Łączna liczba wyświetleń

piątek, 30 grudnia 2022

ŻYCZENIA NOWOROCZNE 2022/2023

 Kochani

Niech Wam się spełnią Wasze pragnienia, a życie stanie się znośniejsze. Wszystkiego dobrego w nadchodzącym roku i udanej zabawy sylwestrowej życzą:
Gośka i Gaja
🙂 💃🕺🍀





czwartek, 29 grudnia 2022

"ZŁOTY PIES" - rozdział 5

ROZDZIAŁ 5

 

Czas płynął, a ona jednak nie potrafiła się przestawić na polskie warunki i nie potrafiła zapomnieć o Arvo. Przez prawie rok odbywała regularne loty do Helsinek na jego grób co tydzień lub co dwa tygodnie. Kosztowało ją to majątek, bo jedyne dogodne i najkrótsze połączenie miała przed dziewiątą rano. Na miejsce dolatywała około dziesiątej czterdzieści. Kilka minut przed dwunastą docierała na cmentarz i tam przesiadywała kilka godzin, by potem zdążyć na lot do Warszawy o osiemnastej. Za bilet w obie strony płaciła dwa tysiące dwieście złotych. To nie była dogodna cena pewnie też dlatego, że przewoźnikiem był fiński Finnair.

 


Czasami spotykała się z Milą na kawie, ale nie były to zbyt częste spotkania, bo Uli szkoda było czasu, który wolała spędzić przy grobie męża niż mitrężyć na jałowe rozmowy o niczym. Generalnie sądziła, że jak wróci do Polski, to jakoś szybciej się ogarnie po dramacie, który przeżyła, ale tak się nie stało. Miała szukać pracy, lecz nie potrafiła się zmobilizować. Wciąż uważała, że ma jeszcze czas. Żyła z pieniędzy, które zostały jej po kupnie mieszkania, choć „żyła” to chyba za wiele powiedziane. Nie przejmowała się pustką ziejącą z lodówki. Często wpadała Dorota i rugała ja za nieodpowiedzialność i to głównie dzięki niej lodówka zapełniała się na jakiś czas. Ula nie gotowała. Czuła do tego wyraźną niechęć. Wbrew temu co mówiła Mili po pogrzebie, godzinami potrafiła przesiadywać nad albumami i oglądać zdjęcia Arvo. To doprowadzało ją do zupełnego rozchwiania emocjonalnego.

 - Co ty wyprawiasz, Ula! – krzyczała na nią Dorota. – Ja rozumiem, że żałoba, że rozpacz, że ogromna strata… Czy ty nie widzisz, że sama wpędzasz się do grobu?! Wyglądasz jak twój własny cień. Jak można się tak wyniszczać?! Poza kursowaniem na lotnisko i z powrotem w ogóle nie wychodzisz z domu. Salon przypomina ołtarz wystawiony na cześć Arvo. Wszędzie jego zdjęcia. Nie widzisz, jak bardzo cię to niszczy?

Powinnaś wyjść do ludzi, a ty pochowałaś się już za życia, z własnej, nieprzymuszonej woli w tych czterech ścianach. Nie prościej byłoby podciąć żyły, albo palnąć sobie w łeb? Po całych dniach nic nie robisz. Nie jesz, nie sprzątasz, nie wychodzisz. Twój ojciec i reszta umierają ze strachu, żebyś nie zrobiła jakiegoś głupstwa. Kiedy ostatni raz byłaś w Rysiowie? Naprawdę wszyscy przestali cię już obchodzić? Ojciec także?

 - Skąd wiesz, że ojciec się martwi…?

 - Bo w przeciwieństwie do ciebie ja jestem u rodziców bardzo często i często widuję się także z nim. Betti tęskni za tobą. Myślisz, że jak ma dwanaście lat, to już nie potrzebuje twojej troski? Matkowałaś jej od pieluch, a teraz porzuciłaś ją jak wyrodna suka.

 


 - Nie mów tak… To nieprawda…

 - Czyżby? Otrząśnij się dziewczyno. Masz trzydzieści jeden lat na karku i całe życie przed tobą. Arvo już nie ma, a ty nie możesz żyć wyłącznie wspomnieniami o nim. Może dla ciebie lekarstwem byłaby kolejna miłość? Żałoba któregoś dnia się skończy i trzeba będzie wrócić do normalności. Póki co zabieram cię na spacer i na dobry obiad. Ja stawiam. Zbieraj się.

 

Siedziały pochylone nad restauracyjnym stolikiem konsumując nawet dość smaczny obiad. W pewnym momencie Ula odsunęła od siebie talerz i ciężko westchnęła.

 - Nie dam rady przełknąć już nic więcej. Mam skurczony żołądek.

Dorota popatrzyła na nią krytycznie.

 - Widzisz, co sobie robisz? Żyj tak dalej, a niedługo będziesz leczyć się z anoreksji. Tego chcesz?

 - Wiesz dobrze, że nie… - Ula miała już trochę dość zrzędzenia Doroty. Wiedziała, że przyjaciółka chce dla niej jak najlepiej, ale… Dorota była bardzo żywiołowa i bezpośrednia. Nie owijała w bawełnę, tylko waliła prosto z mostu, co leży jej na wątrobie. Miała rację. Na pewno miała rację, ale przecież nie mogła wymagać od Uli takiego drastycznego przestawiania się na normalność.

 - Przedwczoraj złożyłam pozew rozwodowy. Już nie dam rady żyć dłużej z tym dupkiem – przyjaciółka nagle zmieniła temat.

Ula wytrzeszczyła oczy.

 - Serio? Myślałam, że w końcu jakoś się dogadacie…

 - Dogadamy? Nie Ula, nie z nim. Poza tym poznałam kogoś, kto jest diametralnie różny od Marcina i to z nim chcę być. Mam dość ciągłej szarpaniny o wszystko. Mam dość jego skąpstwa, zazdrości i wiecznych awantur. Naprawdę nie wiem, gdzie ja miałam oczy kiedy wychodziłam za tego kretyna. Trochę się zmieni w moim życiu i mam nadzieję, że na lepsze. Po rozwodzie wprowadzam się do Darka. To już ustalone. Z Marcinem uzgodniłam, że rozwód będzie bez orzekania o winie. Nie będziemy publicznie prać naszych brudów i rozstaniemy się z klasą. Powinno pójść gładko, bo nie mamy dzieci.

 - Arvo bardzo pragnął mieć dzieci, a ja przez ponad trzy lata nie potrafiłam mu ich dać - Uli zakręciły się w oczach łzy.

 - Nie obwiniaj się, Ula. Pomyśl, że być może to nawet lepiej? Zostałabyś z małym dzieckiem sama. W pojedynkę ledwie sobie radzisz. Z dzieckiem byłoby o wiele trudniej.

 - Możliwe, ale przynajmniej jakaś cząstka Arvo przeżyłaby w naszym synu lub córce…

Dorota pogładziła jej dłoń.

 - Nie myśl już o tym i nie zadręczaj się. Płacimy i wychodzimy.

 

Po rozmowie z Dorotą coś jednak do Uli dotarło. Zaczęła częściej przyjeżdżać do Rysiowa i pomagać ojcu w porządkach. Zadbała też o ich żołądki gotując im zawsze na zapas. Mimo to za każdym razem, kiedy pojawiała się w rodzinnym domu ojciec robił jej wyrzuty, że nie dba o siebie, że kiepsko się odżywia i wygląda jak chodzący szkielet.

- Wszystko nadrobię tatusiu, zobaczysz - obiecywała.

 - Pracy szukałaś?

 - Jeszcze nie…, ale coraz częściej o tym myślę, bo kończą mi się pieniądze.

 - Nie zostawiaj tego na ostatnią chwilę. Wiesz, że może z tym być różnie.

 - Wiem tato, wiem…

 


Któregoś letniego popołudnia Dorota wpadła do mieszkania Uli bardzo podekscytowana.

 - Zrób mi kawy – rzuciła w przelocie i opadła bez sił na jeden z foteli. – Leciałam tu jakbym miała do przebiegnięcia sprint. Mam świetne nowiny.

Ula postawiła przed nią filiżankę z kawą i przysiadła na skraju kanapy przyglądając się z niepokojem egzaltacji Doroty. Te „świetne nowiny” bardziej ją niepokoiły niż ekscytowały. Bała się pomysłów przyjaciółki.

 - Jedziemy na wycieczkę do Pragi. Na trzy dni. Firma Darka organizuje zwiedzanie z przewodnikiem.

 - Ale ja nie chcę… - Ula nie była zachwycona tym pomysłem. – W jakim charakterze ja mam tam jechać? W charakterze waszej przyzwoitki?

 - Ula, nie bądź niemądra. Dla ciebie już najwyższy czas, żeby zacząć korzystać z życia. Ile lat jeszcze potrzebujesz, żeby wyrwać się z tej inercji? Pięć, dziesięć…? To zaledwie trzy dni z twojego życia, które możesz poświęcić przyjaciółce, a nie wiecznemu rozpamiętywaniu swojego nieszczęścia. Zresztą tak naprawdę stawiam cię przed faktem dokonanym, bo już cię zapisałam i wpłaciłam za ciebie pieniądze. Nic nie musisz zwracać, bo to prezent urodzinowy ode mnie.

 - Ale moje urodziny były w marcu…

 - Dla mnie są w ten piątek. Jedziesz i koniec.

 

W piątek bladym świtem przed jej drzwiami pojawiła się Dorota z Darkiem. Na dole czekała już taksówka, która miała ich zawieźć na miejsce zbiórki. Tam stał też autokar, którym mieli dojechać na miejsce. Darek przedstawił dziewczynom swoich kolegów i koleżanki z pracy. Towarzystwo było w świetnych humorach i cieszyło się na ten wyjazd. Zapakowano bagaże, a podekscytowani ludzie zajęli miejsca. Obok kierowcy zasiadł młody przewodnik. Kiedy ruszyli, rzucił im garść informacji o trasie zwiedzania.

 - Drodzy państwo, do Pragi zajedziemy za niecałe siedem godzin. Rozlokujemy się w hostelu położonym niedaleko Mostu Karola. Zostawimy bagaże i udamy się na obiad. Po nim ruszamy na drugą stronę Wełtawy przez Most Karola właśnie. O jego historii opowiem już państwu tam na miejscu. Na drugim brzegu rozciąga się Stare Miasto, którego jednak nie zdążymy zwiedzić w całości. W sobotę będzie jeszcze ku temu okazja, bo zaczynamy zwiedzanie od Hradczan i będziemy schodzić w dół oglądając po drodze najciekawsze miejsca. Jutrzejszy dzień kończymy łazęgą po Starym Mieście właśnie. Mam nadzieję, że państwa pobyt będzie udany, a sami państwo zadowoleni.

 

Przez całą drogę Ula nie odzywała się prawie wcale. Słuchała rozmów Darka z kolegami i dowcipów opowiadanych przez Dorotę i innych. Momentami znudzona przysypiała. Zgodnie z tym co mówił przewodnik w hostelu zostawili swoje rzeczy i ruszyli coś zjeść. Organizacja wycieczki była znakomita. Nigdzie nie musieli czekać, bo wszystko było wcześniej załatwione, również leżąca w pobliżu hostelu restauracja, w której mieli się stołować przez te trzy dni. Po obiedzie cała grupa ruszyła niespiesznie w kierunku Mostu Karola. Ula, która od początku czuła niechęć do tego wyjazdu teraz z ciekawością słuchała słów przewodnika. Musiała uderzyć się w piersi i przyznać, że to miasto całkowicie ją zauroczyło. Z zachwytem patrzyła na przepięknie odrestaurowane, secesyjne kamienice, które przetrwały wojnę i podziwiała ludzi, którzy musieli włożyć mnóstwo wysiłku, żeby doprowadzić je do pierwotnego stanu.

 - Budowę Mostu Karola rozpoczęto za panowania cesarza Karola IV w tysiąc trzysta pięćdziesiątym siódmym roku i stanął on w miejscu zniszczonego przez powódź mostu Judyty – dotarły do niej słowa przewodnika. - Poprzednia konstrukcja posiadała wieże na obu końcach, które zresztą można podziwiać do dziś. Most ten był jedynym połączeniem między dwiema dzielnicami Pragi i nie nazywano go Mostem Karola, a Mostem Kamiennym bądź Praskim. Początkowo na moście ustawiono jedynie krzyż, natomiast później, w okresie baroku, wzbogacono go o wiele rzeźb i wizerunków, najczęściej świętych. Z mostem wiąże się mnóstwo pięknych legend. Jedna z nich mówi, że jeśli się dotknie którejś ze stojących tu rzeźb, to zapewni sobie pomyślność i szczęście. Jest jednak płaskorzeźba, dzięki której most nazywają Mostem Zakochanych. To właśnie ta – przewodnik podszedł do kamiennej bariery i wskazał na mosiężną płaskorzeźbę poczerniałą przez mijający czas i zwykły brud. – Według legendy jeśli ktoś dotknie psa, doświadczy wiecznej i wiernej miłości.

 

czwartek, 22 grudnia 2022

BOŻE NARODZENIE 2022R.



KOCHANI

Niech ten piękny, wolny od zajęć czas przyniesie Wam radość, chwilę zadumy i najpiękniejszy uśmiech. Niech da nadzieję na spełnienie marzeń, o które warto walczyć, wiarę w lepsze jutro, radość, którą warto się dzielić, przyjaciół, z którymi warto być, spokój i dobre zdrowie. Niech obsypie Was deszczem wspaniałych, życiowych momentów przynosząc odrobinę ciepła w środku zimy i pokrzepienia dla serca.

🎄🎄🎄
Naszym wspaniałym czytelniczkom i czytelnikom, życzymy świątecznie wszystkiego najlepszego i najpiękniejszego.

Gośka i Gaja
🙂





środa, 21 grudnia 2022

"ZŁOTY PIES" - rozdział 4

ROZDZIAŁ 4

 

Otworzył drzwi jednego z pokoi i przepuścił ją przodem. Sam podszedł do łóżka, na którym przykryty prześcieradłem leżał Arvo.

 - Chcesz go zobaczyć? – zapytał niepewnie. Kiwnęła głową potakująco. Odsłonił prześcieradło. Widok był porażający. Twarz Arvo miała kolor sino czerwony i była bardzo opuchnięta. Na czole i policzkach wykwitały liczne krwiaki i zadrapania. Wydała z siebie nieludzki krzyk i rzuciła się na bezwładne ciało. Objęła jego twarz rękami tuląc się do niej i całując sine usta.

 -Obudź się, kochanie – szeptała po polsku. – Nie poradzę sobie bez ciebie, przecież jesteś całym moim światem… - Oderwała się od ciała i spojrzała na Lasse przechodząc na fiński. – Nie pozwolę, żebyście poćwiartowali jego ciało, rozumiesz? Nie zgadzam się na żadną sekcję zwłok – wyrzucała z siebie chaotycznie. – Jeśli go tkniecie, wytoczę wam proces.

 - Ula, uspokój się. Nikt nie będzie go kroił. Reanimowaliśmy go i wiemy, co było przyczyną zgonu. Silne uderzenie o kierownicę wgniotło klatkę piersiową i uszkodziło narządy wewnętrzne. Zmarł niemal natychmiast, a reanimacja była właściwie liczeniem na cud. Jeśli to dla ciebie ważne, to nie cierpiał… Zostawię cię na chwilę. Pożegnaj się z nim. Potem zrobię ci kawy i powiem, co dalej. 

 

Siedziała w lekarskiej dyżurce jak otępiała. Wciąż nie mogła wyjść z szoku chociaż Lasse podał jej jakiś zastrzyk na uspokojenie.

 


 - Pomogę ci w załatwieniu formalności. On był moim najlepszym przyjacielem. Jedynym, jakiego miałem. Nie zostawię cię z tym samej. Trzeba powiadomić też jego rodzinę.

Podniosła głowę i wbiła w niego zapłakane oczy.

 - Ja to zrobię. Jak wrócę do domu zadzwonię do Mili i tylko do niej. Arvo znienawidził swoich rodziców i nie utrzymywał z nimi kontaktów. Nie przyjechali nawet na nasz ślub tłumacząc się, że są zajęci. Teraz ja w jego imieniu nie czuję się w obowiązku informowania ich o czymkolwiek – powiedziała twardo. – Jedna Mila tylko na to zasługuje.

 - No dobrze…, jak chcesz… Teraz odwiozę cię do domu. Cały tydzień mam nocne dyżury więc będę mógł ci poświęcić czas i pojeździć z tobą po urzędach. Tu daję ci kilka tabletek na spanie, gdybyś miała z tym kłopoty.

 - Nie będą mi potrzebne. I tak nie zasnę, nawet po nich. Znam siebie.

 

Kiedy dotarła do domu było już dobrze po ósmej. Sięgnęła po telefon i wybrała numer Mili. Płacząc i dławiąc się łzami powiedziała jej o tym nieszczęściu.

 - O dwunastej ma przyjechać Lasse i zawieźć mnie na cmentarz. Trzeba opłacić miejsce pochówku.

 - Ula, ja przyjadę. Pomogę wam. Już kilka razy załatwiałam takie sprawy i wiem, co i jak. Będę za godzinę. Czekaj na mnie.

Rozłączyła się. Wzrokiem omiotła salon i kolejny raz wybuchła głośnym płaczem. Poczuła się przeraźliwie osamotniona i zagubiona. Nie miała pojęcia, jak będzie dalej żyć bez Arvo. Bez niego wszystko straciło na znaczeniu.

 

Zgodnie z zapowiedzią pojawiła się Mila. Przytuliła Ulę mocno i uspokajała gładząc po plecach.

 - Pewnie się dziwisz, że nie reaguję tak emocjonalnie jak ty, ale my Finowie już tak mamy, że raczej nie okazujemy emocji. Nie znaczy to, że nie kochałam Arvo. Po waszej wizycie w Espoo pokłóciłam się z rodzicami i wyniosłam z domu. Nic wam nie mówiłam, bo nie chciałam drażnić Arvo. Podobnie jak on, mam ich serdecznie dość. Dzwonię tylko do nich od czasu do czasu, żeby wiedzieć, co się u nich dzieje. Powiadomiłam ich o śmierci Arvo i chyba żałuję, że to zrobiłam.

Ula oderwała się od niej.

 - Dlaczego?

 - Bo winą za jego śmierć obarczyli ciebie.

 - Mnie?! Przecież to był wypadek. Arvo wpadł w poślizg i rozbił się o drzewo. Jaki mogłam mieć na to wpływ?

 - Uważają, że poślubiając go przyniosłaś mu pecha.

 - Co za nonsens. Byliśmy ze sobą szczęśliwi. Mieliśmy plany na przyszłość. Chcieliśmy mieć dzieci. Jego śmierć zakończyła wszystko.

 - Ja to wszystko wiem, Ula i dlatego nie mam najmniejszego zamiaru powiadamiać ich o dacie pogrzebu. Nie chcę ich na nim widzieć. Myślę, że Arvo też by tego nie chciał.

 - Chyba nie…

 

Cmentarz Hietaniemi był ogromny. Chowano tutaj głowy państwa, wybitnych artystów i wojskowych. Lasse podjechał pod piętrowy budynek zarządu cmentarza i zaparkował. Rozmowa z zarządcą przebiegła bardzo sprawnie. Zapytał skąd mają odebrać ciało, czy przygotować wieńce i czy życzą sobie księdza.

 - Wolelibyśmy mistrza ceremonii. Arvo nie był wierzący. – odpowiedziała Mila. – Trumna ma być standardowa, sosnowa i prosta, bez żadnych ozdób.

Zarządca wyznaczył datę pogrzebu. Miał się odbyć za pięć dni. Przeszedł jeszcze z nimi do miejsca, za które Ula zapłaciła i w którym miało spocząć ciało jej męża.

Ten pogrzeb był zupełnie inny od tego, co znała. Nie czuła prawie wcale tej polskiej, wzruszającej obrzędowości. Nie słyszała pieśni żałobnych. Fiński pogrzeb to nie mistyczne przeżycie, ale głęboki, społeczny rytuał pożegnania członka zbiorowości.

Przyszło mnóstwo ludzi, także dyrekcja szpitala. Mistrz ceremonii na podstawie informacji uzyskanych od Mili ułożył piękną opowieść o życiu Arvo. Potem przemawiała Ula. Nie mogąc opanować łez i drżącego głosu dziękowała zmarłemu za te krótkie chwile szczęścia, które jej podarował.

 - Za wcześnie odszedłeś kochany, za wcześnie… Mieliśmy tyle marzeń i planów. Mieliśmy się wspólnie zestarzeć. Doczekać dzieci i wnuków. Ja już do śmierci będę nosić tę żałobę w sercu i do śmierci będę cię opłakiwać.

Po Uli przemawiała Mila i Lasse. Potem odśpiewano jakąś pieśń i spuszczono trumnę do grobu. Górę przykryto zieloną pokrywą na kształt przyszłej świeżej mogiły. Zamiast krzyża umieszczono tablicę z dwujęzycznym epitafium, którą zamówiła Ula o treści:

ARVO KIURU

lat 32

zmarł tragicznie 

„Odszedłeś cicho i bez pożegnania,

jak ten co nie chce swym odejściem smucić,

jak ten co wierzy w chwili rozstania,

że niebawem… wróci”

Po pogrzebie Lasse zawiózł Ulę i Milę do domu. Ula była kompletnie rozbita. Mila zaparzyła kawę i przysiadła na fotelu.

 - To co teraz? – zapytała. – Wracasz do pracy?

 - No chyba tak… To lepsze niż siedzenie w domu, w którym wciąż czuję obecność Arvo i który nawet nim pachnie. Nie mogę sobie z tym wszystkim poradzić – w jej oczach zalśniły łzy i potoczyły się po policzkach. – Strasznie mi go brakuje i tęsknię za nim. To bardzo boli. Niemal pęka mi serce. Pomyślałam nawet, czy nie sprzedać tego mieszkania i wrócić do Polski. On był dla mnie najważniejszy, Mila. Nigdy nikogo tak nie kochałam jak jego i myślę, że nic nie wypełni tej pustki jaką po sobie zostawił. Moje życie bez niego jest bez znaczenia, bo to on nadawał mu sens i treść. Bez niego jestem nieszczęśliwa i nie uporam się z tą rozpaczą żyjąc tutaj, dotykając rzeczy, których i on dotykał lub katując się oglądaniem naszych zdjęć. Może w Polsce byłoby mi łatwiej pogodzić się z tym, że jego już nie ma…?

 - Zrobisz, jak uważasz, bo mnie trudno jest coś mądrego doradzić w tej kwestii. Gdybyś jednak zdecydowała się na powrót do Polski to pamiętaj, że ja chętnie odkupię od ciebie to mieszkanie. Miałabym bliżej do pracy. Muszę tylko wiedzieć, ile za nie chcesz.

 


 - Wycenili je na dwieście trzydzieści tysięcy euro. Taka kwota figuruje w akcie notarialnym.

 - Nie mam tyle – Mili zrzedła mina. - Uciułałam dwieście tysięcy i to z wielkim trudem.

 - Nie przejmuj się. Jeśli zajdzie taka potrzeba, tobie sprzedam za dwieście.

 

Przez następne dwa tygodnie biła się z myślami, czy wrócić do Polski, czy nie. Nie chciała obarczać ojca swoimi problemami i znowu władować mu się na głowę. Najchętniej kupiłaby jakieś nieduże mieszkanko w Warszawie i to rozwiązałoby problem.

Któregoś dnia połączyła się z ojcem przez skypa i wyłuszczyła mu swoje plany. Był zachwycony.

 - To najlepsze co możesz zrobić, córcia. Tam tylko się gryziesz i rozpaczasz. Tu przynajmniej masz bliskich. My poprzemy każdą twoją decyzję i pomożemy we wszystkim. Dzięki tobie odżyliśmy i już nie klepiemy biedy. Pieniądze, to nie wszystko. Wracaj do domu, kochanie.

Podbudowana rozmową z ojcem podjęła decyzję o powrocie. Od razu poinformowała o tym Milę.

 - Jak chcesz, możesz się już wprowadzać, ale musisz mi pozwolić mieszkać tutaj do mojego wyjazdu. Mam jeszcze trochę spraw do załatwienia i myślę, że nie nastąpi to wcześniej niż za miesiąc. Jak możesz, to przelej mi pieniądze na konto, bo zamierzam kupić mieszkanie w Warszawie i muszę mieć czym zapłacić.

Mila bardzo się ucieszyła. Następnego dnia przywlekła swoje rzeczy i zrobiła przelew. Ula przez kilka dni przetrząsała internet w poszukiwaniu mieszkania dla siebie. W końcu zdecydowała się na nowe, dwupokojowe, położone blisko centrum przy ulicy Filtrowej. Mieszkanko miało niespełna pięćdziesiąt metrów i mieściło się na piątym piętrze. Ula kuła żelazo póki gorące. Skontaktowała się z deweloperem i wstępnie ustaliła warunki kupna. Załatwiła u notariusza pełnomocnictwo dla swojego ojca i jego kopię przesłała deweloperowi. Józef wraz z towarzyszącym mu Jaśkiem podpisał w imieniu Uli umowę i przy okazji obejrzał mieszkanie. Po zawarciu umowy na sprzedaż lokalu deweloper połączył się z nią telefonicznie potwierdzając ten fakt, a ona przelała na konto jego firmy prawie sto sześćdziesiąt tysięcy euro.

Kiedy Józef powiadomił ją, że ma już klucze do mieszkania, mogła zacząć je meblować. Meble zamawiała w IKEI. Tu w Finlandii niemal każde mieszkanie posiadało sprzęty tej firmy. Ula lubiła prostotę i takie meble bardzo jej odpowiadały.

W tak zwanym międzyczasie odbyła rozmowę ze swoim bezpośrednim przełożonym informując go o swojej decyzji.

 - Proszę mnie źle nie zrozumieć – mówiła. – Gdyby Arvo żył nawet nie pomyślałabym o wyjeździe, ale jego już nie ma, a ja z każdym dniem coraz bardziej tęsknię za moimi bliskimi.

Dyrektor okazał jej wiele wyrozumiałości. Nie próbował jej zatrzymać. Ustalił z nią tylko, jak długo jeszcze będzie pracować.

 - Myślę, że do końca miesiąca. Zrobię remanent w magazynie, żeby moja następczyni nie miała problemów.

 - W takim razie do końca miesiąca dokonamy jeszcze przelewu wszelkich należności. To dotyczy także pensji Arvo, bo należy mu się za kilka przepracowanych w tym miesiącu dni.

 

Powoli zamykała wszystkie swoje sprawy. Kiedy wpłynęły jej należności przelała je na swoje konto w warszawskim banku, a to fińskie zlikwidowała. Sporo rzeczy osobistych wysłała pocztą. Także pamiątki po Arvo.

Na lotnisko w Vantaa zawiozła ją Mila i została aż do odprawy. Uściskały się serdecznie na pożegnanie.

 - Szczęśliwego lotu, Ula i daj czasem znać, jak żyjesz.

 - Ty też dbaj o siebie i nie daj się zwariować rodzicom. Zajrzyj czasem na cmentarz i zapal w moim imieniu Arvo światełko. Jak tylko będę mogła, to zrobię to osobiście.

 

Przeciskała się przez tłum pasażerów ciągnąc za sobą walizkę i wypatrując drogich jej osób. Wreszcie dojrzała całą trójkę i wpadła w ich ramiona.

 - Strasznie się za wami stęskniłam, ale już jestem i nigdzie się nie wybieram. Chodźmy. Tu po drodze jest kantor. Muszę wymienić trochę pieniędzy. Jak mieszkanie, tato?

 - Będziesz zadowolona. Wszystkie meble dotarły. Składaliśmy razem z Jaśkiem. Piece gazowe i pralka też podłączone. Zrobiliśmy zaopatrzenie i ugotowaliśmy obiad. Pojedziemy tam od razu.

Wyszli z budynku lotniska i Ula zamówiła taksówkę.

 - Nie wiem, jak to daleko i muszę dopiero rozeznać się we wszystkim. Taksówką będzie szybciej.

 

Chodziła po mieszkaniu i podziwiała pracę ojca i brata. Naprawdę się spisali, bo wszystko wyglądało bardzo porządnie, a meble prezentowały się w tym wnętrzu świetnie.

 - Pięknie to wygląda. Teraz muszę mieć trochę czasu, żeby oswoić się z tym wszystkim, a potem rozejrzeć się za jakąś pracą. Na razie wciąż przyzwyczajam się do myśli, że Arvo już nie ma i że jestem sama.

Cieplak podszedł do niej i pogłaskał ją po głowie.

 - Będzie dobrze córcia, tylko potrzeba na to czasu. Z jego upływem minie rozpacz i ta bolesna tęsknota za nim. Nie chcę przez to powiedzieć, że o nim zapomnisz, ale na pewno będzie mniej bolało.

czwartek, 15 grudnia 2022

"ZŁOTY PIES" - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

 

Arvo przekręcił w zamku klucz i usiadł ciężko na kanapie. Ula nastawiła expres i kilka minut później podała mu filiżankę z kawą. Usiadła obok popijając małymi łykami czarną ciecz i przyglądając mu się w milczeniu.

 - Może twoi rodzice mają rację…? Może ja nie nadaję się na twoją żonę…? – powiedziała cicho.

 


Arvo żachnął się.

 - Ula, jak możesz tak mówić? Jestem po prostu wściekły i nie dlatego, że nawet nie podjęli próby pogodzenia się, ale dlatego, że sposób, w jaki cię potraktowali, był obrzydliwy. Nie będą mi mówić, co mam robić i z kim się wiązać. W poniedziałek mam nocny dyżur. Rano podjadę do notariusza, żeby dopisał cię do aktu notarialnego jako współwłaścicielkę mieszkania. Wpadnę też do banku, żeby załatwić upoważnienie cię do mojego konta i wycofam upoważnienie dla rodziców. Spróbuję też załatwić w Maistraatti (fiński urząd) formalności związane ze ślubem. Musisz mi tylko dać dokumenty. Umowę o pracę, paszport i podać fiński numer identyfikacyjny (henkilötunnus). Ten ostatni bardzo ułatwia załatwianie spraw.

 - Długo się czeka?

 - Bardzo krótko. Z terminami nie ma problemów, a sam ślub trwa chyba z dziesięć minut. U was pewnie jest inaczej, bo sporo macie katolików. My weźmiemy tylko cywilny ślub. Mam nadzieję, że wszystko uda się załatwić po mojej myśli. Jeśliby tak było, za dwa tygodnie będziemy witać na lotnisku twoją rodzinę.

 

Nie wszystko poszło tak, jak sobie Arvo wymyślił. Do urzędu i notariusza musieli pojechać obydwoje i zrobili to w czasie przerwy na lunch. Któregoś dnia wieczorem usiedli do laptopa i zabukowali trzy bilety na samolot dla Cieplaków. Mieli zabukować jeszcze dwa dla najlepszej przyjaciółki Uli, Doroty i jej męża, ale okazało się, że nie mogą przyjechać. Dorota zbytnio się nie tłumaczyła. Powiedziała tylko, że żyje z mężem jak pies z kotem i wiecznie są skłóceni.

 - Jestem całkiem bliska decyzji o rozwodzie z tym dupkiem. Mam nadzieję, że przynajmniej ty trafisz lepiej.

 - Jestem w szoku. Nie sądziłam, że jest tak źle. Przecież dopiero minął rok od waszego ślubu, a ty już chcesz się rozwodzić?

 - A po co się męczyć z takim burakiem? Na razie albo mamy ciche dni, albo urządzamy karczemne awantury. Życie w stanie ciągłej wojny jest ekstremalne i nie do zniesienia.

 

Ula już nie mogła doczekać się przyjazdu swoich. Wcześniej ustalili z Arvo, że nie będą wynajmować żadnej restauracji, bo jego mieszkanie jest na tyle duże, że pomieści wszystkich gości. On miał tylko zamówić catering, a Ula mając obawy, czy te fińskie specjały przypadną jej rodzinie do gustu postanowiła sama przygotować coś polskiego.

Kilka dni przed przylotem Cieplaków Arvo zadzwonił do siostry. Chciał się upewnić, czy będzie na ślubie i czy rodzice też przyjadą.

 - Wiesz, że masz być naszym świadkiem. Drugim będzie mój kolega z pracy.

 - Ja na pewno cię nie zawiodę, ale rodzice powiedzieli, że nie przyjadą, bo są zajęci.

 - Przekaż im, że ja w razie ich ewentualnej choroby, czy śmierci też będę mocno zajęty.

Taka odpowiedź, której świadkiem była Ula, mocno kłóciła się z charakterem Arvo. Z reguły był powściągliwy, jak większość jego rodaków i rzadko uzewnętrzniał swoje emocje. Tym razem było inaczej. Kiedy skończył rozmawiać podeszła do niego i pogładziła po głowie.

 - Nie powinieneś tak mówić. Oni już postanowili i żadne argumenty ich nie przekonają. Dobrze, że Mila będzie. Ładną parę będą stanowić z Lasse.

 - Nie chcę ich znać – wyrzucił z siebie z goryczą. – Nie spodziewałem się, że nawet w tak ważnym dla mnie dniu okażą się tacy nieustępliwi. No nic…, jakoś przeżyję.

 

Przylot samolotu z Polski był planowy. Ula i Arvo niecierpliwie wypatrywali Józefa i dzieci. Wreszcie ich dostrzegła i zaczęła gwałtownie machać rękami. Po chwili już wpadła w ramiona ojca, który ściskał ją ze łzami w oczach. Wszystkim udzieliło się wzruszenie, nawet Arvo. Poznał ich już wcześniej rozmawiając z nimi przez skypa. Józef uścisnął mu dłoń i przyjaźnie poklepał po ramieniu.

 - Witaj synu. Nareszcie mam okazję zobaczyć cię na własne oczy. Przetłumacz Ula, bo nic nie zrozumiał – Cieplak uśmiechnął się szeroko.

 - Dobry mieliście lot?

 - Bardzo dobry – Jasiek przytulił siostrę – i krótki. Nie spodziewałem się, że to niecałe tysiąc kilometrów. Sądziłem, że polecimy kilka godzin. Nawet nie zdążyliśmy się zmęczyć.

Betti przykleiła się do Uli i nie odstępowała na krok mocno ściskając jej rękę.

 - Ulcia, a będę mogła sypać kwiatki na ślubie?

 - Nie kochanie, bo to ślub cywilny nie kościelny. Pobierzemy się w tutejszym magistracie, a potem będziemy świętować. Tu są trochę inne zwyczaje niż w Polsce.

Kiedy rodzinka rozlokowała się w mieszkaniu, Józef wyciągnął z torby rzeczy, które udało mu się przemycić.

 - Strasznie się bałem, że to wykryją i skonfiskują, ale udało się. Tu masz dwie wielkie paczki kawy, bo mówiłaś że ta fińska jest lurowata i kwaśna. Jeszcze dzisiaj lub jutro powinna nadejść paczka z naszymi wędlinami. Wysłałem wcześniej i to same wędzonki, żeby się nie popsuły.

 - Dziękuję, tatusiu. Tu ciężko o dobrą wędlinę. Króluje głównie makkara i w smaku jest ohydna, bo ma konsystencję plasteliny. Trochę przypomina nasze parówki, ale tylko trochę. Ja chciałam cię prosić, żebyś pomógł mi w kuchni. Zrobimy tradycyjną jarzynową sałatkę, śledzie w oleju i może barszcz czerwony z krokietem na ciepło. Krokiety będą z mięsem renifera, bo jest tu bardzo popularne. Upieczemy też kilka kurczaków. Za dużo szykować nie będziemy, bo będzie nas zaledwie siódemka. Nasi świadkowi i wy. Arvo zamówił też catering, bo Finowie przyzwyczajeni są do własnej kuchni.

 

W dniu ślubu Ula pospieszała swoją rodzinę.

 - Nie możemy się spóźnić. Ten naród znany jest ze swojej punktualności i raczej nie toleruje spóźnialskich. Wyglądacie elegancko –zerknęła na Arvo wchodzącego właśnie do pokoju. On też wyglądał idealnie. Granatowy garnitur podkreślał jego sportową sylwetkę. Podszedł do niej i cmoknął ją w policzek.

 - Wyglądasz cudownie – szepnął jej do ucha. – Powinniśmy już jechać.

Wpakowali się wszyscy do Saaba Arvo i ruszyli do magistratu. Przed nim czekała już Mila i Lasse. Punktualnie o jedenastej weszli do sali ślubów. Cała uroczystość faktycznie trwała nie dłużej jak dziesięć minut i zakończyła się podpisaniem aktu ślubu. – Jakie to proste – pomyślała Ula. – U nas ta celebra trwa znacznie dłużej, a w kościele to już w ogóle. Od dzisiaj jestem Urszula Cieplak-Kiuru – z miłością spojrzała na swojego przystojnego męża. – Kocham cię – wyszeptała.

 - Ja ciebie też.

 

Wrócili do domu. Ula z pomocą Arvo i Jaśka przygotowała stół i podała najpierw obiad, a po nim wszelkiej maści przekąski polskie i fińskie. Był również tort własnoręcznie upieczony przez nią i wędliny, które zdążyły dotrzeć z Polski. Impreza trwała do dwudziestej drugiej. O tej godzinie Mila i Lasse zaczęli zbierać się do domu. Finowie nigdy nie bawią się na weselach do białego rana.

 

Cieplakowie wyjechali po tygodniu. Przez ten czas zdążyli trochę zwiedzić i pozachwycać się tutejszym krajobrazem. W powietrzu czuć było już zimę.

 - Latem to my do was przyjedziemy. Muszę pokazać choć kawałek Polski Arvo.

 

Była z nim naprawdę szczęśliwa. On spełnił jej wszystkie marzenia o zgodnym, pełnym uczuć związku. Nadal dużo pracowała również w soboty i niedziele, gdy Arvo miał dyżur. Nie chciała siedzieć sama w domu i czekać na niego. Tak przynajmniej mogła zajrzeć na oddział i wypić z nim kawę w przerwie między zabiegami. Z rodzicami nadal nie utrzymywał kontaktów. Mila wpadała czasem, gdy załatwiała sprawy w Helsinkach i to od niej wiedzieli, co porabiają staruszkowie.

Zgodnie z tym, co obiecali Józefowi, w lipcu wzięli oboje miesiąc urlopu i ruszyli do Polski. Arvo wynajął na ten czas spory samochód, którym całą familią zwiedzili Trójmiasto, Warszawę, Kraków i Zakopane. Teraz to Arvo smakował polskich potraw. Zachwycał się bigosem i kotletami schabowymi. Po powrocie do Helsinek znowu wpadli w kierat obowiązków zawodowych. Wieczorami zamknięci w swojej małej intymności marzyli o dzieciach i snuli plany na przyszłość. Niestety Ula jakoś nie mogła zajść w ciążę. Po trzech latach małżeństwa uznała, że chyba najwyższy czas pójść do dobrego ginekologa i zacząć się leczyć. Poszli oboje i przebadali się. Niby wszystko było w porządku, a jednak ani jedno, ani drugie nie mogło się doczekać upragnionej ciąży.

 - Może jesteśmy przepracowani, – snuł domysły Arvo – a może za bardzo nam zależy i żyjemy w ciągłym stresie? Może powinniśmy wyjechać w jakieś spokojne miejsce, odreagować i podejść do tego z dystansem? Jedźmy nad norweskie fiordy.

 


Tam jest pięknie. Jeszcze piękniej niż tutaj. Może tam nam się uda?

 - To dobry pomysł, kochanie – poparła jego decyzję. – Wierzę, że wszystko jeszcze się ułoży, a ja urodzę ci zdrowego bobasa.

Mieli jechać w czerwcu. Tak właśnie planowali. Teraz dopiero był marzec, a świat wokół nich nadal biały i mroźny.

Wieczorem wzięli wspólną kąpiel i kochali się namiętnie aż do północy. Tuż przed drugą obudził ich dźwięk komórki Arvo. Odebrał rozpoznając numer szpitala.

 - Już jadę. Oczywiście, jak najszybciej – rozłączył się i pochylił nad Ulą wyciskając na jej ustach całusa.

 - Muszę jechać, kochanie. Był wypadek. Jest sporo rannych. Wszyscy chirurdzy wezwani na miejsce zdarzenia. Pośpij jeszcze, bo jest środek nocy. Wrócę najszybciej jak to będzie możliwe, ale myślę, że prędzej zobaczymy się na oddziale.

Ubrał się pospiesznie. Zabrał klucze od samochodu i cicho wyszedł z domu. Przytuliła twarz do jego poduszki czując na niej zapach jego ciała. Usnęła.

 

Ocknęła się słysząc uporczywy dźwięk swojego telefonu. Przetarła oczy i zerknęła na okno. Za nim panowały egipskie ciemności. Złapała komórkę odnotowując, że jest dopiero za piętnaście piąta.

 - Halo – wyrzuciła z siebie przez zaschnięte gardło.

 - Ula? Tu Lasse.

Zdziwiła się. On był przyjacielem Arvo, ale ona sama niewiele miała z nim kontaktów. Zaledwie kilka razy rozmawiali na szpitalnym korytarzu, a potem na ślubie.

 - Przepraszam, że cię obudziłem, ale stało się wielkie nieszczęście.

 - Arvo? Coś z Arvo?

 - Miał wypadek. Wiesz, że był wezwany do tej kraksy. Śpieszył się, bo wielu ludzi było rannych i kilka ofiar śmiertelnych. On wpadł w poślizg, Ula i nie wyrobił się na zakręcie. Uderzył w drzewo bokiem od strony kierowcy. Zarzuciło go i stoczył się z dość wysokiej skarpy, bo koła nie miały przyczepności na śliskim podłożu.

 - Bardzo ucierpiał? – zapytała płaczliwie.

 - On nie żyje, Ula. Nie miał szans. Reanimowaliśmy go przez blisko godzinę, ale serce nie podjęło pracy. Jeśli możesz przyjdź na oddział. On jeszcze tu jest. Potem zabiorą go do kostnicy.

Telefon wypadł jej z ręki. Była w szoku. Płacząc podeszła do szafy i wyciągnęła z niej ubranie. Biegła po zaśnieżonych chodnikach potykając się i dławiąc łzami. Nie Arvo, nie on… Przecież dopiero rozmawiali o planach na przyszłość. Mieli starać się o dziecko. – Jak to się stało, kochany? Dlaczego nie zwolniłeś? Jak ja mam teraz bez ciebie żyć? - Przebiegła kilka przecznic i wpadła wprost w otwierające się automatycznie drzwi szpitala. Nie zawracała sobie głowy windą i ruszyła schodami. Przed oddziałem chirurgii natknęła się na Lasse. Czekał na nią. Próbował jej coś tłumaczyć, ale ona patrzyła na niego rozszerzonymi z przerażenia oczami i sprawiała wrażenie, jakby nic do niej nie docierało.

 - Chodź, zaprowadzę cię – Lasse wyciągnął do niej dłoń. – On leży w izolatce.