ROZDZIAŁ 6
Święta
minęły spokojnie. Jednak nie mieli gości. Okazało się, że Sebastian pojechał do
swoich rodziców. W pierwszy dzień świąt ruszyli do Łazienek na te obiecane
przez Marka sanki. On i Ula początkowo przyglądali się tylko jak Betti zjeżdża
z górki z Miłoszem. Marek doszedł do wniosku, że ta mała jest równie opiekuńcza
względem jego synka, co Ula. Traktowała go jak swojego małego braciszka. Często
go przytulała i cmokała jego zmarznięte policzki. Potrafiła sprawić, że jego
mały synek śmiał się od ucha do ucha. A nic bardziej nie uszczęśliwia rodzica
jak radosne, pogodne dziecko.
Za namową
Miłosza zjechał z nim kilka razy, a potem na sanki posadzili Ulę z Beatką. I
one zapomniały na chwilę o smutkach i świetnie się bawiły. To był bardzo udany
dzień. W drugi świąteczny poranek wybrali się na długi spacer, a po południu
dzieci oglądały bajki.
Jednak co
dobre, szybko się kończy i trzeba było wrócić do codzienności. Marek miał
trochę zaległej roboty. Viola nie była zbyt pomocna. Niewiele rozumiała z
ekonomicznych zawiłości, co najwyżej mogła tylko przepisać coś na komputerze.
Dzisiaj wyglądała nieszczególnie i pomyślał, że jeżeli Sebastian wygląda
podobnie, to nieźle musieli zabalować w te święta.
- Ocknij się Viola, już po świętach. Mamy
trochę roboty. Zaraz przyniosę ci coś do przepisania. Jak skończysz
przyniesiesz mi do podpisu i zaniesiesz do Alexa.
- Alexa nie ma. Jeszcze nie wrócił z Włoch.
- Myślałem, że będzie dzisiaj w pracy.
- Ma urlop do końca roku.
- No dobrze. Twoje szczęście, ale tak czy owak
będziesz musiała to napisać.
Usiadł za
biurkiem i zabrał się za przeglądanie dokumentów. Musiał wybrać te, które
należało załatwić w pierwszej kolejności. Skrzywił się, bo było tego całkiem
sporo i miał wątpliwości, czy wyrobi się z tym do końca dniówki.
Tuż przed
piętnastą Violetta wsunęła się do jego gabinetu trzymając w dłoni jakąś kartkę.
- Przyszedł fax Marek, ale nic z niego nie
rozumiem. Spójrz. - Przebiegł wzrokiem po tekście.
- To po niemiecku Viola. Ja też z tego nic nie
rozumiem. Muszę to dać do tłumacza. Ale to jutro. - Przykleił na papier
samoprzylepną karteczkę i napisał na niej „do tłumaczenia”. O szesnastej
spakował część dokumentów, których nie dał rady przejrzeć i postanowił pochylić
się nad nimi w domu.
Po
obiedzie zasiadł na kanapie i rozłożył papiery. Dzieci nie chcąc mu
przeszkadzać bawiły się w jednym z pokoi pod czujnym okiem Uli. Wieczorem, gdy
położyła je już do łóżek przysiadła jeszcze w salonie z zamiarem zeszycia
spodni Miłosza, które rozdarł podczas zabawy. Marek położył się już wcześniej.
Pierwszy dzień pracy dał mu w kość i poczuł się zmęczony.
Przesunęła
nieco leżące na ławie dokumenty, żeby zrobić sobie miejsce na pudełko z nićmi.
Mimowolnie dostrzegła żółtą karteczkę z napisem „do tłumaczenia”. Uśmiechnęła
się. Doskonale znała ten język. Wydarła kartkę z rysunkowego bloku Miłosza i
zaczęła tłumaczyć.
Jesteśmy firmą consultingową M27 WEDO z
siedzibą w Wiedniu. Nasza firma opracowuje strategie wejścia na zagraniczne
rynki, przede wszystkim rynki Europy Środkowo-Wschodniej, austriackich marek odzieżowych
"Charly" i "Double XX". Nasz klient, firma Charly
International Trading GmbH powierzył nam zadanie znalezienia w Polsce firmy, z
którą mogłaby podjąć współpracę na zasadzie wymiany doświadczeń, a także
sprzedaży na terenie Polski ww. marek odzieżowych w zamian za promowanie i
sprzedaż na rynku austriackim, niemieckim i czeskim kolekcji polskiego
współpartnera.
Współpartner powinien mieć doświadczenie w branży
tekstylnej poparte odpowiednimi referencjami. Mile widziane doświadczenie w
prowadzeniu biznesu na zasadzie franczyzy.
W drugiej połowie lutego przyszłego roku nastąpi
prezentacja najnowszej kolekcji marki Charly w budynku Radcy Handlowego
Ambasady Austriackiej w Warszawie, na którą zaprosimy wybranych Partnerów firmy
Charly International Trading GmbH w Polsce. Prosimy jednak o wcześniejsze
skontaktowanie się z Panem Michałem Małeckim celem uzgodnienia szczegółów
ewentualnej współpracy. Telefon nr...
Skończyła
pisać i położyła kartkę na środku stołu opatrując ją nagłówkiem „tłumaczenie”.
W końcu zabrała się za zszywanie podartych spodni.
Kręciła
się po kuchni szykując dla wszystkich śniadanie, gdy wszedł do niej Marek
ubrany w szlafrok z kartką w ręku.
- To twoja robota Ula? – zapytał od progu.
Odwróciła się od kuchennego blatu i spojrzała na niego.
- Aaa…, to… No bo pomyślałam sobie, że
niepotrzebnie będziesz szukał tłumacza, kiedy ja znam niemiecki. Mam nadzieję,
że czytelnie i jasno to przetłumaczyłam… - Pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Dokładnie, czytelnie i bardzo jasno. Skąd
znasz niemiecki?
- Uczyłam się kiedyś i nawet nieźle mi szło.
- Nieźle ci szło? Chyba byłaś największym
kujonem w klasie, a ja dziękuję ci za tę pilność. Gdyby jeszcze przyszło coś w
tym języku, przetłumaczysz?
- Nie ma sprawy, a teraz idę obudzić dzieci.
Kawa gotowa. Możesz sobie nalać.
Następnego
dnia skontaktował się z Małeckim wymienionym w piśmie. Dowiedział się jakie
dokumenty powinien złożyć, żeby ubiegać się o to współpartnerstwo. Załącznik do
nich stanowić miały zdjęcia najnowszych kolekcji. Pod koniec stycznia dostał
zaproszenie na pokaz do ambasady. Tam okazało się, że wybrano dwóch partnerów.
Firmę Febo&Dobrzański i Fox Fashion. Skakał z radości i ściskał Alexa,
który wraz z nim tam był. To on poczynił wszystkie wyliczenia i zrobił
symulację potencjalnych zysków. Teraz pozostało jedynie podpisać umowę.
Sporządzona była dwujęzycznie, a im przydzielono na wszelki wypadek tłumacza z
ambasady, gdyby mieli jakieś wątpliwości. Zacierali ręce. Firma miała szansę
jak nigdy zaistnieć na europejskich rynkach. Zaraz zadzwonili do seniorów i
opowiedzieli im o wszystkim. Tą dobra wiadomością bardzo podbudowali
samopoczucie Krzysztofa. Był z nich dumny.
Przez
kolejne miesiące ta współpraca rozkwitła i przyniosła spore zyski obu firmom.
Problem był tylko z niewielką ilością butików, które należały do F&D.
Ledwie mieścili się z napływającym wciąż towarem. Sytuacja była patowa, a Marek
nie mógł przecież powiedzieć wspólnikowi, że nie ma gdzie sprzedawać jego
kolekcji. Martwił się tym i intensywnie myślał, jak z tego wybrnąć. Któregoś
dnia opowiadał o tym Uli. Musiał się wygadać i wyżalić. Wysłuchała go
cierpliwie i spytała.
- Firma stoi dobrze? Ma płynność finansową?
- Stoi bardzo dobrze i nie ma z tym kłopotów.
- W takim razie dlaczego nie wynajmiecie
powierzchni handlowej w większych marketach bądź nawet w galeriach? To
rozwiązałoby problem. Nie trzeba kupować od razu całego kurnika, gdy chce się
zjeść jajko, prawda? Koszt wynajmu będzie znacznie niższy niż zainwestowanie w
otwarcie nowych sklepów, to chyba oczywiste.
Patrzył na
nią z rozdziawionymi ustami. Zatkało go, bo pomysł, który przedstawiła już
dawno powinien mu przyjść do głowy. Był genialnie prosty, a przede wszystkim
opłacalny. Pokręcił z podziwem głową.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Marek, przecież nie na darmo kończyłam
ekonomię. – Wytrzeszczył na nią oczy.
- Skończyłaś studia? Skończyłaś ekonomię? –
Pokiwała twierdząco głową.
- Skończyłam też drugi kierunek Zarządzanie i
Marketing. Znam biegle biznesowy niemiecki, angielski i rosyjski. Mam
certyfikaty. – Złapał się za głowę.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
- Bo nigdy nie pytałeś. Zatrudniłeś mnie do
opieki nad Miłoszem. Do tego ta cała wiedza nie była mi potrzebna.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mi
głupio.
- Naprawdę niepotrzebnie. Ja jestem bardzo
zadowolona z tej pracy, więc nie rób sobie wyrzutów. Jeśli będziesz miał
jeszcze jakiś problem, a ja będę w stanie ci pomóc, to na pewno to zrobię. Mam
nadzieję, że uda ci się załatwić coś w marketach. Będę trzymać za to kciuki.
Naprawdę
było mu głupio i poczuł się jak ostatni dureń. Dlaczego nie zapytał jej o
wykształcenie, gdy po raz pierwszy miał okazję z nią rozmawiać? To prawda, że
chodziło mu wtedy głównie o załatwienie kogoś do opieki i żadnej z kobiet,
które wówczas przyszły nie pytał o wykształcenie. Jedynie te młode powiedziały
mu, że studiują. Ula zrobiła na nim dobre wrażenie mimo, że nie wyglądała jakoś
szczególnie. Może to właśnie tym się zasugerował? Jej ubiorem? Okazało się, że
był tak samo powierzchowny jak większość mężczyzn. Od razu założył, że może
mieć co najwyżej maturę, a tymczasem to kompetentny, gruntownie wykształcony
ekonomista z biegłą znajomością trzech języków i w dodatku ma dobrze poukładane
w głowie. Kompletnie go dzisiaj zaskoczyła. Teraz tym bardziej nie rozumiał,
dlaczego nie szukała pracy w swoim zawodzie tylko przyjęła posadę znacznie
poniżej jej możliwości i wykształcenia.
- Zastanawia mnie jeszcze coś. Nie rozumiem
dlaczego nie pracujesz w swoim zawodzie. Teraz potrzebują zdolnych ekonomistów.
– Uśmiechnęła się smutno.
- To nie takie proste. Aplikowałam do bardzo
wielu firm. Aplikowałam do banków. Chodziłam na niezliczoną ilość rozmów
kwalifikacyjnych i wierz mi nikt, kto mnie zobaczył nie rozmawiał ze mną o
kompetencjach i wykształceniu, bo każdy zakładał, że skoro tak skromnie się
ubieram to i w głowie mam niewiele. A ja wiązałam ledwie koniec z końcem. Ty
byłeś jedynym, który na to nie zwracał uwagi i przyjął mnie od razu, i nie
mówiłeś „Dziękuję, za kilka dni odezwę się do pani”. Nawet nie wiesz jak wiele
razy słyszałam tę utartą formułkę. Zanim trafiłam do ciebie szukałam już
jakiejkolwiek pracy. Musiałam Betti dać jeść, a bywało, że nie miałam na chleb.
Sprzątałam nawet szalety miejskie – rozpłakała się. – Nie masz pojęcia jakie to
upokarzające, gdy masz głowę nabitą fachową wiedzą, a musisz robić takie rzeczy.
Praca u ciebie to jak najlepszy gwiazdkowy prezent. Miłosz to taki fajny
dzieciak. Nie sposób go nie kochać, a ja jestem szczęśliwa, że mogę się nim
zajmować. Nawet Betti odżyła przy nim. Ciągle powtarza, że starszego braciszka
już nie ma, ale zyskała młodszego. Dzięki tej pracy wcale nie żałuję, że nie
wykonuję wyuczonego zawodu. Wierz mi.
Wyciągnął
z kieszeni chusteczkę i podał jej. Był zszokowany jej słowami. Nie sądził, że
miała tak ogromne trudności w poszukiwaniu pracy. Delikatnie pogładził jej
ramię.
- Już dobrze Ula. Już dobrze, nie płacz. Nie
przypuszczałem, że było wam aż tak ciężko. Przeżyłyście mnóstwo trudnych
momentów, ale będzie coraz lepiej zobaczysz. Nadal uważam, że marnujesz swój
talent. Nie omieszkam z niego skorzystać, gdy będę miał problemy w firmie.
Okazuje się, że posiadasz wiele talentów i chciałem cię prosić, żebyś w sobotę
wykorzystała jeden z nich. – Podniosła głowę i przetarła mokre powieki.
Oszołomiony patrzył w jej oczy, które pod wpływem łez mieniły się głębokim
błękitem. - Mój Boże czy ja kiedykolwiek
widziałem tak wyjątkowe oczy? – przyłapał się nagle na tym, że mogą go
urzec oczy innej kobiety niemal tak samo jak oczy jego własnej żony. Zdał sobie
sprawę, że Ula jest naprawdę piękna. Piękna, wrażliwa i dobra. – Nie, nie… Nie mogę w ten sposób o niej
myśleć, bo to tak jakbym zdradzał Paulinę. Pauliny już nie ma i nigdy nie
będzie – pomyślał ze smutkiem. Z tych rozważań wyrwał go łagodny głos Uli.
- A co ma być w sobotę?
- No właśnie. W tym tygodniu wracają moi
rodzice ze Szwajcarii. Terapia zadziałała i dlatego przedłużyli pobyt o kolejne
trzy miesiące. Chciałbym ich zaprosić na sobotni obiad. Również Alexa.
Stęsknili się za Miłoszem, a i on często ich wspomina.
- Nie ma sprawy. Powiedz mi tylko, co lubią
jeść, a ja wszystko przygotuję.
- Dziękuję Ula. W piątek po pracy zabiorę
dzieci do kina na jakąś bajkę. Będziesz mogła w spokoju wszystko przygotować.
W piątkowy
poranek po śniadaniu ubrała dzieci i poszła na zakupy. Miała bojowe zadanie
kupić ładną wołową polędwicę, z której musiała przyrządzić steki. Ładowała do
wózka mięso wołowe, wieprzowe i kurczaka. Marek zażyczył sobie esencjonalny
rosół. Postanowiła, że zrobi do niego domowy makaron. Miłosz siedzący w koszu
układał w piramidę tacki, na których opakowane szczelnie w folię leżało
mięsiwo.
- Ulcia kupisz mi batonika? Tatuś pozwolił?
- Kupię skarbie. Najpierw zrobimy wszystkie
zakupy, a na końcu kupię wam słodkości.
Już w domu
podsunęła dzieciom kilka zabawek, a sama zajęła się kucharzeniem. Marek mówił,
że wszyscy lubią rosół i steki. Te ostatnie postanowiła przyrządzić z salsą z
pomidorów, mango i czerwonej cebuli. Natknęła się kiedyś na przepis w jakiejś
kolorowej gazecie i pomyślała, że to powinno być smaczne. Steki będzie smażyć
tuż przed pojawieniem się gości. Dzisiaj zrobi tylko marynatę do nich, makaron
i salsę. Upiecze też jakieś lekkie ciasto. Może karpatkę, którą tak lubi Miłosz?
Na dzisiejszy obiad zaplanowała knedle z truskawkami. Owoce były świeże.
Właśnie zaczął się na nie sezon.
Obiad
zjadali w pośpiechu. Marek miał już wykupione dla nich bilety i nie chciał się
spóźnić. Kiedy po ich wyjściu została sama z kopyta zabrała się do roboty.
ROZDZIAŁ 7
Ostry
dźwięk domofonu postawił ich wszystkich na nogi. Marek z Miłoszem już biegł w
kierunku drzwi i otworzył je na całą szerokość. Mały z piskiem wpadł w ramiona
Heleny.
- Witajcie kochani. Jak dobrze jest was znowu
widzieć. Wyglądacie świetnie i zdrowo. Jak samopoczucie tato?
- Wszystko w najlepszym porządku synu. Tryskam
energią. Chodź tu do mnie smyku, – zwrócił się do Miłosza – przywitaj się z
dziadkiem. Bardzo za wami tęskniliśmy.
Marek
przywitał się z Alexem zapraszając wszystkich do środka. Kiedy weszli do salonu
przedstawił im Ulę.
- To moi kochani Urszula Cieplak, opiekunka
Miłosza i dobry duch tego domu. Opowiadałem wam o niej. A to jej siostrzyczka
Beatka. To dzięki niej Miłosz odżył i zaczął się uśmiechać.
Przywitali
się z Betti i z Ulą bardzo uprzejmie, a Helena zaraz zaoferowała pomoc w
kuchni. Ula odmówiła jednak.
- Ja bardzo dziękuję, ale pani jest tu gościem
i powinna się nacieszyć synem i wnukiem. Ja mam wszystko już przygotowane i
zaraz będę podawać.
Wniosła
wazę z pachnącym rosołem i położyła na nakrytym już stole. Następnie pojawiły
się aromatyczne steki, młode ziemniaki szczodrze obsypane koperkiem i kokile z
salsą. Wjechał też kompot z truskawek. Potrawy wzbudziły zachwyt i wszyscy
rzucili się do konsumpcji.
- Pani Urszulo jest pani znakomitą kucharką.
Przepyszny rosół, a i steki wyglądają fenomenalnie – grzmiał Krzysztof. –
Zarumieniła się od tych pochwał dziękując nieśmiało. Marek z przyjemnością
przyglądał się tym pąsom.
- Potwierdzam – odezwał się Alex. – Dawno nie
jadłem nic równie smacznego. Mięso rozpływa się w ustach. Genialne.
- Ulcia nakarmisz mnie? – doszedł do niej
głosik Miłosza. – Makaron mi ucieka. – Uśmiechnęła się do malca i poprawiła mu
śliniak.
- Zaraz sprawimy, żeby trzymał się na łyżce –
usadziła go na swoich kolanach i z niezwykłą delikatnością karmiła rosołem.
Widząc to Helena spytała.
- Chyba bardzo lubisz panią Ulę Miłoszku,
prawda? – Malec pokiwał głową.
- Ulcia jest bardzo dobra i kochana. Zawsze
czyta mi bajeczkę na dobranoc i przytula kiedy płaczę za mamusią – zatrzęsła mu
się broda, a w oczach pokazały się łzy. Ula pogładziła go po głowie.
- Nie trzeba się smucić Miłoszku. Spójrz ilu
masz dzisiaj gości. Dziadkowie nie widzieli cię tak długo, a i z wujkiem
widziałeś się dawno. Powinieneś się cieszyć.
- Ja się cieszę Ulcia, tylko czasem jak mi się
przypomni to chciałbym do mamusi – odparł płaczliwie.
- Wiem skarbie, wiem… A teraz zjedz ładnie
rosołek. Na deser będzie twoje ulubione ciasto.
To
wspomnienie Pauliny i ta tęsknota za nią chłopca i u pozostałych wywołały łzy.
Mieli świadomość, że malec nadal nie pogodził się z jej odejściem i wciąż
rozpaczliwie za nią tęskni. Kiedy Ula pozbierała talerze i poszła szykować
deser, Helena wsunęła się za nią do kuchni.
- Pani Urszulo chciałam żeby pani wiedziała,
że jesteśmy pani ogromnie wdzięczni za to, co robi pani dla Miłosza.
- Naprawdę nie ma za co. To wcale nie takie
trudne, a Miłosz to wspaniałe dziecko. Sama straciłam mamę dość wcześnie. Moja
siostra jej nie pamięta wcale, bo zmarła tuż po jej urodzeniu. Doskonale jestem
w stanie wyobrazić sobie co czuje taki maluch, kiedy nagle zostanie oderwany od
matki. Ja tylko staram się zająć jego myśli czymś innym, chociaż dbam też o to,
żeby jej nie zapomniał i niemal codziennie o niej z nim rozmawiam.
- Jest pani zbyt skromna. Ma pani wspaniałe
podejście do naszego wnuka. On naprawdę
się zmienił. Po śmierci Paulinki był bardzo apatyczny i bez przerwy płakał.
Teraz to zupełnie inne dziecko.
- Tak to prawda. Mam nadzieję, że któregoś
dnia będzie mógł przejść z tym do porządku dziennego i nie chodzi mi tu o to,
żeby zapomniał, ale by pamiętał najlepsze chwile związane z matką i nie
reagował już na nie łzami, ale uśmiechem.
Helena
przyglądała jej się z podziwem.
- Jest pani bardzo mądrą kobietą pani Urszulo.
– Uśmiechnęła się z sympatią do Dobrzańskiej.
- Ta mądrość nie pochodzi z książek pani
Heleno, a z ciężkich życiowych doświadczeń. To one nas w jakiś sposób
kształtują, prawda? Poza tym będę wdzięczna, jeśli będzie pani zwracać się do
mnie po imieniu. Nikt nie mówił do mnie nigdy tak oficjalnie i trochę się
krępuję. Jestem Ula. Po prostu Ula.
- Dobrze. Niech będzie Ula. Zabiorę to pyszne
ciasto. Zostawiam ci filiżanki z kawą. Mogłabym ich nie donieść w całości –
zachichotała.
Goście
raczyli się deserem. Ula po uprzątnięciu kuchni wyszła z niej i powiedziała.
- Ja bardzo przepraszam, ale nie chcemy
państwu przeszkadzać. Pójdziemy do siebie. W dzbanku jest świeżo zaparzona kawa
i jeśli ktoś miałby jeszcze ochotę, to Marek poda. Było nam bardzo miło poznać
wszystkich państwa. Życzymy udanego wieczoru. Do widzenia.
- A my dziękujemy za te wszystkie pyszności
Ula, które przygotowałaś. Jesteśmy pod wrażeniem – odparła Helena.
Włączyła
Betti telewizor i ustawiła na kanał z bajkami. Sama wzięła się za czytanie
książki. Była zmęczona. Wysprzątanie salonu i przygotowanie obiadu trochę dało
jej w kość. Przeczytawszy zaledwie kilka zdań zasnęła.
Tymczasem
w salonie trwała ożywiona dyskusja. Alex poklepał po ramieniu swojego szwagra
mówiąc.
- Niezła opiekunka ci się trafiła bracie.
Prawdziwy skarb. Nie dość, że piękna, to jeszcze taka uzdolniona. – Marek
uśmiechnął się pod nosem.
- A żebyś wiedział. Kiedy przyszła do mnie w
sprawie tej pracy wyglądała bardzo biednie. Podniszczony płaszczyk, mocno schodzone
buty i wielkie, ciężkie okulary na nosie. Było w niej jednak coś, co mnie
ujęło. Ma łagodny, ciepły, miły dla ucha głos. Nigdy go nie podnosi.
Powiedziała mi wprost, że bardzo potrzebuje tej pracy, bo ma na utrzymaniu
młodszą siostrę. Było w niej tyle smutku. Nie uśmiechała się i odniosłem
wrażenie, że jest przygnębiona. Kiedy ją zatrudniłem dowiedziałem się, że ich
matka zmarła po urodzeniu Betti, a ojciec i osiemnastoletni brat zginęli
tragicznie. Nie miałem jednak odwagi zapytać, co się stało. Kiedyś przyszedł do
firmy fax od naszego współpartnera. Był napisany po niemiecku, a ja przecież
nie znam tego języka. Przyniosłem go do domu z zamiarem oddania do tłumaczenia.
Tymczasem na drugi dzień znalazłem gotowe tłumaczenie i aż mnie zatkało.
Przecież nie mógł tego zrobić nikt inny, tylko Ula. Powiedziała mi wtedy, że biegle
zna ten język, bo kiedyś się go uczyła. Całkiem niedawno dowiedziałem się, że
ona skończyła ekonomię a także zarządzanie i marketing na SGH, i zna biegle nie
tylko biznesowy niemiecki, ale też angielski i rosyjski. Złapałem się za głowę.
Kobieta z takim wykształceniem opiekuje się moim dzieckiem, gotuje i sprząta mi
dom. Wyobrażacie sobie? Okazało się, że nikt jej nie chciał przyjąć do pracy,
choć aplikowała do wielu firm. Z tym wynajęciem powierzchni w supermarketach to
jej pomysł. Genialnie prosty musicie przyznać.
- Niewiarygodne, – Krzysztof był pod wrażeniem
tej historii – przecież ona się marnuje.
- To samo jej powiedziałem, ale ona odparła,
że ta praca bardzo jej odpowiada i wcale nie żałuje, że nie pracuje w zawodzie,
więc nie drążyłem dalej.
- Hmm…, - Alex zajął z powrotem miejsce przy
stole – a jednak trochę szkoda. Pewnie jest oblatana w finansach. Przydałaby
się w firmie.
- Na razie nic nie będę proponował. Miłosz
przyzwyczaił się do niej i nie zaśnie bez niej. Dzięki niej trochę się
pozbierał, a ja nie chce tego psuć. Może kiedyś jak będzie już starszy.
- A zmieniając temat chyba powinieneś pomyśleć
o jakimś pomniku dla Pauliny. Byliśmy z tatą na cmentarzu, a tam dalej stoi
krzyż na pryzmie ziemi.
- Pomyślałem mamo. Postawią go w przyszłym
tygodniu. Już wszystko opłaciłem. Nie było sensu stawiać go wcześniej, bo było
mokro. Teraz jest dobra pogoda na takie rzeczy.
- No dobrze synku. Chyba będziemy się zbierać.
Późno już, a Miłosz zasnął na kanapie. Pożegnaj od nas Ulę i podziękuj raz
jeszcze za te wspaniałości.
Lato było
w pełni. Nie skąpiło słońca. Niemal w każdy weekend jechali gdzieś w plener.
Szkoda było siedzieć w domu. Często jeździli nad Zalew Zegrzyński lub na basen.
Dzieci miały frajdę, a i oni korzystali z wypoczynku. Marek ewoluował. Inaczej
już patrzył na Ulę. Doceniał jej urodę i przymioty charakteru. Nie, nie
zapomniał o Paulinie, która była jego wielką miłością. Coraz częściej powracał
do listu, który mu zostawiła, a szczególnie do jednego fragmentu. „Może poznasz któregoś dnia kobietę, która
poruszy Twoje serce i która pokocha nasze dziecko jak swoje własne. Nie
zastanawiaj się wtedy i nie broń przed uczuciem. Nie myśl o mnie, bo ja daję Ci
zielone światło kochany. Ty tylko żyj i kochaj”.
Czyżby
pisząc te zdania Paulina przeczuwała, że on może spotkać na swojej drodze
kogoś, kto zawładnie jego sercem? Do Uli żywił bardzo ciepłe uczucia. Nie
sądził, by można było to jednoznacznie określić miłością. A może jednak tak?
Może są różne odcienie miłości? Miłość do Pauliny była spontaniczna, żywiołowa,
gorąca, szalona tak jak jej temperament. Uczucia do Uli mógłby określić jako
tkliwe, zrównoważone, spokojne i w jakiś sposób szlachetne i czyste.
Nie był z
kamienia. Nie mógłby zaprzeczyć, że ona nie robi na nim wrażenia. Doskonale
pamięta ten pierwszy, wspólny wyjazd nad jezioro. Było upalnie. Rozłożyli koc i
usadowili się na nim. Ula rozebrała Miłosza do majtek i delikatnie smarowała
jego drobne ciałko kremem ochronnym, żeby nie poparzyło go słońce. Wysmarowała
też Beatkę. Potem sama rozebrała się do kostiumu. Przełykał nerwowo ślinę
patrząc na jej zgrabne, smukłe ciało, bardzo proporcjonalnie i pięknie
wyrzeźbione. Przypomniał sobie od jak dawna nie miał kobiety. Po śmierci
Pauliny nie szukał znajomości. Nie potrafiłby być wówczas z inną. Ze swoją żoną
współżył chyba ostatni raz cztery miesiące przed jej śmiercią. Była zbyt słaba
i bardzo cierpiała. Zrozumiał, że pod tym względem coś się jednak zmieniło. Znowu
pragnął bliskości.
Dzisiaj kolejny
raz tu przyjechali. Siedział na kocu i patrzył na radosne igraszki dzieciaków
pod bacznym nadzorem Uli. To ona kupiła im kolorowe motylki na ręce, a
Miłoszowi dodatkowo dmuchane koło w kształcie kaczki. Cała trójka wyglądała na
rozbawioną i szczęśliwą. Jego syn piszczał z uciechy krzycząc co chwilę.
- Ulcia! Ulcia! Zobacz umiem! Umiem pływać!
Prawda?!
- Pięknie pływasz skarbie – uśmiechała się do
niego cudnie. – Będziesz świetnym pływakiem.
Starała
się nie przeciągać zbyt długo tych kąpieli, żeby nie przeziębić chłopca.
Wprawdzie nie miał jakichś wielkich skłonności do infekcji, ale był dość
delikatny i kruchy, a ona wolała dmuchać na zimne.
– No dosyć zabawy. Wychodzimy. Nasmaruję was
kremem i dam ciepłej herbatki. Chodźcie.
Nie
protestowali i nie marudzili. Wiedzieli, że jeszcze raz dzisiaj wejdą do wody. Najpierw
wytarła Miłosza. Zmieniła mu majteczki i nasmarowała kremem. Potem podała Betti
suchy opalacz i zasłaniając ręcznikiem pomogła przebrać. W końcu wytarła siebie
i usiadła na kocu.
- Nie chcesz popływać? – spytała Marka. – Woda
jest świetna i ciepła.
- Jakoś nie mam dzisiaj ochoty.
Skończyła
smarować olejkiem twarz, ręce, nogi i brzuch. Patrząc jej w oczy powiedział.
- Daj. Wysmaruję ci plecy.
Była
zaskoczona, że wyszedł z taką propozycją, ale podała mu butelkę z olejkiem.
Nalał trochę na dłoń i delikatnie przyłożył do jej ramienia rozprowadzając go
na jej ciele. Było miękkie, aksamitne, ciepłe. Zadrżała. Jego dotyk był taki
miły. Przymknęła oczy. Po raz pierwszy w życiu dotykał jej mężczyzna i musiała
przyznać, że było to bardzo przyjemne. On poczuł to drżenie i trochę się
zdziwił, że tak reaguje na jego dotyk. Chciał przedłużyć tę chwilę i z
niezwykłą starannością wcierał olejek w każdy centymetr jej pleców. W końcu
oddał jej pojemnik.
- Dziękuję – szepnęła nieco zażenowana.
Uśmiechnął się.
- Nie ma za co. Cała przyjemność po mojej
stronie.
Ułożyła
się na kocu, a on z przyjemnością obserwował jej piękny profil, lekko unoszące
się pod wpływem oddechu pełne piersi, ładnie ukształtowane biodra i wąską
talię. Nie była już tą samą dziewczyną co kiedyś. Była zjawiskowa.
Rozejrzał
się zaniepokojony za dziećmi, ale zaraz uspokoił się. Z dala od wody na piasku
Beatka i Miłosz lepili zamek.
- Betti nie oddalajcie się i zostańcie tu,
gdzie jesteście! – krzyknął.
- Proszę się nie martwić! Nie odejdziemy!
Uspokojony
położył się obok Uli wystawiając do słońca twarz.
Rozradowany
wpadł do domu i już od progu krzyknął.
- Mam niespodziankę! - Miłosz wpadł w jego
ramiona, a on cmoknął go głośno i spytał. – Masz ochotę na wyjazd smyku? Do
miejsca, gdzie jest mnóstwo piasku i wody?
- A gdzie?
- Od dzisiaj za tydzień jedziemy nad morze. Do
Jastarni. Będzie super. Ula! - Wyszła z kuchni wycierając ręce i uśmiechnęła
się.
- A co ty tak krzyczysz?
- Jedziemy na wczasy. Załatwiłem nad morzem.
Na dwa tygodnie. Będzie fajnie.
- Bardzo się cieszę. Należy wam się oddech.
Powiesz kiedy, to was spakuję.
- Jak to nas? Jedziemy wszyscy. Wykupiłem
pobyt dla czterech osób.
- Dla nas też? Ale dlaczego dla nas też? To
musiało kosztować majątek.
- Aha! Widzisz synku w Uli odezwała się dusza
ekonomisty. Potraktuj to jak extra premię, która słusznie ci się należy.
Musicie z nami jechać. Klamka zapadła. Miłosz bez ciebie nie zaśnie, a bez
Betti nie potrafi się bawić. Rozchmurz się i nie protestuj. Za tydzień
wyjeżdżamy z samego rana. Postanowione.
ROZDZIAŁ 8
W
przeddzień wyjazdu pakowała ich wszystkich. W salonie stanęły wkrótce dwie
wielkie walizy i dwie mniejsze. Poprasowała jeszcze ubrania, w których mieli
jechać. Zapowiadała się piękna pogoda więc postanowiła, że wszyscy pojadą w
krótkich spodenkach i przewiewnych koszulkach. Rano przyszykowała jeszcze
lekkie śniadanie, przygotowała na drogę kanapki i trochę owoców. Nie zapomniała
też o termosie z kawą i herbatą. Zamknęli dom na cztery spusty i o dziewiątej
ruszyli. Dzieci siedziały z tyłu, a Ula obok Marka. Zerkała na niego od czasu
do czasu. W krótkich jeansowych spodniach i w sportowej koszulce wyglądał
niezwykle atrakcyjnie. Po raz pierwszy też uśmiechnął się szeroko wkładając na
nos słoneczne okulary. Od tego uśmiechu zarysowały się głęboko na jego
policzkach wyraźne dołeczki. Pomyślała, że on i Paulina musieli stanowić piękną
parę. Ona taka zjawiskowa, kruczowłosa i on tak niesamowicie męski, przystojny
i pełen uroku. Lubiła mu się przyglądać, ale tylko wtedy, gdy nie patrzył.
Czasem ją na tym przyłapywał, a wówczas jej policzki płonęły wstydem i karciła
się za to w myślach. Miał ładną twarz i choć do niedawna tak bardzo smutną, to
jednak niezwykle szlachetną. Miał też dobre oczy, a ich spojrzenie przenikliwe
i bardzo ciepłe. Gdy czuła zapach jego perfum jej serce przyspieszało i biło
jak oszalałe. Nauczyła się nad tym panować, chociaż nie zawsze jej się udawało.
Nie mogła dopuścić, żeby on się domyślił, że jest pod jego urokiem. Nosił
żałobę w sercu po kobiecie, którą bardzo kochał. Zauważyła wprawdzie, że
ostatnio zdobywał się na bardziej intymne gesty wobec niej. Nie miał oporów, by
przygarnąć ją do swego boku, czy pogładzić jej dłoń lub policzek. Nie
dociekała, dlaczego to robi. Bała się, że jej odpowie, że to nic nie znaczące odruchy
i żeby nie wyobrażała sobie Bóg wie czego.
- Tatuś jak długo do morza? – usłyszała głos
Miłosza.
- Pojedziemy jakieś sześć godzin. Może siedem.
Jak ci się będzie chciało siku to wołaj. Zatrzymamy się gdzieś.
Wjechał na
autostradę i znacznie przyspieszył. Zerknął na Ulę. Siedziała z podkulonymi
nogami i kontemplowała widoki za oknem. Wyglądała jak nastolatka. Uśmiechnął
się. Budziła w nim takie ciepłe uczucia. Przy niej stępiał ból spowodowany
śmiercią Pauliny. Przy niej i on i Miłosz zaczęli się uśmiechać, zaczęli
normalnie żyć. Normalnie. Tak jak chciała Paulina. Mimo, że serce nadal bolało
i nadal tęskniło za nią, to otwierało się też na inne aspekty. Zaczynało
kochać. – Wierzę kochanie, że patrzysz z
góry na to, co się ze mną dzieje i mam nadzieję, że akceptujesz Ulę. Ona jest
dobrym człowiekiem i kocha naszego syna. Nigdy nie zastąpi mu ciebie, ale już
bardzo postarała się, żeby tak nie cierpiał. Zmienił się dzięki niej i znów
jest tym dawnym radosnym dzieckiem. Liczę na to, że pokocha i mnie. Przy niej
mógłbym być szczęśliwy. Tak jak chciałaś. Będę żył i będę kochał. – Spod
okularów popłynęły mu łzy. Otarł je nerwowo, co nie umknęło uwadze Uli.
- Wszystko w porządku? – zapytała cicho.
Pogładził uspokajająco jej dłoń.
- W jak najlepszym Ula. W jak najlepszym. Za
chwilę powinniśmy dojechać na taki leśny parking. Zatrzymamy się tam i coś
zjemy. Chętnie napiję się kawy. O, to tu. Jest nawet toaleta. Skorzystamy,
prawda dzieci?
Rozłożyła
papierowe talerzyki i kubki na drewnianym stole i usadziła Miłosza na ławie
zakładając mu śliniak. Każdemu podsunęła kanapkę.
- Wcinajcie.
- A ty? – zdziwił się Marek. – Nie zjesz nic?
- Nie jestem głodna. Kawa wystarczy.
Przysłuchiwała
się jak ciekawy wszystkiego Miłosz zadaje dziesiątki pytań, a Marek z wielką
cierpliwością na nie odpowiada. Wreszcie skończyli. Dopiła swoją kawę i wytarła
malcowi buzię.
- Gotowi? To możemy ruszać.
Wreszcie
po ponad sześciu godzinach jazdy dotarli na miejsce. Marek zaparkował przed
ogromnym, pięknym budynkiem. Po przeciwnej stronie rozciągało się morze.
Wysiedli z samochodu i stanęli przy nim napawając oczy tym widokiem.
- Pięknie tu… - Ula wciągnęła w nozdrza świeży
zapach bryzy. – Hotel cudny i taki nowoczesny, a w dodatku z pewnością
horrendalnie drogi.
- A ty znowu swoje. Odpręż się i wyluzuj. Nie
mam zamiaru oszczędzać. Jesteśmy na urlopie, nie? Wyjmę walizki.
Ciągnęli
po dwie, a obok uczepione ich uchwytów maszerowały dzieci. Weszli do ogromnego
holu i zlokalizowali recepcję. Marek zaopatrzony w swój i Uli dowód poszedł ich
zameldować. Załatwił wszystko z miłą recepcjonistką i z kartami magnetycznymi
przeszkloną windą udali się na drugie piętro.
- Nie wynajmowałem dwóch pokoi Ula. Wynająłem
apartament. Tam są dwie odrębne sypialnie połączone wspólnym salonikiem. Oglądałem
foldery i wszystko wygląda świetnie. Zaraz się przekonamy.
Byli
zachwyceni. Wielki taras roztaczał przed nimi widok na plażę i morze. Sypialnie
miały podwójne łóżka, a salonik okazał się bardzo przytulny. Marek uśmiechnął
się do nich.
- Będzie nam tu wspaniale. Jestem o tym
przekonany. To co, proponuję szybki prysznic i spacer plażą. Trzeba poznać
okolicę. Może trafimy na jakąś smażalnię ryb? Chętnie zjadłbym jakiegoś dorsza,
lub coś podobnego. Mamy wykupione śniadania i kolacje. Na obiady będziemy
chodzić na miasto. Celowo nie wykupiłem, żeby nie ograniczać się czasowo. To
kto pierwszy pod prysznic?
Rzeczywiście
było im tam wspaniale. Codzienne spacery plażą, rejsy po morzu, pyszne ryby, a
przede wszystkim pogoda. Ta nie zawiodła i przez cały okres pobytu świeciło im
słońce. Opalili się. Marek wyglądał jak czekoladka. Ula i Betti podobnie. Nawet
Miłosza liznęło słońce, chociaż Ula bardzo dbała o to, żeby jego jasna karnacja
nie była narażona na zbyt intensywne, słoneczne promienie. Dzieci korzystały na
całego. Nie było dnia, żeby nie taplały się w wodzie i nie budowały zamków z
piasku. Miłosz promieniał, a Markowi rosło ze szczęścia serce. Któregoś dnia
odkrył, że Ula przyciąga spojrzenia innych mężczyzn. Gapili się na nią jak na
potencjalną zdobycz. Czasem patrząc na nich odnosił wrażenie, że za chwilę
zacznie im się sączyć ślina z ust. Poczuł ukłucie zazdrości, choć ona
kompletnie nie zdawała sobie z tego sprawy jak duże wrażenie robi na
mężczyznach. Czy mógł ją obwiniać za to, że jest piękna, że ma wspaniałą figurę
i to wywołuje ślinotok u tych wszystkich facetów? Któregoś dnia kolejny raz
zauważył wlepione w nią oczy kilku samców. Mieli właśnie się zbierać na obiad.
Złożył koc i wsadził go pod pachę. Drugą rękę objął ją w pasie. Spojrzała na
niego zdziwiona, ale nie protestowała. Betti i Miłosz trzymając się za ręce maszerowali
przed nimi, a on z dumą i dużą pewnością siebie szedł z nią objęty jak para
zakochanych. Uwolnił ją dopiero, gdy zniknęli z oczu tym facetom. Przeprosił za
swoje zachowanie i wytłumaczył, co było jego powodem. Jej wielkie błękitne oczy
wpatrywały się w niego ze zdumieniem.
- Chyba przesadzasz. Komu miałby się podobać
ktoś taki jak ja? Przecież ja jestem całkiem zwyczajna.
- Teraz to ty przesadzasz. Spójrz w lustro.
Ono nie kłamie. Jesteś piękna. – Spuściła głowę zażenowana i nie odpowiedziała
już nic.
Wrócili do
rzeczywistości. Marek do pracy, a ona do swoich obowiązków. Zapisała Beatkę do
szkoły. Zaopatrzyła ją w tornister i książki. Teraz każdego dnia ubierała
Miłosza i wraz z nim odprowadzała ją pod szkolny budynek. Mała szybko
przywykła. Znalazła nowe koleżanki. Po powrocie szybciutko odrabiała lekcje, żeby
choć trochę czasu poświęcić Miłoszowi.
Pod koniec
września Ula poprosiła Marka o podwózkę na cmentarz. Zbliżała się rocznica
śmierci jej taty i brata. Nie odmówił. Pojechał tam już któryś raz z kolei, ale
nadal nie miał odwagi zapytać w jakich okolicznościach zginęli. Wracając
wstąpili też na grób Pauliny. Wykonany z różowego marmuru wyraźnie odcinał się
od innych grobów. Umył pomnik, ustawił w wazonie kwiaty i zapalił znicze.
Pomodlili się za spokój jej duszy i wrócili do domu. Kiedy ułożyła dzieci do
snu poprosił ją, by została jeszcze na chwilę w salonie. Podał jej lampkę wina
i usiadł obok niej na kanapie.
- Wiesz Ula, pobyt na cmentarzu zawsze
wprowadza mnie w przygnębienie – powiedział cicho. – Ciebie chyba też, bo
wracasz taka smutna i pełna żalu.
- Bo jest mi ciężko z myślą, że oni wszyscy
odeszli za wcześnie. Jasiek miał tylko osiemnaście lat. Całe życie było przed
nim.
- Powiesz mi jak zginęli, czy nadal to cię
boli? – Westchnęła i popatrzyła na niego ze smutkiem.
- Zawsze mnie boli. Wracali z Krakowa. Pod
Szczekocinami doszło do zderzenia pociągów. Zginęli oni i czternaście innych
osób.
- Słyszałem o tej katastrofie. Było o niej
głośno w mediach. Jak poradziłaś sobie z tą ogromną stratą? Musiałaś pochować
dwójkę twoich najbliższych.
- Było mi bardzo ciężko. Nagle zostałam
jedynym opiekunem Betti. W dodatku rodzina ojca upomniała się o swoje. Musiałam
sprzedać dom, żeby ich spłacić. Nam nie zostało prawie nic prócz marnej renty
po tacie – zaszkliły jej się oczy i rozpłakała się głośno. – To takie straszne.
Świat wali ci się na głowę, a ty jesteś bezradny wobec tej tragedii i nie masz
pojęcia jak dalej żyć.
Przygarnął
ją do siebie. I on miał w oczach łzy.
- Miałem dokładnie tak samo, ale był Miłosz.
Obiecałem Paulinie, że wychowam go na dobrego, uczciwego człowieka. Myślę Ula,
że już czas podźwignąć się z tego, co nas spotkało. Ja dojrzewam do tego od
jakiegoś czasu. Powinienem zrobić porządek w garderobie Pauliny. To będzie jak
odcięcie pępowiny. Ona nigdy nie chciała, żebym po jej śmierci był sam. Mówiła,
że powinienem sobie ułożyć na nowo życie. Była mądrą kobietą. Tak też napisała
mi w tym liście. Ona zawsze będzie zajmować ważne miejsce w moim sercu i na
pewno o niej nigdy nie zapomnę. Czas jednak otrząsnąć się i zacząć żyć. Te
wakacje były pierwszym krokiem do normalności i cieszę się, że byłyście tam z
nami – zerknął na zegarek. – Późno już, a ty pewnie zmęczona. Idziemy spać.
Jutro też jest dzień. Dobranoc.
Następnego
dnia po odprowadzeniu Betti do szkoły, poszła z Miłoszem na zakupy. Wchodząc do
sklepu zauważyła leżące kartony. Zapytała kasjerki, czy może je zabrać, skoro
leżą nikomu niepotrzebne. Kobieta pozwoliła i nawet ucieszyła się, że ktoś je
sprzątnie. Po wczorajszej rozmowie z Markiem pomyślała, że ciężko mu będzie
zabrać się za opróżnienie garderoby z ubrań Pauliny mimo, że twierdził, iż jest
na to gotowy. Usadziła Miłosza tak, żeby mieć go na widoku i zabrała się za
składanie rzeczy. Robiła to bardzo dokładnie i równe stosiki układała w
pudłach. Kiedy opróżniła już wszystkie półki i szafę, powycierała kurz i zajęła
się obiadem. O drugiej poszła po Beatkę. Pospacerowali jeszcze chwilę w
pobliskim parku i wrócili do domu. Betti zajęła się lekcjami, a potem dołączyła
do Miłosza.
Marek
przyjechał punktualnie. Zjedli razem obiad. Po nim pomyła naczynia i zrobiła
porządek w kuchni. Wieczorem wykąpała chłopca i uśpiła go. Wychodząc z jego
sypialni usłyszała hałas dochodzący z garderoby, którą dzisiaj sprzątała.
Poszła tam. Marek klęczał przy pudłach i z pasją wyrzucał z nich ubrania.
Zauważył, że stoi i przygląda mu się zszokowana.
- Co ty zrobiłaś, co? Kto ci pozwolił? Czy ja
prosiłem cię o to? Nie prosiłem. Nie miałaś prawa dotykać tych rzeczy. Nie
miałaś prawa. To tak jakbyś je zbrukała. Jak w ogóle śmiałaś to zrobić?
Stanęły
jej w oczach łzy. Nigdy nie widziała go takiego wściekłego. Przestraszyła się.
-
Przepraszam…, przepraszam…, – wyszeptała – ja chciałam tylko pomóc… Mówiłeś
wczoraj, że jesteś gotowy i…
- No to pomogłaś – wyrzucił z siebie pogardliwie.
– Pomogłaś jak diabli. Nie ma już dla ciebie żadnej świętości? Nigdy ci tego
nie wybaczę, rozumiesz? Nigdy.
Nie mogła
znieść jego złego spojrzenia, jego oczu rzucających gromy i tego zdławionego,
pełnego wściekłości głosu. Odwróciła się na pięcie i płacząc pobiegła do
swojego pokoju. Wyciągnęła z szafy ich stare walizki, które zaczęła pakować w
pośpiechu. Betti patrzyła na nią zaskoczona, ale nie pytała o nic.
- Ubierz się Betti. Musimy stąd odejść.
Jeszcze dzisiaj. Teraz. Nie możemy tu dłużej zostać.
Spakowała
niemal wszystko. Na łóżku została tylko sukienka Beatki i rudy półgolf,
prezenty od Marka. Przeszły po cichu korytarz. W garderobie Pauliny nadal
paliło się światło. Położyła pęk kluczy na stole w salonie i dyskretnie
opuściły dom. Kiedy oddaliły się od posesji spojrzała na zegarek. Była
dwudziesta pierwsza. Musiały dojechać do centrum. Nie miała pojęcia, gdzie będą
dzisiaj spać. Pewnie na dworcu. Wprawdzie miała pieniądze, ale nie aż tyle
odwagi, żeby zatrzymać się w jakimś hotelu. Miały szczęście. Przyjechała sto
ósemka. Wsiadły. Nie wiedziała co je czeka. Jedno było pewne. Pieniądze, które
zarobiła u Marka wystarczą najwyżej na parę miesięcy. Będzie musiała poszukać
pracy i wynająć jakieś mieszkanie. Betti nie wróci już do tej szkoły. Przepisze
ją tam, gdzie będzie ich nowy dom. Dojechały pod dworzec. W kiosku kupiła plik
gazet z ogłoszeniami. Usiadły na ławce w poczekalni. Betti oparła się o nią i
przysypiała. Ona uważnie studiowała ogłoszenia.
Wyszedł z
garderoby. Musiał się uspokoić. Zdenerwowała go ta nadgorliwość Uli i
potraktował ją strasznie. Usiadł na kanapie w salonie i ukrył w dłoniach twarz.
Poczuł się podle. Nie powinien był tak się wściekać, tylko spokojnie jej
wytłumaczyć, że za bardzo się pośpieszyła. Coraz bardziej wyrzuty sumienia
dochodziły do głosu. Przetarł czoło i mimochodem zerknął na stół. Zauważył
klucze, które kiedyś dał Uli. Serce zabiło mu mocniej. – Nie… to nie może być prawda…, ona nie mogła odejść… - zerwał się z
kanapy i szybkim krokiem poszedł do ich pokoju. Otworzył na całą szerokość
drzwi. Nie było ich. Jak mógł się nie zorientować, że wychodziły? Podszedł do
łóżka i zauważył leżące na nich rzeczy. Ich widok dobił go kompletnie. – Dokąd one poszły? Przecież jest ciemna noc?
Koniecznie muszę je odnaleźć. Ale co z Miłoszem? Nie mogę zostawić go samego.
– Jedyne rozsądne rozwiązanie jakie przychodziło mu do głowy, to ubrać go i
zawieźć do rodziców. Tak też zrobił. Ubierał małego w pośpiechu. Trochę
marudził, ale Marek nie zważał na to. Posadził go w foteliku i zapiął pasy. Wyprowadził
samochód z posesji i włączył się do ruchu. Wyciągnął telefon i wybrał numer
matki. Po kilku sygnałach odebrała zdziwiona, że dzwoni o tak późnej porze.
- Zaraz u was będę. Przywiozę Miłosza. Jestem
idiotą.
ROZDZIAŁ 9
Zaparkował
pod domem rodziców i wyciągnął z samochodu śpiącego synka. Czekali na niego.
Helena stanęła w drzwiach i z niepokojem wypisanym na twarzy patrzyła jak
podchodzi.
- Na litość boską, co się stało?
- Zaraz ci powiem, ale najpierw muszę położyć
Miłosza.
Rozebrał
go i ułożył w łóżeczku. Zamknął za sobą cicho drzwi i przysiadł na oparciu
fotela w salonie. Krzysztof i Helena przyglądali mu się w ciszy czekając
wyjaśnień. W końcu zebrał myśli i wyartykułował.
- Jestem idiotą i kompletnym kretynem. Wczoraj
wieczorem rozmawiałem z Ulą. Byliśmy na cmentarzu u jej rodziny i u Pauliny.
Ten wyjazd kolejny raz nas przygnębił. Rozmawialiśmy o tym i oboje doszliśmy do
wniosku, że najwyższy czas się pozbierać i otrząsnąć z tych tragedii. Czas zacząć
normalnie żyć. Powiedziałem jej, że dobrym krokiem będzie opróżnienie garderoby
Pauliny z jej rzeczy. Ona chyba zrozumiała, że już do tego dojrzałem i jestem
gotowy to zrobić. Dzisiaj rano przyniosła kartony, poskładała do nich wszystko,
co należało do Pauli i wysprzątała garderobę. Dopiero wieczorem to zauważyłem i
wściekłem się. Przecież nie dałem jej na to zgody. Chciałem to zrobić sam.
Rozpłakała się. Powiedziała, że chciała mi tylko pomóc. Krzyczałem na nią.
Pobiegła do pokoju, spakowała rzeczy swoje i Betti, i wyniosła się zostawiając
na stole klucze. Nawet nie słyszałem kiedy wyszły. Poczułem się okropnie, gdy
zauważyłem, że zostawiła prezent świąteczny, który ode mnie dostała. Ja muszę
je odnaleźć. Jest noc, a one bez dachu nad głową. W dodatku zakochałem się w
niej – dokończył szeptem. – Pewnie mnie za to potępicie. Pewnie powiecie, że to
za wcześnie, że brukam pamięć Pauliny, ale takie było jej ostatnie życzenie.
Nie chciała, żebym do końca życia był sam. Co ja mam teraz zrobić? Gdzie mam
ich szukać?
Dobrzańscy
wyglądali na wstrząśniętych.
- Rozumiemy Marek, że mogłeś się zdenerwować,
ale mogłeś jej to wytłumaczyć spokojnie, a nie naskakiwać na nią. To dobra,
porządna dziewczyna. Kocha Miłosza. Jak myślisz, co będzie kiedy on jutro
wstanie i nie zobaczy jej w pobliżu? Fundujesz dziecku kolejną traumę. Nie
wystarczy to, że stracił już matkę? Teraz stracił jeszcze Ulę, do której jest
mocno przywiązany i Beatkę, którą kocha jak siostrę. Ty musisz je odnaleźć.
Kochaliśmy Paulinę jak własne dziecko. Wychowaliśmy ją. Tak samo jak ty,
boleśnie odczuliśmy jej śmierć. Ojciec mocno to odchorował. Paulina była mądrą
kobietą i miała świadomość, że nie powinieneś do końca życia nosić żałoby po
niej. Jej już nie ma, więc jakie znaczenie mają ubrania, które po niej zostały?
Dziwię się, że jeszcze do tej pory nie oddałeś ich potrzebującym. Źle się
zachowałeś synku. Naprawdę nie wiem, czy jeśli je odnajdziesz, Ula zechce
wrócić. Ona też dostała od życia po głowie, nawet bardziej niż ty, a ty
zaserwowałeś jej kolejny cios, z którego będzie musiała się podźwignąć. Nie tak
się postępuje synku, nie tak…
Wstał z
fotela i zapiął kurtkę.
- Masz rację mamo. Nawet nie wiesz jak bardzo
żałuję, że tak perfidnie ją potraktowałem. Pojadę i pokręcę się po mieście.
Może będę miał szczęście.
Zanim
odjechał spod domu rodziców wybrał numer Uli, ale nie odbierała. Potem próbował
jeszcze kilkakrotnie, niestety bez rezultatu. Zrozumiał, że wyłączyła telefon,
bo ciągle słyszał informację „Abonent czasowo niedostępny”. Zrezygnowany odpalił
samochód i ruszył na ulice Warszawy.
Twarda,
dworcowa ławka nie była najwygodniejszym miejscem do spania, a jednak Betti już
od godziny mocno spała ułożywszy głowę na kolanach Uli. Ona nie mogła zasnąć z
nadmiaru emocji, których dostarczył jej dzisiejszy dzień. Nie mogła przestać
płakać. Żal było jej tylko Miłosza. Pokochała go jak własnego syna. Wzbudzał w
niej najtkliwsze uczucia. Na pewno będzie za nim tęsknić. A Marek? Marek nigdy
nie uwolni się od swojej zmarłej żony. Mówił, że jest gotowy, ale pomylił się.
On nigdy nie będzie gotowy. Za bardzo ją kochał. Może sam nawet nie zdawał
sobie sprawy, że ta strata jest o wiele boleśniejsza, niż początkowo sądził?
Ona musi teraz wziąć się w garść. Jest Beatka, która powinna chodzić do szkoły
i mieć normalne dzieciństwo.
Przeglądała
ogłoszenia już w kolejnej gazecie. Zaznaczyła kilka pozycji. Jutro, a właściwie
to już dzisiaj zadzwoni i zorientuje się w kosztach wynajmu. Muszą przecież
gdzieś mieszkać, a nie wycierać się na dworcach. Poczuła wibracje w kieszeni i
wyciągnęła telefon. „Marek”. Nie…, nie mogła z nim teraz rozmawiać, nie po tym
jak ją potraktował. Wyłączyła całkowicie komórkę.
Opuściły
dworzec po siódmej. Wcześniej skorzystały jeszcze z toalety i umyły się.
Pamiętała, że gdzieś tu, niedaleko stoi budka z zapiekankami. Powędrowały
właśnie tam. Kupiły po długiej bułce z pieczarkami i serem a do tego sok
pomarańczowy. Usiadły na ławce przy niewielkim skwerze, żeby w spokoju zjeść. Potem
zaczęła wydzwaniać. Z czasem traciła nadzieję, czy znajdzie cokolwiek w zasięgu
jej możliwości. Jeszcze później przyszło jej do głowy, żeby zadzwonić do
właściciela kawalerki, w której mieszkały wcześniej. Okazało się, że nie
wynajął jej i stoi pusta. Ucieszyła się, chociaż cena jakiej żądał była już wyższa
od poprzedniej, ale i tak niższa od tych, które proponowano wcześniej.
Wiedziała, że facet wykorzystuje sytuację. Umówiła się z nim o dziewiątej przed
blokiem. Wręczyła mu pieniądze, a on jej klucze. Odetchnęła. Rozpakowały się i
trochę posprzątały. Potem wybrały się do niedaleko położonej podstawówki, żeby
zapisać do niej Betti. Na szczęście nie robiono problemu i bez przeszkód
wciągnięto małą na listę uczniów. Musiały jeszcze pojechać na Augustówkę, żeby
skreślono Beatkę w tej, do której chodziła. Były zmęczone, a Ula dodatkowo
niewyspana. W drodze powrotnej zrobiły zakupy. W domu podgrzała jakieś mrożone
kluski. Wreszcie mogły odpocząć.
Przetarł
zmęczoną twarz i spojrzał na zegarek. Była piąta rano. Całą noc jeździł i
szukał ich, ale bez powodzenia, jakby zapadły się pod ziemię. Wrócił do
rodziców i runął na łóżko w swoim dawnym pokoju. Nie mógł szukać w ciemno, bo
to jak szukanie igły w stogu siana. One mogły być dosłownie wszędzie. Trochę
się prześpi, a potem obmyśli jakiś plan. Obudziło go szarpanie za ramię. Podniósł
głowę. Nad nim stała jego matka.
- Obudź się Marek, bo mamy problem. Od godziny
usiłujemy uspokoić Miłosza, ale on rozpaczliwie płacze i w kółko powtarza, że
chce do Ulci. Czułam, że tak się to właśnie skończy. Jest rozhisteryzowany i
nie pozwala sobie nic wytłumaczyć.
- Zaraz zejdę mamo. Muszę tylko wziąć szybki
prysznic.
Schodził
po schodach i słyszał ten dramatyczny szloch swojego synka. Nie mógł tego
znieść. Mały rozpaczał tak jak wtedy, gdy zmarła Paulina. Kolejny raz pożałował
tych słów, którymi uraczył Ulę. Był egoistą, cholernym dupkiem, bo nie pomyślał
o swoim dziecku.
Miłosz
siedział na kanapie i nie pozwalał się nikomu zbliżyć. Jego buzia była zapuchnięta
i mokra od ciągle płynących łez. W kółko powtarzał zdławionym od płaczu głosem.
- Ja chcę do Ulci i do Betti. - Próbował wziąć
go na ręce, ale mały odtrącił go. – Nie! Tatuś, nie! Ja chcę, żeby Ulcia tu
przyszła! Chcę, żeby mnie przytuliła!
- Ona odeszła synku i zabrała ze sobą Beatkę.
– Rozpłakał się jeszcze bardziej. Zachłystując się od łez krzyczał.
- Nienawidzę aniołków! One wszystkich
zabierają! Najpierw moją mamusię, potem tatę i braciszka Beatki i Ulci, a teraz
zabrały obie! Nienawidzę ich!
Dobrzańscy
patrzyli bezradnie na tą bezgraniczną rozpacz malca i kroiło im się serce.
Marek usiadł obok Miłosza i chociaż ten go odpychał przytulił go mocno do
siebie.
- Uspokój się synku. Aniołki nie zabrały ani
Betti ani Uli. Obiecuję ci, że znajdę je i przywiozę do domu. Daj mi tylko
trochę czasu, bo muszę się dowiedzieć, gdzie przebywają.
- Dlaczego odeszły? Przecież wiedzą jak bardzo
je kocham – było tyle skargi w tych pytaniach, że Markowi pociekły łzy.
- To moja wina synku. To przeze mnie odeszły,
ale przysięgam ci, że naprawię ten błąd. Znajdę je.
- Dlaczego tatuś? Ulcia jest dobra i kochana.
Jest taka jak była mamusia. Ona nic złego nie zrobiła. Betti też.
- Wiem kochanie. Wiem. Nie płacz już. Masz
opuchnięte oczka i buzię. Zostaniesz u dziadków, a ja pojadę ich szukać dobrze?
Kolejne
tygodnie nie zbliżyły go ani o milimetr do miejsca, gdzie mogły przebywać. Był
w szkole, do której uczęszczała Betti, ale tam powiedziano mu, że siostra
przeniosła ją do innej. Nikt nie wiedział, do której. Zadręczał się. Miłosz
zrobił się apatyczny jakby cała energia z niego wyparowała. Siadał na parapecie
i całymi dniami gapił się w okno. Niechętnie jadł. Niemal na siłę Helena
wciskała w niego posiłki. Z tego radosnego chłopca nie pozostał ślad.
Marek nie
mógł się na niczym skupić. Praca szła mu koślawo. Któregoś dnia wszedł do jego
gabinetu Alex. Wiedział o całej sytuacji. Wiedział również, że Marek zakochał
się w Uli. Nie miał mu za złe. Jego siostra spoczywała już w grobie i byłoby
dziwne, gdyby Marek wybrał samotne życie. Usiadł na kanapie i obrzucił swojego
szwagra współczującym spojrzeniem.
- Wyglądasz jak kupka nieszczęścia. Wpadłem na
pewien pomysł i myślę, że powinien odnieść pożądany skutek. Wykorzystałeś
wszystkie możliwości oprócz tej jednej. Telewizji. Na pewno masz zdjęcia ich
obu. Tak się składa, że znam dobrze jedną redaktorkę i jest mi winna przysługę.
Poproszę ją, żeby załatwiła ci czas antenowy. Nawet jeśli trzeba będzie
zapłacić, to zapłacimy. Opowiesz, kogo szukasz. Pokażesz zdjęcia. Powiesz, że
jest dziecko, które bardzo za nimi tęskni. Podasz numer telefonu. Nie wierzę,
że nikt ich nie rozpozna.
W oczach
Marka pojawiła się nadzieja.
- Dlaczego sam na to nie wpadłem? To genialny
pomysł. Dziękuję ci Alex. Jeśli możesz to umów mnie z tą redaktorką.
Udało się.
Wykupił najlepszy czas antenowy w niedzielne popołudnie, kiedy ludzie
przeważnie siedzieli w domach i oglądali telewizję. Wywołał i powiększył dwa najlepsze
zdjęcia Uli i Beatki. Tak zaopatrzony wszedł do studia. Usiadł na wysokim
krześle i czekał na znak realizatora programu. Wreszcie zapaliło się zielone
światło umieszczone nad kamerą. Przedstawił się i zaczął mówić.
- Drodzy państwo, zwracam się do was z wielką
prośbą o pomoc w odnalezieniu dwóch sióstr, Urszuli i Beatki Cieplak. Oto ich
zdjęcia. Dzięki niefortunnemu splotowi wydarzeń odeszły z domu, a ja
wyczerpałem już wszystkie możliwości odnalezienia ich. Została tylko telewizja.
Jeśli ktokolwiek z państwa zna miejsce ich pobytu, bardzo proszę o kontakt. Na
dole ekranu po prawej stronie zobaczą państwo numer telefonu. W domu czeka na
nie mały chłopiec, który rozpaczliwie za nimi tęskni, ja również – wziął
głęboki oddech. – Ula, jeśli mnie teraz oglądasz i słuchasz, błagam cię wróć.
Dom bez was jest pusty, a Miłosz ciągle płacze i nie może pogodzić się z tym,
że was nie ma. Przepraszam cię za wszystko również za to, że byłem takim
głupcem. Wróćcie, kochamy was.
Nie mógł
już dłużej mówić, bo łzy dławiły mu gardło. Podziękował całej ekipie i zszedł
na parking. Miał odpalać samochód, gdy odezwała się jego komórka. Zobaczył
jakiś nieznany numer i nacisnął zieloną słuchawkę.
- Dobrzański, słucham.
- Dzień dobry panu. To pan przed chwilą
wystąpił w telewizji w sprawie tych sióstr?
- Tak to ja. Marek Dobrzański. Wie pan coś na
ich temat?
- To moje sąsiadki. Ja nazywam się Jasiński.
One mieszkają na tym samym piętrze.
- Jest pan pewien?
- Poznałem ze zdjęć. Ta starsza to piękna
kobieta. Szczupła, zgrabna, ciemno brązowe włosy do ramion i modne okulary. Ta
młodsza to szatynka o długich włosach zawsze zaplecionych w warkocz. Są podobne
do siebie. Najpierw myślałem, że to matka i córka. One już tu kiedyś mieszkały,
a teraz wprowadziły się znowu.
Marek był
podekscytowany. Nareszcie. Nareszcie jakiś przełom.
- Wszystko się zgadza. Poda mi pan adres?
- Antoniego Odyńca siedem. Drugie piętro,
środkowe drzwi.
- Nawet pan nie wie jak bardzo jestem panu
wdzięczny za te informacje. Na pewno się odwdzięczę. Być może jeszcze dzisiaj
zadzwonię do pańskich drzwi. Bardzo panu dziękuję. Do zobaczenia.
W drodze
do rodziców zatrzymał się jeszcze przed delikatesami. Kupił markowy koniak i
kilogram dobrej kawy. W bankomacie wypłacił pięć tysięcy i zapakował w kopertę.
Wszystko umieścił w ozdobnej torbie. Wszedłszy do domu poszedł od razu do
salonu, gdzie na parapecie siedział Miłosz z przyklejonym do szyby nosem.
Ucałował jego policzek i powiedział cicho.
- Mam dla ciebie dużą niespodziankę. Musisz
się tylko ubrać i pojedziemy w jedno miejsce.
Chłopiec
bez słowa zszedł z parapetu i poszedł do swojego pokoju. Marek podążył za nim.
Ubrał mu spodnie i kurtkę, a na głowę nacisnął czapkę. Usadził go w
samochodowym foteliku i ruszył. Z łatwością odnalazł podany przez Jasińskiego
adres. Zaparkował przy klatce schodowej i wraz z Miłoszem wszedł na drugie
piętro. Najpierw zadzwonił do drzwi informatora. Otworzył mu starszy mężczyzna.
Przedstawił mu się i wręczył torbę.
- Proszę to przyjąć panie Jasiński. To
naprawdę nic w porównaniu do tego, co pan zrobił. Nie wie pan czy są w domu?
- Są. Widziałem jak wracały ze spaceru.
Starsza chyba jest bez pracy, bo cały dzień siedzi w domu. Wychodzi tylko po
zakupy i żeby zaprowadzić małą na lekcje.
Podziękował
mu jeszcze raz i z duszą na ramieniu zadzwonił do środkowych drzwi.
ROZDZIAŁ 10
ostatni
Dźwięk
dzwonka oderwał ją od prasowania. Betti siedziała przy stole przygotowując się
do jutrzejszych lekcji. Odstawiła żelazko i wyłączyła je z kontaktu. Podeszła
do drzwi i nie patrząc w wizjer przekręciła zamek. Otworzyła i stanęła jak wryta.
Momentalnie jej oczy wypełniły się łzami.
- Ulcia? – wyszeptał Miłosz z niedowierzaniem.
– Ulcia! - rzucił się w jej otwarte ramiona. Podniosła go i przytuliła mocno do
siebie całując jego blade policzki. Marek urzeczony tym widokiem stał w progu i
nie mógł się ruszyć. Mały obsypywał jej twarz pocałunkami i gorączkowo mówił.
- Znaleźliśmy cię. Wróć Ulcia. Ja tak bardzo
tęsknię i tak cię kocham. Jesteś jak moja mamusia. Zostań moją mamusią. Wróć do
nas. Tatuś też tęskni i kocha cię tak jak ja.
- Kochanie ty już miałeś mamusię, ja nigdy jej
nie zastąpię.
- To zostań moją drugą mamusią. Wróć Ulcia do
domku z nami. Ja nie zasnę bez ciebie. A gdzie Betti?
- Jestem Miłoszku. Uściskaj mnie. Bardzo się
za tobą stęskniłam – przykucnęła przy nim tuląc go mocno i całując.
Ula stała
naprzeciw Marka w otwartych drzwiach. Milczała patrząc mu w oczy równie mokre
jak jej.
- Jak mnie odnalazłeś? – zapytała drżącym
głosem przerywając to pełne napięcia milczenie.
- Wybacz mi – wyszeptał. – Zachowałem się
karygodnie. Nie zasłużyłaś na takie traktowanie. To było podłe. Od czasu kiedy odeszłyście
nie możemy sobie znaleźć miejsca. Miłosz najpierw histeryzował i rozpaczliwie
płakał. Potem zrobił się apatyczny i do nikogo się nie odzywał. Nie chciał jeść
i spać bez ciebie. Ja odchodziłem od zmysłów, bo nie wiedziałem gdzie mam was
szukać. Przysięgam ci, że to już nigdy się nie powtórzy, tylko wróćcie. Oddałem
rzeczy Pauliny biednym. Pozbierałem zdjęcia. Zostawiłem tylko jedno u Miłosza w
pokoju. Dojrzałem do zmian Ula i jestem na nie gotowy. Chcę ci powiedzieć, że
jesteś dla mnie bardzo ważna. Najważniejsza. Chcę też żebyś wiedziała, że
bardzo cię kocham. Inaczej niż Paulinę, ale zapewniam cię, że równie mocno.
Spuściła
głowę i zaniosła się płaczem. Nie mogła uwierzyć, że usłyszała to od niego.
Podszedł i starł jej z policzków łzy.
– Nie płacz, proszę. Jeśli ty czujesz do mnie
chociaż w połowie to samo, możemy być szczęśliwą rodziną Ula. Daj nam tylko
szansę – podniósł jej delikatnie podbródek. Spojrzała mu w oczy. – Błagam,
wróćcie z nami.
- Wrócimy – wyszeptała. – Kocham cię.
Na
korytarz wyszedł Jasiński.
- Dobrze, że pan jeszcze tu jest panie Dobrzański.
Ja chciałem to zwrócić – wyciągnął w jego kierunku kopertę. – To naprawdę
bardzo hojny gest, ale zupełnie niepotrzebny.
- Nie panie Jasiński. Proszę to zatrzymać.
Dzięki panu odnalazłem je i jestem bardzo szczęśliwy. Mój syn również.
Zabieramy je dzisiaj do domu.
- No cóż. Bardzo dziękuję i życzę państwu
szczęścia.
Kiedy
zamknęły się za nim drzwi odwrócił się do Uli i z czułością pocałował jej
drżące od płaczu usta.
- Już dobrze kochanie. Pomożemy wam się
spakować.
Omiotła
wzrokiem mieszkanie upewniając się, że nic w nim nie zostawiła. Wcześniej
zadzwoniła do właściciela informując go, że się wyprowadza i zostawia klucze u
Jasińskich. Był wściekły.
- Zachowuje się pani jak chorągiewka na
wietrze. Wprowadza się pani potem wyprowadza i znowu wprowadza… Następnym razem
proszę szukać sobie mieszkania gdzie indziej.
Gdy
zapewniła go, że nie będzie żądać zwrotu czynszu za dopiero rozpoczynający się
miesiąc, uspokoił się.
- Nie tylko on jest wściekły – powiedziała do
Marka. – Trzeba będzie znowu przepisać Betti do tamtej szkoły. Mogą zareagować
jak on.
- Nie martw się. Jutro to załatwię. Jedźmy
już.
Wieczorem
po kolacji wykąpała Miłosza i położyła go do łóżka kładąc się obok. Przylgnął
do niej.
- Już nie odejdziesz Ulcia? Już nigdy?
Pogładziła
jego czarną czuprynkę.
- Nie bój się kochanie. To był pierwszy i
ostatni raz. Bardzo tęskniłam za tobą. Już nie odejdę.
- Kupisz mi jeszcze jeden taki album?
- A co? Zapełniłeś już w tamtym wszystkie
strony?
- Nie, ale będę rysował jeden rysunek dla
mamusi, a jeden dla ciebie. – Ucałowała jego ciepłe czółko. Wzruszyła się.
- Kupimy go razem kochanie. Wybierzesz taki,
jaki spodoba ci się najbardziej. A teraz zamknij już oczka i zaśnij. Obiecuję,
że jak się rano obudzisz ja tu będę i Beatka też.
Marek stał
oparty o futrynę i przysłuchiwał się rozmowie. Zrozumiał, że Ula dla jego synka
to dobro, ciepło, czułość i bezpieczeństwo. On też pokochał ją za tę łagodność.
Wiedział, że doskonale sprawdzi się w roli matki, bo udowodniła to już
wielokrotnie. Będzie też dobrą żoną. Kocha go. Wprawdzie miał jakieś niejasne
przeczucia, odczytywał słabe sygnały, lecz nigdy nie potrafił zinterpretować
ich do końca. Mógł wreszcie odetchnąć. Pomogła mu uporać się ze stratą Pauliny
i uświadomiła mu, że człowiek nie może ciągle żyć przeszłością. Zamknął tamten
rozdział na zawsze. Jeszcze będzie tęsknił. Może nawet kochał. Będzie chodził
na jej grób i wspominał. Ale to przeszłość, a on musi wieść normalne życie tak
jak jego syn.
Pod koniec
listopada wybrali się na cmentarz. Była pierwsza rocznica śmierci Pauliny.
Kupili piękny bukiet czerwonych róż. Ona najbardziej je lubiła. Napełnił wazon
wodą i wsadził do niego kwiaty. Ula zapalała znicze. Przykucnęła przy Miłoszu i
powiedziała.
- Zmówisz paciorek? Tak jak cię uczyłam?
Mamusia będzie z ciebie bardzo dumna.
Chłopiec
uklęknął na płycie pomnika, przeżegnał się i cienkim głosikiem wypowiadał słowa
modlitwy. Marek słuchał wzruszony, bo nawet nie wiedział kiedy Ula zdążyła go
tego nauczyć. Kiedy mały skończył, poprosił ich, żeby zostawili go na chwilę
samego. Gdy odeszli pochylił się nad grobem.
- To była Ula kochanie. Opowiadałem ci kiedyś
o niej. To kobieta, o której pisałaś mi w swoim ostatnim liście. To kobieta,
która poruszyła moje serce i pokochała naszego syna. Nie chce zastąpić ciebie w
roli matki, ale wychowuje naszego synka mądrze ucząc go miłości, dobroci i
szczerości. To z nią spędzę resztę swojego życia. Pokochałem ją równie mocno
jak kochałem ciebie, choć z pewnością ta miłość nie jest taka jaką my czuliśmy
do siebie. Nasza była żywiołowa i spontaniczna. Ta jest spokojna, wyciszona, a
mimo to bardzo głęboka. Dziękuję ci, że obdarzyłaś mnie tym wspaniałym
uczuciem. Dziękuję ci za naszego syna. Teraz możesz już zaznać ukojenia. Czuwaj
nad nami wszystkimi Paula.
Odwrócił
się i zobaczył jak wolnym krokiem Ula wraz z dziećmi podąża w kierunku bramy.
Ruszył za nimi. Czuł ogromną ulgę. To było jak oczyszczenie, swoiste katharsis.
Potrzebował tego. To przywróciło mu równowagę.
Pojechali
do Baccaro. Dzieci jak zwykle zamówiły naleśniki oni polędwiczki cielęce. Przy
deserze powiedział.
- Wiesz Ula, od jutra zaczniemy przemeblowywać
dom. Beatka powinna mieć swój pokój i najlepiej jakbyśmy urządzili ten obok
Miłosza. Będzie im raźniej. Pojedziemy do sklepu i kupimy jej nowoczesne
mebelki, a przede wszystkim biurko, żeby spokojnie i wygodnie mogła odrabiać
lekcje. Poza tym – ściszył głos - bardzo chciałbym żebyś przeniosła się do
mnie. - Jej twarz oblała się purpurą. Rozczuliła go. – Nie wstydź się Ula.
Przecież się kochamy i nie będziemy wiecznie sypiać w oddzielnych pokojach –
pogładził ją po policzku. – Zaczęliśmy etap zmian i trzeba je doprowadzić do
końca.
W ciągu
następnych dwóch tygodni Betti miała urządzony pokój. Była zachwycona tym
bardziej, że na środku pięknego biurka pysznił się nowiutki laptop.
Na święta
Marek zaprosił rodziców i Alexa, który tym razem nie miał planów wyjazdowych.
Przygotowania sprawiały im frajdę. Kupili ogromną choinkę, którą Marek stroił
wraz z dziećmi, a Ula uwijała się w kuchni przygotowując świąteczne pyszności. Nabyli
dla wszystkich prezenty, które ułożyli pod choinką. Zapowiadały się naprawdę
udane święta.
Dobrzańscy
przyjechali wcześniej. Helena swoim zwyczajem powędrowała do kuchni oferując
się z pomocą. Z podziwem patrzyła na to, co przygotowała Ula. Była pełna
uznania dla jej kulinarnych umiejętności. O siedemnastej zjawił się Alex z
naręczem kolorowych toreb. Rozbierając się w przedpokoju dostrzegł Miłosza i
zagrzmiał.
- Miłek! Chodź do wujka. Przywitaj się.
Mały z
radością wylądował na jego rękach.
- Mam dla ciebie prezent – szepnął Alexowi do
ucha.
- Naprawdę? A co?
- Nie powiem. Dopiero po wigilii.
Złożyli
sobie życzenia i zasiedli przy stole. Karp rozpływał się w ustach. Krzysztof
oblizując palce mamrotał.
- Pyszny. Naprawdę pyszny. Nie ma w nim wcale
ości. Jak ty to zrobiłaś Ula? – Roześmiała się.
- Wyfiletowałam. Głównie ze względu na dzieci.
Nie chciałam, żeby spotkała je jakaś niemiła niespodzianka. Cieszę się, że panu
smakuje.
Udała się
ta kolacja. Z pewnością była o wiele weselsza niż ta sprzed roku. Nikt nie był
przygnębiony i smutny. Po niej dzieci rozdawały prezenty. Miłosz podszedł do
Alexa i wręczył mu coś w kolorowym papierze.
- To dla ciebie wujku ode mnie. – Szybkim
ruchem zdarł papier. Jego oczom ukazał się rysunek oprawiony w ładną ramkę.
Przyjrzał mu się uważnie.
- To moja mamusia. Bardzo się starałem żeby
ładnie ją narysować. Patrzyłem na zdjęcie, a Ulcia pomogła mi oprawić rysunek w
tę ładną ramkę. Podoba ci się? – Alex z podziwem spojrzał na swojego
siostrzeńca.
- Spójrzcie, czyż nie jest podobna? – pokazał
rysunek wszystkim. Ten maluch ma dopiero cztery lata i myślę, że wielki talent.
- My też to zauważyliśmy – odezwała się Ula. –
Nawet uważamy, że powinniśmy rozwijać jego uzdolnienia w tym właśnie kierunku.
Bardzo lubi rysować i świetnie mu to wychodzi.
Prezenty
zostały rozdane i wszyscy byli usatysfakcjonowani. Na stół wjechały ciasta i
aromatyczna kawa. Marek podniósł się z krzesła.
- Kochani. Korzystając z okazji, że jesteście
tu dzisiaj wszyscy chciałbym się zdeklarować tej oto pięknej kobiecie – ukląkł
przed Ulą dzierżąc w dłoni otwarte pudełeczko, w którym spoczywał piękny
pierścionek. – Ula, nigdy nie przypuszczałem, że będę jeszcze w stanie kiedyś
się zakochać, a jednak tak się stało. Wprowadziłaś w ten dom życie. Dzięki
tobie znormalnieliśmy. Paulina w swoim ostatnim liście do mnie napisała, że
jeśli poznam kiedyś kobietę, która poruszy moje serce i pokocha naszego syna
mam nie zważać na nic, bo ona daje mi zielone światło. Ty Ula poruszyłaś nie
tylko moje serce, ale i duszę. Pokochałaś Miłosza jak własne dziecko.
Pokochałaś mnie. Niczego bardziej nie pragnę jak tego, byśmy wspólnie spędzili
resztę życia. Czy zgodzisz się zostać moją żoną?
Była
purpurowa i tak bardzo zażenowana. Zdołała tylko cicho wyszeptać „Tak”. Wsunął
jej pierścionek na palec i ucałował jej usta. I Alex, i Dobrzańscy
pogratulowali im. Miłosz wgramolił się jej na kolana i spytał.
- Ulcia, czy to znaczy, że będziesz moją drugą
mamusią?
- Nie chcę jej zastępować skarbie, bo miałeś
wspaniałą i bardzo piękną mamę. Rozmawialiśmy już o tym. Pamiętasz? Ona mieszka
w twoim serduszku. Ja zawsze będę przy tobie i zawsze będę cię kochać i
wspierać.
- I już nie odejdziesz?
- Nie odejdę. To mogę ci obiecać.
Trzy lata później
Odgarnął z
pomnika trochę pożółkłych liści i zapalił znicze. Jesień jakby nieco wcześniej
przyszła w tym roku. Cmentarne alejki usiane były drobnymi listkami rosnących
tu akacji. Westchnął i usiadł na ławeczce przy grobowcu mówiąc cicho.
- To już cztery lata kochanie od kiedy cię nie
ma. Żyję tak jak napisałaś mi w liście. Ula jest wspaniałą żoną i wspaniale
wychowuje Miłosza. Posiada w sobie życiową mądrość, którą ukształtowały w niej
ciężkie przejścia. Stara mu się wpoić najszlachetniejsze wartości, by potrafił
odróżnić dobro od zła. Nie pozwala mu o tobie zapomnieć i każdego dnia
pielęgnuje w nim tę pamięć. To już duży chłopiec. Chodzi do pierwszej klasy.
Jesteśmy tacy z niego dumni. Ma talent plastyczny. Rozwijamy go w nim. Ula
zapisała go na dodatkowe zajęcia w domu kultury. Bardzo je lubi i chętnie na
nie uczęszcza. Jest fajnym dzieciakiem. Nie jest rozpieszczony ani
zmanierowany. To inteligentny chłopiec. Nie zmarnowaliśmy go Paulina i
wychowujemy na dobrego, uczciwego człowieka uwrażliwionego na krzywdę innych.
Naprawdę byłabyś z niego dumna.
Nie
mówiłem ci wcześniej, ale pewnie o tym wiesz, że mam jeszcze jedno dziecko. To
dziewczynka. Michalina. Michasia. Córeczka moja i Uli. Ma dwa latka i jest
bardzo do mnie podobna, a przez to, że odziedziczyła po mnie dołki w
policzkach, również do Miłosza. On coraz bardziej przypomina ciebie. Już wiele
razy dziękowałem ci za niego i robię to po raz kolejny. Spoczywaj w spokoju
kochanie.
Podniósł
się z ławki i wolnym krokiem poszedł w stronę bramy, przy której czekała na
niego Ula z Beatką i jego dwa największe skarby.
K O N I E
C
Bardzo Ci dziękuję za to opowiadanie. Czytałam je płacząc... Przypomniała mi się przeszłość....
OdpowiedzUsuńNaprawdę, wspaniale opisałaś tak trudne przeżycia... Dziękuję.