Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 grudnia 2017

"ŚWIATEŁKO W MROKU" - rozdział 10 ostatni

ROZDZIAŁ 10
ostatni

Karolina wraz z Wojtkiem przyjechała w niedzielę do południa. Uściskała staruszków Kruków i swoją przyjaciółkę. Bardziej powściągliwie potraktowała Kubę, bo uznała, że nie wypada mu się rzucać na szyję. Przedstawiła też swojego chłopaka. Ania już zdążyła go poznać wtedy, gdy zatrudniły się podczas wakacji. Pracował razem z nimi.
Po rozpakowaniu rzeczy i zjedzeniu solidnego obiadu cała czwórka poszła do domu Kuby. Ania była podekscytowana i już nie mogła się doczekać, kiedy pochwali się Karolinie swoimi glinianymi wyrobami.
 - Kuba jest niesamowicie cierpliwy. Tłumaczy aż do skutku, pokazuje jak prowadzić dłoń, żeby nadać glinie właściwą formę. Bardzo mi pomaga i są tego efekty. Ulepiłam mnóstwo rzeczy i to dużych. Największy dzban kształtem przypominający nieco grecką amforę umieściliśmy w ogrodzie. Tam płynie taki wąski strumyk. Kuba zrobił otwór w dnie tego dzbana dzięki czemu woda przepływa swobodnie przez niego. To bardzo malowniczo wygląda.
 


Przeszli na werandę. Kuba poszedł nastawić expres, a oni mogli podziwiać ustawione na drewnianym stole różnego rodzaju dzbanki, dekoracyjne misy i miseczki.
 - To wygląda bardzo profesjonalnie – Karolina złapała jeden z pociągniętych glazurą dzbanków. Śmiało mogłabyś to sprzedawać.  Widzę, że i zwierzęta ulepiłaś.



 - Tak to prawda, ale są bardzo pracochłonne i skomplikowane. Męczę się przy nich. Kuba zaprojektował mi stylizowane figurki kotów. Są o wiele prostsze i naprawdę łatwe do wykonania.

 
 - I są rzeczywiście ładne. Mogłybyśmy w środę wybrać się na jarmark i spróbować coś sprzedać. Myślę, że to by cię bardzo dowartościowało.
 - To świetny pomysł – Kuba wyszedł z tacą i położył ją na stole. – Ja jestem jak najbardziej za.
 - I jeszcze jedna moja prośba do was. Ponieważ ja jestem cały czas zajęta tutaj, bo wciąż się uczę nowych rzeczy, chciałam was prosić, żebyście trochę pomogli dziadkom. Dziadek jak zwykle już teraz zaczyna rąbać drewno na zimę. Ciężko mu idzie bo i siły nie ma już takiej jak kiedyś. Tu zwracam się do Wojtka, żeby mu pomógł. Ja co rano zbieram jajka i doję krowy…
 - Ania – Karolina spojrzała na nią błagalnie – tylko nie każ mi ich doić. Wiesz, że się ich boję.
 - Bez obaw. Ja nadal to będę robić, a tobie zostawiam zbieranie jajek. Za dużo roboty nie ma i możecie potem robić co dusza zapragnie. Pokazały się już jagody więc możecie je zbierać. Do dyspozycji są też wędki, jeśli lubisz łowić Wojtek. Tak czy siak, korzystajcie ile możecie. Wieczorami możemy robić sobie tutaj grilla, albo upiec ziemniaki w ognisku.

Korzystali wszyscy. Ania pod czujnym okiem Kuby szlifowała swoje umiejętności, a Karolina z Wojtkiem włóczyła się po lasach i okolicznych wsiach. Wyprawa na jarmark okazała się strzałem w dziesiątkę. Ania wróciła przeszczęśliwa, bo zwierzątka bardzo się podobały i wykupiono je wszystkie, podobnie jak zdobne miseczki i misy. Zostało kilka dzbanków i garnków, ale kto by się tym przejmował.

Karolina z Wojtkiem wyjechała pod koniec lipca. Nie chciała tu zostawać bez niego, a on nie miał więcej urlopu i musiał wracać do pracy. Ona też miała zacząć pracować, ale dopiero od września i to w przedsiębiorstwie, w którym pracował jej ojciec i chłopak.
Ania i Kuba wrócili do wcześniejszego rozkładu dnia. Rzeczywiście była coraz lepsza. Niemrawe z początku palce teraz świetnie dawały sobie radę z kształtowaniem gliny. Wypalone naczynia Kuba malował w precyzyjne wzory nadając każdemu z nich swój własny charakter.
Siedzieli na werandzie popijając mocną kawę wsłuchani w plusk jeziora i szum lasu. Zauważył, że Ania drży, a jej ręce pokrywają się gęsią skórką. Podniósł się z fotela i ruszył po koc. Otulił ją nim i przycupnął przy niej najbliżej jak mógł.
 - Wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na ziemi. Kocham cię nieprzytomnie. Dlatego chciałbym cię prosić, żebyś zgodziła się dzielić ze mną dalsze życie. Wierzę, że będzie dobre i szczęśliwe – wyciągnął z kieszenie małe pudełko i wysupłał z niego złoty pierścionek. – To jak? Poślubisz zwariowanego artystę i uszczęśliwisz go tym samym na całe życie?



Była zaskoczona, ale przylgnęła do niego szepcząc mu do ucha, że kocha go równie mocno i już nie wyobraża sobie, że miałoby go nie być u jej boku.
 - Jesteś całym moim światem, a przede wszystkim moimi oczami. Zostanę twoją żoną.
Przytulił się do jej ust i całował ją długo i zmysłowo. Wreszcie powiedziała to. Powiedziała, że też go kocha. Wydawało mu się, że czekał na to całe wieki.
 - Boże jak ja cię kocham i… pragnę. Zostań dzisiaj ze mną, proszę… - powiedział przez ściśnięte wzruszeniem gardło.
 - Zostanę – wyszeptała mu wprost do ucha. Nie czekał. Wyłuskał ją z koca i wziąwszy na ręce poszedł wprost do sypialni. Nie opierała się, bo pragnęła go równie mocno. Gorączkowo ściągał z nich ubrania aż w końcu przylgnął swoim nagim ciałem do jej ciała chłonąc jego zapach i delikatność. Z każdym pocałunkiem, z każdym miłosnym szeptem czuła jak wzbiera w niej pożądanie i pragnęła z całych sił, by ją posiadł. Wszedł w nią delikatnie i zatrzymał się na chwilę jakby chciał celebrować ten moment. W końcu zaczął się poruszać, a ona poddała się temu rytmowi. Oplotła jego ciało jak bluszcz, by być jak najbliżej i by spełnić się w tym miłosnym tańcu. Ujął w dłonie jej pośladki obserwując jak jego męskość zagłębia się raz po raz w jej kobiecości. Wiła się i wzdychała cichutko, bo było jej tak dobrze jak nigdy w życiu. Takiego seksu z Tomaszem nie uprawiała nigdy, bo liczyło się tylko zaspokojenie jego własnych, egoistycznych potrzeb. Kuba ją dopieszczał. Wiedział gdzie dotknąć, gdzie pogładzić, wyczuwał jej najwrażliwsze miejsca. Mocno przycisnęła jego pośladki do siebie. Zrozumiał, że zaczyna dochodzić i chce go czuć jak najgłębiej. Zintensyfikował ruchy. Poruszał się teraz rytmicznie i szybko czym wprowadził ją w stan totalnej szczęśliwości. Zaczęła drżeć a z jej otwartych ust wydobył się krzyk. Znieruchomiała w pewnym momencie wypięta jak struna zaciskając powieki i wbijając swoje szczupłe palce w jego plecy. On też był już blisko. Zaczął szczytować. Poczuła to błogie ciepło w dole brzucha i odetchnęła głęboko. Opadł na nią całując jej usta.
 - To było wspaniałe – szepnął. – Ty byłaś wspaniała.
Otworzyła oczy. Teraz widziała jego twarz dość wyraźnie. Uśmiechnęła się do niego.
 - To było piękne…
Kiedy już oboje uspokoili oddechy sięgnęła po telefon i zadzwoniła do babci. Powiedziała jej, że mają sporo pracy i zostanie na noc u Kuby.
Rano po śniadaniu zadzwoniła do mamy i poinformowała ją o zaręczynach. Potem tę samą informacje przekazała Karolinie. Usłyszała w słuchawce przeciągły pisk i krzyk.
 - Wiedziałam! Wiedziałam, że on coś kombinuje. Gratulacje dla was obojga kochani. Bardzo się cieszę, bardzo. A tak z innej beczki to ci powiem, że w parku natknęłam się kiedyś na Majkę i Tomka pchających wózek. Syn im się urodził. Z chudej Majki zrobił się tłusty pasztet, za to z przystojnego Tomasza dziad do kwadratu. Zamiast ona równać do jego poziomu, to on opuścił się do jej. Na szczęśliwych to oni nie wyglądają. On podobno kiedy tylko może, siedzi dłużej w pracy, żeby nie wracać do domu, a ona zaniedbana, wygnieciona też pewnie nic nie robi wymigując się dzieciakiem. Nędza i rozpacz. Wojował aż wywojował sobie szczęście małżeńskie.
 - Daj spokój Karola, ja nie mam ochoty tego słuchać. Jestem o całe lata świetlne od tego co było. Przeszłość zostawiam za sobą i idę dalej do przodu. Myślę, że nie wrócę do miasta i zostanę tutaj. Tu mam dobre życie bez miejskich plotek i bez natykania się na ludzi, których nie chcę oglądać. Będziemy was odwiedzać rzecz jasna, a i wy o nas pamiętajcie.
Na obiad powędrowali do Kruków. Tam też oznajmili dobrą nowinę. Dziadkowie mieli łzy w oczach.
 - Tak się cieszę dzieci, – mówiła wzruszona babcia – bo oboje zasługujecie na wszystko, co najlepsze. Kuba to taki dobry chłopak, a nasza Ania to wspaniała dziewczyna. A ślub kiedy?
 - No nie tak prędko – Kuba zmierzwił gęstą czuprynę. – Chciałbym jeszcze przed świętami zabrać Anię do Dortmundu, do moich rodziców. Powinni poznać swoją przyszłą synową. Święta oczywiście spędzimy z wami, a ślub myślę na Wielkanoc.


Rodzice Kuby mieli pewne wątpliwości, czy ich syn wybrał właściwą dziewczynę. Była prawie niewidoma. Jeśli urodziłaby dziecko, nie wiadomo, czy poradziła by sobie z nim. Kuba uspokajał.
 - Ona widzi więcej niż niejeden człowiek posiadający sokoli wzrok. Poza tym to nie jest tak, że nie widzi w ogóle. Daje sobie świetnie radę a ja bardzo ją kocham. To kobieta mojego życia. No i Krukowianka. Znasz przecież tato jej ojca, znasz dziadków. To dobrzy i porządni ludzie. Ania skończyła bardzo trudne studia mimo, że już było wiadomo, że nie będzie mogła pracować w zawodzie. Obroniła pracę ze względów ambicjonalnych. Jest uparta, zdeterminowana i nie ma dla niej rzeczy niemożliwych. Łowi ryby, zbiera jagody i maliny, chodzi na grzyby i lepi najpiękniejsze rzeczy z gliny. Taka żona to prawdziwy skarb. Świetnie gotuje, a jej dżemy i konfitury to prawdziwa poezja. Nie mówcie mi więc, że nie poradzi sobie z dzieckiem.
To przekonało Kostrzewów i już inaczej patrzyli na przyszłą synową. Obiecali też, że przyjadą na ślub.
Ania nawet słyszeć nie chciała, żeby miał odbyć się w mieście. Chciała ślubu w małym kościele w sąsiedniej wiosce, bo był urokliwy i miał klimat. W miasteczku wynajęli salę w miejscowej straży pożarnej. Sala posiadała duże zaplecze w postaci kuchni i można tam było spokojnie szykować weselne potrawy. Kuba wynajął trzy miejscowe kobiety, zawołane kucharki, które miały to wszystko przygotować. Karolina pomogła z wynajęciem zespołu muzycznego. Przyjechała też wcześniej razem z rodzicami Ani, żeby przystroić kościół i salę weselną. Samo wesele miało być skromne. Doliczyli się pięćdziesięciu osób. Jakaś dalsza rodzina Kostrzewów i Ani kuzynostwo, Karolina z rodzicami, rodzeństwem i Wojtkiem, bo Krukowie dobrze się z nimi znali i nie wypadało ich nie zaprosić.
Ślub wydał się Ani niezwykle romantyczny. Ubrana w skromną, ale śliczną sukienkę z welonem przesłaniającym jej twarz trzymała się kurczowo ramienia Kuby ubranego w elegancki czarny garnitur i białą koszulę przystrojoną aksamitną muszką. W dłoniach miała bukiecik anemonów, które Karolina zdobyła dosłownie cudem. Ona i Wojtek byli świadkami. Sami mieli pobrać się latem, a przynajmniej tak planowali.
Zarówno Ania jak i Kuba byli bardzo wzruszeni zwłaszcza, że zobaczyli w pierwszych ławach swoich rodziców i dziadków ocierających z oczu łzy. Przysięgę składali drżącym głosem, ale głośno i wyraźnie. Drżały im też dłonie, gdy zakładali sobie obrączki na palce. Kuba odsłonił Ani welon i spojrzał w jej załzawione, błękitne oczy.
 - Kocham cię – wyszeptał w jej usta i przylgnął do nich.
 - Kocham cię – odpowiedziała.
Ksiądz złożył im jeszcze gratulacje. Teraz mogli wyjść z kościoła i zacząć przyjmować życzenia. Karolina z Wojtkiem podeszła na końcu. Zawisła na szyi Ani i uściskała ją mocno.
 - To był piękny ślub. Ryczałam jak bóbr. Jak ja zniosę swój własny?
Ania roześmiała się.
 - Dasz radę. Ja trzęsłam się jak osika, ale jakoś poszło. Jedźmy się bawić. Szkoda czasu.
To było naprawdę udane wesele, które długo jeszcze wspominali. Pyszne jedzenie, świetny zespół, który potrafił rozruszać gości i przyjazna atmosfera. Ania wytańczyła się za wszystkie czasy i chyba z każdym obecnym na weselu mężczyzną. Nawet dziadka porwała do tańca.
Nie planowali poprawin a jedynie spotkanie w wąskim gronie u Kuby w domu. Jego rodzice zostawali jeszcze na tydzień, Ani rodzice na trzy dni. Ojcowie Kruk i Kostrzewa mieli czas, żeby powspominać młodość. Karolina z Wojtkiem miała wyjechać wieczorem. Jej rodzina wróciła do domu nad ranem. Powoli goście się wykruszali.
W końcu zostali sami i wreszcie mogli trochę ochłonąć.


Dziesięć miesięcy później Kuba odwoził Anię do szpitala. Była na ostatnich nogach. Cały czas jej ciąża była monitorowana, bo lekarze bali się jakiś konsekwencji powypadkowych zwłaszcza, by nie pogorszył się jej wzrok. Jej ginekolog skonsultował się z okulistą i oboje uznali zgodnie, że ciążę trzeba rozwiązać przez cesarskie cięcie, żeby nie narazić pacjentki na wysiłek.
W szpitalu zjawili się też rodzice Ani i Karolina z Wojtkiem, a na wsi zdenerwowani dziadkowie wyczekiwali nowin. Karolina była już po ślubie. W rewanżu Ania i Kuba byli ich świadkami. W dodatku szykował się kolejny poród, bo Karolina była w czwartym miesiącu ciąży.
Anię zabrano na salę operacyjną. Kuba poszedł tam razem z nią. Wszystko nie trwało dłużej jak pół godziny i na świecie powitali swoją córkę. Już wcześniej uzgodnili, że jeśli to będzie dziewczynka dostanie imię po babci Kuby. Aniela Kostrzewa miała zdrowe płuca, co oznajmiała głośnym krzykiem. Była silna i w skali Apgar dostała dziesięć punktów. Kuba był szczęśliwy. Trzymając Anię za rękę co rusz pochylał się do jej ust całując je delikatnie i szeptając, że kocha ją nad życie. Ona uśmiechała się tylko łagodnie gładząc jego policzek.
Odwieziono ją na salę. Dziecko przywieziono chwilę później. Pozwolono wejść na krótko rodzicom i Baciorom.
 - Dziewczyna jak złoto – tata Kruk ocierał łzy wzruszenia. – Będzie podobna do Kuby. Ma śniadą cerę i ciemne włoski. Gratuluję synu. Spisałeś się.
Karolina uściskała ich oboje.
 - Śliczna mała. Mam nadzieję, że za parę miesięcy i ja urodzę równie łatwo. Właściwie to już teraz można założyć, że nasze dzieci będą przyjaciółmi. Nie ma innej opcji. Ja marzę po cichu, żeby to była dziewczynka, chociaż chłopaka też będę kochać najmocniej na świecie. Trzymaj się Aniu. Odwiedzimy was jak będziecie już w domu.
Kuba wychodził jako ostatni. Ciężko było mu rozstać się z żoną i córeczką.
 - Przyjdę jutro. Zatrzymam się u rodziców. Zrobię jeszcze jakieś zakupy dla małej. Najlepiej poproszę mamę, żeby ze mną pojechała. A ty wypoczywaj kochanie. Niewiele miałaś snu ostatnio i o nic się nie martw, bo ja o wszystko zadbam najlepiej jak potrafię. Bardzo cię kocham i bardzo kocham tę kruszynkę. Jesteście całym moim światem – pochylił się i ucałował usta Ani, po czym z miłością cmoknął czółko maleństwa. – Do jutra kochanie.
 - Do jutra tatusiu – uśmiechnęła się promiennie i przymknęła zmęczone powieki. Naprawdę potrzebowała snu.


K O N I E C

czwartek, 21 grudnia 2017

ŚWIATEŁKO W MROKU" - rozdział 9



ROZDZIAŁ 9

 

Aula uczelni rozbrzmiewała gwarem. Przyszło mnóstwo ludzi. Opowiadali o wrażeniach z wakacji i nowinkach. Karolina wraz z Anią trzymały się z tyłu. Nie chciały potem przez godzinę przepychać się do wyjścia. Sprytna Karolina wypatrzyła dwa wolne krzesła i błyskawicznie je zajęła pociągając za sobą Anię. Z ich roku przyszło kilka osób podobnie jak one ciekawych rozkładu zajęć. Inauguracja jak zwykle była bardzo uroczysta. W pierwszych rzędach siedzieli studenci pierwszego roku i wywołani odbierali indeksy. Trochę to trwało, ale w końcu mogły już wstać i pójść pod dziekanat. Tam zazwyczaj na korkowych tablicach wisiały listy. Podeszły jak najbliżej, ale Ania i tak miała kłopoty z odczytaniem drobnego druku. Karolina wyciągnęła notes i spisała plan zajęć.
 - Nie jest tak źle. Poniedziałek, wtorek i czwartek do południa  mamy seminaria, a piątki wolne. Idealnie. Chodźmy poszukać twojego promotora. Zaczniemy stąd, bo może jest w dziekanacie.
Weszły do środka i zapytały o profesora Normana, ale okazało się, że nie ma go dzisiaj i będzie dopiero na czwartkowych zajęciach. Ania miała więc czas. Wyszły na korytarz. Przy tablicach kłębiło się mrowie ludzi. Cieszyły się, że mogły wyjść jako jedne z pierwszych z auli. Przynajmniej nie gniotły się w tym ścisku. Ominęły tłum i kierowały się do wyjścia. Tuż przed nim wpadły na Tomasza. Za późno było na jakiś odwrót.
 - Cześć dziewczyny – przywitał się. – Pięknie wyglądasz Aniu – posłał swojej byłej dziewczynie komplement.
 - Daruj sobie. Właśnie dowiedziałyśmy się, że jesteś ogromnym szczęściarzem i to podwójnym – Karolina nie byłaby sobą, gdyby nie posłała mu kilka uszczypliwości. Na jego zaskoczoną minę odpowiedziała. – No przecież zostaniesz za parę miesięcy tatą, a poza tym gratulujemy wybranki serca. Majka w ciąży wygląda zjawiskowo.
Tomasz spoważniał w oka mgnieniu. Nie znosił, gdy z niego kpiono.
 - Nie wygłupiaj się dobrze? Doskonale wiecie obie, że to była klasyczna wpadka.
 - No oczywiście. Nie jesteśmy idiotkami, a przy okazji klasyczna zdrada. Twoja dziewczyna lizała się z ran w szpitalu, a ty zażywałeś w tym czasie cielesnych przyjemności z inną.
 - Daj spokój Karolina – odezwała się cicho Ania. – Nie mam przyjemności rozmawiać z tym człowiekiem, ani przebywać w jego pobliżu, więc zabierz mnie stąd.
Karolina ujęła łokieć Ani i ostatni raz spojrzała kpiąco na Tomasza.
 - Radzę nauczyć się zmieniania pieluch. Taka wiedza na pewno będzie bardzo przydatna. Jeszcze raz gratulujemy. Mamy nadzieję, że przynajmniej tym razem zachowasz się jak mężczyzna, a nie jak podły tchórz i weźmiesz odpowiedzialność za to co zrobiłeś. Cześć dupku. Chodźmy Aniu.
Odprowadził je wzrokiem. Słowa Karoliny cięły jak noże, ale też dały mu do myślenia. Chętnie wziąłby odpowiedzialność za swoje dziecko, ale już nie za jego matkę. Majka była mu zupełnie obojętna. Ciekawe, że Karolina niemal słowo w słowo powtórzyła słowa jego ojca, który na wieść o tej ciąży rozsierdził się strasznie i wywrzeszczał mu, że powinien stanąć na wysokości zadania, ożenić się z matką dziecka i sprawić, żeby wychowywało się w pełnej rodzinie. Matka jak zwykle wzięła jego stronę, ale nawet jej się dostało za to, że wychowała snoba. Miał twardy orzech do zgryzienia i kompletnie żadnego pomysłu, jak wybrnąć z tej sytuacji.

Zajęcia zaczęły się na dobre. Mimo to Ania znajdowała czas, żeby spotykać się z Kubą. Przyjeżdżał w sobotę do południa i wyjeżdżał w niedzielę wieczorem. Ania przywykła do tych wizyt i nawet odliczała czas do kolejnej. Coraz bardziej przywiązywała się do Kuby. Pod koniec listopada zabrał ją do Krakowa. Już któryś raz z kolei wystawiał tam swoje prace. Były więc rzeźby, płaskorzeźby i obrazy olejne. Stawała bardzo blisko, by móc je podziwiać i docenić talent autora. Kilka takich wystaw w roku pozwalało Kubie żyć bez stresu, że któregoś dnia zabraknie mu pieniędzy na życie. Mimo dość młodego wieku był już rozpoznawalny a jego nazwisko stawało się coraz bardziej znane nie tylko w Polsce, ale i za granicą. O tym wszystkim Ania dowiedziała się w drodze do grodu Kraka. Zabawili tam trzy dni. Kuba wynajął dwuosobowy pokój w jednym z tutejszych hoteli. Traf chciał, że posiadał tylko jedno łóżko. Jednak nie wycofał rezerwacji. Ania uznała, że to bez sensu, bo przecież są dorośli. Spali przytuleni do siebie, ale Kuba okazał się gentelmanem w każdym calu i nie wykorzystywał sytuacji, za co Ania była mu bardzo wdzięczna.
Prace zostały sprzedane. Rzeźby kupił ktoś ze Szwajcarii, prawdopodobnie jakiś marchand. Kuba był bardzo zadowolony, bo pokaźny zastrzyk gotówki pozwalał mu przetrwać zimę.


W grudniu gruchnęła na uczelni wieść, że Majka w święta wychodzi za mąż za Tomasza.
 - Jednak nie spełniła się twoja przepowiednia o tym, że Majka będzie samotną matką – komentowała to wydarzenie Ania. – Kto by pomyślał, że taka głupiutka i naiwna Majka usidli największego przystojniaka na uczelni.
 - Jestem pewna, że jego zmuszono do tego ślubu i nie była to Majka, ani jej „powalająca” uroda. Co do jednego mam pewność, że on nie będzie szczęśliwy, a jego życie diametralnie się zmieni i to na gorsze. Nie będzie już mamusi, która będzie stała murem za swoim synkiem i broniła go jak niepodległości. Majka to prosta dziewczyna bez ogłady i dobrych manier, które Tomciu wyssał z mlekiem matki. Nie będzie miał lekko, oj nie będzie.

Ślub się odbył. Tomasza zobaczyły jednak dopiero po nowym roku. Szedł korytarzem ze spuszczoną głową jakby się wstydził uwieszonej na jego ramieniu Majki podsuwającej każdemu pod nos dłoń uzbrojoną w pierścionek zaręczynowy i grubą obrączkę. Ona tryskała świetnym humorem, on wręcz przeciwnie. Ania poczuła nawet coś na kształt współczucia, ale nie trwało to długo. On nie zasłużył sobie na współczucie.

Kończyła pisać pracę. Tekst był już po dwukrotnych konsultacjach z promotorem, który wniósł na nim swoje poprawki. Teraz pozostało tylko dokonać korekty, wydrukować i zanieść do introligatora. Tym ostatnim obiecała zająć się Karolina. Termin obrony wyznaczono Ani na trzeciego czerwca. Karolina miała się bronić dopiero za miesiąc.
Święta wielkanocne spędzili u dziadków na wsi. Kuba przyjechał i zabrał tam całą rodzinkę Kruków. Sam też był na te święta zaproszony. Jeszcze było chłodno, chociaż zauważali pierwsze pąki na drzewach. Nie odmawiali sobie spacerów leśnymi dróżkami, by po nich grzać nogi przy kominku u Kuby w salonie. Rodzice Ani też mieli możliwość podziwiać ten stary-nowy dom. Pamiętali doskonale jak wyglądał wcześniej i tym bardziej nie szczędzili pochwał Kubie.

W dniu jej obrony zjawił się przed uczelnią z bukietem kwiatów. Chciał jej zrobić niespodziankę. Wiedział, o której ma się zacząć obrona i cierpliwie czekał przed wejściem. Wyszła wreszcie w towarzystwie Karoliny uśmiechnięta od ucha do ucha.
 - Kuba przyjechał – mruknęła do Ani.
 - Kuba? Gdzie?
Ale on już był przy niej. Wycisnął na jej ustach słodkiego buziaka i podsunął pod nos kwiaty.
 - Gratuluję kochanie – wyszeptał. – Na pewno zdałaś śpiewająco.
 - Dziękuję. Zdałam na piątkę. Skąd wiedziałeś… - nie pozwolił jej skończyć.
 - Mama się wygadała, a tak naprawdę to wyciągnąłem te informacje od niej. To co moje drogie, musimy to uczcić. Zapraszam was na solidny obiad, dobrą kawę i szampana.
Kiedy odwoził Anię do domu zapytał, czy ma do załatwienia jeszcze jakieś sprawy w mieście.
 - Pomyślałem sobie, że mogłabyś się spakować i pojechać ze mną. Nic cię tu przecież nie trzyma.
 - W zasadzie… nic. Najpierw jednak muszę pogadać z rodzicami jak oni się na to zapatrują.
Rodzice nie mieli absolutnie nic przeciwko temu. Zachwyceni dobrym wynikiem obrony mówili, że jej wyjazd jest wręcz niezbędny, bo ciężko pracowała i zasłużyła na długi odpoczynek. Nie pozostało nic innego jak tylko spakować rzeczy, wziąć kilka drobiazgów potrzebnych dziadkom i zadzwonić do Karoliny.
 - Postanowiłam jechać razem z Kubą i nie wiem na jak długo. Muszę trochę pomyśleć i zastanowić się nad sobą i nad swoimi możliwościami, co ewentualnie mogłabym robić. Mam nadzieję, że dobijesz do nas po swojej obronie. Koniecznie musisz zadzwonić i powiedzieć jak ci poszło, chociaż ja już jestem pewna, że zdasz śpiewająco. Odwaliłaś naprawdę kawał dobrej roboty.
 - Mam nadzieję, że będzie tak jak wróżysz. Poza tym nie mam zamiaru wkuwać dzień w dzień. Zanim zadzwoniłaś rozmawiałam z Wojtkiem i umówiłam się na randkę. To nie w moim stylu starzeć się w samotności. A ty wypoczywaj, pozdrów ode mnie dziadków i powiedz, że bardzo za nimi tęsknię. Do zobaczenia w takim razie.

Tym razem Kuba nie gnał na złamanie karku, ale jechał spokojnie i przepisowo. Wiózł przecież swój największy skarb jak mawiał. Dziadkowie powiadomieni o przyjeździe wnuczki ucieszyli się bardzo i zakrzątnęli koło kolacji. Młodzi przez całą drogę rozmawiali o tym, czym ewentualnie mogłaby się zająć ociemniała Ania.
 - Może nauczyłbym cię sztuki lepienia garnków i wypalania ich. Mogłabyś spróbować swoich sił w ich zdobieniu. Trochę jednak widzisz i myślę, że dałabyś radę. To naprawdę wdzięczna praca i mogłaby ci przynieść satysfakcję, a gliny jest dość niedaleko domu. Jakbyś doszła do wprawy moglibyśmy sprzedawać je na jarmarku, albo otworzylibyśmy w miasteczku jakiś sklep. Latem sporo tu turystów, a jesienią grzybiarzy. Na pewno znaleźliby się chętni na twoje prace. To nie muszą być tylko garnki, bo dzbany, czy ozdobne donice też cieszą się powodzeniem.



 Ania mocno powątpiewała w swoje zdolności pod tym względem.
 - Kuba ja w ogóle nie mam zmysłu artystycznego, nie poradzę sobie z tym.
 - Masz poczucie estetyki, a to pierwszy krok w dobrym kierunku. Najważniejsze jest opanowanie rzemiosła i tu jestem spokojny, bo we wszystkim co robisz masz zacięcie i upór. Dasz radę kochanie, a ja wszystkiego cię nauczę. Przynajmniej spróbujesz. Jak ci nie będzie się podobało lub kiepsko szło, to odpuścimy i pomyślimy o czymś innym.
Ania słuchając go uśmiechała się do swoich myśli. Troszczył się o nią i martwił. Zależało mu na niej i na tym, żeby ją uszczęśliwić. Na każdym kroku czuła tę miłość i rozpierało ją szczęście, że ma obok tak wspaniałego człowieka. Jeszcze nie usłyszał od niej słowa „kocham”, ale była pewna, że już wkrótce mu powie, że i ona jego też kocha. Kocha całym sercem. On nigdy jej nie zawiódł, wyprzedzał jej myśli sprawiając, że odczuwała wyłącznie komfort zarówno fizyczny jak i psychiczny. Po prostu zawsze był obok gotów wesprzeć, wyręczyć, odciążyć, ulżyć, czy podać, jeśli czegoś potrzebowała.
 - Spróbuję z tą gliną. Może to jest właśnie moje powołanie?
Kuba uśmiechnął się pod nosem, ujął jej dłoń i przycisnął do ust wciąż obserwując drogę.
 - Jestem pewien, że jakieś w sobie odkryjesz. Za chwilę będziemy na miejscu. Dziadkowie pewnie stoją już przy bramie i wypatrują nas.

Nawet nie przypuszczała, że praca w glinie przyniesie jej tyle radości i choć pierwsze próby były bardzo nieudolne, to z każdą następną szło jej coraz lepiej. To nie było tylko formowanie dzbanów, czy mis na kole, to były także różne zwierzęta mocno stylizowane, kubki do kawy, czy zdobne patery. Kuba we wszystkim jej pomagał, udzielał cennych rad pokazywał jak ładnie wymodelować żurawia, czy głowę słonia. Robił jej duże rysunki, by mogła dostrzec szczegóły. Piec do wypalania każdego dnia pracował pełną parą, a Ania lepiła i lepiła. Ułożyła sobie plan dnia. Wstawała wcześnie rano i szła podbierać kurom jajka, potem doiła krowy wyręczając babcię. Po śniadaniu zabierała laskę i spacerkiem szła do domu Kuby. Wracali oboje na obiad a po nim znowu do pracy. Ania miała trochę wyrzutów sumienia, że nie poświęca tyle czasu dziadkom ile by chciała, ale oni zdawali się doskonale ją rozumieć i nie mieli żalu.
 - Musisz nauczyć się nowego zawodu Aniu, to ważniejsze od czegokolwiek. Wiemy, że jesteś zbyt ambitna, żeby siedzieć bezczynnie w domu i użalać się nad sobą. Jeszcze trochę i przyjedzie Karolina. Ona godnie cię zastąpi. To prawdziwa chłopczyca. Łazi po drzewach jak niejeden chłopak, lubi rąbać drzewo, co w ogóle jest zadziwiające. Wyręcza w tym dziadka. To świetna dziewczyna i jest jak nasza druga wnuczka.
Ania śmiała się słysząc o tej chłopczycy.
 - Tylko tak do niej nie mów babciu. Ona wreszcie czuje się kobietą. Poznała chłopaka i chodzi z nim na randki. Kto wie, być może przywiezie go tutaj? Miałabyś coś przeciwko temu? Jeśli uważasz, że się nie pomieścimy poproszę Kubę, żeby Wojtek mógł u niego nocować.
 - No co za nonsens – obruszyła się babcia. – Miejsca jest dość. Pięć pokoi. Jakbyśmy się mieli nie pomieścić? Niech zabiera chłopaka i przyjeżdża. Przyda się jeszcze jedna para silnych rąk.

Pod koniec pierwszego tygodnia lipca odezwała się Karolina. Powiedziała, że obrona poszła gładko i może już przyjechać. Ania wtedy zaproponowała, żeby wzięła ze sobą Wojtka.
 - Przyda się tutaj. Babcia już szykuje dla niego pokój. Niech bierze urlop. My czekamy tu na was niecierpliwie.