Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 30 marca 2023

"GDY ROZUM ŚPI, BUDZĄ SIĘ DEMONY" - rozdział 8

ROZDZIAŁ 8

 

Niepewność tego, czy Ula i Violetta wrócą do Warszawy obu panom rujnowała zdrowie psychiczne. Żeby trochę rozładować stres krążyli obaj po parku mieszczącym się naprzeciwko firmy chociaż pogoda nie nastrajała do takich spacerów.

 


Deszcz i wiatr działał jednak na nich kojąco i w jakiś sposób oczyszczał ich myśli. Od kiedy zostali sami nawet do głowy im nie przyszło odwiedzić ulubiony Klub 69, czy wybrać się do jakiegoś pubu na drinka. Siedzieli na przemian raz u jednego, raz u drugiego i raczyli się co najwyżej piwem, i to w dość skromnych ilościach.

 

Było piątkowe popołudnie. Marek wychodząc z pracy umawiał się z Sebą na jutrzejszy dzień.

 - Skoczę jeszcze po jakieś zakupy i zrobię porządek w domu, bo za chwilę będę musiał odgruzowywać chałupę. Kupię jakiś browar, a jutro zamówimy sobie chińszczyznę na obiad. Posiedzimy, może obejrzymy jakiś mecz, żeby zabić czas. Bądź jutro około dziesiątej.

Olszański przystał na to zaproszenie. Sto razy bardziej wolał spędzić czas z Markiem niż w pustym domu bez Violki. Westchnął ciężko na samą myśl o niej. Czasem drażniło go jej trajkotanie, ale teraz oddałby wszystko, żeby tylko wróciła do domu.

 

Marek obleciał galerie handlowe i zrobił zaopatrzenie na cały tydzień. Kupił nawet ciasto wiedząc, że Sebastian na pewno się na nie skusi. Do wieczora ogarniał mieszkanie. Od wyjazdu Uli prawie nic w nim nie robił. Kurz zalegał wszędzie. Nie przeraził się tym jednak. Gorliwie go ścierał i w ten sposób nie katował się myśleniem o Uli i dziecku. Skończył przed dwunastą. Mieszkanie lśniło i pachniało środkami czystości. Okna błyszczały przystrojone śnieżno białymi, czystymi firankami. Wyjął z pralki pranie i rozwiesił je na suszarce. Podgrzał sobie kilka kiełbasek i zjadł je ze smakiem. Kładł się spać późno i ledwie przyłożył głowę do poduszki, myśli o Uli wróciły.

 

Sebastian pojawił się punktualnie. Wtaszczył do przedpokoju zgrzewkę wody mineralnej i na pytający wzrok przyjaciela wyjaśnił – kupiłem tak na wszelki wypadek.

 - Na jaki wszelki wypadek? Przecież nie zamierzamy się urżnąć. Wchodź. Zaraz zrobię nam kawy. Mam też ciasto.

 - Sprawdzałem program. O jedenastej na Eurosporcie zaczyna się mecz koszykówki Polska-Kanada. Może być ciekawie.

 

Siedzieli rozwaleni w fotelach sącząc piwo i rzucając od czasu do czasu jakieś zdawkowe uwagi na temat oglądanego meczu.

 - Wiesz…, - odezwał się Sebastian – od czasu tej rozmowy z moją niedoszłą teściową jedna rzecz nie daje mi spokoju. Ona powiedziała coś bardzo dziwnego. Pamiętasz, jak wymieniała miasta, do których mogły pojechać dziewczyny? Mówiła dokładnie, że: „One mogą być wszędzie. W Krakowie, Gorzowie, Gdańsku czy Rzeszowie”. Po co wyliczała te miasta? To przecież bez sensu. Ja wiem na pewno, że Violka nie ma żadnej rodziny ani w Krakowie, ani w Gorzowie, ani w Rzeszowie. Za to z całą pewnością ma ciotkę w Gdańsku. Byliśmy tam nawet na jakiś letni weekend, chociaż to już było dawno temu. Pomyślałem sobie, czy to aby nie tam obie zwiały. Ta ciotka ma kamienicę na ulicy Długiej i wynajmuje kwatery turystom. Łatwo zapamiętać, bo stoi niedaleko fontanny Neptuna. Nie pamiętam adresu, ale trafiłbym tam z zamkniętymi oczami. Mam jakieś dziwne przeczucie, że one tam właśnie są.

Marek przypatrywał się z uwagą przyjacielowi. To, co mówił wcale nie było pozbawione sensu.

 - Myślę, że możesz mieć rację dlatego zostaniesz dzisiaj na noc, a jutro ruszymy do Gdańska skoro świt.

Sebastian uśmiechnął się szeroko słysząc słowa Marka. Wreszcie coś zaczynało się dziać. Miał nadzieję, że przeczucie go nie myli i znajdą swoje dziewczyny właśnie tam. A jak już znajdą, to na kolanach będą je błagać o powrót do domu.

Siedzieli przy kuchennym stole zajadając chińszczyznę i omawiając jutrzejszą podróż.

 


 - Przyjechałeś tu taksówką, czy swoim samochodem? – Pytał Marek.

 - Taksówką, a co?

 - To dobrze. Jutro wyjedziemy koło piątej rano. Podjedziemy do ciebie i spakujesz trochę swoich rzeczy. Jakąś bieliznę na zmianę i kilka koszulek. Nie wiadomo, czy nie będziemy musieli zostać tam trochę dłużej. Musimy przewidzieć i taką ewentualność. Ja jeszcze dzisiaj zadzwonię do ojca i poproszę go o zastępstwo. Nie będę nic mataczył, tylko powiem, że mam informację o miejscu pobytu Uli i chcę ją sprawdzić. Nadmienię, że jedziesz ze mną. On na pewno się zgodzi. Uwielbia Ulkę, a jeszcze teraz, jak dowiedział się o ciąży, to na pewno nie będzie miał nic przeciwko temu. Od ciebie już bez przeszkód ruszymy na Gdańsk. Po drodze zjemy jakieś śniadanie. Mam nadzieję, że się nie mylisz i że tam właśnie znajdziemy nasze dziewczyny.

 

Marek przebudził się kilka minut po czwartej. Nie ociągał się. Wziął szybki prysznic i wyszedłszy z łazienki obudził Sebastiana. Nastawił expres i wszedł do garderoby, żeby spakować kilka rzeczy. Pozwolił Olszańskiemu spokojnie dopić kawę, a potem obaj wyszli z domu na parking. Sebastian też nie tracił czasu. Spakowanie się zajęło mu dosłownie kilka minut. Sprawdził jeszcze czy ma dokumenty i portfel, i już zbiegał do czekającego na niego w samochodzie Marka.

Dzień nie zapowiadał się najlepiej. Całą noc mocno mżyło i nie zanosiło się na to, że wreszcie przestanie. Marek prowadził ostrożnie. Nie chciał wpaść w niepotrzebny poślizg i tym samym zniweczyć ich plany. Przejechał przez miasto i włączył się do ruchu na trasie A1. Była najkrótsza. I tak liczył się z tym, że przy takiej aurze pojadą ponad cztery godziny.

Koło siódmej zatrzymał się przy jakimś McDonaldzie i zamówił dla nich po hot dogu i porcji frytek. Nie obyło się tez bez kawy.

 - W Gdańsku zjemy coś porządniejszego. Na razie nam wystarczy.

Ruszyli dalej. Na wysokości Torunia zaczęło się przejaśniać. Wiatr przeganiał ciężkie, ołowiane chmury odsłaniając błękitne niebo. Jezdnia zdążyła przeschnąć na tyle, że Marek mógł przyspieszyć.

Mieli niezły czas. Zaparkował niedaleko Długiej i już spokojnie ruszyli w stronę kamienicy ciotki Violetty. Po drodze mijali bar Mleczny „Neptun” i Olszański przystanął.

 


 - Wejdziemy? Mam ochotę na coś konkretnego.

 - OK. Wchodzimy– ruszył za Sebastianem. W pewnym momencie ten ostatni zatrzymał się nagle w szklanych drzwiach i Marek wpadł mu na plecy.

 - Co ty wyprawiasz? – syknął.

 - Nie uwierzysz, chłopie – wyszeptał. – Spójrz na prawo.

Marek odwrócił głowę i zamarł. Przy jednym ze stolików stojących pod ścianą siedziały ich dziewczyny racząc się śniadaniem. Podeszli do ich stolika.

 - Dzień dobry, kochanie – wyrzucili z siebie jednocześnie. Ula i Violetta podskoczyły jak piłki i spojrzały na nich zaskoczone. Pierwsza ocknęła się Violetta.

 - Co wy tu robicie? Jak nas znaleźliście?

 - To długa historia – odezwał się Marek. – Musieliśmy was odszukać, bo chcemy wam wszystko wyjaśnić. Od razu powiem, że nie zdradziłem cię Ula podobnie jak Sebastian nie zdradził Violetty. Nie oceniaj zbyt surowo swojego chłopaka Viola, bo to ja namówiłem go do złego – przysiadł przy stoliku obok żony. Olszański przycupnął obok Violetty. – Wszystko zaczęło się od tego, że zbyt dużo wzięliśmy na swoje barki, Ula. Każdego dnia wracaliśmy tacy zmordowani, że nie mieliśmy siły już na nic więcej. Monotonia codziennego dnia zaczęła mnie dobijać. Dusiłem się i zacząłem tęsknić za tymi beztroskimi latami, gdzie nie miałem tak dużo obowiązków, a popołudnia poświęcałem na szaleństwa w klubie. Chciałem powrotu tamtej klubowej atmosfery, poczucia wolności i niezależności. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że miałbym cię zdradzić, kochanie. Chciałem tylko tam pojechać jak kiedyś z Sebastianem, wypić po lampce koniaku i trochę wyluzować. Pomyślałem, że jeden wypad do klubu nam nie zaszkodzi, ale niestety przeholowaliśmy z alkoholem. Potem też popłynęliśmy. W dodatku znalazł się ktoś, kto zrobił nam tam zdjęcia…

 - Nie ktoś, tylko ja – odezwała się Violetta. – Od razu wydało mi się podejrzane to odtransportowanie mnie do Pomiechówka. Nie umiesz udawać, Sebastian. Całkiem inaczej zachowujesz się jak kłamiesz, a ja to wyczuwam jak pies gończy.

 - Ale jakim cudem to ty robiłaś zdjęcia skoro byłaś w Pomiechówku?

 - W sobotę wzięłam taksówkę i pojechałam do firmy, w której was nie było, a przecież mieliście pracować. Stamtąd do Klubu 69. To było kiedyś wasze ulubione miejsce. Trafiłam, jak widać, w dziesiątkę.

 - Do SPA też jechałaś za nami?

 - Wynajęłam detektywa. To on robił zdjęcia.

 - Ula, źle zrobiliśmy, ale żadnej zdrady nie było. Nigdy bym sobie na to nie pozwolił. Seba też pozostał Violce wierny, bo kocha ją jak wariat. Ja ci przysięgam, że nigdy więcej nie ulegnę już tego rodzaju pokusom. Nigdy więcej… Przecież zostanę wkrótce ojcem, prawda?

 - Skąd wiesz? Tata ci powiedział?

 - Nie kochanie, chociaż byłem w Rysiowie i opowiedziałem tacie o wszystkim, bo chciałem wiedzieć, gdzie jesteś. Nic mi nie powiedział. Nie puścił pary z ust. Dopiero w domu zauważyłem pudełko na stole, a w nim niemowlęce buciki. Wtedy się domyśliłem.

 - Jak wpadliście na to, że jesteśmy w Gdańsku? – zapytała Viola.

 - To nie było takie trudne, chociaż zajęło mi trochę czasu. Byliśmy tu przecież u twojej ciotki, pamiętasz? I choć nie mieliśmy stuprocentowej pewności, że was tu zastaniemy, musieliśmy zaryzykować. Życie bez ciebie, Viola, to nie życie. Myślałem, że oszaleję w tym pustym domu, dlatego jeśli zgodzisz się zostać moją żoną, będę najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi – Sebastian zsunął się z krzesła i klęknął przed Violettą wyciągając w jej stronę aksamitne puzderko z pierścionkiem. Violetcie zalśniły łzy w oczach.

 


 - I co ja mam zrobić w takiej sytuacji? – skierowała pytanie do Uli. – Mówiłam ci, że życie z Sebastianem, to jazda bez trzymanki.

 - Mówiłaś też, że go kochasz, a jeśli tak, to wiesz co zrobić.

 - Zanim się zgodzę, musimy sobie ustalić kilka rzeczy, ale to już na osobności. Nie myśl sobie, że to co zrobiłeś spłynie po mnie jak po kaczce.

 - My chyba też musimy porozmawiać Marek. Proponuję, żebyście najpierw coś zjedli, my dokończymy nasze śniadanie, a potem pójdziemy na spacer. Wtedy wszystko sobie wyjaśnimy.

 

czwartek, 23 marca 2023

"GDY ROZUM ŚPI, BUDZĄ SIĘ DEMONY" - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7

 

Zaraz po pracy ruszyli do Pomiechówka, ale ta wizyta okazała się bezowocna. Matka Violetty była zła na Sebastiana.

 - Nawet cię lubiłam. Miałam ci tylko za złe, że skoro tak bardzo kochasz moją córkę, dlaczego jej się nie zdeklarujesz? Już dawno powinniście być małżeństwem, a ja powinnam niańczyć wnuki. Straciła przy tobie swoje najlepsze lata i może to dobrze, że zdecydowała się odejść. Żadna kobieta nie będzie tolerować skoków w bok swojego mężczyzny, a ona zdobyła dość dowodów na twoje zdrady i pana Dobrzańskiego też. Powinien się pan zapaść ze wstydu pod ziemię. Jak można zdradzać ciężarną żonę? Co z pana za człowiek?

 - Chwileczkę – zaprotestował Marek. – Owszem chodziliśmy do klubu i upijaliśmy się, ale żaden z nas nie zdradził swojej kobiety. Poza tym z tego co pani mówi wynika, że jednak moja żona i pani córka były tutaj wczoraj. Inaczej skąd wiedziałaby pani o ciąży, skoro ja sam dowiedziałem się o niej dzisiaj? Błagam panią niech nam pani powie, gdzie one są. Strasznie martwię się o Ulę i Sebastian o Violettę też. Obaj żałujemy tego co zrobiliśmy i na pewno już tego nie powtórzymy.

 - Bardzo mi przykro panowie, ale nie mogę wam powiedzieć dokąd pojechały, bo im to obiecałam. One mogą być wszędzie. W Krakowie, Gorzowie, Gdańsku czy Rzeszowie. Muszą wiele rzeczy przemyśleć i o wielu zadecydować, a przede wszystkim potrzebują spokoju. Uszanujcie to.


Wracali z Pomiechówka z niczym. Jedyne, co potwierdziło podejrzenia Marka, to informacja, że wyjechały razem. Obaj mieli poczucie klęski i obu trawiła obezwładniająca bezradność, bo zupełnie nie wiedzieli co mają dalej robić.

 

Dojeżdżały. Podróż nie była zbyt męcząca. Jedynie godzina, o której musiały wstać – mordercza. Za to dojechały w ciągu niespełna trzech godzin, bo dworcowy zegar wskazywał ósmą pięć, gdy opuszczały pociąg. Viola pomogła Uli z walizką.

 - Nie powinnaś teraz dźwigać. Ja się tym zajmę. Podjedziemy taksówką, a i tak kawałek trzeba będzie dojść. Może wstąpimy po drodze na jakieś śniadanie? W brzuchu mi burczy. Jest na Piwnej taka restauracja „Kos”. Tam dają dobre śniadania. Najemy się.

 


Kawiarnia otworzyła już podwoje, ale jeszcze nie było dużo ludzi. Zajęły stolik i zamówiły ciepłe bułeczki z masłem, omlety z szynką parmeńską i po dużej porcji kawy. Ula uśmiechnęła się do Violetty.

 - Czy wiesz jak bardzo się zmieniłaś? Gdzie się podziała ta roztrzepana Viola ciągle przekręcająca słowa? Naprawdę zaimponowałaś mi. Gdyby nie ty, ja siedziałabym pewnie na Siennej, albo u taty w Rysiowie i zalewała się łzami. Bardzo dojrzałaś przez ostatnie lata. Zrobiłaś się taka odpowiedzialna i poważna…

 


 - Wiesz Ula, życie z Sebastianem nie jest takie proste. Marek się zakochał i założył rodzinę. Za chwilę będziecie mieli dziecko. Sebastian, to wieczny chłopiec. Tu niby ulega, a tak naprawdę kombinuje, jak uciec od obowiązków. Czasami stawia przede mną ekstremalne wyzwania. Kocham go, ale to co zaczęli obaj wyrabiać ostatnio zmusiło mnie do zweryfikowania mojej opinii na temat wspólnego życia z nim. Albo wóz, albo przewóz.

 - Ja mam z tym poważny dylemat. Już na początku zapowiadałam Markowi, że nigdy nie wybaczę zdrady. Gdyby mnie zdradził nadal będę go kochać, ale nie będę z nim nigdy. Naprawdę nie wiem, co im strzeliło do głowy. Szczerze powiedziawszy Viola, to na tych zdjęciach żaden z nich nie widnieje w łóżku z jakąś panienką. Bawią się z nimi i piją, ale… No właśnie… Żaden z nich nie został przyłapany na zdradzie. To aż dziwi, bo przecież w tym SPA mieli świetną okazję, żeby nas zdradzić, a jednak nie zrobili tego. Mimo to nadal uważam, że należy im się nauczka. Niech się pomartwią trochę. Dobrze im to zrobi. Zbieramy się?

Najedzone dotarły na Długą. Kamienica ciotki Violi była ładnie odrestaurowana. Spodobała się Uli. Sama ciotka zajmowała na parterze wygodne, duże, trzypokojowe mieszkanie. Kiedy już przywitały się z nią, a Violetta przedstawiła jej Ulę, zaprosiła je do pokoju wskazując wygodne fotele.

 - Usiądźcie i odpocznijcie. Dzwoniła mama i od niej dowiedziałam się szczegółów o tym nagłym wyjeździe. Mogłybyście zamieszkać tutaj, ale myślę, że mieszkanie obok będzie mniej krępujące. Ma dwa pokoje i aneks kuchenny. W nim na pewno będzie wam wygodnie. Wezmę klucze i możemy od razu przejść. Rozpakujecie się.

„Apartament” okazał się naprawdę wygodny i bardzo schludny. Miał wszystko, czego potrzebowały. Był więc telewizor, lodówka, wygodne tapczaniki i szafy na ubrania. W całkiem sporej łazience mogły skorzystać z ciepłego prysznica.

 - Posłuchaj, Viola – zagaiła Ula siadając przy okrągłym stoliku – nie wiem ile ciocia policzy za czynsz. Powinnyśmy się tego dowiedzieć, bo przecież nie będziemy tu mieszkać za darmo.

 - Ja już pytałam. Opłacimy tylko media. Lokal mamy gratis. Mnie ulżyło, bo nie wzięłam ze sobą za dużo pieniędzy. Pomyślałam nawet, że jak mi braknie, to pójdę do jakiejś pracy. Może jako kelnerka? A ty jak stoisz z kasą?

 - Ja bardzo dobrze. Nie wydaję za wiele, bo zazwyczaj to Marek wszystko opłaca. Ja robię tylko czasem jakieś drobne zakupy i co miesiąc daję tacie trzy tysiące. Poza tym nie martw się. Nawet jak ci braknie, będziemy żyły za moje. Wystarczy nam.

 


 - Bardzo jesteś zmęczona? Jeśli nie to wybrałybyśmy się na jakieś zakupy spożywcze. Jest młoda godzina. Zrobiłybyśmy mały rekonesans.

 - Możemy pójść. Ciekawa jestem miasta. Ty na pewno je dobrze znasz to oprowadzisz mnie trochę.

 - Dawno tu nie byłam. Ostatni raz na początku znajomości z Sebą. Przyjechaliśmy tu na weekend.

 - Byłaś tu z Sebastianem? A jak on coś będzie podejrzewał?

 - Bez obaw, Ula. Nawet mu to do głowy nie przyjdzie. Nie jest aż tak błyskotliwy.

 

Mijał tydzień odkąd Ula i Violetta wyjechały. Marek nie potrafił sobie miejsca znaleźć. Niejako z konieczności opowiedział o wszystkim seniorom. Byli oburzeni i zgotowali mu niezłą reprymendę.

 - Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny – grzmiała matka. - Jak w ogóle mogłeś coś tak podłego zrobić Uli? Mało się nacierpiała przez ciebie w przeszłości? Ile ty masz lat? Rozumiem, gdyby takie ciągoty miał osiemnastolatek, ale ty? Sądziłam, że tamto życie masz już daleko za sobą…

 - Bo tak było, mamo, ale z dnia na dzień czułem się źle we własnej skórze. Do związku wkradła się monotonia. Co dnia urabialiśmy się po łokcie. Wracaliśmy zmęczeni i nie mieliśmy siły na nic. Nie mogłem tego znieść. Zatęskniłem za tymi latami beztroski i z każdym dniem ta tęsknota była coraz silniejsza. Pomyślałem, że jeden wypad do klubu niczemu nie zaszkodzi. Nie zamierzałem zdradzać Uli, ale zwyczajnie posiedzieć z Sebastianem przy drinku i przypomnieć sobie dawne czasy. Inna rzecz, że trochę obaj popłynęliśmy. Przesadziliśmy z alkoholem. Nie mieliśmy pojęcia, że ktoś robi nam zdjęcia z ukrycia. Kiedy dotarły do rąk Uli wyciągnęła z nich jednoznaczne wnioski sądząc, że to jednak zdrada. Nie wiem, gdzie jej szukać – jęknął żałośnie. – W dodatku ona jest w ciąży. Bardzo się o nią martwię. Pomyślałem nawet, że zgłoszę zaginięcie na policji.

 - Ani się waż – odezwał się Krzysztof. – Uciekła, bo potrzebuje czasu, żeby pomyśleć. Musisz jej ten czas dać. Im bardziej będziesz starał się ją odnaleźć, tym bardziej ona będzie przed tobą uciekać – Dobrzański senior pokręcił głową. – To niewiarygodne, że ty z poprzedniej sytuacji nie wyciągnąłeś żadnych wniosków. Mam wrażenie, jakbym przeżywał deja vu.

Marek wyszedł od rodziców jeszcze bardziej przygnębiony. Nie radził sobie bez Uli. Wszystko zdawało się go przerastać. Sebastian też był w podobnym stanie. Za to Marek także siebie winił i miał coraz większe wyrzuty sumienia, że przez niego przyjaciel stracił dziewczynę. Najbardziej jednak zdołował go teść. Pojechał tam w tygodniu po pracy. Opowiedział Józefowi o wszystkim jak na świętej spowiedzi. Przyznał, że to przez jego głupie pomysły Ula uciekła od niego.

 - Chciałem cię, tato za to przeprosić i mam nadzieję, że Ula mi wybaczy.

Józef po wysłuchaniu spowiedzi Marka pokiwał smutno głową.

 - Zamiast upijać się w klubach mogłeś zapisać się do jakiejś sportowej sekcji na zajęcia ze wspinaczki lub siłownię skoro brakowało ci adrenaliny. Dobrze wiesz, że są inne rozrywki, a popijawa w klubie wcale nie jest tu żadną alternatywą. Znasz to powiedzenie, że kiedy rozum śpi, budzą się demony? Ty obudziłeś swoje. Zawładnęły tobą i nie potrafiłeś przestać. Czy naprawdę za każdym razem potrzebujesz wstrząsu, żeby się opamiętać? Nie wiem co zrobi moja córka. Chciałbym myśleć, że ze względu na dobro dziecka wróci do ciebie i wybaczy, ale kiedy to nastąpi, to tylko ona wie.

Po powrocie do Warszawy długo jeszcze krążył po osiedlu przetrawiając rozmowę z Cieplakiem.

 


Józef był mądrym, doświadczonym przez życie człowiekiem i wiedział co mówi. Nie pozostawało Markowi nic innego, tylko uzbroić się w cierpliwość i czekać.

 

Praca szła im jak po grudzie. Nie potrafili się na niczym skupić. Po dziesięć razy wałkowali te same pisma łapiąc się na tym, że zaczynają czytać już któryś raz od początku. To było nie do zniesienia. Obaj popadali w jakąś nerwicę natręctw. Żeby kompletnie nie zwariować chodzili na boisko. Tam męczyli ciała do tego stopnia, że po powrocie do domu padali na łóżko śmiertelnie zmordowani. To pomagało, ale na krótko.

Mijały dwa miesiące od kiedy zostali porzuceni. Kompletny brak informacji, gdzie są ich połówki i czy są bezpieczne, dobijał ich zupełnie. Marek wciąż myślał o dziecku. Nie miał pojęcia ile miało tygodni, gdy Ula kupiła buciki, ale podejrzewał, że teraz może być to trzeci miesiąc. Bardzo pragnął przyłożyć dłoń do jej brzucha i poczuć to maleństwo.

 

czwartek, 16 marca 2023

"GDY ROZUM ŚPI, BUDZĄ SIĘ DEMONY" - rozdział 6

ROZDZIAŁ 6

 

Marek ziewnął szeroko i wolno otworzył powieki mrużąc jednocześnie oczy. Na świecie był już jasny dzień, co stwierdził z niejakim zdziwieniem. Usiadł na kanapie i rozejrzał się po salonie. W domu panowała niczym niezmącona cisza. – O cholera! – zaklął w myślach zobaczywszy, że ma na sobie jeansy i wczorajszą koszulę. – Ula mnie zabije… - Wstał i ruszył do ich wspólnej sypialni, ale była pusta. Nie bardzo rozumiał dlaczego, dopóki nie spojrzał na zegar wskazujący godzinę dziesiątą dziesięć. – O w mordę jeża! Ona od kilku godzin jest już w firmie. Muszę wymyślić jakieś wiarygodne usprawiedliwienie. – Zrobił w tył zwrot i szybkim krokiem poszedł do łazienki. Goły, jak go pan Bóg stworzył, wszedł pod zimny strumień wody. To otrzeźwiło go nieco. Przypomniał sobie imprezę w klubie i to, że mieli tylko wypić po szklaneczce, pogadać i trochę się zabawić, żeby o jakiejś uczciwej porze wrócić do domu. Popłynęli jednak i urżnęli się koncertowo.

Przebrał się w świeżą koszulę, narzucił na siebie marynarkę i wyszedł z domu. Samochód zostawił pod firmą więc z konieczności znowu jechał do niej taksówką. Zadzwonił do Sebastiana. Odebrał ledwie przytomny.

 - Jesteś w firmie?

 - Jestem w domu. Dopiero wstałem.

 

 

 - Pośpiesz się. Ja już jadę po ciebie. Jest jedenasta. Lepiej wymyśl coś, żeby uspokoić Violettę. Ja mam pustkę w głowie. Ruchy.

 - Już się zbieram…

 

Marek zapłacił za kurs i wytoczył się z samochodu. Za nim zrobił to samo Sebastian.

 – Mamy przesrane, chłopie – wysyczał Marek. – Jak to się stało, że tak popłynęliśmy? Ulka mi nie daruje. Violetta tobie też nie. Co my im powiemy?

 - Może, że spotkaliśmy na squashu kumpli z roku, których dawno nie widzieliśmy i namówili nas na kilka drinków?

 - Po kilku drinkach nie wyglądalibyśmy tacy ściorani, ale niech ci będzie. Musimy trzymać się jednej wersji. Idziemy.

Wysiedli z windy na piątym piętrze i podeszli do sekretariatu Marka, ale nie zauważyli Violetty.

 - Nie ma jej? To dziwne… - Olszański poskrobał się po rozczochranej głowie. – Aniu – zwrócił się do recepcjonistki – nie wiesz, gdzie jest Violka? Wychodziła gdzieś?

 - Nie zauważyłam, ale rano na pewno była, bo zabierała dla Marka pocztę.

 - Posłuchaj, – Marek złapał przyjaciela za łokieć i odwrócił go do siebie – ja idę do Uli, a ty zrób nam może mocnej kawy i zaczekaj u mnie w gabinecie. Łeb mi pęka. Zaraz wrócę.

 


Szybkim krokiem przemierzył korytarz i wszedł do sekretariatu dyrektora finansowego. Dorota, jak zwykle, była na swoim miejscu i obrzuciła go zdziwionym spojrzeniem.

 - Jest…?

Pokręciła przecząco głową.

 - Pani dyrektor wyszła jakieś pół godziny temu. Powiedziała, że ma coś pilnego do załatwienia na mieście i dzisiaj już prawdopodobnie nie wróci.

 - Rozumiem… Nie mówiła, dokąd idzie?

 - Niestety nie.

Wrócił do siebie. Sebastian już raczył się gorącą, gorzką kawą więc i on sięgnął po filiżankę.

 - Uli nie ma. Ponoć wyszła jakieś pół godziny temu w służbowej sprawie i dzisiaj już nie wróci do firmy. Może to i lepiej? Będę miał więcej czasu na zastanowienie się.

 - Dzwoniłem do Violki, ale nie odbiera. Wypiję kawę i zejdę do bufetu, może tam siedzi?

 - A ja zadzwonię do Uli - wyjął telefon i wybrał jej numer. Odczekał trochę i rozłączył się. – Ula też nie odbiera. Może ma jakieś ważne spotkanie, a ja tylko jej przeszkadzam. Pewnie oddzwoni, kiedy zobaczy nieodebrane połączenie ode mnie. Skoro nie ma ani jednej, ani drugiej, zabierzmy się do roboty.

 

Do godziny siedemnastej obaj panowie zdążyli wytrzeźwieć całkowicie. Każdy z nich wsiadł po pracy do swojego samochodu i ruszył w stronę domu. Marek, jak zwykle, zatrzymał się przed kwiaciarnią i kupił wielki bukiet czerwonych róż na przeprosiny, choć doskonale wiedział, że nagrabił sobie, a Ula tak łatwo nie wybacza. Sądził, że zastanie ją już w domu więc nawet nie wyciągał klucza tylko zadzwonił do drzwi. Stał już dłuższą chwilę dziwiąc się, że tak długo nie otwiera. W końcu wysupłał z kieszeni klucz i przekręcił go w zamku. W mieszkaniu panował półmrok, co trochę wytrąciło go z równowagi i wzbudziło niepokój.

 - Ula? Jesteś? – zawołał, ale odpowiedziała mu głucha cisza. – Co jest, do cholery? – zaświecił kinkiety w przedpokoju, zdjął buty i wszedł do salonu. Od razu rzuciły mu się w oczy porozrzucane na szklanej ławie duże zdjęcia. Nerwowo przełknął ślinę i przysiadł na kanapie.

 


Widok samego siebie i Sebastiana, z którym szalał w klubie po prostu ściął mu w żyłach krew. Te zdjęcia stanowiły dokumentację ich wszystkich wyskoków począwszy od pierwszego, a skończywszy na tym wczorajszym. Czyżby go śledziła? Nie…, to niemożliwe. Jeśli więc nie ona, to może Violetta? Tylko, jak miałaby to zrobić? Pojechać za nimi do szwalni? To niedorzeczne… A może obie jakoś się zmówiły i wynajęły detektywa? To była najbardziej prawdopodobna wersja. Z drugiej strony wiedział, że Ula brzydziłaby się takimi metodami. Doskonale pamiętał, co odpowiedziała na jego pytanie wówczas, kiedy razem jechali do szwalni. To było wtedy, gdy zazdrosna Paulina umówiła się z nią w kawiarni i zaproponowała jej pieniądze w zamian za ustalenie nazwiska jego kochanki. Ula nie wzięła tej łapówki, a on następnego dnia po prostu się wściekł na ówczesną narzeczoną i zapytał swoją asystentkę, czy postąpiłaby tak samo. Zaprzeczyła. Dla niej to było coś niegodnego i uwłaczającego. Skąd więc te zdjęcia i gdzie ona jest? Tknięty przeczuciem poszedł do garderoby. Pociemniało mu w oczach, gdy zobaczył, że w części należącej do Uli brakuje połowy rzeczy. Złapał za telefon i wybrał numer do teścia.

 - Dobry wieczór, tato. Szukam Uli. Nie ma jej u was? Wyszła z pracy koło jedenastej na jakieś spotkanie służbowe i nie ma jej do tej pory. Trochę się martwię, bo takie spotkania nie trwają z reguły dłużej niż godzinę.

 - Nie, Uli tu nie ma i nawet dzisiaj nie dzwoniła. Zmartwiłeś mnie. Mam nadzieję, że ona wkrótce wróci. Daj mi znać, dobrze?

 - Oczywiście. Zadzwonię – rozłączył się. Nie było sensu dzwonić do swoich rodziców. Ula nie miała na tyle śmiałości, żeby jeździć do nich bez niego więc na pewno jej u nich nie ma.

Zadzwonił Sebastian. Był zdenerwowany podobnie jak on.

 - Wyobraź sobie, że wszedłem do domu i zobaczyłem na kanapie mnóstwo zdjęć z naszych pobytów w klubie i w tym SPA, a do tego kartkę, na której napisała „Żegnaj podły draniu”.  Spakowała wszystkie rzeczy i wyniosła się. Dzwoniłem do niej, ale nadal nie odbiera. Dzwoniłem potem na stacjonarny do jej matki, ale powiedziała mi, że Violetty u nich nie ma. Jasna cholera, Marek, ona uciekła ode mnie! Nie mam pojęcia, jak zdobyła te zdjęcia. Przecież nas nie śledziła.

 - Mam dokładnie to samo, Seba. Ula zabrała swoje rzeczy i wyprowadziła się. W Rysiowie jej nie ma. Ja zastałem tylko zdjęcia bez żadnej kartki, ale to akurat mnie nie dziwi, bo słowa w obliczu tych kompromitujących zdjęć są zbyteczne. Jedno jest pewne, że one działają razem. Nie mam tylko pomysłu, gdzie ich szukać i bardzo się martwię. Ula mi tego nie wybaczy. Wybaczyła raz i nie będzie powtórki z rozrywki. Nie wiem co robić…

Obaj nie mieli dobrej nocy. Miliony myśli tłukły im się w głowach, a zwłaszcza jedna była szczególnie natrętna, a mianowicie, dlaczego byli tacy nieostrożni i stracili czujność. Dlaczego nie przyszło im do głowy, że taki scenariusz też należy brać pod uwagę? Małżeństwo Marka sypało się jak domek z kart podobnie, jak związek Sebastiana.

Po nieprzespanej nocy Marek zwlekł się z łóżka. Piekły go oczy z niewyspania i musiał zasilić się mocną kawą. Przechodząc przez salon bezwiednie omiótł wzrokiem stół, przy którym jadali posiłki i aż przystanął z wrażenia. Jak mógł wcześniej nie zauważyć tego pudełka? Może to jakaś wiadomość od Uli? Rozpakował je nerwowo rwąc ozdobny papier, w który było owinięte. Kiedy otworzył wieczko ugięły się pod nim kolana. Ciężko usiadł na krześle. Wyjął parę niemowlęcych bucików i rozpłakał się jak dziecko. Chciała mu zrobić niespodziankę, podzielić się z nim tą radosną nowiną, a on, jak ostatni drań balował i upijał się w klubie. Jego niepokój o nią jeszcze bardziej wzrósł. Zachodził w głowę, dokąd mogła pojechać. Wierzył, że jest razem z Violettą i przynajmniej od niej będzie miała wsparcie. Tylko, że to on powinien być teraz obok i chronić ją, a nie narażać na takie „przyjemności”.

 

Zaparkował w podcieniach budynku i ruszył w stronę głównego wejścia do firmy. Tuż przy drzwiach natknął się na Sebastiana. Podobnie jak on miał przekrwione z niewyspania oczy.

 - Przejdźmy się może trochę. Muszę ci coś powiedzieć – zaproponował.

 


 - Ula jest w ciąży… - wyrzucił z siebie niemal szeptem.

 - Skąd wiesz?

 - Ano stąd, że zostawiła na stole pudełko, w którym znalazłem parę niemowlęcych bucików – załamał mu się głos i najzwyczajniej się rozpłakał. – Jestem kompletnym kretynem. Naprawdę nie wiem, co ja sobie myślałem? Że można tak bezkarnie wrócić do przeszłości i to w dodatku tej nienajlepszej? Przepraszam cię Seba, że wciągnąłem cię w to wszystko. Nie powinienem był. Przeze mnie straciłeś Violettę.

 - Nie rób sobie wyrzutów – Olszański poklepał go po ramieniu. – Gdybym tego nie chciał, odmówiłbym. Przecież mam swój rozum, nie?

 - Bardzo się o nią martwię. Drżę na samą myśl, że pod wpływem tych szokujących zdjęć mogła poczuć się źle i poronić. Martwię się o nie obie. One są na pewno razem. Uciekły przed nami, tylko dokąd? Gdzie mamy ich szukać.

 - Może jednak spróbować pojechać do Pomiechówka i wypytać mamę Violki? Ona mnie lubi…

 - Ja ani nie mam po co jechać do Rysiowa. Mój teść nawet jeśli wie, nic mi nie powie. Tak samo było wtedy, jak wyjechała na Mazury. Prosiłem i błagałem, ale był nieugięty. Zanim pojedziemy, to może uprzedź Kubasińską?

 - A ja myślę, że lepiej nie. Lepiej działać z zaskoczenia.

niedziela, 12 marca 2023

"GDY ROZUM ŚPI, BUDZĄ SIĘ DEMONY" - rozdział 5

KOCHANI

DWA TYGODNIE TEMU JEDNA Z CZYTELNICZEK BLOGA ZWRÓCIŁA NAM UWAGĘ, ŻE DAWNO WAS NIE ROZPIESZCZAŁYŚMY I MIAŁA RACJĘ. NINIEJSZYM WIĘC WŁAŚNIE TO CZYNIMY I ZAPRASZAMY NA KOLEJNĄ CZĘŚĆ OPOWIADANIA WCZEŚNIEJ NIŻ ZWYKLE. MIŁEJ LEKTURY.

Gośka i Gaja

 


ROZDZIAŁ 5

 

Podczas gdy Marek i Sebastian szaleli w klubie Ula zaliczała wizytę u ginekologa. Od kilku dni nie czuła się najlepiej. Zawroty głowy i dziwne mdłości zrodziły podejrzenie, że chyba jest w ciąży. Zrobiła dla pewności dwa testy, które wyszły pozytywnie. Nie chciała na razie nic mówić Markowi dopóki nie będzie miała stuprocentowej pewności.

Leżała na lekarskiej kozetce z żelem na brzuchu i w napięciu czekała na wynik. Lekarz długo wpatrywał się w monitor aż wreszcie oderwawszy od niego wzrok odezwał się do Uli: - To sześciotygodniowa ciąża. Wszystko jest w porządku. Teraz proszę o siebie dbać. Unikać stresów i nic nie dźwigać. Jeść dużo owoców i warzyw. Widzimy się za miesiąc.

Zanim dotarła na Sienną weszła jeszcze do sklepu z zaopatrzeniem dla niemowląt i kupiła parę maleńkich bucików. W taki sposób chciała dać Markowi do zrozumienia, że zostanie ojcem. Wróciwszy do domu przygotowała z tej okazji ciepłą kolację i rozłożywszy talerze na stole położyła ładnie opakowane pudełko z bucikami obok nakrycia Marka.

Czekała na niego do dwudziestej drugiej i z każdą upływającą minutą była coraz bardziej rozczarowana. Miał wrócić przed dwudziestą pierwszą, a przynajmniej tak jej powiedział.

Pozbierała talerze ze stołu zostawiając na nim tylko butki dla dziecka i położyła się spać. Nie słyszała jak wrócił. Nie widziała, że był kompletnie zalany. Nawet nie zdążył dojść do ich wspólnej sypialni tylko runął jak długi na kanapę w salonie i tak zasnął.

Idąc o szóstej rano do łazienki Ula zastała niecodzienny widok. Marek chrapał w najlepsze, a ciężkie powietrze unoszące się wokół niego przesycone oparami alkoholu i jakąś dziwnie perfumowaną, kwiatową nutą przyprawiły ją o mdłości. Zasłoniła dłonią usta i pobiegła do łazienki. Tam zwymiotowała. Umyła się i makijażem przykryła bladość cery. Ubrała się pośpiesznie i cicho wyszła z mieszkania. Dotarłszy do firmy wstąpiła jeszcze na trzecie piętro i w bufecie kupiła jakąś kanapkę, i filiżankę herbaty. Ela stojąca za ladą popatrzyła na nią z troską.

 - Jakoś nieszczególnie dzisiaj wyglądasz. Bardzo jesteś blada. Nie jest ci słabo?

 - Nie Elu. Wszystko w porządku. Nie wyspałam się po prostu. Lecę, bo mam sporo roboty. Na razie.

Rzeczywiście się nią zajęła, żeby nie myśleć, żeby nie dopuścić do głosu podejrzeń, które lęgły się jej w głowie.

 


Było kilka minut po dziesiątej, gdy do gabinetu zapukała Violetta trzymając pod pachą jakąś dużą, żółtą kopertę.

 - Ula, mogę na chwilę…?

Podniosła znad papierów głowę i uśmiechnęła się do Kubasińskiej blado.

 - Pewnie, pewnie… Co tam?

 - No chyba całkiem sporo. Marka nie ma jeszcze w pracy, Sebastiana także. Nawet nie wiem, o której się przywlókł. Był kompletnie zalany.

 - To tak jak Marek… - przyznała cicho. – Jak wychodziłam do pracy, to spał jak kamień.

Violetta przysiadła naprzeciw Uli.

 - Lepiej powiedz Dorocie, żeby z nikim cię nie łączyła i nikogo nie wpuszczała, bo to co mam do powiedzenia i pokazania wymaga trochę czasu. Nie pytaj na razie o nic, tylko mnie wysłuchaj.

 


Pamiętasz ten dzień, kiedy Marek powiedział ci, że jest zawalony robotą i będzie musiał przysiąść w sobotę i nadrobić zaległości?

 - Pamiętam. Zawiózł mnie wtedy do Rysiowa. Mówił, że Sebastian zaoferował się z pomocą.

 - Otóż to. Mnie Seba odwiózł do Pomiechówka mówiąc, że musi Markowi pomóc, bo to jego najlepszy przyjaciel, a przyjaciołom się nie odmawia. Od razu wydało mi się to mocno podejrzane, bo nie przypominam sobie, żeby oni kiedykolwiek pracowali tak ramię w ramię. W sobotę zamówiłam taksówkę i kazałam się wieźć do firmy. Miałam nadzieję, że jednak powiedział mi prawdę i niesłusznie go podejrzewam. Niestety gabinet Marka zamknięty był na cztery spusty podobnie jak gabinet Seby. Pomyślałam, że być może siedzą w konferencyjnej, ale i tam było zamknięte. Taksówką pojechałam do Klubu 69. Pamiętasz, że to był ich ulubiony lokal rozrywkowy. Stanęłam dyskretnie za filarem i zlustrowałam salę. Zobaczyłam ich obu, jak raczyli się drinkami siedząc przy barze i obserwując tańczące na parkiecie panienki. Tu masz dowód – wyciągnęła telefon i wcisnęła odpowiednią aplikację. – Zobacz te zdjęcia.

Ula przesuwała palcem po ekranie czując, jak po jej plecach przemieszczają się stróżki potu.

 - Najpierw sądziłam, że to taki jednorazowy wyskok, ale okazało się, że nie. Potem obaj mieli jechać do szwalni. Ja nie mogłam bawić się w detektywa i jechać za nimi, ale wynajęłam takiego jednego. Tu masz plon jego działań. Zdjęcia ze SPA. Świetnie się bawią i nie narzekają na brak towarzystwa. A tu zdjęcia z wczoraj. Niby miał być squash, a był znowu ulubiony klub. Widzisz tę szmatę na scenie? To Mirabella, dasz wiarę? Spójrz na te dziwki, które się do nich lepią. Żaden się nie ogania. Wręcz przeciwnie. Ula, oni nas zdradzają – powiedziała łamiącym się głosem, a w jej oczach pojawiły się łzy. – Zaufałyśmy im, a oni zawiedli na całej linii. Nie wiem jak ty, ale ja jeszcze dzisiaj wracam do Pomiechówka, a jutro wyjeżdżam nad morze do ciotki. Powinnaś jechać ze mną.

Propozycja Violetty zaskoczyła Ulę, ale te zdjęcia mocno podniosły jej ciśnienie i zdecydowała się w jednej chwili.

 - Dobrze. Jednak nie chcę tak wyjeżdżać bez słowa. Daj mi kilka tych zdjęć. Wydrukujmy też te z klubu, które zrobiłaś. Zostawię mu je na pamiątkę. Żadnego listu na pożegnanie, tylko te zdjęcia. Gdzie w ogóle mieszka twoja ciotka? Wie, że przyjedziemy?

 - Jeszcze nie, ale za chwilę do niej zadzwonię. Pociąg jest podstawiony o piątej piętnaście w Warszawie Wschodniej i jedzie do samego Gdańska. Ciotka właśnie tam mieszka niedaleko Długiego Targu przy samym Neptunie.

 


 - Ma starą kamienicę i wynajmuje mieszkania turystom. Na pewno nam pomoże.

 - Mieszkania, nie pokoje?

 - Mieszkania. W całej kamienicy jest dziesięć. Większość ma jeden duży pokój z aneksem kuchennym i łazienką. O ile pamiętam, to chyba są tylko dwa szumnie nazywane przez ciotkę apartamentami, które mają dwa pokoje i aneks.

 - No dobrze Viola. Ja koniecznie muszę pojechać do Rysiowa i wytłumaczyć wszystko tacie. Potem wrócę na Sienną, żeby się spakować. Mam nadzieję, że Marka nie będzie. Ty też musisz się jakoś spakować i pojechać do Pomiechówka. Ja dojadę do ciebie, jak już wszystko pozałatwiam. Trzeba to zrobić dyskretnie. Idź teraz do siebie, sprawdź czy jest Marek i Sebastian, i daj mi znać. Jeśli ich nie ma jedź do domu i spakuj się. Mam nadzieję, że nam się uda.

Po wyjściu Violetty wrzuciła zdjęcia do koperty, wyłączyła komputer i zebrała dokumenty z biurka. Zadzwoniła Viola mówiąc, że nie ma ani Seby, ani Marka. Ula wyszła z gabinetu mówiąc Dorocie, że ma coś do załatwienia na mieście i dzisiaj już nie wróci. Nie czekała na windę i ruszyła w stronę schodów. Usłyszała za sobą stukot wysokich obcasów. To Violetta zbiegała tuż za nią. Zeszły na parter kierując się w stronę bocznego wyjścia. Ula nacisnęła klamkę i ostrożnie wystawiła głowę rozglądając się uważnie. Cofnęła się nagle do środka szybko zamykając drzwi.

 - Właśnie Marek wysiadł z taksówki – wyszeptała. – Pewnie Sebastian też z nim jest, ale nie zauważyłam go. Odczekajmy chwilę nim pójdziemy na postój. Ja jeszcze wejdę do banku. Muszę wypłacić trochę pieniędzy dla ojca.

 

Wsiadła do taksówki i wybrała numer taty. Chciała go uprzedzić, że za chwilę będzie w Rysiowie i że musi pilnie z nim porozmawiać. Trochę się zdziwił, ale nie dociekał. Już na miejscu wyjaśniła mu w czym rzecz.

 


 - On wrócił do swoich starych nawyków podobnie jak Sebastian. Balują razem, a mnie i Violi wciskają jakąś ciemnotę. Ja muszę odreagować tato. Muszę wyjechać choć na trochę. Violka ma ciotkę w Gdańsku i to właśnie do niej pojedziemy. Gdyby Marek dzwonił do ciebie nic mu nie mów dokąd wyjechałam, a najlepiej udawaj, że o niczym nie wiesz. Jeszcze jedna, tym razem dobra wiadomość, którą też zachowaj dla siebie. Jestem w ciąży. To dopiero początek i dowiedziałam się o tym wczoraj. Chciałam powiedzieć Markowi, ale wrócił do domu w środku nocy w dodatku kompletnie zalany. Nic nie wie o dziecku i niech na razie tak zostanie. Jestem na niego wściekła. Wprawdzie nie mam stuprocentowego dowodu, że mnie zdradził, ale w takim razie po co chodziłby do klubu? Muszę to wszystko przemyśleć. Tu daję ci dziesięć tysięcy – wcisnęła mu grubą kopertę do ręki. – Weszłam po drodze na postój do banku i wypłaciłam. Na razie wam wystarczy Jak braknie, to wtedy będziemy się martwić. Wyjeżdżamy jutro wcześnie rano. Odezwę się po przyjeździe. Wracam do Warszawy. Taksówka czeka. Bądźcie zdrowi – uściskała jeszcze ojca i szybko wsiadła do samochodu machając mu na pożegnanie.

 

Wpadła do mieszkania jak burza i z garderoby wyciągnęła dużą walizę na kółkach. Pakowała tylko najpotrzebniejsze rzeczy, również te cieplejsze, bo wielkimi krokami zbliżała się jesień, a poza tym brała pod uwagę to, że tam nad morzem klimat jest jednak ostrzejszy. Wpakowała też swojego laptopa i dokumenty, które mogły jej się przydać. Zerknęła na zegarek. Była czternasta czterdzieści. Wybrała numer Violetty.

 - Viola? Jak ci poszło?

 - Świetnie. Sebastiana nie było w domu. Spakowałam wszystkie swoje rzeczy i dojeżdżam już do Pomiechówka. Wszystkie zdjęcia rozrzuciłam na kanapie w salonie i zostawiłam kartkę o treści „Żegnaj podły draniu”. To powinno wystarczyć. A co u ciebie?

 - Ja za chwilę wychodzę z domu. Jeszcze tylko zostawię te zdjęcia i już mnie nie ma. Do godziny powinnam u ciebie być. Do zobaczenia.

Wytaszczyła walizę do przedpokoju i wróciła do salonu. Na ławie rozsypała kompromitujące Marka fotografie. Nie miała zamiaru zostawiać mu żadnej kartki. Jest na tyle inteligentny, że domyśli się bez trudu, dlaczego wyprowadziła się z domu. Dotarła do postoju taksówek i wsiadła w jedną z nich. Dopiero teraz puściły jej nerwy i rozpłakała się.

 


Nie sądziła, że jej małżeństwo tak właśnie się skończy. Nie przypuszczała, że jej mąż tak szybko znudzi się życiem z nią. Przecież milion razy zapewniał, jak bardzo ją kocha, że jest miłością jego życia, że gdyby ją stracił, palnąłby sobie w łeb. Nic nie zostało z tych zapewnień, a jego słowa okazały się nie warte funta kłaków. Uzmysłowiła sobie, że tak do końca nie zostanie sama. Będzie miała dziecko, które rośnie teraz pod jej sercem. Ta myśl pokrzepiła ją nieco i dodała otuchy.