ROZDZIAŁ
4
Czuwał
przy niej całą dobę. Nie chciał jej zostawiać. – A jeśli się przebudzi i wtedy nikogo nie będzie, pewnie się
niepotrzebnie przestraszy. – Nie chciał do tego dopuścić. Z troską trzymał
ją za rękę i uspokajająco gładził jej włosy. – Jakie ona ma piękne dłonie i takie długie smukłe palce, a jej włosy są
takie miękkie i delikatne jak jedwab, pięknie pachną owocowym szamponem… –
Trochę opowiadał jej o sobie i firmie, której jest współwłaścicielem i
jednocześnie prezesem, czytał na głos gazety, szeptał słowa otuchy. Mógł
dokładnie się jej przyjrzeć. Sprawiała wrażenie bardzo kruchej istotki. Mimo,
że spała, z całej jej postaci bił jakiś ogromny smutek. Zastanawiał się nad
słowami lekarza – Co musiało się jej
stać, że nie chce żyć? – pytał sam siebie. Było mu jej żal. Wyrzucał sobie,
że niepotrzebnie na nią nakrzyczał. Czas nieubłaganie płynął, ale w przypadku
Uli niestety nic się nie zmieniło, nie obudziła się. Lekarze bezradnie
rozkładali ręce. Postanowił, że pojedzie w końcu się przebrać i spróbuje
znaleźć jej rodzinę, może oni coś pomogą.
Z
dokumentów, które znalazł w jej torebce dowiedział się gdzie mieszka i
niezwłocznie tam się udał. W domu zastał jej ojca, rodzeństwo i mężczyznę,
który przedstawił się jako Maciej Szymczyk. Zauważył jak bardzo są niespokojni
i zdenerwowani. Opowiedział pokrótce o tym co się stało. Zapewnił, że nic już
Uli nie grozi, ale jest problem z wybudzeniem jej, bo zapadła w śpiączkę.
- Lekarze twierdzą, że ona po prostu nie chce
się wybudzić. Nie chce wracać do życia.
Maciek
usłyszawszy te słowa złapał się za głowę.
- To moja wina. Wyłącznie moja. Pokłóciliśmy
się. Strasznie na nią naskoczyłem. Wyszła ode mnie zdenerwowana i wsiadła do
samochodu. Jeżeli ona się nie obudzi, to chyba strzelę sobie w łeb. Jestem
kompletnym kretynem.
- Może nie będzie tak źle – pocieszał Marek. –
Kilkanaście ostatnich godzin spędziłem przy jej łóżku. Opowiadałem jej różne
rzeczy i czytałem gazety. Może jednak coś usłyszała? Trzeba być dobrej myśli.
Marek
widząc rozpacz Maćka uznał, że jest on jej narzeczonym lub mężem. Pożegnał się
zostawiając swoją wizytówkę i zapewnił, że jeśli będzie taka potrzeba, on
zawsze jest gotowy do pomocy.
Szymczyk,
od kiedy dowiedział się o wypadku, nie odstępował od łóżka Uli ani na krok.
Cały czas ją przepraszał i prosił o wybaczenie. Nie mógł sobie darować, że to
na pewno przez niego Ula wsiadła do samochodu i tak bezmyślnie jechała. Był
wdzięczny Markowi za okazane serce. – Przecież
mógł odjechać, zostawić ją na pastwę losu. Tyle się słyszy o podobnych reakcjach
– rwał z głowy włosy.
Prawie
po tygodniu stan Uli się polepszył. W końcu się wybudziła. Pierwszą osobą,
którą zobaczyła był Maciek. Ucieszyła się. Widocznie oboje uznali, że nie ma na
co czekać i wreszcie wyjaśnili sobie wszystkie nieporozumienia, wzajemnie się
przepraszali i dziękowali za wszystko. Znowu Maciek odebrał ją ze szpitala. W
domu czekała na nią z utęsknieniem rodzina. Tata nie krył swoich łez. Ściskał
ją i całował na przemian.
- Nie zasłużyłaś na te cierpienia córcia i
naprawdę nie wiem, dlaczego los tak okrutnie cię doświadcza. Najpierw strata
dziecka, a teraz to.
- Nie płacz tato, już wszystko dobrze. Wierzę,
że wreszcie karta się odmieni i ja też zaznam w życiu szczęścia.
Usiedli
przy stole w kuchni. Józef już się krzątał parząc aromatyczną kawę. Na stole
wylądowały jakieś ciastka.
- Wiesz Ula, – odezwał się Maciek – pomyślałem,
że powinnaś podziękować swojemu wybawcy. Gdyby nie jego szybka interwencja
prawdopodobnie nie wyszłabyś z tego wypadku. On okazał się bardzo troskliwy. Siedział
przy tobie kilkanaście godzin i mówił do ciebie usiłując wybudzić cię ze
śpiączki. Bardzo się o ciebie martwił.
- Mam jakieś niejasne przebłyski. Tak jakbym
słyszała strzępy słów wypowiadane przez człowieka zupełnie mi obcego.
Zastanawiałam się nawet kim on jest. Zupełnie go nie pamiętam z wypadku,
chociaż ponoć odzyskiwałam momentami przytomność. Ale oczywiście masz rację.
Zdecydowanie powinnam mu podziękować.
Maciek
wyjął z kieszeni marynarki mały kartonik.
- Tu masz wizytówkę, którą mi zostawił.
Okazało się, że on jest prezesem Febo&Dobrzański, tej firmy, w której
pracuje Violetta, wiesz… ta…
- Tak. Wiem, wiem – zapewniła pośpiesznie.
- No właśnie. To ona jest jego sekretarką.
- Powinnaś pojechać córcia. To twój wybawca.
Namówiona
przez ojca i przez Maćka postanowiła pojechać następnego dnia. Na Lwowską
dotarła bez przeszkód. Poinstruowana wjechała na piąte piętro biurowca i
wysiadłszy z widy podeszła do recepcji przedstawiając się stojącej tam
szczupłej brunetce. Recepcjonistka zaprowadziła ją do sekretariatu, w którym
królowała Violetta. – Więc to jest ta
słynna Viola, która złamała serce Maćkowi? Rzeczywiście piękna kobieta, ale
przy tym jakaś taka dziwna. Miałam rację, że oni zupełnie do siebie nie pasują
– pomyślała. Ponownie przedstawiła się i poprosiła o możliwość krótkiej rozmowy
z prezesem. Sekretarka ją zaanonsowała. Po usłyszeniu zaproszenia, weszła do
gabinetu.
- Dzień dobry, można?
Marek
wstał zza biurka i z wyciągniętą dłonią szedł w jej kierunku. Uśmiechał się
przy tym tak szeroko, że niemal zmiękły jej kolana. Nie spodziewała się, że
będzie tak niesamowicie przystojny i jak na mężczyznę, niezwykle urodziwy.
- Dzień dobry pani Urszulo. Tak się cieszę, że
widzę panią w dobrym zdrowiu. Zapraszam, - wskazał dłonią kanapę - proszę się
rozgościć.
Był tak
bardzo uradowany z faktu, że widzi ją całą i zdrową, że niemal fruwał ze
szczęścia. Sam siebie nie rozumiał i swoich reakcji na jej widok. Po wypadku
został jej jedynie gips na złamanej ręce.
– Z
czego on się tak cieszy? – pomyślała ze zdziwieniem Ula. - Nie, dziękuję,
ja tylko na chwileczkę. Nie chcę panu zabierać czasu. Sekretarka poinformowała
mnie, że jest pan bardzo zajęty. Przyszłam, żeby przeprosić… Przepraszam,
bardzo przepraszam, że naraziłam pana na tak ogromne kłopoty. Powinnam również
podziękować, więc dziękuję za to, że uratował mi pan życie – powiedziała
rzeczowo, wypranym z emocji głosem. Zaczęła się zbierać.
- Naprawdę nie ma za co – odpowiedział wesoło.
- Ale widzę, że nie jest pani jakoś szczególnie szczęśliwa z … - Nie pozwoliła
mu dokończyć.
- Ależ jestem, jestem. A tak przy okazji
mogłabym zadać panu jedno pytanie? – spytała spokojnym, cichym głosem.
- Oczywiście, postaram się odpowiedzieć.
- Dlaczego pan to zrobił?
Patrzył
na nią zdziwiony i widać było, że nie rozumie o czym ona mówi.
- Ale co zrobiłem?
- Dlaczego pan, panie … - próbowała sobie
przypomnieć jego imię.
- Marku – szybko jej podpowiedział
- A tak. Marek, przypominam sobie. No więc dlaczego
pan, panie Marku mnie uratował? Dlaczego dążył pan do wybudzenia mnie? – pytała
cicho patrząc na niego wielkimi, smutnymi i strwożonymi oczami. - A zresztą
nieważne, pójdę już - nie dała mu szansy, żeby mógł odpowiedzieć. - Do
widzenia.
Po jej
wizycie nie mógł dojść do siebie. Był w szoku. – No nie, to się nie zdarzyło naprawdę! Ona chyba nie jest zdrowa. Czyżby
lekarze jednak nie dopatrzyli się wstrząśnienia mózgu, albo czegoś gorszego?
Ona chyba nie jest do końca normalna. Faktycznie szkoda było mojego czasu na
taką wariatkę, po co ja się tak przejmowałem? Znowu chciałem dobrze, a wyszło
jak zawsze. Brrr! Nie ma co, trzeba wracać do pracy – myślał zdenerwowany.
Któregoś
dnia znowu ją zobaczył. Siedziała na ławce. Wyglądała na kogoś kompletnie zagubionego i
nie wiedzącego, co ma ze sobą począć. Wokół niej stało mnóstwo toreb, chyba z
zakupami. Postanowił się zatrzymać. Zaparkował obok i podszedł do niej.
- Witam pani Urszulo. Znowu się spotykamy.
Widzę, że zdjęli pani gips – powiedział spokojnym głosem. Spojrzała na niego
rozbieganym wzrokiem. Sprawiała wrażenie osoby totalnie zdezorientowanej,
która nie poznaje otoczenia w jakim się znajduje. To go trochę zaniepokoiło. –
Dobrze pani się czuje?
Wreszcie
udało jej się skupić wzrok na jego twarzy. Uśmiechnęła się nieśmiało.
- Pan Dobrzański… Dzień dobry…
- Jaki ten świat mały, prawda? Nie
przypuszczałem, że będę miał jeszcze okazję panią zobaczyć i to w tak krótkim
czasie. - Ciągle wydawała się, zamyślona, chociaż wyraźnie widział jak wiele
wysiłku wkłada w to, żeby skoncentrować się na jego słowach. Nie czekając na
jej odpowiedź mówił dalej. – Może mógłbym pani jakoś pomóc? – popatrzył
wymownie na siatki z zakupami.
- Zapomniałam, że nie mam jeszcze samochodu.
Ciągle stoi w warsztacie, bo dużo przy nim roboty– odpowiedziała zmęczonym i
trochę płaczliwym głosem. – Przesadziłam z tymi zakupami i teraz nie potrafię
nawet ich unieść. Nie mam siły.
- To
nic, nieraz się tak zdarza. Jesteśmy zabiegani i nic dziwnego że czasami nie
pamiętamy o jakiś sprawach. Proszę się nie martwić. Bardzo chętnie pomogę. Wraca
pani do domu? Mogę panią podwieźć? – Było mu jej żal, bo wydawała się taka
wylękniona i chyba nie do końca świadoma, co się wokół niej dzieje. Wzbudzała w
nim przemożną chęć opiekowania się nią. Zaczął zbierać jej siatki. Wstała. Wyglądała
jakby było jej wszystko jedno.
- Jeśli nie sprawię kłopotu…?
- Absolutnie nie. Będzie mi miło. Proszę za
mną. Zaparkowałem tuż obok. Zapraszam.
Wsiadła
do samochodu i zapięła pas. Utkwiła wzrok w widoku za przednią szybą. Milczała.
Wydawała się taka nieobecna i całkowicie bierna. Wyłączył radio żeby jej nie
przeszkadzać i ruszył. Przez jakiś czas jechali w ciszy. W końcu odezwała się przestraszona.
- Przepraszam, nie powiedziałam panu dokąd
jechać…
- Nic nie szkodzi. Ja znam adres – zobaczył
jej zdziwiony wzrok, więc szybko wyjaśnił. - Byłem u pani rodziny, żeby powiadomić
o wypadku.
- No tak. Całkiem zapomniałam… – uspokoiła się
i znowu zamilkła.
Naprawdę
mocno niepokoił go jej stan. Ta apatia i obojętność wskazywały na totalną
rezygnację z chęci do życia. – Czym ona
się tak martwi? Co spowodowało, że jest jej tak ciężko? Nie miałem racji, nie
wygląda na wariatkę – myślał spoglądając na nią od czasu do czasu.
Dojechali. Zaparkował przed bramą. Odpięła pas i wysiadła. Uznała jednak, że
wypada coś powiedzieć.
- Dziękuję, to miłe z pana strony, że zechciał
mnie pan podwieźć.
- Może jednak pomogę pani wnieść te torby do
środka? Dużo tego.
- Tak, poproszę i tak chciałam pana zaprosić
na herbatę albo kawę. Chociaż w ten sposób mogę się odwdzięczyć za pomoc.
- Chętnie napiję się kawy.
Weszli
do domu. Marek został przywitany przez rodzinę jak długo i niecierpliwie
wyczekiwany gość. Ula nie mogła się temu nadziwić.
Zauważył,
że wszystkie czynności wykonuje jak automat. Wypakowała zakupy i usiadła przy
stole ze spuszczoną głową. Józef postawił przed Markiem filiżankę z kawą i z
niepokojem zerknął na córkę, co nie uszło uwagi Marka. Upił łyk kawy i
uśmiechnął się do Cieplaka.
- Chciałbym z panem porozmawiać jeśli nie ma
pan nic przeciwko temu. Na osobności.
Ula
poruszyła się niespokojnie. Podniosła głowę i wbiła wzrok w ojca.
- To wy sobie porozmawiajcie, a ja pójdę się
położyć. Zmęczona jestem.
- Przecież nic jeszcze nie zjadłaś. Wyglądasz
jak własny cień – zżymał się Józef. – Tak nie można córcia. Niszczysz sama
siebie.
- Nie jestem głodna. Nie zmuszaj mnie – wstała
od stołu i wolno poszła do swojego pokoju. Józef westchnął ciężko.
- Już naprawdę nie wiem, co mogę jeszcze
zrobić, żeby ona wreszcie zaczęła żyć. Jest taka uparta. Uważa, że nic jej nie
jest, a przecież widzę, jak spala się każdego dnia. Jak dręczy ją przeszłość.
Gdyby mogła, wzięła by na siebie wszystkie grzechy ludzkości.
- Ja właśnie o tym chciałem porozmawiać panie
Józefie. Ona chyba potrzebuje pomocy. Nie wiem, co ona przeszła wcześniej, ale
to musiało być traumatycznie doświadczenie, bo wychodzi na to, że z tą
przeszłością nie uporała się w ogóle. Nie jestem lekarzem, ani nikim w tym
rodzaju, ale bardzo chciałbym jej pomóc. Muszę wiedzieć z czym mam się
zmierzyć. Koniecznie trzeba zająć jej myśli czymś innym i sprawić, żeby
przestała rozpamiętywać przeszłość. Jest mi jej szczerze żal.
Józef
pokiwał głową ze smutkiem i przysiadł na krawędzi krzesła opierając łokcie o
blat stołu.
- To nie będzie wesoła opowieść. Ula to dobre
dziecko. Szczere, trochę naiwne, zbyt ufne i bardzo wrażliwe. Zawsze taka była.
Przy tym wszystkim przejawiała niezwykły talent matematyczny. Dzięki niemu
skończyła dwa kierunki trudnych studiów i dostała dobrą pracę. Zaczęła
awansować i teraz zajmuje stanowisko dyrektora finansowego w swojej firmie. I o
ile miała szczęście w życiu zawodowym, tak zupełnie go nie miała w życiu
osobistym. Nie miała go u mężczyzn. Zawsze trafiała na tych niewłaściwych,
chociaż miała ich zaledwie dwóch. Pierwszy okazał się zwykłym cwaniakiem, który
żerował na niej i wyłudzał od niej pieniądze. Zna pan takich na pewno. Dwie
lewe ręce do roboty i życie na koszt kobiety. Zwykły utrzymanek. W końcu
przejrzała na oczy i pogoniła go na cztery wiatry. Drugi był lekarzem
kardiologiem. Zapowiadał się naprawdę szczęśliwy związek. Byli ze sobą dwa lata
i mieszkali razem w Warszawie. Lubiłem go. Dzięki niemu przyspieszono moją
operację by-passów. Wydawał się naprawdę porządnym człowiekiem. Ula świata poza
nim nie widziała.
- A Maciek? – przerwał mu Marek.
- Maciek? – zdziwił się. – Maciek jest jej
przyjacielem od pieluch. Są w tym samym wieku. Od zawsze trzymają się razem i
wspierają.
- Myślałem, że on jest jej chłopakiem.
- Nie, nie, – Józef pokręcił głową – nic z
tych rzeczy. Zanim opowiem dalej przygrzeję gołąbki. Na pewno pan głodny, a i
mnie burczy w brzuchu.
Ulka jest w rozsypce, nawet nie mogę sobie wyobrazić jej cierpienia najpierw facet którego kochała okazał się zwykłym palantem , a potem strata dziecka . Marek wydaję się być bardzo wrażliwym facetem , aż dziwne że obcy człowiek tak się zainteresował jej losem , w dzisiejszych czasach gdzie panuje taka znieczulica niespotykany widok. Małgosiu widzisz znowu jestem pierwsza , jak zdrówko ? pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńB.
UsuńZdrówko póki co bez zmian, ale takie sytuacje uczą cierpliwości i samodyscypliny, więc nadal walczę.
Marek jest wytworem naszej wyobraźni tzn. mojej i Gai, bo w naturze takie osobniki raczej nie występują, ale co nam szkodzi pomarzyć? Taki Marek uosabia nasze tęsknoty za mężczyznami wrażliwymi, prawdziwymi gentelmenami traktującymi kobiety z najwyższą atencją. Czyż nie każda z nas chciałaby takiego mieć? A jeśli nie może, to przynajmniej niech sobie pomarzy. Hahaha.
Stosunek Marka do Uli, jego pełne zrozumienie dla jej cierpienia i wielka chęć pomocy przełoży się na pozytywny efekt tych zabiegów.
Dziękuję B, że zajrzałaś i skomentowałaś. Serdecznie pozdrawiam i życze miłego dnia. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńcałe szczęście, że jedna sprawa została rozwiązana pozytywnie. Ula z Maćkiem wyjaśnili sobie wzajemne pretensje i związane z tym nieporozumienia. Przyjaźń zwyciężyła:) Ogromnie współczułam Maćkowi (Uli oczywiście też), bo gdyby faktycznie coś złego się stało Uli, to on by sobie tego nie darował do końca życia. O Józefie nie wspomnę! Wyrzuty sumienia potrafią poczynić niezłe spustoszenie w organizmie. Ale już jest wszystko dobrze, może nie aż tak jak w dawnych czasach, ale dużo lepiej niż ostatnio:) Ula w dalszym ciągu z fatalnym stanie:( Niemniej jednak nie bez znaczenia jest fakt, iż pomimo złego samopoczucia zwróciła uwagę na Violkę i oczywiście na to jak przystojny jest Marek, czyli możemy uznać, że jeszcze gdzieś tam w niej drzemie jakieś życie:) Dobre i to:) Rzeczywiście na Ulę spadają prawie wszystkie plagi egipskie! Podobno każdy dźwiga krzyż, który potrafi unieść?! Jednakże jak na jedną osobę, to bardzo dużo się na nią zwaliło, chyba już dość tych nieszczęść! Z drugiej strony, biorąc pod uwagę to co do tej pory Ula przeżyła wcale jej się nie dziwię, że popadła w taką apatię. Mam tylko nadzieję, że od momentu poznania Marka wszystko zacznie się prostować i jej życie wyjdzie na prostą:) A Marek, to po prostu ideał:) Ciekawe co go tak ukształtowało, że jest takim facetem, który nie potrafi przejść obok krzywdy innych osób:) Rodzice, znajomi czy też po prostu ma taki cudowny charakter? A może robi to tylko dla Uli? Zazwyczaj taką wrażliwość przejawiają kobiety, a tu proszę bardzo, prawdziwy z krwi i kości mężczyzna, rewelacja:) Nie tylko potrafi współczuć, ale też jest opiekuńczy, troskliwy i bardzo taktowny:) Fajnie, że nie zraża go nawet niezbyt miłe zachowanie Uli. Za to cała rodzinka Uli, w tym Maciek, traktują go rzeczywiście jak przyjaciela domu:) Józef jest tak zrozpaczony widokiem swojej córki i tym, że nie może jej pomóc, że zapewne dozgonnie będzie wdzięczny Markowi za okazane serce:) Ciekawe co opowie Markowi Józef? Interesujące jest też, to w jaki sposób Markowi uda się dotrzeć do Uli? Co wymyśli, aby ta wyszła ze swojej skorupy? Oj długa i ciernista droga przed nim, ale liczę na jego determinację:) Bardzo jest ciężko dotrzeć do osoby, która tego nie chce i nie widzi sensu swojego istnienia:( W tym opowiadaniu pokazujesz dwie strony bólu. Ula bardzo cierpi, ale chyba nie zdaje sobie sprawy jak bardzo ten jej smutek przygnębiająco działa na jej bliskich? Jak im też jest ciężko kiedy wszystkie dotychczasowe metody pomocy nie dają rezultatów i muszą patrzeć na jej niknięcie. Bardzo ciekawie przedstawiasz ten problem. Dziękuję za dzisiaj i czekam na ciąg dalszy. Serdecznie pozdrawiam i życzę miłego dnia:)
Gaja
Gaju
UsuńMyślę, że dla Uli limit nieszczęść już się wyczerpał. Ile można znosić niepowodzeń i każdorazowo dźwigać się z nich? Jedni wymiękają już po jednej porażce, a jeśli jest ich kilka? Tu dominuje jedna wielka trauma przy której wypadek to po prostu pikuś. Strata dziecka jest dla Uli nie do przeżycia i głównie dlatego ona do tego życia wcale się nie garnie, bo nie widzi w tym żadnego sensu. Kiedy była w ciąży miała przed sobą cel, chciała urodzić to dziecko, opiekować się nim i kochać bezwarunkowo. Wraz z poronieniem to wszystko przestało mieć znaczenie i tu głównie należy upatrywać powodu depresji Uli. Jak Marek pozna jej historię, to stwierdzi, że wyciągnięcie Cieplakówny z dołka jest jego misją życiową i będzie robił wszystko, żeby ona zaczęła wreszcie żyć.
Brakuje mi już przymiotników na określenie tych powalających długością komentarzy. Dziękuję Ci bardzo za nie wszystkie i pozdrawiam najserdeczniej. :)
Małgosiu,
Usuńno i co ja mam powiedzieć na temat długości moich komentarzy? Aż się płonię jak jakaś pensjonarka:) Zmusiłaś mnie do napisania prawdy. Niestety winą za to wszystko obarczam przede wszystkim Ciebie:) Gdybyś pisała inaczej, to wówczas i ja nie miałabym o czym pisać! A przy Twoich tekstach jakoś samo mi tak wychodzi:) Poruszasz takie sprawy i w taki sposób, że aż trudno przejść obok nich obojętnie:) Mogę się czuć chociaż troszeczkę rozgrzeszona? Przyjmujesz na Siebie współwinę? A tak poważnie, zawsze uważałam, że napisać coś krótko a przy tym treściwie jest najtrudniej! Ja najwyraźniej nie posiadam niestety takich umiejętności. Uprzedzałam, że jak już zacznę, to nie wiem kiedy skończyć, to moje przekleństwo:) Jednakże mam nadzieję, że nie zanudzam nie tylko Ciebie, ale również Twoje czytelniczki:) Kiedyś obiecywałam poprawę, ale dałaś mi za mało czasu i chyba już tego nie zmienię:) Do następnego, chociaż nie obiecuję, że krótkiego, komentarza:) Buziaki,
Gaja
Gaju
UsuńTo nie przekleństwo, ale wielki dar, który doceniłam już dawno temu i wciąż uważam, że jednak powinnaś zabrać się za pisanie opowiadań. Byłyby genialne.
Uściski. :)
Widać,ze Józef polubil Marka, a ten ma jak najlepsze zamiary, zal mu Uli i chce pomoc...Mam nadzieje, ze mu sie to udala i Ula sie w koncu podniesie :) Pozdrawiam cie Malgosiu :) Magda M.
OdpowiedzUsuńMagda M
UsuńMarek jest w tym opowiadaniu takim facetem, którego trudno nie polubić od chwili poznania. Józef też uległ jego urokowi, szczeremu uśmiechowi i wielkiej życzliwości. Marek potrafi też słuchać, a Cieplak potrzebuje kogoś, komu mógłby się najzwyczajniej w świecie wygadać, komuś, kto spojrzy na problem jego córki innym, świeżym okiem i być może znajdzie lekarstwo na jej depresję.
Bardzo dziękuję za wpis. Pozdrawiam. :)
Dokładnie pomyślałam to samo co poprzedniczka. Przez serce Cieplaka do serca Uli. Można i tak zdobyć ukochaną. A Ula może potrzebuje właśnie takiej osoby obcej , a nie kogoś bliskiego. Marek może też miał w swoim życiu jakąś traumę i to ich zbliży. Do tej pory jak dobrze pamiętam nie było o nim zbyt dużo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTu jeszcze nie ma mowy o zdobywaniu serca Uli, bo Marek nie jest w niej zakochany. Ona pociąga go z zupełnie innych względów. Jest biedna, zagubiona i totalnie nieszczęśliwa. Wzbudza w nim uczucia bardziej zbliżone do litości i wielkiego współczucia niż do miłości. To oczywiście dopiero początek, bo im bardziej będzie ją poznawał tym bardziej będzie weryfikował uczucia do niej.
Nic nie pisałam o żadnej traumie Marka. Być może jedyną było kilkuletnie życie z Pauliną pod jednym dachem, ale to już zamierzchła przeszłość. On ma w tej chwili trzydzieści dwa lata, więc należy założyć, że przynajmniej od trzech jest wolnym człowiekiem.
Wielkie podziękowania za komentarz. Pozdrawiam cieplutko. :)
Zaskoczyłaś mnie tym, że Maciek pogodził się z Ulą. Myślałam, że będzie dłuższy konflikt, ale nie. Trzeba walczyć o przyjaźń i być szczerym. Ula dalej jest w nie najlepszej formie. Bardzo smuci mnie ten fakt. Poznanie Marka może pomoże jej wyjść z tego stanu i otworzyć się na świat i na miłość. Marek ideał. Żeby w codziennym życiu było dużo takich mężczyzn to byłoby fajnie. O Marek już był zazdrosny o Maćka. Czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Skoro oni sobie wszystko wyjaśnili, to nie było sensu ciągnąć tego konfliktu dłużej. Marek nie jest zazdrosny o Maćka. Przecież nie zna go zupełnie, nie ma pojęcia o relacjach łączących Szymczyka z Ulą. Józef przy okazji rozmowy wszystko mu wyjaśnia. Ta rozmowa przesądzi o tym, że Marek zatroszczy się o Ulę, ale nie dlatego, że ją kocha, ale dlatego, że czuje wewnętrzną potrzebę zaopiekowania się nią i zajęcia jej myśli czymś innym, a nie rozpamiętywaniem przeszłości.
UsuńDziękuję pięknie za wpis. Serdecznie pozdrawiam. :)
Ula nadal bardzo cierpi . Będąc w ciąży miała jakiś cel. chciała urodzić,zostać matką,opiekować się tym dzieckiem. Dbać o czyjeś bezpieczeństwo i przede wszystkim kogoś kochać. I nagle tego nie ma. Trudno jest się jej po tym podnieść. Nie ułatwia też tego relacja z Maćkiem. Ula jest żyje jakby w transie. Robi coś bo musi a nie chce. Wszystko jej jedno. Popadła w apatię ale nam nadzieje ,że z tego wyjdzie. Postawa marka godna podziwu. Przecież jest ona dla niego obcą osobą a czuwa przy niej. Jest troskliwy. Z tego idzie wywnioskować ,że jest dobrym i wrażliwym facetem. Ula wybudza się . Tylko fizycznie bo duchowo jest ona martwa. Mam na myśli ,że wyłączona ze świata zewnętrznego. tego co ją otacza. Cierpienie stało się jej częścią życia. Nie potrafi poradzić sobie z przeszłością. Powinna udać się do specjalisty ale nie wiem czy by pomógł gdy ona nie chciała rozmawiać. Wątpię. Dla takich osób najważniejsze jest wsparcie najbliższych. I bezpieczeństwo. Dobrzański po raz kolejny ją spotyka. Budzi w nim litość i współczucie. Chce jej pomóc. Widzi ,że ona nie radzi sobie z samą sobą. Nie jest obojętny na taka osobę. Teraz trafić na taką osobę ,która poda komuś drugą rękę zamiast noża jest rzadkością. Ale istnieją takie osoby. Rodzina Cieplak zaczyna traktować Marka jako przyjaciela domu. Józef ma nadzieję ,że może gdy zwierzy się mu . Będzie potrafił dotrzeć do Uli i jej pomóc. Wszystkim zależy aby zaczęła normalnie żyć . Uśmiechała się i miała jakiś cel . Jej życie jest usłane kolcami ale wierzę ,że i wkrótce róże zakwitną. Marek pomoże jej wyjść z tego stanu. I czeka ich szczęśliwe życie. Ula zbudzi się znów do życia. Zakocha się i zostanie jeszcze matką. Dobrze ,że chociaż relacje z Maćkiem się naprawiły i nadal mogą się przyjaźnić. Wyjaśnili sobie nieporozumienia. czekam na cd. Ps. 35 część mojego opowiadania cię zdołuje. Ale w następnej części wyjaśni się więcej. Pozdrawiam. :)
OdpowiedzUsuńTo będzie orka na ugorze w wykonaniu Marka, bo Ula nie potrafi zapomnieć i nie potrafi wyzbyć się leków i poczucia winy. Nie ma jednak jak metoda małych kroków. Z biegiem czasu i ona zacznie doceniać wysiłki Marka i spojrzy na niego zupełnie inaczej.
UsuńKomentarz u Ciebie zostawiam do sobotniego wieczora, bo wtedy będę najbardziej czasowa i będę mogła skupić się wyłącznie na nim.
Za ten tutaj, kolejny tak imponujący bardzo dziękuję i cieplutko pozdrawiam. :)