Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 listopada 2019

SEKRET - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3


Spłukała zimną wodą twarz i spojrzała w lustro. Wyglądała jak zapędzone w róg, zaszczute, przerażone zwierzę. W głowie lęgły jej się pytania, których przez te czternaście lat nie odważyła się nawet wyartykułować. Co będzie, gdy przypadkowo natkną się na Ninę? Czy nie posunie się do tego, żeby wyjawić Arturowi prawdę? Jak zareaguje Malwina, gdy dowie się, że to Nina jest jej matką? Teraz te pytania nabrały rzeczywistego charakteru a Nina obecna ciałem i duchem popijała sobie kawkę u niej w salonie.

Bała się. Naprawdę się bała. Ten paniczny strach sprawił, że przestała racjonalnie myśleć i zaczęła wyobrażać sobie najgorsze. Dlaczego ich szukała? Czyżby w jej głowie wylęgł się pomysł zniszczenia im życia? Nina była zdolna do wszystkiego. Przez czternaście lat nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie miała pojęcia, czy skończyła studia, czy wyszła za mąż i czy ma dzieci. Tylko jedno wiedziała o niej, że mieszka we Wrocławiu i to dlatego, że sama im przecież o tym powiedziała.
Wytarła twarz ręcznikiem i cicho wyszła z łazienki. Przeszła spory przedpokój i zatrzymała się na jego końcu słysząc wymianę zdań między nią i Arturem.
 - Mało się zmieniłaś – mówił z uznaniem. – Minęło tyle lat a ty nadal jesteś piękna i młoda jakby czas ci się zatrzymał. Wyszłaś za mąż?
 - Nie jestem zbyt stała w uczuciach. Nadal jestem singielką. Jakoś żaden nie zdołał mnie usidlić. Zbyt rogaty mam charakter – roześmiała się perliście ukazując rząd białych, równych zębów.


– Jednak zdarza się, że wpadam w sentymentalny nastrój. Tak było przed przyjazdem tutaj. Zupełnie przypadkowo dowiedziałam się, że Anita wyszła za mąż za ciebie właśnie. To było chyba z jedenaście lat temu. Byłam w Wałbrzychu i spotkałam się z jej babcią, i to od niej wiem. Moja „przyjaciółka” dopięła swego – ton Niny stał się nagle zjadliwy.
 - Co masz na myśli? – Artur przyjrzał jej się uważnie.
 - No nie udawaj. Wtedy, gdy byliśmy parą podkochiwała się w tobie skrycie.
Artur zaczerwienił się i ukradkiem spojrzał na córkę. Siedziała nieruchomo z wbitym w Ninę wzrokiem. Ta ostatnia uśmiechnęła się ironicznie.
 - Myślisz, że nie wiem o tym odwecie za to, że z tobą zerwałam? Byłeś z nią. W ten sposób chciałeś się zemścić.
 - Dzięki tej zemście mam teraz piękną córkę, którą kocham nad życie.
Nina roześmiała się szyderczo.
 - Uważasz, że to z nią masz córkę? O święta naiwności. Tak ci powiedziała? Przecież ona nie była w ciąży. Wybacz Malwinko, ale to ja jestem twoją matką. Nie miałam możliwości i warunków, by móc cię wychowywać, a Anita zaproponowała adopcję ze wskazaniem. Nieźle namieszała wam obojgu w głowach, nie ma co.
Stojącej w przedpokoju Anicie pociemniało w oczach. - To tak sobie to wymyśliła… Podła kłamczucha.
Usłyszeli głośny huk i zerwali się z foteli. Artur pierwszy wybiegł z pokoju i natknął się na nieprzytomną Anitę. Wziął ją na ręce i położył na kanapie.
 - Anita ocknij się – klepał ją po twarzy. Wreszcie otworzyła oczy i spojrzała na niego przytomniej. Zebrała siły i usiadła wlepiając wzrok w Ninę.
 - To po to tu przyjechałaś? – zapytała słabym głosem. – Żeby zniszczyć mi rodzinę? Za co ty mnie tak nienawidzisz? Znowu masz fazę szukania mocnych wrażeń? Jesteś podła i w dodatku mówisz nieprawdę. Obie dobrze wiemy jak to wyglądało.
 - Jeśli chodzi o łgarstwa, to stałaś się mistrzynią – odparowała Wojtasik. – Trzeba nie lada sprytu, żeby przez tyle lat okłamywać dziecko i człowieka, którego zaciągnęłaś do ołtarza tylko dlatego, że wmówiłaś mu, że Malwina jest córką twoją i jego.
 - Artur to nieprawda – spojrzała błagalnie na męża. – To w ogóle nie tak...
 - A jak? – odezwała się Malwina. – Jak mogłaś ukryć przede mną coś tak ważnego? I nie mów mi tylko, że chciałaś mnie chronić, bo i tak ci nie uwierzę. Jesteś hipokrytką. Wpajałaś mi od dzieciństwa, jak ważne jest mówienie prawdy, jak ważna jest szczerość a tymczasem kłamałaś i mnie, i tacie przez czternaście lat. Nie chcę cię znać – odwróciła się na pięcie i pobiegła do swojego pokoju. Nina stała z założonymi na piersiach rękami i z uśmiechem tryumfu na twarzy wpatrywała się w Artura czekając na jego reakcję.
 - Wiesz jak się czuję? – zwrócił się z pytaniem do żony. – Czuję się jak ofiara oszustwa i zdrady. Czuję się jak ostatni głupek i naiwniak. Czuję się tak, jakby ktoś wymierzył mi mocny cios w brzuch. To co zrobiłaś…, czego się dopuściłaś…, było podłe i niegodne. Sądziłem, że dobrze cię znam, a okazało się, że nie znam cię w ogóle.
 - Artur pozwól sobie wytłumaczyć… - próbowała wyjaśnić tę skomplikowaną sytuację.
 - Niczego nie będę słuchał – przerwał jej gwałtownie. – Mam dość twoich krętactw. Zabieram Malwinę i wyprowadzam się.
 - Nie rób tego, błagam… Pozwól mi wyjaśnić i powiedzieć jak to było naprawdę. Nina kłamie.
 - Nie sądzę. Mam tego dość. Idę się pakować.
Zostały w salonie same. Przez chwilę mierzyły się nienawistnym wzrokiem.
 - Ty bezduszna kanalio – syknęła Anita. – Nie chciałaś tego dziecka, puszczałaś się z kim popadło. Nawet nie wiedziałabyś czyje ono jest, gdyby tak bardzo nie przypominało Artura. Pomagałam ci ile mogłam, a ty po latach przychodzisz sobie jak gdyby nigdy nic tylko po to, żeby zniszczyć to na co tak długo pracowałam, bo zazdrościsz mi rodzinnego szczęścia? Ty podłoto. Należysz do najgorszego sortu ludzi. Gardzę tobą. Osiągnęłaś swój cel, więc ciesz się póki możesz, bo jakoś mam dziwną pewność, że szybko ci się to znudzi. Kolejny raz wbijesz Arturowi nóż prosto w serce i skrzywdzisz swoją córkę.
 - Ja przyszłam tylko po swoje moja droga. To mnie Artur kochał, nie ciebie i jestem pewna, że ta miłość znowu w nim odżyje. A jeśli chodzi o Malwinę, to przecież przed chwilą to ty ją skrzywdziłaś, nie ja.
 - Wynoś się! Wynoś się z mojego domu i nigdy nie wracaj!
 - Z wielką przyjemnością zwłaszcza, że chyba Artur i Malwina są już spakowani.
Opuścili dom bez słowa pożegnania. Anita wciąż nie mogła uwierzyć w to, co przed chwilą miało miejsce. Jej życie rozpadło się jak domek z kart. Siedziała odrętwiała na kanapie przez kilka godzin nie potrafiąc się ruszyć i nie przestając płakać.


Nie mogła zrozumieć dlaczego Artur tak łatwo dał wiarę słowom Niny. Dlaczego jej córka odwróciła się od niej? Jak ma teraz bez nich żyć? Przecież byli dla niej wszystkim. Treścią i sensem jej życia, które poświęciła dla nich. Gdyby to coś dało, wyrwałaby sobie serce, żeby tylko wrócili do domu.


Artur z Malwiną i Niną wyszedł z bloku i ruszył w stronę parkingu. Miał pustkę w głowie i nie bardzo wiedział dokąd ma jechać, ale Nina rozwiała jego wątpliwości.
 - Pojedźmy do Wrocławia. Jestem wam to winna. Mam duże mieszkanie na wrocławskich Krzykach i na pewno wszyscy się pomieścimy. W poniedziałek zaczniemy załatwiać formalności. Zapiszemy Malwinę do szkoły i poszukamy ci pracy. Będzie dobrze.


Minęły dwa miesiące. Przez ten czas usiłowała się do nich dodzwonić, ale zarówno Artur jak i Malwina odrzucali połączenia od niej. Nie miała pojęcia jak sobie radzą. Nie miała pojęcia czy zostali w Warszawie, czy pojechali do Wałbrzycha, czy też z Niną do Wrocławia. Obstawiała to ostatnie. Wielokrotnie żałowała, że podczas tej ich ostatniej rozmowy nie była bardziej dosadna próbując wyjaśnić całą sytuację. Żałowała, że pozwoliła się tak stłamsić i zdominować Ninie. Samotność przytłaczała ją. Funkcjonowała jak automat. Z domu do pracy, z pracy do domu, czasem jakieś zakupy, żeby nie umarła z głodu.
Jej koleżanki z firmy nie zwracały uwagi na jej smutek i przygnębienie. Z żadną z nich nie zaprzyjaźniła się na tyle, by móc jej się zwierzyć z kłopotów. Któregoś dnia idąc do windy natknęła się na Martę. Nie znała jej dobrze i niespecjalnie za nią przepadała. Od początku jak tylko zaczęła pracować, Marta wydała jej się osobą wyniosłą, oschłą, dość surową i zadzierającą nosa. Raczej z nikim nie utrzymywała stosunków koleżeńskich, bo pewnie pozostałe dziewczyny odbierały ją tak jak Anita. Marta była singielką i to dosyć urodziwą. Mężczyźni zwracali na nią uwagę natomiast ona sprawiała wrażenie jakby wcale jej na tym nie zależało. Po kątach szeptano, że kiedyś miała narzeczonego, ale zginął tragicznie a ona od tamtej pory stała się odludkiem.


Anita przystanęła obok niej witając się cicho. Musiały uzbroić się w cierpliwość, bo biurowiec był stary i posiadał tylko jedną windę. Marta przyjrzała się Anicie bardzo uważnie marszcząc przy tym brwi. Dostrzegła oznaki zniechęcenia i depresji u koleżanki, i zaniepokoiła się. Już od kilku tygodni widywała ją taką zgnębioną jakby przybyło jej dziesięć lat.
 - Anita nie poszłabyś ze mną na porządny obiad? Ja stawiam.
 - Na obiad? – zdziwiła się. - Ale dlaczego…?
 - Od dawna nie gotuję i czasem muszę się podeprzeć czymś treściwszym. Tobie też to chyba by dobrze zrobiło. Wydaje mi się, że ostatnio mocno zrzuciłaś na wadze. Zgódź się. Przy okazji pogadamy i poznamy się lepiej.
Właściwie nie miała nic do stracenia. Może Marta zyskuje przy bliższym poznaniu? Jeśli miała wybierać między rozpamiętywaniem swojej życiowej porażki a obiadem z Martą, zdecydowanie wolała to drugie. Uśmiechnęła się nieśmiało.
 - Bardzo chętnie zjem obiad w twoim towarzystwie – powiedziała. – A dokąd chcesz iść?
 - Tu za rogiem jest świetna knajpka. Dają dobrze jeść i gotują po domowemu. Jak już bardzo odczuwam brak domowych obiadów to chodzę właśnie tam. Mają genialne rolady i kotlety mielone. Pycha.

środa, 20 listopada 2019

SEKRET - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2


Następnego dnia wpadła do niej Nina. Anita nie wyglądała jakoś szczególnie co trochę ją zaniepokoiło. Zaczęła wypytywać o powód tego złego nastroju. Początkowo Anita milczała jak grób, w końcu jednak pomyślała, że przecież Ninie zupełnie już na Arturze nie zależy i nie będzie miała jej za złe. Była w błędzie. Nina poczuła się dotknięta i urażona. Postanowiła pokazać Anicie kogo tak naprawdę kocha Artur. Jeszcze tego samego dnia wróciła do niego a Anita po paru tygodniach zorientowała się, że jest w ciąży. Zaangażowany uczuciowo Artur nie chciał nawet o tym słyszeć zwłaszcza, że znowu z Niną stanowili parę.
Anita była zrozpaczona. Ciąża przekreślała jej plany na przyszłość. W dodatku uświadomiła sobie, że została z problemem zupełnie sama. Artur nie poczuwał się do ojcostwa a Nina odsunęła się od niej. Jedynie babcia Michalina ją pocieszała, że obie dadzą radę wychować maleństwo, żeby się nie martwiła. To było pokrzepiające, ale martwić i tak się nie przestała.


Był koniec września. Za chwilę zaczynał się rok akademicki. Nina wyjechała do Wrocławia. Artur wracał do Warszawy. Anita też miała studiować w tym mieście. Długo się wahała, czy w ogóle podejmować studia. Urodzenie za kilka miesięcy dziecka przemawiało za tym, żeby tego nie robić, ale babcia Michalina skutecznie wybiła jej to z głowy.


 - Jesteś mądra i zdolna. Poradzisz sobie. Dzisiaj bez dobrego, porządnego wykształcenia człowiek nic nie znaczy, - mówiła – a ty musisz myśleć perspektywicznie. Już nie jesteś sama. Będziesz musiała utrzymać siebie i dziecko. Damy radę. Ja zawsze pomogę, pamiętaj o tym.
Posłuchała rad starszej kobiety i pojechała do Warszawy. Od początku ciąży nie czuła się dobrze. Oprócz standardowych nudności i wymiotów miewała jakieś dziwne bóle w dole brzucha, często plamiła, co już było mocno niepokojące. Ginekolog zalecał spokój i sporo odpoczynku. Jak miała odpoczywać, kiedy w grafiku było sporo zajęć i wykładów, na których musiała być?
Na początku listopada bóle przybrały na sile. Od kilku dni nie ruszała się z domu. Była zbyt słaba. W nocy poczuła silne parcie i niemal biegiem ruszyła do ubikacji. Przesiedziała na muszli klozetowej chyba z godzinę i kiedy wreszcie z niej zeszła ujrzała mnóstwo krwawych skrzepów. Zrozumiała, że poroniła. To był trzeci miesiąc ciąży. Zadzwoniła po pogotowie. W szpitalu wyczyszczono ją. Lekarz, który pojawił się następnego dnia na wizycie powiedział jej, że może mieć w przyszłości problemy z zajściem w ciążę lub z jej donoszeniem. To ją trochę podłamało. Pragnęła mieć dzieci a teraz wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Żeby nie myśleć rzuciła się w wir nauki. Pod koniec listopada, kiedy jej przeżycia były jeszcze takie świeże i traumatyczne zadzwoniła Nina.
 - Ja wiem, że możesz mieć do mnie żal, ale mam poważny problem i potrzebuję twojej pomocy. Problem jest na tyle duży, że nie mogę o nim powiedzieć Arturowi. Błagam pomóż mi, bo nie wiem co mam robić i do kogo się zwrócić.
Nie odmówiła. Wsiadła w pociąg w którąś sobotę i pojechała do Wrocławia. Tam, już na miejscu dowiedziała się od Niny, że jest w ciąży i nie bardzo wie z kim.
 - Zdradzałam Artura i to nie jeden raz. Nie mam pojęcia, kto może być ojcem dziecka. Jak tylko dowiedziałam się o ciąży zerwałam z Kochańskim wszelkie kontakty i zakazałam mu tu przyjeżdżać. Powiedziałam, że mam kogoś i to z nim chcę związać swoje życie. Powiedziałam, że go nie kocham.
 - Po raz kolejny złamałaś mu serce. Jesteś beznadziejna – rzuciła Anita oskarżająco.
 - Przeżyje. Nie jest już dzieckiem. Nic na to nie poradzę, że szybko nudzą mi się faceci. Chcę usunąć tę ciążę i to jak najszybciej.
 - Zwariowałaś?! Ty wiesz ile to kosztuje? W Polsce ci tego nie zrobią. Skąd weźmiesz pieniądze? Nawet gdybym chciała ci pożyczyć, to nie mam aż takiej gotówki. Najlepsze wyjście to takie, że donosisz tę ciążę, urodzisz i oddasz do adopcji. Nie zostawię cię z tym samej. Przeniesiesz się na uczelnię do Warszawy. Mimo, że Artur też tam jest są małe szanse na to, że go spotkasz. Ja nie widziałam go od wieków. Poradzimy sobie.
Anita jeszcze długo przekonywała Ninę, żeby jednak nie pozbywała się ciąży. Wreszcie ustąpiła.
Ze zmianą uczelni nie było problemu. Anita wynajęła małą kawalerkę i zamieszkały w niej razem. Wbrew jej obawom Nina znosiła trudy ciąży bardzo dobrze. Znacznie gorzej było jak już urodziła dziecko. Zupełnie nie chciała się zajmować małą. Ciągle jej nie było. Wymigiwała się dodatkowymi zajęciami, co było nieprawdą. Nawet nie chciała nadać imienia dziecku cedując to na Anitę podobnie jak opiekę nad małą.


Kiedy Malwina skończyła sześć miesięcy Nina miała dość. Oznajmiła Anicie, że podjęła decyzję o adopcji.
 - Nie myśl, że jestem wyprana z uczuć, ale jakoś nie potrafię pokochać tej małej. Z drugiej strony nie chciałabym, żeby trafiła do jakichś obcych ludzi. Może ty ją zaadoptujesz? Masz podejście do dzieci i sprawdziłaś się sto razy jako matka.
Tymi słowami Nina trafiła w czuły punkt. Przez te pół roku Anita tak bardzo pokochała tę kruszynkę, że już nie wyobrażała sobie bez niej życia. W dodatku mała była bardzo podobna do Artura i obie przestały mieć wątpliwości co do ojcostwa.
 - Zgoda – Anita w jednej chwili podjęła decyzję. – Tak zróbmy.
W ciągu najbliższych dni rozeznały się w temacie i postanowiły, że będzie to adopcja ze wskazaniem. Przy okazji przyrzekły sobie, że prawda o matce małej nigdy nie wyjdzie na jaw.

Mimo sporej ilości nauki i obowiązków wynikających z opieki nad dzieckiem Anita przy pierwszym podejściu pozdawała wszystkie egzaminy. Ten wysiłek mocno ją wyczerpał, ale pocieszała się myślą, że niedługo wraz z małą wróci do domu i odpocznie trochę odciążona przez babcię. Wróciła do Wałbrzycha z córeczką. Babcia Michalina była zachwycona małą.

  
 - Jest taka śliczna Anitko, taka śliczna. To najpiękniejsze dziecko na świecie i takie spokojne. W ogóle nie płacze i nie grymasi. Prawdziwy aniołek. Przez cały okres twojego pobytu będę się nią opiekować, żebyś mogła trochę odpocząć. Wyglądasz na zmęczoną.
 - Mam mało czasu dla siebie babciu. Egzaminy dały mi w kość i jeszcze opieka nad Malwiną… Przede wszystkim muszę się porządnie wyspać.
Babcia zapewniła jej prawdziwy komfort. Pozwoliła wysypiać się do woli, szykowała posiłki i mleko dla małej. Anita czuła, że wraca do niej życie. Często wychodziła z dzieckiem do pobliskiego parku.


Lubiła przysiąść na ławeczce i delektować się spokojem i ciszą. Którejś niedzieli również tu przyszła. Był piękny, słoneczny dzień. Nakarmiona Malwina bawiła się grzechotką gaworząc coś i uśmiechając się od czasu do czasu. Anita opowiadała o czymś małej i nawet nie zauważyła, że przy wózku zatrzymała się kobieta i towarzyszący jej mężczyzna. Jak zahipnotyzowani przypatrywali się dziecku.
 - Dzień dobry Anitko – przywitali się. Odwróciła się gwałtownie i na chwilę zamarło jej serce. Przed nią stali Kochańscy, rodzice Artura. – To twoja córeczka?
 - Tak…, tak. Ma na imię Malwina.
 - To dziwne, ale jest bardzo podobna do naszego syna, gdy był mniej więcej w jej wieku. Nawet oczy ma zielone tak jak on. Czy to Artur jest jej ojcem?
Nie było sensu zaprzeczać, że jest inaczej. Malwina była skórą ściągniętą z Artura i nawet gdyby chciał, nie mógłby się jej wyprzeć. Spuściła głowę zażenowana.
 - Tak… To dziecko Artura.
 - Czy on o nim wie?
 - Nie miałam powodu, żeby go powiadamiać, że urodziłam dziecko. Powiedziałam mu o ciąży zaraz po tym jak sama się o niej dowiedziałam. Nie chciał o niczym wiedzieć. To dziecko jest wynikiem jego chęci odwetu na Ninie. To ją kocha nie mnie i chociaż nie spotykają się już od dawna, nie sądzę, żeby jego uczucia do niej osłabły.
 - Mówisz o Ninie Wojtasik?
 - W rzeczy samej…
 - To nonsens – oburzyła się Kochańska. – Nie może tak być, żeby dziecko wychowywało się bez ojca. Koniecznie musimy z nim porozmawiać.
 - Pani Kochańska ja nie chcę kłopotów. Nie można zmusić nikogo do miłości, a on mnie nią nie darzy. Nie chcę go zmuszać do niczego. Nie chcę od niego nic… Sama wychowam to dziecko.

Kochańscy nie odpuścili. Tak długo ciosali kołki na głowie Artura, że w końcu dał się przekonać.
 - To dziecko jest łudząco do ciebie podobne. Czy tak źle cię wychowaliśmy, że umywasz teraz ręce od odpowiedzialności? Ta dziewczyna jest kompletnie sama. Studiuje i wychowuje Malwinę. Myślisz, że jest jej łatwo? Nawet jeśli się nie pobierzecie, to powinieneś płacić małej alimenty. Podobno jesteś odpowiedzialnym człowiekiem więc udowodnij to.
Po tej reprymendzie zawitał któregoś dnia do domu Anity. Nie zabroniła mu wejść, nie zamknęła mu przed nosem drzwi. Uważała, że jeśli już się pojawił, to nie zabroni mu kontaktów z dzieckiem. Pokochał je od razu. Nie płakało na jego widok, pozwalało brać się na ręce i tak bardzo przypominało mu siebie samego, że serce miękło mu jak wosk. Od razu założył, że mała jest Anity i jego a ona tego nie prostowała. Artur nigdy miał się nie dowiedzieć o tajemnicy łączącej Ninę i Anitę.
Kilka dni po jego odwiedzinach pojawiła się Nina. Oznajmiła, że wraca do Wrocławia i zwalnia kawalerkę. Anita nawet nie próbowała odwieść jej od tego pomysłu. Uważała, że będzie najlepiej jak Nina zniknie z jej życia i życia Malwiny tym bardziej, że Artur wymógł zgodę na odwiedzanie córki już tam w Warszawie.

Słowa dotrzymał. Przychodził bardzo często. Powoli zaczęli się ze sobą oswajać i przywykać do siebie. Anita była szczęśliwa. Jej miłość do niego z powrotem odżyła a i on wydawał się ją adorować i sprawiać miłe niespodzianki.
Po dwóch latach oświadczył się i został przyjęty. Pobrali się w Warszawie. To tu planowali zostać po studiach i wychowywać córkę.


czwartek, 14 listopada 2019

SEKRET - rozdział 1

Kochani
To opowiadanie zostało napisane wspólnie z Gają i na podstawie jej pomysłu. Miłej lektury.


SEKRET



ROZDZIAŁ 1



Zerwała się ze snu zlana zimnym potem i z niejasnym przeczuciem, że w jej życiu wydarzy się coś złego. Oddychając ciężko sięgnęła po stojącą na nocnej szafce, wypełnioną do połowy wodą szklankę. Zachłannie wypiła jej zawartość. Zerknęła na elektroniczny budzik, który wskazywał godzinę piątą. Artur, jej mąż odwrócony do niej plecami spał posapując cichutko. Wyślizgnęła się z pościeli i na palcach przeszła do łazienki. Zamknęła drzwi kabiny prysznicowej puszczając na siebie ciepły natrysk. Usiłowała sobie przypomnieć ten koszmar, który śniła przez pół nocy, ale w jej pamięci pozostały zaledwie nic nie znaczące strzępy, których nie potrafiła poskładać w całość. Ciepła woda rozluźniła ją i pozwoliła się uspokoić. Zarzuciła na siebie gruby, frotowy szlafrok i ruszyła do kuchni. Nie widziała sensu w ponownym powrocie do ciepłego łóżka. I tak pewnie by nie zasnęła. Włączyła express. Potrzebowała odrobinę życiodajnej, mocnej kawy. Miała dzisiaj sporo roboty. Była sobota, jedyny dzień, w którym mogła ogarnąć mieszkanie i zrobić porządne zakupy na cały tydzień. O siódmej będzie musiała obudzić Malwinę. To było ich ukochane dziecko i oczko w głowie. Ona najchętniej nadal traktowałaby córkę jak dziecko właśnie, ale jej latorośl mocno się przeciwko takiemu traktowaniu buntowała. Miała czternaście lat i koniecznie chciała uchodzić za dorosłą. Nie oszczędzali na niej. Zaszczepili w niej miłość do sportu, czytania i muzyki. Ona sama wyrobiła w Malwinie zamiłowanie do porządku i gotowania, chociaż musiała przyznać, że to była ukochana córeczka tatusia. To on zapisywał ją na różnego rodzaju zajęcia rozwijające już od najmłodszych lat i to on ją na nie odwoził i przywoził. W soboty jeździła na hiszpański. Nauka tego języka była akurat jej własną inicjatywą. Byli w Hiszpanii dwukrotnie. Poznała tam ludzi w swoim wieku, ale nie potrafiła się z nimi dogadać w ich ojczystym języku. Próbowała trochę po angielsku, ale to nie było to samo.
Tak naprawdę to nie mogła na córkę narzekać. W przeciwieństwie do innych mam mających pociechy w wieku Malwiny nie było z nią kłopotów. Uczyła się świetnie, miała mnóstwo zainteresowań, na których skupiała całą swoją energię. Jej rówieśnicy mieli kontakt z narkotykami, czy z dopalaczami a Malwina nie miała pojęcia, co to jest.


Fizycznie bardzo przypominała swojego ojca. Tak jak on miała ciemne włosy i ciemną oprawę oczu. Tęczówki też odziedziczyła po nim, bo były intensywnie zielone. Wciąż rosła i zapowiadało się, że będzie dość wysoka. Ojciec miał prawie metr dziewięćdziesiąt a córka niechybnie szła w jego ślady.
Ocknęła się z tych rozmyślań zauważywszy, że expres przestał pracować. Dolała do kubka odrobinę mleka i dosypała małą łyżeczkę cukru. Rozsiadła się wygodnie w salonie puszczając cichutko radio.
Za kwadrans siódma poszła obudzić męża.
 - Artur wstawaj – powiedziała cicho potrząsając go lekko za ramię. – Za piętnaście siódma. O siódmej budzę Malwinę i nie będziesz miał szans dostać się do łazienki.
 - Już, już… Już wstaję - wymamrotał i przeciągle ziewnął. – Anita dasz mi jakąś czystą koszulę?
 - Dam, tylko się pośpiesz.
Wróciła do kuchni wstawiając wodę na herbatę dla Malwiny i ponownie uruchamiając expres. Artur podobnie jak ona zawsze zaczynał od kawy. Upiekła kilka tostów i wyciągnęła z lodówki pastę jajeczną, którą zrobiła w piątkowy wieczór.
 - Malwina już siódma – usłyszała głos męża. – Wstawaj.
Skończyła szykować śniadanie i przebrała się w domowe ciuchy. Przy stole jedli w milczeniu, które przerwała.
 - Możecie w drodze powrotnej podjechać na targowisko? Potrzebuję trochę jarzyn. Dałabym wam kartkę…
 - Nie ma sprawy. Możemy zrobić ci dzisiaj wszystkie zakupy jeśli chcesz – Artur uśmiechnął się do żony. – Wszak mamy mnóstwo czasu i nikt nas nie goni, prawda? Malwina, skoro już zjadłaś, to zbieramy się. Szkoda czasu.
Anita zamknęła za nimi drzwi i wzięła się za sprzątanie. Mieszkanie było spore i naprawdę było w nim co robić. Z obiadem i tak musi poczekać na Artura i zakupy, które przywiezie.


Było już dobrze po jedenastej, gdy usłyszała zgrzyt klucza w zamku. Zeszła z drabinki, na której myła balkonowe okno i ruszyła do przedpokoju z zamiarem odebrania od Artura ciężkich toreb. On sam wołał ją więc myślała, że w tym właśnie celu.
 - Spójrz kogo przyprowadziłem! To prawdziwy cud, że natknęliśmy się na nią – postąpił krok do przodu odsłaniając tym samym osobę ukrywającą się za jego plecami. Kiedy Anita ją zobaczyła pociemniało jej w oczach i całe życie przeleciało jej przed oczami. Zachwiała się i w ostatniej chwili czepiając się futryny złapała pion. Ta wizyta nie zwiastowała niczego dobrego i Anita pomyślała, że właśnie spełnia się jej najgorszy koszmar. To dlatego już od kilku dni budziła się z takim lękiem. Przeczucie jej nie myliło.
 - Nina – powiedziała słabym głosem – a co ty tu robisz?
 - Nie tak łatwo was znaleźć. Dobrze, że Artur mnie poznał, bo pewnie chodziłabym od bloku do bloku i czytała listy lokatorów. Dostanę jakiejś kawy? Wyjechałam z Wrocławia o świcie i nic w ustach nie miałam.
 - Zaraz zrobimy ci śniadanie, rozgość się – Artur pomógł ściągnąć jej cienką kurtkę i zapraszał do salonu. Malwina z resztą toreb ruszyła za matką do kuchni.
 - Co to za kobieta? – spytała. Anita spojrzała na córkę przenikliwie.
 - Lepiej, żebyś nie wiedziała. Nie wiem jakie ma intencje, ale jej obecność nie wróży dobrze i raczej zwiastuje kłopoty.
 - To dlaczego tata przyprowadził ją do domu? – Malwina drążyła dalej.
 - To długa i niezbyt miła dla mnie historia. Nie chcę o tym mówić. Zanieś jej kawę i kanapki. Ja muszę się trochę pozbierać.
Kiedy córka wyszła Anita zamknęła się w łazience. Nina Wojtasik. Sądziła, że już nigdy nie będzie jej dane spotkać swojej dawnej przyjaciółki. Tak. Kiedyś były przyjaciółkami. Znały się niemal od pieluch. Obie pochodziły z Wałbrzycha. To tam skończyły szkołę podstawową i liceum. Były nierozłączne. Anita w wieku piętnastu lat została tak zwaną eurosierotą. W momencie, kiedy otworzyły się możliwości wyjazdowe, jej rodzice natychmiast z tego skorzystali. Pierwsze kroki skierowali do Wielkiej Brytanii. Po roku wyprowadzili się do Australii. Po kolejnym roku rozstali się i założyli nowe rodziny. Żadne z nich nie pomyślało o osieroconej ich nieobecnością Anicie. Do kraju nigdy już nie przyjechali. Opiekę nad nieletnią córką scedowali na babcię Michalinę matkę ojca Anity. Nie wiadomo co myśleli o całej sytuacji rodzice dziewczynki. Zapewne uznali, że córka jest już na tyle duża i odpowiedzialna, że poradzi sobie wykazując się tym samym własną beztroską i nieodpowiedzialnością. Do dwudziestego roku życia przysyłali jej pieniądze na utrzymanie. Później ona i babcia musiały radzić sobie same. Babcia Michalina po wyjeździe syna i synowej zdecydowała przenieść się do wnuczki. Dogadywały się i żyły ze sobą w zgodzie.
W przeciwieństwie do Anity Nina Wojtasik miała oboje rodziców. W ich domu Anita bywała bardzo często i czuła się tu jak w swoim własnym. Wojtasikowie znając sytuację dziewczyny trochę jej matkowali. Obie przyjaciółki miały podobne zainteresowania i gust. Zwykle zakochiwały się w tych samych chłopakach. To były typowe szczeniackie miłostki, które przychodziły i odchodziły. Dziewczyny nie miały przed sobą tajemnic, zwierzały się z tych pierwszych randek i chichotały ubawione. Czas jednak płynął nieubłaganie. Dziewczyny rosły i dojrzewały. Zdały maturę i zaczęły myśleć o studiach.
Pewnego dnia na ich drodze pojawił się starszy o dwa lata, niesamowicie przystojny Artur. Od razu zwrócił uwagę na Ninę. Nic dziwnego. Zawsze była ładniejsza od Anity. Była typem urodziwej, eterycznej blondynki. Mężczyźni uwielbiali ten rodzaj kobiet sprawiających wrażenie niezwykle delikatnych, wrażliwych, trochę nieporadnych i zagubionych, po prostu takich, którymi należy się zaopiekować i ochronić przed złem tego świata. Nina serce Artura zawojowała zupełnie. Zawojowała do tego stopnia, że zakochał się w niej bez pamięci. Anita w skrytości ducha zazdrościła im tej miłości Artur bardzo jej się spodobał. Siedział jej w głowie i sercu. Wiedziała, że to grubo nie w porządku w stosunku do Niny, ale nic nie mogła na to poradzić. Siedząc w swoim niewielkim pokoiku marzyła choć o jednym jego ciepłym spojrzeniu. Artur jednak nikogo nie zauważał. Dla niego przestały się liczyć inne dziewczyny, bo świata nie widział poza swoją miłością. Nina nie była jednak spokojną duszą. Potrzebowała wyzwań i ekscytujących przygód. Była za młoda, żeby sprostać wymaganiom Artura. On wiedział, że ona jest tą jedyną, ona miała świadomość, że Artur będzie tylko jednym z wielu. Któregoś dnia podczas spaceru powiedziała mu, że to koniec. Powiedziała, że zbyt ją ogranicza, że dusi się przy nim, że potrzebuje więcej przestrzeni. Chłopak był załamany. Próbował coś wskórać poprzez Anitę wychodząc z założenia, że skoro są przyjaciółkami, to być może ona przemówi Ninie do rozumu. Spotkali się kilkakrotnie w parku i w kawiarni za każdym razem szepcząc o czymś konspiracyjnie jakby układali plan nawrócenia Niny na właściwą drogę. Idąc na każde z tych spotkań Anita była szczęśliwa. Sądziła, że teraz, kiedy Nina zdecydowanie z niego zrezygnowała pojawiła się szansa dla niej. Nie miała zamiaru namawiać Niny do powrotu w ramiona Kochańskiego. Wbrew temu co mu mówiła nigdy nie poruszyła z Niną sprawy jej ewentualnej reaktywacji związku z chłopakiem. Nina żyła już czymś zupełnie innym i miała inne towarzystwo. W końcu Artur zdał sobie sprawę, że Anita nie może pomóc mu w niczym i należy zadziałać jakoś inaczej.
Na jednej z letnich imprez, na której również były obie przyjaciółki, dość dużo wypił. Krążył wokół dziewczyn jak sęp czekający na padlinę. Alkohol pobudził go. Sprawił, że zapragnął bliskości. Na złość Ninie zaczął uwodzić Anetę. Cel był oczywisty. Niczego tak nie pragnął jak wywołać w Ninie poczucie zazdrości i straty. Zaciągnął Anitę do jakiegoś pokoju. Nie opierała się. Kochała go i pragnęła. Oboje gorączkowo ściągali z siebie ubrania. Doszło do zbliżenia. W momencie, kiedy ją posiadł była najszczęśliwszą kobietą na świecie. Opamiętanie przyszło dość szybko. Artur zdołał nieco wytrzeźwieć i bardziej przytomnie spojrzał na to, co zrobili. Ubrał się pośpiesznie prosząc Anitę o to samo.
 - To nie powinno się nigdy wydarzyć Anita. Dobrze wiesz, że kocham Ninę nad życie. Chciałem się w ten sposób na niej odegrać i naprawdę tego żałuję.
Patrzyła na niego jak oniemiała. Sądziła, że on wreszcie coś do niej poczuł. Nawet się nie zastanawiała i z całej siły wymierzyła mu siarczysty policzek.
 - Ty parszywy draniu! Wykorzystałeś mnie! Chciałeś się zemścić na Ninie? Moim kosztem?! Jakież to szlachetne i prawe. Teraz powinieneś być z tego dumny. Ja jestem i to bardzo – rzuciła z ironią. – Niech cię szlag trafi Don Juanie, niech cię szlag!
Wybiegła z pokoju i dopiero będąc na zewnątrz rozpłakała się rozpaczliwie. Jak mogła zakochać się w kimś takim?