ROZDZIAŁ
7
Nadeszło
kolejne lato, a Ula wciąż nie potrafiła poradzić sobie z przeszłością. Miewała
wahania nastrojów. Często bywała apatyczna i uciekała w swój własny świat nie
reagując na otoczenie. Marek poważnie się o nią martwił. Nie miał już pomysłu, jak
skutecznie oderwać ją od tych ponurych myśli. Czasami czuł się taki bezsilny i
miał wrażenie, że przegrywa z tymi traumatycznymi zdarzeniami będącymi jej
udziałem. Wszystko wróciło jak bumerang po ich wypadzie nad Wisłę. Załatwił im
rejs tramwajem wodnym, który od jakiegoś czasu był atrakcją stolicy. Kupując
bilety pomyślał, że to może być ciekawe doświadczenie, bo z pokładu statku
można było podziwiać „dziką" Wisłę po praskiej stronie rzeki i panoramę
Starego Miasta, a także obejrzeć najbardziej charakterystyczne obiekty stolicy
– Grubą Kaśkę, Stadion Narodowy, Zamek Królewski i Centrum Nauki Kopernik.
Statek miał przepływać pod kilkoma mostami: Łazienkowskim, Poniatowskiego i
Świętokrzyskim.
Weszli
na górny pokład i przeszli w kierunku dziobu. Zachwycona Ula oparła się o burtę
i przysłoniła dłonią oczy, które raziło jaskrawe słońce.
- To będzie wspaniały dzień – powiedziała
cicho. – Skąd ty bierzesz pomysły na takie atrakcje? Naprawdę to doceniam.
Uwierz mi.
Szczęśliwe
oczy Marka wpatrywały się w jej własne. Dzisiaj była taka jak najbardziej
lubił, otwarta i spontaniczna. W letniej, przewiewnej, kwiecistej sukience i
słomkowym kapeluszu, z rozwianymi na wietrze długimi włosami kojarzyła mu się z
niektórymi obrazami Auguste Renoir’a. Nosiła w sobie ten radosny, dziewczęcy
pierwiastek, którego często próżno szukać u kobiet w jej wieku.
- Jestem szczęśliwy Ula, bo ty jesteś
szczęśliwa. Spójrz, chyba odbijamy.
Faktycznie
zabujało statkiem i po chwili zaczął oddalać się od drewnianego pomostu.
Oderwała oczy od płynącej wody i odwróciła się do Marka z szerokim uśmiechem. Z
przerażeniem patrzył jak ten piękny uśmiech zaczyna znikać z jej nagle
pobladłej twarzy, a oczy napełniają się łzami.
- Ula, co się dzieje? – zapytał zaniepokojony.
– Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.
Nie
patrzyła na niego, ale gdzieś ponad jego ramieniem i stała jak skamieniała.
Odwrócił się. Zobaczył parę idącą w ich kierunku. Byli już bardzo blisko.
Kobieta była w bardzo zaawansowanej ciąży. Ula jak zahipnotyzowana patrzyła na
ten ogromny brzuch i nie mogła oderwać od niego oczu. Mężczyzna towarzyszący
kobiecie z zachwytem obrzucił Ulę spojrzeniem.
- Witaj Ula, dawno się nie widzieliśmy.
Wyglądasz pięknie. Przedstawisz nas?
Oderwała
wreszcie wzrok od kobiety i zawiesiła go na mężczyźnie. Stała jak słup soli.
Wreszcie Marek wyciągnął do niego dłoń przedstawiając się. Mężczyzna również to
zrobił.
- Piotr Sosnowski, a to moja żona Marta.
Słysząc
to nazwisko Marek pośpiesznie puścił jego dłoń, jakby go parzyła.
- Pan Sosnowski… To pan tak podle obszedł się
z Ulą, gdy była z panem w ciąży. Znam tę historię i jestem zdziwiony, że w
podobny sposób nie zachował się pan w stosunku do swojej żony. Wiem, że bardzo
pan nie chciał żadnych zobowiązań w postaci dziecka i bardzo nalegał, żeby Ula
się go pozbyła. Zapewne nie zna pani tego niechlubnego okresu z życiorysu pani
męża – zwrócił się do kobiety. - Dowiedziawszy się o ciąży potraktował Ulę,
kobietę, którą podobno bardzo kochał, choć zdradzał ją ze wszystkimi
pielęgniarkami w szpitalu, jak przysłowiowego śmiecia. W ogóle się nie przejął
tą ciążą. Nie wziął za nią odpowiedzialności i po prostu umył ręce. Na pana
miejscu miewałbym koszmarne sny, bo sumienie nie pozwoliłoby mi spać. No, ale
do tego trzeba być jeszcze człowiekiem.
- Jak to, to ta pani ma z tobą dziecko? –
oburzona blondyna zwróciła się do Sosnowskiego.
- Dziecko nawet nie miało szansy, żeby się
urodzić – wyjaśniał Marek. - Niestety Ula poroniła proszę pani, a pani mąż
wpędził ją w prawdziwy, psychiczny dół, z którego do tej pory nie potrafi
wyjść. Brawo panie Sosnowski. Primum non nocere, po pierwsze nie szkodzić.
Chyba tak właśnie brzmi lekarskie credo, jedna z naczelnych zasad etycznych w pańskim
zawodzie, prawda? – objął Ulę ramieniem. – Żegnam państwa. –Wolnym krokiem
odszedł wraz z nią na rufę. Tam znalazł wolną ławeczkę i usadził na niej Ulę
przysiadając tuż obok. Widział jak bardzo wstrząsnęło nią to niespodziewane
spotkanie. Dygotała jak w febrze i łkała rozpaczliwie. Wyciągnął z kieszeni
chusteczkę i z wielką czułością wycierał jej policzki.
- Już dobrze Ula, nie płacz. Ten drań nie jest
wart ani jednej twojej łzy.
- On mi wtedy powiedział…, powiedział, że nie
chce mieć dzieci. Chciał, żebym usunęła ciążę, – zakrztusiła się łzami i wzięła
głęboki oddech – a teraz ta kobieta, jego żona, urodzi mu za chwilę potomka. To
mogłam być ja…, rozumiesz? To mogłam być ja… Kochałam tego łotra i wierzyłam w
każde jego słowo. Ufałam mu, a on zdradzał mnie na lewo i prawo, i wciąż
twierdził, że to bez znaczenia, bo i tak zawsze wraca do mnie. Łajdak i szuja…
Gdzie ja miałam oczy…? Jak mogłam się tak potwornie pomylić…?
Przygarnął
ją do siebie odgarniając jej włosy z twarzy.
- Ciii… Cichutko, spokojnie… To już za tobą i
nigdy nie wróci. On jest wielkim głupcem Ula, bo wypuścił ze swych rąk
prawdziwy i bezcenny skarb. Wypuścił ciebie. Jesteś najwspanialszą, najlepszą
osobą jaką znam. Jesteś mądra, łagodna, dobra i szczera. Jak tylko nie uciekasz
mi w ten swój wewnętrzny świat, jak się nie zamyślasz, jesteś wyjątkową
dziewczyną. Nie mógłbym wybrać lepszej towarzyszki do spędzania wspólnych
weekendów. Jesteś najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu.
Uspokajała
się. Przetarła mokre policzki i spojrzała mu w oczy z przejęciem.
- Naprawdę tak uważasz?
- Mówię szczerze. A teraz cieszmy się tym
rejsem i nie myślmy już o tej dwójce na dziobie. Uznajmy, że tego spotkania w
ogóle nie było.
- Ale ono było Marek i chyba coś mi
uświadomiło. Coś naprawdę istotnego, ale masz rację. Nie mówmy już o tym. Mamy piękną
pogodę, super wycieczkę, więc napawajmy się tym.
Przez
większość rejsu jednak milczeli. Ona sprawiała wrażenie jakby układała myśli w
głowie. Z każdą minutą stawała się spokojniejsza przez to, że chyba zaczynała
wreszcie rozumieć, że przeszłość i tę wielką krzywdę jakiej doznała, powinna
zamknąć na zawsze w swoim sercu i otworzyć je na to, co teraz i na to, co
przyniesie jej przyszłość. Spojrzała na Marka i uśmiechnęła się do niego
łagodnie. On nigdy jej nie zawiódł. Zawsze był, kiedy go najbardziej
potrzebowała. Taki był kiedyś Maciek. Niezmiennie wierny i oddany, gotów do
poświęceń. Maciek się zmienił. Zmienił go czas i ona, bo chyba za dużo nakładła
na jego barki swoich problemów, z którymi on starał się walczyć. Nie powinna
była… Do Marka żywiła oprócz wielkiej przyjaźni i inne cieplejsze uczucia. Nie
myślała o nich w kategoriach miłości i nie nazywała ich tak, ale do jego
obecności w swoim życiu przywykła tak bardzo, że teraz nie wyobrażała sobie, że
miałoby go przy niej nie być. Czasami zastanawiała się, co on o niej myśli, co
czuje…? Dlaczego tak uparcie przy niej tkwi? Inny już dawno by zrezygnował. Nigdy
nie miała odwagi go o to zapytać… Owszem, czasami zdobywał się na bardzo
intymne gesty w stosunku do niej. Dotyk policzka, włosów lub dłoni, objęcie
ramieniem, czy wręcz przytulenie w chwilach największych, psychicznych
kryzysów. To było takie miłe i takie kojące, że wcale przed tym nie uciekała.
On był zdecydowanie inny niż Maciek. Ich relacji nie mogła traktować wyłącznie
w kategoriach przyjaźni. Przede wszystkim jednak nie był Sosnowskim.
Marek
popatrzył na nią z troską w oczach. Podniósł jej dłoń do ust wyciskając na niej
pocałunek.
- Już w porządku Ula? Uspokoiłaś się trochę?
- Tak… Już wszystko dobrze. Wiesz… Takie
spotkanie było mi chyba potrzebne, żebym w końcu zrozumiała, że nie można wciąż
tkwić w tym wielkim żalu do całego świata. To nie były dla mnie najszczęśliwsze
lata, ale myślę, że powoli się dźwigam, a to spotkanie z Piotrem i jego żoną
tylko mnie umocni. Już nie chcę o tym pamiętać. Chcę cieszyć się życiem i nie
mieć wciąż wrażenia, że czas przecieka mi przez palce. To zwykłe marnotrawstwo.
Jest jeszcze tyle pięknych miejsc, które chciałabym zobaczyć i jeśli nie masz
nic przeciwko temu, to najchętniej w twoim towarzystwie. Z tobą czuję się
najlepiej. Twoja obecność sprawia, że mam poczucie wielkiego bezpieczeństwa i
pewność, że przy tobie nie może stać się nic złego. Lęk gdzieś odchodzi w niebyt
i to jest dla mnie wielkie szczęście, bo przecież jeszcze nie tak dawno temu
miałam wrażenie, że żyję za karę i muszę pamiętać o oddychaniu. To jest
naprawdę okropne uczucie, kiedy myślisz, że zapadasz się w sobie jak w czarnej
dziurze, z której nie ma już powrotu. To desperacja, rozpacz i beznadzieja. Ty
sprawiasz, że odradzam się jak feniks z popiołów. To tak, jakbyś dał mi drugie
życie i za to zawsze będę ci bardzo wdzięczna.
Jego
oczy pojaśniały, a na twarz wypłynął szeroki uśmiech powodując wykwit na jego
policzkach dwóch symetrycznych dołeczków.
- Ja tylko nie chciałem, żebyś się tak
zamartwiała. Czasami byłaś tak bardzo przygnębiona, a ja nie wiedziałem jak mam
ci pomóc. Dzisiejszy dzień okazał się niejako przełomowy. Na to czekałem.
Czekałem aż ockniesz się z tego ciężkiego letargu i zaczniesz wracać do żywych.
Bardzo się z tego cieszę i chcę, żebyś wiedziała, że zawsze będę cię wspierał i
zawsze jestem gotów ci pomóc w każdej nawet najdrobniejszej sprawie, bo nagrodą
za to jest twój piękny uśmiech. Najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek
widziałem. Myślę, że i tacie spadnie kamień z serca, kiedy dostrzeże tę zmianę.
On bardzo się martwił i był taki bezradny wobec twojej rozpaczy. Zobaczysz, że
od teraz będzie już tylko lepiej.
Statek
zacumował przy pomoście. Powoli zaczęli z niego schodzić uczestnicy wycieczki.
Marek i Ula też zeszli z górnego pokładu. Kilka metrów przed nimi zauważyli
Sosnowskich. Kłócili się. Kobieta reagowała bardzo gwałtownie mocno
gestykulując. Marek pomyślał, że powinna jeszcze Sosnowskiemu obić gębę za to,
czego dopuścił się względem Uli. Była zdecydowanie psychicznie silniejsza niż
ona i chyba potrafiła walczyć o swoje. Piotra nie było mu żal w ogóle. Był
zwykłym dupkiem, a przy swojej żonie Marcie na pewno nie będzie miał lekko. No
cóż… „Nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka”. – Zasłużyłeś sobie na to doktorku jak cholera – pomyślał złośliwie.
Siedzieli
przy stole w kuchni Cieplaków i zawzięcie dyskutowali. Był czwartek i Marek
wyłamując się z utartego schematu zadzwonił do Uli informując ją, że ma dla
niej pewną propozycję i w związku z tym przyjedzie po pracy do Rysiowa. Była
ciekawa, co też on wymyślił, dlatego nie mitrężąc czasu po wyjściu z biura
wskoczyła w swoje autko i pognała do domu. Pół godziny po niej zjawił się
Marek. Józef postawił przed nimi parujący obiad i usiadłszy na krześle zachęcał
ich do jedzenia.
- To co to za propozycja? – Ula nie mogła się
już doczekać. – No mów.
Marek
wytarł usta serwetką i uśmiechnął się.
- Chciałem ci zaproponować pracę u mnie w
firmie na takim samym stanowisku, ale z lepszą pensją. Alex, który do tej pory
piastował funkcję dyrektora finansowego, odchodzi. Dostał znacznie
intratniejszą propozycję we włoskiej firmie, która należy do jego przyjaciół.
Oczywiście nie pozbywa się udziałów Febo&Dobrzański i nadal będzie
członkiem zarządu. Ty nadawałabyś się na to miejsce idealnie, a dla mnie to
byłoby kapitalne rozwiązanie, bo moglibyśmy widywać się częściej, a nie tylko w
weekendy. Co ty na to? Stawka - dziesięć tysięcy plus premia kwartalna.
Była
oszołomiona. W swojej firmie ciężko zapracowała sobie na awans, ale zarobki
były dalekie od tego, co proponował jej Marek. Przełknęła ślinę z wrażenia.
- To bardzo hojna propozycja Marek, ale wiesz,
że to nie będzie tak szybko, bo obowiązuje mnie okres wypowiedzenia.
- To prawda, ale jeśli jesteś w dobrych
stosunkach z prezesem, to być może uda się załatwić przeniesienie za
porozumieniem stron, wtedy nie trzeba byłoby czekać. Po prostu porozmawiaj z
nim. Cieszę się, że nie oponujesz. – Roześmiała się.
- Trudno oponować, gdy proponujesz takie
znakomite warunki. Głupi by odmówił. – Marek zatarł ręce z zadowolenia.
- To właśnie chciałem usłyszeć. Bardzo się
cieszę Ula. Bardzo. Jestem przekonany, że będzie nam się znakomicie
współpracowało, czego nie mogę powiedzieć o poprzednim dyrektorze finansowym.
Nie zawsze byłem z nim w dobrych stosunkach, ale było, minęło. Mam nadzieję, że
do soboty będziesz miała dla mnie jakieś pozytywne wieści – zerknął na zegarek
i skrzywił się. – Czas ucieka szybciej, niż bym chciał. Będę się zbierał, a w
sobotę czeka cię naprawdę spora niespodzianka.
Pożegnał
się z domownikami i odjechał z piskiem opon.
Kiedy w
sobotnie, wczesne przedpołudnie zatrzymał samochód przed gmachem Biblioteki
Uniwersyteckiej, aż otworzyła usta ze zdumienia.
- Dzisiaj poranek czytelniczy? – zapytała
nieco ironicznie. – Jakoś nie bardzo mam ochotę na czytanie w bibliotecznej
ciszy.
Marek
roześmiał się ubawiony.
- Naprawdę myślisz, że mógłbym zabrać cię
tutaj i zaproponować czytanie książek?
- No właśnie nie i dlatego jestem zdziwiona.
Może to jakiś poranek autorski? – Pokręcił przecząco głową.
- Nic z tych rzeczy. Nigdy nie słyszałaś o
ogrodach na dachu biblioteki? Są naprawdę piękne. Jest co podziwiać, a
dzisiejszy dzień idealnie się do tego nadaje. Chodźmy.
Przeczytałam tą część bardzo szybko. I bardzo mi się podobała. Szczególnie o statku. Rozmarzyłam się i zatęskniłam za minionymi wakacjami. Słońce,woda,turyści. = D. A tu za oknem deszcz ,szarość i gołe drzewa. Ale ,każda pora roku ma w sobie jakiś urok.
OdpowiedzUsuńUla z początku znowu się zamknęła w sobie ale jest przy niej Marek. Który zajmuje szczególne miejsce w jej sercu. Musi tylko ona sobie jeszcze kilka rzeczy przemyśleć aby się w tym utwierdzić i mu wyznać. Może on zrobi to prędzej? I ten jeszcze ten Sosnowski musiał się napatoczyć. W dodatku nie sam tylko z ciężarną żoną. Coś łagodnie potraktowałaś go w tym opowiadaniu po tym co zrobił Uli. Dzięki pracy w firmie Marek i Ula będą codziennie się widywali i w wkrótce staną się nierozłączni. Nie tylko praca będzie ich łączyć ale uczucie. Przyśpieszyłaś publikacje a to oznacza ,że niedługo koniec. :( . Jakoś nie mogę uwierzyć ,że nie będzie już nowych opowiadań o Uli i Marku. Ale może zaczniesz pisać coś całkiem nowego i też okaże się ciekawe. Tylko pytanie czy na tym blogu? Czy założysz wtedy nowego? Czekam na cd. Chociaż wiem ,że wszystko zmierza już do końca. I zamiast poprawić mi humor ,że będzie happy end pozostanę w ponurym nastroju. Ale nie tylko z tego powodu. :(/ Pozdrawiam :)
Dodam jeszcze ,że Marek w tym opowiadaniu jest bardzo kreatywny. Ma też duże pokłady wrażliwości i cierpliwości. Przy nim Ula powoli się otwiera. Zapomina chociaż na chwilę o przykrych rzeczach i skupia się na czymś innym. Już nie egzystuje a zaczyna żyć. I Markowi podoba się ta zmiana chociaż nie jest jeszcze dokładnie tak jakby chciał ale teraz będzie już tylko lepiej. Wspomnienia zawsze będą ale z czasem zaczną się zacierać i pojawią się te szczęśliwe chwilę. Które warto pamiętać. Ula też straciła trochę poczucie własnej wartości pewność siebie. Wszystko przez Piotra ,którego ,kiedyś kochała a on to perfidnie wykorzystać.Była dla niego jedną z wielu i nigdy nie traktował jej poważnie. Mam nadzieję ,że ta Marta to ma temperament i nie da się sobą manipulować.
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńSosnowskiego wcale nie potraktowałam łagodnie. Dałam mu nauczkę, której nie zapomni do końca życia. Dałam mu despotyczną, kłótliwą i niezwykle wymagającą żonę. Wierz mi, że kobiety tego rodzaju nigdy nie odpuszczają jeśli chodzi o własnych mężów i zawsze dostają to co chcą, bo mężowie zaspokajają ich zachcianki i wymagania dla świętego spokoju, co bywa bardzo frustrujące. On tego spokoju nie będzie miał. Nie przy takiej żonie. W dodatku za chwilę zostanie ojcem i gdybym bardziej chciała to rozwinąć, to niestety to on byłby tym, który częściej zajmuje się dzieckiem a nie jego żona.
Jeśli chodzi o zakładanie innego bloga, to na pewno zakładać nie będę. Jeśli kiedykolwiek wrócę do pisania, będę ciągnęła na tym blogu. Nie widzę sensu w zakładaniu większej ilości blogów. Sama pewnie bym się w tym pogubiła.
Dziękuję bardzo za komentarze. Pozdrawiam. :)
No w końcu przeczytałam wszystkie części tego opowiadania. Za to, że nie pisałam komentarzy bardzo przepraszam, ale na nudę nie narzekam.
OdpowiedzUsuńMarek jest opiekuńczy, troskliwy....ideał. Aż szkoda, że to ziemi tacy nie chodzą :)
Ma wiele pomysłów, jest kreatywny. Znajdźcie mi takiego chłopaka, który non stop by mnie zaskakiwał i nigdy bym się z nim nie nudziła :D
OOOO!!! Uwielbiam Auguste Renoir'a :) Miałam okazję zobaczyć jego dzieła na żywo w Muzeum Impresjonizmu w Paryżu. Zapiera dech w piersiach.Ogólnie impresjonizm to jeden z najciekawszych nurtów w sztuce. Jeszcze oprócz Auguste'a znajduje się Edgar Degas ;)
Piotr to jedno wielkie hamidło.... Uli nie chciał, proponował jej aborcję, a teraz ma żoneczkę i oczekuje dziecka......W serialu aż tak bardzo mi nie przeszkadzał ale tu to jeden wielki *** :D
Pozdrawiam serdecznie i proszę o wybaczenie :D
Andziok ;*
Andziok
UsuńNajwyraźniej miałaś spore zaległości i sporo roboty, skoro tu nie zaglądałaś.
Ja w przeciwieństwie do Ciebie nie przepadam za impresjonistami. Lubię abstrakcyjne malarstwo zwłaszcza taszystów. To technika malowania kropkami, bardzo misterna i bardzo piękna. Mam w domu kilka takich obrazów, bo akurat ich autor jest przyjacielem domu i wciąż pozostaję pod ich urokiem.
Piotr dostał za swoje i tu odsyłam Cię do komentarza Justyny, gdzie wyjaśniłam, dlaczego. Sosnowski i w serialu był dupą wołową i drażnił mnie jak mało kto. Przebijała go jedynie Paulina.
Dziękuję za wpis. Pozdrawiam serdecznie. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńco za spotkanie!? Piotr z ciężarną żoną!? Jasna cholera!!! Co za szok dla Uli! Chyba gorszy, nie, zmieniłam zdanie, zdecydowanie gorszy od domu dziecka i rekinów!!! Ogromnie jej współczuję:( Ten zafajdany, człekopodobny ktoś ma być szczęśliwszy od Uli?! Czym też sobie zasłużył?! I ta jego radość i brak poczucia niestosowności sytuacji! Brak jakichkolwiek wyrzutów sumienia!? Żadnego pytania o potomka?! Kretyn!!!! Dobrze, że w swoim idiotyzmie nie zaprosił Uli na ich ślub albo jeszcze lepiej nie zaproponował Uli bycia matką chrzestną ich dziecka! Ja wiem, że ludzie się zmieniają i tylko krowa nie zmienia poglądów oraz zdaję sobie sprawę, że już jakiś czas minął od ich wspólnego bycia, ale ... !!!!? Mam tylko nadzieję, że ten jego uśmiech na twarzy, jego ukochana żona zamieniła na coś innego!? Bo trzeba przyznać, że wygląda na bardzo silną i zdecydowaną kobietę:) Powinna mocno dać mu do wiwatu! Chociaż zdaję sobie sprawę, że w jej stanie nie powinna być narażona na takie stresy, przecież ona i jej dziecko niczemu nie są winni:) Podziwiam Marka za spokój i opanowanie, przez moment nawet pomyślałam, że Piotruś dostanie po prostu prawego sierpowego!? A tu nic z tego, Marek wybrał inny sposób dowalenia dupkowi! Chyba zrozumiał, że to co usłyszy jego żona przyniesie lepszy skutek, już ona się zapewne postara żeby odpokutował niegodziwości, które zrobił Uli!? Zaskoczyła mnie Ula:) Wszyscy myślą, że to takie biedne, wystraszone "dziecko". A ona po pierwszym szoku, spróbowała znaleźć dobre strony tego spotkania?! Mądra kobieta:) Chyba właśnie taki wstrząs był jej naprawdę potrzebny?! Wreszcie zrozumiała, że tego co było już nie da się zmienić, ale nic nie stoi na przeszkodzie aby ona zaczęła normalnie żyć:) Bardzo miłe słowa powiedziała Markowi, a on potrafił to docenić. W końcu nic nie stoi na przeszkodzie aby oboje przekonali się czym dla siebie są i co ich tak naprawdę łączy:) Już został tylko malutki kroczek:) Nawet wspólna praca będzie temu sprzyjać:) Jest coraz miłośniej:) Muszę przyznać też, że bardzo mi szkoda tym razem Maćka. Miałam nadzieję, że te wyjaśnione nieporozumienia bardziej ich połączą, a nie odsuną od siebie:( Bardzo chciałabym aby Maciek też był szczęśliwy, bo jak mało kto na to zasłużył:) Znajdziesz mu jakąś fajną towarzyszkę życia? Wyprostujesz jego pogmatwane ścieżki? Sprawisz aby przyjaźń Uli i Maćka trochę się odrodziła i aby dołączył do niej Marek? Przewidujesz jeszcze jakąś odsłonę z doktorkiem i jego rodziną? Serdecznie pozdrawiam i życzę przyjemnego świętowania niepodległości:) Co prawda pogoda ale też i inne okoliczności "przyrody" nie sprzyjają spacerowaniu, ale i tak można miło spędzić ten dzień. Buziaki:)
p.s. a podobno miałam być spokojna o moje serce? A przy tym rozdziale rozszalało się jak mało kiedy, co zresztą pewnie widać po wpisie:)
Gaja
Gaju
UsuńA ja myślałam, że ta część naprawdę Cię podbuduje i nie spowoduje kołatania serca. Marek zachował się z wielką klasą. Nie mógł Sosnowskiemu przyłożyć ze względu na ciężarną żonę. Po tym jak zobaczył ich kłótnię, a raczej jak jego żona ciosała mu kołki na głowie, zrozumiał, że Piotruś zasłużył sobie na taką heterę. Spokoju przy niej nie zazna to pewne.
Maćka też uszczęśliwię, bez obaw i to w bardzo pozytywny sposób, a co do jego przyjaźni z Ulą, to pozostawiam domysłom czytelników. Nie uważałam, żeby można było o tym jeszcze pisać, bo jest całkiem dobrze. O doktorku nie będzie już nic. Sprawa zakończona. Teraz tylko wyłącznie szczęście i miłość. Wszak to ostatni rozdział.
Dziękuję kochana za kolejny długaśny komentarz. Przesyłam pozdrowienia i buziaki. :)
Małgosiu,
Usuńjestem bardzo zadowolona z tej części i generalnie ma ona pozytywny wydźwięk:) Wnerwił mnie tylko ten buc i jego zachowanie! Ale Marek koncertowo sobie z nim poradził i swoją niemałą cegiełkę do mojego zadowolenia dorzuciła Marta:) Swoją drogą, bardzo polubiłam jego żonusię, a po Twoich dodatkowych wyjaśnieniach to jeszcze bardziej ją wielbię:) Zgadzam się z Tobą w 100%:) Nie ma to jak cudowna żoneczka, która jest podstawą wszystkiego! Może stworzyć raj na ziemi albo fantastyczne piekiełko, może też zastąpić z powodzeniem niejedno więzienie:) Jakaś sprawiedliwość musi być! Teraz doktorek ma możliwość sprawdzenia na sobie słów Marka, że był głupcem, bo wypuścił ze swych rąk prawdziwy i bezcenny skarb! Niech całe życie żałuje i pokutuje i to nie tylko za Ulę! Teraz jest czas Uli i Marka. Oni w przeciwieństwie do pozostałej dwójki na pewno będą się wzajemnie starać stworzyć niebo na ziemi:) Zarówno Marek jak i Ula na to w pełni zasługują:) Cierpliwie czekam na ciąg dalszy:) Uściski,
Gaja
Gosiu, weź po " starej znajomości" znajdź mi takiego Dobrzańskiego, który zaproponuje pracę za taaaką kasę. Ulka to ma szczęście , facet organizuje jej czas, staje na głowie żeby stanęła na nogi, sprowadza do parteru casanowę Sosnowskiego i jeszcze daje pracę za taką kasę, facet marzenie. Żałuję że to ja nie spowodowałam tego wypadku oczywiście tylko z MD. pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńB.
UsuńGdybym była taka operatywna to znalazłabym i dla Ciebie i dla siebie. Pisałam już wcześniej, że takie osobniki w naturze nie występują. Co za szkoda... Takie ideały to tylko w moich bajkach. :D
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Ach ten Marek. Zawsze jest chętny do pomocy chociaż trochę czasu minęło i nie zniechęcił się. To podoba mi się w nim najbardziej. Czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie? Pasuje mi ta piosenka do tej i poprzedniej części.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam miło.
RanczUla
UsuńTo już zaczyna się kochanie, ale przyjaźń trwa nadal.
Pozdrawiam. :)
Bardzo się cieszę, że Ula ma niezmiennie wsparcie w Dobrzańskim. Myślę, że on już zaczyna coś do niej czuć. Ona chyba jeszcze nie jest gotowa na nową miłość. Chociaż może się mylę. Powiedziała, że nie chce mieć takiego uczucia, że życie przecieka jej przez palce. Może na tym dachu Marek wyzna jej, co do niej czuje? Z tego co pamiętam to miało być osiem części? Czyli według moich obliczeń,a matematyka wyższa to nie jest, został na ostatni rozdział. Chociaż chciałbym wykazać swoje braki w elementarnej matematyce i się mylić.Bardzo dobrze, że Marta dowiedziała się, jakim bydlakiem jest jej mąż. Mam nadzieję, że teraz nie będzie żyło mu się lekko...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, UiM
UiM
UsuńOstatnia część przed Wami, a w niej musi dojść do wzajemnych wyznań, bo żadnego epilogu nie będzie. Dobrze liczysz. :P
Sosnowski ma przerąbane przy takiej żonce i dobrze. Za to Mareczek konsekwentny i zdeterminowany. Zasłużył na nagrodę i dostanie ją.
Dzięki wielkie za wpis. Pozdrawiam najcieplej. :)
Publikacja po północy czy dopiero jutro? :)
UsuńUiM
UsuńNiewykluczone, że jeszcze przed północą. Ciężko mi dotrwać. Starość nie radość, dropsy nie tik taki jak mawiał mistrz Pshemko.
Pozdrawiam. :)