Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 sierpnia 2016

"ODCZAROWAĆ LOS" - rozdział 6

ROZDZIAŁ 6


Piątego lipca rano odwiozła siostrę na miejsce zbiórki i pożegnała ją. Miała już wsiadać do samochodu kiedy usłyszała dźwięk swojej komórki. Spojrzała na wyświetlacz i uśmiechnęła się.
 - Witaj Mateusz, jak obrona?
 - No ja właśnie w tej sprawie. Poszło gładko i już jestem świeżo upieczonym inżynierem. Bardzo chciałbym uczcić ten doniosły fakt najchętniej z tobą. Jest taka możliwość?
 - Myślę, że nawet bardzo realna. Właśnie pożegnałam Luśkę, która wyjechała na kolonie. Teraz wracam do pierogarni, ale o czternastej trzydzieści będę już wolna, więc jeśli chcesz…
 - Bardzo chcę. Podjadę po ciebie. Do zobaczenia.
No to dzisiaj kroiła jej się pierwsza randka. Rozłączyła połączenie i zasiadła za kierownicą. Sobota zawsze była trochę luźniejsza, bo w tym dniu odpadały dostawy do zakładów pracy, ale były wakacje i drzwi pierogarni i tak się nie zamykały. Jedni wchodzili, drudzy wychodzili i tak do samej czternastej.
Zamknęła punktualnie. Chciała jeszcze wziąć szybki prysznic i przebrać się w świeże ciuchy. Postawiła na cienką, przewiewną sukienkę na ramiączkach. Rozpuściła włosy. Były długie i sięgały do połowy pośladków. Postanowiła ich nie spinać. Nacisnęła tylko plastikową opaskę na głowę, żeby nie wchodziły jej do oczu. Zerknęła na zegarek. Już czas. Zbiegła ze schodów. Mateusz już czekał. Był bardzo punktualny. Wsunęła się do wnętrza samochodu.
 - Moje gratulacje. Cieszę się, że masz to już za sobą.
 - A tobie jak poszło?
 - Zdałam wszystko w zerówkach. Dzięki temu mam więcej wolnego. To dokąd jedziemy?
 - Niedaleko. Na dobrą sprawę mógłbym zostawić tu samochód, bo zamówiłem stolik w „Mercato”. To restauracja przy Targu Rybnym o rzut beretem stąd. Po obiedzie moglibyśmy pójść na spacer wzdłuż Motławy.
 - W takim razie chodźmy. Ja też chętnie przewietrzę głowę.
Wysiedli z samochodu i wolnym krokiem ruszyli w stronę restauracji.
Nie miała pojęcia, że restauracja będzie z gatunku tych ekskluzywnych. Obiad musiał kosztować tu majątek. Weszła do środka i zatrzymała się na progu omiatając wzrokiem wnętrze.
 - To chyba nie jest dobry pomysł Mateusz, żebyśmy tutaj jedli. Na pewno ceny mają jak z kosmosu.
 - Ale ja nie mam zamiaru oszczędzać. Mam ochotę zjeść smaczny obiad w najlepszym dla mnie towarzystwie – ujął jej łokieć. – No chodź. Należy nam się. Mnie za obronę, tobie za zdane w zerówkach egzaminy.
Podszedł do nich kierownik sali z pytaniem, czy mają zarezerwowany stolik.
 - Jak najbardziej. Na nazwisko Madejski. Proszę sprawdzić.
Mężczyzna przebiegł wzrokiem po liście gości.
 - Zgadza się. Proszę za mną – poprowadził ich do stolika. Mateusz szarmancko odsunął Ludce krzesło, a kierownik sali podał im menu. – Na przystawkę polecam mule. Są bardzo świeże i pyszne.





 - W takim razie poprosimy.
 - Czy podać do tego wino?
 - Dziękuję. Jestem abstynentem, chyba że ty chcesz Ludka.
 - Nie, nie – odmówiła pośpiesznie. – Nie lubię alkoholu. Wystarczy woda mineralna z cytryną.
Mężczyzna przekazał zamówienie kelnerowi, a oni zagłębili się w treść menu.
 - Na co masz ochotę? Ja wziąłbym ten chłodnik litewski a na drugie danie może pieczeń z kluskami i surówką.
 - Brzmi pysznie. W takim razie poproszę o to samo. Nie wiedziałam, że nie pijesz alkoholu. Masz za to u mnie duży plus.
Mateusz roześmiał się.
 - Nie jestem materiałem na alkoholika. Nawet piwa nie toleruję. Po prostu nie lubię i już.
 - Ja przyswajam tylko szampana i to w niewielkiej ilości i okazjonalnie. - Przyniesiono mule. Ludka trochę z niepokojem przyglądała się małżom. – Wstyd się przyznać, ale ja jeszcze nigdy nie jadłam skorupiaków.
 - Nie rozczarują cię. Są naprawdę pyszne. Spróbuj.
Rzeczywiście posmakowały jej. Zjadła co do jednego i wytarła usta.
 - Bardzo smaczne. Pycha.
Z podobnym smakiem pochłaniali chłodnik i pieczeń z kluskami obficie polanymi gęstym, aromatycznym sosem.
 - Już nic więcej nie wcisnę. Objadłam się jak bąk. Tak naprawdę to jem niewiele i tylko wtedy jak wykroję trochę czasu.
 - Obżarstwo raz na ruski rok ci nie zaszkodzi. Jesteś szczupła i możesz wcinać bezkarnie. Inne dziewczyny mogą ci tylko pozazdrościć figury.
 - To prawda. Mam ciasną skórę i ciężko mi przytyć.
Najedzeni do granic możliwości wyszli z restauracji i ruszyli na spacer wzdłuż rzeki. Minęli tłumy turystów czekających na swoją kolejkę do tramwajów wodnych. Im dalej tym było mniej gwarnie. Doszli aż do Żurawia Gdańskiego i tam przystanęli opierając się o barierki oddzielające nabrzeże od rzeki.




 - Lubię tak przystanąć i pogapić się na wodę – Ludka wystawiła twarz do słońca a Mateusz przyglądał jej się z przyjemnością. Spodobała mu się od samego początku, od momentu jak tylko przekroczył po raz pierwszy próg pierogarni. Nawet wtedy wyglądała ślicznie, gdy spocona i rozgrzana stawiała ciężkie garnki na piecu, lub wałkowała ciasto. Stała się jego uzależnieniem. Pragnął niezmiennie patrzeć na nią. I tak się hamował, żeby nie przychodzić do pierogarni każdego dnia i aż dziwne, że te zamawiane pierogi nie wyszły mu jeszcze bokiem. Jadł je przecież co najmniej trzy lub cztery razy w tygodniu.
 - Mam wielką ochotę pobyczyć się jutro i tak obrzydliwie poleniuchować nie przejmując się niczym i nie myśląc o niczym – Ludka odwróciła twarz od słońca i spojrzała na Mateusza. – Najchętniej wybrałabym się na plażę i przeleżała na niej plackiem do wieczora. Byłbyś chętny do towarzystwa? Marzy mi się od dawna taki dzień bez trosk i kłopotów.
 - Jestem za. W takim razie na jutro ręczniki i stroje do opalania. Perspektywa bardzo nęcąca. Pojedziemy do Jelitkowa. Znam tam miejsce, gdzie turystów niewielu chyba z powodu cumujących tam kutrów rybackich. Mnie jednak one w niczym nie przeszkadzają, a wręcz przeciwnie, zapewniają odrobinę intymności.





Zrobimy sobie taki mały piknik. Ja zapewnię prowiant, bo przez cały dzień na pewno zgłodniejemy. A teraz chodźmy na kawę. Alkoholu mogę sobie odmówić, ale dobrego, mocnego espresso nigdy.
Usiedli na zewnątrz pod wielkim parasolem przy jednej z knajpek i zamówili po kawie i kawałku tortu czekoladowego.

Następnego dnia rano Mateusz podjechał pod dom i dał sygnał komórką, że już jest. Ludka w krótkich, jeansowych spodenkach i w sportowej koszulce wyglądała zjawiskowo. Dopiero teraz mógł podziwiać w całej okazałości jej smukłe, zgrabne nogi. Wskoczyła do samochodu i przywitała się z nim. Ruszył natychmiast. Widział jak jest podekscytowana perspektywą leniuchowania na ciepłym piasku.
Zaparkował na niewielkim, leśnym parkingu i wyciągnął z bagażnika koc i kosz z prowiantem.
 - Musimy przejść tylko kawałeczek i wyjdziemy wprost na plażę. Zresztą widać ją tam między drzewami. Są też kutry.
Faktycznie nie przeszli więcej jak pięćdziesiąt metrów i przed ich oczami rozciągnęła się urokliwa plaża, na brzegu której stało kilka kutrów. Między nimi rozwieszone były girlandy z suszących się sieci. Mateusz podszedł do jednego z nich i rozciągnął przy nim koc.
 - Tu będzie idealnie. Słońce operuje jak złoto, a burta kutra chroni nas przed wiatrem. Najważniejsze, że plażowiczów niewielu. Cisza i spokój.
Ludka wyjęła z torebki krem z filtrem. Miała dość bladą cerę i intensywne promienie słońca mogły ją łatwo spalić. Ściągnęła spodenki i bluzeczkę zostając w kostiumie kąpielowym. Mateusz obrzucił ją zachłannym spojrzeniem z góry do dołu.
 - Ależ jesteś piękna…
Jej policzki zarumieniły się wstydliwie.
 - Nie przesadzaj. Jestem całkiem zwyczajna i nie wpędzaj mnie w zakłopotanie takimi komplementami. Nie nawykłam do nich i czuję się niezręcznie. – Wycisnęła nieco kremu na dłoń i dokładnie rozprowadziła go po ciele. Ułożyła się wygodnie na kocu i westchnęła.
 - Ale mi tu dobrze. Idealnie. Nie kładziesz się?
Ułożył się obok obserwując jej ładny profil. Póki co nie dostrzegał w niej żadnych wad. Niewiele wiedział o jej poprzednim życiu. Nie miał pojęcia skąd przyjechała do Gdańska. Generalnie ona niewiele mówiła na ten temat. Prawie nic. Intrygowała go. Była młoda, ale mentalnie dorównywała trzydziestolatkom. Była też zaradna, niezwykle pracowita i ambitna. Zadziwiająca dziewczyna. Coraz bardziej go pociągała.
 - Ludka, mogę cię o coś zapytać?
 - Pewnie – mruknęła nie otwierając oczu.
 - Jak znalazłyście się w Gdańsku? Skąd przyjechałyście?
 - Z Katowic.
 - To drugi koniec Polski? A wasi rodzice?
 - Nie żyją.
 - Przepraszam…, nie wiedziałem…
 - Nic nie szkodzi.
 - Podziwiam cię, wiesz? Rzuciłaś się na głęboką wodę i nie utonęłaś. Dałaś radę. To zadziwiające. Jesteś silną kobietą mimo drobnej postury.
 - Wiesz, jak jest się zdesperowanym, to wszystko jest możliwe, bo walczysz o przeżycie a przede wszystkim o godne życie. Gdybym była sama, być może nie walczyłabym o siebie tak mocno, ale jest Luśka, a jej należy się wszystko, co najlepsze w życiu. Zbyt wiele obie przeszłyśmy i doświadczyłyśmy wiele złego. Ja zrobię wszystko, żeby zapewnić jej szczęśliwe dzieciństwo. Wszystko.
 - Nie powiesz mi, co się takiego wydarzyło tam na Śląsku?
 - Nie gniewaj się. Może kiedyś. Na razie to zbyt bolesne i nie chcę o tym rozmawiać. Mam nadzieję, że rozumiesz…
 - Rozumiem i uszanuję to. Może kiedyś zaufasz mi na tyle, że opowiesz mi swoją historię.
 - Może…
Po dwóch godzinach leżenia miała dość. Słońce prażyło niemiłosiernie. Otworzyła oczy i przysłoniła je dłonią usiłując zlokalizować Mateusza. Siedział oparty o burtę kutra w cieniu i przyglądał się jej.
 - Chyba pójdę się trochę ochłodzić – wstała z koca. – Już nie wyrabiam. Cała się lepię.
 - Nie masz ochoty popływać?
 - Nie umiem pływać. Pochodzę sobie tylko po wodzie i zamoczę nogi.
 - W takim razie chodźmy na spacer. Będzie nam trochę chłodniej.
Ludka delikatnie popryskała się wodą. Morze było spokojne a woda ciepła.
 - Trochę liznęło cię słońce. Masz czerwoną skórę. Powinnaś jeszcze mocniej nasmarować, żeby nie dostać pęcherzy.
 - Za to ty wyglądasz jak czekoladka, a przecież siedziałeś w cieniu.
 - Mam ciemną karnację. Wystarczy trochę słońca i już jestem brązowy.
 - Zazdroszczę ci. Ja opalam się na czerwono i niemal natychmiast schodzi mi skóra. Nawet nie zdąży zbrązowieć.

Ten dzień upłynął im faktycznie na słodkim lenistwie. Po południu Mateusz odwiózł Ludkę do domu umawiając się z nią na następny dzień.
 - Będę o ósmej rano i rozwiozę towar. Dasz mi tylko adresy firm. Będzie dobrze – uniósł do ust jej dłoń i pocałował. – Dziękuję za wczoraj i za dzisiaj. Było wspaniale i mam nadzieję, że szybko to powtórzymy. Do jutra.
Patrzyła jeszcze jak odjeżdża i po chwili weszła do sieni natykając się na Wandę.
 - Cześć. Chyba byłaś na randce z tym przystojniakiem. Fajny jest.
 - No fajny. Dobrze się z nim rozmawia. Wczoraj uczciliśmy jego obronę pracy, a dzisiaj pojechaliśmy poleniuchować na plażę w Jelitkowie. Potrzebowałam takiego oddechu. Poza tym zaproponował mi pomoc, bo ma teraz już wakacje i musi odreagować studia. Od jutra to on będzie rozwoził pierogi. Odciąży mnie trochę.
 - Serio? To wspaniale. Porządny gość.
 - Idę na górę. Muszę się obmyć z piachu. Trzymaj się.


Następnego dnia Mateusz pojawił się punktualnie. Ludka wręczyła mu adresy, które wprowadził go GPS-a. Do bagażnika i na tylne siedzenie wpakowali pudełka wypełnione pierogami.
 - Tu masz rozpiskę, ile dla jakiej firmy. Poradzisz sobie, tak?
 - Nie martw się. Wszystko zrozumiałem. Na razie.
Wróciła do środka i zabrała się za lepienie pierogów. Goście przychodzili od rana. Czasem ustawiali się w kolejce przed pierogarnią. Dziewczyny nie narzekały na brak pracy. W pewnym momencie do lady podeszli dwaj mężczyźni.
 - Która z pań to Ludmiła Szulc? – zapytał młodszy. Ludka odwróciła się od blatu roboczego i podeszła do mężczyzn.
 - To ja. O co chodzi?
Starszy wyjął dyskretnie policyjny identyfikator.
 - Jesteśmy z policji. Chcielibyśmy zamienić z panią kilka słów. Najlepiej w jakimś spokojnym miejscu. Nie chcemy robić zamieszania.
Była przerażona. Nie miała pojęcia, co od niej może chcieć policja. Opanowała się jednak, chociaż jej zdenerwowanie zdradzało drżenie rąk.
 - Oczywiście. Najlepiej będzie u mnie w mieszkaniu. Mieszkam na górze - wytarła dłonie z mąki – Wandziu, ja muszę na chwilkę wyjść. Zastąp mnie proszę na pół godzinki. Jak wróci Mateusz, niech zaczeka.
 - W porządku, idź.
Przez zaplecze wyprowadziła mężczyzn na klatkę schodową.
 - To na trzecim piętrze. Pójdę przodem.
W mieszkaniu wskazała im dwa fotele i sama usiadła na wersalce.
 - Naprawdę nie wiem, co przeskrobałam, że interesuje się mną policja – powiedziała z napięciem w głosie.
 - Niech się pani nie denerwuje, bo nic złego pani nie zrobiła. My przyszliśmy wyjaśnić tylko kilka spraw. Szukaliśmy pani przez kilka długich miesięcy.
 - Ale dlaczego…?
 - Wie pani, że pani rodzice nie żyją?
 - Dla mnie oni umarli już dawno temu. Byłam jeszcze dzieckiem.
 - Oni nie żyją naprawdę. Zginęli w pożarze kamienicy, który prawdopodobnie sami wywołali. Oprócz nich spłonęło w tym mieszkaniu pięć innych osób. Mężczyzn. Kamienica ma zostać wyburzona, bo nie spełniała już norm budowlanych. My nie wiedzielibyśmy ani o pani istnieniu, ani o istnieniu pani siostry, gdyby nie rodzice pani matki. To oni zasygnalizowali, że w mieszkaniu powinno być dwoje dzieci, a ich ciał przecież nie znaleziono.
 - To ciekawe, co pan mówi zważywszy, że nasi dziadkowie nigdy nie interesowali się nami. Są alkoholikami takimi samymi jakimi byli moi rodzice. Nikogo z dorosłych nie obchodził nasz los. Nigdy. Tylko sobie zawdzięczam, że ukończyłam szkołę średnią i nie pozwoliłam zmarnować mojej siostry. Ja po prostu uciekłam z tego domu razem z nią. Uciekłam ponad dwa lata temu jak tylko osiągnęłam pełnoletność. Uciekłam jak najdalej stamtąd. Miałam po dziurki w nosie wiecznego chlania, burd, libacji, poszturchiwania i podłego traktowania. Oni nigdy nie powinni mieć dzieci, bo od nich ważniejsza była wódka. Ona zawsze stała na pierwszym miejscu. Nawet mi ich nie żal, bo zasłużyli sobie na taki los. Pracowali w pocie czoła na taki koniec.   

6 komentarzy:

  1. Witaj Małgosiu,
    nie ma, to jak nasza bardzo sprawna i operatywna Policja:) Trochę im zeszło, ale w końcu znaleźli Ludkę i Lusię, tylko po co!? Czyżby tylko po to aby je poinformować o tragicznej śmierci rodziców? I jak królik z kapelusza pojawili się dziadkowie!? Po dwóch latach przypomnieli sobie o dziewczynach!? Co za troska i co za pamięć w tym amoku pijackim! Rychło w czas przypomnieli sobie o dzieciach!? Coś mi się zdaje, że te dwa zdarzenia nie wróżą dla dziewczyn nic dobrego?! Obym się myliła:) Ludka już tak dużo zrobiła aby zapomnieć i odciąć siebie i siostrę od tamtego życia. Mała Lusia chyba też szybko zapomniała o poprzednim życiu, a teraz co, znowu będą się zmagały z przeszłością? Jak tylko "dziadkowie" dowiedzą się, że wnuczkom dobrze się wiedzie, to dziewczyny się od nich nie uwolnią!? Oj chyba przyda się im jakiś adwokat? Dobra, nie będę snuła czarnowidztwa! Przecież Ty jesteś miłościwa i nie pozwolisz skrzywdzić dziewczyn:) Teraz parę słów o Mateuszu. On jest niesamowicie taktowny i bardzo ufny:) Pomimo, że tak naprawdę nie wie co się wydarzyło na Śląsku, wierzy Ludce i nie naciska na nią aby wszystko mu opowiedziała. A słowa Ludki mówiące, że zbyt wiele tam przeszły i zbyt wiele doświadczyły naprawdę mogą wzbudzić niepokój. A teraz jeszcze Policja? Mam tylko nadzieję, że Mateusz nie zrazi się do Ludki? Tak fajnie się dogadują i potrafią miło spędzać czas. Są na początku znajomości i nie są im potrzebne żadne problemy i niedomówienia. Bardzo dziękuję za dzisiaj i z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek:) Serdecznie pozdrawiam i przesyłam mnóstwo cieplutkich uścisków:)
    Gaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gaju
      Ja tak bardzo nie obwiniałabym policji, bo miała utrudnione zadanie. Nikt nie wiedział co stało się z dziewczynami a ciągle pijani dziadkowie dopiero w chwili otrzeźwienia przypomnieli sobie o nich. Wbrew pozorom spotkanie Ludki z gdańskimi policjantami ma pozytywny wydźwięk, bo oni uświadomią jej coś bardzo ważnego. Coś, co powinna była załatwić już na samym początku a właściwie jak tylko osiągnęła pełnoletność.
      Co do dziadków, to niepotrzebne obawy. Oni przecież nigdy nie interesowali się wnuczkami i teraz nawet gdyby poznali miejsce ich pobytu, to tez niewiele ich to obejdzie. Wódka zrobiła z nich prawdziwych degeneratów i tylko ona się w ich życiu liczy. Adwokat na pewno nie będzie miał tu nic do roboty.
      A Mateusz jest bardzo wyrozumiałym człowiekiem, który wie, że są sprawy na tyle delikatne i być może dla Ludki krępujące, że nie wymusza na niej zwierzeń słusznie domniemywając, że w końcu sama mu powie.
      Więcej światła na to co napisałam rzuci kolejna część.
      Za komentarz wielkie podziękowania. Życzę Ci dużo odpoczynku podczas weekendu i ślę moc uścisków. :)

      Usuń
  2. Dwie godziny na słońcu? Podziwiam i współczuję.Ja nawet 15 minut nie wytrzymam. Rozumiem, że siostry akcentu śląskiego nie mają, skoro to ich nie zdradziło. Moja rodzina, śląską gwarą jedzie równo.
    Mateusz na razie bardzo przyjazny, chociaż większe zainteresowanie już okazał a Ludce chyba spodobało się to. Może teraz, gdy dowiedziała się o rodzicach to powie mu prawdę. Może nawet nakłoni ją aby pojechała na ich grób. Coś mi się wydaje, że to nie koniec sprawy pożaru, będzie ta sprawa się ciągła a chłopak będzie pomocny.
    Pozdrawiam miło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. RanczUla
      Ze słońcem mam tak samo, ale znam osoby, które potrafią leżeć plackiem przez kilka godzin.
      Co do gwary śląskiej to dziewczyny jej nie używają, ale akcent zawsze pozostaje. Zeby było śmieszniej to powiem, że w Gdańsku też nie mówią czystą polszczyzną i też mają naleciałości i to nawet dość podobne do gwary śląskiej. Gdańsk był kiedyś niemiecki, a Śląsk pod m.in. pruskim zaborem. Ja mieszkam tu całe wieki i też mam akcent inny niż np. w środkowej Polsce, ale gwarą nie mówię, choć doskonale ją rozumiem. Mało jest już rdzennych Ślązaków, którzy się nią posługują.
      A wracając do rozdziału, to prawda o rodzicach Ludki w końcu wyjdzie na jaw, ale nie będzie mowy o żadnym odwiedzaniu grobu. Nawet gdyby padła taka propozycja, Ludka nie pojechałaby, bo oni już dawno przestali dla niej istnieć a ich obecność w jej życiu jest już bez znaczenia.
      Bardzo dziękuję, że mimo późnej pory miałaś siłę, żeby dodać komentarz. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę udanego weekendu. :)

      Usuń
  3. Siostry mają nowe życie i nie chcą wracać do bolesnej przeszłości.Nagle pojawili się dziadkowie ,którzy przypomnieli sobie o ich istnieniu. Stanowczo za późno. Ludka i Lusia doskonale radzą sobie bez nich.Dodatkowo myślę ,że ta starsza znajdzie wsparcie w Mateuszu i on będzie taką przyjazną duszą i będą razem szczęśliwi. Jednak mam nadzieje ,że dziadkowie nie namieszają w ich życiu. Nie zdziwiły mnie słowa Ludmiły ,bo tak naprawdę rodzice nigdy nie interesowali się nią ani siostrą.Nie zapewnili jej bezpieczeństwa . Niczego nie nauczyli. W domu zamiast miłości ,ciepłego posiłku ,zrozumienia ,rozmów były libacje alkoholowe . Brud ,smród i ubóstwo. Dla nich najważniejsza była wódka. Dla niej zrobili by wszystko i dla paczki papierosów ,a dzieci patrząc na to cierpiały i marzyły aby uciec z tego okropnego miejsca jak najdalej. Byle zapomnieć o koszmarze ,nędzy i strachu . Na szczęście Ludka ma to za sobą więc pojawienie się krewnych jej tylko o tym przypomniała , a ona przecież prawie zapomniała. nauczyła się żyć od nowa.Jestem ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej. Jej relacje z Mateuszem również. Wiem ,że u ciebie zawsze można liczyć na happy end a nie sad end ,ale tu te postacie wyjątkowo zasługują na szczęśliwy koniec.I cieszę się ,że do tego jeszcze trochę ,bo będę miała co czytać =D. Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Justyna

      Dziadkowie pojawili się całkiem przypadkowo, ale ich pojawienie się nie oznacza, że zdobędą adres dziewczyn i będą je nękać o pieniądze na alkohol. Nic z tych rzeczy. Mimo ich pijaństwa w końcu ustalono, że podczas pożaru dzieci nie było w domu, ale należało je odszukać i takie właśnie było zadanie policji.
      Happy end obowiązkowy, inaczej nie może być.
      Wielkie podziękowania za komentarza. Najserdeczniej Cię pozdrawiam. :)

      Usuń