Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 27 kwietnia 2023

"GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA..." - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

 

Pakował się w pośpiechu. Miał dość towarzystwa swojej byłej narzeczonej i lodowatej atmosfery tego domu. Trochę tego było. Dwie ogromne walizy pękały w szwach, a oprócz tego kilka wyjściowych, eleganckich garniturów zapakowanych w pokrowce. W foliowy wór wsadził nową kołdrę i poduszkę, a także kilka zmian pościeli. W ślad za nimi powędrowały ręczniki, dwa koce i ściereczki do naczyń. Nie zamierzał zostawiać nic, co mogłoby się przydać Paulinie.

Kilka razy obracał do samochodu, bo rzeczy było sporo. Nawet kuchnię wyczyścił z garnków, sztućców i oryginalnie zapakowanej, nie używanej dotąd, zastawy stołowej. Ostatni raz zbiegł ze schodów i zatrzymał się przy stoliku okolicznościowym. Wyjął z kieszeni klucze i rzucił je bezceremonialnie na szklany blat.

 


 - Życzę ci wszystkiego co najgorsze. Obyś nigdy w życiu nie zaznała szczęścia podła żmijo i zestarzała się w zapomnieniu, i samotności. Żegnam.

 

Uruchomił samochód i zapiął pasy. Wyjechał za bramę zatrzymując się jednak po kilkudziesięciu metrach. Wyciągnąwszy telefon wybrał numer Uli.

 - Przepraszam kochanie, że dzwonię tak późno, – usprawiedliwił się słysząc jej łagodny głos – ale sporo się wydarzyło i trzeba zmienić jutrzejsze plany. Właśnie spakowałem wszystkie swoje rzeczy i wyprowadziłem się od Pauliny. Udało mi się wynająć niewielkie mieszkanie na Polnej naprzeciwko parku imienia Trzcińskiego i chciałbym cię tam jutro zabrać. Pomogłabyś mi to ogarnąć. Rano podjadę do firmy i od Seby wezmę nasze świadectwa pracy, a potem ruszę prosto do Rysiowa.

 - Cieszę się, że ci się udało z mieszkaniem. Czekam jutro na ciebie. Dobrej nocy, kochany.

 

Z ciekawością rozglądała się po tym małym mieszkanku.

 - Mnie byłoby tutaj jak w raju, ale ty będziesz się musiał przyzwyczaić do tej ciasnoty, bo nie przywykłeś do takiej małej przestrzeni. Nie jest jednak tak źle. Zacznijmy wypakowywać rzeczy.

Praca szła im sprawnie i szybko. Potem Marek zaparzył mocną kawę i oboje zasiedli do laptopa, żeby przejrzeć jakieś ogłoszenia o pracy. O szesnastej usłyszeli dzwonek do drzwi. Marek podniósł się z kanapy.

 - To pewnie catering. Pójdę odebrać.

Faktycznie przywieziono jedzenie, ale tuż za człowiekiem, który je dostarczył zmaterializował się Olszański.

 - Załapię się na żarełko? – zapytał, gdy za dostawcą zamknęły się drzwi.

 - No jasne. Wchodź. Masz jakieś wieści?

 - Mam. Cześć, Ula – Sebastian wszedł do pokoju uśmiechnięty od ucha do ucha. Wyciągnął z kieszeni marynarki wizytówkę i podał ją Uli. – Proszę, to dla ciebie. Zadzwoniłem do kumpla z banku pytając, czy nie mają jakichś wakatów i oto skutek. Zadzwoń do niego i umów się już konkretnie. Są jakieś etaty w dziale nomen omen kredytów. Stawki nie są powalające, ale lepsze to niż siedzenie w domu bez żadnego dochodu – usiadł ciężko na kanapie. – Zmordowany jestem.

 


 - Dzięki, Sebastian – Ula odebrała z jego rąk wizytówkę. – Naprawdę nie spodziewałam się… Właśnie przeglądamy z Markiem ogłoszenia, ale nie ma nic interesującego. Bardzo doceniam twój gest. Zadzwonię jutro z rana.

Marek postawił na stole talerze z podgrzanym jedzeniem i usiadł obok przyjaciela.

 - Wcinajcie. A co w firmie?

 - Wrze jak w ulu. Zaraz, jak tylko się rozstaliśmy, przyjechali twoi rodzice. Znowu była wielka narada w konferencyjnej. Nie wiem o czym mówiono, ale oboje Febo wyszli z niej w świetnych nastrojach. Alex zaczął się urządzać w twoim gabinecie, a twój Ula, zajął Turek, jako pełniący obowiązki. Tępy przydupas. Liczył, że to on przejmie stanowisko dyrektora, bo Alex wielokrotnie mu to obiecywał, a tu takie rozczarowanie. Boję się, że Febo zaraz zacznie robić czystki i zwalniać ludzi, którzy mu nie odpowiadają. Boję się nie tylko o siebie, ale też o Violettę. Sądziła, że po twoim odejściu weźmie ją pod swoje skrzydła Paulina, ale tak się nie stało. Praktycznie została bez roboty i tylko patrzeć, jak wyleci. Dla niej też już szukam jakiegoś zajęcia.

 

Po dwóch tygodniach Ula rozpoczęła pracę w banku. Nie było to nic porywającego. Raczej monotonna robota przez osiem godzin. Nie narzekała jednak, bo ważny był dochód, który miał zapewnić jej rodzinie godny byt. Ojciec przestał narzekać. Wprawdzie jej zarobki nie miały być tak wysokie jak w F&D, ale najważniejsze, że miała zatrudnienie. Marek nadal go szukał, ale bez powodzenia. Czasem zniechęcony myślał, żeby zmienić branżę, ale szybko odganiał ten pomysł z głowy.

Z Ulą widywał się każdego dnia. Na razie nie pracował, więc odwoził ją po pracy do domu, żeby nie musiała cisnąć się w zatłoczonym autobusie. Czasami chodzili do kawiarni, czy na spacery do parku. Uwielbiał patrzeć na nią zwłaszcza teraz, gdy tak bardzo wypiękniała. Wreszcie pozbyła się tego szpecącego jej uśmiech aparatu i założyła soczewki, które jeszcze bardziej podkreślały błękit jej oczu.

 


Od jakiegoś czasu czuła się źle. Miewała zawroty głowy i męczyły ją mdłości, przez które nie mogła nic przełknąć. Marek martwił się o nią.

 - Powinnaś iść do lekarza. Tak bardzo zmizerniałaś ostatnio. Nie zwlekaj z tym, Ula.

Przyznała mu rację i któregoś dnia zamówiła sobie wizytę w przychodni. Zrobiono jej standardowe badania krwi i moczu, a także USG. Wyszła stamtąd ze łzami w oczach, ale to były łzy szczęścia. Była w szóstym tygodniu ciąży. Zadzwoniła do Marka.

 - Możesz podjechać do centrum? Mam ci coś ważnego do powiedzenia. Siedzę w tej małej knajpce niedaleko parku.

Szybko się zebrał. I on miał jej do zakomunikowania bardzo ważną rzecz.

 - Kto zaczyna pierwszy? – zapytał, gdy już usiadł przy stoliku.

 - To może ty…

 - No dobra… Zadzwonił dzisiaj do mnie kumpel ze studiów. Od kilku lat mieszka w Stanach. Poszczęściło mu się. Założył własną firmę i nieźle mu się powodzi. Potrzebuje jednak zmiennika i zaproponował mi tę pracę. To wielka szansa dla nas, Ula. Pobędę tam ze dwa lata i zarobię dość na nasz dom.

Wpatrywała się w niego siedząc nieruchomo i przetrawiając te rewelacje.

 - Dwa lata? – wyrzuciła z siebie drżącym głosem. – Jak ja mam żyć tu bez ciebie przez dwa lata? Nie poradzę sobie.

 - Poradzisz, Ula. Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam. Dwa lata szybko zlecą i ani się obejrzysz, a będę już z powrotem.

Kręciła uparcie głową nie zgadzając się z tym co mówił.

 - Nie poradzę sobie – wyjęła z torebki jakiś papier i podała mu go. – To jest zdjęcie z USG. Jestem w szóstym tygodniu ciąży. Te mdłości i zawroty głowy to z tego. Błagam, Marek, nie wyjeżdżaj. Nie zostawiaj mnie z tym samej – rozpłakała się na dobre. Ujął jej dłonie i przycisnął do ust.

 - Kochanie, to najlepsza wiadomość pod słońcem. Będę ojcem, czy to nie wspaniałe? Czułbym się naprawdę lepiej, gdybym mógł wam zapewnić godziwe warunki życia. Tu niczego nie znajdę. Naprawdę próbowałem i obdzwoniłem wszystko, co możliwe. Tu nie ma dla mnie pracy, a tam podają mi ją na tacy. Nie będziesz tu sama. Poproszę Sebastiana, żeby zaopiekował się tobą. Poza tym jest jeszcze twój tata. Ja was zabezpieczę Ula. Przeleję na twoje konto odpowiednie środki, żebyś mogła jakoś utrzymać siebie i maleństwo do mojego powrotu. Poza tym będę ci przysyłał co miesiąc pieniądze na życie i na potrzeby dziecka. Damy radę, Ula. Nie płacz.

 - Nie zostawiaj nas, Marek – błagała cichym głosem. – Nie teraz, gdy ma się urodzić nasze dziecko. Ja nie zniosę tej rozłąki. Nie wiem, jak tata przyjmie wiadomość o ciąży. Boję się tego, jak może zareagować. Musisz mnie wspierać, a nie wyjeżdżać na drugi koniec świata.

 - Kochanie, podchodzisz do mojego wyjazdu irracjonalnie i nieco histerycznie. Pojadę, zarobię dość pieniędzy, żeby po powrocie otworzyć swoją własną firmę i zacząć porządnie zarabiać. To naprawdę wielka szansa dla nas i druga może się już nie pojawić.

 - Nigdy nie sądziłam, że pieniądze staną się dla ciebie takie ważne. Ważniejsze ode mnie i od naszego dziecka – wstała od stolika i przetarła mokre policzki. – Bardzo się na tobie zawiodłam. - Wstał i on próbując ją zatrzymać, ale wyrwała mu się. – Mimo wszystko życzę ci szczęścia tam, za wielką wodą. – Odwróciła się i szybkim krokiem opuściła kawiarnię. On stał przez dłuższą chwilę zaskoczony jej reakcją. Nie tego się spodziewał. Sądził, że ona zrozumie, że ten wyjazd przysłuży się im obojgu i dziecku. Miał nadzieję, że ją przekona, tymczasem ona zareagowała zupełnie nie tak jak oczekiwał.

 

Przez kilka następnych dni przygotowywał się do tego wyjazdu. Znakomita część rzeczy popakowana w pudła wylądowała u Sebastiana w garażu. Kolega ze Stanów naciskał i nalegał na szybki przyjazd. Był zdecydowany. Przed samym wylotem zadzwonił do Uli. Nie odbierała jednak. Postanowił wysłać sms-a.


„Wylatuję za chwilę, kochanie. Błagam Cię nie gniewaj się na mnie. Kocham Cię i zawsze będę Cię kochał. Zaufaj mi trochę, bo przecież robię to dla nas. Tak, jak Ci mówiłem, będę przysyłał pieniądze dla Ciebie i maleństwa. Mam nadzieję, że powiadomisz mnie, jak nasze dziecko się urodzi i przyślesz mi kilka zdjęć. Na pewno będę rozpaczliwie tęsknił i odliczał dni do mojego powrotu do Was. Bądźcie zdrowi oboje. Kocham Was całym sercem. Marek”.

 

Czytała tego sms-a już któryś raz z kolei i nie mogła przestać płakać. W ogóle od kilku dni chodziła z zapuchniętą, czerwoną od płaczu twarzą. Po spotkaniu z Markiem miała rozmowę z ojcem. Musiała powiedzieć mu o ciąży i o tym, że to Marek jest ojcem.

 - On jest ojcem? Gdyby nim był, czułby się odpowiedzialny za ciebie i to dziecko. Tymczasem on beztrosko wyjeżdża sobie do Stanów zrzucając wszystko na twoje barki. Taki wstyd, taki wstyd… Naprawdę nie mam pojęcia, co ludzie powiedzą. Sama wiesz, jak małe jest to środowisko. Każdy o każdym wie wszystko. Będą cię wytykać palcami i wyzywać od najgorszych. Jak mogłaś nam to zrobić, Ula? Sądziłem, że mam mądrą i rozsądną córkę, a ty rozczarowałaś nas, jak nigdy.

Słowa ojca bolały. Czuła się kompletnie bezradna. Wbrew temu co mówił Marek, wcale nie była wojowniczką. Została zupełnie sama z nieślubnym dzieckiem w brzuchu i nie miała pojęcia, jak to wszystko udźwignąć.

 

czwartek, 20 kwietnia 2023

"GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA..." - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2

 

Marek przełknął nerwowo ślinę. Czuł jak po plecach wolniutko ściekają mu strużki potu. Spojrzał na Ulę. Siedziała sztywno przy stole ze spuszczoną głową.

 - Może na początek wyjaśnisz nam skąd wziąłeś pieniądze na opłacenie do końca patentów na materiały.

 - Jak to, skąd? – zdziwił się senior. – Przecież przelaliśmy pieniądze Włochom, jak Marek był w Como.

 


 - Nie wiesz o tym Krzysztof, ale to była zaledwie połowa należności, a Marek po powrocie szukał nerwowo sponsora, który zapłaciłby resztę. Nie miałbym o tym pojęcia, gdyby Paulina kiedyś nie napomknęła, że chciał zastawić dom. Dodałem dwa do dwóch i wydedukowałem, że właśnie o to chodzi.

 - Odpowiedz, synu.

 - Opłaciłem dzięki Uli. Wynalazła w banku jakiś korzystny kredyt i wzięła na swoją firmę, którą zmuszona była reaktywować.

 - A jak ją zabezpieczyłeś?

 - Nie chciała zabezpieczenia. Powiedziała, że mi ufa.

 - To bardzo szlachetnie z pani strony – Alex zwrócił się do Uli. – A tak naprawdę dlaczego nie zażądała pani żadnych gwarancji spłaty tego kredytu?

Ula wstała. Była blada jak ściana.

 - Panie Krzysztofie zapewniam pana, że moje intencje były czyste. Wszystko co robiłam, robiłam dla dobra firmy nie upatrując dla siebie żadnych korzyści.

 - Przy drugim kredycie także? – wysyczał Febo.

 - To był też drugi kredyt? – Krzysztof poluzował krawat jakby nagle zabrakło mu powietrza.

 - A jakże! Przecież był jeszcze deal z reprezentacją. Żeby przyjąć zlecenie na szycie sportowych ciuchów Marek musiał spłacić zobowiązania jakie mieli działacze wobec poprzedniej firmy. Jakby nie patrzeć zrywali przedwcześnie z nimi umowę i musieli zapłacić horrendalne frycowe.

Ojciec przeniósł wzrok na syna.

 - No więc…?

 - Ula wzięła drugi kredyt – przyznał z ciężkim sercem. – Nie chciałem zostawić ją tak bez niczego więc wystawiłem weksel na moje udziały. Jak tylko spłacimy tę pożyczkę weksel do mnie wróci.

 - Ty naprawdę straciłeś rozum – odezwała się Paulina. – Jak w ogóle można robić biznes z asystentką? To niedopuszczalne.

 - Zgadzam się – poparł Paulinę Krzysztof. – Nie widzisz, że zachodzi tu konflikt interesów? Pani Urszula wzięła dwa kredyty, by rzekomo pomóc naszej firmie, a ty awansowałeś ją i zrobiłeś z niej dyrektora finansowego. Jak mogłeś być taki głupi?

 - Marek nie jest głupcem – rzuciła Ula drżącym od płaczu głosem wstając od stołu. – Wychodził ze skóry, by firma utrzymała się na powierzchni, a pan, panie Febo wciąż rzucał mu kłody pod nogi. Knuł pan intrygi, manipulował faktami byleby tylko uniemożliwić Markowi wywiązanie się z założeń prezentacji. Jest pan podły. Jeżeli ktoś działa tu na niekorzyść firmy, to właśnie pan.

 - Jak śmiesz mówić takie rzeczy o moim bracie! – wrzasnęła Paulina.

 - Śmiem, bo to najszczersza prawda. Chcecie wiedzieć dlaczego wzięłam te dwa kredyty? Wzięłam je dla Marka, bo go kocham. Wzięłam je dlatego, żeby pan Febo nie zasiadł na stołku prezesa. Jest pan urodzonym tyranem i traktuje ludzi jak śmiecie. Pani również. Od początku poniżała mnie pani. Kpiła ze mnie w żywe oczy. Nazywała BrzydUlą. Kim pani jest, że śmie sobie pozwalać na takie traktowanie ludzi? Chcieliśmy dobrze. Chcieliśmy uratować firmę przed upadkiem. Czy to źle?

 


 - Marek, co ona mówi? Jak to cię kocha? Żądam wyjaśnień i to natychmiast! – Paulina ledwie trzymała nerwy na wodzy.

 - Dość! – Marek podniósł się z krzesła i omiótł wzrokiem siedzących przy stole. - Paulinko droga – odezwał się do niej jadowicie. – Ula darzy mnie miłością od dłuższego czasu, a co ważne, ja także obdarzam ją uczuciem. Żadnego ślubu nie będzie. Gdybym się z tobą ożenił, to z pewnością następnego dnia podciąłbym sobie gardło. Jesteś najgorszą babą z jaką kiedykolwiek miałem do czynienia. Nie kobietą. Babą. Jesteś chorobliwie zazdrosna, podła, kłótliwa, kompletnie pozbawiona klasy z manierami włoskiej przekupy. Nie nadajesz się na żonę dla nikogo. Zrywam zaręczyny. Nie będę się z tobą dłużej mordował. Jeśli chcesz zatrzymać dom, spłacisz mnie w połowie. Jeśli nie, to sprzedam go i zwrócę ci twoją część. Mam po dziurki w nosie wszczynanych wciąż awantur o rzeczy, które lęgną się wyłącznie w twojej chorej głowie. Mam dość kłótni o nieistniejące kochanki i zdrady. To wszystko, co miałem do powiedzenia. Wychodzę. Chodź, Ula.

 - Chwileczkę – głos Krzysztofa zatrzymał go jeszcze. – Ja jednak mam coś do powiedzenia. Siadaj. W związku z tym co tu usłyszeliśmy postanawiam, że od tej chwili przestajesz być prezesem Febo&Dobrzański. Zwrócisz mi wszelkie pełnomocnictwa. Panią Urszulę naturalnie spłacimy i to jak najszybciej, żeby oddała nam weksel na udziały. Postąpimy z panią uczciwie i prosimy o to samo. Niestety nie będzie pani mogła zatrzymać posady. To, co powiedziałeś o Paulinie – zwrócił się ponownie do Marka - było obrzydliwe. Sześć lat razem i nagle przestałeś ją kochać? Porzucić kobietę tuż przed ślubem to cios poniżej pasa. Nie masz żadnych hamulców i brak ci zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Jeszcze dzisiaj zdasz prezesurę Alexowi i odejdziesz z firmy bez żadnego wsparcia z naszej strony. Radź sobie sam. To wszystko, co miałem ci do powiedzenia. Teraz możesz odejść.

Wyszedł z sali konferencyjnej wraz z Ulą. Płakała. Zanosiła się płaczem powtarzając w kółko – co ja zrobię, co ja teraz zrobię…? Tata będzie na mnie zły. Dzięki tej pracy trochę odżyliśmy, a teraz znowu będziemy klepać biedę.

Objął ją ramieniem tuląc do swego boku.

 - Nie martw się, kochanie. F&D to nie jedyna firma na rynku. Na pewno gdzieś dostaniemy pracę. Chodźmy się spakować. Nic tu po nas.

 

Pakował pośpiesznie swoje rzeczy w kartonowe pudło. Obok w milczeniu przyglądał się temu Sebastian.

 - Czuję się poniekąd winny tej sytuacji – wyrzucił z siebie. – Jakby nie patrzeć to ja namawiałem cię, żebyś zajął się BrzydUlą.

 - Ulą, Sebastian, Ulą. Nie nazywaj jej tak. To kobieta, którą kocham nad życie. Poświęciła się dla mnie i dla firmy, a potraktowano ją jak złodzieja, który chce ją okraść. Nie miałem pojęcia, że Alex też dostał raport od Terleckiego. Gdybym to wiedział, nigdy nie namawiałbym Uli do jego sfałszowania. Przeze mnie straciliśmy pracę oboje, a ja w dodatku zostałem wydziedziczony. Niech im będzie. Nawet nie starali się mnie zrozumieć. Mama nie odezwała się słowem w mojej obronie. Febo są górą i niech się udławią moją krzywdą i krzywdą Uli.

 - Co teraz zrobicie?

 - Nie wiem… Chyba rozejrzymy się za jakąś pracą. Muszę jeszcze dogadać sprawę domu z tą włoską Harpią. Podejrzewam, że mnie spłaci. Lubi to igloo, które sama stworzyła i pewnie nie będzie chciała się go pozbyć – dopakował ostatnie rzeczy. – To chyba wszystko. Idę. Umówiłem się z Ulą przy samochodzie. Wypisz nam świadectwa pracy. Jutro przyjadę po nie i po nasze dokumenty. Na razie.

Ruszył w stronę wind, ale w ostatniej chwili skręcił na klatkę schodową. Przy windach stali jego rodzice. Nie miał już ochoty z nimi rozmawiać i wałkować wszystko od początku. Miał dość. Zbiegł szybko pięć pięter i dotarł do samochodu, przy którym czekała już Ula.

 - Już jedziemy, kochanie. Byle daleko stąd.

Zapakował jej pudło do bagażnika i pomógł wsiąść. Ruszył z piskiem opon.

 - Marek zwolnij, bo nas pozabijasz. Spełnił się najgorszy scenariusz i nic na to nie poradzimy. Muszę się rozejrzeć za jakąkolwiek robotą.

 - Przepraszam cię Ula, że wciągnąłem cię w to wszystko. Gdyby nie moje durne pomysły, nigdy nie doszłoby do czegoś takiego.

 - Doszłoby, Marek. Alex by nam nie odpuścił. Nawet gdybyśmy przedstawili ten właściwy raport, on wytknąłby nam nieudolność i brak efektów. Na sto procent nastąpiłaby zmiana na stanowisku prezesa, a ja i tak zostałabym bez pracy. To ja powinnam cię przeprosić, że przyznałam się do miłości do ciebie. Może gdyby nie to, ty nadal byłbyś z Pauliną.

 - Dobrze zrobiłaś. Ja nie mógłbym już dłużej z nią być. Już nie… Miałem po dziurki w nosie jej kłótliwego charakteru. Sześć lat z nią wytrzymałem i powinienem za to dostać medal za wytrwałość. Jutro odbiorę od Seby nasze świadectwa pracy i dokumenty. Przywiozę je, ale dopiero wieczorem. Muszę się rozejrzeć za jakimś mieszkaniem. Nie chcę mieszkać z Pauliną pod jednym dachem. Mam nadzieję, że coś znajdę. Seba miał poszperać jeszcze w internecie… Jesteśmy na miejscu. Nie będę wchodził, Ula. Chcę się jeszcze rozmówić z Paulą odnośnie domu.

 - W porządku – wyskoczyła zgrabnie z samochodu i pochyliła się jeszcze i rzuciła przez otwartą szybę – pamiętaj, że cię kocham.

 - Pamiętam. Ja też cię kocham. Bardzo – przywarł do jej ust. – Jesteś najlepszym, co przytrafiło mi się w życiu. Nie płacz już zwłaszcza przy tacie. Na pewno coś zaradzimy. Do jutra.

 


Niełatwą miała rozmowę z ojcem. Najwyraźniej się zmartwił i nawet był zły.

 - Nie wiem, jak poradzimy sobie bez tych pieniędzy. Trochę zaoszczędziłem, ale na długo to nie wystarczy.

 - Zanim oszczędności się skończą ja na pewno dostanę jakąś pracę. Marek obiecał, że pomoże. Nie martw się na zapas. Wszyscy boimy się biedy i mam tego świadomość. Zrobię wszystko, żebyśmy nie musieli znowu jej klepać.

 

Marek wrócił do Warszawy. Zaparkował przed jakąś restauracją i zanim wszedł do niej kupił w kiosku gazetę z ogłoszeniami. Zamówił obiad i jedząc czytał anonse o wynajmie mieszkań. Wynotował kilka telefonów i już przy kawie zaczął wydzwaniać. Interesowały go tylko pokoje z kuchnią. Nie potrzebował większego mieszkania. Poza tym musiał ograniczać się z kosztami więc chciał wynająć jak najtaniej. Przez następne godziny krążył po mieście oglądając lokale. Wreszcie zdecydował się na jeden z nich. Nie był to pokój z kuchnią, ale kuchnia otwarta na niewielki salonik i sypialnia. Cena wydawała mu się przystępna i w dodatku mógł się wprowadzić natychmiast. Właściciel wręczył mu klucze i umowę, którą podpisał i opłacił na razie za miesiąc z góry.

Było już dobrze po dziewiętnastej, gdy parkował przed swoim domem. Paulina najwyraźniej była w środku, bo salon jaśniał od światła.

Wszedł do wnętrza. Panna Febo siedziała rozparta na kanapie. Obrzuciła go pełnym pogardy, mało przyjaznym spojrzeniem. Usiadł naprzeciwko niej.

 - Zadecydowałaś już w sprawie domu? – rzucił przechodząc od razu do rzeczy. – Zostajesz i spłacasz mnie, czy sprzedajemy? Nie ukrywam, że teraz kiedy zostałem bez pracy zależy mi na każdej złotówce.

 - Sam sobie jesteś winien. Zasłużyłeś na wszystko co cię spotkało.

 - Oczywiście… Za to wy absolutnie nie zasłużyliście na pieniądze, które powinny należeć do mnie. Gdybyście mieli odrobinę godności i honoru, nie przyjęlibyście ich, ale jesteście oboje zbyt pazerni i chciwi, żeby odrzucić tę mannę, która spadła wam prosto z nieba. Jesteście jak te dwa oślizłe, budzące wstręt i odrazę gady.

 - Nie pozwalaj sobie! Na to co cię spotkało, zapracowałeś w pocie czoła.

Uśmiechnął się szeroko.

 - Moja droga pozbawienie mnie zatrudnienia, dochodów i sukcesji po rodzicach, to naprawdę niewielka cena za rozstanie z tobą. Wierz mi. To jak w końcu z tym domem? Chciałbym się jak najszybciej z niego wyprowadzić.

 - Możesz zacząć się pakować. Jutro przeleję należność na twoje konto.

środa, 12 kwietnia 2023

"GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA..." - rozdział 1

„GDYBYŚ TYLKO ZACZEKAŁA…”

 


ROZDZIAŁ 1

 

Wracał. Nareszcie wracał. Nie miał pojęcia, co zastanie po powrocie. Ponad trzy lata nie było go w kraju i był pewien, że wiele się zmieniło. Jedyny kontakt jaki utrzymywał, był z jego przyjacielem od lat, Sebastianem. Wiedział, że ożenił się z jego dawną sekretarką Violettą, która urodziła mu syna. O swoich rodzicach wiedział niewiele, podobnie jak o swoich dawnych wspólnikach, rodzeństwu Febo. Sebastian przekazywał mu dość lakoniczne informacje nie wdając się specjalnie w szczegóły być może dlatego, że nie chciał go martwić. Najbardziej jednak troskał się o Ulę i o swoją córeczkę Agatkę. Dawno nie miał już od Uli żadnych wieści. Jedynie zdjęcia córki wysyłała regularnie, chociaż i one przez ostatnie miesiące przychodziły jakieś nieostre, jakby robione w biegu i byle jak. Nawet nie miał pojęcia, gdzie teraz mieszkają. Próbował skontaktować się z ojcem Uli, ale ten za każdym razem słysząc jego głos, odkładał słuchawkę. Zupełnie nie rozumiał o co w tym wszystkim chodzi.

 

Cztery lata wcześniej

 

Wszystko zaczęło się walić podczas tego nieszczęsnego zarządu. Ula, która była najpierw jego asystentką, a potem awansował ją na dyrektora finansowego, miała przedstawić raport ze sprzedaży kolekcji. Niestety sprzedaż kulała. Po spektakularnym sukcesie mody sportowej nadeszła prawdziwa klapa. Korzyński, właściciel sieci butików, w których była sprzedawana, wściekał się i zżymał. Groził zerwaniem umowy. Marek kompletnie nie wiedział, co robić. Jedynym wyjściem było tu podrasowanie raportu i zrzucenie winy na kiepską koniunkturę, bo jakby nie patrzeć wszystkie firmy odzieżowe zanotowały potężne spadki sprzedaży swoich kolekcji. Sytuacja była nie do pozazdroszczenia, bo nie dość, że dopadły młodego Dobrzańskiego kłopoty w firmie, to jeszcze narzeczona ciosała mu kołki na głowie zarzucając, że przejawia zero aktywności w organizowaniu ich ślubu zostawiając załatwienie wszystkich związanych z nim formalności, jej. Faktycznie nie udzielał się. Coraz częściej nachodziły go myśli, że powinien przerwać to szaleństwo i jak najszybciej rozstać się z panną Febo zwłaszcza, że od jakiegoś czasu uwikłał się w romans ze swoją asystentką, a teraz już z dyrektorem finansowym.

Od kiedy przyjął Ulę do pracy, stała się jego prawą ręką. Zawsze mógł na nią liczyć, bo była niezwykle kompetentna, pracowita, uczciwa i kreatywna. Wielokrotnie wyciągała firmę z zapaści. Wyciągała z sytuacji totalnie beznadziejnych i tylko dzięki niej Marek utrzymywał się jeszcze na stanowisku prezesa. Na początku była zahukanym dziewczątkiem mającym niewielkie pojęcie o trendach modowych. Szydzono z niej i kpiono z jej starych, niemodnych ubrań, z ciężkich okularów na nosie i aparatu na zębach. Często robiła to jego narzeczona znajdując w tym poniżaniu asystentki swoistą przyjemność. Marek zawsze stawał w obronie Uli. Nie znosił, gdy Paulina wywyższała się i traktowała pracowników jak śmiecie. W odwecie dumna panna Febo robiła mu w domu karczemne awantury posądzając go o romans z BrzydUlą, jak nazywała Ulę. Jej posądzenia znalazły wkrótce swoje uzasadnienie. Ula w niedługim odstępie czasu wzięła dla Marka dwa potężne kredyty. Nie mogła pozwolić, by Marek ustąpił ze stanowiska prezesa przez knucie Alexa, brata Pauliny. Dzięki tym kredytom Marek opłacił patenty za materiały i mógł wystartować z kolekcją sportową. Nie chciał Uli zostawiać bez żadnego zabezpieczenia i jako gwarancję spłaty oddał jej weksle na firmowe udziały. Gdy opowiedział o tym Sebastianowi, ten złapał się za głowę.

 



 - Ty oszalałeś, człowieku! Czy wiesz, że ona w każdej chwili może przejąć część firmy?! Wystarczy, że spóźnisz się z ratą i po tobie!

 - Nic o niej nie wiesz – bronił się Marek. – To najuczciwsza osoba jaką znam. Nigdy w życiu nie użyłaby tych weksli przeciwko mnie.

 - Ale ty jesteś naiwny - prychnął. - Nie zastanowiło cię, dlaczego ona tak bardzo poświęca się dla firmy, a raczej dla ciebie? Co ty myślisz, że ona jest taka bezinteresowna? Kto bez wyraźnego powodu bierze na siebie takie ogromne kredyty? Jesteś ślepy jak kret jeśli tego nie widzisz. Ona zrobiła to z miłości. To widać jak na dłoni. Ona cię kocha, a skoro tak, to uważaj, bo jeśli ją zawiedziesz i zranisz, ona jak nic, użyje tych weksli.

Marek zaniemówił. To nie mogła być prawda. Przecież coś zauważyłby… A jeśli Sebastian ma rację?

 - Ja ci dobrze radzę zrób wszystko, żeby zatrzymać BrzydUlę jak najbliżej siebie. Wtedy będziesz miał ją pod kontrolą.

 - Pod kontrolą? To co według ciebie powinienem zrobić?

 - Masz ją adorować, trzymać blisko, trochę pouwodzić, zaprosić gdzieś czasem. Nie mówię, że masz z nią iść do łóżka, bo nawet sobie tego nie wyobrażam, ale zmniejsz dystans.

Sebastian zabił mu prawdziwego klina. Przez kolejne dni o niczym innym nie myślał tylko o Uli. Awansował ją wtedy, gdy Alex musiał odejść z firmy w atmosferze skandalu usiłując przekupić sekretarkę Marka, Violettę. Ta okazała się nadzwyczaj lojalna i dała Markowi do odsłuchania nagraną rozmowę z Febo. To przesądziło o jego być, albo nie być w firmie.

Ula sprawdzała się świetnie na stanowisku dyrektora finansowego i panowała nad wszystkim. Marek zabierał ją często na wspólny lunch, lub zapraszał do kawiarni, czy kina. Nie odmawiała mu i tylko czasem miewała wątpliwości, dlaczego on to robi skoro szykuje się do ślubu z Pauliną.

 


Musiał ratować swoją skórę. Doskonale wiedział, że ojciec nie wybaczy mu tego raportu, który otrzymał od Terleckiego, przedstawiciela Korzyńskiego. Usiłował namówić Ulę, by pomogła zmienić w raporcie kilka pozycji, ale początkowo nie zgodziła się. Nie zdziwił się, bo dziewczyna była uczciwa do szpiku kości i brzydziła się kłamstwem. Jednak następnego dnia przyszła do jego gabinetu mówiąc mu, że długo o tym myślała i zgadza się. Przytulił ją wtedy mocno, a ona tkwiąc w jego ramionach wyznała mu miłość. Teraz miał już pewność, że obdarzyła go gorącym uczuciem.

By zapewnić jej odpowiednie warunki zabrał ją do SPA położonym w pobliżu Poznania. Głównym jednak powodem wyjazdu był objazd szwalni i szukanie oszczędności. Taka była oficjalna informacja przeznaczona dla Alexa i Pauliny.

Mimo wcześniejszych wątpliwości Ula bardzo cieszyła się na ten wyjazd. Mieli pracować, ale też miło spędzać wolny czas. Ku jej zdumieniu Marek zarezerwował pokój z jednym, wielkim łóżkiem. Niemal spłonęła z zażenowania przy recepcji.

Marek widząc to chciał zmienić rezerwację, ale odmówiła.

 


Rozpakowawszy się, niemal od razu zabrała się do roboty. Siedząc na długim tarasie analizowała poszczególne kartki tego fatalnego dla F&D raportu. Marek przerwał jej. Pomógł jej wstać i przywarł do jej ust. Całował ją namiętnie i długo kierując się w stronę łóżka. Po raz pierwszy kochali się ze sobą i było im wspaniale. Marek był zaskoczony, bo w życiu nie spodziewałby się, że ten seks będzie taki delikatny, czuły niesamowicie namiętny i gorący. Nigdy w życiu z żadną kobietą nie przeżył tyle uniesień co z Ulą. Wtedy też zrozumiał jedną rzecz. Zrozumiał, że kocha tę dziewczynę nad życie i jak najszybciej powinien odwołać ślub z Pauliną. Obiecał to Uli solennie i zapewnił ją o swoim uczuciu. Uwierzyła mu.

 

Do zarządu było jeszcze trochę czasu. Biedziła się nad tym raportem. Musiała pozmieniać dane tak, żeby nikt się nie zorientował, a przede wszystkim uwierzył, że firma jednak nie stoi tak źle. Dla każdej zmienionej pozycji znajdowała rzetelne uzasadnienie. W razie jakichkolwiek pytań ze strony członków zarządu musiała być przygotowana. Każdą zmianę przegadywała z Markiem po godzinach. On też musiał wiedzieć o wszystkim. Oboje jednak martwili się czy uda im się przekonać zarząd.

 


W dniu, kiedy miał się odbyć Marek wcześnie rano wkroczył do gabinetu Uli. Od razu zauważył te jej nienaturalnie powiększone oczy i to, jak nerwowo przełykała ślinę.

 - Zdenerwowana jesteś…

 - Jestem spanikowana i przerażona. A jeśli coś pójdzie nie tak? Jeśli się nie uda?

 - Nie zaklinaj rzeczywistości, kochanie. Mam nadzieję, że jednak się uda. Na wszystko mamy uzasadnienie. Będzie dobrze – pocieszył ją.

Punktualnie o dziewiątej weszli do sali konferencyjnej. Na miejscu zastali seniorów Dobrzańskich i rodzeństwo Febo. Marek usiadł obok Pauliny, a Ula stanęła u szczytu szklanego stołu trzymając w dłoni spięte kartki raportu. Senior Dobrzański wygłosił kilka słów na początek i zaraz dopuścił ją do głosu. Relacjonowała płynnie starając się utrzymać emocje na wodzy.

 - Ten raport nie wygląda imponująco, jednak należy wziąć pod uwagę światowy kryzys, który dotknął także firmy odzieżowe w Polsce. Wszystkie zanotowały poważne spadki sprzedaży. Pocieszające jest jednak to, że od jakiegoś czasu rysuje się tendencja zwyżkowa. Niewielka, ale jednak. Dość dobrze sprzedają się pozostałe kolekcje, a intensywna promocja FD Sportiwo z całą pewnością przełoży się na dobry wynik finansowy. To wszystko z mojej strony.

 - Dziękujemy, pani Urszulo – Krzysztof uśmiechnął się do niej. – Świetnie się pani spisała. Kto jest za przyjęciem raportu ręka do góry.

Podniosły się wszystkie ręce i tylko Alex siedział bez ruchu i ironicznie się uśmiechał.

 - Ja jestem przeciwko. Ten raport to jakaś dęta pisanina. Radosna twórczość pani Cieplak. Bardzo zgrabnie sfałszowała pani raport Terleckiego.

 - Jak to sfałszowała?! Licz się ze słowami, Alex – wybuchnął Marek.

 - Zapewniam cię, że liczę się z każdym słowem i twierdzę, że raport jest sfałszowany. Terlecki dostarczył mi kopię tego raportu i miałem mnóstwo czasu, żeby się z nim zapoznać. W waszym nie ma słowa prawdy. Proszę, Krzysztof. Zobacz jak naprawdę to wygląda. Sprzedaż kolekcji sportowej osiągnęła dno. Poza tym to nie jedyny przekręt Marka. Mam dowody na to, że nadużył swojego stanowiska i wpędził firmę w kłopoty. Zamierzam wszystko wam wyjaśnić i poprzeć moje słowa stosownymi dokumentami.

środa, 5 kwietnia 2023

"GDY ROZUM ŚPI, BUDZĄ SIĘ DEMONY" - rozdział 9 ostatni + WIELKANOC 2023r.

 WIELKANOC 2023R.




KOCHANI

Z okazji świąt życzymy Wam wiosny w sercu, zieloności w głowie, miłości i spokoju, optymizmu i radości z rodzinnego świętowania, smacznego jajka i mokrego dyngusa, a od zająca sporo prezentów.

Wszystkiego najpiękniejszego nasi drodzy.

Gośka i Gaja


ROZDZIAŁ 9

ostatni

 

Wyszli z „Neptuna” ustalając, że Ula z Markiem idą w prawo, a Viola z Sebastianem w lewo. Marek podał żonie ramię, a drugą ręką dotknął jej brzuszka.

 


 - Jeszcze małe to nasze szczęście – powiedział wzruszony. – Nawet nie wiem, który to miesiąc.

 - Koniec trzeciego. Już za mną poranne mdłości i złe samopoczucie. Teraz czuję się świetnie. Całe życie mogłabym chodzić w ciąży.

 - Tak strasznie mi wstyd, że nie dotrzymałem wtedy słowa i urżnąłem się jak ostatni lump. Kiedy zobaczyłem te buciki, niemal pękło mi serce. Ty chciałaś mi powiedzieć o ciąży, a ja byłem pijany w sztok. To był już ostatni tak głupi pomysł, który przyszedł mi do głowy. Mało brakowało, a straciłbym ciebie i nasze dziecko, a Sebastian Violettę. Cieszę się, że Seba zdobył się wreszcie na odwagę i oświadczył się. Mam nadzieję, że Viola przyjmie pierścionek. Kiedy was nie było snuliśmy się obaj i nie umieliśmy sobie znaleźć miejsca. Ani raz nie poszliśmy do klubu, żeby tam topić smutki. Siedzieliśmy w domu i martwiliśmy się o was. Dla mnie najgorsze były noce. Bez ciebie trudno mi zasnąć. Gdybyś odeszła na dobre, chyba palnąłbym sobie w łeb, żeby nie cierpieć. Wybacz mi, Ula tę głupotę. Już nigdy więcej nie narażę cię na nic podobnego. To było szczeniackie i durne.

 - To prawda, ale musiałyśmy wam dać nauczkę. Oglądając te zdjęcia nie uwierzyłam w zdradę, bo one nic takiego nie pokazywały. To Viola się nakręciła twierdząc, że nas zdradzacie. Ja byłam ostrożna w osądach. Dostałeś przedsmak tego, co zrobiłabym, gdybyś naprawdę mnie zdradził. Nie dałabym ci szansy powrotu, bo byłoby to dla mnie zbyt bolesne.

 - Wrócisz ze mną do Warszawy?

 - Wrócę. Tęsknię za pracą. Dwa miesiące bezczynności wystarczą. Uciekłyśmy, a tak naprawdę porzuciłyśmy pracę. Nie mam pojęcia, jak prezes to potraktuje.

Marek uśmiechnął się figlarnie. Zatrzymał się obejmując ją w pasie.

 - Pan prezes potraktuje to bardzo łagodnie. Nie będzie wyciągał żadnych konsekwencji. Potraktuje to w kategoriach urlopu bezpłatnego i rozejdzie się po kościach. A tak swoją drogą to miałaś rację co do Adama. Świetnie sobie poradził podczas twojej nieobecności. Pomyślałem nawet o awansie dla niego i zrobiłbym go twoim zastępcą. Będzie nam potrzebny, jak pójdziesz na urlop macierzyński.

 - To dobry pomysł. Kiedy chcecie wracać?

 - Chyba jutro po śniadaniu. Spakujecie się spokojnie bez napinki. Mamy cały dzień. Ojciec mnie zastępuje.

 

 - To jak będzie Viola? Przyjmiesz ten pierścionek?

 - Przyjmę pod dwoma warunkami. Pierwszy to taki, że weźmiemy ślub jak najszybciej, najlepiej w święta, a drugi, że szybko zajdę w ciążę. Zegar tyka tyk, tyk, tyk, a ja nie młodnieję. Nie będę przez bryle do kołyski zaglądać.

 


Jeśli nie zgadzasz się z którymś z tych warunków, to może od razu się rozstańmy tu i teraz.

Olszański rozciągnął w uśmiechu swoją pucołowatą twarz.

 - Na wszystko się zgadzam, Violuś. Jak tylko wrócimy do Warszawy, zacznę działać. Ula i Marek na pewno pomogą.

Violetta popatrzyła na swojego chłopaka podejrzliwie.

 - I tak nagle, po prostu zgadzasz się na wszystko?

 - Wcale nie nagle i wcale nie po prostu. Kocham cię przecież jak szaleniec. Bez ciebie już ani dnia dłużej, bo chyba zwariuję. Wyciągnij paluszek. Lepiej będzie wyglądał z tym cackiem. Prawdziwy brylant.

 

Jeszcze wieczorem spakowały wszystkie swoje rzeczy. Rano, tak jak zaplanował Marek, poszli na śniadanie do „Neptuna”. Po nim wszyscy pożegnali się z ciotką Violetty, a dziewczyny podziękowały jej za wszystko.

Marek upchał torby w bagażniku i zatrzasnął go z hukiem.

 - Wsiadajcie. Seba, wy z tyłu. Ula obok mnie. Musi mieć wygodnie.

Tym razem nie padało. Dzień, jak na późną jesień był dość pogodny. Mimo to Marek nie naciskał mocniej pedału gazu. Nie jechał przecież sam.

 - To kiedy ślub, Viola? Pierścionek przyjęłaś więc nie ma zmiłuj – rzucił Marek do tyłu.

 - Chcemy jeszcze w tym roku, w święta.

 - Serio? Macie mało czasu. Jak chcecie to załatwić?

 - Skromnie. Bardzo skromnie. Wynajmiemy jakiś lokal na kilka godzin. Ludzi też będzie niewielu. Tylko najbliższa rodzina z mojej strony i Sebulka. Chcemy też was prosić na świadków. Zgodzicie się?

 - Oczywiście. Nie odmówiłbym najlepszemu przyjacielowi i mojej najlepszej sekretarce. Zamówię wam ładne zaproszenia ślubne i poproszę Pshemko, żeby wybrał ci z ostatniej kolekcji jakąś ładną sukienkę. Dla Seby też znajdziemy porządny garnitur. Jeśli chcecie to zatrzymam się przy jubilerze, jak będziemy w Warszawie. Wybierzecie sobie obrączki. Myślę, że w Urzędzie Stanu Cywilnego nie będzie problemu. O tej porze roku pobiera się niewielu ludzi, tak sądzę. Teraz, jak to mówię, to jestem dobrej myśli, że załatwicie wszystko na czas.

Violetta siedziała z tyłu oszołomiona. Marek rozwiązał kilka jej problemów.

 - Jestem ci naprawdę wdzięczna, zwłaszcza za Pshemko.

 - Nie ma sprawy, Viola. On dla nas też przecież szył kreacje ślubne. Ostatnia kolekcja była bardzo udana właśnie ze względu na suknie. Są zachwycające. Na pewno coś dla ciebie wybierze. Poza tym dużo mniej jest załatwiania, kiedy bierze się tylko ślub cywilny.

 


Rzeczywiście w Warszawie Marek zatrzymał się przed sklepem jubilera. Zmitrężyli tam niemal godzinę, ale Violetta wybrała w końcu ładne, dość grube obrączki. Stojąc przed blokiem, w którym mieszkał Sebastian, Marek pytał oboje, co z jutrzejszym dniem, czy przychodzą do pracy.

 - Ja na pewno. Nie wiem, jak Viola.

 - Ja też będę. Trzeba wypisać ten wniosek na urlop bezpłatny.

 - W takim razie widzimy się w firmie. Trzymajcie się.

Już bez przeszkód zajechali na Sienną. Ula wyglądała na zmęczoną. Była blada i sprawiała wrażenie niewyspanej. Marek z troską popatrzył na jej twarz.

 - Zaraz zrobię ci ciepłą kąpiel, to trochę się odprężysz i zrelaksujesz. Dzisiaj ja gotuję. Chodźmy.

 

Z przyjemnością zanurzyła się w pachnącej pianie. Przez dwa miesiące korzystała jedynie z prysznica. Przymknęła oczy i uśmiechnęła się do swoich myśli. Ta jej ucieczka wyszła Markowi na dobre i najwyraźniej wyciągnął z niej wnioski. Sebastian miał chyba tak samo. Obaj otoczyli swoje kobiety atencją i troską. Jak dotąd, nie mogły narzekać.

W czasie kiedy ona zażywała przyjemnej kąpieli Marek urzędował w kuchni przygotowując swoje popisowe spaghetti. Mieszając sos rozmawiał przez telefon z ojcem.

 - Nie tato, jutro nie musisz przyjeżdżać. Ja jestem już w Warszawie i rano będę w pracy. Tak…, znaleźliśmy Ulę i Violettę. Przyjechały z nami. One też wracają do pracy. Ula czuje się świetnie. Na początku miała mdłości i wymioty, ale teraz jest już wszystko w porządku. Wygląda zjawiskowo. Nasze maleństwo ma trzy miesiące i zaczyna czwarty. Pozdrów mamę. Do zobaczenia.

 

Wyszła z łazienki otulona ciepłym szlafrokiem i podkulając nogi usiadła na kanapie. Pociągnęła nosem. Z kuchni dolatywały nieziemskie zapachy.

 - Pięknie pachnie… Zgłodniałam.

 - Już podaję, kochanie – Marek z dwoma talerzami wszedł do salonu. – Bardzo proszę. Smacznego – popatrzył na żonę roziskrzonym wzrokiem. – Bardzo się cieszę, że wróciłaś. Ten dom bez ciebie to istna pustelnia i cicho w nim jak w grobie. Już nigdy więcej – otrząsnął się. – Przysięgam. Dzwoniłem do rodziców. Masz od nich obojga pozdrowienia. Cieszą się, że mi wybaczyłaś, ale najbardziej z tego, że zostaną dziadkami. Zaprosili nas na obiad w niedzielę. Chyba powinienem też zadzwonić do twojego taty.

 - Nie dzwoń. Ja dzwoniłam i wszystko mu opowiedziałam. Jest już spokojny.

 - Jutro koło dziewiątej przejadę się do drukarni po zaproszenia dla Sebastiana. Obiecałem. Czy ty w tym czasie mogłabyś pójść do Pshemko w sprawie garnituru dla niego i sukni dla Violetty? Mistrz cię uwielbia i na pewno ci nie odmówi.

 - Nie ma sprawy. Trzeba im trochę pomóc przy tym ślubie.

 

 - Witaj Violetto. Cóż za miły widok widzieć cię przy pracy – Marek wszedł do sekretariatu witając się spontanicznie ze swoją sekretarką.

 


 - Też się cieszę, że cię widzę. Pocztę masz na biurku. Ulka też przyjechała?

 - Też. To ona pójdzie do Pshemko w sprawie twojej sukni. On ją uwielbia i traktuje jak swoją prywatną muzę. Na pewno nie odmówi. Ja w tym czasie pojadę po zaproszenia dla was.

 - Bardzo ci dziękuję. Mógłbyś wziąć ze sobą Sebulka? On zna mniej więcej mój gust i wie, co mi się spodoba.

 - Nie ma sprawy. Zaraz do niego zadzwonię.

 

Siedzieli w gabinecie dyrektora zaprzyjaźnionej drukarni i oglądali katalog wzorów zaproszeń.

 - Policzyliście, ilu będzie gości?

 - Niewielu. Znacznie mniej niż u was na weselu. Moi rodzice i Violki, to czworo. Do tego jej dziadkowie, mój brat z żoną i Pshemko, o ile przyjmie zaproszenie. W sumie z nami trzynaście osób.

 - Na pewno przyjmie. Lubi takie imprezy.

 - Po południu chcemy jechać na Freta. Znaleźliśmy korzystną ofertę kawiarni, która tam się znajduje. Nazywa się „Feta na Freta”. Mają salę kominkową i wynajmują ją na przyjęcia od szesnastej do dwudziestej trzeciej. To nam wystarczy. Dziadkowie i rodzice na pewno nie wytrzymają dłużej. O, spójrz na te – Sebastian postukał palcem we wzór zaproszenia. Ładne, nie? Violce na pewno się spodoba. Lubi takie romantyczne motywy. Dorożka, dwa konie i para młoda. Piękne. Zamawiamy.

 

Wysiedli z windy na piątym piętrze z ożywieniem dyskutując jeszcze na temat menu i muzyki. W pewnym momencie Marek zatrzymał się gwałtownie na środku korytarza zmuszając przyjaciela do tego samego.

 - Co jest…? – zapytał zdezorientowany Sebastian.

 - Ciii… Spójrz na nie – Marek dyskretnie wskazał sekretariat. – Czyż nie są piękne?

 


Brakowało naprawdę niewiele, żebyśmy je stracili. Za to jeszcze raz cię przepraszam, Seba. Gdyby ponownie w mojej głowie wylęgły się takie głupie pomysły, to sprowadź mnie na ziemię. Kiedy pojechałem do Rysiowa mój teść powiedział mi coś znamiennego. Powiedział, że kiedy rozum śpi, budzą się demony. U mnie wylęgły się demony przeszłości i obym już nigdy nie powołał ich do życia. Mam nadzieję, że moja miłość do Uli i naszego dziecka nigdy na to nie pozwoli. A teraz chodźmy. Pokażmy im te zaproszenia.

 

K O N I E C