Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 marca 2018

ZŁE NAWYKI - rozdział 14

KOCHANI
Z okazji nadchodzących Świąt  Wielkanocnych życzę Wam ciepłej, rodzinnej i radosnej atmosfery, wiosennego nastroju i bogatych prezentów od zająca.
Wszystkiego najlepszego.




ROZDZIAŁ 14


Przywitała się z Magdą i weszła do gabinetu Marka.
 - Przyniosłam to sprawozdanie – pomachała plikiem kartek. – Wszystko jest dobrze, tylko w dwóch miejscach zrobiłam korektę. Poprawiaj i pisz.
 - Bardzo się cieszę – rzekł odbierając od niej pismo – i naprawdę mi ulżyło.
 - Musisz mieć więcej wiary we własne możliwości. Wygląda na to, że jak chcesz, to potrafisz. Wracam do siebie. Mam jeszcze trochę roboty.
Po wyjściu Uli szybko wprowadził poprawki do tekstu i wydrukował go. Jego treść przesłał mailem do Magdy i Sebastiana. Wstał od biurka i przeszedł do sekretariatu ponownie wręczając asystentce dokumentację obu szwalni i informując ją, że może pisać sprawozdania opierając się na tekście, który jej przesłał. Potem poszedł do kadrowego. Trochę go niepokoiło, że do tej pory nie przyszedł z protokołami.
 - Jak ci idzie? Kończysz?
 - No nie…
 - Nawet mi tak nie mów. Wysłałem ci mailem wzór sprawozdania. Jeszcze dzisiaj muszą być gotowe. Nie odpuszczę ci tego. Jutro rano mam zamiar złożyć wszystko u Febo, więc postaraj się. Ja wziąłem na siebie pięć szwalni i za chwilę siądę do sprawozdań, więc jeśli mnie się udało, to tobie też się uda. Sprężaj się przyjacielu – rzucił na odchodne.
Olszański zmełł przekleństwo w ustach i mruknął – żeby cię szlak trafił Dobrzański. Żeby cię szlak… - Szło mu wolno i opornie. Nie potrafił się skupić i co chwilę mylił tabele, w których miał wpisywać dane. Pewnie będzie musiał ślęczeć nad tym do wieczora. A mógł być ten wieczór taki miły…


Alex wszedł do swojego gabinetu i ze zdziwieniem odnotował obecność w nim Marka. Uścisnęli sobie dłonie.
 - Długo czekasz?
 - Nie… Tyle co przyszedłem.
 - Musiałem coś załatwić na mieście i stąd to spóźnienie. Masz jakąś sprawę? – wskazał na teczkę, którą Marek trzymał w dłoni.
 - Mam. Nawet dwie sprawy. Jak wiesz zrobiliśmy objazd po szwalniach. Tu są protokoły i sprawozdania podpięte do dokumentacji. Oprócz tego mam dla ciebie miesięczny raport.
Alex szeroko otworzył oczy ze zdumienia.
 - Naprawdę uporałeś się z tym wszystkim?
 - Naprawdę. Nie było łatwo, bo jak wiesz, nigdy nie przemęczałem się robotą, ale Ula bardzo mnie zdopingowała i ty także. Mam nadzieję, że wszystko zrobiłem jak należy. Gdybyś miał jakieś wątpliwości, to po prostu zadzwoń.
 - Bardzo ci dziękuję. To naprawdę miłe zaskoczenie i wysoce pozytywne. Zaraz to przejrzę.
 - To ja lecę. Zabieram się za organizację pokazu. Mam niecały miesiąc i nadzieję, że zdążę.
 - Zdążysz. Na pewno zdążysz. Jestem o to dziwnie spokojny.
Wyszedł od Alexa z uśmiechem na ustach. Zwłaszcza to ostatnie zdanie bardzo go podbudowało. Zdziwił się, że potrzeba naprawdę niewielkiej zachęty, żeby zdopingować człowieka do jeszcze większych starań. Wszedł energicznie do sekretariatu i oznajmił:
 - Magda, robimy naradę wojenną. Dzwoń po Olszańskiego.


Siedzieli u Marka w gabinecie i słuchali co ma do powiedzenia w sprawie pokazu.
 - Nie możemy spocząć na laurach. Alex pochwalił nas i ucieszył się, że oddaliśmy wszystko dwa dni przed terminem. Przed nami kolejny wysiłek i to chyba o wiele większy niż objazd po szwalniach, bo znacznie więcej rzeczy trzeba będzie ogarnąć. Przede wszystkim musimy poszukać miejsca, w którym moglibyśmy go urządzić.
 - Ale po co? – odezwał się Olszański. – Przecież hotel, w którym odbywały się do tej pory nadawał się do tego idealnie.
 - To prawda Seba, ale okazał się zbyt drogi. Mamy napięty budżet a ja nie mam zamiaru go przekroczyć nawet o złotówkę. Wprawdzie to wstępny budżet zawierający koszty szacunkowe, ale i tak muszę być ostrożny. Wiesz dobrze, że nigdy nie sporządzaliśmy tak ogromnego zestawienia kosztów. To będzie niejako nasz chrzest bojowy. Ten wstępny sporządził Alex, ale sam mówił, że jest dość nieprecyzyjny, bo już był tak zmęczony, że ledwo mógł myśleć. W takim stanie nie trudno o pomyłki. Tak czy siak, trzeba będzie przejrzeć jakieś oferty w internecie i wybrać najkorzystniejszą. Do tego dochodzi catering i w to chciałbym ubrać ciebie Magda. Zrób rozeznanie wśród firm cateringowych. Wybierz te z najkorzystniejszymi cenami i zrób rekonesans. Dalej zespół muzyczny. Nie taki co gra disco polo, ale jakiś porządny z dobrym repertuarem. To działka dla ciebie Sebastian. Tobie też powierzam drukarnię, wybór i zamówienie trunków, załatwienie obsługi bankietu i kwiaciarnię. Na pewno trzeba będzie zamówić wielki stojący kosz na finał pokazu. Sobie zostawiam wybór twarzy kolekcji, załatwienie modelek i modeli, oświetleniowców i dźwiękowców, sporządzenie listy gości, powiadomienie mediów i wybór pleneru na zdjęcia do katalogu. Reszta wyjdzie w trakcie. No to do roboty. Ja idę do Pshemko.

Olszański wyszedł od Marka z kwaśną miną. Miał dość. Uważał, że Marek celowo obarcza go nadmierną ilością obowiązków. Obwiniał już wszystkich o to, że musi harować jak ostatni głupek. Winą obarczał przede wszystkim Ulę, bo gdyby nie ona i ten absurdalny ślub, oni nadal wiedliby życie wiecznych chłopców bez trosk i kłopotów. Winił Alexa, bo uważał, że przesadza z tym zmęczeniem i wziął Krzysztofa na litość. Marek też dał się na to nabrać. Czuł, że go traci. Nie miał innych przyjaciół. Od zawsze miał tylko jego a teraz on nie ma dla niego nigdy czasu, bo wiecznie jest zajęty i uwierzył, że ma jakąś chorą misję do wykonania. Poczuł się samotny, opuszczony i nie potrafił poradzić sobie sam ze sobą. Ta bezradność go dobijała, a jednocześnie sprawiała, że narastał w nim bunt, złość i chęć zrobienie czegoś, co sprawiłoby, żeby było jak dawniej. Nie miał pojęcia, co by to miało być, ale wierzył, że coś wymyśli.


Termin pokazu zbliżał się wielkimi krokami. Nadszedł wrzesień. Marek dopinał budżet wciąż radząc się Uli i prosząc ją o przejrzenie poszczególnych pozycji. Udało mu się wynająć salę w Starej Pomarańczarni w Łazienkach. Budynek był zabytkowy, ale z wielkim potencjałem. Najpierw dogadał się telefonicznie, a potem wraz z Ulą wybrali się na oględziny, które wypadły bardzo pozytywnie. Uznali, że Pshemko będzie zachwycony. Marek musiał tylko dopilnować budowy wybiegu dla modelek w większej sali. W mniejszej miał być zorganizowany bankiet. Magda odwiedziwszy wszystkie interesujące ją firmy cateringowe wybrała tę najkorzystniejszą cenowo próbując wszystko, co miała do zaoferowania. Powoli przygotowania zaczęły nabierać rumieńców. Alex ułatwił Markowi sprawę dając listę gości, którzy zaproszeni byli na poprzedni pokaz. Również listę mediów. Marek był mu wdzięczny, bo to pozwoliło zaoszczędzić czas. Wraz z Ulą wypisywali zaproszenia, które Sebastian załatwił w drukarni. Wyglądało na to, że jednak zdążą, chociaż każdy z nich działał w dużym stresie.

Lato dobiegało końca. W porze lunchu Marek zabierał Ulę na spacery do leżącego nieopodal firmy parku. Tu łapali chwile oddechu spacerując wokół stawu i starodrzewu. Marek coraz częściej pozwalał sobie na intymne gesty w stosunku do Uli zachęcony tym, że nie protestowała i nie uciekała przed nimi. Dzisiaj też wybrali się na przechadzkę. Szli wolno zasłaną pierwszymi opadłymi liśćmi alejką. Marek objął ją i przytulił do swojego boku. Spojrzała na jego poważną, skupioną twarz. On już nie był tym Markiem jakiego znała z opowiadań Krzysztofa. Nie biegał po knajpach i nie wywoływał skandali pozwalając się fotografować z roznegliżowanymi panienkami. Te ostatnie miesiące wycisnęły na nim piętno. Piętno rozsądku i odpowiedzialności za własne czyny. Nie spodziewała się aż takiej przemiany i to w tak krótkim czasie, ale bardzo ją doceniała i była naprawdę z niego dumna. Pokochała go, bo stał się taki, o jakim marzyła. Teraz nie miała mu już nic do zarzucenia. Jej teściowie odetchnęli i mocno uwierzyli w jej moc sprawczą, chociaż ona mówiła im, że przecież nic takiego nie zrobiła, a jedynie rozmawiała z Markiem i uświadamiała mu najważniejsze rzeczy. Przylgnęła do niego mocniej.


 - O czym myślisz? Jesteś taki poważny i skoncentrowany…
Odwrócił do niej twarz i uśmiechnął się lekko.
 - Myślę jak to będzie i czy wszystko się uda. Trochę się boję, żeby nic się nie posypało. Bardzo mi zależy na tym, żeby podobało się rodzicom i obojgu Febo.
 - Naprawdę nie masz się czego obawiać – pocieszyła go. - Już niewiele zostało do roboty. To co najważniejsze macie ogarnięte. Więcej wiary, bo nic złego się nie stanie. Jestem tego pewna i dumna z ciebie, bo świetnie sobie poradziłeś.
Przystanął na środku ścieżki i wbił w nią spojrzenie swoich szarych oczu.
 - Naprawdę tak uważasz?
 - Nie mówiłabym ci o tym, gdybym myślała inaczej.
Objął ją mocno i przytulił twarz do jej policzka.
 - Nie wiem jak poradziłbym sobie bez ciebie. Dodawałaś mi otuchy, dopingowałaś do wysiłku, motywowałaś. Bardzo cię kocham Ula i szczerze przepraszam, że na początku naszego małżeństwa nie byłem wobec ciebie w porządku. To zdarzyło się tylko jeden raz i nigdy więcej już tego nie powtórzyłem, i nie powtórzę. Jesteś w stanie mi wybaczyć?
 - Już dawno ci wybaczyłam. Wybaczyłam w momencie, w którym dostrzegłam jak się zmieniasz. Już nie jesteś taki jak kiedyś i mam nadzieję, że tamten okres zamknąłeś na wielką kłódkę. Ja też cię pokochałam właśnie takiego jak teraz i nie chcę, żebyś się zmieniał.
Jego twarz pojaśniała i wypełzł na nią szczęśliwy uśmiech.
 - Nawet nie wiesz jak bardzo pragnąłem to usłyszeć. Modliłem się o to i bałem jednocześnie, że rok minie a ty odejdziesz, bo nie zdołasz mnie pokochać.
 - Bez obawy. Nigdzie się nie wybieram. Wracajmy. Kończy się przerwa na lunch.


Stara Pomarańczarnia w sobotnie popołudnie tętniła życiem. To właśnie dzisiaj miał się odbyć pokaz jesienno-zimowej kolekcji firmy Febo&Dobrzański. Zaczęli napływać pierwsi goście, których w otwartych drzwiach budynku witał Alex i Ula z Markiem. Pojawili się Dobrzańscy wraz z towarzyszącą im Pauliną. Przywitali się z nimi serdecznie. Krzysztof jak zwykle przytulił Ulę wyrażając zachwyt jej wyglądem.
 - Nie wiem jak ty to robisz moja droga, ale wyglądasz cudnie a twoja uroda jest powalająca.
 - Dziękuję tato – wyszeptała zawstydzona. Przywitała się z Pauliną i Heleną informując je, że wszyscy mają miejsca w pierwszym rzędzie. Pojawił się Sebastian z nieznaną Markowi panną uwieszoną na jego ramieniu. Junior odniósł wrażenie, że przyjaciel jest jakiś przygaszony i zasępiony. Nie miał jednak czasu, żeby dociekać, skąd u niego taki nastrój, bo musiał witać następnych gości.

Alex wyszedł na wybieg z mikrofonem w ręku. Przywitał wszystkich zgromadzonych informując ich przy okazji o najnowszych modowych trendach, które wyznaczył na ten sezon genialny projektant Pshemko.
 - Jestem pewien, że ta kolekcja nie zawiedzie państwa. Powiem jeszcze tylko, że całość pokazu zorganizowana została przez nasz dział promocji i marketingu pod kierownictwem dyrektora Marka Dobrzańskiego. A teraz zapraszam serdecznie na nasz show.
Kreacje wzbudziły szczery entuzjazm i zachwyt. Pshemko dostał owacje na stojąco, które trwały dłuższą chwilę. Chwilę jego triumfu. Wniesiono wielki kosz pełen kolorowych róż jako uwieńczenie pokazu. Alex ponownie wszedł na wybieg zapraszając zgromadzonych na bankiet.
Kiedy po licznych wywiadach zebrali się przy jednym stole prezes wstał i podniósł do góry kieliszek z szampanem.
 - Marek, to tobie należą się największe gratulacje oczywiście oprócz naszego mistrza. Miałem wątpliwości, czy poradzisz sobie, ale jak się okazało, zupełnie niepotrzebne. Spisałeś się bracie na medal. Sam lepiej bym tego nie przygotował. Wielkie podziękowania i dla ciebie Sebastian a także dla Magdy, Uli i Pauliny, bo i one miały w tym niemały udział. Wznoszę toast za Febo&Dobrzański.
Seniorzy byli wzruszeni. To dzisiaj był ten szczęśliwy dla nich dzień, gdy ich syn z wielkim zaangażowaniem zorganizował świetne widowisko. Nie zaniedbał niczego i dopieścił najdrobniejszy szczegół. Krzysztof poklepał Marka po ramieniu.
 - Nawet nie wiesz jak bardzo jesteśmy z ciebie dumni. Dorosłeś, spoważniałeś i zrozumiałeś, że w życiu są ważniejsze sprawy od zabawy w klubach. Bardzo nas to cieszy synku. Bardzo.
 - A ja dziękuję wam za piękną i mądrą żonę – przygarnął do siebie Ulę. – Z całą pewnością rozwodu nie będzie, bo kocham tę kobietę bardziej niż własne życie i całkiem niedawno dowiedziałem się, że ona mnie także. Mogę was zapewnić, że będą z tego wnuki – spojrzał na Ulę, której policzki przybrały kolor dojrzałego buraczka. Roześmiał się na całe gardło. – No nie wstydź się kochanie. Rodzice już nie mogą się ich doczekać. Zanim jednak się urodzą pozwól, – podał jej rękę – że zatańczymy. – Wyszedł z nią na środek parkietu i poprowadził w takt granej melodii. Był świetnym tancerzem a ona w jego ramionach czuła się lekka jak piórko. Tego wieczora zatańczyli mnóstwo tańców. Ula nie mogła odmówić Alexowi i swojemu teściowi. Także Adam poprosił ją o taniec. Tylko Sebastian trzymał się z dala i obtańcowywał pannę, z którą przyszedł. W pewnym momencie Marek zauważył go przy barze i podszedł do niego z szampanem. Podał mu kieliszek i stuknął w niego swoim.


 - Twoje zdrowie przyjacielu. Chcę ci podziękować za współpracę i jednocześnie przeprosić, że bywałem czasem niemiły. Niestety obawiam się, że nie mamy już powrotu do dawnych czasów. Ten krótki okres zmienił mnie i moje podejście do pracy.
Sebastian spojrzał na niego dziwnie. Jego twarz nie wyrażała niczego. Tylko Bóg jeden wie, co działo się teraz w jego głowie.
 - No cóż… - odparł. – Szkoda…, naprawdę szkoda… Marzy mi się wspólny wypad. Tęsknię za naszym życiem. Nie muszą być panienki, tylko my dwaj jak dawniej. Nie musimy się upijać, ale zwyczajnie posiedzieć przy koniaczku, pooddychać klubową atmosferą i po prostu pogadać.
 - Na takie coś mogę przystać. Ula na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu. To na kiedy się umawiamy?
 - Następny piątek po pracy może być?
 - No to umówieni.



czwartek, 22 marca 2018

ZŁE NAWYKI - rozdział 13


ROZDZIAŁ 13


Podwiózł Sebastiana pod blok i zanim go pożegnał powiedział:
 - Jutro musimy pochylić się nad tymi sprawozdaniami i protokołami a ja dodatkowo mam do sporządzenia miesięczny raport więc postaraj się być punktualnie.
Olszański popatrzył na niego wzrokiem zbitego psa i pokręcił głową.
 - Miej litość stary - wyjęczał. - Myślałem, że przynajmniej jutro odeśpię tę harówę.
 - Nic z tego Sebastian. Ja tym razem nie chcę nawalić i coś przeoczyć. Alex musi dostać to wszystko do dwudziestego ósmego. Mamy naprawdę niewiele czasu i musimy się sprężać. Nie mam zamiaru widzieć kolejny raz rozczarowania na twarzy prezesa i wysłuchiwać połajanek ojca. Leć do domu, weź prysznic i zapakuj się do łóżka. Masz dość czasu, żeby się wyspać. Na razie.
Ruszył z piskiem opon. W centrum zatrzymał się jeszcze przy kwiaciarni i kupił piękny bukiet czerwonych róż. Teraz mógł już jechać bez przeszkód. Naprawę stęsknił się za Ulą, za jej łagodnym, ciepłym głosem, który zawsze go uspokajał i wyciszał w nim negatywne emocje. Nawet jeśli mówiła o sprawach dla niego przykrych, to nie brzmiało to jak zarzut, bo przy okazji uświadamiała mu, że zawsze może w inny sposób coś załatwić lub wybrnąć z jakiejś trudnej sytuacji niekoniecznie się przy tym kompromitując. Słuchał jej, bo była mądra i przewidująca. To nie był typ głupiutkiej panienki z klubu, którą łatwo było złapać na lep czułych słówek i uwodzicielski uśmiech. Ula nigdy w życiu nie dałaby się nabrać na coś takiego. Za to ją podziwiał i cenił. Mimo, że ojciec zadziałał niejako wbrew jego woli, to powinien mu być wdzięczny, bo znalazł mu piękną kobietę i najlepszą żonę na świecie. To prawda, że nie zrobiła na nim na początku jakiegoś powalającego wrażenia, ale im lepiej ją poznawał tym bardziej jego serce skłaniało się ku niej. Nigdy wcześniej nie doświadczał niczego podobnego w stosunku do żadnej kobiety, nawet do Pauliny. Wprawdzie mówił do niej „kochanie”, ale to słowo było zupełnie bez znaczenia, bo przecież nic do niej nie czuł. Ulę najpierw szanował i podziwiał za jej upór, wytrwałość i konsekwencję. Teraz bez wątpienia poczuł do niej coś więcej. Nie określał tego jeszcze miłością, ale czymś bardzo temu uczuciu bliskim. Szczerze żałował tej zdrady. Nie powinien był tego robić.
Zaparkował przed blokiem. Zabrał z przedniego siedzenia kwiaty i wyjąwszy z bagażnika teczkę wypełnioną dokumentami pośpiesznie wbiegł do klatki schodowej. Wyjechawszy na górę nacisnął przycisk dzwonka. Po chwili usłyszał szczęk przekręcanego w zamku klucza. Zasłonił twarz tym wielkim bukietem, na widok którego Ula stanęła jak wryta.
 - Marek? – Odsłonił twarz i roześmiał się na całe gardło. Rzucił teczkę i spontanicznie objąwszy ją ramionami przylgnął do jej ust całując je namiętnie i długo.


W końcu oderwał się od niej i z żarem popatrzył w jej duże ze zdziwienia, błękitne oczy.
 - Strasznie się za tobą stęskniłem – wyszeptał. – A to dla ciebie, proszę – wręczył jej bukiet.
Powoli dochodziła do siebie po tym szoku jaki jej zafundował. Zarumieniona wtuliła twarz w kwiaty, żeby ukryć zażenowanie.
 - Dziękuję – wyszeptała. – Na pewno jesteś głodny. Zrobiłam lazanię i zaraz podam, tylko wstawię te piękne kwiaty do wody.

Pałaszował ze smakiem aż uszy mu się trzęsły.
 - Pycha. Naprawdę pycha. Nawet nie zjedliśmy porządnego obiadu, bo na całej trasie mijaliśmy tylko McDonaldy. Kupiliśmy hamburgery i frytki. Ja nie znoszę takiego jedzenia, ale Seba nie jest wybredny, byle było dużo. Pokażę ci później, co zdziałaliśmy. Wszędzie robiliśmy kserokopie dokumentów i porządnie przejrzeliśmy magazyny porównując ich stan z tym co było a co jest tam teraz. Miałaś rację. Nie wszyscy okazali się uczciwi. W dwóch szwalniach natknęliśmy się na kradzież materiałów. Powiedziałem obu dyrektorom, że mają zwrócić ich równowartość do firmowej kasy i postraszyłem sądem, jeśli tego nie zrobią. Powiedziałem, że wykrycie sprawców leży już w ich gestii i jeśli to ustalą, powinni złożyć doniesienie na policji. Napracowaliśmy się, ale ja jestem bardzo zadowolony – uśmiechnął się szeroko. – Gdybyś mnie nie uświadomiła, nie powiedziała na co mam zwrócić szczególną uwagę, naprawdę nie miałbym pojęcia, od czego zacząć. Dziękuję Ula za to, że jesteś moim aniołem stróżem – ujął jej dłoń i przycisnął do ust.
 - A ja się cieszę, że nie zaniedbałeś niczego i tak dobrze się spisałeś. Teraz kolej na sprawozdania i protokoły. Alex się zdziwi jak oddasz wszystko w terminie. Był pełen obaw przed waszym wyjazdem, ale myślę, że jak zobaczy tę rzetelną robotę jaką odwaliliście, to może bardziej ci zaufa.

Marek porozkładał na ławie całą dokumentację i ułożył ją według kolejności kontrolowanych szwalni. Ula postawiła przed nim filiżankę z kawą i usiadła obok.
 - Spójrz. To jest komplet dotyczący pierwszej, którą sprawdzaliśmy. To ta w Zgierzu. Tu było wszystko w porządku. Magazyny prawie puste i niewiele się zostało z materiałów, z których szyto wiosenno-letnią kolekcję. To się zgadza z wykazem zużycia tkanin i dodatków. Dobrze sobie radzą, bo i odpadów mają niewiele. Tu masz jeszcze wykaz tego, co przesłali do poszczególnych butików. W ośmiu innych szwalniach jest podobnie, natomiast te dwie w Swarzędzu i Kostrzynie nie spisały się najlepiej.
Ula przeglądała podawane przez Marka dokumenty i potakiwała głową.
 - Naprawdę dobrze to zrobiliście. Nawet laik zrozumiałby o co chodzi. Z protokołami pokontrolnymi nie będziesz mieć problemu, bo masz wzory od Alexa i powinieneś się ściśle ich trzymać. Ze sprawozdaniami może być troszkę gorzej, ale jak napiszesz jedno, przynieś mi do przeczytania. Zrobimy niezbędne korekty i już według niego napiszecie następne. Pamiętasz o miesięcznym raporcie?
 - Pamiętam i mam zamiar zabrać się za niego jutro. Jeśli nie zdążę w pracy to napiszę go w domu. Pomożesz?
 - Pomogę, ale myślę, że nie będzie takiej potrzeby, bo dasz sobie radę. Oczywiście przeczytam go, żebyś poczuł się pewniej. Jeśli dalej będziesz się tak angażował, to wkrótce dojdziesz do takiej wprawy, że nie będziesz nikogo musiał pytać o to, czy zrobiłeś coś dobrze, czy źle. To bardzo przyjemne uczucie mieć taką pewność siebie i uwierzyć, że jest się profesjonalistą w swoim fachu. Przekonasz się, że mam rację.
 - Już się przekonałem. Jesteś najmądrzejszą osobą jaką znam i moim największym autorytetem. Uwielbiam cię – przyciągnął ją do siebie całując w skroń.
Miała lekki zamęt w głowie. Wszystko wskazywało na to, że Markowi zaczyna na niej zależeć. Te częste pocałunki w policzek i ten najważniejszy, dzisiejszy, namiętny i długi, musiały coś znaczyć. Przyprawiały ją o szybsze bicie serca i wewnętrzny dygot.

Marek kładł się spać z poczuciem dobrze wypełnionego obowiązku, w czym jeszcze bardziej utwierdziła go Ula chwaląc efekt jego poczynań. Uśmiechnął się przypominając sobie ten spontaniczny pocałunek, którym wprawił ją w lekkie zakłopotanie. Nie potrafił się powstrzymać. Jej usta takie pełne, kuszące i soczyste jak dojrzałe wiśnie smakowały tak słodko… Ta myśl sprawiła, że poczuł pożądanie. Pragnął jej. Do tej pory nie skonsumował tego małżeństwa i nikt, kto dobrze go znał, nigdy by w to nie uwierzył. Nie chciał na niej wymuszać seksu, bo ją szanował. Może kiedyś do niego dojdzie, gdy ona zrozumie, że znaczy dla niego coraz więcej?

  
Następnego dnia przyjechali do pracy grubo przed czasem. Przywitali się z urzędującą już Anią i przystanęli jeszcze na chwilę przed sekretariatem Marka.
 - Trzymaj za mnie kciuki Ula. Jak będę gotowy ze sprawozdaniem to przyjdę do ciebie. A może zjedlibyśmy dzisiaj razem lunch? Tu niedaleko jest świetna restauracja, w której dają pysznie jeść.
 - No dobrze, chociaż wiesz, że nie jestem zwolenniczką jadania w restauracjach. – Marek uśmiechnął się szeroko.
 - Od czasu do czasu możemy sobie odpuścić domowe jedzenie. Przyjdę w takim razie o dwunastej. Miłego dnia Ula – pochylił się i wycisnął siarczystego całusa na jej ustach. Ruszyła korytarzem do swojego gabinetu. – Jeszcze trochę, a zacznę się do tego przyzwyczajać. Chyba wszyscy uważają za normalne takie zachowanie oprócz mnie, a przecież jakby nie patrzeć jestem jego żoną.

Rozłożył na biurku dokumenty i odpalił laptopa. Z biurka wyciągnął notatki Alexa i otworzył stronę, na której figurował wzór protokołu pokontrolnego. Zrobił dwie kopie i zabrał się do roboty. Punktualnie o ósmej pojawiła się jego asystentka.
 - Dzień dobry Magda – przywitał się dość głośno. Weszła do jego pokoju i uśmiechnęła się.
 - Dzień dobry Marek. Już wróciłeś? Szybko. A czemu dzisiaj tak wcześnie?
 - Mamy dużo pracy. Najpierw bądź tak dobra i sprawdź czy jest już Sebastian. Jeśli jest powiedz mu, żeby tu przyszedł. Tu masz dwa egzemplarze dokumentów pochodzących z dwóch szwalni. Trzeba na ich podstawie sporządzić protokół pokontrolny a raczej dwa protokoły. Daję ci wzór, według którego należy to zrobić. Myślę, że nie będziesz miała problemów, bo bardzo się staraliśmy, żeby wszystko napisać czytelnie. Wczoraj obejrzała to moja żona i stwierdziła, że takie właśnie jest. To na razie wszystko. Potem dojdą jeszcze sprawozdania, ale przede wszystkim ja sam muszę napisać taki szablon, według którego sporządzimy następne. Najpierw jednak Sebastian.
 - Już dzwonię.
Olszański pojawił się po pięciu minutach. Marek dał mu cztery komplety pism i powtórzył mu to, co powiedział wcześniej asystentce. Olszański nie był zachwycony i patrzył na Marka z niechęcią.


Nieprzyzwyczajony do tak ciężkiej pracy z trudem znosił kolejne polecenia Marka. Nie mógł nic zrzucić na Milewską, bo to w ogóle nie był jej zakres obowiązków i na pewno protestowałaby.
 - Sebastian nie patrz tak, jakbym ci ojca siekierą zabił. Dobrze wiesz, że sam się nie oszczędzam. Pomyśl o Alexie i o tym, że on tyrał tak przez kilka lat i się nie skarżył. Tyrał też za ciebie i za mnie, więc może pora też zrobić coś dla niego, nie uważasz?
 - Myślę, że popadłeś z jednej skrajności w drugą. Najpierw się obijałeś, a teraz cierpisz na przerost jakiejś chorej ambicji, tylko nie rozumiem dlaczego. Chcesz zaimponować ojcu, żeby powiedział ci jak bardzo jest z ciebie dumny? Czy może swojej idealnej żonie, która wie wszystko i potrafi wszystko? – zakończył ironicznie.
Marek spoważniał w momencie. Byli przyjaciółmi od lat to fakt, ale Sebastian posunął się zdecydowanie za daleko.
 - Od mojej żony wara – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Nie będziesz sobie nią wycierał gęby. Masz wybór. Albo będziesz uczciwie wypełniał swoje obowiązki, albo się pożegnamy.
Olszański wstał z kanapy podnosząc ręce w poddańczym geście.
 - No już, już. Nie irytuj się tak, bo ci żyłka pęknie – podszedł do biurka sięgając po przydzielone mu sprawy. – Idę popracować.
Marek już tego nie skomentował. Był wściekły. Nie za to, że Olszański tak bardzo się bronił przed przepracowaniem, ale za to, że obraził Ulę. Potrząsnął głową i wrócił do pisania. Sam zostawił dla siebie pięć szwalni w tym te dwie, w których zdarzyły się kradzieże. Skupiony wprowadzał w tabele dane liczbowe. Magdzie zastrzegł, żeby z nikim go nie łączyła oprócz Alexa, ojca i Uli oraz zapisywała wszystkie rozmowy. Kilka minut przed jedenastą skończył pisać ostatni protokół. Na biurku miał już te sporządzone przez asystentkę. Zabrał się za pisanie sprawozdania. Na początku szło mu dość opornie, ale z czasem rozkręcił się. Trochę dużo wyszło jego zdaniem, bo tekst zajął trzy strony Worda. Mimo to uważał, że widocznie tak miało być, jeśli chciał ująć wszystkie zagadnienia. Wydrukował pismo i z nim udał się do Uli. Siedzącą w sekretariacie Dorotę zapytał, czy jest w gabinecie. Kiwnęła głową, że tak. Zapukał cicho i wszedł.
 - Ula, już południe. Obiecałaś, że zjesz ze mną lunch.
 - Obiecałam i słowa dotrzymam – zamknęła klapę laptopa i wstała od biurka.
 - Przyniosłem ci pierwsze sprawozdanie. Rzucisz na to okiem jak wrócimy?
 - Pewnie. Nawet wprowadzę ewentualne poprawki. Zostaw na biurku i chodźmy.

Siedzieli przy stoliku jedząc smaczny bryzol z pieczarkami. Marek opowiadał, jakie rzeczy ujął w sprawozdaniu i wyraził obawę, czy nie jest ono aby zbyt szczegółowe.
 - Nie może być inne, jeśli ma w nim być ujęte wszystko, co tam zastaliście. Im dokładniej tym lepiej.
 - No to mi ulżyło, bo wyszły tego trzy bite strony. Protokoły napisałem wszystkie, a raczej rozdzieliłem je między Magdę, Sebastiana i siebie. Dla siebie wziąłem najwięcej. Seba zabrał cztery a Magda dwa, z którymi zresztą już się uporała. Ze sprawozdaniami zrobię tak samo, ale raportu chyba nie dam rady już dzisiaj napisać, a raczej nie dam rady napisać go w pracy. Jutro chciałbym wszystko złożyć u Alexa.
 - To nie zajmie ci dużo czasu więc na spokojnie możesz pochylić się nad tym w domu. Pomogę ci. – Uśmiechnął się do niej wdzięcznie ukazując swój niewątpliwy atut w postaci tych słodkich dołeczków. Ujął jej dłoń i przytulił do ust.
 - Jesteś aniołem Ula. Moim prywatnym, pięknym aniołem.

czwartek, 15 marca 2018

ZŁE NAWYKI - rozdział 12

ROZDZIAŁ 12

Alex krok po kroku wprowadzał Ulę w zadania, którymi zajmował się dział finansowy. Wykazywał powiązania z innymi działami. Mówił o rozliczaniu wszelkich wydatków, zliczaniu faktur i zestawieniach miesięcznych. Wspomniał o kwartalnym raporcie na posiedzenie zarządu, którego sporządzenie leżało w obowiązkach dyrektora finansowego.
 - Turek wszystko ogarnia i bez wątpienia posłuży ci pomocą. Na półkach w gabinecie znajdziesz segregatory z dokumentami. Powinnaś się z nimi zapoznać. To da ci pełniejszy obraz pracy w dziale. W poniedziałek odbędzie się konkurs na asystentów. Powoli zaczynają spływać zgłoszenia. Chciałbym już to scedować na was i nie brać w tym udziału. Salę konferencyjną macie do dyspozycji. Olszański zajmuje się zbieraniem CV i na pewno przekaże ci Marek. I to chyba wszystko. Nie sądzę, żebyś miała jakieś kłopoty. Ewidentnie jesteś zorientowana i wiesz o czym mówię. Naprawdę bardzo się cieszę, że zgodziłaś się objąć to stanowisko. Witamy na pokładzie Ula.
Tyle co to powiedział drzwi od gabinetu otworzyły się i zobaczyli wchodzącego Krzysztofa.

 
 - Przeszkodziłem?
 - Ależ skąd! – Alex podniósł się z fotela i z wyciągniętą prawicą podszedł do seniora. – Właśnie skończyliśmy. Zapowiada nam się znakomity dyrektor finansowy.
Krzysztof uśmiechnął się szeroko. Podszedł do Uli i uściskał ją.
 - Jak ci się podoba moja synowa? Mówiłem ci, że nie dość, że piękna, to w dodatku mądra.
 - Nie chwal mnie tato, bo póki co nic jeszcze nie zrobiłam.
 - Dasz sobie radę kochanie, ja mam nosa do ludzi.
 - Też tak uważam. Chciałem Uli jeszcze przedstawić Turka i dziewczyny w dziale.
 - To może my pojedziemy na górę tato? Napijemy się kawy, a Ula za chwilę do nas dołączy.
 - No dobrze. Niech i tak będzie.

Alex poprowadził Ulę długim korytarzem pokazując jej przy okazji bufet, z którego mogli korzystać wszyscy pracownicy.
 - A tu jest królestwo Adama – otworzył drzwi na oścież przepuszczając Ulę przodem.
 - Dzień dobry – przywitała się.
 - Adam, drogie panie, to jest pani Urszula Dobrzańska, żona Marka. Od dzisiaj pełni funkcję dyrektora finansowego i jest waszym bezpośrednim przełożonym. A to Ula jest Adam Turek kierownik działu, a to panie: Matylda, Barbara i Hanna, nasze niezastąpione księgowe. Mam nadzieję, że wprowadzicie Ulę we wszystkie sprawy. Ja już to poniekąd zrobiłem, ale sami wiecie, że szczegóły wychodzą w praniu. Prawdopodobnie w poniedziałek wyłonimy asystentkę dla pani dyrektor więc dojdzie nam jeszcze jedna osoba.

Alex odprowadził ją do windy i pożegnali się. Wyjechała na piąte piętro i zapytała recepcjonistkę o gabinet dyrektora do spraw promocji i reklamy.
 - Była pani umówiona?
 - Nie… Nazywam się Urszula Dobrzańska. Jestem żoną Marka i od dzisiaj dyrektorem finansowym – wyciągnęła rękę do Ani witając się.
 - Ja bardzo przepraszam, ale nikt mnie nie powiadomił. Pokój pięćset dwanaście. To sekretariat, ten na lewo a w głębi pokój dyrektora.
 - Bardzo dziękuję.
Już bez przeszkód dotarła do Marka. Siedzieli obaj z Krzysztofem na białej sofie i gawędząc popijali kawę. Krzysztof uśmiechnął się do swojej synowej. Od Marka dowiedział się, że ściągnęli jej aparat.
 - Z każdym dniem piękniejesz i zastanawiam się jak to jest w ogóle możliwe.
Zarumieniła się słysząc te słowa.
 - Nie przesadzaj tato. Spójrz jak płoną mi policzki.
 - Są urocze i pięknie ci z tymi rumieńcami. Poznałaś już wszystkich z działu?
 - Tak. Mogę zaczynać. Już wiem mniej więcej na czym stoję. Na pewno większość rzeczy będę konsultować z Adamem, bo on wie wszystko.
Marek podniósł się z kanapy i odstawił filiżankę.
 - Pójdziemy może teraz do Pshemko, a potem pokażę ci twój gabinet.
Krzysztof także wstał.
 - Pójdę i ja przywitać się ze starym druhem. Chodźmy.
Jak się okazało Pshemko nie był sam. Kiedy weszli konsultował z Pauliną wybrane przez nią dodatki. Jak na komendę podnieśli głowy znad stołu. Mistrz poderwał się na widok Krzysztofa i zawisł na jego szyi. Po chwili dostrzegł, że senior nie jest sam.


 - Pozwól Pshemko i ty Paulinko, że przedstawię wam moją synową Ulę Dobrzańską. Alex wprowadził już ją w zakres obowiązków, ale zanim je zacznie wykonywać przyszła się z wami przywitać. To kochanie jest nasz guru mody i najważniejsza osoba w firmie, mistrz nad mistrze – Pshemko, a to moja przyrodnia córka, siostra Alexa, Paulina Febo.
Ula najpierw podała dłoń projektantowi, chociaż chyba powinna była ją podać Paulinie, ale skoro on był tu najważniejszy…
 - To wielki zaszczyt mistrzu poznać pana osobiście.
 - No, no, Marco – Pshemko z uznaniem omiótł wzrokiem Ulę od stóp do głów – ależ piękność ci się trafiła. I mnie jest bardzo miło. Mów mi po imieniu, bo tu wszyscy tak się do siebie zwracają.
Podeszła do Pauliny i uścisnęła jej dłoń.
 - Cieszę się, że mogę panią poznać. Jest pani bardzo piękna i bardzo do brata podobna.
Paulina łasa na komplementy uśmiechnęła się do Uli.
 - Dziękuję i jeśli możesz to nie pani a Paulina, bardzo proszę.
 - Skoro formalnościom stało się zadość to zostawiamy was, a my idziemy do gabinetu Uli. Nie będziemy wam przeszkadzać. Tato jeszcze zostaje. Na razie – Marek ujął Ulę pod ramię i wyprowadził z pracowni.

 - Oto twoje królestwo. To są te segregatory, o których mówił Alex. Widzę też, że przynieśli laptop dla ciebie. Zaloguj się i wprowadź wszystko po swojemu. Ja cię teraz zostawiam. Muszę odpowiedzieć na kilka pism. Miłej pracy Ula – pochylił się i wycisnął całusa na jej policzku. Już drugi raz zaskoczył ją w ten sposób. Przedwczoraj dziękując za obiad i teraz. Pokręciła głową nie wiedząc co ma o tym myśleć. Zresztą nie chciała się nad tym zastanawiać. Miała sporo roboty. Samo pobieżne przejrzenie tylu segregatorów zajmie jej czas do końca dniówki.

Przez pierwszy tydzień często spotykała się z Adamem i dziewczynami konsultując z nimi konkretne sprawy. Zwłaszcza z tym pierwszym pracowało jej się fenomenalnie.



Nigdy nie spotkała tak pieczołowitego i bardzo pracowitego człowieka. U niego wszystko zgadzało się co do grosza i naprawdę imponował jej fachową wiedzą. W międzyczasie wyłonili swoich asystentów. Ona wybrała dziewczynę z kierunkowym wykształceniem i pięcioletnim stażem pracy w zawodzie, a Marek kobietę po studiach ekonomicznych ze sporym doświadczeniem, a co najważniejsze zamężną i posiadającą dwójkę pociech w wieku szkolnym. Oboje byli zadowoleni ze swoich wyborów.
Marek powoli rozkręcał się. Jak tylko dostał od Pshemko specyfikację postanowił zamówić tkaniny. Już wiedział, że Ula świetnie zna niemiecki i angielski. Sam nie miał odwagi załatwiać sprawy rozmawiając po angielsku, bo bał się, że albo on coś przekręci, albo oni nie zrozumieją tego, o czym mówi. Uprosił żonę, żeby zamówiła za niego te materiały. Dogadała się bez problemu. Zapytała, czy mogą faksem przesłać zamówienie i dostała odpowiedź twierdzącą. Zapewniono ją, że tkaniny dotrą do Polski w ostatnim tygodniu lipca. Miały przyjechać dwa tiry: jeden z Niemiec, drugi z Francji.
 - Teraz powinieneś objechać szwalnie. Nie uprzedzaj ich dyrektorów. To ma być działanie z zaskoczenia. Ustalcie z Sebastianem datę wyjazdu. Uważam, że zdążycie objechać wszystkie w ciągu czterech lub pięciu dni. Większość z nich położona jest blisko siebie. Działaj z głową i pamiętaj o czym ci mówiłam.
 - Pamiętam Ula i nie zawiodę.

Olszański bardzo ucieszył się na myśl o wyjeździe. Sądził, że zrobią kontrolę po łebkach i trochę czasu wygospodarują na przyjemności.
 - Jest tam takie SPA. Można odpocząć, zrelaksować się i wyrwać jakieś panienki.
Marek popatrzył na niego jak na ostatniego kretyna.


 - Czyś ty na głowę upadł? Naprawdę nie zależy ci na tej pracy? Masz na oku jakąś inną? Jeśli tak, to powiedz a od razu wypiszę ci świadectwo pracy. Już zapomniałeś, co powiedziałem ci po rozmowie z ojcem? Jeden twój błąd i wylatujesz. Ja nie będę ryzykował. Poza tym chyba zapomniałeś, że jestem żonaty.
 - Marek wyluzuj. Nikt nas nie sprawdzi, a swoją drogą kiedy przelatywałeś panienkę w moim mieszkaniu, jakoś nie pamiętałeś o żonie.
 - Nie pamiętałem i do tej pory żałuję, że po tygodniu małżeństwa ją zdradziłem. Jestem ostatnią świnią, ale już nigdy więcej. Nastaw się na ciężką orkę, bo czasu mamy zaledwie cztery dni a szwalni jedenaście.

Spakował walizkę i stanął jeszcze w przedpokoju chcąc się pożegnać z Ulą. Przyciągnął ją do siebie obejmując ramionami.
 - Wszystko zapamiętałem i wszystko zrobię tak jak powinienem. Nie martw się już. Nie nawalę. Wrócę prawdopodobnie w piątek. Będę dzwonił – pochylił się i przylgnął do jej ust muskając je i pieszcząc. – Uważaj na siebie – mruknął jej do ucha i chwyciwszy walizkę zniknął za drzwiami zostawiając ją kompletnie zaskoczoną tym pocałunkiem, który był miły, słodki i delikatny. Dotknęła dłonią ust. Ten pocałunek przyprawił ją o szybsze bicie serca. Czyżby on do niej coś poczuł? Ona nie miałaby najmniejszego problemu, żeby się w nim zakochać. Fizycznie pociągał ją bardzo, bo był pięknym mężczyzną. Szkoda tylko, że to zewnętrzne piękno nie szło w parze z pięknym wnętrzem. Pomyślała, że mogłaby umierać z miłości do niego, ale jeśli on się nie zmieni, ona nie będzie z nim nigdy i odejdzie po tym roku, na który umawiała się z seniorami.

Marek gonił Olszańskiego jak przysłowiowego psa. Pierwszego dnia sprawdzili trzy szwalnie. Siedzieli nad dokumentami do późnego wieczora. Kiedy przyjechali do hotelu Sebastian już nie myślał o zabawie suto zakrapianej alkoholem i chętnych panienkach. Marzył jedynie, by móc przyłożyć głowę do poduszki i zasnąć kamiennym snem. Marek działał jakby był w amoku. Ściągnął go z łóżka już o szóstej rano. Nawet nie pozwolił mu nic zjeść tylko kazał pakować się do samochodu. Dzień umordował ich zupełnie, bo działali obaj na wysokich obrotach. Jeszcze nigdy tak ciężko nie pracowali, ale Marek nie odpuszczał. W ciągu tego dnia zaliczyli pięć szwalni i chyba pobili rekord. Skopiowali wszystkie potrzebne im do sprawozdań dokumenty, przetrząsnęli magazyny i spisali braki. Na następny dzień zostały im trzy ostatnie szwalnie. Załatwili je do południa, bo położone były w niewielkiej odległości od siebie. Sebastian nieśmiało zaproponował, żeby odpoczęli w hotelu, ale Marek miał inne plany.
 - Odpoczniesz w domu. Skończymy i wracamy do Warszawy. Zatrzymamy się po drodze na jakiś obiad.
Zrezygnowany Olszański tylko pokręcił głową. Nie rozumiał co tak nagle odmieniło mu przyjaciela. Stał się jakiś odległy i obcy. Już nie reagował spontanicznie na jego pomysły zabawienia się. Przez moment zatęsknił za dawnym Markiem. Od kiedy wrócił z podróży poślubnej zmienił się nie do poznania. Już nie miał dla niego czasu, bo wciąż był zajęty robotą. To brzmiało tak kuriozalnie, że trudno w to było uwierzyć. - Dobrzański pracuje – absurdalne.

Marek gnał na złamanie karku. Odległość z Wrześni do Warszawy pokonał w dwie i pół godziny dziękując opatrzności za drogę A-2 i obwodnicę w Łodzi. Już jak ją minęli zatrzymał się przy jakimś Mc Donaldzie i zamówił dwa zestawy zawierające hamburgery i frytki. Raczej nie był zwolennikiem takiego jedzenia w przeciwieństwie do Sebastiana, który pochłaniał wszystko, ale nie mieli wyboru. Zjedli na parkingu, z którego Marek zadzwonił do Uli informując ją o swoim powrocie. Była zdziwiona i nie dowierzała, że wszystko załatwił tak szybko.
 - Załatwiłem i mam na to dowody. Niedługo będę w domu to porozmawiamy. Tęskniłem – powiedział ciszej.
 - Naprawdę?
 - Naprawdę.