Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 lipca 2018

SAMOTNOŚĆ - rozdział 10


ROZDZIAŁ 10


W porze lunchu poszła do bufetu. Od jutra chyba nie znajdzie czasu na ploteczki z dziewczynami. Jak tylko ją zobaczyły zaczęły gadać jedna przez drugą.
 - Dlaczego córka prezesa mówi do ciebie „ciociu”? Co cię z nim łączy? Czyżby miłość? Opowiadaj!
Podniosła ręce w obronnym geście.
 - Chwila, chwila. Nie wszystkie naraz. Poproszę najpierw herbatę i kanapkę – usiadła przy stoliku. – Faktycznie mogło was to trochę zdziwić, ale nie ma w tym żadnej sensacji ani tajemnicy. Same wiecie, że Marek jak rozwiódł się z Pauliną to sprzedał dom. W zamian kupił wielkie mieszkanie w tym samym bloku, w którym i ja mieszkam. Też byłam zaskoczona, kiedy spotkałam go z dzieckiem na placu zabaw. Od słowa do słowa okazało się, że mieszka na ostatnim piętrze i usiłuje zrobić porządek w mieszkaniu, bo przeprowadził się dzień wcześniej. Zaproponowałam, że zajmę się małą, żeby miał więcej swobody w działaniu. Zosia, to kochane dziecko, polubiła mnie i zaczęła nazywać ciocią. Ot i wszystko.
 - A my myślałyśmy, że to bardziej romantyczna historia – powiedziała zawiedziona Ela.
 - No bardzo mi przykro, że was rozczarowałam – zachichotała Ula. – A wam jak minął weekend?

Następnego dnia przeniosła się do gabinetu Alexa uprzedzając Matyldę i Beatę, że gdyby miały jakieś problemy, to mają dzwonić, lub przyjść na piąte piętro. W drodze do gabinetu Alexa natknęła się na Marka, który najpierw rozejrzał się, po czym przyciągnął ją do siebie i cmoknął w usta.
 - Dzień dobry Ula – wyszeptał, gdy już oderwał się od niej. – Wybacz, ale nie mogłem się oprzeć.
Purpurowa z zażenowania wykrztusiła
 - Nic nie szkodzi. To było nawet... przyjemne, ale nie chciałabym wzbudzać jakichś niezdrowych sensacji, więc może spróbuj się opanować.
 - To będzie niezwykle trudne – przewrócił oczami. – Idziesz do Alexa?
 - Tak. Wczoraj wszystko z nim uzgodniłam i z moimi dziewczynami też. Najważniejsze to dobra logistyka. Poradzimy sobie. Zosia u dziadków?
 - Tak. Zawożę ją tam w poniedziałek i zostaje u nich do piątku. Ja przez ten czas jestem tatusiem dojeżdżającym. Trochę to uciążliwe. Nawet myślałem, żeby od września zapisać ją do tego przedszkola na osiedlu. Byłoby mi wygodniej a i ona oswoiłaby się z innymi dziećmi. Moi rodzice też nie są już tak sprawni jak kiedyś i nie nadążają za tym żywiołkiem.
 - To chyba dobry pomysł. Powinieneś jak najszybciej tam dotrzeć i zapytać, czy mają miejsca. Wiem, że z tym może być problem.
 - Serio? Nie wiedziałem. Jeszcze dzisiaj tam podjadę jak będę jechał do rodziców. A może pojechałabyś ze mną? Zosia się ucieszy.
 - Ten pomysł z kolei niekoniecznie jest dobry. Nie znam twoich rodziców, a raczej znam ich tylko ze zdjęć. Czułabym się skrępowana.
 - Niepotrzebnie. Sporo mógłbym im zarzucić, ale na pewno nie brak uprzejmości, czy brak poczucia taktu. Poza tym Alex tyle im nagadał o tobie, że ojciec od pokazu bardzo chce cię poznać. Zobaczysz, nie będzie tak źle.

Podjeżdżali pod willę Dobrzańskich a ona wciąż nie mogła wyzbyć się wątpliwości. Drzwi otworzyła im gosposia seniorów informując, że oni sami siedzą z Zosią na patio. Wraz z Markiem przeszła przez długi hol podziwiając po drodze kosztowne antyki. Wyszli na zalany słońcem taras. Pod wielkim parasolem siedział Krzysztof popijając jakiś sok, a Helena zajęta była Zosią.


 - Dzień dobry wszystkim – huknął Marek. Zosia z piskiem podbiegła do niego, a on podniósł ją i wycałował jej policzki. – Zobacz kogo ci przyprowadziłem.
 - Ciocia Ula! – wyciągnęła do niej ręce. Odebrała ją od Marka i cmoknęła słodko.
 - Witaj skarbie. Stęskniłam się za tobą.
Krzysztof podniósł się z fotela i dołączył do zbliżającej się Heleny.
 - Moi drodzy przedstawiam wam Ulę Cieplak. Słynną Ulę Cieplak, genialnego ekonomistę i autorkę najlepszego budżetu w historii firmy. Ula jest też moją dziewczyną.
Ostatnie słowa Marka wdeptały ją w ziemię. Zrobiła się purpurowa.
Po co im to powiedział? W jakim celu? Sądziła, że dzisiaj na korytarzu wyraziła się dość jasno.
Krzysztof ujął jej dłoń i szarmancko ucałował. Helena ograniczyła się do podania ręki uśmiechnąwszy się serdecznie.
- Jest nam niezwykle miło poznać panią – powiedziała. - Mąż był pod ogromnym wrażeniem tych oszczędności, które udało się pani wygenerować. To był prawdziwy majstersztyk.
 - To prawda, – Krzysztof potwierdził słowa żony – a jeszcze jak usłyszałem tyle pochwał od Alexa, byłem przekonany, że zatrudniliśmy naprawdę kogoś wyjątkowego, niezwykle uzdolnionego i nietuzinkowego. Bardzo chciałem poznać panią osobiście.
 - Mnie też jest niezwykle miło poznać państwa i poczytuję to sobie za zaszczyt, bo w firmie jesteście legendą. I jeszcze taka mała prośba. Bardzo proszę mówić mi po imieniu.
 - Siadajmy – Helena zaprosiła szerokim gestem wszystkich do stołu. Na pewno jesteście głodni. Nasza gosposia zaraz poda obiad. My już jedliśmy wcześniej ze względu na Zosię. Ja tylko dam jej znać i zaraz wracam.
Na obiedzie się nie skończyło. Po nim podano kawę i różne słodkości. Zosia nie schodziła Uli z kolan. Krzysztof wypytywał o studia i przebieg jej kariery zanim trafiła do F&D. Faktycznie przestała odczuwać zdenerwowanie. Rozluźniła się, bo rodzice Marka okazali się wyjątkowo mili i uprzejmi.
 - Miałem jeszcze dzisiaj podjechać do przedszkola u nas na osiedlu. Chciałbym zapisać do niego Zosię, żeby miała kontakt z dziećmi. Tak będzie najlepiej, a ja nie będę musiał codziennie przepychać się przez całą Warszawę, żeby do was dojechać. Niestety – zerknął na przegub dłoni – dzisiaj już nie zdążę. Najlepiej będzie jak podjadę rano przed pójściem do pracy.
 - Nie boisz się, że zacznie łapać różne choroby? Dzieci tak łatwo je roznoszą – zmartwiła się Helena.
 - Ona musi swoje odchorować teraz, gdy jest mała, żeby później mieć spokój. Nie będzie tak źle.

Tak jak Marek jej obiecał weekendy spędzali w chacie nad jeziorem. Tu ładowała baterie na kolejne pięć dni. Jeszcze tydzień miała takiej harówki. Alex nie dzwonił do Marka i nie dzielił się z nim, co zwojował w Londynie. Marek też nie nagabywał go telefonami. Nie chciał mu przeszkadzać. Zresztą teraz całą jego uwagę zajmowała Ula i Zosia. Coraz częściej zdobywał się wobec niej na bardziej intymne gesty. Uwielbiała siedzieć wieczorami na werandzie z kieliszkiem wina w dłoni, wtulać się w jego ciepłe ramiona, słuchać koncertu świerszczy i cichego plusku wody. Czuła się wreszcie szczęśliwa. To wszystko było dla niej nowe, czasem wydawało jej się, że śni na jawie. Odkrywała tę miłość, smakowała ją wszystkimi zmysłami. Nigdy w życiu nie doświadczyła tak wielu emocji na raz. Marek całował cudownie. Jego pocałunki były delikatne, czasem ledwo muskały jej usta, by po chwili żarliwie wpić się w nie i pozbawić ją tchu.


Zosia miała pamięć jak mamut. Siedziała na werandzie z naburmuszoną miną i marudziła.
 - Mówiłaś wczoraj, że pójdziemy na łąki pleść wianki.
 - Mówiłam. Obiecałam ci i słowa dotrzymam. Dzisiaj tata gotuje, a my robimy sobie wolne. Dopiję tylko tę kawę i ruszamy. Przynieś adidasy. Nie możesz iść w klapkach. W trawie mogą być kleszcze. Opowiadałam ci, że są niebezpieczne.
Mała pobiegła po obuwie i już po chwili ruszyły w stronę łąk, na których kwitła dorodna koniczyna. Uzbierawszy jej spore naręcze przysiadły na zwalonym pniu i Ula zaczęła pokazywać małej jak się plecie wianek.


Zajęta tą skomplikowaną czynnością zamilkła na dłuższą chwilę, co było u niej czymś znamiennym, bo przeważnie buzia jej się nie zamykała.
 - Ciocia? – odezwała się w końcu. – A ożenisz się z moim tatusiem? On jest naprawdę fajny i bardzo kochany.
Ula wytrzeszczyła oczy na małą. Zośka jednak potrafiła ją zaskakiwać. Skąd w jej główce lęgły się takie pomysły?
 - Zosieńko, co też ci przyszło do głowy? Kobiety się nie żenią, kobiety wychodzą za mąż.
 - No dobrze. Wyjdziesz za mąż za mojego tatusia? On jest bardzo samotny.
Ula o mały włos nie parsknęła śmiechem. Zośka jak na trzy i pół latkę była niesamowicie rezolutna, ale nawet ona nie wpadłaby na coś takiego.
 - A skąd wiesz, że tata jest samotny?
 - Słyszałam jak babcia mówiła do dziadka. Mówiła, że jest jeszcze młody i taki samotny, i że powinien się ożenić. A potem powiedziała, że jesteś piękna i mądra, i że z tobą byłby szczęśliwy.
 - O rany… Ta mała powtarza wszystko jak papuga. Trzeba będzie uważać na to, co się przy niej mówi. Naprawdę tak powiedziała?
 - Naprawdę. To wyjdziesz za tatę, czy nie? – powtórzyła uparcie. – On cię kocha. Ja też cię kocham. Wreszcie miałabym mamę – spuściła głowę i westchnęła. – Wszystkie dzieci mają mamy, a tylko ja nie mam.
 - O matko. Nie sądziłam, że to dziecko aż tak bardzo odczuwa jej brak. Nigdy nie wspominała o Paulinie, nie mówiła, że za nią tęskni. Myślisz, że nadaję się na twoją mamę?
Zosia podniosła głowę i uśmiechnęła się szeroko pokazując wszystkie mleczaki i te słodkie dołki w policzkach.
 - Jesteś najlepsza na mamę! – wykrzyknęła z entuzjazmem i rzuciła jej się na szyję.

Siedzieli u Alexa w gabinecie i słuchali jego relacji z pobytu w Londynie. Jego twarz promieniała szczęściem.
 - Gdybym cię nie posłuchał bracie, do końca życia bym tego żałował. Poszedłem do jej firmy i najpierw dowiedziałem się, czy jest w pracy i o której kończy. Kupiłem wielki bukiet czerwonych róż i czekałem na nią przed wejściem. Tak bardzo bałem się jej reakcji, że serce miałem w gardle. Wreszcie wyszła i zauważyła mnie. Im bliżej podchodziła tym bardziej jej piękne oczy wypełniały się łzami. Ja też nie wytrzymałem i rozryczałem się. Runąłem przed nią na kolana i powtarzałem w kółko „Julia wybacz mi, wybacz.” Odstawiłem niezły cyrk. Kiedy zaczął gromadzić się tłumek gapiów wstałem i pociągnąłem ją za sobą. Weszliśmy do pierwszej napotkanej knajpy i tam wreszcie mogłem jej powiedzieć dlaczego tu jestem. Ona tak jak ja nie związała się z nikim. Wciąż jest sama jak palec, bo nie potrafi o mnie zapomnieć tak jak ja o niej. Za dużo lat straciliśmy przez złe języki i moją głupotę. Wszystko wyjaśniliśmy. Ona wraca do Polski. Pozamyka tylko firmowe sprawy i przyjedzie. Mam nadzieję, że przyjmiesz ją do pracy?
 - Oczywiście że tak. Była świetna w swojej dziedzinie. Potrzebujemy przecież najlepszych fachowców. Tak się cieszę, że wam się udało.
 - Ja też – odezwała się Ula. – To bardzo romantyczna historia Alex i było by niedobrze, gdyby nie skończyła się happy endem. Szczerze gratuluję wam obojgu. Zasłużyliście na szczęśliwe życie jak mało kto.
 - A co tutaj?
 - Jeśli pytasz o robotę, to wszystko pod kontrolą. Ula poradziła sobie znakomicie przy wydatnej pomocy swoich dziewczyn. Obiecałem im premię w wysokości ich pensji i mam nadzieję, że nie będziesz oponował. Poza tym jestem szaleńczo zakochany w pewnej dziewczynie o niesamowicie błękitnych oczach a co najważniejsze ona tę miłość odwzajemnia. Mam zamiar jeszcze w tym roku zaciągnąć ją do ołtarza, a raczej do magistratu. Nasz związek być może nie jest długi, ale za to bardzo intensywny.
Ula wytrzeszczyła na Marka oczy. – To dzieje się za szybko, zdecydowanie za szybko… To coś w rodzaju oświadczyn? Chyba za bardzo cię ponosi.
Rozbawiony Alex patrzył na naburmuszoną minę Uli. Marka oczy śmiały się do niej.
 - Można tak powiedzieć, choć nie mam przy sobie odpowiedniego rekwizytu. Przecież się kochamy to na co mamy czekać? Mamy chodzić ze sobą przez pięć następnych lat tylko po to, żeby upewnić się co do naszych uczuć? Bez sensu. Kochanie, ja chcę mieć z tobą dzieci. Nie chcę, żeby Zośka była jedynaczką. Jak najszybciej musimy zmajstrować sobie bobasa.
Ula oblała się soczystą czerwienią. Jej policzki płonęły. Alex nie wytrzymał i ryknął głośnym śmiechem.
 - Nie wstydź się Ula. Znam tego wariata i wiem, że jest trochę w gorącej wodzie kąpany, ale to dobry człowiek i jak mówi, że cię kocha to tak jest.

środa, 18 lipca 2018

SAMOTNOŚĆ - rozdział 9

ROZDZIAŁ 9


 - Nie rozumiem jak można nie doceniać tak pięknego zakątka. To idealne miejsce, żeby odpocząć od zgiełku miasta, smrodu spalin i tłoku w autobusach. Nagrzany asfalt pachnie paskudnie, a tu świeży zapach lasu, plusk wody, cisza i spokój. Miejsce doskonałe na pozbycie się stresów.
 - Ona tego tak nie postrzegała i zawsze dokuczała mi twierdząc, że mam plebejski gust. A tak z innej beczki. Wiesz, że Alex wyjeżdża? Nawet jeśli tego nie wiesz, to on na pewno ci powie. Chce, żebyś przejęła jego obowiązki na co najmniej dwa tygodnie. Twoje dziewczyny będą musiały się sprężyć, bo na tak krótki okres nikogo nie uda mi się załatwić do pomocy. Oczywiście dostaną extra premie jak się spiszą.
 - A co go tak nagle przypiliło?
 - Miłość, moja droga. Miłość. Od lat jest jak ten samotny wilk McQuade. To bardzo romantyczna historia. Miał kiedyś dziewczynę. Pracowała tutaj. Zakochany był w niej bez pamięci. Zresztą ona miała podobnie. Nosił się z zamiarem oświadczyn i poślubienia jej. Niestety uległ podszeptom złych języków. Nawet jestem w stu procentach przekonany, że to Paulina rozpętała tę nagonkę na Julię. Tu niby udawała wielką przyjaźń do niej, a poza jej plecami knuła, bo pewnie uważała, że Alex zasługuje na kogoś lepszego, a raczej na kogoś z lepszą pozycją towarzyską i materialną. Wymyśliła, że Julia ma kochanka. Rozpuściła wici, które dotarły do uszu Alexa. Plotka urosła do niebotycznych rozmiarów i złamała mu serce, bo uwierzył w nią. Julię potraktował strasznie. Nie mogła dłużej zostać w firmie. Nie potrafiłaby już z nim pracować. Odeszła. Potem dowiedziałem się, że wyjechała do Londynu i podjęła pracę w jednej z tamtejszych firm. On zamknął się w sobie. Stał się odludkiem. Od tej pory ani raz nie widziałem go z żadną kobietą. Kiedy ujrzałem cię obok niego na pokazie pomyślałem, że wreszcie znalazł sobie dziewczynę w dodatku zjawiskowo piękną. Niestety szybko sprowadził mnie na ziemię. Dużo rozmawialiśmy ostatnio. On nadal kocha Julię. Poradziłem mu, żeby pojechał do Londynu i spotkał się z nią. Porozmawiał i wyjaśnił. Mam nadzieję, że mu się uda i wróci stamtąd szczęśliwy.
 - On zasługuje na szczęście jak mało kto. Jest wspaniałym, porządnym facetem i świetnym szefem. Bardzo go lubię i szanuję. Będę trzymać za niego kciuki – zerknęła na zegarek. – Późno się zrobiło. Chyba pójdę się położyć. Jutro też jest dzień.
 - Masz rację. Dobrej nocy w takim razie.

Obudził ją świergot ptaków i natarczywe promienie słońca wdzierające się przez tiulowe firanki. Przeciągnęła się rozkosznie.


Po raz pierwszy od dłuższego czasu mogła powiedzieć, że porządnie się wyspała. Powietrze tutaj było całkiem inne niż w Warszawie. Rześkie i odświeżające. Spojrzała na ekran komórki wskazujący godzinę ósmą. – Dopiero ósma? Myślałam, że co najmniej dziesiąta. Wstaję. Szkoda tracić taki piękny dzień. – Wyskoczyła z łóżka i przeszła do sąsiadującej z pokojem łazienki. Z przyjemnością wzięła ciepły prysznic. Ubrała strój do opalania i cienką sukienkę na ramiączkach. Cicho zeszła na dół sądząc, że Marek i Zosia jeszcze śpią, ale z okien salonu dostrzegła Marka popijającego kawę na werandzie. Wyszła na zewnątrz i przywitała się.
 - Usiądź. Zaraz podam śniadanie. Dobrze spałaś?
 - Fantastycznie. A gdzie Zosia? Śpi jeszcze?
 - Śpi. Kocha spać tak jak tatuś. Jak się urodziła to musiałem na jakiś czas porzucić spanie i teraz nie śpię tak długo jak kiedyś, a mogłem nawet do południa. Kawa, czy herbata?
 - Kawę poproszę.
Wkrótce na stół wjechał spory kubek z kawą, talerz z kolorowymi kanapkami i kilka ugotowanych jajek.
 - Nie miałem pojęcia, jakie lubisz. Te z kropką są na twardo. Musiałem je jakoś odróżnić.
Na progu ukazała się Zosia trąc zawzięcie powieki. Marek wziął ją na ręce i przytulił.
 - Już nie mogliśmy się doczekać, kiedy wstaniesz. Chodź umyjemy się i zjesz śniadanko.

Z pomieszczenia gospodarczego Marek wywlókł dwa drewniane, solidne leżaki i ogromny, ogrodowy parasol. Przeniósł wszystko w pobliże pomostu. Z kuchni poprzynosił szklanki i napoje.
 - Ula! – krzyknął. – Zapraszam! Słońce świetne. Można się opalać. Zosia, chodź wysmaruję cię kremem. – Pomógł córce zdjąć bluzeczkę i zostawił ją w samych majtkach. Sam też pozbawił się koszuli. Starannie wcierał ochronny krem w delikatne ciało córki. Na progu domu ukazała się Ula. Przysłoniła dłonią oczy i spojrzała na Marka. – O matko, jaki on piękny… Jest taki proporcjonalny, widać, że wysportowany. Ma ciało jak młody Bóg.
Marek zauważył ją. Stał i patrzył jak majestatycznie przemierza trawnik. Była w opalaczu a przez biodra miała przewiązane pareo.
 Mój Boże ona wygląda jak anioł. Jest taka piękna, zgrabna, po prostu ideał. Wyglądasz cudownie – szepnął jej do ucha, gdy podeszła. Zarumieniła się. Nie była przyzwyczajona do komplementów.
 - Ciocia pobawisz się ze mną?
 - Oczywiście kochanie, a co chcesz robić?
 - Najpierw potaplać się w wodzie, a potem zbudować zamek z piasku.
 - W takim razie chodźmy. Założę ci tylko rękawki.
 - Ja idę z wami. Też chętnie popływam – Marek porwał Zosię na ręce i biegiem ruszył do wody. Mała piszczała i śmiała się do rozpuku.
Ula weszła ostrożnie i wolno. Ochlapała ciało wodą, co wywołało na jej skórze wykwit gęsiej skórki. Powoli zanurzyła się i popłynęła w kierunku Marka. Zmieniali się. Raz ona pływała z Zosią raz on. Mieli przy tym wiele uciechy. Ociekający wodą usiedli na leżakach. Ula wytarła Zosię i zmieniła jej majteczki. Do kubka nalała ciepłej herbaty.
 - Musisz się troszkę rozgrzać, bo woda jednak nie jest taka ciepła. Jak wypijesz pójdziemy budować zamek.
Dość leniwie mijał ten dzień. W porze obiadowej Marek zabrał je do pobliskiego zajazdu, gdzie podano pyszny obiad. Po nim znowu zalegli na leżakach.
Mimo ochronnego kremu Ula jednak się spiekła. Bolały ją ramiona. Marek przyniósł z domu jakąś tubkę i pokazał ją Uli.
 - Zawsze mam coś przy sobie na takie ewentualności. Posmaruję cię i obiecuję, że zrobię to najostrożniej jak potrafię.
Rzeczywiście jego dłonie subtelnie wcierały chłodny krem w jej spieczone ramiona. Przymknęła oczy. Mógłby ją tak masować do końca świata. On pomyślał, że ta kobieta ma delikatną skórę jak jedwab i gładzić ją, to prawdziwa przyjemność.
Wieczorem po uśpieniu Zosi znowu zasiedli na werandzie z kieliszkami wina. Początkowo siedzieli w ciszy wsłuchując się w koncert świerszczy.
 - Chciałbym cię o coś zapytać – odezwał się szeptem Marek. Przeniosła wzrok na jego twarz i spojrzała mu w oczy. – Nie będę ukrywał, że bardzo mnie pociągasz. Jesteś piękna, inteligentna i wyjątkowa. Zależy mi na tobie i byłbym szczęśliwy, gdybyś zgodziła się spotykać ze mną nie tylko okazjonalnie, ale częściej i niekoniecznie w pracy, ale poza nią.
Po prostu ją zatkało. Oto objawił się jej wywróżony, przystojny brunet. Czyżby wróżka miała jednak rację i coś w tych kartach zobaczyła? Czy ona w ogóle mogła marzyć o takim facecie, któremu żadna kobieta nie mogła się oprzeć, chociaż on nie wykazywał zainteresowania żadną z nich? Zainteresował się nią, skromną, przeciętną Ulą. Samotniczką nie z wyboru, ale z powodu zwykłego pecha. Czy to miało oznaczać koniec jej samotności? Ktoś powiedział, że nadzieja umiera ostatnia i chyba miał rację. Zalśniły jej w oczach łzy. On bardzo jej się podobał. Mimo, że słyszała o tej jego niechlubnej przeszłości tak naprawdę mało ją to obchodziło. Ona poznała go z bardzo pozytywnej strony. Był dobrym prezesem, wspaniałym ojcem i szczerym, uczciwym facetem. Był pięknym mężczyzną i pięknym człowiekiem. Nawet nie wiedziała kiedy pociekły jej łzy po policzkach.


 - Jesteś tego pewien? – wyszeptała. – Jesteś pewien, że to ja jestem tą właściwą osobą? Trochę się tego boję… Boję się, że cię rozczaruję i będzie to dla mnie bardzo bolesne.
Marek pokręcił głową.
 - To niemożliwe… Ty jesteś po prostu idealna i to pod każdym względem. Podoba mi się w tobie absolutnie wszystko. To w jaki sposób zajmujesz się Zosią, to jak odnosisz się do mnie i do innych. W życiu nie spotkałem bardziej wrażliwej i życzliwej osoby. Moja córka myśli tak samo. Przylgnęła do ciebie jak plaster i chociaż zazwyczaj jest bardzo otwarta w stosunku do innych, to nikogo nie obdarzyła tak wielkim zaufaniem jak ciebie – ujął jej dłoń i przytulił do ust. – Zgodzisz się? – ponowił prośbę.
 - Tak.
Na jego twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech. Stuknął swoim kieliszkiem w jej kieliszek.
 - Za nasze wspólne szczęście.
 - Za szczęście…


Ich pobyt dobiegł końca. W późne, niedzielne popołudnie opuszczali to piękne miejsce. Marek widział z jak wielkim żalem Ula żegna się z nim.
 - Nie martw się. Jeśli chcesz, możemy przyjeżdżać tu w każdy weekend. Nie ma problemu.
 - Naprawdę? Byłoby cudownie. Pokochałam to miejsce i tę wszechobecną ciszę. Chętnie przyjadę tu ponownie.

W poniedziałek ledwie weszła do swojego pokoju, gdy rozległ się dźwięk jej komórki. Alex prosił ją, żeby przyszła do niego.
 - Pewnie chce mi powiedzieć o tym wyjeździe – pomyślała. Nie zwlekając pobiegła schodami na piąte piętro. Nie myliła się.
 - Usiądź Ula, bo chcę ci o czymś powiedzieć – Alex usiadł naprzeciwko niej w fotelu, splótł dłonie i spojrzał jej w oczy. – Wiem, że proszę cię o kolejną, wielką przysługę, ale nie mam nikogo, kto mógłby mnie zastąpić. Chcę wyjechać na dwa tygodnie. Mogę powiedzieć, że sprawa, którą chcę załatwić zaważy na moim dalszym życiu. Tu właśnie prośba do ciebie, żebyś zastąpiła mnie na czas mojej nieobecności. Będzie ciężko i sporo pracy, ale nikt tu nie jest lepszy od ciebie i nikt z tymi obowiązkami sobie lepiej nie poradzi.


 - Nie przejmuj się. Dam radę. Marek powiedział mi o twoim wyjeździe i wiedz, że bardzo mocno trzymam kciuki za powodzenie tej sprawy. Wierzę, że wszystko ci się uda. Zobaczysz.
Febo spojrzał na nią z wdzięcznością.
 - Wiedziałem, że nie odmówisz. W życiu nie miałem przyjaciela kobiety, ale ciebie mogę tak śmiało nazwać. Bardzo ci dziękuję Ula.
 - Naprawdę nie ma za co. Jeśli pragniesz, by wszystko szczęśliwie się skończyło, bądź wobec niej przeraźliwie szczery. Nie kombinuj, tylko mów wprost, co ci leży na sercu. Kobiety lubią jasne sytuacje, lubią wiedzieć na czym stoją, nie znoszą niepewności i myślę, że ta wyjątkowa kobieta pod tym względem nie odbiega od normy. Mam nadzieję, że wrócisz odmieniony i szczęśliwy.
Oczy Alexa podejrzanie zwilgotniały. Podniósł się z fotela i przytulił Ulę do siebie.
 - Ja też mam taką nadzieję Ula. Ja też…
Wyszedłszy od niego pomyślała, że to naprawdę musi się udać. Doskonale go rozumiała i tę jego dręczącą samotność przez tyle długich lat. Podziwiała go, że nie przestał kochać Julii i nadal obdarzał ją gorącym uczuciem.
Wróciła do siebie i poinformowała dziewczyny o całej sprawie.
 - Alex wyjeżdża w interesach i wróci dopiero za dwa tygodnie. Właśnie od niego wracam. Prosił mnie o zastępstwo na ten czas i w związku z tym musicie mnie odciążyć z połowy moich obowiązków. Już rozmawiałam też z prezesem na ten temat i od niego wiem, że jeśli się postaracie dostaniecie solidne premie. Chyba warto się sprężyć, prawda? Dobrze wiecie, że nigdy nie oszczędzam na was i zawsze walczę o wysokie nagrody. Tym razem też tak będzie. Mówimy tu o kwocie w wysokości waszych pensji.
 - Serio? – Matylda uśmiechnęła się od ucha do ucha. – W takim razie zabieramy się do roboty.
 - I to właśnie chciałam od was usłyszeć. Dziękuję.