Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"CZAS ZACZĄĆ ŻYĆ..." - rozdział 6

12 marzec 2015
ROZDZIAŁ 6


Godzina poszukiwań dobrego psychologa w internecie opłaciła się, bo znalazł takiego, a raczej taką. Po ilości zostawionych pochlebnych komentarzy zorientował się, że kobieta ma dobre podejście do pacjentów i wyciąga ich z naprawdę ciężkich stanów depresyjnych. Nie tracąc czasu zadzwonił i umówił Ulę na pierwszą wizytę. Miała się odbyć następnego dnia. Pokrótce nakreślił lekarce problem, z którym będzie musiała się zmierzyć. Pocieszyła go, że miała już podobne przypadki i na pewno sobie poradzi.
Wyszedł z gabinetu i powiedział Uli o tej wizycie.
- To dobry lekarz Ula i na pewno ci pomoże. Mieszka wprawdzie dość daleko od centrum, ale ja będę cię woził na sesje z tą kobietą. Nie zostawię cię z tym samej.
- To kolejny dług Marek. Dlaczego to robisz? Jakby nie patrzeć jesteś moim szefem i właściwie nie powinno cię to obchodzić, że…
- Jestem też twoim przyjacielem Ula i podobnie jak Maciek, chcę dla ciebie jak najlepiej. Czy to takie dziwne?
- Ale ty poświęcasz się dla mnie. Poświęcasz swój czas. Mógłbyś go spożytkować w inny sposób.
- I tak nie mam nic lepszego do roboty. Jutro po pracy pojedziemy na obiad, a po nim do psychologa.

Trafili do ładnej willi położonej na obrzeżach Warszawy. Okolica była spokojna. Marek zadzwonił do drzwi i po chwili witali się ze starszą kobietą o miłym uśmiechu. Wyciągnęła do Uli dłoń i przedstawiła się.
- Marta Lisowska.
- Urszula Sosnowska, a to jest…
- Marek Dobrzański - powiedział i uścisnął kobiecie dłoń. -  To ja rozmawiałem wczoraj z panią.
- Tak, pamiętam. Sesja potrwa około godziny. Pana zapraszam do saloniku. Jest tam trochę prasy, więc może pan poczytać, a panią poproszę do gabinetu.
Myślała, że będzie się tu czuła niezręcznie, i że będzie skrępowana, jednak nic takiego nie miało miejsca. Kobieta była niezwykle serdeczna i roztaczała wokół siebie jakąś pozytywną aurę. Jej spokój i opanowanie udzieliły się również Uli.
- Proszę sobie wygodnie usiąść – wskazała obszerny fotel. Sama usiadła naprzeciwko w podobnym z notatnikiem w ręku. – Mogę pani mówić po imieniu?
- Jak najbardziej – zgodziła się.
- Od twojego przyjaciela wiem mniej więcej co wydarzyło się w twoim życiu. Jednak to od ciebie chciałabym usłyszeć o szczegółach. Czy jesteś w stanie już mówić o nich bez emocji?
- Bez emocji raczej nie, ale opowiem, co się stało.
Opowiedziała tej kobiecie wszystko z detalami. Opowiedziała o swojej desperackiej, wielomiesięcznej walce o życie Piotra. O walce, którą przegrała. Ze łzami w oczach mówiła.
- On nie zasłużył sobie na to wszystko. Był dobrym człowiekiem. Dopiero byliśmy na początku drogi, teraz nie mam pojęcia, w którą stronę iść. Bez niego czuję się kompletnie bezradna i zagubiona. Bardzo pomagają mi przyjaciele. Dzięki nim zaczęłam pracować i nie myślę przynajmniej przez kilka godzin o Piotrze, ale kiedy wracam do pustego domu ogarnia mnie taka rozpacz, że chce mi się wyć. Nie potrafię sobie z nią poradzić. On mi się śni. Mówi do mnie, a ja mam wrażenie, że wariuję. Jak to udźwignąć…? – rozłożyła bezradnie ręce.
- Ja pomogę ci przez to przejść. Rozpacz jest czymś zupełnie naturalnym wobec śmierci najbliższej osoby. Ciągle rozpamiętujemy, analizujemy różne sytuacje, obwiniamy się, że być może nie zrobiliśmy wszystkiego, żeby ta osoba przeżyła. To bardzo typowe i nie odbiegasz tu w niczym od schematu Ula. Masz niewątpliwie poczucie winy, bo mimo sprowadzonych przez ciebie specjalistów sytuacja się nie zmieniła. Nie jesteś bogiem Ula i to musisz sobie bardzo mocno uświadomić. Jako człowiek zrobiłaś naprawdę wszystko, co było w twojej mocy, by uratować swojego męża. To są nieuzasadnione wyrzuty sumienia, które zapewne cię dręczą. Musisz zrozumieć, że śmierć Piotra nie była twoją winą, podobnie jak nie z twojej winy na niego napadnięto. Nie trzeba dopisywać do tego ideologii, bo to po prostu się zdarzyło i pociągnęło za sobą fatalne skutki. On był za młody na śmierć, ty jesteś za młoda, by kurczowo tkwić nie przy nim, bo jego już nie ma, ale przy projekcji jego osoby, którą produkuje twój mózg. To z całą pewnością będzie trudny i bolesny dla ciebie proces, ale poradzimy sobie z tym. Jak spotkamy się następnym razem, przypomnij sobie najlepsze momenty z waszego wspólnego życia. Jestem pewna, że takie były. Za tydzień porozmawiamy o rzeczach, które cieszyły was oboje. – Pogładziła jej dłoń. – Głowa do góry Ula. Zobaczysz, że jeszcze będziesz się uśmiechać. Powiedz mi, czy masz kłopoty ze snem?
- Mam i to spore. Przez cały pobyt Piotra w szpitalu, aż do śmierci nie odchodziłam od jego łóżka. Spałam na krześle z głową ułożoną na materacu. To nie była dobra pozycja do wysypiania się. To nawet trudno byłoby nazwać spaniem, raczej rodzajem jakiejś czujnej drzemki, bo ciągle liczyłam na to, że on jednak wybudzi się ze śpiączki, poruszy się. Nie chciałam tego przegapić. Po pogrzebie właściwie nic się nie zmieniło. Byłam zbyt nerwowa i roztrzęsiona, żeby móc zasnąć. Lekarz przepisał mi łagodny środek i teraz jest nieco lepiej. Nie chciałabym się uzależnić od mocnych leków.
- To zrozumiałe. Spróbuj jednak nie brać codziennie specyfiku. Spróbuj zażywać co drugi dzień. Jeśli uznasz, że to nie wystarczy, wróć do przepisanego dawkowania. Ja polecam zakup passiflory i melisy. To zioła dość skutecznie działające na stres i kłopoty ze snem. Może wyciszą cię nieco i pozwolą lepiej spać – spojrzała z sympatią na swoją pacjentkę. – W takim razie widzimy się za tydzień. Przez ten tydzień spróbuj zająć głowę czymś innym. Kup ciekawą książkę, najlepiej jak najgrubszą, lub zacznij oglądać filmy. Te brutalne odradzam.
Wstały z foteli i uścisnęły sobie dłonie.
- Ja chciałam jeszcze uregulować należność za tę wizytę – Ula wyciągnęła z torebki portfel.
- Już jest uregulowana. Za następne wizyty również. Wczoraj pan Dobrzański po rozmowie ze mną dokonał przelewu na moje konto.
Zaskoczyła Ulę ta odpowiedź, bo nie miała pojęcia, że Marek załatwił tę sprawę już tak do końca, ale opanowawszy się podziękowała kobiecie.
Na widok ich wychodzących z gabinetu Marek odłożył gazetę i podniósł się z fotela. Z troską spojrzał na Ulę. Miała czerwone od płaczu oczy, ale wyglądała na dość spokojną.
- Wszystko w porządku? – Zapytał cicho.
- Tak, tak…, możemy już iść.
Usadowiwszy się w samochodzie i zapiąwszy pas zapytała.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że zapłaciłeś za dziesięć sesji z góry? Przyjaźń przyjaźnią, ale nie możesz takich rzeczy przede mną ukrywać.
- Nie miałem zamiaru nic ukrywać i powiedziałbym ci o tym. Potraktuj to jak bożonarodzeniowy prezent ode mnie, chociaż to chyba najdziwniejszy prezent, jaki dostałaś w życiu. – Pokręciła przecząco głową.
- Nie, nie Marek. Nie będziesz mi robił takich prezentów. Sama zapłacę za psychologa. To ile zapłaciłeś? – Ociągał się z odpowiedzią. – Ile…
- Tysiąc pięćset złotych.
- Jak dojedziemy, zapraszam cię na kawę. W domu ureguluję ten dług – powiedziała tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Te sesje wkrótce okazały się darem od losu. Zdecydowanie lepiej sypiała. Nie zrywała się w środku nocy z powodu jakichś koszmarnych snów. Rano budziła się wypoczęta i w lepszym nastroju. Czuła, że dzięki Lisowskiej zaczyna radzić sobie sama ze sobą. Nawet dla Maćka te zmiany były zauważalne.
- Cieszę się Ula, że masz lepsze samopoczucie i nie dołujesz się już tak. Nadal jesteś straszną chudziną, ale poprawę widać w twojej twarzy i oczach. Tak trzymaj dziewczyno.
- To dzięki pani psycholog. Marek ją załatwił i jeździ ze mną do niej, bo to dość daleko.
- Mówiłem ci, że to fajny facet i jak się okazuje dobry przyjaciel.
- Masz rację. Mam dwóch najlepszych przyjaciół na świecie.

Powoli zbliżały się grudniowe święta. Im było do nich bliżej tym bardziej uświadamiała sobie, że po raz pierwszy spędzi je sama. Przedtem, zanim poznała Piotra spędzała je z ojcem, potem we trójkę, a teraz…? Czy to znowu będzie taki czas, że przepłacze trzy dni nad grobami ich obu? Postanowiła, że do Rysiowa wybierze się jeszcze przed wigilią. Miała zamiar odwiedzić też rodziców Maćka. Każdemu kupiła jakiś drobiazg, żeby nie jechać z pustymi rękami. Wykorzystała któregoś dnia obecność Szymczyka w firmie i zabrała się razem z nim. Pomógł jej zrobić porządek na mogile ojca. Tradycyjnie postawiła na nim doniczkę z chryzantemami i zapaliła znicze. Potem podjechali pod dom przyjaciela. Jego rodzice witali ją bardzo wylewnie, szczególnie mama. Ubolewała nad jej losem i nad tym, że jest taka szczupła i blada.
- Dostaniesz do domu trochę uszek i sałatki. Mam też ozory w galarecie. Na pewno będą ci smakować. Bigos też robiłam, a także pierogi z kapustą i grzybami. A może przyjechałabyś do nas na wigilię? Co będziesz sama siedzieć w domu jak pokutnica?
- Nie, nie pani Szymczykowa. Bardzo dziękuję, ale nie. Wolę być sama.
Marysia pogładziła ją po głowie. Nie naciskała na nią.
- No to już jak chcesz dziecko, ale w tym dniu nikt nie powinien być sam.
- Dla mnie tak jest lepiej… - dokończyła Ula spuszczając głowę i maskując w ten sposób łzy.

Firmowa wigilia dobiegała końca. Wyjątkowo w tym roku nie było na niej rodziców Marka. Oni mieli ją spędzić w szwajcarskich Alpach. Już od tygodnia przebywali w znanym uzdrowisku Leukerbad i leczyli swoje dolegliwości. Na firmowym, świątecznym spotkaniu reprezentował ich sam. Złożył życzenia wszystkim, zapewnił, że już na kontach są świąteczne premie, poinformował, że wszyscy mają wolne między świętami, aż do nowego roku i porozdawał skromne upominki. Kiedy pracownicy rozeszli się już do zajęć poprosił Ulę do swojego gabinetu.
- Jakie masz plany na dzisiaj Ula? Wiesz, że puszczam wszystkich do domów o dwunastej. Zrobiłaś już świąteczne zakupy? - Popatrzyła na niego bezradnie.
- Nic nie kupowałam. Po co kupować dla samej siebie? Dostałam od mamy Maćka trochę świątecznego jedzenia i to mi wystarczy. Jedyne, co muszę kupić, to znicze i kwiaty na grób Piotra.
- Myślałem, że spędzisz święta u Szymczyków?
- Oni chcieli, zapraszali mnie, ale odmówiłam.
- Będziesz siedzieć sama w domu? Zresztą niepotrzebnie pytam, bo ja też zostałem na lodzie. Jak wiesz, moi rodzice wyjechali. A może mogłabyś mi towarzyszyć w zakupach? Mam kompletnie pustą lodówkę. Nawet chleba nie kupiłem. Pomożesz?
- W sumie… i tak nie mam nic lepszego do roboty.
- Super. W takim razie zaraz wychodzimy.

Ta propozycja, by mu towarzyszyła nie była bezpodstawna. Widział, że kolejny raz zamyka się w sobie i słusznie podejrzewał, że to bliskość świąt tak na nią działa. Chciał zająć jej myśli czymś innym niż tylko wspominki o Piotrze. Momentami był o niego zazdrosny. Już od jakiegoś czasu zrozumiał, że nie jest mu obojętna i kocha ją. Na wzajemność nie mógł liczyć i zdawał sobie z tego sprawę doskonale, jednak nie poddawał się. Chciał być zawsze blisko, wesprzeć i pomóc w razie potrzeby. Pragnął, by przywykła do jego obecności tak bardzo, żeby wydawała jej się wręcz niezbędna. Wiedział, że nie jest to do końca w porządku, bo w ten sposób uzależniał ją od siebie, ale póki co nie wymyślił innego sposobu na swoją obecność w jej życiu. Ukrywał tę miłość do niej. Miał świadomość, że jeszcze wiele czasu upłynie nim ona otworzy się na nowe uczucie. Nie chciał niczego przyspieszać i zepsuć. Był jej przyjacielem, ale liczył, że z czasem ta przyjaźń przerodzi się w coś więcej.
Zatrzymał samochód przy jednym z marketów. Już z daleka zauważył stoiska ze stroikami i żywymi choinkami. Pociągnął w ich stronę Ulę.
- Może zamiast tradycyjnych chryzantem kupisz Piotrowi stroik? Widziałem już takie na grobach. Ładnie wyglądają.
- Tak, to chyba dobry pomysł – podeszła do jednego ze straganów. – Co myślisz o tym? Ma żółte dodatki. Piotr bardzo lubił ten kolor.
- Mhmm, rzeczywiście ładny. Ja wezmę też dla siebie do domu, żeby przynajmniej mieć chociaż trochę tej świątecznej atmosfery. Może dla ciebie też wziąć? Fajnie wyglądałby na komodzie.
- Tak…, chyba tak…, poprosimy te trzy – zawróciła się do sprzedawczyni.
Wpakowali stroiki do bagażnika i ruszyli na zakupy. Ku ich zdziwieniu wcale nie było tłoczno. Pewnie większość ludzi zaopatrzyła się już wcześniej w niezbędne rzeczy. Wzięli kosz na kółkach i ruszyli między regały. Marek wypełnił go po brzegi. Ula nie chciała nic. Trochę go to zmartwiło, ale nie naciskał na nią.
- Może chociaż kupimy trochę świątecznego ciasta? Jakiś sernik, czy makowiec? Może keks?
- Ale tylko trochę. Przecież nie zjem wszystkiego i tak pewnie połowę wywalę… - Westchnął ciężko, ale już nie skomentował. Czasami była taka uparta. Podwiózł ją pod dom. Wszedł jeszcze na górę, bo zaproponowała kawę, ale nie siedział długo. Pożegnał się życząc jej spokojnych świąt i odjechał.



RanczUla 2015.03.12 17:33
Święta w samotności chyba, im i nam tego tego nie zrobisz. Coś musi się wydarzyć. A Ula ciągle na etapie przyjaźni. Jestem ciekawa co się stanie i kiedy ,że Ula zrozumie że miłość może jednak zdarzyć się dwa razy. Pozdrawiam.
Gaja (gość) 2015.03.12 19:28
Witaj Małgosiu,
to niesamowite jak Twój Marek potrafi być powściągliwy i subtelny. Fajnie, że wie kiedy zadziałać błyskawicznie - znalezienie fachowej pomocy, a kiedy stosować metodę małych kroczków - przyzwyczajanie Uli do swojej obecności. Lekarka okazała się świetnym fachowcem. Najważniejsze, że dzięki jej życzliwości i cierpliwości Ula potrafiła się otworzyć i nie buntuje się przed kolejnymi wizytami. Wszyscy zauważają postępy w jej samopoczuciu. W końcu Ula może spokojnie spać. Niestety cały wysiłek w uzyskanie względnego spokoju może zostać bardzo szybko zniweczony poprzez święta:( Nie będę się rozpisywała nad wyższością świąt Bożego Narodzenia nad świętami Wielkanocnymi, ale niewątpliwie to właśnie Wigilia dla większości ludzi jest niezmiernie ważna - z pewnością chodzi o specyficzny klimat tych świąt, dzielenie się opłatkiem, puste miejsce przy stole, itd. Ula chce ją spędzić sama, a właściwie, to jestem pewna, że tak w głębi duszy tego nie chce. Przecież chyba zdaje sobie sprawę jak w jej przypadku może to być przykre doświadczenie, a może jednak nie wie? Liczę, że kochający i martwiący się o nią Marek nie dopuści do tego. Mam nadzieję, że najzwyczajniej w świecie tym razem jej nie posłucha i przyjedzie do niej z odsieczą. Myślę, że będzie jej potrzebna osoba na której ramieniu będzie mogła się wypłakać i która zadba aby coś zjadła czy też chociaż trochę pospała, ktoś kto będzie potrafił odciągnąć ją od smutnych wspomnień. Ula i tak już wiele wycierpiała i w święta nie powinna być sama! Myślę, że dla Maraka świadomość, że jego ukochana cierpi w samotności też nie byłby miłym przeżyciem, zresztą on też został sam. Jednak jego samotność w święta ma zupełnie inne zabarwienie niż samotność Uli. Może dzięki tym odwiedzinom Ula zauważy w końcu, że Marek jest nie tylko jej przyjacielem ale przede wszystkim jest porządnym, ciepłym, dobrym, troskliwym i zdecydowanym facetem z krwi i kości:) Jak można skończyć opowiadanie w takim momencie? Z niecierpliwością czekam na niedzielę:)
Serdecznie pozdrawiam,
Gaja
MalgorzataSz1 2015.03.12 19:44
RanczUla, Gaja

O co Wy mnie dziewczyny podejrzewacie. Przecież nie jestem bez serca i nie zgotowałabym tej dwójce samotnych świąt. To już w następnym rozdziale, ale zanim dojdzie do spotkania tej dwójki w dzień wigilii, wydarzy się coś jeszcze, ale nic więcej nie powiem. Myślę, że to właśnie ten incydent coś Uli uświadomi, ale na pewno nie to, że może się w Marku zakochać. Chociaż...?
Jeszcze trochę cierpliwości. Minęliśmy już półmetek i teraz z górki.
Dziękuję Wam za wizytę i wpisy. Obie pozdrawiam najserdeczniej. :)
jute (gość) 2015.03.12 20:30
Witaj Małgosiu. Cudowny ten Twój Mareczek.(chyba się powtarzam).Ulka szkieł nie wyczyściła?.No dobra, wiem ,że jeszcze nie odżyła po stracie Piotra.Najważniejsze ,że Marek o nią dba i jest cierpliwy.Domyśliłam się,że Twoje dobre serce nie pozwoli na samotne ( i osobne ) wigilie naszej ulubionej pary.Coś się stanie?,może Ula zobaczy wreszcie w Marku faceta? ,w dodatku przystojnego.Czekam na cd i pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2015.03.12 21:15
Jute

Nie będę uprzedzać faktów, ale musisz przyznać, że taki Mareczek, to anioł w ludzkiej skórze. Tacy faceci w naturze nie występują niestety. Po raz kolejny on stanie się niezastąpiony. Sam zostanie zaskoczony przez Ulę pewną propozycją, ale okaże się ona zupełnie niewinna przynajmniej w pojęciu Uli.

Dzięki za komentarz. Mam nadzieję, że z Twoimi palcami już trochę lepiej. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
lectrice (gość) 2015.03.12 23:36
No i cos sie musi stac... dobrego naturalnie..... na wiecej nie mam czasu bo pozno... aj czeeekam na cd....
MalgorzataSz1 2015.03.13 08:52
Lectrice

Twoja powściągliwość słowna powaliła mnie na kolana. Chyba poczułam zazdrość o facebook'a, bo tam jakoś Cię więcej.

Pozdrawiam. :)
Wiktoria (gość) 2015.03.13 12:40
Witaj Małgosiu!
Rozdział jak zawsze super. Marek w końcu zrozumiał swoje uczucia względem Sosnowskiej. Teraz tylko należy czekać aż Ulka odwzajemni je. Mam nadzieję, że Marek nie spędzi podobnie jak Ula sam tych świąt. Czytając twoje odpowiedzi na komentarze zaintrygowało mnie co wydarzy się przed wigilią. Mam nadzieję, że to coś będzie dotyczyć tej dwójki.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
amicus (gość) 2015.03.13 14:59
Ula powoli wychodzi z depresji. Przy pomocy pani psycholog, ale nade wszystko przy pomocy Marka, który spacjalistę znalazł, podwozi i po prostu jest obok. Dobrzański w tej historii jest aniołem, który wspiera, ale się nie narzuca. I choć kocha i jednoznacznie definiuje swoje uczucia względem Uli, to nie chce nic przyspieszać, by wszystkiego nie zepsuć. Prędzej czy później dopnie swego i mam nadzieję, że Ulka długo nie będzie się przed tym bronić.
Pozdrawiam :)
K. (gość) 2015.03.13 17:07
Witaj Małgosiu,
Przeczytałam wczoraj, świetna lektura po koszmarnym dniu, ale dopiero dziś mam chwilę na komentarz. Zacznę od tego, że powinnam podpisać się pod wszystkim o czym wspomniała Amicus. Faktycznie Marek jest aniołem, niesamowity ideał. Cudownie pasujący do tego opowiadania właśnie ktoś taki był/jest potrzebny Ulce. Ktoś kto dba, pomaga i sprowadza na ziemię gdy za bardzo zamyka się w swoim małym/smutnym świecie. Wizyty u Pani psycholog już przynoszą efekt, mam nadzieję, że dzięki nim Ulka uświadomi sobie, że dla Marka jest nie tylko przyjaciółką. Pewnie będzie to dla niej szok i będzie przez tym uczuciem uciekać, ale mam nadzieję, że nie daleko :). On już to pojął, przyznał się do tego uczucia i nadal walczy. A jego pokłady życzliwości i cierpliwości są chyba niemierzalne. Cholernie się cieszę, że nie pozwolisz im spędzić samotnie świąt. Czekam na CD. Pozdrawiam serdecznie.
Gośka (gość) 2015.03.13 17:34
Jaki z Ulki jest straszny uparciuch i maruda?! Jak tak można! :)
Ogólnie odbieram rozdział pozytywnie.
Pozdrawiam i życzę miłego weekendu.
MalgorzataSz1 2015.03.14 10:17
Wiktoria

Rozpieszczasz mnie tymi pochwałami. dziękuję.
Marek już wie, że kocha, Ula potrzebuje więcej czasu ze zrozumiałych względów, ale w końcu musi dojść do szczęśliwego finału, prawda?
Święta spędzą razem, a co do tego incydentu, to jutro będziesz wiedziała już wszystko.


Amicus, K

Taki psycholog był Uli niewątpliwie potrzebny, żeby uświadomić jej kilka rzeczy, między innymi tę, że nie może kurczowo trzymać się tych traumatycznych wspomnień. Ona dzięki temu zaczyna powoli przejmować kontrolę nad własnym życiem. Marek ciągle jest obok, ciągle czujny i uważnie obserwujący jej reakcje i nawet najmniejsze niedogodności stara się usuwać jej z drogi.
Nadejdzie taki moment, że Ula bardzo doceni te wszystkie starania i nawet pomyśli, że mogłaby...

Gosiu

Nie wiem, czy postawę Uli można nazywać upartością. Oczywiście Marek to tak postrzega, ale ja prędzej nazwałabym to asekuranctwem. Ona wciąż czuje się bardzo niepewnie i nie jest do końca emocjonalnie stabilna. Czas jednak leczy rany i zaciera w pamięci to co złe. Tu też tak będzie.

Bardzo dziękuję dziewczyny za wszystkie komentarze. Wczoraj miałam problemy z internetem i dopiero dzisiaj po wyjściu fachowca mogłam odpowiedzieć na Wasze wpisy.

Wszystkie pozdrawiam najserdeczniej i życzę udanego weekendu. :)
lilicz74 (gość) 2015.03.14 12:04
.. nie bardzo miałam czas by czytac na bieżaco ,ale juz z ciekawoscia nadgoniłam wpisy... pozdrawiam serdecznie :)
MalgorzataSz1 2015.03.14 12:29
Dzięki lilicz. Również pozdrawiam. :)
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.03.14 20:32
Marek chce być blisko Uli i przyznał się, że kocha tę młodą wdowę. Ciekawe czy gdy Ula zda sobie sprawę, że też go kocha, pójdzie na całość czy będzie nieufna, nieco wycofana i zdystansowana. W sumie nie powinna taka być, bo gdy się kogoś kocha, puszczają wszystkie hamulce i jesteśmy w stanie złamać wszystkie zasady. To jest trochę przykre, że Ula nie ma nikogo bliskiego na świecie, niby ma przyjaciół, ale to nie to samo. Nie może jechać do ojca i mu się wygadać, czy wypłakać się w matczyny rękaw. Może już niedługo z Markiem stworzy rodzinę? Jak poroszę o dzieci, dostanę trojaczki? Haha. Zaintrygowałaś mnie tym, że coś się wydarzy w następnej części. Wstawisz po północy czy dopiero rano? Pozdrawiam, UiM
MalgorzataSz1 2015.03.14 21:30
UiM

Jak wytrzymam to wstawię po północy.
Taki miałam zamysł tego opowiadania, że miało być smutne, a Ula kompletnie bez wsparcia rodziny. Mogła być kompletnie sama, ale żeby nieco złagodzić tę samotność wprowadziłam Maćka i Marka, jej najlepszych przyjaciół.
Coś się zadzieje, ale nie będzie to nagły wybuch uczuć do Dobrzańskiego, choć on jak zwykle spełni tu rolę terapeutyczną. Pocieszy i przytuli. Jest jak balsam na otwarte rany a Ula dzięki temu poczuje się lepiej.

Bardzo się cieszę, że nie odpuściłaś i nadal śledzisz blog.
Dziękuję i pozdrawiam najcieplej. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz