ROZDZIAŁ 16 +18
Zapiął
guzik marynarki i zlustrował wszystkich siedzących przy ogrodowym stole.
- Moi kochani – zaczął. – Ogromnie się cieszę,
że zebraliście się tu w tym miejscu. Jesteście najważniejszymi osobami w moim
życiu, dlatego korzystając z tej wyjątkowej okazji chciałbym w waszej
obecności, - mówiąc te słowa sięgnął do kieszeni marynarki i klęknął przed Ulą
– poprosić tę wyjątkową i ukochaną przeze mnie istotę, by zgodziła się zostać
moją żoną – zatopił się w błękicie jej ogromnych ze zdziwienia, chabrowych oczu.
- Skarbie mój najdroższy wiesz, że kocham cię nad życie i swoją przyszłość
widzę tylko u twego boku. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i wyjdziesz za mnie?
Rozpłakała
się, jak dziecko. Nie mogła ze wzruszenia wykrztusić słowa. Wyjął chusteczkę i
próbował zetrzeć jej z twarzy tę płynącą bez końca wilgoć.
- Ula proszę cię nie płacz. Powiedz mi tylko,
czy mogę uważać się za najszczęśliwszego człowieka na ziemi. – Zarzuciła mu
ręce na szyję i wtuliła się w jego ramię.
- Tak Marek, wiesz, że kocham cię najbardziej
na świecie i nie mogłabym być z nikim innym. – Założył jej pierścionek na palec
i wtulił się w jej usta.
- Dziękuję ci kotku. Jestem bardzo szczęśliwy.
Dopiero
teraz dotarło do zebranej w ogrodzie rodziny tych dwojga, że ci ostatni właśnie
się zaręczyli. Zaczęli klaskać spontanicznie i gratulować obojgu.
- Marek, to druga, najmądrzejsza decyzja w
twoim życiu – huknął Krzysztof. - Nie mogliśmy życzyć sobie lepszej synowej.
Gratuluję synu. – Marek spojrzał na niego nie rozumiejąc.
- Dlaczego druga? – Krzysztof zaśmiał się.
- Bo pierwszą było zatrudnienie tego anioła w
firmie. – Teraz śmiali się już wszyscy.
- Gratuluję ci córcia. On będzie na pewno
wspaniałym mężem. Bardzo cię kocha i uczyni cię szczęśliwą. – Ula uściskała
ojca.
- Dziękuję tatusiu, on już sprawił, że jestem
najszczęśliwszą dziewczyną na świecie i bardzo go kocham.
Dobrzańscy
też podeszli do niej i ucałowali ją serdecznie.
- Tak się cieszymy Uleńko - mówiła wzruszona
Helena. – Pokochaliśmy cię jak własne dziecko. To dla nas również szczęśliwy
dzień. Gratulujemy.
- Słuchajcie. Trzeba to uczcić. Zaraz poproszę
Zosię, by przyniosła szampana – uradowany Krzysztof przywołał gosposię. Już po
chwili strumień pieniącego się trunku wypełniał wysokie kieliszki. Wznieśli toast
za pomyślność młodych.
- Mam nadzieję, że nie będziecie zwlekać ze
ślubem. Chcemy doczekać jeszcze wnuków – powiedziała podekscytowana Helena.
- Nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie, ale na
pewno zrobimy to jak najprędzej i powiadommy was o ustalonej dacie. Myślę, że
latem – Marek przytulił Ulę do siebie. – W czerwcu pan Józef wyjeżdża na
kurację a Jasiek i Betti na obóz. Jak myślisz Ula, może koniec sierpnia?
Będziemy wtedy już po pokazie letniej kolekcji i przed pokazem jesiennej. To
chyba dobra pora? – Uśmiechnęła się do niego łagodnie.
- Tak masz rację. Koniec sierpnia będzie w sam
raz. Jak uściślimy datę, damy znać. O innych szczegółach też was powiadomimy,
bo najpierw sami musimy się nad tym zastanowić i wszystko dobrze przemyśleć.
- A teraz pozwólcie, że porwę Ulę na spacer.
Musimy trochę ochłonąć – pomógł jej wstać i objęci ruszyli ścieżką w głąb
ogrodu. Po raz pierwszy przyjrzała się pierścionkowi, który dostała od
ukochanego.
- Jest naprawdę piękny. Ten kamień to brylant,
prawda?
- Tak skarbie. W słońcu mieni się kolorami
tęczy, również błękitem takim, jak kolor twoich cudnych oczu.
- Nie spodziewałam się tego. Zaskoczyłeś mnie.
- Nie mogłem cię uprzedzić. To miała być
niespodzianka, a niespodzianki mają to do siebie, że są niespodziewane. –
Przytuliła się do niego.
- Nawet nie wiesz, jaka jestem szczęśliwa – wyszeptała.
- Ja niemniej kochanie. Wierz mi. Wracajmy do
nich. Pewnie zaczęli już dyskusję o nas bez nas – roześmiali się.
Dalsza
część tego szczęśliwego dla nich dnia upłynęła w niezwykle sympatycznej
atmosferze. Obie rodziny polubiły się bardzo. Krzysztof oprowadził Józefa po
ogrodzie. Cieplak był zachwycony. Niektórych roślin nawet nie znał. Beatka wraz
z Jaśkiem szalała na trawie bawiąc się z nim w berka. Przy pożegnaniu Józef zaprosił
Dobrzańskich do Rysiowa.
- Koniecznie muszą państwo przyjechać. U nas
dom bardzo skromny, ale zawsze chętnie witamy gości. Ula świetnie gotuje i na
pewno przygotuje coś smacznego.
- Dziękujemy Józefie – powiedział Krzysztof,
który już zdążył przejść z Cieplakiem na mówienie sobie po imieniu. – Na pewno
was odwiedzimy.
Opuszczali
dom Dobrzańskich w dobrych nastrojach.
- Masz wspaniałych rodziców Marek – Józef był
pod wrażeniem.
- Wiem panie Józefie i wiem też, że będę miał
wspaniałego teścia, szwagra i małą szwagierkę-iskierkę – uśmiechnął się do nich
szeroko patrząc w lusterko nad głową.
Pożegnali
się z nimi nie wychodząc z samochodu. Było już dość późno, a oni musieli wrócić
na Sienną.
- Przyjedziemy w następny piątek i zostaniemy
do niedzieli – zapewniła Beatkę Ula. – Poczytamy mnóstwo bajek, dobrze? Ugotuję
też coś smacznego. Dobrej nocy kochani.
Wrócili na
Sienną. Po wspólnej kąpieli, leżąc wtuleni w siebie w łóżku, wspominali jeszcze
przebieg tego miłego dnia.
- Teraz uświadomiłam sobie, że zostałam twoją
oficjalną narzeczoną. Ciekawa jestem jak na tę wiadomość zareaguje Maciek i
Sebastian. Może też nie będą za długo zwlekać ze swoimi zaręczynami? – Marek
uśmiechnął się do swoich myśli.
- Pozazdroszczą nam, to pewne. – Przywarła do niego
mocniej i zduszonym głosem powiedziała.
- Chcę się z tobą kochać. – Zaskoczyła go. Po
raz pierwszy to ona wyszła z inicjatywą.
- A ja pragnę cię, jak szaleniec.
Przykleił
się do jej cudnych ust uwalniając ją jednocześnie z nocnej koszulki. Nie przestając
jej całować pieścił dłońmi delikatne ciało ukochanej. Gładził plecy i kształtne
pośladki, drażnił sutki i płeć. Jej dłonie bezwiednie krążyły po jego ciele,
powodując przyspieszone bicie serca i wzrost pożądania. Ta gra wstępna
doprowadziła ich do granic wytrzymałości. Drżeli oboje. Nie mógł już czekać.
Kiedy wszedł w nią, odetchnęła i zaczęła poruszać się wraz z nim. Objęła ciasno
swoimi smukłymi nogami jego biodra. Zatracali się w tych miłosnych doznaniach.
Jego język głęboko penetrował jej usta, a ona oddawała te pełne żaru pocałunki.
Wchodził w nią głębiej i głębiej powodując, że z każdym pchnięciem jęczała
coraz głośniej. Uwielbiał, gdy była taka namiętna, żarliwa i całkowicie mu
oddana. Dochodzili. Przyspieszył. Kiedy ostatni raz wbił się w nią, głośno
krzyknęła, przyciskając do siebie mocno jego pośladki. Spełnili się. Nie
wychodząc z niej przetoczył się na plecy. Leżała na nim przyciskając rozgrzany
policzek do miejsca, w którym biło przyspieszonym rytmem jego kochające ją
serce. Gładził czule jej plecy. Podciągnął ją na wysokość swoich oczu i kolejny
raz smakował z przyjemnością jej ust.
- Dziękuję ci skarbie za twoją miłość i
oddanie. Kocham cię.
- Kocham cię – powtórzyła za nim, jak echo.
Rano
ocknął się pierwszy i ze zdumieniem stwierdził, że przez całą noc ona prawie
nie zmieniła pozycji. Nadal leżała przyklejona do jego brzucha z głową
wciśniętą w załamanie na jego szyi. Uśmiechnął się szeroko widząc jak smacznie
śpi posapując lekko, wtulona w niego, jak mały kociak. Odgarnął włosy z jej
policzka. Wyglądała tak cudnie i tak bardzo niewinnie, jak mała, ufna,
bezbronna dziewczynka z zaróżowionymi od snu policzkami. Dotknął delikatnie
ustami jej czoła. – Moje śliczne,
największe szczęście – pomyślał. Poruszyła się i wolno otworzyła oczy.
Podniosła głowę wpatrując się w jego rozradowaną twarz.
- Dzień dobry moje kociątko. Dobrze spałaś? –
Uśmiechnęła się błogo.
- Przy takim mężczyźnie nie można źle spać – zauważyła,
że wciąż na nim leży. – Ty chyba nie za bardzo się wyspałeś. Całą noc przygniatałam
cię sobą, ale było mi tak dobrze i tak cudownie – wplotła palce w jego włosy i
cmoknęła go czule. – Wczoraj było wspaniale. Uwielbiam się z tobą kochać. –
Roześmiał się.
- A ja jeszcze bardziej. Mówiłem ci już
kiedyś, że nie liczy się wygoda, tylko bliskość, a ja najlepiej śpię, gdy mam
cię blisko, jak najbliżej się da. Wstajemy?
- Chyba tak, choć tak mi tu z tobą dobrze. –
Cmoknął ją z czułością w nosek.
- Co powiesz na wspólną kąpiel?
- Nie mam nic przeciwko temu. – Wstał i
wziąwszy ją nagą na ręce poszedł do łazienki. Wspólne kąpiele sprawiały im dużą
radość. Ona, choć na początku wstydziła się bardzo, teraz tak przywykła, że nie
wyobrażała sobie, że mogłaby zrezygnować z tej przyjemności.
Siedzieli
przy stole jedząc śniadanie.
- To jakie masz plany na dzisiaj? – Ula
przełknęła ostatni kęs i popiła herbatą.
- Zapomniałem ci powiedzieć… Byłem tak
zaaferowany tymi zaręczynami, ze całkiem zapomniałem. Sebastian prosił, żebyśmy
do nich wpadli po południu. Tak, bez żadnego konkretnego powodu, żeby pogadać.
Violetta podobno rozwija swoje umiejętności kulinarne i też chciałaby się
pochwalić. On ciągle porównuje jej potrawy do twoich i chyba zaczyna ją to
powoli drażnić. Może udzielisz jej kilku rad, a on wreszcie się uspokoi.
- Dobrze. Możemy jechać. Tylko, że do
popołudnia jeszcze mnóstwo czasu. Wyczytałam w gazecie o wystawie psów. Nigdy
na takiej nie byłam, a chętnie zobaczyłabym. Może pojedziemy tam teraz? Nie mam
dziś wielkiej ochoty na gotowanie. Pooglądalibyśmy sobie pieski a potem zjedlibyśmy
obiad w jakiejś restauracji.
- Wiesz? To świetny pomysł. Zdziwisz się, ale
ja też nigdy nie byłem na takiej wystawie. W takim razie ubieramy się i
wychodzimy.
Hala
wystawowa była ogromna, a w niej dziesiątki różnorodnych psich ras. Ula
zachwycała się przede wszystkim szczeniakami. Były, jak puchate kulki i miały
śliczne mordki. Przechodzili od jednego stanowiska do drugiego podziwiając
psiaki. W pewnym momencie Ula wpadła na kogoś i odbiła się od niego. Podniosła
do góry głowę i rozchyliła usta w szerokim uśmiechu.
- Alex! Skąd się tutaj wziąłeś! Prawie cię
staranowałam! – uściskała go serdecznie.
- Witaj Ula, cześć Marek – podał Dobrzańskiemu
dłoń. – Nigdy nie spodziewałbym się spotkać was w takim miejscu.
- A my ciebie. To Ula wpadła na pomysł
obejrzenia tej wystawy. A ciebie co tu sprowadza? – Alex przetarł nerwowo
czoło.
- Jestem taki samotny, więc pomyślałem o
towarzyszu dla siebie. Uznałem, że posiadanie psa może mieć na mnie dobry
wpływ. Chodząc z nim na spacery może poznam jakąś uroczą osóbkę i zakocham się?
– Ula spojrzała w jego czarne oczy.
- To świetny pomysł Alex. Dodatkowo będziesz
miał zajęcie i oderwiesz się od przykrych wspomnień. O zwierzę trzeba dbać, być
za nie odpowiedzialnym, a przede wszystkim trzeba je kochać. Ty masz wszystkie
te cechy i na pewno będziesz dobrym panem dla pieska. Może pomożemy ci wybrać
któregoś? Chyba, że sam chcesz to zrobić, to nie będziemy przeszkadzać.
- Nie, nie. Nie odchodźcie. Będę wam bardzo
wdzięczny, jeśli mi coś doradzicie.
- A jaki to miałby być pies?
- Najlepiej taki, który by nie liniał za
bardzo i wymagał jak najmniej pielęgnacji. Z jakimś kudłaczem mógłbym sobie nie
poradzić.
– Dobrze. Chodźmy więc i zobaczmy, co tu
jeszcze mają – Ula ujęła obu mężczyzn pod ramię i idąc w trójkę rozglądali się
uważnie. W pewnym momencie przystanęli przy kojcu, w którym buszowały cztery
małe bokserki.
- A co powiesz na boksera Alex? To łagodna
rasa. Mają gładką sierść i nie linieją za bardzo. Łatwe w utrzymaniu. Najlepiej
wziąć suczkę. One są bardzo wierne i nie odstępują swojego właściciela na krok.
Alex
przykucnął przy kojcu przyglądając się szczeniakom.
- Zobacz Ula na tego z białym krawatem. Ładny,
prawda? To pies, czy suczka? – spytał sprzedającego.
- To sunia. Wabi się Figa. Ona i jej bracia są
rasowi i imiona całego miotu zaczynają się na literę „F”.
- A ty Marek, co o niej sądzisz? – Marek
również przykucnął przy kojcu i pogłaskał pieska.
- Myślę, że będzie dla ciebie wspaniałą
towarzyszką, jeśli tylko umiejętnie ją wychowasz. Bez krzyków i karcenia.
Rozumiesz, co mam na myśli? – Febo pokiwał głową.
- Wiem, o co ci chodzi i na pewno będę ją
traktował łagodnie. Kupuję ją – zdecydował. Z pieskiem na ręku Alex pociągnął
ich jeszcze do stoisk z gumowymi zabawkami, jedzeniem dla szczeniaków i
kojcami. Kupił wszystko, co było niezbędne łącznie z obróżką i smyczą.
- Chyba nie zabierzesz się z tym. Odwieziemy
cię do domu. Nie będziesz przecież tego dźwigał, mając w dodatku psa na ręku – zaproponował
Marek. Alex spojrzał na niego z wdzięcznością.
- Bardzo wam dziękuję. Może wpadniecie do mnie
na małe espresso?
- Bardzo chętnie. Po południu jedziemy do
Seby, ale mamy jeszcze mnóstwo czasu.
Zapakowali
do bagażnika wszystkie zakupione rzeczy. Ula z Figą usiadła na tylnym
siedzeniu.
- Mieszkasz tam, gdzie poprzednio, nie
zmieniłeś mieszkania?
- Nie… Lubię ten dom. Jest wprawdzie za duży,
jak dla mnie samego, ale ciągle wierzę, że nie będzie tak zawsze.
- Na pewno nie – Marek poklepał go po ramieniu
i wolno ruszył z parkingu.
Rozsiedli
się wygodnie w ogromnych, skórzanych fotelach. Były bardzo miękkie, że zapadli
się w nie. Po chwili Alex postawił przed nimi małe filiżanki z aromatycznym
napojem i sam usiadł obok. Ula podała mu psa.
- Weź go. To do ciebie musi się przyzwyczaić –
umieścił go sobie na kolanach i zaczął głaskać uspokajająco.
- Co u was słychać? Dawno nie rozmawialiśmy.
Też pewnie jesteście zawaleni robotą tak jak ja. – Marek spojrzał z uśmiechem
na Ulę.
- No trochę się działo. Wczoraj byliśmy u
rodziców. Uli rodzina także. Chcieliśmy, żeby się poznali. To była świetna
okazja do zaręczyn. Zaręczyliśmy się Alex i jestem bardzo szczęśliwy, że ta
cudowna istota zostanie moją żoną.
Popatrzył
na nich z uśmiechem.
- Szczerze gratuluję wam obojgu i zazdroszczę.
Też bym tak chciał.
- Nie zazdrość Alex – powiedziała łagodnie
Ula. – Daj sobie trochę czasu. Zobaczysz, że niedługo miłość spadnie na ciebie,
jak grom z jasnego nieba. Zmieniasz się. Już nie jesteś taki jak dawniej,
ponury i niedostępny. Coraz częściej się uśmiechasz. Potrafisz się cieszyć. To
bardzo pozytywne. Obrałeś właściwy kierunek i nie zbaczaj z tej drogi. Wszystko
się ułoży i jestem w stu procentach pewna, że w niedługim czasie będziesz
równie szczęśliwy jak my. Ten pies ci w tym pomoże. Spacery po parku są naprawdę
świetną okazją do poznania kogoś nowego. – Spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Chciałbym poznać kogoś podobnego do ciebie.
Tak mądrego, wielkodusznego i wrażliwego. – Marek roześmiał się.
- Alex, mam nadzieję, że nie zakochałeś się w
mojej dziewczynie? Ja wiem, że ona jest wyjątkowa, być może trafisz na jeszcze
jedną jej podobną.
- Nie obawiaj się. Nie zakochałem się w Uli.
Dużo jej zawdzięczam i bardzo ją szanuję. Podziwiam też cechy jej charakteru i
chciałbym, żeby moja wybranka miała podobne.
- Jeśli bardzo tego chcesz, to na pewno się
spełni – powiedziała cicho Ula. – Musisz mieć tylko oczy szeroko otwarte i
dobrze się rozglądać. Pójdziemy już. Musimy jeszcze skoczyć na jakiś obiad a
potem wizyta u Seby. Wiesz, że on jest z Violettą?
- Z Violettą? Twoją byłą sekretarką? – Marek
pokiwał głową. – Trochę to dziwne. Ona jest bardzo ładna, ale chyba nie za
bardzo mądra?
- Też byliśmy zaskoczeni, ale to miłość Alex,
a miłość jest ślepa. No, trzymaj się i nie pozwól sterroryzować tej psinie. Do
jutra.
- Witajcie, witajcie kochani – Seba otworzył
szeroko drzwi witając wylewnie przyjaciół. – Czujecie te zapachy? – wyszeptał.
– To Viola realizuje się w kuchni i wznosi na wyżyny kulinarnych umiejętności.
– Roześmiali się serdecznie.
- To może ja pójdę jej pomóc – Ula ubrała
domowe kapcie i podryfowała w kierunku kuchni. Panowie przeszli do salonu i
usiedli na wygodnej kanapie.
- Wyobraź sobie, że do południa byliśmy na
wystawie psów i natknęliśmy się na Alexa. Chciał kupić psa, a my mu w tym
pomogliśmy.
- Naprawdę? Jakiego kupił?
- Śliczną, małą bokserkę. Ula go namówiła. On
naprawdę się zmienia. Już niewiele zostało z dawnego Alexa.
- Aż trudno w to uwierzyć. Ale to dobrze i dla
niego i dla was. Przynajmniej przestał bruździć.
- Z zadowoleniem stwierdzam, że ani mu to w
głowie. Uczciwie pracuje i daje z siebie wszystko. Kurczę, ale pachnie – Marek
pociągnął nosem. – Co one tam pichcą?
- Chodźmy do kuchni, to się przekonamy.
- Cześć Violetto – Marek wszedł do kuchni i
przywitał się z nią całując w policzek.
- No witam prezesa. Dobrze, że
przyjechaliście. Ula pomogła mi doprawić i teraz pachnie tak, jak powinno.
Zaraz zrobimy kawę i spróbujecie ciasta, które własnoręcznie kupiłam. –
Roześmiał się na całe gardło.
- Viola, jesteś niesamowita.
- Prawda? – wtrącił się Sebastian. – Od dawna
to powtarzam.
- Kawa gotowa. Daj, pokroję to własnoręczne
ciasto – Ula chwyciła długi nóż i kroiła ciasto na równe kawałki. – Zabierzcie
chłopaki filiżanki, ja zaraz przyniosę talerzyki.
Zasiedli w
końcu wszyscy przy stole w salonie częstując się słodkościami i delektując
kawą. Marka aż świerzbił język, by podzielić się dobrą nowiną z przyjacielem.
- Musimy wam coś powiedzieć – zagaił. –
Wczoraj zaręczyliśmy się.
Viola
wydała z siebie głośny pisk i uściskała mocno Ulę, a potem Marka.
- O matulu! Gratuluję wam z całego serca. To
kiedy ślub?
- Ja się dołączam do gratulacji – Sebastian
uścisnął dłoń przyjaciela i Uli.
- Ślub dosyć prędko. Planujemy pod koniec
sierpnia, ale czy to się uda, zobaczymy. Ja nie chcę długo czekać, a Ula się ze
mną zgadza. Tak naprawdę to tylko praktycznie cztery miesiące. Mama na pewno
nam pomoże. Jest świetna w organizowaniu przyjęć. O resztę postaramy się sami.
Tę miłą
rozmowę przerwał dźwięk telefonu Uli. Spojrzała na wyświetlacz. Dzwonił tata.
- Przepraszam was, muszę odebrać. Tata dzwoni -
przeszła do kuchni chcąc porozmawiać spokojnie.
- Cześć tato, co się stało?
- Nic córcia, wszystko w porządku. Musiałem
jednak zadzwonić, bo miałem telefon od cioci Krysi. Pytała mnie, czy Jadzia
mogłaby przyjechać do nas na kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i
usilnie poszukuje pracy. Tam u nich w Elblągu totalna mizeria. Dziewczyna
siedzi w domu i frustruje się, bo nie chce być dłużej na utrzymaniu rodziców.
Pomyślałem sobie, że skoro twój pokój jest wolny, to może mogłaby zamieszkać
przez ten czas u nas i spokojnie poszukać jakiegoś zajęcia.
- Oczywiście tato. Nie ma problemu. A kiedy
chce przyjechać?
- Ona chce jak najszybciej. Obiecałem, że
oddzwonię, jak tylko z tobą porozmawiam. Ona nie zna Warszawy i trzeba by było
odebrać ją z dworca.
- O to się nie martw. My ją odbierzemy i
przywieziemy do Rysiowa. Muszę tylko wiedzieć kiedy. Zadzwoń do cioci teraz i
daj mi znać – rozłączyła się.
Ciocia
Krysia była rodzoną siostrą jej mamy. Miała dwójkę dzieci. Starszą Jadzię i
młodszego Tomka. Wiedziała, że Jadzia studiuje, ale nie sądziła, że już
skończyła edukację. - Co ona studiowała?
Chyba nie pamiętam. Przyjedzie, to
powie – znowu zadzwonił jej telefon.
- I co tato? Kiedy przyjedzie?
- Powiedziała, że w środę. Pociąg ma być w
Warszawie o osiemnastej piętnaście.
- Dobrze. Zadzwoń jeszcze raz i powiedz, że
będę na nią czekać na peronie. Trzymaj się i uściskaj dzieciaki, a i ciocię
pozdrów.
Wróciła do
towarzystwa.
- Coś się stało Ula? – Marek spojrzał na nią
zaniepokojony.
- Nie, ale Rysiów będzie miał gościa. Moja
kuzynka przyjeżdża w środę na kilka tygodni. W zeszłym roku skończyła studia i
jest bez pracy. Będzie tutaj szukać szczęścia. Obiecałam tacie, że odbierzemy ją
z dworca. Ona nie zna miasta i jeszcze mogłaby pobłądzić.
- Dobrze Ula. Nie ma sprawy. A teraz Violetto
chciałbym spróbować twoich specjałów.
W środę
wyszli z firmy jak zwykle o siedemnastej. Postanowili nie wracać do domu, tylko
zjeść coś na mieście a potem pojechać prosto na dworzec. Weszli na peron i
usiedli na ławce.
- Mam nadzieje, że przyjedzie punktualnie, w
przeciwnym razie będziemy tu kwitnąć – marudził Marek.
- Nie zrzędź kochanie. Nikt jeszcze nie
zapowiadał opóźnienia, a ty już kraczesz.
Przyciągnął
ją do siebie i cmoknął w policzek.
- Przepraszam skarbie. Nie cierpię dworców, to
dlatego tak marudzę.
Pociąg
przyjechał punktualnie. Warszawa była jego stacją docelową. Z wagonów zaczęli
się wysypywać pierwsi podróżni. Ula uważnie lustrowała przechodzących nie chcąc
przeoczyć kuzynki. Dostrzegła ją wreszcie jak wysiadała szarpiąc za ucho
walizkę na kółkach.
- Jest Marek, jest – złapała go za rękę i
pociągnęła w stronę wagonu.
- Jadzia? – Dziewczyna odwróciła się
gwałtownie.
- Ula! – Padły sobie w ramiona ściskając się
serdecznie. Marek stał z boku uśmiechnięty przyglądając się dziewczynie. Ze
zdumieniem skonstatował, że była bardzo podobna do Uli. Włosy miała dłuższe i
jaśniejsze, ale kształt oczu, nosa i ust bardzo podobny. Kolor oczu nie był
może aż tak głęboko błękitny. Przypominał raczej niebieskie niezapominajki.
- Pozwól Jadziu, że ci przedstawię, to mój
narzeczony, Marek Dobrzański, a to Marku moja kuzynka Jadzia Szumielewicz. –
Marek uścisnął wyciągniętą dłoń dziewczyny.
- Miło mi cię poznać. Jesteś bardzo do Uli
podobna – zauważył, że i ona rumieni się podobnie, jak jego ukochana.
- Zawsze nam to mówiono. Nasze mamy były
bliźniaczkami, więc może to dlatego.
- Ula, ja wezmę walizkę Jadzi i pójdę przodem.
Chodźcie.
Dotarli do
samochodu. Jadzia była oszołomiona jego wyglądem.
- No, no siostra. Nieźle ci się powodzi.
- Jadzia, przecież to samochód Marka, nie mój.
Pakuj się do tyłu i pędzimy do Rysiowa. Tata pewnie nie może się już doczekać,
a i dzieciaki cię wyglądają. Cieszę się bardzo, że przyjechałaś. Ja nie
mieszkam już z nimi i czasami im mnie bardzo brakuje. Świetnie mnie zastąpisz.
Zajmiesz mój dawny pokój. Możesz go urządzić według własnego uznania.
- To gdzie ty teraz mieszkasz?
- Mieszkam u Marka w Warszawie na Siennej.
Zaręczyliśmy się w zeszłym tygodniu.
- Gratuluję wam obojgu. Musisz być Marek kimś
naprawdę wyjątkowym, że Ula oddała ci swoje serce.
- Tak uważasz? A ja myślę, że jestem wielkim
szczęściarzem, bo pokochała mnie cudowna istota, o dobrym sercu i współczującej
duszy. Pękałem z radości, kiedy zgodziła się zostać moją żoną.
Dojechali.
W bramie zauważyli przestępującego nerwowo z nogi na nogę Józefa.
- No jesteście wreszcie. Już zacząłem się
denerwować. Wchodźcie do środka. Witaj Jadziu. Mam nadzieję, że spodoba ci się
u nas a i może pracę szybko znajdziesz?
- Też mam taką nadzieję wujku – przywitała się
z nadbiegającymi dzieciakami.
- Ale wyrośliście. Jasiek, to już kawaler, a
Betti będzie kiedyś prawdziwą pięknością.
Weszli do
domu. Ula zakręciła się w kuchni robiąc wszystkim herbatę i stos kolorowych,
wiosennych kanapek. Zasiedli do stołu wszyscy.
- No, to opowiadaj. Jakie studia skończyłaś?
- Finanse i Bankowość. Studia niby dobre, ale
już długo jestem bez pracy.
Ula
spojrzała znacząco na Marka, a on na nią.
- Czy myślisz kochanie o tym samym, co ja? – uśmiechnął
się błogo ukazując w pełnej krasie swoje słodkie dołeczki.
- Alex?
- Alex.
Jadzia
spojrzała na nich nic nie rozumiejąc.
- Możecie mi wytłumaczyć, o co wam chodzi? –
Roześmiali się widząc jej skonsternowaną minę.
- Chyba mamy dla ciebie pracę – powiedział do
niej Marek.
- Naprawdę?
- Mhmm… Wrócisz dzisiaj z nami do Warszawy.
Zabierz trochę rzeczy na zmianę, jakąś piżamę i wszystkie dokumenty potrzebne
do przyjęcia do pracy. Jutro pojedziesz z nami do firmy. – Jadzia była
bezgranicznie zdumiona.
- Do jakiej firmy?
- Nie powiedzieliśmy ci, ale Marek jest
współwłaścicielem i prezesem firmy modowej, Febo & Dobrzański, w której i
ja pracuję. Jestem jego asystentką, podobnie jak Maciek Szymczyk, którego
przecież znasz. Potrzebujemy kogoś do działu finansowego na asystenta dyrektora
finansowego F&D. Masz odpowiednie wykształcenie i na pewno sobie poradzisz.
Spakuj się teraz w jakąś torbę i jedźmy. Długa droga przed nami a jest już późno.
ROZDZIAŁ 17
Jadzia
rozglądała się ciekawie po mieszkaniu.
- Ale wielkie – Marek roześmiał się na całe
gardło.
- Czy wiesz, że Ula wypowiedziała dokładnie te
same słowa, kiedy przyjechała tu po raz pierwszy? Naprawdę jesteście do siebie
podobne, nawet pod względem mentalnym. Chodź, pokażę ci, gdzie będziesz spać – zaprowadził
ją do pokoju, który kiedyś zajmował Maciek, gdy pisali prezentację.
- Myślę, że będzie ci tu wygodnie. Maciek
kiedyś też tu spał i nie narzekał. – Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
- Dziękuję wam bardzo za wszystko. Nie
przypuszczałam, że wydarzenia potoczą się tak szybko. Jestem taka
podekscytowana tą pracą. Mam nadzieję, że was nie zawiodę.
- Na pewno nie. Jestem pewien, że z łatwością
sobie poradzisz. Ta miłość do cyferek jest u was chyba genetyczna. Ula jak coś
liczy zatraca się zupełnie.
- Ja chyba też tak mam – roześmiała się.
- Rozgość się i dobrej nocy. Jutro o ósmej
trzydzieści musimy być w pracy – zamknął cicho za sobą drzwi i poszedł do
sypialni. Ula leżała już w łóżku i czekała na niego.
- I jak? Pokazałeś jej wszystko?
- Tak. Wie, gdzie, co jest. Poradzi sobie – wskoczył
do łóżka i przytulił się do niej. – To był męczący dzień. Jestem tylko ciekaw
jak zareaguje Alex, kiedy zobaczy twój klon. – Rozchichotała się.
- Mój klon? Nie przesadzaj. Nie jesteśmy znowu
aż tak bardzo do siebie podobne.
- Jesteście Ula. Choć ja na pewno bym się nie
pomylił. Różnicie się i kolorem oczu, długością i barwą włosów, tonacją głosu,
ale ktoś widząc was razem niewątpliwie uznałby was za siostry. Ciekawe, czy
charakter ma podobny do twojego.
- Naprawdę nie wiem. Trudno mi porównywać, ale
to spokojna dziewczyna i na pewno nie narobi nam kłopotu. Ja nie widziałam jej
dawno. Na pewno jest ode mnie bardziej śmiała.
- No nie wiem. Na dworcu zauważyłem, że
rumieni się równie uroczo jak ty.
- Nie dołuj mnie Marek. U mnie to już
patologia. Chyba do śmierci będę się rumienić jak nastolatka.
- Mnie się to bardzo podoba i będę szczęśliwy
widząc jak policzki mojej osiemdziesięcioletniej żony pokrywają się cudnym
rumieńcem. – Roześmiała się perliście słysząc te słowa a on jej zawtórował.
- Kocham cię. Będziesz najlepszym mężem na
świecie. – Nic nie powiedział, tylko czule wtulił swe usta w jej malinowe
wargi.
Następnego
ranka Ula wstała wcześniej i wysupławszy się z ramion ukochanego cicho przeszła
do pokoju Jadzi.
- Jadzia, Jadzia, obudź się – potrząsnęła ją
za ramię. Dziewczyna otworzyła oczy i uśmiechnęła się do Uli.
- Już czas? Trzeba wstawać?
- Ty musisz wstawać. Nie możesz iść do firmy w
byle czym. Leć do łazienki, a ja przygotuję ci jakiś żakiet i spódnicę. Musisz
zaprezentować się z jak najlepszej strony. Zrobimy też delikatny makijaż.
Kuzynka
wyskoczyła raźno z łóżka i pobiegła do łazienki. Ula w tym czasie wyciągnęła z
szafy ładny, granatowy kostiumik i białą bluzkę z fantazyjnym kołnierzem. Przymierzyła
do siebie obie rzeczy i z zadowoleniem stwierdziła, że pasują. Jadzia wróciła z
łazienki. Ula wręczyła jej ubranie mówiąc.
- Przymierz to. Potem trzeba będzie coś zrobić
z tymi włosami. Najlepiej będzie jak upniemy je wysoko w koka. Powinnaś je
trochę ściąć, są zdecydowanie za długie i rozdwajają się na końcach, ale o tym
pomyślimy później. Pamiętaj, liczy się pierwsze wrażenie.
Nie minęło
pięć minut, kiedy Jadzia wyszła ze swojego pokoju. Ula przyjrzała jej się
dokładnie.
- Ten kostium leży idealnie. Chyba mamy
podobne figury. Jesteś trochę wyższa, ale to nie przeszkadza. Masz jakieś
półbuty pasujące do tego zestawu?
- Mam szpilki, ale one zostały w Rysiowie – powiedziała
bezradnie rozkładając ręce.
- W takim razie przymierz moje. Jaki nosisz
rozmiar?
- Trzydzieści siedem. – Ula uśmiechnęła się
radośnie.
- To tak, jak ja – wyciągnęła z szafki
zamszowe granatowe czółenka na niewysokim obcasie.
- Masz, przymierz – pasowały. – To teraz
spróbuj upiąć porządnie włosy i zrób sobie makijaż. Ja idę do łazienki i też
się ubiorę, ale przedtem włączę expres. Marek lubi wypić rano kawę – przemknęła
jak wiatr do kuchni, potem do łazienki. Ubrana i umalowana zaczęła szykować
śniadanie. Tak zastał ją Marek. Objął ją czule i wyszeptał jej do ucha.
- Dzień dobry moje śliczności. Obudziłem się i
nie było cię przy mnie. Czemu wstałaś tak wcześnie?
- Musiałam przyszykować Jadzię. Nie ma
porządnych rzeczy i trzeba było dopasować coś bardziej odpowiedniego. Zaraz ją
zawołam to ocenisz, czy może się tak pokazać w firmie. Jadziu! Pozwól tu do
nas. – Kiedy weszła do kuchni Marka zatkało.
- Pięknie wyglądasz. Jadziu. Nie sądziłem, że
doczekam chwili, gdy będę miał przed sobą dwie Ule, a tu proszę.
- Chodźcie jeść, zaraz musimy wychodzić.
Jadziu wzięłaś dokumenty?
- Tak, mam wszystko.
- W takim razie jedziemy.
Weszli do
windy. Marek spojrzał na Ulę prosząco.
- Kochanie przejdziesz z Jadzią do Sebastiana?
Ja obiecałem Pshemko, że wejdę do niego rano.
- Oczywiście. Załatwię wszystko, a ty zajmij
się swoimi sprawami.
Zapukała
cicho do gabinetu Olszańskiego i weszła ciągnąc za sobą Jadzię.
- Cześć Sebastian. Przedstawiam ci moją
kuzynkę Jadzię Szumielewicz – Olszański wstał zza biurka i podszedł do obu
dziewczyn.
- Matko boska, ale jesteście podobne! –
Roześmiały się słysząc to stwierdzenie.
- Nie ma w tym nic dziwnego Seba. Nasze matki
były bliźniaczkami, to i my jesteśmy do siebie podobne. Jadzia przyniosła
dokumenty. Marek uprzedził cię, mam nadzieję, że przyjmuje ją do pracy?
- Tak. Mówił. Witamy na pokładzie pani
Jadwigo. – Podała mu dłoń.
- Jadzia. Po prostu Jadzia.
- W takim razie, Sebastian – uścisnął jej
dłoń. – Ula, umowa będzie za jakąś godzinkę, bo muszę wprowadzić dane.
- Nie śpiesz się. Ja w tym czasie oprowadzę ją
po firmie. Przywita się z Maćkiem, którego zna i przede wszystkim muszę ją
przedstawić Alexowi, bo to u niego będzie pracować. Przyjdziemy, jak już
wszystko obejrzy.
Wyszły z
gabinetu Olszańskiego i skierowały się do części zajmowanej przez dział
finansowy.
- To jest dział finansowy. To tu właśnie
będziesz pracować. Dyrektorem jest Alexander Febo, drugi współwłaściciel firmy.
W sekretariacie siedzi Dorota, jego sekretarka. Ty też tam będziesz siedzieć. Dorota,
to miła osoba, na pewno znajdziecie wspólny język.
Weszły do
sekretariatu.
- Cześć Dorotko – Ula przywitała się z
sekretarką. – Poznaj proszę Jadzię Szumielewicz. Będziecie razem pracować. Jest
Alex?
- Jest. Przyprowadził ze sobą psa. Nie uważasz,
że to trochę dziwne? – Ula roześmiała się.
- Ani trochę Dorotko. To Figa. Mały szczeniak.
Pewnie piszczy, jak jest sama w domu, dlatego zabrał ją ze sobą, ale nie
przejmuj się, to spokojna sunia i nie sprawi wam kłopotu. Zapukała do drzwi i
wsunęła przez nie głowę.
- Witaj Alex – uśmiechnęła się promiennie. –
Mogę na chwilę?
- Pewnie. Wchodź. Figa jest dzisiaj ze mną.
- Wiem, słyszałam. Ja też nie jestem sama.
Przedstawię ci kogoś - weszła wraz z Jadzią do gabinetu.
- Dzień dobry – powiedziała Jadzia nieśmiało.
– Alex patrzył na to zjawisko jak zaczarowany.
- Ula uszczypnij mnie, bo widzę podwójnie. –
Rozchichotana podeszła do niego.
- Z twoim wzrokiem wszystko w porządku Alex.
Przedstawiam ci moją kuzynkę Jadzię Szumielewicz. Od dziś będzie twoją asystentką.
Skończyła Finanse i Bankowość. Jest równie dobra w cyferkach jak ja i nie
będziesz rozczarowany. Jest tyle roboty, więc pomyśleliśmy z Markiem, że przyda
ci się asystentka. Odciąży cię trochę. – Popatrzył na nią z wdzięcznością.
- Dziękuję wam. Pamiętałaś, że potrzebuję
pomocy. Dorota nie radzi sobie ze wszystkim.
- Naprawdę nie ma za co. Jadzia spadła nam jak
z nieba. Pochodzi z Elbląga i długo nie mogła znaleźć pracy. Na pewno sprawdzi
się na tym stanowisku – rozejrzała się po pokoju słysząc piszczenie.
- Figa, Figa, gdzie ty jesteś? – Zza fotela
wytoczyła się tłusta kulka. – Zobacz Jadziu jaka śliczna – Ula wzięła szczenię
na ręce. - Jak się sprawuje? Jest grzeczna?
- To spokojny psiak Ula. Miałaś nosa i dobrze
doradziłaś. Będę miał z niej pociechę. Było mi żal zostawiać ją samą w domu,
dlatego zabrałem ją ze sobą.
- I dobrze zrobiłeś. Przecież nie będzie
nikomu przeszkadzać. A na spacer nawet ja chętnie z nią pójdę, gdybyś nie miał
czasu.
- Ja też mogę pana wyręczyć – nieśmiało
podsunęła Jadzia. Uśmiechnął się.
- Proszę mi mówić po imieniu. W tej firmie
wszyscy tak do siebie mówią. To od kiedy zaczynasz Jadziu?
- Musimy jeszcze iść do kadr po umowę.
- Właśnie - wtrąciła Ula. – Trzeba też
zorganizować jakieś biurko i komputer.
- Tym się nie martw. Ja to załatwię. Jak
wrócicie wszystko będzie gotowe. Wierzę, że ta współpraca będzie bardzo udana.
- Ja też mam taką nadzieję – powiedziała cicho
Jadzia.
- Zostawiamy cię teraz. Idziemy przywitać się
z Maćkiem. Jadzia dawno go nie widziała, a znają się jeszcze z dziecięcych lat.
Na razie.
Wyszły z
gabinetu na korytarz.
- Ula! Jaki on przystojny. Jest boski – Jadzia
była pod wrażeniem. – Ile może mieć lat?
- Jest rok starszy od Marka. Ma dwadzieścia
dziewięć.
- Jezu! Chyba zakochałam się w nim. – Ula
spojrzała na nią poważnie.
- Jadziu. Muszę ci coś powiedzieć. Alex, to
bardzo wrażliwy człowiek. Kiedyś w przeszłości został mocno zraniony przez
kobietę, którą szaleńczo kochał. Jeśli z twojej strony miałaby to być tylko nic
nieznacząca miłostka, to odpuść sobie. Ja nie pozwolę nikomu, żeby miał go
skrzywdzić powtórnie. Jest moim przyjacielem.
- Ula, przecież ja nie żartowałabym w takich
sprawach. Nie jestem głupią gęsią. Człowiek zrobił na mnie piorunujące wrażenie
i tyle. Ja nie będę na siłę pchać mu się do łóżka. To nie w moim stylu. Może
nie uwierzysz, ale ja nadal jestem „czysta”. Nigdy z nikim nie uprawiałam
seksu. Nie rzucam się w ramiona pierwszemu napotkanemu mężczyźnie.
- Przepraszam cię Jadziu. Chciałam tylko,
żebyś wiedziała. On rozpaczliwie szuka miłości i akceptacji. Drugiego
rozczarowania by nie przeżył. Bądź więc ostrożna i o to cię tylko proszę.
- Obiecuję ci Ula, że nie zrobię nic głupiego.
Zaufaj mi.
- Ufam. Ufam. Zanim pójdziemy do Maćka poznasz
naszego genialnego projektanta. Jest łasy na pochlebstwa. Nawet, jeśli nie
znasz jego kolekcji, spróbuj powiedzieć mu coś miłego.
Weszły
cicho do pracowni. Mistrz siedział zagłębiony w swoim fotelu i pilnie
szkicował.
- Pshemko? Mogę na chwilę? – Podniósł głowę
znad rysunków i uśmiechnął się.
- Wchodź moja piękna. Przed chwilą Marek stąd
wyszedł. Powiedział mi o wszystkim. Gratuluję Bella i mam nadzieję, że będę
mógł zaprojektować suknię ślubną.
- Zrobisz to? Pshemko, nawet nie wiesz, jak o
tym marzyłam. Dziękuję ci bardzo – uściskała go serdecznie. – Nie będę ci długo
zawracać głowy, chciałam ci przedstawić tylko moją kuzynkę, która będzie tu
pracować. Poznaj proszę, to Jadzia Szumielewicz. – Jadzia wyciągnęła do niego
dłoń.
- Jestem zaszczycona mogąc poznać osobiście takiego
sławnego człowieka. – Projektant rozciągnął twarz w szerokim uśmiechu.
- I mnie jest bardzo miło poznać kuzynkę
naszej kochanej Urszuli. Jesteście bardzo podobne. Jest pani równie piękna, jak
ona.
- Dziękuję mistrzu – zarumieniła się Jadzia.
- To my już pójdziemy. Nie będziemy ci
zabierać cennego czasu. Jeszcze tylko spytam, czy czegoś ci nie trzeba.
- Mam wszystko. Jak będę potrzebował, to dam
ci znać.
- Trzymaj
się Pshemko. Do zobaczenia.
Wyszły na
korytarz kierując się już do sekretariatu. Ula z daleka dostrzegła na korytarzu
Maćka. Zawołała go. Podszedł do nich i w miarę jak się zbliżał, jego twarz
przyozdabiał radosny uśmiech.
- Jadzia! – krzyknął. – Skąd się tu wzięłaś
dziewczyno! Ależ wypiękniałaś. Wyglądasz zupełnie jak Ula. Nie do wiary – uściskał
ją serdecznie. – Co cię tu sprowadza?
- Praca, Maciuś. Zostałam właśnie asystentką
Alexa Febo.
- Naprawdę? - pokiwała twierdząco głową. – No
to gratuluję.
- Idziemy właśnie do Sebastiana – wtrąciła się
Ula. - Aha. Maciek, chciałam cię jeszcze o coś prosić. Jadzia będzie mieszkać w
Rysiowie. Mógłbyś zabierać ją do pracy i jeśli nie będziesz umówiony z Anią, to
również po pracy? Sam wiesz, że autobus wlecze się tam godzinę.
- Pewnie. Nie ma sprawy. A ty pamiętaj, – zwrócił
się do Jadzi. – za piętnaście ósma masz zawsze czekać pod bramą.
- Zapamiętam. Chodźmy Ula. Może ta umowa jest
już gotowa.
Pod koniec
maja odbył się pokaz kolekcji letniej i dwóch pozostałych. Mistrz znowu
triumfował. Wszystkie trzy przyjęto burzą oklasków i bardzo entuzjastycznymi
komentarzami. Po pokazie, jak zwykle odbył się bankiet. Ula i Jadzia miały na
sobie kreacje Pshemko i wyglądały zjawiskowo. Ula przedstawiła Jadzię swoim
przyszłym teściom, którzy podobnie jak inni zareagowali na ich uderzające podobieństwo.
Obie były piękne, mądre a przy tym bardzo skromne. Marek tańczył cały wieczór z
Ulą, natomiast Alex ich zaskoczył. Przełamując własną nieśmiałość poprosił do
tańca Jadzię i też nie wypuszczał jej w czasie trwania bankietu z ramion.
Podobała mu się ta nieśmiała dziewczyna. Ujął go jej dobry charakter i
łagodność w obejściu. Jako jego asystentka sprawdziła się znakomicie. W lot
pojmowała rzeczy zanim skończył je tłumaczyć. Pamiętał, jak zazdrościł Markowi
asystentów. Teraz dziękował im z całego serca, że ma ją. Pracowitą,
kompetentną, po prostu świetną. Figa też się do niej przyzwyczaiła, bo często,
gdy był zajęty, wyręczała go chodząc z nią na spacery. Uwielbiał jej spokojny,
stonowany głos, tak podobny do głosu Uli. Działał na niego, jak balsam i pod
jego wpływem topniało mu serce niczym wosk.
Ona nigdy
nie dała po sobie poznać, jakie wrażenie robi na niej ilekroć jest tak blisko.
Pamiętając słowa Uli z całych sił starała się panować nad sobą. Zakochała się w
nim. Ten stan potwierdzał tylko jej wrażenie, jakie na niej zrobił, gdy
zobaczyła go po raz pierwszy. Nie miała odwagi mu o tym powiedzieć, bo bała się
jego reakcji. Tak miło było tańczyć w jego ramionach. On też wydał jej się
odprężony, zrelaksowany. Czasami przyłapywała go w biurze, jak siedział nic nie
robiąc, zatopiony we własnych myślach. Wycofywała się wtedy z gabinetu nie
chcąc go rozpraszać.
Nadszedł
czerwiec a wraz z nim wakacje. W ostatnim dniu szkoły dzieciaki wróciły do domu
zadowolone. Jasiek miał dobre świadectwo i z czystym sumieniem mógł teraz
odpocząć. Betti nie miała jeszcze takich zmartwień. Dopiero od września szła do
pierwszej klasy. Za kilka dni mieli wyjeżdżać. Oni na obóz, a tata do
Nałęczowa. Jadzia miała zostać na posterunku sama. W dzień przed wyjazdem
zebrali się wszyscy w Rysiowie i omawiali strategię działania. Maciek obiecał
zawieźć dzieci do Warszawy, bo właśnie stamtąd odjeżdżały autokary. Ula i Marek
odwozili Cieplaka do samego Nałęczowa. Dogadali wszystko w najdrobniejszych
szczegółach. Ula pomogła spakować małą Betti i sprawdziła plecak Jaśka. Marek
doradzał Józefowi, jakie rzeczy będą najbardziej przydatne.
Następnego
dnia narzeczeni stawili się o godzinie dziesiątej w rysiowskim domu. Dzieciaków
już nie było, bo one miały miejsce zbiórki o godzinie ósmej rano. Przywitali
się z Józefem i Jadzią. Marek wpakował do bagażnika walizkę i ruszyli. Pogoda
była piękna. Słońce świeciło i grzało mocno przez zamknięte szyby Lexusa. Marek
włączył klimatyzację, żeby pan Józef mógł oddychać swobodnie.
- Zdobyłem ulotkę o tym uzdrowisku. Zajrzyj
Ula do schowka. Powinna tam być i przeczytaj tacie. – Sięgnęła do schowka i
rzeczywiście znalazła w nim folder. Otworzyła go i zaczęła czytać.
„Nałęczów,
miasteczko położone w woj. lubelskim ze specyficznym leczniczym mikroklimatem,
który sprzyja obniżeniu ciśnienia tętniczego a bogata w magnez woda znakomicie
uzupełnia gospodarkę mineralną organizmu. Kuracje to możliwość leczenia chorób
współistniejących i szansa na profesjonalne przebadanie serca. Oferujemy
nowoczesną bazę zabiegową i posiadamy wysokiej klasy urządzenia do diagnostyki
i rehabilitacji kardiologicznej, niezbędne w przywracaniu sprawności ludziom z
problemami o podłożu kardiologicznym”.
- Widzisz tato, przebadają cię tam dokładnie i
zdiagnozują tak jak trzeba. Jeszcze raz dziękuję ci Marek, że załatwiłeś to
sanatorium. Jak weźmiesz tato te wszystkie zabiegi, zaraz poczujesz poprawę, a
ja będę spokojniejsza. Postanowiłam, że co roku będziesz odbywał takie turnusy
i zrobisz to nie tylko dla siebie, ale i dla nas. Wciąż jesteś nam potrzebny,
pamiętaj o tym, a my chcemy byś cieszył się dobrym zdrowiem jak najdłużej.
Podczas,
gdy Ula wyłuszczała ojcu swoje racje Jadzia siedziała w domu i smętnie gapiła
się w telewizor. Żałowała, że nie pojechała z nimi. Proponowali jej przecież.
Była zła sama na siebie. Drgnęła, gdy usłyszała dźwięk swojego telefonu. Nie
patrząc, kto dzwoni odebrała połączenie.
- Halo.
- Witaj Jadziu, mówi Alex – usłyszała.
- Witaj Alex. Coś się stało, że dzwonisz?
Jesteś w pracy? Dziś sobota przecież.
- Nie, nie jestem w pracy. Mam dla ciebie
propozycję, ale boję się trochę, jak na nią zareagujesz. – Uśmiechnęła się.
- No skoro już tyle powiedziałeś, to powiedz
mi, co to za propozycja. Śmiało.
- Jest taka ładna pogoda, więc pomyślałem
sobie, czy nie udałoby mi się namówić ciebie na spacer. Przy okazji wziąłbym
Figę. Wybiegałaby się. – Zaskoczył ją. Przez chwilę nie mogła wydobyć z siebie
głosu.
- Halo? Jadzia? Jesteś tam? – spytał
zaniepokojony.
- Jestem, jestem… Trochę mnie zaskoczyłeś, ale
w sumie, czemu nie? Jestem sama, bo Ula z Markiem odwożą wujka do sanatorium.
- Wspaniale. Przyjadę po ciebie. Podaj mi
tylko adres.
- Rysiów osiem. Jak masz GPS, to lepiej weź ze
sobą. Możesz pobłądzić. To dość daleko, jakieś czterdzieści minut od Warszawy.
- Nie martw się trafię i będę za niecałą
godzinę. Do zobaczenia.
Odłożyła
komórkę i spanikowana spojrzała po sobie. – Boże!
Muszę włożyć coś ładnego. Nie mogę mu się pokazać w tych domowych ciuchach
– podekscytowana wpadła do pokoju i nerwowo zaczęła przeglądać zawartość swojej
szafy. W końcu zdecydowała się na zwiewną sukienkę w drobne błękitne
kwiatuszki. Pasowała kolorystycznie do jej oczu. Do tego granatowe sandałki na
koturnie. - Na spacer lepiej nie wkładać
szpilek, bo mogą okazać się nie za bardzo wygodne – pomyślała. Przebrała
się szybko. Włosy zaplotła w warkocz i zrobiła delikatny makijaż. Spojrzała w
lustro. - Nie jest tak źle – stwierdziła.
Mała granatowa torebeczka przerzucona przez ramię dopełniła reszty. Zdążyła w
samą porę. Zerknąwszy przez okno dostrzegła podjeżdżające czarne BMW Alexa.
Szybko zamknęła dom na klucz i pobiegła do bramy. Właśnie wysiadł z auta i
zauważył ją.
- Witaj Jadziu – podniósł jej dłoń do ust i
ucałował. – Pięknie wyglądasz. Do twarzy ci w tej sukience – patrzył na nią
roziskrzonym wzrokiem. Zarumieniona zdołała tylko wyjąkać.
- Dziękuję Alex. Dokąd jedziemy?
- Do Natolina. Tam jest zespół
pałacowo-parkowy bardzo piękny. Możemy pozwiedzać, chociaż nie… Z psem będzie
trudno. Albo wiesz co? Pojedźmy do Łazienek. Byłaś tam już?
- Nie, nie byłam, ale słyszałam, że to piękny
park. Ula z Markiem często tam jeżdżą.
- Tak. To dobry pomysł. Zatem do Łazienek.
Ruszyli
nie zwlekając. Zaparkował niedaleko bramy. Okrążył samochód i podał jej rękę
pomagając wysiąść. Potem wypuścił niecierpliwiącego się psa. Uśmiechnął się do
niej.
- Chodźmy. Oprowadzę cię i pokażę najciekawsze
zakątki.
Weszli
przez otwartą bramę parku. Było sporo ludzi. Sobotnie, ciepłe przedpołudnie
zachęciło wielu Warszawiaków do przyjemnego spaceru. Nie przeszkadzało im to.
Dobrze czuli się w swoim towarzystwie nawet wtedy, gdy milczeli.
- Rzeczywiście miałeś rację. Pięknie tu – uśmiechnęła
się wdzięcznie do niego.
- Tak… Dawno tu nie byłem. Różne zawirowania w
moim życiu sprawiły, że nie miałem okazji tu bywać. Może kiedyś ci o nich
opowiem.
- Nie musisz mi nic mówić. Ja nie znałam cię
wtedy, nie wiem jaki byłeś. Słyszałam sporo plotek w firmie, ale wierz mi, mało
mnie one obchodzą. Dla mnie jesteś dobrym szefem i wspaniałym człowiekiem.
Znasz się znakomicie na tym, co robisz. Podziwiam twoją wiedzę i kompetencje.
Nie muszę wiedzieć nic więcej i chyba nawet nie chcę… - Spojrzał na nią z
podziwem.
- Dziękuję ci Jadziu za te słowa. Nawet nie
wiesz, jak ważne są dla mnie. Wcześniej w taki sposób mówiła do mnie tylko Ula.
Mogę nawet powiedzieć, że dzięki niej nie zrobiłem głupstwa. Uratowała mnie.
Nie tylko mnie zresztą. Znasz historię poznania się jej i Marka?
- Znam. Ula opowiadała mi o tym. To bardzo
romantyczna historia, nie uważasz? On zakochał się w niej, kiedy nie wyglądała
zbyt atrakcyjnie. Miała duże, ciężkie okulary i aparat na zębach. Ujęła go
swoją dobrocią, współczuciem i szlachetnością charakteru. Ona zakochała się w
nim właściwie od pierwszego wejrzenia tak jak ja w tobie – przystanęła
gwałtownie i zakryła dłonią usta. Poczerwieniała na twarzy i przerażona
spojrzała na niego. Stał wbity w ziemię po usłyszeniu tych słów.
- Przepraszam cię Alex, bardzo cię
przepraszam. Nie chciałam… naprawdę… błagam, wybacz mi… - wyrzucała z siebie chaotycznie
i rozpłakała się rozpaczliwie. Opuściła bezradnie ramiona. - Błagam nie gniewaj
się na mnie, – wyszlochała – to się już więcej nie powtórzy. Przepraszam cię.
Lepiej będzie, jak sobie pójdę – odwróciła się gwałtownie i zaczęła przed
siebie biec. Wycierała dłońmi mokre policzki, ale łzy nie chciały przestać
lecieć.
- Jadziu! Jadziu! Zaczekaj proszę! – biegł za
nią ile sił w nogach a za nim biegła Figa sądząc pewnie, że to rodzaj zabawy.
Złapał ją za ramię i obrócił.
- Nie uciekaj, błagam – uspokajali oddechy. –
Nie uciekaj – przytulił ją do siebie gładząc delikatnie po plecach. - Zaprosiłem cię na spacer, bo postanowiłem ci
wyznać, że zakochałem się w tobie. Bardzo bałem się twojej reakcji a teraz
jestem szczęśliwy, naprawdę szczęśliwy, bo wiem, co czujemy do siebie nawzajem.
Kocham cię Jadziu.
Spojrzał w
jej zapłakane oczy i z wielką czułością pocałował jej usta. Uśmiechnęła się do
niego przez łzy.
- Nie mogę w to wszystko uwierzyć. To naprawdę
nie jest sen? Ty mnie kochasz? – powiedziała drżącym głosem.
- Kocham cię bardzo, bardzo mocno. To nie jest
jakieś przelotne uczucie, ani zauroczenie. To najprawdziwsza miłość. –
Przytuliła się do niego.
- A ja kocham cię nad życie. Jesteś moją
miłością i dla mnie to też nie jest nic przelotnego. Nigdy nikogo nie kochałam
równie mocno.
Ponownie
nachylił się do niej żarliwie całując jej usta.
- Skoro już wyjaśniliśmy sobie wszystko, nie
rezygnujmy z tego spaceru. Figa chce pobiegać, a ja chcę iść wraz z tobą
obejmując cię ramieniem.
- Kocham cię – wyszeptała, a jej oczy śmiały
się ze szczęścia.
Przytulił
ją do siebie i już bez przeszkód mogli cieszyć się spacerem i tym przełomowym
dla nich dniem.
ROZDZIAŁ 18
W
niedzielny poranek, równie słoneczny, jak ten sobotni, Ula z Markiem
leniuchowali w łóżku. Wrócili wczoraj dość późno z Nałęczowa. Zwiedzili okolicę
i sanatorium, w którym miał podreperować zdrowie Józef. Miejscowość była bardzo
malownicza i zrobiła na nich dobre wrażenie. Tuż po przyjeździe Cieplak został
wezwany na badanie. Towarzyszyli mu chcąc się dowiedzieć, jakie zabiegi mu
zaleci lekarz. Obejrzeli również pokój, który miał mu służyć za mieszkanie
przez okres najbliższych trzech tygodni. Okazało się, że nie będzie w nim sam.
Poznali pana Michała, emerytowanego górnika ze Śląska. Panowie od razu
przypadli sobie do gustu i znaleźli wspólny język. Upewniwszy się, że Józef ma
wszystko, co niezbędne do rehabilitacji, żegnali się z nim i z jego
współtowarzyszem zapewniając, że będą dzwonić i prosząc go o to samo w razie
potrzeby. Ula miała łzy w oczach. Po raz pierwszy rozstawała się z ojcem na tak
długo.
- Do widzenia tatusiu. Dbaj o siebie i słuchaj
we wszystkim lekarzy.
- Będę córcia, a wy jedźcie ostrożnie i
zadzwońcie jak będziecie na miejscu. Będę spokojniejszy.
- Zadzwonimy. Trzymaj się.
Ula
przeciągnęła się rozkosznie i ucałowała słodko usta ukochanego.
- Może byśmy już wstali? Dziesiąta jest. –
Przygarnął ją do siebie mrucząc.
- Czy źle nam tutaj? Tak dawno nie mieliśmy
chwili dla siebie. Mógłbym tak leżeć z tobą bez końca – jego pobożne życzenia
zostały jednak brutalnie przerwane przez dzwoniący telefon Uli. Przeturlała się
po łóżku i sięgnęła po niego na stojącą obok szafkę.
- Halo.
- Witaj Ula, Alex z tej strony.
- Cześć przyjacielu. Nie możesz spać? – usłyszała
jego śmiech.
- Ależ nic podobnego. Myślałem, że jesteście
na nogach, bo już po dziesiątej.
- Nie śpimy, tylko leżymy jeszcze w łóżku.
Wczoraj wróciliśmy dość późno, dlatego dzisiaj pozwalamy sobie na małe
leniuchowanie.
- Aaa… Rozumiem.
- Coś się stało, że dzwonisz?
- Nie, ale chciałbym was dzisiaj zaprosić do
mnie. Pomyślałem, że miło byłoby spędzić niedzielę z dobrymi znajomymi i
przyjaciółmi i że grill, to niezły pomysł. Niedawno uprzątnąłem ogród i wygląda
całkiem przyzwoicie. Moglibyśmy posiedzieć na powietrzu.
- To fantastyczny pomysł. Ja bardzo chętnie.
Poczekaj spytam Marka.
- Marek, Alex zaprasza nas na grilla, masz
ochotę?
- Pewnie. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio
byłem na takiej imprezie.
- Zgadzam się! – krzyknął do słuchawki. Znowu
usłyszeli śmiech Alexa.
- To wspaniale. Ula, dzwoniłem też do Maćka.
Nie znamy się zbyt dobrze, ale takie spotkanie jest do tego dobrym powodem.
Zaprosiłem go razem z Anią i Jadzią. Jak myślisz, wypada zaprosić Olszańskiego?
On nie przepada za mną i wcale mu się nie dziwię.
- Alex. Nie przepadał. Czas przeszły. On też
zmienił zdanie na twój temat. Wiesz, że Viola jest jego dziewczyną?
- Tak, mówiłaś mi kiedyś.
- W takim razie zaproś również ją. Seba na
pewno się ucieszy, że pamiętasz i o jego drugiej połówce. O której mamy
przyjechać?
- Co myślisz o szesnastej?
- To świetna godzina. Będziemy. Do zobaczenia.
Rozłączyła
rozmowę i spojrzała przeciągle na Marka.
- Koniec leniuchowania mój kochany. Proponuję
wspólny prysznic, pyszne śniadanko, potem spacerek i smaczny obiadek. Zgadzasz
się?
Objął ją
mocno i z miłością spojrzał w jej śmiejące się oczy.
- Na wszystko się zgadzam, szczególnie ten
wspólny prysznic brzmi bardzo zachęcająco – wymruczał. Roześmiała się głośno i
wstając z łóżka pociągnęła go za sobą.
Ten
niedzielny poranek również Jadzi Szumielewicz wydał się bardzo szczęśliwy. Wspomnienie
wczorajszych wydarzeń w Łazienkach wywołało szeroki uśmiech na jej twarzy. Alex
ją kocha. Odwzajemnia jej miłość. Ta świadomość rozsadzała jej piersi.
Wiedziała o grillu. To właśnie wczoraj wspólnie wpadli na ten pomysł.
Postanowili nie ukrywać się z tą miłością i obwieścić ją światu. Alex nie
pamiętał już nawet, kiedy uśmiechał się tak często, jak wczoraj. Ponownie
docenił mądrość Uli. Pamiętał jak mocno wierzyła w to, że on prędko znajdzie
swoją bratnią duszę. Spełniło się wszystko, o czym mówiła. Pokochał dziewczynę
tak bardzo do niej podobną. Ciepłą, łagodną, szczerą, pozbawioną obłudy i
fałszu. Przy niej i on łagodniał, był spokojny i zrównoważony. Gdy wspominał te
lata pełne wściekłości, irytacji z byle powodu, mściwej radości z potknięć
Marka, otrząsał się z obrzydzeniem. Musi jeszcze tylko postarać się o nich zapomnieć,
bo żył wtedy jak w amoku pielęgnując w sobie pragnienie zemsty. Szczęśliwie to
już za nim. Wierzył, że przy Jadzi dojdzie całkowicie do równowagi i ta trauma
z przeszłości zniknie na zawsze.
Punktualnie
o szesnastej zadzwonił dzwonek. Ubrany w swobodny strój Alex z uśmiechem
otworzył drzwi. Przed nim stał Maciek z Anią i jego ukochana Jadzia. Przywitał
ich ciepło i poprowadził do ogrodu.
- Rozgośćcie się. Tu macie napoje. Ciebie
Jadziu proszę, żebyś mi pomogła. Rozpalimy grill, ale wcześniej trzeba będzie
przynieść wszystko z kuchni. Zaczekamy też na resztę towarzystwa. O! Chyba
właśnie ktoś przyjechał – powiedział usłyszawszy dzwonek. – Przepraszam was,
zaraz wracam.
Po chwili
ukazał się z Ulą i Markiem.
- Brakuje tylko Sebastiana i Violetty, ale i
oni pewnie zjawią się niebawem. Ula, Marek, siadajcie. Ja z Jadzią poprzynoszę
wszystko. – Znikł wraz z nią w czeluściach domu. W kuchni objął ją i pocałował
czule.
- Stęskniłem się od wczoraj bardzo – szepnął. Spojrzała
w jego oczy i uśmiechnęła się.
- Ja też. Zanim zasnęłam długo myślałam o
tobie… o nas. Kocham cię.
- Ja ciebie też, bardzo mocno. A teraz
zabierzmy te tace z kiełbasą, mięsem i boczkiem i całą resztę, którą
przygotowałem.
- Strasznie dużo tego. – Roześmiał się.
- Bo i nas dużo kochanie.
Wynieśli
wszystko do ogrodu. Maciek już zajął się rozpalaniem grilla. Alex podszedł do
niego i powiedział z uznaniem
- Dobrze ci idzie. Masz zręczne ręce.
- Tak, to akurat nie sprawia mi problemu.
Często robiliśmy grilla u Cieplaków w ogródku i to zawsze ja rozpalałem.
Zastygł na chwilę. - Alex, dzwonek dzwoni, to pewnie Sebastian.
- Masz rację, już idę otworzyć.
Wrócił
prowadząc ze sobą spóźnioną nieco parę. Violetta jak zwykle żywiołowo
zareagowała na widok towarzystwa i witała się ze wszystkimi wylewnie.
- Ula, przywiozłam ciasto. Tym razem
własnoręcznie upieczone przeze mnie według twojego przepisu. Mam nadzieję, że
wam będzie smakować. Sebulek mówi, że dobre. Nie byłby sobą, gdyby nie
spróbował – roześmiała się. Ula uśmiechnęła się do niej z sympatią. Polubiła tę
szaloną dziewczynę.
- Na pewno będzie pyszne Viola. Może pokroimy
od razu. Alex dasz nam jakiś talerz i duży nóż?
- Oczywiście, już przynoszę.
Atmosfera
rozluźniła się. Olszański i Szymczyk z zadowoleniem skonstatowali, że obecny
Alex w niczym nie przypomina poprzedniego Alexa i rozmawiali z nim bez obaw.
Panowie zebrali się wokół grilla, trzymając w dłoniach butelki z piwem, a panie
plotkowały w swoim towarzystwie.
- Ula, jak wujek? – Jadzia przysiadła obok
kuzynki.
- Dobrze. Dzieli pokój z panem z Katowic.
Dobrze się dogadują. Od jutra będzie miał zabiegi. Okolica piękna, wiec i
spacerować jest gdzie. Dzieciaki też dojechały szczęśliwie. Dzwoniliśmy i jak
na razie są zadowolone. A ty nie czujesz się samotna w tym pustym teraz domu?
Jak chcesz, zawsze możesz się przenieść do nas na czas ich nieobecności.
- Nie Ula. Mnie jest tam dobrze i nie chcę was
krępować swoją osobą.
- Nie krępujesz. Przecież mieszkanie jest
duże, ale skoro tak wolisz.
- A jak przygotowania do ślubu? – spytała
ciekawska Violetta.
- No pomału idą do przodu. Mama Marka
zarezerwowała nam już salę. Też ją widzieliśmy i spodobała się nam. Pshemko za
chwilę zabierze się za szycie sukni dla mnie i garnituru dla Marka. Obrączki
mamy, a dzisiaj poznacie świadków, ale to trochę później.
Kiełbaski,
karczek i boczek pachniały zabójczo. Alex nakładał wszystkim solidne porcje
ozdabiając jednocześnie grillowaną cebulą, papryką i bakłażanem. Jadzia
przyniosła z kuchni sosy o różnych smakach do wyboru do koloru.
- Bardzo proszę, częstujcie się – Alex
postawił na stole ostatni talerz. – Smacznie pachnie, to może i smakować będzie
podobnie. Później zrobimy kawę i zjemy to pyszne ciasto Violetty.
Zajadali
ze smakiem.
- Alex – odezwała się Ula. – Karczek jest świetny.
Dobrze przyprawiony i miękki. Gratulacje. Spisałeś się przyjacielu. Warzywa też
są pyszne.
- Starałem się Ula i zamarynowałem mięso
zgodnie z przepisem. Cieszę się, że wam smakuje.
Zmietli z
talerzy wszystko, co ucieszyło bardzo gospodarza. Dziewczyny sprzątnęły ze
stołu i podały świeżo zaparzoną kawę i ciasto. Alex wstał od stołu i rzekł.
- Moi drodzy. To zaproszenie nie było bez
powodu. Chciałbym coś oznajmić i za coś komuś podziękować - spojrzał na
siedzącą obok Jadzię i podał jej dłoń. Kiedy wstała, kontynuował. – Chciałem
się z wami podzielić radosną nowiną. Wczoraj wyznaliśmy sobie z Jadzią miłość i
od wczoraj jest moją oficjalną dziewczyną. Mam nadzieję, że to szybko się
zmieni, bo kocham ją bardzo i myślę o niej poważnie – ucałował jej dłoń. –
Druga rzecz, to podziękowanie. Pragnę podziękować Uli, za to, że bezgranicznie
wierzyła we mnie i wspierała mnie na każdym kroku, nawet wtedy, gdy ja sam nie
wierzyłem w odmianę swego losu. Gdyby nie jej wsparcie, aż boję się pomyśleć,
do czego mogłoby dojść. Dziękuję ci Ula. Przyjmij proszę ten bukiet kwiatów, -
wyciągnął spod stołu wiązankę pięknych, czerwonych róż – jako wyraz mojej
wdzięczności – wręczył jej kwiaty i ucałował w policzki.
- Naprawdę nie ma za co mi dziękować Alex.
Zaskoczyłeś nas a Jadzia nie puściła pary z ust. Gratulujemy ci wszyscy jak tu
siedzimy i cieszymy się twoim szczęściem. – Marek również wstał od stołu z
gratulacjami. Uścisnął mu dłoń mówiąc.
- Ja również ci gratuluję. Jadzia to wspaniała
dziewczyna i tak podobna charakterem i wyglądem do mojej kochanej Uli. Życzę ci
szczęścia przyjacielu, bo chyba mogę cię tak już traktować. – W oczach Alexa
zalśniły łzy.
- Mówisz poważnie? – spytał drżącym głosem.
- Śmiertelnie poważnie. Powinniśmy wreszcie
zapomnieć o tym, co było. Obaj wyszliśmy z tej sytuacji poranieni, choć ty
pewnie w większym stopniu niż ja. Cieszę się, że wreszcie wróciłeś dawny ty, a
miłość do tej pięknej kobiety zmieni cię jeszcze bardziej – Marek objął go
ramionami, poklepał po plecach i szepnął mu do ucha – witaj z powrotem
przyjacielu.
- Dziękuję – Alex był wzruszony. Przyjmował
gratulacje od pozostałych i śmiała mu się dusza. Wreszcie ma przyjaciół i
ukochaną. Nie jest już sam. Kiedy sytuacja uspokoiła się nieco Marek wstał i
zagaił.
- Moi kochani. Wiecie dobrze, że dużymi
krokami zbliża się nasz ślub. To jeszcze niespełna dwa miesiące, ale i te miną
szybko. Oczywiście jesteście zaproszeni wszyscy, co poprzemy stosownymi
zaproszeniami. Dzisiaj jednak chciałbym spytać Sebastiana i Jadzię, czy zgodzą się
zostać naszymi świadkami.
- Ja się zgadzam – wypalił Sebastian. – To
wielki zaszczyt i nie zawiodę was.
- Dzięki Seba, a ty Jadziu? – Zarumieniła się
uroczo i powiedziała łagodnie.
- Nie spodziewałam się Marek, ale bardzo
chętnie zostanę waszym świadkiem. Dziękuję.
- To my dziękujemy wam obojgu. Mam na tę
okazję szampana, ale muszę skoczyć do samochodu. Zaraz wracam i uczcimy to tak,
jak trzeba.
Toastom
nie było końca. Impreza udała się, a Alex promieniał szczęściem raz po raz
tuląc czule Jadzię do swego boku. Przy pożegnaniu Ula szepnęła do kuzynki.
- A jednak, to była prawda. Zakochałaś się w
nim od pierwszego wejrzenia. Mam nadzieję, że będziecie szczęśliwi, bo zarówno
on jak i ty zasługujecie na szczęście. Wszystkiego dobrego Jadziu. Do jutra.
Alex objął
swoje kochanie i czule patrząc jej w oczy powiedział.
- Może zostałabyś u mnie na noc. Miejsca jest
dość. Jutro pojechalibyśmy razem do pracy.
- Ale, czy to wypada? – spojrzała na niego
niepewnie.
- Nie obawiaj się kochanie. Nie będę wykorzystywał
sytuacji. Nie będziemy spać razem. Stanie się to wtedy, kiedy ty zechcesz. Ja
nie będę cię pośpieszał.
- Dobrze. Zostanę – powiedziała cicho.
- Dziękuję.
Trzy
tygodnie minęły, jak z bicza trzasnął. Maciej odbierał uradowane i opalone
dzieciaki, a Marek wraz z Ulą przemierzali kolejny raz drogę z Nałęczowa.
- Wyglądasz świetnie tato i zdrowo. Ta kuracja
rzeczywiście dokonała cudu. Masz taką ładną cerę. Opaliłeś się – Ula nie mogła
się nadziwić.
- Czuję się świetnie. Klimat tego miejsca jest
wyjątkowy. Dużo spacerowałem i korzystałem z dodatkowych zabiegów. Wspaniałe uzdrowisko.
Gdybym miał jechać jeszcze raz, to tylko tam.
- Pojedziesz tato, już ja tego dopilnuję.
Będziesz jeździł co roku. Dzieci też dzisiaj wracają. Widzisz, jak Marek to wszystko
dokładnie zaplanował? – Cieplak poklepał swojego przyszłego zięcia po ramieniu.
- Wiem i dziękuję ci synu. Sprawiłeś mi
naprawdę wielką niespodziankę. Wprawdzie na początku opierałem się, ale więcej
nie będę. Chętnie powtórzę ten wyjazd.
Dojechali
do Rysiowa i z bagażem Józefa weszli do domu. Dzieci już przyjechały i wraz z
Maćkiem i Jadzią czekały na powrót Józefa. Przytulił ich ze łzami w oczach.
- Bardzo się za wami stęskniłem. Podobało wam
się na obozie?
- Było bardzo fajnie. Morze jest super, a
plaża jeszcze bardziej – Beatce nie zamykały się usta.
– Dobrze Betti. Opowiesz nam wszystko za
chwilę, a teraz pozwól mi odetchnąć i nacieszyć się wami wszystkimi.
- Ja zrobię kawy lub herbaty – zadeklarowała
się Jadzia. - Upiekłam też ciasto. Chodźcie do kuchni, tam opowiecie swoje
wrażenia.
Rozemocjonowany
Pshemko wpadł do sekretariatu, jak burza i wyrzucił z siebie.
- Urszulo! Musisz zaraz do mnie przyjść! –
Zatopiona w analizie dokumentów podskoczyła na krześle, jak piłka.
- Pshemko! Wystraszyłeś mnie!
- Wybacz Bella, ale to sprawa niecierpiąca
zwłoki. Musisz coś zobaczyć. Rzuć w diabły te papierzyska i chodź – złapał ją
za rękę ciągnąc w stronę pracowni. Zamknął ją na klucz, co wywołało u Uli
niepokój.
- Pshemko, nie podoba mi się to, już kiedyś
zamykałeś pracownię na klucz, kiedy byłam w środku, pamiętasz?
- Pamiętam. Tym razem chodzi o coś zupełnie
innego. Przymierzysz swoją suknię ślubną, a ja nie chcę, żeby ktoś cię w niej
zobaczył. – Odetchnęła z ulgą.
- Już gotowa? Dziękuję. Szybko się z nią
uporałeś.
- Nie jest całkowicie gotowa. Być może trzeba
będzie jeszcze coś poprawić. Wchodź za parawan i mierz. Izabelo! Przynieś
suknię. – Kiedy pojawiła się na podeście zmierzył ją zachwyconym wzrokiem.
- Matko Boska, jesteś cudna, jak Marek cię
zobaczy to padnie trupem. – Roześmiała się głośno.
- Nie wróż Pshemko. Lepiej niech zostanie
wśród żywych. To ma być ślub, nie pogrzeb.
- No dobrze. Przyjrzyjmy się – podszedł do
niej i poprawiał marszczenia.
- Jest piękna. Skąd wytrzasnąłeś ten materiał.
Jest taki delikatny i miły w dotyku. Idealny. – Mistrz uśmiechnął się
tajemniczo.
- Specjalnie postarałem się dla ciebie. On
dobrze się układa i świetnie się z niego szyje. Spójrz jak łagodnie spływa falą
na sam dół. Troszkę poprawimy zaszewki, żeby ściślej przylegał do ciała. Będzie
cudnie. Ty będziesz najpiękniejszą panną młodą. – Zarumieniła się.
- Dzięki tobie Pshemko. Gdyby nie ty, pewnie
wystąpiłabym w jakiejś kupionej w salonie sukni.
- Dlatego nie mogłem do tego dopuścić.
Przebierz się teraz i zawołaj mi tu Marka. On też musi przymierzyć swój
garnitur.
- Dobrze, zaraz go przyślę i jeszcze raz
bardzo ci dziękuję. Suknia jest zachwycająca.
Wyszła z
pracowni i mijając pomieszczenie socjalne zauważyła w nim Alexa.
- Cześć Alex.
- Ula! Właśnie wybierałem się do ciebie. Mam
prośbę, ale chodźmy może do bufetu. Nie chcę mówić o tym tutaj, bo co chwilę
ktoś tu wchodzi. Tam usiądziemy i spokojnie powiem, w czym rzecz.
- Dobrze, chodźmy.
Usiedli
przy najdalej ustawionym od drzwi stoliku.
- No to mów.
- Dobra. Nie będę owijał w bawełnę. Wiesz jak
bardzo kocham Jadzię. Chciałbym się jej oświadczyć, ale nie mam pomysłu na
pierścionek. Pomożesz? Mogłabyś ze mną pójść do jubilera? Proszę – spojrzał na
nią błagalnie.
- Alex, jesteś tego pewien? Jesteście ze sobą
dopiero półtora miesiąca. Wolałabym, żebyś się dobrze zastanowił, zanim zrobisz
kolejny krok. Nie chcę, żebyś znowu cierpiał.
- Ula, ja to wszystko przemyślałem. Nie chcę
czekać ani chwili dłużej. Kocham ją całym sercem i to się nie zmieni. Ona też
mnie kocha. Jest zupełnie inna niż tamta kobieta a i ja jestem już inny, niż
wtedy.
- No dobrze. To kiedy chcesz jechać po ten
pierścionek?
- Choćby zaraz. – Roześmiała się na cały głos.
- Nie poznaję cię Alex. Jesteś w gorącej
wodzie kąpany, ale nie ukrywam, że i taki mi się podobasz. Zmieniłeś się bardzo
i takiego cię lubię. Dobrze. Powiem tylko Markowi, że Pshemko czeka na niego z
przymiarką i możemy iść.
- Dziękuję Ula. Pójdę tylko po teczkę i
przyjdę po ciebie.
Weszli do
klimatyzowanego wnętrza salonu jubilerskiego i podeszli do gablot.
- Przede wszystkim Alex Jadzia, to skromna
dziewczyna. Nie lubi obwieszać się żadnymi ozdobami, zresztą pod tym względem
jesteśmy do siebie podobne. Pierścionek musi być więc skromny. Ładny, ale
skromny. Spójrz na mój – podsunęła mu dłoń. – Marek wybierał go sam, ale on
znał mnie bardzo dobrze i wiedział, że wielki, ciężki pierścień nie będzie do
mnie pasował. Do Jadzi też nie. Szukamy czegoś w tym stylu jak mój zaręczynowy
pierścionek.
- Widzisz, jak to dobrze, że poprosiłem cię o
pomoc? Sam nie potrafiłbym wybrać. Popatrzmy, co tu mamy – pochylili się nad
gablotami oglądając te precjoza.
- Spójrz Ula na ten – pokazał palcem. – Podoba
mi się. Nie jest za duży i oczko też ma ładne. Przypomina jej oczy. –
Przyjrzała się dokładnie i uśmiechnęła.
- Naprawdę jest śliczny i na pewno jej się
spodoba. Masz dobre oko mój drogi.
Poprosił
ekspedientkę, by wyjęła pierścionek z gabloty. Teraz mogli się przyjrzeć mu
dokładnie.
- Bardzo ładny. Podobają mi się te misterne
zdobienia wokół oczka. Biorę go Ula i mnie się podoba.
Weszła do
gabinetu Marka i rzuciła się na kanapę.
- Mam dość. Jest gorąco. Nawet myśleć się nie
chce w tym upale. – Uśmiechnął się do niej radośnie i przysiadł obok.
- Gdzie ty byłaś skarbie? Powiedziałaś tylko,
że wychodzisz. – Spojrzała na niego odwzajemniając uśmiech.
- Nie uwierzysz.
- Ale, w co?
- Alex poprosił mnie, żebym pojechała z nim do
jubilera. Chce się oświadczyć Jadzi. Pomagałam mu wybrać pierścionek.
- Żartujesz?
- Ani trochę. Mówiłam mu, żeby się zastanowił,
bo są ze sobą zbyt krótko, ale on jest zdecydowany. Powiedział, że bardzo ją
kocha i ona jego też. Jest pewien swoich uczuć i chce to zrobić.
- Ula. Skoro on tak mówi, to na pewno tak
jest. Znam go. On nie rzuca słów na wiatr. Jadzia też tego nie robi i bardzo
poważnie traktuje ten związek – przytulił ją do siebie i ucałował jej policzek.
- Szykuje nam się kolejne wesele kochanie. Potem pewnie Sebastian, albo Maciek.
Wyobrażasz sobie ile urodzi się z tego Febo – Dobrzańskich dzieci? – roześmiał
się serdecznie na samą myśl. - Chcemy mieć dzieci, prawda? – spojrzał na nią
niepewnie.
- Bardzo chcemy. Jak byłam po raz pierwszy u
twoich rodziców, oglądałam twoje zdjęcia z dzieciństwa, pamiętasz? – Pokiwał
głową. – Jak zobaczyłam tego ślicznego chłopczyka z burzą czarnych włosów,
dużymi oczami i dołeczkami w policzkach, pomyślałam wtedy, że jeśli
kiedykolwiek mielibyśmy syna, to chciałabym, żeby tak właśnie wyglądał. –
Przyciągnął ją i pocałował czule.
- A ja chciałbym mieć córeczkę o ślicznych
chabrowych oczkach, pełnych ustach i piegach na nosku. Tak samo cudowną, jak
jej mamusia.
- Kto wie kochany, może marzenia się spełnią i
będziemy mieć dwójkę pięknych dzieci. – Uśmiechnął się figlarnie.
- W takim razie skarbie ja od dziś zaczynam
nad tym usilnie pracować. – Znowu poczuła, że się rumieni.
- A ty, jak zwykle tylko o jednym…
- Nic na to nie poradzę – rozłożył bezradnie
ręce. – Kocham cię jak wariat.
Alexander
Febo przemierzał swój gabinet w tę i z powrotem mrucząc pod nosem. – Myśl
chłopie. Myśl. – Od kilkudziesięciu minut starał się wymyślić scenariusz
swoich oświadczyn. Nie chciał tego robić w jakiejś restauracji. Tam nie byłoby
zbyt intymnie. W domu też odpada. Za mało romantyczna sceneria. W pierwszym odruchu
chciał popędzić do Uli i ją prosić o radę, ale powstrzymał się. - Za chwilę zacznie mnie niańczyć. Przecież
jestem dorosłym facetem – nagle stanął jak wmurowany. Olśniło go. – Łazienki! To tam przecież wyznaliśmy sobie
miłość! To musi odbyć się tam, nigdzie indziej! – podekscytowany wybiegł z
gabinetu i stanął w drzwiach. - Jadziu pozwól do mnie na chwilę. – Wstała od
biurka i weszła za nim do środka.
- Kochanie, taki ładny dzień dzisiaj.
Chciałbym zabrać cię po pracy na dobry obiad a potem może pospacerowalibyśmy w
Łazienkach. Po południu będzie już chłodniej i upał nie będzie doskwierał.
Wieczorem odwiózłbym cię do Rysiowa.
Uśmiechnęła
się do niego łagodnie.
- To wspaniały pomysł. Zadzwonię tylko do
wujka, że wrócę później. Nie chcę, żeby się niepokoił. – pogładził czule jej
policzek.
- Dziękuję. To będzie wspaniałe popołudnie.
Po
doskonałym posiłku w ekskluzywnej restauracji podjechał pod bramę parku.
Szarmancko otworzył jej drzwi i podał dłoń. Zgrabnie wyskoczyła z wnętrza auta.
Objął ją i powiódł po parkowych alejkach. Kiedy doszli do Świątyni Sybilli
zatrzymał się. Chwycił ją za obie dłonie i ucałował je.
- Jadziu. Wiesz, że kocham cię bardzo i tylko
z tobą pragnę dzielić moje dalsze życie – uklęknął przed nią wyjmując z
kieszeni małe aksamitne pudełeczko. – Czy i ty czujesz podobnie? Czy zgodzisz
się zostać moją żoną? – wpatrywał się w jej ogromne ze zdziwienia oczy, w
których gromadziły się łzy. Nie powstrzymała ich i popłynęły jej po policzkach.
- Alex, to najpiękniejszy dzień w moim życiu –
powiedziała drżącym od płaczu głosem. – Kocham cię, jak nikogo na świecie i nie
wyobrażam sobie nikogo innego u mego boku. Zostanę twoją żoną.
Porwał ją
na ręce i całował jej twarz. – Kocham cię Jadziu, kocham, kocham – śmiał się i
płakał na przemian. Postawił ją i przytulił mocno. - Jestem najszczęśliwszym
człowiekiem, jakiego nosi ta ziemia. Dziękuję ci kochanie – wsunął jej na palec
pierścionek.
- Jest śliczny. Bardzo mi się podoba. Dziękuję
Alex. – Szczęśliwy objął ją i poszli w stronę wyjścia. Czuł się dziwnie lekko.
To był kolejny przełom w jego życiu. Pokochał tę cudną kobietę, a ona
odwzajemniła jego miłość. Teraz zgodziła się zostać jego żoną. Koniecznie musi
zadzwonić do Pauliny i podzielić się z nią tą radosną nowiną.
Podwiózł
ją pod bramę i długo nie potrafił wypuścić jej z ramion. Pogłaskała go po
policzku.
- Pójdę już kochany. Powinnam powiedzieć o tym
szczęśliwym dniu wujkowi. Do rodziców też muszę zadzwonić. Myślę, że powinniśmy
wybrać się w któryś z najbliższych weekendów do Elbląga. Rodzice powinni poznać
swojego przyszłego zięcia, nie uważasz?
- Pojedziemy słoneczko. Nawet w tę sobotę,
jeśli chcesz. Ja też chcę poznać moich teściów. Mam nadzieję, że nie będziemy
zwlekać ze ślubem. Co myślisz o grudniowych świętach?
- To bardzo dobry czas kochanie. Ja nie mam
nic przeciwko temu. Będzie tak, jak sobie wymarzyłeś. – Ostatni raz przylgnął
do jej ust.
- Dobranoc maleńka, śpij dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz