Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 marca 2024

"ZEMSTA NIE ZAWSZE JEST SŁODKA" - rozdział 5


WAM WSZYSTKIM, NASI DRODZY CZYTELNICY, ŻYCZĄ

GOŚKA I GAJA




ROZDZIAŁ 5

 

Zadawszy to pytanie wrócił do biurka i usiadł przy nim. To nieco rozczarowało Paulinę, bo sądziła, że usiądzie na kanapie obok niej. To też dowodziło, że chyba nie żywi już do niej jakichś cieplejszych uczuć. Opanowała się jednak przystępując do rzeczy.

 


 - Rok oderwania od firmy i od pracy to długo, Marco. Zatęskniłam… Brakuje mi tego. Nagle tam w Milano poczułam się bardzo samotna. Alex pracuje po całych dniach i widywaliśmy się tylko wieczorami przy kolacji. Postanowiłam więc wrócić i prosić cię, byś zatrudnił mnie na moim dawnym stanowisku, o ile oczywiście to możliwe. Macie nowego ambasadora firmy?

 - Nie mamy. Po twoim wyjeździe uznaliśmy to stanowisko za zbędne. Jest funkcja PR-owca, który ma dość szeroki zakres kompetencji. To kontakty z mediami, a oprócz tego intensywna reklama w internecie połączona z promocją najpiękniejszych kreacji. To też permanentny kontakt z naszymi stałymi i najlepszymi klientami. Ty w swoim zakresie obowiązków nigdy nie miałaś czegoś takiego i doprawdy nie wiem, czy podołałabyś, bo znając twój charakter raczej traktowałabyś ludzi z góry i wyniośle, czym zapewne zniechęciłabyś ich do czegokolwiek, a to z kolei nie przysłużyłoby się firmie.

Paulina zacisnęła zęby. Jego słowa ubodły ją do żywego. Najwyraźniej ją obrażał.

 - Uważasz, że nie byłabym uprzejma wobec klientów?

 - Tego nie powiedziałem, ale w twoim sposobie bycia jest coś takiego co odstręcza i to chyba nie jest twoja wina. Nie masz po prostu na to wpływu, bo taka już jesteś. Nie chciałbym jednak, żebyś wyszła stąd rozczarowana, dlatego mógłbym zaproponować ci stanowisko specjalisty do spraw kreowania wizerunku. Masz świetny gust i przede wszystkim doświadczenie, bo przecież wcześniej zajmowałaś się czymś podobnym. Poza tym do twoich kompetencji należałby dobór modelek i modeli, ustalanie przymiarek i sesji, co wiąże się ze ścisłą współpracą z Pshemko. Jeśli odpowiada ci ta funkcja, to zapraszam.

 - Dziękuję ci - Paulina podniosła się z kanapy. – Wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz. Jeśli pozwolisz, zacznę od jutra. Zajrzę jeszcze do Olszańskiego.

 - W porządku. Jeśli chodzi o wynagrodzenie, to mogę zaproponować takie, jak miałaś wcześniej.

 - Nie mam nic przeciwko temu. Najważniejsze, że zacznę coś robić. Jeszcze raz bardzo ci dziękuję, Marco i do jutra.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Marek ciężko opadł na fotel. Czyżby Ula miała jakiś szósty zmysł, a jej złe przeczucia nie były bezpodstawne? Ona przeczuwała, że Paulina może pojawić się wkrótce po telefonie do Violetty i proszę nie minął tydzień, a ona zjawia się w F&D, jak gdyby nigdy nic. Nie mógł jej odmówić powrotu do pracy. Nadal posiadała dwadzieścia pięć procent udziałów i była współwłaścicielką firmy, a tym samym miała pełne prawo do pracy w niej. Ula na pewno się zdziwi, a może wcale nie będzie zaskoczona?

 

Paulina wyszła z gabinetu Marka z mieszanymi uczuciami. Złość była jednak tym dominującym. Aż nią zatrzęsło, gdy mówił o jej dumnym charakterze. Co w tym złego, że zna swoją wartość i nie pozwala się traktować źle byle komu? Najważniejsze jednak, że wraca do pracy. Wprawdzie zapewniła Marka, że przyjechała na stałe, ale nie zmierzała zostać w Polsce. Zamierzała zrealizować swój plan, a potem, jak sprawa przyschnie i Marek znowu będzie wolnym człowiekiem, po prostu zniknąć. Za chwilę podpisze nową umowę u Olszańskiego, a od jutra zacznie urządzać się w firmie od nowa. Już miała skręcać w korytarzyk, w którym miał gabinet dyrektor HR, gdy zauważyła, że z windy wysiadła Ula. Obrzuciła ją pogardliwym spojrzeniem, ale przemogła się witając z nią.

 - Witaj, Ula.

 


 - Paulina? – twarz Uli przybrała kolor kredy, a plik dokumentów, który trzymała w dłoni rozsypał się wokół jej stóp. Obie schyliły się jednocześnie usiłując je pozbierać. – Wróciłaś?

 - Wróciłam – Paulina podała jej część dokumentów. – Właśnie byłam u Marka i idę do Olszańskiego po umowę. Zaczynam od jutra. Mam nadzieję, że mój powrót ci nie przeszkadza?

 - A dlaczego miałby? – odpowiedziała pytaniem. - Przecież to twoja firma i możesz robić co zechcesz.

 - No właśnie. Cieszę się, że o tym pamiętasz, a teraz wybacz. Trochę się spieszę – odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku gabinetu Olszańskiego. Ula stała jeszcze przez chwilę na środku korytarza nie mogąc wyjść z szoku. Wprawdzie od kilku dni męczyły ją złe przeczucia dotyczące Pauliny, ale nie sądziła, że spotkanie z nią nastąpi tak szybko.

Weszła do pokoju Marka i bez słowa usiadła na kanapie. Była śmiertelnie blada, a na czole wykwitły jej kropelki potu. Ten widok przeraził juniora. Wstał od biurka i usiadł obok niej na kanapie przytulając ją do siebie.

 - Na litość boską, Ula, wyglądasz jakbyś zobaczyła upiora. Co się stało?

 - Mówiłam ci, że telefon Pauliny zwiastuje kłopoty, że moja intuicja podpowiada mi jakieś koszmarne scenariusze w związku z nią. I co? I nagle spotykam ją na korytarzu i dowiaduję się, że od jutra zaczyna pracę w firmie. Źle się stało Marek, że przyjąłeś ją do pracy. Równie dobrze mogła czerpać profity z zysków firmy. Nigdy nie była pracownikiem miesiąca. Dlaczego? – zaszkliły jej się oczy.

 - Kochanie, bo nie miałem innego wyjścia. Ona nadal ma udziały, podobnie jak Alex. To, że zgłosiła się do mnie po roku i wyraziła chęć pracy tutaj, to tylko czysta proforma. Nie musiała tego robić, bo jest współwłaścicielką. To, że poprosiła mnie o zatrudnienie dobrze o niej świadczy. Wie, że po prostu tak wypada, bo jestem prezesem.

 - To tłumaczenie nie uspokaja mnie w najmniejszym stopniu. Najpierw knuł Alex, a teraz ona wpędzi nas w kłopoty. Wspomnisz moje słowa. Musimy patrzeć jej na ręce tak, jak patrzyliśmy na ręce jej bratu. Koniecznie trzeba zminimalizować ryzyko jakichś przekrętów.

 - Tak właśnie zrobimy. Nie denerwuj się już. Masz coś dla mnie? – wskazał na leżący na szklanym stoliku plik papierów.

 - Musisz to wszystko przejrzeć i podpisać. Ja wracam do siebie.

Była już przy drzwiach, gdy przypomniała coś sobie.

 - Marek, umówiłam się dzisiaj z Violką. Obiecałam jej pomóc przy wyborze kreacji na ten wieczór panieński. Nie masz nic przeciwko? Wrócę autobusem.

 - Oczywiście, że nie mam. Nie wracaj tylko za późno, bo będę się martwił, a najlepiej zadzwoń, jak już skończycie. Przyjadę po ciebie.

 - Zupełnie bez sensu. Przecież mam dobre połączenie ze Złotych Tarasów na Sienną. Dziesięć minut i będę w domu.

 

Violetta szalała. W pół godziny przeczołgała Ulę przez wszystkie galerie w Złotych Tarasach, a ponieważ nic jej tam nie odpowiadało pociągnęła jeszcze Cieplakównę po wszystkich okolicznych sklepach z ciuchami. Ula miała dość i zaczęła się buntować. Burczało jej w brzuchu i bolały ją nogi. Poza tym zrobiło się dość późno.

 


 - Viola, ja mam już dość. Wracajmy do domu. Kupiłaś tyle rzeczy, że do śmierci ich nie zedrzesz. Głodna jestem i nie czuję nóg.

Violetta zatrzymała się na środku chodnika i rozejrzała dokoła.

 - O, tam jest jakaś knajpka. Chodźmy, ja też zgłodniałam. Zapraszam cię na dobre jedzonko, a potem pójdziemy na przystanek. Obiecuję.

Nie lubiąca za bardzo jadać w restauracjach Ula, w końcu dała się namówić. Kończyły jeść, gdy odezwał się jej telefon. Odebrała natychmiast widząc na wyświetlaczu imię Marka.

 - Halo, Marek?

 - Kochanie, gdzie ty jesteś? Myślałem, że o tej porze będziesz już w domu. Przyjechać po ciebie?

 - Nie trzeba, naprawdę. Właśnie idziemy na przystanek i za piętnaście minut będę w domu. Viola się rozszalała i trochę nam zeszło. Za chwilę będę. Na razie – rozłączyła się i spojrzała na Kubasińską. – Płacimy i wychodzimy. Marek się martwi i aż dziwne, że twój Sebastian jeszcze nie dzwonił.

 

Były już niedaleko przystanku, gdy Violka poderwała się do biegu.

 - Lecę Ulka, bo widzę, że mój autobus podjeżdża. Dzięki za wszystko kochana i do jutra.

 - Do jutra! – krzyknęła za nią. Wykończyła ją ta szaleńcza eskapada po sklepach. Marzyła tylko, by wziąć przyjemną kąpiel najlepiej z Markiem i pójść spać. Nagle poczuła szarpnięcie. Jak spod ziemi wyrosło przed nią dwóch drabów z kapturami na głowie i kominiarkami na twarzach. Wciągnęli ją do bramy. Jak duch pojawił się i trzeci.

 - Tylko spokojnie panienko. Dawaj wszystko co masz. Najlepiej całą torebkę – brutalnie ściągnął jej z ramienia skórzaną listonoszkę i zaczął w niej grzebać. Rozczarowany prawie pustym portfelem uderzył ją pięścią w twarz.

 - Gdzie gotówka? – warknął.

 - Nie noszę gotówki – odpowiedziała drżącym od płaczu głosem. – Wszędzie płacę kartą.

 - Pin do karty, natychmiast! – wrzasnął. Pokręciła głową.

 - Nigdy w życiu wam nie podam. Zabijcie mnie.

Ledwie skończyła mówić posypały się na nią ciosy zadawane przez trójkę zbirów. Bili ją gdzie popadło. Straciła przytomność.

 - Basta! Basta! Wystarczy – jeden z napastników ściągnął kominiarkę i sięgnął po reklamówkę, którą Ula wypuściła z rąk. Włożył do niej torebkę i dał znak pozostałym, że wychodzą. Przed bramą rozejrzeli się jeszcze, czy ktoś nie był świadkiem tego incydentu i upewniwszy się, że nie ma nikogo takiego pośpiesznie oddalili się z miejsca napadu.

 

Marek z niepokojem co chwilę zerkał na zegarek. Od telefonu do Uli minęła ponad godzina, a ona powinna dawno być już w domu. Kilka razy wybierał do niej numer, ale nie odbierała. Zadzwonił nawet do Rysiowa z pytaniem czy nie pojawiła się u nich. Potem żałował, bo sam mocno powątpiewał, żeby nagle zmieniła plany i pojechała do ojca. Teraz niepokoił się nie tylko on, ale cała rodzina Cieplaków. Coraz bardziej odczuwał zdenerwowanie i lęk o nią. Zaczął wydzwaniać. Najpierw do Violetty, która mocno zdziwiona, że Ulka jeszcze nie dotarła powiedziała Markowi, że rozstały się przy przystanku.

 - Mój autobus przyjechał pierwszy. Nie chciałam czekać, bo miałam pełno toreb z zakupami.

 - OK Viola, rozumiem… Będę dzwonił po szpitalach, bo może zasłabła, albo coś…

 - Daj znać, jak czegoś się dowiesz.

 - Dam, na pewno dam.

 


Sięgnął po książkę telefoniczną i wybrał numer najbliższego szpitala.

niedziela, 24 marca 2024

"ZEMSTA NIE ZAWSZE JEST SŁODKA" - rozdział 4

ROZDZIAŁ 4

 

Do pokoju wszedł Alex i zdziwionym spojrzeniem omiótł dwie ogromne walizy.

 - Wyjeżdżasz? – zapytał trochę zaniepokojony.

 - Najwyższy czas zacząć działać. Już dość zbijania bąków.

 - Trochę się obawiam, czy dasz sobie radę. Czasami jesteś nieobliczalna i nerwy cię gubią. Mnie tam niestety nie będzie…

Podeszła i stanęła naprzeciw niego łapiąc go za ramiona i patrząc w jego czarne oczy tak łudząco podobne do jej własnych.

 - Nie martw się, fratello. Panuję nad wszystkim. Pragnę tej zemsty jak niczego innego na świecie i załatwię pannę Cieplak tak, że za jakiś czas Mareczek nawet nie będzie chciał na nią patrzeć. Nawet się nie zorientują, że to ja za tym stoję. Już się nie mogę doczekać.

 - O której masz wylot?

 - O dziewiątej, ale umówiłam się z chłopakami na siódmą już na lotnisku.

 - Odwiozę cię w takim razie.

Następnego dnia żegnał ją na parkingu. Nie miał zbyt wiele czasu, dlatego nie wchodził z nią do wnętrza terminalu. Śpieszył się do pracy więc tylko cmoknął ją w policzek i życzył powodzenia.

 - Dzwoń i informuj mnie o wszystkim – rzucił jej jeszcze na koniec.

 


Ciągnąc dwie walizy weszła przez rozsuwane drzwi i rozejrzała się. Zauważyła dwóch znanych sobie mężczyzn i z uśmiechem ruszyła w ich kierunku. Jeden z nich, Luca podbiegł i usłużnie odebrał od niej bagaż.

 - Gotowi? – zapytała.

 - Jak najbardziej gotowi, bella – zapewnili chórem.

 - Mam nadzieję, że Luiggi godnie nas przywita. Chodźmy więc się odprawić.

 

Wracali do domu po pracy. Od jakiegoś czasu Ula dzieliła z Markiem mieszkanie na Siennej. Czuła się dzisiaj zmęczona i trochę przytłoczona rewelacjami Violetty. Poczuła przez skórę, że Paulina miała realny powód, żeby zadzwonić do dawnej przyjaciółki. Tym bardziej wydawało się to podejrzane, że nie odzywała się od miesięcy.

 - Jesteś jakaś przygaszona dzisiaj – Marek odwrócił do niej twarz i popatrzył z troską. Ściągnęła okulary trąc mocno powieki.

 


 - Coś się wydarzyło, ale nie miałam okazji, żeby ci powiedzieć. Rano do Violi dzwoniła Paulina. Obie zdziwiłyśmy się, bo przecież od dawna nie dawała znaku życia. Pytała Violettę o firmę i co u niej słychać. Violka nie powiedziała za wiele, choć mogłaby. Powiedziała tylko, że firma jest po pokazie, który okazał się sukcesem, a ona zaręczyła się z Sebą podobnie jak ja z tobą. Mam jakieś dziwne przeczucie, że ten telefon zwiastuje kolejną falę kłopotów. Nie zdziwię się, gdy któregoś dnia pojawi się na progu firmy. Alex, zanim wjechał, uspokoił się i przestał knuć. Myślę, że to była taka cisza przed burzą.

Marek z powątpiewaniem przyjął te słowa.

 - Uważasz, że ona wróci i teraz przejmie pałeczkę po Alexie? – pokręcił głową. – To niedorzeczne, kochanie. Paulina ma swoje za uszami, ale nie można jej posądzać od razu o złe intencje. Może jest po prostu ciekawa? Wyjechała do Włoch w najgorszym dla firmy momencie, bo nie wiadomo było, czy pokaz odzieży dla mas przyjmą ludzie pozytywnie. W dodatku ja właściwie ją wystawiłem, bo gnałem wtedy na złamanie karku, żeby powiedzieć ci, jak bardzo cię kocham. Nawet nie zadzwoniłem, żeby ją przeprosić. Tu biję się w piersi, bo mogłem to zrobić. Ona na pewno poczuła się urażona. I wściekła. Usprawiedliwiam się tylko tym, że ona robiła mi gorsze numery i ani myślała mnie przepraszać.

 - To na pewno nie było dla niej miłe. Myśl sobie co chcesz, a ja odczuwam jakiś irracjonalny niepokój i mam dziwne przeczucie, że za chwilę coś niedobrego się wydarzy.

 - Jesteś po prostu zmęczona i musisz się odprężyć. Przygotuję ci gorącą kąpiel, która cię zrelaksuje i chociaż trochę ukoi nerwy. Nie myśl już o tym. Wszystko będzie dobrze.

Łagodny głos Marka tym razem nie podziałał na nią jak zwykle. Intuicja podpowiadała jej coś niedobrego, złowieszczego, coś co zniszczy jej życie.

 

 - Witaj, Luiggi – Paulina rozpostarła ramiona i uściskała swojego wielbiciela. – Stęskniłam się za tobą. Przygotowałeś wszystko?

 - Przygotowałem. Zaraz zaprowadzę chłopaków do pokoi. Twój też przygotowany. Chciałbym później pogadać przy dobrym espresso. Mam trochę wieści.

 - Porozmawiamy, bo i ja jestem ciekawa, czego się dowiedziałeś. Rozpakujcie się teraz chłopaki i rozgośćcie. Luiggi pokaże wam pokoje. Ja zamówię stolik w restauracji. Tam zjemy obiad.

Przed wyjściem do lokalu usiedli jeszcze w salonie. Paulina rozdała każdemu z nich karty do bankomatu.

 - To bezpieczniejsze niż gotówka. Na razie macie na nich po dziesięć tysięcy złotych. To pieniądze przeznaczone na posiłki, taksówki i inne bieżące wydatki. Resztę dostaniecie po skończonej robocie. Każdy z was dostanie też komplet kluczy, by mógł bez problemu wejść do domu. To chyba wszystko – zerknęła w kierunku okna. – Taksówki podjechały. Wychodzimy.

 

Po włoskim obiedzie dwójka mężczyzn, która przyleciała z Pauliną wybrała się na mały rekonesans, natomiast Paulina i Luiggi wrócili do domu. Tam rozsiadłszy się w salonie przy aromatycznym espresso Luiggi zdawał relację Pauli z dotychczasowego pobytu w Polsce.

 - Nie chciałem tracić czasu i od razu uderzyłem do F&D. Przebrałem się za doręczyciela pizzy i tym sposobem obszedłem trzy piętra. Na piątym zaczepiłem jakąś dziewczynę pytając o zmyślone nazwisko. Dziewczyna okazała się być pomocą krawcowej w pracowni Pshemko. Pogadałem z nią trochę i umówiłem się jeszcze tego samego dnia. Zabrałem ją do jakiejś włoskiej knajpki, bo od razu zorientowała się, że nie jestem Polakiem. Mimo to uznała, że świetnie radzę sobie z językiem polskim. Na szczęście okazała się dość gadatliwa i wcale nie musiałem ciągnąć jej za język. Dowiedziałem się więc, że w firmie szykują się zmiany. Jak Alex wyjechał zastępował go niejaki Turek, ale teraz dyrektorem finansowym ma zostać panna Cieplak, a on jej zastępcą.

 - Chyba żartujesz! – Paulina momentalnie zacisnęła usta i wykrzywiła twarz w złośliwym grymasie. – Ta wieśniara dyrektorem finansowym? Świat się przekręca – użyła jednego z powiedzonek Violi.

 


 - To jednak nie jest aż tak ważna informacja. Mam ważniejszą. Za trzy tygodnie Violetta urządza wieczór panieński w jednym z klubów tu w centrum. Poszedłem tam, żeby zorientować się w sytuacji i nie błądzić. Panna Kubasińska zaprosiła koleżanki z firmy więc zanosi się na imprezę pełną gębą. Pomyślałem, że moglibyśmy to wykorzystać. Podsypiemy pannie Cieplak co nieco do kieliszka, a jak już będzie mało kontaktowa, zrobimy co należy.

 - To świetny pomysł i szczęśliwy zbieg okoliczności – pochwaliła Paulina. – Przede wszystkim będzie tam bez Marka, a to ważne. Do tego jednak czasu musimy przeprowadzić pierwszy punkt planu i tu też przyda się jakiś szczęśliwy traf, choć nie będziemy niczego zostawiać przypadkowi. Po prostu trzeba będzie czekać na okazję i jak się nadarzy, wykorzystać ją. Chłopaki muszą na zmianę śledzić ją i jak tylko wyjdzie z firmy bez Marka…

 - Wiem, wiem… - przerwał jej Luiggi. – Wałkowaliśmy to dziesiątki razy.

 - Nie chcę, żeby coś się posypało… Nie zniosę kolejnej porażki. Ona ma cierpieć, rozumiesz?

 - Nic się nie posypie, bo dobrze nas przygotowałaś. Każdy z nas wie, co ma robić.

 - A ten klub? Violka wynajęła cały?

 - Wynajęła jedną z sal, dlatego łatwo będzie nam się wkręcić na tę imprezę. Poza tym będą striptizerzy. Zawsze możemy do nich dołączyć. Będzie dobrze.

Paulina odetchnęła głęboko.

 - Trochę mnie uspokoiłeś. Ja muszę być poza wszelkim podejrzeniem. Jutro mam zamiar odwiedzić firmę. Jeszcze nie wiem, jak sytuacja się rozwinie, ale niezależnie od wszystkiego zapytam Marka, czy mogę wrócić do pracy. Będę miała łatwiejszy dostęp i do niego, i do informacji.

 

Następnego dnia rzeczywiście wybrała się do firmy. Wstała wcześnie i spędziła mnóstwo czasu przed lustrem. Zależało jej by Marek spojrzał na nią tak jak kiedyś. Jak wtedy, gdy nie było jeszcze Brzyduli, a on był zafascynowany urodą swojej narzeczonej i zawsze jej pragnął. Skropiła się drogimi francuskimi perfumami i ostatni raz przejrzała w lustrze. Uśmiechnęła się, bo osiągnęła efekt taki, jaki zamierzała.

Wysiadłszy z taksówki przed firmą przystanęła jeszcze obrzucając bryłę budynku wzrokiem. – Nie czas na sentymenty – mruknęła i ruszyła w stronę przeszklonych drzwi. Władek ochroniarz nawet nie zareagował na jej widok, tylko stał wyprostowany, jakby go ktoś zamienił w słup soli. Tymczasem Paulina weszła do windy i nacisnęła guzik z numerem piątym.

Recepcja wyglądała jak dawniej, tylko za ladą zamiast Ani stał mężczyzna. Podeszła bliżej i zagadnęła o prezesa Dobrzańskiego.

 - Prezes Dobrzański jest u siebie. Była pani umówiona?

 - Wiesz, kim jestem? Jestem Paulina Febo, współwłaścicielka tej firmy i nie muszę umawiać się na spotkania z prezesem. – Odwróciła się i stukając wysokimi obcasami pomaszerowała w kierunku gabinetu Marka. W sekretariacie nie było nikogo, chociaż spodziewała się tu przynajmniej Violetty. Z drugiej strony pomyślała, że to może lepiej, że nikogo nie ma, bo nikt nie będzie bronił jej dostępu do prezesa. Zapukała cicho i nacisnęła klamkę. Marek nawet nie podniósł głowy zajęty przeglądaniem jakichś dokumentów.

 - Witaj, Marco – przywitała się głosem ociekającym słodyczą.

 - Paulina? – podniósł się od biurka. – A co ty robisz w Polsce?

 - Zatęskniłam i postanowiłam wrócić. Koniecznie muszę z tobą porozmawiać. Mogę zająć ci chwilę?

 - Siadaj – wskazał dłonią kanapę. Usiadła zakładając nogę na nogę.

 - Świetnie wyglądasz – obrzuciła go łakomym wzrokiem. – Trochę posiwiałeś, ale z siwizną jesteś jeszcze bardziej pociągający.

 


Roześmiał się.

 - Chyba nie przyszłaś po to, żeby prawić mi komplementy. Przejdźmy do rzeczy. To po co właściwie przyjechałaś?

środa, 20 marca 2024

PODZIĘKOWANIA + "ZEMSTA NIE ZAWSZE JEST SŁODKA" - rozdział 3

 KOCHANI

PATRZĘ NA STAN LICZNIKA I OCZOM NIE WIERZĘ, BO LICZBA NA NIM JEST IMPONUJĄCA I PRZEKROCZYŁA 15 MILIONÓW WEJŚĆ NA BLOG. NIE MOGŁABYM SOBIE WYMARZYĆ LEPSZEGO ZWIEŃCZENIA WYSIŁKÓW MOICH I GAI. JESTEŚMY OGROMNIE WDZIĘCZNE ZA KAŻDĄ WASZĄ WIZYTĘ W TYM MIEJSCU I ZA KAŻDY KOMENTARZ. NA WSZYSTKIE ZAWSZE ODPOWIADAŁYŚMY Z NAJWIĘKSZĄ RADOŚCIĄ, BO DOPINGOWAŁY NAS DO DALSZEJ PRACY. TO RZECZ NIE DO PRZECENIENIA, KIEDY MA SIĘ ŚWIADOMOŚĆ TYLU ŻYCZLIWYCH, WSPANIAŁYCH I WIERNYCH CZYTELNIKÓW. ZA TO WSZYSTKO NAJSERDECZNIEJ DZIĘKUJEMY I MOCNO WIERZYMY, ŻE NADAL BĘDZIECIE TU ZAGLĄDAĆ. PRZESYŁAMY WAM WSZYSTKIM GORĄCE POZDROWIENIA I RÓWNIE GORĄCE PODZIĘKOWANIA ZA WASZĄ OBECNOŚĆ.

GOŚKA I GAJA


I jeszcze jedna informacja. W najbliższą niedzielę dodamy kolejny rozdział tej historii w ramach małego bonusika za Waszą życzliwość. G&G


ROZDZIAŁ 3

 

Alex po trzech miesiącach wrócił do Polski, ale dzięki temu, że spędził je z siostrą, mógł ustalić wraz z nią kilka ważnych rzeczy.

 - Przede wszystkim nic nie kombinuj – mówiła. – Musisz sprawiać wrażenie zupełnie obojętnego na to, co dzieje się w firmie. Po prostu wykonuj swoje obowiązki i nic ponadto. Marek nie może cię podejrzewać o jakieś nieczyste gierki i spiskowanie przeciwko niemu. Powinien odnieść wrażenie, że odechciało ci się tej walki podjazdowej. Koniecznie trzeba uśpić jego czujność, bo wydarzenia ostatnich tygodni świadczą o tym, że był czujny jak cholera i miał oczy naokoło głowy.

 


Alex pokiwał głową zgadzając się z siostrą. Miał świadomość, że mózg jego niedoszłego szwagra musiał pracować na najwyższych obrotach, skoro udało mu się pokojarzyć fakty i odkryć tak misternie tkaną przez wiele tygodni intrygę. Był pewien, że wydatną pomoc otrzymał od tej Cieplak. Zdecydowanie była inteligentniejsza od juniora i potrafiła logicznie myśleć.

 - Będzie, jak mówisz. Nie mam zamiaru się wychylać. Poza tym dam ci kilka namiarów na moich dawnych kumpli tutaj. Niektórzy z nich nie prowadzą czystych interesów więc nie będą mieli oporów, żeby ci pomóc.

 - Dziękuję. Takie kontakty na pewno się przydadzą. Póki co mam zamiar wykorzystać Luiggiego. Jak zdążyłam się przekonać, jego miłość do mnie jest wielka i zrobi dla mnie wszystko. Jest bardzo oddany i lojalny wobec mnie.

 

Po trzech miesiącach Alex wyleciał do Polski. Trochę pusto zrobiło się w ich rodzinnym domu. Paulina jednak nie próżnowała. Kilka dni później poprosiła Domenicę o duży kosz piknikowy i ruszyła wraz z jej synem w plener. Oboje kochali położony w historycznej części miasta Parco Sempione i tam właśnie się udali. Sam park był ogromny i bardzo rozległy. Prawie czterdzieści hektarów obłędnej zieleni, a w pobliżu Zamek Sforza i Łuk Pokoju. Oprócz tego mnóstwo pomników rozsianych na całej powierzchni kompleksu, małe, urokliwe jeziorko i słynna fontanna „Bagni Misteriosi”. Paulina i Luiggi od razu skierowali swoje kroki w stronę jeziorka. Znali oboje to miejsce doskonale, bo jako dzieci spędzali tu niemal każdą niedzielę.

 


Luiggi rozłożył koc i wyjąwszy z kosza piknikowego schłodzonego szampana rozlał go do kieliszków podając jeden z nich Paulinie. Upiła łyk i wystawiła do słońca twarz.

 - Już nie pamiętam kiedy byłam tu ostatni raz. Mam wielki sentyment do tego miejsca – powiedziała cicho nie otwierając oczu.

 - Ja także, – odparł Luiggi – ale w przeciwieństwie do ciebie bywam tu dość często, żeby powspominać najszczęśliwsze lata mojego życia. Dzięki twoim rodzicom miałem piękne dzieciństwo, bo traktowali mnie jak własne dziecko.

 - To były piękne lata – westchnęła ze smutkiem Paulina. - Od tego czasu wiele się wydarzyło i dobrego, i złego. Wyciągnęłam cię na tę wycieczkę nie bez powodu Luiggi. Bardzo potrzebuję twojej pomocy. Nie bez powodu przyjechałam też do Mediolanu. Ktoś boleśnie mnie skrzywdził. Skrzywdził tak mocno, że nie potrafię się z tym pogodzić. Na samą myśl wszystko we mnie dygota. Wiesz, że byliśmy z Markiem parą przez wiele lat. Zgodnie z wolą rodziców mieliśmy się pobrać. Wszystko było przygotowane do tej uroczystości i nagle okazało się, że Marek zerwał zaręczyny. Wdał się w głupi romans ze swoją asystentką. Osobą dość odrażającą ze względu na swoją wątpliwej jakości urodę i kompletne bezguście, jeśli chodzi o styl. Byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć, że on zdradził mnie z czymś takim. W dodatku wmawiał mi, że zakochał się w niej i że ona jest kobietą jego życia. Najpierw uznałam, że włączył mu się przed ślubem bieg wsteczny i że to wszystko jest absurdalne, a jednak to była prawda. Poczułam się tak, jakby ktoś wymierzył mi siarczysty policzek. Poczułam się upokorzona i sponiewierana. W dodatku ta osoba kpiła ze mnie i zrobiła wszystko, żebym opuściła kraj. Luiggi…, - przykryła jego dłoń swoją – ja nie mogę tak tego zostawić. Przecież my Włosi jesteśmy dumnym narodem i nie zwykliśmy wybaczać krzywd, jakie nas dosięgają.

 - To bardzo przykre, co mówisz, chociaż dla mnie fakt, że nie zostałaś żoną Marka jest czymś pozytywnym. Przecież wiesz, jak bardzo cię kocham i to od najmłodszych lat. Nie ożeniłem się tylko dlatego, że nie umiałbym żyć z inną kobietą. Wciąż marzę o tym, że kiedyś w końcu coś do mnie poczujesz i odwzajemnisz tę miłość.

 - To nie jest takie niemożliwe ,Luiggi. Do Marka już nie mam powrotu, ale sam rozumiesz, że nie zaznam spokoju dopóki nie wyrównam rachunków. Ta wywłoka zniszczyła mi życie, zabrała wszystko to, na czym zależało mi naprawdę. Zabrała mi moje życie w Polsce, mojej drugiej ojczyźnie. Jeśli mi pomożesz, twoje marzenia mogą się spełnić.

Oczy Luiggiego pojaśniały, bo słowa Pauliny sprawiły, że wstąpiła w niego nowa nadzieja.

 - Co miałbym zrobić i na czym miałaby polegać moja pomoc?

 - Luiggi… Może będzie ci się wydawać, że żądam od ciebie zbyt wielkiego poświęcenia, ale nie mam nikogo, komu mogłabym ufać bardziej niż tobie. Na początek musisz zacząć uczyć się polskiego. To ważne, bo chcę cię wysłać do Polski, kiedy już będziesz gotowy. Ja póki co nie mogę się tam pokazać, bo ta szmata skompromitowała mnie do tego stopnia, że ludzie na mój widok wytykają mnie palcami. Zresztą Marek nie był wcale lepszy. Musi minąć trochę czasu, żeby cały ten skandal z zerwanymi zaręczynami i odwołanym ślubem poszedł w zapomnienie, a cała sprawa przyschła. Na przygotowania mamy około sześciu miesięcy. Ja w międzyczasie spotkam się tu z kilkoma kolegami Alexa, bo musisz mieć kogoś do pomocy. Sam sobie nie poradzisz. Mam nadzieję, że mój plan się powiedzie i daję sobie na to rok. Mogę liczyć na twoją pomoc?

Luiggi uśmiechnął się szeroko.

 - Komu jak komu, ale tobie nie byłbym w stanie odmówić. Nie traćmy więc czasu i zacznij mnie uczyć tej szeleszczącej mowy.

 

Violetta Kubasińska w pośpiechu pokonała kilka schodów prowadzących do firmy i niemal rzuciła się w kierunku zamykających się drzwi windy. Dopiero w środku odetchnęła głęboko. Wiedziała, że Marek wścieka się, kiedy się spóźnia. Tym razem jednak się udało. Na pewno będzie przed czasem. Rozpięła lekki płaszczyk i ściągnęła apaszkę. Na piątym piętrze wyszła wolnym krokiem zmierzając do sekretariatu. Dźwięk telefonu sprawił, że zatrzymała się wpół drogi ze zdziwieniem patrząc na wyświetlacz. Ciekawość jednak zwyciężyła i odebrała połączenie.

 


 - Paulina? Prędzej spodziewałabym się, że duch mojej zmarłej babki zadzwoni, niż ty.

- Witaj, Violetto. Dawno nie gadałyśmy.

 - No raczej…, bo też nie ma o czym – odburknęła Kubasińska przypominając sobie nagle wszystkie podłości jakich doświadczyła od panny Febo. – Możesz się streszczać? Trochę się spieszę.

 - Viola, nie bądź niemiła – odparowała Paulina. – Chciałam chwilę porozmawiać…, zapytać co u ciebie słychać i co słychać w firmie…

 - Firma po pokazie, który zakończył się podobnie jak poprzedni, wielkim sukcesem – zaczęła mówić Viola starając się przekazać wszystko w telegraficznym skrócie. – Ja zaręczyłam się z Sebastianem, którego usilnie mi odradzałaś, podobnie jak Ulka z Markiem. Wszyscy jesteśmy bardzo szczęśliwi i planujemy śluby. Co jeszcze chcesz wiedzieć?

 - No…, chciałabym znać więcej szczegółów, ale widzę, że jesteś w stosunku do mnie jakaś uprzedzona. Gniewasz się na mnie, czy masz żal o coś?

 - A mam. Trochę późno zrozumiałam, jaka potrafisz być podła i dopiero Ulka uświadomiła mi, że nie jesteś żadną moją przyjaciółką. Byłaś nią tylko wtedy, jak potrzebowałaś czegoś ode mnie. To nie było w porządku, nie uważasz? Mam prawo mieć żal o to, że traktowałaś mnie tak przedmiotowo. Nie dzwoń do mnie więcej, bo odrzucę połączenie. Cześć. – Kubasińska ostentacyjnie rozłączyła się i już bez przeszkód wkroczyła do sekretariatu witając się z Ulą.

 - Cześć, Ulka. Nie uwierzysz, kto przed chwilą do mnie dzwonił – zawiesiła głos. – Paulina Febo! Dasz wiarę? Po tym wszystkim ona śmie jeszcze do mnie dzwonić.

 


Ula wytrzeszczyła na nią oczy i przełknęła ślinę.

 - A w jakiej sprawie dzwoniła?

 - Niby chciała pogadać, ale nie dałam się zwieść. Na pewno usiłuje zasięgnąć języka, bo pytała mnie, co w firmie i co u mnie. Krótko i węzłowato powiedziałam jej, że firma po pokazie ma się doskonale, a ja jestem szczęśliwie zaręczona z Sebą podobnie jak ty z Markiem i obie planujemy ślub. Niech się wścieka z zazdrości.

 - To jednak trochę podejrzane… Prawie od roku nie ma od niej żadnych wieści i nagle ten telefon? Czuję w kościach, że ona coś kombinuje i niewykluczone, że któregoś pięknego dnia pojawi się na progu firmy.

 

Paulina ze złością rzuciła telefonem o blat stolika. Nie sądziła, że ta rozmowa z Violettą będzie miała taki przebieg. Raczej spodziewałaby się, że ta głupia blondynka zacznie gadać jak nakręcona i rzuci więcej szczegółów na temat jej byłego narzeczonego i tej jego flamy. Najwyraźniej przebywanie z tą Cieplak zadziałało pozytywnie na intelekt Violetty i to Paulina musiała przyznać, bo Viola już nie paplała bez ładu i składu, ale jasno wyłuszczała to, co leżało jej na wątrobie. Jedno było pewne, że to był już ostatni telefon, jaki Paulina wykonała do sekretarki Marka. I tak więcej już z niej nie wyciśnie. Nadal uważała Violettę za pustą dziewuchę, ale ona powiedziała jej jedną istotną rzecz, a mianowicie, że Marek się zaręczył. Należało się więc spieszyć i zrobić wszystko, żeby nie dopuścić do jego ślubu z Cieplak.

 - Najwyższy czas wracać – mruknęła sama do siebie. Luiggi nieźle radził sobie po polsku i chociaż mówił z wyraźnym akcentem, to jednak rozumiał niemal wszystko. Poznał także topografię Warszawy. To było ważne, żeby nie poruszał się po omacku tam, gdzie miał dojść pieszo. Poznała go z dwoma innymi mężczyznami, którzy mieli dług wdzięczności wobec Alexa. Bez wahania przystąpili do wendetty Pauliny. Luiggi miał im służyć za tłumacza. Plan był już opracowany i chociaż wyglądał dość schematycznie, to jego główne założenia były czytelne. Nie chodziło o pozbawienie Uli życia. Paulina nie miała morderczych zapędów. Chodziło głównie o to, by tak upokorzyć ją przed Markiem, by temu raz na zawsze odeszła ochota na ożenek z panną Cieplak. Żeby na jej widok czuł obrzydzenie i niesmak, a także zrozumiał, że ona w firmie jest zupełnie zbędna i pozbył się jej. Na samą myśl Paulina uśmiechnęła się szeroko. Będąc z Luiggim w parku nieco podkoloryzowała i udramatyzowała postępowanie Uli i Marka wobec niej. Głównie chodziło o to, by wzbudzić w chłopaku współczucie i chęć pomocy. To doskonale się udało i Luiggi od miesiąca przebywał w Warszawie robiąc mały rekonesans. Do dyspozycji miał wielki dom Alexa, który od dwóch miesięcy pracował już w Mediolanie.

Paulina sięgnęła po telefon i wybrała numer do jednego z kolegów brata.

 - Sergio? Czas pakować walizki. Jutro wylatujemy do Polski. Powiadom Lucę. Widzimy się na lotnisku o siódmej rano.

środa, 13 marca 2024

"ZEMSTA NIE ZAWSZE JEST SŁODKA" - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2

 

Mediolan

 

Samolot zaczął podchodzić do lądowania. Przez okrągłe okno mogła zobaczyć wysokie budynki biur i galerii, a także słynną katedrę na Piazza del Duomo. To właśnie w niej mieli zawrzeć z Markiem związek małżeński.

 


Na samą myśl zacisnęła z wściekłości zęby. Tyle zabiegów, tyle trudnych przygotowań, tyle jej osobistego zaangażowania i wszystko wzięło w łeb przez tę wieśniarę. – Odpłacę ci za to z nawiązką. Przekonasz się wkrótce z kim zadarłaś. Febo nie wybacza nigdy – pomyślała mściwie. Minęły dwie godziny lotu, a ona wciąż nie potrafiła się uspokoić po tym afroncie jakiego doznała od Marka. Nie spodziewała się takiego obrotu sprawy. Sądziła, że zniechęcony licznymi próbami odzyskania ukochanej rzuci się na propozycję byłej narzeczonej jak wygłodniały pelikan. Ostatnią rzeczą o jaką by go podejrzewała to pojawienie się na pokazie. Przekaz telewizyjny, który obejrzała na Okęciu kompletnie wytrącił ją z równowagi. Wierzyła, że tylko zemsta potrafi ją uspokoić, ale żeby jej dokonać musi wszystko dokładnie przemyśleć, zbudować intrygę i zadbać o każdy, najdrobniejszy szczegół.

Samolot osiadł wreszcie na płycie lotniska Milano-Malpensa. Odetchnęła. Wstała i sięgnęła po bagaż podręczny. Wraz z innymi udała się po walizki. Kiedy dotarła do hali przylotów, rozejrzała się wypatrując wśród tłumu witających znajomej twarzy.

 - Paola, Paola, qui! – usłyszała i odwróciła się w stronę, skąd dochodziło nawoływanie. Jej twarz przyozdobił szeroki uśmiech, a już po chwili witała się z przystojnym, smagłym mężczyzną o pociągłej twarzy i mocno skręconych włosach.

 - Luiggi, jak dobrze cię znowu widzieć – szepnęła mu do ucha.

 - I wzajemnie, Bella. Jesteś jeszcze piękniejsza niż zapamiętałem – oderwał się od niej obrzucając jej sylwetkę roziskrzonym spojrzeniem. – To cały twój bagaż? – wskazał na dwie ogromne walizy.

 - Tak, to wszystko, co zabrałam. Któregoś dnia mam zamiar wrócić i bez sensu wydawała się sprzedaż domu. Po prostu go wynajęłam.

 - Chodźmy zatem. Samochód czeka. Mama też nie może już się ciebie doczekać. Od rana stoi przy piecu i gotuje dla ciebie same smakołyki. Od tygodnia nie robi nic innego tylko sprząta dom, a zwłaszcza twój dawny pokój. „Panienka Paulina musi mieć wszystko, co najlepsze” – powtarza w kółko.

Paulina roześmiała się na cały głos.

 - Dobra, kochana Domenica. Uwielbiam ją.

 

Wydostali się na parking i podeszli do wysłużonego fiata. Luiggi szarmancko otworzył Paulinie drzwi, a gdy już zajęła miejsce zajął się walizkami umieszczając je w bagażniku.

Długa droga była przed nimi. Dom rodziny Febo znajdował się niedaleko włoskiej La Skali, niemalże w centrum miasta, a lotnisko oddalone było od niego o jakieś pięćdziesiąt kilometrów.

 


Paulina i Luiggi znali się od dziecka i praktycznie wychowywali w jednym domu, w domu Febo. Matka chłopaka pracowała tam od kiedy osiągnęła dorosłość. Skąd wziął się tam Luiggi, nikt nie miał pojęcia, bo Domenica nigdy nie zdradziła, kto jest ojcem chłopca. Były tylko domniemania, że daleki kuzyn Francesko, ojca Pauliny i Alexa rozkochał w sobie młodą dziewczynę i uwiódł ją. Uznano to za mezalians. Domenica została z brzuchem, a kuzyna odesłano na najdalsze krańce Włoch. Plotkowano nawet, że na Sycylię, ale tego rodzaju plotki rodzina Febo tłumiła w zarodku.

Niezależnie od tego mały Luiggi od razu przylgnął do rodzeństwa Febo, zwłaszcza do Pauliny. Kochał się w niej od zawsze. Mijały lata, a jego uczucie nigdy nie osłabło. Paulina wiedziała o tym afekcie, ale nie przywiązywała do niego wagi. Bardzo lubiła Luiggiego i traktowała zawsze jak przyjaciela, ale nic poza tym. Bywało, że nie tak rzadko wysługiwała się nim i manipulowała wykorzystując do wyświadczania różnych przysług. Luiggi nie protestował za każdym razem licząc na to, że ona spojrzy wreszcie na niego łaskawszym okiem. Tym razem również miała zamiar wykorzystać jego oddanie i przywiązanie do niej. Miała plany, a on był ich integralną częścią. Na razie jednak nie zamierzała mu ich zdradzać. Wszystko w swoim czasie.

Przywitanie z Domenicą było bardzo wylewne. Wyściskały się mocno, wycałowały i trochę popłakały. Paulina nie znosiła uzewnętrzniania tego rodzaju uczuć, jednak dla swojej niani i gosposi w jednym robiła wyjątek.

 - Kochana moja, tak się cieszę, że przyjechałaś na dłużej. Ostatnio Alex przysłał trochę więcej pieniędzy i mogliśmy zadbać o dom. Wyremontowaliśmy kuchnię i wasze pokoje. Będzie wam przyjemnie spędzać w nich czas. Czy on także przyjedzie? – zapytała z nadzieją.

 - Tak mówił, że wybiera się tutaj, ale nie wiem kiedy. Myślę, że w najbliższym czasie.

 - Byłoby wspaniale mieć was oboje tutaj – Domenica wytarła załzawione oczy i uśmiechnęła się. – Luiggi zanieś walizki do pokoju Pauliny i pomóż jej się rozpakować. Potem zejdźcie na obiad.

 

Pierwsze dni pobytu Pauliny w rodzinnym domu były przeznaczone na odpoczynek. Tydzień później dołączył do niej Alex. Wydawało się, że napięcie i złość jakie towarzyszyły jej od wylotu z Polski, gdzieś się ulotniły. Robiła wrażenie zrelaksowanej i całkowicie odprężonej. To były jednak tylko pozory.

Drugiego dnia pobytu Alexa w rodzinnym domu Paulina wczesnym popołudniem zaprosiła go do eleganckiej restauracji. Był zdziwiony tym zaproszeniem i nawet nie bardzo miał ochotę, żeby ruszać się z domu, ale ona nalegała.

 - Muszę z tobą porozmawiać a nie chcę tego robić tutaj – tłumaczyła. – Chciałabym się dowiedzieć kilku rzeczy.

 - No dobrze… W takim razie chodźmy…

Kiedy kelner wskazał im stolik i zajęli miejsca czekając na zamówione wino, Paulina pochyliła się w kierunku brata ściszając głos.

 


 - Powiedz mi, jak to się stało, że ten pokaz w ogóle się odbył. Przecież sam mówiłeś, że Pshemko popełnił ewidentny plagiat. Pokazywałeś mi projekty, których dotyczył. Co poszło nie tak?

 - Sam chciałbym wiedzieć – Alex upił łyk wina i rozparł się na krześle. – Wszystko miałem przygotowane. Zdjęcia tych plagiatów i listy do wszystkich brukowców. Liczyłem na wielki skandal i piękną katastrofę tymczasem w przeddzień pokazu przechodząc obok sali posiedzeń zauważyłem, że odbywa się tam konferencja prasowa, a pani prezes Cieplak i twój niedoszły mąż z entuzjazmem odpowiadają na pytania pismaków.

 - Proszę cię… Prezes Cieplak – wyrzuciła z siebie z pogardą. – Nie nazywaj tak tej wieśniary.

 - Tak czy siak trochę się zaniepokoiłem i przypomniałem sobie, że przecież ona nie dostarczyła mi jeszcze dokumentacji dotyczącej tego pokazu. Kilka godzin później poszedłem do jej gabinetu i upomniałem się o nią.

 - Właśnie wybierałam się z tym do pana – podała mi grubą teczkę. Zapytałem o tę konferencję prasową. Zapytałem dlaczego nie zostałem o niej poinformowany. W końcu jakby nie patrzeć jestem współwłaścicielem firmy, a ona patrząc mi bezczelnie w oczy powiedziała, że nie było takiej potrzeby, bo sprawa pokazu łącznie z jego budżetem zapięta jest na ostatni guzik, a ona nie przewiduje żadnych komplikacji. Poza tym dziennikarze bardzo nalegali więc wspólnie z Markiem podjęli decyzję o udzieleniu krótkiego wywiadu dla nich. Wkurzyłem się i podniosłem głos mówiąc, że mimo wszystko powinienem brać w tym udział.

 - Przepraszam, ale w chwili podejmowania decyzji o wywiadzie dla prasy nie pomyśleliśmy o panu. Poza tym, jak mniemam, będzie pan obecny na pokazie i radziłabym zapoznać się jeszcze przed nim z tą dokumentacją. Dokonaliśmy kilku kosmetycznych zmian w projektach… - zawiesiła glos.

 - To karygodne zaniedbanie, że nie poinformowaliście mnie o tym! – ryknąłem na całe gardło. – Jak śmiecie pomijać dział finansowy w tak ważnej sprawie dotyczącej zmian!

 


 - Nie widzieliśmy takiej potrzeby. Zmiany były niewielkie, a koszty pokryliśmy z funduszu, którym dysponuje wyłącznie prezes tej firmy więc pańska akceptacja nie była do niczego potrzebna.

 - Nie zgadzam się na żadne zmiany i żądam przywrócenia wcześniejszych projektów! To niedopuszczalne i ja tak tego nie zostawię! Zobaczymy, co na to powie Krzysztof! – odwróciłem się na pięcie i wybiegłem z gabinetu trzaskając drzwiami. Wpadłem do siebie i zacząłem przeglądać projekty. Wszystkie te, które podejrzewaliśmy o plagiat wyglądały zupełnie inaczej. Opadły mi ręce. Tyle pracy, tyle zachodu, żeby pozyskać te materiały od Pshemko i tyle konsultacji z prawnikami, wszystko poszło na marne. Uznałem, że nic tu już nie mam do roboty. Mój misternie układany plan runął w gruzy i do dzisiaj nie mogę zrozumieć, jak ona o tym wszystkim się dowiedziała. Początkowo sądziłem, że to sprawka Turka, ale przecież jego nie było już w kraju, bo sam go wysłałem do Włoch. Nie mam pojęcia, jakim cudem się dowiedzieli…

Przy stoliku zaległa cisza. Paulina obracając kieliszek w dłoni patrzyła na brata ze współczuciem.

 - Czyli znowu ona, za każdym razem ona. Boże…, jak ja jej nienawidzę. Muszę jednak przyznać, że chyba jej nie doceniłam. Mówiłeś wprawdzie, że jest mądra i inteligentna, ale jakoś nie bardzo mogłam w to uwierzyć. Teraz, jak analizuję ten czas jej pracy w firmie, to muszę przyznać ci rację. Z drugiej strony myślę sobie, że jednak nie jest inteligentniejsza od nas obojga. Jeśli połączymy siły to jesteśmy w stanie ją zniszczyć. – Alex zdziwiony spojrzał na siostrę.

 - A po co zniszczyć? Taki masz plan na najbliższe tygodnie? Znaleźć sposób na zniszczenie Cieplak?

Paulina zacisnęła zęby i popatrzyła na Alexa z ogniem w oczach.

 - Nie zwykłam darować krzywd, które mi wyrządzono, a ona jest autorką wielu. Zabrała mi wszystko na czym najbardziej zależało mi w życiu. Zabrała mi spokój i poczucie bezpieczeństwa. Zabrała mi mężczyznę, który miał zostać moim mężem. Sprawiła, że musiałam wyjechać z kraju. Czy to nie dość powodów, żeby móc się jej odpłacić pięknym za nadobne? Nie spocznę dopóki nie wyrównam rachunków i nie zaznam spokoju i wewnętrznej równowagi. Sprawię, że będzie cierpieć dziesięć razy bardziej niż ja, a przede wszystkim upokorzę ją i oderwę od Marka.

 - Masz zamiar go odzyskać? On kocha tę Cieplak i nie sądzę, żeby chciał do ciebie wrócić.

 - Wiem Alex i nie mam zamiaru wchodzić drugi raz do tej samej rzeki. Marek nie jest mi obojętny, ale nigdy już nie będę próbowała odzyskać jego miłości. To zamknięty rozdział.

Alex delikatnie uścisnął jej dłoń.

 - To dobrze, bo już myślałem, że chcesz wrócić do tego dupka. Niezależnie od tego, co postanowisz ja zawsze będę cię wspierał, a jeśli przy okazji ucierpi i Mareczek, to z pewnością będzie to nieliczna z przyjemności w moim życiu, jakich doświadczam.