Łączna liczba wyświetleń

środa, 28 października 2015

"NARODZONA NA NOWO" - rozdział 1




Kochani

To kolejne opowiadanie, które popełniłam wspólnie z Gają. To Ona również jest autorką pomysłu. Tym samym chcę jej bardzo podziękować, bo gdyby nie Ona, tych opowiadań byłoby znacznie mniej.








NARODZONA NA NOWO





ROZDZIAŁ 1





 - Maciek, proszę cię…

 - Ulka, to ja cię proszę! Daj już spokój i nie drążmy tego tematu, koniec, kropka!

 - Ale Maciek, przecież widzę co się dzieje…

 - No co! Co się dzieje!? - Maciek był wyraźnie zirytowany.

 - No właśnie nie wiem co się dzieje, ale że coś jest na rzeczy, to widać gołym okiem! - odpowiedziała nie mniej zdenerwowana.

 - Taka jesteś mądra i wszechwiedząca!? - głos Maćka wyraźnie wskazywał na to, że jest u kresu wytrzymałości.

 - Oj daj spokój, przecież widzę, że jesteś jakiś inny, że coś cię gryzie. Po prostu porozmawiaj ze mną, daj sobie pomóc, wyjaśnić, proszę. - Sama miała już dość tej jałowej dyskusji, ale próbowała dalej się czegoś dowiedzieć.

 - Ula skończmy tę rozmowę zanim padną słowa, których już nie da się cofnąć. Nie chcę żebyśmy żałowali czegokolwiek!

 - Ty masz do mnie jakieś pretensje? To o to chodzi? - spytała zdziwiona. Podniósł ręce ku górze, jakby tam z nieba oczekiwał jakiejś pomocy.

 - Boże, ty jesteś jak rzep! Jak się już czegoś uczepisz, to nie popuścisz!

 - Maciuś … - Nie pozwolił jej mówić dalej.

 - No dobrze, sama tego chciałaś, i nie mniej do mnie pretensji! – powiedział zrezygnowany. - Koniecznie chcesz wiedzieć co o tobie myślę!? Proszę bardzo! Jesteś intrygantką, kombinatorką, nieźle manipulujesz ludźmi, ale ja się więcej nie dam! – krzyczał rozeźlony

 - Ale Maciek…? - Nie dał jej dokończyć.

 - Nie zaprzeczaj. Przecież nie chcesz mi powiedzieć, że jesteś tak głupia, żeby nie wiedzieć o co mi chodzi! Wiesz co, chyba nie chcę cię już widzieć! - Stała i patrzyła na niego z niedowierzaniem. Zupełnie nie rozumiała tej nagłej irytacji przyjaciela. Na jego twarzy malowała się autentyczna złość, a nawet nienawiść. Było jej ogromnie przykro, że takie słowa padły z jego ust. Pewnie gdyby to powiedział ktoś inny nie wywarłoby to na niej takiego wrażenia. Zakręciły jej się w oczach łzy.

 - Masz rację, pójdę już. Cześć - wyszła smutna ze spuszczoną głową z jego pokoju nie usłyszawszy odpowiedzi. - Maciek zwariował!? Jego mama chyba miała rację – pomyślała z obawą.

Marysia Szymczykowa była dzisiaj u Cieplaków w domu. Żaliła się, że nie może nic zrobić, że bardzo się martwi o Maćka, przecież jest jej jedynym synem. Nie wie w co się wpakował i dlaczego tak się zmienił? Jest osowiały, nie można się z nim porozumieć, zamyka się w pokoju i nie wychodzi z niego całymi dniami, niewiele je. Prosiła Ulę o pomoc.

 - Ula, - mówiła - znacie się szmat czasu, zawsze wszystko o sobie wiedzieliście. Wspieracie się nawzajem. Jeżeli teraz naprawdę nie wiesz co tak martwi Maćka, proszę spróbuj z nim porozmawiać. Przecież tobie coś powie, prawda?

Uli zrobiło się głupio. Niezaprzeczalnym faktem było, że od wielu dni nie miała dla niego czasu i rzeczywiście nie wiedziała, co się u niego dzieje.

 - Pani Marysiu, oczywiście jeszcze dzisiaj z nim pogadam. Jestem pewna, że chodzi o jakąś błahostkę i nie ma czym się przejmować. Obiecuję, że jak się czegoś konkretnego dowiem, to dam pani znać. Proszę się nie martwić na zapas, wszystko będzie dobrze.

 - I co ja teraz powiem jego mamie lub tacie? Przecież musieli słyszeć jego wrzaski. – Opuszczając dom Szymczyków była wzburzona i nawet się z nimi nie pożegnała.

Jazda samochodem zawsze ją uspakajała, bo w samochodzie najlepiej jej się rozmyślało. Tym razem też wskoczyła do samochodu. - Muszę wszystko jeszcze raz przemyśleć. Kompletnie nie mam pojęcia o co mu chodzi.

Nieważne dokąd jechała, jednak najlepiej gdy była to trasa poza obrębem miasta. Nie chodziło tu też o jakąś szaleńczą jazdę, nie. Ula lubiła spokój. Samochód prowadziła zawsze bezpiecznie i nigdy nie przekraczała dozwolonej prędkości. Pamięta jak kiedyś Piotr śmiał się z niej. Jechali wtedy na piknik poza miasto nad Wisłę.

 – Kochanie, możesz zwolnić? Zaczynam się bać prędkości światła, którą rozwijasz, ha, ha, ha.

Ula nie przekraczała sześćdziesięciu, siedemdziesięciu kilometrów na godzinę poza terenem zabudowanym. Po tej kąśliwej uwadze, nieznacznie przyspieszyła. Teraz też postanowiła pojechać nad Wisłę, jakieś dwadzieścia kilometrów za Warszawę. Leniwie płynąca woda działała na nią niezwykle uspokajająco i kojąco. Rzadko bywała tak zdenerwowana jak dzisiaj. Zaparkowała samochód i usiadła nad brzegiem leniwie płynącej rzeki. Spędziła prawie cztery godziny na rozmyślaniach o swoim dotychczasowym życiu, o podjętych przez nią decyzjach, a przede wszystkim zastanawiała się o co może chodzić Maćkowi? Chyba pierwszy raz był dla niej taki nieprzyjemny i obcesowy. Nie rozumiała dlaczego? O co może mieć do niej pretensje? Przecież ona nigdy nie zrobiła by nic przeciwko niemu. Miała mu przecież tyle do zawdzięczenia. Nikt tak jak on nie pomógł jej w życiu. – Czy on o tym nie wie? Przecież tyle razy mu to mówiłam – pomyślała. Bezwiednie wróciła pamięcią do tych „starych” czasów, kiedy ich przyjaźń miała się całkiem dobrze. Ufali sobie bezgranicznie i znakomicie się dogadywali.





Kolejny raz została oszukana. Wciąż doszukiwała się w sobie przyczyny jej nieudanych związków z mężczyznami. – Co ze mną jest nie w porządku? Co robię źle? Dlaczego tak się dzieje, że nie mogę zagrzać miejsca w stałym związku? Czy to może przez to, że nie posiadam szóstego zmysłu w odgadywaniu pragnień mężczyzny, z którym jestem? Że nie odczytywałam prawidłowo ich intencji? Nie domyślałam się czego chcą w danym momencie? Czyżbym straciłam swoją kobiecą intuicję? A może to przez to, że zbyt szybko poczułam się bezpiecznie, albo dlatego, że niekiedy po prostu ich dobrze nie rozumiałam? Może nie odpowiadałam ich wyobrażeniom o idealnej partnerce, bo jestem za gruba, za chuda, jestem za bardzo gadatliwa lub za mało mówię i niewystarczająco okazuję zainteresowanie ich sprawami? – Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na te pytania. Pragnęła bardzo poznać przyczynę tych niepowodzeń, bo przecież ona może się zmienić, może zmienić swoje postępowanie. Postarałaby się być czujna i nieobojętna na ich potrzeby. Starałaby się uprzedzać ich myśli, nauczyłaby się lepiej gotować, bardziej zadbałaby o siebie, nauczyłaby się innych technik okazywania oddania. – Przecież ja chcę tylko wiedzieć, żeby nie popełniać więcej błędów, czy to tak dużo? – zastanawiała się. Nie miała się kogo poradzić. Nigdy nie miała przyjaciółki od serca, koleżanki tak, ale przyjaciółki nie. Jedynie Maciek ją wspierał, chociaż w takich sprawach nie był chyba obiektywny. Jak próbowała wyciągnąć z niego opinię o przyczynach jej niepowodzeń, kwitował to śmiechem i niezmiennie mówił

 – Ula, co ty pleciesz za androny? To nie ty jesteś winna tylko te dupki, których spotykasz na swojej drodze. Po prostu przyciągasz niewłaściwych facetów. - Na próby protestu z jej strony, odpowiadał – przecież jesteś mądrą dziewczynką i na pewno wiesz, że jak już, to winne są obie strony. Nie zwalaj więc wszystkiego na siebie i nie doszukuj się w sobie jakiś wad, bo według mnie ich nie masz. Byłaś po prostu dla nich za dobra, ot co! Zobaczysz, jeszcze będą żałować, że nie potrafili cię docenić.

Jakoś jej to nie uspakajało. Pomyślała, że Maciek ma w jednym rację, a mianowicie w tym, że ona była dla nich za dobra, że była gotowa im nieba przychylić, a oni niecnie to wykorzystywali i nie potrafili właściwie docenić… - A może mężczyźni nie lubią, kiedy kobieta robi dla nich wszystko?

Przedtem był Bartek, teraz Piotr. Obaj łgali jej w żywe oczy i wykorzystywali jej naiwność, szczerość, poświęcenie i bezgraniczne oddanie. Pierwszy wykorzystywał ją finansowo. Po prostu najzwyczajniej w świecie wyłudzał od niej pieniądze, bo cierpiał na wrodzony wstręt do pracy i nie lubił brudzić sobie nią rąk. Drugi zrobił z niej bezpłatną pomoc domową od gotowania, sprzątania, prania i darmowego seksu od czasu do czasu. Za każdym razem zajmowało jej sporo czasu, żeby zrozumieć, że sytuacja, w którą się uwikłała jest beznadziejna. Kiedy wreszcie to do niej docierało, decydowała o rozstaniu. O ile o Bartku dość szybko zapomniała, o tyle o Piotrze jakoś długo nie mogła. Może dlatego, że Bartek był jedynie młodzieńczym zauroczeniem a Piotra kochała naprawdę? Była taka dumna kiedy ten fantastyczny, mądry, piękny i dobry facet zwrócił na nią uwagę. A ona była przecież taka przeciętna. No dobra, nieprzeciętny rozum to jednak miała. Piotr był kardiologiem i pracował w szpitalu. Poznali się banalnie. Towarzyszyła tacie w kontrolnych badaniach jego serca. Od słowa do słowa, od spotkania do spotkania i nawet nie zauważyła kiedy się w Piotrze beznadziejnie zakochała. Była niezmiernie uradowana, kiedy się okazało, że ona też nie jest dla niego obojętna. Dość szybko wprowadziła się do jego mieszkania w Warszawie. Była nieprzyzwoicie szczęśliwa. Miała wszystko co chciała. Dobrze im się układało, no może poza jednym malutkim szczegółem. Piotr nie potrafił być wierny, a nocne dyżury nazbyt często stwarzały do tego okazje. Kiedyś przez całkowity przypadek sama przyłapała go w sytuacji in flagranti. Miał dyżur. To był już któryś z rzędu dyżur nocny. Tęskniła za nim. Nie czuła się dobrze w tym wielkim łóżku bez niego. Chciała chociaż przez króciutką chwilkę utonąć w jego ramionach. Z termosem wypełnionym gorącą, mocną kawą i kawałkiem świeżo upieczonego sernika poszła do szpitala. Był późny wieczór a oddział jak wymarły. Nawet nie zastała czuwającej zazwyczaj w dyżurce pielęgniarki. Cicho nacisnęła klamkę w drzwiach do gabinetu Piotra. Widok jaki zastała wbił ją w podłogę. Wytrzeszczała oczy na kotłujące się na kanapie dwa nagie ciała i nie mogła się ruszyć. W końcu zauważyła ją kobieta i krzyknęła wstydliwie zasłaniając się kocem. Patrzyła w oczy zaskoczonego Piotra i nie mogła uwierzyć, że mógł ją zdradzić. Wyjąkała tylko jakieś przeprosiny i przestraszona uciekła do domu. Po powrocie z dyżuru Piotr bardzo ją przepraszał i kajał się przed nią. Mówił, że to nic, że to żart, że tak naprawdę nic się nie stało. Bił się w piersi niby z poczucia winy. Wybaczyła i zaufała mu ponownie. Obiecała też, że nie będzie więcej robić mu takich niespodzianek. Mimo to wciąż docierały do niej różne informacje na temat tego, co dzieje się na oddziale kardiochirurgii. Słyszała plotki, że Sosnowski to Casanova i przeleciał już połowę żeńskiego personelu. W takich sytuacjach była kompletnie bezradna i jedyne, co mogła zrobić, to popłakać sobie w kącie ich wspólnej sypialni. Nie robiła mu awantur, bo przecież nie miała już okazji złapać go ponownie na zdradzie, a plotki, to zawsze plotki. Nie mogła zrozumieć dwoistości jego natury. Cały czas ją zapewniał o bezgranicznej miłości i jednocześnie zdradzał ją na każdym kroku. Na jej podejrzenia z rozbrajająca szczerością odpowiadał.

 – Kochanie, nie rób scen. Przecież i tak zawsze wracam do ciebie. O co ci chodzi? To nic dla mnie nie znaczy. One są mi zupełnie obojętne. Przecież to ty jesteś moją kobietą i nikt nas nie rozdzieli, zawsze będziemy razem. Na początku wierzyła, bo chciała wierzyć. Za wszystko obwiniała te wyuzdane kobiety, które tak niecnie kusiły jej ukochanego i same pchały mu się do łóżka. Była przekonana, że gdyby nie one, nie dochodziłoby do zdrad. Jednak z czasem coraz bardziej uwierała ją ta sytuacja. Nie umiała i nie chciała się z nią pogodzić. Mimo tego, że planowali wspólną przyszłość któregoś dnia spakowała swoje rzeczy i cicho odeszła z jego życia. Nie zatrzymywał jej, nie pobiegł za nią, nie pojechał, nic. Ciężko jej było. Wciąż miała nadzieję, że jednak Piotr będzie szalał, że będzie walczył, że będzie zabiegał, że będzie dzwonił, że przyjedzie ją przeprosić, że będzie błagał żeby wróciła, że przyrzeknie, że już nigdy jej nie zdradzi, bo przecież liczy się tylko ich miłość, że tylko ona jest kimś wyjątkowym, jedynym, kogo kocha do utraty tchu i jest w stanie poświęcić dla niej wszystko. Nic takiego nie miało miejsca. Próżno czekała na jakikolwiek znak od Piotra. Po powrocie do rodzinnego domu znak jednak się pojawił. Pewnego dnia bardzo źle się poczuła. Za namową taty i Maćka, trochę ociągając się, poszła jednak do lekarza. Diagnoza była dla niej porażająca – Jest pani w ciąży, stąd to złe samopoczucie. Z biegiem czasu będzie się pani lepiej czuła …. – usłyszała od lekarza. Po tej wstrząsającej dla niej informacji skontaktowała się z Piotrem. Sądziła, że może jednak się zmienił, że być może się ucieszy, że może dla dobra dziecka mogliby jeszcze raz spróbować? Przecież wystarczy dobra wola i chęć powrotu do siebie. Jeśli dwie osoby tego pragną, to wszystko można naprawić.

Piotr był zły i rozczarowany. Okazało się, że już ułożył sobie życie na nowo, a teraz Ula chce mu je zniszczyć.

 – Tak szybko? Nie tracisz czasu… – wyrwało jej się płaczliwym głosem.

 – Co się dziwisz? Życie nie znosi próżni – odpowiedział jej nerwowo.

 Boże! Jaka ja byłam głupia z tą naiwną wiarą w ludzi, wiarą w niego! - pomyślała ze wstydem. Osiągnęła tylko tyle, że umówili się w jego domu. Nie był dla niej miły i całą winą za tę ciążę obarczył ją.

 - Ula, miałaś się zabezpieczać prawda!? I co z tego wyszło!? Przecież musiałaś pamiętać, że ja wyraźnie mówiłem, że nie, żadnych dzieci przynajmniej na razie. Nie uzgadniałaś tego ze mną! Ja nie jestem przygotowany na taka ewentualność. Stawiasz mnie przed faktem dokonanym, a tak się nie robi! – mówił podniesionym głosem.

 - Piotr, przecież wiesz, że brałam tabletki. Nigdy nie zapomniałam ich wziąć, przecież sam mnie sprawdzałeś. Ta ciąża to tylko dowód na to, że żadne zabezpieczenie nie daje stuprocentowej pewności – odparła cichym i płaczliwym głosem broniąc się od zarzutów.

 - No dobra, stało się i coś z tym trzeba zrobić. Dam ci pieniądze, załatwię lekarza, który pomoże nam się pozbyć tego problemu i będzie po kłopocie.

Zbladła. Przerażona patrzyła na niego i nic nie rozumiała. - Chyba się przesłyszałam? Nie, no na pewno się przesłyszałam. Przecież on jako lekarz, lekarz!? Do jasnej Anielki! Nie może proponować mi czegoś takiego. Nikt nie ma prawa zabić człowieka! – myślała gorączkowo i w panice

 - No nie patrz tak na mnie! Nie bądź oburzona! Ja nie chcę żadnych dzieci! – krzyczał. Powoli i w milczeniu wstała z popielatej sofy kierując się w stronę wyjściowych drzwi. Wychodząc z jego mieszkania usłyszała – Ulka, nie unoś się tak. Jak nie chcesz pomocy, to nie, ale nie oczekuj ode mnie zaangażowania lub finansowania twojej zachcianki!

Była w szoku. Zamykając drzwi powiedziała cicho.

 - Bez obawy. Już niczego od ciebie nie oczekuję – nie obchodziło jej czy to usłyszał.

Po tej wymianie zdań, bo trudno to było nazwać rozmową, miłość do Piotra uleciała z niej jak para wodna. Nawet trochę się dziwiła, bo do tej pory zawsze myślała, że nie można tak nagle przestać kogoś kochać. A teraz, w tej sytuacji, w tym momencie zastanawiała się jak w ogóle mogła go kochać? Okazało się, że zupełnie go nie znała. - Jak mogłam być tak ślepa? Moja kolejna ułomność po głupocie, ślepota. – Było jej przykro i wstyd, że maleństwo musiało słyszeć takie straszne rzeczy o sobie. Czule gładziła brzuch i przemawiała w myślach do dzidziusia – przepraszam, tak bardzo cię przepraszam moje kochane maleństwo. Postaraj się zapomnieć o tym co słyszałeś. Mamusia przysięga ci, że bardzo czeka na ciebie i ogromnie cię kocha. Nie pozwolę zrobić ci krzywdy nigdy, obiecuję. Poradzimy sobie ze wszystkim, nie martw się.

Od tamtej pory nie utrzymywała kontaktu z Piotrem. Chyba raz nawet zadzwonił, ale nie odebrała telefonu. Nie czuła do niego już nic, nawet zwykłej złości. Stał się dla niej obcym człowiekiem. Straciła zaufanie do mężczyzn, przestała wierzyć w miłość. Wiedziała, że może liczyć tylko na siebie.


niedziela, 25 października 2015

"ZAPOMNIEĆ" - rozdział 8 ostatni



ROZDZIAŁ 8
ostatni


 - No spróbuj smyku. Nie bój się, bo ja jestem przy tobie i nie pozwolę, żebyś miał się przewrócić. Śmiało.
Krystian chwiejąc się na nogach stał uczepiony łóżka, a Marek stojąc przed nim i wyciągając do niego ręce zachęcał go do postawienia pierwszego, samodzielnego kroku. Wreszcie przesunął prawą nogę i potem lewą. Z trudem utrzymywał równowagę, ale mimo to stał. – No jeszcze jeden. Dasz radę. – Tym sposobem dotarł do drzwi i uśmiechnął się do Marka uszczęśliwiony. Ula miała mokre policzki. – A teraz z powrotem. Jesteś silny jak tur. Głowa musi rozkazać twoim mięśniom, żeby się ruszały. No dalej… - Kiedy chłopiec pokonał drogę powrotną aż krzyknął.
 - Widziałaś mamusiu?! Dałem radę. Będzie coraz lepiej. Już tak bardzo chciałbym wrócić do domu. Porozmawiaj z panem doktorem. Może mi pozwoli. Przecież w domu też mógłbym ćwiczyć, albo przywoziłabyś mnie tutaj na ćwiczenia.
Pomyślała, że jej syn ma rację. Trochę miała już dość tej szpitalnej atmosfery.
 - Co o tym myślisz Marek?
 - Myślę, że to bardzo dobry pomysł. W tygodniu możesz wozić go na zajęcia tutaj, a w soboty będziemy robić sobie męskie wypady na basen. Lubisz pływać Krystian?
 - Uwielbiam! Tata uczył mnie pływać w morzu i w tym roku pływałem już bez pompowanego koła. Mamusiu zapytaj doktora – złożył ręce jak do modlitwy. – Ja chcę jeździć z Markiem na ten basen. – Podniosła się z krzesła.
 - Jesteś męczykichą, wiesz? Idę i spytam.
Ordynatora zastała w pokoju pielęgniarek i poprosiła go na słówko. Wyłuszczyła z czym przychodzi. Lekarz uśmiechnął się.
 - Pewnie ma już dość leżenia w szpitalu, co? Za kilka dni sam bym to zaproponował, bo mały świetnie sobie radzi. Ćwiczenia utrzymamy, bo są konieczne. Skoro mówi pani, że będzie w stanie go tu przywozić, to nie pozostaje mi nic innego jak tylko wyrazić zgodę. Jutro może być? – Uśmiechnęła się radośnie.
 - Jak najbardziej może. Proszę mi jeszcze powiedzieć, czy on może korzystać z basenu? Lubi pływać.
 - Nie ma przeciwskazań. Woda jest też zbawienna przy tego typu niedowładach i powinna pomóc. Przygotujemy na jutro wypis.
 - Bardzo, bardzo dziękuję panie doktorze, za wszystko. - Z dobrymi wieściami wróciła do sali. Na ich pytające spojrzenia zachichotała – ale macie miny… Jutro wracasz do domu. Koniec twojej szpitalnej męki.
Z radości rzucił się jej na szyję.

Następnego dnia przyjechali po niego oboje najnowszym modelem Lexusa Marka. Miał sentyment do tych samochodów i przez ostatnie dwanaście lat nie zmienił marki. Ula pomogła się ubrać synowi i pozbierała jego rzeczy. Na wypis poczekali na korytarzu. Pielęgniarka, która im go przyniosła wskazała inwalidzki wózek mówiąc, że mogą w nim wywieźć małego.
 - Nie będzie nam potrzebny, prawda Krystian? – Marek przykucnął tyłem do chłopca – wsiadaj. Dzisiaj masz jazdę ekstra. – Mały zaśmiał się i objął szyję Marka. Był zachwycony. Rozbawieni zeszli na parking.
 - Masz superowe auto – Krystian był pod wrażeniem. – Kiedyś też sobie takie kupię.
Marek usadził go na siedzeniu i pomógł zapiąć pas. Bez zwłoki ruszyli w kierunku domu. Krystian wiedział, że Marek mieszka u nich. Ula już dużo wcześniej uprzedziła go o tym, żeby nie było niespodzianki. Ku jej zdumieniu syn bardzo się z tego ucieszył.
 - Lubię Marka, to naprawdę świetny facet - skwitował.


Wezwanie na rozprawę rozwodową przyszło na adres firmy. Na razie tylko taki mógł podać, bo przecież u Uli mieszkał bez meldunku. Nerwowo rozerwał kopertę i przebiegł wzrokiem po treści wezwania a następnie spojrzał na kalendarz. – Za dwa tygodnie… Za dwa tygodnie będę wreszcie wolnym człowiekiem. – Natychmiast zadzwonił do Uli i poinformował ją o tym. W domu zjawił się z bukietem czerwonych róż i wręczając je Uli powiedział:
 - Za dwa tygodnie spełni się jedno z moich marzeń. Wreszcie uwolnię się od tej toksycznej kobiety. Mam nadzieję na spełnienie drugiego. Ja wiem, że to przedwczesne Ula, ale bardzo chcę być częścią twojej rodziny i jeśli się zgodzisz, to po tych wszystkich zawirowaniach pobierzemy się. Niczego więcej nie pragnę. Kocham ciebie i kocham Krystiana. Wiem, że właśnie tu przy was jest moje miejsce. – Uśmiechnęła się a ten uśmiech rozjaśnił jej twarz. Te dwa błękity, w których zakochał się kiedyś bez pamięci patrzyły na niego z miłością. Pogładziła jego szorstki policzek.
 - To rzeczywiście trochę za wcześnie, ale wierzę, że wszystko uda nam się pomyślnie zakończyć. Twój rozwód i moją rozprawę. Bardzo pragnę, żeby nam się udało.
 - Uda się Ula. Teraz wiem, że wszystko pójdzie po naszej myśli.

Do sądu przyszedł z prawnikiem. Chciał się w ten sposób zabezpieczyć, gdyby Paulina zmieniła zdanie. Wchodząc do holu zauważył ją jak siedziała na ławce. Kiwnął jej głową na powitanie. Nie odpowiedziała, tylko obrzuciła go pełnym nienawiści spojrzeniem. Nie przejął się. Po chwili wezwano ich na salę. Wszystko trwało nie dłużej jak piętnaście minut. Sędzia bez problemu orzekł rozwód ze względu na rozkład pożycia i różnice nie do pogodzenia. Paulina bez protestu podpisała dokumenty.
Mijając go w drzwiach syknęła na pożegnanie.
 - Życzę ci żebyś zdechł za moją krzywdę.
Nie pozostał jej dłużny i ironicznie odpowiedział.
 - A ja przeciwnie. Życzę ci stu lat w dobrym zdrowiu. Arrivederci.


W sobotę do południa Marek z Krystianem szaleli na basenie. Ula została w domu. Miała trochę sprzątania i koniecznie musiała uzupełnić zapasy. Ilekroć pomyślała o Marku robiło jej się ciepło wokół serca. Jakże był inny od dawnego Marka. Przede wszystkim stał się bardzo opiekuńczy. Odczuwała to na każdym kroku. Z wielką pasją poświęcił się rehabilitacji Krystiana. Nigdy nie odpuszczał tych kilkugodzinnych, sobotnich pobytów na basenie. Widział, że pływanie ewidentnie wzmacnia mu mięśnie. Nogi były silniejsze. Jeszcze potrzebował podpórki w postaci jego ręki, ale dobrze sobie radził i z każdym dniem lepiej. Marek zainwestował w stacjonarny rowerek, na którym chłopak ćwiczył z wielką pasją. Sam zauważył u siebie pozytywne zmiany i pedałował bez obijania się. Teraz też ścigali się przemierzając długość basenu. Zdyszani dotarli na jego drugą stronę i trzymając się barierki uspokajali oddechy.
 - Marek, – wysapał Krystian – mogę cię o coś spytać?
 - Pewnie. Wal.
 - Czy moja mamusia ci się podoba? – Zaskoczył go tym pytaniem.
 - Czy mi się podoba? Twoja mama jest najładniejszą kobietą jaką kiedykolwiek poznałem. To anioł w ludzkiej skórze. Nie znam drugiej takiej. Jest wyjątkowa, przecież wiesz.
 - No wiem. Jest najlepszą mamą na świecie, ale chodzi mi o to, czy ty kochasz mamę.
 - Nawet nie wiesz jak bardzo. Zakochałem się w niej przed ponad dziesięciu laty i kocham do dzisiaj. Gdyby nie to, że kiedyś bardzo się pokłóciliśmy i że wtedy poznała twojego tatę, dzisiaj ty byłbyś moim synem a ja jej mężem. – Mały pokiwał głową.
 - Tata był fajny, ale kiedyś zrobił co złego i rozwiedli się. Kochałem go i zawsze jeździłem do niego na wakacje. Myślałem, że będzie mi tego brakować, tych wspólnych wypadów, ale chyba tak nie jest, bo jesteś ty i zapewniasz mi to wszystko. Żal mi mamy. Ona od kiedy się rozwiedli jest całkiem sama. Niejednokrotnie słyszałem jak płacze. Nie lubię kiedy jest smutna. Teraz jak jesteś z nami ona jest zupełnie inna, wesoła. Jeśli kochasz mamę, to może mógłbyś się z nią ożenić? Ona bardzo cię lubi i na pewno się zgodzi.
Marek uśmiechnął się szeroko a na jego policzkach ukazały się dwa wdzięczne dołeczki nadające jego twarzy zawadiacki wygląd.
 - Zdradzę ci tajemnicę – nachylił się do ucha chłopca. – Taki mam właśnie zamiar. Bardzo kocham ją i bardzo kocham ciebie. Zależy mi na waszym szczęściu. Nie chcę ci zastępować ojca, bo miałeś naprawdę wspaniałego tatę. Ja chcę, żebyśmy zostali przyjaciółmi i dobrymi kumplami. Jak tylko skończą się perypetie w sądzie poproszę mamę o rękę. – Krystian rzucił mu się na szyję.
 - Jesteś naprawdę fajnym facetem.


Ula doczekała się wreszcie swojej rozprawy. Marek również został wezwany jako świadek i składał zeznania. Potwierdził to wszystko, co powiedział po incydencie na szpitalnym korytarzu policjantom. Paulina siedziała sztywna jakby połknęła kij od miotły. Nie za bardzo uważała na przebieg rozprawy i wydawało się, że ją to w ogóle nic nie obchodziło. Najważniejsza była myśl, że tam za drzwiami przed salą zauważyła zbierający się tłumek fotoreporterów i już kombinowała jak przed nimi uciec. Kiedyś uwielbiała brylować w warszawskich magazynach. Uwielbiała pozować do zdjęć. Dzisiaj najchętniej schowałaby się w mysią dziurę. O rozwodzie nikt nie wiedział więc miała spokój, choć kilka dni po nim nękano ją telefonami w tej sprawie, bo wieści się rozniosły. Bezwiednie omiotła wzrokiem salę sądową, by zawiesić go na stojącej przy barierce dla świadków i zeznającej Uli. Dopiero teraz mogła jej się przyjrzeć dokładniej. Musiała przyznać, że po dawnej Brzyduli nie pozostał ślad. Teraz była piękną kobietą o niezwykle subtelnej urodzie. Dotarły do niej strzępy słów, które wypowiadała.
 - Ja chciałam tylko powiedzieć, że nie mam żalu do pani Febo. Nie leży też w moim interesie, żeby trafiła do więzienia. Proszę sąd o potraktowanie jej łagodnie.
Paulinę zatkało. Ona prosi dla niej o łagodny wyrok? Świat się przekręca.
Wyrok rzeczywiście ją zaskoczył. Mówiono, że przynajmniej na sześć miesięcy trafi za kratki. Owszem dostała sześć miesięcy, ale w zawieszeniu. Opuszczała salę sądową z podniesioną głową. Nawet nie raczyła zaszczycić spojrzeniem Uli, a co dopiero podziękować jej.
 - Widziałaś? – Marek pochylił się szepcząc jej do ucha. – Kobieta z klasą. Koń by się uśmiał. Chodźmy stąd. Wreszcie mamy to już za sobą. Podjedziemy do domu i zabierzemy Krystiana. Trzeba to uczcić.
Tego wieczora siedząc w Baccaro, restauracji, którą oboje darzyli wielkim sentymentem Marek wyjąwszy z kieszeni złoty pierścionek uklęknął przed Ulą oświadczając się jej.
 – Musisz się zgodzić mamusiu – dopingował Krystian. – Marek to fajny facet i bardzo nas kocha. Będzie moim drugim tatą.
Wzruszona przyjęła te oświadczyny patrząc z miłością na uszczęśliwione miny jej dwóch najważniejszych na świecie mężczyzn.
Tej nocy, kiedy Krystian już smacznie spał, oni kochali się po raz pierwszy od tego pamiętnego SPA. Nie mógł uwierzyć, że jej ciała nie zniszczył czas i ciąża. Była tak samo piękna i pociągająca jak wtedy. Nie mógł się nią nacieszyć. Pieścił ją i całował do utraty tchu. Nie była mu dłużna. Od czasu Piotra nie spała z żadnym innym mężczyzną. Ten akt był niezwykle intensywny i niósł ze sobą ogrom najrozkoszniejszych doznań. Nie był też jedyny tej nocy. Kochali się tak jakby chcieli nadrobić zaległości z całej dekady.
Zsunął się z niej i pieszczotliwie odgarnął włosy z jej twarzy. Kolejny raz przylgnął do jej ust.
 - Kocham cię jak wariat – wyszeptał. – Jakbym cofnął się w czasie. Kiedy pojechaliśmy do tego SPA i po raz pierwszy kochaliśmy się, zrozumiałem, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Sądziłem, że nie będę potrafił bez ciebie żyć i w jakimś sensie tak było, bo mimo, że zostałem mężem Pauliny nie byłem w stanie zapomnieć o tym wielkim uczuciu jakie do ciebie żywiłem i nie przestałem o tobie myśleć. Jesteś marzeniem, które było do niedawna takie nierealne, a jednak spełniło się. Dzięki temu jestem szczęśliwym człowiekiem.
 - Ja też cierpiałam. Czułam przywiązanie do Piotra, ale nic więcej. Myślałam, że z czasem go pokocham, ale tak się nie stało. Spełniałam obowiązki żony, ale nie robiłam tego z miłości. Kiedy urodził się Krystian przelałam tę miłość na niego. Wreszcie miałam dla kogo żyć. Resztę już znasz. Piotr zdradził mnie. Być może wcale nie kochał mnie tak mocno jak twierdził? Nie miałam żalu, ale też nie mogłam z nim dłużej być, bo stracił moje zaufanie. Kiedy zobaczyłam cię na progu mojego mieszkania po tych dziesięciu latach prawie ścięło mnie z nóg. Wszystko wróciło, a ja musiałam przyznać sama przed sobą, że nigdy nie przestałam cię kochać. Moje marzenie też się spełniło.


Marek nie nosił „żałoby” po Paulinie. Był szczęśliwy i jak najszybciej chciał to szczęście zalegalizować. Ula nie protestowała. Jej też zależało, żeby stali się wreszcie rodziną. W tych działaniach wspierał ich i dopingował Krystian. Nie chciał, żeby cokolwiek go ominęło. Uczestniczył w wyborze obrączek, załatwianiu sali weselnej i wybieraniu zaproszeń ślubnych. To miał być skromny ślub. Ojciec Uli już nie żył, ale była Ala, która w Rysiowie wychowywała jej nastoletnią siostrę, a z Niemiec miał przyjechać jej brat, który tam ułożył sobie życie. Mieli być ich świadkami.
Któregoś dnia podjechali wszyscy pod dom seniorów Dobrzańskich chcąc i im wręczyć zaproszenie na ślub. Helena przyjęła ich bardzo chłodno. Ula poczuła się wręcz niezręcznie. Natomiast Krzysztof bardzo się ucieszył z tej uroczystości i zapewnił, że na pewno się zjawi.
Sama ceremonia trwała krótko, bo pobierali się w Urzędzie Stanu Cywilnego. Helena oczywiście nie była obecna czym zraziła sobie syna już na dobre. Nie chciał jej znać. Za to Krzysztof dotrzymał słowa. Bardzo polubił Ulę już wcześniej i był jej zawsze wdzięczny, że uratowała firmę przed plajtą. Polubił Krystiana.
Kiedy Marek kupił dla nich dom, Krzysztof był tam częstym gościem. Za to jego żona coraz bardziej gorzkniała. Samotnie krążyła po swoim wielkim domu nie mając nawet do kogo ust otworzyć. Jej ukochana Paulinka nie mogąc znieść wstydu wyjechała do brata do Mediolanu i nawet nie raczyła zadzwonić od czasu do czasu. Coraz częściej Dobrzańska zastanawiała się, czy w ogóle było warto swatać ją z Markiem, ale było już za późno na żal i łzy.
Kilka miesięcy po ślubie okazało się, że Ula jest w ciąży. Wpadła w prawdziwą panikę. Miała ponad trzydzieści sześć lat i poważne obawy, czy to dziecko urodzi się zdrowe. Praktycznie od początku była pod stałą opieką lekarzy, a jej mężczyźni robili wszystko, by nie czuła dyskomfortu.
Kiedy urodziła małą Karolinę Marek szalał ze szczęścia. Podobnie Krystian. Dziecko było zdrowe i miało wszystko na swoim miejscu. W dodatku było podobne do Marka.


Siedzieli w salonie przy płonącym kominku. Krystian czytał książkę, a Ula kołysała Karolinkę do snu nucąc jej coś cichutko. Marek postawił tacę z kolacją na stole i z miłością kontemplował ten obrazek. – Tak wygląda szczęście – pomyślał. – Moje wielkie, potrójne szczęście.

K O N I E C