Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 stycznia 2021

ZMANIPULOWANE ŻYCIE - rozdział 1

 

ZMANIPULOWANE ŻYCIE

 

ROZDZIAŁ 1

 

 - Ulka, zaczekaj! - Przystanęła przy szklanych, wyjściowych drzwiach oglądając się za siebie. Agata zbiegła ze schodów rozkładając parasolkę. - Odprowadzę cię na przystanek. Pewnie znowu nie zabrałaś parasola a leje jak z cebra.

Ula uśmiechnęła się do przyjaciółki nieśmiało. 

 - To tylko deszcz. Nic mi nie będzie, a ty się spieszysz. Pobiegnę to mniej zmoknę. Najlepiej między kroplami – zażartowała. - Do jutra.

Zanim dotarła do przystanku przemokła do suchej nitki. Zbyt obszerny sweter w trudnym do określenia kolorze ociekał wodą podobnie jak ciemnoszara, letnia sukienka. Mokre pasma włosów przykleiły się do głowy, twarzy i okularów w niemodnych oprawach. Wbiegła pod wiatę i stanęła w kącie ściągając z siebie ociekające wodą swetrzysko. Ważyło chyba z dziesięć kilo więcej niż normalnie. Próbowała je wykręcić, ale nie miała aż tyle siły. Wyciągnąwszy z torebki reklamówkę wrzuciła je tam chociaż najchętniej wyrzuciłaby je do pierwszego napotkanego kosza na śmieci. Nienawidziła tych wszystkich ciuchów, które jej matka kupowała zawsze „okazyjnie” w second handach wmawiając jej, że są świetne i praktyczne a w dodatku w kolorach, w których jest jej do twarzy. Nie było jej do twarzy. Kolory były albo szaro bure, albo ciemno brązowe lub dla kontrastu tak pstrokate, że oczy ledwie mogły je znieść. Nigdy nie miała odwagi sprzeciwić się matce. Nawet nie zdawała sobie sprawy do jakiego stopnia jest przez nią tłamszona a każdy jej sprzeciw tłumiony w zarodku. Im była starsza tym lepiej rozumiała, że dokładnie w taki sam sposób jej rodzicielka traktowała ojca. Kiedy zmęczony takim życiem postanowił odejść Ula miała zaledwie sześć lat, ale doskonale pamiętała tę kłótnię, która przesądziła sprawę o rozwodzie. Siedziała wtedy w swoim pokoju, a rodzice prowadzili ostrą wymianę zdań w kuchni. Matka błagała ojca, żeby został. Obiecywała, że się zmieni, ale Józef tylko kręcił głową z powątpiewaniem.

 

 

 - Obiecywałaś mi to rok temu, trzy lata temu i kilka miesięcy po ślubie. Przysięgałaś na życie naszego dziecka, że przestaniesz ingerować w to jak się ubieram, co lubię i jakich mam mieć znajomych. Twoje słowa są nic nie warte, bo nie potrafisz dotrzymywać obietnic. Wtrącasz się we wszystko, w każdy aspekt mojego życia, bo uwielbiasz mieć kontrolę nad wszystkim. Nawet ustalasz dni, w których mamy uprawiać seks. Oszalałaś? Kto dzisiaj tak żyje pod dyktando drugiej osoby? Gdybym wiedział wcześniej to co o tobie wiem dzisiaj, nigdy bym się z tobą nie ożenił. Żal mi tylko Uli, że będzie dorastała w takim domu, bo będzie czerpać złe wzorce. Postaram się to zmienić i być może wystąpię o pozbawienie cię praw.

Na te słowa matka zacietrzewiła się. Już nie prosiła, ani nie błagała, ale krzyczała tak głośno, że połowa miasteczka ją słyszała. Wyzywała ojca od najgorszych.

 - Po moim trupie! Nigdy jej nie dostaniesz, rozumiesz?! Nigdy! To ja wystąpię do sądu o zakaz dla ciebie widywania się z córką. Już nigdy jej nie zobaczysz! - przerwała widząc wbiegającą do kuchni zapłakaną Ulę. Mała przytuliła się do nóg Józefa i szlochając prosiła go, żeby nie odchodził, że będzie już grzeczna. Józef podniósł ją i przygarnął do piersi. - Nie płacz kochanie, bo niedługo się zobaczymy – wycisnął na jej buzi dwa słodkie całusy.

Nie zobaczyli się, a Ula - mały brzdąc od tej pory poddawana była przez matkę praniu mózgu. Tęskniła za tatą i popłakiwała z tej tęsknoty za nim, a jednocześnie kilkanaście razy na dzień wysłuchiwała jaki to on był niedobry, że nie kochał ich obu, że nadużywał alkoholu do tego stopnia, że już nie mógł bez niego żyć. W końcu matka zmęczona wiecznymi pytaniami córki wyssała z palca najcięższy argument, że ojciec uciekł do innej kobiety i spłodził jej dziecko. Z czasem jego obraz zacierał się w pamięci Uli do tego stopnia, że zaczęła go nienawidzić tak jak matka. Zanim osiągnęła pełnoletniość odbyło się kilka rozpraw sądowych dotyczących pozbawienia matki praw i o wysokość alimentów. Na jednej z nich zapytano ją wprost, czy woli zostać z mamą czy z tatą. Bez wahania odpowiedziała, że z rodzicielką. Sąd nie pozbawił matki praw stwierdzając, że dziecko emocjonalnie bardziej związane jest z nią niż z ojcem.

W miarę dorastania coraz trudniej było jej znosić zaborczość matki i manipulowanie jej życiem. W swoim przekonaniu była od niej psychicznie słabsza i dlatego nie buntowała się przeciwko jej decyzjom w kwestii nauki, czy ubioru. Matka ubierała ją na swoją modłę i sprawiała, że dziewczyna wyglądała nie na osiemnaście, ale na pięćdziesiąt osiem lat. Koleżanki w jej wieku używały życia, prowadzały się z chłopakami a ona tylko żałośnie patrzyła we własne odbicie w lustrze i myślała, że z takim wyglądem nigdy nie wyjdzie za mąż i nie założy rodziny. Nie miała pojęcia, że „kochająca” ją rodzicielka miała już plan na jej życie, w którym nie było miejsca dla żadnego narzeczonego, czy męża. Chowała ją wyłącznie dla siebie, by móc się nią wysługiwać na stare lata i mieć w niej wyrękę. Nie miała nic przeciwko, gdy Ula po celująco zdanej maturze oznajmiła jej, że chciałaby studiować ekonomię w Szkole Głównej Handlowej. Miała świadomość, że dopóki córka się uczy ojciec nadal co miesiąc będzie przysyłał jej alimenty. To z nich się utrzymywały i z niewielkich zasiłków otrzymywanych sporadycznie z opieki społecznej. Ula nawet nie wiedziała, że na jednej z rozpraw matka wniosła pozew o płacenie alimentów również na siebie, ale sąd to odrzucił uznając, że jest jeszcze młoda, zdrowa i w pełni sił, żeby podjąć pracę. Drugim argumentem był fakt, że Józef nie zarabiał zbyt wiele i po zapłaceniu alimentów na córkę zostawała mu reszta z grosza, żeby przeżyć. O tym jednak Ula dowiedziała się znacznie później i to nie od matki. Ona nie zmieniła się i tak jak wcześniej manipulowała życiem swojego męża, tak teraz robiła dokładnie to samo względem córki.

Kiedy Ula dostała się na ekonomię dowiedziała się, że może zamieszkać w akademiku, żeby nie dojeżdżać. Opowiedziała o tym matce, ale ta ku jej zdziwieniu ostro zaoponowała.

 - Jak ty sobie to wyobrażasz? Zostawisz mnie tu samą na pastwę losu? Wszystko ci poświęciłam, całe moje życie, a ty teraz tak mi się odwdzięczasz? – usiłowała wzbudzić w Uli poczucie winy. – Skąd weźmiemy na to pieniądze? Alimenty są takie małe, że ledwie nam starcza na życie a przecież musisz opłacać co miesiąc akademik.

 - Pomyślałam sobie, – odezwała się Ula po skończonej tyradzie matki – że mogłabyś pójść do pracy. Czytałam ogłoszenie, że w sklepie potrzebują kobietę do pomocy… Ja też postaram się o korepetycje. Mogłabym ich udzielać choćby z matematyki…

 - Ty naprawdę oszalałaś? Jak ja mogłabym pójść do pracy, kiedy jestem taka słaba i schorowana?

 - Jesteś chora? – Ula spojrzała na matkę niemile zaskoczona. Wyglądała świetnie. Cera zadbana, wypielęgnowane paznokcie i jak na jej wiek gładkie dłonie, które nigdy nie skalały się ciężką pracą. – A na co?

 - Mało ważne, na co – odburknęła zirytowana. – Nie musisz o wszystkim wiedzieć. Jedno jest pewne. Ja nie zgadzam się na ten akademik. Nie możesz mnie tak zostawić bez opieki. Byłabyś bez serca – rozszlochała się głośno, chociaż po jej policzkach nie popłynęła ani jedna łza.

 - No już dobrze, nie denerwuj się. Będę dojeżdżać – powiedziała cicho zrezygnowana.

Ta dyskusja z matką wytrąciła ją kompletnie z równowagi. Nie miała pojęcia, że matka na coś choruje, bo nigdy na nic się nie skarżyła. Nigdy też nie widziała, żeby zażywała jakieś leki.

 



Zamknęła się w swoim pokoju przetrawiając tę rozmowę i doszła do wniosku, że pójdzie do przychodni i porozmawia z lekarką, do której obie chodziły od zawsze. Może ona rzuci trochę światła na chorobę mamy?

Następnego dnia ruszyła do ośrodka zdrowia. Wyciągnęła kartę swoją i matki. Kilka minut po ósmej weszła do gabinetu witając się z lekarką. Przedstawiła swój problem, ale lekarka patrzyła na nią dziwnie.

 - Ula ja nie mam pojęcia, co dolega twojej mamie. Nie pokazywała się tutaj od co najmniej trzech lat a i wtedy przyszła z jakimś przeziębieniem. Gdyby doskwierało jej coś poważnego jestem przekonana, że zrobiłaby przynajmniej podstawowe badania i zaopatrzyła się w leki. Wypiszę ci zlecenie na badanie krwi i moczu, także na EKG i rentgen kręgosłupa. Jak to zrobi niech się tu pokaże i wtedy być może coś ustalimy. Ja byłabym mocno zdziwiona, gdyby okazało się, że nosi w sobie jakąś potencjalnie śmiertelną chorobę. Niedawno widziałam ją z daleka. Trzyma się świetnie jak na swój wiek a chodzi szybciej niż dwudziestolatka. Jednak nie zakładajmy z góry, bo może rzeczywiście coś ją nęka.

Wyszła z przychodni zupełnie skołowana. Czyżby matka ją okłamywała? Może robiła to przez całe życie stwarzając jej jakiś wyimaginowany świat? Dotarłszy do domu pokazała matce skierowanie na badania, które podziałało na rodzicielkę jak płachta na byka.

 - Po jaką cholerę tam poszłaś? Dlaczego się wtrącasz?

 - Ty też się wtrącasz – wykrztusiła. – Od kiedy pojawiłam się na świecie ustawiasz mi życie po swojemu. Tak jak tacie…

Tego było już Magdzie za wiele. Zamachnęła się i uderzyła córkę w twarz zostawiając na jej policzku pięć odciśniętych palców.

 - Jak śmiesz…, jak śmiesz mi to wszystko mówić. Poświęcam się dla ciebie, staram się jak mogę, żebyś wyszła na ludzi a ty płacisz mi taką monetą? Do grobu mnie wpędzisz! – chwyciła się teatralnym gestem za piersi. – Jesteś wyrodną córką! Zwykłą niewdzięcznicą! – wybiegła z kuchni trzaskając z całej siły drzwiami.

Ula przyłożyła rękę do policzka. Parzył jak diabli. Było jej przykro. Przełykała łzy i zaczynała żałować, że w ogóle poszła do przychodni. - A jak teraz mamie się coś stanie? Jak zasłabnie, albo zemdleje? – Znowu do głosu doszły wyrzuty sumienia. Poszła do pokoju matki i niemal na kolanach przepraszała ją za ten niemądry pomysł z przychodnią.

 - Powinnam się była z tobą porozumieć w tej sprawie, ale mówiąc, że jesteś chora wystraszyłaś mnie. Może skoro już mamy to zlecenie na badania dobrze byłoby je zrobić. Przynajmniej wiedziałabyś na czym stoisz i jakie ewentualnie zażywać lekarstwa. Pomyśl o tym, dobrze? Martwię się o ciebie…

 

Od października zaczęła dojeżdżać do Warszawy. Było to uciążliwe i bardzo dla niej męczące. Autobusy nie kursowały zbyt często a i droga w jedną stronę trwała czasami ponad godzinę. Razem z nią na roku studiowała Agata. Przylgnęły do siebie i zaprzyjaźniły się. Z racji tego, że miały mnóstwo wspólnych zajęć bywały u siebie w domach, chociaż Agata, jeśli miała już wybierać, to wolała zaprosić Ulę do siebie niż jechać do Rysiowa i wysłuchiwać jej nieustannie jęczącej matki. Przeszkadzała im i nie pozwalała się skupić. Wciąż wchodziła do pokoju córki pytając o jakieś pierdoły.

 - Czemu nie chcesz skorzystać z akademika? – pytała w takich razach Agata. – Tam miałabyś przynajmniej spokój i niezależność.

Na te argumenty Ula tylko kręciła głową.

 - To niemożliwe. Nie mogę zostawić mamy samej. Nie poradzi sobie beze mnie.

 - Bzdura! Przecież to jeszcze młoda kobieta. Ubezwłasnowolniła cię i manipuluje twoimi uczuciami. A mówiąc prościej po prostu cię wykorzystuje. Wracasz po całym dniu z uczelni i nie możesz odpocząć, bo albo każe ci sprzątać, albo szykować obiad. Co ona robi po całych dniach? Założę się, że nudzi się śmiertelnie.

 - Nie mów tak… To moja matka… - broniła się słabo Ula.

 - Pomyślałam sobie, że mogłybyśmy zamieszkać razem. Wiesz, że niedawno zmarła moja babcia. Tata teraz robi remont w jej mieszkaniu z myślą o mnie. Tam są jak wiesz dwa pokoje, wprawdzie nieduże, ale dla nas dwóch wystarczające. Podzieliłybyśmy koszty na pół. – Widziała jak Uli na samą myśl zabłyszczały oczy, ale po chwili ten radosny ognik zgasł.

 - To niemożliwe Aga… To naprawdę niemożliwe…

 

Studia obie skończyły celująco. Na trzecim roku w tajemnicy przed matką Ula zaczęła studiować zaocznie drugi kierunek Zarządzanie i Marketing uznając, że kiedyś być może te studia jej się przydadzą. Teraz była podwójną dyplomantką. Obie nie traciły czasu i właściwie z marszu zaczęły szukać pracy. Znalazły ją w oddziale jednego z banków. Pensja nie była oszałamiająca, ale i tak większa od alimentów, za które Ula żyła razem z matką. Oczywiście ciężar utrzymania nadal spoczywał na Uli, chociaż kontrolę finansów uzurpowała sobie matka trzymając łapę na nieswojej kasie. Częściej niż zwykle zachodziła do sklepów z ciuchami z drugiej ręki i grzebiąc między wieszakami wynajdywała dla siebie i córki jakieś przechodzone starocie.

Któregoś dnia nazwłóczyła tego dwie torby i wysypała je na łóżko Uli. Traf chciał, że była też tam Agata, która z przerażeniem lustrowała te stosy. Wszystkie szaro bure, znoszone, zmechacone i wytarte. Kiedy Magda opuściła pokój Agata z politowaniem popatrzyła na przyjaciółkę.

 - Dlaczego się na to godzisz, dlaczego na to pozwalasz? Ona ubiera cię tak jak siebie, jak kobietę w wieku emerytalnym. Czy nie widzisz, że to same śmieci? Naprawdę ci się podobają?

 - Nie są takie złe. Dobrze się w nich czuję. Mamy z mamą podobny gust.

 - Nieprawda. Nie rozumiem dlaczego się nie zbuntujesz. W tych ciuchach wyglądasz jak uboga krewna z jakiegoś zaścianka. Przecież ona ewidentnie tobą manipuluje, narzuca ci swoją wolę, tłamsi cię i nie pozwala żyć własnym życiem. Ciągle jest umierająca. Odkąd się znamy wciąż umiera na jakąś bliżej nieokreśloną chorobę. Nie widzisz tego, że ona udaje byleby zatrzymać cię przy sobie? Nie sądzisz, że odstawiając tę szopkę permanentnej agonii zdecydowanie przesadza?

Ula spojrzała na przyjaciółkę z zaciętym wyrazem twarzy.

 - Dość Agata. Nie powinnaś była tego mówić. To nie jest twoja sprawa. Nawet jeśli to manipulacja ze strony mojej matki, to nadal nie jest twoja sprawa. Uważam, że powinnaś już sobie pójść.

Agata w milczeniu pokiwała głową. Zarzuciła torebkę na ramię i opuściła mało gościnny dom Cieplaków.

czwartek, 21 stycznia 2021

KONFLIKT WEWNĘTRZNY - rozdział 4

 

ROZDZIAŁ 4

ostatni

 

Od dwóch miesięcy przechodziła kurację hormonalną pod okiem doktor Baranowskiej. Póki co nie odczuwała jakichś spektakularnych zmian. Trochę bolały ją sutki a piersi wydawały się nieco większe, choć z drugiej strony mogłaby to być równie dobrze opuchlizna wywołana przez leki. Sama nie miała pewności a jednak bardzo powoli zmieniała się jej sylwetka na bardziej kobiecą a głos nie wydawał się już taki niski.

 - To jeszcze się zmieni – zapewniała doktor Baranowska – zwłaszcza wówczas, gdy pozbędziesz się jabłka Adama. Na razie wszystko idzie zgodnie z planem.

 

Dzisiaj od samego rana szykowała się do operacji. Do kliniki pojechała razem z Michaliną, która chciała udzielić jej psychicznego wsparcia. Zdążyły się zaprzyjaźnić a przyjaźń zobowiązuje. To dlatego Michalina zapewniła Tosię, że nie ruszy się z kliniki i poczeka aż będzie już po wszystkim.

Przebrana w szpitalną koszulę czekała na chirurga, który miał pozaznaczać na jej twarzy miejsca, w których dokona zmian.

Była zdenerwowana. Martwiła się o efekty tego zabiegu a najbardziej o to, czy one nie będą dla niej rozczarowaniem. Michalina siedząca obok łóżka pocieszała ją.

 - Zobaczysz, wszystko będzie dobrze. Pomyśl, że dzisiaj spełnia się część twoich marzeń.

Kilka minut później przyszedł chirurg. Czarnym mazakiem porysował jej twarz i wkrótce po tym wywieziono ją na blok operacyjny.

 

 

Michalina przeszła do poczekalni i wzięła do ręki jakieś czasopismo. Przygotowała się na kilkugodzinne czekanie.

Tośkę wywieziono po ponad trzech godzinach. Była przytomna chociaż jeszcze oszołomiona narkozą. Nos przykrywała gipsowa nakładka a brodę podtrzymywała elastyczna opaska obejmująca również głowę. Tośka mówiła z trudem i monosylabami, ale Michalina pocieszała, że teraz będzie już tylko lepiej.

 - Z czasem opuchlizna zejdzie a ból minie. Będziesz piękną kobietą Tosiu.

 

Następnego dnia wypisano Tośkę do domu.

 - Rekonwalescencja potrwa około dwóch tygodni, chociaż nos będzie dochodził do właściwego kształtu nawet przez rok – mówił chirurg. – Proszę nie ściągać opaski uciskowej i pojawić się tu za czternaście dni. Wówczas sprawdzimy, czy wszystko goi się jak należy.

Tośka szybko dochodziła do siebie. Była młoda i organizm regenerował się błyskawicznie. Dzień przed pójściem na zdjęcie opatrunków zadzwoniła jedna z bliźniaczek Ewa. Tośkę zdziwił ten telefon, bo od kiedy opuściła rodzinny dom kontakty z siostrami były sporadyczne a z rodzicami nie rozmawiała wcale.

 - Cześć Antoś – przywitała się.

 - Cześć. Już nie Antoś, tylko Tośka.

 - Serio? Przeszłaś operację zmiany płci?

 - Korekcji płci. Jeszcze nie, ale mam już za sobą feminizację twarzy. Dwa tygodnie temu miałam zabieg. Czemu zawdzięczam ten telefon?

 - Chciałam wiedzieć co u ciebie słychać. Nie dajesz znaku życia.

 - No cóż… Wy też jakoś niespecjalnie martwicie się o mnie i nie mam pretensji do was, ale do rodziców. Wyrzekli się mnie tak definitywnie?

 - Mówię to z ciężkim sercem, ale chyba tak. Matka wciąż przesiaduje w kościele i permanentnie zamawia msze w intencji twojego opamiętania się a ojciec też nie przyjmuje do wiadomości prawdy i nazywa cię jakimś gejem mówiąc, że nie ma syna.

 - Bo teraz już nie ma. Jego syn powoli staje się kobietą i powinien się z tym pogodzić.

 - Myślę, że nie doczekasz się tego. Wiesz jaki jest uparty. My obie mocno trzymamy za ciebie kciuki i bardzo podziwiamy za to, że robisz wszystko, by żyć zgodnie z sobą. Trzymaj się Tosiu. Pozdrowienia od Ani, która stoi tu obok mnie. Odezwij się czasem.

Popłakała się po tej rozmowie. Jej rodzice wciąż nie przejrzeli na oczy i nadal uważali ją za jakiegoś zboczeńca. Dobrze, że przynajmniej siostry trzymają jej stronę. To odrzucenie, które miało miejsce w jej rodzinnym domu nadal tkwiło w niej jak stygmat. Z drugiej strony każdy krok poczyniony przez nią w kierunku jej kobiecości przynosił ogromną ulgę. Była kobietą. Urodziła się kobietą w męskim ciele. Kuracja hormonalna sprawiła, że zaczęła akceptować sam fakt swojego istnienia, bo odnosiła wrażenie, że wcześniej żyła w jakimś schizofrenicznym świecie.

 

 - Wszystko bardzo ładnie się goi – lekarz ostrożnie usunął gipsowy opatrunek z nosa i przyjrzał mu się dokładnie. – Jest jeszcze opuchnięty, ale z każdym dniem ten obrzęk będzie znikał. Broda też wygląda nieźle. Opaska nie będzie potrzebna. Jeszcze damy opatrunek ochronny na nos i brodę. Blizny muszą się zagoić. Widzimy się za kolejne dwa tygodnie.

Wyszła z gabinetu szczęśliwa. Michalina przyglądała jej się z uznaniem.

 - Naprawdę zaczynasz przypominać kobietę. Co robimy z resztą dnia?

 - Najpierw zabieram cię na zakupy. Zainwestujemy w jakieś fajne ciuchy i kupimy sobie porządne biustonosze typu push-up. Potem zapraszam cię na solidny obiad do dobrej restauracji.

Celebrowały ten dzień. Tośka płaciła za wszystko. Uważała, że przynajmniej w ten sposób odwdzięczy się Michalinie za to, że ją przygarnęła i zaopiekowała się nią po zabiegu. Zarabiała zdecydowanie lepiej niż koleżanka w pubie. Sesje przynosiły niezły dochód i pozwalały na opłacenie kolejnych zabiegów.

Obładowane torbami wypełnionymi śliczną bielizną i modnymi ciuchami dotarły wreszcie do restauracji. Obie czuły ssanie w żołądku. Kiedy podano im dania z ochotą zabrały się za jedzenie. Tosia pochyliła się w kierunku Michaliny szepcząc – jestem dzisiaj naprawdę szczęśliwa. Każdy dzień przybliża mnie do osiągnięcia celu a zakup damskich ciuszków jest taką wisienką na torcie. W domu poprzymierzamy to wszystko.

 

Stanęły przed lustrem ubrane tylko w majtki i biustonosze. Te ostatnie były za duże, ale wypchały je watą.

 - Tak właśnie chcę, żeby wyglądały moje piersi. Rozmiar „B” jest dla mnie w sam raz. „C” byłby za wielki i nie pasowałby do mojej figury. Twoja sylwetka bardziej przypomina kobiecą. Zazdroszczę ci.

 - Nie zazdrość. Za chwilę będziesz wyglądać tak samo. Ja przecież dużo wcześniej zaczęłam brać hormony niż ty. Cierpliwości. Za bieliznę i te piękne sukienki bardzo ci dziękuję. Nigdy nie byłoby mnie na nie stać.

 - Naprawdę nie ma za co. W niedzielę wystroimy się i pójdziemy na spacer do parku.

 

Po rekonwalescencji ze zdwojoną siłą wróciła do pracy. Musiała uzbierać pieniądze na depilację owłosienia i na ten najważniejszy zabieg w Gdańsku. Znajoma fryzjerka z sesji zadbała o jej włosy. Były już dość długie. Sięgały połowy pleców i miały rozdwojone końcówki. Tosia nie obcinała ich przecież nigdy. Jako chłopak związywała je w kucyk, co było wówczas modne i na czasie.

Teraz były krótko przycięte i kręcone. Pasowały do owalu jej twarzy.

 

 

Dzięki Wandzie z fundacji udało się zaklepać termin wizyty w Akademii Medycznej w Gdańsku. To był już ostatni etap wysiłków Tosi w celu dokonania przemiany. Wcześniej przeszła zabiegi usunięcia owłosienia z twarzy i klatki piersiowej. Dzięki hormonom jej piersi stały się większe a głos zdecydowanie złagodniał.

Któregoś dnia wraz z Michaliną wsiadła w pociąg i ruszyła do Gdańska. Ze sobą wiozła całą dokumentację potwierdzającą jej dotychczasową przemianę. Zakwalifikowano ją do zabiegu. Tuż przed nim Michalina ściskając jej dłoń mówiła wzruszona, że za kilka godzin będzie stuprocentową kobietą.

 - Jesteś najsilniejszą osobą jaką znam i najbardziej zdeterminowaną. Ciężko zapracowałaś na to wszystko i zasłużyłaś na szczęście. Jak otworzysz oczy po zabiegu zobaczysz mnie tutaj. Nigdzie się nie ruszam i zaczekam na ciebie. Powodzenia.

Operacja była dość skomplikowana i trwała kilka godzin. Usunięto jej jądra a z worka mosznowego uformowano waginę. Pozbawiono ją jabłka Adama i wszczepiono implanty piersi.

 - Wszystko wygląda idealnie – zapewniał ją profesor po zabiegu. – Jestem pewien, że ginekolodzy będą mieć problem z rozpoznaniem na pierwszy rzut oka dzieła chirurga. Będzie jeszcze pani potrzebować zabiegów pielęgnacyjnych, żeby utrzymać efekt operacji, ale to już naprawdę drobiazg. O szczegółach opowiem przy wypisie. Teraz proszę odpoczywać.

Do sali wsunęła się Michalina i przycupnęła przy łóżku.

 - Jak się czujesz?

 - Nadzwyczaj dobrze. Nic mnie nie boli, tylko senna jestem. Wyciągnij portfel z mojej torebki i weź tysiąc złotych. Wynajmij jakiś pokój w niedrogim hotelu na razie na pięć dni. Myślę, że dłużej nie będą mnie tu trzymać a ty musisz gdzieś spać.

Następnego dnia poczuła ból i dyskomfort. Najwyraźniej środki przeciwbólowe, które dostała po operacji przestały działać. Zacisnęła jednak zęby i starała się wytrzymać. Kolejnego dnia było już znacznie lepiej. Wypisano ją po tygodniu z całą masą zaleceń. Do kontroli miała się zgłosić już w Warszawie. W Gdańsku zostały jeszcze kilka dni akurat tyle, żeby dojść do siebie i w dobrej kondycji wrócić do stolicy.

 

Minęło kilka lat. Tosia zdążyła już zapomnieć o swoich operacjach i cieszyła się każdym dniem w ciele kobiety. Miała własne, dobrze prosperujące studio wizażu. Kiedyś wysłała Michalinę na kurs fryzjerski i okazało się, że jest w tym naprawdę dobra. Rzuciła robotę w pubie i teraz pracowała razem z Tosią. Sprzedała mieszkanie po babci i kupiła kawalerkę w tym samym bloku co przyjaciółka. Mieszkały teraz po sąsiedzku i nadal wspierały się tak jak dawniej.

 

Którejś letniej niedzieli zadzwoniła tym razem Ania-druga z bliźniaczek.

 - Wychodzę za mąż Tosiu i nie wyobrażam sobie, żeby miało cię nie być w tym ważnym dla mnie dniu. Wprawdzie rodzice będą, ale w ogóle nie musisz się nimi przejmować. Usadzę cię tak, że nie będziesz miała z nimi kontaktu.

Tosia nie mogła odmówić tej prośbie. Poza tym nie widziała sióstr przez kilka lat. Tęskniła za nimi.

 - Przyjadę kochanie i bardzo się cieszę twoim szczęściem.

 

Do Mysłowic jechała własnym samochodem. Tak było jej wygodnie. Na tylnym siedzeniu spoczywały kolorowe pudła pełne prezentów nie tylko dla państwa młodych ale też dla Ewy. Dojechała do Katowic. Tu zabukowała wcześniej pokój w hotelu. Uroczystość miała miejsce w mysłowickim kościele w sobotę o godzinie jedenastej.

Wstała wcześnie rano i starannie upięła swoje długie, kasztanowe włosy. Zrobiła misterny makijaż i założyła elegancką sukienkę. Tak wyszykowana ruszyła prosto do kościoła. Przed głównym wejściem zobaczyła tłum gości. Szukała wzrokiem Ewy. Wreszcie dostrzegła ją. Stała z jakimś chłopakiem trzymając w ręku bukiet róż. Podeszła bliżej i uśmiechnęła się szeroko do siostry.

 - Tosia? – Ewa ze zdumieniem wpatrywała się w jej twarz. – Jaka ty jesteś piękna. – To moja starsza siostra – przedstawiła ją chłopakowi – a to mój narzeczony. Ania za chwilę powinna się zjawić. Widziałaś rodziców?

Tosia pokręciła w milczeniu głową.

 - Niestety nie i nie wiem, czy chcę. Dam głowę uciąć, że nie zmienili się ani trochę, prawda?

 - Prawda, ale nie przejmuj się. Powinni być z ciebie dumni a nie wieszać na tobie psy. Jest limuzyna.

Ania wyglądała pięknie podobnie jak jej przyszły mąż. Ewa stojąca już przy drzwiach wskazała na Tosię i uniosła do góry kciuk. Ania podeszła do niej i przytuliła ją mocno.

 - Dziękuję, że jesteś. Później porozmawiamy - szepnęła.

To był piękny ślub. Siedząca obok Ewy Tosia płakała jak bóbr. Widziała rodziców siedzących w pierwszej ławce, którzy też ocierali oczy.

Przed kościołem składano parze młodej życzenia. Przyszła kolej na Tosię. Długo ściskała siostrę.

 - Kochani mam dla was prezenty, ale w samochodzie. Tu masz Aniu kartę kredytową. Jest na niej dziesięć tysięcy złotych. Na pewno zrobicie z tych pieniędzy dobry użytek. Dużo szczęścia kochani.

Kawalkada samochodów ruszyła na salę weselną. Za nimi pociągnęła i Tosia. Usiadła przy stole obok Ewy i jej chłopaka. Za nimi siedziała para młoda. Zauważyła jak matka zerka co chwilę w jej stronę i dziwnie marszczy czoło. Zauważyła jak szepta do ojca, ale nie przejęła się tym. Przyjechała na wesele a nie żeby się z nimi kłócić.

Zaczęły się tańce. Tośka była rozchwytywana i bawiła się świetnie. W pewnym momencie wpadła w ramiona własnego ojca. Zamarła wpatrując mu się prosto w oczy. Płakał. Zabrała go z parkietu sadzając przy stole.

 - Bardzo cię przepraszam Antosiu za wszystko złe. Jestem upartym osłem. Myliłem się. Sporo czytałem o transseksualizmie i teraz wiem, że to nie jest żadne zboczenie. Niczemu nie byłeś winien a raczej winna. Jeśli potrafisz mi wybaczyć, zrób to. Będę szczęśliwy, bo mam trzy piękne córki.

Płakała i ona tuląc go do siebie. Zgotował jej podły los, naraził na lata cierpień i oderwanie od rodziny, ale teraz się zmienił, zrozumiał, że nie mogła postąpić inaczej i żyć wbrew sobie. Poczuła ręce obejmujące jej szyję. Odwróciła głowę. To matka przytulała ją mocno. Wytarła łzy z policzków i uśmiechnęła się.

 - Wybaczam i nie mam do was żalu.

 

K O N I E C