Łączna liczba wyświetleń

środa, 24 marca 2021

11 MILIONÓW ODSŁON + "STŁUCZKA" - miniaturka


KOCHANI

LICZNIK WSKAZAŁ DZISIAJ 11 MILIONÓW WEJŚĆ NA BLOG. 

LICZBA IMPONUJĄCA I PRZYPRAWIAJĄCA O ZAWRÓT GŁOWY. Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJEMY WSZYSTKIM ZARÓWNO GAJA JAK I JA, ŻE WCIĄŻ TU JESTEŚCIE, ZAGLĄDACIE, CZYTACIE I KOMENTUJECIE. TAK DUŻA LICZBA ODSŁON ŚWIADCZY TEŻ O TYM, ŻE PROWADZENIE TEGO BLOGA MA SENS I JEST DLA NAS WIELKĄ WARTOŚCIĄ WASZA NA NIM OBECNOŚĆ.

TRADYCYJNIE JUŻ Z OKAZJI OKRĄGŁEJ LICZBY NA LICZNIKU ODDAJEMY WAM DO PRZECZYTANIA MINIATURKĘ PT. „STŁUCZKA” A TUŻ POD NIĄ DZIEWIĄTY ROZDZIAŁ OPOWIADANIA”ZMANIPULOWANE ŻYCIE”.

RAZ JESZCZE NAJSERDECZNIEJ WAM DZIĘKUJEMY I ŻYCZYMY PRZYJEMNEJ LEKTURY.

Gośka i Gaja

 

„STŁUCZKA”

 

Ten facet był niesamowicie przystojny. Wysoki, barczysty z piękną twarzą i łagodnym spojrzeniem stalowo szarych oczu. Zawsze parkował w tym samym miejscu na parkingu należącym do wielkiego biurowca firmy modowej. Od kiedy ujrzała go po raz pierwszy starała się zawsze przyjeżdżać o tej samej porze, byleby tylko na niego popatrzeć. Ona od miesiąca zatrudniona była w firmie mającej siedzibę naprzeciwko domu mody. Jej firma wynajmowała kilka miejsc parkingowych od Dobrzański Fashion i szczęśliwie ona załapała się na jedno z nich.

Najczęściej widywała go samego. Podjeżdżał na parking swoim srebrnym Lexusem i wysiadał z niego rozglądając się odruchowo.

 



Czasem wraz z nim parkował jakiś blondyn. Wówczas rozmawiali chwilę a jej męski ideał uśmiechał się czarująco ukazując w policzkach dwa wdzięczne dołeczki. Na ten widok wzdychała głęboko nie przestając myśleć co zrobić, żeby go poznać i umówić się na randkę.

Okazja nadarzyła się jakiś czas później i to wcale nie rano, ale po południu, kiedy wychodziła już z pracy. Podchodząc do swojego samochodu zauważyła, że Lexus pięknego nieznajomego wciąż jeszcze stoi na parkingu. Postanowiła zaczekać. Siedząc już w samochodzie poprawiła makijaż i włosy, które i tak niesfornie powróciły na swoje miejsce. Były bardzo gęste i kręcone, ale to dodawało jedynie jej urodzie figlarności co podobało się mężczyznom.

W lusterku nad głową dostrzegła mężczyznę podchodzącego do Lexusa. Odpaliła silnik wyczekując na jego ruch. Kiedy zaczął cofać ona zrobiła to także, ale znacznie szybciej uderzając tyłem swojej Toyoty w tył Lexusa. Usłyszała brzęk szkła i była już pewna, że poszedł reflektor tylko nie wiadomo było czy jej czy jego. Mężczyzna energicznie wysiadł z samochodu. Najwyraźniej był wściekły. Wysiadła i ona. Spojrzała na rozbite szkło. To jednak jej reflektor poszedł. Natomiast Lexus miał tylko lekkie wgłębienie.

 - Oszalała pani!? Co pani wyprawia? To jazda próbna a pani dopiero co stała się szczęśliwą posiadaczką prawa jazdy? Nie patrzy pani w żadne z posiadanych lusterek?

Zadarła hardo do góry głowę i zmierzyła mężczyznę od stóp do głów.

 - No cóż… Mogłabym zadać te same pytania panu.

 - Proszę nie zwalać na mnie winy, bo ja w przeciwieństwie do pani cofałem wolno i ostrożnie. Zgodnie z przepisami – dodał zjadliwie.

Wyciągnęła do niego dłoń.

 - Anna Bugaj. Zaraz podam panu swoje namiary i zapewniam, że wyrównam panu szkody. Myślę, że nie są duże więc nie ma co wzywać policji.

Mężczyzna przykucnął przy zderzaku i przyjrzał się wgłębieniu. Faktycznie nie było za duże i tylko lakier mocniej ucierpiał, bo wgięta blacha miała sporo rys. Wyprostował się i przedstawił.

 - Marek Dobrzański. Rzeczywiście uszkodzenia są niewielkie – stwierdził już łagodniejszym tonem – i chyba pani samochód ucierpiał bardziej. Tu jest moja wizytówka. Jeśli by były jakieś problemy, proszę dzwonić. A teraz wybaczy pani, śpieszę się.

Kiedy samochód wraz z jej wymarzonym facetem zniknął z pola widzenia podniosła do oczu wizytówkę, którą jej wręczył. „Marek Dobrzański prezes Dobrzański Fashion numer telefonu…”.

 - Dobrzański, sam prezes we własnej osobie, a to niespodzianka – na jej twarzy wykwitł szeroki uśmiech. – Chyba mam szczęście.

Prosto z parkingu podjechała do swojego mechanika i zostawiła u niego samochód. Miał być gotowy za dwa dni. – To dość czasu, żeby zrobić z siebie bóstwo – pomyślała.

Nie traciła go. Marek wydawał się wart grzechu. Ona musiała też tak wyglądać. To nie było aż takie trudne, bo była młodą, atrakcyjną kobietą i jak to mówią, miała wszystko na swoim miejscu.

Jedno popołudnie poświęciła na SPA. Tam się zrelaksowała biorąc kilka zabiegów ujędrniających ciało, chociaż tak naprawdę wcale nie były jej potrzebne. Następne popołudnie, to były zakupy głównie seksownej bielizny. Od czasu stłuczki nie potrafiła myśleć o niczym innym jak o sam na sam z Dobrzańskim. Pociągał ją fizycznie więc nic dziwnego, że tak łatwo ulegała marzeniom o namiętnym seksie z nim w jedwabnej pościeli.

Dwa dni później odebrała Toyotę z warsztatu. Był piątek i pomyślała, że to dobry dzień na przypomnienie się panu Dobrzańskiemu. Z pracy wyszła dwie godziny przed końcem dniówki i ruszyła wprost do biurowca DF. Zatrzymał ją ochroniarz wypytując do kogo idzie.

 - Chcę się widzieć z prezesem Dobrzańskim. Wprawdzie nie jestem umówiona, ale za to pewna, że prezes mnie przyjmie.

Widząc, że ochroniarz łapie za słuchawkę i wybiera wewnętrzny numer rzuciła jeszcze – proszę mu powiedzieć, że przyszła Anna Bugaj.

Mężczyzna powtórzył jej słowa, ale najwyraźniej Dobrzański nie skojarzył.

 - Proszę mu powiedzieć, że to ta baba od stłuczki.

 - Teraz już wiem o kogo chodzi. Proszę ją wpuścić panie Władku.

Wjechała windą na piąte piętro rozglądając się ciekawie. Kobieta stojąca za ladą recepcji skierowała ją do gabinetu szefa. Czekał na nią. Na jej widok podniósł się i zapiąwszy guzik marynarki wyszedł zza biurka z wyciągniętą dłonią.

 - Jestem dość mocno zaskoczony pani obecnością tutaj. Miała pani jakieś problemy?

Uścisnęła mu dłoń i uśmiechnęła się wdzięcznie ukazując pełen garnitur śnieżno białych, równych zębów.

 - Problem już załatwiony. Moja Toyota dostała nowy reflektor. Przyszłam tu, bo bardzo nie lubię spraw niedokończonych a ta jest właśnie taka. Bardzo mi zależy, żeby wyrównać szkody jakie pan poniósł na skutek mojej nieuwagi i nieostrożności.

 - Bez przesady. Szkody nie były wcale wielkie. Nie ma o czym mówić. To drobiazg.

Najwyraźniej wymykał jej się z rąk i ponad wszelką wątpliwość nie miał zamiaru jej więcej oglądać. Zrozumiała to, ale za bardzo jej zależało więc usiłowała go docisnąć w nieco inny sposób.

 – Panie Dobrzański, proszę mi wierzyć, że to dla mnie bardzo niekomfortowa i bardzo niezręczna sytuacja. Dlatego proszę, żeby pan pozwolił mi się w jakikolwiek sposób zrehabilitować. Jeśli faktycznie nie chce pan zwrotu kosztów, to niech się pan przynajmniej da zaprosić na dobrą kawę. Zgodzi się pan?

 - No dobrze… A kiedy miałoby to być? Od razu uprzedzam, że dzisiaj jestem bardzo zajęty. Może jutro do południa w tej kawiarence obok?

 - Wspaniale. Zatem do jutra.

 

Sobota była słoneczna i piękna. Anna obudziła się w doskonałym nastroju i szykowała się już od rana. Mocno wycięta biała, koronkowa bluzka spod której przebijał biustonosz i krótka, opięta spódniczka ukazująca jej zgrabne, opalone nogi. Ostatni raz spojrzała na siebie w lustrze i zadowolona ruszyła do kawiarni. Marka dostrzegła z daleka. Jeszcze bardziej jej się spodobał ubrany na luzie, na sportowo. Przywitał się z nią uściskiem dłoni i podsunął jej krzesło. Był gentelmanem w każdym calu. Rozsiewał wokół siebie jakiś czar i niewątpliwy urok. Poczuła szybsze bicie serca i zrozumiała, że

zakochała się w nim na zabój. Wprawdzie zauważyła na jego palcu obrączkę a zaraz potem on sam uświadomił ją, że ma żonę i dwie córeczki w wieku czterech i dwóch lat, ale w ogóle jej to nie zraziło. – Nie ma faceta, którego nie pociągałyby wdzięki pięknej i młodej kobiety szczególnie wówczas, gdy od paru lat jest wciąż z tą samą spowszedniałą i na pewno nudną żoną.

Rozmowa była bardzo sympatyczna i im dłużej trwała tym bardziej Anna była pewna, że Marek już się jej nie wymknie. Patrzył na nią z widoczną przyjemnością i chyba nic dziwnego, bo jej wygląd powodował miłe doznania estetyczne. Może ta rozmowa nie była czystym flirtem z jego strony, ale też nie powodowała, że rozglądał się nerwowo dookoła w obawie, że natknie się na kogoś, kto go zna i nie omieszka powiedzieć o tym spotkaniu żonie. On był wyluzowany i uśmiechnięty natomiast Anna miała skurcze żołądka i wciąż czuła mocno walące w jej piersi serce.

Pożegnali się po niespełna dwóch godzinach. Marek odprowadził ją do domu, lecz propozycji wypicia na górze herbaty już nie przyjął.

 – Proszę mi wybaczyć, ale powinienem już wracać. To było bardzo miłe spotkanie i być może jeszcze kiedyś to powtórzymy. Proszę zadzwonić, jeśli będzie pani miała na to ochotę...

 

Wchodziła na górę podśpiewując pod nosem. Pomyślała, że da mu kilka dni i ponownie zadzwoni, żeby się umówić. Przez następny tydzień inwestowała w tę pierwszą prawdziwą randkę z nim. Oczami wyobraźni widziała jego i siebie w atłasowej pościeli, gdzie on delikatnie zdejmował z niej bieliznę a potem przytulał do siebie mocno i namiętnie całując jej usta. Potem kochała się z nim a po świetnym seksie oboje lądowali w pełnej piany wannie. To musiało się udać i tak właśnie wyglądać. Do tego koniecznie pyszna kolacja z owocami morza.

 

Zadzwoniła do niego w piątek proponując ponowne spotkanie, ale tym razem nie chciał przyjąć zaproszenia. Mówił, że jest bardzo zajęty, ma dużo pracy i zobowiązania wobec rodziny, Ona nie odpuszczała aż wreszcie ustąpił zgadzając się na spotkanie w tej samej kawiarence na świeżym powietrzu.

 



I tym razem stroiła się jak na ślub, chociaż ciuchy, które założyła były jeszcze bardziej prowokujące jak te poprzednie i w zasadzie nie dające mężczyźnie pola do wyobraźni. Mocny makijaż dopełnił ten wizerunek.

Do kawiarni dotarła pierwsza. Rozsiadła się przy stoliku i czekając na swoją miłość zamówiła lampkę czerwonego wina.

W końcu go ujrzała jak idzie lawirując między stolikami i trzymając na ręku młodszą córeczkę. Mała była śliczna i taka do niego podobna. Anna widząc to zamarła. Zamarła i chyba zrozumiała… Chciała uciekać, ale było już za późno. Siedziała sztywno nie mogąc wykrztusić z siebie słowa i przełykając nerwowo ślinę. Nagle poczuła się jak kompletna idiotka w tej wydekoltowanej bluzce, w tej mini, która ledwie zakrywała jej majtki i w tym wyzywającym makijażu, który sugerował w dość oczywisty sposób, że liczyła na coś więcej. Marek też to tak odebrał, ale uśmiechnął się tylko nie komentując. Kobieta, która pojawiła się tuż za nim trzymając za rękę starszą córkę uśmiechnęła się szeroko na widok Anny i przywitała się z nią. Podobnie jak Marek tak i jego żona pojęła w lot jej intencje. Anna nie mogła od niej oderwać oczu. Ta kobieta była zjawiskowo piękna, zachwycająca. Wbrew wyobrażeniom Anny o starej, nudnej żonie ta była młoda, wyjątkowo zgrabna i w dodatku wszyscy zwracali na nią uwagę.

Marek odsunął krzesło i posadził na nim córkę. Po czym przywitał się z Anną przedstawiając jej swoją żonę.

 - Pozwól Anno, to Ula moja żona, a to nasze dwa słoneczka, Emilka młodsza i Michasia starsza. Przepraszam, że przyprowadziłem na to spotkanie całą rodzinę, ale bezpośrednio po nim jedziemy do moich rodziców na cały weekend – wytłumaczył. – Poza tym Ula bardzo chciała poznać osobę, która uczciwie poczuwa się do odpowiedzialności za wyrządzoną szkodę. Oboje uważamy, że takie zachowania są dość rzadkie w dzisiejszych czasach.

 



Anna czuła się zażenowana i gdyby było to możliwe, zapadłaby się pod ziemię. Postanowiła jednak robić dobrą minę do złej gry. Była spięta, co przełożyło się na pewną nerwowość w ruchach i dziwnym, jakby wymuszonym śmiechu. Ogarnął ją nienaturalny dla niej słowotok, którym chciała zagłuszyć myśl, że oto wyszła na kompletną kretynkę. Zrozumiała, że może nieświadomie żona Marka udzieliła jej lekcji pokory. A Marek? Marek, z którym miała przeżyć najbardziej namiętną noc w swoim życiu patrzył na swoją piękną żonę wzrokiem pełnym miłości i uwielbienia. Wzrokiem, który mówił, że ona jest tą jedną, jedyną i inne nie mają u niego najmniejszych szans.

 

Dobrzańscy dopili swoje kawy i wstali od stolika chcąc się pożegnać.

 - Musimy już jechać. Było nam bardzo miło panią poznać – Ula uścisnęła jej dłoń. – Życzymy pani powodzenia.

Anna ledwie wybąkała słowa pożegnania. Przy Uli, ślicznej, otwartej i uśmiechniętej dziewczynie czuła się jak kobieta w ciężkiej depresji. Oni odeszli a ona jeszcze długo siedziała przy stoliku sącząc czerwone wino i przetrawiając własną porażkę.

Powoli uspokajała się. Następnego dnia usunęła numer Marka ze swojego telefonu i podarła na małe kawałki jego wizytówkę. Uznała, że ten kontakt nie będzie jej już potrzebny, bo u Marka nie ma żadnych szans. Zazdrościła Uli. Marzyła, żeby kiedyś poznać człowieka, który w podobny sposób jak Marek patrzyłby na nią z oddaniem i miłością. Dostała dobrą lekcję, o której długo nie zapomni. Następnym razem na pewno sprawdzi, czy ma w ogóle jakieś szanse na miłość.

 

K O N I E C

ZMANIPULOWANE ŻYCIE - rozdział 9

 ROZDZIAŁ 9

 

Przywitała się z Agatą i włączyła komputer. Przyjaciółka od razu zwróciła uwagę na jej zapuchnięte oczy.

 - Płakałaś?

 - Wiesz kogo spotkałam na Śniadeckich? Dąbrowską. Nie mam pojęcia, co ona robiła w tym miejscu, ale trzeba przyznać, że pechowo zaczął mi się ten dzień. Nie pozwoliła mi przejść, tylko wyrzucała z siebie słowa krytyki, jaka to ja jestem wyrodna córka, że zostawiłam matkę bez środków do życia i teraz zmuszona jest żebrać. Domagała się, żebym powiedziała jej gdzie mieszkam i pracuję. Wyobrażasz sobie? Gdybym jej powiedziała, jutro matka zawitałaby w F&D.

 - Okropne babsko. Nie przejmuj się nią i jej gadaniem. Zrobiłaś dobrze, że uciekłaś stamtąd. Nawet terapeutka ci to powiedziała. A co załatwiłaś w urzędzie?

 - Musiałam złożyć wniosek. Odpowiedź ma przyjść do miesiąca. Mam nadzieję, że będzie pozytywna. Koniecznie muszę pogadać z Alexem i powiedzieć mu, co załatwiłam w domu maklerskim.

  

Dni mijały. Ula miała już za sobą kilka wizyt u doktor Szydłowicz i wydawała się bardziej otwarta, opanowana i nie tak bardzo spięta. Te zmiany w jej zachowaniu były ledwie dostrzegalne, ale cieszyły Agatę.

Odpowiedź na wniosek, która przyszła z urzędu w sprawie ojca nie dawała zbyt wielkich nadziei. Znaleziono dwie osoby o nazwisku Józef Cieplak, ale tylko jedna posiadała adres. Pojechały tam z Agatą. Okazało się jednak, że to nie ojciec Uli. Trochę się tym podłamała, ale Agata zapewniła ją, że na pewno w końcu coś ustalą.

 - Nie odpuścimy Ula. Jemu przez te wszystkie lata też było ciężko. Zakaz widywania cię był ciosem, z którym pewnie nie potrafił się pogodzić. On jeden kochał cię nad życie. Wielu rzeczy nie wiesz lub nie pamiętasz, a może było tak, że jednak przyjeżdżał, pamiętał o świętach i urodzinach a twoja matka skutecznie uniemożliwiała mu spotkania z tobą? Teraz wiemy przecież jaka z niej manipulantka i że zdolna jest do wszystkiego. W głowie się nie mieści jak można dziecko odseparować od rodzica i pielęgnować w nim do niego nienawiść.

Sprawę ojca i tak trzeba było odłożyć. Powoli zaczęły przygotowywać się do wrześniowego pokazu. Był wprawdzie dopiero środek lipca, ale koszty musiały zacząć liczyć już. Były obie mocno zapracowane chociaż weekendy Agata spędzała w towarzystwie Alexa, a Ula siedziała najczęściej w domu. Kilka razy udało się Markowi wyciągnąć ją na niedzielny spacer do Łazienek, bo oboje lubili ten park. O ile związek Agaty i Alexa rozwijał się doskonale, tak relację między Ulą i Markiem trudno było nazwać związkiem. Na pewno ufała mu bardziej niż na początku, ale nie na tyle, żeby opowiadać mu o swoim poprzednim życiu. Tak naprawdę wstydziła się tego życia, chociaż to przecież ona była ofiarą.

 

Był piątek. Obie stawiły się w pracy punktualnie. Agata jak zwykle podeszła do recepcji chcąc odebrać pocztę, lecz Ania powiadomiła ją, że Marek już jest, i że ją zabrał. Drzwi od jego gabinetu były szeroko otwarte. On sam siedział za biurkiem a na jego blacie zajął miejsce Sebastian.

 



Jak zobaczyli wchodzące dziewczyny podnieśli się ze swoich miejsc i przywitali z nimi.

 - Dobrze, że już jesteście, bo mamy dla was propozycję nie do odrzucenia – odezwał się Marek nieco tajemniczo. – Pozwólcie tu obie. Właśnie planujemy wypad na weekend do Nieporętu nad Zalewem Zegrzyńskim. Byliśmy tam już kilka razy i naprawdę jesteśmy zachwyceni. Nocowaliśmy w hostelu położonym tuż przy plaży. Zaraz obok jest marina i wypożyczalnia sprzętu żeglarskiego. Sprawdziliśmy pogodę i wiemy, że ma być świetna. Co wy na to? Alex oczywiście jest chętny. Pojechalibyśmy w szóstkę, bo dołączyłaby do nas Violetta, dziewczyna Sebastiana. Chyba nie znacie jej jeszcze. Jest asystentką Pauliny i w związku z jej nieobecnością ma sporo roboty i chyba dlatego tak rzadko ją widać.

 - Pomysł na pewno bardzo dobry – odezwała się Agata. – Ja chętnie pojechałabym. Tobie Ula też przydałby się taki oddech, bo harujesz jak dzika mrówka.

 - Ale co ja będę tam robić? Nawet pływać nie umiem.

 - Nauczymy cię - Marek rozciągnął usta w szerokim uśmiechu co spowodowało wykwit na jego policzkach tych wdzięcznych dołeczków. – To świetna okazja. Poza tym można się będzie wylegiwać na leżaku, trochę opalić, popływać łódką i zjeść coś dobrego z grilla. Naprawdę będzie fajnie.

 - No dobrze… Przekonałeś mnie – Ula uśmiechnęła się nieśmiało. – Czyli wyjazd jutro?

 - Wyjazd jeszcze dzisiaj. Wychodzimy z pracy wcześniej, bo około trzynastej. Ja odwożę was do domu, pakujecie się i o piętnastej przyjeżdżamy po was razem z Alexem. Z Sebą i Violą spotkamy się na miejscu.

 



Marek wraz z Alexem weszli do mieszkania dziewczyn, by pomóc im z bagażami. Nie były zbyt ciężkie, bo zawierały tylko niezbędne rzeczy na trzy, a właściwie to na dwa dni pobytu. Do Nieporętu zajechali bardzo szybko, bo trasa liczyła zaledwie trzydzieści sześć kilometrów. Na parkingu czekał już na nich Sebastian z Violettą, której przedstawiono Ulę i Agatę.

 - Weźmiemy dwa pokoje trzyosobowe – Marek ze swoim bagażem już podążał w kierunku recepcji. – Rozpakujemy się i może pójdziemy na jakiś spacer, albo weźmiemy kajaki. Zobaczymy. Wieczorem rozpalamy grill. Zbiórka za pół godziny. Dziewczyny ubierzcie stroje kąpielowe tak na wszelki wypadek.

 

Zdecydowali się jednak na kajaki wypożyczając trzy. Marek wyszedł z założenia, że skoro dziewczyny przyjechały nad wodę, to niech przynajmniej z niej skorzystają. Podzielili się na pary. Marek wyjął z kajaka dwa kapoki i podał jeden z nich Uli przy okazji taksując ją od stóp do głów. Była szczupła. Szczuplejsza od Agaty i niesamowicie proporcjonalna. Zgrabne nogi, wąskie biodra i talia, a także niewielkie piersi odcinające się pod kostiumem.

 



Wyglądała cudnie a wiejący znad zalewu wiatr rozwiewał jej włosy i tylko te oczy jak dwa błękitne, ogromne diamenty wciąż błyszczały smutno. Marek westchnął ciężko. Dałby wiele za jeden jej spontaniczny uśmiech. Pomógł jej zawiązać kapok i podał rękę, żeby mogła wsiąść do kajaka.

 - Trochę się boję – szepnęła cicho. – Nigdy nie pływałam na żadnej łódce. - Spojrzał jej w oczy.

 - Nie obawiaj się, bo ja nigdy bym nie dopuścił, żeby miała stać ci się krzywda. Popłyniemy wolno. To taki spacerek na wodzie. Rozluźnij się więc i spróbuj cieszyć tą przejażdżką, bo będzie naprawdę przyjemna.

Taka okazała się w istocie. Wszystkie kajaki płynęły obok siebie. Śmiano się i żartowano. Ula odprężyła się i nawet sama rzuciła jakiś żart. To było przemiłe doświadczenie. Po ponad godzinie wyciągnięto kajaki na brzeg. Dziewczyny poszły się przebrać, a męska część wycieczki zajęła się przygotowaniem grilla. Ośrodek posiadał swój własny, zadaszony na wypadek deszczu. Była tu też podpałka i inne akcesoria. Alex wyjął z torby kiełbaski i naciął wszystkie. Znalazła się solidna porcja wędzonego boczku i kupiona zapeklowana karkówka. Marek pokroił pieczywo i wyciągnął termosy z gorącą herbatą, które przygotowano mu w tutejszej kuchni. Sebastian pilnował ognia. Kobiety zjawiły się po kilkunastu minutach. Dziewczyna Olszańskiego była chyba najbardziej spontaniczna z całej trójki. Urodziwa blondynka o słowiańskiej urodzie i trochę zwariowana, zawojowała zupełnie serce Sebastiana. Usiadła przy stole rzucając jakby od niechcenia.

 



 - Chłopaki o dwudziestej pierwszej zaczyna się potańcówka. Macie ochotę?

 - My mamy, – odpowiedział za Alexa Marek i mrugnął do niego porozumiewawczo – ale nie wiem, czy nasze panie nie są zbyt zmęczone.

 - Pójdziemy. Oczywiście, że pójdziemy. Raczej nie mamy okazji chodzić na takie imprezy. Trzeba korzystać, prawda Ula? – Agata spojrzała na przyjaciółkę siedzącą obok i delikatnie szturchnęła ją łokciem. Ta przytaknęła bezwiednie głową, chociaż już zaczęła się martwić, czy podoła, bo tak naprawdę to nigdy w życiu nie była na żadnej potańcówce i nikt nigdy nie nauczył ją tańczyć.

Kiełbaski już się dopiekały podobnie jak karkówka i boczek. Marek nakładał na papierowe tacki plastry podpieczonej cebuli, kawałki papryki i kolby kukurydzy. Obok kładł po kiełbasce i solidnej porcji mięsa.

 - Smacznego dziewczyny. Tu jest pieczywo a ja zaraz rozleję herbatę do kubków.

Porcje były ogromne, ale wszystko tak smaczne, że Ula i Agata niewiele zostawiły na swoich talerzach.

 - Teraz to już przesądzone – jęknęła ta ostatnia. – Musimy iść na tę dyskotekę i wytrząść z siebie te ogromne porcje. Ja ledwie się ruszam.

 - Ja cię rozruszam – zachichotał Alex. – To będzie świetne zakończenie tego dnia.

 

Ula otworzyła oczy i nieco zdezorientowana rozejrzała się po pokoju. Zobaczyła śpiącą Agatę i Violettę, co uspokoiło ją i przywróciło pamięć o tym, gdzie jest. Wczorajszy wieczór okazał się istnym szaleństwem. Ona początkowo nieśmiała nadrabiała w tańcach całe swoje życie a gorliwie pomagał jej w tym Marek. Jak tylko weszli pod ogromną wiatę służącą za parkiet przyznała mu się, że nigdy nie tańczyła, ale Dobrzańskiego wcale to nie zraziło.

 - Po prostu wsłuchaj się w melodię i rytm. Nogi same cię poniosą. Teraz jest wolny kawałek. Spróbujemy? – podał jej ramię i powiódł na środek. Prowadził znakomicie a ona nie mogła się nadziwić skąd wie jak za nim nadążyć, jak dotrzymać mu kroku i że taniec jest naprawdę przyjemny. – To intuicja – pomyślała. – Mam intuicję w tańcu

Marek przyciągnął ją do siebie zanurzając twarz w jej włosy. Były takie miękkie, gęste i puszyste. Chłonął ich ziołowy zapach, upajał się nim jak narkotykiem. Wtulona w jego ramię Ula pomyślała, że on ma najbezpieczniejsze ramiona na świecie. Mogłaby tak trwać w nich i trwać i nigdy nie byłoby jej dość. Jego ramiona odgradzały ją od zewnętrznego świata, dawały oparcie i siłę. Te doznania były nowe, nieznane. Nigdy wcześniej nie czuła czegoś podobnego przy mężczyźnie. - Przy jakim mężczyźnie Ula? Przecież nigdy żadnego nie miałaś. Marek kiedyś zaoferował mi przyjaźń i mówił, że z czasem chciałby być dla mnie kimś więcej. Czy to właśnie znaczy „więcej” to miłe przytulenie, czuły dotyk na policzku i jego twarz ukryta w moich włosach?

 - Zakochałem się w tobie Ula – usłyszała jego szept i zamarła. Oderwał się od niej i z przejęciem popatrzył jej w oczy. – Chcę być twoim przyjacielem. Myślę, że już nim jestem, ale jednocześnie chcę być kimś więcej. Czy mam jakieś szanse?

 - Możemy stąd wyjść? – zapytała nieco wystraszona. - Na chwilę…

Złapał ją za rękę, zaciągnął na alejkę biegnącą do mariny i usadził na jednej ze stojących tam ławek. Sam usiadł obok nie wypuszczając jej dłoni.

 - Jeżeli ktokolwiek ma szanse, to tylko ty – odpowiedziała cicho. – Nie zrozum mnie źle, ale ja nigdy jeszcze nie byłam w związku. Nigdy nie miałam chłopaka, bo nigdy nie byłam atrakcyjna. Sam mówiłeś, że pamiętasz ze studiów Ulę Cieplak, skromną, biednie ubraną dziewczynę. To właśnie prawdziwa ja nie dlatego, że tego chciałam, ale dlatego, że musiałam. Na razie nie mogę powiedzieć ci nic więcej, bo to jeszcze nie ten czas, a ja nie jestem gotowa. Na pewno nie jesteś mi obojętny, chociaż kompletnie nie potrafię nazwać tego, co do ciebie czuję. Lubię cię i uwielbiam z tobą pracować. Ja wiem, że to wszystko za mało i że oczekujesz czegoś więcej. Nie mam pojęcia jak potoczy się moje życie, bo sporo jest do nadrobienia, ale myślę, że jestem na dobrej drodze i jeśli wykażesz trochę cierpliwości, niewykluczone, że odwzajemnię twoje uczucie. Bardzo ci za nie dziękuję – zadrżał jej głos i zaszkliły jej się oczy. – Nawet nie wiesz jak dobrze się poczułam. To taka trochę terapia wstrząsowa, ale bardzo miła i przyjemna. Nie przypuszczałam, że ktoś może mnie pokochać.

 - To nie przelotny kaprys ani miłostka - wyszeptał. - To uczucie bardzo silne i jestem go pewien w stu procentach, bo nie można pomylić go z czymś innym. Nie płacz już. Mieliśmy się bawić. Wytrzyj więc swoje cudne oczy i wracajmy do towarzystwa.

Zeszli z parkietu o północy. Ula wybawiła się jak nigdy w życiu tańcząc z Alexem i Sebastianem a najwięcej z Markiem, od którego trudno było jej się oderwać. Jutro mieli się poddać błogiemu lenistwu na leżakach.