ROZDZIAŁ
4
Sala bankietowa powoli wypełniała się
gośćmi. Potworzyli niewielkie grupki, między którymi uwijali się sprawnie
kelnerzy roznoszący szampan i inne trunki. Marek zszedł z wybiegu, oddał
obsłudze technicznej pokazu mikrofon i dołączył do Pauliny i Alexa. Chwilę
później podeszli do nich rodzice Marka. Krzysztof Dobrzański długo ściskał dłoń
syna.
–
Marek, to był naprawdę wspaniały pokaz. Jestem z ciebie dumny synu, bardzo
dumny. - Helena objęła Marka i wyszeptała mu do ucha.
–
Gratuluję synku. Uszczęśliwiłeś nas dzisiaj, szczególnie ojca. Spójrz na niego,
dawno nie był w tak dobrym humorze.
Marek uśmiechnął się serdecznie do matki.
– I
ja jestem szczęśliwy, że wszystko tak sprawnie poszło. Przyznam, że miałem
sporą tremę. Bałem się, że coś będzie nie tak, ale na szczęście udało się.
Teraz tylko musimy poczekać na wyniki sprzedaży kolekcji. Jak będą dobre, to
dopiero wówczas będę już całkiem spokojny.
- Na
pewno będą dobre. Już teraz kolekcja okazała się sukcesem – rzekła Helena
klepiąc go pokrzepiająco po ramieniu.
Oboje Febo stali w milczeniu słuchając tych
komplementów i o ile Paulina przytakiwała co chwilę słowom Dobrzańskiej tak
Alex stał w milczeniu zaciskając szczęki. Nie uszło to uwagi prezesa. Zaśmiał
się w duchu – Wściekaj się, wściekaj. Na
nic się zdały twoje intrygi. Nic na nich nie ugrałeś, „szwagrze”.
Pierwsze emocje już opadły. Przestrzeń sali
bankietowej wypełniła się muzyką. Na parkiecie pojawiły się bardziej odważne
pary. Paulina podeszła do Marka i z przylepionym, sztucznym uśmiechem zapytała.
– Zatańczysz
ze mną Marco?
–
Oczywiście, bardzo proszę – podał jej dłoń i poprowadził w stronę parkietu.
Tworzyli naprawdę piękną parę. Oboje wysocy, smukli. On w świetnie skrojonym,
ciemnym, markowym garniturze, ona w sukni koloru krwistej czerwieni.
Natychmiast znalazło się kilku fotoreporterów chcących uwiecznić na zdjęciach
ten obrazek. Wirowali przez moment w rytmie muzyki.
-
Marco? Dlaczego mi nie powiedziałeś, że to Brzydula będzie tłumaczem? Gdybym
wiedziała wcześniej, nigdy bym nie wyraziła na to zgody. - Oderwał się od niej.
-
Dlaczego? Nie podobała ci się w tej roli? Ja uważam, że poradziła sobie
świetnie i świetnie wyglądała. Poza tobą i Alexem wszyscy wydają się
zadowoleni.
-
Alexa w to nie mieszaj – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Ciekawe kiedy
zdążyła się tak zmienić? Chyba przeszła jakąś błyskawiczną operację plastyczną
– prychnęła ironicznie.
-
Paulina, a może już dosyć tych złośliwości w stosunku do niej, co? Ja naprawdę
jestem zmęczony tą twoją nieuzasadnioną niczym zazdrością. Jak ubierała się
niemodnie, naigrywałaś się z niej, teraz, gdy coraz bardziej pasuje do F&D,
też nie szczędzisz jej krytyki. O co ci tak naprawdę chodzi? Dziewczyna
sumiennie wykonuje swoje obowiązki. Jest rzetelna i pracowita. To najlepsza
asystentka jaką miałem od lat.
-
Sumienna? Chyba aż za bardzo. Więcej czasu spędzasz z nią niż z własną
narzeczoną, a to chyba nie powinno tak wyglądać, prawda? Poza tym niepotrzebnie
angażowała się tak bardzo w przygotowanie tego pokazu. Violetta też świetnie by
sobie poradziła.
-
Taaak. Violetta. Twoja przyjaciółka. Gdyby nie ona nie musielibyśmy z Ulą tak urabiać
się po łokcie i zarywać noce, żeby wyprowadzić ten kontrakt na prostą.
Rzeczywiście spisała się świetnie, wprost znakomicie – ironizował. -
Zarekomendowałaś ją jako najlepszą kandydatkę na stanowisko sekretarki, a
okazała się głupią, pustą i infantylną osobą. Od kiedy pod twoim naciskiem
zatrudniłem ją w firmie, przysparza jej nieustannie kłopotów, nie wywiązuje się
ze swoich obowiązków, bagatelizuje polecenia służbowe i dostaje pensję tylko za
to, że po prostu jest. Faktycznie, dzięki tobie mam idealną sekretarkę – nie
panował już nad swoim głosem podnosząc go coraz wyżej. Był wściekły, ona
również. Po raz kolejny stawał w obronie tej pokraki. Nie mogła już tego
znieść. Uwolniła się z jego ramion i odeszła zabierając po drodze z tacy
kieliszek szampana.
Marek rozejrzał się po sali. W najdalszym
jej kącie dostrzegł siedzące przy stoliku Alę, Izę, Elę i Ulę. Popijały
szampana i dzieliły się wrażeniami z pokazu. Postanowił do nich podejść, ale w
połowie drogi zatrzymał go Korzyński.
– Panie
Marku napije się pan ze mną za nasz sukces?- zapytał łamaną polszczyzną.
-
Oczywiście, będzie mi bardzo miło – przyjął od niego kieliszek szampana. – Za
sukces, który miejmy nadzieję przyniesie wymierne efekty. - Stuknęli się
kieliszkami i wychylili je.
- A
gdzież to podziewa się pańska narzeczona?
- Paulina?
Kręci się gdzieś po sali – wzruszył ramionami.
-
Czy miałby pan coś przeciwko, gdybym poprosił ją do tańca? - Marek wiedział, że
Paulina wpadła Rosjaninowi w oko. Wielokrotnie ją adorował i nie ukrywał swojej
fascynacji piękną Włoszką.
-
Nie, nie mam nic przeciwko. Proszę się dobrze bawić z kim tylko ma pan ochotę.
Pójdę już. Życzę panu udanego wieczoru - skłonił się nisko Korzyńskiemu i
powędrował do stolika dziewczyn.
-
Witam miłe panie. Jak się bawicie? – zagaił.
-
Bardzo dobrze – powiedziały zgodnym chórem – dziękujemy, a pan prezes? –
spytała odważnie Ela.
-
Aaa pan prezes też ma taki zamiar – odparł figlarnie z widocznymi ognikami w
oczach. Spojrzał na swoją asystentkę wyciągając rękę w jej kierunku.
-
Ula, mogę cię prosić do tańca? – Znowu na jej twarzy pojawiły się zdradliwe
wypieki. Opanowała się jednak szybko i wstała z krzesła podając mu jednocześnie
dłoń. Spokojna, liryczna muzyka wprowadziła ją w romantyczny nastrój. Znowu
utonęła w jego ramionach. On nie mógł oderwać od niej oczu. – Już dawno podejrzewałem, że jest ładna, ale
nigdy nie sądziłem, że mam do czynienia z prawdziwą pięknością. Nawet ten
aparat na zębach jakoś specjalnie nie przeszkadza. - Przesunął wzrok na jej
usta. – I te boskie usta, takie pełne,
jędrne, proszące o pocałunek… Dobrzański opamiętaj się, to Ula, twoja
przyjaciółka! – Z trudem panował nad emocjami, które nim targały. Już od
jakiegoś czasu zaskakiwał sam siebie tym, że gdy miał ją tak blisko nie
potrafił racjonalnie myśleć. Nie potrafił też zdefiniować tych uczuć. To nie
było zwykłe pożądanie. Znał dobrze to uczucie. Było tylko chęcią zaspokojenia
najniższych samczych instynktów. Na pewno na pierwsze miejsce wysuwała się
opiekuńczość w stosunku do niej. Kiedy była zagubiona łapał się na tym, że
najchętniej zamknąłby ją w swych ramionach, żeby uchronić ją przed szykanami
tego świata. Czy to był normalny odruch? Przyjacielski odruch? Sam się w tym
gubił.
Tańczyli od pół godziny bez przerwy i
zauważył na jej twarzy zmęczenie. Gdy wybrzmiały ostatnie akordy, postanowił
dać jej odetchnąć. Ujął ją pod ramię i skierował się do stołu zastawionego
przekąskami.
-
Zjedzmy coś Ula na pewno zgłodniałaś.
-
Trochę tak. Zmęczył mnie nieco ten taniec a ty powinieneś chyba zatańczyć z
Pauliną, bo za chwilę zaczną nas podejrzewać o Bóg wie, co.
-
Już z nią tańczyłem i nie wyszło mi to na zdrowie, zresztą nieważne…, spójrz -
kiwnął głową w kierunku parkietu, na którym w ramionach uszczęśliwionego
Korzyńskiego wirowała Paulina – Chyba się świetnie bawią, nie? – powiedział
zjadliwie. Nie skomentowała tego. Przez chwilę przyglądała się tańczącym.
-
Wiesz Marek ja chyba już będę wracać. Późno się zrobiło.
-
Odwiozę cię – zaproponował.
–
Nie możesz, piłeś – zauważyła przytomnie.
-
Ula, ja nawet nie wypiłem całego kieliszka szampana a to co wypiłem już dawno
dzięki tańcowi wyparowało mi z głowy – argumentował.
- No
dobrze, – rzekła bez przekonania – ale obiecaj mi, że będziesz jechał wolno i
nie szarżował na drodze.
Wyszczerzył się do niej w szerokim uśmiechu
i podniósłszy dwa palce powiedział.
– Przyrzekam
odstawić cię bezpiecznie do domu. Słowo skauta! – Parsknęła rozbawiona.
– W
takim razie pożegnam się jeszcze z dziewczynami i możemy jechać.
–OK,
będę czekał na zewnątrz.
Kiedy wyszła z rozgrzanej sali na powietrze
owionął ją chłodny wiatr sierpniowego wieczoru. Zadrżała a na ciele wykwitła
jej gęsia skórka. Rozejrzała się. W oddali dostrzegła Marka. Podeszła do niego
rozcierając dłońmi zmarznięte ramiona.
-
Trochę chłodno się zrobiło. Nic nie wzięłam ze sobą, żadnego swetra ani
żakietu…
-
Poczekaj chyba mam coś w bagażniku. Tymczasem wskakuj do samochodu.
Za chwilę dołączył do niej wręczając jej
swój niebieski sweter.
– Załóż
to. Na pewno zaraz się rozgrzejesz. - Zrobiła jak kazał. – To co, ruszamy?
–
Ruszamy.
Ostrożnie wyjechał z parkingu włączając się
do małego o tej porze ruchu na ulicach stolicy. Droga do Rysiowa zajęła mu
znacznie więcej czasu niż zwykle. Tak jak obiecał jechał wolno i ostrożnie.
Rozmawiali mało rzucając od czasu do czasu jakieś zdawkowe uwagi. Włączone
ogrzewanie w samochodzie i sweter Marka zrobiły swoje. Ciepło rozlewało się
rozkosznie po jej ciele, niemal ją usypiało. Mijał właśnie pierwsze zabudowania
miasteczka. Zerknął na nią.
–
Ula śpisz? – jego głos przywrócił ją do rzeczywistości.
–
Nie, nie śpię. Tak sobie rozmyślam.
- A
o czym? – drążył.
– A
tak ogólnie, o wszystkim – uśmiechnęła się łagodnie.
-
No, dotarliśmy – Marek wolno podjechał pod bramę i zatrzymał samochód.
Przekręcił się na siedzeniu, odpiął pas i spojrzał na Ulę.
–
Jutro nie chcę cię widzieć w biurze wcześniej niż o dziesiątej. Masz się
porządnie wyspać, należy ci się.
– Ale
Marek… - próbowała zaprotestować.
– Żadnych
sprzeciwów, to polecenie służbowe.
Zrobiła naburmuszoną minę, a on przysunął
się do niej jeszcze bardziej i z czułością odgarnął jej z czoła opadający
kosmyk włosów. Pogładził ją po policzku.
–
Ula nie złość się. Mało napracowałaś się przy tym pokazie? No rozchmurz swoją
śliczną buzię. – Podniosła powieki i spojrzała na niego. Przez usta przebiegł
cień uśmiechu.
– No
widzisz i od razu lepiej.
Był blisko, niebezpiecznie blisko. Znów
poczuła, że się rumieni, ale zanim zdążyła się opanować, on już przywarł do jej
ust. Zakręciło jej się w głowie. – Dlaczego
on to robi, czy nie rozumie, że każdy jego pocałunek budzi we mnie nadzieję? –
Nie miała jednak siły, żeby przerwać tę chwilę namiętności a gdy pogłębił pocałunek
już bez oporu rewanżowała mu się tym samym. Czuła jego ręce sunące po swoich
plecach a kiedy pocałunkami zjechał na szyję, zupełnie odpłynęła. Nie wiedziała
jak długo to trwało, ale kiedy dotarł do dekoltu, otrzeźwiała.
-
Marek…, Marek…, nie możemy… - ujęła jego głowę w dłonie i podniosła na wysokość
swoich oczu. Wpiła w niego wzrok i powtórzyła wolno.
–
Marek, nie możemy, Paulina… - Stopniowo docierało do niego to, co powiedziała.
-
Tak Ula, przepraszam, masz rację, nie powinniśmy, ale to było silniejsze ode
mnie, wybacz… - ujął jej dłoń i pocałował. Uspokajali oddechy.
–
Dobranoc Marek i dzięki za podwiezienie. Do jutra - kompletnie skołowana
otwierała drzwi od samochodu. Przyciągnął ją jeszcze raz delikatnie całując.
– Dobranoc
Ula. Dziękuję ci za dzisiejszy wieczór. Było cudownie. – Nie odpowiedziała.
Szybko wyskoczyła z auta i niemal biegiem ruszyła w kierunku domu. On odpalił
silnik i z zagadkowym uśmiechem wymalowanym na twarzy ruszył w kierunku
uśpionej Warszawy. Kiedy podjechał pod dom, zauważył ciemne okna. – Czyżby cię jeszcze nie było, kochanie? - Wjechał
na podjazd i pilotem zamknął bramę. – Lew
cię pewnie dorwał w swoje łapy i nie chce wypuścić – zaśmiał się w duchu.
Ze zdziwieniem stwierdził, że jest mu to obojętne. Żadnego uczucia zazdrości i
złości. Nic, kompletnie nic? – Chyba
powinienem być wściekły o to, że nie ma jej jeszcze w domu, a tymczasem jestem
szczęśliwy, że nie muszę wysłuchiwać kolejnych inwektyw pod moim adresem.
Po drodze do łazienki zrzucał z siebie
kolejne części garderoby. Odkręcił prysznic spłukując emocje dzisiejszego dnia.
Leżąc już w łóżku z rękami pod głową długo jeszcze myślał o słodkich ustach Uli,
głębi jej pięknych, chabrowych oczu. Pieszcząc w pamięci jej obraz zasnął.
Wpadła do domu jak burza zatrzaskując za
sobą drzwi. Nie potrafiła uspokoić tłukącego się w jej piersi serca. – Jak on mnie całował? Nigdy mnie tak nie
całował, nie tak! Czy to możliwe, że ujrzał we mnie kobietę? Taką do kochania?
Zachowywał się tak, jakby mnie pragnął. Nie mogę w to uwierzyć. Czy nie
obiecuję sobie zbyt wiele? Znowu dał mi nadzieję, że między nami może coś być.
Gdyby odwzajemnił moją miłość byłabym najszczęśliwszą osobą na świecie! A
Paulina? Rzuci ją dla mnie? Odwoła ślub? Nie…, to chyba niemożliwe. Muszę
stłumić w sobie to uczucie, bo to niczego dobrego nie wróży, wręcz przeciwnie.
Jutro z nim porozmawiam. Poważnie porozmawiam.
Następny dzień obfitował w pozytywne
recenzje prasowe i zdjęcia z pokazu. Ludzie nie przemęczali się pracą, za to
wszyscy namiętnie czytali gazety. Marek nie był wyjątkiem. Przerzucał stos dzienników,
które rano przyniosła mu Violetta. Pochlebne komentarze na temat kolekcji
sprawiły, że poczuł się spełniony. Rozpierała go duma i energia. Parę minut po
dziesiątej weszła do gabinetu Ula.
- O!
Ula, jesteś. Czytałaś? – wskazał na gazety piętrzące się na biurku. – Wiesz, że
nie ma ani jednego złego słowa o kolekcji! Same superlatywy!
- To
świetnie. Na to liczyliśmy, prawda? – odpowiedziała cicho. Podeszła do kanapy i
usiadła. Zdziwił go jej brak entuzjazmu. Spojrzał na nią i odniósł wrażenie, że
jest jakaś przygaszona i smutna. Westchnęła głęboko.
–
Musimy porozmawiać.
– No
dobrze, rozmawiajmy.
–
Ale nie tutaj, dobrze? Jeśli masz trochę czasu to chodźmy do parku. Nie zajmę
ci go wiele. – Jej przygnębiony głos zaniepokoił go.
– W
takim razie chodźmy - podniósł się zza biurka. - Powiem tylko Violetcie, że nie
będzie nas przez godzinę. Tyle wystarczy? - kiwnęła głową.
– Wystarczy.
Zjechali windą na dół w milczeniu i wyszli
wprost na słoneczną ulicę. Po jej drugiej stronie rozciągał się park. Ich park.
To tu przeprowadzali najważniejsze rozmowy, tu karmili kaczki i tu była ich
ulubiona ławka. Podeszli do niej i usiedli. Marek spoglądał na swoją asystentkę
z troską.
-
Ula czemu jesteś taka smutna? Czy coś się stało?
-
Tak i nie – odpowiedziała enigmatycznie. – Muszę cię o coś zapytać. Muszę
wiedzieć…, bo…, bo nie rozumiem – rozłożyła bezradnie ręce. - Powiedz mi,
dlaczego mnie całujesz, przytulasz i obejmujesz. Musisz przyznać, że ten
wczorajszy pocałunek nie był przyjacielski. Tak nie całują się przyjaciele –
dodała cicho. – Jeśli to tylko jakiś rodzaj zabawy z twojej strony, to muszę
cię prosić, żebyś przestał. Tak się nie robi Marek. Nie można igrać z cudzymi
uczuciami. Nigdy ci tego nie mówiłam, ale myślę, że ty wiesz lub się domyślasz,
że ja… - widać było, że wyrzucenie tego z siebie przychodzi jej z ogromną
trudnością – że ja… - zwiesiła głowę - kocham cię Marek. Od dawna. Dlatego nie
całuj mnie więcej i nie przytulaj. Ja nie chcę sobie robić nadziei, rozumiesz?
Nawet nie wiesz, że postępując w ten sposób krzywdzisz mnie, a ja nie chcę być
zabawką w niczyich rękach a w twoich szczególnie, bo tę krzywdę odczułabym
jeszcze bardziej boleśnie. Nie rań mnie…, proszę… - wyszeptała.
Na jej spoczywające na kolanach dłonie
spadły pierwsze łzy. Po chwili rozszlochała się na dobre spazmatycznie łapiąc
powietrze. Wstrząsnęło nim to wyznanie. Siedział jak skamieniały. Przez głowę
przelatywało mu tysiąc myśli. Zupełnie go zaskoczyła. Nie takiej rozmowy się
spodziewał. Otrząsnął się z pierwszego szoku i zamknął jej dłonie w swoich.
-
Ula, ja nigdy bym cię nie skrzywdził, nie mógłbym. Jesteś dla mnie kimś bardzo,
bardzo ważnym i naprawdę zależy mi na tobie. Nie chciałem, żebyś odebrała moje
pocałunki w taki negatywny sposób. Ja sam nie wiem tak naprawdę, co się ze mną
dzieje. Przy tobie tracę jasność myślenia i kieruję się impulsem. Wiele razy
próbowałem nad tym zapanować, ale nie zawsze mi się to udaje. Tak było właśnie
wczoraj. Bardzo cię za to przepraszam. Przepraszam, że nie rozumiem swoich
własnych uczuć. Muszę to sobie wszystko przemyśleć i poukładać w głowie i może
wtedy dojdę do jakichś konstruktywnych wniosków - objął ją ramieniem. – Proszę
cię Ula, nie płacz, twoje łzy sprawiają mi ból. - Ze ściśniętym sercem patrzył
na jej zapłakane policzki. Próbowała zatrzymać ten potok łez, ale
bezskutecznie. Wyjął z kieszeni chusteczkę i wytarł z jej twarzy resztki
makijażu wymieszane ze słoną wilgocią. Podniosła mokre powieki i popatrzyła na
niego. Zakłuło go w piersiach na widok tych dwóch lazurowych jeziorek, z
których wyzierał taki bezbrzeżny smutek i rozpacz. Odgarnął jej włosy z
zapuchniętej od płaczu buzi.
-
Ula, uwierz mi, że to, co powiedziałem przed chwilą, to najszczersza prawda.
Może nie doszedłem do ładu ze swoimi uczuciami, ale tego, że zależy mi na tobie
bardzo jestem pewien w stu procentach. Wiem, że to dla ciebie za mało, ale czy
możemy, przynajmniej na razie cieszyć się tym co mamy? Czy możesz się na to
zgodzić?
Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana – Czy on powiedział, że mu na mnie zależy?
Bardzo zależy? Czyli nie jestem mu obojętna? Może jednak on mnie kocha, tylko
nie potrafi tego nazwać? Chyba się zagubił i sam nie wie, co czuje.
– Dobrze
– wyszeptała drżącym głosem – zgadzam się. - Dostrzegła, jak jego źrenice
powiększają się, a na twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech. Przygarnął ją do
siebie i pocałował w skroń.
–
Dziękuję ci Ula. Dziękuję ci za to, że jesteś.
Posiedzieli jeszcze chwilę rozpamiętując w
myślach tę ważną dla nich obojga rozmowę, po czym wolnym krokiem udali się z
powrotem do firmy.
Po wyjściu z windy Ula poszła do łazienki
poprawić makijaż, a Marek powędrował do swojego gabinetu. – Chyba czas zająć się robotą – pomyślał.
Pozbierał w stosik dokumenty walające się na biurku i usiłował skoncentrować
się nad ich treścią. Nie wychodziło mu za bardzo. Ciągle w uszach brzmiało mu
wyznanie Uli „Kocham cię Marek. Od dawna”. – Szkoda, że nie mogę zrewanżować jej się tym samym. – Postanowił
jednak zrekompensować jej to w jakiś sposób. – Może kolacja, albo kino? Może wyjazd? Swoją drogą dobrze by nam zrobił.
Odpoczęlibyśmy. Pomyślę. Jakiś pomysł przyjdzie mi w końcu do głowy.
Drzwi gabinetu otworzyły się i do środka
wszedł Sebastian.
–
Cześć stary, od rana cię szukam. Gdzie ty się podziewasz?
–
Musiałem na chwilę wyjść z firmy a coś się stało, że tak rozpaczliwie mnie
szukasz? – zapytał ironicznie.
-
No, to ty mi powiedz. Wczoraj na bankiecie nie wypuszczałeś Brzyduli z ramion.
– Marek spiął się, gdy znowu usłyszał to pogardliwie brzmiące w ustach
Olszańskiego przezwisko.
–
Seba… - ten podniósł ręce w poddańczym geście.
– No
dobrze przepraszam, rzeczywiście wypiękniała. A swoją drogą z tym aparatem też
mogłaby coś zrobić. Zauważyłem wczoraj ten naszyjnik. Jednak na coś przydały
się błyskotki, które ci przyniosłem a tak się przed tym broniłeś. Ale dobrze
stary, dobrze. Pamiętaj, że najważniejsze są udziały a w ten sposób na pewno
zatrzymasz ją przy sobie.
– Udziały? Całkiem o nich zapomniałem – przeszło
mu przez myśl.
- A
Paulina? – ciągnął dalej Sebastian – Widziałem, że była wściekła, a potem
dorwał ją Korzyński, widziałeś? Szaleli chyba przez pół nocy na parkiecie.
-
Tak widziałem – rzucił obojętnie i po chwili dodał. – Nie wróciła na noc do
domu, dasz wiarę? – posłużył się ulubionym powiedzonkiem Violetty.
-
Żartujesz? Paulina, kobieta z zasadami nie nocowała we własnym łóżku, to w
czyim? – mina Olszańskiego wyrażała bezgraniczne zdumienie.
-
Nie wiem w czyim, pewnie zatrzymała się u Alexa. Szczerze powiedziawszy, mało
mnie to obchodzi. Pokłóciliśmy się wczoraj. Jak do tej pory nie dała znaku
życia a jest już po dwunastej.
Nagle usłyszeli stukot wysokich obcasów i
do gabinetu wparowała rozjuszona Paulina. Marek skurczył się w sobie. - Chyba wywołałem wilka z lasu - a na głos
powiedział – cześć kochanie…
-
Cześć. Sebastian mógłbyś zostawić nas samych? – zwróciła się do kadrowego.
- Tak,
tak, ja już wychodziłem, na razie Marek.
Paulina utkwiła swój przenikliwy wzrok w
twarzy Marka i wysyczała.
– Możesz
mi powiedzieć, gdzie tak nagle wczoraj zniknąłeś? Szukałam cię po całej sali –
dodała z wyrzutem.
- Ty
mnie szukałaś? Raczej świetnie się bawiłaś razem z Lwem – zakpił – i to chyba
do białego rana, bo ani wczoraj po powrocie do domu, ani dzisiaj, gdy się
obudziłem, nie odnotowałem twojej obecności.
Przystopował ją trochę tymi słowami.
Zaciskając dłonie przycupnęła na kanapie i spokojniejszym już głosem wyjaśniła.
– Nocowałam
u Alexa.
–
Oczywiście, jak mogłem się nie domyślić? - drwił dalej.
Zabolały ją jego słowa. Zacisnęła zęby, by
po chwili odparować.
– Mam
dosyć tej rozmowy. Powiem ci tylko jedno. Rzeczywiście świetnie się wczoraj
bawiłam i nie jest to twoja zasługa. Lew jest o wiele lepszym tancerzem niż ty
i o niebo lepszym partnerem do rozmowy w przeciwieństwie do ciebie.
Myślała, że mówiąc te słowa wywoła
przynajmniej niewielkie ukłucie zazdrości w sercu Marka, jednak rozczarowała
się. On skrzywił się tylko i ze stoickim spokojem rzekł.
– W
takim razie bardzo się cieszę, że tak wspaniale spędziłaś wczorajszy wieczór.
Nie takiej reakcji spodziewała się z jego
strony. Wściekła wstała z kanapy i szybkim krokiem z zadartym do góry nosem
wymaszerowała z gabinetu. Marek roześmiał się tylko głośno, ale po chwili
przyszła refleksja – To na tym ma polegać
nasz związek? Na ciągłych kłótniach i nieporozumieniach? Tak naprawdę to nie
możemy się dogadać już od dawna i to na żadnej płaszczyźnie. Różnimy się pod
każdym względem. Żadnych wspólnych pasji ani zainteresowań i ja mam z nią
przeżyć życie? Nie dam rady. Muszę coś z tym zrobić dopóki nie jest jeszcze za
późno. Tylko co na to rodzice? - Ich reakcji obawiał się najbardziej.
ROZDZIAŁ
5
Był koniec października. Coraz częściej
niebo zasnuwało się ciężkimi, ołowianymi chmurami, z których co rusz padał
deszcz. Liście już dawno straciły swoją zieloną intensywność i przyoblekły
brązowo-złociste barwy. Marek nie wyglądał na uszczęśliwionego. Wydarzenia
ostatnich tygodni utwierdzały go w przekonaniu, że oddalają się od siebie z
Pauliną coraz bardziej. Dziwiło go, że nadal tak uparcie i konsekwentnie
zajmuje się przygotowaniami do ślubu. – Nawet
gołębie zamówiła, co za idiotyczny pomysł. – On w ogóle nie przykładał do
tego ręki tak, jakby bezpośrednio go to nie dotyczyło. Jedyną pociechą były
rozmowy z Ulą jego promyczkiem i aniołem stróżem. Nie tak dawno podczas spaceru
w ich parku wyznał jej, że nie kocha Pauliny, ale zobowiązania jakie jego
rodzice złożyli nieżyjącym już rodzicom obojga Febo, nie pozwalają zrezygnować
mu z tego związku.
-
Nie wiem co robić Ula – powiedział przybity. – Do jednego doszedłem już na
pewno, że nie będę z nią szczęśliwy. To małżeństwo nie ma przyszłości i jeśli
do niego dojdzie ja na pewno przy niej wrócę do swoich starych nałogów. Znowu
będę ganiał za panienkami. Nie chcę tak żyć, to już nie jest życie dla mnie. –
Pogłaskała go po głowie a potem ujęła jego dłoń patrząc mu prosto w oczy.
–
Marek jesteś dorosły dlatego sam musisz wiedzieć, co jest dla ciebie najlepsze.
To ty powinieneś dokonać świadomego wyboru. Twoi rodzice i ich zobowiązania nie
mają z tym nic wspólnego. Oni nie przeżyją za ciebie życia. Pamiętaj też o tym,
że jeśli ty nie będziesz szczęśliwy w tym małżeństwie, to ona również. -
Podniósł głowę.
–
Naprawdę jej nie rozumiem – westchnął - i nie rozumiem tej chorej konsekwencji
dążenia za wszelką cenę do zawarcia tego małżeństwa. Po tylu zdradach,
szczeniackich numerach jakie jej robiłem nie mogę uwierzyć, że jej miłość do
mnie jest tak wielka, że postanowiła być ze mną za wszelką cenę. To nie jest
normalne Ula. Nie wierzę też w to, że ona naprawdę mnie kocha. Gdyby tak było,
szłaby ze mną ramię w ramię, wspierałaby mnie, a tymczasem ona ciągle staje w
obronie Alexa, zawsze trzyma jego stronę i jeszcze te udziały, które mu
sprezentowała. Czy ona tego nie widzi, że jej kochany braciszek utopiłby mnie
najchętniej w łyżce wody? – Był bardzo rozgoryczony i przez to wyglądał
żałośnie. Uli ścisnęło się serce. Współczuła mu i próbowała dodać otuchy.
–
Może nie będzie tak źle? Może powinniście porozmawiać ze sobą tak szczerze i
otwarcie? Wyznać, jakie macie oczekiwania względem siebie – uśmiechnął się do
niej smutno.
– To
nie wchodzi w rachubę Ula. Ja próbowałem wielokrotnie, ale ona zachowuje się
tak, jakby była inteligentna inaczej i w ogóle nie rozumiała, o co mi chodzi a
przecież mówimy jednym językiem. Naprawdę nie wiem jak mam z nią postępować –
westchnął. Spojrzał na zegarek. – Wracajmy Ula, późno jest. Odwiozę cię do
domu. – Przyjęła jego propozycję z wdzięcznością.
To było kilka dni temu a potem w F&D
rozpętało się prawdziwe piekło z Violettą w roli głównej, która zawarła pakt z
samym diabłem - Alexandrem Febo. Nie uzyskawszy od Marka zgody na umorzenie
długów, które zaciągnęła z firmowej karty, myśląc, że coś wskóra udała się
wprost do dyrektora finansowego. Ten wyczuwając rzadką okazję do pogrążenia
prezesa zgodził się umorzyć dług jego sekretarce pod warunkiem, że znajdzie ona
jakieś dowody, dzięki którym można będzie pozbawić go stanowiska. Opierająca
się początkowo takiemu pomysłowi Violetta mamiona obietnicami bez pokrycia
przez Alexa, zgodziła się. Tak długo szperała w sekretariacie, aż wreszcie
natknęła się na teczkę Pro-S leżącą w jednej z szuflad biurka Uli. Wprawdzie
prawie nic nie zrozumiała czytając treść schowanych tam dokumentów, ale ogólnie
uznała, że odkryła prawdziwą bombę. Zaopatrzona w dyktafon i ową nieszczęsną
teczkę poleciała do Febo. Chcąc się zabezpieczyć nagrała całą rozmowę z
dyrektorem finansowym, podczas której obiecał jej stanowisko dyrektora PR, umorzenie
długu i umowę na czas nieokreślony. Po tej deklaracji złożonej przez niego
Viola przyrzekła oddać mu teczkę jak tylko to wszystko dostanie na piśmie. Febo
zmełł przekleństwo w ustach, ale zgodził się. Zachwycona takim obrotem sprawy
Violetta ze śpiewem na ustach pognała do sekretariatu. Tam jednak jej mały
rozumek się opamiętał. Przeanalizowała jeszcze raz wszystkie za i przeciw, po
czym uznała, że nie może jednak zrobić takiego świństwa Markowi. Wparowała więc
do gabinetu i puściwszy na głos dyktafon przysiadła na jego biurku. Dobrzański
nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. To była ewidentna zdrada, próba
przekupstwa i działanie na niekorzyść firmy. Po konsultacji z Ulą, która była w
niemniejszym szoku niż pan prezes, ten ostatni postanowił niezwłocznie
porozumieć się z ojcem w celu zwołania w trybie pilnym posiedzenia zarządu.
Odwołał też wyjście na proszoną kolację z okazji kupna domu przez Alexa
tłumacząc Paulinie, że jej brat na pewno nie będzie miał ochoty na świętowanie.
Próbowała wyciągnąć od niego jakieś informacje, ale uciął wszelkie spekulacje
tłumacząc jej, że wszystko wyjaśni następnego dnia na zarządzie. Ona jednak uparcie
domagała się od niego wyjaśnień. W końcu zmęczony jej natarczywością
opowiedział, czego dopuścił się Alex. Nie mogła w to uwierzyć. Alex, jej
kryształowo czysty brat miałby się dopuścić tak obrzydliwej rzeczy jak próba
skorumpowania Violetty?
-
Nie wierzę w to rozumiesz, nie wierzę. Viola to sobie wy-my-śli-ła a to
nagranie na pewno sprokurowała, żeby pogrążyć Alexa.
-
Sprokurowała? Paulina, ona nawet nie ma zielonego pojęcia jak to zrobić.
-
Marco, proszę cię odwołaj to. Przeproś Krzysztofa i powiedz…
- Ja
mam przeprosić Krzysztofa? Ja nie mam za co go przepraszać, to nie ja
dopuściłem się zdrady wobec firmy, to twój brat będzie go jutro przepraszał.
-
Ale to na pewno jakieś nieporozumienie, które łatwo da się wyjaśnić – nie
poddawała się.
–
Oczywiście, że wyjaśnimy, ale przy udziale wszystkich członków zarządu - Marek
obstawał przy swoim.
-
Marco błagam cię nie rób mu tego… - przerwał jej brutalnie.
–
Paulina, litości. Nawet nie ma o czym mówić. To zbyt poważna sprawa, żeby
zamieść ją tak po prostu pod dywan. Nie proś mnie, bo nie ustąpię. Ten człowiek
jest chory. Cierpi na obsesję bycia prezesem. Robi mi różne świństwa, intryguje
poza moimi plecami i ja mam mu to puścić płazem? Nigdy w życiu. Poniesie
odpowiednie konsekwencje swoich czynów, bo zasłużył sobie na nie.
Jeszcze przez chwilę z niedowierzaniem
patrzyła na niego, w końcu odwróciła się i wybiegła z salonu wprost do sypialni
zatrzaskując z impetem za sobą drzwi. Uśmiechnął się z dziką satysfakcją. – Wreszcie cię dorwałem „szwagrze” i nie
odpuszczę.
Marek od rana miotał się po gabinecie jak
zranione zwierzę. Był wściekły, bo ledwie otworzył dzisiaj oczy, Paulina
ponownie zaatakowała go usiłując przekonać o niewinności brata. Miał jej dość.
Siedząca na kanapie Ula obserwowała jego bezowocne wysiłki wyciszenia emocji.
-
Ula, ja po raz pierwszy mam okazję się go pozbyć na dobre z tej firmy,
rozumiesz? Wyobraź sobie jak inaczej wyglądałaby nasza praca bez jego oddechu
za plecami. Prawdziwa sielanka, nie uważasz? Nie wiem tylko jak ojciec
zareaguje. Wiesz jego serce… - zawahał się.
-
Tak wiem, ale ty robisz dobrze. Nie możesz przemilczeć tej całej historii. Gdyby
to on był na twoim miejscu, nawet by się nie zastanawiał, prawda?
-
Prawda i to właśnie powiedziałem wczoraj Paulinie. Jak zwykle stanęła po jego
stronie.
– I
co, zrozumiała w końcu?
–
Chyba nie. Jest na mnie wściekła. On musi odejść a ona skoro tak bardzo go
kocha, może odejść razem z nim.
–
No, nie mówisz poważnie.
–
Ula, ja jestem śmiertelnie poważny. To zaszło za daleko, żebym miał mu teraz
odpuścić. Już dziesiąta, – stwierdził patrząc na zegarek - idę do
konferencyjnej, a ty trzymaj kciuki. – Zabrał z biurka dyktafon, w przelocie
musnął jej usta i wyszedł. Wysunęła się za nim z gabinetu i stanęła na
korytarzu obserwując konferencyjną przez przeszkloną ścianę. Widziała kamienną,
bladą twarz Pauliny i jej zaciśnięte dłonie, w które wbijała pomalowane na
krwisto czerwony kolor, długie, wypielęgnowane paznokcie. Widziała Krzysztofa
nerwowo poluźniającego krawat i odpinającego pierwsze guziki koszuli, jakby
brakło mu nagle powietrza, Alexa, już nie tak buńczucznego, siedzącego ze
zwieszoną głową i Marka, jej Marka, który z wielką determinacją wyłuszczał
wszystkie przewinienia dyrektora finansowego. – Koniec Alexa, koniec kłopotów, chociaż u Marka to one pewnie się dopiero
zaczną. Paulina mu tego nie wybaczy. - Zrobiło jej się go żal. Nagle drzwi
sali konferencyjnej otworzyły się. Wyszedł z nich Krzysztof żegnając się z
Markiem. Za nim szła Paulina z Alexem. Obrzuciła nienawistnym spojrzeniem Marka
i podążyła za bratem do jego gabinetu. Dobrzański spostrzegł stojącą na
korytarzu Ulę.
-
Chodź do mnie, musimy pogadać - objął ją w pasie i zaprowadził do gabinetu. Tam
rzucił się na kanapę.
– Jestem
kompletnie wypompowany Ula. Muszę stąd wyjść, bo oszaleję. Zabierzesz mnie na
zapiekanki? –zapytał z nadzieją.
-
Zabiorę – kiwnęła głową akceptując jego wybór.
Nasyceni jedzeniem wolno spacerowali
ciesząc się rzadką o tej porze roku słoneczną pogodą. Było wprawdzie chłodno,
ale nie padał deszcz. Marek szedł obok Uli intensywnie nad czymś rozmyślając. W
końcu przystanął i spojrzał na nią.
– Usiądźmy
gdzieś, dobrze?
Usiedli na najbliższej ławce. Zamknął jej
dłonie w swoich i zagaił.
–
Ula, Alex wyleciał. Zwolniło się przez to stanowisko dyrektora finansowego… - zawiesił
głos. - Byłbym szczęśliwy jeśli zechciałabyś je przyjąć – wypalił na jednym
wdechu. Spojrzała na niego zaskoczona.
– Ale
jak to…, ja? Ja miałabym zostać dyrektorem finansowym Febo&Dobrzański? Ja
nie nadaję się na to stanowisko – zaprotestowała.
-
Nadajesz się Ula i to bardzo. Nikt bardziej nie zasługuje na ten awans od
ciebie. Jestem przekonany, że poradzisz sobie świetnie tak jak ze wszystkim do
tej pory. Zgódź się, proszę – popatrzył na nią oczami małego szczeniaczka.
Chwilę się wahała, ale czy mogła mu odmówić? Pod wpływem jego spojrzenia zawsze
roztapiała się jak wosk.
–
Dobrze, zgadzam się. Wykorzystujesz sytuację, bo wiesz, że nie jestem w stanie
ci niczego odmówić. - Przyciągnął ją do siebie i przylgnął do jej ust składając
na nich czuły i pełen wdzięczności pocałunek.
–
Jeszcze dziś podpiszemy twoją nominację a po pracy porywam cię i nie pytaj,
dokąd, bo nie powiem. To będzie niespodzianka. Cmoknął ją w nosek.
–
Wracajmy.
Podobał jej się ten intymny klimat
restauracji w jakiej się znaleźli. Poszczególne stoliki oddzielone były od
siebie boksami. Umieszczone w nich wygodne kanapy w kolorze zielonego,
butelkowego szkła zapraszały gości. Rozsiedli się na nich i już po chwili
zjawił się kelner przyjmując od Marka zamówienie.
-
Pięknie tu – stwierdziła Ula rozglądając się po sali.
-
Miałem nadzieję, że ci się tu spodoba.
Gdzieś w tle usłyszała muzykę. Zrelaksowała
się i odprężyła. Dużo dzisiaj się wydarzyło. Najpierw zwolnienie Alexa, potem
jej awans i czułe pocałunki Marka. Powoli przywykała do nich podobnie jak do
dotyku jego rąk i silnych męskich ramion, które sprawiały, że czuła się w nich
tak bezpiecznie. Marek też wydawał się rozluźniony a nie tak spięty jak jeszcze
dzisiaj rano. Nareszcie mógł odetchnąć, bo pozbył się największego intryganta z
firmy. Uśmiechnął się do Uli. Był jej wdzięczny za to, że od kiedy ją zatrudnił
zawsze przy nim trwała bez względu na to, czy było dobrze, czy źle. Wspierała i
pocieszała go w najgorszych momentach. Już nie wyobrażał sobie, że miałoby jej
zabraknąć w jego życiu. Stanowiła integralną jego część. Nigdy nie zdoła
odwdzięczyć się jej za słowa otuchy podtrzymujące go na duchu w najbardziej
krytycznych chwilach, za budującą wiarę w niego nie jako prezesa, ale jako
człowieka i za jej wielką, rzadko spotykaną u innych dobroć. Z atencją ucałował
jej dłoń. Spojrzała na niego zdziwiona.
– Dziękuję
ci Ula za to, że jesteś przy mnie i mnie wspierasz. - Znowu to znajome ciepło
napływającej na policzki krwi. Skromnie spuściła wzrok.
– To
naprawdę nic takiego Marek i nie masz za co mi dziękować. Inna będąc na moim
miejscu zrobiłaby to samo.
–
Nieprawda Ula. Przecież przed tobą miałem inne asystentki, ale żadna z nich nie
zrobiła dla mnie tyle co ty.
Pojawił się kelner i ustawił przed nimi
zamówione potrawy. Były naprawdę pyszne, więc skupili się na nich niewiele
rozmawiając. Po zjedzonej kolacji delektowali się jeszcze wybornym winem.
-
Wiesz, Terlecki dzisiaj dzwonił.
–
Tak? A co chciał.
–
Nie wiem, ale nalegał na spotkanie. Umówiłem się z nim na jutro rano, więc spóźnię
się trochę. Zresztą ty i tak musisz na mnie zaczekać, bo jak wrócę to
przeprowadzimy cię do nowego gabinetu, pani dyrektor – błazeńsko zakończył. Popatrzyła
na niego z niepokojem.
-
Marek, a nie mogłabym zostać tu, gdzie jestem? W gabinecie Alexa jest jakoś
dziwnie. – Uśmiechnął się do niej rozbawiony.
–
Ula pomyśl jak to będzie wyglądało. Dyrektor finansowa siedząca w sekretariacie
prezesa, to niedorzeczne. Zobaczysz, przyzwyczaisz się. Wstawimy ci kilka
doniczkowych kwiatków, żeby rozgrzać tę lodową atmosferę jego gabinetu –
uścisnął jej uspokajająco dłoń. – Będzie dobrze.
Odetchnęła. – Może rzeczywiście ma rację a ja robię z igły widły? Nie będę się
martwić na zapas.
- Ula,
chciałbym ci coś ofiarować. Wiem, że jesteś osóbką bardzo skromną i raczej na
co dzień nie nosisz takich rzeczy…, - wyciągnął z kieszeni niewielkich
rozmiarów prostokątne pudełko - ale proszę cię przyjmij to ode mnie jako drobną
namiastkę mojej wdzięczności. Ja wiem, że to nic wielkiego, ale bardzo bym
chciał, żebyś to nosiła – zaintrygowana patrzyła jak z pudełka wyłuskuje
delikatną, niezwykle misterną, srebrną bransoletkę.
–
Marek – wyksztusiła przez ściśnięte gardło - jest piękna, ale ja naprawdę nie
mogę jej przyjąć, bo jest zbyt cenna.
–
Ula, - popatrzył na nią błagalnie - proszę nie rób mi tego, nie odmawiaj mi.
Zobacz jak pięknie wygląda na twojej ręce – kończył właśnie zapinać malutki
zamek.
–
Dobrze, przyjmuję, ale obiecaj mi, że to będzie już ostatni taki drogi
upominek. Wiesz dobrze, że nie potrzebuję ich i tak zawsze będę po twojej
stronie, nie musisz obsypywać mnie prezentami.
-
Wiem i tym bardziej doceniam, że go przyjęłaś. – zakończył, delikatnie całując
jej usta.
Seba – ratuj! - krzyknął Marek rozpaczliwie,
wpadając do gabinetu Olszańskiego. Ten oderwany tak brutalnie od gry
komputerowej niemal spadł z krzesła. „Game over”, „game over” dało się słyszeć
od strony komputera.
– A
niech to… – zaklął pod nosem. Spojrzał półprzytomnie na rozedrganego Dobrzańskiego.
– Co
jest? Stało się coś? – Marek nerwowym ruchem ściągnął z siebie płaszcz i rzucił
teczkę na krzesło.
-
Nie jest dobrze Seba, nie jest dobrze. Powiedziałbym nawet, że jest fatalnie.
Wracam właśnie ze spotkania z Terleckim. StartSport chce rozwiązać z nami umowę
– wyrzucił z siebie jednym tchem.
-
Ale jak to rozwiązać, dlaczego?
-
Terlecki dał mi raporty finansowe z dwóch miesięcy. Stary, sprzedaż poleciała
na łeb na szyję. Wyniki są fatalne, katastrofalne wręcz. Próbowałem mu
tłumaczyć, że jest kryzys i wszystkie firmy odnotowują spadki, ale nawet nie
chciał mnie słuchać. Powiedział, że Korzyński jest zły, bo po tak wielkim
sukcesie jakim okazał się pokaz, spodziewał się znacznych zysków a tu klapa.
Dał nam miesiąc na poprawienie wyników jak się nie wyrobimy zrywa kontrakt. - Oczy
Dobrzańskiego niemal wyszły z orbit a źrenice były wielkości spodków. Był
przerażony.
– Co
ja mam robić Seba? Za dwa tygodnie jest posiedzenie zarządu. Ja nie mogę im
przedstawić tego raportu, bo mnie rozszarpią. Alex nadal ma pięćdziesiąt
procent udziałów i tylko czeka, żeby przejąć władzę. – Olszański uruchomił
szare komórki i zaczął intensywnie myśleć.
–
Raport na zarząd przygotowuje dyrektor finansowy, tak?
– No
tak i co z tego.
– To
z tego, że skoro nie możesz pokazać tych wyników, to trzeba je trochę
podrasować.
- Co
ty zgłupiałeś? Przecież Ula nigdy się nie zgodzi na to fałszerstwo. Jest zbyt
uczciwa.
- No
właśnie i tu zaczyna się twoja rola.
–
Moja rola? Że niby co…?
–
Marek, czy ja muszę cię uczyć takich rzeczy? Wyjedź z nią gdzieś na weekend,
zabajeruj, uwiedź, obdaruj niezawodnym zestawem prezentów a wtedy zmiękczysz ją
i zrobi wszystko, co tylko zechcesz. – Marek popatrzył na niego jak na wariata.
– Ty
chyba nie sądzisz, że ja mógłbym ją wykorzystać w ten sposób?
–
Człowieku! Nie masz wyjścia. To jest wyższa konieczność. Poświęcasz się dla
dobra firmy i swoich udziałów też! Zresztą może być całkiem przyjemnie. Już nie
jest taka brzydka jak kiedyś tylko ten aparat… - wyszczerzył zęby w ironicznym
uśmiechu.
-
Wiesz co? Jesteś obrzydliwy. Idę do siebie, muszę pomyśleć. - Już na korytarzu
doszedł do jego uszu ociekający jadem głos Pauliny.
-
Gratuluję pani awansu. Mam nadzieję, że docenia pani to, co ta firma dla pani
robi i liczę, że godnie zastąpi pani mojego brata.
–
Postaram się – odpowiedziała Ula zauważając nadchodzącego Marka.
- Co
się tu dzieje? – skierował pytanie do Pauliny.
-
Nic się nie dzieje. Właśnie pogratulowałam pani Cieplak awansu. Możemy
porozmawiać?
–
Proszę - wskazał jej drzwi do gabinetu, puścił oczko do Uli i wszedł za
Pauliną.
– To
o czym chciałaś rozmawiać? – spytał głosem zupełnie wypranym z emocji.
– O
ślubie.
– O
ślubie? A co z nim? Przecież trzymasz rękę na pulsie i nic nie umknie twojej
uwagi – nie mógł się powstrzymać od kpiącego tonu.
-
Trzymam, owszem, ale pragnęłabym też, żebyś i ty wykazał jakiekolwiek
zainteresowanie, bo jak do tej pory sprawiasz wrażenie, jakby ci nie zależało
na nim kompletnie – przyjęła wyzywającą postawę założywszy ręce na piersiach.
– Bo mi nie zależy, – pomyślał – kompletnie. - A czego ode mnie
oczekujesz? Mam wybrać kolor zastawy, czy fason sukien dla druhen?
–
Nie bądź bezczelny! Wszystko jest na mojej głowie a ty nie pomagasz mi w
niczym!
– Bo
straciłem do tego serce. Mówiłem ci wielokrotnie, że chcę skromnego ślubu, ale
taka kobieta z klasą jak ty musi mieć tłum gości. A tak a’propos doliczyłaś się
wreszcie ich liczby? Ilu ich będzie siedmiuset, czy może tysiąc? - ta rozmowa
drażniła go coraz bardziej.
Wiedziała, że ją prowokuje. Była niemal na
granicy furii i ostatkiem sił hamowała gniew.
– Na
sobotę umówiłam nas z organizatorką, żeby dograć szczegóły.
– Na
sobotę? W sobotę nie mogę przecież.
– Jak
to, przecież? Masz inne plany?
-
Tak. Wyjeżdżam.
–
Wyjeżdżasz? A dokąd, jeśli można wiedzieć? – była niemile zaskoczona.
-
Mam objazd po szwalniach. Umówiłem się na rozmowy w sprawie oszczędności.
- To,
kiedy zamierzasz wrócić?
– W
poniedziałek przed południem powinienem już być.
-
Mam nadzieję, że jedziesz sam?
–
Tak sam, a co chcesz dołączyć? – Prychnęła głośno na tak absurdalny pomysł.
–
Dobrze, jedź i wracaj szybko.
–
Postaram się – zakończył już łagodnie. Kiedy opuściła gabinet, szybko uruchomił
internet. Wyszukał interesującą ofertę w miejscowości położonej kilkanaście
kilometrów od Warszawy i zrobił rezerwację. Zatarł ręce z zadowolenia. – Teraz tylko muszę przekonać Ulę do tego
wyjazdu, ale najpierw pomogę jej w przeprowadzce. Wyszedł z gabinetu i zobaczył Ulę pakującą do pudeł
ostatnie drobiazgi.
-
Spakowałaś się już? Szybka jesteś. Wezmę to większe i cięższe pudło, ty weź to
lżejsze i możemy iść.
W pokoju należącym jeszcze wczoraj do Alexa
rzeczywiście wiało chłodem. Pomógł jej rozpakować rzeczy i zadzwonił po
informatyka, żeby podłączył jej komputer. Usiedli na fotelach czekając na
niego. Nie wiedział jak zacząć rozmowę. W końcu przełamał się i zaczął
niepewnie.
- Ula,
pomyślałem sobie… Tyle pracy włożyliśmy w ten pokaz, tyle się napracowaliśmy,
że obojgu przydałaby się jakaś chwila wytchnienia. – Słuchała go uważnie, ale
wyczuła w jego głosie napięcie. – Chciałem ci zaproponować wspólny weekend za
miastem. Urocze, ciche miejsce idealne na zregenerowanie sił. Co ty na to? - Zaskoczył
ją. Nigdy nie sądziła, że mógłby jej zaproponować coś takiego. – Wspólny weekend z Markiem! To jak wisienka
na torcie, jak spełnione marzenie, ale czy możemy sobie na to pozwolić? – Nieudolnie
zaczęła się przed tym bronić.
-
Marek, ale mamy tyle pracy… Niedługo zarząd. Dostałeś raport od Terleckiego?
–
Dostałem i później ci go dam, a teraz nie zmieniaj tematu – pogroził jej
palcem. – Praca i raport to tylko wymówki. Równie dobrze możemy popracować nad
raportem tam, na miejscu, a poza tym to polecenie służbowe – użył koronnego
argumentu.
-
No, jeśli to polecenie służbowe, to chyba nie mam wyjścia.
–
Żadnego… - pocałował ją namiętnie.
W sobotę o siódmej rano Marek podjechał pod
dom Cieplaków. – Całe szczęście, że nie
pada – pomyślał. Wyjął telefon i po chwili w słuchawce usłyszał głos Uli.
– No
Ula ja już jestem i stoję pod domem, a ty jesteś gotowa?
-
Tak, tak, gotowa, zaraz do ciebie przyjdę – złapała torbę podróżną i jeszcze
wsunęła głowę do kuchni. – To ja lecę tato. Trzymaj się i pożegnaj ode mnie
dzieciaki.
-
Uważaj na siebie córeczko. Jedźcie ostrożnie.
-
Dobrze tato, to pa, do poniedziałku.
Zobaczyła opartego o samochód Marka. Gdy ją
dostrzegł podbiegł i odebrał od niej bagaż, całując ją jednocześnie w policzek.
Uśmiechnęła się do niego promiennie ukazując rząd śnieżnobiałych, równych
zębów. Oniemiał.
–
Ula! Nie masz aparatu! Wyglądasz cudownie – rzucił torbę do bagażnika i obejmując
ją w pasie zakręcił się parę razy dookoła własnej osi.
–
Uspokój się wariacie – chichotała – Nic ci wczoraj nie mówiłam, bo chciałam ci
zrobić niespodziankę.
–
Zrobiłaś i to jaką! – wymruczał jej seksownym głosem do ucha, aż ugięły się pod
nią nogi, a po ciele przebiegł dreszcz.
- To
co? Wskakuj do auta i ruszamy, szkoda marnować czas.
W radosnych nastrojach mijali drogowskaz z
napisem Rysiów.
ROZDZIAŁ
6
Podróż nie była długa. Umilali ją sobie
żartami i wyśmiewali powiedzonka Violetty. Cieszyli się swoim towarzystwem,
dość dobrą pogodą jak na tę porę roku i perspektywą dwóch cudownych dni tylko
we dwoje. Po obu stronach drogi, którą jechali dominowały lasy, co oznaczało,
że opuścili już tereny gęsto zabudowane. W pewnym momencie Marek skręcił w
prawo i zjechał z głównej drogi. Krajobraz był dość monotonny. Otuliły ich
strzeliste sosny a w powietrzu dominował wyraźny zapach żywicy. Ula z przyjemnością
wciągnęła mocno powietrze do płuc delektując się leśnym zapachem. Marek
spojrzał na nią z ukosa i uśmiechnął się pod nosem. Był zadowolony chociaż to
słowo nie w pełni oddawało jego nastrój. Rozpierała go radość z faktu, że może
tu być z nią i dlatego, że wyglądała na szczęśliwą. Las przerzedził się.
Najwyraźniej dojeżdżali. Przed sobą ujrzeli spory budynek zbudowany z bali a w
niedalekiej odległości od niego lśniło złotą taflą niewielkie jezioro. Uli
zaświeciły się oczy.
-
Marek! Jak tu pięknie! – Na jego twarzy wykwitł uśmiech i dwa słodkie dołeczki.
-
Czułem, że ci się tu spodoba. Chyba lubisz takie klimaty, co?
-
Uwielbiam! W takich warunkach najbardziej wypoczywam. Dziękuję ci, że mnie tu
przywiozłeś – powiedziała uszczęśliwiona obracając w jego kierunku rozradowaną
twarz.
Podjechał bliżej budynku i zaparkował w
pobliżu.
-
Zameldujmy się najpierw Ula a potem wrócimy po bagaże. – Skinęła głową z
aprobatą. Weszli do środka i podeszli do recepcji znajdującej się na wprost
drzwi wejściowych.
- Dzień
dobry. Zamówiłem tu rezerwację na nazwisko Dobrzański…
-
Tak, tak, chwileczkę… - recepcjonistka przejechała palcem wzdłuż nazwisk
zapisanych w księdze gości.
-
Tak, rzeczywiście jest. Pokój dwuosobowy z widokiem na jezioro, zgadza się?
-
Tak, zgadza. - Ula odwróciła się do niego i cichym szeptem zapytała.
-
Tylko jeden pokój? – Zmieszał się i poczuł niepewnie.
-
No, bo pomyślałem sobie, że skoro już razem mamy spędzić ten weekend… Jeśli ci
nie pasuje to zmienię rezerwację. - Oblała się rumieńcem, spuściła wzrok i
jeszcze ciszej wyszeptała.
-
Nie, nie w porządku. Niczego nie zmieniaj.
-
Jesteś pewna? – obserwował z rozczuleniem jej zażenowanie zaistniałą sytuacją.
–
Tak, jestem.
Odebrał od recepcjonistki kartę magnetyczną
od pokoju.
-
Pokój numer jedenaście, pierwsze piętro, proszę bardzo.
-
Dziękuję. Chodź Ula, zobaczymy najpierw pokój.
Weszli schodami na górę wprost do
niedługiego korytarza i odnaleźli drzwi z numerem jedenastym. Otworzył zamek i
puścił ją przodem. Nie liczyła na to, że pokój okaże się całkiem dużym
apartamentem z ogromnym tarasem wychodzącym wprost na taflę jeziora. Ostrożnie
otworzyła szklane drzwi i wyszła na zewnątrz. Jak zauroczona patrzyła na
otaczający ją widok. Rozrzuciła ramiona na boki, przymknęła oczy i z lubością
kontemplowała ciszę i świeże, żywiczne powietrze. Pociągnęła nosem. Czuła się
cudownie. Marek cicho podszedł do niej i oplótł ją ramionami. Przywarła do
niego. Było jej tak dobrze, tak bezpiecznie. Obróciła głowę w kierunku jego
twarzy.
-
Dziękuję ci, że mnie tu przywiozłeś. Nigdy nie byłam w takim pięknym miejscu.
Jest takie spokojne i daje ukojenie.
Nie pozwolił jej mówić. Obrócił ją do
siebie i zaczął całować. Początkowo pocałunki były lekkie jak muśnięcie
piórkiem, potem żarliwsze i bardziej namiętne. Oderwała się od niego łapczywie
łapiąc oddech. Znowu płonęły jej policzki.
-
Bagaże Marek. Musimy iść po bagaże - powiedziała skonsternowana.
- A
tak, masz rację. To wiesz, co? Ty się tu rozejrzyj a ja przyniosę obie torby,
dobrze? – Skinęła głową. - Zaraz wracam.
Weszła z powrotem do środka. Pokój był
naprawdę ogromny. Pod jedną ze ścian ustawiono dwa łóżka łącząc je ze sobą.
Wyglądały na stylowe. W skład kompletu wchodził jeszcze niewielki, okrągły
stolik, przy którym przycupnęły dwa fotele zdobione podobnie jak wezgłowia
łóżek. Po przeciwnej stronie stała komoda i szafa. Przeszła dalej do łazienki.
Jej wielkość też była imponująca. Na środku królowała pokaźnych rozmiarów wanna
z hydromasażem. - Spokojnie zmieściłyby
się w niej ze cztery osoby – pomyślała ze zdziwieniem. Dostrzegła też
kabinę brodzika a na szafce przy umywalce piętrzące się śnieżnobiałe ręczniki i
ułożone w kostkę dwa grube frotowe szlafroki. – Zanim Marek wróci to zdążę wziąć prysznic. - Nie namyślając się
dłużej rozebrała się i weszła do kabiny zlewając się ciepłą wodą. Gorący
prysznic odprężył ją i zrelaksował. Tymczasem Marek objuczony torbami wszedł do
pokoju, rzucił je na jedno z łóżek i rozejrzał się.
-
Ula! Ula! – Odpowiedziała mu cisza. – Dokąd
ona poszła? – stanął zdezorientowany na środku pokoju. Nagle do jego uszu
dobiegł szum wody. Energicznie otworzył drzwi do łazienki.
-
Ul…a – dokończył na wdechu. Stała w kabinie prysznicowej tyłem do niego. Nawet
nie słyszała jak wszedł a on przyglądał jej się jak urzeczony. Krople wody
spływały po jej nagim ciele na dno brodzika. Przełknął ślinę, bo poczuł dziwną
suchość w gardle. Zrobiło mu się gorąco. Szybko zamknął z powrotem drzwi
łazienki i oparł się o nie. Zacisnął powieki. Nawet w snach nie wyobrażał
sobie, że może być taka piękna i seksowna. Cudowna linia pleców, wąska talia,
pięknie wyrzeźbione pośladki i te niesamowicie długie, zgrabne i smukłe nogi.
Musiał się uspokoić. Wziął głęboki oddech i podszedł do komody, na której stały
butelki z wodą mineralną. Nalał pełną szklankę i wypił duszkiem. Odetchnął.
Musiał przyznać, że widok jej nagiej niemal zwalił go z nóg. Postanowił
rozpakować bagaże, żeby czymś innym zająć myśli. Kończył już wieszając ostatnie
rzeczy w szafie, gdy z łazienki w białym szlafroku wyszła Ula.
- O!
Wróciłeś już i nawet rozpakowałeś rzeczy! Jesteś kochany!
To ostatnie zdanie było spontaniczne i
dopiero po chwili zdała sobie sprawę jak to zabrzmiało. Poczuła się niezręcznie
i zmieszała się. Podszedł do niej z roziskrzonymi oczami taksując spojrzeniem
całą jej sylwetkę. Objął ją w pasie i odgarnął z twarzy mokre pasma włosów.
- To
co? Ja też wezmę szybki prysznic i pójdziemy na jakiś mały rekonesans.
Obejrzymy okolicę. W recepcji widziałem chyba foldery. Zobaczymy jakie atrakcje
tu serwują, zgoda?
- Mhmm.
Ja tylko szybko wysuszę włosy i przebiorę się w coś wygodnego a ty idź do
łazienki.
- OK
– cmoknął ją w policzek i wypuścił z objęć.
Czuła się przy nim jak ktoś wyjątkowy a
przynajmniej on ją tak traktował. Sprawiał wrażenie jakby chciał jej uchylić nieba.
Miły, dobry, opiekuńczy, troskliwy… Czy nie tak zachowuje się człowiek
zakochany? Bardzo mocno pragnęła w to wierzyć. Budowała w sobie nadzieję, że w
końcu zdobędzie się na ten krok i będzie miał na tyle odwagi, siły i
determinacji, by odejść od Pauliny, której przecież jak twierdził, nie kocha. A
ją kocha? Nigdy nie usłyszała od niego tych słów, choć Bóg świadkiem, pragnęła
tego z całej duszy. Nie wywierała na niego nacisku, żeby składał jej jakieś
deklaracje, bo uznała, że jeśli on cokolwiek do niej czuje to w końcu jej to
wyzna.
Wesołe pogwizdywanie dochodzące z łazienki
ocknęło ją z tych rozmyślań. Wyłączyła suszarkę. Ubrana w jeansy i ciepły golf
była gotowa do wyjścia. Marek wyszedł z łazienki też kompletnie ubrany w luźny
sportowy strój. Spojrzał na nią i uśmiechnął się.
-
Pięknie wyglądasz.
- Ty
też niczego sobie – oddała komplement. Roześmiali się serdecznie.
-
Idziemy, tak?
-
Chodźmy.
Wyszli z hotelu trzymając się za ręce
zaopatrzeni w folder reklamujący to miejsce. Spacerkiem podeszli aż nad brzeg
jeziora.
-
Popatrz Marek tu też są kaczki. Szkoda, że nie mamy przy sobie bułki.
Nakarmilibyśmy je – Ula tryskała dobrym humorem.
-
Może będzie jeszcze okazja – uspokoił ją Dobrzański. Objął ją ramieniem i
nieśpiesznie poszli wzdłuż jeziora. Nie mówili nic tylko łapczywie chłonęli
wzrokiem piękno tego miejsca i spokój. Gości było niewielu. Sezon się skończył
i ci nieliczni przyjechali tu tylko po to, żeby złapać trochę dystansu, oddechu
i nowych sił do czekającego ich pracowitego, następnego tygodnia.
Przeszli już spory kawałek drogi i Marek
stwierdził, że trzeba wracać. Był głodny i podejrzewał, że Ula pewnie też. Była
już pora obiadowa.
-
Ula, zawróćmy. Trzeba zjeść jakiś obiad. Ciekawe co serwują? Mam nadzieję, że
coś dobrego. Najchętniej zjadłbym coś prostego, niewyszukanego. Choćby gołąbki
albo pierogi.
-
Lubisz pierogi?
-
Uwielbiam, ale nie jadam ich zbyt często. Wiesz, Paulina… Ciągle zarzuca mi
plebejski gust.
- Ja
jak mam problem lub jestem w stresie to robię pierogi w hurtowych ilościach.
Czasami mojej rodzinie wychodzą już bokiem. Na szczęście jest jeszcze Maciek,
który może zjeść tyle ile sam waży – roześmiała się na myśl o przyjacielu i
jego niezaspokojonym apetycie.
-
Nigdy mi o tym nie mówiłaś? Naprawdę cię to uspokaja?
-
No, może nie do końca, ale na pewno pomaga przemyśleć różne rzeczy i znaleźć
dobre rozwiązanie.
-
Chciałbym ich kiedyś spróbować –uśmiechnął się na samą myśl.
- Na
pewno będzie okazja. Problemów nam przecież nie brakuje, prawda? – rozchichotała
się. Zawtórował jej.
-
Tak, najszczersza.
Hotelowy jadłospis nie zawiódł ich. Można
było wybierać do woli. Od owoców morza i ryb przez cały wachlarz różnych mięs i
dań mącznych. Marek z satysfakcją odkrył, że pierogi też są.
- To
co Ulka, zamawiamy te pierogi?
- Ty
sobie zamów, ja na razie mam ich dość. Wezmę gołąbki, bo dawno ich nie jadłam.
Złożyli zamówienie i już po chwili postawiono przed nimi parujące dania. W
pewnym momencie Marek wyprostował się i odrzucił sztućce.
-
Mam dość. Te porcję są jak dla furmana. Już nic więcej w siebie nie wepcham – złapał
się teatralnie za brzuch. Rozbawiło to Ulę.
-
Powinieneś codziennie serwować sobie taką porcję, może byś trochę przytył. – Pogroził
jej palcem.
-
Sugerujesz, że jestem za chudy?
-
No, trochę…
-
Ula, ja nie jestem chudy tylko szczupły a to zasadnicza różnica. Poza tym chyba
mam ciasną skórę – roześmiał się. – A te gołąbki dobre?
-
Pyszne, ale ja też mam już dość. Nie dam rady… Zamówmy sobie kawę, może
przetrawimy dzięki niej chociaż część tego obiadu. Najchętniej wypiłabym ją w
pokoju, jeśli nie masz nic przeciwko. Mam taki pełny brzuch, że na chwilę muszę
się położyć.
-
Dobrze, w takim razie zamówimy ją do pokoju.
Przekroczywszy próg apartamentu Ula od razu
skierowała swoje kroki w stronę łóżka i padła na nie.
-
Matko, nie mogę się ruszyć. Objadłam się jak bąk - przekręciła się na plecy. Ułożył
się obok niej kładąc rękę na jej brzuchu. Znieruchomiała i spojrzała na niego z
niemym pytaniem w oczach.
-
Pomasuję ci brzuch, może poczujesz się lepiej – uspokoił ją. Przysunął się
bliżej zataczając kółka dłonią od miejsca pod piersiami i schodząc coraz niżej.
Spięła się. To był bardzo intymny gest. Nie była przyzwyczajona do takiej
bliskości. Ręka Marka poczynała sobie coraz śmielej. Właśnie wjechała pod sweter
Uli. Zadrżała. Wyczuł to. Nie mógł się nadziwić w jaki sposób reaguje na jego
dotyk.
-
Marek…
-
Ciii… - Musnął jej usta, zjechał na policzek a następnie na szyję. Miała mętlik
w głowie. – Co on wyprawia? Czy on chce…
Czy ja chcę… Boję się… Ja przecież nigdy nie… Nie!
-
Marek… Marek! – krzyknęła. – Nie możemy…, Paulina. – Na wpółprzytomny oderwał
się od niej nie rozumiejąc.
- Co
Paulina?
- Ja
tak nie mogę…, rozumiesz. Ty nadal z nią jesteś. – Dopiero teraz dotarły do
niego jej obawy.
-
Ula, Pauliny już nie ma.
-
Jak to, nie ma?- Odwrócił od niej wzrok i spojrzał w okno zamyślony.
- No
zwyczajnie, nie ma. Po zarządzie nie zobaczysz jej już więcej i ja też nie. Mam
jej serdecznie dość. Mam dość permanentnych awantur, podejrzeń i gróźb. To mnie
wykańcza. Ona mnie wykańcza. Jeśli tak ma wyglądać nasz związek to ja się z
niego wypisuję.
- A
twoi rodzice? Jak to przyjmą? – spytała niepewnie.
-
Pewnie źle, ale w końcu będą musieli się z tym pogodzić. Nie martw się.
Wytrzymamy do zarządu a potem wyjaśnię całą sytuację. - Usłyszeli pukanie do
drzwi. - To pewnie kawa, pójdę odebrać – wstał z łóżka i poszedł otworzyć
drzwi. Na niewielkim stoliczku zaopatrzonym w kółka zobaczył dzbanek z kawą i
dwie małe filiżanki.
-
Dziękuję panu bardzo – uśmiechnął się do kelnera wręczając mu napiwek.
- To
ja dziękuję. Gdyby państwo jeszcze czegoś potrzebowali, proszę zadzwonić – ukłonił
się i zniknął jak duch.
-
Ula, wstań. Kawa stygnie. – Poderwała się na równe nogi.
-
Tego mi było trzeba. Pięknie pachnie – przyjęła od niego filiżankę wypełnioną
czarnym płynem. Usiedli przy stoliku delektując się aromatycznym napojem.
-
Marek pytałam cię wczoraj o raport od Terleckiego. Masz go ze sobą? – W jednej
sekundzie jego dobry nastrój prysł i mina mu zrzedła.
-
Tak. Wziąłem go ze sobą – powiedział tak cicho, że zwróciło to jej uwagę.
- To
pokaż.
-
Ula, muszę ci coś powiedzieć. Ten raport…
-
Co, coś z nim nie tak? – zaniepokoiła się. – No wyduś to wreszcie, bo zaczynam
się martwić.
-
Dobrze… - wziął głęboki oddech i z rozpaczą spojrzał jej w oczy. – Ula. Wyniki
są fatalne. W życiu bym nie przypuszczał, że po takim sukcesie kolekcji tak
drastycznie spadnie jej sprzedaż już w drugim miesiącu. Terlecki postawił mi
ultimatum. Jeśli w ciągu miesiąca nie wypracujemy konkretnych zysków, zrywa z
nami umowę – spojrzał na nią niepewnie. Wpatrywała się w niego jak
zahipnotyzowana kobra nie mogąc wydusić z siebie słowa. - Ale to jeszcze nie
jest najgorsze. Najgorsze jest to, że jeśli przedstawimy ten raport na
posiedzeniu zarządu, to jestem w stu procentach przekonany, że wyleją mnie z
prezesury a wtedy Alex ze swoim pięćdziesięcioprocentowym pakietem udziałów
przejmie władzę – ukrył twarz w dłoniach. – Nie wiem co robić Ula. Z tej
sytuacji nie ma wyjścia. To koniec.
-
Pokaż ten raport – powiedziała zdławionym głosem. - Muszę go zobaczyć i ocenić,
czy rzeczywiście nie można nic zrobić. Dobrze wiesz, że nie można dopuścić,
żeby Alex został prezesem. To pogrążyłoby firmę i wszystkich pracowników.
Podszedł do komody i wyciągnął z niej plik
dokumentów.
-
Proszę, czytaj.
-
Muszę pomyśleć Marek. Chciałabym, żebyś zostawił mnie na godzinę samą, dobrze?
Idź się przejść, przewietrzyć głowę. Ja muszę mieć spokój.
-
Dobrze, – powiedział przybity – zrobię jak zechcesz - pocałował ją w dłoń i
wyszedł z pokoju.
Czytała ten raport już któryś raz z kolei i
nie mogła uwierzyć. Rzeczywiście wyniki były katastrofalne. – Myśl Cieplak, myśl. Przecież masz mózg,
podobno całkiem sprawny. Nie może cię zawieść w takiej chwili. Gdyby tak ukryć
niektóre rzeczy? Nie. Zaraz by się wydało. Co ja mam zrobić? Napisać raport o
upadku kolekcji? To by pogrążyło Marka na amen. Cieplak! O czym ty myślisz? O
sfałszowaniu raportu? Przecież wiesz, że nie możesz tego zrobić. To by było
nieuczciwe. Ale co w takim razie? Mam go tak zostawić bez pomocy i wsparcia?
Dąbrowska powiedziała kiedyś, że jak się kogoś bardzo kocha to można dla niego
zrobić wszystko, dosłownie wszystko. Czy ja go kocham na tyle, żeby sfałszować
ten raport? – długo biła się z myślami. – Cieplak, spójrz prawdzie prosto w oczy. On jest twoim życiem i kochasz
go jak nikogo na świecie – odetchnęła głęboko. Właśnie podjęła decyzję.
Marek stał nad brzegiem jeziora i tępo
wpatrywał się w jego taflę. Zmierzch zapadał szybko i robiło się coraz
chłodniej. Po plecach przebiegł mu dreszcz. Odruchowo skulił się w sobie.
Tysiące myśli przelatywały mu przez głowę. – Czy ona się zgodzi sfałszować ten raport? Nie, na pewno nie. Jest
uczciwa do szpiku kości. Nigdy nie posunęłaby się do czegoś tak obrzydliwego.
Każda, ale nie ona. Może jednak coś wymyśli? Zawsze w ostatniej chwili dopadały
ją najlepsze pomysły więc może i tym razem? - Poczuł się podle, że postawił
ją w takiej sytuacji. Nie zasługiwała na to. Najpierw wcisnął jej stanowisko
dyrektora finansowego roztaczając przed nią perspektywy dalszego rozwoju, a
teraz żąda od niej niemożliwego. – Jesteś
podłym sukinsynem Dobrzański. – Spojrzał na zegarek. – Pora wracać i zmierzyć się z rzeczywistością. – Wszedł cicho do
pokoju i zobaczył Ulę siedzącą przy stoliku i pochylającą się nad stertą
papierów. Z niepewną miną podszedł do niej.
- I
co Ula, nie wygląda to dobrze? – stwierdził zrezygnowany. Podniosła głowę znad
dokumentów.
- O,
jesteś. Siadaj. Pogadamy. – Przycupnął na krawędzi fotela. Wzięła głęboki
oddech. – Przeczytałam to kilka razy i powiem szczerze, że w życiu nie
sądziłam, że przyjdzie mi się zmagać z czymś takim. Tu nie ma dobrego
rozwiązania Marek. Jedynym wyjściem z tej sytuacji jest pozmienianie niektórych
wyników tego raportu na lepsze - nie chciała nazywać rzeczy po imieniu.
Podniósł gwałtownie głowę.
- Ty
chcesz sfałszować raport? – spytał bezgranicznie zdumiony jej słowami. – Nie
możesz tego zrobić. Ja nie mogę tego od ciebie wymagać. Zrobiłabyś to wbrew
sobie i wbrew zasadom, które wpajano ci od dziecka.
- To
prawda Marek. Zrobiłabym to wbrew sobie, ale dzięki temu możemy wiele zyskać i
dobrze o tym wiesz. Ten raport może uratować twoją prezesurę, firmę i ludzi,
którzy w niej pracują. Ja nie oddam ich na żer Alexowi. Pamiętaj jednak, że
przede wszystkim zrobię to dla ciebie. - Zsunął się z fotela i klęknął u jej
stóp. Przytulił się do jej kolan.
–
Dziękuję ci Ula, po stokroć dziękuję. Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć ci
się za twoją dobroć i wspaniałomyślność. – Odruchowo wsunęła palce w jego
kruczo-czarne włosy i westchnęła.
-
Wiem, że to, co zrobimy jest na wskroś złe, ale może coś dobrego się z tego
urodzi?- Wysunął głowę z jej dłoni i zamknął je w swoich. Pocałował każdą z
osobna. Wstał z kolan i przyciągnął ją do siebie przyciskając jej głowę do
swojej piersi.
-
Każdego dnia dziękuję Bogu, że postawił cię na mojej drodze. Jesteś moim Memento i moim Catarsis. Bez ciebie byłbym nikim. Zwykłym śmieciem z bogatymi
koneksjami.
-
Nie mów tak, bo ja od początku dostrzegłam w tobie wspaniały materiał na
dobrego człowieka – mówiąc to patrzyła mu prosto w oczy. Pochylił się do niej
składając na jej ustach niewiarygodnie czuły i delikatny pocałunek.
Przez drzwi tarasu dostrzegli palące się
dużym, jasnym płomieniem ognisko, a przy nim skupioną, niewielką grupkę osób.
-
Zapomniałem ci powiedzieć…, dyrektorka ośrodka zaprosiła nas na pieczenie
kiełbasek. Masz ochotę pójść?
- To
chyba dobry pomysł. Przynajmniej pozwoli nam zapomnieć o tym raporcie.
Narzucili na siebie kurtki i zeszli na dół
wtapiając się w grupę ludzi trzymających już kije nad ogniskiem. Za chwilę i
oni trzymali swoje w dłoniach. Rozsiedli się na niziutkich ławkach ustawionych
wokół ogniska i ze smakiem pałaszowali smakowicie przypieczone kiełbaski
zagryzając je bułkami. Znalazła się też i gorąca herbata z cytryną.
Niedojedzone pieczywo Ula zapakowała w serwetki i ujrzawszy zaskoczone
spojrzenie Marka wyjaśniła.
-
Będzie na jutro dla kaczek. – Roześmiał się i cmoknął ją w policzek.
-
Myślisz o wszystkim i uszczęśliwiasz wszystkich. Kiedy wreszcie pomyślisz o
sobie?
-
Marek, mnie niczego nie brakuje. Cieszę się z tego co mam. Jeśli jednak jestem
w stanie komuś pomóc to dla mnie jest to podwójne szczęście. – Jej nieśmiały
uśmiech rozczulił go. Przytulił ją do siebie i trwali tak przez chwilę. Nagle
poczuł, że drży. Chwycił ją za rękę. Była lodowata.
-
Ula, chodźmy do pokoju. Zrobiło się zimno, jeszcze się przeziębisz.
-
Wtedy będziesz się mną opiekował tak jak ostatnio – odparła figlarnie podnosząc
się z ławki.
- Pewnie,
że będę, choć wolałbym, żebyś była zdrowa. – Objęci pomaszerowali do pokoju.
- Ula,
jeśli chcesz skorzystać z łazienki to idź, ja wejdę po tobie. W tym czasie
przygotuję łóżka.
Bez protestu podreptała do łazienki
zabierając swój ulubiony, owocowy żel pod prysznic. Gdy wyszła wszystko było
już gotowe. Zdjęła szlafrok i wsunęła się pod kołdrę. Nie pomyślała, że noce są
już chłodne. Miała na sobie cienką koszulkę nocną sięgającą ledwie kolan.
Żałowała, że nie wzięła piżamy. Było jej zimno i nie potrafiła się rozgrzać.
Marek wyszedł z łazienki odziany w same bokserki. Zarumieniła się. Nigdy nie
widziała go bez ubrania. W świetle nocnej lampki taksowała spojrzeniem jego
ciało. Faktycznie był szczupły, ale miał wysportowaną sylwetkę a pod skórą
wyraźnie rysowały się mięśnie. Wskoczył pod kołdrę. Zetknięcie ciała z chłodną
pościelą wywołało u niego efekt gęsiej skórki.
-
Trochę zimno, nie?
-
Uhm. Ja się trzęsę.
-
Przysuń się do mnie to cię rozgrzeję.
-
Nie śmiem, wstydzę się…
-
Ula! Mnie się wstydzisz? Przecież jesteśmy dorośli. Nie zrobię nic wbrew tobie,
przyrzekam – przyciągnął ją do siebie i objął ramionami.
-
Widzisz? Od razu jest cieplej. – Przymknęła oczy. Jego ramiona były takie
bezpieczne. Odgradzały jak mur od zewnętrznego świata. Pogładził ją po plecach
i odgarnął z jej twarzy natrętnie spadające kosmyki włosów. Przez chwilę
wpatrywał się intensywnie w jej oczy, by po chwili zatopić się w jej słodkich
ustach. Oddała pieszczotę cichutko westchnąwszy. Nieśmiało wplotła palce w jego
włosy. Pogłębił pocałunek. Nie pozostała mu dłużna. Lawina ruszyła i żadne z
nich nie chciało już jej zatrzymać. Jednym ruchem zdarł z niej koszulę a
następnie pozbawił się swoich bokserek. Przywarł do niej. Pokrywał pocałunkami
kolejne partie jej ciała. Dłońmi pieścił jędrne piersi. Pożądał jej. Uzmysłowił
sobie, że od dawna czekał na ten moment. Delikatnie połączył ich ze sobą.
Jęknęła. Przylgnął do jej ust całując je zachłannie. Zatracili się w
namiętności. Aż wreszcie przyszedł moment spełnienia. To było jak trzęsienie
ziemi. Ula krzyczała i zanim wybrzmiał jej krzyk on nagle zrozumiał. Zrozumiał
jak bardzo kocha tę istotę i że ta miłość nie mieści mu się już w sercu, że
zdominowała i rozum i duszę. Poczuł się szczęśliwy i spełniony. Spojrzał na jej
twarz zarumienioną z wysiłku i emocji a potem w jej oczy, w których dostrzegł
nieprzebrane pokłady miłości, miłości do niego i już wiedział, że tylko z nią
może iść przez życie i być szczęśliwym. Wtulił się w jej szyję i stłumionym
głosem wyszeptał.
–
Kocham cię Ula. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo.
Myślała, że się przesłyszała, że dopadły ją
jakieś omamy słuchowe. – Czy on przed
chwilą powiedział, że mnie kocha? Czy to możliwe? To nie jest sen? On to
naprawdę powiedział?
-
Marek…, - wykrztusiła drżącym głosem - czy ty przed chwilą powiedziałeś, że …
- Że
cię kocham, – powtórzył patrząc jej prosto w oczy – nad życie. - Pogłaskał ją
po policzku ze zdumieniem odkrywając, że jest zupełnie mokry.
-
Ula, ty płaczesz? Dlaczego? Powiedziałem coś nie tak? Obraziłem cię?
-
Nie, nie – uśmiechnęła się delikatnie przez łzy. - To ze szczęścia. Ja też cię
bardzo, bardzo kocham - przywarła do niego i poszukała jego ust. Otulił ich
kołdrą.
-
Śpij dobrze kochanie – wyszeptał wtulając się w jej ramię.
- Tak długo czekałam na te słowa – pomyślała.
- Marzenia się jednak spełniają a cierpliwość jest cnotą.
-
Dobranoc. – Zmęczeni, ale szczęśliwi zasnęli.
Obudził się pierwszy i leżał jeszcze z
zamkniętymi oczami z rozmarzeniem wspominając wydarzenia poprzedniego wieczoru.
Leniwy uśmiech wypełzł mu na twarz. Był naprawdę szczęśliwy. Po raz pierwszy
kochał się z kobietą nie z czystego zaspokojenia własnej chuci. Dała mu wczoraj
tyle miłości, że od jej nadmiaru niemal pękało mu serce. Otwarł powieki. Z
głową ułożoną na jego klatce piersiowej spała spokojnym snem Ula. Wtulił się w
jej włosy chłonąc ich owocowy zapach. Poruszyła się. Jego dotyk wyrwał ją z
objęć snu. Spojrzała na niego zaspanymi oczami. Wyglądała tak uroczo i
niewinnie, że nie mógł się powstrzymać i cmoknął ją w nos.
-
Dzień dobry skarbie, jak spałaś?
-
Cudownie…
Zamyślił się. Jego milczenie zaniepokoiło
ją.
-
Nad czym tak myślisz? Nad raportem? Nie martw się, jakoś sobie z nim poradzimy.
- Przeniósł na nią wzrok.
–
Ula…, dlaczego mi nie powiedziałaś?
-
Ale o czym? – nie rozumiała o co mu chodzi.
- No
o tym, że ty…, no wiesz…, że ty jeszcze nigdy z nikim… Myślałaś, że się nie
zorientuję? Gdybym to wiedział, byłbym delikatniejszy.
-
Aaa… o tym. Myślałam, że to nie ma znaczenia – spuściła głowę – i nie rób sobie
wyrzutów z tego powodu. Byłeś delikatny a mnie było cudownie. Chciałam to
zrobić tylko z tobą.
Odetchnął. Najbardziej obawiał się, że
zrobił jej krzywdę. Przylgnął do jej ust namiętnie ją całując.
-
Dziękuję ci Ula. Kocham cię. – Posłała mu nieśmiały uśmiech.
- To
co, wstajemy? Szkoda dnia. Nacieszmy się jeszcze tym miejscem. Jutro przecież
trzeba już wracać – dodała ze smutkiem. Wymknęła mu się z ramion i pobiegła do
łazienki. On poleżał jeszcze chwilę a potem z zawadiackim uśmiechem wysunął się
spod kołdry. Najciszej jak potrafił wślizgnął się do łazienki i bezszelestnie
otworzył drzwi kabiny prysznicowej. Przywarł do jej pleców. Wystraszyła się.
-
Marek! Co ty tu robisz? Wyjdź stąd, zawstydzasz mnie. – Obrócił ją twarzą do
siebie.
-
Ula, dlaczego chcesz przede mną ukryć te cuda? Przecież wczoraj i tak wszystko
widziałem – roześmiał się radośnie. – Jesteś taka piękna a ja mógłbym na ciebie
patrzeć godzinami.
- Znowu te rumieńce. Czy on zawsze będzie na mnie
tak działać?
Całował zachłannie jej mokre ciało.
Próbowała protestować, ale słysząc jego gorączkowy i zdławiony szept – nie broń
mi siebie Ula, proszę – poddała się namiętności.
Zeszli nieśpiesznie na śniadanie. Oboje
byli głodni po tak wyczerpującej nocy i intensywnym poranku. Przez okna jadalni
dostrzegł spacerujących pod parasolami ludzi.
-
Chyba pada deszcz – powiedział wskazując na mokre szyby.
-
Może przestanie? Nie będziemy przecież siedzieć cały dzień w pokoju.
- Ja
nie miałbym nic przeciwko temu – zachichotał. Spojrzała na niego karcąco.
-
Marek, mamy parasole i dzięki temu spokojnie możemy iść na spacer.
- No
dobrze, jak chcesz – odpowiedział nieco zawiedziony. Wspięła się na palce i
pocałował go w policzek.
-
Rozchmurz się, nie będzie tak źle.
Nasyceni solidnym śniadaniem, ubrani w
kurtki przeciwdeszczowe, wyszli z budynku wolnym krokiem. Jezioro wyglądało
dość ponuro. Brudno-szare fale uderzały o piaszczystą plażę. Nawet kaczki
gdzieś się pochowały chroniąc swe piórka przed deszczem. Postali chwilę na molo
i objęci nieśpiesznie powędrowali leśną ścieżką wzdłuż brzegu. Nie oddalili się
za bardzo od ośrodka kiedy deszcz przybrał na sile. Dołączył do niego
przenikliwy wiatr.
-
Ula wracajmy. To jednak nie jest pogoda na spacery a ja nie chcę, żebyś się
rozchorowała. Twój tata miałby do mnie żal, że cię nie upilnowałem. Zawrócili
depcząc po swoich śladach.
Poniedziałkowy poranek przywitał ich
podobną pogodą. Spakowani z żalem opuszczali to miejsce, które wywoływało w
nich piękne wspomnienia.
-
Musimy tu wrócić latem, – westchnęła– na pewno jest tu jeszcze piękniej.
- Na
pewno tu wrócimy – rzekł sadowiąc się za kierownicą. Prowadził ostrożnie. Na
jezdni było ślisko a on chciał ją bezpiecznie odstawić do domu. Czule i długo
żegnał się z nią przed furtką.
-
Dziś jeszcze masz wolne. Widzimy się jutro pani dyrektor i solidnie zabierzemy
się do tego nieszczęsnego raportu.
–
Nie Marek ja muszę sama to wszystko przetrawić i wymyślić mocne argumenty do
tego co w nim napiszę. Dopiero potem usiądziemy do niego razem.
- No
dobrze, jeśli tak wolisz… - ostatni raz mocno ją pocałował. – W takim razie do
jutra. - Kiwnęła głową i poszła w kierunku domu, a on z natłokiem myśli ruszył
w kierunku Warszawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz