Łączna liczba wyświetleń

środa, 26 kwietnia 2017

"TA TRZECIA" - rozdział 6

ROZDZIAŁ 6


Opuścił dom rodziców i przystanął jeszcze na moment przy samochodzie. Odetchnął głęboko. Zerknął na zegarek i stwierdziwszy, że jest jeszcze dość wcześnie postanowił zadzwonić do Uli. Odebrała po kilku sygnałach.


 - Halo Ula? Nie przeszkadzam?
 - Nie… Oczywiście, że nie…
Bardzo chciałbym jeszcze dzisiaj z tobą porozmawiać. Właśnie wyszedłem od rodziców. Mógłbym przyjechać?
Trochę ją zaskoczył. Nigdy jeszcze nie był u niej. Może już czas to zmienić?
 - Ula jesteś?
 - Tak, tak. Czekam. Jasnodworska dwadzieścia cztery, drugie piętro, mieszkanie numer piętnaście.
 - Zapamiętałem. Już jadę.
Była już po wieczornej toalecie okutana w gruby szlafrok, ale nie miała zamiaru się przebierać. Będzie musiał znieść taki widok. Poszła do kuchni i nastawiła express. Na talerzyku ułożyła trochę herbatników. Piętnaście minut później usłyszała domofon. Stanęła w drzwiach, żeby nie błądził. Po chwili wszedł otrzepawszy wcześniej buty. Przyciągnął ją do siebie i popatrzył głęboko w jej błękitne oczy.
 - Jestem wolnym człowiekiem Ula i byłbym szczęśliwy, gdybyś zechciała zaanektować moje serce. Już nigdy nie będziesz tą trzecią. Będziesz zawsze pierwszą. Zawsze.
Wzruszenie odebrało jej mowę. A jednak zrobił to. Zrobił dla siebie, ale i dla niej też. Uwolnił się z tego toksycznego związku. Niebezpiecznie zwilgotniały jej oczy. Przytuliła się mocno chłonąc zapach jego perfum.
 - Uszczypnij mnie, bo myślę, że to sen – wyszeptała.
 - To nie sen kochanie, to jawa, a ja jestem szczęśliwym człowiekiem. Bardzo cię kocham.
 - Ja też cię kocham. Bardzo, bardzo mocno.
Pochylił się i wreszcie posmakował jej ust. Były takie delikatne, ciepłe i miękkie.
 - Smakujesz tak słodko jak najsłodszy cukierek. Mogę wejść? Opowiem ci przebieg rozmowy z rodzicami no i z Pauliną, bo oczywiście jak tylko wybiegła z kawiarni pojechała poskarżyć się na mnie – wszedł do pokoju i rozejrzał się. – Jak tu ładnie. Maleńkie mieszkanko, ale bardzo przytulne. Ma duszę – zaburczało mu głośno w brzuchu. Złapał się za niego i zachichotał.
 - Jesteś godny? – zdziwiła się usłyszawszy ten charakterystyczny dźwięk.
 - Trochę. Wprawdzie mama proponowała mi kolację ale odmówiłem. Za bardzo byłem podekscytowany i chciałem jak najszybciej się z tobą spotkać.
 - Mam gołąbki. Lubisz?
 - Uwielbiam.
 - Zaraz podgrzeję a ty w tym czasie napij się kawy.



Nie minęło dziesięć minut, gdy z lubością wciągał boski zapach mięsa, kapusty i pomidorowego sosu. Z ochotą zabrał się za jedzenie mrucząc z zadowolenia.
 - Matko, ale to pyszne. Wspaniale gotujesz. Mam przekonanie, że wszystko potrafisz. Jesteś bardzo zdolna – powiedział z uznaniem. - Ojciec jest pod ogromnym wrażeniem twoich kompetencji. Pokazałem mu budżet. Był naprawdę zaskoczony tą wysoką kwotą oszczędności. Powiedział, że powinniśmy jako firma zawrzeć z tobą stałą umowę na rozliczenia. Zgodzisz się?
 - Oczywiście. Wykazałabym się brakiem rozsądku, gdybym się nie zgodziła. To wspaniała propozycja.
 - Kiedy opowiedziałem im o zajściu w kawiarni byli zbulwersowani, bo Paulina oczywiście opowiedziała im swoją wersję wydarzeń. Opowiedziałem też o tych wszystkich spędzonych z nią latach, które dla mnie były istną męczarnią. Opowiedziałem jak robiła mi awantury oskarżając, że ją zdradzam przy każdej okazji. Każdy mój późniejszy powrót do domu był pretekstem do takich oskarżeń, bo do głowy jej nie przyszło, że mam nawał pracy i zasiedziałem się w biurze. Mama była w szoku a ojciec oburzony, bo oboje nie mieli pojęcia, że to tak wyglądało. Trochę się bałem jak to zniesie jego schorowane serce, ale nie było tak źle. Kazał jej się wynosić z domu i nigdy nie wracać. Powiedział, że nikt nigdy tak go nie rozczarował jak ona. Oznajmił, że nie chce mieć takiej synowej, a ja kazałem jej spakować rzeczy i opuścić mój dom, w którym mieszkała razem ze mną. Nic jej nie jestem winien. Dom jest tylko mój, bo to ja go kupiłem. Mam też nadzieję, że zniknie z firmy raz na zawsze. Udziały może sobie zatrzymać, ale nie chcę jej już więcej widzieć. Zresztą była kiepskim pracownikiem. Piastowała funkcję ambasadora firmy, udzielała głównie wywiadów i pozowała do zdjęć. Tak czy siak, nie generowała dla firmy żadnych zysków, bo przecież ta funkcja była wyłącznie reprezentacyjna.
 - Mówiłeś, że wychowaliście się razem…
 - To prawda… Po śmierci obojga Febo moi rodzice podjęli się opieki nad ich dziećmi i od tej pory miałem rodzeństwo. Nie wiem jakim cudem w głowach moich staruszków zrodził się pomysł, żeby zeswatać mnie z Pauliną. Może przez pamięć jej rodziców i tę wspólną firmę? To był krok w bardzo złym kierunku i od kiedy się z nią związałem, miałem przez nią wyłącznie kłopoty. W końcu zamknąłem ten traumatyczny etap w moim życiu, bardzo chcę teraz otworzyć nowy i jestem przekonany, że o wiele lepszy. Bardzo się cieszę, że uwolniłem się od niej i żałuję, że wcześniej nie zdobyłem się na to. Gdybym tak zrobił z całą pewnością miałbym mniej siwych włosów.
 - Nie jest tak źle – pocieszyła go. – Masz ich naprawdę niewiele i tylko dodają ci uroku. Bruneci i brunetki znacznie szybciej siwieją od blondynów, czy szatynów.
 - Chciałbym cię jeszcze o coś zapytać. Gdzie spędzasz święta?
Nieco zaskoczyło ją to pytanie. Jak żył ojciec spędzała je z nim a wcześniej z obojgiem rodziców. Mama zmarła młodo. Zmarła, gdy Ula była w maturalnej klasie. Po jej śmierci to na Uli spoczął obowiązek zajęcia się domem, bo ojciec trochę się posypał i psychicznie i fizycznie. Kiedy i jego zabrakło święta zupełnie straciły na znaczeniu. Nie widziała większego sensu w przygotowywaniu wigilii wyłącznie dla siebie. Potem, gdy związała się z Piotrem nic pod tym względem się nie zmieniło, bo on spędzał święta z żoną, swoimi rodzicami i teściami. Nie mógł od tego uciec. To były dla niej ciężkie momenty, ale przyzwyczaiła się, że w ten świąteczny czas jest sama.
 - Tutaj… Jestem w domu. Nigdy nic nie planuję chociaż mogłabym skorzystać z licznych świątecznych ofert i wyjechać gdzieś. Jednak mało mnie to pociąga. W wigilię zwykle jadę do Rysiowa na grób rodziców i jak wracam to zazwyczaj leniuchuję przez te dwa dni, albo pochylam się nad jakąś robotą, bo raczej nie lubię bezczynności. Nie mam nikogo z kim miałabym je spędzać, to znaczy nie mam żadnej bliższej ani dalszej rodziny.
 - To świetnie się składa, bo ja bardzo chciałbym spędzić te święta w twoim towarzystwie. Wigilia zawsze jest u rodziców i byliby szczęśliwi, gdybyś do nas dołączyła. Do tej pory na wigilii byli też obecni oboje Febo, ale myślę, że po tym jak ojciec nawrzucał Paulinie ona nie pokaże się u rodziców w ogóle, a jeśli ona nie przyjdzie to Alex też nie, bo nie będzie chciał jej zostawić samej.


Tato jest bardzo ciebie ciekawy, podziwia cię. Powiedział mi, że rzadko się zdarza taki ekonomiczny talent. Resztę świątecznego czasu zorganizowalibyśmy sobie sami, albo u mnie, albo u ciebie. Co ty na to?
 - No nie wiem… - odpowiedziała niepewnie. – Trochę jestem oszołomiona tą propozycją, bo wszystko dzieje się tak strasznie szybko… Czy to wypada tak ich nachodzić i to w dodatku w wigilię? To chyba nie jest dobry pomysł. Będę się czuła skrępowana i pewnie zażenowana. Nie znam ich przecież…



 - Ula, oni naprawdę nie gryzą i są miłymi, pełnymi taktu ludźmi. Nie zrobią niczego, co miało by cię wprowadzić w zakłopotanie, wierz mi – ujął jej dłonie w swoje i podniósł do ust. – Nie chcę na ciebie naciskać. Po prostu to przemyśl. Jest jeszcze trochę ponad tydzień do wigilii i mam nadzieję, że jednak twoja odpowiedź będzie pozytywna. Późno się zrobiło i chyba powinienem już pójść. Powiem jeszcze tylko, że jutro przeleję na twoje konto należność za zlecenie, bo dzisiaj już nie zdążyłem. - Ubrany do wyjścia przytulił się do jej ust. – Dobranoc moje szczęście. Odezwę się jutro.
 - Dobranoc. Jedź ostrożnie.
Po jego wyjściu uprzątnęła naczynia i położyła się, ale sen długo nie nadchodził, bo jej myśli wciąż krążyły wokół Marka. Okazał się niezwykle słownym mężczyzną. Nie zawiódł jej i dotrzymał słowa. Po doświadczeniach z Piotrem nie bardzo wierzyła, że się na to zdobędzie, a jednak. Może to właśnie Marek okaże się miłością, której szukała przez całe życie? Ta miłość do niego rozwijała się w niej powoli. Kiedy ma się takie doświadczenia życiowe jak te z Piotrem trudno jest potem zaufać komuś nowemu. Na początku była nieufna i bardzo sceptycznie nastawiona do tej znajomości. Z czasem poczynania Marka coraz bardziej ją do niego przekonywały. Okazał się człowiekiem wrażliwym, niezwykle uprzejmym i po prostu miłym facetem, który ją szanował, nic na niej nie wymuszał, nie żądał żadnych deklaracji, a teraz w dodatku okazało się, że ją kocha. Czyż można marzyć o czymś więcej? Ta ich znajomość nie była długa, ale rozwijała się dość intensywnie. Świetnie się dogadywali, uprzedzali swoje myśli i jak to mówią nadawali na tych samych falach. To dzięki niemu z każdym dniem coraz bardziej zapominała o Piotrze, bo skutecznie potrafił nakierować jej myśli na inne aspekty życia. Ewidentnie w jej sercu miłość do Piotra ustępowała miłości do Marka.
 


Wrócił do domu bardzo późno. Wjeżdżając na podjazd ze zdumieniem stwierdził, że wszystkie okna są oświetlone. Nie bardzo rozumiał, co to ma oznaczać. Kiedy wszedł do wnętrza zastał w nim nieopisany bałagan charakterystyczny dla kogoś, kto chce pośpiesznie opuścić to miejsce. Paulina nie zadała sobie trudu, by spakować się spokojnie i logicznie. Ten bałagan świadczył też o tym, że musiała być piekielnie wściekła, wręcz rozjuszona. Nie oszczędziła i jego rzeczy. Zauważył, że z półek zniknęło kilka cennych drobiazgów, ale machnął na to ręką. – Niech jej będzie. Nie będę się z nią o to wykłócał. Najważniejsze, że się wyniosła z tego domu i nigdy tu już nie wróci. – Najgorzej było w garderobie, bo powywalała rzeczy i z jego półek. – Jak można być tak złośliwym? I ja miałem się z nią ożenić? Z pewnością zrobiła by ze mnie „szczęśliwego” małżonka. – W kuchni wszedł w kałużę wody. Okazało się, że zostawiła na oścież otwarte drzwi do lodówki i zamrażarki. Pokręcił głową zrezygnowany. Ściągnął marynarkę, zakasał rękawy i zabrał się za sprzątanie. Kiedy skończył była już czwarta nad ranem, ale przynajmniej miał satysfakcję, że doprowadził dom do ładu. Niewiele spał tej nocy. Kiedy budzik zadzwonił o siódmej rano, był kompletnie nieprzytomny.


środa, 19 kwietnia 2017

"TA TRZECIA" - rozdział 5

ROZDZIAŁ 5


Przy stoliku zaległa cisza. Ula była w wyraźnym szoku. Marek potarł obolały policzek, który przybrał barwę krwistej czerwieni.


 - Przepraszam cię Ula za nią. Czasami bywa nieobliczalna.
 - Kto to jest? – wyszeptała. – Dlaczego mówi, że jest twoją narzeczoną? To prawda? Od dłuższego czasu adorujesz mnie, zapraszasz do kawiarni, do restauracji, na spacery. Kiedyś zapytałam czy jest jakaś pani Dobrzańska. Zaprzeczyłeś. Okłamałeś mnie? Z drugiej strony to chyba ja źle postawiłam to pytanie, bo powinnam była zapytać, czy jesteś człowiekiem wolnym. Okazuje się, że nie. Kiedyś przyrzekłam sobie, że już nigdy nie zwiążę się z zajętym facetem obojętnie, czy będzie miał żonę, czy dziewczynę. Już nigdy nie dopuszczę do sytuacji, żebym miała być tą trzecią. To koniec naszej znajomości. Nie dzwoń i nie przychodź. Ja nie chcę mieć przez ciebie kłopotów i nie chcę być świadkiem waszych awantur – podniosła się z miejsca. W jej oczach błyszczały łzy. – Dziękuję za lunch. Żegnaj.
 - Proszę cię zaczekaj – podniósł się również i chwycił jej dłoń. - Pozwól mi się wytłumaczyć. Chyba mam prawo się bronić? Chodźmy do parku. Tam wszystko ci opowiem, ale nie odchodź i nie zostawiaj mnie z tym wszystkim w zawieszeniu. Proszę… Bardzo mi na tym zależy, żebyś poznała całą prawdę i potem mnie osądziła. Nie odmawiaj mi błagam - jego oczy wyrażały tyle żałości, że w końcu ustąpiła.
 - Dobrze. Chodźmy.
Przekroczywszy parkową bramę Marek wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
 - Nie okłamałem cię Ula. Pytałaś, czy jestem żonaty. Powiedziałem ci prawdę. Nie powiedziałem tylko, że od jakiegoś czasu jestem zaręczony z kobietą, którą narzucili mi rodzice. Wręcz wymusili na mnie, bym się jej zdeklarował. Ta kobieta nazywa się Paulina Febo i jest współwłaścicielką firmy, córką Francesko Febo, o którym ci opowiadałem. Od pięciu lat jesteśmy ze sobą. Kiedy zginęli państwo Febo moi rodzice uznali, że jak dorośniemy ja i Paulina, to pobierzemy się. Głównym powodem takiej decyzji było utrzymanie udziałów to znaczy, żeby nie przeszły w obce ręce, ale zostały w rodzinie. Nie mieliśmy nic do powiedzenia w tej kwestii. Wyglądało to tak, jakbyśmy byli sobie pisani. Nie było mowy o żadnej miłości, ale oboje wierzyliśmy, że się kochamy, choć tak naprawdę nic do siebie nie czuliśmy. Paulina jest bardzo piękna, ale to piękno zupełnie nie przekłada się na jej charakter. Jest trudna we współżyciu. Więcej w nim miałem awantur niż spokojnych dni. Oskarżała mnie o wszystko. O brak zainteresowania nią, o wyimaginowane zdrady, o tabuny kochanek, jakbym był jakimś niewyżytym samcem. Moje asystentki wylatywały z pracy tylko za to, że były dla mnie miłe, uprzejme i wykonywały moje polecenia. Zatrudniła mi sekretarkę tylko po to, żeby śledziła każdy mój krok, żeby analizowała mój notes, czy nie ma w nim wpisów dotyczących spotkań z kobietami. Dzisiejsze spotkanie nie było przypadkowe. Musiała mnie śledzić. Skąd by wiedziała, że jem obiad właśnie tutaj? Nawet kiedyś posunęła się do wynajęcia detektywa, który jednak szybko został przeze mnie zdemaskowany. Zacząłem się dusić w tym związku. Każdy następny rok był gorszy od poprzedniego. Latała do moich rodziców i mówiła im o mnie straszne rzeczy nie mające w ogóle potwierdzenia w rzeczywistości. Prosiłem i błagałem, żeby przestała to robić. Mówiłem, że ojciec ma chore serce, a ona tymi urojeniami jeszcze bardziej go dobija. To było jak rzucanie grochem o ścianę. Moi rodzice, którzy wychowali i ją i jej brata wciąż trzymali jej stronę, a na moje próby obrony reagowali zawsze negatywnie. Byłem ich rodzonym synem, ale nigdy nie otrzymałem od nich żadnego wsparcia. Zostałem z tym wszystkim sam. Z każdym dniem narastała we mnie niechęć do Pauliny, a ostatnio nawet nienawiść. Po prostu organicznie nie mogę jej znieść. Coraz częściej myślę o zerwaniu zaręczyn. To nie na moje nerwy. Paulina nie będzie dobrą, wyrozumiałą żoną, bo zawsze będzie wietrzyć zdradę. Po dzisiejszej akcji w restauracji jestem gotowy na rozmowę z rodzicami i rozstanie z moją narzeczoną. Już czas. Najwyższy czas. Życie z Pauliną było piekłem, ale to nie jedyny powód odejścia od niej. Drugim powodem jesteś ty. Zakochałem się w tobie Ula. Teraz wiem, co to znaczy miłość, bo to właśnie czuję do ciebie. Paulina była jedną, wielką pomyłką i nigdy nie mógłbym jej pokochać. Chcę cię prosić, żebyś mnie nie skreślała, żebyś dała mi szansę. Przysięgam ci, że jeszcze dzisiaj zerwę te nieszczęsne zaręczyny.
Ula miała mokre policzki. Po tej awanturze w restauracji chciała odejść i już więcej się z nim nie spotkać. Znowu czuła się tak jak wtedy, gdy Piotr powiedział jej, że wraca do Ireny. Było jej tak strasznie żal, że akurat teraz, gdy wreszcie coś poczuła do Marka, gdy sądziła, że mogłaby z nim być, on sprawia jej taki zawód. Nie okłamał jej, nie miała racji, ale też nie powiedział jej całej prawdy. Stanął naprzeciwko i ujął w dłonie jej twarz ścierając kciukami łzy.
 - Proszę cię nie płacz, bo serce mi się kraje. Nie zasłużyłaś na to wszystko, co dzisiaj cię spotkało i gdybym mógł cofnąłbym czas i nie dopuścił do tej przykrej sytuacji. Kocham cię i będę o ciebie walczył. Nie pozwolę ci odejść, bo jesteś najważniejszą osobą w moim życiu.
 - Bardzo chciałabym ci wierzyć, – powiedziała drżącym od płaczu głosem – ale mam z tym pewien problem. Kiedyś, dawno byłam z pewnym człowiekiem. To, że jest żonaty wyszło po pół roku naszej znajomości. Nie potrafiłam odejść. Zbyt mocno zaangażowałam się w ten związek. Przez dwa lata obiecywał mi, że porozmawia z żoną o rozwodzie. Nie naciskałam. Nie popędzałam go, bo wierzyłam, że w końcu to zrobi. Do rozwodu doszło, ale kilka godzin po nim on zadzwonił i powiedział, że ubłagał żonę, żeby mu wybaczyła i pozwoliła wrócić. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć. W dniu ich rozwodu siedziałam na ławce bliżej ulicy. Widziałam jak oboje wychodzą z sądu. Ona coś do niego mówiła, on coś jej tłumaczył. Długo nie wiedziałam, o czym była ta rozmowa. Przychodziłam tu w każdą sobotę i usiłowałam zrozumieć, co się stało tamtego dnia. Wreszcie kiedyś spotkałam tu ich oboje. On spuścił głowę i przyspieszył kroku udając, że mnie nie zna. Ona podążyła za nim pchając przed sobą spacerowy wózek. Wtedy zrozumiałam, że na tych schodach ona mówiła mu o ciąży. On bardzo chciał mieć dziecko, więc ja nie byłam pierwsza na liście jego priorytetów. To właśnie wtedy postanowiłam, że nigdy nie zwiążę się z zajętym facetem. Nigdy nie będą już tą trzecią. Ty póki co jesteś narzeczonym a ja nie mogę ci nic obiecać. Mam nadzieję, że to zrozumiesz.
 - Rozumiem Ula i chcę cię zapewnić, że nie zawiodę, nie zrezygnuję z ciebie tak jak on, bo kocham cię całym sercem. Jeszcze dziś porozmawiam z rodzicami i wszystko wyjaśnię. Chodź, odprowadzę cię do samochodu. Sam chcę to załatwić jak najszybciej.

Kiedy odjechała sięgnął po telefon i wybrał numer matki. Odebrała natychmiast jakby czekała z palcem na przycisku z zieloną słuchawką.
 - Dobrze, że dzwonisz Marek. Jest tu Paulinka i opowiada straszne rzeczy. Mógłbyś tu przyjechać?
 - Taki mam zamiar mamo i świetnie się składa, że ona tam jest, bo to co dzisiaj zrobiła i jak się zachowała przechodzi ludzkie pojęcie, ale opowiem wszystko na miejscu.

Wszedł do domu rodziców dzierżąc pod pachą teczkę, którą dostał od Uli. Wszystkich zastał w salonie. Poprosił Zosię, gosposię seniorów o kawę i zajął miejsce w fotelu. Paulina siedziała z podkulonymi nogami na kanapie i ocierała nieistniejące łzy. Obok siedział Krzysztof i Helena.
 - Zanim cokolwiek powiecie i zanim zaczniecie komentować rewelacje Pauliny chcę wam o czymś powiedzieć. Zacznę od początku, bo tak chyba będzie najlepiej. Od przynajmniej dwóch lat czuję się przez Paulinę osaczony. Nasyła na mnie detektywów, jest zazdrosna o nieistniejące kochanki, na jej polecenie została zatrudniona moja sekretarka tylko po to, żeby przeglądać mój notes i w razie potrzeby śledzić mnie. Nie ma dnia bez awantury, bo moja narzeczona wymyśla rzeczy, które mają za zadanie oczernić mnie w waszych oczach. To nie jest normalne zachowanie i być może należało by to leczyć.
 - Jak śmiesz - syknęła prostując się na kanapie.
 - Zamknij się, teraz ja mówię – odparował brutalnie. - Ty już dzisiaj dość powiedziałaś.
 - Jeszcze za mało. Powinnam więcej nawrzucać twojej kochanicy – zaperzyła się.
Zacisnął dłonie na poręczy fotela aż zbielały mu kostki. Ta kobieta wyzwalała w nim najgorsze instynkty.


 - Ta kochanica, jak ją nazywasz to Urszula Cieplak, właścicielka firmy Pro-S zajmującej się rozliczeniami finansowymi a także tworzeniem budżetu dla firm. Przy tym znakomity ekonomista. Jak wiecie, ostatni pokaz się udał, ale jego koszty były ogromne. Nie mam zbyt wielkiego doświadczenia w tym zakresie, dlatego pomyślałem, że potrzebny jest nam specjalista, który mógłby pomóc w sposób oszczędny zarządzić funduszem przeznaczonym na pokaz wiosenno-letniej kolekcji. Przeglądając internet natknąłem się na firmę pani Cieplak. W dodatku okazało się, że funkcjonuje całkiem blisko nas, bo na Koszykowej. Poszedłem tam i zapytałem, czy podjęłaby się sporządzenia dla F&D takiego budżetu. Nie miała nic przeciwko temu. Dałem jej miesiąc, ale to bardzo solidna i uczciwa osoba, bo wykonała zadanie przed terminem – odwiązał troki teczki wyciągając z niej plik dokumentów. – Oto on. Wiesz tato ile udało jej się wygenerować oszczędności? Prawie sto pięćdziesiąt tysięcy. Tyle zostanie w firmie jeśli będziemy się ściśle trzymać tych wytycznych. Dzisiaj rano pani Cieplak zadzwoniła do mnie i poinformowała, że budżet jest już gotowy. Umówiłem się z nią na lunch w Baccaro, gdzie miała mi wręczyć tę właśnie teczkę, ale w najgorszych koszmarach nie przypuszczałem, że ta bezdennie głupia kobieta – wycelował palcem w Paulinę – będzie mnie śledzić i zrobi w miejscu publicznym karczemną awanturę. Mało tego, uderzyła mnie przy ludziach w twarz, a panią Cieplak nazwała moją kochanicą. Nawet nie wiecie jak było mi wstyd. Dziesięć razy przepraszałem tę kobietę. Spisała się tak doskonale z tym budżetem, że chciałem zaproponować jej stałą współpracę z F&D, ale po takim czymś mocno wątpię, żeby się na nią zgodziła. W związku z tym nieprzyjemnym zajściem a także mnóstwem wcześniejszych incydentów zrywam zaręczyny. Żadnego ślubu nie będzie. Nie wytrzymałbym z tobą ani dnia dłużej. Jeszcze dzisiaj spakujesz swoje rzeczy i wyniesiesz się z mojego domu a dokąd, to zupełnie mnie nie obchodzi. Może to być dom twojego brata lub ławka na dworcu. Nie chcę mieć z tobą już nigdy nic wspólnego. Jesteś żałosna, zupełnie brak ci taktu i klasy a twój mózg ma wielkość włoskiego orzecha. To wszystko, co miałem do powiedzenia w tej sprawie i mam nadzieję, że już żadne z was nie będzie naciskać na mnie w sprawie ożenku z tą durną babą. Radzę ci się zbierać. Późno już a ty masz sporo dzisiaj do zrobienia. Walizki są w garderobie.
Paulina była w szoku. Jednak szybko się opanowała i odzyskała rezon.
 - Ty podła świnio, ty zdrajco, zapłacisz mi za to. A wy nic nie zrobicie? Będziecie przyglądać się biernie, jak traktuje mnie wasz syn?
 - Nie bardzo wiem, co moglibyśmy zrobić – odezwał się Krzysztof. – Okłamywałaś nas, manipulowałaś nami. Jesteś zwykłą egoistką i intrygantką. Obrażasz publicznie ludzi, których kompletnie nie znasz. Szczerze powiedziawszy ja nie chcę mieć takiej synowej. Musisz poszukać sobie szczęścia gdzie indziej. Nikt nigdy tak bardzo mnie nie rozczarował jak ty. Teraz opuść ten dom i idź swoją drogą.


Podniosła się z kanapy bez słowa i ruszyła w stronę drzwi. Marek odetchnął podobnie Helena i Krzysztof.
 - Zostaniesz na kolacji? Zosia przygotuje coś smacznego.
 - Szczerze powiedziawszy nie jestem głodny. Ten dzisiejszy dzień kompletnie mnie rozstroił nerwowo. Wciąż liczę na to, że Ula da się przeprosić i nie zrezygnuje ze współpracy ze mną.
 - Naprawdę zaoszczędziła sto pięćdziesiąt tysięcy?
 - Dokładnie sto czterdzieści osiem. Niewiarygodne, prawda? To najlepszy budżet tato jaki kiedykolwiek mieliśmy. Wynajęcie hotelu na pokaz było bardzo złym pomysłem. Od wiosny następnego roku wszystkie pokazy będą się odbywały w Starej Pomarańczarni. Budynek zabytkowy i bardzo piękny, a co najważniejsze ma potencjał i jest cztery razy tańszy niż hotel. To Uli pomysł i przyznasz, że genialny.
 - Przyznaję. Wspaniale się spisała a i tobie należą się pochwały za to, że usiłujesz poprawić stan finansów firmy.
 - Dzięki tato. Będę się zbierał. Czuję się jak przekłuty balon –podniósł się z fotela. - Dobranoc kochani.

czwartek, 13 kwietnia 2017

"TA TRZECIA" - rozdział 4




ROZDZIAŁ 4


Wyszedł z jej biura z uśmiechem na ustach. To nie było tak, że zlecenie tego budżetu miało być pretekstem do spotkań z nią. Naprawdę potrzebował w tym zakresie fachowej pomocy i można powiedzieć, że Ula spadła mu jak z nieba. Przy okazji upiekł dwie pieczenie przy jednym ogniu, bo perspektywa widywania jej była bardzo kusząca. Był ciekawy czy poradzi sobie z zadaniem jakie jej zlecił i czy okaże się na tyle kreatywna, że zaoszczędzi firmie trochę grosza. Okaże się za miesiąc, a przez ten czas będzie próbował poznać ją trochę lepiej. Może powie mu, co ją tak bardzo przygnębia, że tak rzadko się uśmiecha? Kto wie…?


Do końca tygodnia oprócz swojej pracy analizowała dokumenty przyniesione przez Marka. Były tam faktury, zestawienia kosztów pokazu, zamówionych materiałów, dodatków, i koszty bankietu. Wartość całkowita była astronomiczna i mocno ją zaskoczyła. Im bardziej się w to wszystko wgryzała, tym bardziej dochodziła do wniosku, że mnóstwo rzeczy jest zupełnie niepotrzebnych i śmiało F&D może z nich zrezygnować. - Pieniądze wyrzucone w błoto – mruczała pod nosem. – Kompletna niegospodarność i brak ekonomicznego myślenia. – Powoli też przymierzała się do zrobienia niezbędnych zestawień i wyszczególnienia w nich tylko tych koniecznych pozycji. Ceny materiałów musiały zostać. Marek uprzedził ją, żeby w to nie ingerowała, bo ich projektant nigdy nie zgodziłby się na nic tańszego.
 - On bardzo dba o najwyższą jakość i nigdy w życiu nie pozwoli, żeby jego projekty nie miały stosownej oprawy. Jest w firmie najważniejszy, a ja nie chcę z nim toczyć wojny.
Mimo, iż przeznaczona na materie kwota była ogromna, to całą resztę można było śmiało okroić. Sporo czasu poświęciła na wyszukiwanie w internecie firm oferujących konkurencyjne ceny na catering, oświetlenie, nagłośnienie sali, dodatki a nawet kwiaciarnie i zespoły muzyczne. Wszystko skrzętnie wynotowała, żeby udowodnić Markowi, że taką imprezę można zorganizować znacznie taniej. Myślała też o miejscu, w którym odbył się ostatni pokaz. Wynajęto parter ekskluzywnego hotelu i zapłacono za to majątek. – Przepych kosztuje – pomyślała. Przypomniała sobie jak kiedyś w ostatnią noc roku nogi poniosły ją do Łazienek. Dotarła do Starej Pomarańczarni, w której trwała zabawa sylwestrowa. Przez duże okna mogła zobaczyć, jak wiele osób bawiło się na tej ogromnej sali. Zauważyła wtedy, że stoliki stoją w nieco mniejszej - obok. Teraz uświadomiła sobie, że to byłoby idealne miejsce na pokazy. W mniejszej można byłoby urządzić bankiet. Większa doskonale nadawała się na pokaz. -–Koszty też byłyby mniejsze, jestem tego pewna, a sceneria niezwykle romantyczna. Marek jest takim wrażliwcem, że na pewno by mu się spodobało to miejsce.


Idąc za ciosem wyszukała stosowny numer telefonu i połączyła się z człowiekiem, który zarządzał tym obiektem. Wyłuszczyła jasno i klarownie w czym rzecz pytając przede wszystkim, czy wynajmują sale, obie sale na pokazy mody. Dowiedziała się, że jeszcze takie nie były organizowane, ale oni są otwarci na każde rozsądne propozycje.
 - Skoro rokrocznie odbywają się tu zabawy sylwestrowe i karnawałowe, to dlaczego nie pokaz mody? – usłyszała. – Policzymy standardowo według cennika jaki posiadamy.
 - A mógłby mi pan podać chociaż szacunkowe koszty? To by mi bardzo ułatwiło pracę.
Mężczyzna zamilkł na chwilę licząc pod nosem i w końcu przedyktował jej sumę, którą skrzętnie zapisała. Podziękowała mu za uprzejmość i rozłączyła się. Sięgnęła po fakturę za hotel i uśmiechnęła się triumfująco. Pomarańczarnia była cztery razy tańsza.

Miała właśnie wysiąść z auta, gdy ktoś rozpostarł nad jej głową wielki parasol. Wysiadła i uśmiechnęła się nieśmiało do stojącego obok Marka.
 - Wciąż mnie zaskakujesz – powiedziała cicho.
 - Witaj Ula. Nie mogłem pozwolić, żebyś zmokła. Dzisiejszy dzień nie bardzo nadaje się na spacer. Zaczęło siąpić już w nocy i nie zanosi się na to, żeby miało przestać. Jednak nie chciałem odwoływać tego spotkania, bo jestem ciekawy postępów w wiadomej sprawie. Bo są jakieś postępy, prawda?
 - Są, ale opowiem o nich przy kawie. Teraz zapytam cię tylko, dlaczego wybrałeś na miejsce pokazu drogi hotel?
 - Przyznaję, że nie miałem zupełnie pomysłu, gdzie to zorganizować, a to była pierwsza myśl jaka przyszła mi do głowy.
 - Bardzo droga myśl…
Spacer dzisiaj był czymś karkołomnym. Zaściełane opadłymi i mokrymi liśćmi alejki były równie śliskie jak zdeptany śnieg. Marek podał Uli ramię.
 - Będziesz bezpieczniejsza – wyjaśnił. – Łatwo o upadek na takiej ścieżce.
Szybko dotarli do kafejki i równie szybko delektowali się gorącą kawą. Policzki Uli nabrały rumieńców. Marek z przyjemnością kontemplował ten widok.
 - Jak to się stało, że taka piękna kobieta nie ma prywatnego życia i cały swój czas poświęca pracy? To wręcz niedorzeczne.
Co miała mu powiedzieć? Że jeszcze do niedawna czerpała z prywatnego życia pełnymi garściami, ale drań, któremu ufała zawiódł ją na całej linii?
 - Jakoś wcale mi tego nie brakuje – odpowiedziała asekuracyjnie. – Lubię pracować i nie męczy mnie to w ogóle. Powiedz mi…, znasz budynek Starej Pomarańczarni w Łazienkach? – zmieniła temat. - Na pewno znasz. Rozmawiałam z zarządcą obiektu. Pytałam, ile by wzięli za wynajęcie go na pokaz. Koszty są cztery razy niższe niż to co zapłaciłeś za hotel. Dodatkowy atut to tak zwane okoliczności przyrody, bo miejsce jest bardzo urokliwe i romantyczne. Przemyśl, czy jest godne wystawienia arcydzieł waszego mistrza. Ja uważam, że to świetny pomysł. - Patrzył jej w oczy zupełnie zaskoczony. Propozycja wydała mu się genialna i bardzo oryginalna. – Poza tym tam w głębi jest jeszcze jedna sala, która świetnie nadaje się na bankiet i chyba temu służy, bo stoją tam stoliki. W porównaniu z hotelem cena naprawdę symboliczna. Mam też propozycje dotyczące taniego cateringu nie ustępującego jakością temu, który ty zamówiłeś, tańszej kwiaciarni, tańszego oświetlenia, dodatków do kreacji, zespołu muzycznego i drukarni. Jeszcze nie liczyłam szczegółowo, ale sądzę, że oszczędności będą rzędu stu pięćdziesięciu tysięcy.
Marek zakrztusił się kawą i przytknął serwetkę do ust. Powoli wyrównywał oddech wytrzeszczając oczy na Ulę.
 - Ile? – wystękał.
 - Sto pięćdziesiąt tysięcy i to lekko licząc.
 - To jakiś żart?
 - Wierz mi, nie jestem w nastroju do żartów. W twojej firmie nie ma jakiegoś ekonomisty z głową? Wszystko jest kupowane po najwyższych cenach. Byłam zdumiona, gdy doczytałam, że catering zapewnił hotel. Najdroższy catering o jakim w życiu słyszałam. W taki sposób firma nigdy nie wejdzie na wyższy poziom, bo jeśli nawet zarobicie na kolekcjach, to stracicie organizując kolejne pokazy. To zupełnie bez sensu.
 - Jestem w szoku. Ja w ogóle tego tak nie postrzegałem. Chyba właśnie otworzyłaś mi oczy za co bardzo ci dziękuję. To nieprawdopodobne… - pokręcił z niedowierzaniem głową. – Biję się w piersi i przyznaję, że właśnie wychodzą moje braki dotyczące ekonomii. Bardzo się cieszę, że cię poznałem, Gdyby nie ty…, aż boję się pomyśleć. Skąd w tobie takie zamiłowanie do cyferek?


 - Uwielbiam to – roześmiała się perliście. – Samej ekonomii było mi mało i kończyłam jeszcze równoległe studia z zarządzania i marketingu. Pilnie też uczyłam się języków i dzięki temu jestem licencjonowanym tłumaczem.
Marek słuchał tych słów kręcąc z podziwu głową.
 - Jesteś niesamowita Ula. Nigdy wcześniej nie znałem nikogo takiego jak ty. Ja z biedą skończyłem zarządzanie zasobami ludzkimi. Trochę doświadczenia nabyłem już w firmie, ale nigdy nie byłem dobry z rachunków i teraz to na mnie się mści.
 - A ty masz jakieś życie osobiste? – zapytała spuszczając głowę. To pytanie wydało jej się krępujące.
 - No jakieś tam mam… Często chodzę z kumplem na squasha, albo pograć w kosza.
 - A pani Dobrzańska?
 - Pani Dobrzańska? Moja żona w sensie? Nie ma pani Dobrzańskiej. Nie jestem żonaty. Ani dzieciaty, – dodał chichotając – przynajmniej nic o tym nie wiem. A w twoim życiu zaistniał jakiś pan Cieplak?
 - Tak. Jeden był – roześmiała się na całe gardło. Nie podejrzewał, że potrafi być taka radosna i spontaniczna. Coraz bardziej mu się podobała. – To mój tato, ale on już niestety nie żyje – posmutniała. – Od bardzo dawna jestem sama jak palec. Nie mam żadnej rodziny nawet tej dalszej.
Miło przebiegało to spotkanie. Ula się rozluźniła i coraz częściej pozwalała sobie na spontaniczność. To bardzo odpowiadało Markowi. Był nią zauroczony. Tak jak poprzednio odprowadził ją do samochodu obiecując, że odezwie się lub przyjdzie do jej biura w tygodniu.
Idąc do własnego auta pomyślał o Paulinie. Pomyślał, że koniecznie musi coś zrobić, żeby pozbyć się jej ze swojego życia. Jakże była różna od Uli. Samolubna, roszczeniowa, zarozumiała, zawsze w pretensjach o wszystko i o wszystkich, niezmiennie zazdrosna o te prawdziwe i te wyimaginowane panny, które rzekomo uwodził Marek, wciąż robiąca mu o to karczemne awantury. Jak normalny człowiek może wytrzymać z taką kobietą? On już nie dawał rady, a po ślubie? Był przekonany, że nie dożyłby z nią późnej starości, bo albo by ją udusił, albo szybko się z nią rozwiódł. Te zaręczyny były tak głupim posunięciem, że do tej pory się dziwił, że w ogóle dał się w nie wmanewrować.

Ula miała sporo pracy. Firmy zamykały rok i zlecenia rozliczeń spływały do niej lawinowo. Nie narzekała jednak. Opracowywanie budżetu dla F&D zostawiała na popołudnia. Ślęczała nad nim w domu. Z mozołem wpisywała w tabelki wszystkie dane tak, żeby Marek miał jasność, co z czego wynika. Ostatnio odpuściła sobie jeżdżenie do parku. Pogoda nie nastrajała optymistycznie, a Ula nie lubiła ani moknąć, ani marznąć. Czasem Marek dzwonił lub wpadał i wtedy kawę pili u niej w biurze. Pod koniec grudnia tuż przed świętami to ona zadzwoniła informując go, że budżet już gotowy. Ucieszył się i zaproponował lunch w dobrej restauracji. Zgodziła się. Zawdzięczała mu to, że dzięki niemu otrząsnęła się z tej głupiej miłości do Piotra i już prawie o nim nie myślała. Marek traktował ją jak koleżankę. Nie wykonywał wobec niej żadnych intymniejszych gestów jakby się bał, że ją spłoszy lub zniechęci do siebie. Nie chciał być nachalny, chociaż często czuł silną potrzebę przytulenia się do tych pełnych, słodkich ust. Ograniczał się tylko do muśnięcia jej policzka i to było wszystko.
Spotkali się przed wejściem do Baccaro. Zamówili dania i konsumując omawiali jeszcze wszystkie założenia budżetu. Już przy deserze Ula podała mu grubą teczkę.
 - Prześledź to sobie dokładnie. Myślę, że nie zaniedbałam niczego i wzięłam pod uwagę najistotniejsze rzeczy. Oszczędności są rzędu stu czterdziestu ośmiu tysięcy. Całkiem spore, prawda?
 - Są ogromne. Nigdy w życiu bym nie przypuszczał, że uda ci się wygenerować aż tyle. Jeszcze dzisiaj prześlę na twoje konto umówioną sumę, bo zasłużyłaś na nią jak nikt. Jestem ci niewymownie wdzięczny. Po nowym roku na pewno dostaniesz kolejne zlecenie. Gdyby nie fakt, że masz własną firmę ja bardzo chętnie zatrudniłbym cię u siebie. Jesteś genialnym ekonomistą.
Zajęci rozmową nawet nie zwrócili uwagi na kobietę, która weszła do restauracji rozglądając się nerwowo. Zlokalizowała stolik i szybkim krokiem ruszyła w jego kierunku. Jej oczy ciskały gromy a zaciśnięte usta świadczyły o wysokim poziomie furii. Zatrzymała się przy Marku i wyrzuciła z siebie.
 - To tak się zabawiasz w czasie pracy? Urywasz się na obiadki z kochanicami? Myślisz, że długo to będę znosić?
 - Przepraszam bardzo – przerwała jej Ula. – Kim pani jest?
 - Pani nie wie? Nie powiedział pani, że ma narzeczoną, a wkrótce żonę? Jakie to żałosne. Jesteś zwykłą świnią! – zamachnęła się i strzeliła Marka w twarz budząc poruszenie wśród siedzących gości.
 - Uspokój się – wysyczał. – Chyba już całkiem ci odbiło. Idź się leczyć, bo twoja głowa nie funkcjonuje normalnie. Ta kobieta nie jest moją kochanką. Znowu ponosi cię fantazja.
 - Nie myśl sobie, że tak to zostawię. Zaraz jadę do twoich rodziców. Ciekawe jak im będziesz się tłumaczył – odwróciła się na pięcie i wybiegła z kawiarni.