Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 26 marca 2020

ZAŚLEPIENIE - rozdział 10

ROZDZIAŁ 10



Ula
Żadne słowa nie wyrażą bólu jaki czuję po Twoim wyjeździe. Mam wrażenie, jakbym stracił kogoś dla mnie najważniejszego i mi najbliższego. Nie wiem czy się z tym pogodzę. Nie powinienem tak myśleć ze względu na pamięć po Joasi, ale rozpaczam znacznie bardziej niż wtedy, gdy ona umarła. Jestem ci bardzo wdzięczny, że uprzedziłaś dziewczynki o swoim wyjeździe. Dzięki Tobie dobrze to zniosły a ja miałem ułatwione zadanie. Rozmawiałem z nimi przy kolacji. Ugotowaliśmy spaghetti według Twojego przepisu. Dziewczynki doskonale go zapamiętały i dzięki temu wyszło pysznie.
Byłem dzisiaj u rodziców i rozmawiałem z mamą. Nie mogę poradzić sobie z żalem i wyrzutami sumienia, bo nie mogłem nic zrobić, żeby Cię zatrzymać. Mama uświadomiła mi bardzo wiele rzeczy a rozmowa z nią po prostu mną wstrząsnęła. Byłem ślepy Ula. Nie zauważałem tak wielu oczywistych znaków, że sam sobie się dziwię. Jeśli będzie dane nam się jeszcze spotkać, chciałbym Ci to wszystko wyjaśnić i prosić o wybaczenie. Mam nadzieję, że swoim postępowaniem zasłużę sobie na nie. Błądziłem przez lata i szukałem nie wiedzieć czego. Okazało się, że przez ten cały czas miałem szczęście w zasięgu ręki i nie potrafiłem go docenić. Odcinam przeszłość grubą kreską i zaczynam wielką przemianę. Robię to dla Ciebie i dla dziewczynek, które kochamy oboje. Mam nadzieję, że kiedyś powiesz mi prosto w oczy, że jesteś ze mnie dumna.
Życzę Ci szczęścia moja najwierniejsza z wiernych i najlepsza z najlepszych.
Marek.

Wytarła twarz. Była mokra od łez. - Czyżby on wreszcie zrozumiał? Co powiedziała mu Helena? – Ten sms wydał jej się bardzo szczery. Marek jest gotowy do zmian. Miała nadzieję, że wytrwa w tym postanowieniu, że głęboko przemyśli to, co wydarzyło się w jego życiu w przeszłości i wyciągnie z tego mądre wnioski. Dziewczynki zasługują na mądrego tatę, a nie wiecznie bawiącego się lekkoducha. Kładła się spać pokrzepiona słowami Marka. Bardzo chciała wierzyć, że to co napisał jest prawdą.

Przez pierwsze kilka dni wdrażała się w nowej pracy. Dyrektor Rycka osobiście wprowadzała ją we wszystkie zagadnienia dotyczące budżetu ogrodu.
 - Tu zawsze mamy deficyt i permanentnie jesteśmy niedofinansowani. Można powiedzieć, że stosujemy ekwilibrystykę finansową, żeby na wszystko starczyło. Przed każdym wejściem do parku umieściliśmy spore puszki na dobrowolne datki, ale rzecz jasna nie możemy liczyć na zbyt wiele. Zwierząt jest sporo i każde ma inną dietę. Obszar parku też jest ogromny. Na całości nasadzono mnóstwo różnych gatunków drzew, urządzono małą architekturę. To wszystko wymaga pracy i nakładów, bo drzewa trzeba przycinać a trawę kosić. Nie jest nam łatwo.
 - Nie myśleliście nigdy o zorganizowaniu akcji na przykład „Pomóżcie zwierzętom przetrwać zimę?” Chodzi o nowe klatki, zbiórkę starych koców, nawet zbiórkę żywności. Wystarczy tylko to nagłośnić, może zrobić jakiś festyn póki jest ciepło. Mogłabym się tym zająć w wolnej chwili. Myślę, że ludzie wciąż są dobrzy i kochają zwierzaki. Rozumieją, że park jest wielką atrakcją i jeśli zostaną jej pozbawieni, skończy się chodzenie na spacery i podziwianie zwierząt. ZOO w przeciwieństwie do Parku Linowego, czy Wesołego Miasteczka otwarte jest przez okrągły rok i to jest wielki atut.
Anna Rycka słuchała słów Uli jak natchniona. Właśnie ktoś taki był tu potrzebny. Ktoś kreatywny, z dobrymi pomysłami i energiczny. Zapaliła się do tych pomysłów.
 - Pojedziemy obie do prezydenta miasta i przedstawimy mu nasze plany. Z reguły jest nam przychylny i wiele rzeczy może udostępnić za darmo choćby wydrukowanie plakatów. Idzie nam na rękę, bo przecież to on przyznaje parkowi budżet i dobrze wie, że jest go zdecydowanie za mało. Z każdym rokiem mniej. Dopracujemy wszystkie szczegóły i odwiedzimy go wkrótce.


Następnego dnia po wyjeździe Uli Marek dzięki temu, że dziadkowie odprowadzali dziewczynki do zerówki, pojawił się w pracy bardzo wcześnie. Skontaktował się z Adamem Turkiem, głównym księgowym firmy, kiedyś prawą ręką Alexa i poprosił go, żeby przyszedł.


Nie rozwodząc się zbytnio poinformował go, że jego szefowa musiała nagle wyjechać i od teraz on zostanie pełniącym obowiązki dyrektora finansowego.
 - Nie proponowałbym ci tej funkcji gdybym uważał, że jesteś niekompetentny. Wiem, że jesteś sumienny, rzetelny, obowiązkowy i na pewno sobie poradzisz. Pytanie tylko, czy się na to zgodzisz. Jeśli się sprawdzisz osobiście wręczę ci dyrektorską nominację.
 - Oczywiście, że się zgadzam. Alex tylko obiecywał mi przez lata dyrektorski stołek, ale na obiecankach się skończyło. Mam dobry i doświadczony zespół, na pewno sobie poradzę.
Marek podszedł do niego i uścisnął mu dłoń.
 - Na to właśnie liczyłem. Przenieś się od razu do gabinetu i uprzedź o wszystkim swoje dziewczyny. Z tego co przekazała mi Ula wiem, że sierpień zamknęła na czysto i nie ma żadnych zaległości. Na biurku zostawiła teczki więc możesz to sprawdzić, choć myślę, że to strata czasu, bo Ula nic nie robiła połowicznie. Zacznij działać. Pensja od tego miesiąca będzie dyrektorska, to zrozumiałe.
Adam rozciągnął usta w błogim uśmiechu i podziękował Markowi. Gnębiły go raty, które teraz będzie mu łatwiej spłacić.
Ledwie Turek zamknął za sobą drzwi pokazał się w nich Olszański. Przywitał się z przyjacielem i ciężko usiadł na kanapie.
 - Zastanawiałeś się co dalej? – zagadnął.
 - Odkąd wyjechała nie myślę o niczym innym. Rozmawiałem z mamą. Potrzebowałem tej rozmowy, bo nie umiem poradzić sobie sam ze sobą. Nie mogę uwierzyć, że tak po prostu zostawiła nas i wyjechała. Nie rozumiałem jej pobudek. Dopiero mama otworzyła mi oczy na wszystko. Zawsze miała z Ulą dobre relacje. Zresztą ty kilka lat temu sugerowałeś, że Ula mnie kocha. Nie uwierzyłem ci i zbagatelizowałem twoje spostrzeżenia. Gdybym nie był takim dupkiem… - przełknął nerwowo ślinę. Znowu zaszkliły mu się oczy. – Straciłem ją Seba. Straciłem na zawsze. Nie mogę sobie darować, że byłem aż tak ślepy. Ona mnie kochała, a ja na jej oczach puszczałem się z pannami wątpliwej reputacji i robiłem to nawet tu w firmie sądząc, że nikt tego nie odkryje. Ona wiedziała o wszystkim, choć nie od niej się tego dowiedziałem a od mamy. Tak bardzo przywykłem do obecności Uli w moim życiu i życiu dziewczynek, że do głowy mi nie przyszło, że ona ma przecież swoje własne, które przez lata poświęcała dla nas. Wykorzystywałem to na każdym kroku jak ostatni drań. Szedłem z tobą do klubu, balowałem do bladego świtu a ona niańczyła moje dzieci. Odchodząc uświadomiła mi jak bardzo byłem nieodpowiedzialny, jak bardzo beztroski, jak bardzo podły. Dla własnej wygody i przyjemności zrobiłem z niej niańkę, służącą i Bóg wie kogo jeszcze. Wykorzystywałem jej dobroć, łagodność i uczynność. Mama powiedziała mi, że ona robiła to wszystko tylko z jednego powodu. Kochała mnie tak mocno, że nie potrafiła odmówić. Jestem zdruzgotany Seba i kompletnie załamany. Nie wiem jak sobie poradzę bez niej, nie wiem czy dam radę, ale jedno jest pewne, że muszę zmienić swój dotychczasowy styl życia. Mam dwójkę wspaniałych dzieci i nie spieprzę już nic więcej. Będę harował i będę się starał ze wszystkich sił, bo wierzę, że któregoś dnia staniemy oboje twarzą w twarz a ja będę jej patrzył prosto w oczy z podniesioną głową, bo już nie będę musiał się niczego wstydzić - ukrył w dłoniach mokrą od łez twarz. – Strasznie za nią tęsknię… Czuję się tak, jakby wyrwano mi serce.


 - A ja myślę Marek, że ty też ją kochasz, chociaż nie zdajesz sobie z tego sprawy. Gdyby było inaczej nie rozpaczałbyś aż tak. Zachowujesz się tak, jakbyś pochował kogoś naprawdę bliskiego. Ula nie umarła a ty możesz jeszcze wszystko naprawić. Ja ci pomogę. Rozruszamy tę firmę i wyniesiemy ją na szczyt. Kończymy z łajdackim życiem i hulankami w klubach. Od teraz stajemy się porządnymi facetami. Powiedziała ci dokąd wyjeżdża?
 - Nie… Uznała, że to nie moja sprawa. Zabroniła mi nawet dzwonić. Wczoraj wysłałem do niej sms-a, ale nie wiem, czy doszedł, bo mówiła, że zmienia numer telefonu.
 - Gdyby zmieniła, to na twoim ukazałaby się prawdopodobnie informacja, że nie doszedł do odbiorcy, a skoro tak nie było, to oznacza, że jednak dotarł. No dobra – Sebastian podniósł się z kanapy – zabieramy się do roboty. Co na dzisiaj w planie?
 - Ja muszę iść do Pshemko i zapytać, czy są gotowi z jesienno-zimową kolekcją. Ty mógłbyś pojechać do Pomarańczarni z umową i dopilnować, żeby podpisali. Zanim to zrobisz daj ogłoszenie, że potrzebuję asystenta. Ma być facet po Szkole Głównej Handlowej przynajmniej z paroletnim doświadczeniem.


Ula zawsze była tytanem pracy. Jeśli już za coś się zabierała, to poświęcała się temu bez reszty. Trzy pierwsze tygodnie pracy były dla niej prawdziwym wyzwaniem. Rycka przystając na pomysł akcji charytatywnej dla ZOO dała jej we wszystkim zielone światło. Zostawała w biurze do samego wieczora drukując tysiące ulotek z treścią, którą wcześniej zredagowała. Zrobiła projekt wielkiego plakatu, którego kolorowe kopie zostały wydrukowane w Urzędzie Miasta i rozklejone w ważniejszych punktach Katowic i miastach ościennych. Zgłosili się do pomocy wolontariusze i to dzięki nim powstawała scena i cała otoczka przyszłego festynu. Sam prezydent objął patronatem tę akcję przyznając niewielką pulę pieniędzy na najpotrzebniejsze wydatki. Każdego dnia zgłaszały swój akces tutejsze zespoły muzyczne i ludzie zajmujący się rozrywką. Skromny pomysł, który wylęgł się w głowie Uli nabierał coraz większego rozmachu. Każdego wieczora kładła się spać z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku i każdego wieczora przed snem odczytywała kolejny raz sms od Marka. Tęskniła za dziećmi i za nim. Przypuszczała, że lepiej zniesie tę rozłąkę, że jest silniejsza, tymczasem nie było dnia, żeby nie płakała z powodu tego oderwania od nich. Nie zmieniła numeru telefonu. Nie sądziła, że Marek odważyłby się do niej zadzwonić. Zresztą i ona nie miałaby odwagi odebrać. W wiadomościach usłyszała zapowiedź pokazu jesienno-zimowej kolekcji F&D. Pokazano Marka, który opowiadał o projektach i kunszcie Pshemko, a także pomyśle ekspansji firmy na rynki Europy.
 - Jesteśmy otwarci na wszelkie propozycje podobnych firm jak nasza. Oczekujemy od przyszłych partnerów wymiany doświadczeń. Ze swojej strony proponujemy pełną współpracę dotyczącą naszych kolekcji i sprzedaż odzieży przyszłych kooperantów w naszych sztandarowych butikach. Kolejne plany to regularne wydawanie naszego kwartalnika pokazującego najnowsze trendy modowe i to, co najchętniej noszą polskie elegantki.
Gładziła twarz Marka na monitorze i zalewała się łzami. Najwyraźniej wziął sobie do serca wszystkie jej rady i zaczął działać.
 - Tak trzymaj kochany, to dobry kierunek. Dasz radę – szeptała.

czwartek, 19 marca 2020

ZAŚLEPIENIE - rozdział 9

ROZDZIAŁ 9


 - Dokąd ty jedziesz Ula? Daj mi jakieś namiary. Co będziesz robić?
 - To, dokąd jadę nie jest twoją sprawą. Odcinam się w ten sposób od ciebie, Febo&Dobrzański i od Warszawy. Zaczynam dbać o higienę własnych nerwów. Podpisz to z łaski swojej, bo nie mam całego dnia. Muszę jeszcze załatwić u Sebastiana świadectwo pracy. W moim gabinecie na biurku leży stos teczek z ostatniego miesiąca. Są rozliczone i zawierają podpisane raporty. Zamknęłam wszystkie sprawy więc ktoś, kogo przyjmiesz na moje miejsce zacznie z czystą kartą.
Złożył na wypowiedzeniu zamaszysty podpis i oddał dokument Uli. Po jego policzkach płynęły łzy.


 - Nie sądziłem, że tak się to skończy – wyszeptał. – Nie sądziłem, że stracę najlepszego przyjaciela jakiego kiedykolwiek miałem. To bardzo boli Ula. Nawet nie wiesz jak bardzo…
 - Wiem, ale musisz zrozumieć, że nadszedł czas, żebym zajęła się własnym życiem. Zawsze zostaje ci jeszcze Sebastian – podniosła się z kanapy. – Bądź mądry, nie ulegaj słabościom, dbaj o córki i bądź szczęśliwy.
Objął ją szczelnie ramionami i mocno przytulił do siebie.
 - Odezwiesz się kiedyś…?
 - Może…, któregoś dnia…? Trzymaj się – oderwała się od niego i nie oglądając się za siebie wyszła z gabinetu. Marek ciężko usiadł na krześle i zrozpaczony ukrył w dłoniach twarz.

Ocknął się z odrętwienia usłyszawszy dźwięk telefonu. Odebrał. Z drugiej strony usłyszał Olszańskiego.
 - Człowieku coś ty zrobił!? Była tu przed chwilą Ula i prosiła o jak najszybsze wypisanie świadectwa pracy. Oszalałeś!? Jak my sobie poradzimy bez niej?
 - Nie wiem Seba – powiedział cicho. – Nie męcz mnie. Postawiła mnie pod ścianą. Musiałem podpisać jej wypowiedzenie. Zrób to o co cię prosi. Jestem załamany i muszę stąd wyjść, bo oszaleję. Po drodze zajrzę do ciebie i podpiszę to świadectwo pracy in blanco.

Rozmowa z Ulą i cała ta niemiła sytuacja przytłoczyła go. Czuł w środku wewnętrzny dygot i miał wrażenie jakby rozpadał się na milion kawałków. Najważniejsza osoba w jego życiu opuściła go na zawsze. Wsiadł do samochodu i ruszył w stronę Anina. Musiał porozmawiać z matką. Może ona mu coś doradzi? Zawsze miała świetne relacje z Ulą. Od razu zauważyła jego przygnębienie i zaniepokoiła się.
 - Masz taką minę jakby coś się stało.


 - Bo stało się mamo coś bardzo, bardzo niedobrego. Dzisiaj rano odeszła Ula. Odeszła z naszego życia i z firmy. Wyjechała a ja nie wiem dokąd. Zupełnie nie mam pojęcia co robić i jak mam przekazać tę wiadomość dziewczynkom. Wczoraj wszyscy mieliśmy taki wspaniały dzień. Ula zabrała dzieci rano i szalała z nimi po galeriach. Ja dołączyłem do nich w porze obiadowej. Kiedy żegnała się z nimi wieczorem odniosłem dziwne wrażenie, że żegna się z nimi na zawsze. Długo je ściskała i przytulała szeptając im, że bardzo je kocha. Dzisiaj rano przyniosła mi wypowiedzenie – zadrżał mu głos i rozpłakał się. – Zupełnie nie wiem jak na to zareagować i co zrobić. Jak ją odnaleźć. Nawet mi nie powiedziała dokąd wyjeżdża. Nie pozwoliła dzwonić. Powiedziała, że ma zamiar zmienić numer telefonu. To wygląda tak jakby wzięła wielkie nożyce i odcięła na zawsze naszą przeszłość. Mam wrażenie jakbym wszystko spieprzył od początku do końca i nie miał szansy, żeby to jakoś naprawić.
Helena westchnęła ciężko i smutno spojrzała na syna.
 - Nie chcę kopać leżącego Marek, ale dobrze wiesz, że to zbierało się przez całe lata. Nie byłeś wobec niej w porządku. Uwikłałeś ją w swoje życie i związane z nim problemy. Robiła dla ciebie wszystko, bo cię kochała. To był jedyny powód, w imię którego tak bardzo się dla was poświęcała. Dziwię się, że nigdy tego nie zauważyłeś. Ja zobaczyłam tę miłość w jej oczach od momentu, w którym ją poznałam. Kiepsko to ukrywała, ale mocno się starała zachować obojętność. Nawet na bankiecie kolekcji jesienno-zimowej nie mogła się przemóc, żeby przyznać się otwarcie do tej miłości. Pytałam ją, dlaczego się nie pobierzecie. Mówiłam, że powinniście to zrobić dla dobra dzieci i was samych. Popatrzyła na mnie zdziwiona i powiedziała, że nie jesteście razem, że ty jej nie kochasz, bo nie jest w twoim typie i na zawsze pozostaniecie przyjaciółmi. Miałeś wiele kobiet synu, ale uderz się w piersi i powiedz, czy któraś z nich choć w ułamku była tak wspaniała jak Ula? Czy odważyłaby się na wychowanie od niemowlęctwa twoich dzieci i na pokochanie ich? Jesteś jak większość mężczyzn płytki i powierzchowny. Z ładnej miski nikt się jeszcze nie najadł i dobrze o tym wiesz. Oceniasz ludzi nie patrząc jaki mają charakter, jakie zalety i wady, ale patrzysz na wygląd. Dla ciebie kobieta mogła być bezgranicznie głupia, byleby miała ładną buzię. Ula ma piękne wnętrze, jest mądra i dobra. Ma w sobie tyle miłości i łagodności, że mogłaby nią obdzielić wszystkich ludzi dookoła. Kocha nad życie dziewczynki i równie mocno kocha ciebie. Szkoda, że nie potrafiłeś tego docenić. Założę się, że ona wyjechała pełna żalu i zawiedzionych nadziei. Tyle lat łudziła się myślą, że wreszcie dostrzeżesz w niej kobietę, a nie wyłącznie asystentkę i opiekunkę do twoich dzieci. Nie udało się a ona była już zmęczona czekaniem na ciebie. Bardzo mi jej żal, bo dla ciebie i dzieci poświęciła najlepsze lata swojego życia. Nie wiadomo czy kiedyś będzie miała swoje własne potomstwo. Mam nadzieję, że jednak spotka na swojej drodze człowieka, którego zdoła pokochać tak mocno jak ciebie. Zasłużyła na szczęście jak żadne z nas.
 - Jestem ślepym idiotą – mówił drżącym głosem Marek. - Parę lat temu Sebastian sugerował mi, że Ula mnie kocha a ja głupi wyśmiałem go i nie uwierzyłem. Dlaczego ty nic mi nie powiedziałaś?
 - Myślałam, że o tym wiesz, bo to było takie oczywiste. Sądziłam, że ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę jak wielkim uczuciem ona cię darzy. Naprawdę jesteś ślepy jak kret. Przy niej miałbyś dobre i szczęśliwe życie. Bylibyście taką piękną rodziną. Masz rację w jednym. Wszystko spieprzyłeś i nie sądzę byś w jakikolwiek sposób mógł naprawić tę relację.
 - Nie odpuszczę. Zmienię się dla niej i znajdę ją. Chcę, żeby była ze mnie dumna i nie patrzyła na mnie przez pryzmat lekkoducha i birbanta. Na pewno tak tego nie zostawię. Teraz pojadę po dziewczynki i postaram się im wszystko wytłumaczyć.

Podjechał pod przedszkole i wszedł do środka. Był trochę wcześniej niż powinien, ale postanowił zaczekać. Wybiegły z sali pół godziny później i wpadły w jego rozłożone ramiona. Dał po buziaku każdej z nich i pomógł im się ubrać.


 - Najpierw pojedziemy po zakupy a jak wrócimy do domu będę chciał z wami porozmawiać. Macie ochotę na ciepłą kolację? Jakieś specjalne życzenia?
 - Zrobisz nam spaghetti? Ciocia Ula robi pyszne. Może nam się też uda? Widziałyśmy jak ciocia to robi. Musimy kupić mielone mięsko, długi makaron i pomidorowy sos. Dasz radę tatuś – pocieszyła go Dorotka – a my ci pomożemy.
Uśmiechnął się do siedzących z tyłu córek.
 - Wasze życzenie jest dla mnie rozkazem. Będzie spaghetti.

Stał przy piecu przepasany fartuchem i mieszał mięso, żeby się nie przypaliło. Obok niego na wysokich krzesłach siedziały dwie jego pociechy i udzielały mu wskazówek.
 - Musisz to posolić. Ciocia dodawała też oregano i bazylię.
 - I dużo słodkiej, wędzonej papryki – dodała Marta. – Takiej w proszku. A potem wszystko zalewała pomidorowym sosem. Będzie pycha, bo ładnie pachnie.
Nałożył na talerze ugotowany makaron i polał go sosem. Przeniósł wszystko na stół w salonie i usiadł przy nim. Po obu jego stronach zajęły miejsce Marta i Dorotka.
 - Muszę wam powiedzieć o czymś ważnym – zaczął z poważną miną. - Dzisiaj rano widziałem się z ciocią. Powiedziała mi, że musi koniecznie wyjechać na dłużej i już nie będzie się mogła wami zajmować. To dla cioci bardzo ważne, bo musi sobie poukładać i przemyśleć trochę spraw. Prosiła, żeby was pożegnać od niej i powiedzieć, że bardzo, ale to bardzo was kocha.
Przestały jeść i wbiły w niego dwie pary oczu.
 - Tatuś my wiemy, że ciocia wyjechała. Mówiła nam o tym wczoraj. Nie chciała, żebyśmy płakały.
 - A mówiła dokąd wyjeżdża? – zapytał zaskoczony przewidywalnością Uli. - Więc i o tym pomyślała. Przygotowała je na to, że długo jej nie będzie. - Poczuł do niej wdzięczność. Chroniła dzieci przed szokiem i płaczem spowodowanym jej nieobecnością. Nadzwyczaj dobrze to przyjęły, bo nic takiego nie miało miejsca.
 - Mówiła, że to daleko – powiedziała Dorotka – i że któregoś dnia zrobi nam niespodziankę i wróci.
 - Mówiła też, że zawsze nas będzie nosić w sercu nawet wtedy, gdyby miała wyjechać na koniec świata – dodała Marta. – Ciocia nas kocha, ale na razie nie może z nami być.
 - Bardzo się cieszę, że to rozumiecie – powiedział wzruszony.- A teraz myć się i spać, bo jutro musimy wcześnie wstać.
Kiedy już wykąpane i przebrane w piżamki położyły się do łóżeczek Marek wszedł do ich pokoju i zwyczajowo włączył im spokojną muzykę. Pochylił się nad każdą z nich dając buziaka na dobranoc.


 - Bardzo was kocham dziewczynki. Jesteście całym moim światem.
 - My też cię kochamy tatusiu – odpowiedziały sennie.
Usiadł jeszcze w salonie i wyciągnął telefon. Zaczął pisać sms-a do Uli z nadzieją, że jeszcze nie zdążyła zmienić numeru telefonu.

Wyjechała bladym świtem. Celowo wybrała tak wczesną porę, żeby uniknąć korków na trasie i żeby jak dojedzie na miejsce mieć trochę czasu na urządzenie się i zrobienie jakichś zakupów. W te ostatnie zaopatrzyła się po drodze zauważywszy dyskont na obrzeżach miasta.
Obracała kilka razy, by do końca opróżnić bagażnik. Zdyszana wwiozła ostatnie rzeczy na siódme piętro i rozejrzała się po mieszkaniu. Trzeba było jednak trochę je uprzątnąć. Włączyć lodówkę, odkręcić zawór wody i gazu. Powoli znikał przykry zapach kurzu i zaczęło pachnieć świeżością. Rozpakowała walizki i wyciągnęła z wielkiego worka pościel rozciągając ją na łóżku. Zrobiła sobie kilka kanapek i usiadła przy ławie jedząc z apetytem. Była głodna. Sięgnęła po telefon chcąc ustawić budzik, ale usłyszała dźwięk przychodzącego sms-a. Był od Marka. Ciekawość zwyciężyła i Ula otworzyła wiadomość.

czwartek, 12 marca 2020

ZAŚLEPIENIE - rozdział 8

ROZDZIAŁ 8


Odpowiedź ze Śląska nadeszła pięć dni później. Proszono ją o przyjazd na rozmowę kwalifikacyjną. Tym razem wypisała sobie trzy dni urlopu mówiąc Markowi, że ma do załatwienia coś ważnego i coś osobistego dlatego potrzebuje kilka dni wolnego. Nie dociekał, choć paliła go ciekawość. Zwykle mówili sobie prawie o wszystkim, nawet tym najgorszym.
Jeszcze tego samego dnia Ula odwiedziła Rysiów. Zamknęła się z ojcem w swoim dawnym pokoju i powiedziała mu, że podjęła chyba najważniejsza decyzję w życiu.
 - Mam dość Marka i dość F&D. Muszę teraz zadbać o siebie. Miałeś rację we wszystkim. To tylko ja byłam jak ślepa ćma. Poparzyłam sobie skrzydełka, ale już zmądrzałam. Kocham bliźniaczki nad życie, ale czy moje życie jest mniej ważne? Jadę na trzy dni do Katowic. Złożyłam swoje CV w dyrekcji ogrodu zoologicznego w Chorzowie. Szukają ekonomisty na stanowisko dyrektora. Może się uda. A jak się uda, wyjadę na dobre. Marek na pewno będzie mnie szukał, ale nic nie możesz mu powiedzieć. Nikomu nie możesz nic powiedzieć. Zmienię też numer telefonu, który ci podam. Wrócę za trzy dni i mam nadzieję, że wtedy już będę wiedzieć na czym stoję.
Droga zajęła jej ponad trzy godziny. Wybrała trasę przez Piotrków Trybunalski, bo była najszybsza. Dojechała na miejsce późno w nocy, ale nie przejmowała się. Przygotowała się solidnie do tej podróży, bo nie chciała działać po omacku. Wynajęła pokój w jednym z niezbyt drogich hoteli w centrum miasta. Wzięła kąpiel i nastawiła budzik w komórce na godzinę siódmą. Rozmowę miała mieć o dziewiątej i na pewno na nią zdąży.

Dyrektorka ZOO przywitała się z nią bardzo uprzejmie. Przedstawiły się sobie i usiadły przy niewielkim stoliku a sekretarka zaraz wniosła parujące filiżanki z kawą.


 - Nie ukrywam, że po cichu liczyłam, że to będzie kobieta – dyrektorka uśmiechnęła się do Uli z sympatią. – Ostatnio miałam takie złe doświadczenia z mężczyznami, że mam ich chwilowo dość. Proszę opowiedzieć coś o sobie.
Ula upiła łyk kawy i splotła na kolanach dłonie. Opowiedziała jej cały przebieg kariery zawodowej z naciskiem na ostatnie lata przepracowane w Febo&Dobrzański.
 - Mogłabym tam pracować nadal, bo stanowisko świetne i pensja również. Chcę odejść jednak z powodów osobistych. Mam dość Warszawy i koniecznie muszę zmienić klimat.
 - Ten u nas nie jest najlepszy – roześmiała się dyrektorka.
 - Dla mnie każdy będzie lepszy niż ten warszawski.
Anna Rycka uśmiechnęła się szeroko słysząc te słowa. Wyciągnęła do Uli rękę.
 - W takim razie serdecznie witam na pokładzie pani Urszulo. Od kiedy może pani zacząć?
 - Myślę, że od przyszłego miesiąca. Muszę mieć trochę czasu na pozamykanie wszystkich spraw. Teraz przyjechałam na trzy dni i w tym czasie chciałabym się rozejrzeć za jakimś mieszkaniem. Nie chcę kupić, tylko wynająć. Podejrzewam, że może być trudniej niż w Warszawie.
 - Nie będzie tak źle. Naprzeciwko tej stylizowanej żyrafy po drugiej stronie ulicy rozciąga się wielkie osiedle Tysiąclecia.


W bloku położonym dosłownie vis-à-vis żyrafy stoi wolne mieszkanie dwupokojowe, które mogę pani wynająć. To mieszkanie mojej siostry. Kilka lat temu wyjechała do Szwecji i dysponowanie lokalem pozostawiła mnie. Trzymam je dla mojego młodszego syna. Ma dopiero piętnaście lat i minie sporo czasu zanim się usamodzielni. Jeśli dopiła pani kawę, możemy tam podjechać. Pokażę je pani. Jeśli się pani spodoba, to zapewniam, że będzie pani miała blisko do pracy.
Ula była totalnie zaskoczona. Od ręki dostała tę pracę i od ręki udało jej się załatwić mieszkanie. Uścisnęła dyrektorce dłoń mówiąc, że jest jej ogromnie wdzięczna.

Mieszkanie położone było na siódmym piętrze i nie było duże. Raczej miało dość dziwny układ. Kuchnia ślepa, ale z przeszkloną jedną ze ścian graniczącą z mniejszym pokojem, z którego docierało dzienne światło. Z tego też pokoju wychodziło się na dość długi, ale wąski balkon. Pokój większy nie był wiele większy od tego, który dyrektorka nazywała sypialnią, ale Ula nie wybrzydzała. Dla niej samej to mieszkanko było w zupełności wystarczające tym bardziej, że umeblowane dość rozsądnie i z głową.
 - Bardzo ładne mieszkanie. Nic więcej mi nie potrzeba do szczęścia. Naprawdę jestem ogromnie wdzięczna i zobowiązana, bo nie liczyłam na tak wielką życzliwość. Bardzo dziękuję. To zaoszczędzi mi mnóstwo czasu i energii. Porozmawiajmy jeszcze o opłatach.

Wracała do Warszawy tego samego dnia i była pełna entuzjazmu. Jeszcze kilka dni i zacznie żyć bez katowania się widokiem Marka obściskującego kolejne modelki.
Przenocowała w Rysiowie opowiadając ojcu o tym niebywałym szczęściu.
 - To osiedle jest ogromne. Taka sypialnia Katowic. To trochę dziwne, bo niby to Katowice, a park, to znaczy ZOO, Wesołe Miasteczko, Park Linowy, Planetarium i taki zwykły park nazywają Wojewódzkim Parkiem Kultury i Wypoczynku w Chorzowie. Najważniejsze jednak, że dostałam tę pracę i udało mi się załatwić mieszkanie blisko parku. Będę zarabiać trochę mniej niż w F&D, ale nie grymasiłam.
 - I słusznie. Ja się cieszę, że wreszcie oderwiesz się od imperium Dobrzańskich a zwłaszcza od tego jednego Dobrzańskiego i pomyślisz o sobie. Może i ja kiedyś doczekam się wnuków.

Dzięki temu, że tak pomyślnie załatwiła wszystko w Katowicach miała wolny piątek i poświęciła go na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy w tym pościeli. Cała reszta wyposażenia była na miejscu i nie musiała się przejmować, że czegoś jej zabraknie. Wieczorem zadzwoniła do Marka prosząc go, żeby pozwolił dziewczynkom spędzić z nią sobotę.
 - A to już jesteś z powrotem? Szybko…
 - Wróciłam w czwartek, bo udało mi się wszystko pomyślnie załatwić. To mogę po nie podjechać jutro o dziesiątej?
 - Oczywiście. Ucieszą się. Do zobaczenia.

Zabrała dziewczynki zgodnie z umową. Gdy zadzwoniła do drzwi usłyszała ich radosny pisk. Marek zaprosił ją do środka nie mogąc od niej oderwać oczu i taksując ją z góry na dół.
 - To gdzie się wybieracie?
 - Będziemy zajmować się babskimi sprawami. To tajemnica. Idziemy dziewczynki – podała im dłonie. Pojechały najpierw do Złotych Tarasów. Ula zaprowadziła je do sklepu z zaopatrzeniem dla uczniów. Tam wybrały sobie kolorowe plecaczki.
 - Jak pójdziecie do zerówki, będziecie mogły w nich nosić książeczki albo kredki i farbki. Te zaraz kupimy. Weźmiemy też bloki rysunkowe, książeczki do kolorowania i takie z literkami. - Bliźniaczki były podekscytowane i same nie wiedziały co mają wybrać. Wyszły ze sklepu z wypiekami na twarzy. – Teraz proponuję lody. Musimy trochę ochłonąć.
Po lodach zaczęło się szaleństwo w sklepach z ciuchami. Uparły się na fantazyjne kapelusze i rozkloszowane poncho.


Musiała przyznać, że wyglądały świetnie. Potem pojechały do ZOO. Była tu z nimi tylko raz i to ze dwa lata temu. Tym razem obeszły je całe i nie narzekały jak poprzednio, że nogi je bolą.
Pomagała im wsiąść do samochodu, gdy usłyszała dźwięk komórki. To Marek dzwonił i pytał gdzie są.
 - Jedziemy na obiad do restauracji.
 - A do której?
 - Do Bianco, a co?
 - Nudzę się w domu, może mógłbym do was dołączyć?
 - No nie wiem… Dziewczyny tata chce do nas dołączyć. Zgadzamy się?
 - Zgadzamy! – krzyknęły jak na komendę.
 - Będziemy tam za jakieś dwadzieścia minut.

Obiad upłynął im we wspaniałej atmosferze. Marek był uprzejmy i miły dla Uli, podziwiał kupione przez nią dla dzieci rzeczy i prawił komplementy. Trochę wydało mu się dziwne, że kiedy podjechali na Pańską Ula żegnała się z dziewczynkami jakby widziała je po raz ostatni. Długo trzymała je w ramionach i przytulała.
 - Dobranoc moje skarby. To był wspaniały dzień. Pamiętajcie, że bardzo was kocham – mówiła a w jej oczach szkliły się łzy.

W poniedziałkowy poranek weszła do gabinetu Marka z jakimiś dokumentami. Ucieszył się na jej widok.
 - Siadaj Ula, siadaj. Mam dla ciebie pewną propozycję. Pomyślałem, że może pierwszego września pojechalibyśmy oboje na rozpoczęcie roku szkolnego przez bliźniaczki?
Usiadła ciężko na kanapie i westchnęła.
 - Niestety Marek, to niemożliwe. Ostatniego sierpnia wyjeżdżam i prawdopodobnie już tu nie wrócę. W tej sprawie właśnie przyszłam. Bardzo cię proszę, żebyś to podpisał – podała mu arkusz zadrukowanego papieru. Odebrał go z jej rąk i wbił w nią zaskoczone spojrzenie.
 - Jak to wyjeżdżasz? Dokąd? I co to jest?
 - To jest moje wypowiedzenie ze skutkiem natychmiastowym. Bardzo cię proszę, żebyś nie utrudniał i oszczędził mi tłumaczenia się.
 - Naprawdę tego nie rozumiem. Po tylu latach chcesz wyjechać? Przestać pracować w F&D? Co ja pocznę bez ciebie i jak zareagują na twoją nieobecność dziewczynki? Chyba niezbyt dokładnie to przemyślałaś.
 - Wręcz przeciwnie. Przemyślałam to dziesięć razy i zdania nie zmienię. Od siedmiu lat nie robisz nic innego tylko wysługujesz się mną. Najpierw dotyczyło to tylko pracy. Potem przeniosło się na życie prywatne. Musisz zrozumieć, że nie jesteś pępkiem świata i to nie on kręci się wokół ciebie. Zrezygnowałam z własnego szczęścia, żeby wychować twoje dzieci. Żyłam waszym życiem, a co z moim? Gdybym nie wywierała na ciebie nacisków skończyłabym jak Joasia. Mam trzydzieści trzy lata i wciąż jestem singlem. Moje rówieśniczki pozakładały rodziny, urodziły dzieci, a ja wmówiłam sobie, że mam do wykonania wobec ciebie jakąś pieprzoną misję. Już nie będę się dla ciebie poświęcać. Mam tego serdecznie dość. Siedziałam i opiekowałam się twoimi dziećmi a ty hulałeś po klubach i zaliczałeś hurtowo chętne panny. Zrobiłeś ze mnie drugą Joasię. Nawet jej śmierć nic w tobie nie zmieniła. Nie wyciągnąłeś z niej żadnych wniosków. Byłeś lekkoduchem i takim zostaniesz, bo nie chcesz się zmienić. Żal mi tylko dziewczynek. Nie zasłużyły sobie na takiego ojca. Jesteś kompletnie nieodpowiedzialny i beztroski Nie przejmujesz się niczym i nikim. Wykorzystujesz ludzi do własnych celów. Joasia miała po stokroć rację i naprawdę szczerze żałuję, że nie zdołali jej uratować. Twoje dzieci mając w domu taki wzorzec zachowań pomyślą, że one też tak mogą i jeśli się nie zmienisz, wyrosną na dwie małe egoistki takie jak ich tatuś. Nie jestem ci nic winna i nie czuję się za nic odpowiedzialna. Wystarczająco dużo zrobiłam dla twojej rodziny i już wystarczy. A teraz podpisz to wypowiedzenie.
Jej tyrada wprawiła go w kompletne osłupienie. Usiłował coś powiedzieć, ale głos uwiązł mu w gardle. W końcu wziął kilka głębszych wdechów i wykrztusił.
 - Dlaczego…? Dlaczego mi to robisz? Dlaczego nam to robisz? Nie dam rady bez ciebie…
 - Właśnie dlatego, żebyś poczuł na barkach ciężar odpowiedzialności a nie zrzucał go na mnie. Masz trzydzieści pięć lat i mentalność szesnastolatka. Czas dorosnąć Marek. Najwyższy czas…