ROZDZIAŁ 11
Wrócił do
domu dość późno. Przygotował sobie ciepłą kolację i usadowiwszy się wygodnie na
kanapie wziął na kolana laptop. Szybko wszedł na swoją pocztę i zauważył
wiadomość od Budkowskiego. Na początku było kilka słów wstępu razem z adresem a
pod spodem zdjęcia. Kiedy ją zobaczył pociekły mu łzy. Jakże ona się zmieniła.
Jak wypiękniała. Na zdjęciach zobaczył ją wychodzącą z domu. Rzeczywiście miała
w ręku nosidełko z niemowlęciem. – Ciekawe,
czyje to dziecko? Może opiekuje się jakimś? Pięknie wygląda. Nadal ma idealną
figurę.
Na
kolejnych fotografiach rozmawiała z jakąś ciemnowłosą dziewczyną, wchodziła do
firmy trzymając nosidełko, śmiała się do grupki osób stojących wokół niej.
Pogładził czule jej twarz na monitorze. Jakże on za nią tęsknił. Ta tęsknota i
pustka sprawiała mu niemal fizyczny ból. Czy zdoła jej to wszystko wynagrodzić?
Czy zdoła wyjaśnić wszelkie nieporozumienia? Tak bardzo chciałby wrócić do
czasów, gdy była mu tak bliska, najbliższa. Marzył o jej słodkich ustach, jej
cudnych, chabrowych oczach, które śmiały się teraz do niego z monitora. Wie już,
gdzie ma jej szukać i nie będzie więcej tracił czasu. Już nie. Dość go
zmitrężył. Musi pojechać jeszcze do rodziców. Ostatnio kiepsko mu się układały
stosunki z nimi, ale nie ma innego wyjścia. Musi poprosić ojca o zastępstwo w
firmie. Przynajmniej na dwa tygodnie. Pojedzie do Szwecji i odnajdzie swoje
szczęście.
Dwa dni
później zjawił się w domu seniorów. Poprosił Zosię o kawę i przywitał się z
nimi w salonie.
- Dawno cię tu nie było – mruknął ojciec. –
Masz jakieś kłopoty?
- Rozczaruję cię tato, ale nie. Wszystko idzie
dobrze a firma dawno już stanęła na nogi dzięki umowom, które zawarłem. Nie
przyszedłem rozmawiać o kondycji firmy, bo ta jest znakomita. Przyszedłem, by
prosić cię o zastępstwo przez dwa tygodnie. Nie będziesz miał kłopotów, bo
każdy wie, co ma robić, a Sebastian dopilnuje mi działu i jeśli zajdzie taka
potrzeba pomoże ci. Zawsze też możecie do mnie zadzwonić, gdyby były jakieś
problemy. Zgodzisz się?
- No pewnie, ale nie rozumiem, dlaczego
opuszczasz firmę na tak długo?
- Muszę wyjechać. Do Szwecji.
- Do Szwecji? Służbowo?
- Nie. Całkowicie prywatnie. Jadę tam spotkać
się z kobietą, którą kocham nad życie i mam nadzieję, że pozwoli mi wszystko
wyjaśnić i być może wybaczy mi moje tchórzostwo i niezdecydowanie, a przede
wszystkim ten ślub.
- Wiemy, że kogoś kochasz, – odezwała się
Helena – ale nie powiedziałeś nam nigdy, co to za dziewczyna. Nigdy nie
zdradziłeś, kim ona jest.
- Już nie będę tego ukrywał. To Ula Cieplak,
moja była asystentka i były dyrektor finansowy F&D.
- Ula Cieplak? Ta dziewczyna w koszmarnych
ciuchach i wielkich okularach? Chyba nosiła też aparat na zębach? Nie jest zbyt
urodziwa, musisz przyznać. Myślałam, że masz lepszy gust. - Zdenerwowały go
słowa matki.
- A ty nadal mierzysz ludzi własną miarką.
Urodziwą już miałem. Wiele mi z tego przyszło. Wybraliście mi najgorszą żonę
pod słońcem. Pustą, głupią, infantylną, zarozumiałą, próżną, wredną i jak się
okazało - rozwiązłą. Jedno wielkie nic w pięknym opakowaniu. Teraz nie będę was
pytał o zdanie. Wybrałem sam i wybrałem mądrze. Ula to najlepsza osoba na
świecie. Stanowi całkowity kontrast w stosunku do waszej ukochanej Paulinki. W odróżnieniu
od niej Ula posiada mózg. Jest mądra, dobra i łagodna. Nigdy nie podnosi głosu.
Zawsze gotowa pomóc w potrzebie. Niezwykle uzdolniona. Posiada prawdziwy talent
ekonomiczny, a przede wszystkim dla mnie jest najpiękniejsza na świecie, bo ma
piękną duszę. Jest najważniejszą osobą w moim życiu i kocham ją całym sercem.
To, co tato? Mogę liczyć na twoją pomoc?
- Kiedy chcesz wyjechać?
- W sobotę rano. Jeszcze do końca tygodnia
będę na miejscu. Zacząłbyś od poniedziałku.
- No to załatwione – Krzysztof westchnął. - Jedź
i szukaj swojego szczęścia.
Do piątku
pozałatwiał wszystkie pilne sprawy. Porozdzielał obowiązki. Uprzedził
wszystkich, że nie będzie go dwa tygodnie i zastąpi go ojciec. Poprosił
Olszańskiego, by miał na wszystko oko. Powiedział mu, że wybiera się do Uli.
- Wiem gdzie ona jest. Wyjechała do Szwecji po
naszym rozstaniu. Jadę do niej i spróbuję wszystko naprawić. Teraz jestem już
wolny i nie spapram tego. Trzymaj za mnie kciuki Sebastian.
- Powodzenia chłopie. Mam nadzieję, że ci
wybaczy i że wybaczy mnie.
W sobotę
wcześnie rano stawił się na lotnisku. O siódmej miał wylot. Wcześniej zabukował
miejsce w hotelu poleconym przez Budkowskiego.
- Hotel jest świetny – mówił detektyw – a
najważniejsze, że położony jest niedaleko osiedla, na którym mieszka Ula. Można
nawet przejść spacerkiem.
Był
podekscytowany. Ta ekscytacja jeszcze bardziej się wzmogła, gdy wylądował w
Sztokholmie. Taksówka zawiozła go pod sam hotel. Zameldował się i kupił w
recepcji plan miasta. Nawet nie rozpakowywał walizki, zabrał tylko dokumenty i
ruszył w miasto. Z mapy zorientował się, że to rzeczywiście blisko. Nie minęło
dwadzieścia minut i dotarł do osiedla. Spodobało mu się tak jak Uli, kiedy
zobaczyła je po raz pierwszy. Jeszcze raz wysupłał z kieszeni kartkę z adresem
i sprawdził numer domu. Odnalazł go bez trudu. Wszedł do klatki schodowej i od
razu zauważył wizytówkę na drzwiach z nazwiskiem Uli. Wziął głęboki oddech i
nacisnął dzwonek. Potem naciskał jeszcze kilka razy. Nikt mu nie otworzył.
Najwyraźniej nie było jej w domu. Postanowił poczekać na nią. Usiadł na ławce
przed domem i uważnie lustrował okolicę. Siedział tak chyba z godzinę i powoli
tracił nadzieję, że ją spotka. – Może
gdzieś wyjechała na weekend, a ja czekam tu jak jakiś kretyn? - Usłyszał
rozmowę i wesoły, kobiecy śmiech. Odwrócił głowę i ujrzał dwie dziewczyny
rozprawiające z ożywieniem. Jedna z nich pchała dziecięcy wózek. Zamarł. Ula.
To była jego Ula. Ona również go dostrzegła i zdumiona przystanęła z wrażenia.
- Maniu uszczypnij mnie, bo chyba mam jakieś
omamy wzrokowe – wymamrotała cicho.
- Ale o co chodzi?
- Widzisz tego faceta na ławce? To Marek.
Marek Dobrzański. Nie wierzę i jestem w szoku. – Podeszły bliżej. Podniósł się
wolno z ławki. Miał zalaną łzami twarz.
- Ula – wyszeptał. – Nareszcie cię odnalazłem.
Odnalazłem cię – podszedł do niej i objął ją, mocno przytulając. – Boże, Ula,
nawet nie wiesz jak bardzo tęskniłem. Zgodzisz się porozmawiać ze mną? Ja chcę
ci wszystko wyjaśnić. Proszę – spojrzał błagalnie w jej oczy. Ona również
płakała. Szlochając pytała.
- Skąd ty się tu wziąłeś? Jak mnie odnalazłeś?
- To długa historia kochanie, ale wszystko ci
opowiem, tylko mi na to pozwól. - Oderwała się od niego ocierając dłonią mokre
policzki.
- Muszę ci kogoś przedstawić. To Marysia
Dolińska, moja serdeczna przyjaciółka z dziecięcych lat. To dzięki niej tu
jestem. - Marysia uścisnęła wyciągniętą dłoń Marka.
- Ja was zostawię. Musicie porozmawiać.
Jeszcze się na pewno spotkamy. Do widzenia.
Kiedy
Mania odeszła znowu przytulił Ulę do siebie.
- Tak bardzo cię przepraszam za całą krzywdę
jaką ci wyrządziłem. Byłem taki głupi, taki głupi…
- Lepiej stąd chodźmy, bo ludzie zaczynają
dziwnie patrzeć - złapała za wózek i weszła z nim do klatki. Otworzyła drzwi i
wepchnęła go do środka. Marek był zaintrygowany. – Co to za dziecko? Ma dobry sen. Ani nie drgnęło podczas manewrów
wózkiem.
Ula wyjęła
je i przytuliła do piersi.
- Wejdź proszę. Rozgość się. Zaraz zrobię nam
kawy i porozmawiamy spokojnie.
- Ula? Czyje to dziecko? – zapytał cicho.
- Nie poznajesz? – roześmiała się. - Zaraz coś
ci pokażę. Chodźmy do pokoju. Ułożyła małą na kanapie i ściągnęła jej
czapeczkę. Hania poruszyła się i otworzyła oczy. – Wyspałaś się już? – spytała
pieszczotliwie Ula. Przygładziła jej kruczoczarne włosy. Podniosła ją i
powiedziała do Marka. – A teraz dobrze się przyjrzyj.
Gapił się
na to maleństwo i im dłużej to robił, tym bardziej był zdumiony, bo zauważał,
że miało identyczne włosy jak on, identyczne oczy jak on i identyczne rysy
twarzy. Ula połaskotała dziecko po brzuszku a ono roześmiało się perliście.
Zauważył je. Wykwitły na rumianych policzkach dziewczynki tak wdzięcznie jak na
jego własnych.
- Dobry Boże, Ula…, ono jest moje, prawda?
Moje?
- Twoje Marek. Nie wyprzesz się go, bo to
twoja miniatura. Przedstawiam ci Hannę Cieplak, twoją córkę.
Odebrał ją
z rąk Uli i przytulił. Mała przyglądała mu się ciekawie.
- Ile ma?
- Skończyła sześć miesięcy. Już samodzielnie
zaczyna siadać i aż się rwie do tego. Jest bardzo ruchliwa.
Pogładził
gęste włosy Hani. Znowu w jego oczach zalśniły łzy.
- Ula, gdybym wiedział, gdybym tylko wiedział,
że spodziewasz się dziecka, już dawno bym tutaj był.
Pokręciła
głową.
- Nie byłbyś. Jesteś żonaty. Widziałam w
telewizji ślub.
- Nie jestem żonaty Ula. Już nie. Odpłaciłem
Paulinie pięknym za nadobne. Rozwód orzeczono z jej winy i musiała mi jeszcze
zapłacić zadośćuczynienie. Jestem wolnym człowiekiem Ula i pragnę tylko
jednego. Pragnę być z wami. Kiedy rozstawaliśmy się powiedziałem ci prawdę.
Powiedziałem ci, że cię kocham i nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo. Nie
uwierzyłaś mi. Po tym jak znalazłaś te świecidełka i poczułaś się oszukana i
wykorzystana nie dziwiłem się, że mi nie wierzysz. Byłem zbyt słaby, by
sprzeciwić się planom rodziców. Potem jednak zaczął narastać we mnie bunt.
Jeśli oglądałaś migawki ze ślubu to wiesz, że nie miałem najszczęśliwszej miny.
Szedłem jak na ścięcie. Poślubiałem kobietę, której nienawidziłem całym sercem,
a ta, którą bezgranicznie kochałem uciekła i ukryła się przede mną. Już po
wyjściu z kościoła, kiedy składano nam życzenia powiedziałem rodzicom, że to
mój pogrzeb, że już nigdy nie będę szczęśliwy i już nigdy nie będę miał
normalnej rodziny, bo szantażem zmusili mnie do tego ślubu. Potem, już na
weselu miałem rozmowę z Pauliną. Powiedziałem jej, że jej nie kocham i nie tknę
jej już nawet kijem, bo prócz wstrętu nie czuję do niej nic. Powiedziałem, że
nie będzie żadnej nocy poślubnej, żadnej podróży poślubnej i żadnych dzieci.
Jeszcze tego samego dnia, to znaczy w niedzielę postanowiłem, że przeniosę się
na piętro i tak zrobiłem. Potem doprowadziłem do skompromitowania Pauliny.
Wiesz jak bardzo bała się skandalu. Wkręciłem ją w dwa. Z nią w roli głównej i
z Korzyńskim, pamiętasz go? To było świństwo z mojej strony, przyznaję, ale
musiałem jej odpłacić za te wszystkie lata upokorzeń i wiecznych awantur.
Dostała to, na co zasłużyła. Zdradzała mnie z tym Ruskiem i to na oczach ludzi,
którzy nas znali. Zdobyłem zdjęcia, na których widać było jak się całują i nie
tylko, a potem wysłałem je do bulwarowej prasy. Zażądała rozwodu, choć nie
wiedziała, że to moja sprawka. Potrzymałem ją jeszcze w niepewności i po drugim
skandalu zgodziłem się podpisać papiery rozwodowe. Byłem wolny, a jedynym moim
celem było odnalezienie cię. Dobrze się ukryłaś. Wynajęty przeze mnie detektyw
długo nie potrafił cię zlokalizować. Wreszcie mu się udało i jak tylko ustalił
twój adres, przesłał mi go, a ja nie zastanawiałem się ani przez sekundę.
Wsiadłem w samolot i przyleciałem licząc na to, że może mi wybaczysz i zgodzisz
się byśmy zaczęli od początku. Zapomnieli o tym co było i wrócili do siebie.
Bardzo cię kocham Ula. Przez te wszystkie miesiące nie przestałem cię kochać
ani na moment. Wybacz mi proszę – załamał mu się głos i ukrył w dłoniach twarz.
Ona też płakała tuląc do siebie Hanię. – Oddałbym wszystko Ula. Oddałbym
naprawdę wszystko, byś wróciła do mnie i pozwoliła na to, żebyśmy stali się
prawdziwą rodziną.
- To nie takie proste – usłyszał jej szept. –
Wybaczyłam ci już dawno temu, kiedy po raz setny analizowałam twoje słowa
wtedy, gdy uciekałam przed tobą. Zrozumiałam, że powiedziałeś mi prawdę o swoim
uczuciu. Jednak ciągle był we mnie żal, że nie zaufałeś mi, że posunąłeś się do
obsypywania mnie tymi prezentami, żeby mnie kupić. Kiedy znalazłam tę kartkę od
Sebastiana, zawalił mi się świat. Zrozumiałam, że to jedna, wielka intryga, byś
miał nade mną kontrolę. Nie mogłam tego pojąć. Znałeś mnie dobrze i musiałeś
wiedzieć, że ja nigdy nie zrobiłabym nic przeciwko tobie. Nie wykorzystałabym w
żaden sposób tych udziałów, bo nie należały do mnie. Chciałam umrzeć. Kochałam
cię, a ty igrałeś z moimi uczuciami. Wtedy przyszła z pomocą Marysia. Zaprosiła
mnie tutaj. Jej znajomy załatwił mi rozmowę kwalifikacyjną z właścicielem firmy
modowej „Nakkna”. Moje kwalifikacje wystarczyły do tego, by móc zostać jego
asystentką. Potem okazało się, że jestem w ciąży. Byłam zrozpaczona. Tak bardzo
chciałam o tobie zapomnieć, a tymczasem urodziłam dziecko, które do złudzenia
przypomina ciebie. Tu mają bardzo dobrze rozwinięte zaplecze socjalne. „Nakkna”
dysponuje żłobkiem i przedszkolem. Wożę małą codziennie do pracy, bo karmię ją
jeszcze piersią. To bardzo komfortowa sytuacja, bo w godzinach karmienia mogę
zejść na dół do żłobka i dać jej jeść. Świetnie zarabiam. Sporo posyłam do
domu, ale i sporo mi zostaje. Jestem prawą ręką szefa i nie mogę tak z dnia na
dzień powiedzieć mu, że odchodzę. Muszę go na to przygotować. Mam nadzieję, że
to rozumiesz?
Słuchał
tego, co mówiła w największym skupieniu. Przycisnął jej dłoń do ust i
powiedział cicho.
- Czy to znaczy, że jak już pozałatwiasz
wszystko wrócisz do Polski, wrócisz do mnie? – Uśmiechnęła się promiennie.
- Wrócę. Przecież jesteś miłością mojego życia
a dziecko powinno mieć ojca.
Zsunął się
na klęczki i objął ją.
- Nawet nie wiesz jak bardzo jestem
szczęśliwy. Kocham cię. Jesteś najlepszym, co przytrafiło się w życiu. Ty i
Hania.
- A gdzie ty się właściwie zatrzymałeś?
- W Fyris Hotel. Mam tam wynajęty pokój.
- To może przeniósłbyś się tutaj? Jest gdzie
spać, a mała powinna się chyba do ciebie przyzwyczaić. Jutro możemy się wybrać
na spacer. Oprowadzę cię po mieście i pokażę firmę.
Szeroki
uśmiech rozlał się na jego twarzy.
- Naprawdę mógłbym? Dziękuję, jesteś
wspaniała. To zaledwie dwadzieścia minut drogi stąd. Obrócę raz dwa.
- Poczekaj. Spokojnie. Zadzwonię po Marysię.
Ona ma samochód. Podwiezie cię. Będzie szybciej. Ty pojedziesz do hotelu a ja w
tym czasie nakarmię małą i przygotuję jakiś obiad – wybrała numer Mani i
pokrótce przedstawiła jej sytuację.
– Za chwilę będę – usłyszała w słuchawce.
– No załatwione. Zaraz tu będzie.
- Ona chyba mieszka niedaleko, prawda?
- Mieszka w klatce obok w dwupoziomowym
mieszkaniu. Wie również wszystko o nas, więc nie musisz nic ukrywać. –
Uśmiechnął się.
- Nie mam najmniejszego zamiaru. Koniec
niedomówień – podszedł do niej i ucałował ją czule. – Dogoniłem swoje szczęście
i nie wypuszczę go już z rąk.
Uwinęli
się bardzo sprawnie. Marysia zaczekała w samochodzie przed hotelem, a on porwał
swoją walizkę i szybko zbiegł do recepcji. Przeprosił za kłopot i wymeldował
się.
- Naprawdę ją kochasz? – spytała Mania, gdy
wracali już z powrotem.
- Bardzo. Uwierz lub nie, ale przez te
wszystkie miesiące bez niej myślałem, że oszaleję. Kocham ją całym sercem.
Wybaczyła mi, a ja zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby wynagrodzić jej całą
krzywdę, której przeze mnie doznała. Hania jest taka do mnie podobna. Nie
spodziewałem się, że zastanę tu dwa skarby. Jestem szczęśliwy, naprawdę
szczęśliwy, że je mam. Mówiła, że znasz naszą historię. Powiem ci tylko, że
rozwiodłem się z żoną. Jestem już wolnym człowiekiem.
- Myślę, że ta cała sytuacja wyszła ci tylko
na korzyść. Mam na myśli to, że jednak się zmieniłeś. Z tego co mówiła o tobie
Ula wywnioskowałam, że nie byłeś za bardzo odważny. Nie potrafiłeś się
sprzeciwić woli rodziców.
- To delikatnie powiedziane. Byłem śmierdzącym
tchórzem. Ten ślub zmienił wszystko. Zmienił mnie. Teraz jestem już innym
człowiekiem. Człowiekiem, który ma własne zdanie i nie daje sobą manipulować.
Jestem o wiele silniejszy psychicznie niż kiedyś.
- To dobrze. Dobrze dla was obojga. Ona musi
się poczuć bezpieczna. Teraz nie myśli tylko o sobie, ale też o Hani. Mam
nadzieję, że zapewnisz jej to wszystko.
- Daję słowo honoru. Już dość wycierpiała
przeze mnie.
Weszli do
domu i zastali Ulę w kuchni.
- Jesteście już. Zostaniesz na obiedzie Maniu?
- Nie Ula. Lars ma przyjechać. Wybieramy się
do kina a potem na kolację. No, lecę. Trzymajcie się. - Kiedy wyszła, Ula
zwróciła się do Marka.
- W salonie zrobiłam miejsce w jednej z komód.
Tej po prawej stronie. Tam możesz wypakować rzeczy. Zaraz podam obiad.
Zrobił jak
mówiła. Gdy ułożył ostatnie koszule usłyszał płacz.
- Pójdę do niej Ula. Może uda mi się ją
uspokoić – podszedł do łóżeczka małej i wziął ją na ręce. – No co tam
maleństwo? Dlaczego płaczesz? Nie trzeba płakać. Zobacz jakie śliczne masz
zabawki. Tata da ci misia. Jest mięciutki i puchaty. – Mała przestała płakać w
momencie. Wpatrywała się w jego twarz i słuchała tego kojącego, spokojnego
głosu. Rączką przejechała mu po policzku. Roześmiał się. – Sprawdzasz Haniu,
czy tata też ma takie dołeczki jak ty? Też ma. Takie same. Identyczne. Kocham
cię maleńka.
Ula stała
już od jakiegoś czasu w drzwiach oparta o futrynę i przysłuchiwała się temu
monologowi. Poleciały jej łzy. Był taki czuły i opiekuńczy. – Będzie dobrym ojcem. Ma wspaniałe zadatki na
takiego – pomyślała.
- Chodź Marek. Zabierz Hanię i tego misia.
Obiad na stole. Mała pobawi się w kojcu.
Zajadał ze
smakiem.
- To jest pyszne Ula. Świetnie gotujesz. Za to
w poniedziałek ja ci ugotuję obiad. Jak wrócisz z pracy będzie na ciebie
czekał. – Spojrzała na niego z powątpiewaniem.
- Ty ugotujesz obiad? A potrafisz?
- Potrafię Ula. Od miesięcy gotuję sam.
Obrzydło mi żarcie w knajpach. Poczytałem trochę przepisów i wypróbowałem je. Nie
otrułem się i żyję, więc nie jest tak źle. O której wracasz z pracy?
- Kierowca przywozi mnie około szesnastej
trzydzieści. A ty? Do kiedy zostajesz w Szwecji?
- Wziąłem dwa tygodnie urlopu. Mamy więc
trochę czasu dla siebie. Może przekonasz szefa, że chcesz wrócić do kraju?
- Chcę wrócić Marek i to nie wiesz jak bardzo.
Tęsknię za tatą i dzieciakami. Hanię widzieli tylko na skypie. Bardzo chcą ją
uściskać i przytulić. Wiesz co powiedział tata, gdy pierwszy raz ją zobaczył?
„Córcia, jaka ona podobna do Dobrzańskiego”. – Marek roześmiał się a potem
spoważniał.
- Boję się spotkania z twoim ojcem. Skóra mi
cierpnie jak sobie pomyślę, jakie on ma o mnie zdanie.
- Nie zabije cię przecież. Jest szczęśliwy, że
ma wnuczkę, a poza tym już dawno wyjaśniłam mu naszą sytuację. Nie wiedziałam
tylko, że rozwiedziesz się z Pauliną i do mnie przyjedziesz. On uważa, że Hania
powinna mieć ojca i na pewno się ucieszy, że jesteśmy już razem. Bo jesteśmy,
prawda? – spytała z obawą. Przytulił ją do swojego boku.
- Jesteśmy kochanie i tak już będzie do końca
naszych dni. Nie potrafię bez ciebie żyć i bez tej małej kruszynki też.
Jesteście dla mnie wszystkim.
Te dwa
tygodnie mijały szybko. Za szybko. Poznał miasto. Poznał „Nakknę” i poznał
Nilssona, który obiecał mu, że jak tylko zapozna się z ofertą F&D i ona go
zainteresuje, być może nawiąże współpracę z nim. Ula opowiedziała szefowi o
wszystkim. O tym, że Marek ją odnalazł i że ją kocha. Ucieszył się, że ma córkę
i bardzo pragnie, by obie wróciły do Warszawy, bo chce z nimi być. Nilsson
okazał się bardzo mądrym człowiekiem.
- Nie będę cię zatrzymywał Ula, choć bardzo
będzie mi tu ciebie brakować. Jednak twoje szczęście jest najważniejsze.
Szczęście i rodzina, którą stworzysz wraz z Markiem. Ja już dziś dam ogłoszenie
do prasy. Może będę miał farta i trafi mi się kolejna taka perełka jak ty?
Uściskała
go serdecznie słysząc te słowa.
- Wyjechałabym razem z nim. To jeszcze niemal
dwa tygodnie, bo na tyle przyjechał. Mam nadzieję, że zgłosi się w tym czasie jakaś
kompetentna osoba.
- Dobrze Ula. Ty popracuj jeszcze tydzień.
Pozamykaj mi rozpoczęte sprawy. Potem masz wolne aż do wyjazdu. Musisz przecież
zlikwidować mieszkanie, a to trochę trwa.
Była mu
wdzięczna za jego dobroć, wyrozumiałość i życzliwość. Był wspaniałym szefem i
wspaniałym człowiekiem.
Powiedziała
Markowi o swoich planach i o tym, że chce wracać razem z nim. Fruwał ze
szczęścia. Nie sądził, że uda jej się wyjechać tak szybko.
- Uwielbiam cię i kocham nad życie.
ROZDZIAŁ 12
W piątek
ostatecznie pożegnała się z „Nakkną”. Uściskała Nilssona i Ruth. Nie obyło się
bez łez i wzruszeń. Nilsson potwierdził, że wszystkie należności zostały już
przelane na jej konto. Pożegnał się i Marek, który wraz z Hanią towarzyszył
tego dnia Uli. Zapewnił Szweda raz jeszcze, że jak najszybciej przyśle mu
katalogi kolekcji i będzie z nim w kontakcie. Sam dostał kilka od Nilssona z
zamiarem pokazania ich Pshemko. Kiedy wyszli już z budynku „Nakkny” spytał.
- To co teraz Ula? Mamy zaledwie tydzień na
załatwienie wszystkiego. - Uśmiechnęła się do niego szeroko.
- Nie martw się. Damy radę. Nawet już dzisiaj
możemy zabrać się za pakowanie rzeczy. Część z nich trzeba wysłać do Rysiowa.
Część zostawię moim przyjaciołom. Poznasz ich w niedzielę. Zaprosiłam ich
wszystkich na pożegnalną kolację. Jeszcze dzisiaj trzeba zadzwonić do Rysiowa i
poinformować tatę. Musimy z nim porozmawiać oboje. Tak chyba będzie najlepiej.
W sobotę wyskoczymy jeszcze do Uppsali, do rodziców Marysi. Z nimi też powinnam
się pożegnać. W tygodniu pójdę do banku. Przeleję pieniądze na moje konto w
Polsce a to tutaj zamknę. I to chyba wszystko. A, jeszcze bilet dla mnie i
Hani.
- Tym to już ja się zająłem. Masz bilet. Hania
go nie potrzebuje, bo jest jeszcze malutka. Wczoraj załatwiłem telefonicznie.
Odbierzemy na lotnisku. – Kolejny raz obdarowała go pięknym uśmiechem.
- A mówiłam, że damy radę? Teraz jednak chodźmy.
Zrobimy po drodze jakieś zakupy na niedzielę. Coś trzeba podać tym głodomorom –
zachichotała.
Po
wspólnie przygotowanym obiedzie zabrali się za pakowanie rzeczy. Hania spała w
swoim łóżeczku a oni starali się zachowywać jak najciszej. Jutro miały
powędrować do Polski dwa ogromne pudła wypchane rzeczami Uli i małej.
- W poniedziałek będę musiała pójść jeszcze do
zarządcy osiedla, by rozwiązać umowę na wynajem mieszkania. Marysia obiecała
mi, że meblami zajmie się razem z naszymi przyjaciółmi. Każdy z nich coś
weźmie. Nawet na przewijak znalazł się chętny.
Pracowali
do wieczora. Ula nakarmiła Hanię i usiadła wraz z nią i Markiem przed
komputerem. Połączyła się szybko z Rysiowem i już po chwili witała się z ojcem.
- Dobry wieczór tatusiu. Dzwonię do was, bo
ostatnio wiele zmieniło się w moim życiu i wiele się wydarzyło. Jednak
najważniejsze jest to, że w następną sobotę wracam do Polski. Wracam do was już
na zawsze.
Widziała
jak po policzkach ojca toczą się ogromne łzy.
- Naprawdę? Wracasz? Córcia, to najlepsza
wiadomość jaka może być. Zaraz zawołam dzieciaki. Ależ się ucieszą.
Po chwili
już widziała roześmiane twarze rodzeństwa przyklejone do monitora.
- Ulka, może przyjadę po was na lotnisko? Nie
dasz sobie rady z bagażem i z małą.
- Dziękuję Jasiu, ale to nie będzie konieczne.
Jest jeszcze coś, co powinniście wiedzieć. Mówiłam wam, że ojcem Hani jest
Marek Dobrzański. On mnie odnalazł i przyjechał tu tydzień temu. Okazało się,
że rozwiódł się z żoną i bardzo pragnie być częścią naszego życia. Mojego i
Hani. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i postanowiliśmy dać sobie jeszcze jedną
szansę. On też chciałby z wami porozmawiać.
Marek
przysunął się bliżej monitora.
- Dobry wieczór panie Józefie. Cześć Jasiek,
cześć Betti. Panie Józefie, nie ukrywam, że bardzo obawiam się tej rozmowy a
przede wszystkim tego, co pan może sobie o mnie pomyśleć, jednak mam nadzieję, że
to, co za chwilę powiem trochę mnie usprawiedliwi. Nigdy nie chciałem Uli
skrzywdzić. Kochałem ją i nadal kocham bardzo mocno. Jednak pewne moje uczynki
spowodowały, że ona poczuła się oszukana i uciekła ode mnie. Byłem wówczas zbyt
słaby, by o nią walczyć. Uwikłany w związek z kobietą, której nienawidziłem z
całej duszy, musiałem się poddać woli rodziców i poślubić ją. To małżeństwo nie
trwało długo. Ja ciągle kochałem Ulę i nie mogłem się przemóc, żeby żyć z tą
kobietą. W końcu zbuntowałem się. Miałem jej tak dość, że już nie mogłem z nią
dłużej być. Rozwiodłem się i było mi już wszystko jedno, co zrobią moi rodzice
i co zrobi ona. Ja tylko chciałem być z Ulą, a cała reszta była bez znaczenia.
Długo jej szukałem. Byłem nawet u was w Rysiowie i pytałem o nią, pamięta pan?
Ukryła się tak dobrze, że nawet doświadczony detektyw, którego wynająłem, miał
spore trudności, by ją odnaleźć. Jednak w końcu udało mu się. Jak tylko
przesłał mi adres spakowałem się i przyleciałem do Sztokholmu. Nie miałem
pojęcia, że zamiast jednego skarbu zastanę tu dwa. Dla mnie najcenniejsze.
Dlatego pozwoli pan, że korzystając z tego, że oglądacie nas teraz wszyscy,
wykorzystam ten moment. Wiem, że powinienem w tej chwili uklęknąć, ale wtedy
nie widzielibyście niczego – wyjął z kieszeni spodni małe niebieskie pudełeczko
i otworzył je. – Ula. Zawsze cię kochałem, kocham i będę kochał aż do śmierci. Przysięgam
to w obecności twojej rodziny. Ty i Hania jesteście dla mnie największym
szczęściem. Czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Tak ją
zaskoczył, że nie mogła wydobyć z siebie głosu. Zamiast niej odezwał się
Cieplak.
- Co ty na to Ula? - Potrząsnęła głową, jakby
budziła się z letargu.
- Tak… Tak… Zgadzam się, przecież jesteś całym
moim życiem. – Wsunął jej pierścionek na palec i ucałował jej słodkie usta.
- Dziękuję kochanie. Jestem najszczęśliwszym z
ludzi – odwrócił twarz do monitora. – Mam nadzieję, że wybaczycie mi i
przyjmiecie do swojej rodziny. – Józef uśmiechnął się.
- Marek, bo chyba już teraz mogę się tak do
ciebie zwracać, nie mieliśmy pojęcia, że ciebie z Ulą coś łączy, dopóki nie
wyszła sprawa z jej ciążą. Dopiero wtedy opowiedziała i wyjaśniła nam tę
skomplikowaną sytuację. Mała jest do ciebie bardzo podobna. Zaraz to
zauważyłem, gdy tylko Ula pokazała nam ją po raz pierwszy. Bardzo ją kochamy i
już nie możemy się doczekać, kiedy będziemy mogli ją uściskać. A waszej miłości
nie mógłbym się sprzeciwić, bo unieszczęśliwiłbym tym was oboje. Czekamy na was
i bądź pewien, że przyjmiemy cię z otwartymi ramionami. Najważniejsze, że
jesteś wolny i że kochasz moją córkę.
Marek był
wzruszony. Podziękował Józefowi za tyle ciepłych słów.
- Jeszcze Ula chciała wam coś powiedzieć.
- Tato, posyłam jutro do domu dwa wielkie
kartony z rzeczami moimi i Hani. Na pewno dojdą przed naszym przyjazdem, więc
odbierzcie je i dajcie do mojego pokoju. Będę wypakowywać po powrocie. Jasiek,
na lotnisko nie przyjeżdżaj, bo Marek zostawił na parkingu przed nim samochód i
zawiezie nas prosto do Rysiowa. Będziemy koło jedenastej, bo wylot mamy o
siódmej trzydzieści. Już się nie mogę doczekać kiedy was uściskam. Strasznie
tęskniłam.
- I my tęskniliśmy córcia. Czekamy na was w
takim razie w sobotę. Do zobaczenia – rozłączyli się, a Marek dopiero teraz
ukląkł przed Ulą i całując jej dłonie płakał ze szczęścia.
- Dziękuję ci skarbie, że się zgodziłaś. To
było dla mnie bardzo ważne, bym mógł zacząć z wami nowe życie.
- A ja jestem jeszcze bardziej szczęśliwa, bo
spełnia się mój nierzeczywisty sen, by zawsze być u twego boku.
Hania
zasnęła. Stali dłuższą chwilę przy jej łóżeczku i wpatrywali się w spokojną twarz
cicho posapującej dziewczynki. Objął swoje szczęście ramieniem i przytulił do
siebie.
- Tak właśnie wyobrażałem sobie rodzinę Ula –
wyszeptał. – Cichy, ciepły, przytulny dom, ukochana żona u boku i spokojnie
śpiące dziecko. Nie mógłbym marzyć o niczym więcej. – Spojrzała mu w oczy i
pogładziła policzek.
- Kocham cię. Zawsze będę cię kochać. Po
naszym rozstaniu postanowiłam, że już nigdy w moim życiu nie będzie żadnego
mężczyzny, bo każdego porównywałabym do ciebie. Rozpaczliwie tęskniłam, ale
wiedziałam, że muszę zabić w sobie tę tęsknotę, bo już nigdy nie będziemy
razem. To, co wydarzyło się przez te ostatnie dni, to jak najpiękniejszy sen, z
którego już nigdy nie chcę się obudzić. Kochaj się ze mną Marek. Chcę cię
poczuć, zachłysnąć się twoim zapachem, przypomnieć sobie twoje ciało.
Słuchał
jej słów jak najpiękniejszej muzyki. Przylgnął z czułością do jej ust a potem
oderwawszy się od niej poprowadził do jej pokoju. Czas stanął w miejscu, a on
kochał się z nią tak jak kiedyś w tym SPA, żarliwie, gorąco, namiętnie.
Wreszcie ją miał tak blisko. Najbliżej jak tylko mógł i czuł, że skrzydła mu
rosną u ramion a szczęście rozwija je i unosi go do prawdziwego raju. Przez
tyle długich miesięcy nie miał żadnej kobiety. Od czasu tego wspólnego wyjazdu
z Ulą, nie zbliżył się do żadnej, bo żadna nie była nią. Krzyknęła. Z jego
gardła też wydobył się krzyk ulgi. Błogie odprężenie rozlało się po jego ciele.
Znów całował jej usta delikatnie i zmysłowo.
- Czy wiesz Ula, że od czasu kiedy byliśmy
razem nie miałem innej kobiety? Nie mogłem się przełamać, by być z Pauliną. Nie
mogłem się przełamać, by mieć jakąkolwiek inną. Chciałem tylko ciebie. Gdybym
cię nie odnalazł, nadal żyłbym jak mnich. Nawet w myślach nie chciałem cię
zdradzać, bo byłaś i jesteś tą jedną jedyną.
- Naprawdę to doceniam Marek. Myślę, że bardzo
się zmieniliśmy a ty na pewno. Oboje, mimo że nie byliśmy razem, podjęliśmy
podobne decyzje. Gdybyś był inny, pogodziłbyś się z istniejącym stanem rzeczy i
nie szukałbyś mnie z taką determinacją. To największy dowód miłości, jaki
mogłeś mi dać. Bardzo cię kocham.
W sobotni
ranek zapakowali się do samochodu Marysi i ruszyli do Uppsali. Dolińscy już
wiedzieli, że Ula wraca do Polski. Wiedzieli też, że przyjedzie wraz z ojcem
Hani pożegnać się z nimi. Czekali też na nich już od samego rana. Przywitanie
było bardzo wylewne. Ucałowali Hanię, a Dolińska zaraz wzięła ją na ręce. Ula
przedstawiła im Marka.
- To Marek Dobrzański, ojciec Hani, a od
wczoraj mój narzeczony.
- Och Ula! Tak się cieszę. Nareszcie nie będziesz
sama a i Hania wreszcie będzie miała prawdziwego ojca. Gratuluję wam kochani z
całego serca. Żeby jeszcze moja Marysia chciała nam dać taka wspaniałą wnuczkę,
to więcej do szczęścia nie byłoby nam potrzebne.
- Mamo! – obruszyła się Mania. – Żebyś nie
wypowiedziała tych słów w złą godzinę. Kto wie? Może to szybciej nastąpi niż
myślisz. Lars coś kombinuje i sądzi, że niczego się nie domyślam. Podejrzewam,
że w niedługim czasie będzie się chciał oświadczyć.
- Byłoby wspaniale - rozmarzył się Doliński. –
Lars, to bardzo poukładany, przedsiębiorczy i miły człowiek. Polubiliśmy go a i
tobie chyba nie jest obojętny. Mamy nadzieję, że przyjmiesz te oświadczyny? - Marysia
uśmiechnęła się pod nosem i puściła oczko do Uli.
- No przyjmę, przyjmę. Kocham go przecież.
- No dobrze. Teraz jednak chodźmy. Pewnie
zgłodnieliście. Kawa zaparzona a i śniadanie na stole – Dolińska zaganiała
wszystkich do domu.
Marek był
pod urokiem tych ludzi. Prostych, serdecznych i niezwykle gościnnych. Żegnali
ich z żalem.
- Musicie przyjechać do Polski. Lot jest
krótki i nie umęczycie się, a tam już się wami zajmiemy. Tata bardzo by się
ucieszył z waszej wizyty. Pomyślcie o tym, dobrze?
- Pomyślimy Ula. Jak na nasze lata jesteśmy w
niezłej formie i trzymamy się jakoś. Do Polski nie przyjeżdżaliśmy, bo nie mamy
tam już żadnej rodziny. Nie było do kogo wracać, ale do was chętnie
przyjedziemy. Musimy zobaczyć jak rośnie wasza kruszynka. Będziemy tęsknić za
wami a za małą szczególnie.
W
niedzielne popołudnie w mieszkaniu Uli zebrała się cała grupa szwedzkich
przyjaciół. Ula przedstawiła im Marka a Markowi ich. Rozmawiali po angielsku.
Przy pomocy Marysi przygotowali smaczną kolację składającą się niemal w całości
ze szwedzkich dań.
- Będzie nam ciebie brakowało Ula – stwierdził
Anton. – Przyzwyczailiśmy się do ciebie i pokochaliśmy tę małą ślicznotkę. –
Ula poklepała go po ramieniu.
- Nie martw się Anton. Zawsze możecie przecież
nas odwiedzić. Żadne z was nie było jeszcze w Polsce. To ładny kraj, choć tak
pięknych krajobrazów jak tu w Szwecji, tam nie ma. Są jednak inne. Dla nas
najpiękniejsze i te jak przyjedziecie, będziecie mogli zobaczyć. Nie wiem jak
to jeszcze będzie i jak wszystko się ułoży. Ale jak już oboje z Markiem
poukładamy sobie wszystko, wtedy znajdziemy czas i dla was.
- To prawda – odezwał się Marek. – Wiem jak
bardzo Ula ceni sobie waszą przyjaźń i wiem jak bardzo pomagaliście jej, by nie
czuła się w tym kraju obco i źle. Ja już teraz zapraszam was wszystkich na nasz
ślub. Jeszcze nie wiem kiedy się odbędzie, bo o tym nie rozmawialiśmy. Ja
chciałbym jak najszybciej. Jednak w pierwszej kolejności chciałbym załatwić
jedną rzecz, a mianowicie to, by Hania nosiła moje nazwisko. Pewnie zajmie to
trochę czasu, ale jak tylko to załatwię zaczniemy myśleć o ślubie. Nie będzie
to ślub z pompą, bo ani ja ani Ula takiego nie chcemy. Chcemy ślubu
kameralnego. Tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele. Mamy nadzieję, że
przyjedziecie na niego wszyscy jak tu siedzicie. - Potwierdzili zgodnie.
Poruszono
też sprawę mebli. Gunnar zaraz wyraził chęć zabrania kanapy. Sprzęty z
dziecięcego pokoju chciała wziąć Petra dla mającego się narodzić dziecka swojej
siostry, a kuchenne meble i te z pokoju Uli miały powędrować do Bosse.
- Ja zdam klucze Ula – zadeklarowała się
Marysia – jak już mieszkanie będzie puste. Ty tylko idź rozwiązać umowę na
wynajem, bo tam potrzebny jest twój podpis.
W ciągu
tygodnia pozałatwiała wszystko. Mieszkanie powoli pustoszało. Na ostatnią noc
przenieśli się do Marysi. Rano miała ich zawieźć na lotnisko do Bromma. Dzień
wcześniej kupili jeszcze nosidełko dla Hani. Tamto było już za małe i oddali je
Petrze, podobnie jak wózek. To, które kupili Ula mogła zarzucić na ramiona i umieścić
w nim Hanię.
Wstali
wcześnie i po lekkim śniadaniu Marysia wyprowadziła samochód z garażu.
Zapakowali podręczny bagaż i ruszyli. Na lotnisku czekała ich prawdziwa
niespodzianka. Zobaczyli wszystkich swoich przyjaciół a największym
zaskoczeniem był widok Nilssona i Ruth. Ula popłakała się z tego wielkiego
wzruszenia. Uściskała serdecznie wszystkich dziękując im za przyjaźń i wielkie
wsparcie podczas całego swojego pobytu. Nilsson szepnął jej tylko, że przyjął
dziewczynę na jej miejsce i ma nadzieję, że będzie równie kompetentna jak ona.
Ruth również pociekły łzy. Przyzwyczaiła się do Uli i polubiła ją, a jej nieco
surowy charakter znacznie złagodniał przy sympatycznej Polce. Długo machali im
wszyscy zanim nie zniknęli za bramkami prowadzącymi do odprawy.
Po
godzinie i czterdziestu minutach samolot obniżył lot, by wreszcie osiąść na
pasie startowym warszawskiego lotniska. Hania usnęła w ramionach Uli i nawet
lądowanie jej nie obudziło. Przeszli przez halę przylotów i wyszli na parking.
Już z daleka zauważyła srebrnego Lexusa Marka. Uśmiechnęła się.
- Nie zmieniłeś samochodu? To dobrze. Lubię
go.
Zapakował
bagaże i już usadowiwszy je i siebie w środku powiedział.
- Kochanie, zanim dotrzemy do Rysiowa,
zatrzymamy się jeszcze przy sklepie z fotelikami dla dzieci. Nie możesz ją
wieźć na kolanach, to wbrew przepisom. Kupię taki fotelik i ułożymy ją z tyłu,
dobrze?
- Dobrze. Dziękuję, że pomyślałeś. Jedźmy już.
Zakup
fotelika nie trwał dłużej jak dziesięć minut. Marek zdecydował się natychmiast
i natychmiast zamontował go na tylnym siedzeniu. Ula przeniosła małą, która
rozglądała się dokoła gaworząc cicho. Marek przypiął ją pasami i ruszyli w
dalszą drogę.
Czekali na
nich przy bramie wjazdowej. Czekali wszyscy. Jasiek poznał samochód Marka i
krzyknął.
- Jadą tato! Jadą!
Marek
zaparkował delikatnie obok nich i wysiadł z samochodu. Pomógł wysiąść Uli,
która już wylądowała w objęciach rodziny a sam wyjął z fotelika Hanię i
podszedł do nich.
- Dzień dobry wszystkim – przywitał się. Józef
oderwał się od córki i przyjaźnie spojrzał na Dobrzańskiego.
- Witaj Marek, witaj. Bardzo się cieszę, że
mamy wreszcie was wszystkich na miejscu. Pokaż mi to cudo - wziął od Marka
Hanię i przytulił ją. Wzruszony ucałował jej policzki.
- Moja wnusia. Moja kochana. Witaj maleńka.
Witaj Kropeczko. Jesteś taka śliczna, a dziadek jest z ciebie bardzo dumny.
Po kolei
lądowała w ramionach Jaśka i Beatki. Aż dziw, że nie była wystraszona. To
dzięki tym częstym rozmowom z domem i temu, że Ula za każdym razem pokazywała jej
dziadka i swoje rodzeństwo, mała zdążyła się oswoić z ich widokiem i nie bała
się ich ani nie płakała. Gaworzyła tylko po swojemu i uśmiechała się wdzięcznie
ukazując te słodkie dołki odziedziczone po Marku i dwa mleczne zęby, które
zaczęły się jej dość wcześnie wyrzynać w dolnej szczęce.
- No ale kochani chodźmy do domu. To jeszcze
nie pora obiadowa, ale mam ciasto i świeżo parzoną kawę – zadysponował Józef.
Aż do
obiadu Ula opowiadała im o życiu w Szwecji, o firmie i o Dolińskich. Po
obiedzie, gdy Jasiek poszedł do siebie a Betti zajęła się Hanią, usiedli wraz z
Józefem w pokoju gościnnym i wtedy on zapytał.
- Ja chciałbym wiedzieć jakie wy macie plany,
bo o nich nie usłyszałem ani słowa.
- To może ja powiem – odezwał się Marek. –
Bardzo chciałbym, by Ula i Hania zamieszkały ze mną. Mam duże mieszkanie na
Siennej w Warszawie i na pewno się pomieścimy. Jednak zanim to nastąpi to wy
najpierw musicie się nią nacieszyć i jeśli nie ma pan nic przeciwko temu, ja
będę dojeżdżał. Muszę też przygotować mieszkanie. Urządzić pokój dla małej. Jutro
niedziela, ale sklepy są otwarte. Może mógłbym przyjechać i zabrać cię Ula na
zakupy? Trzeba kupić łóżeczko dla Hani. Tu chyba też by się przydało. Poza tym
jakieś mebelki i chyba wózek, ale ty wiesz lepiej, czego ona potrzebuje.
Zabrałbym cię też na Sienną, żebyś obejrzała mieszkanie. W przyszłym tygodniu
zacznę załatwiać sprawy związane ze zmianą nazwiska Hani. Jest moją córką i
bardzo pragnę, by nosiła moje. Jak tylko to załatwię, pomyślimy o dacie ślubu.
Ja dość się wyczekałem na Ulę i nie chcę dłużej zwlekać. Chcę, żebyśmy pobrali
się jak najszybciej i stali się prawdziwą rodziną. Powinienem też chyba
oficjalnie przedstawić cię swoim rodzicom. Wprawdzie oboje cię znają, ale nie
wiedzą nic o Hani. Jednak najpierw pozałatwiam rzeczy, które wymieniłem
wcześniej.
- Bardzo się cieszę Marek, że podchodzisz do
sprawy tak poważnie i rozsądnie. To dobry plan. Ja jednak najbardziej
zadowolony jestem z faktu, że Hania będzie miała ojca, a Ula męża. W tej
społeczności nadal tkwią głęboko zakorzenione stereotypy i nie do przyjęcia
jest tutaj panna z dzieckiem. Nie miałaby tu życia, a sąsiedzi wytykaliby ją
palcami. Dlatego cieszę się, że nie chcesz odkładać tego ślubu.
Siedział u
Cieplaków do późnego wieczora. Potem ucałował swoje dwa skarby i z obietnicą,
że zjawi się jutro rano, odjechał na Sienną. Ula po uśpieniu Hani przysiadła
jeszcze przy stole w kuchni. Józef wchodząc pogładził ją po głowie i przysiadł
obok.
- I co córcia. Szczęśliwa jesteś?
- Bardzo. On mnie naprawdę kocha tato.
Opowiadał mi z jaką determinacją mnie szukał. Wynajął detektywa. To o czymś
świadczy, prawda? Przeciwstawił się rodzicom i przez to nie jest z nimi w
najlepszych stosunkach. O ile ojciec wydaje się go rozumieć, tak matka zupełnie
nie. Ciągle ma mu za złe, że nie potrafił pokochać Pauliny, którą uważa za
córkę. Trochę dziwne podejście, prawda? Jak można zmuszać kogoś do miłości? Matka
powinna stać murem za swoim dzieckiem, a ona trzyma stronę kobiety, która
zrobiła z życia jej syna piekło na ziemi. Jestem pewna, że nie zaakceptuje
mnie. Jest mi to jednak obojętne. Nie musi tego robić, bo to nie z nią spędzę
resztę życia tylko z Markiem. Kocham go i on mnie kocha. Mamy dziecko i to dla
niego powinniśmy się poświęcić. On stał się bardzo stanowczy tato i bardzo
odpowiedzialny. Już od dawna nie ulega woli rodziców. Akurat w jego przypadku
to, że zbuntował się przeciwko nim, wyszło mu na korzyść, bo umocniło jego
charakter – pogładziła spracowaną dłoń ojca. – Pójdę się położyć. To był
intensywny dzień, a Hania pewnie już od szóstej zacznie marudzić. Dobranoc
tatusiu – cmoknęła ojca w policzek i powędrowała do swojego pokoju.
Zjawił się
o dziesiątej rano. Przywitał się czule z Ulą i z Hanią. W czasie, gdy Ula się
szykowała do wyjścia, baraszkował z małą na dywanie. Raczkowała, a on na
kolanach podążał za nią. Łaskotał ją a ona wydawała z siebie radosne piski i
łapała go za policzki. Był szczęśliwy, że ta mała istotka w tak krótkim czasie
przywykła do niego i na jego widok wyciągała rączki.
Zostawili
Hanię pod opieką dziadka a sami pojechali do Warszawy. Udało im się kupić wózek,
dwa łóżeczka wraz z pościelą dla małej i zamówić mebelki do jej pokoju. Obiad
zjedli na mieście a po nim Marek zawiózł Ulę na Sienną. Spodobało jej się to
wielkie, przestronne mieszkanie. Urządził je ze smakiem, choć dość oszczędnie.
Sama nie lubiła zagraconych pomieszczeń i chyba nie chciałaby w nim nic
zmieniać.
- Ślicznie tu – odwróciła uśmiechniętą twarz
do Marka. – Podoba mi się. To gdzie chcesz urządzić pokój Hani?
- Chodź. Pokażę ci. Poszedł w głąb mieszkania
i otworzył jedne z drzwi. – Spójrz. Ten pokój jest najmniejszy, ale i tak dość
spory i ustawny. Tuż obok jest moja sypialnia. Będziemy słyszeć, kiedy będzie
płakać – otworzył kolejne drzwi. – Jeśli chcesz coś tutaj zmienić, to tylko
powiedz. Może łóżko chcesz inne? Ja kupię i urządzę wszystko tak jak zechcesz.
- Niczego nie zmieniaj, bo wszystko bardzo mi
się podoba. Przecież to nowe meble, szkoda je wyrzucać, a łóżko jest idealne. –
Zauważył, że się zarumieniła i przyciągnął ją do siebie.
- Cieszę się, że ci się podoba. Nie będę w
takim razie nic zmieniał tylko pokój Hani. Jest tam w głębi jeszcze jeden
pokój, który przeznaczyłem dla ewentualnych gości i kolejny stanowiący mój
gabinet i bibliotekę. Jednak od biedy i tam można spać. Chodźmy do salonu.
Napijemy się kawy i potem pojedziemy do Rysiowa. Chcę się jeszcze nacieszyć
maleństwem. Jutro zobaczę ją dopiero po południu.
ROZDZIAŁ 13
W
poniedziałkowy poranek nieco spóźniony przekroczył próg firmy i skierował kroki
do swojego gabinetu. Zastał w nim już swojego ojca i przywitał się z nim.
Dobrzański senior przyjrzał mu się uważnie.
- Chyba dobrze ci poszło w tym Sztokholmie, bo
nie wyglądasz na zmartwionego?
- Masz rację. Poszło znakomicie, a ja jestem
szczęśliwy. Wyjaśniliśmy sobie wszystko i zadecydowaliśmy, że już zawsze
będziemy razem. Tym bardziej, że okazało się, że mam córkę. Najpiękniejsze
dziecko na świecie i jest bardzo do mnie podobne.
- Masz córkę? Z Ulą? Jak to możliwe? – Marek
spojrzał na ojca krytycznie.
- No tato, chyba nie chcesz, żebym tłumaczył
ci takie rzeczy? Na pewno nie przyniósł jej bocian.
- Nie, nie, nie o to mi chodzi. Chodzi mi o
to, że jednak przed ślubem coś cię z nią łączyło.
- Nie coś, ale wielka miłość. Nikomu nie
życzę, by musiał rezygnować z czegoś tak pięknego na rzecz ślubu z kobietą, do
której nie czuje się kompletnie nic.
- Przykro mi synu, że musiałeś przez to
wszystko przejść. My myśleliśmy, że postępujemy właściwie, a twoje zachowanie
to jedynie chwilowy kaprys. Teraz wiem, że tak nie było. A więc mamy wnuczkę.
To bardzo dobra wiadomość. Wiesz jak bardzo czekaliśmy na wnuki.
- Wiem tato. Nie wiem tylko, czy powinieneś
się cieszyć. Mama czekała na potomstwo moje i Pauliny, a nie moje i Uli. Jeśli
jej nie zaakceptuje u mego boku, nie pogodzi się z tym, że kocham Ulę
najbardziej na świecie, lub ubliży jej, ja spowoduję, że nigdy nie będzie miała
kontaktu z Hanią.
- Hania – uśmiechnął się błogo Krzysztof. –
Piękne imię. A o matkę się nie martw. Ja z nią porozmawiam. Wiem, że nie miała
dobrego zdania o Uli, ale to się zmieni. Zobaczysz. Jak duża jest Hania?
- Ma siódmy miesiąc. Z dumą stwierdzam, że
jest moją wierną kopią. Takie same czarne i gęste włosy, identyczne oczy, układ
ust i dołeczki w policzkach. Jest śliczna i taka wesoła. Wszystko ją ciekawi i
lgnie do ludzi. Ostatnio bywa trochę marudna, bo wyrzynają jej się pierwsze
zęby.
Dobrzański
z przyjemnością chłonął te wieści. Rozmarzył się.
- Bardzo chciałbym ją zobaczyć synu.
- Zobaczysz. Jednak najpierw muszę zaadaptować
mieszkanie dla nich i załatwić sprawę zmiany nazwiska Hani, bo na razie nazywa
się Cieplak. Trochę mi się z tym śpieszy, bo tam w Sztokholmie oświadczyłem się
Uli, a ona zgodziła się zostać moją żoną. Chcę, byśmy jak najszybciej wzięli
ślub.
- Zmianę nazwiska? To chyba przez sąd. To tak,
jakbyś ją adoptował.
- Nie tato. To tak, jak uznanie ojcostwa. Sprawa
jest bardzo prosta i na pewno szybko to załatwię. Zaraz zadzwonię do naszego
adwokata. On będzie najlepiej wiedział, co zrobić i jakie dokumenty złożyć. A
co tutaj? Były jakieś problemy?
- Najmniejszych. Wszystko idzie gładko tak jak
mówiłeś.
- No dobrze. W takim razie dziękuję ci za to
zastępstwo. Teraz ja przejmuję stery.
- A ja wracam do domu. Muszę przekazać mamie
te dobre nowiny.
Ledwie za
ojcem zamknęły się drzwi, złapał za słuchawkę i wykręcił numer adwokata.
Streścił mu pokrótce w czym rzecz i powiedział, że zależy mu na czasie.
- Na pewno będzie potrzebny akt urodzenia
córki. To podstawa, a także zeznanie jej matki. One obie powinny być na
rozprawie. Odbędzie się tylko jedna a ja postaram się maksymalnie przyspieszyć
jej termin.
- Dziękuję mecenasie. Jeśli pan pozwoli, to
przywiozę ten akt jutro do pana biura, a pan niech już zacznie działać.
Tyle, co
skończył rozmawiać, usłyszał pukanie do drzwi i po chwili ujrzał wsuwającą się przez
nie głowę Sebastiana. Ten uśmiechnął się szeroko na widok przyjaciela.
- Jesteś! A ja tu siedzę jak na szpilkach – przywitał
się z Markiem uściskiem dłoni i przysiadł na kanapie. – No, opowiadaj.
Znalazłeś ją?
- Znalazłem Seba. To były bardzo wzruszające
chwile. Popłakaliśmy się oboje, ale też wszystko wyjaśniliśmy. Przywiozłem ją
do Polski. W ciągu dwóch tygodni pozałatwiała wszystkie formalności i dzięki
temu mogła wrócić ze mną. Oświadczyłem się jej i niedługo planujemy ślub. I
jeszcze jedna ważna rzecz. Mam z Ulą córkę. Siedmiomiesięczną dziewczynkę,
niezwykle uroczą i bardzo do mnie podobną.
- Zostałeś ojcem? – oczy Olszańskiego
przypominały wielkością dwie piłki golfowe.
- Bardzo dumnym ojcem Seba. Ula i Hania są
najważniejszymi osobami w moim życiu. Kocham je obie bardzo.
- No gratuluję stary. Pewnie jadąc tam nie
spodziewałeś się, że Ula ma dla ciebie taki prezent.
- Oczywiście, że nie. Do głowy by mi nie
przyszło. Wprawdzie detektyw uprzedził mnie, że ona codziennie do pracy wozi
dziecko w nosidełku, ale myślałem, że opiekuje się nim tylko. Jestem szczęśliwy
bracie. Ula, to jedyna kobieta, z którą pragnąłem mieć dzieci.
- A jak wygląda? Nadal nosi ten aparat?
- Wygląda cudnie. Zjawiskowo. Zupełnie inaczej
niż ją zapamiętałeś. Jest piękna, a aparat już dawno poszedł w zapomnienie.
Pozbyła się go tuż przed wyjazdem do Szwecji.
- Cieszę się Marek. Cieszę za was oboje.
Dręczyło mnie to, choć nie chciałem się do tego przyznać. Jak ją zobaczę, to na
pewno przeproszę. Nie zasłużyła sobie na to, co jej zrobiłem – podniósł się z
kanapy. - Będę leciał. Mam trochę roboty. Na razie.
Punkt
siedemnasta opuścił biuro. Mimo, że dzwonił dwukrotnie do Uli w ciągu dnia i
tak czuł podekscytowanie na myśl, że będzie mógł je przytulić i ucałować obie,
bo ma je już na wyciągnięcie ręki. Po niespełna pół godzinie parkował pod domem
Cieplaków. Drzwi otworzyło jego szczęście trzymając na ręku drugie szczęście.
Szeroki uśmiech przyozdobił mu twarz.
- Cześć moje kochane dziewczyny. Bardzo się za
wami stęskniłem - czule ucałował usta Uli i policzek swojej córeczki.
- Dobrze, że już jesteś. Podgrzałam obiad. Idź
umyj ręce a ja zaraz podaję. – Przywitał się też z resztą rodziny.
Siedział
przy stole pałaszując ze smakiem.
- I jak ci minął pierwszy dzień w pracy? –
Józef przysiadł na krześle i upił łyk zimnej herbaty.
- Dobrze. Ojciec rano przekazał mi wszystkie
informacje, więc jestem na bieżąco. Powiedziałem mu, że przywiozłem cię Ula i
powiedziałem mu o Hani. Widziałem, jak zabłyszczały mu oczy. Bardzo się
ucieszył, że ma wnuczkę. Podzieliłem się z nim swoimi obawami, co do mamy.
Zastrzegłem, że jeśli będzie próbowała komentować i robić ci nieprzyjemne uwagi
spowoduję, że nie będzie miała z Hanią kontaktu. Ma z nią porozmawiać. Bardzo
chce też zobaczyć małą. Obiecałem mu to. Nie masz mi za złe?
- Oczywiście, że nie. Mała powinna poznać
swoich dziadków, bez względu na to, czy twoja mama zaakceptuje ten stan, czy
nie. – Ucałował jej dłonie.
- Dziękuję skarbie. Jesteś bardzo wyrozumiała.
Dzwoniłem też do mojego prawnika, bo chciałem się dowiedzieć, jakie dokumenty
trzeba złożyć w sądzie o zmianę nazwiska Hani. On wszystko załatwi i napisze,
ja potrzebuję tylko akt jej urodzenia. Powiedział, że będzie tylko jedna
rozprawa, na której musisz być wraz z Hanią. Sprawa jest prosta, bo nie
walczymy o dziecko.
- To dobre wiadomości. Jak tylko zjesz,
popilnujesz małej a ja poszukam tego aktu.
To było
istne szaleństwo. Na kolanach ganiał za małą na dywanie w pokoju gościnnym
Cieplaków. Do zabawy dołączyła też Betti. Hania piszczała i śmiała się
radośnie, a oni na przemian łaskotali ją wywołując u niej kolejne ataki
śmiechu. Józef wbity w fotel też się nim zanosił co chwilę ocierając z oczu
łzy. Ta mała istotka wniosła tyle życia do ich domu. Ula stanęła w drzwiach
obserwując te harce. Mała śmiała się tak donośnie, że w końcu dostała czkawki.
-No dosyć tego dobrego – zarządziła Ula. –
Zachowujecie się jak dzieci i o ile nie dziwię się Betti, tak widok prezesa na
kolanach jest bezcenny – podniosła małą z podłogi i przytuliła. – Ty łobuziaku.
Stanowicie z tatusiem niezły duet. Weź ją Marek. Muszę jej dać pić, bo ta
czkawka ją zamęczy.
O siódmej
wieczorem wraz z Markiem wykąpała Hanię. Po raz pierwszy miał okazję kąpać
swoje dziecko i poczuł się naprawdę szczęśliwy. Mała uwielbiała wodę i gorliwie
topiła w niej swoją gumową kaczkę. Przebraną Ula zaniosła do swojego pokoju i
usiadła na tapczanie, by ją nakarmić. Urzeczony patrzył na ten obrazek. Uli
piersi były jeszcze pełne mleka a mała przyssała się do jednej z nich. Po
kilkunastu minutach usnęła. Ula uśmiechnęła się.
- Widzisz Marek jaki to idealny sposób na
uśpienie dziecka? Dostaje też w ciągu dnia butelkę, ale dokarmiam ją jeszcze i
proszę, śpi jak aniołek.
Ułożyła
Hanię w łóżeczku i przykryła kołderką. Pochylił się jeszcze nad nią i ucałował
jej czółko.
- Jest wspaniała i ma wspaniałą matkę – zwilgotniały
mu oczy. - Kocham was. – Pogładziła jego włosy i przylgnęła do jego ust.
- A my kochamy ciebie. Dam ci ten akt
urodzenia. Mam nadzieję, że będzie tak jak mówił prawnik i załatwisz wszystko
szybko.
- On jest bardzo słowny i ma wielu przyjaciół
wśród członków palestry. Dzięki niemu rozwiodłem się w tempie ekspresowym, więc
myślę, że i tą sprawę popchnie do przodu. Będę jechał Ula. Bardzo chciałbym,
byście były już ze mną na Siennej. Łóżeczko już złożyłem a pojutrze mają
przywieźć mebelki do pokoju Hani. Powoli wszystko wyjdzie na prostą.
Następnego
dnia do południa urwał się z pracy i pojechał do kancelarii. Wręczył prawnikowi
akt urodzenia Hani. On z kolei miał już przygotowane wszystkie dokumenty dla
sądu.
- Umówiłem się dzisiaj z moim kolegą, który
prawdopodobnie będzie prowadził tą sprawę. Naświetlę mu jeszcze w czym rzecz.
Jest mi winien przysługę i myślę, że nie będzie miał nic przeciwko, by załatwić
to najszybciej, jak to tylko możliwe.
Marek
uścisnął mu dłoń.
- Bardzo mi na tym zależy mecenasie i
zapewniam, że nie będę szczędził środków. Czekam w takim razie na wiadomość od
pana.
Prawnik
dotrzymał słowa. Dwa tygodnie później Marek wraz z Ulą i Hanią wyszedł z sądu
ze szczęśliwą miną. Mała nosiła już jego nazwisko, a on poczuł się wreszcie
najprawdziwszym tatą.
Następnego
dnia po ogłoszeniu Hani Cieplak Hanią Dobrzańską jej dumny tatuś z szerokim
uśmiechem na twarzy wyszedł z windy i udał się wprost do swojego przyjaciela
Sebastiana, by podzielić się z nim tą radosną nowiną.
- Seba! – krzyknął od progu. – Pogratuluj mi.
Udało się. Hania jest już Dobrzańska. W sobotę przeprowadzam je na Sienną, a za
tydzień urządzimy przyjęcie. Trzeba to uczcić.
Olszański
podniósł się z fotela i podszedł do Marka z wyciągniętą dłonią.
- Nooo, stary, gratuluję. Muszę przyznać, że
imponujesz mi, a raczej imponuje mi twoja konsekwencja. Najpierw rozwód z
Pauliną, potem uporczywe szukanie Uli, dziecko i za chwilę pewnie ślub. Godne
podziwu przyjacielu. Naprawdę godne podziwu. A tak z innej beczki, to widziałem
tu rano twoich rodziców. Spotkałeś ich?
- Nie, nie spotkałem. Ciekawe, czego mogą
chcieć? Lecę w takim razie. Trzymaj się.
Szybkim
krokiem wszedł do sekretariatu. Na jego widok Viola niemal udławiła się
pomidorem.
- Marek twoi ro…
- Wiem, wiem Viola. Są w gabinecie tak?
- Mhmm. Zrobiłam im kawę. Chcesz też?
- Poproszę.
Wziął
głęboki oddech. O ile nie miał obaw, co do ojca, tak co do matki niewątpliwie
żywił bardzo głębokie. Wiedział, że ojciec przekazał jej nowiny. Nie wiedział
jednak jak je przyjęła. Wszedł do środka.
- Dzień dobry. Długo czekacie?
- Nie, jakieś dwadzieścia minut.
- A co was sprowadza? – Helena poruszyła się
niespokojnie i z obawą popatrzyła na syna.
- Usiądź synku. Chciałabym ci coś powiedzieć.
Ojciec opowiedział mi całą historię związaną z Ulą. Chciałabym cię przeprosić i
powiedzieć, że źle oceniłam tę dziewczynę. Byłam zbyt powierzchowna. Ojciec
miał z nią częstszy kontakt, gdy pracowała jeszcze w firmie i dużo mi o niej
opowiedział. Przyznaję, że byłam niesprawiedliwa wobec niej. Okazało się, że
dziewczyna ma kawał dobrego charakteru i wiele w życiu przeszła. Ja bardzo
chętnie poznam ją bliżej tym bardziej, że jest matką naszej wnuczki.
- Ona nie tylko jest matką waszej wnuczki, ale
moją narzeczoną a wkrótce żoną. To teraz najważniejsze osoby w moim życiu i nie
dopuszczę, by ponownie miano mnie z nimi rozdzielić.
- Ja to zrozumiałam Marek i nie będę stawać
już więcej na drodze do twojego szczęścia. Chciałam cię zapytać, czy zgodziłbyś
się je przywieźć do nas w niedzielę na obiad. Chcemy poznać bliżej je obie.
Krzysztof mówił, że mała jest bardzo do ciebie podobna. – Marek uśmiechnął się
na samo wspomnienie Hani.
- To prawda. Jakby skórę ze mnie zdarli. Po
Uli odziedziczyła tylko wdzięczne piegi na nosku i policzkach. Zresztą co ja
będę sobie strzępił język. Popatrzcie – ściągnął z biurka ramkę ze zdjęciem, na
którym widniała cała trójka i drugą przedstawiającą Hanię.
Dobrzańscy
patrzyli jak urzeczeni.
- To jest Ula!? Ona jest piękna! Bardzo się
zmieniła, a Hania jaka śliczna. Rzeczywiście podobieństwo jest uderzające.
Nawet ma w policzkach dołeczki takie jak ty. Niesamowite – Helena nie mogła
wyjść z podziwu.
- Chcieliśmy cię tylko prosić Marek, żebyś nie
odsuwał się od nas i nie pozbawiał kontaktu z wnuczką – Krzysztof spojrzał w
oczy swojego syna. – Wiesz jak bardzo pragnęliśmy wnuków. Ulę przyjmiemy z
otwartymi ramionami i z naszej strony nie spotka jej żadna przykrość. Daję ci
na to moje słowo. To co? Przywieziesz je?
- Przywiozę. W sobotę przeprowadzam je na
Sienną. W bardzo krótkim czasie udało mi się dużo pozałatwiać, a przede
wszystkim to, że Hania nazywa się już Dobrzańska. Mieszkanie też jest
przystosowane dla dziecka. Teraz ustalimy tylko datę ślubu. Od razu uprzedzam,
że będzie skromny. Bez zadęcia i pompy a przede wszystkim bez dziennikarzy.
Tylko najbliższa rodzina, przyjaciele i trochę ludzi z firmy. Przyjadą też
przyjaciele Uli ze Szwecji. Bardzo jej pomogli podczas pobytu tam i wiele im
zawdzięcza.
- Będzie synku jak zechcesz. My nie będziemy
ci już mówić, jak masz żyć i co masz robić. Popełniliśmy mnóstwo błędów
wtrącając się w twoje życie i wymuszając na tobie wiele rzeczy. To już nigdy
nie będzie miało miejsca. Tak jak nam kiedyś mówiłeś, jesteś dorosły i sam
wiesz, co dla ciebie najlepsze.
Uśmiechnął
się do nich smutno.
- Szkoda, że nie myśleliście tak przed ślubem
z Pauliną. Zaoszczędzilibyście mi wiele bólu i cierpienia a przede wszystkim
tej rozpaczliwej tęsknoty za Ulą. Ale było, minęło. Cieszę się, że
zaakceptowaliście moją ukochaną. To o której mamy być w niedzielę?
- O czternastej. Czekamy na was. Pójdziemy
już. Na pewno masz sporo pracy.
Po wyjściu
rodziców raz jeszcze poszedł do Sebastiana.
- Zapomniałem ci powiedzieć o jeszcze jednej
rzeczy, a właściwie to chciałem cię prosić o przysługę. Mówiłem ci, że w sobotę
przeprowadzam Ulę z Rysiowa. Ma trochę rzeczy a ja nie chciałbym jeździć w te i
z powrotem dziesięć razy. Przydałbyś mi się z samochodem, o ile nie masz
żadnych planów na sobotnie przedpołudnie.
- Nie ma sprawy przyjacielu. Bardzo chętnie
pomogę w przeprowadzce.
- Dzięki Seba. Podjadę po ciebie koło
dziesiątej i dam sygnał na komórkę. Pojedziesz za mną i w ten sposób nie
będziesz błądził.
- No to załatwione.
W sobotni
ranek oparty o samochód czekał na Sebastiana. Niecierpliwił się, bo przyjaciel
trochę się grzebał. W końcu wybiegł z bloku i przywitał się z nim pośpiesznie.
- Przepraszam cię stary, ale dopiero dźwięk
komórki mnie obudził. Zapomniałem nastawić budzik.
- Dobra, nie tłumacz się. Jedźmy już, bo tam
pewnie Ula wychodzi z siebie. Trzymaj się tuż za mną, żebyś nie zginął mi
gdzieś po drodze. Za pół godziny powinniśmy być na miejscu, bo nie ma korków i
jest dość wcześnie.
Rzeczywiście
dotarli dość szybko i zaparkowali tuż przed bramą. Zauważyła ich Betti i ze
szczęśliwą miną podbiegła do samochodu Marka.
- Mareczek! – pisnęła, a on wziął ją na ręce i
ucałował jej policzki.
- Jak tam Betti? Ula gotowa?
- No prawie. Jeszcze dopakowuje rzeczy.
Strasznie dużo tego. Kto to? – spytała widząc wysiadającego z auta Sebastiana.
- To mój przyjaciel Betti. Pomoże nam w
przeprowadzce. Poznaj Seba Beatkę, – zwrócił się do Olszańskiego – siostrę Uli.
Chodźmy.
Weszli do
środka. W przedpokoju stało już kilka sporych kartonów wypełnionych po brzegi.
Marek przedstawił Sebastiana pozostałym Cieplakom.
- A gdzie Ula?
- U siebie. Poszła przewinąć małą.
- To ja idę do niej. Seba usiądź na razie i
zaczekaj chwilę. Zaraz przyjdę.
Wsunął się
do pokoiku swojej ukochanej i uśmiechnął szeroko. Właśnie zapinała Hani
śpioszki. Podszedł i objął ją w pasie całując odsłonięty fragment szyi.
- Witaj moje kochanie. Już jestem. Przyjechał
ze mną Sebastian. Pomoże, bo jednym samochodem musiałbym zrobić kilka kursów.
Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu? On ma ogromne wyrzuty sumienia,
że tak źle cię potraktowaliśmy. – Uśmiechnęła się.
- Wcale nie musi, bo ja już zapomniałam o
całej sprawie i nie chcę do tego wracać. Weźmiesz Hanię? Muszę jeszcze zabrać
stąd kilka rzeczy.
Wziął małą
na ręce i przytulił policzek do jej buzi. Roześmiała się łapiąc go za nos.
- Chodź maleńka. Poznasz nowego wujka - wyszedł
z pokoju i usiadł przy kuchennym stole. – Spójrz Seba, to Hania, moja śliczna
córeczka. Prawda, że do mnie podobna?
Olszański
patrzył na dziecko oczarowany. Marek nie mógłby się jej wyprzeć, bo była jego
wierną kopią. Niesłychane. Połaskotał dziecko po brzuszku a ono wybuchło
perlistym śmiechem zarażając nim wszystkich obecnych.
- Nie do wiary – kadrowy był zdumiony. – Nawet
te dołeczki ma po tobie. To naprawdę ładne dziecko. Udała się wam. Gratuluję.
- Dzień dobry Sebastian – usłyszał za swoimi
plecami i odwrócił się. Przed nim stała Ula, ale jakże inna od tej, którą
zapamiętał. Ta była prawdziwą pięknością. Marek nie przesadził w niczym.
Wyglądała pięknie i zjawiskowo. Podniósł się z krzesła i ucałował jej dłoń.
- Dzień dobry Ula. Ja chciałbym cię bardzo
przeprosić za te świństwa, których byłem autorem. Nie zasłużyłaś sobie na nie.
Proszę wybacz mi. Byłem kompletnym kretynem. To się już nigdy nie powtórzy.
- Już dawno wybaczyłam wam obu i zapomniałam.
Jak widzisz mam inne sprawy na głowie, – wskazała Hanię – niż rozpamiętywanie
przeszłości. Nie mówmy już o niej, dobrze?
- Dziękuję ci Ula. Jesteś bardzo wyrozumiała.
- A wy jesteście już po śniadaniu? Pewnie nie?
– Obaj przecząco pokiwali głowami. – W takim razie zaraz wam coś naszykuję, żebyście
mieli siłę dźwigać te pudła. Jajecznica może być?
- No pewnie – odpowiedzieli równocześnie.
Zakręciła
się jak fryga i po dziesięciu minutach stawiała już przed nimi gorącą
jajecznicę na boczku. Józef w międzyczasie zrobił im herbaty i pokroił chleb.
Pałaszowali aż im się uszy trzęsły pomrukując cicho. Ula przysiadła wraz z
Hanią obok Marka podziwiając apetyt ich obu. Mała wyciągnęła rączkę do Marka.
- Ta-ta, am. – Zdębieli. Marek odwrócił się do
swojej pociechy. Miał łzy w oczach.
- Ula, słyszałaś? Słyszałaś? Powiedziała
„tata” – wzruszony cmoknął Hanię w policzek. – Moja kochana córeczka. Powiedz
jeszcze raz. Powiedz „tata”.
- Ta-ta, am – powtórzyła. Szeroki uśmiech
rozlał mu się po twarzy.
- Ula, ona chyba chce jeść? Co mogę jej dać?
- Jest najedzona. Daj jej samą skórkę od
chleba. Swędzą ją dziąsła, a w ten sposób ulży sobie. Szczerze powiedziawszy to
jestem rozczarowana. Myślałam, że pierwszym jej słowem będzie „mama”.
- Ma-ma – padło po słowach Uli. Teraz
roześmiali się już wszyscy.
- No i doczekałaś się. Nasze dziecko zaczyna
mówić, czyż to nie piękne? - odsunął od siebie talerz. – Najadłem się.
Dziękujemy Ula. Chyba zaczniemy powoli wynosić te kartony. Pojedziesz z Hanią z
tyłu. Do samochodu Seby wpakujemy ile się da, a i do mnie z przodu też wejdą
jakieś rzeczy. Jasiek na pewno pomoże – uśmiechnął się do chłopaka.
We trójkę
przenoszenie pełnych pudeł poszło bardzo szybko. Pożegnali się z Cieplakami i
ruszyli w kierunku Warszawy.
ROZDZIAŁ 14
- To już ostatnie – Sebastian wszedł do
mieszkania Marka i z ulgą położył karton na podłodze. Otarł pot z czoła i
uśmiechnął się do Uli trzymającej na rękach Hanię. – Będziesz miała sporo
roboty, by rozpakować to wszystko.
- Jakoś dam radę. Marek na pewno pomoże.
Odsapnij trochę a ja zrobię nam wszystkim kawy. – Umieściła Hanię w kojcu
podsuwając jej kilka zabawek i powędrowała do kuchni.
Po
godzinie Olszański pożegnał się z nimi. Był umówiony na popołudnie z Violettą i
czekała go jeszcze długa droga do Pomiechówka. Marek włożył filiżanki do
zlewozmywaka i spytał.
- To może zaczniemy się rozpakowywać. Najpierw
rzeczy Hani, bo tych jest mniej i na pewno pójdzie sprawnie. W garderobie
zrobiłem wolne miejsce, byś i ty mogła powkładać swoje rzeczy. Razem powinno
pójść szybko. Pamiętasz, że jutro jedziemy na obiad do rodziców?
- Pamiętam i trochę się boję.
Przytulił
ją do siebie.
- Naprawdę nie masz czego. Znasz przecież
przebieg rozmowy z nimi, bo powtórzyłem ci każde słowo, które padło podczas
niej. Oni bardzo chcą zobaczyć Hanię i ciebie. Sami wyszli z tą propozycją
obiadu. Będzie dobrze skarbie, zobaczysz. Teraz jednak spróbujmy ogarnąć ten
chaos.
Przez dwie
godziny pracowali zgodnie, ale efekt był zadowalający. Rzeczy małej znalazły
swoje miejsce w nowo zakupionych mebelkach. Jedną z głębokich szuflad
przeznaczyli na pampersy i kosmetyki Hani. Kiedy Ula ją zamykała przypomniała
sobie, że zostawiła córkę w kojcu i od jakiegoś czasu nie słyszy jej gaworzenia.
Pobiegła do salonu i uśmiechnęła się szeroko. Kiwnęła na Marka kładąc
jednocześnie palec na ustach. Mała spała w najlepsze otoczona pluszakami ssąc
kciuk. I na jego twarz wypłynął szeroki uśmiech.
- Jakie to szczęście kochanie, że ona potrafi
być taka samodzielna i zająć się sama sobą. To wspaniałe dziecko. Wie kiedy nie
powinna przeszkadzać rodzicom – powiedział szeptem. – Chodź. Zostały już tylko
twoje rzeczy. Uporamy się raz dwa, a potem przygotujemy sobie jakiś obiad, może
spaghetti? Robię naprawdę niezłe. Na pewno będzie ci smakować.
Zapach
smażonego mięsa z cebulą roznosił się po całym domu. Marek stał przy piecu
przepasany fartuchem i ze szczęśliwą miną mieszał je na patelni. Co jakiś czas
zerkał na karmiącą Hanię Ulę i serce pękało mu z radości. Wreszcie ma tu obie,
dwa największe jego skarby. Powoli zapominał o tych okropnych latach spędzonych
u boku Pauliny. Gdyby po ślubie z nią zachowywał się względem niej inaczej,
gdyby poszedł z nią do łóżka a to zaowocowałoby ciążą, na pewno nie wyplątałby
się do końca życia z tego związku i do końca życia nie byłby szczęśliwy. Ula
była tak bardzo różna od Pauliny. Zawsze łagodna, cicha, spokojna, bez
skłonności do awantur i obrzucania inwektywami. Hania chyba odziedziczyła po
niej charakter. Była spokojnym dzieckiem a przede wszystkim nie absorbującym
sobą otoczenia, jakby rozumiała, że rodzice mają czasami ważniejsze sprawy i im
też powinni poświęcić uwagę.
Po
obiedzie Ula poszła pozmywać, a on poświęcił swój czas córce. Uwielbiał się z
nią bawić. Uwielbiał, gdy śmiała się do rozpuku i piszczała z radości. Rosło mu
wtedy serce, w którym rozlewała się wielka miłość do tej kruszynki. Klęczał
właśnie naprzeciw niej i mówił.
- A jutro pojedziemy do dziadka i babci. Nie
widziałaś ich jeszcze, ale oni już nie mogą się doczekać, żeby cię poznać.
Powiesz dzia-dzia? No powiedz.
- Da-da. – Roześmiał się uszczęśliwiony.
- Ula słyszałaś? Zadziwiające jak ona ładnie
wszystko powtarza. Chyba szybko zacznie mówić. Ciekawe po kim jest taka
wygadana?
- No chyba nie po mnie. Ja byłam raczej
milczkiem. Za to tatuś kochanie potrafi nieźle bajerować i tę łatwość mowy masz
na pewno po nim.
- Ula – popatrzył na nią z wyrzutem. – Nie mów
tak o mnie. Jeszcze Bóg wie, co sobie o mnie pomyśli. – Roześmiała się.
- Na pewno nic złego mój drogi. Szaleje za
tobą. Nawet do mnie już nie garnie się tak jak dawniej. Zawojowałeś ją
zupełnie.
Marek
ucałował czółko swojej pociechy.
- No to powiedz teraz baba.
- Ba-ba, ba-ba – powtarzała w kółko śmiejąc
się przy tym na całe gardło. Zaraziła tym śmiechem i ich. O siódmej wieczorem
wykąpali ją oboje. Zmęczona tymi harcami szybko zasnęła. Oni też położyli się
wcześnie. Dużo wrażeń dostarczył im ten dzień.
W
niedzielne, wczesne popołudnie ubrała Hanię i spakowała do torby kilka
pampersów. Sama też włożyła na siebie najlepszą sukienkę jaką miała. Pamięta,
że kupiła ją za radą Marysi, która dostrzegła ją na sklepowej wystawie.
Sukienka była bardzo pomysłowo uszyta z ciekawymi cięciami, a przede wszystkim
przylegała do niej jak druga skóra i podkreślała wszystkie atuty jej zgrabnej
sylwetki. Marek omiótł ją zachwyconym spojrzeniem.
- Wyglądasz cudnie Ula. Jesteś zniewalająco
piękna. – Zarumieniła się słysząc te pochwały z jego ust. – Mam u swego boku
najpiękniejszą kobietę na świecie a właściwie to dwie najpiękniejsze kobiety na
świecie – wziął Hanię na ręce. – Chyba nie będziemy brać nosidełka, wystarczą
moje ramiona. To co, idziemy?
- Idziemy. Sprowadź windę a ja zamknę
mieszkanie.
Umieścił
Hanię w foteliku i pomógł wsiąść Uli. Dość szybko dojechali pod dom
Dobrzańskich. Była niedziela i większość zmotoryzowanych mieszkańców stolicy
siedziała pewnie w domu. Nawet światła im sprzyjały. Uwolnił dziecko z pasów i
objąwszy Ulę ramieniem poprowadził do drzwi.
Otworzyła
im Zosia, gospodyni seniorów i uśmiechnęła się szeroko.
- Marek, to taki szczęśliwy dla nas dzień.
Jaka ona śliczna, jak aniołek. Dzień dobry pani – przywitała Ulę. Ta uścisnęła
wyciągniętą dłoń kobiety i powiedziała.
- Proszę mi mówić po imieniu. Jestem Ula. Ula
Cieplak.
- A ja Zosia. Mała jest taka podobna do Marka.
Dobrze pamiętam, gdy był taki mały. Ona wygląda identycznie. Ale chodźcie,
państwo już czekają na was niecierpliwie.
Weszli do
salonu. Na ich widok podnieśli się z kanapy rodzice Marka. Krzysztof podszedł
do Uli i popatrzył na nią z podziwem.
- Pani Urszulo…
- Ula, po prostu Ula.
- Uleńko, bardzo ci dziękujemy oboje, że
zgodziłaś się do nas przyjechać i pokazać nam wnuczkę. Jest piękna podobnie jak
ty. Bardzo się zmieniłaś od czasu, gdy widziałem cię po raz ostatni. Jesteś
zjawiskową kobietą.
- Dziękuję panie Krzysztofie – odpowiedziała
zarumieniona. – Dzień dobry pani Heleno – przywitała się niepewnie z
Dobrzańską.
- Witaj moje dziecko. Nawet nie wiesz ile
radości nam sprawiłaś tą wizytą, a Hania jest cudna – chwyciła małą za rączkę.
– Dzień dobry Haniu jestem twoją babcią.
- Ba-ba – odpowiedziała i roześmiała się
głośno. Helena była zdumiona.
- O mój Boże ona zaczyna mówić. To dość
wcześnie, prawda?
- Tak, to prawda, ale to chyba dlatego, że
dużo z nią rozmawiamy i opowiadamy jej różne rzeczy, a ona chłonie wszystko jak
gąbka. Ma dużą łatwość wymowy i chyba będzie mówić o wiele wcześniej niż jej
rówieśnicy – wyjaśnił Marek. – Nawet nie wiecie w jak wielkie zdumienie
wprawiła nas wszystkich, gdy po raz pierwszy powiedziała słowo „tata”.
Popłakałem się ze szczęścia. A to dziadzia Haniu – wskazał małej swojego ojca.
- Da-da – wyciągnęła do Krzysztofa rączki i
kiedy wziął ją od Marka złapała jego sumiaste wąsy. Roześmiali się wszyscy.
Dobrzańscy nie mogli wyjść z podziwu, że mała tak bardzo lgnie do obcych ludzi,
że jest tak bardzo ufna, nie boi się ich i nie płacze.
- Jest bardzo odważna i bardzo kochana.
Siadajmy. Zosia zaraz poda obiad.
Kiedy
zasiedli przy stole Helena spojrzała ciepło na swojego syna. Zrozumiała w
końcu, jak bardzo unieszczęśliwili go naciskając na ten ożenek z Pauliną. To
Ula była tą właściwą kobietą. Siedziała naprzeciw niej i widziała ogromną
różnicę w zachowaniu jej i Pauliny. Ula nie była wyniosła, nie patrzyła na
wszystkich z góry. Zachowywała się bardzo skromnie, wręcz nieśmiało i miała w
sobie tak wiele łagodności i spokoju. Teraz żałowała, że tak bardzo krytycznie
ją oceniała posiłkując się tylko i wyłącznie jej wcześniejszym wyglądem.
Siedziała przed nią piękna kobieta i jeśli miała już porównywać, to
zdecydowanie Ula posiadała więcej klasy niż panna Febo. Te rozmyślania przerwał
Krzysztof.
- Wiemy Ula, że przebywałaś dłuższy czas w
Szwecji. Pracowałaś tam?
- Tak. Miałam wielkie szczęście, bo
zatrudniono mnie na stanowisku asystentki prezesa szwedzkiej firmy modowej
„Nakkna”. Pan Nilsson to wspaniały człowiek. Dzięki niemu mogłam pracować w
czasie ciąży, bo zapewniono mi opiekę na najwyższym poziomie. Tam bardzo dba
się o przyszłe matki i dzieci. „Nakkna” to ogromna firma. Prawdziwy gigant.
Posiada całe zaplecze socjalne od przychodni specjalistycznych począwszy na
żłobku i przedszkolu kończąc. Mogłam w porze karmienia zejść i dać Hani jeść
nie wychodząc z budynku. To bardzo wygodne.
- Ja poznałem Nilssona tato. Długo
rozmawialiśmy. Dostałem od niego mnóstwo katalogów i zaraz dałem do przejrzenia
Pshemko. Ja ze swojej strony też przesłałem mu już nasze. Jeśli mu się
spodobają kolekcje, to niewykluczone, że nawiążemy z nimi współpracę. Nie
ukrywam, że bardzo na to liczę.
- Byłoby wspaniale synku. A ty Ula nie chcesz
wrócić do pracy?
- Bardzo bym chciała, ale nie wiem co zrobić z
Hanią. Jest jeszcze mała. Nadal ją dokarmiam piersią i będę robić to tak długo
jak tylko starczy mi pokarmu. Nie chciałabym chować ją pod kloszem i byłoby
dobrze, gdyby miała kontakt z innymi dziećmi, ale jeszcze nie teraz. Poczekamy
kilka miesięcy i wtedy zadecydujemy.
- Dobrze robisz – odezwała się Helena. – Mleko
matki jest najlepsze i najzdrowsze a Hania tryska energią i chyba nie choruje
zbyt często.
- To prawda. Rzadko łapie jakieś infekcje i
chowa się bardzo dobrze.
To
popołudnie było bardzo udane. Dziadkowie zakochali się w swojej wnuczce. Kiedy
żegnali się wieczorem Helena zapytała jeszcze Uli.
- Pozwolisz nam ją odwiedzać u was na Siennej?
Nie chcemy tracić z nią kontaktu. Nie chcemy też, by był on sporadyczny. – Ula
uśmiechnęła się do Heleny życzliwie.
- Oczywiście, że możecie odwiedzać małą jak
tylko będziecie mieć na to ochotę. Przecież jest waszą wnuczką i nie mogłabym
zabronić kontaktu z wami.
Krzysztof
uściskał ją serdecznie podobnie jak Helena.
- Jesteś niezwykle mądrą kobietą Ula i bardzo
cieszymy się oboje, że wejdziesz niedługo do naszej rodziny. Błądziliśmy i
popełniliśmy wiele błędów w stosunku do Marka. Teraz wiemy, że to ty od
początku powinnaś być u jego boku a nie Paulina. Bardzo żałujemy, że tak źle go
potraktowaliśmy. Gdyby nie nasz głupi upór, wy już dawno bylibyście razem. Naraziliśmy
was na cierpienie z powodu tej rozłąki. Jednak cieszymy się, że wszystko
szczęśliwie się skończyło i że jesteście już razem. Widzimy jak bardzo nasz syn
się zmienił dzięki tobie i to zdecydowanie na lepsze i za to ci bardzo
dziękujemy. Za to i za ten słodki skarb – ucałowała raz jeszcze Hanię.
- Pójdziemy już mamo. Trzeba jeszcze wykąpać
Hanię a ja nie odpuszczę sobie tej przyjemności. Aha. W przyszłą sobotę
urządzamy przyjęcie. Będzie trochę ludzi z firmy i rodzina Uli. Was też
serdecznie zapraszamy. Chyba już czas, by obie rodziny wreszcie się poznały.
Będziecie, tak?
- Będziemy synku. Dziękujemy za zaproszenie.
- Do zobaczenia w takim razie w sobotę.
W
poniedziałek w porze lunchu zszedł do bufetu. Już od dłuższego czasu burczało
mu w brzuchu i zaczynał żałować, że odmówił, gdy Ula proponowała zrobienie mu
kanapek do pracy. Wszedł do środka i zauważył Alę i Izę siedzące przy jednym ze
stolików. Zanim złożył zamówienie podszedł do ich i przywitał się.
- Dzień dobry dziewczyny, mogę zająć wam
chwilkę? Chciałbym wam o czymś powiedzieć.
- Pewnie. Skoro prezes tak ładnie prosi to
zapraszamy – Ala wskazała mu wolne krzesło. Usiadł przy nim i zagaił.
- Pamiętasz Iza, jak pytałem cię o Ulę? O
miejsce jej pobytu?
- Pamiętam. Nie wiedziałam nawet dokąd
wyjechała. Nadal nie wiemy, gdzie ona jest. Tęsknimy za nią.
- No to mam dla was obu niespodziankę, a nawet
więcej niż jedną. Otóż. Ula jest w Polsce. Odnalazłem ją. Kiedy zniknęła
wynająłem detektywa, który zlokalizował miejsce jej pobytu. Przebywała w
Szwecji.
- Nie rozumiem – odezwała się Ala. – Dlaczego
tak bardzo ci zależało na odnalezieniu jej, że wynająłeś detektywa? – Marek
uśmiechnął się.
- Nie wiecie najważniejszego. Przed jej
wyjazdem łączyły nas nie tylko sprawy służbowe. Zakochaliśmy się w sobie, ale
jak wiecie rodzice zmusili mnie do ślubu z Pauliną. Całe szczęście, że
uwolniłem się od tej kobiety i całą energię poświęciłem na szukanie Uli. Pojechałem
do niej i wszystko sobie wyjaśniliśmy. Okazało się, że tam w Szwecji Ula
urodziła moje dziecko. Śliczną dziewczynkę bardzo do mnie podobną. Ma na imię
Hania. Przywiozłem do Polski je obie. Teraz mieszkają razem ze mną. W tę sobotę
urządzamy wielkie przyjęcie i bardzo bym chciał żebyście obie były na nim.
Często was wspomina i żałuje, że nie pożegnała się z wami przed wyjazdem.
Przyjedziecie?
- A to ci historia – Iza była w wyraźnym
szoku. – Nawet słówkiem nie pisnęła, że cię kocha. Oczywiście, że przyjedziemy.
Bardzo chcemy ją uściskać i zobaczyć małą. Gratulujemy Marek i dziecka i
dziewczyny. Ula to najlepsza osoba na świecie.
- Też tak uważam. Zamierzamy się pobrać jak
najszybciej i już możecie się czuć obie zaproszone. Na pewno wręczę wam
oficjalne zaproszenia. Tu macie adres. Sienna osiem, dwunaste piętro. Czekamy
na was w sobotę o godzinie szesnastej.
W drodze
powrotnej do domu wstąpił jeszcze do drukarni, skąd wziął wzory zaproszeń i do
jubilera od którego dostał katalog z obrączkami. Postanowił, że jeszcze dzisiaj
ustalą termin ślubu. Nie chciał już dłużej czekać. Dość się naczekał i
namartwił. Teraz koniecznie należy zalegalizować ten związek.
Po
smacznym obiedzie usiadł z Ulą przy kawie w salonie obserwując bawiącą się w
kojcu Hanię.
- Tu masz kochanie wzory zaproszeń i obrączek.
Chciałbym bardzo ustalić dzisiaj datę naszego ślubu i żebyś coś ładnego wybrała
z tych katalogów. Ja wszystko załatwię, ty tylko mi powiedz, co ci się
najbardziej podoba. Nie ukrywam, że chciałbym abyśmy pobrali się jak
najszybciej. Sierpień to dobry miesiąc. Pojechałbym do Urzędu Stanu Cywilnego i
zabukował termin na któryś dzień sierpnia. Co o tym myślisz? Wiem, że
chciałabyś na pewno, by ślub odbył się w kościele, ale jak wiesz, ja nie mam
rozwodu kościelnego i raczej nie będę miał. To podobno sporo załatwiania i
długo trwa. Poza tym Paulina na pewno nie chce mnie już więcej widzieć, zresztą
ja jej też nie – powiedział strapiony.
- Nie martw się. Przecież to nie ważne jaki
weźmiemy ślub. Czy cywilny, czy kościelny. Najważniejsze, że będziemy prawdziwą
rodziną. Ja nie mam nic przeciwko temu, by ślub odbył się w sierpniu. Mam tylko
nadzieję, że uda się wszystko pozałatwiać. Niezbyt wiele czasu zostało.
- Na pewno nam się uda. Razem uda nam się
wszystko. Spójrz na te obrączki i wybierz coś.
- Te mi się podobają. Nie mają zdobień i są
skromne, a z zaproszeń to jest ładne – pokazała palcem na zaproszenie wypisane
złotą czcionką. – Trzeba koniecznie zrobić listę gości, żeby wiedzieć, ilu mamy
ich zaprosić. Ja chcę, żeby moim świadkiem była Marysia.
- Świetny wybór. Moim będzie Sebastian. Jest
moim najlepszym przyjacielem od wielu lat. No to załatwione skarbie. Wezmę
tylko jeszcze kartkę i długopis i zapiszemy wszystkich gości.
- Z mojej strony niewielu ich będzie. Tata z
dzieciakami, Kinga, dziewczyna Jaśka, Dolińscy z Marysią i Larsem, nasza
szwedzka paczka i to chyba wszystko. Razem to jakieś trzynaście osób.
Chciałabym jeszcze zaprosić Izę z mężem i Alę jeśli nie masz nic przeciw temu.
To moje najlepsze przyjaciółki z F&D i aż mi głupio, że zostawiłam je bez
pożegnania, gdy wyjeżdżałam do Szwecji. To w sumie szesnaście osób. Nie tak
wiele.
- I bardzo dobrze. Chcieliśmy, żeby wesele
było skromne bez zadęcia i pompy. Ode mnie będą rodzice i chyba Alex, bo nie
wypada go nie zaprosić. Jednak Pauliny nie chcę i na pewno nie dostanie
zaproszenia. Niech sobie nadal siedzi w tym Petersburgu. Sebastian z Violą, na
pewno Pshemko i Ania. Koniecznie muszą być Wolscy. Ilona i Michał. To świetne
małżeństwo. Zaprosiłem ich na sobotę, to będziesz miała okazję ich poznać.
Studiowałem razem z nimi i bardzo mi pomogli po tym kryzysie ze Startsportem.
Są przedstawicielami angielskiej firmy consultingowej tu w Polsce. Poza tym
chciałbym zaprosić też Budkowskiego. To detektyw, który tak ofiarnie cię
szukał. Jemu zawdzięczam najwięcej, bo odnalazł cię skarbie. W sumie będzie
bardzo skromnie, bo wychodzi około trzydziestu osób i tyle nam wystarczy. Jutro
chciałbym cię zabrać do firmy. Miałem zachować to w tajemnicy do soboty, ale
teraz, gdy porozmawialiśmy tak konkretnie i wszystko ustaliliśmy, powiem ci, że
na sobotę zaprosiłem też Alę i Izę. Opowiedziałem im naszą historię. One bardzo
chcą cię uściskać i poznać nasze maleństwo. Zrobią to wcześniej niż myślą, a ja
zabiorę cię jutro do Pshemko. Poproszę go o uszycie sukni dla ciebie i
garnituru dla mnie. Na pewno nie odmówi. Zdejmie ci miarę i będzie mógł zacząć
projektować.
Uśmiechnęła
się łagodnie i z miłością spojrzała mu w oczy.
- Zrobiłeś się niezwykle przedsiębiorczy, ale
to bardzo mi się podoba, że jesteś taki konkretny, zdecydowany i wiesz dobrze
czego chcesz. Zmieniłeś się bardzo i to stanowczo na plus. Bardzo cię kocham.
Następnego
dnia wyszli z windy na piątym piętrze. Ula rozglądała się ciekawie i
stwierdziła, że od czasu jej odejścia nic się tu nie zmieniło. Widok Marka
trzymającego na rękach dziecko wzbudził prawdziwą sensację. Pierwsza podeszła
Ania i mocno uściskała Ulę.
- Jak dobrze cię widzieć Ula. Zniknęłaś tak
nagle. Brakowało mi ciebie. Wyglądasz prześlicznie. Marek, co to za dziecko?
Twoje? – zachichotała.
- Moje i Uli Aniu. Przedstawiam ci Hannę
Dobrzańską. – Oczy Ani zrobiły się ogromne.
- Naprawdę to wasze wspólne dziecko? Ale jak?
Jakim cudem wy dwoje… Nikt nic nie zauważył, że coś was łączy. – Marek
roześmiał się.
- Dobrze to ukrywaliśmy. Pshemko już jest?
- Jest. Przyszedł dzisiaj dość wcześnie.
Z windy
zaczęli wysypywać się pracownicy. Dostrzegli Sebastiana i Violettę. Ta ostatnia
wydała z siebie przeciągły pisk i podbiegła do Uli.
- Jeżu malusieńki! Skąd się tutaj wzięłaś!
Wracasz do nas!?
- Witaj Viola. Mnie też miło cię widzieć.
Cześć Sebastian. Może kiedyś wrócę, ale jeszcze nie teraz. Muszę trochę odchować
dziecko.
- Dziecko? To dziecko? – pokazała palcem na
Hanię i przyjrzała jej się uważnie. – Dlaczego to dziecko jest takie podobne do
Marka? – spytała podejrzliwie. – Marek ryknął śmiechem.
- Bo to też moje dziecko Viola.
- Jak to też twoje? To wy ze sobą tego…?
- Tak Viola. My ze sobą „tego” - nie mógł
przestać się śmiać. – Chodźmy najpierw do mnie, muszę wam coś powiedzieć.
Weszli do
gabinetu Marka. Ula zabrała Hanię z jego rąk i ściągnęła jej czapeczkę i
przygładziła jej włoski. Violetta patrzyła na dziecko jak zahipnotyzowana.
- O matulu, – jęknęła – ale ona do ciebie
podobna Marek. Wyprodukowałeś swój klon. - Roześmiali się.
- Siadajcie, musimy wam o czymś powiedzieć.
Wczoraj ustaliliśmy, że pobieramy się w sierpniu. Dzisiaj chcemy podjechać do
urzędu i zobaczyć, w którą sobotę może się odbyć. Bylibyśmy szczęśliwi, gdybyś
Sebastian zgodził się zostać moim świadkiem. Świadkiem Uli będzie jej
przyjaciółka, która przyjedzie ze Szwecji. Ty Viola również jesteś zaproszona
na ten ślub jako osoba towarzysząca. Jesteś w końcu dziewczyną mojego
najlepszego kumpla.
- Ja się zgadzam – na twarz Sebastiana
wypłynął szeroki uśmiech. – Czuję się zaszczycony.
- Dzięki Seba. Teraz musimy iść do Pshemko.
Chcę, żeby uszył nam stroje ślubne. Jak tylko wydrukujemy zaproszenia, zaraz
wam wręczymy. Szykuj kreację Viola.
- Jestem w prawdziwym szoku – wystękała. – W
życiu nie spodziewałabym się, że ty i Ula będziecie razem.
- Życie jeszcze nie raz cię zaskoczy Violetto
więc zacznij się do tego przyzwyczajać – powiedział nieco filozoficznie Marek.
Podszedł do kanapy i wziął na ręce małą. – Chodźmy Ula. Szkoda czasu.
ROZDZIAŁ 15
ostatni
Do soboty
zdążyli pozałatwiać mnóstwo rzeczy. W urzędzie zaklepali termin ślubu na
piętnastego sierpnia na godzinę trzynastą. Zaproszenia mieli odebrać w
przyszłym tygodniu. Udało im się kupić obrączki. Nawet salę udało się wynająć, co
graniczyło niemal z cudem. Tu zadziałała Helena mająca rozległe znajomości z
racji patronowania fundacji. W piątek wziął wolne i rano pojechał z Ulą na
zakupy. Zależało im, by goście nie byli rozczarowani. Wraz z Ulą dzielnie
pomagał w przygotowywaniu potraw. Kojec ustawili tak, by Hania miała ich cały
czas w zasięgu wzroku a i oni co jakiś czas zerkali na nią. O trzynastej
przyjechali Dobrzańscy.
- Pomyśleliśmy, że przyda się wam nasza pomoc.
– Helena podeszła do kuchennego blatu i zaczęła wyciągać z przepastnej torby
zapakowane w pergamin rzeczy. – Tu Uleńko macie trochę ciasta i sałatki, które
przyrządziła Zosia. Na pewno znajdą się na nie chętni. Ja pomogę ci w kuchni a
panowie zajmą się Hanią i przygotowaniem stołu.
- Da-da! – Usłyszeli krzyk małej. Wyciągała
rączki do Krzysztofa. Podniósł ją z kojca a ona natychmiast zajęła się jego
wąsami.
- Witaj maleństwo. Dziadek stęsknił się za
tobą. Babcia też. Przywitasz się z nią? – Helena ucałowała policzki małej.
- Moja kochana wnusia. Jesteś taka grzeczna,
ale chyba trzeba cię przewinąć. Mogę to zrobić Ula? Powiedz mi tylko, gdzie są
pampersy.
- Już podaję – pobiegła do pokoju Hani i po
chwili ukazała się z wacikami, oliwką i pampersem. – Proszę. Tu jeszcze suche
śpioszki. Chyba trzeba będzie zacząć przyzwyczajać ją do nocnika. Przecież to już
duża dziewczynka, prawda? – z miłością ucałowała policzki małej.
Marek przy
pomocy Krzysztofa rozłożył duży stół w salonie. Po chwili wylądował na nim
śnieżnobiały obrus i zastawa. Mieli jeszcze trochę czasu więc przysiedli na
kanapie gawędząc cicho. Panie uwijały się w kuchni.
Przed
szesnastą przyjechali Cieplakowie. Marek przedstawił wzajemnie obie rodziny.
Stęskniona Betti zaraz zajęła się Hanią, a i Józef długo nie wypuszczał wnuczki
z ramion.
- Moja Kropeczka kochana. Tak bardzo
stęskniliśmy się za tobą. – Połaskotał ją pieszczotliwie a ona roześmiała się
na całe gardło.
- Da-da! – Józefowi zalśniły w oczach łzy.
- Mój Boże, ona naprawdę coraz więcej wymawia
słów. Jak zabierałeś Ulę potrafiła powiedzieć tylko „tata” i „mama”.
- Teraz potrafi już nazwać po swojemu dziadka
i babcię – powiedział z dumą Marek. – Jest niezwykle pojętna, co nas bardzo cieszy.
Zaczęli
się schodzić i pozostali goście. Przyjechał Sebastian z Violettą i Wolscy,
których Marek przedstawił Uli. Wreszcie pojawiła się Ala z Izą. Popłakały się
obie na widok przyjaciółki. Gdy zniknęła im z oczu była jeszcze brzydkim
kaczątkiem a dzisiaj wyglądała zjawiskowo. Wprawdzie widziały się w firmie i
wtedy też wszystkie roniły łzy, ale dzisiaj ujrzały w niej niekwestionowaną
piękność. Ala wręczyła jej duży pakunek.
- A co to jest?
- To prezent dla małej Ula. Grający nocnik.
Czego to ludzie nie wymyślą – zaśmiała się Ala. – Jest jednak bardzo kolorowy i
naprawdę gra, gdy się na nim siedzi i miga światełkami. Może w ten sposób
szybciej nauczy się na niego siadać?
- Czy wiecie, że właśnie przed chwilą mówiłam
pani Helenie, że trzeba Hanię zacząć przyzwyczajać do nocnika? Bardzo wam
dziękuję, bo prezent na pewno jest praktyczny i za chwilę znajdzie
zastosowanie. A teraz zapraszam was do stołu. Zaraz przedstawię pozostałych
gości.
Długo dom
rozbrzmiewał gwarem rozmów. Ala znalazła wspólny język z Józefem. Ula
rozmawiała z Wolskimi. Opowiedzieli jej trochę o czasach studenckich i o
rodzeństwie Febo.
- Jak się dowiedziałam, że Marek poślubił
Paulinę, to ścięło mnie z nóg – mówiła Ilona. – To chyba najgorszy materiał na
żonę w całej galaktyce. Marek mi opowiadał jak doszło do tego ślubu. Opowiadał
nam też o tobie. Bardzo się cieszymy, że w jego życiu nie ma już tej podłej
kobiety. Aż miło popatrzeć, jak bardzo jest teraz szczęśliwy. Ma ciebie i
dziecko. Spełniłaś jego marzenia o szczęśliwym życiu Ula. On bardzo cię kocha i
to widać na każdym kroku.
- Ja też kocham go nad życie. Nie mogłabym być
z nikim innym. Gdyby mnie nie odnalazł, już na zawsze pozostałabym samotną
kobietą z dzieckiem.
Helena
uśpiła małą i wyszła z jej pokoju zamykając za sobą drzwi. Podeszła do Marka i
wyciągnęła go do kuchni.
- Był u nas Alex. Zdziwiła nas ta wizyta, bo
od kiedy wybuchł ten skandal z Pauliną nie pokazywał się u nas, jakby było mu
wstyd za siostrę. Przeprosił nas za jej zachowanie, choć to nie on powinien to
zrobić. Okazuje się, że ona wcale nie jest taka szczęśliwa z tym Lwem.
Początkowe zauroczenie nim chyba minęło. Pobrali się, ale bardzo rzadko
udzielają się towarzysko. On ciągle jest zajęty interesami i więcej go nie ma w
domu jak jest. Zamknął ją w złotej klatce przepychu i zbytku i chyba traktuje
jak kolejny eksponat do kolekcji. Ona pewnie nie tak wyobrażała sobie życie u
jego boku. Ponoć czuje się bardzo samotna i pląta się co dnia po tym wielkim,
kapiącym od złota domu i nie potrafi sobie znaleźć miejsca. Myślała, że złapała
Pana Boga za nogi, a tymczasem okazuje się, że to jedna, wielka porażka i
rozczarowanie. W dodatku dowiedziała się, że nie może mieć dzieci. To był cios
dla nich obojga, bo Lew bardzo liczył na potomka. Liczył na syna. My
powiedzieliśmy Alexowi o tobie i Uli. Wyglądał na zaskoczonego. Mówił, że
wiedział wprawdzie, że kogoś kochasz, ale nie przypuszczał, że to będzie twoja
asystentka. Powiedzieliśmy mu o Hani i o tym jak bardzo jesteśmy szczęśliwi, że
mamy wnuczkę, a on tylko skwitował, że to dobrze, bo od Pauliny na pewno nie
doczekalibyśmy się potomka. W ogóle wydał mi się jakiś taki przygaszony. Chyba
się zmienił. Nie ma już w nim tej pewności siebie, co dawniej. Ta historia z
Pauliną musiała nim nieźle wstrząsnąć.
- No cóż… - westchnął Marek. – Ona ma to, na
co zasłużyła. Myślała, że będzie gwiazdą wśród rosyjskich biznesmenów, a
tymczasem stała się samotną, zgorzkniałą kobietą i pewnie teraz wielu rzeczy
żałuje. Zawsze chciała tylko władzy i pieniędzy. Chciała posiadać. No to ma
teraz złotą klatkę i inne bogactwa bez krzty uczucia. Ma to, do czego tak
uporczywie dążyła. Może wreszcie zrozumie, że pieniądze i nazwisko to nie
wszystko, co liczy się w życiu. Ja postawiłem na miłość, rodzinę i spokojny
dom. Dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem.
Goście
zaczęli się rozjeżdżać. Było już dość późno. Cieplakowie zostawali do jutra. W
niedzielę po południu Marek miał ich odwieźć do Rysiowa. Chcieli się jeszcze
nacieszyć wnuczką. Nie wiadomo kiedy będą mogli ich wszystkich znowu zobaczyć.
Następnego
dnia po śniadaniu zasiedli przed laptopem i połączyli się z Marysią. Ucieszył
ją widok ich wszystkich a szczególnie Hani.
- Ona rośnie w oczach Ula. Jest taka śliczna.
Nie choruje?
- Nie. Chowa się dobrze i zdrowo. My jednak
dzwonimy w innej sprawie. Piętnastego sierpnia pobieramy się. W przyszłym
tygodniu wysyłamy wam zaproszenia. Poinformuj naszą paczkę, by wzięli sobie
kilka dni urlopu. Larsowi też powiedz i swoim rodzicom. Oni zatrzymają się u
taty w Rysiowie a wam wynajmiemy hotel niedaleko miejsca, w którym mieszkamy,
bo u nas nie pomieścilibyśmy was wszystkich. Poza tym opłacimy wam przelot w
obie strony i przyjedziemy po was na lotnisko. Chcielibyśmy was widzieć tu
przynajmniej dwa dni przed ślubem trzynastego. To będzie czwartek. Lot będzie
na pewno rano koło godziny siódmej. Mam nadzieję, że zdążycie.
- O nic się nie martwcie. Ja tu wszystko
zorganizuję. Rodziców przywiozę już w środę z Uppsali. Dam radę. Bardzo się
cieszę moi kochani, że zobaczymy się już niedługo. Tęsknimy za wami a rodzice
nie mogą się doczekać spotkania z panem Józefem.
- I ja jestem ich bardzo ciekaw Marysiu. Nie
widziałem ich przecież tak wiele lat. Powiedz im, że serdecznie ich do nas
zapraszamy.
- Przekażę. Czekam w takim razie na te
zaproszenia i całuję was wszystkich. Do zobaczenia.
Do ślubu
zostały zaledwie trzy tygodnie. Pracowicie im upływały. Przez ten czas dość
często zostawiali Hanię u Dobrzańskich, by móc spokojnie wszystko pozałatwiać. Któregoś
dnia Marek zawitał do biura Budkowskiego. Jego wizyta mocno zaskoczyła
detektywa a jeszcze bardziej to, co mu przekazał.
- Dzięki panu jestem szczęśliwym człowiekiem.
Proszę nam nie odmawiać. Zaproszenie jest dla dwóch osób. Serdecznie pana
zapraszamy. Proszę przyjechać i być świadkiem naszego szczęścia. – Budkowski
uścisnął mu dłoń zapewniając, że na pewno zjawi się na uroczystości wraz z
żoną.
Wiedzieli
już, że goście ze Szwecji przylecą na tydzień i tak właśnie zabukowali bilety.
Zamówili im też pokoje hotelowe. Oprócz tego Marek wynajął cztery taksówki.
Trzy miały być tylko do dyspozycji szwedzkich gości a czwarta miała obsługiwać
rodzinę Cieplaków. Pojechali też obejrzeć salę i uzgodnić menu. Zadatkowali
zespół muzyczny. Ten sam, który grał na Marka pierwszym weselu. Był świetny i
Marek nie miał wątpliwości, by na ich weselu grał właśnie on. Byli też już po
przymiarkach u Pshemko. Mistrz naprawdę się postarał. Ula w swojej sukni
wyglądała zjawiskowo. Gdy projektant ujrzał ją w niej po raz pierwszy aż
przysiadł z wrażenia.
- Jesteś powalająca Urszulo. Masz idealną
figurę a suknia leży jak ulał. Zrobimy tylko niewielkie marszczenia pod biustem
i będzie genialnie.
I ona była
pod ogromnym wrażeniem kreacji. Materiał nie był biały ale koloru kości
słoniowej. Delikatny, lejący i połyskujący. Dobrze układał się na ciele ściśle
do niego przylegając. Na głowę nie chciała nic. Jedynie kremową różę wpiętą we
włosy. Odpowiednio wcześnie dobrano jej buty do kreacji. Nie były zbyt wysokie
i w kolorze sukni.
- Musisz je trochę rozchodzić. Przyzwyczaić do
nich stopy, byś w trakcie wesela nie narzekała, że cię uwierają – mówił
Pshemko. – A tu jeszcze niespodzianka. Uszyłem dla maleństwa sukieneczkę z tego
samego materiału i buciki. Spójrz, czy to nie słodkie?
Była
wzruszona i dziękowała mu dziesięć razy. Wycałowała jego policzki mówiąc.
- Jesteś wspaniały Pshemko. Dziękuję, że
pomyślałeś o naszym dziecku.
- No już dobrze, dobrze – krygował się. -
Przyślij mi tu zaraz Marka. On też musi przymierzyć garnitur. Powoli będziemy
kończyć. Już nie będzie żadnych przymiarek.
Wyszła z
pracowni z ulgą. To była już chyba siódma przymiarka, na szczęście ostatnia.
Miała dzisiaj jeszcze do załatwienia jedną sprawę, ale tę musiała załatwić wraz
z Markiem. Spotkała go na korytarzu i wraz z nim poszła do gabinetu Alexa.
Przywitali się z Dorotą i upewniwszy się, że Febo jest u siebie zapukali do
drzwi.
- Proszę.
Wsunęli
się do środka. Alex omiótł ich zdziwionym spojrzeniem.
- Witaj Alex. Przyszedłem tu z Ulą, bo
chcielibyśmy wręczyć ci zaproszenie na nasz ślub. Odbędzie się piętnastego
sierpnia o trzynastej w Urzędzie Stanu Cywilnego na Falęckiej. Liczymy na to,
że przyjdziesz.
- To bardzo miło z waszej strony. Nie wiem
tylko, czy ja jestem odpowiednim gościem weselnym. Chyba nie jestem zbyt
towarzyski.
- No to czas, by to zmienić panie Febo –
odezwała się Ula. – Proszę nam nie odmawiać. Wesele będzie bardzo kameralne i
skromne. Tylko trzydzieści osób a wśród nich ludzie, których pan dobrze zna.
Serdecznie zapraszamy.
Wstał od
biurka, podszedł do niej i ucałował jej dłoń.
- Proszę mi mówić po imieniu. Bardzo się
zmieniłaś. Prawdziwy szczęściarz z Marka. Zazdroszczę mu. Nie dość, że mądra,
to jeszcze niezwykle piękna. Takiej kobiecie nie mogę odmówić. Będę, na pewno
będę. Dziękuję za zaproszenie.
W czwartek
o ósmej rano ruszyli na lotnisko. Ula była podekscytowana. Przez ten czas, gdy
była w Szwecji zdążyła polubić tych postrzeleńców. Tęskniła też za nimi, bo
brakowało jej spotkań z nimi i ich poczucia humoru. Marek zaparkował przed
budynkiem lotniska i poszedł sprawdzić, czy czekają zamówione przez niego
taksówki. Dzisiaj miały być dwie. Z nimi mieli pojechać Dolińscy. Sprawdził
numery boczne i uśmiechnął się. Przywitał się z kierowcami i przedstawił im
się. Poinstruował, że przewiozą gości wprost do hotelu. Gdy ustalił z nimi
wszystko pociągnął Ulę do hali przylotów. Właśnie zapowiadano lądowanie
samolotu, na który czekali. Po niespełna dwudziestu minutach wreszcie ujrzeli
Marysię z rodzicami i Larsem a za nimi resztę, Antona, Gunnara i Bosse a obok
nich drepczące dziewczyny, Petrę i Kaysę. Pomachali im energicznie i zaczęli
przeciskać się przez tłum.
- Marysiu! Tutaj! – Zobaczyła ich i
uśmiechnęła się szeroko. Dość długo trwało to powitanie, bo każdego z osobna
chcieli uściskać.
- Ależ jesteś piękna Ula – Bosse spoglądał na
nią z podziwem. – Jeszcze bardziej wypiękniałaś. Widać na kilometr, że jesteś
szczęśliwa. Gdzie macie Hanię?
- Jest u rodziców Marka. Jeszcze dzisiaj ją
zobaczycie, bo zapraszamy was do nas na wczesną kolację i pogaduchy. Państwa
Dolińskich zawieziemy do Rysiowa, bo tata nie może się ich już doczekać a was
do hotelu. Chodźmy, taksówki czekają.
Rozsiedli
się wygodnie w pojazdach i ruszyli za Markiem. W hotelu dał im numery telefonów
do kierowców, by w razie potrzeby mogli korzystali z podwózki. Zameldowali się
wszyscy i dzierżąc w rękach karty magnetyczne ustalali jeszcze z Markiem
szczegóły.
- My teraz ruszamy do moich rodziców.
Odbierzemy Hanię i wraz z państwem Dolińskimi jedziemy prosto do Rysiowa. Dałem
wam adres naszego zamieszkania. O szesnastej zadzwońcie po taksówki i
przyjedźcie. Będziemy czekać. Do tego czasu rozpakujcie się i zaaklimatyzujcie.
My uciekamy. Na razie.
W drodze
na parking wykonał jeszcze telefon do rodziców prosząc, by przygotowali Hanię.
- Ależ ta Warszawa się zmieniła – pan Doliński
nie mógł się nadziwić miastu. – Tyle nowych budynków. Gdybym sam miał teraz
wędrować po jej ulicach na pewno bym się zgubił.
- To prawda – potwierdziła Ula. - Mnie nie
było tu ponad półtora roku i też zauważyłam mnóstwo zmian. Po weselu tata na
pewno was oprowadzi po mieście. Powspominacie.
Zatrzymał
samochód na podjeździe i zobaczył swoich rodziców niosących ich pociechę.
Przedstawił im Dolińskich. Odebrał Hanię z rąk matki i usadził ją w foteliku.
- Ależ ona urosła – Dolińska cmoknęła małą w
policzek. – I jest prześliczna. Wyrośnie z niej prawdziwa piękność, ale nie ma
się co dziwić skoro odziedziczyła takie dobre geny. – Marek zachichotał.
- Dobre geny to ona ma po Uli, po mnie tylko
twarz. To kochane dziecko, bardzo spokojne tak jak jego matka. Niedawno zaczęła
wymawiać pierwsze słowa. Szybko się uczy i ma dobrą pamięć. Jestem bardzo
szczęśliwy, że mam je obie.
Dojeżdżali.
Już z daleka zauważyli stojących pod bramą Cieplaków. Zaparkował i pomógł
wysiąść kobietom. Wysupłał z fotelika Hanię i wziąwszy ją na ręce poszedł się
przywitać. Wzruszeni Dolińscy serdecznie ściskali Józefa.
- Tyle lat Józef, tyle lat. Postarzeliśmy się
i dzieci nam wyrosły. Jasia pamiętamy jak był jeszcze małym pędrakiem, ale
Beatki nie znamy wcale. Ula jak była u nas w Uppsali pokazywała nam zdjęcia.
Jesteś śliczna Beatko i taka podobna do mamy. Masz jej oczy i uśmiech.
- Chodźcie kochani do środka. Rozpakujecie się
i napijemy się kawy. To będzie na pewno udany pobyt.
Marek
dopił swoją kawę i wstał od stołu.
- Będziemy wracać. Musimy się jeszcze trochę
przygotować na tę dzisiejszą kolację z przyjaciółmi Uli. Panie Józefie wszystko
jest załatwione. Taksówki podjadą w sobotę o dwunastej i przywiozą was do
urzędu. Tam się spotkamy. Do zobaczenia.
- Jedź ostrożnie synu.
- Nie mogę inaczej. Przecież wiozę swoje
skarby, prawda?
Po
powrocie na Sienną zaraz zabrali się do roboty. Marek zajął się stołem, Ula
przygotowywała poczęstunek. Jeszcze szybko przewinęła Hanię i sama się
przebrała. Usłyszeli domofon i czekali na swoich gości przy otwartych drzwiach.
Cała gromada wytoczyła się z windy ze śmiechem. Anton taszczył ogromnego miśka.
- A gdzie to moja chrześnica?
Wszyscy
otoczyli kojec.
- Spójrz Haniu, to dla ciebie od wujków i
wszystkich cioć.
- Rany boskie, Anton – Ula ze zgrozą
przyglądała się tej olbrzymiej maskotce – on ją przygniecie.
- Nie
przygniecie. Ustawimy go obok kojca. Będzie się miała do czego przytulać.
Hania z
zachwytem przyglądała się pluszakowi i piszczała ze szczęścia wyciągając do
Marka rączki.
- Ma-ma, ta-ta, da. – Marek wyjął dziecko z
kojca i usadził między nogami olbrzyma. Rzeczywiście przytuliła się do niego.
Zaraz złapali za komórki, by zrobić jej zdjęcie. Wyglądała tak słodko.
- Chodźcie kochani. Zapraszamy do stołu,
chyba, że wcześniej chcecie obejrzeć mieszkanie.
- No pewnie, że chcemy – odpowiedzieli chórem.
Po jego
oględzinach wreszcie zasiedli za stołem. Marek wzniósł toast.
- Kochani piję za nas wszystkich, za miłość i
waszą przyjaźń. Nie moglibyśmy wymarzyć sobie lepszych przyjaciół. Wasze
zdrowie.
- No a teraz opowiadajcie – Ula była ciekawa
nowin.
- To może ja zacznę – odezwała się Marysia. –
Ja i Lars zaręczyliśmy się, ale ślub dopiero w przyszłym roku, na który już was
zapraszamy. Okazuje się, że większość z naszej paczki już nie jest sama, ale ma
swoje połówki. Dziewczyny poznały fajnych chłopaków. Anton też nie jest już
singlem. Nie uwierzysz Ula, ale chodzi z dziewczyną, która jest asystentką
Nilssona. Tylko Gunnar i Bosse nie mają nikogo, bo nie chcą mieć. Dwa wolne
ptaszki.
- No, no… Sporo się zmieniło odkąd wyjechałam.
A jak twoja siostra Petra, urodziła?
- Urodziła Ula, ślicznego chłopczyka. Bardzo
przydały się te rzeczy od ciebie a najbardziej przewijak. Mały szybko rośnie.
Uwielbiam go.
Długo
jeszcze trwały te wspominki i rozmowy. Mała Hania zasnęła wtulona w miękkiego
misia. Całe towarzystwo opuszczało Sienną w świetnych humorach. Jutro mieli
dzień dla siebie, a w sobotę mieli się wszyscy spotkać na Falęckiej.
W sobotni
poranek po zjedzeniu śniadania i nakarmieniu małej zaczęli się szykować. O
dziesiątej przyszła zamówiona fryzjerka i makijażystka. Uczesały i pomalowały
Ulę. Marka też nie ominęły fryzjerskie zabiegi. Mogli się wreszcie zacząć
ubierać. Kiedy Ula wyszła wreszcie z sypialni z Hanią na ręku. Marek zamarł.
Zalśniły mu w oczach łzy.
- Jesteście takie piękne. Obydwie – wyszeptał
poruszony. – Jestem nieprawdopodobnym szczęściarzem. Daj mi Hanię Ula i zabierz
bukiet. Limuzyna już jest. Możemy jechać. Za pół godziny będę najszczęśliwszym
człowiekiem na ziemi.
Limuzyna
podwiozła ich pod samo wejście do urzędu. Czekali tam na nich już wszyscy.
Weszli na piętro i za chwilę zostali poproszeni do środka.
Ta
uroczystość nie była z pewnością tak podniosła jak te, które odbywają się w
kościele. Jednak dostarczyła wszystkim obecnym sporo wzruszeń. Wiedzieli, że
Marek nie może już wziąć ślubu w kościele. Był w końcu rozwodnikiem.
Uśmiechnięci i szczęśliwi opuszczali to miejsce. Jeszcze przez chwilę
przyjmowali gratulacje a potem odjechali do domu weselnego. Już tam na miejscu
Helena wręczyła im wielkie pudło i dołączony do niego list.
- To od Alexa. Przeprasza, ale nie mógł być na
uroczystości. Przeczytajcie.
Marek
otworzył kopertę i cichym głosem zaczął czytać.
Ula, Marek.
Wybaczcie mi, proszę. W ostatniej chwili postanowiłem, że jednak
nie przyjadę. To Wasz szczęśliwy dzień, a ja nie chciałem go zepsuć swoim
ponurym wyglądem. Nie potrafię się cieszyć już z niczego. Przez lata narosło we
mnie tyle goryczy i złości, że nie jestem w stanie wykorzenić z siebie tych
złych cech. Może kiedyś mi się to uda. Poza tym martwię się siostrą. Ona nie
jest szczęśliwa i to na własne życzenie. Nie jest z nią za dobrze i chyba powoli
załamuje ją ta cała sytuacja.
Niezależnie od tego co wyżej, życzę Wam wszystkiego najlepszego.
Zasługujesz Marek na taką kobietę jak Ula. Udowodniłeś to i dla odzyskania tej
miłości byłeś gotowy na wszystko. Podziwiam cię i zazdroszczę, bo zdobyłeś
prawdziwy skarb. Mam tylko nadzieję, że nigdy nie zawiedziesz tej miłości. Bądźcie
szczęśliwi. Życzę Wam tego z całego serca. Alex.
Skończył
czytać i popatrzył Uli w oczy.
- Nie spodziewałem się takich słów po nim.
Mama miała rację, on się zmienił. Złagodniał. Nie dziwię się jednak, że nie
chciał przyjść. Nie ma nastroju do zabawy i ja to rozumiem. Chyba jest mi go
żal. Sam nie wierzę, że to mówię, ale tak właśnie czuję.
- Ja też żałuję, że nie przyszedł, ale
doskonale mogę sobie wyobrazić, co przeżywa. A teraz zjedzmy coś, bo zaraz umrę
z głodu.
Wesele
było bardzo udane i chyba nikt nie mógł powiedzieć, że się nie wybawił. Hulano
do białego rana. Tylko starsi uczestnicy tej uroczystości i ci najmłodsi
położyli się spać w wynajętych pokojach. Nad ranem do stolika, przy którym
siedzieli młodzi podszedł Sebastian.
- Napijesz się ze mną przyjacielu?
- Z przyjemnością to zrobię – nalał wódkę do
kieliszków i podał jeden z nich Olszańskiemu.
- Jesteś wielkim farciarzem Dobrzański. Masz
piękną żonę i córkę. Zazdroszczę ci.
- Nie zazdrość. Ciężko na to pracowałem,
goniłem za tym szczęściem aż w końcu je dopadłem i wbiłem w nie pazury. Już nie
wypuszczę go z rąk – przytulił Ulę do swego boku czule całując jej skroń.
- Piję za wasze szczęście kochani. Niech trwa
wiecznie.
- Za szczęście.
K O N I E
C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz