Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 kwietnia 2016

"WYZWANIE" - rozdział 9

ROZDZIAŁ 9    +18



Wpił się zachłannie w jej usta rozpalając ją i siebie. Już nawet nie pamiętał od jak dawna o tym marzył. Jej ciało, choć nosiło jeszcze blizny dla niego było posągowo piękne. Gładził jej płaski brzuch, pięknie wymodelowane piersi i całował jej sutki.
 - Boże jak bardzo cię pragnę… - wyszeptał między pocałunkami.
 - Bądź ostrożny Miron. Wiesz, że nie mam doświadczeń damsko męskich.
 - Zrobię to najdelikatniej jak się da.
Pogładził jej płeć i wdarł się w nią palcami. Drażnił to najwrażliwsze miejsce kobiety sprawiając, że zaczęła wilgotnieć. Nadeszło pożądanie i ogromną chęć poczucia go w sobie. Rozłożyła szerzej nogi. Uklęknął między nimi i podniósł do góry pośladki. Jej płeć lśniła. Przylgnął do niej ustami i pieścił językiem. Czuła, że długo tak nie wytrzyma. Jęknęła cicho.
 - Zrób to…
Wszedł w nią wolniutko napierając lekko, aż do samego końca. Myślała, że będzie gorzej, ale nie poczuła żadnego bólu, a jedynie przyjemność. Zaczął się poruszać. Najpierw powoli chcąc przyzwyczaić ją do siebie, potem ruchy stały się mocniejsze i bardziej rytmiczne. Oplotła nogami jego umięśnione ciało. Odpływała. Zatraciła się do końca w tym erotycznym tańcu. Przez jej ciało przebiegł błogi dreszcz wywołując na nim gęsią skórkę. Zaczęła drżeć, by po chwili poddać się rozkosznym spazmom, które zawładnęły nią całkowicie. Miron jeszcze bardziej przyspieszył, by po chwili wystrzelić w niej i znieruchomieć. Przez następne kilka minut trwał tak bez ruchu zanurzony w błogiej ekstazie. Klara leżała z zamkniętymi oczami przeżywając wciąż ten piękny akt.
 - Byłaś cudowna – wyszeptał w jej usta. Otworzyła oczy zamglone jeszcze rozkoszą.
 - Nie miałam pojęcia, że to może być takie wspaniałe. Chcę jeszcze raz… - wyszeptała wstydliwie.


Tydzień później Klara wyszła z pewnego budynku przy ulicy Królowej Jadwigi. Była podekscytowana, bo właśnie dokonała wyceny domu. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do Mirona.
 - Co tam kochanie? – usłyszała jego wesoły głos.
 - Muszę koniecznie coś ci pokazać i o czymś porozmawiać. Mogę przyjechać? Znajdziesz chwilkę?
 - Dla ciebie znajdę nawet dziesięć chwilek. Przyjeżdżaj.
Zatrzymała taksówkę i podała adres siłowni. Dziesięć minut później wchodziła do jej wnętrza. Przywitała się z personelem i zauważywszy Mirona pożeglowała w jego stronę.
 - Przed chwilą wyceniałam dom. Sto pięćdziesiąt metrów kwadratowych, cztery pokoje, duża kuchnia dwie toalety w tym jedna z łazienką. Dom jest dość stary, bo zbudowano go w tysiąc dziewięćset dwudziestym pierwszym roku, ale kolejne remonty sprawiły, że posiada centralne ogrzewanie, nowy dach, wymienioną instalację kanalizacyjną, wodną i elektryczną. Poza małym liftingiem nic nie trzeba tam robić. W dodatku w całym domu jest parkiet. Otoczenie wokół budynku jest po prostu bajkowe. Mnóstwo zieleni a piętro porasta malowniczy bluszcz. Spójrz. Zrobiłam kilka zdjęć. Czyż nie jest piękny?




 - Rzeczywiście. Bardzo piękny. Na ile wyceniłaś to cudo?
 - Na milion trzysta tysięcy, bo dom stoi na dużej działce, na której urządzony jest ogród. Obejrzałam wszystko dokładnie i jestem zachwycona. Rozmawiałam z właścicielem, bo on chce go sprzedać. Jest gotów zejść do miliona dwustu. Coś go pili, ale nie dociekałam. Myślę, że jak byśmy sprzedali nasze mieszkania, trochę dołożyli z oszczędności i wzięli niewielki kredyt, było by nas na niego stać. Co ty na to? Atutem też jest to, że posadowiony jest niedaleko centrum. Mielibyśmy blisko do pracy.
Miron patrzył na swoją żonę z rozbawieniem. Była tak podekscytowana, że dostała wypieków na policzkach.
 - Kochanie. Mam do ciebie stuprocentowe zaufanie. Jeśli twierdzisz, że dom ma wszystko, co potrzebne do życia, to ja jestem za. Mogę postarać się o kredyt, ale muszę wiedzieć ile go wziąć. Trzeba podliczyć wszystko co mamy i dopiero wtedy zadecydować. Zrobimy to wieczorem.

Wieczorem istotnie usiedli przy stole podliczając to, czym dysponują.
 - Ja za swoją kawalerkę mogę wziąć jakieś dwieście dwadzieścia tysięcy, ty za to mieszkanie jakieś trzysta sześćdziesiąt, to razem pięćset osiemdziesiąt. Jakieś trzysta dwadzieścia mam oszczędności.
 - Serio? Nie sądziłem, że aż tyle.
 - Uzbierało się. Niewiele na siebie wydawałam, a zlecenia są świetnie płatne. Razem to będzie dziewięćset tysięcy.
 - Dolicz moje dwieście sześćdziesiąt, to daje nam milion sto sześćdziesiąt tysięcy. Musielibyśmy pożyczyć czterdzieści tysięcy? To wcale nie tak wiele. Zadzwonię do rodziców. Może oni będą nam mogli pożyczyć taką sumę. Wtedy nie musielibyśmy brać kredytu – Miron złapał za słuchawkę i już wybierał numer do ojca. Wyłuszczył mu w czym rzecz. Ojciec wysłuchał go spokojnie i powiedział, że on może wyłożyć jakieś dwieście pięćdziesiąt tysięcy.
 - Nie potrzebujemy aż tyle tato.
 - Tak czy owak, tyle ci oferuję. Zanim sprzedacie swoje mieszkania, to pewnie trochę potrwa, a mówisz, że właściciel domu chce go szybko sprzedać.
 - No tak… Masz rację. Bardzo ci dziękuję. Odezwę się jeszcze. Pozdrowienia macie od Klary – rozłączył się. - To teraz policzmy ile mamy dostępnej gotówki. Nasze oszczędności i to, co chce pożyczyć nam tata daje… osiemset trzydzieści tysięcy. Trzeba porozmawiać z tym gościem, czy zgodzi się na dwie raty. Nie załatwimy tego inaczej – rozłożył bezradnie ręce.
 - Porozmawiam z nim. Najlepiej jakby zechciał umówić się ze mną na jutro.

Klara kuła żelazo póki gorące. Nie chciała zaprzepaścić takiej okazji. Następnego dnia wczesnym popołudniem dotarła na ulicę Królowej Jadwigi. Właściciel zaprosił ją na werandę i poczęstował pomarańczowym sokiem. 
- Musiałam się z panem koniecznie zobaczyć, bo mam dla pana pewną propozycję – zagaiła, kiedy usiedli już w wiklinowych fotelach przy niewielkim ogrodowym stoliku. – Otóż. Rozmawiałam wczoraj z mężem o tym domu, pod którego urokiem jestem od kiedy przekroczyłam jego próg. Pokazałam mu zdjęcia i jemu także bardzo się spodobał. Bylibyśmy zainteresowani jego kupnem. Problem tylko w tym, że nie dysponujemy taką sumą na jaką wyceniłam dom. I tu moje pytanie, czy zgodziłby się pan na dwie raty. Pierwsza w wysokości ośmiuset trzydziestu tysięcy a druga trzystu siedemdziesięciu, jeśli podtrzymuje pan to, co powiedział mi wczoraj, że jest gotów zejść z ceny o sto tysięcy. My musimy sprzedać nasze kawalerki, a na pewno nie sprzedamy je od ręki i stąd problem z całą kwotą. Oczywiście zawarlibyśmy stosowną umowę i dali panu odpowiednie gwarancje.
Mężczyzna zastanowił się chwilę.
 - A ja mam jeszcze inną propozycję. Umówilibyśmy się na kwotę pierwszej raty, a jeśli chodzi o drugą ratę to może mógłbym wziąć w rozliczeniu jedną z tych kawalerek i tak miałem zamiar zainwestować w jakieś małe mieszkanko. Niech mi pani o nich opowie.
 - Moja kawalerka jest bardzo malutka. To zaledwie dwadzieścia osiem metrów kwadratowych i wyceniona jest na dwieście dwadzieścia tysięcy, bo ma dobrą lokalizację. Kawalerka męża, to właściwie małe mieszkanie posiadające dwa pokoje, kuchnię, przedpokój i łazienkę. Samo centrum, wszędzie łatwy i wygodny dojazd. Jest warte trzysta sześćdziesiąt tysięcy.
 - I tu dochodzimy do sedna sprawy. Ja wezmę mieszkanie i gotówkę, którą pani proponuję. Wtedy będziemy kwita.
Twarz Klary rozpromieniła się w szerokim uśmiechu.
 - Bardzo, bardzo się cieszę. Ja zredaguję umowę nawet na jutro. Podpiszemy ją i przeleję panu pieniądze na konto. Opróżnimy jak najszybciej mieszkanie męża, żeby mógł się pan wprowadzić. A może obejrzałby pan wcześniej, co pan dostaje?
 - To nie będzie konieczne, bo tak naprawdę to jest mi wszystko jedno. Centrum bardzo mi odpowiada. Czy tam potrzebny jest remont?
 - Raczej nie. Wszystkie media działają bez zarzutu, a w zeszłym roku mąż malował ściany. W łazience i kuchni są kafelki, a na podłogach panele. Okna również są wymienione na plastikowe.
 - I bardzo dobrze. Najważniejsze, że nie będę musiał tam nic robić, bo już zdrowie nie to. Czyli umawiamy się jutro na podpisanie umowy, tak?
 - Jak najbardziej tak. Przyjadę po południu jeśli pan pozwoli i zabiorę ze sobą męża.
 - Chętnie go poznam. Do jutra w takim razie – uścisnął Klarze dłoń.


Nie tracili czasu. Przy pomocy kolegów z siłowni opróżnili mieszkanie Mirona i przeprowadzili do niego pana Zygmunta, właściciela domu. W międzyczasie dali ogłoszenie o sprzedaży kawalerki Klary. W domu odświeżyli tylko ściany, bo nic więcej nie było trzeba i mogli się przeprowadzać. Cała akcja przebiegła błyskawicznie i w krótkim czasie Klara mogła na stałe zachwycać się posiadłością. Dokupili trochę mebli, ale większość przewieźli z własnych mieszkań. Samochód Mirona wreszcie znalazł przytulny garaż i nie musiał stać pod chmurką. Urządzili się tak jak chcieli. Pod koniec września w pewną sobotę zorganizowali parapetówkę zapraszając rodziców i tych wszystkich, którzy zaangażowani byli w przeprowadzkę. Było dość ciepło i impreza przeniosła się na zewnątrz. Matka Klary nie mogła wyjść z podziwu.
 - To piękny dom Klara. Bardzo przytulny i tyle tu zieleni.
 - Mnie też urzekł mamo. Latem możecie przyjeżdżać i wypoczywać w ogrodzie. To tak, jakbyście byli na wczasach.
 - Boże, gdzie ja mam głowę! – Łopacka sięgnęła do torebki. – Przyszedł list do ciebie na nasz adres. Widocznie ten ktoś nie zna nowego. Masz – wcisnęła jej białą kopertę.
 - Odłożę. Nie będę teraz czytać, kiedy są goście. Przeczytam wieczorem.
Rodzice Mirona też zachwycili się posesją. Spacerowali po ogrodowych alejkach podziwiając dorodne drzewa i ładnie utrzymane grządki kwiatowe.
 - Sporo tu miejsca. Wiosną będziecie mieć trochę roboty, żeby utrzymać w takim stanie ogród.



 - Ja się na tym kompletnie nie znam, - roześmiała się Klara – ale wierzę, że moi rodzice nam pomogą. Tata od lat ma działkę i ją uprawia, więc doświadczenie posiada. Mama zagląda tam rzadziej, głównie wtedy, jak trzeba zebrać warzywa, ale na pewno ma większe pojęcie o ogrodnictwie niż ja.
Wieczorem towarzystwo się rozjechało. Klara wyszła z łazienki wcierając w dłonie krem. Jej uwagę przykuła biała koperta więc sięgnęła po nią. W środku znalazła zaproszenie o treści:

„Dawny przewodniczący klasy IVb Mateusz Wójcik ma zaszczyt zaprosić panią Klarę Łopacką na zjazd absolwentów ww. klasy, który odbędzie w dniu drugim października bieżącego roku w budynku liceum ogólnokształcącego. Zbiórka i sprawdzenie obecności odbędzie się świetlicy szkolnej (I piętro) o godzinie szesnastej.
Bardzo prosimy o potwierdzenie obecności i wpłatę kwoty w wysokości dwustu złotych na konto podane poniżej, w ramach której zapewniamy napoje i catering. Alkohol we własnym zakresie
Można przyjść z osobą towarzyszącą (mąż/żona, narzeczony/narzeczona, chłopak/dziewczyna), ale wówczas należy wpłacić podwójną kwotę. Z poważaniem Mateusz Wójcik”. 

środa, 20 kwietnia 2016

"WYZWANIE" - rozdział 8

ROZDZIAŁ 8



Rozłożył kanapę i ułożył na niej pościel. Pomógł się Klarze przebrać w piżamę i zaprowadził ją do łóżka okrywając troskliwie cienką kołdrą.
 - To ty sobie poleż, a ja ogarnę trochę ten bałagan. Rzeczy z twojej torby dać do pralki tak? Na pewno tak, bo przesiąkły zapachem szpitalnym. Za chwilę pojadę do sklepu. Trzeba uzupełnić zapasy, bo nic prawie nie masz.
 - Kup dużo jarzyn. Paprykę uwielbiam, więc możesz wziąć nawet dwa kilo i zgrzewkę wody mineralnej. Jajka, pomidory i może pumpernikiel.
Przysiadł na krawędzi kanapy i pogładził jej włosy.
 - Kochanie, nie kupię niczego, czego sam bym nie zjadł. Przecież wiesz, że też muszę trzymać dietę. Pojadę na targowisko. Może dostanę jakieś smaczne owoce. Ty sobie pośpij. Ja wrócę za jakąś godzinę.
Po jego wyjściu zamknęła oczy i pomyślała, że będzie najlepszym mężem na świecie, bo ma dobry charakter i jest opiekuńczy. Dba o nią i martwi się o nią. Przysnęła.
Tymczasem Miron objuczony siatkami wszedł do klatki schodowej natykając się na kobietę i mężczyznę stojących przed drzwiami Klary. Domyślił się, że to jej rodzice.
 - Dzień dobry państwu – przywitał się. – Państwo Łopaccy, prawda? Rodzice Klary.
 - A pan? Kim pan jest? – zapytała kobieta taksując go uważnym spojrzeniem.
 - Miron Zwoliński, narzeczony Klary.
 - Narzeczony?
 - Tak, zaręczyliśmy się jeszcze tam w Warszawie, a na początku września planujemy ślub.
Kobieta najwyraźniej była w ciężkim szoku. Natomiast ojciec Klary uścisnął mocno dłoń Mirona.
 - Bardzo się cieszę, że mam okazję cię poznać, bo córka wiele opowiadała mi o tobie. Dużo ci zawdzięcza i chyba kocha cię bardzo. Nie mówiła mi tego wprost, ale tego raczej nie można ukryć.
 - Ja też kocham ją całym sercem. Wspaniała kobieta. Zaraz otworzę drzwi. Musiałem wyskoczyć po zakupy, bo nic nie miała w lodówce. Teraz pewnie śpi. Jest jeszcze trochę obolała po operacji - przekręcił w zamku klucz i puścił przodem Łopackich. – Proszę się rozgościć, ja zaraz zaparzę kawę. Niestety żadnych słodkości do niej nie kupowałem, bo oboje unikamy takich rzeczy, ale kupiłem trochę owoców, jeśli państwo mieliby ochotę.
Łopaccy weszli do pokoju i z troską spojrzeli na śpiącą Klarę.
 - Jaka ona mizerna… - matka miała łzy w oczach. – Chyba długo jeszcze się nie przyzwyczaję, że jest taka szczupła.
 - Taka chciała być. Schudła wyłącznie dla siebie i własnego zdrowia. Ciężko pracowała na ten sukces. Ja bardzo ją za to podziwiam – powiedział cicho Łopacki.
Klara poruszyła się i otworzyła oczy. Ze zdumieniem zarejestrowała obecność w swoim domu matki. Ona była tu raczej rzadkim gościem.
 - Mama?
 - Musiałam przyjechać kochanie. Bardzo niepokoiłam się o ciebie. Bałam się wyniku tej operacji, bo tato mówił, że była bardzo rozległa. W dodatku nie miałam pojęcia, że masz kogoś i jesteś zaręczona. On jest bardzo przystojny i kocha cię.
 - Wiem. Ja też go kocham. Inaczej nie zgodziłabym się za niego wyjść.
Miron pojawił się w drzwiach niosąc tacę, na której parowały filiżanki wypełnione aromatyczną kawą.
 - Proszę bardzo – postawił tacę na niewielkim stoliku. – Napijesz się kochanie?
 - Bardzo chętnie. Pysznie pachnie - powoli usiadła na kanapie. – Jeszcze jestem obolała. To zaledwie tydzień jak mnie operowali, ale lekarz twierdzi, że wszystko ładnie się goi – uśmiechnęła się na widok przerażonej miny matki. – Mamo, spokojnie, to tylko tak nieciekawie wygląda, ale naprawdę nie jest tak źle. Musieli usunąć skórę z rąk, bo wisiały mi u ramion dwie, wiotkie fałdy. Najgorzej wyglądało to na brzuchu. Jakbym miała na sobie płaszcz. Nogi też wymagały interwencji. Jak wszystko się pogoi, będę miała naprawdę ładną figurę.
 - Ważyłaś się po operacji? – zapytał ojciec.
 - No pewnie. Doktor powiedział, że usunęli mi prawie osiem kilo zbędnej skóry. To dużo. Jak weszłam na wagę okazało się, że ważę pięćdziesiąt osiem kilo. W życiu nie ważyłam tak mało i zrobię wszystko, żeby to utrzymać. Zresztą mam najlepszego trenera na świecie, który nie pozwoli mi się z powrotem zatuczyć – spojrzała z miłością na Mirona.
Ta wizyta była bardzo udana. Po raz pierwszy matka Klary nie wygłaszała swoich mądrości, ale wykazała troskę o córkę. Zapraszała też ich oboje do odwiedzin.
 - Na pewno zajrzymy mamo. Najpierw jednak ja muszę stanąć na nogi. Za kilka dni Miron wraca do pracy, a ma też sporo załatwiania a związku ze ślubem, bo ja na razie nie jestem zbyt pomocna. Musimy sporządzić listę gości, a to na pewno nie będzie łatwe.  
Rodzice pożegnali się. Już za drzwiami matka powiedziała.
 - Nasza córka jest bardzo dzielna i taka śliczna. Żałuję, że nie potrafiłam nigdy okazać jak bardzo ją podziwiam.
 - To powiedz jej to. Ona w życiu na nic tak nie czekała jak na akceptację z twojej strony.
 - Powiem. Na pewno jej powiem. Będzie jeszcze ku temu okazja.

Klara zdrowiała. Po dwóch tygodniach Miron zabrał ją na ściągnięcie szwów. Wszystko pięknie się goiło. Blizny rzecz jasna były czerwone, ale Klara ufała chirurgowi i skoro zapewniał ją, że z czasem zbledną, to tak na pewno będzie.
Podczas urlopu Mirona dokonali kilku rzeczy, a mianowicie wybrali wzór zaproszeń na ślub ustalili liczbę gości, która oscylowała w granicach pięćdziesięciu osób i wybrali świadków. Klara nie miała żadnych koleżanek ani przyjaciółek, natomiast Miron miał ich mnóstwo. Zaproponował parę trenerską, którą Klara dobrze znała z zajęć na siłowni i zaakceptowała ten wybór. Postanowili, że na weselu będą tylko ich najbliżsi krewni i kilka osób z siłowni. Tuż obok niej znajdowała się nieduża restauracja, gdzie zmęczeni treningiem ludzie często przychodzili na jakąś kawę, czy herbatę, lub po prostu coś zjeść. To Miron wpadł na pomysł, żeby urządzić tam wesele.
 - Sala spokojnie pomieści pięćdziesiąt osób – mówił podekscytowany. Wiem, że mają tam kuchnię i gotują posiłki. Na pewno mogliby coś zaproponować. Koniecznie muszę tam pojechać i pogadać z właścicielem. Może się zgodzi.
Negocjacje z właścicielem nie trwały długo. Mówił Mironowi, że to trzecia taka propozycja jaką dostał odkąd otworzył działalność.
 - Najlepiej by było, żebyście tort weselny, czy ciasta zamówili gdzieś indziej, bo my nie robimy takich rzeczy. Alkohol też musicie załatwić we własnym zakresie. Natomiast, jeśli chodzi o zimną płytę i gorące dania, to jesteśmy w stanie to zapewnić, również obiad dwudaniowy. Przyniosę menu i zobaczy pan co mamy w ofercie.
Miron wybrał rosół, a na drugie danie kluski lub ziemniaki do wyboru, zestaw surówek, pieczeń i kurczaka według uznania. Dla siebie i dla Klary zażyczył sobie tylko surówki z duszoną we własnym sosie indyczą piersią.
Kiedy Klara poczuła się już całkiem dobrze zabrał ją do jubilera i wspólnie wybrali obrączki.




Były skromne i proste. Nic wyszukanego, ale to właśnie dlatego bardzo im się spodobały. Prosto stamtąd podjechali na osiedle, gdzie mieszkali rodzice Mirona. Państwo Zwolińscy przyjęli ją bardzo wylewnie i niezwykle życzliwie. Podziwiali jej urodę i zapewniali, że bardzo się cieszą, że ich syn spotkał tak wyjątkową kobietę.
Kilka dni później obejrzała salę weselną. Nie wyróżniała się niczym specjalnym, ale pomyślała, że dobrze by było jednak ją przystroić. Może jakieś kwiaty?
 - Już wszystkim się zająłem kochanie – uspokoił ją Miron. – Stoliki ustawimy w kształcie litery „U”, a środek będzie to tańca. Kolega ma zespół muzyczny i zgodził się grać na naszym weselu. Kwiaty także zamówiłem, a dziewczyny z siłowni zadeklarowały pomoc przy strojeniu sali. Ogarnąłem wszystko. Najważniejsze jednak, że mamy zaklepany kościół na drugiego września. O dwunastej w południe zostaniesz moją prawowitą małżonką.
 - Podziwiam cię, wiesz? Nie sądziłam, że jesteś taki zorganizowany. Dużo masz jeszcze tych zalet?
Roześmiał się rozbawiony.
 - Trochę się znajdzie, ale sama musisz je odkryć. Czeka nas dzisiaj jeszcze jedna wizyta. W salonie ślubnym. Musisz wybrać sukienkę. Oczywiście podglądał nie będę. Usiądę sobie gdzieś na ławce, albo poczekam na ciebie w samochodzie. Mój garnitur już się szyje.

Miała poważny dylemat, bo sukien było mnóstwo, a co jedna to ładniejsza.
 - Musi pani wybrać coś dopasowanego, coś, co podkreśli pani figurę.
 - Niech tylko nie będzie to coś, co za dużo odsłania. Nie chcę wyglądać jak wyuzdana panna młoda. Najlepiej też, gdyby miało rękawy z jakiegoś cienkiego materiału.
 - Na pewno coś znajdziemy.
Przymierzyła chyba z dziesięć sukien aż wreszcie trafiła na taką, która odpowiadała jej najbardziej. Miała skromny dekolt i tiulowe rękawy skutecznie zasłaniające jej blizny, które jeszcze nie wyglądały zbyt dobrze. Była dopasowana i leżała idealnie. Do sukni zaproponowano jej stroik i białe szpilki.
 - Są za wysokie. Nie umiem chodzić w takich butach. Może macie coś na szerszym obcasie i przede wszystkim niższym.
Czółenka, które jej przyniesiono były zdecydowanie odpowiedniejsze i wygodne. To było to. Podała sprzedawczyni kartę i zapłaciła za wszystko. Suknię miała odebrać pod koniec sierpnia po wykonaniu niezbędnych poprawek.



W połowie sierpnia wybrali się ponownie do Warszawy. Minął miesiąc od operacji i Klara nie chciała szukać innego chirurga plastycznego w Krakowie. Chciała usłyszeć opinię doktora Szczyta.
On obejrzał ją dokładnie i wyraził swoje zadowolenie.
 - Wszystko ładnie się zagoiło. Piersi mają prawidłowy kształt a sutki są na swoim miejscu. Brzuszek płaski bez żadnych fałdek. Ramiona też zagojone podobnie jak nogi. Odczuwa pani jeszcze jakiś dyskomfort?
 - Żadnego. Czuję się już naprawdę świetnie i jestem zachwycona wynikiem operacji.
Lekarz uśmiechnął się od ucha do ucha.
 - Skoro pacjentka jest zadowolona, to ja również.
Wracała już spokojna. Nic się nie działo i wszystko było w najlepszym porządku. Teraz mogła skupić się na zbliżającym się wielkimi krokami ślubie.

Od rana w małym mieszkanku Klary panował ruch jak na Marszałkowskiej. O dziewiątej przyszła zamówiona przez nią fryzjerka i kosmetyczka w jednym, żeby uczesać jej włosy i zrobić makijaż. Potem pojawili się jej rodzice. Matka uparła się, że musi pomóc ubrać się córce do ślubu. Kiedy już stanęła przed nimi zalśniły im oczy.
 - Jesteś taka piękna córeczko. Śliczna ta suknia i cudnie ci w niej.
Ojciec przytulił ją mocno.
 - Bardzo cię kocham. Nigdy nie widziałem piękniejszej panny młodej. Bądź szczęśliwa dziecko, bo zasługujesz na szczęście jak mało kto.
Ostatkiem sił panowała nad tym, żeby się nie rozpłakać i żeby nie popłynął ten misternie zrobiony makijaż.
Podjechał Miron limuzyną a za nim samochodem jego rodzice. Wraz z nimi do kościoła mieli się zabrać rodzice Klary. Kiedy ją zobaczył całą w bieli i z nieśmiałym uśmiechem na ustach, aż westchnął z zachwytu.
 - Będę miał najpiękniejszą żonę na świecie – szepnął jej do ucha – i najmądrzejszą.
Czas było jechać. Punktualnie o dwunastej zaczęła się ceremonia. Wzruszeni przysięgali sobie miłość i wierność, trwanie w szczęściu i nieszczęściu, w chorobie i zdrowiu. Wreszcie ksiądz ogłosił ich małżeństwem.
To było naprawdę udane wesele. Goście nie narzekali. Zespół pięknie przygrywał do tańca, a jedzenie było smaczne. Całe towarzystwo rozjechało się nad ranem. Miron i Klara wsiedli do zamówionej taksówki i pojechali do mieszkania Mirona. Było nieco większe od tego Klary, ale też niezbyt ustawne i ciasne. Tam zrzuciwszy ślubne stroje zalegli w łóżku, by skonsumować to małżeństwo.