Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"ODPOWIEDZIALNOŚĆ" - rozdział 4

 

30 sierpień 2015
ROZDZIAŁ 4


Zauważył jak do jej oczu zaczynają napływać łzy – Zaraz się rozpłacze, tylko nie to – panikował.
- Posłuchaj Wiki, to jest dość nieoczekiwana wiadomość. Jestem po prostu zaskoczony, przecież się zabezpieczyłem, więc jak to możliwe?
- Noo zabezpieczyłeś, zabezpieczyłeś, ale jak widać niezbyt skutecznie. Nie słyszałeś, że jedynie brak seksu daje stuprocentową antykoncepcję!? Myślisz, że ja umieram ze szczęścia? Że mnie to nie zwaliło z nóg?! Co teraz zrobimy? – rozpłakała się na całego.
- Jak się czujesz? Byłaś u lekarza? Który to tydzień? – zapytał pojednawczo chcąc trochę odsunąć odpowiedź na zadane pytanie, bo sam nie wiedział co robić.
- Byłam. Czternasty tydzień. Trzy i pół miesiąca – chlipnęła.
- Czwarty miesiąc? Dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?! Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej? – nie mógł w to wszystko uwierzyć. Był zły i o mało jej nie udusił z nerwów. – Cholera już nic nie da się zrobić – przemknęło mu przez głowę. Przez chwilę było słychać tylko jej cichy szloch. Milczała. Ta cisza ciążyła mu się niemiłosiernie. W końcu głośno odetchnęła.
- Sama zorientowałam się niedawno. Nic nie przeczuwałam. Okres zawsze miałam nieregularny więc jego brak też mnie nie zaniepokoił. Wczoraj byłam u lekarza. Jeszcze przed wizytą zrobiłam test – odpowiedziała cicho smutnym głosem. Uwierzył jej, ale musiał jeszcze o jedną rzecz zapytać, żeby mieć jasność sytuacji.
- Wiki powiedz mi jeszcze… - spojrzała na niego z obawą – Chcesz urodzić to dziecko…?
Jakby wzrok mógł zabijać już pewnie by nie żył. Słychać było tylko jej ciężki oddech. Po chwili spokojnie i pewnym głosem odpowiedziała.
- Tak, zamierzam urodzić.
Jasna cholera! A czego właściwie się spodziewałem? – pomyślał. - Jesteś pewna? Naprawdę tego chcesz? Zastanowiłaś się co będzie dalej? Pomyślałaś jak ta decyzja może zmienić nasze życie? Przecież wiesz, że w jednej sekundzie wywróci je do góry nogami. Ja nie jestem na to gotowy! A ty? Ty jesteś? Jakoś śmiem wątpić! - miał jeszcze nadzieję, że zmieni zdanie.
- Mogę cię zapewnić, że o niczym innym nie myślę od wczoraj. Nie zmienię zdania, urodzę je – była już spokojna i opanowana.
- A moje zdanie się nie liczy?! Przecież mam być ojcem!? Nie chcesz wiedzieć, czy ja chcę tego dziecka?! - Nienawidził być świnią i tracić grunt pod nogami, a teraz tak się właśnie czuł.
- Posłuchaj Marek, czy ci się to podoba czy nie urodzę to dziecko, wbrew wszystkiemu i wszystkim. Przyszłam tutaj, bo… - przez chwilę szukała odpowiednich słów - bo uważam, że ojciec dziecka powinien wiedzieć. Co z tą informacją zrobisz, to już twoja sprawa. Mam tylko nadzieję, że zachowasz się przyzwoicie i nie zostawisz mnie na lodzie. Po porodzie możemy zrobić testy DNA, żebyś miał pewność, że to ty jesteś autorem tej ciąży. Zapewniam cię, że one mnie nie są potrzebne, bo ja już mam tę pewność - mówiąc to powoli podnosiła się z fotela. – Pójdę już. W razie czego wiesz gdzie mnie szukać. Mam nadzieję, że mimo wszystko po przemyśleniu sprawy odezwiesz się do mnie. Na razie.
- Obiecuję, pa – nawet nie wiedział czy to usłyszała. Opadł na kanapę, znowu zrobiło mu się niedobrze. Brakowało mu powietrza. Poluźnił krawat i odpiął dwa górne guziki od koszuli. – Co się dzieje? –zastanawiał się spanikowany. Zawsze mu się wydawało, że w pełni kontroluje swoje życie i emocje, że nic go nie potrafi dobić, bo niezależnie od sytuacji zachowywał fason. Przecież zawsze ze wszystkiego udawało mu się wychodzić obronną ręką. – Do teraz! – pomyślał z żalem.
Z trudem podniósł się z kanapy. Czuł się tak jakby przybyło mu ze dwadzieścia lat. Do tej pory nie mógł się zebrać myśli i miał mętlik w głowie. Musiał koniecznie z kimś pogadać. Bez namysłu zadzwonił do Sebastiana.
- Seba … - nie do końca wiedział co ma powiedzieć.
- Co się dzieje? – usłyszał zaniepokojony głos przyjaciela – Chcesz pogadać?
- Koniecznie muszę się nawalić, bo inaczej oszaleję – w końcu wydusił z siebie
- Dobra stary, wytrzymasz do końca czy się zrywamy? – zapytał, bo zorientował się, że z Markiem nie jest najlepiej.
- Została tylko godzina, ale nie wytrzymam dłużej. Za kwadrans na parkingu.
- Tak jest prezesie, na razie – usłyszał odkładaną słuchawkę.
Pozbierał szybko swoje rzeczy. Ogarnął bałagan na biurku i wyłączył laptopa. Wychodząc z gabinetu rzucił tylko swojej sekretarce:
– Viola, do końca dnia mnie nie będzie. Pozamykaj wszystko. Notuj też wszystkie telefony, postaram się oddzwonić jutro. Na razie – nie czekając na jej odpowiedź szybko wyszedł z sekretariatu.
Sebastian już na niego czekał. Uważnie mu się przyjrzał. Marek nic nie mówił tylko podał mu dłoń na przywitanie. W końcu Olszański nie wytrzymał.
- Co jest, wyglądasz jak struty?
- Wszystko ci opowiem w swoim czasie.
- No to gdzie, jak zwykle Klub 69?
- Nie, nie…, lepiej nie… Mam ochotę na zgon. Lepiej jedźmy do mnie. Na szczęście uzupełniłem barek, a do żarcia coś zamówimy.
- No dobra, ale każdy jedzie swoim wózkiem, tak?
- OK. Spotkamy się na miejscu.
Pierwszy pod domem pojawił się Seba, Marek jakoś nie mógł skupić się na drodze. Weszli do środka.
– Jak to dobrze, że mieszkasz sam, przynajmniej nikt nam nie będzie suszył głowy za to planowane pijaństwo – Seba chciał rozładować napiętą atmosferę.
- Pewnie niedługo może to się zmienić – cicho i ze smutkiem powiedział Marek. Było widać, że to wyznanie przyjaciela zaintrygowało Sebastiana. Z trudem powstrzymywał się od zadawania kolejnych pytań. Nerwowo przełykał ślinę i stukał palcami w stolik.
- No nie! Jasna cholera! Mam już tego dość. Powiesz mi w końcu o co chodzi, czy nie!? Nie będę chodził wokół ciebie jak wokół zgniłego jajka!
- Odczep się. Też byś był taki, gdybyś się dowiedział… - Seba nie pozwolił mu dokończyć
- No wyduś to wreszcie!
- Będę ojcem! To chciałeś usłyszeć? – powiedział to wreszcie
- O ja pierdzielę! – Sebastiana wbiło w fotel i zaniemówił na chwilę – Ale… z kim? Jak to możliwe? Przecież zawsze uważałeś! – dziwił się zszokowany – No… chyba, że ….
- Że niby co?!…. Powaliło cię! Dzisiaj się dowiedziałem. Pamiętasz Wiki? Taka zgrabna brunetka, amarantowa miniówa, Klub 69 ponad trzy miesiące temu. Mówiłeś, że niezła z niej laska mimo, że nie jest blondynką. Opowiadałem ci o niej. Kolczyki na ciele, no wiesz język, pępek… Mały tatuaż nad…. – wyliczał w miarę uspokojony Marek
- Aaa, już kojarzę… I co, to niby z nią?! Chłopie! A jesteś pewien, że jest w ciąży? Pamiętasz moją akcję z Violką? Stary lepiej się upewnij czy naprawdę jest i czy ty jesteś jej autorem tego błogosławionego stanu.
Wrócili pamięcią do chwili kiedy Violetta, była „dziewczyna” Seby chciała go usidlić na dzidziusia. Powiedziała mu, że jest z nim w ciąży i jako dowód pokazała nawet zdjęcie USG, które jak się później okazało komuś po prostu ukradła. Na wiadomość o ojcostwie Seba najpierw się wściekł, ale później przywykł do roli przyszłego taty. Zaopiekował się Violką proponując jej wspólne zamieszkanie i nawet kupił łóżeczko dla malucha. Ten nadmuchany balon pękł, gdy przez przypadek natknął się na test ciążowy, który jak byk informował o braku ciąży. Wyszła z tego niezła draka. Z perspektywy czasu Seba potrafił się z tej przygody śmiać. Natomiast jeżeli chodzi o Violkę, to można powiedzieć nawet, że po części osiągnęła sukces, bo po przejściu tej burzy i po pewnych zawirowaniach wrócili do siebie. Teraz tworzą trochę szaloną parę, ale Marek musiał przyznać, że się kochają. Oboje wariują na swoim punkcie i są o siebie zazdrośni jak cholera. Często się kłócą, to prawda, ale ich sposoby na pogodzenie się też są spektakularne.
- Myślisz, że mogłaby tak kłamać? Powiedziała, że po porodzie zrobimy badania DNA, żebym był spokojny.
- A tam – zrezygnowany Olszański machnął ręką. - Mówię ci nie wierz tylko sprawdź! Miałeś rację, tego nie można przetrawić na trzeźwo, dawaj co tam masz. Ja też z wrażenia chyba zaliczę zgon.
- Nie będziesz miał kłopotów z Violką? – trochę zmartwił się Marek polewając następną kolejkę.
- No przecież znasz ją i wiesz, że bez awantury ani rusz – obaj pierwszy raz roześmiali się tego popołudnia. - To chyba nas nakręca.
- No taaak, cała Viola – Marek doskonale znał wojownicze możliwości swojej sekretarki. Nie raz pogoniła Adama, przydupasa Alexa, albo natrętne i namolne modelki żądające natychmiastowego spotkania z prezesem, który sobie tego nie życzył. - Szczęściarzu, wiesz, że cię kocha i wszystko wybaczy.
- I vis a vis – to stare powiedzonko Violi wprawiło ich znowu w dobry humor. Zawsze była trochę oderwana od rzeczywistości i często przekręcała wyrazy czy przysłowia, ale dzięki temu wprowadzała zabawną atmosferę zarówno w domu jak i w pracy.

Marek z trudem otworzył powieki. Było bardzo wcześnie. Okazało się, że spał w ubraniu. Niewiele pamiętał z wczorajszego wieczora. Z łóżka wygnał go kac gigant i okropny ból głowy. Suszyło go niemiłosiernie. Niechętnie wygramolił się z sypialni i poczłapał do kuchni po wodę i jakiś środek przeciwbólowy. W salonie na kanapie spał Sebastian. Też był w pełnym rynsztunku. – O rany, nieźle zabalowaliśmy. On też nie miał siły, żeby się rozebrać. – Starał się jak najciszej poruszać po otwartej na salon kuchni, ale jak na złość zachowywał się jak słoń w składzie porcelany.
– Stary, litości, ciszej, łeb mi pęka – usłyszał jęk przyjaciela. - A właściwie która godzina? – spytał przytomniej już przebudzony.
- Sorry, po siódmej, możesz jeszcze pospać, ale i tak niedługo trzeba będzie się zbierać do roboty. Muszę dzisiaj być w firmie. Mam kilka spraw do załatwienia, nie mogą niestety poczekać na inny dzień. Na ławie kładę tabletkę od bólu, może pomoże i duuuużo wody. Przyda się, nie? Nieźle daliśmy czadu – rechotał Marek
- Spadaj! Ja jeszcze pośpię. Mogę liczyć na jakieś śniadanie do łóżka kochanie? – złośliwie odciął się Seba.
- Dobra już dobra, na żarcie nie licz, ale mocną kawę zrobię po wyjściu z łazienki. Powinna postawić nas na nogi tak jak zimny prysznic.
W pracy byli na czas co zakrawało na cud. Violka uprzedzona przez Sebę, gdzie będzie i z kim nie miała do nich pretensji. Nawet postarała się dla nich o zimne kefiry. Marka twarz na ich widok rozpłynęła się w szerokim uśmiechu.
– Naprawdę złota kobieta.
Seba słysząc to nadął się jak paw.


Marek energicznie otworzył drzwi do gabinetu dyrektora HR i wyrzucił z siebie.
- Seba, biorę ślub.
Olszański otworzył usta ze zdumienia, po czym je zamknął wbijając zdumiony wzrok w przyjaciela.
- Jesteś tego pewien? Ja chyba bym nie ryzykował.
- No właśnie, to cały Seba, na niego zawsze mogłem liczyć. Krótka, rzeczowa wymiana zdań, która nie rozwiała żadnych moich wątpliwości, a właściwie jeszcze je pogłębiła - złośliwie pomyślał Marek. - Co ty chrzanisz!? Tu nie ma już żadnego ryzyka. Ryzykowałem wtedy jak przespałem się z Wiki. Teraz biorę na siebie odpowiedzialność, chociaż tak naprawdę wcale tego nie chcę. Z drugiej strony uważam, że powinienem zachować się honorowo i godnie. Powinienem wziąć to na klatę. Stać się odpowiedzialnym facetem. Nie mam sumienia tak ją po prostu zostawić. I tak nie udzielam się jakoś specjalnie. Nie chodzę z nią do lekarza, ani do szkoły rodzenia. Moja rola ogranicza się wyłącznie do płacenia za to wszystko. Ślub w przyszłym miesiącu. Tylko cywilny. Sama tak chciała. Powiedziała mi, że byłoby jej wstyd stawać przed ołtarzem z takim wielkim brzuchem. Przecież za chwilę to będzie siódmy miesiąc. Robimy skromne przyjęcie w domu moich rodziców. Ślub też będzie skromny. Tylko nasi rodzice i wy jako świadkowie. To wszystko. Tu masz zaproszenia dla ciebie i Violetty.
Wyszedł. Miał prawdziwego pietra przed tym ślubem. Gdyby jeszcze coś czuł do tej dziewczyny. Nie kochał jej. Nawet nie pociągała go już jej fizyczność. Zanim ten ślub stanie się faktem on już wiedział, że będzie nieszczęśliwy. Utonął w szambie i tylko jeszcze głowa wystawała mu nad powierzchnią. Rodzice też nie byli zachwyceni. Któregoś dnia pojechał do nich i opowiedział wszystko. Ojciec go zrugał.
- To kolejny raz, kiedy jestem bardzo rozczarowany i bardzo zawiedziony tobą synu.
Marek czuł się naprawdę podle. Słowa ojca cięły jak noże. Matka też nie wyglądała na zachwyconą, chociaż ona bardziej przejęła się sytuacją, bo myślała już o wnuku czy wnuczce. Uważała, że to dziecko powinno mieć oboje rodziców. Nie przepadała za przyszłą synową. Dziewczyna była dość prymitywna, niezbyt komunikatywna i nie powalała inteligencją. Zresztą już sam fakt, że poznali się z Markiem w klubie napawał Dobrzańską odrazą.
Ta ślubna uroczystość nie była ani podniosła, ani radosna. Marek miał minę, jakby za chwilę chciał podciąć sobie gardło. Wiktoria też nie wyglądała na szczęśliwą. Tak samo jak on jej tak i ona nie darzyła go uczuciem. Wychodziła za niego za mąż, bo uznała, że dla dzieci tak będzie lepiej. Wiedziała już, że urodzi bliźnięta. Nie powiedziała Markowi o tym ani słowa. Bała się, że go wystraszy, a on wycofa się ze swoich obietnic. Postanowiła, że postawi go przed faktem dokonanym.
Podpisali jeszcze kilka dokumentów i urzędnik ogłosił ich małżeństwem. Potem jeszcze zdawkowe życzenia, a po nich przyjęcie w domu Dobrzańskich. Nie trwało długo i koło dwudziestej wszyscy rozjechali się do domów. W noc poślubną nawet jej nie dotknął. Ona też do tego nie dążyła. Po prostu spali w jednym łóżku i to wszystko.


Gaja (gość) 2015.08.30 08:33
Witaj Małgosiu,
biedne "dorosłe" dzieci. Spanikowana Wiki i nie mniej przerażony Marek. Poruszają się jak we mgle, decyzje przez nich podejmowane też są chyba nie do końca przemyślane? Zostali z tym sami. Szkoda, że się spiszą, ja wiem czasu do rozwiązania zostało niezbyt wiele. Seniorzy Dobrzańscy też bardzo pomocni, nie ma co. Tylko Sebastian w tej całej zgrai jako jedyny potrafi zachować zdrowy rozsądek. Okropna rozmowa przyszłych rodziców. Ślub też powala romantycznością, nie wspominając o nocy po! Na pewno o czymś takim oboje marzyli:( Za to zalanie robaka wyszło Markowi i Sebie koncertowo. Fajna para z Violki i Seby:) Dziękuję za dzisiaj, jak zawsze pochłaniam części opowiadań w mgnieniu oka. Szkoda, że czas przeznaczony na czekanie tak szybko nie mija:) Serdecznie pozdrawiam i życzę przyjemnej niedzieli:)
Gaja
Andziok (gość) 2015.08.30 08:37
Gdzie w tym wszystkim jest Ula? Będzie nianią tego dziecka czy co? Sorry że tak krótko ale piszę z telefonu...
Pozdrawiam Andziok
 
RanczUla 2015.08.30 09:03
Tak myślałam, że miłości miedzy Wiki a Markiem nie było i przypuszczam,że i nie ma dalej. Sami zresztą tak przyznali. Jak widać dobro dzieci jest tu najważniejsze , a szczęście małżonków to się już nie liczy. Marek zachował się w miarę przyzwoicie, bo wziął odpowiedzialność za to co zrobił, ale też nie była ona w pełni, bo ograniczała się do dawania pieniędzy. Zastanawiam się czy on ma jakieś uczucia do tych maluchów. Kocha może i tak, ale czy jest coś więcej.Mam nadzieję, że nie uważa ich za przypadek i nie myśli, że lepiej jakby ich nie było albo że to ciężar dla niego.
Najbardziej jednak cieszy mnie brak ślubu kościelnego?
Szkoda,że do czwartku daleko, bo w piątej części Ula i Marek mają się poznać. Może coś małego zdradzisz. Jakieś porażenie prądem będzie?
pozdrawiam miło.
 
MalgorzataSz1 2015.08.30 09:19
Gaja

Właściwie to w większości takich przypadków biedne "dorosłe" dzieci wpadają w panikę. Tutaj jest o tyle dobrze, że Marek jest pracującym facetem i świetnie zarabiającym. Nie ma problemu, żeby utrzymać i dziecko i żonę. Gorzej jak nie ma takiego zabezpieczenia finansowego a rodzice nie są w stanie pomóc. Jeszcze gorzej, gdy dziewczyna zostaje wyrzucona z domu, a jej facet nie sprawdza się i umywa ręce.
Marek jest przerażony, bo zrozumiał, że właśnie kończy się w jego życiu etap beztroskiej zabawy i zaczyna się życie na poważnie.

Andziok

Pisałam już wcześniej, że Ula pozna się z Markiem w piątej części i z całą pewnością nie będzie niańką dla jego dzieci.


RanczUla

To klasyczna wpadka. Marek nie ma pojęcia, że to będą bliźnięta. Wie, że będzie tylko jedno dziecko. Czy będzie je kochał i zajmował się nimi, przeczytasz już niebawem.
A co do ślubu kościelnego, to jak by to wyglądało, kiedy panna młoda według kanonu powinna zachować czystość do ślubu, a Wiki musiałaby stanąć przed ołtarzem z brzuchem pod sam nos. Na szczęście ona to zrozumiała.
Poznanie Uli i Marka nie będzie za bardzo typowe a porażenie prądem? No może w jakimś sensie tak.

Bardzo dziewczyny dziękuję za Wasze komentarze. Życzę Wam przyjemnej niedzieli i równie przyjemnego całego tygodnia.
 
magdam (gość) 2015.08.30 09:26
Ojoj wpadka i małżeństwo z rozsądku, z góry nieszczęsliwe :( Niby dla dobra dzieci, a potem tak naprawde to sie w ogole nie sprawdza.... czekam co dalej wymyslisz :) Miłej niedzieli :)
 
MalgorzataSz1 2015.08.30 11:22
Magdam

Dobrze mówisz. Z reguły takie małżeństwa nie mają szans, żeby przetrwać. Brak porozumienia i odmienne spojrzenie na większość rzeczy niszczą taki związek. Z czasem dobro dzieci schodzi na dalszy plan. Pozostaje wieczna pyskówka i skakanie sobie do oczu.
A co wymyśliłyśmy w przypadku Marka? O tym w następnej części.

Dzięki wielkie za wizytę na blogu. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
UrszulaB (gość) 2015.08.30 16:15
Biedne te dzieciaki. Ojciec daleko matka też raczej niezainteresowana wychowywaniem. Tylko dziadkowie i zmieniające sie nianie. Pojawienie się Uli może to wszystko zmienić. Czekam na szybki i bezproblemowy rozwód.Bo będzie prawda a później ślub z pompą przy ołtarzu.
Pozdrawiam.
 
justynka29 (gość) 2015.08.30 16:16
Już 4 część więc Marek i Ula niedługo się spotkają. Marek zgodził się na ślub ale wcale szczęśliwy nie jest. Jego rodzice zachwyceni też nie są. Z pewnością nie tak widzieli bycie dziadkami. Wiktoria nie jest wymarzoną synową . To bardziej układ niż małżeństwo. Nie darzą się ani uczuciem ani nie łączy ich łóżka. Pomijając oczywiście ten raz gdy wpadli. Skoro nie kocha Wiki to jest w stanie pokochać dzieci? I w jakich okolicznościach pozna Ulę? Z reguły takie związki prędzej czy później się rozpadają. Niestety znam takie przypadki. Wpadka,szybki ślub a potem jeszcze szybszy rozwód. Ale intryguję mnie w jakim kierunku pójdzie to opowiadanie. O więcej nie pytam. Czekam na kolejną część. Pozdrawiam serdecznie.
 
B (gość) 2015.08.30 17:09
po co oni brali ten ślub, przecież nikt ich nie naciskał, jeśli już teraz nie mogą się znieść, przecież można było wziąć odpowiedzialność za dzieci, widywać je , płacić alimenty ,przecież jak rodzice na siebie warczą to dzieci też nie będą szczęśliwe, a że Wiki nie chciała wiązać się z Dobrzańskim to mnie dziwi, przystojny , bogaty, dobra partia, przecież niektóre dziewczyny wręcz łapią takich facetów na dziecko , aby mieć dostatnie życie, nie pozostaje nic innego jak czekać na spotkanie Uli i Marka do czwartku , ciekawe co z tego wyniknie ?pozdrawiam B.
 
MalgorzataSz1 2015.08.30 17:48
UrszulaB

Dzieci, chociaż jeszcze bardzo małe, faktycznie odczuwają brak przy nich rodziców. Dziadkowie to świetna instytucja, ale oni nie są rodzicami. To tuż po urodzeniu i w pierwszym roku nawiązuje się ta wyjątkowa relacja między dziećmi i rodzicami. Tu tego nie ma.
Czy będzie bezproblemowy rozwód a później ślub z pompą przy ołtarzu, tego nie zdradzę. Musisz śledzić kolejne części.


Justyna

Marek chciał się zachować honorowo i nie zostawić dziewczyny samej z poważnym problemem. To ona nie jest w porządku wobec niego, bo ukrywa przed nim podwójną ciążę. Ma na celu zabezpieczenie przyszłości dzieciom i wie, że Marek i jego rodzice im to zapewnią.
Czy Marek pokocha dzieci? Oczywiście, ale ta miłość do nich nie narodzi się od razu.
Na razie okoliczności poznania Uli muszą pozostać tajemnicą.


B

To prawda, że nacisków nie było, ale Marek jest człowiekiem honorowym i raczej uczciwym. Skoro został już postawiony w takiej sytuacji, chce żeby związek był zalegalizowany, a dziecko (bo jeszcze nie wie o bliźniakach) miało oboje rodziców.
Tak naprawdę to do warczenia nie będzie zbyt wielu okazji. Wiki liczyła na pomoc Marka i nie przeliczyła się. Niejako osiągnęła cel.

Ślicznie dziękuję dziewczyny za komentarze i pozdrawiam Was serdecznie w tę upalną niedzielę.
 
jute (gość) 2015.08.30 19:55
Witaj Małgosiu.No kurde.Miało być dobrze a wyszło gorzej niż żle..Ja nie mam pojęcia co Marek i Wiktoria chcieli osiągnąć albo udowodnić biorąc ślub.Chyba swoją głupotę po raz drugi.Żeby przynajmniej byli parą ,znali siebie ,mieli jakieś wspólne pasje. żeby się przynajmniej lubili, może by mieli szansę . Niby łączy ich bardzo dużo - wspólne potomstwo,ale jak widać to jest zbyt mało.Reasumując ,mają dójkę nie do końca chcianych dzieci,papierową pełną rodzinę i osobne życie.Dziećmi zajmują się dziadkowie i różne opiekunki.Super. Co więcej jak rozumiem ,Marek wcale nie zmi3nił stylu życia. dalej zalicza kolejne panienki. A ja głupia po pierwszym rozdziale myślałam ,że w tym opowiadaniu Marek nosi już długie spodnie.No i najważniejsze, gdzie u diabła jest matka tych maluchów?.Dlaczego się nimi nie zajmuje?..Z wielką niecierpliwością czekam na czwartek. Pozdrawiam.
 
MalgorzataSz1 2015.08.30 20:46
Jute

To co opisujemy w tym rozdziale to jest przeszłość Marka. A przeszłość Marka nierozerwalnie związana jest z ulubionym klubem i panienkami. Jak przejdziemy do czasu obecnego Marek będzie już zupełnie innym człowiekiem. Trochę już o nim napisałyśmy. Jest poważnym biznesmenem, zaangażowanym w pracę w firmie i nie w głowie mu panienki.
O matce maluchów przeczytasz w kolejnej części, która już do końca wyjaśni sytuację rodzinną Marka.

Pozdrawiam Cię upalnie i dziękuję za wpis.
 
jute (gość) 2015.08.30 21:17
Małgosiu, przeczytałam( teraz ) co napisałam i pękam ze śmiechu. To się chyba nazywa wtórny analfabetyzm.Marek ma dwójkę dzieci oczywizda.Wybacz ale dalej nie mam naprawionego swojego kompa i dziabdziam w tą deseczkę.Czasem trafię a czasem mniej trafię,Kombinuję i kombinuję gdzie Ula może spotkać Marka,słabo mi idzie.Muszę doczekać czwartku, trudno.
 
marta (gość) 2015.08.31 16:04
Kochana Małgosiu realnie licząc to od niedzieli rana do czwartku popołudniu -prawdopodobnie to jest 5 dni a od czwartkowego popołudnia nie licząc czwartku do północy lub rana niedzieli to tylko 2 dni. Czy to nie jest za duża różnica czasowa. Może było by sprawiedliwie dać kolejną część wieczorem we środę.
Pozdrawiam.
 
MalgorzataSz1 2015.08.31 18:06
Kochana Marto

Ktoś kiedyś powiedział, że dać palec, to wezmą całą rękę. :D Ja nie dzielę tygodnia na godziny. Ja po prostu dodaję dwa razy w tygodniu. Jeśli większość wyrazi taką wolę, rozdziały będą dodawane w środy i niedziele. Zaraz wstawię taką informację i zobaczymy jak wiele osób się określi. Dla mnie nie ma różnicy, czy to środa, czy czwartek. Dla mnie ważny jest utarty schemat, czyli dwa razy w tygodniu.
Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz