Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 25 kwietnia 2019

KROK NAD PRZEPAŚCIĄ - rozdział 7

ROZDZIAŁ 7


Dzisiaj jechała do Warszawy z Maćkiem. Wiózł Markowi mnóstwo zdjęć zrobionych przez Karola i Jurka, a także zgrane z kamery dwie płyty. Był pewien, że Marek będzie w szoku. Poza tym miał dla niego kilka innych niespodzianek.
Już na miejscu zamknęli się wszyscy w gabinecie Dobrzańskiego i oglądali fotografie szczegółowo komentowane przez Szymczyka.
 - Tu jest początek – podał Markowi kilka zdjęć. Pod firmę „Modena” podjeżdża załadowany towarem tir. Te dwa typki podchodzące do samochodu, to Vincent i Luigi Scacci. Jedzie tylko młodszy z braci Vincent jako obstawa. On też będzie nadzorował wymianę. Trzeba przyznać, że są świetnie zorganizowani. Mijają Mediolan. Nie przeciskają się przez miasto, bo jest zatłoczone. Poza tym jest tam wygodna obwodnica. Tu widać, że zatrzymują się na wielkim i pustym parkingu na wysokości Luisado niedaleko Mac Donalda. Czeka już na nich ciężarowy Mercedes wypełniony trefnymi tkaninami. Wymiana następuje bardzo sprawnie. Kierowca Mercedesa zawraca z częścią zamówionego przez F&D towaru do Turynu, a tir i Vincent jadą dalej. Są już blisko Como i za chwilę będą przekraczać granicę ze Szwajcarią. Zanim to jednak nastąpi do Vincenta dołącza ktoś jeszcze. Proszę, spójrz. Myślę, że będziesz zaskoczony. Zdjęcie zrobione na przejściu granicznym w miejscowości Como-Chiasso.
Marek odebrał kolejny plik zdjęć z rąk Maćka i zaczął je wertować. Pokazywały Paulinę obściskującą się ze Scacci i całującą go namiętnie.
 - No…, faktycznie…, tego się nie spodziewałem. Ostatnio mało się interesowałem jej życiem prywatnym, bo tak naprawdę niewiele mnie ono obchodzi. Kiedyś Sebastian tylko mi wspomniał, że ona dość często bierze wolne. To pewnie po to, żeby spotykać się z tym Włochem.


 - Niestety z uwagi na to, że nasi ludzie mieli do dyspozycji jeden samochód musieli pojechać za tirem, bo Vincent wraz z Pauliną odjechali w sobie tylko znanym kierunku. Tir musi pokonać długą trasę. To prawie tysiąc sześćset pięćdziesiąt kilometrów. Kierowców jest dwóch i zmieniają się. Nie robią dłuższych postojów i właściwie jadą bez przerwy. Droga prowadzi przez Szwajcarię i Niemcy, gdzie przekraczają granicę z Polską i na wysokości Złotoryi wjeżdżają na autostradę A-4. Najwyraźniej jest to najszybsza trasa, choć niekoniecznie najkrótsza, bo myślę, że przez Austrię i Czechy byłoby chyba lepiej. Jednak to nieważne. Tu są zdjęcia już z Poznania, gdzie składujecie i rozsyłacie materiały do innych szwalni. Tu też kończy się cała sprawa. Pies z kulawą nogą nie zorientuje się, że część beli materiałów jest gorszego gatunku mimo, że ludzie przyjmujący ładunek dość skrupulatnie liczą go i sprawdzają zgodnie ze specyfikacją. Cała akcja jest dokładnie przemyślana w najdrobniejszych szczegółach i przebiega bardzo szybko. Tu masz jeszcze dwie płyty, to sobie przejrzysz w domu. I jeszcze jedna rada. Dowodów na działalność Febo jest bardzo dużo. Obawiamy się, że w sądzie mógłbyś się pogubić i nie poradziłbyś sobie z tym. Tu wizytówka prawnika zajmującego się przestępstwami gospodarczymi. Zrób xero pozostałej dokumentacji i zanieś mu ją. Tu daję ci w kopercie drugi komplet zdjęć i płyt. Idź do niego i o wszystkim mu opowiedz. Poproś, żeby reprezentował waszą firmę w sądzie. Tak będzie o wiele lepiej. On jest naprawdę dobry. Zna się na robocie i rzadko przegrywa. Właściwie to chyba zdarzyło mu się to tylko ze dwa razy podczas całej kariery.
Marek uścisnął Maćkowi dłoń. Był przejęty.
 - Odwaliliście kawał solidnej roboty. To zrobiło na mnie ogromne wrażenie. Teraz jestem naprawdę spokojny, bo mam pewność, że załatwimy Febo raz na zawsze.
 - To jeszcze nie wszystko Marek – Maciek wyciągnął z wewnętrznej kieszeni marynarki plik wizytówek. – Trochę podzwoniłem i popytałem w sprawie nowych zleceń dla F&D. Na razie nie ma co wybrzydzać przyjacielu i brać wszystko jak leci, żeby odbić się od dna. Same magazyny nie spowodują, że firma odzyska płynność finansową. Musisz zadzwonić do tych ludzi i umówić spotkania. Jak już dobijesz targu, Ula wykona symulację kosztów i ewentualnych zysków rozpisując budżet na cały rok. To bardzo ci pomoże, bo wystarczy wtedy, że będziesz trzymał się założeń a zyski przyjdą same. Wiem, że mimo trudności kolekcja, którą zajmuje się teraz Pshemko, ujrzy światło dzienne. Niestety nie stać was na takie pokazy z pompą, jak to było kiedyś. Jednak skromny bankiet i okrojona liczba gości jest możliwa. To mają być głównie dziennikarze, którzy dobrze o was napiszą i kilku znaczących ludzi z show biznesu i z branży. Dobrze by było zaprosić kogoś z Fox Fashion, na przykład panią Lange i prezesa tej firmy. Nie będziesz nikogo oszczędzał i wywalisz prawdę o plagiacie przy wszystkich. Do czasu pokazu Febo będą siedzieć i raczej kontaktów z tą firmą już mieć nie będą. Dużo jeszcze pracy przed tobą kolego, ale myślę, że powoli zaczynasz wychodzić na prostą. Priorytetem jest prawnik a tuż za nim pozyskanie zleceniodawców.
 - Przygotowanie całej dokumentacji potrwa ze trzy dni. Bardzo dużo tego i nie zrobią mi xero w ciągu jednego dnia. Mógłbym kopiować tutaj, ale wolę nie ryzykować.
 - To oczywiste. Tak, czy siak trzeba się sprężać. No będę leciał, bo tam u nas istne bezkrólewie. Muszę zagonić ludzi do roboty. Trzymajcie się.
Maciek wyszedł, a Marek usiadł na kanapie obok Uli przeglądającej jeszcze dokumenty pozyskane z tej włoskiej eskapady.
 - I co o tym myślisz Ula?
 - Myślę Marek, że to bardzo mocne dowody. Naprawdę nie mam pojęcia jakich Febo musiałby użyć argumentów, żeby wybronić się od tego zwłaszcza, że na zdjęciach widnieje jego siostra a jej intencje w stosunku do Scacci są jednoznaczne.

  
Marek pokiwał głową.
 - Masz rację. Pozbierajmy to. Lepiej, żeby nikt tego nie widział. Jeszcze mógłby… - przerwał w połowie zdania, bo rozdzwoniła się jego komórka. Zerknął na wyświetlacz. – Muszę odebrać. To ojciec.
Halo tato? Coś się stało, że dzwonisz?
 - Nic się nie stało, ale siedzimy z mamą i rozmawiamy o tej przykrej sytuacji i wpadliśmy na pomysł, żeby zaprosić Ulę na obiad. Bardzo bylibyśmy radzi poznać tę wyjątkową dziewczynę a ja też chciałbym zapytać o jej ojca. Pragniemy jej także podziękować, że tak ofiarnie zgodziła się ratować naszą firmę. Możesz ją zapytać, czy wyraża zgodę? Bylibyśmy ogromnie zobowiązani.
 - Poczekaj chwilkę, bo ona właśnie siedzi obok mnie – przysłonił dłonią telefon. – Ula, moi rodzice serdecznie zapraszają cię dzisiaj na obiad. Chcą podziękować za wszystko, co dla nas zrobiłaś, chociaż osobiście uważam, że nigdy nie uda nam się odwdzięczyć. Dasz się namówić?
Zaskoczyła ją mocno ta propozycja, ale nie wypadało odmówić, skoro tak gorąco zapraszali.
 - No dobrze… Powinnam tylko zadzwonić do taty i poinformować go, że będę późno. Zaraz to zrobię.
 - Tato, urwiemy się przed szesnastą i przyjedziemy.
 - Wspaniale. Czekamy na was.

Tuż przed szesnastą trzydzieści Marek wjechał przez szeroko otwartą, kutą bramę na podjazd przed domem rodziców.
 - Tu się wychowałem – zatrzymał samochód i odpiął pasy. Ula rozglądała się z ciekawością.
 - Imponujący dom i bardzo piękny ogród. W takim otoczeniu można mieć naprawdę szczęśliwe dzieciństwo. Nie rozumiem obojga Febo. Twoi rodzice zapewnili im idealne warunki, dali najlepsze wykształcenie a przede wszystkim otoczyli ich miłością. Jak podłym trzeba być, żeby odwdzięczyć się za to rujnując im firmę i wszystko, na co pracowali przez tyle długich lat. Oboje są bez sumienia. Ludzie-potwory.
Marek pomógł jej wysiąść i podał ramię.
 - Masz rację. Lepiej bym tego nie ujął.
Seniorzy czekali na nich niecierpliwie. Jak tylko zobaczyli przez okno podjeżdżający samochód syna wyszli przed dom witając oboje wylewnie. Marek dokonał prezentacji.
 - Oto twój geniusz w spódnicy tato. Najmądrzejsza i najpiękniejsza kobieta jaką kiedykolwiek poznałem i powiem wam jeszcze coś. Od jakiegoś czasu Ula jest moją dziewczyną i moją wielką miłością.
Dobrzańscy byli zachwyceni, bo Ula faktycznie olśniewała urodą i przy tym rumieńce jakie oblały jej policzki po komplemencie Marka świadczyły dobitnie o jej skromności.
Wreszcie dotarli do salonu i zasiedli przy stole. Gospodyni seniorów wniosła na stół parujące dania. Przy obiedzie Marek w wielkim skrócie opowiadał o tym jakie nowe dowody dostarczył mu rano Maciek.
 - Nie wywiną się. Nie ma takiej opcji. Oddadzą co do grosza zagrabione pieniądze. Jutro jestem umówiony z prawnikiem. Tak doradzał Maciek. Później pokażemy wam zdjęcia z całej trasy od Turynu aż do Poznania. Najciekawsze jest to, że nie dość, iż oboje działają w zmowie ze Scacci, to jeszcze jeden z nich jest kochankiem Pauliny i to też mamy na zdjęciach. Po obiedzie moglibyśmy jakoś usystematyzować te dokumenty Ula, żeby nie było wątpliwości, co z czego wynika. To znaczy billingi osobno, faktury za tkaniny osobno, te za catering i przyjęcia promocyjne też osobno. Rodzice nam pomogą. Wieczorem odwiózłbym cię do domu.
 - Nie ma sprawy. Najważniejszy jest chronologiczny porządek zdarzeń poparty stosownymi dokumentami. Wtedy nic nie będzie budzić wątpliwości sądu.
 - Kiedy Marek zdawał mi relację w miarę odkrywania machlojek Alexa, nie mogłem w to wszystko uwierzyć – Krzysztof pokręcił głową. – On czerpał z moich doświadczeń pełnymi garściami. To ode mnie nauczył się trudnej sztuki negocjacji, to ja pokazywałem jak zawierać najkorzystniejsze umowy, uczyłem kiedy można podjąć ryzyko a kiedy najlepiej go unikać. Robiłem to dlatego, bo wierzyłem, że kiedyś on i Marek zaczną współpracować i firma przetrwa nie tylko dla nich, ale i dla moich wnuków. Do dziś nie mogę uwierzyć, że byłem taki naiwny. To ty synu miałeś nosa co do prawdziwych jego intencji.
 - Myślę, że nie tak miało być – odezwała się cicho Ula. – Pan nigdy miał się nie dowiedzieć, że to oni za tym stoją. Chcieli postawić całą rodzinę Dobrzańskich przed faktem dokonanym jak już w firmie działałby syndyk masy upadłościowej. Naprawdę niewiele brakowało a tak właśnie by się stało. Na szczęście odkryliśmy te przekręty i góra za dwa lub trzy dni Marek złoży donos na policji. Nie można już dłużej czekać, bo każdy dzień przynosi firmie straty.
 - Nawet nie wiesz dziecko – senior uśmiechnął się do Uli – jakie to szczęście, że ja wtedy spotkałem twojego ojca w przychodni. Gdyby nie ten szczęśliwy traf dzisiaj być może nie mielibyśmy już nic. Jak on się czuje? Nadal narzeka na serce?
 - Nie… Po operacji by-passów dostał niejako drugie życie. Zrobił się aktywny i ma sporo energii z czego najbardziej korzysta moja młodsza siostra, bo to nierzadko ona dopinguje go do ruchu wyciągając na spacery, albo na rowery. Opowiadałam mu o panu. On doskonale pana pamięta i tę rozmowę, chociaż z tego, co mi opowiadał, to głównie on  gadał i przechwalał się.
Krzysztof roześmiał się na całe gardło.
 - Przede wszystkim chwalił się tobą, bo był i na pewno nadal jest z ciebie bardzo dumny. Nie przesadził ani trochę. Dokonałaś Uleńko niemożliwego i to w tak krótkim czasie. Staliśmy wszyscy na krawędzi i wystarczył tylko jeden krok, byśmy zaczęli spadać w przepaść głową w dół. Nie dopuściłaś do tego. Do końca naszych dni będziemy ci wdzięczni, że uratowałaś dorobek naszego życia. Bardzo ci za to dziękujemy.

Kiedy uporządkowali już wszystkie papiery Helena zaprosiła ich jeszcze na kawę i ciasto. Po poczęstunku żegnani wylewnie odjechali w kierunku Rysiowa. Ula wciąż była pod urokiem starszego pana Dobrzańskiego, który wydał jej się gentlemanem w pełnym tego słowa znaczeniu, jakby był z innej epoki. Nienaganne maniery, mnóstwo taktu i kurtuazji. Marek z całą pewnością czerpał te wzorce przez całe życie. Był równie taktownym, dobrze wychowanym i kulturalnym człowiekiem.
 - Twoi rodzice są wspaniali – powiedziała cicho odwracając do niego twarz. – Niezwykle mili i bardzo otwarci. Teraz już wiem, po kim to odziedziczyłeś.
 - Czasami popełniałem głupstwa jak każdy, ale ojciec za każdym razem potrafił sprowadzić mnie na ziemię. Zresztą on zawsze ode mnie wymagał więcej niż od rodzeństwa Febo i chyba wyszło mi to na zdrowie. Dojeżdżamy. To ta brama?
 - Tak. Numer osiem. A tu po drugiej stronie ulicy jest dom rodzinny Maćka. Mieliśmy bardzo blisko do siebie i byłoby dziwne, gdybyśmy się nie zaprzyjaźnili. To taka przyjaźń na całe życie – odpięła pasy i uśmiechnęła się do Marka. – Pamiętaj Marek, że jutro najważniejsza jest logistyka. Zaraz rano idziesz do punktu xero, potem do prawnika, a później do potencjalnych zleceniodawców. Musisz załatwić najwięcej, ile tylko zdołasz. Już teraz czas nas goni.
 - Pamiętam kochanie – pogładził jej ciepły policzek – i nie będę się z niczym ociągał – Przytulił się do jej warg i długo je całował. Oderwali się wreszcie od siebie i Ula wysiadła z samochodu. Pochyliła się jeszcze mówiąc  - Uważaj na siebie i jedź ostrożnie. Kocham cię.



 - Ja ciebie też. Śpij dobrze moje serce. Dobranoc – uruchomił silnik i wolno ruszył.


piątek, 19 kwietnia 2019

WIELKANOC 2019R.

MOI DRODZY
W TEN ŚWIĄTECZNY CZAS 
ŻYCZĘ WAM 
RADOŚCI I CIEPŁA, 
SŁOŃCA I MIŁOŚCI, 
ZIELONEJ WIOSNY W SERCU 
I NADZIEI NA NOWE.
CIEPŁYCH, RODZINNYCH
I UDANYCH ŚWIĄT. 

 

środa, 17 kwietnia 2019

KROK NAD PRZEPAŚCIĄ - rozdział 6

ROZDZIAŁ 6


Następnego dnia rano rozpętał się w Febo&Dobrzański istny Armagedon. Rozwścieczony Pshemko wparował do gabinetu Marka i rzucił mu w twarz jakimś katalogiem. Zdezorientowany Dobrzański ledwie uchylił się od ciosu i piskliwym, przestraszonym głosem zawołał
 - Pshemko uspokój się! Oszalałeś!?
 - To nie ja oszalałem – wycedził przez zęby mistrz. – Spójrz – rozłożył swoje projekty aktualnej kolekcji i otworzył kolorowy katalog na jednej ze stron. – Wygląda znajomo?
Marek patrzył to na stronę katalogu to na projekt mistrza. Wreszcie podniósł głowę i wielkimi ze zdziwienia oczami spojrzał na projektanta.
 - One są niemal identyczne. Czyj to katalog? Jakiej firmy?
 - Fox Fashion. Możesz mi wytłumaczyć ten cud nad Wisłą?
 - Ja nie, ale może Ula będzie potrafiła.


 - Ula pozwól tu do nas. Zobacz – podsunął jej projekt i katalog. – Niewiele się różnią, prawda? Sądziłem, że mamy kłopoty tylko z księgowością, a tu się okazuje, że jeszcze wykradane są projekty.
 - Cholera jasna – mruknęła. – Pshemko – zwróciła się do mistrza – czy układasz projekty w jednym miejscu? Wpinasz je do jakiejś teczki lub układasz w szufladzie?
 - Dokładnie w szufladzie duszko i od jakiegoś czasu ktoś ciągle tam grzebie. Początkowo sądziłem, że to sprawka Izabeli lub moich asystentów, ale oni zaklinają się, że nawet nie tykają moich projektów, bo uważają je za rzecz świętą i słusznie.
 - Odpuściliśmy Turka, bo w swojej naiwności sądziliśmy, że poza donosem na granicę nic więcej nie zrobił. Jestem przekonana, że to jego sprawka. Tylko jemu Alex ufa. Sam nie wykradałby projektów więc pewnie posłużył się Adamem. To kolejna rzecz, na którą nie mamy dowodów. Trzeba dokładnie przejrzeć ten katalog i sprawdzić, czy nie ma jeszcze jakichś plagiatów. Myślę, że na pokazie powinieneś wyjaśnić, że Fox Fashion dopuścił się plagiatu i to co pokazali w katalogu jest kradzieżą pomysłów Pshemko. Są naiwni, bo nawet nic nie zmienili, a jedynie dodali klamry i lamówki. Być może uda się nam jeszcze znaleźć coś, co to potwierdzi, ale na zbyt wiele bym nie liczyła.
Pshemko patrzył raz na Marka raz na Ulę i wyglądało na to, że kompletnie nic nie rozumie.
 - Możecie mnie oświecić i wyjaśnić, co się tutaj dzieje?
 - Powiem ci, – Marek podszedł do niego – ale obiecaj mi, że nie puścisz pary z ust. Nic co zostało powiedziane w tym pokoju nie może wyjść poza te cztery ściany. Oboje Febo robią przekręty i ciągną firmę w dół. Staramy się zebrać jak najwięcej dowodów przeciwko nim i wsadzić ich do ciupy. Dopóki nie zbierzemy wszystkich nikt nie powinien się o tym dowiedzieć. Tylko w taki sposób możemy uratować tę firmę.
Pshemko podniósł dwa palce do góry.
 - Przysięgam, że nic nikomu nie powiem. Jednak dyskretnie popytam wśród moich pracowników, czy nie kręcił się w pracowni Turek. Jeśli to potwierdzą będziemy mieć przynajmniej świadków.
 - Świetny pomysł – Ula stanęła naprzeciw i popatrzyła mu w oczy. – Tylko pamiętaj dyskrecja przede wszystkim. I omijaj Alexa szerokim łukiem.
 - Ani myślę gadać z tą włoską mendą. Wracam do siebie.
Szybkim krokiem przemierzył długi korytarz i otworzywszy drzwi do pracowni zobaczył swojego syna Wojtka rozmawiającego z główną krawcową Izabelą.


 - Dobrze, że was widzę, bo chciałem o coś zapytać. Czy któreś z was widziało tu może kręcącego się Adama Turka, lub kogokolwiek innego?
 - Ja nie widziałam, bo od rana siedzę u siebie. Dopiero teraz wyszłam.
 - Ale mnie nie chodzi tylko o dzisiejszy dzień, ale o wszystkie poprzednie.
 - Niestety nie. A poza tym, co ktoś miałby tu do szukania?
 - Tego jeszcze nie wiem, a ty Wojtuś?
 - Był tutaj kiedyś Adam, ale to było dawno. Przylazł pod koniec dniówki i udawał ziomala. Ja już miałem wychodzić i właśnie składałem moje nieudolne rysunki, a on nagle wykazał nimi zainteresowanie. Chwalił, że niezłe i czy może sobie skopiować. Śpieszyłem się, ale on nalegał i obiecał, że odda klucz do pracowni ochroniarzowi na dole no to zostawiłem go tutaj.
 - To było bardzo nieodpowiedzialne synu – Pshemko spojrzał surowo na swoją latorośl. – Pamiętaj, żeby na przyszłość nie robić takich rzeczy. Nikt obcy nie ma prawa kręcić się po pracowni. Czasem giną różne rzeczy i nie wiadomo kogo za to winić. Bardzo was na to uczulam. A teraz do pracy, ja muszę jeszcze iść do Marka.
Ponownie zawitał w dyrektorskim gabinecie i z przejęciem zrelacjonował Markowi i Uli swoją rozmowę z Wojtkiem.
 - Chcieliście świadka, to go macie. Wojtek z całą pewnością zaświadczy, że Turek kręcił się po pracowni i tylko on mógł zrobić xero moich projektów.
 - Dzięki Pshemko. To było dla nas bardzo ważne. Dobrze się spisałeś. A teraz sza. Nikt nie może wiedzieć. Pamiętaj – Marek uścisnął mu dłoń.
 - Pamiętam, pamiętam…
Po jego wyjściu oboje odetchnęli z ulgą.
 - Mamy kolejny dowód. Właściwie czegokolwiek by się nie dotknąć, wszystko tu pachnie przekrętem – Ula pokręciła głową.
 - Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że to jest tak ogromna skala przewinień – Marek westchnął ciężko. – Staram się o wszystkim opowiadać ojcu, bo i on chce być na bieżąco, ale im więcej tego odkrywamy tym większe mam obawy o jego serce. Naprawdę nie wiem jak długo ono jeszcze wytrzyma i boję się, czy kolejną taką wiadomością nie zabiję go. Ojciec udaje twardziela, ale ja już widziałem jak on płakał Ula. Ten widok był dla mnie nie do zniesienia. To boli, naprawdę boli.
Popatrzyła na niego ze współczuciem.


 - Doskonale cię rozumiem – wyszeptała. – Przeżywałam już podobne rzeczy z własnym tatą. Kiedy mama zmarła po porodzie mojej młodszej siostry ojciec kompletnie się załamał. Bardzo ją kochał i przez wiele miesięcy po pogrzebie nie mógł się pozbierać. W domu było niemowlę, młodszy brat i ja najstarsza, która musiała zająć się całą trójką. Niańczyłam Beatkę, opiekowałam się Jaśkiem i studiowałam na dwóch kierunkach. Czysty obłęd. Gdyby nie Maciek i jego rodzice, pewnie nie dałabym rady. Na szczęście to już poza mną. Ojcu wszczepili by-passy i teraz czuje się dobrze. W każdym razie nie muszę już tak drżeć o niego jak dawniej – zerknęła na zegarek. – Wiesz co, zbliża się pora lunchu. Już od jakiegoś czasu ssie mnie w żołądku. Teraz ja cię zapraszam i to nie do restauracji, ale na najlepsze zapiekanki w mieście. Całkiem niedaleko. Potem możemy pójść na krótki spacer do parku. Jesteś chętny?
Uśmiechnął się do niej wdzięcznie.
 - Z tobą zawsze.


Maciej Szymczyk siedział w swoim gabinecie i konferował z dwoma pracownikami.
 - Tu macie do dyspozycji kamerę i dwa aparaty fotograficzne. Dokumentujcie dosłownie wszystko o ile to będzie możliwe. Transport wyrusza spod firmy Scaccich o siedemnastej trzydzieści. Trzymajcie się z tyłu ale tak, żeby nie stracić ich z oczu. Podejrzewamy, że zatrzymają się na jakiejś stacji benzynowej lub w jej pobliżu i dokonają wymiany. Trasa jest długa, dlatego wyjeżdżacie już dzisiaj. Jeden dzień odpoczynku tam na miejscu. Nie chcę, żebyście z niewyspania popełnili jakiś błąd. To ważne zadanie. Tu daję wam adres firmy Scaccich „Modeny”. To chyba wszystko. Gdyby były jakieś wątpliwości to macie dzwonić o każdej porze dnia i nocy. Jak się spiszecie, nie będę żałował premii. Powodzenia.
Po ich wyjściu zadzwonił do Uli.
 - Ula, Karol i Jurek są już w drodze do Turynu. Wiedzą, co mają robić. Po ich powrocie Marek będzie miał całą dokumentację fotograficzną i nagrania z kamery.
 - Super. To już chyba ostatnia rzecz jakiej potrzebujemy, żeby udowodnić Febo przekręty. Zaraz przekażę te wieści Markowi. Na razie.

Marek coraz bardziej zapadał jej w serce. Lubiła z nim rozmawiać i lubiła go słuchać. Zawsze znajdowali jakiś wspólny temat. Wczoraj po raz pierwszy przytulił ją do swego boku i szedł wraz z nią wolno po parkowych alejkach. Zdziwiła się, że ten gest wywołał w niej tak ogromne poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Może to dlatego, że i on wreszcie osiągnął jakiś spokój, bo uwierzył, że wszystko skończy się dobrze? Kiedy po raz pierwszy z nim rozmawiała w swoim biurze sprawiał wrażenie znerwicowanego i chyba wylęknionego. Był kompletnie rozbity emocjonalnie, bo spoczęła na nim ogromna odpowiedzialność za dalszy los jego rodziny i firmy. Rodzice byli już starsi, ojciec mocno schorowany a w perspektywie upadek spółki. Nic dziwnego, że martwił się o ich przyszłość i swoją.
Dzisiaj po telefonie Maćka uznał, że musi nieco ochłonąć i pozbierać myśli. Ponownie spacerowali po parku. Zatrzymali się nad brzegiem stawu obserwując taplające się w nim kaczki. Ula popatrzyła na jego ładny profil. Był taki skupiony i milczący.
 - Powoli będziemy kończyć Marek – powiedziała cicho. – Zebraliśmy dość dowodów, żeby pogrążyć Febo na zawsze. Teraz nie pozostaje nic innego jak złożyć doniesienie na policji i przedstawić im dowody działalności rodzeństwa. Nie wywiną się. Za parę dni Maciek dostarczy zdjęcia i wtedy będziesz miał już komplet. Ja przedstawię ci jeszcze finansowy plan ratowania firmy, bo powoli rysuje się w mojej głowie, ale to mogę zrobić już u siebie.
 - Naprawdę się cieszę, że wkrótce zakończy się ta męka. Nie znajduję słów, żeby wyrazić jak bardzo jestem wam wdzięczny. Bez was nigdy bym sobie nie poradził – odwrócił do niej twarz. Zauważyła, że oczy wypełniają mu łzy. – Z drugiej strony chciałbym zatrzymać cię jak najdłużej. To tylko miesiąc Ula. Zaledwie trzydzieści dni, w ciągu których zakochałem się w tobie bez pamięci. Jesteś kobietą mojego życia. Jesteś mądra, dobra, niesamowicie pracowita i piękna. Zadziwiające ile masz w sobie opanowania i spokoju. Masz kojący wpływ na ludzi, na mnie… Nie wiem jak poradzę sobie bez ciebie, bo jesteś powietrzem, którym oddycham. Powiedziałaś mi kiedyś, że nie wykluczasz spotkań ze mną na gruncie prywatnym. Czy to nadal aktualne? Ja bardzo chciałbym, żebyś…


 - Ciii – położyła mu palec na ustach. – Ja nie rzucam słów na wiatr i zawsze dotrzymuję słowa. Jesteś dobrym, wrażliwym, pełnym empatii mężczyzną i naprawdę trudno byłoby się w tobie nie zakochać. W dodatku jesteś po prostu pięknym człowiekiem z sercem na dłoni. Kocham cię Marku Dobrzański. Ja też cię kocham.
Po jego policzkach toczyły się już prawdziwe potoki łez. To co powiedziała przed chwilą poruszyło najwrażliwsze struny jego duszy. Otarł wilgoć z policzków i przytulił ją mocno.
 - Mój Boże Ula, nawet nie wiesz ile to dla mnie znaczy. Nie przypuszczałem, że i ty…, że i ty mnie kochasz. Pomyślałem tylko, że być może jak lepiej mnie poznasz, to z czasem pokochasz. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu i najpiękniejszy – pochylił się w kierunku jej ust i przylgnął do nich. Całował niespiesznie delektując się ich smakiem i miękkością. Wreszcie oderwał się od niej patrząc z miłością w jej błękitne oczy. Ona też była wzruszona. Kiedyś wydawało jej się, że jest zakochana, ale wybranek jej serca okazał się ostatnim draniem, bo potrafił tylko wyciągać pieniądze, które z dużym trudem zarabiała udzielając korepetycji. Był jej sąsiadem i wielkim, życiowym rozczarowaniem. Marek był zupełnie inny i miała pewność, że może z nim być szczęśliwa.
 - Chyba powinniśmy wracać – wyszeptała w jego usta. Kolejny raz musnął jej wargi i objął ramieniem. Wolno ruszyli w stronę bramy.
Mijali już ostatnie ławeczki, gdy Marek zatrzymał się nagle.


 - Czy mnie wzrok myli, czy to Viola i Sebastian. Całują się? A to niespodzianka – podeszli bliżej do obściskującej się pary. – No nieźle, nieźle. Gratuluję kochani.
Para oderwała się od siebie. Violetta spłonęła rumieńcem a Sebastian wyglądał na skrępowanego.
 - Nie kpij Marek – wykrztusił. – Chyba mam prawo się zakochać, nie?
 - Pewnie, że masz. Viola to piękna dziewczyna i mądra. Ja też znalazłem swoją miłość – spojrzał na Ulę z żarem w oczach– i jestem przeszczęśliwy. Chodźcie, jest jeszcze trochę roboty.