Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"CZAS ZACZĄĆ ŻYĆ..." - rozdział 8

19 marzec 2015
ROZDZIAŁ 8


Zamilkł na chwilę, żeby zebrać myśli.
- Chyba zacznę od początku, żebyś wszystko dobrze zrozumiała. Byłem szczęśliwym dzieckiem. Matka kochała mnie nieprzytomnie, ojciec chyba też, choć on był od początku bardzo wymagający. Mama pracowała w jednej z warszawskich firm w księgowości, a tato zajmował kierownicze stanowisko w zakładzie zajmującym się szyciem garniturów. Odkąd pamiętam często deliberowali nad wyjazdem do Włoch. Tam w Mediolanie mieszkała najlepsza przyjaciółka mamy z lat szkolnych, Agnieszka. Wielokrotnie zapraszała rodziców do siebie, aż wreszcie któregoś lata postanowili jechać. Okazało się, że Agnieszka jest szczęśliwą mężatką od kilku lat. Jej mężem był przystojny Włoch Francesco Febo.


Mieli dwoje dzieci Alexandra i Paulinę. Paulina była w moim wieku, Alex dwa lata starszy. Od razu znaleźliśmy wspólny język szczególnie z Alexem. Wtedy Paulina wydawała mi się strasznie denerwująca. Próbowała nami rządzić, co ani mnie ani Alexowi wcale się nie podobało. Jednak poddawaliśmy się jej tyranii, bo rodzice nasi ciągle powtarzali, że jesteśmy małymi dżentelmenami i powinniśmy ustępować kobiecie.
To lato było naprawdę wspaniałe. Pojechaliśmy do Chioggia, miasteczka położonego na wybrzeżu. Teraz to duże miasto, ale wtedy takie nie było. Podobało mi się tam. Czysty piasek, czysta woda, szaleństwo i raj dla dzieciaków. To właśnie tam padła propozycja ze strony Francesca, żeby założyć wspólną firmę odzieżową.
- Krzysztof, doświadczenie masz – mówił do ojca. – Helena zna się na księgowości. Ja mam rozeznanie w tkaninach, bo siedzę w tym biznesie po uszy. Mam kontakty w Niemczech i Francji, a także tu na miejscu. Ja zdecydowanie wolę być szefem niż podwładnym. To naprawdę może się udać – przekonywał.
Tak nabił ojcu głowę tym pomysłem, że po powrocie do Polski nie myślał już o niczym innym. W niedługim czasie ponownie wyjechał do Włoch i wraz z Francesco zaczęli działać. Nie zasypiali gruszek w popiele i wkrótce firma zaczęła funkcjonować pod szyldem Febo&Dobrzański. Podczas nieobecności ojca mama sprzedała mieszkanie i co cenniejsze rzeczy, spakowała dobytek i któregoś dnia wylecieliśmy na dobre do Włoch. Zarówno ojciec jak i Francesco mieli dryg do tej roboty. Postawili na młodych i z dużą fantazją projektantów. To przełożyło się na nietuzinkowe kreacje chętnie kupowane przez tamtejsze, eleganckie kobiety. Uznali, że mogą sobie pozwolić na podniesienie poprzeczki. Odzież jaka wychodziła z firmy była bardzo ekskluzywna i bardzo droga, a mimo to chętnych nie brakowało. Finansowo obie rodziny stały genialnie.
Niestety ta sielanka nie trwała zbyt długo. Zaledwie dwa lata. Pewnego dnia ojciec otrzymał wstrząsającą wiadomość, że małżeństwo Febo zginęło tragicznie w wypadku samochodowym. Nie mieliśmy pojęcia, czy brały w nim udział ich dzieci. Okazało się, że spały na tylnym siedzeniu samochodu. Alex miał połamane obie ręce, a Paulina nawet draśnięcia. Byli rzecz jasna w szoku. Mama postanowiła zabrać ich do nas. Nie mogli być sami w ich wielkim domu.
Pogrzeb odbył się szybko. Ponieważ Febo nie zostawili żadnego testamentu, ojciec zajął się wszystkim. Przepisał połowę udziałów w firmie na dzieci, które miały nią zacząć zarządzać po skończeniu odpowiednich studiów. Drugie pół należało do Dobrzańskich. Po roku od śmierci przyjaciół ojciec postanowił wrócić do Polski i założyć firmę tutaj. Posiadał stosowne środki, więc nie było problemu z załatwieniem siedziby i rozkręceniem interesu. Paulina i Alex mieli tutaj skończyć szkoły, a potem w zależności, czy będą tego chcieli, wrócić do Włoch. Moi rodzice stali się prawnymi opiekunami rodzeństwa, bo okazało się, że w Mediolanie mieszka tylko schorowana matka Francesca, która nie byłby w stanie zająć się dziećmi. Ja, mama i oboje Febo czekaliśmy na sygnał od ojca. On miał kupić dom i ruszyć z firmą. To trwało kilka miesięcy. Najważniejsze okazało się pozyskanie dobrego projektanta. Ojciec miał intuicję i wybrał Pshemko. Wydawał się być najbardziej obiecującym z całej grupy, która przybyła na rozmowy kwalifikacyjne. Jego szkice przedstawiały genialne rozwiązania, kreacje były lekkie i zwiewne, a przede wszystkim oryginalne. Były najlepsze. Tak właśnie Pshemko trafił do F&D.
Kiedy sytuacja ustabilizowała się nieco ojciec przyjechał po nas. Firmę włoską zostawił w rękach dyrektora finansowego, człowieka bardzo uczciwego i rzetelnego. Człowieka, co do którego miał pewność, że go nie oszuka i nie będzie chciał coś wyrwać dla siebie. Wróciliśmy i zaraz po powrocie poszliśmy do szkoły. Paulina i Alex do językowej, gdzie przez rok uczyli się polskiego.
Czas mijał, a my dorastaliśmy. Jeszcze za życia rodziców rodzeństwa wielokrotnie byliśmy świadkami rozmów jakie prowadziła Agnieszka z mamą. Mówiły, że idealnym wyjściem z sytuacji, żeby na wieki połączyć obie rodziny będzie zawarcie małżeństwa przeze mnie i Paulinę. Po prostu już wtedy nas swatano. Potem w miarę naszego dorastania wmawiano nam, że jesteśmy sobie przeznaczeni, chociaż ja nie byłem co do tego przekonany i zawsze miałem jakieś wątpliwości. Wprawdzie nie buntowałem się, ale byłem dość łasy na kobiece wdzięki i jak tylko miałem okazję to nie spędzałem czasu z moją przyszłą narzeczoną, a z dziewczynami poznanymi na prywatkach. Paulina zawsze miała mi to za złe i ciągle skarżyła się moim rodzicom. Oni tłumaczyli jej, że młodość musi się wyszaleć i ona wreszcie doczeka się, że spoważnieję i zacznę ją traktować właściwie.
Na studiach poznałem Sebastiana. Nadawaliśmy na tych samych falach i rozumieliśmy się bez słów. Bardzo szybko staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi. Wspólne hulanki, swawola, podrywanie panienek, pijaństwo w klubach. Tym właśnie się zajmowaliśmy. Po skończeniu studiów stało się oczywiste, że zacznę pracować w rodzinnej firmie. Pociągnąłem ze sobą Sebastiana. Kiedy tylko pokazałem dyplom rodzicom przeprowadzili ze mną poważną rozmowę. Uznali, że najwyższy czas się ustabilizować. Przy pomocy Pauliny wybrali nam dom, w którym mieliśmy zamieszkać. W ogóle mi się nie podobał. Nie miał klimatu. Był takim zwykłym, betonowym klockiem, ale zacisnąłem zęby i poszedłem na ustępstwa. Zamieszkaliśmy razem. Niedługo po tym Alex wyjechał do Mediolanu, żeby objąć dyrektorski stołek w firmie. Prezesem obu i tej mediolańskiej i tej warszawskiej nadal był mój ojciec. Pokładał wielkie nadzieje w Alexie, bo on skończył finanse i bankowość i idealnie nadawał się na to stanowisko. Paulina musiała się poczuć samotna. Ja nadal nie potrafiłem żyć pod jej dyktando i jak tylko miałem okazję, wymykałem się z domu. Traktowałem ją okropnie, ale ona nie pozostawała mi dłużna. Jedno było pewne, a mianowicie to, że bardzo wzięła sobie do serca słowa swojej matki i mocno wierzyła w tę naszą przynależność do siebie. Ja wtedy jeszcze też miałem zakodowane, że to ona zostanie moją żoną, ale nie potrafiłem dotrzymać jej wierności. Zdradzałem ją niemal każdego dnia, a co najgorsze nie miałem żadnych wyrzutów sumienia. Za to Paulina niemal po trupach dążyła do zalegalizowania naszego związku. Przy ogromnym poparciu moich rodziców wymusiła na mnie oświadczyny. Początkowo sądziłem, że wystarczy jak uklęknę przed nią w jakiejś dobrej restauracji i oświadczę się jej bez świadków. Do tej pory nie mogę uwierzyć jak bardzo byłem naiwny. Dyskretne oświadczyny w ogóle nie były brane przez Paulinę pod uwagę. To miała być wielka uroczystość, której echo miało przez długie tygodnie pobrzmiewać w mediach. Zaprosiła dziennikarzy, zaprosiła ludzi z pierwszych stron gazet, a także takich, których ja nie znałem zupełnie. To był istny cyrk na kółkach. Oświadczałem się jej w blasku fleszy i byłem wściekły.
Niemal natychmiast zaczęła organizować nasz ślub. Stałem właściwie z boku i nie mieszałem się do niczego. Nadal prowadziłem życie singla wycierając się wraz z Sebastianem po knajpach. To doprowadzało Paulinę do szału. Kiedy wracałem nad ranem marząc o łóżku, najpierw musiałem wysłuchać całej tyrady jaki to jestem nieodpowiedzialny, że ją zdradzam, że nie pomagam w przygotowaniach do ślubu, że nie mam dla niej szacunku i traktuję ją gorzej niż psa. Cóż… Z całą pewnością miała rację. Nic nie mogłem na to poradzić, że nie potrafiłem się przemóc, że coraz częściej i coraz bardziej drażniło mnie każde otwarcie przez nią ust i w ogóle jej obecność w moim życiu. Oliwy do ognia dolał pewien incydent. Okazało się, że wynajęła detektywa, który śledził każdy mój krok. Z czasem stawała się coraz bardziej zazdrosna i coraz bardziej zaborcza. To już nie były tylko awantury o to, że szlajam się po klubach. Pretekstem do nich stało się niemal wszystko. To, że wracałem późno ze spotkania służbowego z kontrahentem, lub po squashu z Sebastianem, albo że zasiedziałem się w pracy, bo akurat miałem coś pilnego. Przestałem to ogarniać i miałem dość takiego życia pod lupą. Nie dawałem rady. Któregoś wieczora wróciłem do domu i kiedy wszedłem do salonu dostałem w twarz plikiem zdjęć wykonanych przez tego detektywa. Rzuciła się na mnie i okładała mnie gdzie popadło. Drapała i szczypała. Oddałem, bo nie wiedziałem jak ją powstrzymać. Po prostu wymierzyłem jej siarczysty policzek na opamiętanie. To chyba ją zaskoczyło i mnie w pewnym sensie też, bo nigdy w życiu nie podniosłem ręki na kobietę. Kiedy zdumiona trzymała dłoń na czerwonym policzku wysyczałem, że zrywam zaręczyny i odchodzę. Powiedziałem, że jej nie kocham i nigdy nie kochałem, a połączenie nas w parę było tylko chorym wymysłem i pobożnym życzeniem naszych rodziców. Próbowała mnie zastraszyć. Groziła, że zaraz zadzwoni do ojca i wszystko mu opowie. Wtedy paradoksalnie po raz pierwszy poczułem się pewny siebie, bo pomyślałem, że nic nie wskóra. Nawet jeśli rodzice ponownie zaczną wywierać na mnie naciski, potrafię się przecież obronić. Nie mogą mnie zmusić, żebym ją pokochał i nie zaciągną mnie wołami do ołtarza, prawda?
Przeszedłem do garderoby i zacząłem pakować swoje rzeczy. Ona zachowywała się jak furiatka. Wyrywała mi je z rąk i wrzeszczała
- Nigdzie nie pójdziesz, rozumiesz? Ten ślub się odbędzie. Niczego nie mam zamiaru odwoływać.
- Zrobisz jak zechcesz, ale mnie na tym ślubie nie będzie – obstawałem przy swoim. Spakowałem walizki i bez słowa opuściłem dom. Przenocowałem u Sebastiana, a następnego dnia zacząłem szukać mieszkania. Tak właśnie znalazłem to na Siennej. Seba bardzo mi pomógł. Dzięki niemu urządziłem sobie gniazdko piorunem. To już dwa lata jak tam mieszkam. Od tego czasu nie widziałem Pauliny. Dostałem tylko kiedyś na konto połowę pieniędzy za dom. Wyjechała do Mediolanu i mieszka w domu po rodzicach. Alex na pokazie mówił mi, że odkąd pojawiła się we Włoszech imprezuje na całego. Odnowiła stare znajomości i prowadzi życie, jakie ja prowadziłem kiedyś. To wygląda tak, jakby nadrabiała stracony przy mnie czas. A ja zmądrzałem. Już nie bawią mnie kluby i nocne życie stolicy. Otrzeźwiałem i zdałem sobie sprawę, że zmarnowałem kilka ładnych lat na hulanki i na życie bez miłości. Teraz noszę nową miłość w sercu i czuję się tak jak Paulina, która być może mnie kochała, a ja nie potrafiłem odwzajemnić tego uczucia. Teraz ja kocham i nie mam pewności, czy kiedykolwiek ta miłość będzie odwzajemniona. To trudne i ciężkie doświadczenie, ale może tak właśnie miało być? Może teraz na mnie kolej przekonać się jak to jest? Za dawne grzechy trzeba płacić, a to jest jak rodzaj pokuty, chociaż wydaje się to tak bardzo kiczowate, gdyby powiedzieć, że cierpi się z miłości. A jednak cierpię – przetarł czoło i sięgnął po filiżankę z kawą. Upił łyk i uśmiechnął się smutno do Uli. – Pewnie zanudziłem cię na śmierć. – Potrząsnęła głową.
- Wcale nie, chociaż opowieść nie jest wesoła. Szkoda mi ciebie i szkoda mi Pauliny. Uwikłano was oboje w coś, co nie miało prawa się udać. Miłość jednej strony nie wystarczy. Tak nie buduje się udanego związku. Do tego potrzebne jest zaangażowanie dwóch osób. U was tego nie było. Myślę, że to dobrze, że się rozstaliście, bo nie bylibyście dobrym i zgodnym małżeństwem i chociaż ona dojrzała do niego, ty nie byłeś na to kompletnie gotowy.

Święta minęły. Okazało się, że Ula nie odczuła aż tak boleśnie braku Piotra. Oczywiście ciągle zaprzątał jej myśli, ale już nie tak obsesyjnie. Dzięki Markowi odrywała się od nich i już potrafiła skupić się na innych rzeczach. Kiedy odjechał późnym wieczorem w drugi dzień świąt nie wiedziała co ze sobą począć. Nie chciało jej się spać i na czytanie też nie bardzo miała ochotę. Ciągle była pod wrażeniem jego opowieści. – Ciekawe, czy znam tę kobietę, którą pokochał. Wychodzi na to, że ona nawet nie ma pojęcia o jego uczuciu. Zdecydowanie powinien się odważyć i powiedzieć jej o tym. Poczułby się lepiej, bo wiedziałby na czym stoi. Niepewność jest najgorsza. – Nagle dotarło do niej, że nie tylko ona jedna cierpi. Pomyślała nawet, że zachowała się naprawdę egoistycznie w stosunku do Marka. Ciągle wyświadczał jej jakieś przysługi, a ona nie odwdzięczała mu się niczym podobnym. Może chociaż pomoże mu z tą miłością? To temat bardzo delikatny i była pewna, że tylko jej powiedział o swoim uczuciu. Nie był zbyt wylewny w stosunku do innych. Postanowiła, że będzie ostrożna i nie będzie na niego naciskać. Da mu jednak do zrozumienia, że lepiej będzie dla niego, jeśli obiekt jego westchnień będzie wiedział o jego afekcie. Z takim postanowieniem kładła się do łóżka.

Następnego dnia po zjedzeniu śniadania postanowiła zadzwonić do Marka i kuć żelazo póki gorące. Wybrała numer i już po chwili usłyszała jego pogodny głos.
- Witaj Ula. Stęskniłaś się za mną?
Uśmiechnęła się od ucha do ucha.
- A żebyś wiedział. Co robisz?
- Nic szczególnego. Zjadłem śniadanie, pozmywałem naczynia i nudzę się jak mops.
- Ponudzimy się razem?
- Ja chętnie, tylko nie wiem, co masz na myśli.
- Masz ochotę na spacer w ZOO? Nie ma dużego mrozu i może być przyjemnie.
- Z tobą zawsze jest przyjemnie. Zaraz się ubieram. Za jakieś pół godzinki będę u ciebie.
- W takim razie czekam.
Rozłączyła się i poszła się ubrać. Ten pomysł z ZOO był spontaniczny, ale chyba nienajgorszy. Będą mogli pospacerować i pogadać.
Dzwonek do drzwi zastał ją przed lustrem. Kończyła robić makijaż. Pociągnęła błyszczykiem usta i poszła otworzyć.
- Witaj Iskierko – Marek wszedł do środka i uśmiechnął się do niej. Ona spoważniała w momencie i przerażona spojrzała mu w oczy. I jemu uśmiech zniknął z twarzy. – Powiedziałem coś nie tak? – Zaniepokoił się.
Pociekły jej łzy.
- Nadal nie rozumiem jak to jest w ogóle możliwe… - rozłożyła bezradnie ręce. - Skąd możesz wiedzieć, że…
- Że co?
- Tak nazywał mnie tylko Piotr. Mówił zawsze do mnie „Witaj Iskierko...”
Marek objął ją ramionami i pogładził jej włosy.
- Nie wiedziałem Ula. Mnie wydajesz się właśnie taką Iskierką, ciepłą, wspaniałą osobą. On pewnie myślał podobnie.
- To naprawdę zadziwiające. Czasami mam wrażenie, że mówi do mnie on sam przez twoje usta.
- To nie zadziwiające, tylko przerażające przynajmniej dla mnie. Mam nadzieję, że nie wstąpił we mnie duch twojego męża – roześmiała się przez łzy.
- O to bądź spokojny. Chodźmy już.



Wiktoria (gość) 2015.03.19 18:38
Witaj Malgosiu,
rozdzial jak zawsze na poziomie ;) Markowi bardzo zalezy na Uli, bo gdyby nie to nie przyznalby sie jak wygladalo jego zycie przed poznaniem Sosnowskiej. Przyznaje sie przed nia, ze sie zakochal, ale ta milosc jest nieodwzajemniona. Ula chce mu pomoc. Jestem ciekawa jak zareaguje gdy dowie sie, ze to w niej zakochal sie Marek. jestem ciekawa ile zostalo rozdzialow do konca i kiedy w koncu Ula zakocha sie w Marku?
Pozdrawiam i czekam na nastepny rozdzial :)
MalgorzataSz1 2015.03.19 18:48
Wiktorio

Do końca opowiadania jeszcze trzy rozdziały. Tę Uli miłość zostawiłam na koniec (chyba 10 rozdział). To będzie coś w rodzaju wisienki na torcie, ale przemyślenia Sosnowskiej na ten temat zaczną się już w następnym. Niezależnie od wszystkiego ona odwzajemnia uczucie Marka, chociaż nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. To przyjdzie z czasem.
Dziękuję, że wpadłaś i zostawiłaś komentarz. Serdecznie Cię pozdrawiam.
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.03.19 19:13
Przeszłość Marka jest inna niż w serialu, przynajmniej dzieciństwo, w poprzednim komentarzu napisałaś, że Ula uświadomi sobie, że kocha Marka dopiero w ostatnim rozdziale? Ja protestuję! Gdzie mąż, dzieci, dom, ciepłe kapcie, kot i pies? Ehh, chociaż prolog? Ciekawa jestem czy Mareczek wyzna już w następnym rozdziale, że to ona jest jego obiektem westchnień? Do niedzieli... Pozdrawiam, UiM
jute (gość) 2015.03.19 19:20
Witaj Małgosiu.Coś mi się wydaje,że Mareczek będzie się wił jak piskorz.Nie sądzę ,żeby powiedział Uli tak po prostu,że kocha właśnie ją.Ciekawe jak to rozwiążesz.Nie mogła bym pożyczyć Twojego Mareczka?.Proooszę!
K. (gość) 2015.03.19 20:14
Bardzo fajna opowieść Marka - spokojna, bez ściemniania. Otwartym tekstem opowiedział jak to z nim było. Wcale nie było jakiś momentów w których to Ulka mogłaby go "znielubić". Wprost przeciwnie ta jego przemiana ją zafascynowała. On ją fascynuje. W sumie nie ma się co dziwić - taki facet to skarb. Po tej rozmowie zaczyna patrzeć na Marka trochę inaczej i to inaczej jest lepsze :). Dostrzega to jaki jest naprawdę, że potrafi nie tylko wspierać ale i sam potrzebuje wsparcia. I jeszcze jeden walor - Ulka zauważa, że cały świat nie kręci się tylko wokół niej, że nie tylko ona ma pod górkę, że inni też cierpią - różni ich tylko powód, ale czy cierpienie jest mierzalne? Cierpienie, ból i smutek zawsze jest tak samo destrukcyjne, bez względu na to dlaczego ktoś cierpi potrzebuje takiego samego wsparcia. I teraz to Ulka pomoże Markowi w wyznaniu uczuć wytrwaniu w tej miłości. W sumie to może być bardzo ciekawe. Zastanawiam się jak to poprowadzisz, kiedy Ulka się dowie, że to o nią chodzi, jak się dowie, od kogo się dowie i co zrobi z tą informacją. Ile pytań :). Do niedzieli. Pozdrawiam.
Wiktoria (gość) 2015.03.19 20:31
Zgadzam sie z UiM. Ja rowniez czekam na zakonczenie w stylu zareczyny,dom,slub i dzieci. Chociaz jakis epilog. Malgosia przemysl to i postaraj sie spelnic zyczenie twoich wiernych czytelnikow ;)
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2015.03.19 21:39
UiM, Wiktoria

Wprawdzie tym razem nie będę rozwodzić się ani nad ślubem, ani nad domem i ciepłymi kapciami. Zapewniam jednak, że w podtekście będzie o wszystkim po trochu. Epilog jest niepotrzebny, bo wszystko zostanie wyjaśnione do samego końca. Ten początek końca zacznie się już w niedzielę, a w następna będzie trochę nostalgiczny, ale niezwykle szczęśliwy finał. Cierpliwości dziewczynki.

Jute

Nie doceniasz mojego Mareczka. Nie będzie się wił w żaden sposób, bo sytuacja, którą stworzyłam będzie idealnym pretekstem do miłosnych wyznań.
Poza tym kochana, która z nas nie chciałaby mieć na własność takiego Mareczka?

K.

Masz rację. W tej opowieści Marka być może nie było nic, czym Ula mogłaby się do niego zrazić. To on głównie miał obawy jak dziewczyna zareaguje na jego poprzednie, hulaszcze życie i przedmiotowe traktowanie kobiet. Mógłby jej o tym nie mówić, ale zależy mu na niej i chce być wobec niej uczciwy. Jej być może nie fascynuje aż tak jego przeszłość, ale fakt jak bardzo się zmienił, bo stał się odpowiedzialny za swoje słowa i czyny. To w jakiś sposób jej imponuje i na pewno docenia tę jego szczerość.
Zatopiona we własnym nieszczęściu nie dostrzegała cierpienia innych. Po wyznaniu, że i Marek kocha kogoś bez wzajemności i że cierpi z tego powodu Ula zaczyna mu współczuć i zaczyna rozumieć, że nie jest jedyną osobą na świecie, która ma patent na cierpienie. Ono jest oczywiście niewymierne i ciężko tu licytować, kto cierpi bardziej. To tylko inny powód cierpienia i nic więcej.
W jakimś sensie Ula pomoże Markowi w wyznaniu tej miłości do niej. Ona jest szczera do bólu. Potrafi już rozmawiać o swoich uczuciach chociaż nie zawsze bez emocji. Taka rozmowa się odbędzie i to właśnie podczas niej Marek otworzy jej oczy.

Dziewczyny jestem Wam wdzięczna za komentarze i mam nadzieję, że nie rozczarujecie się końcówką. Mam tu głównie na myśli UiM i Wiktorię.
Pozdrawiam Was najserdeczniej. :)
Gaja (gość) 2015.03.19 22:54
Witaj Małgosiu,
bardzo fajnie, że oboje tak dobrze się dogadują. Jak widać, taka "spowiedź" była potrzebna Markowi, ale przede wszystkim Uli. Zapewne Marek nawet się nie spodziewał, że dzięki tej rozmowie Ula uświadomi sobie, że nie tylko ona ma problemy. Pani psycholog powinna być z niego dumna:) Ula powoli zaczęła żyć, dostrzega potrzebę pomocy i dość szybko rozpoczyna realizację swojego pomysłu. Marek zgadzając się na spacer nawet nie wie co go czeka, a może będzie zadowolony, że nie musi już nic ukrywać? Bardzo czekam na rozmowę w której Ula spróbuje uświadomić Markowi, że dla jego dobra powinien powiedzieć swojej wybrane o uczuciu, które do niej żywi. Jakich argumentów użyje żeby go przekonać, że wówczas na pewno poczuje się lepiej, bo przynajmniej będzie wiedział jak na to uczucie zapatruje się jego miłość, bo przecież niepewność/niewiedza jest najgorsza. Na pewno będzie to arcyciekawa rozmowa, a cała sytuacja może być trochę zabawna. Chciałabym zobaczyć jej minę jak dowie się lub się domyśli, że cały czas chodzi o nią:) Co wtedy zrobi? - ucieknie?, obrazi się? Jednego przynajmniej jestem prawie pewna, że taki "wstrząs" spowoduje, że chociaż zastanowi się nad swoimi uczuciami wobec niego. Dobrze, że do niedzieli nie tak daleko:) Może część moich pytań znajdzie odpowiedź w następnym rozdziale?
Serdecznie pozdrawiam:),
Gaja
MalgorzataSz1 2015.03.20 11:44
Gaju

Ta rozmowa w ZOO nie będzie jeszcze tą właściwą i to nie z tej rozmowy Ula dowie się o uczuciu Marka. Dla tej rozstrzygającej przygotowałam specjalną scenerię i nastrój. Ona będzie bodajże w czwartek, bo chyba nie zostawiłam tego na ostatni rozdział. Nie pamiętam, bo opowiadanie napisane już dość dawno.
Tak, czy owak będzie szczęśliwy finał.

Serdecznie Cię pozdrawiam i dziękuję na komentarz. Ja sama nie mogę się już doczekać Twojej reakcji na "Niewierność" Buziaki, :)
amicus (gość) 2015.03.20 12:27
Dobrzański wyznał grzechy z przeszłości. Dobrze, że ich żałuje, dobrze, że nic nie ukrywa. I przyznał się, że kocha. Trochę dziwne, że Ula się nie domyśla o kogo może mu chodzić. Przecież nigdy nie mówił o żadnej kobiecie, a za to jest zawsze na jej zawołanie. Mam nadzieję, że zacznie dodawać dwa do dwóch i dojdzie do właściwych wniosków. I że odwzajemni jego uczucie. Pozdrawiam wiosennie :)
MalgorzataSz1 2015.03.20 14:24
Amicus

Ula nie we wszystkim musi być taka doskonała. Inteligentna i błyskotliwa. Akurat tutaj w materii uczuć jest całkowitym cielęciem i nadal myśli o swoim zmarłym mężu. Nie angażuje się, albo przynajmniej tak jej się wydaje. Ale bez obawy. I ona zacznie w końcu myśleć.
Dzięki Amicus i pozdrawiam. :)
RanczUla 2015.03.20 17:06
Teraz , to pewnie Ula będzie dopingowała i zachęcała Marka do wyjawienia swoich uczuć . Tylko pytanie jak ona zareaguje na te rewelacje , gdy dowie sie ,że to ona. Pewnie nie spodoba się jej to i uzna uczucia Dobrzańskiego za obrażające a sama będzie sie opierać. I, dopiero gdy Piotr wkroczy do akcji "Ula i Marek" zmieni swoje nastawienie na nowy związek.
kotek (gość) 2015.03.20 18:27
Pisałaś kiedyś takie opowiadanie gdzie Ula była baletnicą. Jak ono się nazywało bo szukałam ale nie znalazłam a chciałabym przeczytac.
MalgorzataSz1 2015.03.20 18:41
RanczUla

No jasne, że będzie go dopingowała. Wiele mu zawdzięcza i zależy jej na tym, żeby on był szczęśliwy z kobietą, którą kocha. Nie ma tylko pojęcia, że chodzi o nią.
Bez obaw, Piotr już nie będzie się wtrącał z zaświatów i nie będzie jej mówił co ma robić.
Dziękuję za wizytę na blogu i komentarz. Już zapraszam Cię na niedzielę. Może trochę sytuacja się wyjaśni. :)

Kotek

Opowiadanie, o którym piszesz nie jest mojego autorstwa. Napisała je albo Kawi, albo Marcia. Pamiętam je, ale nie pamiętam, kto jest autorem. Obie są dodane do ulubionych w linkach po prawej stronie mojego bloga. Jeśli Ci się chce, to szukaj. Co do Kawi, to musisz wejść w jej pierwszy blog, a nie w ten oznaczony Kawi2.
Pozdrawiam. :)
Gośka (gość) 2015.03.20 19:36
Przeczytałam wczoraj i nawet się pochwalę, że w momencie, gdy nie było jeszcze ani jedno komentarza. Niestety - jakoś tak wyszło, że nie zostawiłam po tym znaku.
Moim zdaniem Marek dużo ryzykował powiedzeniem Uli o swoich uczuciach. Dostrzegam plusy i minusy jego "zagrania". Niestety nigdy nie wiadomo, jak kobieta zareaguje. Można zaobserwować zazdrość, co byłoby jednoznaczne dla Marka. Można zobaczyć obojętność na jej twarzy, i w tedy trzeba zastanowić się, czy ta obojętność jest prawdziwa czy udawana. Oj ciężka sytuacja. I nadal ryzykowna. Przecież, kobieta chyba się tak szybko nie domyśli, że to o nią chodzi. Jej kierunek myślenia pójdzie, do jakieś innej piękności. I w tedy zaczynają się kłopoty.
Tak sobie pomyślałam, że najlepszym rozwiązaniem byłoby wysłanie na jakiś tydzień może półtora Marka np. do Mediolanu. Taki wyjazd na pewno ukazałby prawdziwe uczucia Uli.
Trochę nieskładnie, trochę na szybko. Takie moje małe przemyślenia.
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2015.03.20 20:04
Gosiu

Za szybko? Ale co za szybko? mamy ósmy rozdział i jeszcze nie wyznali sobie miłości. Niektóre czytelniczki mają o to pretensje, że jednak za późno. Enigmatycznie dla mnie też brzmi to słowo "nieskładnie", bo nie bardzo rozumiem, co nieskładnie. Wydawało mi się kiedy pisałam historię Marka, że wszystko idzie po kolei od poznania się z Febo, do założenia firmy, dorastania dzieci i wspólnych planach zeswatania Marka z Pauliną. Sam Marek kończy swoją opowieść refleksją, że teraz on kogoś kocha i to uczucie jest nieodwzajemnione. Koniecznie musisz mi to wyjaśnić, bo albo nie dostrzegam w czym rzecz, alb istotnie jest coś nieskładnie napisane.
A wracając do wynurzeń Marka, to nie wiem czy analizował je pod kątem jakiegoś ryzyka. On tylko chciał być wobec Uli uczciwy i szczery. Nie chciał przed nią taić przeszłości. Kocha ją, ma nadzieję i zależy mu, żeby nowy związek zacząć bez balastu i z czystą kartą. Ula słucha z zainteresowaniem, ale nadal nie jest przecież zaangażowana uczuciowo tak jak powinna i nadal traktuje Marka jak najlepszego przyjaciela, na którego szczęściu jej zależy. Póki co nie ma powodu do zazdrości, ani obojętności. Nie jest też wyrachowana. W serialu też nie była. Nie zamierzam Marka nigdzie wysyłać w podróż. zostały jeszcze trzy rozdziały do końca i trzeba zamknąć wszystko na ostatni guzik.

Dzięki wielkie za komentarz. Pozdrawiam. :)
Gośka (gość) 2015.03.20 21:32
Co do szybkości i nieskładności to chodziło mi o to, że moje przemyślenia są nieskładne i komentarz pisany na szybko. To nie dotyczyło rozdziału. Chciałam dobrze, a wyszło jeszcze gorzej.
MalgorzataSz1 2015.03.20 21:54
Gosiu

Nie przesadzaj, bo czasem palce wyprzedzają myśli. Nie ukrywam jednak, że mi ulżyło, bo pomyślałam, że coś jest nie halo z tą częścią.
Miłego weekendu. :)
Gośka (gość) 2015.03.20 23:12
Również życzę miłego wieczoru i spokojnej nocy.
Aga (gość) 2015.03.21 21:26
Witaj ;)
To jest mój pierwszy komentarz na Twoim blogu. Zaczęłam czytać już kilka notek wcześniej, ale jakoś tak wyszło, że nigdy nie zostawiłam komentarza, za co Cię przepraszam ;) Bardzo podobała mi się poprzednia notka - wspólne spędzenie świąt Uli i Marka. Jak niewiele potrzeba, aby sprawić radość drugiej osobie - chodzi mi o sam fakt, że Marek po prostu był z Ulą, niczego więcej od niej nie wymagał. Jest delikatny, teraz opowiedział jej o swojej przeszłości. Po prostu tak wygląda przyjaźń, można wszystko sobie powiedzieć. A inna sprawa, że ze strony Marka przyjaźń przerodziła się w uczucie.... Ale podoba mi się, że nie wymaga od niej od razu tego samego, choć wydaje mi się, ze w podświadomości Uli to uczucie jest i powoli ona zda sobie z tego sprawę ;)
Czekam na kolejny rozdział, pozdrawiam ;)
MalgorzataSz1 2015.03.22 08:16
Aga

Jest mi niezmiernie miło powitać Cię wśród komentujących. To takie ważne dla piszącego, gdy ma świadomość, że nie pisze tylko do szuflady. Cieszę się, że śledzisz opowiadanie i tym samym zaglądasz na blog.
A jeśli chodzi o tę historię, to masz rację. Ula po prostu nie nie zdaje sobie sprawy ze swoich uczuć do Marka, bo nadal tkwi we wspomnieniach i tęsknocie za zmarłym mężem. To wkrótce się zmieni, bo marek stał się najbliższą osobą w jej życiu i tylko on może zająć miejsce Piotra u jego boku.
Bardzo Ci dziękuję za Twoje przemyślenia i już teraz serdecznie Cię zapraszam na kolejną część.
Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz