Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POŻÓŁKŁE KARTKI PAMIĘTNIKA" - rozdział 6

16 listopad 2014
ROZDZIAŁ 6


Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk organów. Odwracam głowę i widzę jak Marek prowadzi pod rękę Paulinę. Znowu czuję ten bolesny uścisk w sercu. Ileż bym dała, by być teraz na jej miejscu. Nasze oczy, to znaczy moje i Marka spotykają się. Uśmiecha się do mnie blado, a ja czytam w tych oczach jak w otwartej księdze i już wiem, że on jest głęboko nieszczęśliwy. Jego twarz jest spięta. Stres zawładnął nim całkowicie w przeciwieństwie do Pauliny. Ona wygląda naprawdę pięknie i uśmiecha się szeroko. Jest w swoim żywiole, bo uwielbia skupiać na sobie uwagę. Dochodzą do ołtarza, przy którym czeka już kapłan. Ceremonia zaczyna się, a mnie kapią po policzkach pierwsze łzy. Przełykam ślinę, ale nie potrafię ich powstrzymać. Oni wypowiadają słowa przysięgi, a moje serce umiera.


Maciek z niepokojem patrzy na mnie. Nie rozumie tego wzruszenia i tych potoków łez, które obmywają mi policzki. Jest zdezorientowany. Głaszcze mnie uspokajająco po dłoni, ale to nie pomaga. Gdyby nie to miejsce, rozszlochałabym się na cały głos.
Po niecałej godzinie następuje koniec celebry. Młodzi założywszy sobie obrączki na palce odwracają się do gości. Marek podaje Paulinie dłoń i sprowadza ją ze schodów. Kierują się do wyjścia, a za nimi cały ten tłum. Wychodzimy z Maćkiem jako jedni z ostatnich. Nowożeńcy są oblegani. Dużo czasu upłynie zanim dociśniemy się z życzeniami. Jednak czekamy cierpliwie na swoją kolej. Tłum powoli rzednie. Wreszcie podchodzimy. Paulina ma triumf wypisany na twarzy. Już nic jej nie zagraża, a raczej żadna kobieta jej nie zagraża. Wreszcie ma to co chciała. Ma Marka na własność. Widząc mnie odwraca się ostentacyjnie tyłem i mówi mężowi, że musi iść do rodziców. Zostajemy sami z Markiem. Ściskam mu dłoń i uśmiecham się do niego najpiękniej jak tylko potrafię. On z zachwytem wypisanym na twarzy patrzy na mnie i artykułuje.
- Dobry Boże, Ula! Uwolnili cię od tego żelastwa. Masz najpiękniejszy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałem.
Rumienię się. Wreszcie usiłując opanować drżenie głosu składam mu życzenia.
- Marek, chcemy ci życzyć i ja i Maciek, by ta nowa droga życia, na którą właśnie wkroczyłeś była gładka jak stół, bez wybojów i pozwoliła byś wraz z żoną mógł przeżyć kolejne lata w miłości, szczęściu, wzajemnym poszanowaniu i pomyślności. Wszystkiego najlepszego. A tu jeszcze ode mnie taki skromny drobiazg wraz z prośbą, byś otworzył to pudełko wtedy, gdy będziesz sam.
Uściskał nas, a mnie wycałował policzki. Podziękował i wyraził żal, że nie będzie nas na weselu.
- Tak będzie lepiej Marek. Zaufaj mi, bo wiem, że mam rację. Baw się dobrze i nie myśl o jutrze. Do widzenia.
Wracamy w ciszy. Przyklejam czoło do szyby, by nieco ochłonąć. Dzisiaj pożegnałam Marka jakbym odprowadzała jego ciało na cmentarz. Ta żałoba nie minie tak prędko i rany, które zostawiła nie zabliźnią się łatwo. Czeka mnie trudny czas, bo będę musiała patrzeć na szczęście Marka codziennie i katować się nim. Nie wiem, czy jestem na tyle silna, żeby móc to wytrzymać. Nie wiem, czy starczy mi silnej woli, by któregoś dnia w zaciszu jego gabinetu nie powiedzieć mu, że kocham go nad życie i że to ja jestem tą właściwą kobietą, a nie jego żona.
Tę ciszę przerywa Maciek.
- Kochasz go, prawda?
Moje oczy robią się ogromne i patrzą na niego przerażone. Jestem wstrząśnięta tym, że odkrył moją tajemnicę. Nie potrafię wykrztusić słowa. Potrafię tylko płakać. Zanoszę się spazmatycznym szlochem i nie jestem w stanie się uspokoić.


Maciek zatrzymuje samochód na poboczu i przytula mnie mocno do siebie. Słona wilgoć osiada na jego nowej marynarce. Głaszcze mnie po głowie i lekko kołysze. Słowa są tu zbędne, bo cokolwiek by nie powiedział, to nie ma sensu wobec mojej rozpaczy. Wreszcie uspokajam się trochę.
- On wie? – Pyta Maciek. Kręcę przecząco głową i mówię płaczliwie.
- Nie… i nigdy się nie dowie. Nigdy, rozumiesz?
Docieramy do Rysiowa. W domu przebieram się w domowe ciuchy i pakuję do łóżka zamykając wcześniej drzwi od pokoju. Tę żałobę muszę przeżyć sama, bez Maćka, bo nawet on nie potrafi ukoić tego bólu, który rozsadza mi serce.

***

Budzę się i dotykam czoła. Jest rozpalone. Termometr pokazuje trzydzieści dziewięć stopni. Trzęsie mną. Zaniepokojony tata podaje mi jakieś środki, żeby zbić tę temperaturę. Nie mam na nic ochoty, a na jedzenie, które mi podsuwa, najmniej.
- Wezmę tylko tabletki tatusiu i położę się. Słabo mi.
Moje ciało odreagowuje ten ślub. Nawet ono mnie zawodzi. Leżę pod kołdrą i pocę się jak szczur. Nie mam siły. Po południu przychodzi Maciek i jest przerażony moim stanem.
- Wykluczone, żebyś miała pójść jutro do pracy. Jak będę jechał do Warszawy, to wstąpię do przychodni i zamówię ci wizytę domową. Marek na pewno to zrozumie.
Tak. Na pewno. Trochę się zdziwiłam, gdy mi powiedział, że nie planują podróży poślubnej. Odłożyli to na następny rok. Za dużo jest pracy i Marek nie może jej zrzucić na mnie lub na ojca. Musi być w firmie.
W poniedziałek rano dzwoni Maciek i mówi, że lekarka będzie o jedenastej. Dwie godziny później budzi mnie kolejny sygnał komórki. Z trudem przecieram oczy pozbawione soczewek. To Marek. Odbieram. Ledwo mogę mówić, bo mam chrypę.
- Cześć Ula. Właśnie Maciek mi powiedział, że złożyło cię jakieś choróbsko. Nie brzmisz zbyt dobrze.
- Mam chrypę – wysilam głos, by mógł cokolwiek usłyszeć.
- Po południu będę u ciebie. Martwię się.
- Naprawdę nie musisz. Paulina cię potrzebuje bardziej niż ja. Ja sobie poradzę, a ty możesz mieć kolejną awanturę.
- Paulina dzisiaj rano wyleciała wraz z Alexem do Mediolanu. Przyszedł telegram, że ich babcia jest umierająca. Muszą przy niej być.
- No skoro tak, to czekam. Przepraszam cię, ale mówienie sprawia mi ból.
- Dobrze. Nic już nie mów. Wyłączam się.
O jedenastej przychodzi lekarka. Osłuchuje mnie i ordynuje leki. Wypisuje też dziesięciodniowe zwolnienie. Każe leżeć i dużo pić. Tata deklaruje, że pójdzie do apteki.
- Może wziąć ci jakieś owoce córcia?
- Nie tatusiu. Nie mam na nic ochoty. Gardło mnie boli.
Po jego wyjściu zasypiam. Jestem umordowana gorączką i zatkanym nosem. Ciągle odczuwam dyskomfort. Nawet po głowie nie tłuką mi się żadne myśli oprócz tej jednej. Chcę spać i długo się nie budzić.

A jednak budzę się, bo słyszę za drzwiami głosy. Skupiam się, ale nie potrafię ich rozróżnić. Otwierają się drzwi i wchodzi przez nie tata, a za nim z wielką tacą Marek. Uśmiecha się do mnie. Stawia tacę na małym stoliku obok łóżka a sam przysiada na jego brzegu.
- To ja was zostawiam – tata wycofuje się rakiem zamykając za sobą drzwi.
Marek całuje moje dłonie spoczywające bezwładnie na pościeli. Zmartwiony pyta.
- Jak się czujesz? Chyba nadal masz temperaturę. Mierzyłaś? - Kręcę przecząco głową, a on strzepuje termometr i podaje mi go. Wkrótce słupek rtęci szybuje na trzydzieści osiem i pół. – Dużo. Jeszcze dużo – stwierdza Marek. - Przyniosłem ci prawdziwą bombę witaminową. Zmiksowany ananas, cytrusy i banan. Wiem, że trudno ci przełykać, ale nie możesz brać leków na pusty żołądek. Spróbujesz?
- Tak – mówię z trudem. Usiłuję się podnieść do pozycji siedzącej, ale słaba jestem. Marek widzi to i dźwiga mnie jak piórko okładając poduszkami w roli podpórek. Trzęsą mi się ręce i nie mogę utrzymać tej wielkiej szklanicy wypełnionej aromatycznym sokiem. Marek i na to ma radę. Wkłada do szklanki słomkę. Podtrzymuje ją, a moim zadaniem jest tylko pociągnąć solidny łyk.
- Pycha – mruczę, a on uśmiecha się uszczęśliwiony.
- Będę ci takie soki robił codziennie. Musisz szybko wyzdrowieć, bo nie poradzę sobie bez ciebie.
- Nie przesadzaj. Nie musisz przyjeżdżać, bo nic się nie dzieje, To zwykłe przeziębienie. Musiało mnie zawiać, bo miałam otwartą szybę w samochodzie.
To nie do końca prawda, ale on nie musi tego wiedzieć.
- Ula nie broń mi. Co ja będę sam robił w domu? Tu bardziej się przydam. Paulina tak prędko nie wróci, a ja przynajmniej pożytecznie wykorzystam czas jej nieobecności.
Zerkam na jego przegub. Pyszni się na nim zegarek, który dostał ode mnie. Zauważa, że na niego patrzę i potrząsa dłonią.
- Bardzo ci za niego dziękuję. Jest mi szczególnie drogi ze względu na tę wygrawerowaną dedykację. Bardzo bym chciał, żeby słowa w niej zawarte się spełniły.
Spoglądam na niego ze smutkiem. Też pragnę jego szczęścia.

***

Wyzdrowiałam. Marek tak jak obiecał, był w Rysiowie każdego popołudnia.


Troszczył się o mnie, a mnie serce kolejny raz wypełniła niczym nieuzasadniona nadzieja. Wróciłam do pracy. Nazbierało się trochę zaległości, ale systematycznie staram się wyprowadzać wszystko na właściwe tory. Febo wrócili dwa tygodnie po mnie. Oboje w żałobie. Jednak nie przeżyła ich babcia. Podobno miała już dziewięćdziesiąt lat. Ładny wiek na umieranie. Daj Boże każdemu.
Paulina trochę się wyciszyła i przestała szarpać Marka o byle co. Możemy wreszcie spokojnie pracować.

***

Siedzę u Marka w gabinecie i przyglądam mu się. Ma zmęczone oczy i stroskane czoło.


- Jakiś dziwny dzisiaj jesteś. Co się dzieje? Nie wyglądasz tak jak zwykle.
- Powinienem się cieszyć, bo wydarzyło się naprawdę coś dobrego, ale chyba nie potrafię. – Na widok mojej zdziwionej miny kontynuuje. – Właśnie dowiedziałem się, że Paulina jest w ciąży. Szósty tydzień. Jest wściekła. Nigdy nie rozmawialiśmy o dzieciach i dzisiaj oświeciła mnie, że nie chce ich mieć, bo zepsuje sobie figurę. Dasz wiarę, co za idiotyczna wymówka? Zdenerwowała mnie. Powiedziałem, że nigdy nie zgodzę się na aborcję, bo w przeciwieństwie do niej ja bardzo chcę to dziecko mieć. Znowu się pokłóciliśmy. Dzwoniłem do mamy i obiecała, że porozmawia z nią. Mam nadzieję, że ją przekona. Ona i ojciec bardzo pragną mieć wnuki.
Jestem wstrząśnięta tym, co usłyszałam. Jak można chcieć zabić własne dziecko tym bardziej, że to owoc ich miłości? Podobno ona bardzo kocha Marka, to niech mu to udowodni. Gdybym to ja była jego żoną, dałabym mu tyle dzieci ile by tylko chciał, ale nie jestem.
- To może być wynik jakiegoś szoku. Mam na myśli jej reakcję. Jak oswoi się z tą myślą to i spojrzy na wszystko inaczej, zobaczysz.
Jednak to ja zobaczyłam. Ciążę pani Febo-Dobrzańskiej przechodzili wszyscy pracownicy zatrudnieni w firmie. Widząc Paulinę na korytarzu omijali ją szerokim łukiem. Była nie do zniesienia. Wszystkiego się czepiała, strofowała, ganiła. Nic jej nie pasowało, a wszystko drażniło. Mieliśmy dość. W końcu Marek zabronił jej pracować i do końca ciąży miała przebywać w domu seniorów Dobrzańskich pod czujnym okiem Heleny. Wprawdzie Marek obawiał się o ojca i o to jak on zniesie fochy swojej synowej, ale o dziwo przy nim powstrzymywała się od uszczypliwych uwag.

***

Paula nie daje za wygraną. Widzę jak Marek miota się każdego dnia. Jest kompletnie sfrustrowany.
- To jeszcze cztery miesiące Ula, a ja mam już dość. Na szczęście wylatuje do Mediolanu. Tam może złagodnieje. Kuzynka zaproponowała jej miesięczny pobyt u siebie. Miesiąc spokoju, czyż to nie brzmi pięknie? Lekarz już ją badał i nie widzi przeciwwskazań, żeby mogła podróżować samolotem. Przynajmniej nie umęczy się, bo przecież to niecałe dwie godziny lotu. Wreszcie trochę odetchnę. Rodzice również.
Uśmiecham się razem z nim. Już dawno tak się nie uśmiechał.


***

Paulina wyjechała. Marek odżył. Dużo czasu spędzamy razem, nawet weekendy. Zabiera mnie w różne miejsca. Dobrze czujemy się w swoim towarzystwie. W końcu jesteśmy przyjaciółmi. Dzisiaj szalejemy na sztucznym lodowisku. Dawno nie miałam na nogach łyżew i nogi gną mi się w różne strony. Śmiejemy się do rozpuku, gdy któreś z nas zaliczy taflę.


Mam już obity tyłek, ale nie poddaję się. Marek łapie mnie za rękę i ciągnie. O wiele lepiej radzi sobie na łyżwach niż ja. Krzyczę, żeby zwolnił, że zaraz się wywrócimy, ale on tylko szczerzy się do mnie i ani myśli przestać. Piszczę przeraźliwie tym razem ze strachu, bo on z każdym metrem nabiera prędkości, a mnie przelatują przed oczami kolorowe szaliki innych amatorów łyżwiarstwa. W końcu nie wytrzymuję tego szaleńczego tempa i padam na plecy jak długa ciągnąc swoim ciężarem Marka wstecz. Po chwili ląduje na mnie i zastyga wpatrując się w moje roześmiane oczy. Nagle czuję jego usta na moich. Przywiera do nich całując mnie namiętnie. Odwzajemniam ten pocałunek, chociaż sama nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Odrywa się ode mnie. Dyszymy oboje i jesteśmy jednakowo zaskoczeni. Poważnieję. Pomaga mi wstać. Otrzepuję się i wolno podjeżdżam do bandy.
- Przepraszam cię Ula – słyszę za swoimi plecami jego cichy głos. – To nie powinno się nigdy zdarzyć, ale było silniejsze ode mnie.
Odwracam twarz. Jest mokra od łez. Przerażony patrzy na mnie i chyba nie rozumie, że to właśnie ten pocałunek je wywołał.
- Masz rację. To nigdy nie powinno mieć miejsca, bo ty jesteś zajętym facetem. Jesteś żonaty i za chwilę będziesz ojcem, a ja nie powinnam odwzajemnić tego pocałunku. Mam nadzieję, że to już nigdy więcej się nie powtórzy. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele nie całują się w taki sposób. - Patrzy na mnie tak błagalnie, że nie mogę się na niego gniewać. – Najlepiej zapomnijmy o tym – proponuję. Zwiesza głowę i ciężko wzdycha.
- Przepraszam, że nie mogę ci tego obiecać. Myślę, że zakochałem się w tobie Ula. Właściwie to jestem tego w stu procentach pewien.
Moje oczy dostały wytrzeszczu. Czy to możliwe? On się we mnie zakochał? Odwzajemnił moją miłość? Nagle trzeźwieję. Przecież jest Paulina i to w dodatku ciężarna.
- To zakazany owoc Marek – mówię brutalnie. - Kiedyś marzyłam i oddałabym wszystko, żeby usłyszeć te słowa. Kiedyś łudziłam się, że wyznasz mi, że nie jestem ci obojętna. Za późno Marek. Za późno dla nas. – Z żalu znowu ciekną mi łzy. – Ty masz żonę i za cztery miesiące będziesz miał dziecko. Musimy zapomnieć, bo to nigdy nie będzie możliwe, żebyśmy byli razem. Ja mam swoje zasady i jedna z nich jest taka, że nie wchodzę w związki z żonatymi mężczyznami.
Widzę jak w jego oczach również gromadzą się łzy. Na koniec szepcze.
- Jestem głupcem Ula. Wielkim, ślepym głupcem.



kawi ;) (gość) 2014.11.16 08:31
O rany no to się porobiło. W sumie kiedyś musiało do tego dojść, szkoda mi tylko Ulki, bo ma ona swoje zasady i w życiu nie zgodziłaby się na romans z żonatym facetem (no, a przynajmniej w twoim opowiadaniu by się nie zgodziła ;P). Będą cierpieć, bo jeżeli Marek zakochał się w Uli to ma przekichane, zważywszy na to, że za chwilę urodzi mu się dziecko, nie może ot tak odejść do Pauliny.
Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :)
Pozdrawiam
magdam (gość) 2014.11.16 10:48
Ale sie porobiło! :) No nie spodziewałam sie takiego obrotu sprawy....Ślub bylo wiadomo...ale,ze MArek wyzna Ulce milosc.....nonono :D Jestem pod wrazeniem...Ciekawe czy Ula jednak złamie jedna ze swoich zasad..czy tez nie....Jest twarda, wiadomo, ale milość to miłość. Szkoda mi Marka,ze tak pozno zdal sobie z tego sprawy...choc gdyby uswiadomil to sobie przed slubem to czy mialby na tyle odwagi aby odejsc od Pauli? Nie wiadomo.... No a Paula w swoim zywiole....figura najwazniejsza.....Jestem pod wrazeniem i z niecierpliwoscia czekam na ciag dalszy...:) Pozdrawiam :)
jute (gość) 2014.11.16 11:08
No teraz!.Teraz Dobrzański ty idioto, to możesz sobie...popatrzeć z daleka.Teraz, to czeka na Ciebie żona,zaciążona.Sama w tę ciążę nie zaszła!. Widziały gały co brały!.I wara z łapskami od Ulki!.Ty niemoto ,maminy cycku.dupku jeden!Głupota ,to tez towar,i to jeden z najdroższych.Płać i cierp!.Dupek ,dupek,dupek!.Witaj Małgosiu,za chwilę mam najazd. Ale wrócę wieczorem( mam nadzieję,że dożyję< i rozprawie się z tym małpim wypierdkiem!
Gośka (gość) 2014.11.16 11:35
Przeczytałam rozdział na dzień dobry, bo nie chciało mi się wstawać. Później szłam ulicą w zimny, ponury poranek i zastanawiałam się, nad tym co będzie dalej. I doszłam do wniosku, że Ula prędzej czy później złamie swoje zasady i jednak zwiążę się z żonatym mężczyzną. Na początku może to będą tylko przyjazne spotkania i wzajemna pomoc, ale z czasem, może coś więcej. I właśnie teraz uświadomiłam sobie, że przecież będą razem. Zapomniałam o pierwszym rozdziale. Sierota ze mnie, ale fajnie tak czasami pomyśleć... .
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2014.11.16 12:22
Kawi

Przede wszystkim chcę Cię przeprosić, bo chyba z mojej winy usunęłaś blog. Teraz okazało się, że niepotrzebnie, bo to, że moje komentarze nie chciały się dodawać, to wina mojego antywirusa. Wreszcie doszłam do tego, dlaczego tak się dzieje i dotyczy to wyłącznie bloggera. Podobnie mam u Amicus i bardzo długo trwa, zanim dodam wpis. To przez ten kod Captcha, który jak się okazuje nie ma u mnie przekładu w j. polskim i muszę klikać dotąd, dokąd zamiast cyfr ukaże się kod literowy. Wtedy udaje się komentarz dodać. Jeśli możesz to przywróć blog do życia. Ja nie usunęłam go z ulubionych i czekam na kolejne rozdziały.

Ponieważ macie podobne odczucia po przeczytaniu tej części odpowiem w jednym komentarzu.

Kawi, Magdam, Jute, Gosiu

Ula ma swoje zasady i tak jak powiedziała Markowi nie będzie wchodzić z butami w czyjś związek i nie będzie umawiać się z zajętym facetem. Zapewniam, że tym zasadom pozostanie wierna, ale już w następnej części wydarzy się coś, co spowoduje przypływ nadziei i możliwość bycia razem. Czekajcie więc na czwartek.

Bardzo Wam dziękuję za te pełne emocji wpisy i serdecznie pozdrawiam wszystkie i każdą z osobna. :)
kawi ;) (gość) 2014.11.16 12:35
Gosiu!
Ależ ja nie usunęłam bloga, zmieniłam tylko adres na bardziej zrozumiały!
Tutaj jest blog z nowym adresem - http://kawi98.blogspot.com/
Pozdrawiam!
MalgorzataSz1 2014.11.16 14:31
A ja zachodziłam w głowę, co się stało i nie wiedziałam, jak mam się z Tobą skontaktować. Zaraz wprowadzę sobie ten nowy adres. Dziękuję. :)
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.11.16 14:37
Nie wiem jakim cudem od niepamiętnych czasów się nie odzywałam, no ale cóż. Jestem teraz :)
Well. Fajnie się czyta opowiadanie znając jego zakończenie. Tylko, że ten pamiętnik, ta historia. No i to oczekiwanie, jak przebiegała ta historia. Doskonały pomysł. W życiu bym na to nie wpadła ;'c
Jakiś czas temu pomyślałam sobie, że to opowiadanie jest tym ostatnim i pożegnalnym opowiadaniem. Forma całkiem dobra, no i nie było nic w zapowiedziach. Aż się wystraszyłam. Na szczęście ukazały się zapowiedzi. Aż się nie mogę doczekać.
Gaja (gość) 2014.11.16 18:16
Witaj Małgosiu,
tak samo jak Jute, jestem zła na Marka, nawet można powiedzieć, że jestem wściekła i zawiedziona Jego postawą. Podpisuję się obiema rękami pod stwierdzeniem "widziały gały co brały", a jak nie widziały i dopiero teraz sobie to uświadomiły, to najpierw należy zrobić porządek ze "starym" życiem, a później zaczynać budować coś nowego. Po co mąci Uli w głowie?, skoro współżyje z żoną! Rozumiem przyjacielskie relacje, ale czego oczekiwał wyznając Uli swoje uczucia? Zastanowił się nad tym, że swoim zachowaniem krzywdzi Ulę, a taki z niego martwiący się przyjaciel?! Czego w tym momencie chce?, obu kobiet?, jednej żony i mamuśki, a drugiej kochanki, która przytuli, pocieszy i pomoże znieść małżeńskie niedostatki?! Przecież już podobno dawno jest dorosły i odpowiedzialny, to skąd taki nieodpowiedzialny postępek? Ula też Go kocha i to od dawna, a zna granice przyzwoitości i nie głosiła na prawo i lewo jakim gorącym uczuciem do niego pała!, bo wie, że takie wyznania mogły tylko zamotać i tak już niełatwe relacje pomiędzy narzeczonymi, a później mężem i żoną. Oczywiście wiem, że w końcu będą razem, ale myślałam, że młode małżeństwo będzie się przynajmniej starać żyć ze sobą w szczęściu, a dopiero jakiś zły los/przypadek sprawi, że Marek zostanie z dzieckiem sam i dopiero wówczas coś zacznie się między Ulą a Markiem. Jestem starodawna i niestety uważam, że nie zbuduje się swojego szczęścia na cudzym nieszczęściu, przecież Paula kocha Marka i oboje ślubowali sobie coś, tak czy nie? Fajnie, że piszesz, że Ula ma swoje zasady i tak jak powiedziała Markowi nie będzie wchodzić z butami w Ich związek i nie będzie umawiać się z zajętym facetem. Los nie jest dla niej jakoś specjalnie sprzyjający, przynajmniej jak na razie, jak ma się zachowywać wobec Marka, udawać, że nic się nie stało i że nic nie usłyszała?, to może być bardzo trudne, a co z Ich przyjaźnią? Należy przyznać, że Ula do tej pory trzymała się bardzo dzielnie! ! Jak widzisz, rozdział ten wywołał u mnie, nie dające się niczym poskromić, moralizatorstwo, za które bardzo przepraszam:) Czytałam go z dużą dozą emocji. Dobrze, że do czwartku zostało już tylko kilka dni:)
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.11.16 20:02
Natalia

Jeśli Ty nie wiesz jakim cudem tak długo Cię tu nie było, to ja tym bardziej. :)
Dzięki, że chwalisz pomysł na to opowiadanie, ale ja uważam, że Ty miewasz o wiele lepsze tylko pisać Ci się nie chce leniuszku.
Jak się okazało, to opowiadanie nie będzie moim ostatnim, bo wyskrobałam jedną krótką formę i dwie historie dłuższe. Pytanie, czy przypadną do gustu czytelnikom. Ja mam poważne obawy.


Gaju

Wiem, wiem, obie jesteście wkurzone na Dobrzańskiego, ale mam nadzieję, że następna część nieco ostudzi Wasz gniew. Na razie Marek wyznał Uli miłość. Nigdzie nie napisałam jakie poniesie to za sobą konsekwencje, ale jak same się przekonacie, dla ich obojga nie najciekawsze. Na pewno nie będzie proponował Uli żadnego romansu, bo doskonale ją zna i wie, że dziewczyna kieruje się w życiu uczciwością i konsekwencją. To wyznanie było dość spontaniczne, ale stało się. On nie oczekuje niczego, chociaż coraz bardziej chodzi mu po głowie rozwód. Piszesz, że: "...młode małżeństwo będzie się przynajmniej starać żyć ze sobą w szczęściu, a dopiero jakiś zły los/przypadek sprawi, że Marek zostanie z dzieckiem sam i dopiero wówczas coś zacznie się między Ulą a Markiem".
No niestety, żeby się starać żyć w szczęściu potrzebny jest wysiłek dwóch stron. Marek ma charakter łagodny i nigdy sam nie inicjował awantur, chociaż większość z nich była z jego winy. Jak się za chwilę okaże ta miłość, która obdarza go Paulina wcale nie jest miłością, a jej dążenie do zawarcia małżeństwa było jedynie chęcią spełnienia pragnień jej rodziców. Na pewno też Ula nie będzie budowała swojego szczęścia na przekór Paulinie.
Nie dziwię się, Twojemu moralizowaniu, bo po to została napisana ta część, żeby wzbudzić w Was potępienie Marka i jego postępowania, jak i oceny stosunku Uli do zaistniałej sytuacji.
Chyba włożyłam kij w mrowisko, ale przynajmniej macie o czym pisać.
Rzeczywiści nie oszczędzałam Uli w tym opowiadaniu, ale za chwilę i dla niej zacznie się czas szczęścia i spełnionej miłości. Już w czwartek.

Dziękuję za wszystkie żale wylane w tym długim komentarzu Gaju i dziękuję Natalio, że wreszcie zawitałaś tutaj po długiej nieobecności.
Obie serdecznie pozdrawiam. :)
K. (gość) 2014.11.16 21:00
Małgosiu jestem podobnie jak Jute wściekła i naprawdę go nie rozumiem. Tak Marku jesteś głupcem. Trudno byłoby zaprzeczyć. Zdecydowanym, dorosłym, przystojnym ale tylko głupcem. Naprawdę i wcale mi go nie żal. Paula wiatropylna nie jest/nie była/nie będzie. Ma żonę zaraz będzie miał dziecko a wyznaje miłość innej kobiecie? Ten Marek jest nie odpowiedzialny. Krzywdzi Ulę (którą podobną kocha), Paulę (która urodzi jego dziecko, którego podobno pragnie Marek), no i nienarodzone dziecko (które będzie się wychowywało w niepełnej rodzinie! A i sam siebie też krzywdzi ale jego jakoś mi nie żal. Teraz pewnie Maluch przyjdzie na świat, Marek będzie samotnym ojcem, a Ula będzie go wspierać i pomagać. Aż w końcu złamią zasady i ulegną pokusie i będą razem.
Ale na razie jestem na Pana D. zła. O. I tyle.
Pozdrawiam.
jute (gość) 2014.11.16 21:38
Witaj Małgosiu,Gaju przybij piątkę!No Królowo Margo,,osiągnęłaś co chciałaś.Napięłam się jak gumka w zbyt ciasnych majtkach.Czy ten kretyn musiał to powiedzieć? Ulka pokazywała mu ,że musi sprawę przemyśleć.Ale widać tak już jest,że myślenie u takich dupków powoduje ból.Dobrze,ze Ulka ma zasady,nie wpadła mu w ramiona.Niech on najpierw te swoje kwasy z żona sobie wyjaśni.Nigdy nie rozmawiali o potomstwie ( z Paulą),a oni w ogóle o czymś rozmawiali ? Ciekawe swoją droga,jak by zapatrywali się na ów związek seniorzy,gdyby znali poglądy przyszłej synowej na temat posiadania dzieci.A Mareczek też dobry. Gdyby Ulka mu uległa ,to jestem pewna,że została by tylko jego kochanką,nikim więcej.Bo Marek to wstrętny sybaryta,hedonista,dupek w ząbek czesany,farmaceuta jeden!.Wiesz co,mam takie ekstraordynaryjne szpilki( no buty,przyjechały do mnie wiosną w bagażu mojego syna,normalne żylety,konserwy nimi można otwierać) chętnie pożyczę je Ulce.Niech włoży i kopnie Mareczka to tu, to tam.(najlepiej parę razy),może facetowi mózg zacznie pracować.Paulina była wredna już przed ślubem,więc dlaczego teraz Marek jest zdruzgotany jej anielskimi narowami?.Świetna fabuła,gratuluję Małgosiu.Pozdrawiam.A Lectrice dalej nie ma ?
Nieidaelna (Natalia) (gość) 2014.11.16 22:19
To nie tak, że tu nie bywam, bo bywam, tylko siedzę cicho jak miś pod miotłą, bo czytam przeważnie na lekcjach bądź w pracy, tak ukradkiem, jak nikt nie patrzy. A później zapominam napisać komentarz i pojawia się nowy rozdział.
Coś nowego się napisze, ale nie wiem kiedy. :D
Muszę wrócić jeszcze do mojego opowiadania, które mam gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie. Przerzucę się na MINI. a przede wszystkim na nowego bloga!
Pozdrawiam serdecznie :)
MalgorzataSz1 2014.11.16 23:46
K i Jute

Aleście się znarowiły! Wiadra pomyj na Mareczka. Może jednak przedwcześnie? Napisałam już wyżej, że Ula nie będzie z Markiem dopóki nie będzie jasnej i klarownej sytuacji między nim a Pauliną. W kolejnym rozdziale sytuacja ulegnie znacznej zmianie i właściwie postawi życie Marka na głowie. Oczywiście, że będzie szukał wsparcia u Uli, bo oprócz tego, że ją kocha, to są przecież przyjaciółmi, chociaż ten pocałunek na lodowisku sporo zmieni w ich relacjach.

Mnie jednak cieszy fakt, że tak emocjonalnie podeszłyście do tej części. Aż mi się gęba śmiała, gdy czytałam Wasze wpisy. Jesteście niesamowite!

Natalio

Przecież nie musisz się tłumaczyć. Ja się cieszę z każdej Twojej wizyty tutaj bez względu na to, czy zostawisz komentarz, czy nie. Najważniejsze, że czytasz.

Dziewczyny moje kochane.
Bardzo Wam dziękuję, że podzieliłyście się ze mną Waszymi emocjami. Było burzliwie. Mam nadzieję, że następny rozdział nieco złagodzi Wasz gniew na Dobrzańskiego.
Wszystkie serdecznie pozdrawiam. :)
MalgorzataSz1 2014.11.16 23:48
Jute

Lectrice ma jakieś kłopoty osobiste, ale czyta, chociaż nie zostawia komentarzy. Nie sa to na pewno problemy natury zdrowotnej i to znacznie mnie uspokoiło.
Buziaki. :)
kawi ;) (gość) 2014.11.17 19:03
U mnie na blogu pojawiła się nowa część "złego zakładu". Zapraszam!
amicus (gość) 2014.11.19 17:49
Marek okazał się jednak nie tylko idiotą, ale przede wszystkim kompletnym palantem! Żenił się bez przekonania. Uważał, że tak trzeba, że tak wygląda miłość, był ślepy na sygnały wysyłane przez Ulę. I tylko założył obrączkę i się ocknął. No idiota! Ale małe tego, zdążył zapłodnić żonę i praktycznie rzecz biorąc wraz z wytryskiem spermy zastanowił się, że kocha Ulę. Ożenił się, bo tak trzeba, ale kochankę chętnie by miał, bo 'czemu by nie'. W gruncie rzeczy krzywdzi Paulę, dziecko, a przede wszystkim Ulę. Dość szybko zmienia zdanie, albo sam nie bardzo wie czego chce. Wykurzył mnie ten Twój Marek! Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2014.11.19 18:03
Amicus

Nie żołądkuj się tak, bo wyciągnęłaś pochopne wnioski. Wkrótce się przekonasz, że Paulina z całą pewnością nie została skrzywdzona, dziecko również.
Ty masz się nie denerwować i wcale nie chciałam Cię wkurzyć. Cieszę się jednak, że mój Marek wzbudził w Tobie tyle emocji. U Ciebie przecież ciągle tak jest i też często wzbudza kontrowersje. Tak więc do jutra kochana. Jutro może trochę zmienisz o nim zdanie.
Dziękuję i pozdrawiam. :)
jute (gość) 2014.11.19 23:25
Witaj Małgosiu.Wcale mnie nie pocieszyłaś jeżeli chodzi o Lectrice.Kłopoty osobiste mogą być równie koszmarne jak choroba.Martwię się o nią.Może to jej powinnam pożyczyć moich szpilek?Ja już robię świąteczne porządki.Umyłam swoją kolekcje porcelany(kiedyś zbierałam,ale tylko z śląskich fabryk) i kolekcję słoni.Za każdym razem jak to robię to przeklinam swoje narowy,mogłam kurde zbierać pocztówki albo breloczki,ile pracy bym sobie zaoszczędziła.No i co,gdzie Lectrice?,kto się będzie nabijał z mojego machania ścierą?
MalgorzataSz1 2014.11.20 00:05
Jute

Ona jak się otrząśnie, to na pewno naskrobie jakiś komentarz. Widzę, że jest aktywna na fb, ale już nie tak jak dawniej. Zapewniała jednak, że czyta.
Wcześnie zabrałaś się za te porządki. Ja jutro mam komisję, więc trzymaj kciuki.
Pozdrawiam. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz