Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 31 stycznia 2019

UCIEKINIERKA - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3


Drogę z Gdańska do Warszawy pokonali w całkowitym milczeniu. Wiktor wyjechawszy na trasę szybkiego ruchu nie zważał na ograniczenia tylko gnał na złamanie karku. Jeden raz odezwała się prosząc go, żeby zwolnił, bo jest jej niedobrze.
 - Zamknij się – warknął. Zwymiotowała, w ostatniej chwili przykładając sobie do ust jakąś foliową torbę. Zjechał na pobocze i kazał jej wyrzucić to świństwo. – Jeszcze tylko brakuje, żebym jechał w tym smrodzie.
Żeby nie drażnić jego powonienia przesiadła się na tylne siedzenie. Rozpłakała się. On zabijał w niej dzień po dniu pewność siebie i wolę uwolnienia się od niego. Było jej już wszystko jedno. Niech zatłucze ją na śmierć. To jedyny sposób, żeby przestała mu służyć za worek treningowy. Ten płacz wykończył ją zupełnie. Zasnęła, żeby nie słyszeć burczenia Wiktora. Obudziło ją mocne szarpnięcie.
 - Wysiadaj. Jesteśmy w domu. - Przetarła powieki. Auto stało w garażu a Wiktor wyciągał z bagażnika walizki. – Ty głupia babo, – doszło do niej zza otwartej klapy bagażnika – sądziłaś, że uda ci się tak zniknąć bez śladu? Spakowałaś wszystkie rzeczy… Przemyślałaś to, co? Nie przewidziałaś tylko, że następnego dnia będziesz już z powrotem. Zabieraj to. Nie będę tego za ciebie taszczył.

Przez kolejne dwa tygodnie w ogóle nie wychodziła z domu. Bała się własnego cienia. Wprawdzie przez ten czas ani raz jej nie szarpał i nie zbił, ale wciąż odczuwała jakiś dziwny niepokój. On pogłębił się jeszcze bardziej kiedy odkryła, że nikt z jego znajomych nie dzwoni i nie nachodzi jej do południa. Całe godziny spędzała snując się po domu lub gapiąc się przez okienną szybę na ogród i kawałek ulicy za ogrodzeniem. Któregoś dnia zauważyła stojący naprzeciwko bramy samochód z przyciemnionymi szybami i ścierpła jej skóra. Czyżby było tak jak w amerykańskich filmach? Im dłużej o tym myślała, tym bardziej wszystko układało się jej w logiczną całość.
 

Znajomi nie przychodzili, bo Wiktor wynajął prywatnego detektywa, który siedział w aucie, wcinał pączki i obserwował posesję. To może byłoby śmieszne, gdyby nie wydawało się jej takie prawdopodobne.
Wiktor coś kombinował. Od kiedy przywiózł ją z Gdańska z każdym dniem był coraz bardziej milszy i coraz bardziej normalny. Nie wybuchał pod byle pretekstem i nie podnosił na nią ręki. Nie miała pojęcia, czy to tylko taka cisza przed burzą, czy faktycznie zaczyna się zmieniać. Po powrocie z kancelarii starał się wynagrodzić jej te spędzone w samotności godziny zabierając ją do drogich restauracji lub do kina czy teatru. Często zaciągał ją do jubilera wybierając dla niej najpiękniejsze precjoza. Znowu były niedzielne obiadki u jego rodziców lub u jej. Po pobycie w szpitalu starała się unikać wizyt u własnych rodziców, ale najwyraźniej Wiktorowi zależało na dobrych relacjach z nimi, bo nie wymigiwał się od tego rodzaju zaproszeń.
Miała mętlik w głowie, bo nie wiedziała dokąd to wszystko zmierza. Dni bez bicia odprężyły ją jednak i pozwoliły poczuć się swobodniej. Czy o to właśnie chodziło, żeby straciła czujność?
Następne dni były jak z bajki. Zabrał ją na tydzień do Karpacza. Tam w ekskluzywnym hotelu oboje korzystali z zabiegów, odprężających masaży a Laura dodatkowo z zabiegów upiększających. Znowu zaczęła błyszczeć i przyciągać spojrzenia mężczyzn. Wiktor puchł z dumy idąc obok niej i obejmując ją. W ten sposób dawał znać potencjalnym podrywaczom, że ona jest wyłącznie jego i tylko jego a innym wara. W łóżku był znowu idealnym kochankiem, namiętnym i czułym. Zaczęła wierzyć, że jednak się zmienił i ten etap sadyzmu i pastwienia się nad nią ma już za sobą. Wrócili zrelaksowani i szczęśliwi, a w kolejną sobotę Wiktor poprosił ją, żeby włożyła najładniejszą sukienkę, bo ma dla niej niespodziankę. Zawiózł ją do drogiej restauracji. Ze zdziwieniem odnotowała obecność jego i swoich rodziców, znajomych Wiktora i ludzi ze studiów. Nie bardzo rozumiała z jakiej okazji ten cały spęd. Po wystawnym obiedzie Wiktor uklęknął przed nią i wygłosiwszy wyuczoną formułkę o tym, jak to on ją bardzo kocha poprosił ją o rękę. Miała małą chwilę zawahania. Gdzieś tam z tyłu głowy słyszała głośne „uciekaj, uciekaj jak najdalej”, ale przyjęła oświadczyny. Wszyscy byli zachwyceni, bo oboje tworzyli taką piękna parę. Nikt z obecnych poza rodzicami Laury i matką Wiktora nawet się nie domyślał, do czego jest zdolny przyszły pan młody.

Sielanka nie trwała jednak zbyt długo. Najwidoczniej Wiktor uznał, że już dość rozpieszczania i najwyższy czas zakończyć etap marchewki a rozpocząć etap kija. Uważał już od dawna, że Laura jest jego własnością a teraz po zaręczynach poczuł się bardzo pewnie. Najgorsza była w tym wszystkim jego hipokryzja. W sądzie walczył jak lew o kary dla sprawców maltretowania kobiet i wygrywał spore odszkodowania dla nich. W domu postępował dokładnie tak samo jak ci, których o to oskarżał. Laura obwiniała się za to, że przyjęła jego oświadczyny, że była tak naiwna, że ponownie mu zaufała. Płaciła za tę naiwność ogromną cenę. Zbierała cięgi prawie każdego dnia. Uciekała przed nim chowając się po kątach. Wywlekał ją z tych kryjówek ciągnąc za włosy i tłukł ile wlezie. Często myślała, że to już ostatni raz, że w końcu wymierzy taki cios, który zakończy jej życie. W stanach ogromnej furii zapominał o miejscach na ciele, które mógł bić bez obawy, że pojawią się na nich siniaki. Okładał ją wtedy po twarzy, walił głową o ścianę, kopał uda i plecy. Z bólu często mdlała a mimo to on nie przestawał. Wytrzymała dwadzieścia jeden dni po zaręczynach. Zakrwawiona i posiniaczona w podartym ubraniu, które próbował z niej zedrzeć, uciekała w nocy przez pół miasta do swoich rodziców.


To był chyba jej największy błąd. Waliła pięściami w drzwi do momentu dopóki nie pojawił się w nich przerażony ojciec, do którego po chwili dołączyła matka. Patrzyli na nią bez słowa zszokowani jej wyglądem. Matka zaprowadziła ją do łazienki i pomogła jej się umyć. Widziała jej zmaltretowane ciało, obite piersi i brzuch, plecy noszące ślady pejcza. Nawet tego nie skomentowała. Przecież zaręczyli się i mieli się pobrać. Wiktor miał ciężką rękę, ale bez wątpienia kochał Laurę. Podała jej czystą piżamę i pozwoliła zostać. Jednak już następnego dnia zjawił się jej narzeczony powiadomiony przez nadgorliwych przyszłych teściów. Standardowo trzymał w dłoniach ogromny bukiet kwiatów. Ujrzawszy Laurę runął na kolana. Przepraszał i błagał. Ona była nieugięta. Za to rodzice stanęli za nim murem. Nawet siniaki i rany nie były dla nich dość przekonujące. Próbowali do niej dotrzeć mówiąc, że przecież on tak bardzo się stara, jest taki cudowny.
 - Masz przy nim takie dobre życie. O nic nie musisz się troskać. Opływasz we wszystko i nie musisz pracować, bo Wiktor traktuje cię jak księżniczkę. Nie stwarzaj już problemów, bo to normalne, że czasami facetowi puszczą nerwy. Nie ma co z tego robić afery. Jeśli nawet coś tam zrobił, to musiała być to twoja wina i to ty właściwie powinnaś go przepraszać. Za to co ofiarował ci w życiu winna mu jesteś wdzięczność, bo i tak nikt nie uwierzy twoim słowom.
Poczuła się tak jakby ktoś kolejny raz zadał jej cios w brzuch. Własna matka ponownie brała w obronę tę kanalię. Ojciec tylko jej przytakiwał. Nie zostawili jej wyboru zmuszając ją, by wróciła z Wiktorem do domu.
Postanowiła zmienić taktykę. Udawała, że wszystko jest w najlepszym porządku, że zrozumiała swój błąd. Przepraszała i obiecywała, że już nigdy nie da mu powodu do zdenerwowania. Musiała być przekonywująca, bo uwierzył jej. Zaczął głośno wspominać o tym, że powinni zacząć planować ślub, ustalić datę i sporządzić listę gości a potem postarać się o dziecko.
 - Chcę mieć syna. Silnego chłopaka podobnego do mnie a najlepiej dwóch. U mnie w rodzinie zdarzały się już bliźnięta.
Słuchała tych wywodów a w środku aż się w niej gotowało od buntu. Nie chciała z nim żyć. Nie chciała ślubu i dzieci. Chciała uciec od niego jak najdalej. Zaszyć się w jakiejś głuszy i już nigdy go nie spotkać. Przyrzekła sobie, że przy pierwszej sprzyjającej okazji znowu ucieknie.
Siedem tygodni później nadarzyła się taka sposobność. Wiktor rzadko wyjeżdżał na delegacje. Raczej wszystkie sprawy trzymały go tutaj w Warszawie. Jednak bywało, że zgłaszali się do kancelarii klienci spoza niej. Tak też było i tym razem. Okazało się, że musi wraz z ojcem jechać do Łodzi. Wykorzystała ten czas. Miała zaledwie dwa dni. Jej telefon dzwonił nieustannie. Wiktor dopytywał się, co robi i czy tęskni. Gorliwie to potwierdzała pakując ciuchy do walizek. Tym razem przed ucieczką zostawiła mu na stole list pożegnalny i pierścionek zaręczynowy.


  
Wiktor
Odchodzę, bo nie zniosę już dłużej Twoich obelg, upokarzania i ciągłego bicia. Prędzej podetnę sobie żyły niż będę z kimś takim jak Ty. Nie jesteś już człowiekiem, jesteś wściekłą bestią, która nie panuje nad tym co robi. Urządziłeś z mojego życia piekło a z mojego ciała treningowy worek. Ale już dość. Już nigdy więcej nie pozwolę ci się tknąć nawet palcem. Zrywam zaręczyny i oddaję pierścionek. Może znajdzie się druga taka idiotka jak ja, która go przyjmie. Jesteś podłym draniem, kreaturą człowieka i zwykłym tchórzem, bo masz czelność bić słabszą od Ciebie kobietę. Ciekawe czy jakby stanął naprzeciw ktoś równy Tobie też byłbyś taki „odważny”? Wątpię. Ty nie jesteś mężczyzną, nawet jego namiastką. Jedyne co potrafisz, to pastwić się nad słabszymi.

Tym razem uciekła na południe. Uciekła do Krakowa. Nie znała tu nikogo. Nie miała znajomych. Wciąż uważała, że wielkie miasto daje poczucie anonimowości i całkowitego zagubienia się w tłumie. Zatrzymała się w niedrogim hotelu. Nie wiedziała jak długo potrwa szukanie jakiegoś mieszkania. Miała silne postanowienie rozpoczęcia nowego życia i już następnego dnia zaczęła energiczne poszukiwania. Pod koniec tygodnia udało jej się zawrzeć umowę na wynajem niewielkiego mieszkania w pięknie wyremontowanej kamienicy przy ulicy Brackiej. Właściciel budynku zgodził się też, żeby parkowała samochód na wewnętrznym dziedzińcu. Odebrała od niego klucze i wymeldowała się z hotelu. Teraz pozostało jej znalezienie pracy. Tu poszukiwania trwały dość długo, ale w końcu osiągnęła cel zatrudniając się w jednej z tutejszych korporacji. Musiała teraz tak jak wszyscy pracować bez żadnej taryfy ulgowej. Nie miała doświadczenia. Od skończenia studiów nie pracowała przecież nigdzie i była na utrzymaniu Wiktora. Uczyła się jednak szybko przypominając sobie przy okazji zasady ekonomii, które wpajano jej na studiach. Przyjęto ją do zespołu dość życzliwie. Zwłaszcza Michałowi, tutejszemu statystykowi wpadła w oko. Zaczął ją adorować. Nie opierała się zbytnio. Michał był niezwykle spokojnym, opanowanym człowiekiem o miłej powierzchowności i nieco flegmatycznym usposobieniu. Dzięki niemu zaczęła się znowu uśmiechać. Był trochę introwertyczny i trochę romantyczny. Czasem zamyślał się na długie minuty słuchając tutejszych bardów. Na tych natykali się dość często podczas łazęgi po starym mieście. Przy nim Laura wreszcie odetchnęła. Zabierał ją w urokliwe zakątki Krakowa i pięknie potrafił o nich opowiadać. Doceniała w nim tę wrodzoną łagodność a także to, że nie nalega na seks z nią choć po upływie trzech miesięcy zaczęło ją to trochę niepokoić.
Kiedy myślała, że osiągnęła już jakąś stabilizację ujawnił się jej były narzeczony. Dość boleśnie przekonała się, że nie rzuca słów na wiatr i rzeczywiście jest gotów zrobić wszystko, żeby nie zaznała spokoju. Odnalazł ją i parokrotnie był z odwiedzinami. Myślała, że jednak coś zrozumiał. Proponował przyjaźń. Udawała, że mu wierzy. Tymczasem rzeczywistość wyglądała tak, że dotarł również i do Michała. Szantażował go i straszył. Zmusił do przekazywania informacji o Laurze. Zagroził, że jeżeli ją tknie, pożałuje. Tak chłopaka zmanipulował, że ten mówił mu o wszystkim z najdrobniejszymi detalami. W końcu nadszedł dzień, w którym Wiktor zadzwonił do niej i nieźle ją wystraszył. Ton jego głosu i to co mówił, były przerażające. Twierdził, że właśnie jedzie po nią i ma nadzieję, że wreszcie się wyszumiała i nabrała rozumu, bo jak nie, to on jej „pomoże”. Nie czekała na jego „pomoc”. Rozłączyła się i zaczęła pakować w pośpiechu najważniejsze rzeczy. Uciekła w ostatniej chwili zostawiając ich co najmniej połowę. Obrała kierunek na Wrocław. Duże miasta jednak się nie sprawdziły. Pomyślała, że tym razem wybierze jakąś niewielką i mało znaną mieścinę pod warunkiem, że będą tam firmy, w których mogłaby znaleźć zatrudnienie.
Minęła Legnicę. W oczy rzucił jej się drogowskaz z nazwą Polkowice. Przypomniała sobie, że one są częścią Legnickiego Zagłębia Węglowego. Zatrzymała się przy polkowickim rynku. Postanowiła zrobić mały rekonesans i popytać o wynajem jakiegoś lokum. Od razu zwróciła uwagę na wielki szyld z napisem „Nieruchomości”. Zdecydowała, że od tego zacznie.


Przyjęła ją kobieta w średnim wieku. Laura powiedziała jej tylko to, co uznała za stosowne, czyli że dopiero przyjechała i szuka zatrudnienia, i mieszkania.
 - Chyba będę w stanie pani pomóc – kobieta uśmiechnęła się do Laury z sympatią i sięgnęła po opasły katalog.

czwartek, 24 stycznia 2019

UCIEKINIERKA - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Chęć ucieczki od tego drania narastała w niej z każdym dniem. Nie wiedziała tylko jak uwolnić się od permanentnego nadzoru, który zaraz po wyjściu ze szpitala zafundował jej Wiktor. To nie było tak jak w filmach, że przed domem siedziało w samochodzie z przyciemnionymi szybami dwóch tajniaków w przeciwsłonecznych okularach. To byłoby zbyt proste. Wiktor każdego dnia serwował jej wizyty swoich znajomych. Nie pracowała więc nachodzili ją w różnych godzinach lub dzwonili, żeby wyciągnąć ją do jakiejś knajpy czy na zakupy. Dzięki temu miał pełną kontrolę nad jej czasem. Któregoś dnia dopisało jej jednak szczęście. Wiktor po powrocie z pracy wyciągnął z pawlacza niewielką walizkę i zaczął się pakować. Na moment zakiełkowała w niej nadzieja, że wyprowadza się do rodziców, ale szybko sprowadził ją na ziemię. Wraz z ojcem wybierał się do Katowic do klienta. Mieli zabawić tam trzy dni.
 - Jutro o dziesiątej przyjedzie do ciebie Tamara. Dotrzyma ci towarzystwa i o ile wiem, chce poszaleć po galeriach. Zapewniłem ją, że masz świetny gust i na pewno jej coś doradzisz. Przelałem ci na konto dziesięć tysięcy. Kup sobie coś ładnego i zabaw się trochę. My wrócimy w sobotę do południa.
 - Dziękuję… - wykrztusiła.

Wiktor wyjechał wcześnie rano. Udawała, że śpi. Jak tylko zamknęła się za samochodem brama wjazdowa zerwała się z łóżka i zaczęła pakować swoje rzeczy. Z premedytacją pozbierała wszystkie świecidełka, które od niego dostała. Pomyślała, że mogą się przydać, kiedy zabraknie jej gotówki, bo zawsze może je spieniężyć. Rzeczy wypełniły dwie spore walizki i torbę podróżną. Wyniosła wszystko do garażu i ukryła w starej szafie. Wiedziała, że Tamara skwapliwie korzysta z jej samochodu i pewnie będzie nalegać, żeby nim pojechały do miasta. Nie mogła na razie umieścić w bagażniku walizek, bo od razu by to podpadło „przyjaciółce”.
O dziewiątej zjadła śniadanie i sprawdziła w komputerze stan swojego konta. Opiewało na trzydzieści dwa tysiące. Nie było źle i mogło starczyć na dość długo, gdyby miała kłopoty ze znalezieniem pracy.


Punktualnie o dziesiątej zjawiła się Tamara. Uściskała i wycałowała Laurę, choć ta ostatnia doskonale wiedziała, że te uściski i całusy są fałszywe tak jak ich „przyjaźń”. Nie znosiła takiej obłudy i dwulicowości i ledwie tolerowała dziewczynę.
 - Wiktor uprzedzał cię, że przyjadę?
 - Tak… mówił… Wezmę tylko torebkę i wyprowadzę samochód.
 - Uwielbiam twój samochód. Ja swój zostawiłam dzisiaj u mechanika. Coś mu tam szwankuje. Przyjechałam autobusem.
 - Po zakupach odwiozę cię do domu – zapewniła Laura. – Wsiadaj. Jedziemy poszaleć.
Tym razem jednak nie wydała prawie nic. Wiedziała, że jeśli chce uciec, musi zacząć oszczędzać. Ta powściągliwość trochę zdziwiła Tamarę.
 - Mam już tyle ciuchów, że do śmierci ich nie zedrę. Wiktor bez przerwy coś przynosi.
 - Ależ ja ci zazdroszczę. Taki facet to prawdziwy skarb i w dodatku tak bardzo cię kocha. Nie ma zamiaru się oświadczyć? Tyle lat jesteście ze sobą, że powinien to zrobić.
 - Na temat oświadczyn nic nie wiem. Kiedyś na pewno to zrobi, ale póki co jest strasznie zapracowany i nie ma na nic czasu. Na razie dobrze jest jak jest.
Tamara rzeczywiście zaszalała z zakupami a to zdziwiło nieco Laurę, bo w banku nie zarabiała kokosów będąc na zupełnie podrzędnym stanowisku. Nie dociekała jednak pomyślawszy, że za ten nadzór być może Wiktor jej płaci. Jakby na to nie patrzeć musiała wziąć dzisiaj urlop, bo jest środek tygodnia.
Biegały od butiku do butiku do samej trzynastej. Potem pojechały do restauracji, żeby coś zjeść.
 - Ja stawiam - zadeklarowała Tamara. – Chcę ci się jakoś odwdzięczyć, że poświęciłaś dla mnie swój czas. Sama nie kupiłabym takich fajnych rzeczy. Masz jakieś plany na popołudnie? – zapytała niewinnie.
 - Chciałam pojechać do rodziców. Dawno u nich nie byłam. Mają żal, że tak rzadko ich odwiedzam – zełgała na poczekaniu.
 - Moi też często mają o to pretensje.
Po obiedzie odwiozła Tamarę i wróciła do domu. Musiała jeszcze przemyśleć szczegóły tej ucieczki. Wiedziała, że powinna wyjechać w noc poprzedzającą powrót Wiktora. Nie mogła tego zrobić na przykład jutro, bo ktoś z jego znajomych mógłby powiadomić go o tym i wróciłby wcześniej niż zamierzał.
Koło dziewiętnastej rozdzwoniła się jej komórka. To jej gnębiciel upewniał się, czy wszystko w porządku i pytał, jak udały się zakupy. Opowiedziała mu wszystko z detalami. Wiedziała, że o to samo zapytał już wcześniej Tamarę i tylko sprawdza jej wiarygodność. Mówił, że mają sporo pracy i zapewnił, że ją kocha i tęskni.
 Chyba świerzbią cię ręce i tęsknisz za okładaniem mnie szubrawcu – pomyślała.
 - Jutro postaraj się być w domu, bo umówiłem ogrodnika. Przyjdzie skosić trawę i przyciąć róże.
 - Nigdzie się nie wybieram i na pewno mnie zastanie – zapewniła.
Tyle co skończyła rozmawiać z Wiktorem, miała drugą rozmowę. Dzwonił jego kolega z kancelarii z propozycją nie do odrzucenia. Była zła. Wiktor wyjechał, ale zadbał o to, żeby czas, który miałaby tylko dla siebie, był jak najkrótszy.
 - Witaj Lauro. Miałabyś coś przeciwko temu, gdybyśmy wpadli jutro na małego grilla? Ja wiem, że to środek tygodnia, ale chcemy się trochę odstresować, a Wiktor mówił, że nie miałby nic przeciwko temu. Przyjechałbym ja z Mariolą i Tamara ze swoim chłopakiem.
Wiedziała, że jej odmowa wzbudzi tylko podejrzenia. Wszystko już było wcześniej uzgodnione i jej sprzeciw nie miał sensu.
 - Jasne, że możecie wpaść. Zrobić jakieś zakupy? Może jakąś kiełbasę lub karkówkę, czy boczek?
 - Nie zawracaj sobie głowy. My przywieziemy. Z nas wszystkich tylko wy macie odpowiednie warunki do grillowania a wasz ogród jest taki piękny.
 - O której chcecie przyjechać? Zaraz po pracy?
 - Dokładnie. Wielkie dzięki Lauro. Jesteś wspaniała. Do jutra w takim razie.
To była kolejna próba zatrzymania jej w domu, ale nie przejmowała się. Była gotowa do ucieczki.

O drugiej pogasiła wszystkie światła i zeszła do garażu. Powkładała do bagażnika walizki i torbę. Jeszcze raz sprawdziła, czy ma wszystkie dokumenty. Wolno wyprowadziła auto na podjazd, zamknęła drzwi od garażu i wyjechała na ulicę. Brama zamknęła się bezszelestnie a ona ruszyła do najbliższego bankomatu, z którego wypłaciła ostatnie pięć tysięcy zostawiając na koncie tylko dwa. Miała świadomość, że dzięki użyciu karty kredytowej będzie ją można łatwo namierzyć więc podczas zakupów z Tamarą dyskretnie obeszła wszystkie bankomaty w Złotych Tarasach wykorzystując, że ta zajęta jest przymierzaniem ciuchów.
Ustawiła GPS na adres w Gdańsku i zatankowawszy do pełna bak ruszyła na północ.
O szóstej rano dotarła na miejsce. Zaparkowała przed jednym z bloków przy ulicy Raduńskiej. Miała nadzieję, że Dorota, jej przyjaciółka ze studiów nie wyszła jeszcze do pracy. Nacisnęła guzik domofonu i usłyszała jej głos.
 - Zgadnij, kto? – roześmiała się.
 - Laura? To naprawdę ty? Wchodź kochana, wchodź. - Wbiegła na pierwsze piętro wprost w ramiona Doroty. – Dobry Boże, jakie wiatry cię tu przygnały?
 - Wielka chęć zobaczenia ciebie. Przecież ostatni raz widziałyśmy się na tej nieszczęsnej imprezie po obronie, na której Wiktor znokautował Karola. Strasznie stęskniłam się za wami. A gdzie on jest?
 - Zerwaliśmy. Różnice nie do pogodzenia – Dorota parsknęła śmiechem. – Pewnie jesteś głodna. Zaraz coś przygotuję.
 - Daj spokój. Spieszysz się do pracy, a ja poradzę sobie. Muszę się choć trochę przespać, bo jechałam całą noc.
 - Jest sobota kochana a poza tym jestem jeszcze na zwolnieniu lekarskim. Pochorowałam się. Dopadł mnie jakiś wirus, ale już jest dobrze. W poniedziałek wracam do kieratu. Zrobię śniadanie a po nim będziesz odsypiać.
Kilka godzin później Dorota obudziła Laurę na obiad.
 - Wstań śpiąca królewno. Nagotowałam pomidorówki a na drugie placki ziemniaczane z gulaszem.
 - Brzmi pysznie – mruknęła Laura i ziewnęła szeroko.
Zajadały te pyszności wspominając studenckie czasy. W pewnym momencie Laura zerknęła na włączony telewizor i zamarła. Pokazywali jakąś kampanię społeczną pod znamiennym tytułem „Jeśli cię uderzył raz nie czekaj na drugi, bo on na pewno nastąpi”. Przełknęła nerwowo ślinę, co nie uszło uwagi Doroty.
 - Co się dzieje? – zapytała zbita z tropu.
 - Spójrz na te kobiety. Są bite przez swoich mężów lub partnerów. Biedne, poniżane i maltretowane. Ja też jestem taką kobietą. Wiktor mnie bije. Pierwszy raz zrobił to po tej imprezie właśnie. Wylądowałam w szpitalu po pobiciu ze złamaną ręką, rozciętą wargą, łukiem brwiowym, i odbitymi nerkami. Od tej pory przeżywam prawdziwe piekło. To dlatego uciekłam. Nie zniosę już dłużej takiego traktowania – rozpłakała się. Dorota patrzyła na nią jak oniemiała.
 - To niemożliwe Laura. Przecież dobrze znam Wiktora. Nie skrzywdziłby nawet muchy. Na imprezie go poniosło, bo zobaczył lepiącego się do ciebie Karola. To normalna reakcja zazdrosnego faceta. Takie przypadki jak te w telewizji zdarzają się tylko w patologicznych związkach a wasz na pewno taki nie jest. Prymitywne typy tłuką swoje prymitywne żony za przesoloną zupę. Wiktor to człowiek z wielką klasą i jestem pewna, że nie podniósłby ręki na ukochaną kobietę. Nie tak został wychowany.
 - Uważasz, że kłamię? Że konfabuluję? – zapytała drżącym głosem.
 - Nie Laura, ale myślę, że jednak trochę wyolbrzymiasz. Rzadko się zdarza, żeby mężczyzna był tak oddany swojej kobiecie. Tak bardzo ją kochał i hołubił. Przecież jakby mógł, całowałby ślady twoich stóp. Ma świra na twoim punkcie i kocha cię jak wariat.
Po tych pełnych wątpliwości słowach Laura zaczynała żałować, że tu przyjechała. Spodziewała się znaleźć u Doroty jakieś wsparcie, współczucie i zrozumienie a tymczasem natknęła się na ścianę.
Skończyły jeść i Dorota zabrała się za mycie naczyń. Laura czuła się niezręcznie. Pomyślała, że być może powinna pożegnać się z nią i pojechać gdzieś indziej. Wyraziła to głośno, ale Dorota oburzyła się.
 - Nie wygłupiaj się. Gnałaś tu przez pół Polski i chcesz już wyjechać? Ubierz się. Zabieram cię na spacer. Ochłoniesz trochę.
Nie ochłonęła. Była rozczarowana i rozżalona na Dorotę, że nie uwierzyła jej słowom. Słuchała jej paplaniny, potakiwała głową, ale odzywała się z rzadka.

Było kilka minut przed dziewiątą, gdy obudził ją natarczywy dzwonek do drzwi. Trochę się zdziwiła, że w tak wczesny, niedzielny poranek ktoś nachodzi Dorotę. Pierwsze co jej przyszło do głowy, to świadkowie Jehowy, bo zazwyczaj oni pojawiają się w niedzielne poranki ze swoją misją.
Wstała z łóżka i narzuciła na siebie szlafrok. Słyszała cichą rozmowę, ale nie rozróżniała słów. Wyszła z pokoju i poczuła jak drętwieje ze strachu. W przedpokoju stał Wiktor i bezczelnie się do niej uśmiechał.
 - Nooo, jest moja księżniczka. Bardzo się o ciebie martwiłem i zachodziłem w głowę, gdzie się podziewasz. Wróciłem z Katowic a ciebie nie było. Na szczęście zadzwoniła Dorota i uspokoiła mnie. Wsiadłem w samolot i oto jestem.
Laura jak automat przeniosła wzrok na Dorotę. Nie mogła uwierzyć, że właśnie dzisiaj ich wieloletnia przyjaźń znalazła swój finał.
 - Jak mogłaś mi to zrobić? – wyszeptała. – Jak mogłaś…? Zwierzyłam ci się, bo ufałam ci bezgranicznie. Oczekiwałam od ciebie pomocy, jakiejś rady, a ty mnie zdradziłaś. Jesteś podła. Nie zostanę tu ani minuty dłużej. Może poczujesz się lepiej, gdy za jakiś czas przeczytasz mój nekrolog, w którym napiszą, że Wiktor zatłukł mnie na śmierć. Nie chcę cię znać.


 - Nie dramatyzuj. Odchodził od zmysłów, bo wyjechałaś bez słowa.
 - Uciekłam bez słowa – podkreśliła z naciskiem - od oprawcy i kata a ty wepchnęłaś mnie z powrotem w jego łapy – odwróciła się na pięcie i poszła się ubrać.  

Odebrał od niej torbę i pożegnał się z Dorotą przepraszając ją za zachowanie Laury. Ona wyszła bez słowa. Złapał ją za łokieć tak mocno, że nie mogła się wyrwać.
 - Mam nadzieję, że ta sytuacja pozwoli ci przemyśleć pewne rzeczy – odezwał się, gdy odbierał od niej kluczyki od samochodu – a przede wszystkim pozwoli zrozumieć, że nigdy w życiu się ode mnie nie uwolnisz, bo znajdę cię wszędzie nawet na Marsie i nie pozwolę ci żyć z nikim innym. Jeśli się nie dostosujesz, zniszczę ci życie. Trochę się przestraszyła, bo chyba jednak go nie doceniła.
 - Już mi zniszczyłeś. Nie masz prawa mnie bić i poniżać. Nie jestem twoją własnością.
 - Jesteś i zacznij się przyzwyczajać do tej myśli.


czwartek, 17 stycznia 2019

UCIEKINIERKA - rozdział 1



Kochani
To opowiadanie zostało napisane wspólnie z Gają i na podstawie jej pomysłu. Obie mamy świadomość, że takie historie jak ta nie są odosobnione i zdarzają się. Nie zagłębiałyśmy się w statystyki pokazujące jak wiele kobiet cierpi z powodu maltretowania i przemocy domowej, bo naszym celem było jedynie pokazanie krzywdy i próby uwolnienia się ofiary od swojego oprawcy.

UCIEKINIERKA

ROZDZIAŁ 1

Nie znosiła tego uczucia panicznego lęku, który ściskał za gardło, nie pozwalał złapać tchu i prowokował do kolejnej ucieczki. Przestała liczyć jak wiele razy musiała pakować walizki i uciekać do miejsca, gdzie nikt nie będzie jej szukał. Od kilku lat prowadziła takie życie. Życie na walizkach. Każda jej ucieczka była dramatycznym krzykiem rozpaczy, że oto znowu pojawia się na horyzoncie jej kat i oprawca, a ona nie ma wyboru, żadnej alternatywy. Jedyne co może zrobić, to zaszyć się gdzieś, by ten zwyrodnialec nie zatłukł jej na śmierć.



Poznali się w trzeciej klasie liceum i od razu zostali parą. On jak na swój młody wiek, niezwykle męski, wysoki, atletycznie zbudowany, co było wynikiem regularnych ćwiczeń na siłowni, o urodziwej twarzy, którą okalała burza kręconych, jasnych włosów. Ona - eteryczna brunetka o subtelnej urodzie, której niezaprzeczalnym atutem były duże, zielone oczy i pełne usta skrywające śnieżno białe, równe zęby. Zafascynowany jej pięknem od razu zaczął ją adorować. Jej bardzo to pochlebiało, że najatrakcyjniejszy chłopak w szkole zainteresował się właśnie nią.
Wiktor pochodził z bardzo zamożnej rodziny. Z kolei w domu Laury z finansami było bardzo przeciętnie, chociaż nie można powiedzieć, żeby kiedykolwiek biedowali. Stać ich było na wczasy, samochód czy inne przyjemności, ale z rodziną Wiktora nigdy nie mogli się równać. Jego rodzice za nią przepadali zresztą podobnie jak jej rodzina za nim. Dzięki niemu opływała w luksusy. Miała praktycznie wszystko co chciała i o czym marzyła.
Skończyli studia. On tak jak jego ojciec został prawnikiem. Mama była znanym lekarzem. Wujowie i ciotki albo mieli dobrze prosperujące firmy, albo zajmowali eksponowane stanowiska.
Po obronie prac dyplomowych postanowili urządzić dla znajomych i przyjaciół imprezę, by w ten sposób uczcić wkroczenie w nowy etap życia. Wiktor nie żałował pieniędzy. Wynajął najlepszy i najdroższy lokal w Warszawie, zamówił wyjątkowe menu i najszlachetniejsze alkohole. Muzykę do tańca wybierał najlepszy Disc Joker. Generalnie wszystko było na najwyższym poziomie. Bawili się wspaniale. DJ profesjonalista genialnie potrafił rozruszać doborowe towarzystwo. Było już dobrze po północy, gdy do Laury podszedł partner jej przyjaciółki. Był tak jak większość, mocno wstawiony. Chwiał się na boki usiłując zachować równowagę. Początkowo wypytywał ją o jakieś mało istotne rzeczy, by po chwili objąć wpół usiłując w ten sposób zaciągnąć ją na parkiet. Opierała się. Facet ledwo trzymał się na nogach. Nie był w stanie iść a co dopiero tańczyć. W pewnym momencie jak spod ziemi wyrósł przed nimi Wiktor. Był wściekły i pijany. Trzasnął z pięści w twarz mężczyznę, który upadł do tyłu i chyba stracił przytomność. Wiktor zupełnie się tym nie przejął. Podszedł do Laury i zamknął jej przedramię w żelaznym uścisku.
 - Do domu dziwko! – wrzasnął i szarpnął nią prowadząc w kierunku wyjścia. – Koniec imprezy! – rzucił za siebie.
Laura była w szoku. Byli ze sobą prawie siedem lat i nigdy w życiu nie widziała, żeby tak się zachowywał.
 - Wiktor puść mnie, to boli. Będę mieć siniaki – poprosiła cicho.
 - Ja ci dopiero zrobię siniaki zdziro. – Zacisnął szczęki i w milczeniu wrzucił ją do taksówki na tylne siedzenie. Sam usiadł z przodu każąc się wieźć do domu. Tam urządził jej prawdziwe piekło. Najpierw jeden cios w brzuch i zaraz następny. Zwinęła się wpół tracąc na chwilę oddech.
 - Ile razy mnie zdradziłaś z tym dupkiem!? No ile!? Myślisz, że pozwolę robić z siebie rogacza? Niedoczekanie – wykręcił jej rękę do tyłu i odgiął głowę ciągnąc za jej długie włosy.



Coś chrupnęło głośno. Laura wrzasnęła z bólu i osunęła się na ziemię. Straciła przytomność. Leżała w kącie przedpokoju a on szczodrze rozdawał jej kopniaki. W końcu zmęczony powlókł się do sypialni i tak jak stał runął na łóżko zasypiając niemal natychmiast.
Laura ocknęła się po dobrych dwudziestu minutach. Z jej lewej ręki wystawała kość. Prawą przycisnęła do ust ledwie powstrzymując torsje. Stanęła na nogi, zabrała torebkę i cicho wyszła z mieszkania Wiktora. Dowlekła się do postoju taksówek i kazała wieźć do szpitala. Słaniając się na nogach dotarła na SOR. Przerażona jej widokiem pielęgniarka wszczęła alarm. Zajęto się nią. Porobiono prześwietlenia i zdjęcia posiniaczonego ciała. Bezzwłocznie zawieziono ją na salę operacyjną, gdzie poskładano jej kości i założono gips.



Nad ranem, gdy wybudziła się z narkozy zapytano, kto jej to zrobił. Nie przyznała się, że stała się ofiarą swojego chłopaka. Nadal nie mogła uwierzyć, że posunął się do rękoczynów. Skłamała mówiąc, że napadnięto ją i pobito. Napastników nie pamięta, bo zaatakowali od tyłu. Tej wersji postanowiła się trzymać. O ósmej zadzwoniła do matki i prosiła ją, żeby przyjechała do szpitala. Pojawiła się wraz ojcem. Była przerażona wyglądem Laury. Jej twarz przypominała obrzękniętą maskę, podbite oko miało kolor purpury a rozerwana od ciosu warga bolała przy mówieniu. Całości dopełniał plaster ukrywający szwy na rozciętym łuku brwiowym.
 - Napadli cię? Jakim cudem i gdzie był Wiktor?
 - Nie napadli mnie – powiedziała cicho. – To Wiktor mnie pobił, choć nie dałam mu żadnego powodu, żeby tak się zachował. Zrywam z nim. Ani dnia dłużej z tą kanalią.
Matka żachnęła się i spojrzała na ojca.
 - Nie wygłupiaj się Laura. Na pewno da się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć…
 - Wytłumaczyć?! Całe ciało mam w krwiakach i odbite nerki. Moja ręka w jego łapach złamała się jak cienka gałązka a kość wystawała na zewnątrz. Jak chcesz to wytłumaczyć?!
 - Przesadzasz dziecko – odezwał się ojciec. - Siniaki się zagoją, a drugiego takiego chłopaka już nigdy nie znajdziesz. Przecież on cię kocha. Jakby mógł, nieba by ci uchylił. Wiesz jak to mówią, że jak się baby nie bije, to jej wątroba gnije – roześmiał się głupkowato. Laura patrzyła na oboje zszokowana. W ogóle jej nie współczuli. Stanęli po stronie Wiktora wciąż licząc, że w końcu się oświadczy i ją poślubi. Pozycja towarzyska i prestiż płynący z tego tytułu były ważniejsze od córki.
 - Wynoście się stąd – wysyczała przez zaciśnięte zęby. – Nie chcę was więcej widzieć. Wynocha! – wrzasnęła na całe gardło. Jej krzyk sprowadził do sali lekarza dyżurnego. Zobaczywszy zdenerwowanie pacjentki zwrócił się z prośbą do jej rodziców o opuszczenie sali. Kiedy wyszli poprosiła, żeby ich więcej nie wpuszczano, bo działają jej na nerwy.
Dwie godziny później przyszedł policjant, bo szpital zgłosił napaść. Spisał protokół i powiedział, że są małe szanse złapania sprawców, bo Laura nie widziała ich twarzy. Pic na wodę fotomontaż. Miała to gdzieś. Ona doskonale znała sprawcę. Wiktor – świeżo upieczony prawnik, który zgodnie z etyką zawodową powinien bronić poszkodowanych i słabych a nie łamać im kończyn.
Po południu zjawił się on sam z wielkim bukietem czerwonych róż. Był już po rozmowie z rodzicami Laury. Przepraszał ich. Mówił, że był pijany, zazdrosny i wściekły dlatego wyżył się na Laurze. Podszedł do łóżka i pochylił się chcąc ją pocałować. Odwróciła twarz.
 - Nie zbliżaj się do mnie…
 - Kochanie wybacz mi, błagam. Nie wiem co we mnie wstąpiło. Kompletnie nic nie pamiętam jakby urwał mi się film. Przecież cię kocham i nigdy w życiu bym cię nie skrzywdził.
 - Właśnie to zrobiłeś.
 - Laura jesteś dla mnie najważniejsza na ziemi, jesteś dla mnie wszystkim, całym moim życiem. Przecież w normalnych warunkach nigdy nie zrobiłbym ci nic złego. Jestem pewien, że ktoś wrzucił mi coś do drinka i stałem się agresywny. Przysięgam, że to już nigdy się nie powtórzy, tylko nie odchodź ode mnie – runął na kolana przed nią  zalewając się łzami.
Uwierzyła w tę bajkę o drinku i jego skruchę. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywał więc może to była prawda?
W szpitalu przetrzymano ją przez kilka dni i wypisano. Wypis był jedyną obdukcją jaką posiadała. Nigdy później nie pozwoliła fotografować swoich siniaków, czego wielokrotnie żałowała, bo sceny zazdrości i bicia zaczęły się powtarzać i wcale nie był potrzebny do tego alkohol. Tłukł ją zupełnie na trzeźwo z sadyzmem i premedytacją. Nauczył się jak bić, żeby nie było widać śladów. Nigdy nie bił jej już po twarzy. Jego dziewczyna musiała być nieskazitelnie piękna.

Nie poznawała go. To nie był ten sam Wiktor. Ten obecny był facetem z jakimś cholernym rozdwojeniem jaźni. Przy rodzicach zachowywał się bez zarzutu. Był uprzejmy i miły. Istne uosobienie anielskiej dobroci. Jej rodzice oszaleli na jego punkcie i rozpowiadali wszem i wobec jaki to wspaniały zięć im się kroi. W domu przeżywała prawdziwy koszmar na jawie. Jej ciało było granatowe. Wciąż zakrywała siniaki chodząc w golfach z długim rękawem nawet latem. Zmuszał ją do perwersyjnego seksu. Przykuwał kajdankami do łóżka i biczował pejczem jej ciało. Podduszał ją i wkładał jej w pochwę dziwne przedmioty. Wciąż miała stany zapalne, których sama nie miała możliwości wyleczyć. Wizyta u ginekologa była ostatecznością.
Zawsze była szczupła, wręcz filigranowa. Teraz wyglądała jak szkielet. Matka Wiktora zabrała ją któregoś dnia na badania zaniepokojona jej wyglądem.
 - Naprawdę nie wiem jak ty chcesz urodzić w przyszłości dziecko. Zacznij się lepiej odżywiać, bo wyglądasz jak cień.
 - Wyglądam jak cień, bo Wiktor mnie bije – zdobyła się na szczerość. - Kiedyś złamał mi rękę. Myśli pani, że długo tak wytrzymam? Pani syn jest potworem.
 - Co ty za bzdury opowiadasz? Jeśli to miał być żart, to nieśmieszny. Wiktor uchodzi w towarzystwie za łagodnego człowieka. Nigdy się nie unosi Poza tym kto by uwierzył w to co mówisz? Wszyscy go znają i wiedzą, że to anioł nie człowiek – zerknęła na badania krwi. – Wyniki masz całkiem dobre. Jest trochę niedoboru żelaza, co świadczy o anemii. Przepiszę ci leki. Na apetyt także.
 - Anioł? – energicznym ruchem ściągnęła z siebie sweter. – No to proszę zobaczyć dzieło tego aniołka. Sądzi pani, że sama to sobie zrobiłam?
Byczkowska z przerażeniem lustrowała posiniaczone i pocięte do krwi plecy swojej przyszłej synowej i ręce upstrzone fioletowo żółtymi śladami po palcach. Przełknęła głośno ślinę.
 - Laura, to nie dzieje się naprawdę – wykrztusiła przez zaschnięte gardło. – To jakiś koszmar. Przecież nie tak go wychowaliśmy… To niemożliwe, żeby był zdolny do czegoś takiego.
 - Trudno w to uwierzyć, prawda? Ja też długo nie mogłam. To już nie jest ten sam Wiktor co kiedyś. To bestia.
 - Chcę cię prosić, żebyś zachowała dyskrecję. Obiecuję, że z nim porozmawiam. Gdyby klienci kancelarii dowiedzieli się o tym, ludzie w niej pracujący straciliby wiarygodność, w tym mój mąż, a tabloidy miałyby używanie.
 - Jak długo mam milczeć? Do momentu aż zatłucze mnie na śmierć? – zapytała rozgoryczona.
 - Nie podchodź do tego tak skrajnie. On się zmieni, przysięgam. Daj mi tylko trochę czasu.
Dwa dni później Wiktor wrócił z pracy rozwścieczony. Z furią rzucił ciężką od dokumentów, skórzaną teczkę, która przeleciała obok głowy Laury wychodzącej z kuchni.
 - Obiad na stole… - rzuciła niepewnie.
 - Obiad? W dupie mam twój obiad. Po co polazłaś do mojej matki? Poskarżyć się na mnie? Kim ja jestem? Gówniarzem, który będzie wysłuchiwał pouczeń i strofowań? Oszalałaś? – doskoczył do niej i ścisnął jej ramiona unosząc do góry i potrząsając nią jak workiem kartofli. Rozpłakała się.
 - Wiktor uspokój się proszę. Nie możesz mnie bić, bo moje ciało dłużej tego nie wytrzyma…
 - Czyżby? – syknął jej pogardliwie w twarz. – Przekonajmy się – ścisnął ją jeszcze mocniej i z całej siły rzucił nią o ścianę. – Masz za długi język i paplasz, co ci ślina na niego przyniesie. Jeszcze raz się dowiem, że na mnie narzekasz, to pożałujesz – zagroził. – Masz wszystko. Najlepsze ciuchy, kosmetyki, biżuterię i wypasiony samochód. Nigdy na ciebie nie żałowałem a ty tak mi się odwdzięczasz?
Odgarnęła włosy z twarzy i spojrzała na niego z rozpaczą.
 - Chcę, żeby było jak dawniej – wyszeptała. – Jak wtedy, gdy byłeś dla mnie dobry i mnie kochałeś.
 - Nadal cię kocham idiotko!
 - I dlatego mnie bijesz? Z tej wielkiej miłości? Ja już nie chcę tak żyć. Nie chcę prezentów. One nie sprawią, że moje ciało odzyska prawidłowy kolor. Odchodzę. Za chwilę spakuję się i już mnie nie ma. Kup sobie worek treningowy i wal w niego ile wlezie. Na nim nie będzie widać siniaków.
Jej słowa rozjuszyły go. Znowu doskoczył do niej. Złapał ją za włosy i postawił na nogi.
 - Zgłupiałaś? Nigdy się ode mnie nie uwolnisz rozumiesz, nigdy. Choćbyś schowała się pod ziemię to i tak cię znajdę i wykopię. Zajmij się czymś i niech więcej do głowy nie przychodzą ci takie pomysły.