Łączna liczba wyświetleń

środa, 29 kwietnia 2020

CICHA WODA - rozdział 2

ROZDZIAŁ 2          +18


Zbyszek i Lidka wrócili późnym popołudniem tłumacząc się, że czekali tak długo, bo właściciel sklepiku miał jakąś awarię w domu i musiał wzywać pogotowie energetyczne.
 - Skoro przepłynęliśmy jezioro, to nie chcieliśmy wracać z pustymi rękami – tłumaczył się Zbyszek. – Wzięliśmy kilka zgrzewek na wszelki wypadek, bo jutro też zapowiada się upał. – Przykucnął przy pniaku, na którym siedziała Aniela i przylgnął do jej ust. – Mam nadzieję, że się nie gniewasz kotku? Nie chciałem cię budzić, bo tak smacznie spałaś a Lidka okazała się bardzo pomocna.
 - Nie gniewam się, ale martwiłam się o was. Trzeba było chociaż zadzwonić…
 - Nie pomyśleliśmy… - przyznał ze skruchą Zbyszek.


Wieczorem pieczono kiełbaski. Chłopaki grali na gitarach a dziewczyny wtórowały im śpiewem. Zaangażowana w śpiew Aniela i tym razem nie zwróciła uwagi, że jej chłopak i jej najbliższa przyjaciółka wyparowali z imprezy jak kamfora. Zjawili się pół godziny później, ale każde z osobna. Najpierw pojawił się Zbyszek niosąc całe naręcze suchych gałęzi, a dłuższą chwilę po nim pojawiła się Lidka otulona w koc.
Kiedy o północy kładli się spać Aniela przytuliła się do pleców swojego chłopaka. Miała ochotę na seks, ale on wymamrotał tylko, że jest zmęczony wiosłowaniem i nie ma już dzisiaj siły na nic więcej. Trochę ją to zdziwiło, bo zazwyczaj takie imprezy wykorzystywali do wspólnego bycia razem jak najbliżej. Nie nalegała jednak, chociaż być może już wtedy powinna jej się zapalić w głowie czerwona lampka ostrzegawcza.
W niedługim czasie po tej imprezie Zbyszek zerwał z Anielą. Twierdził, że nie potrafi się odnaleźć w związku, który już na starcie posiada ogromny balast w postaci wszędobylskiej Lidki.
 - Na koniec powiem ci tylko jedno. Uważaj na Lidkę. To fałszywa suka. Kompletnie nie znasz się na ludziach a ona jest wredna.
Była na niego wściekła i nie uwierzyła w te jego bajdy o przyjaciółce. Uznała, że najzwyczajniej jest o nią zazdrosny i tyle.


Aniela nie pozostała długo sama, bo na horyzoncie pojawił się Michał, absolwent architektury, z którym prędko znalazła wspólny język. Michał był bardzo pogodnym i pozytywnie nastawionym do świata człowiekiem i to właśnie ujęło w nim Anielę najbardziej. Drugą rzeczą był jego stosunek do Lidki.


Nie krytykował jej tak jak Zbyszek, nie miał pretensji, że jest z nimi w kinie, na zabawie sylwestrowej, na piknikach i prywatkach. Zaakceptował ją z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie komentował jej smętnych nastrojów, jej mrukowatości i mało wyostrzonego dowcipu. Przyswoił informację, chociaż nigdy bezpośrednio niewyartykułowaną przez Anielę, że Lidka była, jest i będzie, i to się nigdy nie zmieni. Czasami tylko pytał z ciekawości, dlaczego Lidka nie ma chłopaka i dlaczego nie szuka swojej drugiej połówki.
 - Wiesz – tłumaczyła Aniela – ona jest bardzo specyficzna i może ma trochę zaburzoną samoocenę, ale przy tym wszystkim jest naprawdę przyjazna, życzliwa i uczynna. Znamy się i przyjaźnimy od podstawówki a ja nie chciałabym, żeby taka piękna przyjaźń nie przetrwała przez jakieś nieuzasadnione animozje. 
Michał wydawał się rozumieć i rzadko drążył ten temat.

Nadszedł ciepły czerwiec. Aniela za chwilę miała bronić pracę dyplomową a po obronie wreszcie solidnie wypocząć. Michał obiecywał, że zabierze i ją, i Lidkę na Kaszuby.
 - To chyba najpiękniejszy rejon Polski. Bywałem tam wielokrotnie i nigdy nie wyjechałem stamtąd rozczarowany.

Wyjechali w połowie lipca. Michał zarezerwował na tydzień domek kempingowy na terenie gospodarstwa agroturystycznego. Aniela nie nastawiała się na jakieś wielkie zwiedzanie. Pisanie pracy dyplomowej i rysowanie w formie załącznika projektu inwestycji dały jej w kość więc czas, który teraz miała tylko dla siebie chciała wykorzystać na regenerację sił.
Okolica rzeczywiście ją urzekła. Rozlokowali się na dole a Lidkę umieścili na piętrze. Popołudnie poświęcili na rekonesans. Następnego dnia Michał był gotowy zwiedzać, ale Aniela odmówiła.
 - Jedź z Lidką, ja naprawdę potrzebuję ciszy i spokoju.
Tak właśnie zrobił. Im bardziej zagłębiali się w Szwajcarię Kaszubską tym więcej urzekało go rzeczy. Nie przejmował się tym, że Lidka niezbyt entuzjastycznie podchodziła do tej eskapady. On uwielbiał takie miejsca i był w swoim żywiole. Dotarli do miejscowości Węsiory znanej z kamiennych kręgów. Nie były takie imponujące jak te w Stonehenge, ale też niosły spory bagaż historii i były fascynujące. Podobne kręgi znaleziono w Odrach i tam też dotarli.


Było już dość późno, gdy dojechali do jakiegoś zajazdu. Oboje byli głodni i Michał zamówił im ciepłą kolację. Po niej zadzwonił do Anieli przepraszając, że wrócą dopiero jutro.
 - Dowiedziałem się, że dwadzieścia kilometrów stąd archeolodzy odkopali jakieś artefakty i chciałbym to zobaczyć. To ponoć stare mury trzynastowiecznych zabudowań i ceramika. Nie gniewaj się, ale bardzo mnie ciągnie w to miejsce.
 - Nie gniewam się – odpowiedziała. Znała te jego ciągoty do wykopalisk. – A jak Lidka?
 - Znudzona - roześmiał się. – Tak naprawdę to nie wiem. Z jej twarzy trudno wyczytać jakieś emocje, ale nie narzeka i nie protestuje, że dzisiaj nie wracamy. Będziemy jutro w porze obiadowej. Do zobaczenia kochanie. - Po telefonie do Anieli wrócił do zajazdu i zapytał o nocleg. – Potrzebujemy dwa oddzielne pokoje.
 - Został nam tylko jeden i to dwuosobowy z jednym podwójnym łóżkiem. Mamy prawie komplet gości. Wakacje są.
 - No dobrze. Niech będzie – mruknął. – Chyba się nie pozabijamy, co Lidka?
Uśmiechnęła się tylko do niego kiwając głową.

Już zasypiał, gdy poczuł oddech na swojej szyi i dłonie wślizgujące mu się pod podkoszulek. Błądziły po jego ciele wprawiając je w błogi dreszcz.
 - Lidka?
 - Ciii… - usłyszał tuż przy swoim uchu. Odwrócił się do niej. Była zupełnie naga. Jej skóra w świetle księżyca wydała mu się biała jak alabaster. Pogładził jej ramię. Było aksamitne, przyjemne w dotyku i gładkie jak jedwab.
 - Co ty robisz? Aniela nigdy ci tego nie wybaczy – szepnął spanikowany.
 - Aniela o niczym się nie dowie, prawda? Będziesz milczał jak grób i ja też. – Usiadła na nim okrakiem ściągając jednocześnie z niego bokserki. Uśmiechnęła się. Był pobudzony. Przejechała językiem po jego męskości wkładając ją sobie do ust. Jej ruchy były od razu szybkie i mocne. Nie bawiła się w delikatność. Poczuł mrowienie w dole brzucha i niemal odpłynął. Błyskawicznie usiadła mu na biodrach i jednym ruchem połączyła ich ze sobą. Ujeżdżała go. Najzwyczajniej w świecie ujeżdżała go nie pozwalając mu złapać tchu. Jeszcze nigdy nie miał tak ostrego seksu nawet z Anielą. Lidka zachowywała się jak dzikie zwierzę. W życiu nie podejrzewałby ją o taki temperament. Przerzucił ją na plecy wkładając ręce pod jej pośladki. Szczupłe, długie nogi Lidki tworzyły teraz w powietrzu pełny szpagat.
 - Rżnij mnie i nie przestawaj – wyszeptała zduszonym głosem. Poruszał się w niej jak szalony i tak jak chciała brutalnie, mocno i dziko. Spięła nogami jego biodra jak klamrą. Jeszcze bardziej zintensyfikował ruchy. Wiła się pod nim jak piskorz zmieniając co chwilę pozycję. Była bardzo zwinna. Nawet nie musiał przerywać penetracji. Teraz miał przed oczami jej lśniące bielą plecy. Przesunął dłonie z bioder łapiąc za jej niewielkie piersi. Pochyliła się do przodu na zgiętych łokciach.
 - No dalej, dalej… Pokaż co potrafisz – usłyszał jej cichy głos. Trzymając ją jedną ręką podniósł się z łóżka i oparł o ścianę zarzucając sobie jej nogi na ramiona. Zdziwił się, że jest taka lekka jakby nic nie ważyła. Poczuł jak rośnie w nim to ogromne podekscytowanie i jeszcze bardziej przyspieszył. Odchyliła głowę do tyłu otwierając usta. Nagle wystrzelił w nią uwalniając z siebie całe pokłady nagromadzonego podniecenia. Nadal się poruszał, ale już nie tak intensywnie. Lidka westchnęła cicho. Ona też doszła tuż po nim. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się do niego.
 - Było wspaniale, prawda?
 - Prawda, – powtórzył jak automat – ale nigdy nie powinno było się wydarzyć.
 - Nie musisz mieć wyrzutów sumienia. Czy kiedykolwiek uprawiałeś tak wspaniały seks z Anielą?
 - Nie, nigdy… - odpowiedział zgodnie z prawdą.
 - W takim razie nie wychodź ze mnie a przekonasz się, że za chwilę dokonam prawdziwego cudu.
Ułożył się na łóżku wciąż trzymając w dłoniach jej pośladki a ona zaczęła po prostu tańczyć siedząc na nim. Pochyliła się do jego ust, muskała szyję, pieściła sutki i pępek, masowała jądra. Po kilku minutach tych zabiegów poczuł, że znowu rośnie w niej i twardnieje. W życiu mu się to nie zdarzyło. Nigdy nie przeżył jednego stosunku po drugim. W ogóle nie sądził, żeby to było możliwe. Ona rzeczywiście dokonywała cudu. Już wiedział, że tej nocy nigdy nie zapomni i miał pewność, że będzie tęsknił za tym brudnym, wyuzdanym, zwierzęcym seksem z Lidką. Tej nocy kochali się trzy razy. Trzy razy dochodził i trzy razy dawał Lidce rozkosz. Kiedy rano schodzili na śniadanie ona znowu była małomówna i zamknięta w sobie.

Dojechali do miejsca wykopalisk. Michał porobił kilka zdjęć artefaktów, ale już nie był tym znaleziskiem tak podekscytowany. Teraz w głowie siedziała mu Lidka i seks z nią. Nie potrafił się od tych myśli uwolnić.


Wracali nie odzywając się do siebie słowem. Michał czuł się winny. Jakby nie patrzeć zdradził Anielę z jej najlepszą przyjaciółką a jednak wciąż odczuwał to dziwne podniecenie, które wywoływało gęsią skórę i przyprawiało ciało o błogi dreszcz. W pewnym momencie skręcił w boczną, leśną drogę zatrzymując się na niewielkiej polance jakiś kilometr od głównej trasy. Odpiął pas i spojrzał na Lidkę. Była zdziwiona, ale nie zadawała pytań.
 - Chcę, żebyś wiedziała, że to był najpiękniejszy seks jaki kiedykolwiek mi się przydarzył. Pragnę zrobić to raz jeszcze.
Przejechała językiem po spierzchłych wargach i uśmiechnęła się. Nawet nie zdawała sobie sprawy jak bardzo podniecający to był odruch. Michał zadrżał i przylgnął do jej warg rozpinając jej bluzkę. Pomogła mu pozbywając się odzieży swojej i jego błyskawicznie. Przenieśli się na tylne siedzenie. Znowu doświadczał zupełnie ekstremalnych doznań a Lidka uśmiechała się tylko tajemniczo.

czwartek, 23 kwietnia 2020

CICHA WODA - rozdział 1

„CICHA WODA”


ROZDZIAŁ 1


Były od siebie zupełnie różne jak ogień i woda, jak niebo i ziemia, jak piekło i raj. Tak było od zawsze a jednak w jakiś niewytłumaczalny sposób przylgnęły do siebie już w pierwszej klasie podstawówki. Przeciwieństwa się przyciągają i tak chyba było w ich przypadku, bo ich przyjaźń zdecydowanie potwierdzała tę regułę.
Lidka pochodziła z wielodzietnej rodziny. W sumie było ich pięcioro a ona trzecia z kolei. Była zamknięta w sobie. Nie pytana nigdy nie odzywała się pierwsza i sprawiała wrażenie, że najchętniej ukryłaby się w najciemniejszym kącie, byleby nie zwracać na siebie uwagi. W szkole zazwyczaj chowała się za plecami kolegów, żeby nie być wywołaną do tablicy a jeśli już to się zdarzyło, szła na środek klasy jak na ścięcie z purpurowymi od wstydu policzkami i spuszczoną głową. Nie była zdolna. Jeśli dostawała dobre oceny to tylko dlatego, że nauczyła się materiału na pamięć.
Rodzice nie rozpieszczali jej podobnie jak i jej rodzeństwa. Oboje ciężko pracowali w tutejszej fabryce. Wracali zmęczeni i pozbawieni ochoty na zajmowanie się dziećmi przez resztę dnia. Lidka w wieku siedmiu lat doskonale potrafiła zadbać nie tylko o siebie, ale i o dwóch młodszych braci szykując im śniadania lub podgrzewając przygotowany przez matkę dzień wcześniej obiad. Rodzina żyła bardzo skromnie. Lidka zawsze „zdzierała” ciuchy po swoich starszych siostrach, co uważała za bardzo krzywdzące, bo z tego powodu dzieci w szkole często naśmiewały się z niej a ona nawet się nie broniła, tylko zalewała łzami.


To szybko się zmieniło, gdy miesiąc po rozpoczęciu roku szkolnego przyjęto do klasy nową dziewczynkę. Aniela zajęła miejsce w ławce koło Lidki, obok której nikt wcześniej nie chciał siedzieć. Lidka z nabożną czcią przyglądała się koleżance, bo ta była po prostu śliczna i w dodatku pięknie ubrana. Na przerwie obie poszły w najdalszy kąt korytarza i zaczęły rozmawiać. W dodatku Aniela podzieliła się z Lidką śniadaniem. Kanapka z szynką. Nie pamiętała kiedy ostatni raz jadła takie pyszności. Nawet na święta mama kupowała wyłącznie najtańszą wędlinę.
 - Jak masz ochotę, to zjedz i tę drugą. Ja nie jestem głodna – Aniela uśmiechnęła się podsuwając Lidce chrupiąca bułeczkę. – Znasz wszystkich w klasie? Przyjaźnisz się z kimś?


Lidka zaprzeczyła.
 - Dokuczają mi i są złośliwi, bo biednie się ubieram. Nie rozumieją, że moich rodziców nie stać jest na lepsze ubrania. Mam jeszcze czwórkę rodzeństwa… - wyjaśniła. Aniela ze zrozumieniem pokiwała głową.
 - Jeśli się zgodzisz ja będę twoją przyjaciółką.
Lidka podniosła głowę i uśmiechnęła się uszczęśliwiona od ucha do ucha.

Od tej pory stały się nierozłączne. Lidka została stałym bywalcem w domu Anieli. Często jadała u niej obiady, odrabiały razem lekcje i praktycznie spędzały ze sobą całe dnie.
Aniela była jedynaczką, oczkiem w głowie swoich rodziców, którzy dbali, żeby córce nie zabrakło ptasiego mleka. Te opiekuńcze skrzydła rozłożyli także nad Lidką. Bywało, że jeśli kupowali coś córce, to Lidka dostawała to samo. Dzięki temu zaczęła wyglądać nieco lepiej, na tyle lepiej, że przestano wreszcie z niej drwić. Nadal nie była zbyt wylewna. Tylko przed Anielą się otwierała, chociaż częściej bywało, że to Aniela opowiadała coś ciekawego. Lidka była wiernym słuchaczem. Nie przerywała tylko chłonęła słowa przyjaciółki. Często potrafiła też mądrze doradzić za co Aniela była jej bardzo wdzięczna. Mimo że były tak różne i mające skrajnie inne charaktery, dogadywały się znakomicie. Lidka była jak cień Anieli zawsze półkroku za nią i o jedno zdanie mniej. Może właśnie dlatego Aniela tak ją polubiła, że była taka cichutka, ustępliwa, niekonfliktowa, uczynna i zawsze zadowolona.

Lata mijały. Obie dziewczynki skończyły podstawówkę i poszły do szkół średnich. Lidka do szkoły zawodowej, Aniela do liceum. Zaczął się dla nich bolesny okres dojrzewania. I o ile Lidka walczyła z własną chudością, małymi piersiami i wiecznym trądzikiem, tak Aniela nabierała prawdziwie kobiecych kształtów. Nastały pierwsze miłości i pierwsze randki jeszcze nieporadne i bardzo nieśmiałe tak jak pierwsze pocałunki. Lidka zawsze była obok. Na palcach jednej ręki można było policzyć ile razy Aniela była z chłopakiem sam na sam. Takie sytuacje nie wynikały z tego, że Lidka była nachalna i sama dopraszała się udziału w takich spotkaniach. Inicjatywa zawsze wychodziła od Anieli, której było żal przyjaciółki. Chłopakom tej pierwszej nigdy nie wydawało się to normalne. Nie chcieli przyzwoitki na randkach, ale Aniela zawsze stawiała warunek, że albo idzie z nimi Lidka, albo nie będzie żadnej randki.
To nie zmieniło się nawet wówczas, gdy po trzech latach nauki Lidka podjęła pracę w fabryce a Aniela uczyła się dalej. Była ambitna i zdolna. Po skończeniu liceum dostała się na wymarzoną architekturę. Zajęć było mnóstwo, ale nawet wtedy znajdowała czas dla Lidki. Rysowała mnóstwo projektów na zaliczenia. Lidka siedziała wówczas cichutko w fotelu z podwiniętymi nogami i sącząc kawę opowiadała jej o pracy w fabryce.


Pytana przez Anielę o jakichś chłopaków, których mogła tam poznać, Lidka zawsze krzywiła się mówiąc, że nie ma tam nic godnego uwagi. Za to słuchała chętnie opowieści o męskiej części wydziału architektury. Aniela nigdy nie była sama. Wciąż kręciło się wokół niej kilku adoratorów. Najpierw był Zbyszek, przystojny blondyn o zielonych, magicznych oczach. Syn zamożnych rodziców posiadający własny samochód często przyjeżdżał po Anielę odwożąc ją na zajęcia lub przywożąc do domu. Na widok Lidki zazwyczaj kręcił nosem. Nie lubił jej. Uważał, że jest mało towarzyska, mrukliwa i kompletnie pozbawiona poczucia humoru. Parę razy próbował wyjaśnić Anieli, że chciałby tylko z nią spędzać miłe chwile i Lidka w ogóle nie jest tu potrzebna, ale Aniela nie zgadzała się z nim.
 - Ona jest trochę wycofana, – mówiła – ale jak pozna się ją bliżej, to dużo zyskuje. Jest moją przyjaciółką. Za nią dałabym się posiekać. Mam jej zamknąć drzwi przed nosem i powiedzieć, żeby nie przychodziła? Też byś tak postąpił ze swoim najlepszym przyjacielem?
Na takie dictum Zbyszek nie miał argumentów i niechętnie przystawał na obecność Lidki. Uważał, że jest głupia i kompletnie pozbawiona taktu, bo gdyby go miała wiedziałaby, że randka to dwie osoby a nie trzy. Czasami zachodził w głowę, jak ona może nie czuć skrępowania patrząc na ich czułości, przytulania i pocałunki. Przecież nikt normalny nie wgapia się bezczelnie w całującą się namiętnie parę. Lidce w ogóle zdawało się to nie przeszkadzać.


Aniela miała na swoim roku grupkę zaprzyjaźnionych osób. Część z nich tworzyła pary, reszta była singlami. Jeżdżenie w ramach zajęć na tzw. plenery jeszcze bardziej scementowało relację grupy. Podczas jednego z takich wyjazdów odkryli piękne miejsce położone w lesie nad urokliwym jeziorem. Nadawało się idealnie na weekendowe wypady więc postanowili, że właśnie tutaj będą spędzać swój wolny czas. W każdą sobotę zabierali namioty, śpiwory i jechali, żeby naładować baterie. Aniela nie byłaby sobą, gdyby nie opowiedziała Lidce o tym miejscu.
 - Koniecznie musisz z nami tam się wybrać. Jestem pewna, że zakochasz się w tym zakątku a przy okazji poznasz ludzi z mojego roku. To naprawdę fajna i zgrana paczka.
Lidce nie trzeba było dwa razy powtarzać. Oczywiście, że była chętna. Gdzie Aniela tam i ona.
Pojechały samochodem Zbyszka, który kolejny raz kręcił nosem na towarzystwo Lidki, ale już nie komentował tego głośno, żeby nie drażnić Anieli. Kiedy dojechali na miejsce okazało się, że większość grupy już jest i rozbija namioty. Rozbili się i oni. Mały, jednoosobowy zajęła Lidka, dwójkę Aniela ze Zbyszkiem.
Pogoda była wymarzona dlatego nie chcąc stracić nic z tego pięknego dnia rozłożyli leżaki i zalegli na nich. Lidka jak zwykle trzymała się nieco z boku. Zbyszek uważał, że z jej strony to tylko stwarzanie pozorów, że niby jest taka taktowna i dyskretna i nie chce im przeszkadzać.


Aniela przymknęła oczy ukołysana ciszą i niezwykłym spokojem tego miejsca. Fale jeziora cicho odbijały się od brzegu pozwalając się lizać promieniom słonecznym. Gwar rozmów zdawał się oddalać od niej aż w końcu całkiem ucichł. Zasnęła. Obudził ją zapach skwierczącego na grillu mięsa i duszonych w saganku ziemniaków. Otworzyła oczy i rozejrzała się dokoła. Zbyszka nie było, Lidki również. Wstała z leżaka przesłaniając ręką oczy przed rażącym słońcem i ruszyła w stronę grupki osób zgromadzonych wokół grilla.
 - Nie widzieliście Zbyszka i Lidki? – zapytała. Kilku kolegów uśmiechnęło się ironicznie patrząc znacząco na siebie.
 - Widzieliśmy. Powinni już być tutaj od przynajmniej godziny. Popłynęli na drugi brzeg po napoje i zaginęli w akcji – odpowiedział jeden z nich.
 - Wpław popłynęli? – zdziwiła się. To pytanie wywołało salwę śmiechu.
 - Aniela, łódką popłynęli. Taką na wiosła, ale niewykluczone, że wracają wpław, dlatego tak długo im schodzi – zarechotał inny.
 - Nie wiem, co w tym śmiesznego- zrugała ich. - Może coś im się stało, a wy sobie jaja robicie.
 - Nie przejmuj się. Na pewno zaraz się zjawią – pocieszyli ją.

czwartek, 16 kwietnia 2020

ZAŚLEPIENIE - rozdział 13 ostatni

ROZDZIAŁ 13
ostatni


 - Tak…, ale nie tutaj… Chodźmy na spacer. Dziewczynki zobaczą trochę zwierząt, a my porozmawiamy.
Szli wolno asfaltową alejką a przed nimi biegły bliźniaczki zatrzymując się od czasu do czasu przy jakimś wybiegu.


 - Bardzo zawiniłem wobec ciebie Ula – zaczął Marek. – Zdałem sobie z tego sprawę dopiero jak wyjechałaś. To zawsze tak jest, że zaczynamy doceniać coś dopiero wtedy jak to stracimy. Ja nie mogłem się opamiętać. Rozpaczałem jak jeszcze nigdy w życiu. Czułem się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce. Nie potrafiłem się z tym pogodzić. Wszystko zacząłem rozumieć dopiero po rozmowie z mamą. To ona uświadomiła mi jak karygodny błąd popełniłem i że straciłem szansę na szczęśliwe życie. Życie z tobą. Miotałem się jak ranne zwierzę i gdyby nie dzieci pewnie palnąłbym sobie w łeb. Sebastian to wszystko widział i któregoś dnia powiedział mi, że wyglądam jak ktoś, kto stracił kogoś najbliższego, najważniejszego i najdroższego sercu. Powiedział, że nawet nie zdaję sobie sprawy jak bardzo cię kocham. To było takie odkrywcze, że zaniemówiłem a potem przyznałem mu rację. Moją największą miłość miałem pod samym nosem i pozwoliłem, żeby wymknęła mi się z rąk. Kocham cię Ula jak nigdy nikogo nie kochałem. Szukałem tej miłości latami w klubach wypełnionych oparami alkoholu i papierosów. Tymczasem moja miłość była tuż obok szlachetna, dobra i czysta. Ależ byłem głupi… Przepraszam cię za te wszystkie kobiety, z którymi przyłapywałaś mnie w różnych sytuacjach. To było niskie i podłe. Przepraszam, że wykorzystywałem twoją dobroć, łagodność i oddanie. To było grubo nie w porządku. Byłem cholernym egoistą, który nie dbał o nic i o nikogo. Kiedy wyjechałaś postanowiłem, że od teraz będzie inaczej, lepiej. Żeby nie myśleć o tobie rzuciłem się w wir obowiązków i tych zawodowych, i tych domowych. Wziąłem wreszcie odpowiedzialność Ula za firmę i za moją rodzinę. Harowałem jak wół, urabiałem sobie ręce po łokcie, a efekty przerosły moje najśmielsze oczekiwania. Firma stoi rewelacyjnie. Jest w świetnej kondycji finansowej. Zmodernizowałem szwalnie, rozbudowałem sieć sklepów. Zawarłem kontrakty na najbliższe dziesięć lat nie tylko z polskimi kooperantami, ale i z firmami zagranicznymi. To zaprocentowało i pozwoliło podnieść ludziom pensje. Dziewczynek też nie zaniedbałem. Nie prosiłem rodziców o pomoc, ponieważ uznałem, że to ja sam powinienem się nimi zająć, bo są moje. Poświęcam im sporo czasu. Uczę je czytać i pisać. Wymyślam ciekawe zajęcia. Tylko za każdym razem słyszę, że fajnie byłoby upiec z ciocią pierniczki na święta lub usmażyć naleśniki z najlepszym nadzieniem na świecie. Ja tego nie przebiję Ula choćbym wyszedł ze skóry. One cię kochają i wciąż wierzą, że nadejdzie dzień, w którym do nich wrócisz. Do nich i do mnie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. To prawdziwa udręka nie mieć cię koło swego boku. Najgorsza jest tęsknota i tak ogromnie boli, że człowiekowi chce się wyć. Jeśli jesteś w stanie, to proszę wybacz mi. Ja już nie wrócę do tej niechlubnej przeszłości, bo wstydzę się za nią. Zmieniłem się Ula. Ty mnie zmieniłaś i jeśli teraz mi powiesz, że nie czujesz do mnie absolutnie nic to moja desperacja sięgnie zenitu. Wiem, że mnie kochałaś. Ja też cię kocham, chociaż uświadomiłem to sobie całkiem niedawno. Dajmy sobie szansę. Jeśli tego nie zrobimy, oboje będziemy nieszczęśliwi – wyciągnął zza pleców ten ogromny bukiet róż i runął przed nią na kolana. – Stańmy się prawdziwą rodziną Ula. Klęczę tu przed tobą i błagam, zostań moją żoną. Nie zawiodę cię, bo jestem już innym człowiekiem. Jesteś miłością mojego życia. Chcę być z tobą szczęśliwy i przy tobie się zestarzeć – otworzył zaciśniętą pięść. Na dłoni spoczywał najpiękniejszy pierścionek jaki w życiu widziała. Nie potrafiła opanować emocji jakie wywołała spowiedź Marka. Rozpłakała się na cały głos nie bacząc na przechodzących ludzi. Podbiegły do nich dziewczynki zauważywszy, że coś się dzieje. Zrozumiały, że to coś ważnego. Marek podniósł głowę. Jego twarz też była mokra od łez.
 - Właśnie poprosiłem Ulę o rękę – wyjaśnił. Obie przytuliły się do szlochającej Uli.
 - Ciociu zgódź się. My od tak dawna o tym marzymy. Mówiłaś, że nas kochasz. My też cię bardzo kochamy i chcemy być z tobą.
 - Zgadzam się, – wyszeptała – ale jeśli wrócisz do dawnych nawyków odejdę, bo nie będę w stanie z tobą być.
Marek podniósł się z klęczek i wsunął jej pierścionek na palec.
 - O tym nie ma mowy. To zamknięty rozdział, który najchętniej wymazałbym ze swojej pamięci – przyciągnął ją do siebie i zamknął w ramionach. – Nawet nie wiesz jak wielki ciężar spadł mi z serca. Bardzo cię kocham. Jest tu jakaś knajpka? Chyba wszyscy musimy trochę ochłonąć.
 - Jest, ale kawałek stąd. Lepiej wróćmy do biura. Spakuję swoje rzeczy i pojedziemy na jakiś obiad tu niedaleko, a potem zabiorę was do domu.

Siedzieli w jej pokoju gościnnym popijając kawę. Dziewczynki bawiły się na balkonie. Marek ujął dłoń Uli i przycisnął do ust.
 - Kiedy planujesz wrócić do Warszawy? Ja wiem, że nie możesz tak z dnia na dzień, bo musisz pozałatwiać mnóstwo spraw, ale chociaż w przybliżeniu.
 - Naprawdę nie wiem… Postaram się jak najszybciej. Sama doszłam niedawno do wniosku, że zmiana miejsca pobytu była błędem. Myślałam, że przestanę cię kochać, a tymczasem kochałam cię coraz bardziej. To było nie do zniesienia. Jak mnie w ogóle znalazłeś?


 - To nie ja, to dziewczynki. Oglądały telewizję i pokazywali jakąś akcję charytatywną na rzecz ZOO. Rozwrzeszczały się jak zobaczyły ciebie. Obejrzałem relację do końca a namiary na ZOO wziąłem z internetu. To było jakiś miesiąc po twoim wyjeździe. Nie chciałem cię od razu szukać, bo wtedy nie mogłem się jeszcze niczym pochwalić. Potem pomyślałem, że dzień matki będzie taki symboliczny. Jeśli dasz mi klucze od mieszkania przygotuję je na twój powrót. Zrobimy w nim porządek i zaopatrzymy lodówkę. Może już teraz mógłbym coś wziąć. Nie chcę wracać od razu, bo wziąłem tydzień urlopu. Pozwiedzamy trochę. Może ty też mogłabyś wziąć jakieś wolne?
 - Zapytam, ale myślę, że Anna nie będzie miała nic przeciwko temu. Poza tym muszę ją przygotować na to, że znowu będzie musiała dać ogłoszenie o pracę. A na moje stanowisko przyjąłeś kogoś?
 - Adam jest pełniącym obowiązki i zamierzam dać mu nominację, bo świetnie sobie radzi. Ty zostaniesz wiceprezesem i mam nadzieję, że nie odmówisz.
Uśmiechnęła się do niego wdzięcznie.
 - Nie odmówię.
 - Podasz mi swój nowy numer?
 - Jest taki jaki był. Nie zmieniłam. – Zrobił taką minę, że parsknęła śmiechem.

Od momentu, w którym wrócił do stolicy działał na wysokich obrotach. Opowiedział o przebiegu tej wizyty rodzicom i Sebastianowi. Przyznał, że oświadczył się Uli i został przyjęty, a teraz będzie załatwiał ich ślub najszybciej jak to tylko możliwe. Tempo miał naprawdę zabójcze. Obrączki, zaproszenia i termin w kościele zaklepał w ciągu jednego dnia. U Pshemko zamówił suknię z ostatniej kolekcji. Miała być najpiękniejsza i to pozostawił już w gestii mistrza podobnie jak sukienki dla Marty i Dorotki. Helena udostępniła ogród, w którym miał stanąć namiot dla gości weselnych.
Do Uli dzwonił codziennie informując ją o postępach. Wreszcie powiedział jej, że ich ślub odbędzie się na początku sierpnia a dokładnie trzeciego w kościele w Rysiowie. Wyznał jej, że poszedł do taty Cieplaka i opowiedział mu o wszystkim a głównie o tym, że kocha jego córkę nad życie, że się jej oświadczył i został przyjęty. Poinformował też o dacie ślubu. Jeszcze tego samego dnia Ula rozmawiała z ojcem i potwierdziła rewelacje Marka. Józef nie był za bardzo zadowolony jednak wyjaśniła mu, że Marek bardzo się zmienił a ona może zostać żoną tylko jego, bo nie przestała go kochać ani trochę. Pod koniec lipca wróciła do Warszawy. Anna rozstawała się z nią z wielkim żalem, ale rozumiała jej potrzebę ustabilizowania sobie życia. Mieszkanie było wysprzątane na błysk, lodówka pełna a na stole pysznił się ogromny bukiet kwiatów, obok którego leżała kartka o treści: „Jeśli czujesz się na siłach to przyjedź do firmy”. Ruszyła od razu. Wiedziała, że musi pójść do Pshemko przymierzyć suknię, którą dla niej wybrał.
Na jej widok Marek zerwał się z fotela, podbiegł do niej i wpił się w jej usta. Całował ją długo i namiętnie.
 - Już się nie mogłem doczekać. Każda komórka mojego ciała wyła za tobą z tęsknoty. Dobrą miałaś podróż?
 - Dobrą, ale teraz nie chcę tracić czasu. Najpierw pójdę do Pshemko na przymiarkę a potem do Olszańskiego. Na koniec zajrzę do Adama i jeśli się zgodzisz osobiście wręczę mu nominację. Zasłużył sobie. Potem tu wrócę, napiję się kawy i razem pojedziemy po dziewczynki do seniorów. Z nimi też chcę się przywitać.

Siedzieli u Dobrzańskich w ogrodzie i omawiali ostatnie szczegóły dotyczące przygotowań ślubnych. Dziewczynki nie opuszczały Uli na krok jakby bały się, że znowu im ucieknie.
 - A wy już przymierzałyście swoje sukienki?
 - Są już gotowe. Ja będę miała krótką a Marta dłuższą, ale z tego samego materiału. Obie są śliczne. Babci też się podobają, bo mówi, że wyglądamy jak księżniczki.
 - Bo wyglądacie. Babcia ma rację. Moja suknia też jest piękna. Pshemko wybrał najładniejszą z kolekcji.


 - Właściwie dziewczynki mogłyby u nas zostać. Macie jeszcze tyle spraw do załatwienia… Do ślubu został niespełna tydzień i spokojnie mogą tu przez ten czas pomieszkać. Przynajmniej odpadnie wam codzienne przywożenie ich tutaj i odbieranie.
Marek spojrzał na córki.
 - To jak, zostaniecie u dziadków? To ułatwiłoby nam wiele rzeczy a przede wszystkim nie musielibyśmy się martwić, czy macie dobrą opiekę.
 - Zostaniemy...

Wracali na Pańską. Ula była zmęczona, ale szczęśliwa. Zaparkowali obok siebie i weszli do mieszkania. Nastawiła expres i przygotowała dwie filiżanki. Poczuła Marka dłonie oplatające ją w pasie i jego usta na swojej szyi.
 - Kocham cię i pragnę jak wariat – wyszeptał jakby się bał, że ktoś go usłyszy. Odwrócił ją do siebie i nie przestając całować zaczął rozpinać jej bluzkę. Pocałunki stały się coraz bardziej natarczywe. Gorączkowo pozbawiał ją odzieży przy okazji zrzucając z siebie własną. Po chwili zostali tylko w bieliźnie.
 - Jesteś taka piękna… - mruknął z czułością. Sięgnął po zapięcie biustonosza uwalniając jej piersi. Wziął ją na ręce i ruszył z nią do sypialni. Po chwili leżała przed nim kompletnie naga a on nie mógł oderwać od niej wzroku. Zrzucił z siebie bokserki i przywarł do jej ciała chłonąc jego zapach i gładkość skóry. Całował je i pieścił a ona wiła się pod jego ręką wilgotniejąc coraz bardziej. Usadowił się między jej nogami i wolno w nią wszedł. Westchnęła i przymknęła powieki. Pomyślała, że dzieje się prawdziwa magia a ona nigdy nie była taka szczęśliwa. Pchnięcia były głębokie i wolne jakby Marek chciał dotrzeć w najdalsze zakamarki jej ciała. Krzyknęła, gdy nagle przyspieszył. Penetrował energicznie i mocno drażniąc dłońmi jej płeć. To było trudne do zniesienia. Dygotała od samego dotyku jego palców. Przytulił się do jej ust wypełniając je językiem. Po chwili pocałunki przeniósł na piersi. Choć wydawało jej się to niemożliwe on jeszcze bardziej przyspieszył. Stały rytm tych pchnięć wywołał u niej falę błogiej rozkoszy. Pod jej wpływem zaczęła pulsować czując niesamowitą przyjemność. Marek doszedł wypełniając jej wnętrze swoim ciepłem. Otworzyła oczy i zobaczyła jego twarz nad swoją. Nadal czuła go w sobie. Uśmiechnął się do niej.
 - To było piękne i mocne – szepnął. – Było wspaniałe. Kocham cię.

Wesele było bardzo udane. Udane do tego stopnia, że Józef przekonał się wreszcie do szczerych intencji swojego zięcia i zaprzyjaźnił się z seniorami znajdując z nimi wiele wspólnych tematów do dyskusji. Betti nie odstępowała bliźniaczek na krok i wynajdowała im coraz ciekawsze zabawy. Catering załatwiony przez Marka okazał się wspaniały, a zespół, który przygrywał do tańca – rewelacyjny. Wszyscy goście wydawali się bardzo zadowoleni.
Pierwszego września jako jedna rodzina Ula i Marek towarzyszyli bliźniaczkom. Szły do pierwszej klasy. Oboje z dumą patrzyli na swoje dzieci uzbrojone w wielkie rogi obfitości wypełnione po brzegi słodyczami. Tuż po ślubie Ula przeniosła się na Sienną, ale Marek wciąż marudził, że jednak mają tu za mało miejsca i uparcie szukał dla nich domu. W końcu trafiła się okazja i nabyli ładną, piętrową willę z urokliwym ogrodem. Mieszkanie Uli zaanektował Jasiek, a Marek swoje sprzedał. Wkrótce okazało się, że Ula jest przy nadziei. Cieszyła się i bała jednocześnie, bo w wieku trzydziestu czterech lat ciąża niosła ze sobą spore ryzyko. Marek znalazł dobrego lekarza, który monitorował ciążę Uli aż do rozwiązania. Do końca nie chcieli znać płci dziecka. Urodził się chłopiec tak podobny do Marka, że nawet dołeczki w policzkach miał takie jak on. Dobrzański szalał ze szczęścia podobnie jak bliźniaczki, które nie odstępowały małego na krok.


Marek z każdym dniem czuł się coraz bardziej szczęśliwy i spełniony jako mąż i ojciec. Wciąż powtarzał, że mama miała rację mówiąc, że tylko z Ulą może przeżyć życie w wielkim spokoju, wzajemnym poszanowaniu i ogromnej miłości. Helena nie pomyliła się. Od początku wiedziała, że Ula jest tą jedyną i właściwą kobietą dla jej syna.

K O N I E C