Kochani
Ponieważ przenosiłam całego bloga
z innej strony tutaj w ciągu zaledwie tygodnia, w październiku ukazało
się ok. 445 postów. Blog archiwizuje wpisy co miesiąc i to dlatego
prawdopodobnie z listy zniknęły tytuły wcześniejszych opowiadań. One
nadal tu są, ale trzeba wejść w ostatni rozdział na liście i cofać się
potem do pozostałych opowiadań. Nie bardzo potrafię temu zaradzić, bo
nie wiem jak. Jeśli ktoś wie, to proszę o pomoc. Jak spowodować, żeby
wyświetlały się wszystkie tytuły?
Jeśli nie będzie można tego zrobić obiecuję, że po publikacji ostatniego rozdziału "Narodzonej na nowo" postaram się dodać powtórnie wcześniejsze opowiadania, żeby nie było problemu ze żmudnym cofaniem się do nich.
ROZDZIAŁ 2
Była
tak roztrzęsiona po tej rozmowie z Piotrem, że dojechawszy do Rysiowa
skierowała się na cmentarz. Tu od paru lat spoczywała jej matka. Rzadko prosiła
ją o pomoc. Najczęściej przychodziła do niej pogadać o tym co się wydarzyło,
niekiedy szła się wyżalić i wypłakać. Jednak dzisiaj przysiadłszy przy jej
grobie poprosiła ją cichutko – mamusiu kochana, pewnie już wiesz, że będę miała
dziecko. Jestem taka szczęśliwa. Co prawda, trochę się sprawy skomplikowały,
ale to nic, nie martw się, dam sobie radę. Proszę cię tylko o opiekę nad nami. Jeśli
możesz, czuwaj nad naszym bezpieczeństwem. Strasznie za tobą tęsknię. Tak bardzo
chciałabym się wtulić w twoje bezpieczne ramiona. Kocham cię, pamiętaj o tym.
Po
powrocie powiadomiła domowników, że spodziewa się dziecka i że będzie je
wychowywać sama. Tata był najwyraźniej zmartwiony tym jak ona da sobie radę,
ale generalnie wiadomość o nowym potomku została przyjęta z radością.
Najbardziej cieszyła się Betti, że będzie miała taką żywą lalkę do przytulania.
Ula czuła się szczęśliwa. Rzeczywiście bardzo kochała swoje nienarodzone
dziecko. Wiązała z nim wszystkie swoje plany i nadzieje. Postanowiła, że będzie
dla niego silna i wytrzymała na wszystkie ewentualne przeciwności losu.
Zastanawiała się jak przemeblować swój pokoik, żeby zmieściło się łóżeczko dla
kochanej kruszynki. Nie umiała przejść obojętnie obok sklepów dla dzieci.
Ściągnęła ze strychu pudło z rzeczami malutkiej Betti. Rozczulał ją widok
śpioszków, przytulanek i gryzaczków. Rozpoczęła spisywanie listy niezbędnych
rzeczy dla bobaska. Nie było dnia, żeby nie przemawiała do swojego brzucha
prowadząc swoiste rozmowy z maleństwem. Obiecywała, że zrobi wszystko, by mu
zapewnić świetlaną przyszłość, a przede wszystkim niewyobrażalne szczęście.
Przed zaśnięciem nuciła kołysanki. – Jak
dobrze, że je jeszcze pamiętam. - Nie mogła się doczekać nawet tych
wszystkich, niekiedy dziwnych i męczących pytań, którymi zasypują swoich
rodziców ciekawe świata maluchy typu – A po co? A dlacego? A cemu? A co to? - Obiecywała
sobie, że z niezmąconą niczym cierpliwością postara się odpowiadać na nie wszystkie.
Planowała, że pokaże mu jak piękny potrafi być świat, chciała nauczyć go
pływania, jazdy na rowerze, jeśli będzie trzeba, gry w piłkę nożną, w kosza czy
w siatkę. Od czego w końcu ma Jaśka, czy Maćka? Nie, nie znała płci dziecka,
było jeszcze na to za wcześnie, ale i tak nie chciała jej znać. Czuła po
prostu, że to będzie cudowny chłopczyk, jej wielka miłość.
Podniosła
się z miejsca, w którym siedziała i podeszła na sam brzeg rzeki. Przykucnęła
przy nim zanurzając obie ręce w płytkiej wodzie. Westchnęła ciężko. Niechętnie
wracała wspomnieniami do tego okropnego dnia. Dnia, w którym przestała żyć. Wiedziała,
że mimo jej zapewnień, że wszystko będzie dobrze, rodzina martwiła się jej
sytuacją. Samotna panna z dzieckiem, do tego już niezbyt młoda, nie miała
praktycznie żadnych szans na znalezienie męża. Faktycznie, to nie do pojęcia w
takim małym środowisku jakim był Rysiów. Zdawała sobie sprawę z tego, że będzie
już do końca życia napiętnowana, zresztą nie tylko ona. Jej dziecko również. To
nic, że mamy dwudziesty pierwszy wiek. W Rysiowie to nie miało znaczenia. Trochę
bała się tego małomiasteczkowego ostracyzmu i wytykania palcami, ale też była
pełna wiary, że wszystko jakoś się ułoży i będzie mogła żyć w spokoju.
Przekonywała rodzinę i siebie, że szybko w miasteczku pojawi się nowa sensacja
i sąsiadki przestaną się nią zajmować.
Doskonale
pamięta tę sobotę, a przynajmniej poranek. Wstała wcześnie i po ogarnięciu domu
postanowiła zrobić świąteczny obiad i upiec pyszne ciasto. Potrzebowała
większej miski, która była na najwyższej półce w szafce kuchennej. Bez
zastanowienia weszła na taboret. Zachwiała się. Niczego więcej nie pamiętała.
Ocknęła się słysząc przeraźliwy krzyk siostry. To Betti ją znalazła. Leżała na
kuchennej podłodze nieprzytomna i zakrwawiona. Po krótkiej chwili do domu wpadł
przestraszony Maciek. Karetka przyjechała błyskawicznie. Ula ocknęła się na
krótką chwilę w szpitalu. Zobaczyła tylko mnóstwo biegających wokół niej ludzi
w białych kitlach. Znowu straciła przytomność.
Niewiele
zapamiętała z reszty tego dnia. Po jakimś czasie odzyskała przytomność. Leżała już na
łóżku szpitalnym. Nie wiedziała co się stało. Zobaczyła siedzącego przy jej
łóżku Maćka.
– Maciuś co się stało, dlaczego jestem w
szpitalu? – zapytała ledwo słyszalnym szeptem. Maciek się ocknął i dopiero
teraz zobaczył, że już jest przytomna. Ze zbolałą miną powiedział:
– Ula, tak mi przykro, tak bardzo mi przykro.
Lekarze robili, co tylko w ich mocy, ale nie udało się.
– Co się nie udało? – zapytała zlękniona.
- Straciłaś dziecko… - Patrzyła na niego nic
nie rozumiejąc. Powtórzył – Ula, poroniłaś, nic się nie dało zrobić - powiedział
cichym i strwożonym głosem.
Straciła
przytomność i jak się później okazało, także słuch. Po ocuceniu, ujrzała, że
jacyś ludzie latali wokół niej, chyba coś do niej mówili, bo widziała, że
ruszają ustami i mocno gestykulują, ale nic nie słyszała i co dziwne, wcale jej
to nie martwiło. Po prostu nie chciała nic słyszeć. Zapadała się w sobie i nie
widziała dalszego sensu życia. Miała pretensje do mamy – Jak mogłaś mi to zrobić!? Gdzie ty byłaś, co? No gdzie? Miałaś się nami
opiekować! Dlaczego? Dlaczego mi to zrobiłaś? Po co ci to dziecko?! –
kłóciła się bezgłośnie z nieżyjącą matką.
Po
krótkim pobycie w szpitalu, Maciek zabrał ją do domu. Fizycznie nic jej nie
dolegało. Tak mówili lekarze.
- Jak się otrząśnie to i słuch wróci. Ona musi
chcieć słyszeć – powtarzali. Trudno jej było wrócić do normalnego życia. Maciek
zawsze był, czuwał przy niej cały czas, otaczał ją troską, był czuły i
opiekuńczy. Dużo jej opowiadał właściwie o wszystkim, choć bardzo mało z tego
do niej docierało. Do nikogo się nie odzywała, nie chciała jeść. Potrafiła
całymi dniami leżeć w łóżku patrząc bezmyślnie w sufit lub udawać, że śpi. Tak…,
noc była dla niej zbawieniem. Nie, nie spała. Miała kłopoty ze snem, ale
przynajmniej nic wtedy nie musiała udawać, bo nikt na nią nie patrzył. Starała
się też o niczym nie myśleć. Nienawidziła poranków, kojarzyły jej się z
koniecznością radzenia sobie z natłokiem myśli i z prozaicznymi rzeczami, na
które nie miała ochoty. Rozpaczała, płakała całymi dniami. Dopadły ją stany
lękowe. Sama nie wiedziała czego się boi. Wydawało jej się, że wszystkiego. Światła,
ciemności, samotności, duchów, stanów duszności, ludzi, tego, że umrze albo, że
będzie musiała żyć w ciągłym poczuciu winy. Rodzina odchodziła od zmysłów. Tata
bardzo się martwił, że jego córka postradała rozum. Dopiero jak Maciek jej
wytłumaczył, nastąpił mały przełom, bo Ula przestała płakać.
– Ula, posłuchaj mnie, proszę. Słyszysz mnie?
Spójrz na mnie, proszę. Ula, ja wiem, że to jest straszne co za chwilę powiem,
ale widocznie tak musiało być – tłumaczył jak dziecku. - Ktoś tam na górze tak
zdecydował. Chyba to dzieciątko było bardziej potrzebne aniołom niż tobie. Nie
ma co się tak martwić. Nikt czasu nie cofnie i nie zmieni rzeczywistości. Twoje
maleństwo ma pewnie inne zadanie do wykonania. Ty musisz zacząć żyć. Tak dłużej
nie możesz funkcjonować. - Cichym i spokojnym głosem przemawiał do Uli,
kołysząc ją w swoich ramionach. Innym razem, po upływie około trzech miesięcy
zadowolony z siebie i ze swojego genialnego pomysłu powiedział:
- Ula, słyszysz mnie? Proszę, popatrz na mnie.
Ula, posłuchaj co wymyśliłem, to jest naprawdę dobry pomysł. Ula! Zacznij
planować sobie każdy dzień, prawie co do minuty i trzymaj się realizacji tych
postanowień. Nie patrz tak na mnie, nie bój się, nie musisz planować czegoś
spektakularnego, ale na przykład zaplanuj sobie, że jutro wstaniesz o godzinie
szóstej trzydzieści, później pójdziesz się umyć, później się ubierzesz. Ubranie
musisz przygotować sobie dzień wcześniej. Jeszcze później zrobisz śniadanie dla
rodziny. Dzień wcześniej pomyśl, co im dasz do jedzenia. Najpóźniej o godzinie
siódmej trzydzieści zjesz z nimi śniadanie. Jak rodzeństwo wyjdzie do szkoły,
ty zajmiesz się praniem, sprzątaniem lub przygotowywaniem obiadu. Każdego dnia
nie możesz zapomnieć, żeby wyjść na spacer. Nie jest ważne gdzie chcesz iść,
musisz tylko to sobie zaplanować i niezależnie od pogody wyjść z domu, nawet na
króciutką przechadzkę. Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć, ja zawsze
będę obok. Obiecuję ci, że jak osiągniesz te malutkie cele, będziesz mogła wrócić
do pracy i zapomnisz o tych trudnych chwilach. Naprawdę czas leczy rany.
Zobaczysz, jeszcze będziesz szczęśliwa.
Patrzyła
na niego tymi wielkimi, błękitnymi oczami i nie bardzo potrafiła pojąć sensu
jego słów.
- O czym
on mówi? Co on może wiedzieć? Kto to wymyślił? Może i czas goi rany, ale na
pewno nie leczy pamięci. Co to jest szczęście? Już nie pamiętam… – myślała
rozgoryczona.
Od tej
rozmowy minęły ponad dwa lata i nikt nigdy więcej nie widział Uli płaczącej. Co
dziwne, nikogo to za bardzo nie dziwiło, chociaż Ula z natury była bardzo
wrażliwa i miała płacz na końcu nosa. Potrafiła płakać z każdego powodu, ze
szczęścia, ze śmiechu, ze wzruszenia, nad filmem, nad książką, słuchając muzyki,
ze smutku, z żalu, z bólu i z wielu innych przyczyn. Nie potrafiła, ale też
niekiedy nie chciała panować nad tymi potokami łez. Potrzebowała tego, bo tak
wyrażała emocje. Teraz nic, żadnych łez, z żadnego powodu. Dostosowała się do
propozycji przyjaciela i skrupulatnie planowała każdy dzień. Rodzina i Maciek
trochę się uspokoili, a ona wciąż miała niewypowiedziane pretensje do tego
ostatniego o to że, nie powiedział jej najważniejszej rzeczy, że musi przede
wszystkim planować każdy oddech, bo jak się okazało o oddychaniu zapominała najczęściej
i przez to dość często traciła przytomność. W końcu i tego się nauczyła. Już
wiedziała kiedy i jak musi zaczerpnąć powietrza, żeby nikogo nie martwić. W
takich chwilach w myśli powtarzała sobie: - Spokojnie,
spokojnie, oddychaj, głęboko oddychaj, wszystko jest w porządku. No to jak to
było? Wdech przez nos, wydech ustami, wstrzymać powietrze, wdech, wydech …
- Nie zmieniło się jednak to, że przy każdym oddechu odczuwała fizyczny ból.
Gdzieś, kiedyś przeczytała, że życie przeważnie jest smutne, a zaraz potem się
umiera. Dopiero teraz rozumiała to zdanie. Z czasem odzyskała słuch. Po długim
zwolnieniu lekarskim wróciła do pracy. Zmianę jej zachowania zauważyli prawie
wszyscy. Nigdy nie była zbyt rozmowna, ale teraz to już w ogóle odzywała się
tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne. Prawie wcale się nie uśmiechała,
a jak już, to widać było, że jest to uśmiech wymuszony. Koleżanki i koledzy nie
wiedzieli jak się wobec niej zachować. Pocieszać? Składać kondolencje? Ula sama
ich wyręczyła i uspokajała, że nie muszą się nią przejmować. Na pytanie – „Co
słychać? Jak się czujesz?” odpowiadała, że wszystko OK, że jest świetnie. Nigdy
nic więcej, żadnego dodatkowego słowa. Uznano, że nie chce się bratać i dano
jej spokój.
– Zauważyłaś jaka dziwaczka zrobiła się z tej
Ulki? – szeptano po kątach firmy. Uli było to obojętne, bo tak naprawdę
interesowały ją wyłącznie tematy zawodowe. Do jakości jej pracy nikt nie mógł
się przyczepić. Rzuciła się ze zdwojoną siłą na nowe wyzwania. Gdyby mogła, nie
wychodziłaby z firmy. Dość często pracowała w soboty, mimo, że nie miała
takiego obowiązku i tak naprawdę nie było takiej konieczności. Ten kierat
martwił tatę Uli.
- Córcia, czy ty musisz tak harować? Przez tę
pracę nikniesz w oczach. Nie masz nawet czasu czegokolwiek zjeść. Tak nie może
być – mawiał coraz bardziej przygnębiony jej stanem. Zawsze starała się go
uspokoić i odpowiadała coś w stylu:
- Tatusiu nie martw się. Wszystko jest w
porządku. To przejściowa sytuacja. Przecież wiesz, że długo byłam na zwolnieniu.
Teraz muszę nadrobić. - Albo - Tato przecież wiesz, że awansowałam. Ze zmianą
stanowiska przybyło mi zadań. Nie przejmuj się tak, przecież tobie nie wolno.
To nie będzie trwać wiecznie. Jak się zorientuję w obowiązkach i rozdzielę
pracę, będę miała więcej wolnego czasu. Jest i będzie dobrze. - Takie
zapewnienia koiły jego nerwy. W firmie chętnie wykonywała też czyjeś zadania.
Dzięki temu, nie miała czasu na myślenie, które ją powoli zabijało. Nierzadko
współpracownicy śmiali się z niej po cichu. O dziwo nie komentowali jej
wyglądu, tym razem powodem do drwin była sumienność i pracowitość Uli. Sądzili,
że robi to wszystko dla awansu.
– Ale się z niej karierowiczka zrobiła –
większość koleżeństwa skrycie tak mówiła. Prędko jednak zmienili zdanie i
zaczęli cieszyć się z jej nadgorliwości, jak to między sobą określali. Dzięki
temu oni mieli spokój. Odwalała za nich większość roboty. Wydział natomiast był
doceniany przez kierownictwo. Już parokrotnie wszyscy pracujący w nim otrzymali
nagrody za zadawalające efekty. Prezes firmy zauważył pracę Uli, docenił jej
zaangażowanie w sprawy firmy. Dość szybko awansowała najpierw na kierownika
sekcji finansów, a później na dyrektora finansowego. Tata pękał z dumy, a
rodzeństwo bardzo się cieszyło. Maciek natomiast niezmiennie pozostawał na
swoim stanowisku, które zajmował od początku pracy. Pracował jako analityk
kredytowy w jednym z banków. Jak się okazało, szybki awans Uli był powodem
frustracji Maćka. Oczywiście z jednej strony się cieszył, ale z drugiej
zazdrościł Uli stanowiska. Twierdził, że w porównaniu z Ulą wychodzi na
nieudacznika. Nic nie pomagały zapewnienia Uli, że to nieprawda, że jej się po
prostu poszczęściło, że pewnie nie mieli nikogo na to miejsce i dlatego padło
na nią.
Nie
zdawała sobie wcześniej sprawy z jakich powodów coraz częściej unikała
kontaktów z Maćkiem. Jakoś tak się stało, że po prostu nie miała czasu na
spotkania, często nie odbierała jego telefonów. Może spowodowane to było tym,
że chyba tylko on „pastwił” się nad nią i ciągle czegoś od niej wymagał,
dopytywał się o samopoczucie i po prostu widział, że nie jest tak dobrze jak sądzą
inni. Namawiał ją na wizytę u specjalisty. Ubzdurał sobie, że Ula ma w dalszym
ciągu ciężką depresję i sama sobie z tym nie poradzi, skoro do tej pory sobie
nie poradziła. Niezmiennie odpowiadała spokojnym głosem
– Maciuś, nic mi nie jest. Zapewniam cię, że
nie potrzebuję pomocy specjalisty. Jestem tylko trochę zmęczona. Przestań się
martwić.
W
duchu, w takich razach była na niego zła i wymyślała mu. – Lekarz się znalazł, patrzcie jaki specjalista od duszy. Co on tam wie?
Ja i depresja? Śmieszne! - Poza tym był jeszcze jeden incydent, o którym
też jej ciężko było zapomnieć. Zaczęło się tak prozaicznie. Całkiem niedawno
Maciek wpadł do niej do domu z uśmiechem na ustach. Nawet ona zauważyła, bo
było to widać już na kilometr, że unosi się ze szczęścia nad ziemią.
- Maciuś, a co ty taki radosny?
- Jestem niewyobrażalnie szczęśliwy. Ula…,
zakochałem się! O przepraszam…, nie powinienem - dodał już spokojniej
przestraszony.
- No co ty, daj spokój. Jeśli to prawda, to
bardzo, bardzo ci gratuluję i ogromnie się cieszę. To wspaniała wiadomość.
Jesteś fantastycznym facetem i naprawdę zasługujesz na szczęście. Znam ją? Jak
ma na imię? Jak wygląda? Mów, bo zżera mnie ciekawość. - Rzeczywiście od
długiego czasu pierwszy raz wyglądała tak, jakby ją coś zainteresowało.
- Nie znasz. Ma na imię Violetta. Jest
rewelacyjna, cudowna i naj, naj, naj... - tu posypał się opis jego wybranki
oraz tego za co on ją tak kocha, gdzie pracuje, co lubi, za czym nie przepada,
gdzie razem chodzą. Dla Uli to było za dużo informacji i w pewnym momencie
wyłączyła się ze słuchania, a Maciek gadał, gadał i gadał…
Przyznam, że zrobiło mi się gorąco jak zobaczyłam, że nie ma opowiadań, ale potem doszłam że są tylko dostęp jest utrudniony, jakby zniknęły całkiem to nie wiem "koniec świata" jak to mówił Popiołek.Maciek i Violetta , ta przez V i dwa t , szok a gdzie on ją wyrwał ? Ula jak zwykle ma pod górkę, szkoda dziewczyny , czym sobie zasłużyła na takie cierpienia. Mam nadzieję że ten trudny dla niej czas zostanie jej wynagrodzony z nawiązką i że tą nagrodą będzie MD. pozdrawiam B.
OdpowiedzUsuńB.
UsuńTeż początkowo wydawało mi się, że z blogiem wszystko w porządku, dopiero jedna z czytelniczek zwróciła mi na to uwagę i zaczęłam drążyć. Okazuje się, że w skali miesiąca blog wyświetla około 90 postów, a reszta zostaje zarchiwizowana i tym samym niewidoczna. Ta niewidoczna część zawiera więc około 350 rozdziałów. To bardzo dużo. Na pewno ponowię dodawanie wcześniejszych opowiadań, żeby były dostępne dla czytelników.
A jeśli chodzi o rozdział, to nie ujawniam, gdzie Maciek poznał Violettę, bo to raczej mało istotny szczegół. Ważniejsza jest tutaj F&D i to jaką rolę odegra jej prezes.
Ula będzie cierpiała bardzo i nieprędko wyjdzie z tego stanu depresji. MD okaże się lekiem na całe zło.
Dziękuję, że zajrzałaś i pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
Witaj Małgosiu,
OdpowiedzUsuńjestem jedna z pierwszych? Pewnie wszyscy zajęci są odwiedzaniem bliskich na cmentarzu. Któryś raz się powtórzę, że taki przyjaciel jak Maciek, to niewątpliwy skarb:) Szkoda, że nie każdy ma takie szczęście. Zapewne z przyjaźnią jest jak z miłością trzeba trafić na odpowiednią osobę. Im się udało:) Oczywiście tak jak tutaj widać, zapewne nie zawsze jest różowo, jak w każdym związku, tak i w przyjaźni zdarzają się jakieś nieporozumienia i sprzeczki. Należy je szybko wyjaśnić i powinno być znowu dobrze. Ogromnie współczuję Uli. Dla matki strata dziecka jest chyba najgorszą rzeczą jaka może ją spotkać. Nie znam takich słów, które mogłyby wyrazić moje ubolewanie. Jednak jej żałoba i żal trwają moim zdaniem zbyt długo. Sama zresztą nie wiem czy można po takiej stracie określić czas kiedy powinno mniej boleć? Zapewne jest to sprawa indywidualna. Niemniej jednak uważam, że Maciek ma rację, Ula powinna skorzystać z porady lekarza, bo rzeczywiście samej jej będzie ciężko wrócić do normalności. Ucieczka w pracę nic nie dała i nic jej nie pomogła. Może nie do końca, otrzymała jednak awans i to na dyrektora, fajnie, ale jej to nie cieszy. Nie wiem czy jest to depresja, ale niewątpliwie nie jest z Ulą za wesoło. Szkoda, że doktorek odszedł w niepamięć, bo może on by coś pomógł? Jednak po zastanowieniu stwierdzam, że pewnie każdy tylko nie on, on ma ważniejsze sprawy na głowie niż to co się dzieje u jego "wielkiej miłości" i u przyszłego potomka! Rozdział bardzo smutny i tak trochę wpasował się do dzisiejszego dnia. Zmusza do refleksji. Nic nie możemy sobie zaplanować, bo i tak rządzi nami przewrotny los. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i zastanawiam się jak dalej potoczą się losy Uli i Maćka? Nieustannie dziękuję. Serdecznie pozdrawiam i życzę przyjemnego dnia:)
Gaja
Gaju
UsuńPrzecież wiesz, że czasem i przyjaźnie się wypalają zwłaszcza takie, gdzie jedna strona wnosi w tę przyjaźń znacznie więcej od drugiej, chociaż paradoksalnie ta druga bardzo chciałaby odpłacić się tym samym, ale nie zawsze może i potrafi. Jeśli nastąpi zmęczenie taką sytuacją, to już nie będzie to taka przyjaźń jak na początku i relacje się rozluźnią.
Ula ma depresję i często bywa zła na Maćka, że jest nadopiekuńczy i właściwie dość wścibski. Uważa, że wszystko wie najlepiej a Ula powinna go słuchać i postępować zgodnie z jego radami. Nie zawsze jej to pasuje i postępuje po swojemu, co z kolei wzbudza w Maćku złość. Zaczynają się tarcia i żeby ich uniknąć ona woli czasem nie rozmawiać i nie odbierać jego telefonów. Wytworzy się dość skomplikowana relacja i chociaż wciąż bardzo bliska, to znacznie odbiegająca od tego, co było na początku.
Co do jednego Maciek ma rację, z nią nie jest dobrze. I choć stara się to ukrywać, to przecież on za dobrze ją zna i wie, że ta poza, którą prezentuje względem świata jest sztuczna i mocno naciągana.
Bardzo dziękuję za wpis i posyłam buziole. :)
Bardzo smutna czesc :( szkoda mi Ulki i rzeczywiscie ma bardzo powazny problem ze soba i swoja psychika....:( Mam nadzieje,ze sie podniesie...Pozdrawiam cieplutko :) Magda M.
OdpowiedzUsuńMagda M
UsuńTo opowiadanie w ogóle jest dość przygnębiające przynajmniej na początku, chociaż smutek przewija się tu w każdym rozdziale.Ula nie potrafi poradzić sobie sama ze sobą i bardzo cierpi po stracie dziecka. Oczywiście podźwignie się, ale to nie nastąpi prędko i jeszcze wiele przed nią.
Pozdrawiam Cię najpiękniej i dziękuję za komentarz. :)
Tego się zupełnie nie spodziewałam. Sądziłam ,że ona urodzi dziecko a Piotr nie będzie w ogóle obecny w jego życiu . Ona będzie się starała zapewnić dziecku byt. A potem pozna Marka i jakoś połączą się ich drogi a między czasie pojawi się jeszcze kilka przeciwności. Jednak nie w tą stronę poszła historia. Trzeba dodać bardzo smutna i melancholijna część. Wpasowała się w dzisiejszy bardzo przygnębiający i zmuszający do refleksji dzień. Dziś wspominamy tych ,którzy odeszli. :( . Ula poroniła i strasznie trudno się jej po tym podnieść. Pomimo ,że minęło tyle czasu. Ale takie rzeczy w człowieku zostają. Może przyjdzie czas gdy zacznie się ona wreszcie uśmiechać i jakoś żyć nie wracając tak bardzo do przeszłości. Wrażliwe osoby cierpią najbardziej. Takie wydarzenia negatywnie wpływają na ich psychikę. Najgorzej się jak taka osoba zamknie się w sobie. Wtedy strasznie trudno do kogoś takiego dotrzeć. Potrzebni są wtedy bliscy,rodzina ,przyjaciele ,którzy pomogą tej osobie wyjść z depresji . Ula powinna zgłosić się do psychologa. Rozmowa mogła by coś pomóc .A jeśli to za mało lekarka mogłaby jej przepisać leki dzięki ,którym lepiej by spała i przestała się bać. Ucieczka w prace nie wiele Uli pomogła . Maciek wie ,że nadal bardzo cierpi. Jest przy niej i stara się jej pomóc. Może to właśnie Marek pomoże się jej z tego podnieść i zacznie ona żyć inaczej? Myślę ,że właśnie tak będzie. To on będzie wybawieniem dla niej. Jej ostoją. To dzięki niemu ponownie uwierzy w miłość .A relacja między Maćkiem a Ulką nie łatwa. Na koniec totalne zaskoczenie. Maciek i Violetta? To może być niezły duet.Jeśli Kubasińska jest w twoim opowiadaniu taka jak w serialu. Chyba ,że trochę inna a może zupełnie? Ula zamyka się na wszystko. Próbuje nie słyszeć nikogo ani niczego. Nam nadzieję ,że to się wkrótce zmieni i zacznie ona żyć. Sosnowski zniknął na dobrze. Zapewne był tylko epizodem w życiu Uli. Chociaż ona będzie to pamiętać. Piotr chciał aby usunęła a los tak z niej zakpił ,że nie musiała tego robić a mimo to nie zostanie matką. Oczywiście może ,kiedyś zostanie matką ale innego dziecka. Wiele osób poroni albo ich dziecko umrze i potem mają zdrowe dzieci. Chociaż w pamięci mają i tamto. Wspomnienia zawsze bolą ale z czasem umieją już tym żyć ,że kogoś nie ma. Ulę nawet awans w pracy nie cieszy a powinien. Powinna oderwać myśli od tego co było. Gdzieś wyjść. Porozmawiać czy coś. Chociaż na chwilę skupić uwagę na czymś innym niż rozpamiętywanie przeszłości. Tak się stało i ona nie miała na to wpływu. Czas aby poszła dalej i nie stała ciągle w miejscu. Praca miała być jej lekiem na ból ale nim się nie okazała. Nie płaczę bo wylała już tyle łez. Maciek ją prosił aby nie płakała. Chciała pokazać innym ,że jest silna ale wewnątrz jest krucha jak szło gotowe w każdej chwili się rozpaść. Wystarczy jedno słowo,wspomnienie,sytuacja a ona ponownie się by rozsypała jak domek z kart. Dla niej to wciąż bolesna rana ,która jak sądzę nie szybko się zagoi. Z cierpliwością czekam na kolejny rozdział. I pojawienie się MD. Pozdrawiam serdecznie. Ps. Znowu trochę długo heh :)
OdpowiedzUsuńJustyna
UsuńZaczynam przywykać do tych niezwykle długich komentarzy, które niezmiennie sprawiają mi przyjemność. Sporo Twoich przeczuć się sprawdzi, ale których - nie powiem. Tak czy owak, Twoje przypuszczenia idą we właściwym kierunku.
Czytałaś wpis przed rozdziałem? Może Ty wiesz co zrobić w takiej sytuacji? Jesteś o wiele dłużej na Bloggerze niż ja.
Jeszcze raz wielkie dzięki za ten długaśny komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Zaczynam się domyślać o jakie przeczucia chodzi ale nie powiem. Czas pokaże czy mam rację.
UsuńOwszem jestem dłużej na bloggerze. Moje posty jak na razie nie przekroczyły miesięcznego limitu. Więc mam archiwizacje miesięczną. Ale myślę ,że skoro Ty przenosiłaś z innego bloga powinnaś w archiwum zaznaczyć codzienną i hierarchie aby wyświetlały się wszystkie posty. Słyszałam ,że to pomaga. Ale sama niestety tego nie wypróbowałam bo za mało mam postów. Ps. ja też czasem nie lubię się cofać do jakiś opowiadań. Dlatego założyłam spis treści ale przy tym jest za dużo pracy jeśli ktoś ma dużą ilość postów a nie założył go od razu. Jak przypomnę sobie o innym sposobie to napiszę. Pozdrawiam cię serdecznie. :)
Dzięki Justyna. :)
UsuńUla straciła dziecko. Jednak wyszło na tego sukinsyna. Nie chciał dziecka i ie będzie go miał. Doktorek w czepku urodzony. Może jego geny są zbyt słabe, aby powstało z nich nowe życie? Pewnie tak musiało być. Mimo próśb, Magda nie czuwała na tym dzieckiem, pewnie ma to jakiś głębszy sens, którego nie potrafię się teraz doszukać. Zastanawiam się, o co chodziło Maćkowi, gdy tak naskoczył na Ulę w poprzedniej części? Marek również się nie pojawił. Ciekawa jestem w jakich okolicznościach się poznają? Czyżby zapowiada nam się Marek ideał, którego ubóstwiamy?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam gorąco, niecierpliwie, jak zawsze z resztą, czekam na koleją część. UiM
UiM
UsuńZgadłaś. Marek w tym opowiadaniu będzie ideałem jakiego próżno szukać. O ile pamiętam to pojawi się już w następnej części. W niej też rzucę nieco światła na relacje Ulkowo-Maćkowe, które sprawiły, że zaczęli odsuwać się od siebie. Zresztą ta słabnąca przyjaźń między nimi ma podłoże wielowarstwowe, bo było kilka przyczyn tego odizolowania się od siebie, chociaż nie całkowicie.
Dzisiaj lub jutro pojawi się informacja o publikacji kolejnych części, bo niestety będę musiała nieco przyspieszyć i opublikować całe opowiadanie do 16 listopada.
Bardzo dziękuję za komentarz i również pozdrawiam najgoręcej. :)