ROZDZIAŁ 21
Krzysztof
wraz z towarzyszącą mu Heleną, wyjechał. Oni dokonawszy niezbędnych
przeprowadzek, objęli rządy w firmie. Marek ciężko przeżył przeprowadzkę na
trzecie piętro do gabinetu ojca. Pomagała mu w tym Ula. Kiedy wnieśli już
ostatnie pudło, rozejrzał się dokoła żałośnie.
- Jestem nieszczęśliwy i czuję się opuszczony.
To tak daleko od ciebie – westchnął dramatycznie. Roześmiała się słysząc te
jego jęki. Podeszła do niego i spojrzała mu z miłością w oczy.
- Nie przesadzaj kochanie. To tylko dwa piętra
i jeśli bardzo będziesz mnie chciał zobaczyć, to wystarczy przyjść lub
zadzwonić. Przecież całe popołudnia mamy tylko dla siebie. Nie narzekaj. Takie
stanowisko wymaga odpowiedniej oprawy. Nie możesz siedzieć byle gdzie.
Cmoknął
ją w nosek i przytulił. Te czułe chwile przerwało im wtargnięcie Violetty.
Weszła do środka z impetem otwierając drzwi.
- No, już jestem. Zaraz rozpakuję pudła.
Niezłe mamy gniazdko, co prezesie?
- No niezłe, niezłe. Słuchaj Viola. Zadzwoń po
informatyków, niech podłączą nam komputery, a my pójdziemy do bufetu. Mam
ochotę na kawę i może zjedlibyśmy coś? Już południe, a mnie burczy w brzuchu.
Zostawiamy cię na posterunku.
Siedząc
przy stoliku i popijając kawę rozmawiali jeszcze o zbliżającym się ślubie.
- Już właściwie nie ma nic do załatwienia.
Wczoraj wysłałem, tak jak prosiłaś, wszystkie zaproszenia. A tym na miejscu,
rozdałem. Wróci Pshemko, to skończy szyć suknię i mój garnitur. Chyba będzie
jeszcze jedna przymiarka. Już nie mogę się doczekać. Chciałbym, żeby ten dzień
był wyjątkowy dla nas. Żebyśmy zapamiętali go na całe życie.
Pogładziła
jego dłoń.
- I taki będzie. Zobaczysz. Nie wiem, jak
utrzymam na wodzy emocje. Na pewno będę płakać ze wzruszenia. Ze łzami popłynie
makijaż i będę wyglądać jak rozmazana panna młoda. – Uśmiechnął się.
- Nawet jak się rozmażesz, to dla mnie i tak
będziesz najpiękniejsza. Bardzo cię kocham – przytulił jej dłoń do ust.
- Wiesz, – odezwała się – przyszedł mi do
głowy pewien pomysł. Jest jeszcze tak ładnie. Oglądałam prognozę na weekend i
zapowiada się słoneczny dzień. Nawet temperatura będzie znośna. Co ty na to,
żebyśmy urządzili ostatniego grilla w tym roku? Zaprosilibyśmy Violę z Sebą,
Paulinę z Michałem, Maćka z Anią i Alexa. W czwartek przylatuje Hannah, bo
musimy dograć kilka szczegółów związanych z dystrybucją. Może i ona miałaby
ochotę przyjechać. Jeszcze nie była u nas, a Viola byłaby szczęśliwa, gdyby
mogła ją zabrać. Mogliby nawet nocować, bo miejsca jest dość i zostać do
niedzieli. W niedzielę moglibyśmy wybrać się na grzyby, bo jeszcze są.
- Pomysł świetny, ale czy Alex nie będzie się
czuł kiepsko bez pary?
- Może nie. Hannah też będzie sama. Będą
przecież wśród przyjaciół. Ja nie będę Alexowi szukać dziewczyny i tobie też
nie radzę. On jest bardzo dumny i chyba nie chciałby, żeby ktokolwiek ingerował
w jego sprawy.
- Bez obaw skarbie. Nie będziemy go swatać.
Chodźmy, powiemy im o tym. Mam nadzieję, że nie mają żadnych planów na sobotę i
niedzielę.
Violetta
na wieść o grillu pisnęła z radości i uściskała ich oboje.
- Muszę koniecznie powiedzieć Sebulkowi. Ależ
się ucieszy. Hannah na pewno też. Dziękuję kochani – z równie dużą prędkością,
jak mówiła, wypruła z gabinetu i pobiegła na piąte piętro. Marek parsknął
śmiechem.
- Viola jest niesamowita. Szybciej mówi niż
myśli. Myślałem, że wyparowała już z niej ta egzaltacja, ale pewne rzeczy
jednak się nie zmieniają. No to Sebę mamy z głowy, bo ta szalona kobieta już
pewnie zdążyła mu o tym powiedzieć. Ja idę do Michała a ty powiadom Alexa i
Maćka.
Szczęśliwie
dla nich nikt z zaproszonych przyjaciół nie był zajęty w weekend i wszyscy
wyrazili chęć przyjazdu. W piątkowe popołudnie po wyjściu z biura Marek z Ulą
pojechali jeszcze na zakupy. Przy okazji zakupili również chude mięso i
naturalne trzewia, by zrobić Alexowi dietetyczne kiełbaski. Była do tego dobra
okazja, a Ula lubiła dotrzymywać obietnic. Żeby ułatwić sobie życie i
zaoszczędzić czas, poprosiła w sklepie, by zmielono dwukrotnie, zakupioną
wołowinę i wieprzowinę. Marek zajął się alkoholem. W koszu wylądowało kilka
zgrzewek piwa i butelki z markowym winem. Cieszyli się na to spotkanie. To był
dobry pretekst do pogadania i złapania oddechu od pracy.
Po
powrocie do domu zgodnie zakrzątnęli się w kuchni. Ula zrobiła zalewę z oleju
dodając do niej sporą ilość przypraw, papryki i czosnku, w której Marek
umieszczał równo pocięte plastry karczku i boczku. Miały leżeć i marynować się
w niej do następnego dnia. Z kiełbaskami poszło szybko, bo Ula miała już wprawę
w ich robieniu. Przygotowania skończyli późnym wieczorem. Zmęczeni, ale
szczęśliwi kładli się spać myśląc o jutrzejszym dniu.
Goście
zaczęli się zjeżdżać wczesnym popołudniem. Najpierw przyjechał Michał przywożąc
ze sobą Paulinę i Alexa. Ten ostatni wparował do kuchni przyciągnięty
aromatami, które unosiły się wokół. Przywitał się z Ulą oferując pomoc.
- Chętnie z niej skorzystam. Będziesz mieszał
sałatę. Widzisz tę wielką michę? Tam są twoje kiełbaski. Zabierzesz sobie do
domu, bo zrobiłam ich więcej niż ostatnio. Możesz je nawet zamrozić. Nic im nie
będzie.
- Dzięki Ula. One naprawdę bardzo mi smakują i
wcale nie czuć, że nie ma w nich soli. – Popatrzyła na jego uśmiechniętą twarz.
- Wiesz Alex, odkąd pracuję w F&D
najbardziej brakowało mi twojego uśmiechu. Chodziłeś ciągle taki pochmurny i
zły, że strach było się do ciebie odezwać. Zdecydowanie wolę cię w takiej
postaci. Jesteś zupełnie odmieniony i to na lepsze.
- A ja chcę cię przeprosić, że nie zawsze
byłem miły w stosunku do ciebie i zazwyczaj burczałem nieprzyjemnie. To już
przeszłość Ula i nie mam zamiaru wracać do dawnego Alexa.
- Bardzo mnie to cieszy. Naprawdę. A o tym
burczeniu dawno zapomniałam. Chodź ze mną. Zabierzemy wszystko na zewnątrz.
Pół
godziny później na podjazd podjechał Sebastian. Zatrzymał samochód i pomógł
wyjść z niego Violi i Hannah. Przywitali się z gospodarzami. Ula ujęła pod
ramię pannę Rolicky i podeszła do obojga Febo i Michała.
- Kochani, nie wiem, czy kojarzycie tę
dziewczynę. To jest asystentka pana Finley’a i jednocześnie kuzynka Violetty,
Hannah Rolicky. To Hannah jest Paulina Febo, jej brat Alex i Michał Soszyński,
narzeczony Pauliny.
Hannah
wyciągnęła dłoń witając się po kolei z wszystkimi. Alex trzymając ją
przyciągnął do ust i pocałował patrząc w oczy Hannah. – Zarumieniła się, co nie
uszło jego uwagi.
– Całkiem
miła i fajna dziewczyna, przy tym skromna i chyba nieco nieśmiała. To stąd te
rumieńce – pomyślał. – Nawet jest
trochę podobna do Violetty, ale chyba ma subtelniejszą urodę.
Głośny
dźwięk klaksonu obwieścił przyjazd Maćka i Ani. Maciek od razu rzucił się do
rozpalania grilla. To on był w tym mistrzem i ta czynność szła mu bardzo
sprawnie. Nie trwało długo, gdy równo ułożony karczek i plastry boczku zaczęły
skwierczeć na ruszcie. Na stołowym blacie wylądowała sałatka przywieziona przez
Anię i wielka blacha ciasta, podarunek od Szymczykowej. Alex wniósł też michę
zielonej sałaty i papierowe tacki przeznaczone na kiełbaski. Nikt nie zawracał
sobie głowy porcelanowymi talerzami, bo najwygodniej było wyrzucić te papierowe
bez konieczności ich mycia. Rozsiedli się wygodnie na drewnianych wyściełanych
miękkimi poduszkami, ogrodowych fotelach. Ula podeszła do Hannah i przycupnęła
obok niej.
- I jak ci się podoba? Nie byłaś jeszcze w
środku, ale za chwilę oprowadzę cię. Oni wszyscy tu u nas byli i dobrze znają
nasz dom.
- Ula. Nawet nie wyobrażałam sobie, że tu jest
tak pięknie. Dom jest bardzo urokliwy i zrobił na mnie wrażenie. Okolica
bajkowa. Mieliście wielkie szczęście, że wam się trafił.
- To Marek miał nosa. Jak zobaczył dom w
Internecie, to jeszcze tego samego dnia przyjechaliśmy go zobaczyć i tego
samego dnia zdecydowaliśmy o jego kupnie. Jesteśmy tu naprawdę szczęśliwi. Po
ciężkim dniu pracy nietrudno się tu zrelaksować i porządnie odpocząć.
Jedzenie
pachniało bosko i wyglądało podobnie. Ula wraz z Alexem nakładała solidne
porcje na talerze i rozdzielała wśród gości. Zajęli się konsumpcją wychwalając
umiejętności Uli. Protestowała mówiąc, że i Marek ma w tym swój udział.
Wychylono pierwszy toast. Po nim wstał Sebastian i rzekł.
- Chciałbym coś powiedzieć, coś bardzo ważnego
dla mnie. Chcę skorzystać z okazji, że jesteśmy tu sami swoi i wyznać kilka
rzeczy.
- Czy to będzie spowiedź przyjacielu? – Spytał
rozbawiony Marek. Sebastian spojrzał na niego poważnie.
- A żebyś wiedział. Chcę zacząć od naszej podróży
do Londynu, podczas której mieliśmy podpisać umowę z „Fashion look”. Miało być
pięknie. Liczyliśmy, że umowę sfinalizujemy w ciągu jednego dnia, a resztę
pobytu spędzimy na miłej zabawie w pubach. W pierwszy dzień weszliśmy do
jednego z nich i tam spotkaliśmy Ulę. Oczywiście nie mieliśmy pojęcia, że jest
Polką a już w ogóle, że pracuje w „Fashion look”. Zaczęliśmy się z niej
wyśmiewać, a właściwie to ja to robiłem. Wybacz Ula, byłem kompletnym idiotą.
Ula nie wyglądała jakoś szczególnie. Była ubrana bardzo biednie, a ja szydziłem
z niej jak ostatni dupek. Marek próbował mnie powstrzymać, ale jego wysiłki na
nic się zdały, bo ja uważałem to za dobrą zabawę. Nawet nie wiecie, jak bardzo
byliśmy zaskoczeni dowiedziawszy się następnego dnia, że jest asystentką
Finley’a. Ja jednak nadal nie mogłem powstrzymać się od drwin pod jej adresem.
Wbiło nas w chodnik, gdy po pobycie w szwalni odwiozła nas pod hotel i odezwała
się do nas po polsku. Markiem to bardzo wstrząsnęło i nie mógł wrócić do kraju
nie przeprosiwszy jej. Ja nadal byłem głupi i nie rozumiałem, o co on tak się
obraził. Po powrocie do kraju odsunął się ode mnie. Skończył z knajpami i zajął
się pracą. Straciłem kumpla do nocnych hulanek i nie mogłem się z tym pogodzić.
Gdy ściągnął Ulę i Maćka do Polski wbiło mnie na jej widok w ziemię. Była
piękna. Zjawiskowa. Dokonała spektakularnej przemiany. Poczułem się głupio i
było mi okropnie wstyd, że ją tak potraktowałem. Na szczęście jest bardzo
wyrozumiała i wspaniałomyślna. Wybaczyła mi, za co będę jej wdzięczny do końca
życia. Jest też bardzo mądrą kobietą, bo nie odciągała Marka od spotkań ze mną
mówiąc, że szkoda psuć taką przyjaźń jak nasza. Pozazdrościłem mojemu
przyjacielowi tak wspaniałej kobiety. On stabilizował swoje życie, a ja również
tego zapragnąłem. Z Violą byliśmy wcześniej parą, ale później nasze drogi się
rozeszły. To Marek namówił mnie, bym spróbował jeszcze raz, bo Viola się
zmienia i jest już całkiem inna niż kiedyś. Spróbowałem i muszę powiedzieć, że
nie żałuję. I ja odnalazłem swoje szczęście u jej boku. Dlatego pozwólcie, że w
obecności was wszystkich poproszę tę cudowną istotę, by zechciała zostać moją
żoną.
Uklęknął
przed Kubasińską, której wielkie, niebieskie, zdumione oczy wpatrywały się w
niego. Wyciągnął z kieszeni czerwone pudełeczko i otworzył je. Otulony w
szkarłatny jedwab spoczywał w nim pierścionek z dość sporym diamentem.
- Violetto kocham cię nad życie. Czy zechcesz
uczynić mi ten zaszczyt i wyjść za mnie? - Viola nie mogła wyksztusić słowa.
Wreszcie rzuciła się na szyję swojemu Sebulkowi krzycząc.
- Sebulku kochany, oczywiście, że zostanę
twoją żoną. Przecież cię bardzo kocham. – Włożył jej pierścionek na palec, a
ona z dumą przyjrzała się mu. – Jest bardzo piękny Sebulku.
Zaczęły
się gratulacje. Marek podszedłszy do Olszańskiego szepnął mu do ucha.
- To bardzo mądra decyzja przyjacielu.
Gratuluję.
Emocje
opadły. Zarumieniona i szczęśliwa Violetta pokazywała wszystkim to diamentowe
cudo. Alex przyglądał się temu w milczeniu. Zazdrościł i Markowi i
Sebastianowi. On też pragnął być równie szczęśliwy. Czy będzie mu to dane? Czy
będzie mu dane znaleźć jakąś dobrą, porządną kobietę, która pokocha go z jego
wadami i zaletami? Tych ostatnich krytycznie dopatrywał się u siebie niewiele.
Westchnął ciężko i spojrzał na Hannah. Coraz bardziej podobała mu się ta
skromna dziewczyna. Wstał z fotela i podszedł do niej.
- Hannah, masz ochotę na krótki spacer?
Pokazałbym ci otoczenie domu. Jeszcze go nie widziałaś. Jest naprawdę warte
obejrzenia. – Nie krygowała się.
- Bardzo chętnie. Dziękuję. - Podał jej dłoń i
pomógł wstać. Wolno odeszli od stołu w stronę lasu. Marek spojrzał znacząco na
Ulę i uśmiechnął się. Odpowiedziała mu tym samym. Zrozumieli się bez słów.
Tymczasem
Hannah i Alex szli spacerkiem w kierunku ściany lasu w milczeniu. W końcu
przerwała ja Hannah.
- Wiem, że przeszedłeś dwie ciężkie operacje
nerek. Dobrze się już czujesz? – Uśmiechnął się do niej.
- Jak nowonarodzony. Miałem szczęście, bo
znalazł się dawca. Gdyby nie Marek i Finley, nie miałbym żadnych szans. To
dzięki nim jeszcze żyję, a także dzięki Uli, Michałowi i mojej siostrze
Paulinie, bo oddali dla mnie krew.
- To bardzo piękny gest i bardzo szlachetny.
- Tak… to prawda. A ty długo pracujesz u
Finley’a?
- Już prawie rok. Dostałam tę pracę dzięki Uli.
Ona wracała do Polski i musiała kogoś znaleźć na swoje miejsce. Świetnie
przygotowała mnie na to stanowisko jeszcze zanim wyjechała. W tym samym mniej
więcej czasie poznałam Marka. Nie wiedziałam tylko, że on już tam, w Londynie
zakochał się w niej. Nie wiedziałam też, że był wcześniej z twoją siostrą.
- Był z nią przez sześć lat, ale nie pasowali
do siebie i nie kochali się. Paulina dopiero teraz jest szczęśliwa, a i Marek
znalazł swoją prawdziwą miłość. Zazdroszczę im.
- Nie zazdrość. Na pewno i tobie jest pisane
szczęście. Musisz się tylko dobrze rozejrzeć. – Przystanął na wprost niej i
spojrzał jej w oczy.
- Rozejrzałem się dzisiaj Hannah i muszę
powiedzieć, że bardzo mi się spodobałaś – zauważył, że znowu się rumieni.
- Ja…? Nie żartuj… Ja jestem zupełnie
zwyczajna. Nawet nie jestem ładna.
- Mylisz się. Pojęcie piękna jest bardzo
względne, a mnie ujął twój sposób bycia, łagodny charakter i piękny uśmiech.
Dla mnie jesteś piękna.
Z
niedowierzaniem słuchała tego, co mówi. Widział to w jej oczach. Ujął jej dłoń
i przycisnął do ust.
- Hannah, wiem, że mieszkamy daleko od siebie,
ale odległość w dzisiejszych czasach nie stanowi przecież problemu. Jeśli się
zgodzisz, chciałbym cię widywać. Mógłbym przyjeżdżać na weekendy do Londynu,
lub ty mogłabyś przyjeżdżać tutaj. Masz tu w końcu rodzinę. Ja bardzo bym tego
chciał. Chciałbym poznać cię bliżej.
Zrobiło
jej się miło na sercu. Po raz pierwszy jakiś mężczyzna wyraził zainteresowanie
jej osobą. Do tej pory nie chodziła nawet na randki uważając, że jest mało
atrakcyjna i mało pociągająca dla płci przeciwnej. Swój czas dzieliła między
absorbującą pracę i swoich rodziców. Nie wiedzieć czemu myślała, że już do
końca życia będzie samotna.
- To będzie trudne, ale możemy spróbować,
jeśli tego naprawdę chcesz.
- Dziękuję Hannah. Kiedy wylatujesz do domu?
- W poniedziałek rano. Samolot mam o
dziewiątej.
- Pozwolisz się odwieźć na lotnisko? Przyjechałbym
do Pomiechówka o siódmej rano.
- No… dobrze. Adres to Pomiechówek dwanaście.
Łatwo trafić. Dziękuję ci, bo musiałabym fatygować Sebastiana. Ciocia i wujek
nie są zmotoryzowani. Sebastian ucieszy się, że będzie mógł dłużej pospać i nie
musi mnie odwozić.
- Ja za to zrobię to bardzo chętnie – spojrzał
za siebie i zobaczył, jak Maciek rozpala ognisko. – Wracajmy. Będzie chyba
pieczenie kiełbasek. Ula zrobiła dla mnie całą miskę takich dietetycznych, bez
soli. Są naprawdę pyszne. Powinnaś ich spróbować. Ula świetnie je przyrządza.
- Chętnie spróbuję. Chodźmy.
Dołączyli
do pozostałych. Ktoś podał im długie patyki, na których umieścili swoje
kiełbaski. Stali wokół płonącego kręgu rozmawiając cicho.
- Ma ktoś ochotę na kawę? Pójdę zrobić, bo co
niektórzy ziewają i chyba są dość znudzeni – z wyrzutem spojrzała na Maćka,
który wyszczerzył się do niej.
- Kochanie, chyba wszyscy się napijemy,
prawda? – Przytaknęli zgodnym chórem. Alex podał swój patyk Hannah.
- Potrzymaj go proszę, ja obiecałem dzisiaj
Uli, że pomogę jej w kuchni. Sama nie poradzi sobie z taką ilością kaw.
Poczekaj Ula! – krzyknął w stronę oddalającej się Uli. – Pomogę ci!.
Nastawiła
Express i oparła się o kuchenny blat.
- Dobrze się bawisz Alex? – spytała.
- Bardzo dobrze. Chciałem cię o coś zapytać.
Jak dobrze znasz Hannah?
Uśmiechnęła
się.
- Wpadła ci w oko, co? – zmieszał się.
- Czy przed tobą nic się nie ukryje? Ale masz
rację. Spodobała mi się i chciałbym ją lepiej poznać.
- Poznałam ją podczas rozmów kwalifikacyjnych
na stanowisko asystenta Finley’a. Ja odchodziłam i zobowiązał mnie, bym
znalazła kogoś kompetentnego na moje miejsce. Było sporo kandydatów, ale ona
spodobała mi się najbardziej. Była zdenerwowana i przypominała mi mnie samą,
gdy to ja starałam się o to stanowisko. Wierz lub nie, ale okazała się
najlepsza. Skończyła prestiżową uczelnię a na niej oprócz ekonomii kilka innych
kierunków. Wszystko poparła dyplomami. Atutem była też znajomość języka
polskiego, bo przecież F&D zaczęło współpracę z „Fashion look”, a ponieważ
Finley zostawił mi wolną rękę w kwestii wyboru, wybrałam właśnie ją. Miałam
nosa, bo okazała się niezwykle pojętna i zdolna. Finley jest z niej bardzo
zadowolony i często ją chwali. Przy tym to niezwykle skromna, rozsądna i dobrze
ułożona osoba. Całkowite przeciwieństwo Violetty, choć i ta nie jest już taka
roztrzepana jak kiedyś. Hannah imponuje jej i Viola bardzo się stara dorównać
jej poziomowi.
- Poprosiłem ją dzisiaj, by zgodziła się
spotykać ze mną. Mogę co tydzień latać do Londynu. Żaden problem. Ona naprawdę
mi się podoba. Mam nadzieję, że jak pozna mnie bliżej, to może pokocha?
Chciałbym żeby tak było. Pozazdrościłem dzisiaj Sebastianowi, tak jak wcześniej
Markowi. Myślę, że już najwyższy czas pomyśleć o założeniu rodziny. Latka lecą,
a ja nie młodnieję.
Uśmiechnęła
się do niego szeroko.
- Bardzo się cieszę Alex i będę mocno trzymać
za was kciuki. Hannah to wartościowa dziewczyna, a i ty po cierpieniu, które
przeszedłeś zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Napełniła
filiżanki aromatycznym napojem i ustawiła na dwóch tacach.
- Weź jedną z nich i idź pomału, żeby się nie
rozlało.
Drugą
wzięła sama i podreptała w ślad za Alexem. Kiełbaski już się dopiekły. Usiadł
obok Hannach i przyciągnął swoją tackę.
- I jak Hannah, próbowałaś?
- Próbowałam i potwierdzam, że są znakomite.
Niczym nie różnią się od tradycyjnych kiełbasek. Ula to wielki kulinarny
talent.
O
północy mieli dość. Posprzątali po sobie a Maciek zgasił ognisko. Ula wskazała
im miejsca do spania. O pierwszej cały dom ucichł.
Przyzwyczajona
do wczesnego wstawania Ula, obudziła się dość wcześnie. Cmoknęła w usta swoje
śpiące jeszcze szczęście i powędrowała do łazienki. Umyta i ubrana zajęła się
szykowaniem śniadania dla wszystkich i sporządzaniem ogromnej ilości mocnej
kawy. – Na pewno będą jej potrzebować na
rozruch – pomyślała.
Zapach
kawy dotarł do Marka. Pociągnął mocno nosem i uśmiechnął się błogo. Bez
ociągania wstał z łóżka i w szlafroku powędrował do kuchni. Przytulił się mocno
do pleców Uli całując odsłonięte miejsce na szyi.
- Ty mój ranny ptaszku, nie mogłaś już dospać?
– wymruczał jej do ucha. Ze szczęśliwym uśmiechem odwróciła się do niego i
przylgnęła do tych zmysłowych ust.
- Ktoś musi wam zrobić śniadanie, prawda?
- Ja tylko wezmę szybki prysznic i zaraz ci
pomogę.
Rzeczywiście
nie trwało długo, gdy dołączył do niej. Sprawnie smarował pocięty w cienkie
kromki chleb. W kuchennych drzwiach pojawiła się Ania ziewając przeciągle.
- A wy co? Spać nie umiecie? – Jak na komendę
odwrócili się do niej.
- A ty?
- Ciągnie mnie zapach kawy. Maciek śpi jak
zabity. Umyję się i pomogę wam. Niełatwo zrobić śniadanie dla tylu głodomorów.
W
trójkę poszło im bardzo sprawnie. Kończyli nakrywać stół, gdy na dole pojawiła
się reszta towarzystwa.
- Ależ pięknie pachnie – Paulina podeszła do
stołu i usiadła przy nim. – Co to, jajecznica? Uwielbiam jajecznicę.
- Skoro uwielbiasz, to ja już nakładam – Ula
podeszła do niej z ogromną patelnią. Potem obsłużyła resztę gości.
- Proszę bardzo. Życzę wszystkim smacznego. Po
śniadaniu idziemy do lasu.
Ten
spacer był bardzo przyjemny. Mimo chłodu poranka rozgrzani śniadaniem ochoczo
powędrowali w las. Udało im się zebrać nawet dość sporo grzybów. Kiedy
przynieśli te leśne skarby do domu Ula stwierdziła, że wprawdzie miała inny
pomysł na obiad, ale skoro nazbierali całkiem sporo grzybków, zrobi grzybowy
sos i kopytka z żeberkami. Ania wraz z Violą i Hannah zabrały się za ich
obieranie. Ula przyrządziła tylko surówkę, bo kopytka był już zrobione i leżały
sobie w lodówce, podobnie jak żeberka. Po obiedzie wszyscy ruszyli jeszcze na
zwiedzanie okolicy. Byli zachwyceni, bo teren wokół pokrywały lasy i tylko
gdzie niegdzie wśród nich majaczył jakiś dom. Spokój i cisza.
Późnym
popołudniem zaczęli się rozjeżdżać dziękując gospodarzom za udany weekend. Alex
podszedł do Hannah, która spuściła wstydliwie głowę.
- Do zobaczenia Hannah. Będę czekał tak jak
obiecałem, jutro o siódmej rano przed domem.
- Będę czekać – wyszeptała. – Do zobaczenia
Alex.
Kiedy
ostatni goście opuścili gościnny dom Uli i Marka, ten objął Ulę wpół i
powiedział.
- Dziękuję kochanie. To były naprawdę bardzo
udane dwa dni. Napracowałaś się. Za to teraz możesz odpocząć. Zaraz ci zrobię
relaksującą kąpiel a po niej napijemy się dobrego wina.
- Brzmi bardzo kusząco. Byłoby jeszcze
bardziej, gdybyś zechciał towarzyszyć mi w tej kąpieli – spojrzał na nią z
błyskiem w oku.
- Już myślałem, że mi tego nie zaproponujesz.
Nie traćmy więc czasu. Chodźmy.
ROZDZIAŁ 22 +18
Dla
Alexa zaczął się nowy etap w życiu. Pracownicy nie poznawali go. Codziennie
wchodził do firmy szeroko uśmiechnięty, na nikogo nie warczał, był miły i
uprzejmy. Zadziwił nawet samego Pshemko, który zdążył wrócić już ze swojej samotni.
Na radosne „Dzień dobry mistrzu”, spojrzał na Alexa podejrzliwie posądzając go
o branie jakichś prochów. Kiedy jednak Ula wyjaśniła mu powody tej
zadziwiającej metamorfozy z niedowierzaniem pokręcił głową.
- Bella, ja bym się w życiu nie spodziewał po
nim czegoś takiego. Wesoły Alex. Świat się przekręca. Z drugiej jednak strony
myślę, że to bardzo pozytywna zmiana. On wygląda tak, jakby przepuścił swoje
dawne życie przez maszynkę i skleił to, co wyszło z niej najlepszego.
Ula
wraz z Markiem całym sercem kibicowała jego znajomości z Hannach. Marek
pozwalał mu już w piątki o dwunastej kończyć pracę i lecieć do Londynu, gdzie
na lotnisku czekała na niego stęskniona Hannah. Poznawali się. On z coraz
większym żarem w oczach patrzył na tę skromną dziewczynę coraz częściej
obdarzając ją pocałunkami, a ona wstydliwie je oddawała. Każdą możliwość
spędzenia z nią chociaż kilku dni traktował jak święto. Poznał jej rodziców,
którzy urzekli go podobnie jak Hannah, wielkim spokojem, opanowaniem,
skromnością i pokorą. Oni również go polubili. Współczuli mu, że tak poważnie
zachorował i musiał przejść tak wiele, by osiągnąć obecny stan zdrowia.
Korzystając z tych pobytów z własnej inicjatywy wrócił do londyńskiej kliniki i
poddał się badaniom kontrolnym. Musiał mieć pewność, że wszystko jest w
porządku. Profesor był bardzo zadowolony. Dobre wyniki świadczyły o tym, że dba
o siebie i trzyma się diety oszczędzającej nerkę. Przy okazji pierwszego pobytu
zawitał do „Fashion look” i serdecznie podziękował Finley’owi za zaangażowanie
i za oddanie dla niego krwi.
- Naprawdę nie ma za co – mówił Dawid. –
Bardzo się cieszę, że operacja się udała, a ty wyglądasz zdrowo.
Tuż
przed świętami wykupił dla Hannah i jej rodziców bilety do Polski.
- Takich świąt jak te, nie możecie państwo
spędzać z dala od rodziny – przekonywał. – Rozmawiałem z Violettą i powiedziała
mi, że Kubasińscy byliby bardzo szczęśliwi móc was mieć na święta. Marek i Ula
pobierają się dwunastego stycznia. Mogliby państwo wraz z Hannah wrócić dopiero
po ich ślubie.
Płakali
z radości i dziękowali mu za ten wspaniałomyślny gest. Przytulona do niego
Hannah również miała łzy w oczach.
- Bardzo ci dziękuję Alex. Nawet nie wiesz,
ile to dla nich znaczy.
Tymczasem
w Warszawie również przygotowywano się do świąt. Dobrzańscy-seniorzy nadal
tkwili w Szwajcarii i mieli wrócić dopiero przed ślubem ich jedynaka. Cieplakowie
spędzić mieli ten świąteczny czas w domu Uli i Marka. Przyjechali już dwa dni
przed wigilią, by pomóc w przygotowaniach. Jasiek wraz z małą Betti ubierał
choinkę, którą Marek wyciął w ich własnym lesie. Przy pomocy Józefa oprawił ją
i teraz stała w kącie salonu stanowiąc jego największą ozdobę.
Te
święta były wyjątkowe. Hannah po raz pierwszy nie spędzała ich ze swoimi
rodzicami. Nie mieli jej tego za złe. Wiedzieli, że Alex będzie je spędzał w
towarzystwie siostry i jej narzeczonego i nie chcieli, by Hannah nie było przy
nim. Na wigilii u Kubasińskich miała być Viola z Sebastianem i to w jakimś
stopniu rekompensowało nieobecność ich córki. Alex był przeszczęśliwy i niemal
unosił się nad ziemią. Nakupił tyle prezentów dla swojej dziewczyny, że ledwie
mieściły się pod gigantyczną choinką. Po raz pierwszy urządzał święta u siebie
w domu. Zwykle wraz z Pauliną spędzali je u Dobrzańskich. Przy pomocy Hannah wszystko
udało się znakomicie. Wziął kilka sprawdzonych przepisów od Uli i trzymając się
ich ściśle, wyczarowywał świąteczne potrawy. Nigdy nawet nie przypuszczał, że
przygotowywanie świąt może być takie przyjemne.
W
drugi dzień Bożego Narodzenia zabrał Hannah do Łazienek. Aura była mroźna, ale
słoneczna. Przytulił ją do swego boku i ruszył zaśnieżonymi alejkami. Dotarli
do starej Pomarańczarni, w której zwykle odbywały się pokazy. Przystanął przed
nią i popatrzył jej w oczy.
- Kocham cię Hannah – wyszeptał. – Bardzo cię
kocham i chciałbym związać z tobą moją przyszłość.
Zdumiało
ją to wyznanie. Nigdy wcześniej nie słyszała od niego tych słów, choć coraz
bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że on z pewnością czuje do niej coś
więcej, bo wielokrotnie dawał temu dowody.
- I ja cię kocham Alex. Jesteś najlepszym, co
ofiarował mi los w moim dotychczasowym życiu. – Przylgnął do jej ust całując
namiętnie.
- Pobierzmy się Hannah. Ja nie chcę już dłużej
czekać. Wiem na czym stoję i bardzo cię kocham. Z pewnością nie takich
oświadczyn się spodziewałaś, a i ja żałuję, że nie mam przy sobie odpowiedniego
rekwizytu. Jednak to wyznanie jest szczere i błagam zgódź się.
Uśmiechnęła
się do niego szeroko.
- Przecież rekwizyt nie jest taki ważny.
Najważniejsze jest to, co do siebie czujemy. Nie wiem tylko, jak to miałoby
wyglądać po ślubie. Pan Finley Bardzo na mnie liczy i nie chciałabym odchodzić
z pracy. Tak samo, jak nie chciałabym zostawiać swoich rodziców. Oni są już
bardzo schorowani i potrzebują mojej pomocy.
Alex
zamyślił się.
- To może być problem. Ja muszę porozmawiać z
twoim tatą i mamą. Najlepszym rozwiązaniem byłby ich powrót do kraju. Sama
mówiłaś, że mama nie ma już tam żadnej rodziny, a tu są Kubasińscy. Oni mogliby
zamieszkać w moim domu. Jest przecież ogromny i ma drugie, niezależne wejście.
Dodatkowy atut, to ten, że mieliby cię cały czas przy sobie. Finley musiałby
poradzić sobie bez ciebie, bo ja jestem bez asystentki i moglibyśmy cię
zatrudnić na to stanowisko. Wiem, że Dawid może poczuć się rozczarowany, bo
najpierw odeszła Ula, a teraz zrobisz to ty. Jednak podobnie jak ona, możesz
znaleźć kogoś na swoje miejsce i wdrożyć go we wszystko. Będzie jeszcze trochę
czasu, bo chciałbym, by ślub odbył się w Wielkanoc.
Pogładziła
go z uśmiechem po policzku.
- Masz na wszystko gotowe rozwiązanie. To
dobry plan, a ja nie chciałabym się z tobą rozstawać. Masz rację. Porozmawiamy
z rodzicami. Ich w Londynie rzeczywiście nic już nie trzyma. Może się zgodzą.
Jedźmy zaraz. Załapiemy się na obiad i pogadamy z nimi. Ja zaraz zadzwonię do
cioci, że będzie miała na obiedzie dwóch głodomorów więcej.
Przycisnął
ją mocno do siebie patrząc czule w jej oczy.
- Uwielbiam cię. Mówiłem ci już dzisiaj, jak
bardzo cię kocham? – Zastanowiła się i całkiem poważnie odpowiedziała,
- Nie… Dzisiaj chyba jeszcze nie – roześmiała
się radośnie.
- Mówię to teraz i będę powtarzał bez przerwy.
Bardzo cię kocham maleńka.
Nie
tracili czasu. Siedząc przy suto zastawionym stole Alex wyłuszczał Rolickim
swój plan.
- Ja bardzo kocham waszą córkę. Dzisiaj
oświadczyłem się jej a ona zgodziła się zostać moją żoną. Zrobiłem to dość
spontanicznie i nawet nie miałem przy sobie pierścionka. Jednak to
niedopatrzenie naprawię jak najszybciej. Rozmawialiśmy z Hannah, jak to miałoby
wyglądać po ślubie. Ona nie chce się z wami rozstawać i w tej sytuacji
pomyśleliśmy, że najlepszym wyjściem będzie powrót państwa do Polski. Podobno w
Londynie nic was nie trzyma. Ja oferuję państwu swój dom z niezależnym
wejściem, który jest ogromny i pomieścilibyśmy się w nim wszyscy. W ten sposób
mieliby państwo stały kontakt z córką i z rodziną a i opiekę na stare lata.
Proszę to przemyśleć. To dla nas takie ważne. Hannah zatrudnilibyśmy w
Febo&Dobrzański na stanowisku mojej asystentki.
Wszyscy
jak jeden mąż wlepiali w niego oczy. Kubasińska schwyciła dłoń brata.
- Heniu, czy to nie wspaniała propozycja?
Mielibyśmy was na miejscu, blisko. U nas też są dobrzy lekarze, mógłbyś się
wreszcie leczyć, na pewno by ci pomogli. A ty Emily? Co o tym sądzisz? Ja wiem,
że to trudno tak z dnia na dzień podjąć tak ważną decyzję. Poza tym to tam jest
twoja ojczyzna a nie tu.
- Krysiu. To wszystko prawda – Emily
uśmiechnęła się łagodnie. – Jednak nasz dom jest tam, gdzie są nasi ukochani
bliscy, a my dla naszej Hannah zrobilibyśmy wszystko, bo bardzo ją kochamy.
Pragniemy również jej szczęścia i jeśli ta zmiana jej je przyniesie, to
zgodzimy się na tę przeprowadzkę, prawda Henio?
- Ja jestem za. To wielkie szczęście wrócić po
trzydziestu latach do miejsca, w którym się wyrosło.
Hannah
przypadła do nich całując im ręce.
- Dziękuję. Jesteście najlepszymi rodzicami na
świecie.
Alex
również podszedł do nich i uściskał ich.
- I ja dziękuję. Zrobię wszystko, by nie
poczuli się państwo rozczarowani. Jeśli państwo chcecie, ja jutro po pracy
podjadę tutaj i zabiorę do mojego domu, by wam go pokazać. Ocenicie, czy będzie
dla was wystarczający. Zanim się wprowadzicie, zrobię tam gruntowny remont i
urządzę go według państwa gustu.
- Oczywiście, zgadzamy się. Chętnie obejrzymy
twój dom.
Kiedy
wracał wraz z Hannach do Warszawy, powiedziała
- Ja też nie widziałam tej części domu.
Pokażesz mi?
- Pewnie. Możemy nawet zaraz. Nie znam gustu
twoich rodziców. Przynajmniej powiesz, czy im się spodoba. Nie jest tam za
czysto, bo ja nie korzystam z tej części. To takie jakby osobne mieszkanie, bo
jest tam spora kuchnia i trzy pokoje. Stąd to niezależne wejście. Wyremontujemy
je porządnie, żeby mieli czysto, schludnie i wygodnie. – Spojrzała na niego z
czułością.
- Jesteś wspaniały i myślisz o wszystkim.
Kocham cię.
Rzeczywiście
ta część domu sprawiała ponure wrażenie. W pokojach stały nieliczne, stare
meble. Podobnie było w kuchni. Na każdym z nich osiadła gruba warstwa kurzu.
- Nie będzie tak źle, zobaczysz – zapewniał
Alex. - Nie będę czekał i już jutro zamówię ekipę, żeby wszystko doprowadziła
do porządku. Ty wylatujesz pojutrze. Ja zaangażuję twoich rodziców w wybór
mebli. Zamówię je. Nie chcę, żeby przywozili coś z tamtego mieszkania, bo to
bez sensu. Tu dostaną wszystko, czego potrzebują. Wystarczy, że wezmą
najważniejsze pamiątki. Chodźmy. Zrobimy sobie dobrej kawy.
Zmierzchało.
Siedzieli przytuleni na kanapie, wpatrzeni w płonące w kominku żagwie.
- Marek i Ula zdziwią się, gdy im powiem, że
zaręczyliśmy się. Bardzo nam kibicują. Na pewno się ucieszą. A’propos zaręczyn.
Podniósł się z kanapy i podszedł do jednej z komód. Odsunął szufladę i
wyciągnął z niej zdobne puzderko. Wrócił i przykląkł przy kanapie.
- To jest kochanie właśnie ten brakujący
rekwizyt. Należał do mojej mamy. Gdyby żyła, pokochałaby cię tak jak ja. Byłaby
na pewno szczęśliwa, gdybyś go przyjęła. Zobacz – otworzył wieczko. Jej oczom
ukazał się cudny diament zatopiony w misternej złotej koronce. Zabłysły jej
oczy z zachwytu.
- Alex…, – szepnęła – jaki on piękny…
Wysupłał
pierścionek i wsunął go na jej palec.
- Nie za duży? Jeśli tak, to jutro zaniosę do
zwężenia. – Pokręciła głową.
- Zadziwiające. Pasuje jak ulał – zarzuciła mu
ręce na szyję. – Mówiłam ci już dzisiaj, jak bardzo cię kocham? – Zaprzeczył.
- Nie, dzisiaj jeszcze nie.
- Bardzo cię kocham – wtuliła swoje usta w
jego. Pogłębił pocałunek. Całował żarliwie z wrodzonym sobie temperamentem.
Jego dłonie błądziły po jej plecach i piersiach.
- Pragnę cię, jak żadnej innej kobiety. Kochaj
się ze mną, proszę. – Nie odpowiedziała. Całując go wolno rozpinała guziki jego
koszuli. Zniecierpliwił się. Szarpnął mocno i wszystkie rozsypały się po
podłodze. Wziął ją na ręce i szybkim krokiem poszedł do sypialni nie przestając
jej całować. Pozbawił ją sukienki a siebie spodni. Delikatnie rozpiął
biustonosz i z zachwytem spojrzał na jej jędrne, sterczące piersi. Ujął je w
dłonie i pocałował każdą z nich.
- Jesteś piękna i cała moja.
- Bądź delikatny – poprosiła.
Postarał
się. Naprawdę się postarał, choć żądza mąciła mu umysł. Od lat przecież nie
kochał się z kobietą. Rozpalił ją i gdy miał już pewność, że jest gotowa wszedł
w nią bardzo ostrożnie. Jęknęła głośno. Zatrzymał się na chwilę, bo
przestraszył go ten jęk.
- Nie przestawaj, proszę – wpiła się w jego usta.
On całował je z radością. Mocno, pożądliwie, aż brakowało jej tchu.
Jednocześnie zagłębiał się w jej płeć. Objął ją mocno przycisnąwszy do siebie.
Stali się jednością. Targnął nią pierwszy spazm. Potem nadeszły kolejne. On
również poczuł przyjemną błogość buzującą w podbrzuszu. Znowu ją całował i
pieścił. Nie wychodząc z niej zainicjował kolejny akt. Było im wspaniale.
Spełnili się. Szczególnie Alex poczuł pulsujące w środku wielkie szczęście. Ona
była kochana, jedyna i należała do niego. Scałował z jej twarzy ślady rozkoszy
i uśmiechnął się.
- To było piękne Hannah. Piękne i wspaniałe.
Dziękuję. Jestem bardzo szczęśliwy.- Wplotła palce w jego włosy.
- Ja nie mniej kochany. Zapewniam cię.
Następnego
dnia rano po drodze do firmy, odwiózł Hannah do Pomiechówka. Nie chciał, by
była sama w tym wielkim domu. Pocałował ją mocno na pożegnanie.
- Będę koło siedemnastej kochanie. Zabierzemy
rodziców i pojedziemy do mnie.
- Jedź ostrożnie. Ślisko jest – wysiadła z
samochodu i pomachała mu jeszcze na pożegnanie.
W
radosnym nastroju przekroczył próg firmy. Szczęście rozpierało mu piersi. Za
sobą usłyszał swoje imię.
- Alex! Poczekaj na nas – obejrzał się i
zobaczył Ulę i Marka.
- Dobrze, że was widzę. Muszę się z wami czymś
podzielić. – Marek przyjrzał mu się uważnie.
- Wyglądasz na szczęśliwego, więc to chyba nic
złego? Chodźcie do mnie. Tam pogadamy spokojnie.
Rozsiedli
się w wielkich fotelach i niecierpliwie czekali na rewelacje Febo. Ten wziął
głęboki oddech i wypalił.
- Wczoraj się zaręczyłem.
Chyba
nie byliby bardziej zdziwieni, gdyby oznajmił im, że właśnie zatańczył na stole
w drewniakach „Jezioro łabędzie”.
- Co!? – wykrzyknęli niemal równocześnie.
Pokiwał radośnie głową.
- Wczoraj poprosiłem Hannah o rękę, a ona się
zgodziła. – Marek podniósł się z fotela a za nim Ula.
- Stary! Gratulację! Hannah to świetna
dziewczyna. Na pewno będziesz z nią szczęśliwy.
- Już jestem. To najlepsza osoba pod słońcem.
Kocham ją i nie chciałem już dłużej zwlekać.
- No dobrze, a kiedy ślub?
- Chciałbym na Wielkanoc. Mam nadzieję, że
pozałatwiam wszystko. Wczoraj rozmawiałem z jej rodzicami. Żeby nie odrywać jej
od nich zaproponowałem, by przenieśli się tutaj, do Polski. Mój dom jest duży,
pomieścimy się. Muszę go tylko wyremontować. Zaproponowałem też Hannah stanowisko
mojej asystentki, której nie mam, a bardzo by się przydała. Zgodzisz się Marek?
- No pewnie. Ciekawe tylko, co na to Finley.
- Nie będzie zachwycony. Już dwie dziewczyny
porwaliśmy mu do Polski. Hannah zrobi tak jak Ula. Przygotuje kogoś na swoje
miejsce. Będzie dobrze.
- Jeśli chcesz to dam ci namiary na firmę
remontową, która robiła u nas. Są bardzo solidni, a zdopingowani sutą zapłatą,
naprawdę szybcy. Uwiną się raz dwa. O, tu właśnie jest wizytówka. Możesz
zadzwonić do nich choćby zaraz i umówić się – Marek podał mu niewielki
kartonik.
- Dzięki Marek. Zacznę działać od razu. Szkoda
czasu. Ula idziesz do siebie?
- Idę. Na razie kochany – wycisnęła na ustach
Marka soczystego buziaka i już ich nie było.
Jak
tylko dotarł do swojego gabinetu, natychmiast złapał za słuchawkę. Umówił się z
właścicielem firmy na siedemnastą trzydzieści. O tej porze mieli być i Roliccy,
wiec dobrze się składało. Chciał im dać wolną rękę przy doborze koloru ścian.
Po rozmowie zatarł ręce. – Idzie
nadzwyczaj dobrze.
Już
nie mógł wysiedzieć do siedemnastej. Zadzwonił do Marka i powiedział, że urywa
się wcześniej i jedzie po Hannah i jej rodziców. Marek uśmiechnął się do
słuchawki.
- Ależ ty jesteś w gorącej wodzie kąpany. Nie
poznaję cię. Ale jedź i pozałatwiaj wszystko. Nie będę cię zatrzymywał.
Roliccy
chodzili po mieszkaniu i rozglądali się ciekawie.
- Ono jeszcze nie wygląda tak jak powinno. Za
chwilę będzie tu człowiek z firmy malarskiej. Powiedzą mu państwo, jaki kolor
chcieliby mieć w poszczególnych pomieszczeniach. Kiedy Hannah wyjedzie, ja
zabiorę was na zakupy. Wybierzecie sobie meble i zamówimy je.
- Jesteśmy w szoku Alex. Nie spodziewaliśmy
się takiej wspaniałomyślności. To wszystko bardzo drogo kosztuje. My nie mamy
takich pieniędzy.
- Panie Rolicki, ja wiem, że jest pan bardzo
dumnym i honorowym człowiekiem, ale proszę zrozumieć i mnie. Hannah jest mi
najdroższa na świecie i zrobię absolutnie wszystko, by była tutaj szczęśliwa.
Nie mówmy o pieniądzach, bo one są tu najmniej ważne. Najważniejsze, że będzie
miała was blisko i nie będzie musiała się zamartwiać, czy z wami wszystko w
porządku. - Ten wywód przerwał dzwonek do drzwi. – O, to zapewne z firmy
malarskiej. Pójdę otworzyć.
Uzgodnili
z właścicielem firmy wszystko w najdrobniejszych szczegółach. Od jutra rana
mieli zacząć. Alex przekazał mu klucze do mieszkania mówiąc.
- Jeśli uwiniecie się z malowaniem szybko,
podniosę kwotę zapłaty o pięćdziesiąt procent. – Człowiek uścisnął mu dłoń.
- Zrobimy wszystko solidnie i szybko. Myślę,
że nie potrwa to dłużej niż trzy dni.
- Wspaniale. Trzymam pana za słowo.
Kiedy
wyszedł, Alex zwrócił się do Rolickich.
- Chodźmy na kawę. Zasłużyliśmy.
Hannah
wyjechała. Czule pożegnał ją na lotnisku. Od tego momentu intensywnie zajął się
kompletowaniem mebli włączając w to Rolickich. Zamówili wszystko, co było
potrzebne i teraz tylko czekali na przywóz. Po ślubie Uli i Marka Roliccy mieli
wrócić do Londynu, pozałatwiać sprawy w urzędach i zlikwidować mieszkanie. Tu w
Polsce, jak dowiedział się Alex, nie będą mieć kłopotów. Henryk ma podwójne
obywatelstwo, a Emily i Hannah też je dostaną, bo jedna jest żoną, a druga
córką. Formalności trochę potrwają, lecz miał nadzieję, że do Wielkanocy
wszystko będzie już tak jak trzeba.
Finley
rwał włosy z głowy i miotał się po gabinecie.
- Wyście powariowały? Najpierw Ushi a teraz
ty? Niedługo F&D ściągnie do siebie wszystkich moich najlepszych
pracowników. Naprawdę nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy.
Hannah
stała na środku pokoju i ze strachem przyglądała się temu wybuchowi.
- Panie Finley, ja bardzo pana przepraszam,
ale sam pan wie, że miłość nie wybiera. Zakochaliśmy się w sobie a Alex chce, żebym
zamieszkała w jego domu w Polsce. Ściąga tam też moich rodziców. Ja obiecuję
panu, że ogłoszę nabór i wybiorę najlepszego kandydata na to stanowisko.
Przygotuję go tak, jak Ula mnie. Solidnie i rzetelnie wprowadzę we wszystko, by
nie miał pan najmniejszych problemów – tymi zapewnieniami uspokoiła go trochę.
- No… mam nadzieję. Wiesz, że tu wszystko musi
chodzić jak w szwajcarskim zegarku. Nie pozwolę na żadną nawalankę. Teraz idź i
daj ogłoszenia do prasy i w Internecie. Najdalej pojutrze mają się odbyć
rozmowy kwalifikacyjne. Masz naprawdę mało czasu, więc nie trać go.
Nie
traciła. Od tej rozmowy minęły dwa dni, a ona już siedziała w sali
konferencyjnej i przesłuchiwała kandydatów. Podobnie jak Uli i jej Finley dał
wolną rękę przy wyborze. Podświadomie wiedziała, że to powinna być dziewczyna.
Mężczyźni mniej skrupulatnie przykładali się do obowiązków. Jednak i ich był
niemały odsetek wśród starających się o tę posadę.
Była
już zmęczona. Przeliczyła oferty. Na szczęście zostało ich tylko kilka. Jak do
tej pory nikt nie powalił jej fachowością. Wreszcie weszła dziewczyna i
przedstawiła się. Martha Crubbs. Hannah uścisnęła jej dłoń i poprosiła, żeby
usiadła. Okazało się, że skończyła tę samą uczelnię, co ona. Przyjrzała się
dyplomom. Dwa certyfikaty z ukończonych dwóch dodatkowych kierunków. Średnia
ocen najwyższa z możliwych. Prawo jazdy, biegły niemiecki i francuski. – No to mam już najlepszą kandydatkę – pomyślała
ucieszona.
- Mogę ci mówić po imieniu? – spytała.
- Oczywiście. Bardzo proszę.
- Chciałabym, żebyś zaczekała do końca
przesłuchań. W holu są wygodne fotele. Usiądź tam, a ja jak tylko tu skończę,
przyjdę do ciebie, dobrze?
- Dobrze. Zaczekam.
Po
jej wyjściu miała jeszcze cztery osoby. Sami mężczyźni. Jednak żaden z nich nie
odpowiadał wymogom. Z ulgą pozbierała spory stosik dokumentów, wyszła na
korytarz i podeszła do czekającej na nią Marthy. Usiadła obok niej i zagaiła.
- Posłuchaj Martha. Nie będę cię trzymać w
niepewności do jutra. Byłaś najlepsza z całej grupy. To ty obejmiesz po mnie to
stanowisko. Teraz wprowadzę cię w najważniejsze sprawy firmy.
Dziewczyna
zrobiła wielkie oczy i wzruszona uściskała Hannah.
- Jestem ci taka wdzięczna. Naprawdę nie
spodziewałam się. To już któraś z kolei firma, w której składam aplikację.
Bardzo ci dziękuję. Myślałam, że i tym razem odejdę z kwitkiem.
- Muszę cię uprzedzić, że praca na tym
stanowisku wiąże się z dużą odpowiedzialnością. Będziesz harować jak wół, bo
pan Finley jest bardzo surowy i bardzo wymagający. Będziesz sporo zarabiać, ale
za tymi pieniędzmi kryje się ogromny wkład pracy. Nie możesz go zawieść, bo tym
samym zawiodłabyś mnie, a on nie wybaczyłby mi tego. Ja ręczę za ciebie, bo
obiecałam mu, że znajdę kogoś solidnego i przykładającego się do pracy.
- Nie obawiaj się. Zrobię wszystko, by był ze
mnie zadowolony. Nie zawiodę ani ciebie, ani jego.
- No dobrze. Jutro przyjdziesz o ósmej rano.
Pojedziemy do szwalni. Musisz poznać i ten zakres działalności firmy. Teraz
jednak chodź ze mną. Przedstawię cię panu Finley’owi i oprowadzę po firmie.
ROZDZIAŁ 23
ostatni
Na
początku nowego roku dla Uli i Marka zaczął się gorączkowy okres. Dopinali
wszystkie przygotowania na ostatni guzik. Ponownie pojechali do domu weselnego,
by jeszcze raz upewnić się, że wszystko będzie przygotowane tak jak chcieli.
Sprawy w kościele były już pozałatwiane. Nawet opłacili kobietę, która miała
udekorować kościelne ławy. Pshemko też się spisał na medal. Suknia, którą uszył
Uli była zjawiskowa, a garnitur Marka niezwykle elegancki. Zamówili też
limuzyny. Trzy dni przed ślubem przyjechali Smile’owie, których zakwaterowali w
swoim domu. Dla nich, podobnie jak dla Johna również wynajęli samochód. Johna
zakwaterowali w hotelu. Tam też miał okazję spotkać się z Maćkiem, który pokazał
mu Warszawę. Przyjechała i Hannah. Z uradowaną miną opowiadała Alexowi o
perypetiach z Finley’em i jak szczęśliwie się to dla nich skończyło. Z
ciekawością oglądała odremontowane mieszkanie przeznaczone dla jej rodziców.
Było już umeblowane bardzo gustownymi meblami. – Będą zachwyceni – pomyślała.
Ślub
zbliżał się wielkimi krokami. Wrócili Dobrzańscy. Krzysztof wyglądał znakomicie,
a przede wszystkim zdrowo.
Dwunastego
stycznia o godzinie dwunastej w Archikatedrze świętego Jana Chrzciciela
rozdzwoniły się wszystkie dzwony zwiastując szczęśliwe wydarzenie. Przed
głównym wejściem zatrzymała się biała limuzyna, z której wyskoczył pan młody i
podając dłoń swojej wybrance, zgrabnie wyłuskał ją z wnętrza samochodu. Omiótł
ją roziskrzonym wzrokiem i szepnął.
- Jesteś najpiękniejszym stworzeniem stąpającym
po ziemi. Kocham cię skarbie – podał jej wiązankę fioletowych anemonów, którą
przyjęła drżącą ręką. Wyczuł jej zdenerwowanie. - Nie denerwuj się kotku.
Wszystko będzie dobrze. Jestem przy tobie i nie opuszczę. Nigdy. – Uśmiechnęła
się do niego blado.
Za
nimi zaczął się tworzyć orszak ślubny. Świadkami byli Viola i Sebastian, za
nimi Hannah i Alex, dalej Maciek z Anią, Paulina z Michałem a na końcu Jasiek
ze swoją dziewczyną Kingą. Przed parą młodą ustawiła się Beatka z dziećmi
Smile’ów trzymającymi w dłoniach koszyczki z płatkami białych i fioletowych
anemonów. Zabrzmiały uroczyście organy i orszak ruszył. Goście zajęli już
miejsca w kościelnych ławach i z podziwem przyglądali się szczęśliwej,
niezwykle urodziwej twarzy pana młodego, który podtrzymywał idącą tuż obok
zjawiskową pannę młodą z błyszczącymi od łez błękitnymi oczami. Stanowili
piękną parę. Wielu wzruszył ten widok i niejednemu popłynęły słone krople.
Ocierał je Józef Cieplak i oboje Dobrzańscy. Ocierał je też potężny John, gdy
patrzył na tę cudowną, kruchą istotę.
Organy
ucichły. Goście usiedli w ławach a młodzi odwrócili się do siebie. Ksiądz
związał im dłonie stułą.
- Kochani. Zebraliśmy się tu dzisiaj wszyscy,
by połączyć świętym węzłem małżeńskim tę oto parę, Urszulę Cieplak i Marka Dobrzańskiego.
Patrzyli
sobie w oczy i czytali w nich jak w otwartej księdze. Oboje byli wzruszeni. On
tak bardzo ukochał tę piękną i skromną kobietę, że ta miłość nie mieściła mu
się w sercu. Gdyby tylko mógł, każdego dnia uchylałby jej nieba i spełniał każde
jej życzenie. To ona dodawała mu sił, wspierała i trwała u jego boku wierna jak
Penelopa.
- Ja Marek, biorę sobie ciebie Urszulo za żonę
i ślubuję ci miłość…
Zatopiona
w jego stalowo-szarych źrenicach kolejny raz pomyślała, że spotkało ją
największe szczęście na ziemi. On był jej życiem, jej powietrzem, bez którego
nie potrafiła już żyć. Uważała, że jest najpiękniejszym mężczyzną, jakiego
kiedykolwiek poznała. Nie tylko zewnętrznie, ale i wewnętrznie. Był zawsze
czuły, opiekuńczy, niebywale szczodry i wielkoduszny. Zawdzięczała mu tak
wiele, lecz najbardziej dziękowała za jego wielką miłość, którą ją darzył.
- Ja Urszula – powiedziała drżącym z emocji i
łez głosem – biorę sobie ciebie Marku za męża i ślubuję ci miłość, wierność i
uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci…
Przyszedł
czas na obrączki. Podszedł do nich Danny niosąc je ułożone na czerwonej
poduszeczce. Włożyli je sobie wzajemnie na palce.
- Co Bóg złączył, człowiek niech nie
rozdziela… W obliczu Boga błogosławię ten związek w imię Ojca i Syna i Ducha
świętego, amen. Ogłaszam was mężem i żoną. Możesz pocałować pannę młodą.
Pochylił
się i wszeptał jej w usta.
- Moje życie należy do ciebie. Kocham cię – przylgnął
do jej warg i złożył na nich najczulszy pocałunek. Kiedy oderwała się od niego,
powiedziała cicho.
- A moje do ciebie. Jesteś dla mnie wszystkim.
Odwrócili
się do gości uśmiechnięci i szczęśliwi. Wolnym krokiem wyszli przed katedrę.
Nie obyło się bez obsypania ich ryżem i grosikami. Zbierali je cierpliwie przy
pomocy dzieciaków. Wreszcie mogli odetchnąć. Już wcześniej zapowiedzieli, że
życzenia będą przyjmować na sali. Nie zwlekając goście wsiedli do samochodów,
które zawiozły ich do domu weselnego.
Marek
wraz z Ulą wysiadł z limuzyny. Na progu czekała już na nich Helena i Józef z
ozdobnym bochnem chleba. Urwali po kawałku a potem Marek porwał Ulę na ręce i
przeniósł przez próg. Zaczęły się życzenia. Najpierw od najbliższych, świadków
i przyjaciół. Smile’owie uściskali ich serdecznie, życząc im szczęścia na wspólnej
drodze. Do życzeń dołączył się Dawid wraz z żoną Cynthią. Podszedł i John, w
którego potężnych ramionach utonęli oboje. Potem oboje Febo z partnerami i
Pshemko, a za nimi jeszcze długi orszak weselnych gości. Tonęli w kwiatach i
prezentach. Viola i Sebastian odbierali je od nich i układali w pokaźną stertę.
Wreszcie mogli zasiąść do stołu. Podano gorący obiad. Chętnie zjedli, bo od
rana byli tylko o kawie. Były też przemówienia. Pierwszy zabrał głos Krzysztof.
Mówił jak bardzo on i jego żona są wdzięczni losowi, że zyskali tak wspaniałą
synową. Rozwodził się nad przymiotami jej charakteru. Nie omieszkał wspomnieć i
o swoich adoptowanych dzieciach, które również znalazły swoje drugie polowy. Na
koniec rzekł, że jest dumny z nich wszystkich, bo dzięki świetnie zarządzanej
przez nich firmie, on mógł podreperować zdrowie i teraz się nim cieszyć.
Po
Krzysztofie wstał Józef Cieplak. On skupił się na Marku. Opowiedział, jak wiele
zawdzięcza jego dobroci, szczodrości i wrażliwości. Jest zięciem, o jakim
zawsze marzył i jest przekonany, że młodzi będą wieść dobre, zgodne i
szczęśliwe życie i być może obdarzą go wnukami.
Po
tych przemowach toasty sypały się gęsto przeplatane nawoływaniami „gorzko,
gorzko”. Marek skwapliwie z tego korzystał. Uwielbiał całować te słodkie,
malinowe, pełne usta, które za każdym razem odwzajemniały te gorące pocałunki.
Rozległy
się dźwięki muzyki. Czas na pierwszy taniec. Ujął jej dłoń i poprowadził na
parkiet. Popłynęli w rytmie wiedeńskiego walca. Zaczęto bić brawo, bo wyglądali
oboje tak, jakby unosili się nad podłogą. Po chwili dołączyła reszta gości. Ula
przechodziła z rąk do rąk. Każdy gość płci męskiej pragnął z nią zatańczyć.
Podobnie było z Markiem, którego oblegały niewiasty. Znakomite jedzenie i
świetny zespół sprawiły, że wszyscy bawili się wybornie i nikt nie mógł
powiedzieć, że to wesele było nieudane.
Pierwsi
goście zaczęli się rozchodzić o czwartej nad ranem. Ból nóg uniemożliwiał już
zabawę. Każdy miał wynajęty pokój w hotelu i nie musiał wracać do Warszawy.
Młodzi Dobrzańscy wytrzymali do piątej rano, ale i oni mieli już dosyć.
Pożegnali się z tymi, którzy jeszcze zostali i podążyli do wynajętego dla nich
apartamentu.
Ponownie
przeniósł ją przez próg i spojrzał w jej zmęczone, śpiące, ale szczęśliwe dwa
diamenty. Pogładził z czułością jej policzek.
- Zmęczona jesteś, co?
- Bardzo. Muszę ściągnąć zaraz buty, bo
odpadną mi nogi. Pomożesz rozpiąć mi sukienkę?
Gdy
to zrobił z ulgą zrzuciła ją z siebie, potem to samo zrobiła z halką zostając w
samej bieliźnie. Spojrzał na nią pożądliwie rozwiązując muszkę. Zauważyła to i
roześmiała się.
- Nie wierzę, że masz jeszcze siłę i ochotę na
łóżkowe harce. Ja padam na twarz.
- Ja też, ale na to zawsze jestem gotowy – mrugnął
do niej łobuzersko. - Chodźmy pod prysznic. Na pewno przyniesie ulgę i orzeźwi
nas trochę.
Szybko
zmył z nich obojga zmęczenie tej długiej nocy. Wziąwszy na ręce ułożył ją w
ogromnym łóżku. Był pobudzony i ciężko było to ukryć. Przyglądała mu się z na
wpółprzymkniętych powiek. Ułożył się obok gładząc jej sterczące piersi, a potem
przylgnął do nich zmysłowo całując.
Westchnęła,
gdy po jej ciele przebiegł pierwszy dreszcz. On nie przestawał. Drażnił
językiem pępek i głaskał wnętrze ud. Rozchylił jej nogi i czule przejechał
dłonią po jej kobiecości. Opuszkiem palca dotknął najwrażliwszego miejsca
wywołując błogi skurcz. Palec zastąpił język, który wyczyniał w niej istne
cuda. Wiła się i jęczała z wielkiej rozkoszy. Była wilgotna. Powrócił do jej
ust całując zachłannie. Jednym zdecydowanym ruchem połączył ich w jedność. Ujął
w dłonie jej pośladki i ruszył. Pchnięcia były zdecydowane i mocne. Prowadził
ją na obrzeża świadomości. Tam, gdzie było miejsce zarezerwowane tylko dla
trudnej do ogarnięcia rozkoszy, cudnego błogostanu i zupełnego spełnienia.
Znowu świat przestał istnieć a ona doznawała największej przyjemności w życiu.
Dygot, jaki objął jej ciało udzielił się i jemu. Drżeli w swoich objęciach i
jednocześnie dochodzili. Z jej gardła wydobył się krzyk. Zamknął jej usta
pocałunkiem pulsując w niej gwałtownie. Opamiętał się pierwszy i z miłością
wpatrzył się w jej anielską twarz. Nadal miała zamknięte oczy i nadal wracała
do rzeczywistości. W końcu otworzyła je, a on ujrzał szczęśliwe dwa chabry.
- Kocham cię pani Dobrzańska – wyszeptał cicho
uśmiechając się do niej.
- Kocham cię mój mężu.
Wstali
dość późno. Schodząc na dół natknęli się na Smile’ów i Johna.
- Dobrze, że jesteście. Weźmiemy limuzynę i
Ula pojedzie z wami, a ja drugą z Johnem. Zabierzesz rzeczy z hotelu i
pojedziemy do nas. Mogliśmy od początku tak zrobić, bo spać jest gdzie. Przy
okazji zobaczysz jak się urządziliśmy. Możesz zostać jeszcze tydzień? Wróciłbyś
wtedy z Jonathanem i Emmą?
- Mogę zostać. Już kiedyś powiedziałem Ursuli,
że choćbym miał zamknąć pub na tydzień, to nie odpuszczę sobie tego wesela.
- To wspaniale. Ja dowiem się tylko, co z
naszymi rodzicami i zaraz do was wracam.
Zasięgnął
języka w recepcji, ale tam mu powiedziano, że niemal wszyscy goście już
pojechali, a rodzice najwcześniej. Wrócił z powrotem do Anglików.
- Kochani, opuszczamy to miejsce, jako
ostatni. Już prawie nikogo nie ma. To, co Ula? Bierzesz Smile’ów, a ja tylko
skoczę z Johnem do hotelu po rzeczy i zaraz wracamy. Przy okazji zorientuję
się, co z Finley’ami. Czy dotarli do hotelu.
Przy
pomocy Emmy przygotowała późny obiad. Na szczęście zapobiegliwie miała wszystko
przygotowane w lodówce. Zaparzyły też kawę. Po dwóch godzinach przyjechał
taksówką Marek z Johnem. Umieścili go w jednym z pokoi prosząc, by się
rozpakował i potem zszedł na dół do salonu. Siedzieli pochłaniając znakomity
obiad i gawędząc cicho.
- Wesele było wspaniałe. Nigdy na takim nie
byłem – rozmarzył się John. - W życiu tyle nie zjadłem, co tam. Wszystko było
pyszne i większość potraw jadłem po raz pierwszy. Przynajmniej mam tę
satysfakcję, że spróbowałem wszystkiego.
- To prawda – odezwała się Emma. – To wesele
będziemy długo wspominać.
- Dom też macie piękny – John był pełen
uznania. – I taki wielki. To dla przyszłych pokoleń, prawda Ursula? – mrugnął
do niej szelmowsko. Roześmiała się.
- Zgadłeś. Chcemy mieć dzieci i to z myślą o
nich szukaliśmy takiego domu. Jak zjesz i będziesz miał siłę, to możemy pójść
na spacer. Zobaczysz okolicę. Nam bardzo się podoba, bo wszędzie lasy i cisza.
- Chętnie zobaczę. W Londynie nie ma takich
widoków.
- Wszyscy pójdziemy – zadeklarował Jonathan. –
Trzeba jakoś spalić te pyszności, a i dzieciaki zażyją trochę ruchu.
Przez
ten kolejny tydzień jeszcze mieli gości. A to Maciek z Anią, a to Józef z
dzieciakami. Byli też Dobrzańscy i Alex z Hannah. Podczas nieobecności Marka i
Uli to na nim spoczywała odpowiedzialność za firmę. W piątkowe popołudnie
odwieźli swoich gości na lotnisko. W niedzielę mieli wyjechać w swoją podróż
poślubną. Marek do tej pory trzymał to w tajemnicy, ale w sobotę przy pakowaniu
rzeczy w końcu wyjawił jej cel.
- Lecimy do Tunezji kochanie. Nie zabieraj
więc żadnych super ciepłych rzeczy, bo nie będą ci potrzebne. - Uśmiechnęła się
do niego promiennie.
- Do Tunezji? Brzmi bardzo egzotycznie. Jestem
taka podekscytowana.
- Ja też, choć byłem tam już kiedyś. Teraz
jadę jednak z tobą, moją żoną i to jest najbardziej ekscytujące.
Polecieli
więc. Mieli wykupiony apartament w hotelu El Hana Beach w Sousse. Hotel urzekł
ich. Był ogromny. U jego stóp rozciągał się ogromny basen otoczony palmami. Oni
jednak woleli korzystać z plaży. Opalili się i solidnie wypoczęli. Dwa tygodnie
w tak urokliwym miejscu były niezapomniane. Wiele też obejrzeli, bo korzystali
niemal z każdej oferowanej przez hotel wycieczki. Wrócili szczęśliwi i
zrelaksowani. Mieli jeszcze dla siebie kilka dni. Wykorzystali je na
przywitanie się z rodzinami i przyjaciółmi. W niedzielę do południa, zadzwonił
do nich Alex zapraszając ich na kawę do siebie. Chciał im pokazać urządzone już
mieszkanie dla Rolickich i swoje własne, które też postanowił odświeżyć.
- Przyjedźcie - mówił. – Mam wam trochę nowin
do przekazania i chcę się pochwalić tym mieszkaniem.
- No dobrze. Będziemy koło szesnastej – Marek
odłożył słuchawkę. I spojrzał na Ulę. – Trzeba będzie pojechać. On jest bardzo
podekscytowany i chyba potrzebuje naszej aprobaty.
Kilka
minut przed szesnastą podjechali pod dom Febo. Czekał już na nich i wyglądał
niecierpliwie.
- Dobrze, że już jesteście. Chodźcie najpierw
do części Rolickich. Ocenisz Ula, czy dobrze to urządziłem.
Rzeczywiście
mieszkanie wyglądało imponująco. Pomalowane na jasne kolory sprawiało wrażenie
bardzo przytulnego.
- Ile to ma pokoi? – spytała Ula.
- Trzy. Do tego ta wielka kuchnia i łazienka.
Myślisz, że będzie im tu wygodnie?
- Jestem o tym przekonana. Świetnie je
urządziłeś. Bardzo ładne meble i funkcjonalne. Tam chyba nie mieli takich
luksusów.
- No nie mieli. Byłem tam kilkakrotnie, to
wiem. Oni powoli likwidują tamto mieszkanie. W połowie lutego spodziewam się
już ich rzeczy. Będą przysyłać sukcesywnie. Zresztą w przyszłym tygodniu jadę
do Londynu to jeszcze obgadam szczegóły. Załatwiłem też już salę na piętnastego
kwietnia. To tydzień po świętach. W okresie świątecznym nie byłoby szans. Zresztą
to ta sama sala, w której wy mieliście wesele. Spodobała nam się, dlatego
zdecydowaliśmy się na nią. W kościele też mam już umówiony ten termin. W
weekend chcę zabrać Hannah do jubilera. Wybierzemy obrączki. – Marek popatrzył
na niego z podziwem.
- Nie tracisz czasu stary. Jestem pełen
uznania, bo okazałeś się bardzo przedsiębiorczy.
- Sam się sobie dziwię, że udaje mi się jakoś
wszystko załatwić tak szybko. Ale teraz chodźcie. Kawa już pewnie gotowa.
Kupiłem też smaczne ciasto. Zapraszam.
Kiedy
rozsiedli się w wygodnych fotelach z filiżankami smolistego napoju w dłoniach
Alex powiedział.
- Wiecie, że Paulina też już zna termin
swojego ślubu? Odbędzie się we wrześniu, miesiąc później niż Olszańskiego. –
Marek zakrztusił się kawą.
- Olszańskiego? To on też już ustalił datę?
- Ustalił. Powiedział, że nie chce być mniej
szczęśliwy od ciebie. Violka tylko przyklasnęła temu pomysłowi. Gdyby sam tego
nie zaproponował, pewnie ona sama wzięłaby sprawy w swoje ręce. – Roześmiali
się.
- Tak, Violetta jest bardzo operatywna.
- Widzieliście się z Maćkiem?
- Nie. Nie było kiedy. Wprawdzie byliśmy w
Rysiowie, ale nie zastaliśmy go. Pewnie wycierał kąty u Ani.
- No to nie wiecie najlepszego, bo i on
zdeklarował się naszej czarnuli. – Ula spojrzała na Alexa zdumiona.
- Nie wierzę. Spiorę go na kwaśne jabłko, jak
tylko wpadnie mi w ręce. Mógł chociaż zadzwonić. Co za… Dasz wiarę? I on mówi,
że jest moim najlepszym przyjacielem?
- Nie denerwuj się kochanie. On pewnie jest
tak szczęśliwy, że nie dotyka stopami ziemi. Zapomniał powiedzieć i tyle. A u
niego kiedy ślub?
- Chyba nie w tym roku. I dobrze. Wystarczy,
że jeszcze trzy przed nami i to w krótkich odstępach czasu. Wybawimy się na
śmierć. Starczy nam na najbliższe dziesięć lat.
Wszystko
układało się pomyślnie. Na początku marca Roliccy przyjechali do Polski na
dobre. Za dwa tygodnie miała dołączyć do nich Hannah i już wspólnie z Alexem
zająć się sprawami ślubu. Finley przestał narzekać, bo Martha okazała się
niezwykle pracowita i radziła sobie doskonale. Dostał też zaproszenie na ślub Hannah
i bardzo się cieszył, że ponownie będzie miał okazję spotkać wszystkich
polskich przyjaciół.
Piętnastego
kwietnia kolejny raz zabrzmiały kościelne dzwony, tym razem dla Hannah i Alexa.
Ten ostatni tryskał humorem i szczęściem i co chwilę całował swoją piękną żonę.
Na
początku sierpnia na ślubnym kobiercu stanęła roztrzepana niegdyś Violetta i
Sebastian. Wesele odbyło się w Pomiechówku. Nie wynajęli sali na ten cel, ale
zamówili ogromny namiot i rozbili go na sporej działce Kubasińskich.
Wreszcie
we wrześniu i Paulina przypieczętowała swoje szczęście z Michałem. We wrześniu
też Ula zaszła w swoją pierwszą ciążę. Marek szalał z radości i nosił ją na
rękach. Kiedy dowiedział się jeszcze, że to będzie chłopak, jego szczęście
sięgnęło zenitu. Niemal lewitował. Dobrze, że przynajmniej Ula zachowała
resztki zdrowego rozsądku i skutecznie hamowała jego propozycje o zostaniu w
domu i nie przemęczaniu się w pracy. On dzielnie jej towarzyszył podczas każdej
wizyty u ginekologa a potem wraz z nią uczęszczał do szkoły rodzenia. Przyszli
dziadkowie też z niecierpliwością oczekiwali narodzin ich pierwszego wnuka. Ten
dzień nadszedł. Był początek czerwca, gdy Ula nagle poczuła się słabo, a potem
wrzasnęła z bólu na całe gardło. Spanikowany Marek wpadł do sypialni i zastał
ją wijącą się w boleściach. Stanął jak wryty nie wiedząc, co robić. Stracił
głowę zupełnie. Zobaczywszy jego zdumioną twarz Ula zarządziła.
- Zabierz tę spakowaną torbę z przedpokoju,
potem pomóż mi się ubrać i zawieź mnie do szpitala. I opanuj się. Przecież
dobrze wiesz, co robić. Spokojnie. Nie urodzę ci w samochodzie.
Jednak
nie opanował nerwów do końca. Złamał chyba wszystkie przepisy wioząc jęczącą
Ulę, która rugała go co chwilę mówiąc.
- Zanim urodzę, zabijesz i mnie i dziecko.
Zwolnij trochę.
Podjechał
pod szpital i narobił paniki. Jednak dzięki temu szybko zajęto się Ulą i po
paru godzinach wydeptywania ścieżki na korytarzu wreszcie poinformowano go, że
żona urodziła ślicznego, zdrowego chłopca. Nerwowo sięgnął po komórkę i
poinformował o tym szczęśliwym fakcie najbliższych. Wreszcie pozwolono mu go
zobaczyć. Był zdumiony jak bardzo ten maluch przypominał mu jego samego. Był
jego wierną kopią. Miał nawet na głowie sterczące, ciemne włoski i dołeczki w
policzkach. Uśmiechnął się czule i ucałował jego czółko.
- Witaj na świecie synku. Jesteś piękny. A
teraz pójdę zobaczyć, co z mamusią – przeszedł do sali, w której ją
umieszczono. Była wykończona i bardzo senna, ale szczęśliwa.
- Widziałeś go? – wyszeptała.
- Widziałem skarbie. Jest piękny i taki do
mnie podobny. Dziękuję ci, że ofiarowałaś mi ten cud.
Po
narodzinach Krzysia, bo tak dali mu na imię, posypały się ciąże, jak z rękawa.
Nie, nie u Uli. Niemal w jednym czasie odnotowały błogosławiony stan i Hannach
i Paulina i Viola. Ula tylko kręciła głową.
- Zmówiłyście się, czy jak? – A one śmiały się
tylko.
Potem
rodziły jedna za drugą. Paula i Hannah córki, a Violetta syna. Szczęście
zagościło u całej czwórki.
Następnego
roku w czerwcu i Maciek założył obrączkę na palec. To był ten piąty, brakujący
element.
Dobrzańscy
nie chcieli poprzestać na jednym dziecku. Marek usilnie pracował nad drugim.
Kiedy Krzyś skończył trzy lata, Ula powiła dziewczynkę. Dali jej imię po mamie
Uli, Magdzie.
Był
koniec lipca. Ula siedziała w ogrodzie i obserwowała zabawę Krzysia w
piaskownicy. Nogą delikatnie huśtała wózek ze śpiącą Magdą. Zerknęła na
zegarek. Było kilka minut po siedemnastej. Usłyszała chrzęst kół na podjeździe
i uśmiechnęła się. To Marek wracał. Po chwili już tulił w ramionach piszczącego
ze szczęścia Krzysia. Podszedł wraz z nim do Uli i pocałował ją namiętnie.
Pochylił się też nad wózkiem i cmoknął w ciepły policzek swoją córkę, która
była bardzo podobna do Uli. Krzyś wrócił do piaskownicy a on przysiadł obok
żony i objął ją ramieniem.
- Nigdy w życiu nie marzyłem, że mogę być aż
tak nieprzyzwoicie szczęśliwy. Wszystko dzięki tobie i naszym dzieciom. Nie
wiem, co bym zrobił, gdybym was nie miał. Moje życie byłoby bez sensu. –
Pogładziła go po czarnej czuprynie.
- Tak jak i moje, kochanie. Jesteś dla nas
najważniejszy na ziemi. Kochamy cię bardzo i dziękujemy, że ty kochasz nas
równie mocno. – Z miłością spojrzał w jej dwa błękity.
- Kocham skarbie i tak już będzie zawsze.
KONIEC
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz