Łączna liczba wyświetleń

środa, 27 grudnia 2023

"SPOTKANIE PO LATACH" - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7

 

Już nie mógł się doczekać tej wizyty. To podekscytowanie nie pozwalało mu się skupić przez całą dniówkę. Godzinę przed jej końcem wyszedł z biura i postanowił jeszcze kupić małej jakiś prezent. Nie chciał jechać z pustymi rękami. Nie miał pojęcia w czym gustują małe dziewczynki, a zwłaszcza jego córka więc zdał się częściowo na instynkt, a częściowo na sugestie ekspedientki, która poleciła mu całkiem sporą lalkę z wmontowanym urządzeniem mówiącym. Mijając kwiaciarnię wszedł i do niej zaopatrując się w bukiet herbacianych róż.

 


Zanim ruszył ustawił jeszcze GPS, żeby nie błądzić. Za minutę szesnasta nacisnął przycisk domofonu i po chwili usłyszał jego brzęczenie. Z treści sms-a wiedział, że to ostatnie piętro. Denerwował się. Pragnął, żeby ta wizyta naprawdę się udała, a Pola przekonała się do niego.

Wysiadł z windy i od razu zauważył otwarte drzwi, a w nich Ulę z małą. Uśmiechnął się uszczęśliwiony.

 - Witajcie, moje kochane dziewczyny – wyrzucił z siebie półgłosem. – To dla ciebie Ula, a to dla mojej kochanej córeczki – przykucnął przed małą wręczając jej wielkie pudło. Pola podeszła i zarzuciła mu ręce na szyję.

 - Dziękuję, tatusiu. Nie chciałam żadnych prezentów. Chciałam tylko, żebyś przyjechał i z nami był.

 - Ja też niczego bardziej nie pragnąłem. Od teraz wszystko się zmieni. Obiecuję.

 - Wejdźmy do środka. Zapraszam. Tu możesz powiesić płaszcz – Ula wskazała na wieszak. – Trafiłeś bez problemu?

 - Najmniejszego…

Pola schwyciła go za rękę ciągnąc do salonu.

 - Pokażemy ci nasze mieszkanko. Mamusia sama je urządzała. Najładniejszy jest mój pokoik.

Pola mówiła o pomieszczeniach zdrobniale, ale on już na pierwszy rzut oka ocenił, że to wielki lokal urządzony nowocześnie i ze smakiem. Kiedy obejrzał już wszystko i zasiadł przy stole, Ula natychmiast zaczęła podawać obiad. Z przyjemnością wciągnął w nozdrza te boskie aromaty.

 - Już nie pamiętam kiedy jadłem prawdziwy, domowy obiad. To musiało być strasznie dawno. A wracając do mieszkania, to jest naprawdę imponujące i pięknie urządzone, a jednak zastanawiam się, czy nie wolałaś kupić domu? W końcu sama wychowałaś się w domu jednorodzinnym…

 


 - Nie miałam takich zakusów, choć to też była jakaś alternatywa. Wolałam blok. Tu nie muszę się martwić o nic, na przykład o opał, jakiś koks, czy coś… Tata przed każdą zimą musi kupować i tak było od zawsze. Wprawdzie tata chciał, żebyśmy zostały w Rysiowie, bo mamy tam swój pokój, ale nie zamierzałam mu siedzieć na głowie.

 - Dziadek wyremontował cały dom – wtrąciła się Pola. – Teraz jest ładnie. Nasz pokoik też jest ładny, prawda mutti?

 - Prawda.

 - Der Vati, a dlaczego tak długo cię nie było?

Ula zmartwiała. Wiedziała, że nie zamknie córce ust i obawiała się z jej strony pytań tego rodzaju. Jednak nic nie mogła zrobić, bo jej dziecko było rezolutną i ciekawską pięciolatką. Marek pogładził małą po głowie.

 - Najpierw nie wiedziałem, że się urodziłaś. Mama była bardzo daleko ode mnie i nie mieliśmy kontaktu. Potem przeniosłyście się do Niemiec, a ja nadal nie miałem pojęcia, że jesteś na świecie. Na szczęście niedawno mama i ja spotkaliśmy się tu w Polsce i zapewniam cię, że już nigdy nie dopuszczę do sytuacji, żebym miał was stracić z oczu. Bardzo bym chciał cię lepiej poznać i jeśli się zgodzisz, chciałbym zabierać cię w różne, ciekawe miejsca. Mam nadzieję, że i mama nie będzie miała nic przeciwko temu.

 - Oczywiście, że nie. Mówiłam ci przecież, że nie mam zamiaru zabraniać ci kontaktów z Polą.

 - Dziękuję. To dla mnie naprawdę ważne. Pomyślałem nawet, żeby wziąć urlop do końca tygodnia i codziennie robić jakieś wypady za miasto. Mam do nadrobienia ponad pięć lat, Ula…

Zadzwoniłbym do ojca i poprosił go o zastępstwo na te kilka dni. Seba na pewno pomoże, bo ojciec trochę narzeka na serce, choć ostatnio jakby mniej. A może mi się tylko tak wydaje, bo nie mam z nim częstych kontaktów? W każdym razie zapytam. Może i ty wybrałabyś się z nami? Jest wprawdzie październik, ale pogoda dosyć ładna. Trzeba to wykorzystać. Pomyślałem nawet, żebyśmy wybrali się do Kampinosu.

 - Co to Kampinos? – zapytała Pola.

 - Kampinos, to taki rezerwat przyrody. Sporo tam lasów mieszanych i bagien. Żyją też tam łosie, sarny, dziki, a nawet bobry. Niestety nie będziemy mogli ich zobaczyć, ale możemy podziwiać inne rzeczy. Wybierzemy sobie jakiś łatwy szlak i obejrzymy kilka atrakcyjnych miejsc. To co, Ula, pojedziesz z nami?

 - Mogłabym pojechać. Nigdy tam nie byłam.

 - W takim razie podjadę po was jutro o dziesiątej.

Ta pierwsza wizyta skończyła się dość późno, bo Pola chciała, żeby ojciec poczytał jej przed snem, a kiedy usnęła, Marek rozmawiał jeszcze z Ulą. Dotarłszy na Sienną wykonał telefon do seniora. Krzysztof trochę się zdziwił usłyszawszy w słuchawce głos syna i pytanie o zdrowie.

 


 - Dobrze się czuję. Nie narzekam – brzmiała odpowiedź.

 - Muszę wziąć kilka dni wolnego, a konkretnie do końca tygodnia. Mam do załatwienia coś bardzo ważnego dla mnie, dlatego dzwonię z pytaniem, czy byłbyś w stanie zastąpić mnie przez ten czas. Sebastian pomoże…

 - Nie ma sprawy. W domu i tak nudzę się jak mops. Chętnie odwiedzę firmę.

 - Dziękuję, tato. Naprawdę to doceniam.

 

Następnego dnia wstał dość wcześnie i wcześnie wyszedł z domu. Zapakował do bagażnika przenośny grill i dwa duże termosy zawierające herbatę i kawę. Po drodze wstąpił jeszcze do prywatnej jatki zaopatrując się w niej w dobrego gatunku kiełbaski, a w warzywniaku wybrał kilka papryk i parę kolb kukurydzy. Zadzwonił do Uli, że będzie u nich za dziesięć minut i że mogą już schodzić.

To była prawdziwa wyprawa. Zostawili samochód na parkingu, a sami posługując się mapą powędrowali jednym ze szlaków. Koło trzynastej zatrzymali się w specjalnym miejscu, w którym można było rozpalić ognisko lub grill i spokojnie napić się kawy. Pola była zachwycona i nie odstępowała taty na krok.

Wrócili do domu dobrze po osiemnastej. Mała była zmęczona. Ula wykąpała ją i położyła do łóżka. Marek przysiadł na jego brzegu gładząc ciemne włosy dziewczynki.

 - A jutro gdzie pojedziemy? - zapytała sennym głosem. Marek uśmiechnął się i pochyliwszy ucałował jej policzek.

 - Coś wymyślimy, a teraz śpij dobrze. Dobranoc, kochanie.

 

Od tej pory Marek ciągle gdzieś zabierał swoje dziecko. Uczył się bycia odpowiedzialnym ojcem i uczył się kreatywności. Było więc kino, teatrzyk kukiełkowy i teatr dla dzieci. Często były wypady w plener, które oboje lubili najbardziej. Włóczyli się wtedy po nadwiślańskich łąkach obserwując przyrodę i zachodzące w niej zmiany.

 


Pola coraz silniej związana była z Markiem i coraz częściej zadawała Uli pytanie „dlaczego tata z nami nie mieszka”? To nie było jedyne pytanie, bo dziewczynkę chyba zaczęła męczyć taka sytuacja, że tata wciąż do niej dojeżdża. Były więc pytania z gatunku: „Mamusiu, a ty nie chcesz, żeby tatuś zamieszkał z nami”?, „Kochasz tatusia? Jeśli tak, to dlaczego nie chcesz, żeby został twoim mężem”?

Ula nie wiedziała, jak ma się opędzać od tych pytań córki. Czasami udawało jej się zbywać małą jakimiś wykrętami, ale najczęściej musiała się nieźle gimnastykować, żeby zaspokoić ciekawość dziewczynki. Co znamienne, mała zadawała takie same pytania Markowi, który podobnie, jak Ula nie wiedział, jak z tego wybrnąć.

Którejś wiosennej soboty wybrali się do Łazienek. Pola pobiegła zaraz nad jeziorko pokarmić kaczki, a Ula i Marek usiedli nieopodal na ławce przyglądając się poczynaniom dziewczynki. Po dłuższej chwili milczenia Marek ujął dłoń Uli i złożył na niej delikatny pocałunek.

 - Jestem bardzo szczęśliwy – wyszeptał. – Moje życie wreszcie nabrało sensu. Byłoby jeszcze pełniejsze, gdybyś zechciała wyjść za mnie. Wiesz, że kocham cię całym sercem. Pola zadaje bezustannie niewygodne pytania, a ja już sam nie wiem, co mam jej odpowiedzieć.

Ula uśmiechnęła się lekko.

 - Mam to samo. Jest dociekliwa i nie odpuszcza.

Marek sięgnął do wewnętrznej strony marynarki wyciągając z niej czerwone puzderko. Otwarł wieczko i podsunął w stronę Uli.

 - Ula, jeśli i w tobie uczucie do mnie nie wygasło, stwórzmy pełnoprawną rodzinę. Jeśli nadal mnie kochasz, zostań moją żoną. To naturalna kolej rzeczy, a ja bez was już nie potrafię żyć, bo jesteście dla mnie całym światem – wyjął z pudełka pierścionek czekając aż coś powie. Zaczął się niepokoić, gdy dłuższą chwilę milczała. W końcu jednak podsunęła mu palec mówiąc, że na tę chwilę czekała całe życie, a jej miłość do niego nie wypaliła się mimo tych długich lat spędzonych osobno.

 - Trzeba powiedzieć Poli. Ona będzie najbardziej szczęśliwa, że się pobierzemy.

Marek pochylił się wyciskając na ustach Uli delikatny pocałunek.

 - Dziękuję, że się zgodziłaś. To jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu. Zawołajmy małą. Niech i ona się dowie.

Pola przybiegła natychmiast, jak tylko usłyszała swoje imię. Ula usadziła ją na ławce mówiąc:

 - Tata właśnie poprosił mnie o rękę. Marzyłaś, żeby został moim mężem i zamieszkał z nami, prawda? No więc teraz to marzenie się spełnia.

 - Naprawdę? – Oczy dziewczynki niemal wyszły z orbit. Objęła ich oboje za szyję. – Nawet nie wiecie, jak bardzo was kocham.

Marek zerwał się z ławki i podniósł ją do góry.

 - Ależ wiemy. My także kochamy cię najmocniej na świecie.

 



 

piątek, 22 grudnia 2023

ŚWIĘTA AD 2023R GRUDZIEŃ


 KOCHANI

ŻYCZYMY WAM PIĘKNYCH ŚWIĄT W RODZINNYM GRONIE I SAMYCH DOBROCI NA ŚWIĄTECZNYM STOLE. NIECH WAM SIĘ DARZY.

GOŚKA I GAJA

środa, 20 grudnia 2023

"SPOTKANIE PO LATACH" - rozdział 6

ROZDZIAŁ 6

 

Popatrzył z miłością w jej oczy gładząc jej dłoń. Wyraźnie był poruszony.

 - Myślisz Ula, że moglibyśmy jeszcze spróbować być razem? – zadał to pytanie z wielką obawą w głosie. Wciąż nie był pewny, czy ona nadal coś do niego czuje. Nie wyszła za mąż, nie pokochała nikogo więc może jest jeszcze nadzieja? – Mamy piękną córkę, a ja bardzo chciałbym ją poznać oczywiście, jeśli się zgodzisz…

 


 - Nie wiem, czy moglibyśmy być razem. Zmieniliśmy się i nie jesteśmy już tacy, jak kiedyś. Z Polą nie zabronię ci kontaktów. Masz prawo ją widywać, choć do niedawna miałam inne zdanie na ten temat, bo sądziłam, że masz dzieci z Pauliną i taki dodatkowy balast nie jest ci potrzebny. Muszę ją jednak uprzedzić, że pojawisz się w jej życiu, bo ona nic o tobie nie wie, choć coraz częściej dopytuje o ciebie. Jeśli uznam, że jest gotowa, wówczas dam ci znać. Numer telefonu masz ten sam?

 - Nie zmieniałem go. Bałem się, że jeśli to zrobię, a ty zechcesz zadzwonić, nigdy nie będziemy mieć możliwości, żeby porozmawiać. A ty? Zmieniłaś numer?

Uśmiechnęła się kręcąc głową.

 - Nie… Lubiłam czasami odsłuchiwać wiadomości od ciebie i chyba dlatego pozostałam przy tym starym. Mówiłeś, że na otarcie łez zostawiłeś Paulinie dom. To gdzie teraz mieszkasz?

 - Wynajmuję mieszkanie na Siennej. Jest niewielkie, bo to tylko kuchnia otwarta na salon i sypialnia, ale dla mnie samego to oaza spokoju i miejsce nie obarczone dręczącymi wspomnieniami. Dzięki niemu trochę odżyłem. A twoje mieszkanie gdzie jest?

 - Mieszkam na Solcu blisko Mostu Poniatowskiego i mam widok na Wisłę. Często tam spacerujemy. Pokazuję Poli różne ciekawostki, a przede wszystkim szlifuję z nią język polski. Do tej pory posługiwała się niemieckim, choć w domu rozmawiałam z nią wyłącznie po polsku. Ma jednak twardy akcent i zdarza się jej jeszcze mieszać oba języki, ale generalnie jest coraz lepiej – zerknęła na zegarek. – Strasznie późno. Obiecałam tacie, że wrócę na obiad. Jak przyjechałyśmy do Polski on pytał mnie, czy pójdę do F&D powiedzieć ci o dziecku. Uważał, że powinieneś wiedzieć. Nie chciałam iść. Bałam się konfrontacji z tobą. Teraz myślę, że dobrze się stało, że wpadliśmy na siebie i porozmawialiśmy. Chyba poczułam ulgę.

 - Ja także. Dzisiaj jest mój szczęśliwy dzień. Nie dość, że spotkałem ciebie, to jeszcze okazało się, że mam dziecko. To wspaniała świadomość, Ula. Najlepsza. Już nigdy w życiu nie chciałbym tracić z tobą kontaktu i nigdy w życiu nie chciałbym tak tęsknić. To, jak choroba, która zżera człowieka od środka.

 - Nie stracisz. Obiecałam ci przecież, że zadzwonię i umówimy się. A teraz muszę już naprawdę jechać.

 - Odprowadzę cię i pomogę z tymi zakupami. Ty weź wózek, a ja poniosę te ciężkie siatki. Gdzie zaparkowałaś?

 - Niedaleko głównego wejścia. Nie chciało mi się wjeżdżać na kryty parking.

Pomógł powkładać jej zakupy do bagażnika. Stanął jeszcze przed nią ujmując jej dłonie i przyciskając je do ust.

 - Zawsze sprawiałaś, że czułem się przy tobie szczęśliwym człowiekiem i teraz też tak jest. Mam jeszcze małą prośbę. Czy mogłabyś mi dać zdjęcie Poli? Ty masz ją na co dzień ja, przynajmniej dopóki jej nie poznam, będę mógł patrzeć na jej zdjęcie.

Bez słowa wyciągnęła z portfela fotografię córki i podała mu ją.

 - Myślę, że wkrótce zrobię wam tyle zdjęć, że nie starczy ci miejsca, by je wszystkie pomieścić. Jeszcze dzisiaj z nią porozmawiam. Uważam, że powinna poznać cię jak najszybciej, dlatego nie będę zwlekać. Trzymaj się i czekaj na mój telefon.

 - Do zobaczenia, Ula… Kocham cię – dodał ciszej.

Tych ostatnich słów już nie słyszała, bo szybko wślizgnęła się do wnętrza samochodu Pomachała mu przez szybę i ruszyła w stronę Rysiowa. Marek stał jeszcze wciąż niedowierzając, że to spotkanie odbyło się naprawdę, a on nie cierpi na żadne urojenia.

 


Wjechała na niewielki podjazd przez szeroko otwartą bramę i zatrzymała samochód. Zanim wysiadła zmaterializował się przy nim Jasiek, a po chwili dołączyła Betti z Polą. Mała od razu wyrwała się do matki.

 - Mamusiu, tak długo cię nie było. Kupiłaś mi coś?

 - Kupiłam twoje ulubione soczki, makaroniki i inne ciasteczka. Zaraz wszystko rozpakujemy. Pomóżcie mi. Betti weź reklamówki ze słodyczami, a ty Pola zabieraj papier toaletowy i ręczniki papierowe, bo to lekkie. Ja z Jaśkiem zabiorę resztę.

Na progu ukazał się Józef i przeraził się ilością tych zakupów.

 - Córcia, na co aż tyle… - powiedział swoim zwyczajem.

 - To na cały tydzień, tato. Nie zapominaj, że tu są i dla mnie zakupy. Koniecznie trzeba zrobić porządek z mięsem i jak najszybciej włożyć je do lodówki.

Kiedy została w kuchni sama z ojcem, opowiedziała mu o niespodziewanym spotkaniu z Markiem. Opowiedziała mu właściwie cały przebieg rozmowy. Józef tylko kręcił głową i mruczał – nie miał szczęścia chłopak, nie miał szczęścia…

 - Sam rozumiesz, że w obliczu tego, czego się od niego dowiedziałam, nie mogłam nie powiedzieć mu o Poli. Był naprawdę wzruszony. Bardzo chce ją poznać i mieć z nią kontakt. Obiecałam mu to, ale wcześniej muszę pogadać z małą i uprzedzić ją o jego wizycie. Na szczęście nie jest ani nieśmiała, ani wstydliwa więc myślę, że dobrze przyjmie wiadomość, że ma tatę.

 - O to jestem dziwnie spokojny. Coraz częściej o niego pyta.

 

Po obiedzie zabrała córkę do pokoju mówiąc jej, że ma jeszcze coś dla niej. Z reklamówki wyciągnęła blok rysunkowy i mnóstwo kolorowych kredek.

 - Zazdrościłaś Betti, że tak ładnie rysuje więc tu masz blok i kredki, żeby też narysować mi coś ładnego.

 - A co? – na widok kredek małej roziskrzyły się oczy.

 - No, nie wiem. Pomyśl, co widziałaś ładnego i spróbuj to narysować.

Pola podskoczyła radośnie i wyrzuciła podniecona – pamiętasz mutti Botanischer Garten Grugapark w Essen? Pamiętasz, jak oglądałyśmy pelikany nad tym małym jeziorkiem? Narysuję je. – Rozłożyła się na małym stoliczku sama siadając na podłodze.

 


Ula przyglądała jej się z czułością. Dopiero ją urodziła, karmiła piersią i uczyła chodzić, a teraz jej dziecko ma już ponad pięć lat i jest takie rezolutne.

 - Muszę z tobą o czymś porozmawiać. Ty sobie rysuj, a ja będę mówić. Pamiętasz, co ci odpowiadałam ilekroć pytałaś o tatę?

 - Mówiłaś, że tatuś bardzo nas kocha, ale nie może z nami być.

 - No właśnie. Tata nas kocha i bardzo chce z nami być.

Pola podniosła głowę i skupiła się na twarzy matki.

 - Chce…?

 - Bardzo chce. Chce cię poznać, bo do tej pory było to niemożliwe. Dzisiaj widziałam się z tatą i prosił, żebym cię zapytała, czy chcesz się z nim spotkać.

Oczy dziewczynki zrobiły się ogromne.

 - Naprawdę?

Ula pokiwała głową.

 - Naprawdę.

 - Ja bardzo, bardzo, bardzo chcę się z nim spotkać. Możemy go zaprosić do nas? Możemy go zaprosić jutro?

 - Jutro jeszcze będziemy u dziadka, ale pojutrze, dlaczego nie? Obiecałam tacie, że oddzwonię do niego po rozmowie z tobą i powiem, co ustaliłyśmy.

 - A możesz zadzwonić do niego teraz? Mutti bitte …

 - No dobrze. Jeśli tak chcesz. Umawiamy się w takim razie na poniedziałkowe popołudnie, tak?

Mała rzuciła jej się na szyję.

 - Bardzo cię kocham i kocham tatę, chociaż go nie znam. Bardzo chciałam, żeby z nami był.

Ula wybrała numer Marka i oddała córce telefon. Po paru sygnałach usłyszała Marka głos.

 - No, jak tam Ula, dojechałaś szczęśliwie?

 - Tatusiu to ja, Pola…

 - Pola? Córeczko kochana… Nie spodziewałem się telefonu od ciebie. Rozmawiałaś z mamusią? – był w szoku, a głos drżał mu tak, jakby miał się za chwilę rozpłakać.

 - Tak i dlatego dzwonię. Bardzo chcę, żebyś przyjechał do nas w poniedziałek po południu. Ja chciałam, żeby to było jutro, ale jutro jesteśmy jeszcze u dziadka.

 - Kochanie, oczywiście, że przyjadę. Bardzo tęskniłem i bardzo chciałem cię poznać. Chyba nie będę się mógł doczekać poniedziałku.

 - Ja też. Kocham cię, tatusiu i jeszcze daję ci mamę.

 - Marek, umawiamy się tak, jak ci Pola mówiła. Przyjedź po pracy. Obie zapraszamy cię na domowy obiad. Adres wyślę ci sms-em.

 - Dziękuję, Ula. Na pewno będę koło szesnastej. Jestem ci bardzo wdzięczny, a Pola po prostu rozłożyła mnie na łopatki. Nie mogę powstrzymać łez. Tak bardzo chciałbym ją przytulić i uściskać.

 - To wszystko przed tobą. Do zobaczenia w takim razie. Obie cię pozdrawiamy.

Marek poczekał aż Ula się rozłączy i dopiero odłożył telefon. Dygotał na całym ciele i nie mógł się uspokoić. Twarz miał mokrą od łez.

 

W niedzielny, późny poranek obudził się w zupełnie innym nastroju. Wciąż odczuwał podekscytowanie po rozmowie z córką. Po prosty go roznosiło. Zjadł porządne śniadanie i zaparzył sobie smoliste espresso. Sięgnął po telefon wybierając numer Sebastiana. Gdy ten się odezwał zapytał, czy ma na dzisiaj jakieś plany.

 - Nie mam żadnych. Będę leżał cały dzień na kanapie i gapił się w telewizor.

 - W takim razie zapraszam cię do siebie na pizzę i piwo. Chcę pogadać, ale to nie rozmowa na telefon.

Przyjaciel zjawił się w przeciągu godziny. Przywitał się z Markiem i zasiadł w wygodnym fotelu z butelką piwa. Marek usiadł naprzeciwko informując go, że pizzę przywiozą o trzynastej.

 - Wczoraj spotkało mnie ogromne szczęście – zagaił. Olszański nastawił uszu. Słowo „szczęście” raczej nie istniało w słowniku Marka od wielu lat. – Pojechałem do Złotych Tarasów na zakupy i w spożywczym natknąłem się na Ulę.

Sebastian zakrztusił się piwem, które pociekło mu po brodzie.

 - Ulę? Jak to Ulę, przecież mówiłeś, że wyjechała.

 - Ale wróciła już na dobre. Długo rozmawialiśmy i wyjaśniliśmy sobie wszystko. Żebyś ty ją widział, Seba… Nic się nie zmieniła poza tym, że wypiękniała jeszcze bardziej.

 - To gdzie ona się podziewała, że nie mogłeś wpaść na jej trop?

 - Najpierw była w Stanach, a potem przeniosła się do Niemiec. W Stanach urodziła mi córkę – Marek widząc reakcję Olszańskiego na te rewelacje od razu pośpieszył z wyjaśnieniami. – Zanim coś powiesz, to wiedz, że to na pewno moje dziecko. Spójrz – wyciągnął zdjęcie podsuwając je pod oczy przyjaciela. – Jest bardzo do mnie podobna.

 - Rzeczywiście…, nawet dołeczki odziedziczyła po tobie. Śliczne dziecko. Kiedy zdążyłeś je zmajstrować?

 - Pamiętasz nasz wypad do SPA? To tam zaszła w ciążę, ale jej objawy poczuła dopiero w Stanach. Wczoraj po południu Pola zadzwoniła do mnie i zaprosiła na jutro do nich. Bardzo chce mnie poznać. Kompletnie się rozkleiłem po tym telefonie. Byłbym szczęśliwy, gdybyśmy stworzyli prawdziwą rodzinę.

 - I za to wypijmy. Trzymam za was kciuki.

czwartek, 14 grudnia 2023

"SPOTKANIE PO LATACH" - rozdział 5

ROZDZIAŁ 5

 

 - Ale co chcesz zrobić? Wynająć detektywa?

Olszański pokręcił z dezaprobatą głową.

 - To nie wchodzi w grę, bo Paulina zna wszystkich detektywów w mieście. Każdy z nich był na jej usługach. Mam inny pomysł. Widziałem się ostatnio z kumplem. To były policjant. Znamy się praktycznie od piaskownicy. Chwilowo nie ma zajęcia i mógłby się poświęcić śledzeniu Pauliny. Potrafi obsługiwać aparat fotograficzny więc ze zdjęciami nie będzie problemu. Paulina go nie zna więc będzie się mógł poruszać bez obawy, że go nakryje. Spróbujmy chociaż. Nie wierzę, żeby od tylu lat nie rozkładała przed nikim nóg.

 

Następnego dnia poznałem Stefana. Dość potężnie zbudowany facet uścisnął mi dłoń aż się skrzywiłem. Uśmiechnął się do mnie z sympatią i przedstawił. Sprawę już znał, bo Seba mu wszystko opowiedział.

 - Mam nadzieję, że uwolnię cię od tej kobiety – zadeklarował. – Żaden porządny facet nie zasługuje na takie koszmarne życie. Mam doświadczenie w inwigilacji i na pewno znajdę haka na twoją żonę. Aparat mam swój więc nie będę od was brał. Musisz tylko dać mi zdjęcie żony, bo nie wiem, jak wygląda.

 - Ja ci pokażę – Sebastian odpalił laptop i wszedł na stronę firmy. – Oto ona w całej okazałości szumnie zwana ambasadorem firmy. Właściwie sam nie wiem kto wymyślił dla niej to stanowisko, bo pracą się raczej nie przemęcza, ale to mało ważne. Wydrukuję to zdjęcie.

 - A ja mam jeszcze pytanie –odezwałem się. - Czy jesteś gotowy pojechać za nią do Mediolanu? Ona jest pół Włoszką i często tam lata. Teraz siedzi tam jej brat, bo rozkręca filię firmy. Jedzie do niego za tydzień. Oczywiście ja pokrywam wszystkie koszty, także hotelu, który ci wynajmę. Chcę cię też zapewnić, że jak uda ci się zdobyć dowody jej zdrady, nie będę skąpy.

 - Nie ma problemu. Może być Mediolan. Tymczasem wezmę ją pod lupę już dzisiaj i będę ją śledził aż do wylotu.

Odetchnąłem.

 

 - Stefan zaczął swoją pracę. Na start wręczyłem mu kopertę z pieniędzmi przeznaczonymi na bieżące wydatki. Teraz pozostało mi tylko czekać na efekty. Tu w Polsce właściwie nic się nie działo. Nawet jeśli Paulina spotykała się z jakimiś mężczyznami, to Stefan na bieżąco ich sprawdzał i okazywało się, że to spotkania służbowe, bo głównie byli to producenci galanterii. Dopiero w Mediolanie wszystko wyszło na jaw, a Stefan był tak blisko odkrycia prawdy, jak to tylko możliwe. W dodatku dość sprawnie posługiwał się językiem włoskim, bo jak mówił, każdego roku przynajmniej dwukrotnie spędzał tam wakacje. Zanim więc udał się do hotelu pojechał taksówką za Pauliną. Widział, jak wita się z Alexem, a potem z jeszcze jednym mężczyzną, który wydawał się być w doskonałych relacjach z obojgiem Febo. Co śmieszniejsze Paulina zwracała się do tego gościa „Marco”. Nie mogła się pomylić, choćby nawet chciała. Przecież do mnie też się tak zwracała.

Stefan pojechał do hotelu, zameldował się i zabrawszy jedynie aparat ponownie podjechał taksówką pod dom rodziców Febo. Utrafił w moment, bo akurat Paulina wychodziła z tym swoim Marco. Mieli ze sobą koc i kosz piknikowy. Dom Febo stoi bardzo blisko jeziora Lago Ongari-Cerutti. To małe jezioro, ale bardzo urokliwe. Brzegi porośnięte są drzewami z dużą przewagą płaczących wierzb i strzelistych, włoskich topól.

 


Pod jedną z tych wierzb rozłożyli koc. Najpierw był szampan i jakieś frutti di mare, a potem zaczęli uprawiać seks. Stefan wszystko fotografował od gry wstępnej aż do wielkiego finału. Paula najwyraźniej lubi sporty extremalne i ten dreszczyk emocji, że uprawia seks praktycznie na ludzkich oczach. Nie znałem jej z tej strony, ale zdjęcia zrobione przez Stefana pokazywały ją w różnych miejscach. W samochodzie, na ławce w parku, w wodzie i w innych publicznych miejscach. Kochali się nawet w przymierzalni, ale tego Stefan już nie sfotografował, bo nie miał jak.

Do Polski wrócił tym samym samolotem co Paulina. Ona pojechała do domu, a on prosto do mnie, do firmy. Wręczył mi pokaźny plik zdjęć i trzy rolki filmu. Nie zwlekałem. Od razu porozumiałem się ze swoim prawnikiem. Oddałem mu zdjęcia i prosiłem o zredagowanie pozwu rozwodowego. Kiedy i Paulina go otrzymała rozpętało się w domu prawdziwe piekło. Wciąż powtarzała, że nigdy nie zgodzi się na rozwód, a ja odpowiadałem, że to się dopiero okaże, bo o tym zadecyduje sąd. Sprawa się wlokła, bo ona wciąż była kontra zarzekając się, że nigdy w życiu mnie nie zdradziła i że to raczej ja zdradzałem, bo małżeństwo trwa już niemal sześć lat i do tej pory nie zostało skonsumowane. Mogłaś widzieć jej minę, gdy sędzina po tym jej oświadczeniu wzięła do ręki ten ogromny plik zdjęć i rozłożyła go jak wachlarz mówiąc, że małżeństwo nie zostało skonsumowane, bo konsumowała je przez ładnych kilka lat z kimś innym. Z niejakim Marco Andrettim. Tak naprawdę to żadne z nas nie było bez winy. Ja nie zachowywałem się, jak kochający mąż, ona odpłacała mi tym samym. Sąd orzekł całkowity rozkład pożycia, a koszty sądowe podzieliliśmy po połowie. Wierz mi Ula, kiedy opuszczałem salę rozpraw czułem się tak, jakby zdjęto mi z ramion stutonowy głaz. Na otarcie łez zostawiłem jej dom i znalazłem sobie niewielkie mieszkanie. Wiesz kto najbardziej ubolewał nad tym rozwodem? Nietrudno się domyślić. Moi rodzice, a zwłaszcza mama. Nie byłaby sobą, gdyby znowu mi nie nawrzucała od najgorszych. Nawet jej nie słuchałem. I tak oto od kilku miesięcy jestem wreszcie wolnym człowiekiem, chociaż przeszłość zostawiła we mnie ślad już chyba na zawsze. To uwiera i boli, ale mam nadzieję, że czas zrobi swoje i będę mógł zapomnieć o tym koszmarze. Zmieniłem się. Przestałem być Piotrusiem, a stałem się twardo stąpającym po ziemi realistą. A jak było z tobą?

 


Cóż mu miała powiedzieć? Skłamać? Po tym, co od niego usłyszała, nie byłaby do tego zdolna. On nadal ją kochał. Zmarnował sobie sześć lat życia biorąc ślub z kobietą, której nienawidził całym sercem. Czy w obliczu takiego wyznania mogła zataić przed nim istnienie Poli, jego rodzonej córki? Nie mogła mu tego zrobić.

 - Możemy zamówić jeszcze herbatę?

 - Już zamawiam – wstał od stolika i przy barze złożył zamówienie. Po chwili wrócił z dwiema parującymi szklankami mocnej herbaty. – Wyszłaś za mąż? – zapytał zanim usiadł. Pokręciła przecząco głową.

 - Nie, chociaż miałam ku temu kilka okazji. Niestety sprawiłeś, że wszystkich moich potencjalnych chłopaków porównywałam do ciebie i żaden z nich nie wytrzymywał tych porównań. Pytałeś, dokąd uciekłam po zarządzie. Byłam tak roztrzęsiona i jednocześnie zrozpaczona, że nie widziałam już dalszego sensu w uporczywym trzymaniu się ciebie. To wtedy zrozumiałam, że my nigdy nie będziemy razem, bo wszystko sprzysięgło się przeciwko nam. Ojciec był załamany moją decyzją odejścia z firmy. Nie wdawałam się w szczegóły co do powodów. On nie musiał o wszystkim wiedzieć. Powiedziałam tylko, że mam dość pracy w F&D i że złożyłam wypowiedzenie. Oczywiście nie kupił tego. Zbyt dobrze mnie zna. Następnego dnia wyjechałam na Mazury. Kiedyś dostałam od Pshemko namiary na ośrodek wczasowy. Tam miała być cisza i spokój i tam miałam odzyskać równowagę. Zaraz pierwszego dnia poznałam młodego lekarza, kardiochirurga. Zaprzyjaźniliśmy się.

 


Sporo opowiadałam mu o sobie. Także o tobie. Nie widziałam w tym nic złego. On natomiast już wtedy chyba liczył na coś więcej z mojej strony. Wciąż opowiadał, że po powrocie do Warszawy popracuje jeszcze dwa tygodnie i wyjeżdża na staż do Bostonu na rok. Któregoś dnia oznajmił mi, że jeśli chcę się na dobre oderwać od moich przeżyć i od Warszawy, powinnam pojechać z nim. A ja nawet nie przemyślawszy tego zgodziłam się. Piotr roztaczał przede mną wspaniałe perspektywy. Opisywał miasto, bo już raz tam był i trochę zdążył je poznać. Miał być raj, a tymczasem okazało się, że ja tam wcale nie pasuję, a raczej nie pasuję do wyobrażeń, jakie miał na mój temat Piotr.

Zamieszkaliśmy w służbowym domu na przedmieściach. On zajął jeden pokój, ja drugi. Pierwsze tygodnie były trudne, bo doktorek wychodził rano i wracał wieczorami, a ja zostawałam sama jak palec. Takie lenistwo wykańczało mnie psychicznie. Chciałam pracować, ale siedząc w domu nie mogłam załatwić sobie zatrudnienia. Piotr próbował mnie adorować. Nie reagowałam. Potem stawał się coraz śmielszy, co zupełnie mi się nie podobało, bo wciąż uważałam go za przyjaciela. Oganianie się od jego zalotów stawało się coraz trudniejsze.

Któregoś dnia przeczytałam w lokalnej gazecie, że Bank Rezerw Federalnych przy Atlantic Avenue poszukuje pracownika na stanowisko analityka finansowego. Pomyślałam sobie, że warto spróbować, bo jak już spadać, to z wysokiego konia. Pojechałam na rozmowę kwalifikacyjną i ku mojemu zdumieniu przyjęli mnie. Pensja była ogromna. Już na starcie zaproponowano mi roczną pensję w wysokości sześćdziesięciu pięciu tysięcy dolarów i do tego roczną premię w kwocie dwudziestu tysięcy. Chwyciłam Pana Boga za nogi. Nie oszczędzałam się i harowałam, jak wół. Piotr nie był zadowolony, że znalazłam tak intratną posadę. Odnosiłam nawet wrażenie, że po prostu mi zazdrościł. Nie miałam zamiaru go słuchać. Kiedyś wróciłam z pracy bardzo zmęczona. Kręciło mi się w głowie i miałam mdłości. Nie mogłam patrzeć na jedzenie. Piotr się zżymał, bo akurat tego dnia nie miał dyżuru i wyczarował pyszną kolację, a ja nie mogłam nic przełknąć. Miałam pewne podejrzenia i następnego dnia kupiłam testy ciążowe. Kiedy ukazały się na jednym z nich dwie kreski już wiedziałam, że jestem w ciąży.

Marek przełknął nerwowo ślinę.

 - Byłaś w ciąży? Masz dziecko? Z nim?

 - Marek, nie z nim. Nie słuchasz mnie. Przecież mówiłam ci przed chwilą, że do niczego między nami nie doszło. Zresztą, spójrz – wyciągnęła portfel, w którym miała zdjęcie Poli. Podała mu je.

Wpatrywał się w nie jak oniemiały.

 - Ula… Ona jest moja, prawda? Moja?

 - Nie wyparłbyś się jej, bo jak mawia mój tata, to zdarta z ciebie skóra. Zaszłam w ciążę w tym SPA, chociaż dowiedziałam się o niej dużo później. Byłam już w trzecim miesiącu. Twoja córka ma na imię Pola.

 - Na litość boską, dlaczego mi nie powiedziałaś, dlaczego nie zadzwoniłaś?

 - Miałam opory. Ty byłeś już żonaty. Pomyślałam, że być może Paulina za chwilę urodzi ci dziecko, a może i dwójkę dzieci. Nie miałam sumienia burzyć waszego spokoju. Myślałam, że między wami wszystko jest dobrze. Kiedy Piotr dowiedział się o ciąży zupełnie zmienił swój stosunek do mnie. Nie mogliśmy już razem mieszkać. Następnego dnia znalazłam mieszkanie w pobliżu banku i przeniosłam się. Postanowiłam, że będę pracować aż do rozwiązania, a potem co będzie, to będzie, najwyżej wrócę do taty. W międzyczasie zaczęli reklamować loterię Mega Millions i namawiać ludzi do uczestnictwa. Była spora kumulacja, bo wcześniej nikt nie trafił szóstki. Ludzie tłumnie skreślali numery więc skreśliłam i ja. Dwa dolary nie majątek. Miałam wielkie szczęście, bo byłam jedną z piętnastu osób, które trafnie wytypowały numery. Każdej z tych osób przypadło ponad pięćdziesiąt milionów dolarów. Nagle stałam się bogatą kobietą. Pytano mnie, czy mają to wypłacić transzami czy od razu przelać mi na konto. Zrezygnowałam z transz, bo wypłacaliby mi je przez dwadzieścia dziewięć lat. Taki mają regulamin. Zadzwoniłam do taty. Opowiedziałam mu o wszystkim, także o tym, że zostanie dziadkiem. Kazałam mu założyć konto walutowe i jak to zrobił od razu przelałam mu sporą ilość pieniędzy na gruntowny remont domu. Proponowałam kupno nowego, ale nie chciał. Jeszcze przed porodem zaproponowano mi pracę w niemieckiej filii banku w Essen. Zgodziłam się, bo pomyślałam, że to bliżej domu, ale pracując tam przez prawie trzy lata nie przyjechałam do Polski ani raz. Wciąż byłam bardzo zajęta no i miałam małe dziecko. To tata z dzieciakami tam mnie odwiedził, ale też tylko raz. Kiedy Pola skończyła cztery lata po raz pierwszy pomyślałam, że czas wracać do Polski. Mamy za co żyć nawet wtedy, gdy nie będę pracować. Długo się zbierałam do tej podróży. Pola za chwilę miała kończyć pięć lat. Miesiąc po jej urodzinach wsiadłyśmy spakowane do samochodu i przyjechałyśmy do domu. Bardzo szybko udało mi się kupić mieszkanie w Warszawie. Tata i Jasiek pomogli mi się urządzić. I oto jestem.

 - Niewiarygodna historia. Można powiedzieć, że jesteś w czepku urodzona. Zaczynam wierzyć, że ja chyba też. Mam córkę. Jestem ojcem. Dasz wiarę?