Łączna liczba wyświetleń

niedziela, 27 czerwca 2021

INFORMACJA


 

KOCHANI

Z dość sporym wyprzedzeniem podajemy informację o przerwie wakacyjnej, która zacznie się 29 lipca i potrwa do 1 września. 

Od 2 września zaczniemy publikować nową short story pt. „MĘŻCZYZNA MOJEGO ŻYCIA”.

Zanim jednak to nastąpi, przez cztery tygodnie lipca będzie publikowane krótkie opowiadanko pt. „KURA DOMOWA”. Na jego pierwszą część zapraszamy już w najbliższy czwartek.

Pozdrawiamy wszystkich tych, którzy już odpoczywają i tych, którzy z wielką niecierpliwością czekają na urlopy.

Gośka i Gaja


 

środa, 23 czerwca 2021

FACECI DO WZĘCIA - rozdział 4

 

ROZDZIAŁ 4

ostatni

 

Podczas kiedy Edyta zajęła się parzeniem kawy Lilka postanowiła dokończyć te historię.

 

 

 - Pamiętam, że Marta mówiła ci, że wynajmuje na spółkę z koleżanką jakąś kawalerkę, prawda? - Adam kiwnął twierdząco głową. – Rzeczywiście detektyw ustalił jej adres. To kawalerka jej chłopaka, który miał wydatny udział w tym procederze. To on pozyskiwał informacje o ewentualnych ofiarach Marty. Ona nie ma skończonych żadnych studiów a socjologia to pewnie pierwsze, co przyszło jej do głowy. Skończyła zaledwie liceum, ale nie zrobiła matury. Do nauki nie bardzo miała głowę, ale do naciągania na kasę starych lowelasów prawdziwy talent. Wraz ze swoim chłopakiem całkiem nieźle sobie żyli za pieniądze od facetów leczących znajomością z tą panienką swój kryzys wieku średniego. Gdyby wyszła za ciebie za mąż a ty nie sporządziłbyś przed ślubem intercyzy, miałbyś poważne kłopoty i jak znam życie straciłbyś ten dom i firmę. Poza tym nigdy nigdzie nie pracowała i nigdy nie była zarejestrowana w Urzędzie Pracy. Nigdy nie dostawała zasiłku dla bezrobotnych.

Detektyw co jakiś czas spotykał się z nami informując nas o swoich ustaleniach. Któregoś dnia pojawił się ze zdjęciami, na których zobaczyłyśmy Wojtka z Martą. Edyta zaraz połapała się w czym rzecz i dlaczego tym razem zainteresowała się mężczyzną w swoim wieku. Według tego co od ciebie usłyszała byleś ustawiony finansowo. Cztery studia tatuażu i udziały w najlepszych siłowniach w Londynie... Dzięki twoim pieniądzom mogłaby się ustawić na całe życie. Zamknąć etap polski i wraz z chłopakiem żyć wygodnie w Anglii. Koszty dla niej nie miały żadnego znaczenia, bo to ty byś je pokrywał. Nie ulega wątpliwości, że jest sprytna. Naciągnąć na kasę tylu facetów, to nie lada umiejętność. Wy i tak mieliście szczęście. Nasz detektyw dotarł do siedmiu naiwnych mężczyzn a ilu było ich wcześniej? Wy obaj w sumie niewiele straciliście, ale niektórzy z tej siódemki zostali wręcz okradzeni. Martusia bardzo sprytnie pozyskiwała hasła do ich bankowych kont a jej chłopak czyścił je przelewając pieniądze na swoje własne, które szybko likwidował jak tylko wypłacił gotówkę. Oto w kim obaj zakochaliście się. Teraz możecie sobie tylko pluć w brodę, że okazaliście się tak naiwni i tak łatwowierni. Mam nadzieję, że te siniaki, których sobie narobiliście nawzajem tak szybko nie znikną, żebyście długo pamiętali i wyciągnęli wnioski na przyszłość.

 - Chyba jesteśmy wam winni podziękowania – Adam podniósł się z kanapy i sięgnął po filiżankę z kawą. – Obaj okazaliśmy się naiwniakami do potęgi i pobiliśmy się o zwykłą szmatę, bo inaczej nie można nazwać tego czegoś. Tę głupotę będę sobie wyrzucał chyba do śmierci i ty też powinieneś – spojrzał na Wojtka.

 - My już pójdziemy – Lilka i Edyta wstały. – Może jeszcze złapiemy trochę snu. Spotkamy się jutro na komendzie a właściwie to już dzisiaj.

 

Nazajutrz każde z nich złożyło szczegółowe zeznania. Przy okazji dowiedzieli się, że tej nocy aresztowano chłopaka Marty. Znaleziono go pod ustalonym przez detektywa adresem.

Po wyjściu z komendy Adam zaprosił wszystkich na obiad do swojej ulubionej restauracji.

 

 

Dwa tygodnie później Adam usiadł wraz z Wojtkiem pod rozłożystym kasztanem w ogrodzie. Chciał porozmawiać i dowiedzieć się co dalej zamierza jego syn.

 - To co teraz? – zadał mu pytanie, gdy ten umościł się już na wygodnym leżaku. – Wracasz do Londynu?

 - No chyba tak… Co miałbym tu robić? Przyjadę dopiero na rozprawę a to nie będzie tak prędko.

 - Liczyłem na to, że zostaniesz pełne trzy miesiące tak jak planowałeś i zostaniesz nie dla mnie, ale dla Edyty.

Wojtek spojrzał na Adama dziwnie wzruszając ramionami.

 - Dla Edyty? Dlaczego dla Edyty?

 - Posłuchaj Wojtek. Przyjaźnicie się odkąd pamiętam, ale za dużo to ty o niej nie wiesz. To wspaniała dziewczyna, niezwykle utalentowana tak jak ty. Cokolwiek wziąłbym pod uwagę chcąc porównać was ze sobą, to naprawdę niewiele znajdę rzeczy, które was różnią, Macie identyczne poglądy i zgadzacie się niemal we wszystkim. W dodatku oboje macie artystyczne dusze. Gdybyś ty zaczął malować obrazy jestem pewien, że byłyby genialne. Wcześniej nie doceniałem twojego talentu, nie rozumiałem dlaczego chcesz iść na studia plastyczne, skoro ekonomiczne dawały ci dobry fach i pieniądze. Pomyliłem się podobnie jak mama i teraz biję się w piersi za nas oboje, bo nie mieliśmy racji. Chcę ci przez to powiedzieć, że jeśli miałbyś się związać w przyszłości z jakąś kobietą, to powinna być to właśnie Edyta. Ona ma cudowną osobowość, jest spontaniczna i niesamowicie otwarta. We dwójkę stworzylibyście fantastyczny tandem i doskonale uzupełnialibyście się. Nawet nie byłeś w jej pracowni. Nie wiesz ile pięknych obrazów wyszło już spod jej pędzla. Ludziom to się podoba, bo chętnie je kupują. To jest właśnie kobieta dla ciebie. Szukasz daleko lub nie szukasz wcale a masz prawdziwy skarb pod samym nosem i jeśli go nie docenisz, drugi raz nie będziesz miał takiego szczęścia.

 

 

Wojtek zamyślił się. Może ojciec ma rację? Edyta zawsze była. Wspierała go i dopingowała. Przybiegała ilekroć jej potrzebował. Nigdy się na niej nie zawiódł. Była świetnym, sprawdzonym kumplem. Podobno najbardziej dobrane pary zaczynają właśnie od przyjaźni.

 - Zadzwonię do niej i umówię się. Bardzo jestem ciekaw jej prac. Może dla mnie będą jakąś inspiracją? A ty zamiast dawać mi złote rady zakręć się lepiej koło Lilki. Ta kobieta wskoczyłaby za tobą w ogień. Ślepy by nie zauważył, że cię kocha. Nawet mama poparłaby jej kandydaturę na twoją towarzyszkę życia, bo dobrze Lilkę znała i wiedziała, że poczciwa z niej i wrażliwa dusza. Nie jest natrętna, nie narzuca się a jednak dyskretnie czuwa nad tobą i pomoże jak trzeba. Gdzie znajdziesz lepszą kobietę? Znowu będziesz się oglądał za młódkami? Każdy z nas potrzebuje kobiety w adekwatnym do siebie wieku – zerwał się z leżaka. – Ja pędzę do Edyty a ty spróbuj rozmówić się z Lilką. To co one obie zrobiły dla nas, naprawdę jest nie do przecenienia.

 

Wojtek chodził po dużej pracowni Edyty i z wielkim podziwem oglądał jej prace. Atelier mieściło się na ostatnim piętrze starej kamienicy i miało ten plus, że jedna ze ścian była całkowicie przeszklona dzięki czemu wpadało tu mnóstwo dziennego światła.

 

 

Edyta podeszła do niego wręczając mu kubek pełen czarnej, mocnej kawy.

 - Proszę, taka jak lubisz. Nie sądziłam, że w ogóle się tu pojawisz, chociaż bardzo chciałam. Dużo pracy włożyłam w remont i urządzenie pracowni, ale jestem bardzo zadowolona.

 - To widać. To naprawdę widać – przysiadł na jasnej kanapie i wbił w Edytę wzrok. – Po ostatnich wydarzeniach miałem sporo czasu na przemyślenie wielu spraw, także tych dotyczących relacji z ojcem, z ciotką Lilką i z tobą. Dając się wmanewrować w romans z Martą okazałem się ostatnim idiotą. Do dzisiaj nie mogę zrozumieć jak mogłem się tak dać zniewolić.

 - No wiesz, – przerwała mu – niewielu jest mężczyzn, którzy oparliby się wdziękom Marty. To bardzo piękna dziewczyna, tylko bardzo zdeprawowana niestety.

 - Naprawdę mi wstyd i wciąż nie mogę uwierzyć, że pobiłem się z własnym ojcem o względy tej głupiej gęsi. Nie wiem, gdzie ja miałem oczy. Ostatnio wreszcie na nie przejrzałem i dostrzegłem to, czego nie dostrzegałem przez wiele długich lat. Dostrzegłem, że miałem tuż obok, na wyciągnięcie ręki prawdziwy skarb. Miałem ciebie. Czy naprawdę musiałem doświadczyć tego wszystkiego, żeby w końcu spadły mi klapki z oczu? Nie można było prościej? Bądź ze mną Edyta. Jesteś najlepszą osobą jaką znam. Ja bez ciebie jestem jakiś niedowartościowany, żeby nie powiedzieć wybrakowany. Bądź moją muzą i inspiracją. Bądź moją dziewczyną. Znajdę w Londynie podobny lokal i urządzę go tak jak chcesz. Znam kilku marchandów. Porozmawiam z nimi i zorganizuje ci tam wystawę. Razem możemy wszystko. – Widział jak wilgotnieją jej oczy. Jak bardzo poruszył ją ten monolog, który był jednocześnie wyznaniem miłości.

 - Nie mogę ci odmówić – wyszeptała. – Dopełniamy się i już od dawna wiem, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Ty potrzebowałeś na to, by zrozumieć o wiele więcej czasu. Najważniejsze jednak, że już wiesz i że chcesz być ze mną.

Wyszedł od niej nieprzyzwoicie szczęśliwy. Teraz wiedział już co ma robić.

 

EPILOG

 

Nie byli już facetami do wzięcia. Byli mocno zajętymi facetami. Niewiele brakowało, żeby obaj przeszli obok nawet nie otarłszy się o szczęście, które tkwiło im pod bokiem. Adam po rozmowie z synem też musiał zweryfikować parę spraw i porozmawiać z Lilką. Jemu nie poszło tak łatwo jak Wojtkowi. Jąkał się i plątał. Czerwienił i pocił wywołując u Lilki ledwie tłumiony śmiech. W końcu nie wytrzymała i ryknęła na całe gardło.

 - Już nic nie mów, bo wszystko zrozumiałam. Najwyraźniej będę musiała spełnić ostatnią wolę Izy.

 - Ostatnią wolę? Jak to?

 - Kilka dni przed jej śmiercią rozmawiałyśmy jeszcze. Czuła, że to już niedługo. Powiedziała mi wtedy – „Lila zaopiekuj się Adamem. On jest taki niesamodzielny. To moja wina, bo nie nauczyłam go niczego. Uważałam, że skoro tyle energii wkłada w rozwijanie interesu, to przynajmniej w domu musi odpocząć. Bez kobiety będzie jak dziecko we mgle. Nie chcę, żeby do końca życia był sam. Nie jest jeszcze stary i powinien ułożyć sobie z kimś życie. Spróbuj go pokochać Lila. To dobry, uczciwy człowiek. Nie powinien opłakiwać mnie przez resztę swoich dni. Bardzo bym chciała, żeby wam się udało”. – To była nasza ostatnia rozmowa, potem już tylko pogrzeb. Nie chciałam nic ci narzucać i nic przyspieszać. Jak pojawiła się Marta od razu wyczułam, że dziewczyna chce być z tobą wyłącznie ze względów materialnych. Nie pomyliłam się. My na początek możemy spróbować żyć pod jednym dachem a potem pomyśleć, co dalej.

 

Adam sprzedał swój ogromny dom i przeprowadził się do znacznie mniejszego, ale bardziej przytulnego domu Lilki. Po kilku miesiącach uznał, że to była najmądrzejsza decyzja jaką podjął przez ostatnie lata. Teraz pakowali walizki. Śpieszyli się na lot do Londynu. Obiecali dzieciom, że przylecą na wystawę prac ich obojga. Edyta wystawiała obrazy a Wojtek grafiki w jednej z bardziej znanych galerii sztuki.

Lila i Adam mieli zamiar zostać w Londynie przez miesiąc. Najpierw w planach było zwiedzanie miasta a potem wyjazd na odpoczynek do słynnego Brighton. Obaj panowie Zmienny zacierali ręce z radości na samą myśl.

 

K O N I E C

czwartek, 17 czerwca 2021

FACECI DO WZIĘCIA - rozdział 3

ROZDZIAŁ 3

 

Uważał, że zatrudnienie Marty było strzałem w dziesiątkę. Prezentowała potencjalnym nabywcom samochody z takim wdziękiem i kokieterią, że rzeczywiście zwiększyła mu się sprzedaż. Zakochał się jak sztubak a ona okręciła go sobie wokół palca. Ulegał jej w wielu kwestiach jednak jeśli chodziło o jakieś szalone nakłady ponoszone na jej ubrania czy biżuterię, o tym nie było mowy. Adam mimo swojego ogromnego majątku żył skromnie i nie wydawał więcej pieniędzy niż to było konieczne. Nie chciał też kupować uczucia Marty obsypując ją świecidełkami. Iza była skromną kobietą i to bardzo mu odpowiadało nie dlatego, że był skąpy, bo nie był, ale dlatego, że cenił sobie w kobiecie skromność, prostotę i umiar. Pragnął i w Marcie odnaleźć te cechy. Ona nie była taka jak Iza. Wiele razy usiłowała na nim coś wymusić, ale wiedziała, że z nim nie tak łatwo coś wynegocjować. Nie zrażała się jednak. Twierdziła, że jest najmilszym i najlepszym mężczyzną pod słońcem i tylko jego kocha.

Kiedy Lilka po raz pierwszy zobaczyła Martę uwieszoną na ramieniu Adama po prostu zdębiała.

 - Kto to jest? – pytała, kiedy dopadła go samego. On uśmiechnął się tajemniczo.

 - To moja dziewczyna, Marta.

 - Oszalałeś? Przecież ona mogłaby być twoją córką.

 - No, chyba tak. Jest o dwa lata młodsza od Wojtka, ale kocha mnie a ja ją.

 - Jakoś nie chce mi się w to wierzyć – powątpiewała Lilka. – Wprawdzie sama cię namawiałam do poznania kogoś, ale ty popadłeś w jakieś extremum. Dwadzieścia cztery lata różnicy? Sam musisz przyznać, że to absurdalne.

 - A mówi się, że podobno miłość nie zna wieku. Lepiej przyzwyczaj się do niej, bo właśnie dzisiaj wprowadziła się do mnie.

 - A ty lepiej uważaj, żeby nie oskubała cię z pieniędzy i nie puściła z torbami. Iza na to patrzy z góry i chyba przekręca się w grobie. Przechodzisz kryzys wieku średniego, ot co – odwróciła się na pięcie i pełna oburzenia powędrowała w kierunku domu.

 

Niewiele sobie robił z gadania Lilki. Przeżywał drugą młodość i był nieprzyzwoicie szczęśliwy. Seks z Martą był wspaniały chociaż wymagający. Za każdym razem bardzo się starał, żeby partnerka nie była rozczarowana a usatysfakcjonowana. Twierdziła, że jest i za każdym razem umiera w jego ramionach z rozkoszy, ale czy to była prawda, tylko ona to wiedziała.

Po dwóch miesiącach mieszkania pod jednym dachem Adam był pewien, że chce się z Martą zestarzeć.

 - Pobierzmy się Martuś, – mówił do niej trzymając w dłoniach pudełeczko z pierścionkiem – przecież się kochamy. Zadzwonię do Wojtka, żeby przyjechał i urządzimy uroczyste zaręczyny. Bardzo chcę, żeby był świadkiem naszego szczęścia.

Zgodziła się od razu i ona pragnęła zostać panią Zmienny.

Adam wykonał telefon do Londynu. Nie chciał w nic syna wtajemniczać mówiąc, że to niespodzianka a jego obecność jest konieczna i niezbędna. Wojtek mimo nawału zajęć zgodził się.

Któregoś dnia zadzwonił do drzwi rodzinnego domu. Otworzyła mu je zjawiskowa piękność. Zadrżało mu serce. Stał jak wmurowany na progu czując jak jego szare komórki intensywnie pracują w głowie. Ani chybi staruszek znalazł mu żonę. Tyle czasu o tym gadał i w końcu postanowił zadziałać sam. Wojtek musiał jednak przyznać, że ojciec ma naprawdę wyrafinowany gust. Dziewczyna wyglądała jak anioł. Piękna twarz, długie włosy, piękne zęby, nienaganna sylwetka i ten uśmiech zwalający człowieka z nóg. Nigdy nie wierzył w te bzdury o miłości od pierwszego wejrzenia, ale jemu chyba właśnie się przytrafiła. Marta stała w drzwiach przyglądając mu się ciekawie.

 


 

 - Pan do kogo? – odezwała się wreszcie.

 - Przepraszam – zreflektował się. – Wojtek Zmienny syn Adama a pani?

 - Marta Drożdż. Narzeczona Adama.

 - Na…rzeczona?

 - Nic ci ojciec nie mówił? – zgrabnie przeszła na „ty”.

 - Niestety nie. Gdzie on jest?

 - Zaraz zejdzie.

Wojtek nie mógł wyjść z szoku. Rzucił plecak w kąt i ciężko usiadł na kanapie w salonie. - Czy ten ojciec oszalał? Chce się żenić z taką młódką? Przecież ona jest młodsza ode mnie. Coś się staruszkowi poprzewracało w głowie. „Głowa siwieje, dupa szaleje”.

 - Wojtuś! Tak się cieszę, że przyjechałeś! Poznałeś już moją Martę? Piękna, co?

 - Myślałem, że to dla mnie ją wyszukałeś. Jesteś dla niej za stary.

 - Jak to dla ciebie?

 -Ciągle ględziłeś, że mam się ustatkować, znaleźć sobie żonę więc pomyślałem, że to ty ją dla mnie znalazłeś.

 - Nie, nie mój drogi. Kocham Martę a ona kocha mnie. Chcemy się pobrać i to jak najszybciej.

 

Zaręczyny odbyły się jeszcze tego samego dnia, ale Wojtek nie poddawał się tak łatwo. Marta pociągała go i to bardzo zwłaszcza fizycznie. Chyba jednak nie kochała tak mocno Adama, bo z łatwością dała się zaciągnąć do łóżka Wojtkowi. Uprawiali seks pod samym nosem niczego nieświadomego Adasia. Kiedy Marta dowiedziała się o stanie posiadania swojego nowego kochanka jeszcze bardziej przylgnęła do niego. Naciągnęła go na kilka rzeczy, ale generalnie syn nie odbiegał od ojca, jeśli chodziło o niepotrzebne wydawanie pieniędzy. Szanował każdy grosz, bo ciężko na niego pracował.

 

Minęły dwa miesiące tej niezmąconej niczym, zakazanej sielanki między Martą i Wojtkiem, który trzeci raz z rzędu odkładał swój powrót do Londynu. Marta umiejętnie czarowała i swojego narzeczonego, i jego syna budząc w nich złudne nadzieje. Którejś nocy jednak wszystko się posypało. Adam, który zazwyczaj kładł się spać wcześniej, bo wcześnie wstawał, obudził się w środku nocy. Miał zaschnięte gardło i było mu duszno. Zapalił stojącą przy łóżku nocną lampkę i sięgnął po szklankę z wodą. Opróżnił ją łapczywie i odwrócił się do śpiącej obok Marty. Tak bynajmniej sądził. Niestety narzeczonej nie było. Wstał, zarzucił szlafrok na siebie i zszedł do kuchni sądząc, że być może tam jest. Mijając pokój syna usłyszał ewidentne odgłosy uprawianego seksu. Przystanął przy drzwiach i zmarszczył brwi nasłuchując. Jęki jakie do niego dotarły dobrze były mu znane. Zwykle to Marta tak jęczała. Zagotowało się w nim. To było niewybaczalne. Jego własny syn z jego osobistą narzeczoną. Energicznie otworzył drzwi i podbiegł do łóżka ściągając Martę z Wojtka.

 - Ty wredna suko! To tak się zabawiasz pod moim dachem? A ty? Jak mogłeś mi to zrobić? - zamachnął się i strzelił Wojtka w twarz. Zaczęli się szarpać na skutek czego wywiązała się regularna bójka. Marta stała naga w kącie kompletnie ogłupiała i nie mogła się ruszyć.

Odgłosy tej awantury obudziły także Lilkę. Zerwała się z łóżka i sięgnęła po dużą, żółtą kopertę. Wiedziała, że wcześniej czy później do tego dojdzie. Złapała telefon i wybrała numer policji. Chwilę z kimś rozmawiała a następnie zadzwoniła do Edyty prosząc, żeby przyjechała do Zmiennych.

  - Kłócą się tak głośno, że pół miasta ich słyszy – wyjaśniła.

Potem okrywszy się płaszczem i wsunąwszy na gołe stopy buty ruszyła do domu Adama. Zadzwoniła, ale nikt jej nie otworzył. Zaczęła walić pięściami w drzwi usiłując przerwać te wrzaski i odgłosy szamotaniny. W końcu ktoś szarpnął za klamkę. Przed nią stał dyszący Adam z podbitym okiem i stróżką krwi płynącą z nosa. Lilka wtargnęła do salonu i wrzasnęła - spokój! Właśnie wezwałam policję. Zaraz też będzie tu Edyta. Gdzie twoja narzeczona? - Marta wysunęła głowę z pokoju Wojtka. – Chodź tu i siadaj. Mamy do pogadania a ty musisz wiele rzeczy wyjaśnić. Dobrze, że już jesteś – przywitała wchodzącą do domu Edytę. - A teraz posłuchajcie. Najgorszą rzeczą jaka się może zdarzyć podtatusiałemu mężczyźnie, to miłość do kobiety znacznie młodszej od siebie. Z reguły jest to mocno podejrzane dlatego, że takie panienki zazwyczaj niezbyt majętne polują na majątek delikwenta lub pragną, by on został ich sponsorem. Oczywiście od razu wmawiają takiemu, że są śmiertelnie w nim zakochane i pragną spędzić z nim resztę życia. Tak było Adam?

 - Dokładnie tak. Czuję się jak idiota.

 - Ilu aktualnie masz sponsorów Martusiu? – zapytała niewinnie Edyta. – Tylko nie kłam, bo mamy dowody.

Marta wierciła się na kanapie niepewnie patrząc to na Adama to na obie kobiety. – No mów. Niech wreszcie usłyszy to twój narzeczony i twój kochanek.

 - Siedmiu…

- Ilu!? – wrzasnął Adam. – Siedmiu? To razem ze mną?

 - No niestety – potwierdziła Lilka. – A ilu z nich ma poniżej pięćdziesiątki? Żaden!. Ta panienka jest znaną policji naciągaczką. Głównie naciąga samotnych, bogatych wdowców. Wojtkiem zainteresowała się prawdopodobnie tylko dlatego, że zwierzył jej się ze swoich zasobów finansowych. Ponieważ tutaj już zaczął się jej palić grunt pod nogami postanowiła, że dzięki Wojtkowi poleci do Anglii, tam urządzi się za jego pieniądze i za jednym zamachem pozbędzie kłopotów. No, nie udało się. Jesteś piękna Martusiu i umiesz pięknie łgać. Umiesz się łasić, przymilać i umizgiwać tylko po to, żeby okręcić faceta dookoła palca i wyegzekwować od niego jak najwięcej kasy. Od dzisiaj będziesz podrywała strażników więziennych. Chyba słyszę syrenę policyjną. Edyta otwórz im proszę.

Na progu zjawiło się dwóch umundurowanych policjantów. Lilka opisała im w dużym skrócie całą sytuację i wręczyła żółtą kopertę.

 - To efekt pracy detektywa, którego wynajęłyśmy. Są tu zdjęcia ofiar tej naciągaczki i ich nazwiska. To ostatni sponsorzy pani Marty Drożdż.

Jeden z policjantów podszedł do dziewczyny i skuł jej ręce kajdankami. Poinformowawszy jeszcze wszystkich obecnych o stawieniu się na komendzie następnego dnia i złożeniu zeznań, zabrali Martę do samochodu.

 


 

Po ich wyjściu nastała śmiertelna cisza. Przerwała ją Edyta.

 - Myślę, że wszystkim nam przyda się filiżanka mocnej kawy. – Chciała przejść do kuchni, ale Wojtek zatrzymał ją wpół drogi.

 - Skąd wiedziałyście…? Jakim cudem wynajęłyście detektywa i co on odkrył w związku z Martą?

Edyta uśmiechnęła się łagodnie.

 - Zawsze mówiłeś, że jestem twoją najlepszą kumpelą wręcz przyjaciółką a przyjaciele powinni się wspierać. Z Lilką i twoim ojcem było podobnie. Znają się przecież od lat. Twoja mama i ona przyjaźniły się, pomagały sobie. Kiedy pojawiła się Marta Lilka nabrała podejrzeń, bo była za młoda, za ładna i jak się okazało za pazerna. Wiesz jak to jest kiedy człowiek ma silne przeczucie graniczące z pewnością i koniecznie musi to udowodnić, bo inaczej nie daje mu to spokoju? Tak było właśnie z Lilką. Podzieliła się ze mną swoimi obawami i podjęłyśmy wówczas decyzję o wynajęciu detektywa. Resztę opowiem za chwilę, bo jeśli nie łyknę trochę kawy usnę tu na stojąco. 

 

czwartek, 10 czerwca 2021

FACECI DO WZIĘCIA - rozdział 2

 

ROZDZIAŁ 2

 

Dzisiaj znowu wybierał się na cmentarz. Jego nastrój miał się lepiej i stracił nieco z minorowego tonu. Było to wynikiem wczorajszego popołudnia, które spędził w towarzystwie Lilki. Przyłapała go jak kosił trawnik przed domem i poprosiła go o zrobienie tego samego u niej.

 - Ciągle żal mi pieniędzy na kosiarkę spalinową, a dla ciebie to pięć minut, bo trawnik nieduży.

Przystał na to chętnie. Nie miał nic przeciwko sąsiedzkiej pomocy zwłaszcza, że jak Iza jeszcze żyła to oni częściej doświadczali jej od Lilki niż odwrotnie. Kończył u niej kosić, gdy wyniosła z domu dwie wielkie szklanice zimnej, przez siebie robionej lemoniady.

 - Pewnie zaschło ci w gardle – mruknęła podając mu napój. – Może odpoczniesz a ja przygotuję grilla. Dostałam wczoraj świetną kiełbasę. Przynajmniej zjesz jakąś porządną kolację. Co ty w ogóle jadasz? Gotujesz sobie?

Adam uśmiechnął się pod nosem.

 - Gdzie tam… Niewiele potrafię, jeśli o to chodzi. Wiesz, że to zawsze Iza gotowała, a jak się rozchorowała, to Wojtek coś tam pitrasił. Ja nigdy nie garnąłem się do garów. Jem cokolwiek i nie jest to nic wyszukanego. Chleb, masło i wędlina, rzadko coś innego. Czasem wejdę na ciepły obiad do restauracji.

 - No to dzisiaj będziesz miał ciepłą kolację. Zgrilluję też trochę warzyw i zrobię może jakąś sałatkę z pomidorów.

Rozmawiając cicho przyglądał się jak Lilki dłonie z wielką wprawą nacinały kiełbaski, siekały cebulę i pomidory i składały szaszłyki z papryki, boczku i bakłażanów. Pomyślał, że to wcale nie takie trudne i sam też mógłby sobie fundować takie kolacje na świeżym powietrzu. 

 


 - Jedziesz jutro na cmentarz? – zapytała Lilka rozpraszając jego myśli.

 - Tak…, tak jak zwykle. Posiedzę sobie, pogadam, chociaż wiem, że mi nie odpowie. Minęło już prawie pięć lat od jej śmierci a ja wciąż nie mogę się przyzwyczaić, że jej nie ma. Samotność mnie dobija. Nie znoszę jej.

 - To rozejrzyj się za jakąś fajną babką. Mało to ich na świecie? Iza na pewno nie chciałaby, żebyś był ciągle sam. Powinieneś mieć kogoś, kto o ciebie zadba i będzie się troszczył.

Adam popatrzył na nią zgorszony jakby popełniła świętokradztwo.

 - No coś ty Lilka, a która by chciała takiego dziada.

 - Dziada? Przecież ty masz dopiero pięćdziesiąt dwa lata, to żaden wiek! Zdecydowanie powinieneś ułożyć sobie jeszcze życie. Izy nie wskrzesisz a życie wspomnieniami tylko cię dołuje. Poza tym nowa partnerka na pewno odjęłaby ci lat.

 

Rozmowa z Lilką dała mu do myślenia. Może jeszcze nie wszystko stracone, może on sam za wcześnie spisał się na straty? Siedział przy grobie Izy i wywnętrzał się z nadzieją, że ona go słyszy.

 

 

 - Jestem sfrustrowany kochanie. To wszystko przez tę moją samotność. Nie potrafię być sam. Jestem takim niedojdą, że nawet ugotować nic nie umiem nie mówiąc już o prasowaniu, czy praniu. Zaniedbałem dom, bo nie umiem się zmobilizować. Tylko o trawnik dbam. Wczoraj kosiłem też u Lilki. To ona powiedziała mi, że powinienem sobie kogoś znaleźć. Początkowo się oburzyłem, ale potem pomyślałem, że ona może mieć rację. Odkąd odeszłaś jestem facetem do wzięcia. Opłakuję cię przez pięć lat. Może najwyższy czas pomyśleć o sobie?

 

 - Wojtek? Ale się cieszę, że dzwonisz. Dawno się nie odzywałeś. Co tam w wielkim świecie?

 - Cześć tato. Nie wiem, co w wielkim świecie, ale u mnie wszystko świetnie. Rozwijam się. Właśnie otworzyłem czwarte studio tatuażu i przymierzam się do podpisania kontraktu z siecią siłowni. Robi się ze mnie prawdziwy biznesmen. A co u ciebie? Trzymasz się?

 - Jakoś się trzymam. Interes idzie dobrze. Żeby jeszcze tak moje życie nabrało rumieńców. Doszedłem do wniosku, że powinienem się rozejrzeć za jakąś towarzyszką życia. Właściwie to Lilka podsunęła mi ten pomysł. Nie chcę być już sam i tobie też radzę, żebyś nie uciekał za bardzo w pracę i też rozejrzał się za jakąś dobrą kobietą. Ja w twoim wieku miałem już ciebie w pierwszej klasie podstawówki. Jak skupisz się wyłącznie na interesach, to dochrapiesz się dużych pieniędzy, ale życia prywatnego nie będziesz miał. To przygnębiające synu.

 - Dla mnie to chyba jednak za wcześnie, ale jeśli chodzi o ciebie, to masz moje błogosławieństwo. Podobnie jak ciotka Lilka uważam, że też powinieneś kogoś mieć. Ja na razie usiłuję ściągnąć do Londynu Edytę. Byłoby mi z nią raźniej i pomogłaby w interesach, bo obrotna z niej kobitka. Póki co nie daje się namówić. Ostatnio zainwestowała w pracownię i rzadko z niej wychodzi, bo przygotowuje się do jakiejś wystawy.

 - A tak! Wiem! Nie tak dawno się z nią widziałem. Byłem w sklepie z Lidką, bo postanowiła zapełnić mi lodówkę i tam też spotkaliśmy Edytę. Obiecała dać nam zaproszenia na tę wystawę. Nawet bym poszedł podbudować się intelektualnie. Zawsze to jakaś odmiana. Będę kończył synku. Uważaj na siebie i pomyśl o tym, co ci powiedziałem. Własne szczęście jest najważniejsze.

 

Dwa tygodnie później faktycznie wylądował wraz z Lidką w miejscowej galerii sztuki na wystawie prac młodych artystów.

 

 

Edyta osobiście oprowadziła ich pokazując co ciekawsze prace. Im jednak najbardziej podobały się jej obrazy. Były takie jak ona. Swobodne, przestrzenne, pełne życia i kolorów.

 

 

 - Chciałbym kupić te dwa – Adam przystanął przy tych. Które najbardziej go ujęły. – Są piękne i mają w sobie tyle energii aż przyjemnie popatrzeć, prawda Lila?

Edyta przystanęła zdumiona taką gotowością Zmiennego.

 - Naprawdę kupiłby je pan?

 - Zdecydowanie moja droga. Sądzę, że w niedalekiej przyszłości będziesz wziętą malarką Edyto a ja będę się szczycił tym, że posiadam twoje pierwsze, wystawione prace. Jak to się załatwia?

Zaskoczona Edyta bez słowa zaprowadziła ich do kierownika galerii.

 

Nadeszła jesień. Adam nie zmienił nic ze swoich przyzwyczajeń. Nadal w niedzielne poranki jeździł na grób Izy.

Ta niedziela była jednak inna niż wszystkie pozostałe. Jak zwykle posiedział przy grobie, ale poczuł chłód i zaczął zbierać się do odjazdu. Poprawił jeszcze kwiaty w wazonie i sprawdził czy znicze się palą.

 - Dzień dobry panu – usłyszał i odwrócił się. Przed nim stała śliczna dziewczyna dwudziestosześcio lub dwudziestosiedmioletnia i przyglądała mu się z uśmiechem. – Od jakiegoś czasu widuję tu pana i jestem pełna podziwu dla pańskiej systematyczności. Jest pan tu w każdą niedzielę, prawda?

 - Tak, to prawda. Przychodzę do żony, a pani?

 - Ja odwiedzam grób rodziców. Są pochowani bliżej ogrodzenia. Nie jestem jednak tak obowiązkowa jak pan. Dawno pan owdowiał?

 - Około pięciu lat temu.

 - I nie związał się pan z nikim? Taki przystojny mężczyzna nie powinien być sam.

 - Też tak uważam – mruknął cicho. – Adam Zmienny – przedstawił się i wyciągnął do niej dłoń.

 - Marta Drożdż – odwzajemniła uścisk dłoni. – Ucieka pan już? A może wybralibyśmy się na kawę. Trochę zmarzłam i chętnie bym się jej napiła.

Adam uśmiechnął się szeroko.

 - Czyta mi pani w myślach.  

 

Usłużnie pomógł jej ściągnąć kurtkę i podsunął krzesło, by mogła usiąść.

 - Czego się pani napije?

 - Marta, po prostu Marta. Mam ochotę na kawę i może kieliszek koniaku.

 

 

Adam kiwnął głową z aprobatą i przywołał kelnera.

 - To czym się zajmujesz Marto? – zapytał patrząc w jej szaro zielone oczy. Pociągały go podobnie jak jej śnieżno biały uśmiech. Wyglądała jak modelka z pierwszych stron gazet. – Za młoda głupcze, za młoda – powtarzał sobie w duchu a jednak jej uwodzicielski urok działał na niego coraz bardziej.

 - Właściwie to cały czas szukam pracy. Skończyłam socjologię i od trzech lat jestem na zasiłku dla bezrobotnych. Wybrałam chyba jeden z najgorszych kierunków, bo pracy dla socjologów nie ma.

 - Nie próbowałaś się przekwalifikować?

 - Próbowałam, ale to nie takie proste – westchnęła.

 - Ja chyba mógłbym ci pomóc – wypalił całkiem spontanicznie. Mam firmę, która zajmuje się sprzedażą nowych i używanych samochodów. Wiesz…, taki komis. Mógłbym cię zatrudnić u siebie w salonie. Jestem przekonany, że miałbym dzięki tobie więcej zadowolonych klientów. Co ty na to? To wprawdzie nie socjologia, ale poniekąd?

 - Naprawdę zatrudniłbyś mnie? – jej dłoń powędrowała w kierunku jego dłoni i przykryła ją. – Jak ja ci się odwdzięczę? Jakie to szczęście, że odważyłam się do ciebie odezwać.

Rozmawiali jeszcze długo. Adam dowiedział się, że Marta ma dwadzieścia osiem lat i od trzech mieszka w kawalerce wynajmowanej do spółki z koleżanką, bo mieszkanie po rodzicach przejął jej brat z żoną i dwójką małych dzieci.

Odwiózł ją do domu i umówił się na następny dzień w budynku firmy. Od jutra Marta miała zacząć u niego pracować.