Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 28 października 2021

PRZESZŁOŚĆ JAK WYRZUT SUMIENIA - rozdział 7

 ROZDZIAŁ 7

 

Po wizycie w banku Marek niezwłocznie udał się do Komendy Głównej Policji na Wolską. Tam w Wydziale do Walki z Przestępczością Gospodarczą złożył doniesienie i zostawił komplet dokumentów obciążających Alexa. Tuż przed południem wrócił do biura i z miejsca zadzwonił do Alicji prosząc ją, żeby do niego przyszła. Zamówił dwie kawy i usadziwszy Cieplakową na wygodnej kanapie podsunął jej jedną z nich.

 - Muszę ci opowiedzieć Alu co zdziałaliśmy, bo pewnie o niczym nie wiesz.

 - Ula nie puściła pary z ust, że byliście u niej, więc i ja nie zabierałam głosu.

 - Tak chyba jest lepiej. Generalnie mogę powiedzieć, że miałaś znakomity pomysł i jeszcze raz chcę ci za niego podziękować. Dobrze znasz Ulę i zdawałaś sobie od początku sprawę z tego, że jeśli ktokolwiek może zaradzić tej dramatycznej sytuacji w firmie, to tylko ona. Nie zawiodła nas Alu. Zrobiła analizę finansową i ułożyła plan działania. Doradziła jak odciąć Alexa od firmowej kasy. Dzisiaj dowiedziałem się od niej, że wyprowadził z firmy prawie pięć milionów złotych. Przelał je na własne konto. Mamy dowody, że knuł razem z braćmi Scacci chcąc pozbawić nas udziałów. Przed chwilą wróciłem z komendy, gdzie złożyłem doniesienie. Lada dzień spodziewam się aresztowania Alexa. Oby jak najszybciej. Mówię ci to wszystko w tajemnicy, bo póki co nie chcę reszcie pracowników nic ujawniać. Jak tylko Alex zwróci zawłaszczone pieniądze zaczniemy działać. Przeczytaj proszę zalecenia Uli i powiedz, co o nich myślisz.

Alicja przebiegła wzrokiem po kartce papieru i uśmiechnęła się. Te pomysły były takie typowo ulowe.

 - Najprostsze rozwiązania są zawsze najlepsze. Z tych zaleceń wychodzi praktyczność Uli, jej pragmatyzm i najlepsza użyteczność proponowanych zmian. Typowe podejście inteligentnego ekonomisty. To świetne propozycje Marek i powinieneś się ich trzymać.

 - Taki właśnie mam zamiar. Powiem ci coś jeszcze. Za każdym razem, kiedy się z nią widziałem, błagałem ją o spotkanie i rozmowę. Dzisiaj wyraziła zgodę. Zaprosiłem ją w sobotę na obiad i spacer w Łazienkach. Wreszcie przyznała mi rację, że wszystkie niejasności i niedopowiedzenia powinniśmy wyjaśnić raz na zawsze. Jestem szczęśliwy Alu. Prosto stamtąd przyjedzie do Rysiowa. Proszę cię, żeby ta rozmowa została tylko między nami. Nic jej nie mów, że wiesz cokolwiek. Może sama się przed tobą otworzy? Mówiłaś ostatnio, że wasze stosunki uległy ochłodzeniu. Mam nadzieję, że to szybko się zmieni i będzie jak dawniej. Nie chciałbym, żeby firma poróżniła waszą rodzinę.

 - O to się nie martw. Byłam na nią trochę zła i rozczarowana, gdy odmówiła mi pomocy, a raczej odmówiła pomocy firmie. Teraz już mi przeszło, a jej zaangażowanie jest dowodem na to, że wciąż jej zależy i na firmie, i na ludziach tu pracujących a przede wszystkim na tobie. Mam nadzieję, że szczerze wszystko jej wyjaśnisz. Wiesz, że szczerość ceni sobie najbardziej. Nie owijaj więc w bawełnę, tylko opowiedz jej jak to było naprawdę. Zasłużyła na to.

 - Wiem Alu i na pewno nie zawiodę.

 

Spotkali się na parkingu przy Manufakturze Krakowskiej i stamtąd spacerkiem podeszli do restauracji. Marek pomógł zdjąć jej płaszcz i wraz ze swoim oddał do szatni. Ula wyglądała pięknie. Jego zachwycony wzrok omiatał ją od stóp do głów. Pomyślał, że ma ogromne szczęście, bo rzadko kiedy można oglądać tak zjawiskową urodę.

 



Poczuła się trochę niezręcznie pod wpływem tego spojrzenia i zarumieniła się.

 - Marek… oglądasz mnie jak rasową klacz – powiedziała cicho z wyrzutem.

 - Przepraszam… Trudno oderwać od ciebie wzrok. Wyglądasz zjawiskowo.

Podszedł do nich kierownik sali i potwierdziwszy ich rezerwację zaprowadził wprost do stolika podając im menu.

 - Na co masz ochotę? Świetnie tu karmią i wszystko jest pyszne.

 - Wezmę krem z krewetek, bo bardzo je lubię i może jagnięcinę z ziemniakami i marchewką.

 - Poprosimy dwa razy to samo – Marek oddał karty kelnerowi – a po daniu głównym kawa espresso dla nas obojga.

Czekając na dania przez chwilę taksowali się wzrokiem. W końcu Ula przerwała milczenie.

 - Czas na wyjaśnienia i pozwól, że zacznę pierwsza. Dlaczego mnie oszukałeś? Dlaczego mamiłeś, zwodziłeś i kłamałeś? Wiedziałeś, że nie znoszę kłamstwa, a jednak każdego dnia brnąłeś w nie coraz bardziej.

 - Nie wszystko było kłamstwem Ula, choć przyznaję, że w kluczowych kwestiach takich jak zerwanie zaręczyn z Pauliną okazałem się zwykłym tchórzem. Sądziłem, że to będzie takie proste. Nie było… Wszystko zaczęło się od tego nieszczęsnego kredytu i weksla na udziały. Sebastian dowiedziawszy się o tym wyzwał mnie od idiotów. Przyłaził każdego dnia i ciosał mi kołki na głowie jaki to ja jestem nieodpowiedzialny, że przehandlowałem firmę, że w każdej chwili jak tylko spóźnię się z ratą możesz przejąć jej połowę i wiele jeszcze innych bzdur. Wyśmiałem go, nie dałem wiary temu, co mówił o tobie. Tłumaczyłem, że nie zna cię wcale, że jesteś najuczciwszą osobą na świecie. Nie chciał mnie słuchać. Przywlókł któregoś dnia torbę pełną świecidełek razem z tą idiotyczną kartką, którą odkryłaś w moim biurku. Nie chciałem tego wziąć. Powtarzałem, że jesteś inna, że nie obwieszasz się świecidełkami, ale on twierdził, że każda kobieta lubi błyskotki i że ty nie jesteś wyjątkiem. Doradzał, że jeśli chcę odzyskać ten cholerny weksel muszę się koło ciebie zakręcić, trochę pouwodzić. To był najgłupszy pomysł pod słońcem, a jednak mu uległem jakbym nie miał własnego rozumu. Nie chciałem cię zwodzić i dawać złudnej nadziei. Byłem przecież zaręczony i za chwilę miałem brać ślub. Wszystko szło nie tak. Im częściej obiecywałem sobie, że porozmawiam z tobą i wszystko wyjaśnię, tym bardziej mi nie wychodziło i brnąłem w tę intrygę jak ostatni kretyn. Czułem się podle. Sebastian wciąż plótł głupstwa a ja nie miałem już nawet ochoty go słuchać. On nie przewidział w tym wszystkim jednej i najważniejszej rzeczy a mianowicie tego, że zakocham się w tobie. Kiedy mu w końcu powiedziałem, że w dupie mam ten cały weksel, bo kocham cię i zależy mi wyłącznie na tobie, wprawiłem go w prawdziwy szok. Nie mógł i nie chciał w to uwierzyć. Po zerwaniu zaręczyn wychodził ze skóry, żebym wrócił do Pauliny. Nie mogłem wrócić. Przecież kochałem ciebie. Kiedy odeszłaś niewiele brakowało, żebym oszalał. Szukałem cię wszędzie. Alicja nie chciała mi nic powiedzieć tłumacząc, że obiecała ci dyskrecję. Pojechałem do Rysiowa, ale twój ojciec był na mnie wściekły i też nie udzielił mi żadnych informacji poza tą jedną, że wyjechałaś. Sytuacja w firmie była fatalna a ja nie miałem pojęcia w co ręce wsadzić. Alex knuł, ciebie nie było a ja coraz bardziej czułem się jak śmieć. Z upływem czasu zrozumiałem, że nie wrócisz i nigdy mi nie wybaczysz tej krzywdy jaką ci wyrządziłem. Nie mogłem się z tym pogodzić. Rzuciłem się w wir pracy, żeby nie myśleć, żeby zapomnieć. Nic to nie dało. W ciągu dnia zaharowywałem się na śmierć a w nocy tuliłem do twarzy poduszkę wyobrażając sobie, że to twoja twarz. Wyrzuty sumienia jakie czułem wtedy i jakie czuję do tej pory podsuwały mi różne rozwiązania. Byłem tak zdesperowany, że najchętniej podciąłbym sobie gardło, żeby już nie cierpieć i nie tęsknić tak desperacko. Nie wiedziałem gdzie jesteś, martwiłem się, czy jesteś bezpieczna i czy odzyskałaś spokój. Kocham cię Ula. Jeśli dasz nam szansę, każdego dnia do końca mojego życia będę udowadniał ci, że zasługuję na twoją miłość i wybaczenie. Zrobiłem ci wielkie świństwo, ale wierz mi, że nigdy w życiu bym już tego nie powtórzył – zamilkł a po jego policzkach toczyły się łzy. Patrzyła na nie czując, że jej oczy wilgotnieją coraz bardziej. Skrzywdził ją bez wątpienia, ale czyż nie wyraził skruchy? Ewidentnie żałował tego, co się stało i desperacko czepiał się nadziei, że mu wybaczy.

 - Dokąd ty uciekłaś Ula? Co się z tobą działo? Od razu ruszyłaś do Stanów?

 - Nie od razu. Wyjechałam najpierw na Mazury. Musiałam odreagować. Czułam się tak bardzo nieszczęśliwa, oszukana i zraniona, że nie wytrzymałabym w domu ani dnia dłużej. Tam poznałam pewnego lekarza. Był kardiologiem i robił specjalizację z kardiochirurgii. Przyjechał tam odpocząć. Zaprzyjaźniliśmy się. Potrafił wyciągnąć ze mnie wszystkie tajemnice, a może tylko tak mi się wydawało? Może potrzebowałam się wygadać? Te rozmowy z nim przynosiły ulgę. Wróciliśmy do Warszawy razem. Z biegiem czasu poznawaliśmy się lepiej, co nie znaczyło, że traktowałam go jako swojego chłopaka. Nie chciałam mieć nikogo, kogo mogłabym tak nazywać, bo kochałam ciebie i nienawidziłam jednocześnie. Zaczęłam porównywać was obu i on zawsze wypadał blado. Wciąż powtarzał, że powinnam zapomnieć i bardziej zaangażować się w związek z nim. On traktował mnie jak swoją dziewczynę a ja wciąż pozostawałam z nim na stopie przyjacielskiej. Kiedyś przyjechał z wiadomością, że wysyłają go do Bostonu na staż. Usilnie namawiał mnie do tego wyjazdu. Przedstawił mi wizję wspaniałego miasta, w którym każdy może się realizować jak chce. Uwierzyłam. Niestety rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Wytrzymałam z nim siedem miesięcy. Częściej go nie było jak był a ja siedziałam sama jak więzień w pustym domu i nie miałam do kogo ust otworzyć. Z każdym dniem łączyło nas coraz mniej aż w końcu mieliśmy tylko wspólny adres. Znalazłam pracę w Santander Banku w dziale analiz finansowych. Pod tym względem miałam naprawdę szczęście. Powiedziałam wtedy Piotrowi, że odchodzę, bo nie przywykłam do nudy i bezczynności. Powiedziałam mu, że zbyt wiele ode mnie oczekuje, a ja nic ponad przyjaźń nie mogę mu zaoferować. Znalazłam mieszkanie i wyniosłam się stamtąd. W banku przepracowałam ponad dwa lata. Chciałam trochę zarobić, żeby nie wracać do Polski z pustymi rękami. Nie miałam zamiaru zostawać tam na stałe. O moim powrocie do kraju dowiedział się mój dyrektor generalny i to on zaproponował mi stanowisko zastępcy dyrektora w warszawskiej filii banku. Za zarobione tam pieniądze wyremontowaliśmy dom w Rysiowie i mieszkanie Ali, w którym teraz mieszkam. Zainwestowałam w małe autko, żeby mieć czym dojeżdżać do pracy i do Rysiowa. W sumie jestem zadowolona. Dobrze zarabiam, pomagam rodzinie i już nie klepię biedy tak jak kiedyś. I to by było wszystko. Wracając z Ameryki obiecałam sobie, że już nigdy nie zaangażuję się uczuciowo w żaden związek. Byłam pewna, że wyleczyłam się z mężczyzn, a raczej z jednego mężczyzny. Kiedy pojawiłeś się w moim gabinecie wszystko wróciło jak bumerang. Nie mogę się w tobie znowu zakochać Marek, bo nigdy cię kochać nie przestałam. Bardzo mnie zraniłeś, a mimo to nie potrafiłam znienawidzić cię tak do końca. Nie mogę związać się z innym mężczyzną, bo żaden nie wytrzymuje porównania z tobą, więc albo będziemy razem, albo… - położył jej dłoń na ustach.

 - Nie kończ proszę. Nie kończ. Dobrze wiesz, że o niczym innym nie marzę. To pierwszy szczęśliwy dla mnie dzień od bardzo dawna.

 - Z mojej strony to poważna decyzja Marek. Boję się powtórki z rozrywki, bo nie chcę kolejny raz przechodzić przez to piekło. Jeśli znowu mnie zawiedziesz, nie dam ci kolejnej szansy.

 - Nie zawiodę cię Ula. Już nie. Ty musisz spróbować mi tylko zaufać i uwierzyć.

Przyniesiono aromatyczne espresso. Przy nim Ula zapytała o ludzi z firmy.

 - Właściwie to nic się nie zmieniło. Nadal pracują ci sami, no może poza Violettą.

 - Zwolniłeś ją?

 - Nie… Urodziła dziecko i jest na urlopie wychowawczym. Wyszła za mąż za Olszańskiego i teraz wychowują syna Tomasza. Ma półtora roku i jako żywo przypomina pucołowatego Sebastiana.

 - A to dopiero nowina. Viola matką. Jest taka chaotyczna, że naprawdę nie wiem, jakie to dziecko przejmie wzorce.

 - Zdziwiłabyś się. To już nie ta sama Viola co kiedyś. Teraz to poważna, odpowiedzialna i bardzo opiekuńcza matka – Marek dopił kawę i zerknął na zegarek. – Przejdziemy się trochę?

 - Dobrze, ale nie za długo. Już po siedemnastej a nie chcę za późno dojechać do Rysiowa.

 

To nie była dobra pora na spacery. Było dość chłodno. Listopadowy wiatr wciskał się we wszystkie zakamarki wywołując niemiłe ciarki na ciele. Po zaledwie pół godzinie oboje porządnie zmarzli.

 - Wracajmy…, - Ula przystanęła na środku alejki trzęsąc się z zimna – bo nabawimy się jeszcze jakiejś choroby.

Wrócili na parking. Nie pozwolił jej wsiąść do samochodu. Pochylił się i przylgnął do jej ust. Tyle lat o tym marzył. Oddała ten pocałunek rumieniąc się przy tym mocno. Sen stał się jawą.

 



Jeszcze niedawno tęskniła do tych czułości i śniła o jego pocałunkach. Oderwała się od niego oddychając ciężko.

 - Muszę już jechać Marek… - wyszeptała.

 - Wiem, choć najchętniej zatrzymałbym cię na zawsze. Jedź ostrożnie a jak już dotrzesz wyślij mi chociaż sms-a, że dojechałaś szczęśliwie. Kocham cię…

Usiadła za kierownicą i ostrożnie wycofała samochód z parkingu. Pomachała mu jeszcze na pożegnanie. On stał przez jakiś czas obserwując ciemne niebo i uśmiechając się do swoich myśli. Bez wątpienia był szczęściarzem. Wybaczyła mu te wszystkie świństwa i w dodatku chce z nim być. To nagroda za długie cierpienie i tęsknotę. Nie zmarnuje tej szansy na szczęśliwe życie i zrobi wszystko, żeby udowodnić Uli, że nie rzuca słów na wiatr. Był pewien, że z nią u boku uda mu się wszystko.

 

czwartek, 21 października 2021

PRZESZŁOŚĆ JAK WYRZUT SUMIENIA - rozdział 6

 ROZDZIAŁ 6

 

Sala konferencyjna pękała w szwach. Dziennikarze i kamerzyści tłoczyli się niemal na całej jej powierzchni. U szczytu szklanego, owalnego stołu siedział Marek z ojcem a przed nimi piętrzył się stos dokumentów. Pierwszy odezwał się Krzysztof informując wszystkich w jakiej sprawie zwołał konferencję prasową a potem przeszedł do meritum. Zgodnie z tym co sugerowała Ula opowiedział o złej kondycji firmy i czym zostało to spowodowane. Udowadniał punkt po punkcie, że za wszystkim stoi jego przybrany syn, który odgrywa się na rodzinie Dobrzańskich z sobie tylko znanych powodów. Mówił, że już kilka lat temu mieli z Febo podobne kłopoty i powołał się tu na donos do La Prezenzy, na przekazywanie konkurencji informacji o tym, że Pshemko odszedł z firmy i jest do wzięcia, na knucie i wrabianie firmy w plagiat i kilka innych rzeczy.

 - To mój przybrany syn. Wychowałem go najlepiej jak potrafiłem. Wpajałem szacunek do człowieka i poszanowanie wartości. Teraz myślę nad tym, gdzie popełniłem błąd, że wychowałem żmiję na własnej piersi. Zwracam się do naszych kontrahentów, którzy niedawno zakończyli z nami współpracę zrywając umowy. Okazało się, że pan Febo doniósł każdemu z nich, że kolekcje szyte są z najtańszych materiałów, które nie posiadają patentów. Oto dowody, że jest inaczej. Materie zamawiamy od lat u tych samych dostawców z Francji i Niemiec. To rzetelne firmy sprzedające materiały najwyższej jakości. Wszystkie mają patenty, oto ich kopie. Tu mam faktury, które są dowodem na pokrycie kosztów zakupu. W świetle powyższego żądamy od pana Febo dowodów na to, iż materiały pochodzą z Tajlandii i nie mają patentów. Jeśli ich nie dostarczy wystąpimy na drogę sądową i zażądamy odszkodowania za pomówienia, poświadczenie nieprawdy i za działania zmierzające do zrujnowania firmy i narażenia na szwank jej dobrej opinii.

Zwracam się także do naszych stałych klientów i klientek korzystających z butików należących do firmy Febo&Dobrzański. Proszę nie słuchajcie fałszywych opinii. Wszystkie nasze kreacje wykonane są z najlepszej jakości materiałów i słyną z rzetelnego szycia. Nie ma takiej możliwości, że zbiegną się po pierwszym praniu. Ręczę za to moją siwą głową.

Po tym długim wstępie zasypano obu Dobrzańskich lawiną pytań. Odpowiadali rzeczowo na wszystkie nic nie ukrywając. Opowiedzieli o planach Alexa z przeszłości, w których miał doprowadzić do przejęcia części udziałów przez Włochów.

 - Zapamiętajcie państwo to nazwisko Scacci, bo mam przeczucie, że jeszcze wypłynie. Nie mamy na to dowodów, ale znamy metody działania pana Febo. Czasem bywa sentymentalny i z reguły wraca do dawnych pomysłów. Nie wiemy jaki będzie jego następny krok, ale z całą pewnością nie dopuścimy do zrujnowania firmy i zwalniania pracowników – mówił Marek.

Podczas gdy oni starali się przekonać prasę i swoich klientów do tego, że mają w firmie kreta, który ryje pod nimi, on sam szedł właśnie korytarzem z nieodłącznym swoim satelitą – Turkiem.

 



Zwolnił trochę przed konferencyjną usiłując coś dojrzeć przez na wpół zasłonięte żaluzje.

 - Co tam się dzieje?

 - Aaa, to Krzysztof zwołał prasę. Może chce ogłosić bankructwo? W końcu o to ci chodziło, prawda?

 - Dokładnie o to. Nawet tam nie zaglądam, choć chętnie bym to zrobił, żeby zobaczyć na twarzy Mareczka poczucie klęski.

 

Burza rozpętała się następnego dnia późnym popołudniem. Był piętnasty. Febo wrócił właśnie z banku. Był wściekły. Ledwie dotarł do swojego gabinetu, gdy zjawił się Turek.

 - Musisz to koniecznie zobaczyć. Nadają relację z tej konferencji prasowej – złapał w rękę pilota i włączył telewizor.

Febo stał przez moment wpatrując się w monitor, ale po chwili usiadł pod naporem tego, co usłyszał.

 - I co teraz? - zapytał wylękniony Turek.

 - Nie ma się czym przejmować – zbagatelizował całą sprawę Alex. – Nic mi nie udowodnią. Sami przyznają, że nie mają dowodów na moją przestępczą działalność. Przestępcza działalność. Ładnie powiedziane. Robimy swoje. Nie mam zamiaru zmieniać planów. Szkoda tylko, że odkryli to pismo, które wysłałem kontrahentom. Jakoś się wyłgam.

 - Alex, oni żądają dowodów na to, że materiały pochodzą z Tajlandii. Skąd je weźmiesz?

 - Spreparuję coś. Nie twoja w tym głowa.

 - Jak to spreparujesz? Dowody zakupu spreparujesz? Jak?

 - Jakoś, a teraz idź już. Muszę iść do Marka.

Wparował do gabinetu tego ostatniego bez pukania i od razu przystąpił do rzeczy.

 - Możesz mnie oświecić i powiedzieć, dlaczego zlikwidowaliście firmowe konto?

 - Nie zlikwidowaliśmy. Przenieśliśmy je tylko do innego banku.

 - Do jakiego i gdzie moje pełnomocnictwo.

 - Niestety na pierwszą część pytania nie mogę udzielić ci odpowiedzi. Co do drugiej, to żaden z nas pełnomocnictwa nie ma. Konto jest wyłącznie obsługiwane przez ojca.

 - Skąd ta nagła zmiana?

 - Żeby pozbawić cię do niego dostępu. Za dużo forsy z niego wyciągnąłeś bezprawnie i przelałeś na własny, prywatny rachunek. Jeszcze tego nie mogę udowodnić, ale to kwestia kilku dni.

 - Ty kretynie! Złodzieja chcesz ze mnie zrobić?

 - Nic z tych rzeczy Alex. To niemożliwe, bo ty już jesteś złodziejem. Wydoiłeś tę firmę tak, że za chwilę braknie nam na wypłaty, ale spokojnie, oddasz co do złotówki. Właśnie podliczamy wszystkie straty. Są naprawdę imponujące. Jestem faktycznie kretynem, że nie zorientowałem się wcześniej jaki proceder tu uprawiasz. Jednak lepiej późno niż wcale. Szykuj się bracie, bo nie ujdzie ci to na sucho. Ciesz się tymi ostatnimi dniami wolności, bo pójdziesz siedzieć na długie lata. Na pocieszenie ci powiem, że być może posiedzisz w znanym sobie towarzystwie, bo dla twojego przydupasa nie będę miał litości. A teraz zjeżdżaj, bo nie mogę na ciebie patrzeć.

Alex zmełł przekleństwo w ustach i opuścił gabinet Marka. Tymczasem on wybrał wewnętrzny do Turka i kazał mu przyjść. Adaś wszedł na trzęsących się nogach, bo miał przeczucie, że nie będzie to miła rozmowa.

 - Siadaj Adam. Oglądałeś relację z konferencji prasowej?

 - Oglądałem…

 - W takim razie chcę cię uprzedzić, że stawiamy Alexa w stan oskarżenia. To samo mamy zamiar uczynić w stosunku do ciebie. Okazałeś się zupełnie nielojalnym pracownikiem. Knułeś razem z tym draniem. Byłeś wykonawcą najgorszych świństw, jakie tylko wylęgły się w tym chorym, włoskim łbie. Szpiegowałeś, grzebałeś mi w dokumentach. Nie ujdzie ci na sucho Adam, a ja nie będę miał litości, kiedy dojdzie już do aresztowań.

 



- Ale ja nic nie zrobiłem… Wiesz dobrze, że byłem przez niego zastraszany i szantażowany.

 - To mnie już akurat nie obchodzi. Albo jesteś facetem, albo nie. Albo masz jaja, albo wydmuszki. Nie usprawiedliwia cię już nic i nie ma dla ciebie żadnej okoliczności łagodzącej. Proponowaliśmy ci z ojcem współpracę, ale się nie zgodziłeś. Teraz wiesz jakie będą tego konsekwencje.

Turek trząsł się i płakał. Nawet Markowi było go momentami żal, ale nie dawał tego po sobie poznać.

 - Jeśli powiesz mi teraz, co knuje Febo postaram się złagodzić nieco tę sytuację. To twoja ostatnia szansa.

 - On mnie zabije… Wiesz, że jest do tego zdolny.

 - Nic ci nie zrobi, bo się nie dowie, że to od ciebie wiemy. Powiesz w odpowiednim czasie, że zniknęły ci z biurka dokumenty. No to jak będzie?

 - Plan zakłada całkowitą upadłość firmy – odpowiedział drżącym głosem Turek. - Żeby ją uratować zaproponuje wam sprzedaż części udziałów Włochom.

 - Niech zgadnę. Braciom Scacci, prawda?

 - Prawda… Jest już podpisana przedwstępna umowa. Włosi dostaną czterdzieści dziewięć procent, a on będzie miał pięćdziesiąt jeden. Wy zostaniecie wyrugowani ze spółki a firma będzie nosić nazwę Febo Moda.

 - Posłuchaj mnie teraz uważnie. Wrócisz do siebie i przyniesiesz mi ksero wszystkich dokumentów dotyczących tej transakcji. Zrobisz to, jeśli chcesz uratować skórę i uniknąć więzienia. Korzystaj z okazji, bo Febo nie ma w firmie. Za godzinę chcę cię tu widzieć z całym pakietem.

 

Adam wywiązał się z zadania. Po godzinie na biurku Marka wylądowały wszystkie dokumenty stanowiące dowód na intrygę Alexa. Skserował sobie jeszcze jeden komplet, żeby pokazać go Uli. Wiedział, że nie może tego trzymać w firmie, bo póki co musi chronić Adama. Wieczorem zawitał do rodziców i opowiedział im o wszystkim przekazując ojcu to, co otrzymał od Turka.

Następnego dnia rano pojawił się w banku. Musiał porozmawiać z Ulą. Ona nie była jednak zdziwiona tą umową z Włochami.

 - Właściwie zrobił powtórkę z rozrywki, bo schemat postępowania jest identyczny. Najpierw obiecanki, a potem umowa przedwstępna. Finałem jest ogłoszenie upadłości i przejęcie od was udziałów. Ja jeszcze dołożę trochę dziegciu do tej beczki miodu. Ustaliłam nazwisko właściciela konta, na które były przelewane pieniądze z rachunku firmowego. Niespodzianki nie będzie. To konto Alexa. Przez te ostatnie lata przelał na nie cztery miliony osiemset tysięcy złotych.

 - Jak ci się to udało? Jakim cudem dowiedziałaś się o właścicielu konta? Przecież żaden bank nie udziela takich informacji.

 - To prawda. Obowiązuje przecież ochrona danych osobowych. Ja jednak z racji pełnionej funkcji mam pewne uprawnienia i w uzasadnionych okolicznościach mogę z nich skorzystać. To były jak najbardziej uzasadnione okoliczności, prawda?

 - Prawda… Mam zamiar jeszcze dzisiaj zgłosić wszystko na policji. Złożę dokumenty, którymi dysponuję. Obiecałem Adamowi, że go oszczędzę jak dostarczy mi tę umowę z Włochami i mam zamiar dotrzymać słowa. Nie wniosę przeciw niemu oskarżenia.

 - To dobrze. Postępował źle, ale bardzo się bał Alexa. Ja natomiast mam dla ciebie gotową analizę.

 



Szkoda mi trochę czasu, żeby omawiać ją punkt po punkcie. Napisałam ją tak, że na pewno szybko się połapiesz. Wyszczególniłam wszystkie słabe punkty i to na nich musicie się skupić. Jeśli dacie radę finansowo, zainwestujcie w nowy sprzęt w szwalniach. Produkcja byłaby znacznie wydajniejsza a to przełożyłoby się na potencjalne zyski. Zrobiłam ci symulację, na podstawie której sam możesz ocenić, co bardziej się opłaca. Różnica jest znaczna. Poza tym powinniście zacząć wydawać własny żurnal. Jego część zajmowałyby najnowsze kolekcje i w ten sposób można by je wypromować, bo nie każdy dostaje bilet wstępu na pokazy, a część przeznaczyłabym na starsze kolekcje a raczej ich końcówki po obniżonych cenach. Zluźnisz w ten sposób magazyny. Poza tym byłoby dobrze, gdybyście nawiązali współpracę z zagranicznymi, bliźniaczymi firmami. Tu sporządziłam ci wykaz niemieckich, czeskich i holenderskich firm. Niestety inicjatywa należy już do ciebie. Nie dzwoń, ale najpierw wyślij im uprzejme pisma i zaproponuj współpracę. Do pism dołącz najnowszy katalog i może jakąś płytę z ostatniego pokazu. Uważam, że któreś z tych firm na pewno odpowiedzą na ofertę. Na razie tylko tyle udało mi się wymyślić. Mogę obiecać, że jak tylko przyjdzie mi coś do głowy na pewno dam znać. Na razie zalecam oszczędności dopóki nie zaczną obowiązywać nowe umowy z tymi, którzy zrezygnowali wcześniej ze współpracy z wami.

 - Odwaliłaś kupę dobrej roboty Ula. Oprócz naszej wielkiej wdzięczności oczywiście uregulujemy za wszystkie twoje starania. Możesz już wystawiać rachunek. Mam jeszcze jedno pytanie. Dasz się zaprosić na obiad w sobotę lub niedzielę?

 - Marek… - zabrzmiało jak westchnienie.

 - Błagam cię Ula, nie odmawiaj mi. Zamówiłbym stolik w Belvedere. Po obiedzie moglibyśmy pospacerować w Łazienkach tak jak kiedyś…

 - Marek… Chętnie skorzystam z zaproszenia. Doszłam do wniosku, że najwyższy czas wyjaśnić sobie wszystkie sprawy do końca.

Na jego twarz wypłynął szczęśliwy uśmiech.

 - Przyjadę po ciebie o piętnastej lub wcześniej, jeśli wolisz.

 - Piętnasta będzie w sam raz, ale spotkamy się przed restauracją. Jestem mobilna i prosto stamtąd muszę jechać do Rysiowa.

 - Jesteś mobilna? O ile sobie przypominam nie miałaś prawa jazdy?

 - Zrobiłam je w Stanach.

 - Byłaś w Stanach? – Marek wytrzeszczył oczy.

 - Całe trzy lata.

 - Mój Boże ilu ja rzeczy o tobie nie wiem. Jak mogłem cię odnaleźć skoro dzielił nas ocean? Opowiesz mi o tym?

 - Opowiem przy obiedzie.