siebie dbać.
Wyszła z
gabinetu nieco oszołomiona, ale szczęśliwa. Podeszła do Marka i przytuliła się
do niego mocno.
- I co kochanie? Wiesz już co ci dolega? –
Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Będziemy mieli dziecko. Jestem w siódmym
tygodniu ciąży.
Gdyby nie
obecność na korytarzu innych pacjentów, porwałby ją w ramiona i całował do
utraty tchu. Przytulił ją mocno do siebie i przylgnął do jej ust.
- Jestem taki szczęśliwy Ula. Aż wierzyć mi
się w to nie chce. Będziemy mieli dziecko, czyż to nie wspaniała wiadomość?
Koniecznie musimy powiedzieć o tym tacie Cieplakowi i dzieciakom, a także moim
rodzicom. Na pewno wszyscy się ucieszą. Masz jeszcze coś do załatwienia, czy możemy
wracać?
- Możemy wracać. Następną wizytę mam za dwa
tygodnie – wyciągnęła zdjęcie z USG. – Spójrz, ta czarna, maleńka plamka to
nasze dziecko. – Zalśniły mu w oczach łzy.
- To będzie najpiękniejsze i najszczęśliwsze
dziecko na świecie skarbie. Oboje zadbamy, żeby tak było.
Marek był
w euforii. Wiadomość o ciąży dodała mu skrzydeł. Po wyjściu z przychodni
pojechali do Rysiowa podzielić się z rodziną Uli tymi radosnymi wieściami. Tam
wreszcie Ula zjadła solidny obiad. Prosto z Rysiowa podjechali pod dom
Dobrzańskich. Helena nieco się zdziwiła tą wizytą, ale jak zawsze przybrała
pozę niezwykle dobrej i uczynnej teściowej. Kiedy usiedli już w salonie Marek z
uśmiechem na ustach poinformował ich, że zostaną dziadkami. Krzysztof od razu
porwał Ulę w ramiona mówiąc.
- Bardzo się cieszę kochani. Bardzo. To
wspaniała wiadomość, prawda Helenko? Już od dawna marzyliśmy o wnukach.
Helena jak
zwykle mniej wylewna od męża pytała.
- To dlatego zemdlałaś?
- Tak, dlatego – odpowiedział za Ulę Marek. –
Uli zrobili wszystkie badania i od teraz jest już pod stałą kontrolą
ginekologiczną. Lekarz zalecił dobre, zdrowe odżywianie i dużo witamin, a ja
dopilnuję, żeby przestrzegała wszystkich zasad. Nawet nie wiecie jak bardzo się
cieszę i jak bardzo jestem szczęśliwy. Będę dumnym tatą, dacie wiarę? – spojrzał
na matkę, która jakby nie podzielała tego entuzjazmu. - Nie cieszysz się mamo? Nie
tak dawno zarzucałaś mi, że jeszcze nie pojawił się nasz potomek.
- Oczywiście, że się cieszę. Ja też będę dumną
babcią.
O tym fakcie
nie omieszkała powiadomić Pauliny.
- Marek szaleje ze szczęścia. To trochę
krzyżuje nam plany. To wszystko przez ten pobyt nad morzem. Za dużo mieli czasu
dla siebie, ale stało się. Oczywiście nie mam zamiaru narażać zdrowia i życia
mojego przyszłego wnuka, czy wnuczki. To dziecko musi się urodzić całe i
zdrowe, dlatego i Uli nie będę na nic narażać. Wręcz przeciwnie. Zadbam o nią
jeszcze bardziej. – Usłyszała chichot Pauliny po drugiej stronie słuchawki.
- A słyszałaś Helenko, że z miłości można zagłaskać
kota na śmierć?
- Słyszałam i na pewno nie posunę się do
żadnych drastycznych środków. Detektywa już wynajęłam jakiś czas temu i jestem
pewna, że on coś na nią znajdzie. Coś, co wzbudzi poważne wątpliwości w Marku i
zachwieje jego zaufaniem do żony.
Czas
płynął, a wraz z jego upływem brzuch Uli robił się coraz większy. Helena
zintensyfikowała wysiłki, żeby swojej synowej „uchylić nieba”. Ula nie znosiła
tej ciąży dobrze. Po okresie porannych mdłości, który wykończył ją zupełnie,
nastąpił okres dziwnych kolek i opuchlizny. Nie potrafiła już wysiedzieć w
pracy przez osiem godzin i Marek zadecydował, że bezpieczniej będzie, jak do
rozwiązania posiedzi w domu.
- Będę musiał jakoś poradzić sobie bez ciebie
kochanie, ale nie jestem ślepy i widzę, jak ci ciężko. Nie chcę narażać cię na
żaden dyskomfort. Przecież gdyby się coś działo, to zawsze możesz do mnie
zadzwonić. Poza tym jest przecież mama i jeśli kiedyś mi to trochę
przeszkadzało, to teraz chyba dobrze, że będzie cię miała na oku i nie pozwoli
ci się przemęczać.
Tak
naprawdę to miała po dziurki w nosie swojej teściowej i jej fałszywej chęci
pomocy. Rzeczywiście nie pozwalała jej nic w domu robić, ale w zamian wyżywała
się na niej za jakieś wyimaginowane zaniedbania i błędy. Kilka razy
ostentacyjnie wyrzuciła do kosza obiad ugotowany przez Ulę twierdząc, że Marek
nie będzie tego jadł, bo jest przyzwyczajony do innej kuchni.
- Myślałam, że dobrze już poznałaś jego gust i
upodobania. Aż dziwne, że nie wiesz, że on nie cierpi brukselki.
- Nieprawda – protestowała słabo. –
Wielokrotnie jadł ją przyrządzoną przeze mnie i nie narzekał.
- To pewnie dlatego, żeby nie robić ci
przykrości kochanie. Znam swojego syna i wierz mi, że od dziecka nie znosi
zieleniny.
Nie
chciała się z nią kłócić. Sama obecność Heleny w ich domu działała na nią jak
płachta na byka. Odnosiła wrażenie, że Dobrzańska, gdyby tylko miała taką
możliwość, zamieszkałaby z nimi.
Dwa dni
przed terminem rozwiązania Marek zawiózł ją do szpitala. Nie chciała dopuścić
do sytuacji, że nagle dostałaby bóli porodowych, a w domu byłaby jedynie z
teściową. Marek wziął sobie kilka dni urlopu i nie odstępował Uli na krok. Na
jej wyraźne życzenie zabronił matce przyjeżdżać do szpitala. Ula potrzebowała
teraz spokoju i czasu, żeby psychicznie przygotować się do porodu.
Dzień po
wyznaczonym przez ginekologa prowadzącego jej ciążę terminie, Ula dostała bóli.
Odeszły jej wody i natychmiast przewieziono ją do sali porodowej. Nie chciała,
żeby Marek towarzyszył jej przy porodzie.
- To nie będzie miły widok kochanie i boję
się, że mógłbyś tego nie wytrzymać. Poza tym nie wiadomo jak długo to potrwa.
Najlepiej będzie jak poczekasz przed salą porodową. Ja przecież będę mieć
świadomość twojej obecności i postaram się ze wszystkich sił, żeby nasze
maleństwo jak najszybciej przyszło na świat.
Zrobił tak
jak sobie życzyła. Usiadł obok drzwi sali, w której miała rodzić i czekał na
pierwszy krzyk swojego dziecka.
ROZDZIAŁ 5
Siedział
przed tą salą już blisko pięć godzin. Nie słyszał Uli krzyku, a przecież
musiało ją boleć jak diabli. Dochodziły do niego jedynie strzępy słów
wypowiadane przez położnika „proszę teraz przeć”. Modlił się, żeby to jak
najprędzej się skończyło. Wreszcie usłyszał ciche kwilenie noworodka i podniósł
się z krzesła. Po kolejnych dwudziestu minutach otworzyły się drzwi, przez
które wytoczyła się pokaźnych rozmiarów pielęgniarka. Obrzuciła go zmęczonym
spojrzeniem i spytała.
- To pan jest Dobrzański?
- Tak, to ja – jego ogromne szaro stalowe oczy
z napięciem wpatrywały się w kobietę.
- Z żoną wszystko w porządku. Za jakieś pół
godzinki będzie się pan mógł z nią zobaczyć. I gratuluję. Ma pan śliczną
córeczkę. Jest zdrowa i bez żadnych obciążeń genetycznych. Pięćdziesiąt trzy
centymetry wzrostu i trzy kilo trzysta gram wagi. Typowy noworodek. Proszę
przejść do sali numer dwieście dwa. Tam przywieziemy żonę i dziecko.
- Bardzo pani dziękuję za te informacje –
powiedział drżącym głosem i ruszył pod wskazaną salę. Ma więc córeczkę. Chyba
podświadomie właśnie tego pragnął, żeby Ula urodziła mu śliczną, małą Dorotkę.
Zresztą, gdyby nawet urodził się chłopiec, kochałby to dziecko równie mocno.
Już wcześniej uzgodnili imiona i dla córki i dla syna. Tak na wszelki wypadek,
bo do końca nie chcieli znać płci dziecka.
Usłyszał
turkot kółek szpitalnego, mobilnego łóżka i już po chwili całował usta swojej
żony. Z błyszczącymi od łez oczami dziękował jej za ten cud, którym go
obdarzyła. Była zmęczona, ale bardzo szczęśliwa.
- Ona jest zupełnie podobna do ciebie.
Położyli mi ją na piersi. Jest śliczna i ma dużo czarnych włosków. Zaraz mają
ją przywieźć, to sam zobaczysz.
Pielęgniarki
ustawiły łóżko pod ścianą i zablokowały kółka. Po chwili weszła kolejna pchając
przed sobą małe łóżeczko, w którym leżało spokojnie ich największe szczęście.
Kiedy zostali sami podniósł ten maleńki, opatulony kocykiem skarb i ostrożnie
umieścił go na rękach Uli. Delikatnie odwinęła dziecko i uśmiechnęła się
uszczęśliwiona do Marka.
- Spójrz kochanie. Wygląda na to, że urodę
odziedziczyła po tobie. Nawet te dwa dołeczki w policzkach. Będzie śliczną
dziewczynką – ponownie zawinęła małą w kocyk i podała Markowi, żeby umieścił ją
w łóżeczku. - Jestem taka zmęczona. Poród to bardzo wyczerpująca czynność.
- Zaraz pozwolę ci odpocząć skarbie. Przyjadę
jutro. Jutro też zajmę się urządzaniem pokoju dla Dorotki. Kupię wszystko, co
będzie potrzebne, żebyś już ty nie musiała się o to martwić. Jestem szczęśliwy
kotku. Zaraz zadzwonię do twojego taty i do swoich rodziców. Powiadomię też
Sebastiana i Violę. Mocno trzymali za ciebie kciuki i też nie mogą się doczekać
wieści ode mnie – ucałował ją czule. – A teraz odpoczywaj. Do jutra kochanie.
Jak na
skrzydłach wybiegł ze szpitala. Zadzwonił do swojego teścia informując go, że
został szczęśliwym dziadkiem małej Dorotki. Zadzwonił do swoich przyjaciół,
którzy pogratulowali mu szczerze i prosili przekazać Uli pozdrowienia. Potem
wsiadł do swojego Lexusa i udał się do rodziców. Czekali na niego. Z entuzjazmem
opowiadał im o swojej córeczce.
- Spójrzcie, zrobiłem jej zdjęcie. Ula
twierdzi, że będzie podobna do mnie, bo ma ciemne włoski i dołeczki w
policzkach. Jutro wyruszam na zakupy. Będę urządzał dla niej pokoik. Chcę, żeby
w dniu powrotu Uli do domu wszystko było już gotowe.
- Ja pojadę z tobą synku. Pomogę ci
–zadeklarowała się Helena. – Pewnie zapomnisz o wielu rzeczach, a przecież ja
doskonale wiem, co potrzebne takiemu maleństwu.
- No dobrze, ale wcześniej muszę pojechać do
szpitala. Obiecałem Uli, że jutro do południa u nich będę.
- To się świetnie składa, bo ja też bardzo
pragnę zobaczyć naszą wnuczkę. A może umówimy się przed szpitalem?
Przyjechalibyśmy z tatą, a po wizycie pojadę z tobą na zakupy.
- Niech i tak będzie. W takim razie czekam na
was jutro o dziesiątej przed wejściem.
Właśnie
skończyła karmić maleństwo, gdy przez drzwi wsunęła się cała rodzina
Dobrzańskich. Westchnęła nieznacznie, choć prawdę mówiąc nie sądziła, że Helena
odmówi sobie tej wizyty. Podeszli do niej. Krzysztof pogładził ją po włosach.
- Piękny prezent zrobiłaś nam Uleńko.
Dziękujemy. Ona jest taka śliczna i naprawdę podobna do Marka. – Helena
pochyliła się nad dzieckiem.
- Rzeczywiście, wykapany tata. Tylko kolor
oczu ma po tobie Ula. Są błękitne, a nie szare jak u Marka.
- I bardzo dobrze – odezwał się Marek. – Ula
ma najpiękniejsze oczy na świecie. Nigdy u żadnej kobiety nie widziałem nawet w
ułamku podobnych. Cieszę się, że nasza córka odziedziczyła je po niej. Wyrośnie
na prawdziwą piękność, a ja jestem bardzo dumny, że ją mamy.
- Dzwoniłeś do taty?
- Dzwoniłem Ula zaraz po wyjściu ze szpitala.
Bardzo się ucieszył. Słyszałem też pisk dzieciaków. Kazał przekazać ci
pozdrowienia i ucałować. Pytał kiedy będą mogli zobaczyć małą. Powiedziałem, że
jak tylko wrócisz do domu to pojadę i przywiozę ich. Dzisiaj wybieramy się z
mamą na zakupy i będziemy urządzać pokoik dla niej. Rozmawiałem też z Violą i
Sebą. Zgodzili się zostać chrzestnymi naszej Iskierki. Obiecali, że kupią
wózek. Nie protestowałem. Viola mówiła, że wybiorą jakiś ładny.
- Podziękuj im w moim imieniu. Cieszę się, że
to właśnie oni zostaną rodzicami chrzestnymi.
- No kochani, chyba będziemy się zbierać –
Helena podniosła się z krzesła. – Dużo spraw mamy do załatwienia dzisiaj.
- Tak, to prawda – Marek pochylił się nad
córeczką całując ją w czółko. Potem ucałował Ulę. – Przyjadę jutro i być może
jutro dowiem się też, kiedy będą cię mogli wypisać. Bardzo chciałbym mieć was
już w domu. Trzymaj się skarbie i dochodź do siebie. Do zobaczenia.
Helena
usadowiła się w samochodzie Marka i zapięła pas.
- Jakaś milcząca jesteś dzisiaj. O co chodzi?
- O nic. To ładna dziewczynka Marek. Szkoda
tylko, że nie ma twojego koloru oczu. Wtedy byłaby twoją wierną kopią.
- Nie żartuj. To dziecko jest cudowną mieszanką
nas obojga, a ja bardzo się cieszę, że tak właśnie jest. Jedziemy – wolno
wyprowadził samochód ze szpitalnego parkingu i skierował się w stronę galerii
handlowych.
Dzięki
pomocy Heleny i Krzysztofa udało mu się poskładać komodę, w której umieścili
stosy pampersów i mnóstwo ubranek dla małej. W pokoju stanęło też łóżeczko i
przewijak. Wszystko w białych i różowych kolorach. Następnego dnia zapytał
lekarza prowadzącego, kiedy może wypisać jego żonę i córkę ze szpitala.
- Już jutro panie Dobrzański. Dziecko jest
zdrowe i matka również. Jutro o jedenastej może pan zabrać dziewczyny do domu.
- Podziękował lekarzowi i pobiegł do Uli. Ucałował swoje dwa skarby informując
żonę, że jutro wracają do domu.
- Wszystko już czeka na przyjęcie naszej małej
księżniczki. Ma śliczny pokoik, a w nim wszystko, co niezbędne takiemu
berbeciowi. Myślę kochanie, że w niedzielę pojadę do Rysiowa i przywiozę twoją
rodzinkę. Zamówię dobry catering i ciasto. Nie będziesz stała przy garach. Seba
z Violą też bardzo chcą zobaczyć maleństwo.
Następnego
dnia wyprowadził swoją żonę ze szpitala z dumą dzierżąc w dłoni nosidełko z ich
skarbem. Pod blokiem pomógł Uli wysiąść z auta. Wjechali na dwunaste piętro,
ale zanim Marek zdołał wyciągnąć klucze, drzwi otworzyły się i stanęła w nich
Helena. Zdumiony spojrzał na nią.
- A co ty tu robisz? Chyba nie umawialiśmy się
na dzisiaj?
- No nie umawialiśmy się, ale pomyślałam, że
być może pomogę Uli. Na pewno jeszcze nie czuje się na tyle silna, żeby
zaopiekować się małą.
- Ja czuję się bardzo dobrze i naprawdę nie
musisz mi pomagać w opiece nad dzieckiem. Sama wychowałam od niemowlęcia Beatkę
i wiem, jak postępuje się z oseskami – odezwała się cicho Ula. – Naprawdę już
tak wiele dla nas zrobiłaś, że życia nam braknie, żeby ci się odwdzięczyć.
- Nie przesadzaj moje dziecko. Przecież wiesz,
że nie oczekuję od was żadnego rewanżu. Ale wchodźcie, wchodźcie. Musisz
koniecznie zobaczyć jak urządziliśmy pokoik dla Dorotki. Jest taki słodki.
Uli bardzo
się spodobał. Marek wybrał ładne, jasne mebelki i tak jak mówił, zaopatrzył
małą we wszystkie potrzebne akcesoria.
- Tu kochanie są pampersy, tu śpioszki, a tu
kaftaniki. Jest też oliwka dla niemowląt i zasypka. Kupiłem też nawilżające
chusteczki do wycierania pupy i krem ochronny. Mama wyparzyła butelki i
smoczki.
- To na razie nie będzie potrzebne Marek, bo
karmię ją piersią i będę karmić dotąd, dokąd starczy mi pokarmu. Widzę, że i o
przewijaku pamiętałeś. Naprawdę spisałeś się na medal.
- Spisaliśmy się kochanie, bo rodzice byli
bardzo pomocni.
- No tak, przepraszam i dziękuję. Przewinę
teraz małą i nakarmię ją.
W
niedzielne, wczesne popołudnie Marek przywiózł teścia i rodzeństwo Uli.
Przyszedł też Sebastian z Violettą. Wszyscy jak jeden mąż zachwycili się
maleństwem i jednogłośnie orzekli, że mała jest łudząco podobna do ojca.
- Za trzy miesiące ochrzcimy ją. To chyba
odpowiedni wiek na chrzciny?
- No pewnie – odezwał się Józef, ale niektórzy
chrzczą nawet wtedy, kiedy dziecko skończy miesiąc. Nie ma się jednak co śpieszyć.
Niech mała trochę podrośnie i okrzepnie.
Wesoło
przebiegł ten dzień. Natomiast kolejny nie był już dla Uli taki wesoły. Marek
poszedł do pracy, a w niedługi czas potem weszła do mieszkania jej teściowa. Na
sam jej widok Ula poczuła rozdrażnienie i złość. Nie chciała jej tutaj. Chciała
być tylko z córką, ale przecież Helena nie odpuściłaby sobie.
-Skąd masz mamo klucz? Wydawało mi się, że
Marek zabrał od ciebie ten zapasowy?
- No zabrał, ale zanim to zrobił, dorobiłam
sobie cały komplet – wyjaśniła z rozbrajającą szczerością. Podeszła do łóżeczka
i przyjrzała się Dorotce.
- Moja kochana wnusia. Jesteś taka śliczna.
Nie jest za grubo ubrana? – spytała.
- Nie mamo. W domu nie jest najcieplej. Zaufaj
mi. Ja naprawdę wiem, jak postępować z takim małym dzieckiem.
- Dobrze. To ty zajmij się małą, a ja zabiorę
się za obiad. Podjadę jeszcze do firmy, to zawiozę Markowi.
Ula nie
odpowiedziała już nic. Przewróciła tylko oczami i pomyślała, że do tej kobiety
trzeba mieć anielską cierpliwość. Czasami odnosiła wrażenie, że do Heleny nic
nie dociera. Przecież Marek odbył z nią poważną rozmowę, która niczego nie
zmieniła. Helena klucze oddała, ale przezornie dorobiła sobie drugie.
Bezustannie ich nachodziła, zaglądała do garnków i w każdy kąt. Ciągle też
wszystko krytykowała i we wszystko się wtrącała. Za wszelką cenę usiłowała
ustawić im życie według własnych schematów. Momentami Ula była już na granicy
wytrzymałości. Miała ochotę podejść, złapać ją za kark i wyrzucić raz na zawsze
z ich życia. Nie odważyła się nigdy tylko ze względu na Marka.
Dorotka
została ochrzczona. To była bardzo kameralna uroczystość, na którą przybyli
tylko rodzice chrzestni, Dobrzańscy i Cieplakowie. Helena nadal była obecna w
ich życiu. Pod tym względem nic się nie zmieniło. Żeby choć przez kilka godzin
jej nie oglądać Ula ubierała małą i wychodziła z nią na spacer. Niedaleko od
osiedla usytuowany był ładny, całkiem spory park. Tam wreszcie mogła uspokoić
myśli i odetchnąć od wiecznych połajanek swojej teściowej. Na jednym z takich
spacerów spotkała swojego kolegę ze szkoły średniej. Ucieszyła się, bo nie
widziała go od czasu matury. Uściskali się serdecznie i przysiedli na ławce.
- I co porabiasz Damian? Ożeniłeś się?
- Ożeniłem Ula. Mam fajną żonę i trzyletniego
synka. Prawdziwy rozrabiaka, ale kocham go nad życie. Jak widzę – wskazał na
wózek – ty też nie próżnujesz. To chłopiec?
- Nie, dziewczynka. Dorotka. Ma cztery
miesiące.
- Zawsze przychodzisz tu na spacer?
- Przeważnie. Mieszkam tu niedaleko, a park
jest ładny. Co porabiałeś po maturze?
- Skończyłem weterynarię, a ty?
- SGH. Ekonomia i zarządzanie.
Na takich
rozmowach przebiegło to pierwsze spotkanie. Od tego czasu widywali się dość
często. Damian miał w pobliżu własną praktykę i często skracał sobie drogę idąc
przez park.
Któregoś
dnia Marek wrócił z pracy bardzo poruszony. Ze smutkiem spojrzał na Ulę.
Zaniepokoiła się.
- Jakiś dziwny dzisiaj jesteś. Stało się coś?
Coś w firmie?
- Nie Ula. Z firmą wszystko w porządku.
Chciałbym się dowiedzieć co to za facet, z którym spotykasz się potajemnie w
parku? Nigdy nie sądziłem, że nasza miłość może być wystawiona na taką próbę.
Nigdy nie przypuszczałem, że mogłabyś mnie zdradzić.
Jej
błękitne, ogromne, zszokowane oczy wpatrywały się w jego twarz. W końcu
wykrztusiła z siebie.
- Marek, o czym ty mówisz?
ROZDZIAŁ 6
ostatni
- Ula nie kłam, proszę cię. Powiedz mi tylko,
czy dlatego spotykasz się z tym człowiekiem, bo przestałaś mnie kochać?
- Jak możesz tak w ogóle mówić? Przecież ja
kocham cię całym sercem. Nigdy z nikim nie mogłabym cię zdradzić. To jakieś cholerne
nieporozumienie.
- Chciałbym, żeby tak było, ale dowody twojej
zdrady są bezsporne. - Przełknęła nerwowo ślinę i przetarła gromadzące się w
oczach łzy.
- O jakich dowodach mówisz?
Sięgnął
do teczki i wyjął z niej żółtą, dużą kopertę. Z niej wyciągnął plik zdjęć i
rzucił je na ławę.
- Proszę. Obejrzyj sobie.
Drżącymi
dłońmi przekładała zdjęcie za zdjęciem. Na każdym Damian całował ją w policzek.
To było uchwycone w momentach, w których się witali lub żegnali.
- Skąd masz te zdjęcia?
- A więc to jednak prawda?
- Nie Marek. To nie jest prawda. Ten człowiek
nazywa się Damian Berg i jest moim kolegą ze szkoły średniej. Jest też żonaty i
ma trzyletniego syna. Spotkaliśmy się zupełnie przypadkowo po latach. W pobliżu
parku ma własną klinikę weterynaryjną. Park, to jedynie skrót, żeby mógł
szybciej dotrzeć do pracy. Nic kompletnie mnie z nim nie łączy. Chodzę tam na
spacery z Dorotką i czasem go spotykam. Całuje mnie w policzek na przywitanie i
pożegnanie. To nie jest karalne i całkowicie normalne między przyjaciółmi, czy
kolegami. – Marek z powątpiewaniem spojrzał na nią. – Marek, przecież dobrze
wiesz, że nigdy w życiu cię nie okłamałam i nigdy bym tego nie zrobiła.
Przysięgam ci, że nigdy cię nie zdradziłam i nie zdradzam.
- Ciężko mi w to uwierzyć Ula. Te zdjęcia
mówią coś zupełnie przeciwnego.
- Nie wierzysz mi? – jej twarz zalewały już
potoki łez.
- Przykro mi, ale nie.
Była
zdruzgotana. Jak miała się bronić przed tymi oszczerstwami i kto był na tyle
podły, żeby zrobić jej te zdjęcia i w tak paskudny sposób ją oczernić przed
własnym mężem?
Marek
zamknął się u nich w sypialni i runął na łóżko gapiąc się w sufit. Przypomniał
sobie matkę, która jak wściekła Furia wtargnęła do jego gabinetu i wytrząsnęła
na biurko wszystkie zdjęcia z koperty.
- Myślałeś, że masz idealną żonę? To spójrz
jak ona się prowadza i z kim. Przeczuwałam, że ona coś kręci. Wynajęłam
detektywa i oto masz skutek jego działań. Bezczelnie cię zdradza i to w dodatku
mając dziecko u boku. Co za perfidna wywłoka.
Jak
oniemiały wpatrywał się w te zdjęcia. Nie mógł uwierzyć, że Ula, jego Ula
mogłaby dopuścić się zdrady. Każda jedna, ale nie ona. Ileż razy zapewniała go,
że jest miłością jej życia. Nie zastanawiał się wówczas, dlaczego matka
postanowiła wynająć detektywa. Najważniejsze były dowody zdrady, które zdobył.
Usłyszał
skrzypienie drzwi i spojrzał w ich stronę. Weszła Ula i przysiadła na skraju
łóżka.
- Chciałam się tylko dowiedzieć, skąd masz te
zdjęcia. Tyle chyba możesz mi powiedzieć, prawda?
- Mama wynajęła detektywa, bo już od dawna
podejrzewała, że mnie zdradzasz. To on zrobił te zdjęcia.
- Rozumiem. A ty jej uwierzyłeś.
- Ula, ja nie mam powodu, żeby nie wierzyć
własnej matce.
- No dobrze. To teraz ja coś ci powiem. Od
kiedy się pobraliśmy twoja matka jest bezustannie obecna w naszym życiu. Jest
nachalna. Narzuca się i wtrąca do wszystkiego tak, jakby chciała mieć kontrolę
nad naszym życiem. Bez przerwy mnie strofuje i poucza. Grzebie w moich
osobistych rzeczach. Wyrzuca obiady przygotowane przeze mnie do kosza twierdząc,
że nie będziesz ich jadł, bo jesteś przyzwyczajony do innej, bardziej
wyrafinowanej kuchni, niż ta moja, prosta i wiejska. Tak właśnie ją określa.
Nie daje nam odetchnąć, bo ciągle tutaj jest. Zabrałeś jej zapasowe klucze, ale
ona przezornie dorobiła cały komplet i nadal nachodzi mnie jak tylko odjedziesz
z parkingu. Daje mi cudowne rady jak mam wychowywać własne dziecko. To jakiś
koszmar Marek. Ja nie potrafię tak żyć. Jeśli jeszcze sobie tego nie
uświadomiłeś to wiedz, że my nie funkcjonujemy jak typowe małżeństwo. My żyjemy
w trójkącie. Różnica jest tylko taka, że tą trzecią osobą nie jest mój
potencjalny kochanek, czy twoja potencjalna kochanka. Trzecią osobą jest twoja
matka. To chory układ i ja z takiego układu się wypisuję. Troje to już tłum i jedno
z tej trójki musi odejść. Milczałam do tej pory, bo nie chciałam, żebyś przeze
mnie poróżnił się z matką, ale ona przesadziła Marek posądzając mnie o coś
takiego. I jeśli ty nie wierzysz mnie tylko jej, to nic tu po mnie. Jeszcze
dzisiaj spakuję swoje rzeczy i wyprowadzę się. Wreszcie będzie szczęśliwa, bo
będzie miała cię wyłącznie dla siebie.
Milczał.
Nadal był zbulwersowany tymi zdjęciami i nadal nie wierzył temu, co mówiła o
jego matce. Przez chwilę czekała jeszcze na jego reakcję, ale widząc, że się
nie kwapi i że nic jej już nie powie, wyszła z sypialni. Spakowała trochę
swoich rzeczy i małej. Ubrała ją i ułożyła w wózku. Po cichu wyszła z domu zamykając
za sobą drzwi.
Nie
słyszał jak wychodziła. W pewnym momencie ta dzwoniąca w uszach cisza wydała mu
się mocno podejrzana. Wyszedł z sypialni i najpierw skierował się do pokoju
córki. Jej łóżeczko było puste. Przeszedł do garderoby. Nie było w niej połowy
rzeczy należących do jego żony. Ukrył w dłoniach twarz. Tak oto dobiegło kresu
jego szczęście.
Wieczorem
rozdzwonił się jego telefon. Sądził, że to Ula dzwoni i odebrał nie patrząc
nawet na wyświetlacz. Usłyszał głos swojej matki.
- Witaj synku. Rozmawiałeś z Ulą?
- Rozmawiałem. Pokazałem jej te zdjęcia, ale
ona do niczego się nie przyznaje. Twierdzi, że ten człowiek, to jej kolega z
liceum, z którym nie widziała się od ukończenia szkoły. Przysięga, że nigdy z
nikim mnie nie zdradziła. – Helena parsknęła śmiechem.
- To najgłupsza wymówka jaką w życiu
słyszałam. I ty jej wierzysz?
- Ja już nie wiem w co wierzyć mamo. Ula
wyprowadziła się. Zabrała Dorotkę i wyszła z domu.
- Nie martw się synku. Poradzisz sobie, a ja
ci pomogę. Znam dobrych prawników. Oni zrobią wszystko, żeby pozbawić ją praw
rodzicielskich. Ani się obejrzysz jak mała znowu będzie z tobą.
- Mamo, o czym ty mówisz?
- Nie przejmuj się. Zaufaj mi, a ja wszystko
załatwię.
Już
od tygodnia nie potrafił funkcjonować normalnie. Od kiedy odeszła Ula z
dzieckiem przychodził po pracy do domu i tłukł się po nim jak potępieniec.
Ciągle wracał myślami do tego, co mu mówiła zanim opuściła dom. Zaczynał mieć
wątpliwości co do szczerych intencji matki. To nietypowe zachowanie, potem to
nagłe pojawienie się jej nad morzem wskazywało na jakieś celowe działanie. Teraz,
gdy nad tym myślał przyznawał Uli rację, że nie było dnia poza sobotami i
niedzielami, żeby ona u nich nie przebywała. Ciągle była i to w dodatku przez
cały dzień. Najpierw pojawiała się w domu, szykowała obiad i przynosiła mu go
do firmy. Potem znowu jechała na Sienną. Pokręcił głową z niedowierzaniem. Jak
mógł tego nie zauważyć? Tu musiał zgodzić się z Ulą. To był klasyczny trójkąt a
nie małżeństwo. Jego matka weszła w ich życie z wielkimi buciorami i nie
zamierzała się z niego wyprowadzić.
Siedział
u Pshemko. Omawiali nową kolekcję. Mistrz podsunął mu projekty i katalog z
materiałami.
- Materie już wybrałem. Tu masz specyfikację.
Mam nadzieję, że szybko zamówisz?
- Zamówię jak najszybciej. Nie mamy zbyt wiele
czasu. Projekty jak zwykle genialne. Jesteś wielki Pshemko.
Wyszedł
z pracowni i ruszył korytarzem do swojego gabinetu. Mijając pomieszczenie
socjalne zatrzymał się, bo usłyszał rozmowę. Rozpoznał głos swojej matki i
Pauliny.
- Co słychać Helenko? Masz jakieś wieści? –
Marek nastawił uszu i przezornie włączył w telefonie funkcję dyktafonu.
- Mam bardzo dobre wieści kochanie. Mówiłam
ci, że wynajęcie tego detektywa będzie strzałem w dziesiątkę. Przez tyle
miesięcy nic na nią nie miał. Wreszcie udało mu się zrobić kilka zdjęć, jak
wita się z jakimś facetem, a on całuje ją w policzek. Okazało się wprawdzie, że
to jakiś jej dawny kolega ze szkoły, ale przecież nie będziemy drobiazgowi.
Najważniejsze, że Marek uwierzył w jej zdradę, a ona wyprowadziła się z domu i
nie mieszka już z nim. Zabrała ze sobą dziecko, ale i je odzyskamy. Teraz,
kiedy wreszcie zrozumiał, że ta prostaczka zawiodła jego zaufanie nie będzie
miał wątpliwości, kto życzy mu najlepiej. Ani się obejrzysz jak przyjdzie do
ciebie i będzie cię błagał o wybaczenie. Potem tylko szybki rozwód i możecie
śmiało się pobierać. Macie moje błogosławieństwo.
Stał
jak oczadziały nie mogąc uwierzyć w to, co wypłynęło z ust jego rodzonej matki.
Ula miała rację. Ta jej wielka chęć pomocy i służenia nią na każdym kroku była
tylko przykrywką dla jej podłych intencji. Cicho przeszedł do swojego gabinetu.
Rozpiął guzik koszuli i poluzował krawat, bo czuł, że się dusi. Wypił duszkiem
szklankę wody. Musiał stąd natychmiast wyjść. Za chwilę pewnie pojawi się tu
Helena, a on stracił ochotę do widzenia się z nią. Nie czekał na windę. Zbiegł
schodami na sam dół i przeszedłszy na drugą stronę ulicy wszedł do parku. Usiadł
na ławce i wyciągnął z kieszeni telefon. Wybrał Uli numer. Trochę czekał i już
obawiał się, że nie odbierze, ale w końcu usłyszał jej głos.
- Ula, proszę cię nie odkładaj słuchawki.
Miałaś rację kochanie. We wszystkim miałaś rację. Koniecznie muszę się z tobą
zobaczyć. Mogę przyjechać? – w słuchawce słyszał tylko jej oddech. – Kochanie
błagam, nie odmawiaj mi. To jest naprawdę bardzo ważne.
- Dobrze. Przyjeżdżaj. – Odetchnął z wyraźną
ulgą i ruszył w stronę samochodu.
Kiedy
tylko otworzyła mu drzwi zamknął ją w swoich ramionach.
- Wybacz mi Ula. Wybacz, że nie uwierzyłem ci
od razu. Teraz mam już pewność, że powiedziałaś mi prawdę. Mam dowód i mam
zamiar opowiedzieć wszystko ojcu. Przysięgam ci, że jeśli wrócicie do domu noga
mojej matki nigdy więcej w nim nie postanie. Jutro mam zamiar powymieniać
wszystkie zamki. Nagrałem coś i chcę, żebyś tego posłuchała. Ja sam nie mogłem
w to uwierzyć. Nie mogłem uwierzyć, że moja matka potrafiła posunąć się do
czegoś tak ohydnego.
W
przedpokoju pojawił się Józef i spojrzał na niego surowo.
- Witaj tato. Przyjechałem wam wszystko
wyjaśnić. Już wiem, że Ula niczemu nie zawiniła, to tylko ja byłem wielkim
ślepcem i wielkim głupcem.
Cieplak
podreptał do kuchni. Zaparzył sobie i im kawy i z tacą przeszedł do pokoju Uli.
Kiedy rozsiedli się już wygodnie Marek zaczął wyjaśniać.
- Przepraszam cię kochanie, że nie wierzyłem twoim
słowom, ale byłem kompletnie skołowany. Matka potrafiła mi wmówić wiele
okropnych rzeczy. Dzisiaj wychodząc z pracowni Pshemko usłyszałem w socjalnym
rozmowę prowadzoną przez nią i Paulinę. Posłuchajcie.
Z
każdym wypowiedzianym przez Helenę słowem Uli stawały włosy na głowie.
- Podejrzewałam Marek, że z nią jest coś nie
tak. Ona nadal nie może pogodzić się z tym, że to nie Paulina jest twoją żoną.
Obie to uknuły.
- Ja nie mam zamiaru jej tego odpuścić,
dlatego chciałbym, żebyś ubrała małą i siebie. Pojedziemy do rodziców. Puszczę
to nagranie im obojgu. Ojciec się chyba wścieknie jak to usłyszy.
- Nie wiem, czy powinnam tam z tobą jechać.
Trochę się boję.
- Nie bój się skarbie, bo nic ci już nie
grozi.
Zaparkował
na podjeździe i zadzwonił do drzwi. Otworzyła im Zosia informując, że rodzice
są w salonie. Podziękował i wraz z Ulą i Dorotką tam właśnie się udał. Na widok
całej trójki Helena zdębiała. Jednak szybko odzyskała głos i wykrztusiła.
- Co ona tu robi?
- To Ula mamo. Nie poznajesz? To twoja synowa.
Zaraz wszystkiego się dowiesz. Jestem pewien, że i ty tato z ciekawością
wysłuchasz tego co mam do powiedzenia.
Od
samego początku jak tylko poznałem Ulę ty mamo starałaś się za wszelką cenę
obrzydzić mi ten związek. Nie udało ci się, bo kochaliśmy się i następstwem tej
miłości był nasz ślub, ale ty nie odpuściłaś. Najpierw wraz z Paulinką zepsułaś
nam nasze wesele, a potem zmieniłaś front. Niby przeprosiłaś nas za to, ale od
tego momentu mieliśmy cię ciągle na głowie. Nawet tego pewnie nie wiesz tato,
ale mama bywała u nas każdego dnia od rana do wieczora. Niby miła, niby
uprzejma ciągle jednak pouczała Ulę we wszystkim, ciągle narzekała, że wiele
rzeczy robi nie tak jak powinna. Ula była już u kresu. Nie skarżyła się jednak,
bo nie chciała, żeby przez nią ucierpiały moje relacje z matką. Miałeś dowód tego
jak bardzo potrafi być namolna i natrętna, gdy przyjechaliście nad morze. Ona
odczuwała bezustanną potrzebę kontroli, trzymania ręki na pulsie, szpiegowania
nas. Kiedy była tylko ze mną narzekała na Ulę starając się mnie do niej
zniechęcić. Ostatnio wynajęła nawet detektywa, który śledził Ulę i zrobił jej
zdjęcia, które miały mi udowodnić, że mnie zdradza. Na szczęście przez
przypadek nagrałem rozmowę, której byłem świadkiem. Mama rozmawiała z Pauliną.
To z niej dowiedziałem się, że one obie uknuły to wszystko. Proszę bardzo.
Posłuchaj.
Po
wysłuchaniu nagrania Krzysztof był wstrząśnięty.
- Nigdy nie podejrzewałbym, że posuniesz się
do czegoś tak podłego, że będziesz manipulować ich życiem. Jestem z tobą
trzydzieści siedem lat i tak jak powiedziałem na ich weselu, kompletnie cię nie
znam. Naprawdę muszę się poważnie zastanowić, czy nadal chcę z tobą żyć pod
jednym dachem. Jesteś obłudna, fałszywa i zła. Zepsuta do szpiku kości.
Zgotowałaś im piekło i nie sądzę, bym mógł ci to wybaczyć. Jeśli mój syn ma
mieć taką matkę, to lepiej, żeby nie miał jej w ogóle.
- A ja chcę powiedzieć, że zawsze jesteś u nas
mile widziany tato. Natomiast ty już nigdy nie przekroczysz progu naszego domu.
Nigdy nie zobaczysz już swojej wnuczki. Od jutra zostaną wymienione wszystkie
zamki w mieszkaniu, a duplikat kluczy, który dorobiłaś sobie w tajemnicy przede
mną możesz zachować na pamiątkę. Co do Paulinki, to miałaś rację mówiąc, że ją
dobrze znasz, bo ją wychowałaś. Wychowałaś ją na swoje podobieństwo. Obydwie
nie macie sumienia i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Obydwie należycie do
najgorszego sortu ludzi. Możesz przekazać jej, że życzę jej jak najgorzej. Niech
ją piekło pochłonie. Bodajby nigdy nie zaznała szczęścia w życiu, bo nie
zasługuje na nie. To wszystko co miałem ci do powiedzenia. Od dziś nie jestem
już twoim synem. Wracamy do domu Ula. Przysięgam ci, że już nigdy nie będziesz
musiała oglądać tej kobiety. Nasza córka również.
Wyszli
z salonu. Kiedy zamykali za sobą wejściowe drzwi usłyszeli już tylko
rozpaczliwy płacz Heleny Dobrzańskiej.
K
O N I E C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz