ROZDZIAŁ 15
We wtorek o godzinie dziewiątej rano
wszedł do sekretariatu Marka Alex. Obrzucił spojrzeniem puste biurko Uli, a
następnie skierował wzrok na pochyloną nad klawiaturą Violettę.
- Cześć Viola, Uli nie ma?
Kubasińska oderwana nagle od pracy
podniosła głowę.
- A Alex. Cześć. Ula jest, ale pracują nad
czymś z Markiem. Siedzi u niego.
- To ja wejdę na chwilę - otworzył drzwi od
gabinetu i wsunął się do środka. - Nie przeszkadzam? Mogę na sekundę?
Marek podszedł do niego i uścisnął
mu dłoń.
- Nie, nie przeszkadzasz. Masz jakieś nowiny?
- Dzwoniłem przed chwilą do ośrodka.
Powiedzieli mi, że obudziła się całkiem przytomna. Rozmawia sensownie i trzeba
to wykorzystać. Pojedziecie ze mną?
- Pewnie. Przecież mówiliśmy, że ją
odwiedzimy. O której chcesz jechać?
- Najlepiej zaraz, jeśli nie macie nic
pilnego.
- Właściwie już nie mamy. Od ósmej siedzimy
nad robotą i prawie wszystko zrobiliśmy. To, co Ula? Zbieramy się?
- Tak, ubiorę się tylko.
- W takim razie spotkamy się przy samochodzie
Alex.
Po wyjściu Febo, w pośpiechu narzucili
ciężkie, zimowe płaszcze. Marek poinformował Violettę, że będą około
trzynastej. Przy windzie stał już gotowy do wyjścia Alex.
- Wiecie, trochę się boję – Ula z lękiem w
oczach spojrzała na obu. – Skoro jest przytomna, to może pamiętać, jak bardzo
mnie nienawidzi i jadąc tam rozdrażnię ją tylko. Nie chciałabym, żeby kolejny
raz dostała ataku. To ją wykańcza.
- Ula, nie obawiaj się – Alex próbował rozwiać
jej obawy. - Myślę, że nawet gdyby sobie przypomniała, nie odważy się na
sprowokowanie awantury. Ja do tego nie dopuszczę. Poza tym są na miejscu
pielęgniarki i na pewno pomogą ją uspokoić.
- Obyś miał rację.
W milczeniu zjechali na dół i
zapakowali się do samochodu. Droga również przebiegła w milczeniu. Każdy z nich
jednak myślał o tym samym. Co zastaną, gdy już dojadą.
Tym razem czekało ich prawdziwe
zaskoczenie. Wszedłszy do pokoju ujrzeli Paulinę siedzącą spokojnie w fotelu i
oglądającą telewizor. Drgnęła na odgłos otwieranych drzwi i widząc ich
wszystkich uśmiechnęła się radośnie, co dawniej było nie do pomyślenia. Zerwała
się z fotela i podbiegła do Uli ściskając ją i całując w policzek, czym
wywołała kompletną konsternację wśród nich, bo żadne nie spodziewało się takiej
wylewności.
- Przywiozłeś ją! Dziękuję Alex! Ula! Tak się
cieszę, że do mnie przyjechałaś. Zamęczałam Alexa, by cię tutaj przywiózł.
- I ja się cieszę, że widzę cię w dobrej
formie. Jak się czujesz? Wyglądasz o niebo lepiej niż ostatnio.
- Czuję się świetnie. Już od wczoraj. Te leki,
które mi podają, trochę mnie otumaniają, ale dzisiaj dostałam tylko lekkie
środki uspokajające i czuję się po nich o wiele lepiej.
- Bardzo się cieszę. Naprawdę. Zrobiłaś nam
miłą niespodziankę.
Podszedł do niej Marek i uściskał
ją, a potem utonęła w ramionach Alexa. Kiedy w końcu przywitali się z nią
wszyscy, spojrzała w okno i spytała
- Bardzo zimno na dworze? Chciałabym stąd
wyjść, chociaż na krótki spacer. Nie wiem tylko, czy to będzie możliwe. Alex?
Mógłbyś porozmawiać z dyrektorką? Może zgodzi się, choć na godzinę.
- Dobrze. Zaczekajcie, a ja zobaczę, co da się
zrobić - po jego wyjściu przysiedli na krawędzi łóżka.
- Dobrze cię tu traktują? – zapytał Marek. –
Nie robią ci krzywdy?
- Dobrze. Są mili, szczególnie ta Kasia. Jest
taka cierpliwa i dobra. Dużo mi tłumaczy i nie pozwala, bym się denerwowała.
Wiem, że moje leczenie jeszcze potrwa, ale postanowiłam, że nie będę się
buntować. Chcę być zdrowa i żyć normalnie, jak każdy człowiek.
- Miło to słyszeć Paula, naprawdę. My będziemy
cię wspierać i nie zostawimy bez pomocy.
- Jak z twoją pamięcią? Przypominasz sobie coś
z dawnego życia? – Ula musiała zadać jej to pytanie. Chciała wiedzieć, czy
kojarzy cokolwiek z tych wczasów w Jelitkowie i bankietu.
- Nie bardzo… - westchnęła. – To tylko jakieś
urywki zupełnie ze sobą niepowiązane. Nie potrafię złożyć ich w jakąś sensowną
całość. Mam nadzieję, że to w końcu się zmieni.
- Na pewno – Ula pogładziła ją po dłoni. –
Musisz mieć więcej czasu i uzbroić się w cierpliwość.
Do pokoju wszedł Alex.
- Możesz się ubierać. Mamy godzinę.
Pospacerujemy i obejrzymy to piękne miejsce. My też nie mieliśmy okazji go
jeszcze zobaczyć. Ula pomożesz jej? My zaczekamy na dole.
- Oczywiście. To nie potrwa długo.
Wyciągnęła jej rzeczy z szafy.
Pomogła włożyć rajstopy i buty. Kiedy zapinała jej suwak od sukienki Paulina
spytała cicho.
- Nie byłam dla ciebie dobra, prawda? – Ula
znieruchomiała wpatrując się z niepokojem jej w oczy. - Czyżby sobie przypomniała?
- Dlaczego tak myślisz?
- Nie wiem. Mam jakieś niejasne przeczucie. To
nic konkretnego i nawet nie wiem, czy rzeczywiście ma z tobą coś wspólnego.
Migają mi przed oczami obrazy dziewczyny. Niezbyt ładnej w okropnych ciuchach –
potrząsnęła głową. – Ale to przecież nie możesz być ty. Jesteś taka śliczna i
ładnie się ubierasz.
Ula była w szoku. Jednak coś jej się
przypomniało. Pamiętała ją, jako Brzydulę.
- Usiądź Paulina. Muszę ci coś powiedzieć. Być
może to, co powiem pomoże ci w jakiś sposób. Ja nie zawsze tak wyglądałam.
Kiedyś rzeczywiście nie grzeszyłam urodą i ubierałam się brzydko. Pochodzę z
rodziny, w której się nie przelewało. Byliśmy biedni, dlatego nie mogłam
pozwolić sobie na ładniejsze ubrania. Ta dziewczyna, którą sobie przypomniałaś,
to ja.
- Krzyczałam na ciebie. Pamiętam, że
krzyczałam, ale nie wiem, o co chodziło. Powiesz mi? – Ula pokręciła głową.
- To nie jest dobry pomysł. Między innymi o to
chodzi w twojej terapii, abyś powolutku przypomniała sobie wszystko sama. Ja
nie chciałabym niczego popsuć. Mam nadzieję, że to rozumiesz? Jestem pewna, że
jak przyjedziemy tu następnym razem, będziesz już pamiętała o wiele więcej. A
teraz chodźmy. Chłopaki pewnie się niecierpliwią.
Zeszły na dół i dołączyli do nich.
Wyszli na zewnątrz. Pierwszy podmuch ostrego, listopadowego powietrza omal nie
zwalił Pauliny z nóg. Zachwiała się, ale Alex był czujny i podtrzymał ją
troskliwie. Uśmiechnęła się do niego.
- Dziękuję braciszku. Jestem jeszcze trochę
słaba, ale z każdym dniem nabieram sił. Chodźmy w kierunku tych ławek – pokazała
palcem kierunek. Ruszyli wolno. Złapała Alexa pod ramię i spojrzała na idących
przed nimi i objętych, Ulę i Marka. Uśmiechnęła się.
- Ładnie ze sobą wyglądają, prawda Alex? Ula
jest taka ładna i ma dobry charakter.
- Tak, to prawda. Jest bardzo miła i życzliwa
ludziom. Oni bardzo się kochają. Marek świata poza nią nie widzi.
- To widać. Jest bardzo opiekuńczy względem
niej. Nam chyba nie układało się najlepiej, skoro nie jesteśmy już razem,
prawda? Chyba nie byłam dla niego dobra i źle go traktowałam. Nie pamiętam
tylko, dlaczego. Kojarzę jedynie, że chyba często kłóciliśmy się.
- To prawda. Nie było wam pisane być razem. Ja
nie mogę ci nic więcej powiedzieć, bo… - Przerwała mu.
- Wiem, wiem… Muszę przypomnieć sobie sama. To
część terapii i tak też mówiła Ula - rozejrzała się dokoła i z lubością
wciągnęła mroźne powietrze do płuc. Doszli do leśnej ścieżki, wzdłuż której
ustawiono, co kilkanaście metrów ławki. - Naprawdę tu ładnie. Latem musi być
cudnie, kiedy drzewa mają liście.
Zatrzymali się na moment
kontemplując piękno tego zakątka. Wydawał się idealny dla osób psychicznie
zwichniętych i dochodzących tu do zdrowia. Spokój tego miejsca działał kojąco
na skołatane nerwy, pozwalając wyciszyć złe emocje. Ula z Markiem podeszła do
nich pytając.
- Wszystko w porządku Paulina?
- W najlepszym. To naprawdę ładne miejsce.
Podoba mi się. Cisza aż w uszach dzwoni, ale to pozytywne, bo pozwala się
skupić.
- Dyrektorka zapewniła mnie, że jak tylko
będziesz się czuła dobrze i będziesz miała ochotę na spacer, to Kasia z tobą
pójdzie – powiedział Alex. - Lubisz ją prawda?
- Tak, to miła osoba – potarła dłonie. –
Trochę zmarzłam.
- W takim razie wracajmy, bo rzeczywiście
chłodno – Alex ujął ją pod ramię.
Wrócili do ośrodka. Tam Ula ponownie
pomogła jej się przebrać w piżamę.
- Będziemy się zbierać Paula. Musimy wracać do
pracy – Marek wstał z krzesła i założył płaszcz. – Postaramy się odwiedzić cię
znowu, jak tylko będziemy mieć mniej na głowie. Ty pamiętaj. Nadal słuchaj
lekarzy i zachowaj spokój. Tylko dzięki temu będziesz mogła opuścić to miejsce.
- Wiem Marek. Przecież się staram. Żebym
jeszcze mogła przypomnieć sobie wszystko i poskładać do kupy, byłabym o wiele
spokojniejsza.
Ula podeszła do niej kładąc rękę na
ramieniu i mówiąc łagodnym, cichym głosem.
- Cierpliwości Paula, cierpliwości. Na pewno
tak się stanie i wkrótce będziesz wiedziała wszystko. Trzymaj się i walcz. Do
zobaczenia.
- I co myślicie o tym wszystkim? – spytał
Marek, kiedy wracali do Warszawy. – Chciałbym, żeby pozostała już taka, jak
była dzisiaj. Spokojna i zrównoważona. Nigdy taka nie była. Nawet w
dzieciństwie. Pamiętasz Alex? Wszystko musiało być, tak jak ona chciała. Jak
tylko próbowaliśmy się przeciwstawić, tupała nogą i głośno wyłuszczała swoje
racje.
- Tak… pamiętam. Terroryzowała nas. Nawet nie
zdawaliśmy sobie wtedy sprawy, że siedzi w niej ta okropna choroba. Przecież
już wtedy była impulsywna, nerwowa i bardzo zaborcza. Twoi rodzice jej
ustępowali. Kochali ją. Zastępowała im córkę, której nigdy nie mieli i na wiele
jej wybryków patrzyli przez palce. Ta pobłażliwość nie przyniosła dobrych
rezultatów. Wyrosła na dumną kobietę, świadomą swojej wartości, kompletnie
pozbawioną tolerancji i głębszych uczuć. Sam taki byłem, ale przecież nie od
początku.
- Za to cię przepraszam Alex, bo wiem, że
stałeś się taki z mojego powodu. Gdybym nie był wtedy pijany…
- Nie mówmy już o tym – przerwał mu. – Było,
minęło, a ja nie chcę już do tego wracać. To zamknięty rozdział mojego życia.
Teraz mam na głowie Paulinę i to na niej chcę się skupić.
Ula przysłuchiwała się ich rozmowie,
lecz nie bardzo rozumiała, o czym mówią. Nie znała tej historii z lat ich
młodości. Nawet nie była pewna, czy chce ją poznać. Musiało być to jednak coś
na tyle strasznego, że zrobiło z Febo największego wroga Marka.
Dojechali do firmy. Po rozstaniu z
Alexem wrócili do przerwanej pracy. Nawet nie zauważyli, że zegar wskazuje
siedemnastą. Zorientowali się dopiero, gdy w drzwiach ujrzeli ubraną do wyjścia
Violettę.
- A wy, co? Zamierzacie tu nocować? Piąta
jest.
- Już? W takim razie i my się zbieramy. Koniec
na dzisiaj. A ty leć, pewnie Sebastian na ciebie czeka.
Kiedy wyszła zebrali w pośpiechu
swoje rzeczy i zamknęli gabinet.
- Chodź skarbie. Odwiozę cię do domu i
pogadamy jeszcze po drodze. Muszę ci coś wyjaśnić.
Jechali już dobrą chwilę. Włączył
cicho radio wsłuchując się w takty spokojnej muzyki. Zerknął na Ulę. Była
zamyślona.
- Ula? Chcę ci wyjaśnić to, o czym mówiłem
Alexowi, jak wracaliśmy od Pauliny. – Oderwana od własnych myśli pogładziła go
po dłoni.
- Nie musisz mi nic wyjaśniać. To są wasze
sprawy, a ja niekoniecznie chcę je znać.
- Ja chcę, byś o nich wiedziała. Już dawno
temu przyrzekłem sobie, że nie będzie między nami żadnych tajemnic. Kilka lat
temu, jeszcze za czasów studenckich poznałem Julię. Studiowała na tym samym
roku, co ja, tylko w innej grupie. Była szczupłą blondynką o niebieskich oczach
i delikatnych rysach twarzy. Zaczęliśmy się spotykać. Nie trwało to długo. Moja
rogata i przekorna natura, a także chęć przeżycia przygody z innymi dziewczynami
spowodowała, że rozstaliśmy się. Julia nie mogła znieść mojego szalonego trybu
życia. Pragnęła stabilizacji i trwałego związku. Ja nie potrafiłem wtedy jej
tego dać. W niedługi czas potem zobaczyłem ją z Alexem. Dowiedziałem się, że
zakochał się w niej jeszcze w czasie, kiedy my byliśmy ze sobą, ale nie
wchodził nam w drogę. Był moim najlepszym przyjacielem, a przyjaciele nie
odbijają sobie dziewczyn. Co ciekawe, Julia odwzajemniła jego uczucie i
wydawało się, że zostaną ze sobą na zawsze. Nie widziała poza nim świata, a on
całował niemal ślady jej stóp. Ich związek dojrzał i okrzepł. Stali się
nierozłączni. Którejś soboty poszliśmy z Sebastianem do klubu. Mieliśmy ochotę
się upić. To była szalona noc. W tym klubie natknęliśmy się na Julię. Byłem zdumiony,
że jest sama, bez Alexa. Wyjaśniła, że pojechał na kilka dni do Mediolanu, a
ona miała ochotę na drinka. Upiliśmy się wszyscy i straciliśmy kontrolę.
Odwoziłem ją taksówką do mieszkania, które dzieliła z Alexem. Nie wiem, co w nas
wtedy wstąpiło. Kiedy otworzyła drzwi dosłownie rzuciliśmy się na siebie.
Wylądowaliśmy w łóżku. Tak zastał nas Alex, który skrócił swój pobyt we
Włoszech i wrócił wcześniej. Nie powiedział słowa. Wyszedł z mieszkania i
włóczył się przez resztę nocy po Warszawie. My oprzytomnieliśmy w sekundzie
uświadamiając sobie, jak wielkie świństwo mu zrobiliśmy. Julia została, a ja
wróciłem do domu. Następnego dnia dowiedziałem się, że Febo kazał się jej
spakować i wynieść. Płakała błagając go o wybaczenie, ale był nieugięty. Od
tamtego czasu bardzo się zmienił. Zrobił się podły, niedostępny i ciągle
robiący mi pod górkę. Jeszcze do niedawna knuł i intrygował przeciwko mnie.
Robił rozmaite szwindle, byle by mnie tylko pogrążyć. Ta historia z Pauliną
spowodowała, że powrócił dawny Alex i może jeszcze to, że wyciągnąłem pomocną
dłoń. Jak widzisz, grzechy młodości ciągnęły się za mną aż do tej pory. Paulina
nigdy się nie dowiedziała, dlatego nie rozumiała tych animozji, które zrodziły
się między nami. Czułem się z tym okropnie. Wiele razy prosiłem go o
wybaczenie. Nigdy się nie zgodził. Dopiero teraz odpuścił. Mnie to cieszy. To
tak, jakby wielki głaz spadł mi z serca. Męczyła mnie ta sytuacja.
Zapadła cisza. Ula była zszokowana
tą historią. Nie rozumiała, jak Marek w ogóle mógł dopuścić się takiego
ohydnego czynu. Przecież wiedział, że to dziewczyna jego najlepszego
przyjaciela.
- Byłeś kompletnie nieodpowiedzialnym
człowiekiem – powiedziała cicho. – Jeszcze do niedawna taki byłeś. Mam
nadzieję, że wyciągnąłeś z tej historii wnioski i nigdy nie postawisz mnie w
podobnej sytuacji. Alex ci wybaczył. Ja nigdy bym tego nie zrobiła. Na pewno
cierpiałabym bardzo, ale nie mogłabym z tobą być, ani zaufać ci ponownie. To
zbyt ciężki kaliber czynu, bym była w stanie o tym zapomnieć.
- Wiem Ula. Ja nigdy już nie dopuściłbym do
takiej sytuacji. Za bardzo cię kocham, bym mógł posunąć się do zdrady. Dzięki
tobie zmieniłem się i stałem lepszym człowiekiem. Nie obawiaj się. Nic takiego
nigdy się nie zdarzy – zapewnił.
Podjechał pod dom Cieplaków i zaparkował
przed bramą. Pomógł jej wysiąść.
- Może wejdziesz jeszcze na herbatę? Nie jest
tak późno, a Betti na pewno się ucieszy. Chodź. Mam jeszcze ciasto, które tak
smakowało ci ostatnio.
Objął ją wpół i pocałował.
- Jesteś kusicielką, wiesz? - przytulił ją do
swego boku i pomaszerował wraz z nią do domu. Betti na ich widok wydała z
siebie przeraźliwy pisk i zawisła na szyi Marka.
- Zrobiłeś mi wielką, ogromną niespodziankę -
cmoknęła go w policzek. – Tęskniłam za tobą.
- Ja za tobą też iskierko.
Przywitał się z męską częścią
rodziny. Uśmiechnięty Józef już zapraszał ich do kuchni.
- Dobrze, że jesteście. Podgrzałem gołąbki, a
wy pewnie bez obiadu. Zjecie, prawda?
- Zjemy tato. Marek też zgłodniał.
Zasiedli do stołu w dobrych
humorach. Szczególnie Marek. Trochę był zestresowany opowiadając Uli tę niemiłą
i mało chwalebną historię ze swojego życia. Atmosfera tego domu sprawiła, że
rozluźnił się i uległ jej całkowicie. Ze smakiem pałaszowali tę specjalność
Cieplakowej kuchni. Marek mruczał pod nosem z zadowolenia.
- Pyszne… Po prostu ambrozja. Nawet dania w
„Baccaro” nie mogą się z tym równać. Po obiedzie Ula zrobiła im herbaty i
ukroiła po kawałku ciasta. Siedzieli u niej w pokoju do późnego wieczora. W
końcu spojrzał na zegar, który pokazywał godzinę dwudziestą trzecią.
- Matko Boska, Ula! Jak jest późno. Nie
wstaniemy jutro. Zbieram się. Nie będę miał pretensji, jak przyjedziesz jutro
później. Lecę skarbie – przylgnął do jej ust i pocałował czule.
Wybiegł z domu i odpalił samochód.
Nie mógł jechać zbyt szybko, bo zaczął prószyć pierwszy tego roku śnieg a on
nadal miał letnie opony. Powinien jechać do serwisu, by je zmienili. Ciągle
jednak nie było na to czasu. Postanowił załatwić to jutro.
Zanim dojechał do Warszawy, śnieg
rozpadał się intensywnie pokrywając białą kołdrą miasto. Włączył wycieraczki,
które zaczęły pracowicie odgarniać biały puch z przedniej i tylnej szyby.
Dojechał na Sienną i zaparkował przed budynkiem. Wysiadł z auta ślizgając się
na cienkich podeszwach butów. Nie uszedł nawet paru kroków, gdy zachwiał się na
wystającym krawężniku i bezwładnie runął na ziemię. Poczuł przeszywający ból w
prawej nodze i ręce. Usiłował się podnieść, ale ból był nie do zniesienia.
Wyciągnął z kieszeni komórkę i wybrał numer pogotowia. Ułożył się na lewym boku
i czekał. Czas wlókł się niemiłosiernie. Dygotał z zimna i bólu na całym ciele.
Wreszcie usłyszał sygnał karetki. Zatrzymała się przed wejściem to budynku.
Krzyknął, dając znak sanitariuszowi, w którym jest miejscu. Podbiegli do niego
we dwóch. Lekarz zbadał jego kończyny i stwierdził.
- Złamał pan jedno i drugie. Musimy założyć
gips. Zabieramy pana.
Umieścili go na noszach i ostrożnie
umieścili we wnętrzu karetki.
Na izbie przyjęć był spory ruch.
Było wiele złamań. Jego ręka i noga były mocno opuchnięte. Krzyczał, kiedy
chirurg nastawiał mu złamane kości. Zagipsowano mu całą rękę i nogę do połowy
uda.
- Przyjechał pan z kimś? – spytał lekarz.
- Nie, jestem sam. Jeśli pan pozwoli zadzwonię
po kogoś, kto odwiezie mnie do domu.
- Oczywiście. Proszę bardzo.
Zastanawiał się przez chwilę, do
kogo zadzwonić. Nie chciał niepokoić ojca. Sebastian też nie wchodził w
rachubę. Zanim ruszyłby się z domu, musiałby odpowiedzieć Violetcie na miliony
pytań. W końcu wybrał numer do Alexa. Odebrał po kilku sygnałach i zaspanym
głosem wymamrotał.
- Halo…
- Przepraszam Alex, że cię obudziłem, ale nie
wiedziałem do kogo zadzwonić. Potrzebuję pomocy. Wracałem od Uli i wychodząc
już z samochodu przewróciłem się. Połamałem rękę i nogę. Jestem na izbie
przyjęć w szpitali na Orzyckiej. Mógłbyś po mnie przyjechać? Ja nawet nie mogę
iść o kulach. Wszystko mnie boli.
- O cholera – zaklął Febo z drugiej strony. –
Czekaj cierpliwie, ja niedługo się zjawię. – Marek rozłączył się i spojrzał na
lekarza.
- Załatwione. Zaraz ktoś po mnie przyjedzie.
- Dobrze. Dostanie pan jeszcze zastrzyk
przeciwbólowy i kilka tabletek do domu. Zażyje pan w razie mocnego bólu.
Lekarz wraz z pielęgniarką pomogli
mu przenieść się na wózek inwalidzki i wywieźli do poczekalni. Przysypiał, gdy
poczuł potrząsanie za ramię. Ocknął się i spojrzał na stojącego przy nim Alexa.
- Jesteś już… Trochę mi się przysnęło.
- Nieźle się urządziłeś – skwitował Alex. -
Dobra zwijamy się stąd.
Pchnął wózek i podjechał nim aż pod
drzwi swojego BMW. Otworzył je i pomógł wgramolić mu się na przednie siedzenie,
które odsunął maksymalnie do tyłu tak, by mogła się zmieścić opatulona w gips,
sztywna noga Marka. Odwiózł wózek z powrotem na izbę i już po chwili obrał
kierunek na Sienną.
ROZDZIAŁ 16
+18
Dojechali. Alex otworzył drzwi od
strony Marka i pomógł mu wysiąść. Ten zarzucił rękę na jego ramię i wolno,
kuśtykając i podskakując na jednej nodze dotarł do wind. Wjechali na dwunaste
piętro. Alex był tu po raz pierwszy. Wyciągnął z kieszeni Marka klucz i
otworzył drzwi. W przedpokoju Marek opadł na stojącą tam komodę.
- Poczekaj Alex… Mam pomysł – wysapał. –
Przejdź tam na lewo do pokoju. Stoi tam biurko a przy nim fotel na kółkach.
Usiądę na nim i nie będziesz się musiał tak szarpać. – Alex kiwnął głową.
- Dobry plan. Zmachałem się trochę, a ty
jeszcze bardziej.
Poszedł we wskazanym przez Marka
kierunku i już po chwili pojawił się z krzesłem obrotowym. Posadził go na nim i
spytał.
- To gdzie teraz?
- Do sypialni. Jest za tym pokojem, w którym
byłeś. Muszę się przebrać. Spociłem się jak szczur.
Pomógł mu z piżamą, co nie było
proste, bo rękę umieszczono na temblaku a noga była całkowicie sztywna. Udało
się. Zerknął na zegarek. Marek zauważył to.
- Może byś został? Nie ma sensu żebyś wracał.
Jest trzecia nad ranem. W szafie jest pościel. Możesz przespać się na kanapie w
salonie. Jest bardzo wygodna.
- Tak… Tak chyba będzie najrozsądniej. Nie
zostawię cię przecież samego. Chcesz coś do picia? Będziesz brał jakieś leki?
- Nie. Już nie chcę niczego. I tak zrobiłeś
bardzo wiele. Dziękuję.
- Nie ma za co. Przynajmniej mogłem się
zrewanżować w jakiś sposób. Dobra. To ja biorę pościel i idę, a ty spróbuj
pospać. Na razie.
Była szósta rano, gdy obudził go
ból. Skrzywił się i przetarł powieki. Zobaczył na nocnej szafce szklankę z wodą
i tabletki. Uśmiechnął się. – Alex musiał
to przynieść, kiedy już spałem - sięgnął po telefon komórkowy i wybrał
numer Uli. Odebrała niemal natychmiast i usłyszał w słuchawce jej niespokojny
głos.
- Marek? Co się stało? Dlaczego dzwonisz tak
wcześnie?
- Nie denerwuj się kotku, ale miałem wczoraj
niemiłą przygodę.
- Miałeś wypadek? – jej głos przybrał wysoki
ton i był na granicy paniki.
- Miałem, ale nie samochodowy. Przewróciłem
się pod domem i złamałem nogę i rękę. Do trzeciej nad ranem byłem na pogotowiu.
Zadzwoniłem do Alexa i on przywiózł mnie do domu. Został na noc, ale będzie
musiał iść do pracy. Jesteś mi potrzebna, bo nawet nie mogę nic koło siebie
zrobić. Przyjedziesz? Zadzwonię do ojca, żeby dał ci kilka dni wolnego i
poproszę Sebastiana, by po ciebie przyjechał.
- O Boże! – jęknęła. – Oczywiście, że przyjadę
i zostanę. Nie mogę zostawić cię samego w takim stanie. Zaraz porozmawiam z
tatą. Na pewno zrozumie.
- Dziękuję kochanie. Ja zaraz dzwonię do ojca
i do Seby i odezwę się jeszcze. Czekaj na telefon.
Rozłączył się i wybrał numer
seniora. Krzysztof był nieco zdziwiony telefonem o tak wczesnej porze, ale
Marek wytłumaczył mu, w czym rzecz.
– Tato, ja będę musiał przez sześć tygodni
nosić ten gips. Minie trochę czasu nim zorganizuję sobie jakąś pomoc. Chciałem
cię prosić, by Ula, choć przez tydzień była ze mną. Sam sobie nie poradzę. Dasz
radę mnie zastąpić?
Nie ma zbyt wiele roboty. Zresztą będzie Sebastian i Alex. Na pewno ci pomogą.
Violetta też nie odmówi. Bardzo podciągnęła się od jakiegoś czasu i pilnuje
swoich obowiązków.
- Dobrze synu. Nie ma problemu. Ula już wie?
- Wie. Zgodziła się zostać ze mną. Sebastian
zaraz po nią pojedzie.
- Dobrze w takim razie. Uważaj na siebie.
Postaramy się wpaść do ciebie z mamą. Przywieziemy jakieś jedzenie.
- Dziękuję tato. Rozłączam się, bo muszę
jeszcze zadzwonić do Seby. Na razie.
Jego najlepszy przyjaciel był
zdumiony tymi niewesołymi nowinami. Obiecał, że natychmiast jedzie do Rysiowa i
przywiezie Ulę. Pogonił Violettę i pół godziny później wyjeżdżali z Warszawy.
- Tato? – Ula wpadła do kuchni, jak oparzona.
– Właśnie dzwonił Marek. Przewrócił się wczoraj tak nieszczęśliwie, że złamał
rękę i nogę. Leży w domu zapakowany w gips. Obiecałam mu, że zaopiekuję się
nim. Poradzicie tu sobie beze mnie?
Cieplak, stanął jak słup soli
słuchając tych rewelacji.
- O mój Boże. Oczywiście. Musisz przy nim być.
O nas się nie martw. My damy sobie radę. Jest przecież Jasiek.
- Ale pamiętaj. Jakby się coś działo, to dasz
mi znać. Zresztą ja i tak będę dzwonić codziennie, bo nie byłabym spokojna.
Muszę spakować trochę rzeczy i… - usłyszała dźwięk komórki. – To pewnie Marek.
- Halo, Marek i co?
- Kochanie, Seba już jest w drodze. Spakuj
trochę rzeczy, on powinien być za pół godziny. Jest z nim Viola. Pomogą ci.
- Dobrze. Masz pełną lodówkę? Jeśli nie to po
drodze zrobię jakieś szybkie zakupy.
- W lodówce dość mizernie, więc jakbyś mogła,
byłbym wdzięczny.
- Dobrze, to załatwione. Idę się pakować. Na
razie.
Powrzucała najpotrzebniejsze rzeczy
do niedużej torby i ubrała się szybko. Józef wyszedł z kuchni wręczając jej
reklamówkę.
- Masz tu Ula trochę zamrożonych pierogów.
Ostatnio narobiłaś tyle, że mamy co jeść na kolejne dwa tygodnie. Przynajmniej
dzisiaj nie będziesz się głowić nad obiadem.
- Dzięki tato, myślisz o wszystkim.
Zadzwonił dzwonek. Otworzyła szybko
drzwi i ujrzała w nich Violę i Sebastiana.
- Witajcie kochani. Ja jestem już prawie
gotowa. Seba weźmiesz torbę? Ja tylko włożę buty i płaszcz i możemy ruszać.
Obiecałam też Markowi, że zatrzymamy się przed jakimś sklepem i zrobię mu
zakupy. Jego lodówka świeci pustkami.
- Spokojnie Ula. Wszystko załatwimy. Nie
denerwuj się, bo jemu już nic nie grozi. Leży spokojnie w łóżku a Alex go pilnuje.
Wzięła głęboki oddech. Ucałowała
ojca mówiąc mu, że będą w kontakcie.
Zatrzymali się przed centrum
handlowym. Sebastian postanowił zaczekać w samochodzie, a ona z Violą ruszyła
do sklepowych półek. Mięso, wędlina, jajka, pieczywo, sery, trochę ogórków i
pomidorów, nieco jarzyn. Resztę dokupi już na miejscu. Nie było ludzi przy
kasach, więc załatwiły to szybko. Spakowały zakupy do reklamówek i wróciły do
samochodu. Już bez przeszkód dojechali na Sienną.
Drzwi otworzył Alex i odebrał od
dziewczyn ciężkie torby z zakupami. Zaniósł je prosto do kuchni. Ula poszła za
nim i z lękiem w oczach spytała.
- Alex, co z nim?
- Nie obawiaj się Ula. Połamał się, ale nic mu
nie zagraża, jedynie sześć tygodni w gipsie. Idź do niego. Czeka na ciebie.
- Bardzo ci dziękuję, że byłeś przy nim. Nie
darowałabym sobie, gdyby coś gorszego mu się stało. Już i tak wystraszył mnie
dzisiaj. Idę do niego. Zaraz was zawołam.
Weszła cicho do sypialni. Leżał z
przymkniętymi powiekami. Przycupnęła na krawędzi łóżka i pogładziła jego
szorstki policzek. Otworzył oczy i uśmiechnął się do niej cudnie.
- Jesteś kotku. Daj mi buziaka, stęskniłem się
za tobą.
Przylgnęła do jego ust.
- Bardzo się martwiłam.
- Jest naprawdę dobrze. Alex bardzo mi pomógł.
Wyrwałem go ze snu w środku nocy. Zawołaj ich tu, dobrze? Muszę im coś
przekazać.
Wyszła z pokoju by po chwili wrócić
z całą ferajną. Przywitali się z nim a Viola nie była by sobą, gdyby nie
skomentowała.
- O matulu! Wyglądasz, jak mumia. – Roześmiał
się na całe gardło a inni mu zawtórowali.
- I tak samo się czuję. Posłuchajcie.
Rozmawiałem rano z ojcem. Opowiedziałem mu o wszystkim. Wie, że nie będzie mnie
blisko dwa miesiące. Trochę się martwię bo, jak wiecie z jego zdrowiem nie jest
najlepiej. Obiecał mi jednak, że będzie doglądał działu. Niezależnie od tego
chciałem cię prosić Seba, byś pomagał mu w miarę swoich możliwości, podobnie Ty
Viola. Ciebie Alex nie śmiem o to prosić, bo wiem, że masz dużo spraw na
głowie. – Febo żachnął się.
- No mam, ale przecież nie zostawię go samego.
Pomogę i ja, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba. Mogę przejąć działkę Uli. Wiem,
że to ona prowadzi u ciebie finanse.
- Naprawdę mógłbyś to zrobić? – Ula wyglądała
na zaskoczoną.
- Pewnie. Jak ja będę potrzebował zastępstwa,
to będziesz się mogła zrewanżować, zgoda? – Uśmiechnęła się promiennie.
– Co tylko zechcesz. Dziękuję ci. Viola pokaże
ci wszystko, bo jest na bieżąco.
Marek obrzucił ich spojrzeniem.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo serce mi
rośnie, gdy na was patrzę. Zrozumiałem dzisiaj, że mam oddanych, prawdziwych
przyjaciół, na których zawsze mogę liczyć. Chcę was też zapewnić, że zarówno na
moją pomoc, jak i Uli, również możecie liczyć. Bardzo wam za wszystko dziękuję.
Seba, wy jedźcie do biura, a ty Alex powinieneś chyba jeszcze pospać, bo mało
snu miałeś dzisiaj. Zadzwoń do ojca i weź wolne za dzisiejszy dzień. Pewnie
pojedziesz jeszcze do Pauliny. Musisz być wypoczęty. Pozdrów ją od nas i
opowiedz, co się stało. Przeproś też, że nie przyjedziemy tak prędko. Być może
pojedzie któregoś dnia sama Ula.
- W porządku. Przekażę. A ty się kuruj i
zdrowiej. Może uda mi się załatwić dla ciebie jakiś wózek. Uli byłoby łatwiej
cię przemieszczać. To ja lecę w takim razie. Trzymajcie się.
- My też jedziemy. Może wpadniemy jutro, jak
trochę odsapniesz. Na razie.
Ula wyszła wraz z nimi i zamknęła
drzwi. Wróciła do sypialni i delikatnie przytuliła się do niego.
- Bardzo się wystraszyłam. Już myślałam, że to
wypadek samochodowy i twój stan jest poważny. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby
ci się coś stało. Nie umiałabym bez ciebie żyć.
Spojrzał w jej szklące się od łez
błękitne oczy i pogładził dłonią mokry policzek.
- Nie płacz skarbie. Kości się zrosną i będzie
wszystko dobrze. Nie byłem przygotowany na taką pogodę. Jak dojeżdżałem do
Warszawy rozpętała się prawdziwa śnieżyca. Miałem na nogach półbuty, a one mają
cienkie i śliskie podeszwy. Nie utrzymałem równowagi na tym śniegu i runąłem
jak długi. Myślę, że gdyby nie fakt, że uderzyłem w krawężnik, pewnie nie
połamałbym się aż tak.
- Bardzo cię boli?
- Już nie tak bardzo. Wziąłem proszek i ból
powoli mija. Mam do ciebie prośbę. Chciałbym się umyć. Pomożesz mi? Jestem
spocony i nie czuję się z tym komfortowo. Podsuń to krzesło a ja spróbuję na
nim usiąść. Pociągniesz mnie do łazienki. Tak będzie najłatwiej.
Wepchała krzesło wraz z siedzącym na
nim Markiem do łazienki i ustawiła blisko umywalki. Wstał z niego chwytając się
jej. Podała mu szczoteczkę do zębów i pastę. Sama wzięła kąpielowy ręcznik, żel
pod prysznic i gąbkę. Namoczyła ją, skropiła żelem i zaczęła myć jego ciało
uwolnione z piżamy. Starała się nie zmoczyć gipsu. Wytarła go do sucha i
usadziła z powrotem na krześle.
- Zaczekaj tu trochę. Pójdę po czyste bokserki
i świeżą piżamę.
Przebranego zawiozła do salonu.
Uprzątnęła pościel, w której spał Alex i pomogła mu usiąść na kanapie.
- Przyniosę koc i okryję cię nim. Przynajmniej
będziesz tu blisko mnie i nie będziesz się nudził. Ja pościelę w sypialni a
potem rozpakuję zakupy. Masz tu pilot, może jest coś ciekawego w telewizji.
Przyciągnął ją do siebie zdrową ręką
i wpił się w jej usta.
- Jesteś aniołem. Kocham cię – uśmiechnęła się
aż pojaśniały jej oczy.
- Ja też cię kocham mój nieszczęśliwy
połamańcu. Teraz jednak puść mnie. Mam trochę roboty.
Zebrała nieświeżą pościel i
przebrała nową. Włączyła pralkę i poszła do kuchni. Nastawiła expres do kawy i
wyciągnęła z siatek zakupy. Ułożyła je w lodówce i zabrała się za śniadanie,
którego jeszcze nie jedli. Ustawiła na tacy kubki z parującą kawą, talerzyk z
tostami i jajecznicą.
- Marek! Śniadanie!
Usiadł wygodnie i podsunął bliżej
szklany stolik stojący przy kanapie. Po chwili delektowali się smacznym
posiłkiem.
- Jajecznica, pycha. Wszystko jest pyszne. –
Roześmiała się widząc jego rozanieloną minę.
- Chyba mocno zgłodniałeś po tej przykrej
przygodzie.
- No zgłodniałem, ale najbardziej marzyłem o
dobrej kawie. Już nic mi do szczęścia nie potrzeba. Najważniejsze, że jesteś tu
ze mną.
Wieczorem przyjechali Dobrzańscy.
Helena aż załamała ręce widząc swojego jedynaka w takim stanie. Musiał ją
uspokoić, że to tylko tak groźnie wygląda i jest mało komfortowe, bo nie jest w
stanie nic koło siebie zrobić. Na szczęście jest Ula i bardzo pomaga.
Zaczęły obie rozmawiać, jak
podzielić się obowiązkami, by nie zostawiać Marka samego. Ustaliły, że przez
ten tydzień Ula z nim będzie, a potem wróci do pracy i będzie dojeżdżać do
niego popołudniami. Musi tylko powiedzieć o tym ojcu, że nie będzie nocować w
domu przez dłuższy czas i jeździć tam tylko na weekendy, by posprzątać im
trochę i coś ugotować. Helena miała zastępować ją do popołudnia, aż do powrotu
z pracy. Podzieliły się też kluczami do mieszkania, by nie zmuszać Marka to
ciągłego otwierania im drzwi.
- Uleńko, ja całkiem zapomniałam. Zosia
nagotowała wam trochę pyszności. Jest nawet ciasto. Zabierz te torby dziecko z
przedpokoju i wypakuj.
- Bardzo dziękujemy pani Heleno. Proszę
podziękować Zosi w naszym imieniu. Zaraz to wypakuję.
Po odjeździe rodziców Marka
zadzwoniła do domu. Opowiedziała ojcu, jak wygląda sytuacja i co ustaliły z
Heleną. Józef okazał się bardzo wyrozumiały.
- O nic się córcia nie martw. Najważniejsze,
żeby Marek wyzdrowiał. My będziemy za tobą tęsknić, ale poradzimy sobie.
Będziesz przecież przyjeżdżać na sobotę i niedzielę. Nie będzie tak źle.
Uściskaj od nas wszystkich Marka i życz mu szybkiego powrotu do zdrowia.
- Dziękuję ci tato. Jesteś kochany.
Wytarła ostatnie talerze i poszła
pod prysznic. Wsunęła się potem do łóżka i przytuliła do jego boku. Przylgnął
ustami do jej skroni.
- Zmęczona jesteś, co?
- Nie… Nie tak bardzo. Jutro pośpimy dłużej i
wypoczniemy.
- A ja jestem nieszczęśliwy – stwierdził ze
smutkiem. Zdumiało ją to wyznanie. Uniosła się na łokciu i spojrzała mu w
twarz.
- Nieszczęśliwy? Dlaczego nieszczęśliwy?
- Dlatego, że mam cię tak blisko, na
wyciągnięcie ręki a nie mogę kochać się z tobą. Nie wiem, jak ja wytrzymam te
sześć tygodni? – westchnął teatralnie. Zarumieniła się.
- Marek… - powiedziała z wyrzutem. - Nawet w
takiej sytuacji myślisz tylko o jednym… - Roześmiał się.
- A jak mam nie myśleć, kiedy płonę z pożądania
i nie mogę się ruszyć przez ten cholerny gips?
- Jakoś wytrzymasz, a potem odbijemy to sobie.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Był czwartek. Jutro po południu
miała jechać do Rysiowa. Umówiła się z Heleną, że wróci w niedzielę wieczorem.
Do tego czasu, to właśnie Dobrzańska miała trwać na posterunku. Marek czuł się
już dobrze. Ręka i noga przestały boleć. Nawet zaczął kuśtykać sam po
mieszkaniu opierając się o sprzęty. Jednak Ula ciągle mu powtarzała, żeby
oszczędzał nogę i nie forsował się zbytnio. Nosiło go i nie potrafił sobie
znaleźć miejsca.
- Kręcisz się, jakbyś miał robaki. Posiedź na
miejscu chociaż przez godzinę – marudziła.
- Kochanie, kiedy mi się nudzi. W telewizji
nic nie ma, a gazety wszystkie przeczytałem.
- Jesteś gorszy niż dziecko – powiedziała z
wyrzutem. – Naprawdę nie wiem, jak my wytrzymamy z tobą te pięć kolejnych
tygodni. Zrób miejsce na stole i uprzątnij te gazety. Zaraz podaję kolację.
Podała mu kubek z gorącą herbatą i
postawiła przed nim stos kanapek.
- Wcinaj.
- A ty? Nie będziesz jeść?
- Będę. Pójdę tylko po swoją herbatę.
Usiadła przy nim i zamyśliła się.
Najgorsze zacznie się dopiero w przyszłym tygodniu. Wraca do pracy, a po niej
przejmuje obowiązki od Heleny. Jeszcze dochodzi do tego Rysiów. Miała nadzieję,
ze uda jej się pogodzić wszystko tak, żeby nikogo nie zawieść.
- Ula jedz. Jesteś jakaś nieobecna – głos
Marka wyrwał ją z tych rozmyślań.
- Tak, tak… Już jem.
Zmyła talerze po kolacji i poszła z
nim do łazienki, by pomóc mu się umyć. Potem sama weszła pod odprężający
prysznic. Czuła się zmęczona. Wbrew pozorom takie siedzenie w domu też potrafi
dać w kość. Właściwie to cały dzień była na nogach. Jeśli nie pomagała Markowi,
ciągle coś wycierała, sprzątała, albo siedziała w kuchni przygotowując im
posiłki. Może to tylko tak na początku? Musi się po prostu przyzwyczaić. Będzie
dobrze.
Wytarła się do sucha i ubrana w
nocną koszulę powędrowała do sypialni. Wtuliła się w niego jak zwykle, a on
objął ją ramieniem.
- Chce mi się seksu – jęknął żałośnie. – Jeśli
tego nie zrobimy, to chyba mnie rozerwie.
- Jak chcesz to zrobić? Ja się boję, że
niechcący zrobię ci krzywdę.
- Nie zrobisz. Mnie już nic nie boli.
Podciągnął ją tak, że leżała na jego
brzuchu. Zdrową ręką ściągnął jej koszulę. Objęła mu biodra nogami i ostrożnie
zsunęła spodnie od piżamy. Pod dłonią poczuła jego męskość. Był pobudzony.
Jęknął. Gładził jej pośladki i plecy całując jednocześnie zachłannie jej pełne
usta. Był u kresu wytrzymałości.
- Zrób to za mnie kochanie, błagam.
Uklękła i delikatnie połączyła ich.
Zaczęła się wolno poruszać. Z zachwytem patrzył na jej zgrabnie falujące przy
każdym ruchu piersi. Mógł głaskać je tylko na przemian jedną ręką i drażnić
sterczące z podniecenia sutki. Zjechał dłonią niżej i wdarł się w to wrażliwe
miejsce. Przeszedł ją dreszcz. On nie przestawał pieścić jej wnętrza. Otworzyła
usta. Ta rozkosz była nie do zniesienia. Przymknęła oczy i znacznie
przyspieszyła. Czuła, jak nadciąga ogromna fala słodkiej błogości. Przelała się
przez nią aż krzyknęła. Nie przestała jednak się poruszać, choć skurcz za
skurczem rzucał jej ciałem. I on je poczuł. Spełnił się w chwilę po niej i
głęboko odetchnął. Poczuł wielką ulgę, bo to napięcie narastało w nim od kilku
dni. Przytulił ją mocno do siebie.
- To było coś wspaniałego skarbie. Jestem
szczęśliwy.
Leżała na nim oddychając ciężko. On
nadal w niej tkwił. Po chwili podniosła się i z filuterną miną zaczęła się
poruszać ponownie. Widziała jaki jest zdziwiony, ale podjął tę grę. Tym razem
również spełnili się niemal jednocześnie. Była zmęczona. Zsunęła się z niego
przytuliła do jego boku.
- Dziękuję kochanie. Naprawdę nie spodziewałem
się…
Cmoknęła go w policzek.
- To był bonus za twoje marudzenie. Teraz
śpijmy. Jestem zmęczona i śpiąca. Dobranoc.
- Dobranoc kotku.
W piątkowe późne popołudnie na
Sienną zawitali Dobrzańscy. Ula była już gotowa do drogi. Sprawdziła wcześniej
w Internecie połączenia z Rysiowem. Teraz czekała już tylko na rodziców Marka.
Przywitała ich serdecznie. Helenie objaśniła gdzie, co jest. W końcu zaczęła
się ubierać. Ubrana podeszła do Marka i przytuliła się do niego.
- Bądź grzeczny kochany i nie marudź za
bardzo. Mama nie ma tyle cierpliwości, co ja. – Uśmiechnął się do niej smutno.
- Będę za tobą tęsknił. Już tęsknię.
- Nie będziesz. Przyjadę w poniedziałek po
pracy i zmienię mamę. Wiesz, że w Rysiowie też na mnie czekają.
- Wiem kotku, ale i tak będzie tu pusto bez
ciebie.
- Ula? – odezwał się Krzysztof. – Nie idź na
autobus. Ja cię odwiozę.
Zaskoczył ją.
- Ja bardzo dziękuję panie Krzysztofie, ale to
naprawdę kawał drogi.
- I właśnie dlatego nie powinnaś się tłuc
autobusem dziecko. Zanim dojedziesz zapadnie ciemna noc. Samochodem będzie
szybciej. Marek ma dobrą opiekę i nic tu po mnie. Helenko, – zwrócił się do
żony – ja nie będę tu już wracał i pojadę prosto do domu, jak tylko odwiozę
Ulę.
- Dobrze Krzysiu. My damy sobie radę.
- Trzymaj się synu i nie terroryzuj matki –
Krzysztof uścisnął Markowi dłoń.
- Nie obawiaj się tato. Ty za to zawieź mój
skarb szczęśliwie do domu.
Wyszli na parking i wsiedli do
samochodu Krzysztofa. Zanim ruszył, powiedział
- Mam tu takie sprytne urządzenie, które
poprowadzi nas najkrótszą drogą do Rysiowa. Jaki to numer Uleńko?
- Rysiów osiem.
- No to ruszamy – wyjechał ostrożnie z
parkingu i obrał kierunek, jaki podpowiadał GPS.
ROZDZIAŁ 17
Od wczesnego, sobotniego ranka, aż
po niedzielne popołudnie harowała jak wół. Dotarła do każdego zakamarka, do
każdego kąta, który porządnie umyła. Przy pomocy Jaśka uporała się z oknami, a
brudną zmianę pościeli wsadziła do pralki. Ta ostatnia chodziła na okrągło, bo
były też ubrania ich wszystkich, które należało wyprać. Wreszcie dom pachniał
świeżością, a ona mogła się poświęcić gotowaniu. Józef wraz z małą Betti
zaopatrzony w kartkę ze spisem produktów, udał się do sklepu. Każdy miał co
robić i nikt nie narzekał. Szczególnie Jasiek, który miał do tego największe
skłonności.
Kończyła kroić ciasto na makaron. Na
drugiej stolnicy piętrzyła się ogromna ilość pierogów z kapustą i grzybami
uzbieranymi podczas pobytu w chatce. W dużym garnku bulgotała wesoło ogromna
głowa białej kapusty przeznaczona na gołąbki i jarzyny na warzywną sałatkę.
Spojrzawszy na sporą ilość smażonego, mielonego mięsa, pomyślała, że zrobi im
jeszcze krokiety. Mięsa na pewno wystarczy i na gołąbki i na krokiety. Dużo pracy
było jeszcze przed nią, ale nie przejmowała się tym, bo sporo już jej wykonała.
Układała właśnie zgrabnie zawinięte
gołąbki w niewysokim rondlu, kiedy rozdzwoniła się jej komórka. Wytarła ręce i
z uśmiechem popatrzyła na wyświetlacz.
- Cześć kochanie. Jak miło, że dzwonisz.
Dobrze się czujesz?
- Dobrze, ale bardzo mi ciebie brakuje. –
Usłyszała jego pełen żałości głos. – Co robisz? – Roześmiała się.
- Dużo rzeczy naraz. Dom już wysprzątałam, a
teraz zajęłam się gotowaniem. Chcę ich zaopatrzyć na cały tydzień, żeby tata
nie musiał stać przy garnkach. Ostatnio nie czuje się zbyt dobrze. Wprawdzie o
tym nie mówi, ale przecież widzę. Muszę koniecznie go namówić, by w przyszłym
tygodniu poszedł na badania. Zaniedbał je trochę i teraz są tego efekty.
- Przywieziesz mi trochę tych pyszności? Dawno
nie jadłem twoich gołąbków.
- Bardzo bym chciała i na pewno coś przywiozę,
ale chyba nie dam rady wszystkiego. Nie zabiorę się z tym autobusem.
- Poproszę Sebastiana. Przyjedzie po ciebie w
poniedziałek i pomoże ci. Na pewno nie odmówi.
- No dobrze, ale oddzwoń mi, czy się zgodził.
- Oddzwonię, oczywiście. Mama cię pozdrawia.
Twierdzi, że jestem okropnie marudny i podziwia cię, jak ty ze mną
wytrzymujesz.
- Ty również ją pozdrów i powiedz, że bardzo
się staram zachować spokój, co przy twoich skłonnościach do grymaszenia jest
niezwykle trudne.
- Wiem skarbie, że jestem nieznośny, choć
naprawdę się staram.
- Postaraj się bardziej. Nie musisz ją narażać
na to, by musiała znosić twoje kaprysy. Nie ma już dwudziestu lat i jest jej
trudniej niż mnie.
- Dobrze. Zaraz dzwonię do Seby i powiem mu o
poniedziałku. Za chwilę powinienem oddzwonić. Kocham cię.
- Ja też cię kocham. Bądź dzielny.
Zapach potraw unosił się w całym
domu. Zwabiony nimi Józef wszedł do kuchni i uśmiechnął się na widok
zarumienionej Uli.
- Pięknie pachnie córcia. Napracowałaś się,
co?
- Troszeczkę. Jutro rano upiekę wam jeszcze
ciasto. Betti się dopomina. Zrobiłam to, co najbardziej lubicie. Za chwilę
usmażę naleśniki na krokiety, bo zostało mi mięsa. Zjecie w tygodniu. Zrobisz
tylko do nich barszcz. Widziałam, że kupiłeś buraki. Mam jeszcze do ciebie
jedną prośbę. Chcę cię prosić, byś na początku tygodnia poszedł na badania do
przychodni i zamówił wizytę u doktor Leśniewskiej. Dawno nie byłeś i nie zawsze
dobrze się czujesz, choć próbujesz to przede mną ukryć.
- Ula, ja się naprawdę dobrze czuję – próbował
protestować.
- Nie okłamuj mnie tato, nie jestem dzieckiem.
Nie chcę, żeby ci się coś stało. Potrzebujemy cię, dlatego musisz o siebie zadbać.
Jeśli nie dla siebie, to zrób to dla nas.
Józef westchnął. Wiedział, że z Ulą
nie wygra. Była uparta i jak sobie coś postanowiła, dążyła do tego ze
wszystkich sił.
- No dobrze córcia. Pójdę w poniedziałek,
jeśli cię to uspokoi.
- Na pewno mnie uspokoi. Wystarczy już, że
martwię się o Marka.
- A co? Niedobrze z nim?
- Nie, nie. Fizycznie czuje się dobrze, ale z
każdym dniem coraz bardziej popada w jakiś rodzaj malkontenctwa. Nie potrafi
usiedzieć na miejscu i ciągle narzeka. Poniekąd go rozumiem. Do tej pory był
cały czas w ruchu. Lubi, jak coś się dzieje, a tu nagle jest uziemiony w domu
na długie tygodnie. To go trochę dołuje.
Ponownie rozdzwonił się jej telefon.
- Ula. Dzwoniłem do Seby. Przyjedzie po ciebie
o siódmej trzydzieści rano. Violetta też będzie. Pomogą ci.
- Dzięki Marek. To dobra wiadomość. Mam
jeszcze dużo pracy kochany, więc nie będę przeciągać tej rozmowy. Tata i
dzieciaki przesyłają ci pozdrowienia, a my widzimy się w poniedziałek.
- Nie mogę się już doczekać. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Dobranoc.
Słodki zapach ciasta postawił
rodzinę Cieplaków na nogi. Dzieciaki zbiegły w piżamach do kuchni podobnie jak
Józef, który wyszedł ze swojego pokoju przecierając zaspane oczy. Pierwsza do
kuchni wpadła mała Betti i aż krzyknęła zdumiona.
- Cztery blachy? Tak dużo? Będziemy jeść i
jeść. – Ula na te słowa uśmiechnęła się i podeszła do siostry. Kucnęła przy
niej i pogładziła po głowie.
- Przecież tak bardzo się o nie dopominałaś, a
teraz narzekasz, że za dużo?
- Nie narzekam. Cieszę się, że tak dużo. Ja
mogę jeść tylko ciasto.
- To nie byłoby zbyt zdrowe. Zostawię wam trzy
blachy. Jedną zabieram. Co zjesz na śniadanie?
- Parówkę. Na gorąco.
- Dobrze. Zrobię dla wszystkich. Idź się teraz
umyć, a ja naszykuję śniadanie.
Po śniadaniu wraz z całą rodziną
poszła do kościoła, a po mszy, tradycyjnie na cmentarz, na grób matki. Zapalili
znicze i zmówili cichą modlitwę. Nie wyobrażali sobie niedzieli, podczas której
miałoby ich tu nie być. Od kiedy zmarła, przychodzili tu co tydzień całą rodziną,
choć i w tygodniu zaglądało tu często któreś z nich. Z fotografii patrzyły na
nich łagodne oczy Magdy, tak bardzo podobne do oczu Uli i Beatki. Józef mocno
potarł odziane w rękawiczki dłonie.
- Chodźmy już. Zimno dzisiaj. Czuję, jak
marzną mi stopy.
Gorący rosół rozgrzał ich, a
rozpływająca się w ustach pieczeń nasyciła ich żołądki.
- Pyszny obiad córcia. Dziękujemy. Co masz
jeszcze dzisiaj w planach?
- Właściwie niewiele zostało. Porozdzielam
trochę to, co ugotowałam. Jutro rano przyjedzie tu Sebastian z Violą. Im też
chcę dać trochę, by mieli przynajmniej na obiad. Viola nie bardzo ma czas, żeby
gotować. Ma mnóstwo nauki, a Sebastian ma lewe ręce do takiej roboty. Dla nas
też wezmę trochę. Całkiem sporo tego wyszło i dużo czasu upłynie zanim wszystko
zjecie.
- Dobrze. Ja nie będę ci przeszkadzał. Pójdę
do garażu. Mam tam trochę roboty.
Została sama. Beatka zajęła się
rysowaniem u siebie w pokoju, a Jasiek pobiegł do swojej dziewczyny. Wyciągnęła
z szafki kilka plastikowych, jednorazowych pojemników. Jak to dobrze, że kupiła
je kiedyś w miejscowym dyskoncie. Miały nawet przykrywkę i w tej chwili okazały
się niezwykle przydatne. Powędrowały do nich gołąbki, pierogi i sałatka.
Przekroiła na pół ciasto na jednej z blach i zapakowała w aluminiową folię.
Wszystko wylądowało w oddzielnych reklamówkach. Miała wreszcie trochę czasu dla
siebie. Przygotowała sobie na jutro ubranie i spakowała do torby to, co mogło
jej się przydać na kolejny tydzień. Wróciła do kuchni i zaparzyła kawę. Z
kawałkiem ciasta powędrowała do pokoju gościnnego i włączyła telewizor. Po
jakimś czasie zaczęły jej ciążyć powieki. – Położę
się tylko na godzinkę – pomyślała. Szybko usnęła. Zmęczenie dało jej się we
znaki.
Tak zastał ją Józef i z rozczuleniem
popatrzył na swoją pierworodną. Okrył ją kocem i wychodząc zamknął od pokoju
drzwi. – Niech śpi. Napracowała się
bardzo. Należy jej się.
O dwudziestej potrząsnął jej ramię.
- Ula, obudź się. Kolacja na stole. – Ziewnęła
i przetarła oczy.
- Kolacja? Jak to kolacja? Która jest godzina?
- Już ósma. Nie chciałem budzić cię wcześniej.
Potrzebowałaś tego snu. Chodź. Herbata na stole.
Wypiła ją z chęcią, ale niewiele
zjadła. Nie była głodna. Z przyjemnością wzięła długi prysznic i wskoczyła do
łóżka.
Punktualnie o siódmej trzydzieści
usłyszała dzwonek do drzwi. Przywitała się z przyjaciółmi wręczając im torby.
- Ta jest dla was. Będziecie mieć obiad na
dzisiaj i trochę ciasta do kawy.
- Naprawdę? – Sebastian był zaskoczony. –
Bardzo ci dziękujemy. Nie spodziewaliśmy się, że i o nas pomyślisz.
- Jak widzisz, pomyślałam. Mam nadzieję, że
będzie wam smakować. Zabierz Viola to drugie ciasto, a ty Sebastian moją torbę.
Ja zabiorę reklamówkę przeznaczoną dla nas. Możemy ruszać.
Będąc już w firmie poszły obie do
bufetu i tam schowały wszystko w lodówce. Po drodze na piąte piętro omawiały
jeszcze wydarzenia ostatniego tygodnia. W zasadzie to nic szczególnego się nie
działo. Krzysztof w imieniu Marka podpisał dwie korzystne umowy a Alex zabrał
dokumenty, nad którymi pracowała Ula.
- O tym musisz z nim pogadać, bo ja tak
naprawdę nie wiem, co tam było. Siedziałam nad tymi nowymi umowami, bo prezes
mnie o to prosił, a potem jeszcze poprawiałam zgodnie z jego uwagami. Był ze
mnie zadowolony i pochwalił mnie – powiedziała z dumą.
- Fajne uczucie, co Viola? To naprawdę miłe,
że ktoś cię docenia. Jesteś coraz lepsza, a ja jestem z ciebie dumna. Z nauką
dajesz radę?
- Nie ze wszystkim. Mam trochę kłopotów ze
statystyką.
- Przynieś jutro podręcznik. Jak będziemy mieć
wolną chwilę, wszystko ci wytłumaczę.
- Dzięki Ula. Jesteś w tym najlepsza i masz do
mnie cierpliwość.
- Nie jest tak źle Viola. Nawet jak nie
zrozumiesz za pierwszym razem, to za drugim na pewno, a ja zawsze chętnie
wyjaśnię. Wiesz co? To może ja pójdę teraz do Alexa i zobaczę, co zdziałał.
Zrobisz nam kawy? To nie powinno potrwać długo i zaraz będę z powrotem.
- Dobrze, mogę zrobić, ale myślę, że on sam ci
ją zaproponuje. Wiedziałaś o tym, że ma własny expres i parzy sobie espresso z
włoskiej kawy? Nie korzysta z tej firmowej.
- Chyba masz rację. Idę.
Poszła w głąb korytarza i weszła do
sekretariatu, w którym zastała pochyloną nad pocztą Dorotę.
- Cześć Dorotko. Alex u siebie?
- Witaj Ula. Dawno cię nie widziałam.
Słyszałam, że Marek się połamał.
- No tak. Wieści szybko się rozchodzą. To
prawda. Upadł tak nieszczęśliwie, że złamał i rękę i nogę. Jest w gipsie.
Jeszcze trochę potrwa zanim wróci do pracy.
- Pozdrów go proszę ode mnie, a Alex jest.
Możesz wejść.
Kiwnęła głową w podziękowaniu i
zapukała cicho do drzwi. Wsunęła w nie głowę i uśmiechnęła się.
- Dzień dobry Alex. Mogę na chwilę?
- Ula. Witaj. Wchodź. Jasne. Usiądź, bardzo
proszę. Napijesz się kawy? Właśnie zaparzyłem.
- Bardzo chętnie. Jeszcze nie piłam dzisiaj.
Nalał smolistego, parującego płynu
do niewielkiej filiżanki i podał jej.
- Co u Marka?
- Okropnie marudny. – Roześmiał się. Pierwszy
raz widziała, by śmiał się tak szczerze. Zawsze miał taki poważny wyraz twarzy.
Zmartwienia, które dopadły go ostatnio, też nie wywoływały na niej uśmiechu, bo
ciągle zadręczał się myślami o siostrze.
- A ty byłeś u Pauliny?
- Byłem i muszę ci powiedzieć, że bardzo
jestem zadowolony z postępów, jakie poczyniła. Nadal nie pamięta wielu rzeczy,
ale jednak posuwa się do przodu. Jestem wam bardzo wdzięczny, że wyszukaliście
ten ośrodek. Powoli zaczynam utwierdzać się w przekonaniu, że wyjdzie z tego.
Dobrze ją leczą. Widać to już gołym okiem. Jest o wiele spokojniejsza.
Zredukowali jej leki uspokajające do niezbędnego minimum. Wyciszyła się. Często
chodzi na spacery z Kasią mimo, że aura niezbyt sprzyja. Dobrze też wygląda.
Wczoraj byłem na rozmowie z dyrektorką, która właściwie potwierdziła to, co
zaobserwowałem sam. Jest bardzo zadowolona z postępów, a najbardziej z tego, że
nie muszą stosować wobec niej żadnego przymusu. Bez sprzeciwu przyjmuje
zaordynowane leki i nie buntuje się przeciwko jakiejkolwiek terapii. Ona
naprawdę odżyła. Jeszcze za wcześnie, by mówić o jej wyjściu stamtąd, ale
myślę, że za dwa, lub trzy miesiące będę mógł zabrać ją na przepustkę do domu.
I jeszcze jedna ważna rzecz - wstał zza biurka i z czeluści szafy wyłowił
złożony wózek inwalidzki. - Zobacz, co zdobyłem. Nie będziesz się musiała teraz
szarpać z Markiem, bo wózek wszystko ułatwi. Opowiadałem dyrektorce o wypadku
Marka i wyobraź sobie, że sama zaproponowała mi ten wózek. Nawet nie musiałem
za niego płacić. Powiedziała, że wypożycza go na czas jego rekonwalescencji.
Jak wydobrzeje, zwrócimy go.
- To ładny gest z jej strony. Jak tam pojadę,
osobiście jej podziękuję.
- A właśnie. Opowiadałem też o tym Paulinie.
Mówiłem, że musisz się teraz nim opiekować i nie będziesz mogła przyjeżdżać tak
często, jakbyś chciała. Zmartwiła się i współczuła Markowi. Wydaje się, że
zrozumiała. Ja jednak chciałbym cię zapytać, czy nie wybrałabyś się tam ze mną
w środę do południa, jeśli oczywiście nie będzie nic pilnego. Zrobiłem ten
bilans ostatniej kolekcji, który zaczęłaś i skończyłem go. To było chyba
najważniejsze. Tak przynajmniej twierdziła Violetta.
Ula była wzruszona.
- Bardzo ci Alex dziękuję. Naprawdę nie spodziewałam
się, że pochylisz się nad tym bilansem. Odwaliłeś kupę dobrej roboty. Obiecuję,
że przy najbliższej, nadarzającej się okazji odwdzięczę ci się tym samym.
Myślę, że mogłabym z tobą pojechać, jeśli pan Krzysztof nie będzie miał nic
przeciwko temu. Bardzo chętnie odwiedzę Paulinę.
- A ja chciałbym dzisiaj odwiedzić Marka,
jeśli pozwolisz. Zabierzesz się ze mną? Weźmiemy też wózek.
- Marek na pewno się ucieszy. Tęskni za firmą
i nie może znaleźć sobie miejsca. Ja chętnie skorzystam z podwózki, bo w
lodówce w bufecie mam zaopatrzenie dla nas i to całkiem sporo. W związku z tym
zapraszam cię też na domowy obiad.
- Dzięki Ula. W takim razie jesteśmy umówieni.
Będę o piątej czekał na ciebie przy samochodzie.
Wyszła z gabinetu dzierżąc pod pachą
stos segregatorów i powędrowała do siebie. Ucieszyła się, że odciążył ją z tym
raportem o bilansie. Nie spodziewała się tego. Mile ją zaskoczył i nie tylko
tym. Wieści o Paulinie były bardzo pozytywne i widać było, jak bardzo
optymistycznie go nastroiły.
Podjechali na Sienną. Alex otworzył
bagażnik i przyjrzał się krytycznie jego zawartości.
- Wiesz Ula, mam pomysł. Nie będziemy tego
dźwigać. Rozłożę ten wózek i powkładamy do niego wszystkie torby. Tak będzie
łatwiej.
Wjechali na dwunaste piętro. Ula
wyciągnęła z torebki klucze i otworzyła drzwi. Przepuściła Alexa i usłyszała
głos Marka.
- Alex! Dobry Boże! Skąd go wytrzasnąłeś!
- Spokojnie stary. Wszystko opowiem. Za
chwilę. Przywiozłem twoją dziewczynę, żeby nie musiała się tłuc autobusem.
Ula podeszła do Marka i cmoknęła go
w policzek.
- Witaj kochanie.
- I to wszystko? Nie przyjmuję takich buziaków
– udawał obrażonego.
Przylgnęła do jego ust i dała mu
całkiem sporego całusa. Odwróciła się do Alexa.
- Mówiłam ci, że jest marudny?
- I to jeszcze jak – z kuchni wyszła Helena. –
Sama zachodzę w głowę, jak mogłam urodzić takie zrzędzące dziecko.
Roześmiali się głośno.
- Bardzo pani dokuczył? Teraz ja przejmuję
pałeczkę. Przynajmniej trochę pani odpocznie od jego narzekań.
- Heleno, zostaniesz jeszcze trochę? Ula
obiecała mi domowy obiad. Po nim mógłbym cię odwieźć do domu.
- Bardzo chętnie skorzystam. Zadzwonię tylko
do Krzysztofa, żeby nie przyjeżdżał.
Siedzieli przy stole racząc się
pysznymi gołąbkami Uli. Alex opowiadał o Paulinie i jak udało mu się załatwić
wózek inwalidzki. Mówił też o firmie i czym się aktualnie zajmują. Marek
chłonął te wieści jak gąbka i był nieszczęśliwy, że musi tkwić w domu podczas,
gdy tam dzieje się tyle ciekawych rzeczy.
- Marek, chciałem cię jeszcze o coś zapytać.
Zgodzisz się, by w środę Ula pojechała ze mną do Pauliny? Wybralibyśmy się tam
do południa i na pewno do domu wróciłaby na czas. Ja opowiadałem Paulinie, co
się stało i że teraz na zmianę z Heleną zajmuje się tobą, ale wiesz… Niby
zrozumiała, ale po jej minie widziałem, że jest rozczarowana. Liczyła, że Ula
odwiedzi ją wkrótce.
- Ja nie mam nic przeciwko. Przecież mama tu
będzie i poczeka, aż Ula wróci. Ja martwię się czym innym. Jak ty skarbie
będziesz dojeżdżać stąd do pracy?
Spojrzała na niego zdumiona a potem
wybuchła szczerym, głośnym śmiechem. Kiedy wreszcie uspokoiła się trochę i
otarła łzy nim wywołane, powiedziała do skonsternowanego tym nagłym wybuchem
wesołości, Marka.
- Marek. Tu funkcjonuje coś, co nazywa się
komunikacja miejska. Całe życie korzystałam z niej i naprawdę nie jest taka
zła. Tu niedaleko jest przystanek, więc nie martw się.
Miał minę zagubionego psiaka.
- No tak, całkiem o tym zapomniałem…
Teraz już śmiali się wszyscy. Alex
poklepał go po ramieniu.
- Mówisz tak, jakbyś w życiu nie jeździł
autobusami.
- Bo chyba nie jeździłem. Przecież zawsze
miałem samochód, ale jak chcecie, to kpijcie sobie ze mnie. Na zdrowie.
Ula podeszła do niego i przytuliła
jego głowę do swojej piersi.
- No, Dobrzański, nie obrażaj się, bo pomyślę,
że jesteś rozpieszczonym synkiem mamusi.
- Przecież jestem synkiem mamusi i to w
dodatku jedynym, prawda mamo?
- Prawda, ale pamiętaj, że już dawno wyrosłeś
z pieluch. Dobrze kochani. My będziemy się zbierać. Uleńko, gołąbki były
pyszne. Ja jutro będę tu koło ósmej trzydzieści, więc tę godzinkę spędzisz sam.
Wiesz Ula – zwróciła się do Cieplakówny – ja nie wiem, czy jest sens tu
przyjeżdżać. On jednak sobie nieźle radzi jedną ręką i myślę, że nie trzeba go
tak bardzo niańczyć. Oczywiście, jeśli chcecie, będę przyjeżdżać, ale on już
jest rozkapryszony jak dzieciak, a co będzie później?
Ula uśmiechnęła się z sympatią do
Heleny.
- Chyba ma pani rację. Pomyślimy nad tym i
damy znać. Wiem przecież,, że też ma pani sporo zajęć w fundacji. Porozmawiamy
o tym jutro, dobrze?
- Dobrze. No idziemy. Do zobaczenia kochani.
Kiedy zostali sami popatrzyła na
niego groźną miną. Ujęła się pod boki i powiedziała.
- Marek, co ty wyprawiasz? Mama najwyraźniej
jest już tobą zmęczona. Prosiłam cię, żebyś ją oszczędzał. Jutro jej powiem, że
poradzę sobie. Niech nie przyjeżdża. Zaoszczędzę jej nerwów. Myślałam, że
potrafisz zachować się jak mężczyzna, tymczasem okazuje się, że wychodzi z
ciebie duży dzieciak. Chyba nie wymagałeś od niej, żeby cię karmiła?
- Ula nooo…, o co ty mnie posądzasz? Ale chyba
masz rację. Trochę przegiąłem. Lepiej niech nie przyjeżdża. Poradzę sobie. Jest
wózek i będzie mi łatwiej. Zadzwonisz do niej wieczorem?
- Nie – odpowiedziała zdecydowanie. – Ty
zadzwonisz i najpierw ją przeprosisz, a potem powiesz, żeby jutro nie
przyjeżdżała. Ja przygotuję ci wszystko, co potrzebne. Będziesz to miał w
zasięgu ręki, żeby się jak najmniej ruszać.
- Tęskniłem za tobą – powiedział ze skargą w
głosie i spojrzał na nią żałośnie.
Usiadła obok niego i przytuliła się.
- Ja też tęskniłam, ale miałam tak strasznie
dużo pracy. Nie przysparzaj mi jej jeszcze więcej. Wiem, że drażni cię ten stan
i najchętniej zrzuciłbyś gips, ale musisz wytrzymać.
- Wiem skarbie, wiem…, choć czasem mnie to
przerasta i jestem nie do zniesienia. Postaram się. Obiecuję. Bardzo cię
kocham.
ROZDZIAŁ 18
W środę przed dziesiątą pojawił się
w sekretariacie Alex. Wiedział już, że Krzysztof zgodził się, by zabrał Ulę do
Pauliny. Przywitał się z nią i z Violettą.
- Co Ula, możemy jechać?
- Tak. Zamknę tylko komputer i ubiorę się.
Viola, trzymaj rękę na pulsie. Jakby były ważne telefony, to zapisz i mów, że
oddzwonię, jak wrócę.
Skierował samochód na trasę wylotową
z Warszawy. Spojrzał ukradkiem na Ulę i uśmiechnął się pod nosem.
- Jak sobie radzisz z Markiem? Coś bardzo
kapryśny się zrobił ostatnio.
- Żebyś wiedział. Porozmawiałam sobie z nim
poważnie po waszym wyjściu i zaczyna nieco zmieniać front. Jest dużym chłopcem,
a ja nie zamierzam go niańczyć. Miałeś dobry pomysł z tym wózkiem. Bardzo
ułatwił mi życie i jemu chyba też. Ciekawa jestem, co zastaniemy u Pauliny. Mam
nadzieję, że nadal jest taka spokojna, jak mówiłeś.
- Dzwoniłem tam. Mają zajęcia na świetlicy.
Dyrektorka mówiła, że ona nagle odkryła w sobie pasję do robótek ręcznych.
Podobno uczy się robić na drutach. Nigdy bym jej o coś podobnego nie posądził.
Zwykle uciekała od takich zajęć. Nawet gotowania nie polubiła, choć przecież
powinna je mieć we krwi. Jest pół Włoszką a Włosi słyną z umiejętności
kulinarnych. Mama była wprawdzie Polką, ale gotowała znakomicie. Ona nie
odziedziczyła po niej talentu.
- Może teraz właśnie odkryje go w sobie? Jest
zupełnie inna niż kiedyś. To ta choroba ją tak zmieniła. Zobaczysz, jak
wyzdrowieje, będzie miłą, sympatyczną Pauliną. Jestem o tym przekonana.
Dojechali i skierowali swe kroki
wprost do dużego pomieszczenia przeznaczonego na świetlicę. Weszli do środka i
rozejrzeli się. Dostrzegli ją. Siedziała przy jednym ze stolików i mozolnie przekładała
oczka na drutach. Podeszli do niej.
- Dzień dobry Paulina – powiedziała cicho Ula.
Odwróciła się, a na jej twarz
wypłynął szczęśliwy uśmiech.
- Ula! Jak dobrze cię znowu widzieć. Tak się
cieszę, że przyjechałaś. Witaj Alex. Siadajcie. Widzicie? - pokazała druty. - Odkryłam
nowe hobby. Uczę się robić na drutach. Nawet nie wiecie, jak to uspokaja. Bardzo
to polubiłam. A ty Ula umiesz robić na drutach?
- Kiedyś robiłam bardzo dużo rzeczy, ale od
dawna nie zajmuję się tym i chyba wyszłam z wprawy. Pamiętam jednak, że takie
robótki też mnie uspokajały.
Alex rozejrzał się po sali i
dostrzegł Kasię.
- To wy sobie pogadajcie, a ja porozmawiam z Kasią.
Kiedy zostały same, Paulina nagle
spoważniała. Popatrzyła uważnie na Ulę.
- Ula… Ja muszę ci coś powiedzieć… –
Zaniepokojona jej wyrazem twarzy wbiła w nią wzrok.
- O czym? – Paulina nerwowo splotła palce
niemal je wyłamując.
- Chyba sobie przypomniałam…
Oczy Uli zrobiły się ogromne i
przerażone. – Co sobie przypomniała? I
dlaczego zachowuje się tak nerwowo? - Co sobie przypomniałaś? – spytała z
napięciem w głosie.
Paulina ukryła w dłoniach twarz.
- Boże…, nawet nie wiem, jak mam ci to
powiedzieć. Tak mi wstyd.
- Paulina, ja nie będę ci z niczego robić
wyrzutów. Jeśli to, co pamiętasz jest dla ciebie czymś strasznym, to pomyśl, że
to wszystko przez tę chorobę. To przez nią nie byłaś sobą i to od wielu lat. Ta
choroba cię zmieniła. Sprawiła, że stałaś się zupełnie kimś innym. Inaczej nie
wolno ci myśleć, rozumiesz? – Pokiwała głową.
Długo zbierała się w sobie. Ula nie
popędzała jej. Wiedziała, że musi mieć czas. Wreszcie zaczęła.
- Przypomniałam sobie morze i ładny pensjonat.
Byliśmy na wczasach Ja, Marek i jego rodzice. Nie byłam dla niego dobra. Ciągle
krzyczałam i robiłam awantury, chociaż zupełnie nie wiem, z jakiego powodu. On
wybiegł z pokoju tylko w szlafroku. Widziałam przez balkon, jak biegnie do
morza. Przestraszyłam się. Zanim się ubrałam i wyszłam… O Boże…, on się topił.
Mam to przed oczami, jakby zdarzyło się przed chwilą. Jakaś dziewczyna
pochylała się nad nim. Odciągnęłam ją. Byłam wściekła. Myślałam, że go całuje.
Okazało się, że ratowała mu życie. Udało mi się poskładać to do kupy. To byłaś
ty Ula, prawda? To byłaś ty… - rozpłakała się gwałtownie. - Tak strasznie cię
przepraszam. Nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło. Byłam zła na cały świat. On
mnie już nie chciał… Odtrącał moje ręce… Ula. Ja muszę wiedzieć. Błagam,
powiedz mi, bo wszystko mi się miesza… Dlaczego…, dlaczego on mnie nie chciał…
Pogładziła ją po głowie. Wiedziała,
że nastąpił przełom.
- Cicho Paula, cichutko. Opowiem ci. Mam
nadzieję, że przyjmiesz to ze spokojem i nie będziesz mieć do mnie żalu. Masz
rację. Nie byłaś dla niego dobra. Byliście ze sobą od sześciu lat i przez ten
cały czas ciągle podejrzewałaś go o romanse. Robiłaś mu awantury. Nie mógł tego
znieść tym bardziej, że na początku były zupełnie nieuzasadnione. Pierwszy raz
zdradził cię, kiedy rozpętałaś piekło i zarzuciłaś mu posiadanie kochanki,
której nie miał. Posądziłaś o coś, czego nie zrobił. Pomyślał wtedy, że
właściwie wszystko mu jedno. Obojętnie, czy ma kochankę, czy nie, ty i tak
będziesz mu robić sceny zazdrości.
- O Boże…, O Boże… Zgotowałam mu piekło na
ziemi. Teraz rozumiem. Miał prawo odejść ode mnie. Będąc na jego miejscu też
nie chciałabym mieć takiej kobiety.
- Paulina, nie obwiniaj się. Nie byłaś wtedy
sobą, to nie byłaś prawdziwa ty. Teraz nią jesteś. Zrozumiałaś i to jest
najważniejsze. Gdyby nie ta choroba, która tak bardzo cię zmieniła, myślę, że
nadal bylibyście razem. Nie chcę, żebyś pomyślała, że ja perfidnie
wykorzystałam sytuację i odebrałam ci Marka. To nie było tak. Zanim zostaliśmy
parą upłynęło bardzo dużo czasu, prawie rok. Zakochaliśmy się w sobie. To
uczucie jest bardzo silne zarówno z mojej, jak i z jego strony.
- Wiem Ula. Widzę to za każdym razem, jak tu
jesteście. Nie obawiaj się, ja nie będę wam wchodzić w paradę. Cieszę się, że
jesteście szczęśliwi.
Zmarszczyła brwi, jakby chciała
sobie jeszcze coś przypomnieć.
- Zarzuciłam ci to, pamiętam. Zarzuciłam ci,
że rozbiłaś nasz związek. Wrzeszczałam na ciebie.
- Tak, – powiedziała cicho Ula – to prawda.
Ale było, minęło. Nie myśl już o tym.
- Mój Boże. Jak ty możesz mówić to tak
spokojnie? Wyrządziłam ci tyle krzywdy, a ty nie odwróciłaś się ode mnie,
pomogłaś. Nadal pomagasz. Jesteś aniołem w ludzkiej skórze. Jak ja Markowi
spojrzę w twarz po tym wszystkim?
- On nie ma do ciebie żalu. Gdyby tak było,
nie przyjeżdżałby tutaj, nie odwiedzał cię. Wiesz, że ma złamaną rękę i nogę.
Jest w gipsie. To dlatego nie mógł dzisiaj z nami przyjechać.
- Tak… Alex mówił… - otarła z twarzy resztki
łez i spojrzała na Ulę poważnie. - Dziękuję Ula. Za wszystko. Jesteś bardzo
wielkoduszna i wspaniałomyślna. Jesteś dobrym człowiekiem. Przepraszam cię raz
jeszcze, że byłam taka okropna. – Pogładziła ją po dłoni.
- Nie mówmy już o tym, Alex wraca.
Podszedł do nich wolno, uśmiechając
się.
- Pogadałyście sobie?
- Tak. Porozmawiałyśmy. Cieszę się, że
Paulinie wraca pamięć. Jeszcze trochę i przypomni sobie wszystko. To dlatego,
że jesteś taka zdyscyplinowana – zwróciła się do niej – i słuchasz lekarzy.
Dyrektorka cię bardzo chwali i mówi, że jesteś niezwykle posłuszną pacjentką.
Jak tak dalej pójdzie, to ani się obejrzysz i będziesz wśród nas.
- Będziemy się zbierać sorella. Ty za chwilę
masz obiad, a my musimy wracać do pracy.
- Tak, tak, wiem. Kiedy przyjedziesz? – spytała
patrząc na Ulę.
- Postaram się w przyszłym tygodniu. Marek
bardzo absorbuje mój czas. Momentami zachowuje się, jak samolubny dzieciak, a i
o swoją rodzinę muszę zadbać. Ale nie martw się. Na pewno znajdę czas, by
odwiedzić cię ponownie.
- Dziękuję Ula. Jestem ci bardzo wdzięczna.
Postawiła ciężką siatkę przy
drzwiach i sięgnęła po klucze. Otworzyła i cicho weszła do domu. Zobaczyła go
śpiącego na kanapie z pilotem w ręku. Telewizor grał sobie a muzom. Uśmiechnęła
się na ten widok. – Wyśpi się za
wszystkie czasy - pomyślała.
Przeszła na palcach do kuchni i
wypakowała zakupy. Równie cicho podeszła do kanapy i uklękła przy niej.
Pochyliła się nad nim i przytuliła usta do jego warg. Zamruczał słodko i oddał
pocałunek.
- Jeszcze raz… - wymamrotał. Roześmiała się i
ponownie nachyliła nad nim.
- Wstawaj śpiochu, życie prześpisz –
wyszeptała. Objął ją zdrową ręką i mocno przytulił.
- Nie mogłem się ciebie doczekać i usnąłem.
Witaj kotku, jak minął dzień?
- Dobrze. Byłam u Pauliny. Przypomniała sobie
Jelitkowo i to, co się tam wydarzyło. Bardzo płakała i przepraszała mnie kilka
razy. Boi ci się spojrzeć w oczy po tym, jak cię traktowała. Wytłumaczyłam jej,
że to wina tej choroby. Trochę ją uspokoiłam.
- Dobrze zrobiłaś. Ja już o tym zapomniałem i
nie chcę do tego wracać.
- Tak właśnie jej powiedziałam. Jesteś głodny?
Ja zjadłabym konia z kopytami. Już od paru godzin burczy mi w brzuchu.
- Ja też bym coś zjadł.
- To poleż jeszcze chwilę, a ja idę coś
przygotować. Chyba jest jeszcze barszcz. Zjesz? Podgrzeję krokiety.
- Może być barszcz. Chętnie zjem.
Zakrzątnęła się w kuchni. Z
przyjemnością patrzył na nią. Była niezwykle zręczna, a robota paliła jej się w
rękach. Nie minęło dwadzieścia minut i już stawiała przed nim czarkę parującego
barszczyku i gorące krokiety.
- Wiesz Marek, Paulina zadziwiła mnie dzisiaj.
Ona naprawdę dużo sobie przypomniała. Myślę, że to kwestia kilku dni, a będzie
wiedziała już wszystko. Pamiętała, że robiła ci awantury, ale już nie
wiedziała, o co. Błagała mnie, żebym jej powiedziała.
- I co, powiedziałaś jej?
- Powiedziałam. Nie mogłam patrzeć, jak się
zadręcza i płacze. Wyraźnie jest jej przykro, że była dla ciebie ciężarem przez
tyle lat i sprawiła ci tyle kłopotów. Niewątpliwie ma wyrzuty sumienia.
- Żal mi jej, naprawdę. Nie zdawałem sobie
sprawy, że może być chora. Teraz przynajmniej wiem, że jej podłe zachowanie
wynikało z choroby. Nie mówmy już o niej. Mamy przyjemniejsze rzeczy do roboty.
- Tak? Na przykład, jakie?
- Na przykład, takie – przyciągnął ją do
siebie i zaczął namiętnie całować.
Minęło kolejnych pięć tygodni. Była
już naprawdę zmęczona tą sytuacją. Mieszkanie u Marka i cotygodniowe wyjazdy do
domu dały jej w kość. Nie miała chwili na oddech. W pracy też się nie
oszczędzała. Nagle pojawiło się kilku kontrahentów i Krzysztof poprosił ją, by
towarzyszyła mu w spotkaniach biznesowych. Znał jej talent do ekonomii i
wiedział, że gdyby coś przeoczył, ona na pewno to wyłapie i zwróci mu na to
uwagę. Doceniał w niej, że była tak niezwykle dokładna i analizowała sens każdego
słowa w umowach. Na nią też spadł obowiązek łagodzenia ataków histerii u
mistrza Pshemko, a miewał je dosyć często. Zwykle robił to Marek. Jako jedyny
potrafił go uspokoić. Teraz okazało się, że Ula była w tym niezastąpiona. Poza
tym regularne wizyty u Pauliny. Rzeczywiście przypominała sobie coraz więcej i
coraz częściej rozpaczliwie płakała przepraszając ją za wszystko. Miała dość.
Była emocjonalnie wypruta. Dzisiaj wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy miano
Markowi ściągnąć gips. Alex kolejny raz okazał się niezwykle pomocny. Wiedział,
że sama sobie z nim nie poradzi. Zaoferował swoją osobę i samochód. Była mu
naprawdę wdzięczna. Wszedł właśnie do mieszkania i przywitał się z nimi.
- I co przyjacielu? Dzisiaj koniec twojej
męki, a przede wszystkim męki Uli. Dałeś jej w kość. Nie byłeś zdyscyplinowanym
pacjentem.
- Masz rację. Nie byłem. Mam nadzieję, że moje
szczęście wybaczy mi to okropne zachowanie.
- Zastanowię się jeszcze – mruknęła puszczając
oczko do Alexa. – Gotowi? Jeśli tak, to jedziemy.
Alex wypchał wózek z mieszkania i
ustawił go obok windy. Zaczekał aż Ula pozamyka drzwi i ściągnął windę.
Do szpitala dojechali bez przeszkód.
Zdziwili się, bo na izbie nie było prawie ludzi. Szybko dotarli do właściwego
lekarza. On zanim zadecydował o ściągnięciu gipsu, zabrał Marka na
prześwietlenie. Oglądał jeszcze mokre zdjęcia z uwagą.
- Wygląda na to, że wszystko ładnie się
zrosło. Uwolnimy pana od tej zbroi, ale jeszcze przez dwa tygodnie będzie pan
przyjeżdżał na rehabilitację. – Marek jęknął.
- Czy to konieczne? Nie mógłbym ćwiczyć w
domu?
- Jeśli jest pan konsekwentny i obieca, że
będzie ćwiczył codziennie, pozwolę na to. Zresztą to leży w pana interesie. Jak
zaniedba pan ćwiczenia, ręka i noga nie dojdą do sprawności i pozostaną
usztywnione.
- Przysięgam, że będę ćwiczył.
- No dobrze. Tu ma pan zestaw ćwiczeń. Za dwa
tygodnie chcę tu pana widzieć na kontroli. Wtedy się okaże, ile warte są pana
zapewnienia. A teraz tniemy.
Na podłogę spadały kolejne kawałki
gipsu, a on oddychał coraz swobodniej. Wreszcie lekarz zdjął ostatni.
- Proszę poruszać palcami ręki. Boli pana?
- Nie, tylko jest słaba.
- To zupełnie normalne po tylu tygodniach
usztywnienia. Teraz noga. Da pan radę zgiąć? - Zrobił to z niemałym trudem. Na
czoło wystąpiły mu kropelki potu. – Proszę poruszać palcami. – Zrobił to. -
Dobrze. Na te dwa tygodnie dostanie pan kule. Długie, aż pod pachy. To po to,
by nie obciążać ręki. Proszę oszczędzać nogę i nie starać się od razu stąpać na
całej stopie. Będzie to możliwe, gdy stanie się mocniejsza. Wszystko jasne?
- Jak słońce – uśmiechnął się do lekarza.
- Tu daję panu kule. Proszę spróbować wstać i
oprzeć się na nich. No, nie jest tak źle. Proszę też zabrać ten zestaw ćwiczeń.
Widzimy się za dwa tygodnie, jeszcze przed świętami.
Pożegnał się z doktorem i wolno
wykuśtykał na korytarz i dołączył do czekającej na niego Uli i Alexa.
- Jestem wolny. Muszę ostro ćwiczyć przez dwa
tygodnie, żeby dojść do sprawności.
- Siadaj na wózek, bo zanim dojdziemy do
samochodu, to renta nas zastanie – Alex odebrał od niego kule i pomógł mu
usiąść. – Jedziemy do domu.
Pomógł Marka jeszcze dotransportować
do drzwi i powiedział.
- Poradzisz sobie, tak? Ja muszę wracać do
pracy. – Ula uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Bardzo ci dziękuję Alex. Aż boję się
pomyśleć, co by było gdybyś nam nie pomógł. Jesteśmy ci bardzo wdzięczni.
- Nie ma sprawy Ula. Ja zawdzięczam wam
również bardzo dużo. Trzymajcie się. Uciekam.
Ściągnęła mu płaszcz i szalik, a na
nogi włożyła kapcie. Podała mu kule.
- No, radź sobie.
Wstał z wózka opierając się mocno na
nich i doszedł wolno do kanapy. Usiadł na niej ciężko.
- Zrobisz kawy?
- Zrobię. Zaraz przyniosę.
Podała mu parujący kubek i sama
usiadła obok. Upiła łyk i popatrzyła na niego uważnie.
- Marek. Zostanę tu jeszcze do końca tygodnia.
Potem wracam do domu.
Spojrzał na nią zaskoczony.
- Dlaczego? Źle ci ze mną?
- Dobrze mi z tobą. Przecież kocham cię nad
życie. Zrozum. Ja już dłużej nie dam rady. Jestem taka zmęczona, że najchętniej
pojechałabym do tej twojej chaty i zaszyła się w niej na dwa tygodnie. To
zaczyna mnie przerastać Marek. Nie jestem w stanie tak dłużej funkcjonować.
Tydzień u ciebie, potem dwa dni harówy w Rysiowie, osiem godzin w firmie z
ciągle strzelającym focha Pshemko, pomoc w nauce Violetcie i wizyty u Pauliny.
To za dużo, jak na mnie. Ja fizycznie nie daję rady, choć robię dobrą minę do
złej gry – rozpłakała się żałośnie. – To ponad moje siły. Nie jestem z kamienia
Marek.
Zrobiło mu się przykro. Nie mógł
znieść widoku jej łez. Przytulił ją do siebie i ucałował z czułością w skroń.
- Tak bardzo cię przepraszam skarbie. Za dużo
wrzuciłem na twoje barki i w dodatku byłem taki zrzędliwy. Masz rację. Nie mogę
cię tak dłużej wykorzystywać. Jeśli chcesz, zadzwonię do Seby, żeby jeszcze
dzisiaj odwiózł cię do domu. Ja jakoś sobie poradzę.
- Nie Marek. Dopilnuję jeszcze twoich ćwiczeń.
Będziesz ćwiczył przy mnie. Ja muszę mieć pewność, że wykonujesz zalecenia
lekarza. Jest poniedziałek. Do piątku powinieneś się już trochę wzmocnić.
Wzmocnić na tyle, że będziesz w stanie przygotowywać sobie posiłki i ubierać
się samodzielnie. W sobotę rano pojadę do Rysiowa.
- Dziękuję kochanie i jeszcze raz bardzo cię
za wszystko przepraszam.
Była twarda. Nie dawała mu forów.
Była głucha na jego pojękiwania i ślepa na grymasy wykwitające na jego twarzy.
Z żelazną konsekwencją wymagała od niego tyle ile przewidywał program ćwiczeń.
Taka postawa wobec niego zaczęła przynosić spodziewane rezultaty. Dłoń
wzmocniła się do tego stopnia, że mógł w niej unieść kubek pełen herbaty.
Drżała jeszcze nieco, ale zdecydowanie była silniejsza. Podobnie było z nogą.
Zginając ją nie odczuwał już prawie bólu. Po ćwiczeniach brała do ręki żel
przeciwbólowy i wmasowywała mu w miejsca po złamaniach. Po takich zabiegach
odczuwał wyraźną ulgę i poprawę. Widział, jak bardzo jest zdeterminowana i nie
marudził już tak, jak dawniej. Podziwiał ją, że po ośmiu godzinach ciężkiej
pracy jest w stanie poświęcić na jego rehabilitację całe popołudnie. Był jej
bardzo wdzięczny i kochał ją z każdym dniem coraz mocniej. Czy jest na świecie
kobieta, która zrobiłaby dla niego aż tyle? Mocno w to wątpił. Wiedział, miał
świadomość, że robi to wszystko z wielkiej miłości do niego. Czas, jaki mu
poświęciła, nie poszedł na marne. Z każdym dniem stąpał pewniej i był silniejszy.
Nie omieszkał podzielić się dobrymi nowinami z Sebastianem. Przy okazji
poprosił go, by w sobotę rano zawiózł Ulę do Rysiowa.
- Nie ma sprawy stary. Powiedz jej, że będę
koło dziesiątej. Za te pyszności, którymi nas kiedyś obdarowała mógłbym wozić
ją do końca życia.
- Dzięki Seba. Nie chciałem, żeby tłukła się
autobusem przez ponad godzinę. Ma ze sobą bagaż, a ja nie mógłbym jej nawet
odprowadzić na przystanek.
W sobotę rano spakowała resztę
swoich rzeczy. Z wielkim smutkiem patrzył jak zamyka torbę. Poczuł się nagle
opuszczony tak jak wtedy, gdy uciekła z firmy do Jelitkowa. Podszedł do niej i
zamknął ją w swoich ramionach.
- Tak mi przykro skarbie, że mnie opuszczasz.
Ten dom będzie pusty bez ciebie. Może zamieszkałabyś ze mną? Ja bardzo bym
chciał mieć cię ciągle przy sobie. – Spojrzała na niego zdziwiona.
- Zamieszkać z tobą? Jako kto?
- Jako moja dziewczyna.
- Nie Marek. Wybacz, ale to chyba nie jest
dobry pomysł. Niech zostanie tak, jak jest teraz. To była sytuacja wyjątkowa.
Potrzebowałeś pomocy. Dzięki Bogu radzisz już sobie świetnie, a ja będę wpadać
z wizytą.
- Dzięki tobie jest świetnie. No dobrze –
westchnął. – Skoro tak wolisz, ja nie będę naciskał.
Rozległ się dzwonek do drzwi.
Wyplątała się z jego ramion i poszła otworzyć. Na progu stał uśmiechnięty
Sebastian.
- Jesteś gotowa Ula?
- Tak. Daj mi jeszcze minutkę.
Ubrała płaszcz, czapkę i szalik.
Podeszła do Marka i wtuliła się w jego usta.
- Trzymaj się kochanie i ćwicz. Ja wpadnę w
poniedziałek po pracy. Do zobaczenia.
Patrzył na nią smutnym wzrokiem
dopóki nie zamknęły się za nią drzwi.
Zgodnie z obietnicą rzeczywiście
przyjeżdżała do niego codziennie. Było to możliwe dzięki Sebastianowi, który w
drodze do swojego mieszkania zahaczał o Sienną. Niestety do Rysiowa jeździła już
autobusem. Marek miał wyrzuty sumienia. Z jednej strony chciał, by zostawała u
niego jak najdłużej, z drugiej drżał, by nie spotkała ją jakaś niemiła przygoda
podczas powrotu do domu. Starał się więc nie przeciągać tych wizyt. Takie
wyjście też nie było idealne, ale była zdeterminowana i przysięgła sama sobie,
że jak najszybciej pomoże mu dojść do dawnej sprawności. Czas mocno ją
ograniczał, jednak jakoś radziła sobie. Wpadała na Sienną. Szybko
przygotowywała jakiś posiłek a po nim zmuszała go do morderczych ćwiczeń. Była
chyba bardziej zdyscyplinowana i konsekwentna niż on. To musiało przynieść
pozytywne rezultaty i istotnie tak było. Po dwóch tygodniach zjawił się wraz z
Ulą na chirurgii w szpitalu. Lekarz zbadał go bardzo dokładnie i z zadowoleniem
mruknął.
- No nieźle, nieźle… Widzę, że jednak sporo
czasu poświęcił pan ćwiczeniom. Jest już prawie dobrze. Proszę utrzymać takie
tempo ćwiczeń, jak do tej pory, jeszcze przez tydzień i zacząć stąpać na całej
stopie. Zwolnienie daję jeszcze tylko na ten czas. Potem może pan wracać do
pracy.
Był szczęśliwy. Nareszcie koniec
jego męki, a przede wszystkim męki Uli. Obiecał sobie, że już nigdy nie
dopuści, by miała wracać autobusem do domu. Za każdym razem drżał, kiedy
wieczorem opuszczała Sienną i szła na przystanek. To kosztowało go zbyt wiele
nerwów. Będzie spokojniejszy odstawiając ją co dnia pod dom.
Wyszli ze szpitala i podeszli do
czekającego na parkingu Sebastiana. Odwiózł ich do domu, a sam wrócił do
stęsknionej Violetty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz