ROZDZIAŁ 10
Ze
zmarzniętymi od mrozu policzkami weszli do ciepłego wnętrza. Marek pomógł się
rozebrać Michałowi i sam też ściągnął kurtkę. Mały włożywszy kapcie poszedł do
siebie, a Marek wprost do kuchni, gdzie Ula przygotowała już ciasto na pierniki
i w tej chwili myła dłonie ubrudzone mąką. Uśmiechnęła się do Marka.
- Już po zabawie? Pewnie zmarzliście?
- Nie tak bardzo - podszedł do niej i podał
jej ściereczkę. – Chyba musimy porozmawiać Ula.
Zabrzmiało
to tak poważnie, że zaniepokojona spojrzała mu w oczy.
- Coś się stało?
- I tak i nie. Zaraz wszystko ci powiem.
Usiądźmy może…
Zajęli
miejsca na kanapie, a Marek przez chwilę milczał, jakby układał sobie w głowie
treść tego, co chciał Uli przekazać.
- Tam na dworze Michał mi coś powiedział.
Spytał, czy nie zechciałbym być jego tatą.
Spuściła
głowę zarumieniona.
- Przepraszam cię za niego. Od czasu, kiedy
pani w przedszkolu zadała dzieciom pytanie, czym zajmują się ich rodzice,
Michał o niczym innym nie mówi. Tego dnia długo płakał, bo on mógł powiedzieć
jedynie o mnie, a dzieci dokuczały mu i wyśmiewały go, że nie ma taty. Już
wtedy zadał mi pytanie, czy ty nie mógłbyś nim być. Tłumaczyłam mu, że to nie
takie proste, ale widocznie musiał się upewnić skoro teraz ciebie o to zapytał.
Mam nadzieję, że nie przejąłeś się gadaniem dzieciaka. On z czasem zapomni i
pogodzi się z tym. – Marek pokręcił głową.
- Myślę, że nie zapomni Ula, bo siedzi w nim
głęboko poczucie pustki i braku ojca. Czuje się gorszy od innych dzieci i jest
mu przykro – ujął jej dłonie i zamknął je w swoich. – To wcale nie jest takie
nierealne, bo ja zakochałem się w tobie jak wariat.
Zszokowana
podniosła na niego wzrok.
- Zakochałeś się…? We mnie…?
- To wspaniałe uczucie Ula. Ja nigdy w całym
swoim życiu nie czułem nic podobnego do żadnej kobiety. Po raz pierwszy w życiu
kocham naprawdę i szczerze. Tego nie można pomylić z czymś innym, a ja mam
ogromną pewność co do swoich uczuć do ciebie. Jeśli tylko dałabyś nam szansę,
moglibyśmy stworzyć wspaniałą rodzinę. Kocham Michała i mogę ci przysiąc, że
będę dla niego najlepszym ojcem. Ja wiem, że masz przykre doświadczenia z
poprzedniego związku, ale ja nie jestem Igorem. Nie mam destrukcyjnych nałogów,
nawet nie mam do nich ciągot. To, co mówię i co wyznaję, może być dla ciebie
dużym zaskoczeniem, ale uwierz mi, że moje intencje względem was są jak
najbardziej uczciwe i czyste. Kocham was i chciałbym być obecny zarówno w twoim
życiu jak i Michasia.
Była
kompletnie skołowana. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Czy to możliwe,
żeby Marek się w niej zakochał? Nie uważała się za jakąś powalającą piękność.
On za to jak na mężczyznę był bardzo urodziwy i bardzo przystojny. Miał w sobie
wiele ciepła i był wrażliwszy od innych mężczyzn. To chyba przez tę wrażliwość
lubiła jego towarzystwo i rozmowy z nim. Odetchnęła głęboko i wyszeptała.
- Masz rację. Zaskoczyłeś mnie, bo nigdy bym
nie przypuszczała, że znajdzie się ktoś, kto obdarzy mnie uczuciem. Kiedy
urodziłam Michała sądziłam, że już do końca życia będę sama. Igor bardzo mnie
zawiódł, choć wcześniej, zanim sięgnął po narkotyki, zapewniał mnie każdego
dnia o swojej wielkiej miłości. Jakże łatwo potrafił z niej zrezygnować na
rzecz prochów – powiedziała z goryczą. – Nie będę ukrywać przed tobą, że jest
we mnie lęk przed nowym związkiem, ale wiem też, że tak naprawdę to powinnam
zamknąć na zawsze ten amerykański epizod w moim życiu i skupić się na tym, co
tu i teraz. Kobiecie samotnie wychowującej dziecko bardzo trudno jest znaleźć
partnera, który kochałby i ją i jej potomstwo. Ty podajesz mi tę miłość na tacy
i naprawdę jestem ci za to ogromnie wdzięczna. Jednak musisz mi dać trochę
czasu Marek, bo ja jeszcze do końca nie wiem, czy jestem gotowa ją przyjąć. Nie
jesteś mi obojętny. Darzę cię wielkim szacunkiem, lubię rozmowy z tobą i twoją
obecność przy nas. Mam ci też wiele do zawdzięczenia, bo bardzo doceniam to, co
dla nas robisz. Mogę ci obiecać, że głęboko się zastanowię nad twoją
propozycją, ale proszę cię też, żebyś nie naciskał na mnie. Jeśli będę gotowa,
sama ci o tym powiem.
Ucałował
jej dłonie i rzekł.
- Dam ci tyle czasu ile będziesz potrzebowała.
Najważniejsze dla mnie jest to, że nie odrzucasz definitywnie tego uczucia. To
daje mi nadzieję, że być może kiedyś je odwzajemnisz. Ty i Michaś jesteście
najważniejsi w moim życiu. Pamiętaj o tym. Teraz pójdę do niego i spróbuję mu
to wytłumaczyć. Za chwilę przyjdziemy i pomożemy ci przy tych piernikach.
Wszedł do
pokoju Michała i przysiadł na wygodnej, kolorowej pufie. Mały podszedł do niego
i usiadł mu się na kolanach.
- I co mamusia powiedziała?
- Myślę Michaś, że nie będzie tak źle, musimy
tylko dać mamie trochę więcej czasu i nie ponaglać jej. Ona musi się dobrze
zastanowić, rozumiesz? Najważniejsze, że nie powiedziała „nie”. A teraz idziemy
robić te pierniki. Obiecaliśmy jej pomóc, prawda? Chodź, ona czeka na nas.
Z wielką
dokładnością wycinali foremkami różnego kształtu pierniki. Kiedy się upiekły i
wystygły, smarowali je słodkim lukrem i ozdabiali czekoladowymi gwiazdkami. W
pewnym momencie patrząc na nich obu Ula pomyślała, że o takiej rodzinie marzyła
całe życie. Sądziła, że małżeństwo z Igorem to jej zagwarantuje. Pomyliła się.
Marek stanowił wzór ojca dla jej synka. Mały, ciekawy świata, z otwartą buzią
słuchał jego opowieści o wyścigach samochodowych czy motocrossowych, o najlepszych
markach pojazdów i osiąganych przez nie prędkościach. Marek zaszczepił w nim
pasję i to bardzo doceniała. Jak na takiego malucha sporo już wiedział i
dzielił się tą wiedzą z dziadkiem Cieplakiem. Marek miał świetne podejście do
dzieci. Z Michałem stanowili zgodny tandem, który rozumiał się bez słów. W
dodatku ją kochał. Czy ona potrafiłaby pokochać jego? Nie wydawało jej się to
takie trudne. Przede wszystkim był dobrym człowiekiem, a to było dla niej
najważniejszym kryterium. Zarumieniła się przypomniawszy sobie noc, kiedy
obudził ją ten niezwykły sen z nim w roli głównej. Czyżby podświadomie go
pragnęła? Dlaczego nie przyśnił jej się inny mężczyzna? Przecież od dawna żyła
jak mniszka poświęcając się dla syna. W tym śnie mógł być każdy, ale był Marek.
Następnego
dnia po południu Marek oprawił choinkę i ustawił ją w kącie salonu. Ula
przyniosła ze strychu kilka pudeł kolorowych bombek, złotych łańcuchów i
lampki. Michał zawieszał je na niższych gałęziach, a Marek na wyższych.
Wspólnie opletli drzewko łańcuchami i przyozdobili czubek imponującym szpicem.
- Pięknie to wygląda Michaś. Teraz zrobimy
próbę generalną i zobaczymy, czy palą się wszystkie lampki – włączył wtyczkę do
gniazdka. Choinka rozbłysła feerią barwnych światełek. Michaś klaskał w dłonie
i podskakiwał uszczęśliwiony.
- Udało się tatusiu, udało!
Ula
słysząc to zamarła i niepewnie spojrzała na Marka, ale on zdawał się nie
zauważać, że chłopczyk nazywa go już tatą, chociaż jeszcze nic nie było
przesądzone. Porwał go na ręce i okręcił się z nim kilka razy.
- Udało się smyku. Jesteśmy bardzo zdolni.
Jeszcze tylko mama musi nas pochwalić. – Uśmiechnęła się do nich promiennie.
- Spisaliście się obaj na medal. Za to
dostaniecie pyszną, ciepłą kolację.
- A co? – zapytał Michał.
- No zgadnij. Twoje ulubione spaghetti.
- Hurra! Mamusia robi najlepsze spaghetti na
świecie.
- Zaraz spróbujemy, ale najpierw umyjemy
rączki i buzię – trzymając Michała na rękach powędrował do łazienki. Patrząc na
nich poczuła w sercu dziwną tkliwość. Zachowanie jej synka i Marka rozczuliło
ją i z trudem powstrzymała gromadzące się w jej oczach łzy. Pomyślała, że los
zgotował jej wspaniałą niespodziankę. Dawał szansę na szczęśliwe życie. Czy
mogła odrzucić ten hojny dar?
Po kolacji
Marek zaproponował, że wykąpie Michasia i położy go spać. Ona miała jeszcze
sporo roboty, więc przyjęła tę propozycję z wdzięcznością. Po kąpieli Marek
przeczytał jeszcze małemu bajeczkę i utulił do snu. Wyszedł z pokoju cicho
zamykając za sobą drzwi. Wrócił do kuchni i spytał.
- Może mógłbym ci jeszcze w czymś pomóc? –
Uśmiechnęła się wdzięcznie.
- Już dość dzisiaj zrobiłeś, a dzięki temu, że
zająłeś się Michałem ja mogłam wiele rzeczy przygotować. Dziękuję.
- Nie dziękuj Ula. Wiesz, że uwielbiam tego
szkraba i zawsze chętnie się nim zajmę. Skoro nie potrzebujesz już mojej
pomocy, to pójdę do siebie. Jutro wigilia. To zawsze trudny dla mnie dzień, bo
muszę znosić obecność na niej rodzeństwa Febo, ale mam nadzieję, że jakoś
przeżyję. Pierwszy dzień spędzę u rodziców, ale w drugi jestem wyłącznie do
waszej dyspozycji.
- Przyjdź rano na świąteczne śniadanie.
Przedstawię ci moją rodzinę. Na pewno się polubicie.
Odprowadziła
go do drzwi. Zarzuciwszy kurtkę odwrócił się jeszcze do niej. Objął ją i
delikatnie pocałował w usta.
- Przepraszam…, ale to było silniejsze ode
mnie. Dobranoc Ula.
- Dobranoc Marek – zarumieniona zamknęła za
nim drzwi. Dotknęła ust. – Ten pocałunek
był bardzo przyjemny – pomyślała.
Wigilia u
Dobrzańskich nie różniła się niczym od poprzednich. Paulina wymądrzała się przy
stole, krytykowała poczynania Marka jako prezesa i kwestionowała kompetencje
jego asystentki. Jedyna różnica była tylko taka, że Alex stanął w obronie Uli
po raz kolejny i to zamknęło Paulinie usta.
Pierwszy
dzień świąt był znacznie lepszy, bo już bez Febo. Po obfitym śniadaniu siedząc
przy kawie w salonie Marek opowiadał rodzicom o Uli. Opowiedział im jej
historię i wyznał, że zakochał się w niej, a także pokochał jej synka. Senior
Dobrzański wcale nie był zdziwiony tym, że jego syn obdarzył uczuciem tę piękną
kobietę. Już przecież na pokazie dostrzegł, z jakim żarem w oczach na nią
patrzy.
- Czyli to kobieta po przejściach –
podsumowała Helena.
- Po ciężkich przejściach mamo. Doświadczyła
bardzo wielu złych rzeczy, ale potrafi walczyć i dzięki temu uporowi po
powrocie do kraju zapewniła sobie i Michałowi dobre, spokojne życie. Michaś to
wspaniały dzieciak. Ula dobrze go wychowuje. Jest grzeczny, posłuszny i nie
kaprysi jak inne dzieci. Przylgnął do mnie do tego stopnia, że nazywa mnie
tatą. Bardzo pragnie mieć ojca. Swojego nigdy nie poznał, bo ten nie chciał
mieć z nim kontaktu i zrzekł się praw rodzicielskich do niego. Ja nie mam nic
przeciwko temu, że mały tak się do mnie zwraca, nawet mi to pochlebia. Kocham
to dziecko równie mocno jak jego matkę.
- To mądra dziewczyna Helenko. Ma dobrze
poukładane w głowie. Jest świetnym ekonomistą i finansistą. Wspaniale czuje
firmę i robi wszystko, żeby była zarządzana z głową i bez zbytniej
rozrzutności. Od początku mi się spodobała. To dobry wybór synu.
- A ty mamo nic nie powiesz?
- I na mnie zrobiła bardzo dobre wrażenie, ale
kiedy rozstałeś się z Pauliną przyrzekłam sobie, że nie będę się już wtrącać w
twoje życie i jeśli postanowicie się pobrać, to przyjmę ją do rodziny z
otwartymi ramionami. Jej synka również. W końcu on będzie naszym wnukiem,
prawda?
- Mam taką nadzieję. Ona jeszcze nie określiła
swoich uczuć w stosunku do mnie. Te ciężkie przejścia zraziły ją do związku.
Jednak dała mi nadzieję i prosiła o czas, a ja nie będę go jej skąpił i nie
będę nalegał. Obiecałem jej to i słowa dotrzymam.
W wigilię
rano ubrała Michała i pojechała z nim do Rysiowa. Tam już czekano na nich
niecierpliwie. Cała rodzina Cieplaków zapakowała się do samochodu Uli. Cieszyli
się, że będą mogli spędzić z nią i Michasiem całe święta. Już w domu zrobiła
wszystkim gorącej herbaty i poprosiła, żeby usiedli przy stole. Tam
opowiedziała im o Marku, który zakochał się w niej i o Michale, który nazywa go
tatą.
- Tak naprawdę to nie wiem, co robić. On nie
jest mi obojętny. Jest dobrym, szczerym i bardzo rodzinnym facetem. Mówię wam o
tym dlatego, żebyście nie byli zdziwieni, kiedy Marek zawita tu w drugi dzień
świąt, a Michał będzie mówił do niego „tato”. Coraz częściej tak go określa, a
Marek wydaje się wtedy szczęśliwy.
- Córcia, jeśli to wartościowy człowiek i
pokochał ciebie, i małego, to nie ma się nad czym zastanawiać. W dzisiejszych
czasach tacy ludzie to prawdziwa rzadkość. Są jak wymierające gatunki. Doceń
to, co ofiaruje ci los. Jeszcze jesteś młoda i powinnaś być szczęśliwa, a nie
do końca życia pozostać samotną kobietą. Zasługujesz na szczęście, bo wiele w
życiu przeszłaś.
Była
wdzięczna ojcu za te słowa i chyba poczuła ulgę, że nie krytykują jej, a wręcz
popierają ten ewentualny związek.
Wigilię
zaczęli tradycyjnie od podzielenia się opłatkiem. Wspominali mamę, która
odeszła zbyt wcześnie. Popłynęło trochę łez. Po kolacji Beatka zajęła się
rozdawaniem prezentów, a te były naprawdę bogate i szczodre. Prócz porządnej
odzieży w postaci kurtek i ciepłych czapek Ula kupiła Jaśkowi laptop a Beatce
tablet. Ojciec dostał w prezencie nowoczesny telewizor.
- To zbyt wiele córcia - mówił wzruszony. –
Powinnaś odłożyć pieniądze dla Michałka.
- Nie martw się tato i dla Michała wystarczy.
A co ty dostałeś synku? – wzięła malca na kolana i przytuliła go.
- Od wujka Jasia i Beatki wóz strażacki.
Piękny, prawda? A od dziadka gruby blok i kredki. Będę rysował samochodziki i
pociąg, a potem pokażę tacie.
Popatrzyli
z rozczuleniem na chłopca. On naprawdę bardzo pragnął mieć ojca i taki prezent
najbardziej by go ucieszył.
ROZDZIAŁ 11
W mroźny,
świąteczny poranek objuczony mnóstwem kolorowych toreb Marek zapukał do drzwi
domu Uli. Usłyszawszy pukanie Michał popędził w ich kierunku i stając na
palcach dosięgnął klamki. Kiedy zobaczył Marka wydał z siebie radosny pisk i
rzucił mu się na szyję.
- Wiedziałem, że przyjdziesz i już nie mogłem
się ciebie doczekać. Mamusia szykuje już śniadanko, a inni siedzą przy stole –
wyrzucał z siebie słowa z prędkością karabinu maszynowego. Marek roześmiał się
na całe gardło.
- Powoli Michaś. Daj mi się rozebrać.
Do
przedpokoju weszła Ula i uśmiechnęła się na jego widok.
- Wesołych świąt Marek. Mam nadzieję, że
jesteś głodny. Zaraz będzie kawa. Wchodź dalej.
Zabrał
torby z prezentami i ciągnięty przez Michała za rękę wszedł do salonu.
- Kochani przedstawiam wam Marka
Dobrzańskiego, mojego szefa i przyjaciela, a to Marek mój tata, Józef Cieplak i
moje rodzeństwo, Jasiek i Beatka. – Marek podał każdemu z nich dłoń.
- Bardzo mi miło jest poznać was wszystkich
osobiście, bo znam was jedynie z opowiadań Uli. Święta to dobra okazja do
takich spotkań, a ponieważ jest to też czas prezentów i ja nie chciałem
przychodzić tutaj z pustymi rękami – zaczął rozdzielać torby. – To dla Beatki,
to dla Jasia, to dla pana Józefa, a to dla ciebie smyku. Mam nadzieję, że ci
się spodoba.
- A co to jest?
- Kupiłem ci konsolę i kilka gier. Po świętach
nauczę cię jak się tym posługiwać. Będziemy mieć świetną zabawę. A to dla
ciebie Ula. Wesołych świąt dla wszystkich.
Zarumieniona
podeszła do niego i ucałowała go w policzek.
- Dziękuję Marek, to naprawdę wspaniałe
prezenty, ale nie musiałeś nam ich kupować, bo dla nas twoje towarzystwo jest
najlepszym prezentem. Siadaj proszę, ja już podaję śniadanie.
Dobrze się
czuł wśród tej zgrai Cieplaków. Po śniadaniu uciął sobie miłą pogawędkę z
seniorem rodziny, który przy okazji podziękował mu za piękny zegarek.
- To bardzo drogi prezent Marek. My nic dla
ciebie nie przygotowaliśmy, bo nawet nie wiedzieliśmy, że będziesz tutaj w
święta. Dopiero w wigilię Ula opowiedziała nam o tobie. Opowiedziała wszystko.
Wiemy, że darzysz ją uczuciem i wiemy, jaki stosunek ma do ciebie Michaś. Ona
powinna sobie ułożyć życie i nie rozpamiętywać przeszłości. Jesteś porządnym
człowiekiem i to jej powiedziałem. Myślę, że nasza akceptacja była jej
potrzebna w podjęciu decyzji. Bądź dobrej myśli synu.
- Bardzo ją kocham panie Józefie. Kocham
Michała. Zapewniam pana, że mam najuczciwsze zamiary wobec nich, ale też będę
cierpliwie czekał i nie będę na nią naciskał. Ona musi sama tego chcieć bez jakiegokolwiek
przymusu z mojej strony, rozumie pan? – Cieplak poklepał go po ramieniu.
- Będzie dobrze, zobaczysz.
Ten dzień
był naprawdę wspaniały. Przed obiadem zażyli trochę ruchu spacerując po
okolicy. Michał złapał Ulę i Marka za ręce i wydawał się najszczęśliwszym
dzieciakiem na świecie.
- Wspaniałe prezenty nam sprawiłeś i naprawdę
drogie, aż mi wstyd, że ja przygotowałam dla ciebie taki skromny. Ten kostium
dla mnie jest bardzo piękny i pasuje jak ulał. Skąd wiedziałeś jaki rozmiar
kupić?
- Ula, rozmiar to ja mam w oczach. Wystarczy,
że raz spojrzę i już wiem. Lata praktyki. A koszula i krawat są świetne. Ty
kupowałaś na wyczucie, a też trafiłaś bez pudła z rozmiarówką. Prezenty są
najmniej istotne, to tylko tradycja. Ja jestem z wami szczęśliwy i to jest mój
najlepszy, świąteczny prezent.
Wieczorem
zadeklarował się, że zawiezie Cieplaków do Rysiowa.
- Ty masz mnóstwo zmywania. Zanim skończysz,
ja będę już z powrotem. Jeśli się zgodzisz, przyjdę jeszcze na małą kawę.
- Oczywiście, nawet nie myślałam inaczej.
Pożegnali
się z rodziną. Michaś wycałowany i wyściskany przez dziadka, ciocię i wujka
machał im jeszcze przez okno. Kiedy samochód Marka zniknął mu z oczu zapytał
matkę.
- Tatuś jeszcze przyjdzie?
Nie miała
serca zwracać mu kolejny raz uwagi, że Marek nie jest jego tatą. Był dzisiaj
taki szczęśliwy.
- Przyjdzie, jak odwiezie dziadka do domu. Pomożesz
mi? Powyciągaj wszystkie swoje prezenty i ułóż na półce u siebie w pokoju, a
torby poskładaj ładnie, żeby był porządek.
Pozmywała
wszystko po kolacji. Czuła się zmęczona. Na szczęście Marek zadecydował, że
cała załoga ma wolne do końca roku. Nie będzie się musiała zrywać jutro i
odwozić Michała do przedszkola. Wreszcie się wyśpi. Napracowała się przy tych
świętach, ale bardzo chciała, żeby jej rodzinie nie brakowało niczego podczas
nich.
Marek
wrócił po czterdziestu minutach. Myślał, że Michał będzie już spał, ale on
cierpliwie na niego czekał i nie pozwolił Uli, żeby zapakowała go w piżamę.
- A co ty tu jeszcze robisz? Nie czas iść do
łóżka? Już bardzo późno.
Mały
wdrapał mu się na kolana.
- Specjalnie czekałem, bo chciałem, żebyś mi
przeczytał bajkę. Przeczytasz?
- Przeczytam. Ula, trzeba go wykąpać?
- Już dam mu dzisiaj spokój. Miał tyle wrażeń,
że jeszcze zasnąłby w wannie. Piżamę ma na łóżku. Ja zrobię nam kawy.
Kiedy
Michaś smacznie zasnął Marek wrócił do salonu i rozsiadł się wygodnie na
kanapie z filiżanką w dłoni.
- Zaczęło znowu sypać jak wracałem. Może jutro
zabierzemy Michała na sanki? Choćby do Łazienek.
Usiadła
obok niego i uśmiechnęła się.
- Możemy, ale nie za wcześnie rano. Koniecznie
muszę się wyspać – oparła głowę na jego ramieniu. – Jestem wykończona, ale
szczęśliwa, bo udały się te święta. Moja rodzina usatysfakcjonowana, Michał
promienieje, a ty chyba też jesteś zadowolony. – Przytulił ją do siebie.
- Zadowolony, to za mało powiedziane Ula.
Jestem szczęśliwy. Masz wspaniałą rodzinę. Jestem pod jej urokiem – przylgnął
ustami do jej skroni. – Mogę zostać? Przespałbym się na kanapie. Nie chce mi
się wracać do pustego domu.
- Nie wiem, czy będzie ci tu wygodnie. Na
górze są dwa pokoje dla gości. Możesz spać w jednym z nich. Pościel jest
świeża.
- Dziękuję. Myślałem, że się nie zgodzisz.
- Też jesteś zmęczony. Michał nie daje ci
odetchnąć. Ja nie mam nic przeciwko temu tym bardziej, że jest gdzie spać. Boże
jak nie chce mi się ruszyć. Teraz wyszły te wszystkie zakwasy. Chodźmy, pokażę
ci pokój. Na górze jest też łazienka.
Pokoik był
mały, ale bardzo przytulny z charakterystycznymi spadami determinującymi
kształt dachu. Pokazała mu jeszcze łazienkę.
- Niestety piżamy męskiej nie mam. Jakoś
będziesz musiał sobie poradzić bez niej. Tu są czyste ręczniki, a tu
szczoteczki do zębów. Nieużywane – rozchichotała się. – No to ja idę.
Nie mógł
pozwolić jej tak po prostu odejść. Objął ją wpół, przyciągnął do siebie i
zaczął namiętnie całować. Nie broniła się. Ten pocałunek był zachłanny,
namiętny, gorący… Oderwała się od niego łapiąc łapczywie oddech. Oparła dłonie
o jego klatkę piersiową.
- Dobrej nocy Marek.
- Dobrej nocy moje szczęście – wyszeptał.
Następnego
dnia Marek obudził się dość wcześnie. Była siódma trzydzieści. Mógłby jeszcze
pospać, ale postanowił, że tym razem to on zrobi śniadanie dla wszystkich.
Wziął szybki prysznic i ubrał koszulę, którą dostał od Uli. Najciszej jak tylko
potrafił zszedł ze schodów i równie cicho otworzył drzwi do pokoju Michała. Ku
jego zaskoczeniu mały już nie spał. Siedział w piżamie na dywanie i coś
rysował. Na dźwięk otwierających się drzwi podniósł głowę i uśmiechnął się
radośnie.
- Tatuś? Spałeś tu dzisiaj? – Marek przyłożył
palec do ust i kiwnął głową.
- Spałem – powiedział szeptem. – Pomożesz mi
zrobić śniadanie? Damy dzisiaj mamie pospać, bo bardzo się wczoraj napracowała.
Chodź, pomogę ci się umyć i ubrać.
Lodówka
pękała w szwach. Zostało mnóstwo jedzenia i nie bardzo wiedział na co się
zdecydować.
- Michaś, co mama jada na śniadanie?
- Najbardziej lubi jajecznicę i ja też. Pije
zawsze kawę a ja herbatkę, albo jak jest mleko, to kakao.
- Mleko jest i zaraz je przyrządzimy.
Nastawimy też express do kawy. Chlebek jest i jajka też są. Jajecznicę zrobimy
na wędzonym boczku. Będzie pyszna - usadził małego na kuchennym blacie i podał
mu drewniany nóż do masła. – Proszę, to robota w sam raz dla ciebie. Posmaruj
ładnie wszystkie kromki i ułóż na talerzu. Ja będę smażył.
Byli tak
bardzo pochłonięci przygotowywaniem posiłku, że nawet nie zwrócili uwagi na
Ulę, która od dłuższego czasu stała na środku salonu i przyglądała im się z
największą czułością. Marek zdjął patelnię z ognia i zaczął nakładać gorącą
jajecznicę na talerze. Dopiero jak podniósł głowę zauważył stojącą w pobliżu
Ulę. Uśmiechnął się do niej uszczęśliwiony.
- Dzień dobry Ula. Obudziliśmy cię?
- Raczej obudził mnie zapach jajecznicy i
kawy. Zaraz do was dołączę. Michaś a co ty robisz?
- Smaruję chlebek masłem. Pomagam tatusiowi.
To będzie najlepsze śniadanie na świecie.
Zajadali
je ze smakiem. Jajecznica z przysmażonymi kawałkami boczku smakowała obłędnie.
- Nie miałam pojęcia, że tak dobrze wychodzą
ci śniadania. To jest pyszne.
- Mogę ci je szykować każdego ranka, jeśli
tylko zechcesz. – Zarumieniła się, bo zrozumiała podtekst tego co powiedział.
- Kto wie? – starała się wybrnąć z tego
zażenowania. – Nie deklaruj się lepiej, bo mogę to niecnie wykorzystać.
- O niczym innym nie marzę – szepnął jej do
ucha. – Michaś, – powiedział już na głos – dzisiaj idziemy na sanki.
Poszalejemy trochę na śniegu.
- Super!
Ubrała
Michałowi nieprzemakalny kombinezon i założyła ciepłą czapkę. Wcisnęła mu na
ręce rękawice i z miłością ucałowała jego policzki. Sama też ubrała się ciepło
zakładając spodnie i puchową kurtkę. Marek już czekał na nich trzymając sanki w
dłoni. Umieścił je w bagażniku i przełożył fotelik dla Michała z samochodu Uli.
- Chyba trzeba kupić drugi, żeby nie
przekładać ciągle – mruknął.
Ruszył
wolno. Śniegu napadało mnóstwo i nie wszędzie go odgarnięto z nawierzchni.
- Będziesz zjeżdżał ze mną tatuś? – odezwał
się z tyłu Michał.
- No pewnie. Chyba nie myślisz, że odpuszczę
sobie taką świetną zabawę. Mamę też wsadzimy na sanki. – Roześmiała się.
-Ja to już chyba jestem za stara na takie
zabawy.
- Nikt nie jest na to za stary. Zobaczycie jak
będzie fajnie.
Zaparkował.
Wyjął sanki i usadził w nich Michała.
- A teraz trzymaj się mocno – ruszył biegiem,
a za nimi biegła rozchichotana Ula. Michał śmiał się w niebogłosy. Zdyszany
Marek zatrzymał się przed dość wysoką skarpą. – Tu będzie w sam raz. Niezła
górka. Zejdź Michaś, bo nie dam rady wciągnąć na nią sanki i ciebie. Wchodzimy
- wdrapali się na szczyt. Marek usiadł i posadził przed sobą chłopca obejmując
go mocno. – Uwaga! Jedziemy! – Michał piszczał z uciechy. Ula stojąc na dole
zaśmiewała się do łez. Takiego ojca powinno mieć jej dziecko. Ojca, który jest
mądry, który wytłumaczy, pogłaska po głowie i pobawi się z nim. Przestępowała z
nogi na nogę, żeby nie zmarznąć za bardzo. Zauważył to Marek i kiedy już któryś
raz z kolei zjechali w dół powiedział.
- Chodź Ula na górę. Rozruszasz się trochę. Ty
Michaś poczekasz, a ja zjadę z mamą, dobrze?
- Ja też chcę zjechać z mamusią.
- Nie ma sprawy. Nie możemy pozwolić, żeby
przemarzła.
Zabawa
była przednia. Mnóstwo śmiechu i pisków. Kilka razy wywrócili się, co wywołało
dodatkowe salwy śmiechu. W końcu ścisnęli się we trójkę na sankach, co nie było
zbyt wygodne i skończyło się wywrotką u podnóża skarpy. Zaśmiewali się do
rozpuku. Tę zabawę przerwał jednak czyjś głos.
- Marek?
Oderwał
się od Michała i spojrzał w kierunku, z którego dochodził.
- O rany! A skąd wy się tu wzięliście? – przed
nimi stali jego rodzice. Ula otrzepała swoją kurtkę i Michała. Zarumieniona
podeszła do nich i przywitała się.
- Michaś, to są rodzice Marka, przywitaj się
ładnie. To mój syn Michał – wyjaśniła Dobrzańskim. Helena przykucnęła przy nim
i pogłaskała jego policzek.
- Jesteś ślicznym chłopcem Michałku i bardzo
podobnym do mamy.
- Ty jesteś mamą tatusia? Jak on będzie już
moim prawdziwym tatusiem, to będziesz moją babcią? Ja bardzo bym chciał, bo mam
tylko jednego dziadka. Dzieci mają po dwoje dziadków, ale moja jedna babcia
jest w niebie.
Bardzo
rozczuliło Helenę to, co powiedział malec. Przytuliła go mocno do siebie
mówiąc.
- Bardzo chciałabym być twoją babcią Michasiu,
a ten pan – wskazała na Krzysztofa – twoim dziadkiem. – Chłopiec odwrócił się
do matki.
- Mamusiu ja bardzo chcę mieć dziadków. Oni są
fajni. Zgódź się. Tata cię kocha i mnie też kocha. Powiedział mi to.
Kompletnie
zbita z tropu i zaczerwieniona po czubki uszu wystękała.
- Zobaczymy synku… Zobaczymy…
ROZDZIAŁ 12
Spojrzała
niepewnie na Dobrzańskich.
- Ja bardzo państwa przepraszam za
bezpośredniość mojego dziecka. On pokochał Marka, który jest dla niego wzorem
ojca i nie chce przyjąć do wiadomości, że to nie takie proste. Ja próbowałam mu
tłumaczyć, że nie powinien go tak nazywać, ale na niewiele to się zdało.
- Nie tłumacz się Uleńko, bo dzieci właśnie
takie są. Bezpośrednie i szczerze artykułują swoje uczucia. Nam jest miło, że
on tak mówi i bardzo byśmy chcieli być jego dziadkami. – Kolejny raz zdradliwy
rumieniec pokrył jej policzki. Krzysztof przyglądał jej się z przyjemnością. – Śliczna, mądra i skromna. Ideał. - Długo
jeszcze tu będziecie? – spytał Marka.
- Chyba nie. Wyszaleliśmy się już.
- A państwo mają jakieś plany na dzisiaj? – odezwała
się Ula. – Jeśli nie, to może zechcieliby państwo zjeść z nami obiad? Byłoby
nam bardzo miło. Ja mam wszystko przygotowane. Serdecznie zapraszamy.
Trochę
zaskoczyła seniorów ta propozycja, ale pomyśleli, że to dobra okazja, żeby
poznać lepiej Ulę i Michała.
- Nie mamy żadnych planów i bardzo chętnie
zjemy z wami obiad.
- Ula mieszka obok mnie. Zresztą i tak
pojedziecie za nami. Chodźmy w takim razie.
Zaparkował
przed posesją, a tuż za nim Dobrzańscy. Wysiadł z samochodu i otwarł Uli drzwi pomagając
jej wysiąść. Potem wysupłał z fotelika Michała.
- Ja bym tylko skoczył na chwilę do domu i
przebrał się. Zaraz do was dołączę, dobrze?
- W porządku, idź. Ja zajmę się rodzicami.
Stała z
nimi przez chwilę przed wejściem. Zachwycili się domem.
- Pamiętamy jak ten dom wyglądał wcześniej. To
niesamowite jak bardzo go odmieniłaś. Jest piękny, a latem musi wyglądać
jeszcze piękniej.
- Bardzo się staram, żeby tak było. Sadzę na
wiosnę sporo kwiatów, bo je uwielbiam. Ale nie stójmy tak na mrozie. Proszę
wejść - otworzyła przed nimi szeroko drzwi. Wnętrze też zrobiło na nich
wrażenie. Ewidentnie byli pod urokiem tego miejsca. Zaproponowała im, że pokaże
cały dom.
- Nie jest zbyt duży, ale zrobiłam wszystko,
żeby był przytulny. Na górze są dwa pokoiki dla gości wraz z łazienką, a tu na
dole salon z otwartą na niego kuchnią, pokój mój i Michała, a także duża
łazienka i ubikacja. Lubię patrzeć przez te oszklone drzwi w salonie na ogród.
Latem wygląda fantastycznie. Trochę dalej jest sad i plac zabaw dla Michasia.
- Pięknie wszystko urządziłaś Uleńko, naprawdę
pięknie. Masz dobry gust dziecko.
Wszedł
przebrany już Marek i od razu ruszył do kuchni nastawiając express.
- Na pewno wszyscy napiją się dobrej kawy,
prawda?
- Proszę sobie wygodnie usiąść, – Ula wskazała
kanapy – a ja za chwilę podam obiad, tylko go przygrzeję. To nie potrwa długo.
Raczyli
się esencjonalnym, złocistym rosołem ze swojskim makaronem, pysznymi kluskami
polanymi gęstym sosem wraz ze solidną sztuką pieczeni i znakomitą sałatką z
czerwonej kapusty. Krzysztof wytarł serwetką usta i przyjaźnie uśmiechnął się
do Uli.
- To jest przepyszne. Świetnie gotujesz Ula.
- Mamusia wszystko robi pyszne, – wtrącił się
Michał – a najpyszniejsze jest ciasto czekoladowe. Mniam. – Krzysztof pogładził
go po głowie.
- Masz rację synku.
Po
obiedzie podała jeszcze świąteczne słodkości w postaci makowca i sernika. Na
stole pojawiły się też robione przez nich pierniczki. Dobrzańscy posiedzieli aż
do wieczora. Dobrze się czuli tutaj podobnie jak Marek. Ula była bardzo
gościnną i przemiłą gospodynią. Koło dziewiętnastej zaczęli się żegnać.
- Koniecznie Marek musisz przywieźć Ulę z
Michałem do nas. Też chcielibyśmy ją ugościć. Serdecznie zapraszamy Uleńko.
Dobranoc Michasiu. Jesteś wspaniałym chłopcem. - Mały przytulił się do Heleny.
- Dobranoc babciu, dobranoc dziadku –
powiedział sennym głosem.
- Dobranoc kochanie.
Marek
odprowadził ich jeszcze do samochodu. Helena zanim wsiadła odwróciła się do
syna mówiąc.
- To wspaniała kobieta Marek i wspaniałe
dziecko. Zrób wszystko, żeby jej nie stracić. Mały bardzo potrzebuje ojca,
tęskni za posiadaniem dziadków. My jesteśmy gotowi i damy mu tyle miłości, ile
tylko zdołamy, więc postaraj się.
- Bardzo się staram mamo. Przecież kocham ich
nad życie i bardzo zależy mi na szczęściu obojga. Uważaj na drodze tato. Jedź
ostrożnie.
Kiedy
wrócił do domu zastał Ulę zmywającą naczynia. Podszedł do niej i rzekł.
- Zostaw to Ula. Ja pozmywam, a ty uśpij
Michała. Już dość się napracowałaś.
Z
wdzięcznością przyjęła jego pomoc. Szybko wykąpała synka i utuliła go do snu.
Ucałowała jego czółko. Nie sądziła, że jego marzenie o tym, żeby mieć ojca z
prawdziwego zdarzenia i dziadków będzie tak silne. Dla niej to było trochę
krępujące, że tak bardzo naciska na to i bez pardonu prosi ją, żeby „ożeniła”
się z Markiem. Ale to przecież jeszcze małe dziecko i niewiele rozumie ze spraw
dorosłych, które dla nich samych nie są wcale ani proste, ani łatwe. Pogładziła
kasztanowe włosy synka. – Bardzo pragnę, żebyś był szczęśliwy Michasiu. Bardzo
– wyszeptała.
Marek
siedział rozparty na kanapie i popijał kawę. Na stole stała butelka czerwonego
wina i dwa wypełnione nim do połowy kieliszki.
- Wino? Skąd masz?
- Przyniosłem butelkę z domu. Usiądź. Ono
rozluźni nas trochę – podał jej jeden z kieliszków. Umoczyła w nim usta.
- Dobre. Półsłodkie. Takie jak lubię.
- Rodzice są tobą zachwyceni, a Michał całkiem
podbił ich serca. Koniecznie musimy ich kiedyś odwiedzić. Zobaczysz gdzie
dorastałem.
- Na pewno ich odwiedzimy. Michał nie da nam
już spokoju i będzie nalegał.
Marek
dopił swoje wino i podniósł się z kanapy.
- Będę uciekał Ula. Późno już.
- Jeśli chcesz, to zostań. Nie wyganiam cię
przecież. Poza tym robisz pyszne śniadania i trochę egoistycznie proponuję ci
nocleg – roześmiała się. Usiadł z powrotem i popatrzył jej w oczy.
- Wiesz, że ja chętnie skorzystam, a jutro
zrobię znowu coś dobrego na śniadanie. Poza tym chciałem cię zapytać, czy
wybierasz się na sylwestra.
- Żartujesz? Gdzie ja bym mogła pójść? Nie
zostawię Michała samego, a do taty też nie chcę go zawozić. Niech i on
odpocznie. Poza tym tak naprawdę to prawdziwy ze mnie domator i nie lubię
takich hucznych spędów. Lubię wygodnie wyciągnąć się na kanapie i popatrzeć w
telewizor. Może będzie ciekawy program? A ty? Idziesz gdzieś?
- Teraz to ty żartujesz. Gdzie ja mógłbym iść?
Sam? Najchętniej spędziłbym go z wami, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
- Nie mam. Michał się ucieszy.
- A ty? – Przygryzła wargę patrząc mu w oczy.
- Ja też…
Przylgnął
do jej ust. Smakowały tak słodko i oddawały jego pieszczotę. Pragnął jej, ale starał
się też zachować zdrowy rozsądek. Nie chciał nic przyspieszać, żeby czegoś nie
zepsuć, żeby jej nie wystraszyć. Pogłębił pocałunek. Wplotła dłonie w jego
włosy. Jej ciało było spragnione miłości. Odkąd zaszła w ciążę, a nawet już
wcześniej nie miała żadnego mężczyzny. Ten gwałt się nie liczył, bo był
brutalny i popełniony z szaleństwa i złości. Igor już nie żył, a ona nadal nie
potrafiła mu tego wybaczyć. Marek był inny. Delikatny, czuły, nie naciskał na
nią tak jak obiecał, a jego pocałunki były takie przyjemne. Powodowały dreszcz
na całym jej ciele i pożądanie. To wszystko za wcześnie, nie teraz… Kiedy
zjechał ustami na jej szyję opamiętała się.
- Nie Marek… Jeszcze nie… Nie jestem gotowa – przerwał.
Był pobudzony, ale zapanował nad tym.
- Przepraszam… Nie powinienem… Wybacz. Pójdę
na górę uspokoić zmysły. Dobranoc Ula.
Została
sama. To wszystko działo się za szybko i miała wrażenie, że przestaje nadążać.
Z drugiej strony naprawdę go pragnęła. Nie innego mężczyzny, ale właśnie jego.
Był jedynym, z którym mogłaby być. Czy to oznaczało, że jednak go kocha?
Pożądanie to nie to samo, co miłość, ale najlepiej jak idą ze sobą w parze.
W
sylwestra przygotowała trochę przekąsek i upiekła ulubione ciasto Michała.
Siedział z nimi dłużej niż zwykle. Trochę tańczyli trzymając go na rękach, a on
spinał ich swoimi jak klamrą. Jednak o dziewiątej zasnął na kanapie. Ula
przebrała go w piżamę, a Marek zaniósł do łóżka.
O
dwunastej wypili tradycyjnie szampana i przywitali nowy rok. Nad ranem obudziła
się we własnym łóżku. Ze zdziwieniem stwierdziła, że jest ubrana. – Pewnie Marek mnie tu przyniósł. Nawet nie wiem,
kiedy zasnęłam – zwlekła się z łóżka i poczłapała do łazienki. Chłodny
prysznic pomógł jej dojść do siebie. Przebrała się w czyste ciuchy i poszła do
kuchni. Jej mężczyźni byli już na nogach. Po wczorajszej imprezie nie było
śladu. Na stole parowała gorąca kawa i smakowicie pachniały przypieczone
kiełbaski.
- Dzień dobry kochani. A co wy tak wcześnie na
nogach? Która to godzina?
- Jedenasta Ula i mam nadzieję, że się
wyspałaś.
- Wyspałam i jestem głodna. Wszystko wygląda
pysznie. Szkoda tylko, że jutro trzeba iść do pracy – jęknęła. – Wszystko, co
dobre, za szybko się kończy. Jutro przedszkole Michaś. Trzeba będzie wcześnie
wstać.
- A tatuś też pojedzie z nami?
- Chętnie pojadę Michaś. Fotelik jest nadal w
moim aucie. Pojedziemy Lexusem. Co ty na to Ula?
- Naprawdę chce ci się tak wcześnie zrywać?
- Przecież i tak wstaję wcześnie, więc co za
różnica?
Następnego
dnia Michał pękał ze szczęścia. Opowiadał w trakcie drogi Markowi o przedszkolu
i dopytywał się, czy po pracy też po niego przyjedzie.
- Przyjedziemy oboje. Masz to jak w banku.
Od tego
dnia zawożenie i odbieranie Michała z przedszkola stało się normą. Mały za
każdym razem promieniał ze szczęścia na widok ich obojga. Swoim kolegom chwalił
się, że teraz i on ma tatę. Najlepszego tatę na świecie.
Kolejny
rok zaczął się dla nich bardzo intensywnie. Maciek dopracował wszystkie
założenia dotyczące najważniejszych poczynań strategicznych dla firmy. Na
pierwszy ogień poszły umowy zawarte z Chińczykami. Nie przedłużyli ich i w
związku z tym konieczne stało się pozyskanie nowych ze szwalniami w pobliżu
granicy. Szymczyk wraz z dwoma zatrudnionymi przez Marka logistykami wybrał te,
które miały najlepszą opinię. Zaopatrzony w upoważnienie mówiące o tym, że może
reprezentować prezesa i w jego imieniu podpisywać dokumenty, wyjechał któregoś
dnia razem z nowymi pracownikami na objazd tych szwalni. Wrócił po ponad
tygodniu i natychmiast przekazał Markowi ustalenia.
- Wybrałem te najlepsze. Dwie na Słowacji i
jedna na Białorusi. Są znakomicie przygotowane. Dysponują najlepszym sprzętem.
Nie będziesz żałował, że spuściłeś na szczaw tych Chińczyków. Zrobiłem
kalkulację kosztów transportu. Spójrz na te różnice. Są kolosalne. Cały koszt
transportu w obie strony z tych trzech szwalni będzie niższy, niż podróż w
jedną stronę do Pekinu. Przyjrzałem się jakości szycia i wierz mi, że ta
chińska nie umywa się i jest poniżej normy. Jestem pewien, że dzięki tej
współpracy będziemy mieć same korzyści, bo zostanie nam w kieszeni co najmniej
czterysta pięćdziesiąt tysięcy. Niewiarygodne, prawda? Ale liczby nie kłamią.
Jak tylko się ogarnę, to zabiorę się za magazyny. Trzeba jak najszybciej zrobić
z nimi porządek. Znajdę drobnych przedsiębiorców i spróbuję ich namówić na tę
franszyzę. Będzie dobrze. Tu masz te trzy umowy, które podpisałem. Przejrzyj, a
najlepiej dokładnie przeczytaj. Będziesz zdziwiony.
- Już jestem Maciek. Jesteś niesamowity i
bardzo, bardzo operatywny. Dziękuję. A jak spisali się logistycy?
- Są naprawdę dobrzy. Połapali wszystko bez
pudła. Teraz posiedzą na miejscu i opracują najkrótszą trasę dostaw. Jestem
pewien, że dzięki temu zaoszczędzimy nawet na paliwie, bo samochody przejadą ją
na jednym baku bez tankowania. To chyba wszystko. Gdybyś miał jakieś pytania
odnośnie tych umów, to jestem za ścianą. Teraz pochylę się nad magazynami.
W jedną ze
styczniowych sobót wybrali się na proszony obiad do Dobrzańskich. Teraz z kolei
Ula była pod wrażeniem tego ogromnego domu. Zdziwiony Michaś pytał Helenę.
- Mój tatuś mieszkał w pałacu?
- Nie kochanie. To nie jest pałac – tłumaczyła
mu rozbawiona. – To tylko taki duży dom. Jak przyjedziesz tu latem pokażę ci
nasz ogród. W nim też jest zawsze dużo kwiatów tak jak w waszym. Dzisiaj pokażę
ci tatę jak był w twoim wieku.
Po
obiedzie powyciągała albumy. Ula z ciekawością przyglądała się zdjęciom. Marek
był naprawdę ślicznym dzieckiem. Kruczowłosy z tymi wdzięcznymi dołeczkami w
policzkach i dużymi oczami wyglądał tak słodko.
- Zobacz mamusiu, tata też miał taką
ciężarówkę jak ja i też lubił samochody.
- To mu zostało do dzisiaj Michałku –
roześmiała się Helena.
Podszedł
Marek i pochylił się nad albumem.
- To żenujące mamo. Nie pokazuj tych zdjęć, na
których jestem goły, bo spalę się ze wstydu.
- To żaden wstyd Marek – Ula uśmiechnęła się
do niego. – Naprawdę byłeś pięknym dzieckiem i takim słodziakiem dzięki tym
dołeczkom.
- Mam nadzieję, że coś mi z tego dziecka
zostało?
- Byłeś ładny tatusiu. – Marek porwał Michała
na ręce i okręcił się z nim dokoła.
- Ty też jesteś ładny. Może miałeś się urodzić
jako dziewczynka?
- Na pewno nie. Dziewczynki nie lubią
samochodów, a chłopcy tak. – Marek parsknął śmiechem.
- No tak, zupełnie o tym zapomniałem.
ROZDZIAŁ 13
ostatni
Siedział
wraz z ojcem w jego domowym gabinecie i opowiadał mu o poczynaniach Maćka.
Chwalił, że w tak krótkim czasie załatwił najpilniejszą ze spraw.
- Teraz jak pojawią się realne oszczędności
zainwestuję w lepsze maszyny dla szwalni. Dobra jakość szycia jest priorytetem.
Pshemko jest wręcz na nią uczulony. Może dzięki temu zniwelujemy zwroty z
butików do minimum? Jeszcze trochę, jeszcze parę miesięcy, a przekonasz się jak
prężna stanie się firma. I pomyśleć, że to wszystko dzięki tym dwóm skromnym
osobom. Powinienem dziękować za nie opatrzności do końca życia. Czy ty wiesz,
co Maciek jeszcze wymyślił? Rozładuje sytuację w magazynach. Masz świadomość,
że pękają w szwach. Postanowił pozyskać drobnych przedsiębiorców i utworzyć
sieć franszyzy. Jak dobrze pójdzie sprzedamy wszystkie zalegające resztki
starych kolekcji. Te nowsze pójdą do sprzedaży licytowanej przez internet.
Jeszcze w lutym Maciek uruchomi stronę internetową. Jest naprawdę genialny.
Chyba im obojgu za mało płacimy, bo zasługują na wiele wyższe wynagrodzenie.
- To się nie zastanawiaj i podnieś im
uposażenie. Doceniany i dobrze opłacany pracownik, a przede wszystkim
odpowiednio motywowany potrafi dać z siebie nie sto a dwieście procent
wydajności. Oni pracują zaledwie od pięciu miesięcy, a popatrz jak wiele
zyskała dzięki nim firma. Zasłużyli oboje na podwyżkę.
- Tak właśnie zrobię tato. W poniedziałek każę
Sebastianowi przygotować dla nich nowe angaże.
Pod koniec
lutego pojawiły się pierwsze profity z pieniędzy zainwestowanych w giełdę. Nie
było tego za wiele, ale Ula wyłożyła ponownie znacznie większą kwotę. Teraz
było ją na to stać. Poza świątecznymi prezentami dla rodziny, które pochłonęły
najwięcej pieniędzy nie wydawała na siebie i Michała zbyt wiele. Raczej żyła dość
skromnie, bo to wyniosła z domu. Grając na giełdzie inwestowała przede
wszystkim w przyszłość syna. Pragnęła, żeby kiedyś skończył dobre szkoły i
renomowane studia. Pragnęła dla niego jak najlepiej.
Z Markiem
łączyło ją coraz więcej. W końcu zrozumiała, że bez niego świat byłby pusty i
nudny. On wniósł w ich życie miłość i radość. Był zawsze, kiedy go
potrzebowała. Dobry, opiekuńczy i troskliwy. Dbał o nich.
Wiosna
zmobilizowała ich jeszcze bardziej. Powoli zbliżał się termin wiosenno-letniej
kolekcji. W marcu dotarły do szwalni pierwsze, nowoczesne maszyny. Dyrektorzy
dostali wszystkie projekty i ruszyli z produkcją, również ci na Słowacji i na
Białorusi. Maciek pozyskał kilku indywidualnych przedsiębiorców i zawarł z nimi
w imieniu Marka umowę franszyzy. Logistycy zorganizowali perfekcyjnie
dystrybucję z magazynów. Strona internetowa również pracowała. Krok po kroku
strategia Maćka zaczynała przynosić pierwsze zyski. Marek rzecz jasna podniósł
i jemu i Uli pensję do trzynastu tysięcy.
Zbliżał
się długi, majowy weekend. Ula zawiozła Michała do Rysiowa na cały tydzień.
Zatęsknił za dziadkiem i za jej rodzeństwem. Marek wykupił dla Uli i siebie
tygodniowy pobyt w SPA. Tam mieli zregenerować siły i solidnie odpocząć. W
połowie miesiąca miał się odbyć pokaz.
SPA
położone było niedaleko Warszawy. Celowo wybrał takie, żeby nie musieli się
tłuc zbyt długo samochodem. Ładny hotel nad jeziorem a dokoła las. Pokój z
dużym tarasem i ładnym widokiem.
Stała
właśnie na tarasie opierając się o barierkę i chłonęła ten malowniczy obrazek.
Podszedł do niej i przywarł do jej pleców.
- Pięknie tu – wyszeptała. Wtulił twarz w jej
długie włosy. Pachniały rumiankiem z jakąś owocową nutą.
- Kocham cię Ula. Kocham nad życie – odwróciła
się do niego i patrząc mu w oczy powiedziała cicho.
- I ja cię kocham Marek. Bardzo kocham i nie
wyobrażam sobie już życia bez ciebie. – Wzruszył się. Drżącym z przejęcia
głosem mówił.
- Nawet nie wiesz jak bardzo pragnąłem
usłyszeć te słowa. Modliłem się o nie i już zaczynałem wątpić, czy kiedykolwiek
je usłyszę od ciebie. Kamień spadł mi z serca. To wspaniale mieć świadomość, że
kochasz i jesteś kochany, a ja was kocham i to nigdy się już nie zmieni.
Uklęknął przed nią i wyjął z kieszonki koszuli małe pudełeczko.
- Długo czekałem na tę chwilę Ula. Klęczę tu
teraz przed tobą i proszę, byś została moją żoną. Przysięgam ci, że nigdy cię
nie zawiodę. Będę najlepszym mężem i ojcem. – Zalśniły jej w oczach łzy.
- Wiem, że taki będziesz, bo udowodniłeś to
wielokrotnie. Zgadzam się, bo tylko z tobą mogę być szczęśliwa.
Wsunął jej
pierścionek na palec, podniósł się z kolan i przytulił ją mocno.
- Jesteś moim największym skarbem i ty i
Michaś. Jesteście najważniejszymi osobami w moim życiu. Kocham was – poszukał
jej ust i zaczął czule całować.
Po tych
niespodziewanych oświadczynach ruszyli na spacer wzdłuż brzegu jeziora. Musieli
ochłonąć. Marek szczęśliwy jak nigdy w życiu przytulał ją do swego boku. Ona
równie szczęśliwa szła obok niego z promiennym uśmiechem na twarzy.
Tej nocy
kochali się po raz pierwszy. Pragnęła go tak mocno, że nie potrafiła mu odmówić
siebie. Był delikatny, ale jednocześnie namiętny i zachłanny. On pożądał jej od
bardzo dawna. Chłonął jej zapach, jej dotyk wszystkimi zmysłami i ciągle było
mu mało, jakby nie potrafił nasycić się tą miłością. Dla niej ta noc wydawała
się nie mieć końca. Za każdym razem spełnienie przychodziło jak ogromna fala
tsunami powodując błogość, odurzenie i rozkosz. Już nawet nie pamiętała, czy z
Igorem było podobnie. Pamiętała tylko krzywdę jaką jej wyrządził. Miłość Marka
przyprawiała ją niemal o utratę zmysłów. Pod wpływem jego pieszczot odpływała w
niebyt, unosiła się na skrzydłach tej miłości lekka jak piórko, drżała od
dotyku jego dłoni i ust. Zmęczeni, ale bardzo szczęśliwi zasypiali wtuleni w siebie,
a on na dobranoc szeptał jej do ucha najpiękniejsze słowa o tym jak ważna jest
dla niego i jak bardzo ją kocha.
Ten pobyt
był bardzo udany. W ciągu dnia dużo spacerowali, korzystali z zabiegów, a
nocami kochali się do utraty tchu. On mówił jej, że nie chce długo czekać ze
ślubem. Uzgodnili, że odbędzie się w sierpniu, a po nim wraz z Michałem wyjadą
na co najmniej dwa tygodnie. Nie chcieli go zostawiać. Dwa tygodnie to długo
dla takiego malucha i mógłby nie znieść dobrze tej rozłąki.
Wracając
już do domu wstąpili jeszcze do Rysiowa i powiadomili o wszystkim rodzinę Uli.
Józef ze łzami w oczach gratulował im i ściskał. Michał był przeszczęśliwy. Nie
schodził Markowi z kolan i w kółko pytał.
- A jak ożenisz się już z mamusią to będziesz
moim najprawdziwszym tatusiem?
- Będę skarbie. Już jestem. Bardzo cię kocham
synku.
Następnego
dnia pojechali również do Dobrzańskich, żeby poinformować ich o zaręczynach i o
ślubie. Nie mogli ich bardziej uszczęśliwić. Helena natychmiast zadeklarowała
pomoc przy przygotowaniach.
Już w
domu, wieczorem, kiedy Michaś poszedł spać rozmawiali jeszcze o przyszłości.
Uzgodnili, że Marek sprzeda dom i przeniesie się do Uli.
- Pozbędę się tego domu bez żalu kochanie. Za
dużo w nim złych wspomnień i złej energii. Chciałbym zrobić coś jeszcze.
Chciałbym usynowić Michała. On bardzo tego pragnie i ja też.
- Nie będę się sprzeciwiać, przecież on od początku
traktuje cię jak ojca. Można nawet powiedzieć, że sam sobie ciebie wybrał.
- Zacznę to załatwiać jak wrócimy z wczasów i
bardzo się postaram, żeby jak najszybciej nosił moje nazwisko.
Maciek
siedział w gabinecie Marka i kręcił z niedowierzaniem głową.
- I to ma być przyjaciółka? Słowem nie
pisnęła, że coś was łączy. Poza tym jak ja mogłem tego nie zauważyć? – Ula
roześmiała się i uściskała go.
- Nie złość się Maciuś. Byłeś taki
zapracowany, że nie mieliśmy nawet szansy, żeby ci o tym powiedzieć. Bardzo
chcemy, żebyś był naszym świadkiem na ślubie. Poprosimy o to samo Anię. To naprawdę
fajna dziewczyna i chyba wpadła ci w oko, co?
- Oj tam, oj tam. Ale fakt faktem, podoba mi
się. Oczywiście się zgadzam i gratuluję. To kiedy ma być ten szczęśliwy dzień?
- Jak dobrze pójdzie i uda mi się wszystko
pozałatwiać, to w połowie sierpnia. Ja najchętniej porwałbym ją do ołtarza już
w najbliższą sobotę, ale tak się nie da. Poza tym Ula chce ściągnąć ze Stanów
Sama MacMillana. On był tam jej jedynym przyjacielem i bardzo jej pomógł, ale o
tym na pewno wiesz. Ja zaraz idę do Pshemko, a właściwie to oboje idziemy.
Chcemy, żeby to on uszył dla Uli sukienkę a mnie garnitur.
Marek nie
tylko myślał o ślubnych kreacjach. Porozumiał się z rodzinnym prawnikiem w
sprawie adopcji Michała. Głównie chodziło mu o to, czy mógłby się o nią starać
jeszcze przed ślubem. Prawnik powiedział mu, że jak najbardziej, bo procedury
mogą się ciągnąć i zanim dojdzie do usynowienia oni będą już po ślubie.
- Ja mogę wystąpić z wnioskiem adopcyjnym do
sądu rodzinnego w waszym imieniu, ale musicie liczyć się z tym, że zaczną
rozpatrywać go po waszym ślubie. Trzeba wtedy uzupełnić dokumenty złożone
wcześniej o akt ślubu. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że postaram się całą
sprawę przyspieszyć, jak tylko dokumentacja będzie pełna.
Podziękował
mu i wyszedł od niego pozytywnie nastawiony. Teraz, kiedy już wiedział na temat
adopcji niemal wszystko, mógł się skupić na załatwianiu ślubnych formalności.
Nie mieli
za dużo czasu, a do zrobienia mnóstwo rzeczy. W ciągu jednego dnia załatwili
obrączki i zaproszenia. Zrobili listę gości, która była bardzo skromna. Tylko
najbliżsi i trochę ludzi z firmy. MacMillan potwierdził swoją obecność. Miał
przyjechać tydzień przed ślubem, a wyjechać tuż po nim. Ula zabukowała mu
bilety i obiecała, że osobiście odbierze go z lotniska.
Jak policzyli
wszystkich, to okazało się, że nie będzie więcej jak pięćdziesiąt osób. Na tyle
też Helena wynajęła salę weselną w jednym z najdroższych hoteli w Warszawie.
Wprawdzie Ula była temu przeciwna, ale Dobrzańska uspokajała ją.
- Pozwól nam kochanie za to zapłacić. To
będzie skromne wesele, którego koszty pokryjemy, a wy macie to potraktować jak
prezent ślubny.
W dodatku
Michał się uparł, żeby mieć taki sam garnitur jak Marek.
- Chcę wyglądać tak jak tatuś – powtarzał w
kółko. Marek w końcu poszedł z nim do Pshemko i uprosił go, żeby i małemu uszył
garnitur. Mistrz naprawdę się wzruszył, bo uwielbiał Ulę i jak zobaczył małego
tak bardzo podobnego do niej, nie miał sumienia odmówić.
- Obiecuję ci, że będziesz wyglądał dokładnie
tak samo – uspokoił go. – Zaraz ta pani cię zmierzy, - wskazał na jedną z
krawcowych - żeby wszystko ładnie pasowało.
Na tydzień
przed ślubem wszyscy zapakowali się do Lexusa Marka i ruszyli na lotnisko. Sam
miał przylecieć dokładnie o dziesiątej, tym samym kursem, którym Ula wracała do
Polski. Michaś był podekscytowany. Doskonale pamiętał tego dobrego wujka z
Ameryki.
Samolot
przyleciał o czasie, bez żadnych opóźnień. Niecierpliwie go wyglądali. Wreszcie
ukazał się idąc w gromadzie innych pasażerów. Michał trzymany na rękach przez
Marka też go dostrzegł i zaczął krzyczeć.
- Uncle Sam, uncle Sam!
MacMillan
uśmiechnął się szeroko na widok całej trójki. Po chwili ściskała go Ula, której
ze wzruszenia pociekły łzy.
- Bardzo tęskniliśmy za panem. Michał nie mógł
się już doczekać. – Wziął Michała na ręce i przytulił go mocno.
- I ja bardzo tęskniłem za wami – uścisnął
Markowi dłoń. – A to pewnie twój narzeczony? – Marek uśmiechnął się do niego z
sympatią.
- Marek Dobrzański – przedstawił się. – Bardzo
jest mi miło pana poznać. Serdecznie witamy. Pozwoli pan, że wezmę pański bagaż?
Już w domu
przy obiedzie opowiedziała mu o wizycie Śliwińskich.
- Nie wiem jakim cudem mnie odnaleźli. Dzięki
Bogu był tu Marek. Okłamałam ich mówiąc, że Michał nie jest ich wnukiem.
Musiałam to zrobić, bo tu obowiązuje dość pokrętne prawo i jeśli wynajęliby
dobrego adwokata, mogli by wygrać sprawę. Powiedziałam im, że dziecko Igora
poroniłam, a Michał jest synem Marka. Kupili to i dali nam spokój.
- Wiesz, że ja podświadomie czułem, że oni tu
trafią, dlatego kazałem ci dmuchać na zimne, pamiętasz? Dobrze zrobiłaś.
- To samo jej powiedziałem, chociaż miała
wyrzuty sumienia. Ja już złożyłem pismo w sądzie o usynowienie małego i mam
nadzieję, że po naszym ślubie szybko to załatwią.
Przez
kolejne dni zapewnili MacMillanowi najlepsze atrakcje. Obwieźli go po Warszawie
i pokazali najciekawsze miejsca. Sporo czasu spędził z Michałem przypominając
mu już nieco zapomniany przez niego angielski, którym dość nieudolnie
posługiwał się mieszkając w Nowym Jorku. Ze zrozumiałych względów, jako dziecko
miał ubogie słownictwo, ale jakoś się porozumiewali. Trochę pomagała Ula i
Marek.
Wreszcie
nadszedł ten wyczekiwany przez nich dzień. Podjechali pod kościół białą
limuzyną. Marek pomógł Uli wysiąść. Wręczył Michałowi czerwoną poduszeczkę, na
której lśniły dwie złote obrączki.
- Ostrożnie synku. Uważaj, nie potknij się i
nie upuść. – Mały wyszczerzył się do niego.
- Nie martw się tatuś, doniosę.
Widok tego
malca, który z dumą niósł obrączki, ubranego identycznie jak pan młody,
wzruszył obecnych na ślubie gości. Wyglądał tak słodko.
Ceremonia
się zaczęła. Uroczyście przysięgali sobie dozgonną miłość i wierność. Kiedy
nadszedł czas na założenie obrączek, stojący przy Maćku Michaś podszedł do nich
i ze szczęściem wypisanym na ślicznej buzi podsunął Markowi poduszkę.
Stało się.
Ksiądz ogłosił ich mężem i żoną. Marek ucałował najczulej jej usta, a potem
porwał Michała na ręce i objąwszy jedną z nich Ulę wymaszerował z kościoła.
- Teraz jesteś moim najprawdziwszym tatusiem.
Kocham cię tatusiu. Ciebie też mamusiu. Objął ich oboje za szyje i ucałował im
policzki.
- Ja ciebie też kocham synku. Bardzo –
uściskał go wzruszony Marek. – Oboje was kocham i tak już będzie zawsze.
Trzydziesty
września stał się dla nich wszystkich pamiętną datą. Tego dnia wyszli z sądu ze
szczęśliwymi minami. Podeszli do nich Dobrzańscy i wszyscy Cieplakowie.
- Kochani – powiedział z dumą Marek. –
Pozwólcie, że wam przedstawię mojego syna i waszego wnuka, Michała
Dobrzańskiego. Nareszcie jestem prawdziwym ojcem i mam nadzieję, że będę nim
dla dzieci, które mam zamiar mieć z moją kochaną Ulą. Zapraszam was wszystkich
do najlepszej restauracji w mieście. Trzeba to uczcić, prawda? A ja sobie nie
odpuszczę, bo spełniło się wszystko o czym zawsze marzyłem.
K O N I E
C
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz