ROZDZIAŁ 4
Marek
widocznie odczytał jej myśli.
- Nie mogę…, nie pokażę nikomu tak
zapuszczonego ogrodu - rzekł pośpiesznie. – Mogę mieć trudności ze sprzedaniem
domu, jeżeli nie pozwolę ewentualnym nabywcom oglądać całej posesji. Jutro
zadzwonię do pośrednika i wycofam się do czasu uporządkowania ogrodu. Jak długo
to potrwa, zależy tylko od pani.
- Zaraz, zaraz! Nie…
- Ile godzin tygodniowo mogłaby pani dla mnie
przeznaczyć?
Ula
uświadomiła sobie, że sąsiad nie przyjmie odmowy. T0 dodało jej otuchy, ale
postanowiła wysunąć jeszcze jeden argument, aby uzmysłowić mu, że zadanie jest
prawie niewykonalne.
- Góra dziesięć. Od rana już jestem zajęta,
więc w grę wchodzą tylko popołudnia. Po dwie godziny, pięć dni w tygodniu.
- Tylko dwie godziny? I to się nazywa
popołudnie pracy? Nie przemęcza się pani.
- A pan jak na człowieka, który koniecznie
chce mnie zatrudnić, nie wysila się na uprzejmość. Kończę każdą pracę o wpół do
czwartej, bo Gosia wraca ze szkoły. Godziny nie podlegają negocjacjom.
Bała się
że straci z trudem wypracowany spokój. Podejrzane gorąco rozeszło się w całym
ciele, krew szumiała w uszach. Nie pojmowała, dlaczego jej puls jest inny niż
zwykle. Niewskazane!
- Panie Dobrzański - zaczęła oficjalnie. Tylko
tyle mogę zaoferować jeszcze jednemu klientowi. Dziękuję, że chce dać mi pan zlecenie,
które niewątpliwie sprawiłoby mi dużo satysfakcji, ale jak już wspomniałam, jeśli
robota ma być wykonana w szybkim tempie, trzeba poszukać kogoś pracującego pełną
parą.
- Pani Sosnowska, - rzekł Marek również
oficjalnie - dokładnie wiem, o co mi chodzi i czego potrzebuję. Jeżeli może
poświęcić pani mojemu ogrodowi tylko dwie godziny dziennie, to trudno. Zgadzam
się - wyciągnął rękę. - Czy uściskiem dłoni przypieczętujemy umowę?
W
błękitnych oczach mignął dziwny błysk. Co to znaczy? Czy sąsiad zorientował
się, o jakie zastrzeżenia chodzi? Duma nie pozwalała przyznać się do obaw, dlatego
Ula wyciągnęła pokrytą mąką dłoń. Czym prędzej wytarła ją w fartuch. Wolałaby
uniknąć uścisku i zabierając rękę niejako zasugerowała, że jeszcze można
wycofać się z ryzykownej umowy.
- Radzę się nie spieszyć i spokojnie
podsumować plusy i minusy - powiedziała głucho. Sama potrzebowała więcej czasu,
żeby zastanowić się i wymyślić argumenty odwodzące upartego sąsiada od jego
zamiaru. Podświadomie czuła, że nie powinna u niego pracować. - Muszę sprawdzić
w kalendarzu, jakie zadania zaplanowałam w najbliższy okres.
- Chyba nie ma ich za wiele, skoro musi pani
pracować w barze, żeby dorobić. Starcza na coś oprócz grzanki z masłem i dżemem
truskawkowym?
- No proszę, ten znowu swoje. Co za tupet!
Pewnie nie może się pan powstrzymać. Proszę sobie wyobrazić, że w barze pracuję
dla przyjemności.
- Jak to dla przyjemności? Włamuje się pani po
godzinach i uzupełnia piwo do nalewaka?
- Szczyt bezczelności! Nie włamałam się do
pańskiego ogrodu. Ledwo pchnęłam furtkę. Otworzyła się, bo zasuwa przerdzewiała
na wylot. Wstawiając nowy zamek wyświadczyłam panu przysługę.
- Proszę doliczyć koszt zamka do zarobków w
pierwszym miesiącu.
Ula nie
dała się sprowokować. Uznała, że dostatecznie wykazała, iż jest osobą, której
nie zatrudnia człowiek przy zdrowych zmysłach. A jeśli zatrudni, jego ryzyko.
Wyjęła z szuflady ulotkę mozolnie wydrukowaną na przestarzałym komputerze.
- Proszę. Niech pan przejrzy to w wolnej
chwili. Tu są moje warunki i stawki.
- W ten sposób prowadzi pani interesy?
- Każdy prowadzi po swojemu. U pana będzie
sporo roboty. Wprawdzie tanio liczę, ale nie aż tak, jak pan myśli.
- Czy sugeruje pani, że nie stać mnie na
opłacenie jej usług? - wziął ulotkę, lecz nawet nie rzucił na nią okiem. - Mimo
obniżonej stawki?
- Ten, kto porzuca dom na sześć lat, na pewno
ma więcej pieniędzy niż rozumu - wypaliła Ula, zanim zdołała pomyśleć, co chce
powiedzieć. - Nie martwię się o cudzie finanse, ale po prostu radzę, żeby się
nie spieszyć. Jutro pracuję w barze do trzynastej. W drodze powrotnej wstąpię,
żeby dowiedzieć się, czy umowa jest nadal aktualna. Będzie pan w domu?
- Nie obiecuję, - Marek zmarszczył brwi - ale
nie ważne czy będę, bo zostawię otwartą furtkę. Proszę przynieść narzędzia i od
razu brać się do dzieła - skłonił się i odszedł nim otworzyła usta, by
przypomnieć o kawie. To i lepiej. Sąsiad już pokazał, co sądzi o jej
poczęstunku. Pomyślała że jeśli przyjemnie zlecenie, postara się żeby kontakty
były wyłącznie służbowe. I będą zwracali się do siebie po nazwisku. Taki układ
będzie bezpieczny. Pan Marek Dobrzański zapomniał o pewnych faktach, ale
pamięta jak rozkazywać i pewnie oczekuje odpowiedzi: „Tak, proszę pana. Nie
proszę pana. Oczywiście proszę pana.” Czy wobec tego warto się angażować? Chyba
to nie jest dobry moment, żeby spełnić dług wobec Maćka. Ula bała się, że
zamiast pomóc zbolałemu człowiekowi, któregoś dnia da mu łopatą po głowie i na
zawsze wybawi od bólu.
Sprzątnęła
mąkę i zaczęła wszystko od nowa, tym razem w pełnym skupieniu. Do finansowego
dna było jeszcze daleko. Wprawdzie zlecenia nie spływały jak z rękawa, ale
miała kilku stałych klientów, na przykład regularnie dbała o ogród państwa
Dąbrowskich. Pracy miała niewiele, ponieważ był tam właściwie trawnik spełniający
funkcję miejsca zabaw dla dzieci. Reszta posesji była pokryta płytkami i częściowo
wysypana żwirem. Obowiązki polegały na koszeniu trawy, wyrywaniu chwastów
wyrastających między płytkami, wyrzucaniu z doniczek starych roślin i wsadzaniu
nowych. Ula podejrzewała, że zatrudniono ją z litości dla podtrzymania na
duchu. Jednak była to stała praca.
Z jej
usług korzystali także odpłatnie Matusiakowie-teściowie jej brata Jaśka, który
wraz z żoną mieszkał w Stanach. Poza tym regularnie kosiła trawniki u kilku
emerytek. Staruszki były biedne jak mysz kościelna i nie miały z czego płacić,
więc robiły na drutach różne rzeczy dla Gosi. Czapeczki i rękawiczki dostawała
w takich ilościach, że z powodzeniem mogłaby obdzielić nimi duże przedszkole.
Ula uważała, że emerytki powinny otworzyć spółdzielnię i sprzedawać swoje
wyroby. Wtedy posiadałyby trochę gotówki.
Kurde
blaszka Ulka nooo! Zostaw cudze interesy i pomyśl o swoich!
Dodatkowa
praca, choćby tylko przez dziesięć godzin tygodniowo, wydatnie poprawi ci
sytuację finansową. Kasa świeciła pustkami, a zbliżały się urodziny Małgosi,
która marzyła o przyjęciu i o rowerze.
W Marku
było coś niepokojącego. Przypomniało to Uli wszystko, czego brakowało jej w
życiu, o czym młode kobiety myślą, że im się należy. Mimo, iż była mężatką, nie
zaznała gorących uczuć, nie przeżyła romantycznej miłości.
- Jestem dojrzałą kobietą, więc sobie poradzę -
szepnęła. - Byłoby mi łatwiej gdyby nie te poranne czułości, ale to nie jest
przeszkoda nie do pokonania. Tymczasem przyda mi się wysiłek fizyczny, żeby
odsunąć wspomnienia ust Marka, jego półnagiej sylwetki, przestać sobie wyobrażać,
że tulę się do niego… Dobra okazja do przerzucania kompostu.
Gosia
wróciła zachwycona. Wpadła do domu, rzuciła torbę na krzesło i pobiegła do
Szymka i Zuzi. Dzięki temu Ula mogła swobodnie opowiedzieć przyjacielowi o
spotkaniu z sąsiadem.
- Całował cię? - zawołał Maciek. – Niemożliwe!
Zaproponował żebyś u niego pracowała? Musiałaś go czymś ująć.
- Ująć? - Ula była zaskoczona osobliwą nutką w
głosie przyjaciela. - Raczej zrobił to z radości, że nie zaatakowałam go
grabiami - zażartowała. Maciek nie uśmiechnął się.
- Ciekawe czemu tego nie zrobiłaś.
- Sama chciałabym wiedzieć. Wszystko odbyło
się w mgnieniu oka.
Choć
trwało dość długo. Całe wieki.
- Są różne mgnienia - Maciek miał niesamowitą
zdolność odczytywania cudzych myśli. - On pewnie nie wie, czemu chce cię
zatrudnić.
Ula
żałowała, że opowiedziała wszystko ze szczegółami. Sądziła, że kto jak kto, ale
przyjaciel ją zrozumie.
- A ty wiesz? – zapytała.
- Nie trzeba być geniuszem, żeby odgadnąć.
Kochana, chyba nie myślisz poważnie o przyjęciu tego zlecenia?
Ula przez
cały dzień rozważała wszelkie za i przeciw. Było dużo plusów, więc niechętnie
przechylała się na stronę minusów, przede wszystkim z powodu zastrzeżeń Maćka.
Co innego jednak podjąć samodzielnie decyzję, a co innego wysłuchać krytyki swojego
zachowania. Ula nie lubiła, gdy kwestionowano jej decyzje przed wysłuchaniem
argumentów, a Maciek często tak postępował. Dawał dobre rady, jakby tylko on
wiedział, co jest najlepsze dla przyjaciółki i jej córki. Szczególnie dla Gosi.
Dobra rada, nawet dawana w najlepszej intencji, bywa irytująca.
- On nie przyjmował odmowy, - rzekła
wymijająco - więc powiedziałam, że muszę przemyśleć sprawę i że on też powinien
spokojnie się zastanowić.
- Ulka, przemyśl i wycofaj się.
Zbyt
protekcjonalna rada.
- Maciek wiesz co, jesteś dziwnie nieugięty.
- Myślę o tobie. Marek Dobrzański na pewno
nadal jest atrakcyjnym mężczyzną, ale chyba potrzebuje pomocy psychologa.
- Też tak uważam - chciała coś jeszcze dodać
ale się rozmyśliła
- Co takiego?
- Nic. Nieważne…
- O co chodzi?
- Ojj, nie pamiętasz jak powiedziałeś, gdy
kolejny raz dziękowałam za wszystko, co dla mnie zrobiłeś wraz z Anią? Mówiłeś,
że ja też kiedyś spotkam kogoś potrzebującego pomocy, wtedy spłacę dług.
- I ty myślisz, że to on jest tą osobą?
- Na pewno kogoś potrzebuje.
- To musiał być niezwykły pocałunek - rzekł
Maciek po chwili zastanowienia. Ula poczuła że się czerwieni. Pamiętała o
swojej reputacji, o tym z jakim trudem mieszkańcy Rysiowa zaakceptowali powrót
do rodzinnej wioski słynnej pani ekonomistki a zarazem doktorowej. Dlatego rano
dokładnie przemyślała kwestię pracy u sąsiada i była przekonana, że podjęła
decyzję podyktowaną przez zdrowy rozsądek. Niestety pocałunki wywarły
uwodzicielski czar na jej psychice i przez cały dzień budziły głęboko skrywane
tęsknoty. Pod wpływem nieoczekiwanie ostrego sądu przyjaciela tłumione uczucia
przerodziły się w gniew. Ula uważała, że dowiodła, iż jest dobrą matką,
przyjaciółką i członkiem lokalnej społeczności. Czy za jeden zły postępek
trzeba pokutować przez całe życie i zawsze pokornie chylić głowę?
- Według ciebie nie nadaję się do takiej
pracy? Powinnam zadowolić się koszeniem trawników dla emerytek?
- Przepraszam…, - przerwał jej Maciek – wybacz,
nie zamierzałem cię zniechęcać. Współczucie dobrze o tobie świadczy, ale dziwię
się czemu nie widzisz niebezpieczeństwa.
Ula
myślała o zagrożeniu. Gdyby nie dostrzegała niebezpieczeństwa, bez wahania
przyjęła by ofertę. Mimo to zapytała:
- Jakiego? Co mi grozi podczas kopania ziemi i
wyrywania chwastów?
Zdała
sobie sprawę że oszukuje sama siebie i przyjaciela, bo oczywiście przyjmie
zlecenie.
- Mam wyłożyć kawę na ławę?
- Proszę - Ula wystraszyła się, że straci
panowanie nad sobą, gdy Maciek mocniej zadraśnie jej dumę. Przyjaciele znaleźli
się na rozdrożu. wiedzieli, że ostra wymiana zdań potrafi zniszczyć największą
przyjaźń.
- Ulka, przez sześć lat unikałaś mężczyzn, a
jesteś młoda i zdrowa. Raptem jakiś nieznajomy wynurza się z porannej mgły i
całuje cię tak, że nie możesz zapomnieć. Obudził cię, przypomniał co tracisz.
To najtrzeźwiejszej kobiecie zawróciłoby w głowie.
- A ja nie jestem trzeźwa?
- Oboje macie zachwianą równowagę.
- Skończyłam trzydzieści lat i znam różnicę
między jawą a snem. Byłam…
- Trzymaj się jak najdalej od człowieka, który
przysporzy ci zmartwień.
Ula też brała
to pod uwagę. Walczyła z sobą przez dzień, ponieważ rozsądek sprzeciwiał się
pragnieniu poniesienia ryzyka, żeby dowieść, że została uleczona, że nie jest
emocjonalną kaleką, która zawsze będzie potrzebowała wsparcia. Chciała
zaoferować bliźniemu pomoc i współczucie. Chodziło tylko o to.
- Prosił żebym zrobiła porządek w jego
ogrodzie, to wszystko.
- A ty myślisz że zaprowadzisz porządek w
ogrodzie i w sercu właściciela. prawda?
Maciek nie
dał się zwieść.
- Maciek to co innego, zobacz ty mnie
wyleczyłeś.
- N0 i najlepszym tego dowodem jest fakt, że
znowu chcesz zaryzykować - Maciek objął Ulę. – Dzięki, że dałaś nam Małgosię na
cały dzień. Dzieciaki maja niespożytą energię.
Po
popołudniu pełnym wrażeń Gosia była tak zmęczona, że zasnęła, ledwo przyłożywszy
głowę do poduszki. Ula przyklękła koło łóżeczka i delikatnie pogładziła złote
loki. Wstydziła się swojego dawnego postępowania. Była wdzięczna Maćkowi i Ani
za umożliwienie powrotu do normalnego życia. Nie wątpiła, że wszystko co ma,
zawdzięcza przyjacielowi. Lecz nie chciała stale czuć się niezdolna do
podejmowania samodzielnych decyzji. Dotychczas zawsze słuchała Maćka bez
sprzeciwu. Teraz zachowywała się taktownie i nie doszło do kłótni, ale pozostał
żal.
Maciek
lepiej zna życie i być może jego ostrzeżenie jest mądre. Na pewno miał
najlepsze intencje, lecz najwyższy czas wyzwolić się, usamodzielnić. Nie można
przez całe życie oglądać się za siebie i sprawdzać, czy mentor aprobuje każdy
krok. Nie można stale wspierać się na rusztowaniu zbudowanym z miłosierdzia
Szymczyków. Nie wypada bez końca żyć dzięki pomocy innym. Ula marzyła, żeby
zarabiać i usamodzielnić się w końcu. Poza tym nie chciała stale dzielić się swoim
dzieckiem z przyjacielem, który je uratował. Nie wiedziała jak doszło do tego,
że zawsze słuchała Maćka, zamiast kierować się swoim rozumem. Trzeba zerwać z
takim przyzwyczajeniem. Już dawno powinna stanąć na własnych nogach. Myśl była
przerażająca, serce mocno biło ze strachu, a mimo to Ula uśmiechnęła się. Maciek
jak zwykle miał rację. To wina pocałunków, które widocznie spowodowały
zaburzenia w mózgu.
Ania przed
lustrem szczotkowała włosy, a Maciek leżał w łóżku.
- O czym myślisz?
- Słucham?
- Co się stało, że jesteś nieobecny myślami.
- Wrócił Marek Dobrzański.
Ania
odłożyła szczotkę i odwróciła się do męża.
- Serio? Marco wrócił?
- Tak i zaproponował Uli, żeby doprowadziła
ogród do dawnego stanu.
- To dla niej świetna okazja.
- Niby tak, a jednak mam wątpliwości.
Postąpiłem nietaktownie i prawie się pokłóciliśmy.
Ania nie
pytała, o co. Znała męża i wiedziała, że widocznie był ważny powód.
- Niemożliwe.
- Byłem niedelikatny, a Ulka drażliwa.
- Czyli oboje nie byliście sobą.
- Ona drogo za to zapłaci, bo Marek ją zrani.
- Dlaczego?
- Oczywiście nie zrobi tego celowo. Widzisz on
jeszcze nie pogodził się ze śmiercią Pauliny, a Ula uważa za swój obowiązek
pomóc mu. Bo my jej pomogliśmy.
- Chce sobie samej coś udowodnić, albo tobie.
- Wiadomo, że w takiej sytuacji kobieta może
pomóc mężczyźnie. Marek nie oprze się pokusie, ale po pewnym czasie znienawidzi
siebie, a potem Ulę.
- Maciek, co ty w ogóle wygadujesz? Czy już
zapomniałeś, co ludzie mówili jak jej szukaliśmy, a potem przyjęliśmy do
siebie?
- Oczywiście. Mówili, że jesteśmy głupcami, że
nam nie podziękuje, że pożałujemy - w Maćka oczach pojawiły się łzy. - Długo
nie dziękowała. Były takie chwile…
- Wiem kochanie, - Ania przytuliła męża - ale
wytrwaliśmy i dowiodłeś, że miałeś rację. Nie doceniasz jej zdolności do przetrwania
i nie doceniasz swoich zasług. Wiem, że się o nią martwisz, bo jest dla ciebie
jak siostra, ale jeśli Ula jest gotowa zaryzykować, to najlepszy dowód, że
dzięki tobie jest mocna.
Maciek
spojrzał na żonę z zaskoczeniem.
- Czy to znaczy, że radzisz mi odsunąć się i
czekać na nieszczęście? A potem znowu sklejać rozbite kawałki?
- Nie. W tej chwili radzę się położyć. Dzień
był bardzo meczący, a jutro masz zebranie.
Maciek
niedbale machnął ręką
- Nic nie rozumiesz. Chodzi również o
Małgosię. Dziecko też będzie cierpieć.
- Ula na pewno pamięta o córce.
- Ale…
- To jej dziecko i ona jest za nie
odpowiedzialna.
- Nie.
- Tak kochanie. Przepraszam cię, bo wiem jak
bardzo chciałeś mieć jeszcze jedno dziecko.
- Mam udanego, przystojnego, silnego syna oraz
prześliczną córeczkę, ale przede wszystkim mam wspaniałą i kochającą żonę - Maciek
przełknął łzy i zdobył się na uśmiech.
- Pewno istnieje jakieś prawo, które nie
pozwala człowiekowi mieć wszystkiego.
- Kto wie? Może faktycznie jest takie prawo, ale
to nie znaczy, że nie powinniśmy dążyć do upragnionego celu - Ania pocałowała
namiętnie męża.
Ula
przystanęła przed furtką. Była bardziej zdenerwowana, niż gdy pierwszy raz
zamierzała wejść do cudzego ogrodu. To śmieszne. Przecież teraz nie wybiera się
ukradkiem po jeżyny i nie powodują nią rozbudzone hormony, jak sugerował
Maciek. Po prostu idzie pracować. To dobrze płatne zlecenie. Prawie całą noc
spędziła przy kalkulatorze, obliczając zarobki i koszty. Doszła do wniosku, że
należy opanować nerwy i korzystać z nadarzającej się okazji. Teraz szła
oficjalnie do pracy chyba, że właściciel ogrodu posłuchał jej rady i zmienił
zdanie. Czy w tej chwili dzwoni do jakiejś dużej firmy w Warszawie? Zdziwiła
się jak bardzo ma nadzieję, że tego nie robi. Dlaczego w ogóle podsunęła mu
taką niedorzeczną myśl? Wytarła wilgotne dłonie o spodnie i chwyciła klamkę.
Otwierając furtkę, spodziewała się ujrzeć Marka. Może czeka na nią z kamienną
twarzą i kąśliwą uwagą? Na wszelki wypadek zrobiła obojętną minę. Pusto!
Jedynym
śladem obecności właściciela była rzucona na ziemię tabliczka, czyli mówił
poważnie, że na razie rezygnuje ze sprzedaży domu. Była trochę rozczarowana,
ale mówiła sobie, że lepiej pracuje się bez nadzoru. Marek uprzedził ją o
ewentualnej nieobecności i polecił zacząć robić porządki. Wobec tego zacznie.
Bardzo dobrze się składa. Uśmiechnęła się na myśl, że jego nieobecność znaczy,
że nie zmienił zdania. - Bardzo się cieszę - szepnęła. Nie będzie od razu
pielić, bo najpierw trzeba zaplanować kolejne czynności. Wyciągnęła zeszyt i
długopis. Chodząc po ogrodzie robiła notatki. Marek obserwował ją z okna na
piętrze. Dziwił się, że nie przyniosła narzędzi, ale jej zachowanie świadczyło
o tym, że przyjmuje zlecenie. Radziła mu, żeby się przespał i przemyślał
propozycję. Nie mógł spać. Od dawna cierpiał na bezsenność, więc myślał przez
całą noc. Zastanawiał się, czy popełnia wielki błąd, namawiając sąsiadkę, aby
podjęła pracę u niego. Wiedział, że jest odpowiedzialną osobą, lecz nie był
pewien, jak zniesie jej obecność. Pocieszał się, że nic mu nie grozi, ponieważ
nie ma już kłopotu z odróżnianiem zwidów od rzeczywistości. Teraz zdumiewało
go, że w ogóle uległ złudzeniu.
- Witam. Można wiedzieć co pani robi?
Tym razem
Ula pilnie nadstawiała uszu i nie zignorowała szelestu. Powoli podniosła oczy z
nad zeszytu.
- Mówił pan, że mam przynieść narzędzia i
zabrać się do pracy, więc posłuchałam.
- Miałem na myśli bardziej typowe narzędzia.
- Ogrodnictwo nie sprowadza się do machania
łopatą i grabiami. Szkicuję plan ogrodu, żeby zorientować się, co należy zrobić
i w jakiej kolejności. W domu przy komputerze opracuję szczegółowy plan.
- Ja bez komputera wiem, że przede wszystkim
trzeba skosić trawę.
Ula miała
nadzieję, że Marek nie będzie się wtrącał, więc skrzywiła się niezadowolona.
- Kosiarka jest w szopie.
- Wiem.
- Czy to znaczy, że tam też pani się włamała?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz