Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"WE MNIE WSZYSTKO TWOJE..." - rozdział 3 ostatni

18 grudzień 2014
ROZDZIAŁ 3
ostatni


Przez niemal miesiąc schodzili sobie z drogi. Nawet w pracy Ula unikała Marka jak ognia, a firmowe sprawy załatwiała albo przez Dorotę, albo przez Adama.


Dla Marka taka sytuacja była istnym koszmarem szczególnie dlatego, że mimo iż był niewinny, to zachowanie jego żony wzbudzało w nim skutecznie poczucie winy. Żeby nie zwariować rzucił się w wir pracy. Często wychodził z biura późnym wieczorem, zapominał o posiłkach, co w krótkim czasie spowodowało, że zaczął wyglądać źle, blado i anemicznie. Sebastian kilka razy skrytykował jego poczynania i igranie z własnym zdrowiem, ale Marek zbywał to milczeniem. Nie chciał opowiadać przyjacielowi o tym niemiłym incydencie z Anitą.
Zupełnie inaczej zareagowała Ula. Ich chwilowa separacja nie umknęła uwadze Ani, z którą od jej ślubu z Maćkiem młoda Dobrzańska zaprzyjaźniła się jeszcze bardziej. Ania nadal sprawowała swoje obowiązki stojąc za ladą firmowej recepcji i siłą rzeczy nie mogła nie odnotować faktu, że państwo prezesostwo od jakiegoś czasu przychodzi do firmy osobno i w ogóle ze sobą nie rozmawia.

Któregoś dnia wyciągnęła Ulę na lunch do bufetu i wybrawszy stolik stojący z dala od wejściowych drzwi spytała wprost, co się dzieje.
- I nie mów mi tylko, że nic, bo za dobrze cię znam.
Ula długo zbierała się w sobie, aż w końcu opowiedziała Ani całą historię rzekomej zdrady Marka, opowiedziała o swojej ciąży i o tym, że nie potrafi się przełamać, żeby wybaczyć Markowi. Była pewna, że Ania stanie po jej stronie, jednak tym razem tak się nie stało, bo zawsze rozsądna i trzeźwo myśląca Ania sprowadziła ją na ziemię.
- Wiesz Ulka, ja myślałam, że ty już dawno wyrosłaś z tej dziecinady, a wychodzi na to, że nadal tkwisz w skorupie głupiego uporu i dziecięcej naiwności. Uwielbiam was oboje i nie mogę patrzeć jak chodzicie nadąsani i obrażeni na siebie, a właściwie to ty sprawiasz takie wrażenie, bo Marek wchodzi do firmy z miną sponiewieranego psa. Jak możesz go tak traktować? Przecież jedyną jego winą jest tylko to, że upił się do nieprzytomności. Upił się do tego stopnia, że nawet nie był w stanie cię zdradzić, a ty każesz go tak, jakby popełnił kryminał. Naprawdę myślałam, że jesteś rozsądna, a ty obrażasz się i to nie wiadomo o co. Jako żywo przypominasz mi Paulinę Febo, bo ta też miała ciągle muchy w nosie i o wszystko do niego pretensje. Różnica między wami jest tylko taka, że ciebie Marek kocha naprawdę. Czekał na to dziecko i marzył o nim, a ty traktujesz go perfidnie. Nie dopuszczasz do siebie jedynej prawdy jaka istnieje, a mianowicie tego, że jednak cię nie zdradził. Myślisz, że nie widzę jak haruje w robocie od rana do nocy? Wiele razy mówił mi Władek, że wychodzi z pracy późnym wieczorem. Nie martwisz się o niego? Kiedy ostatni raz mu się przyjrzałaś? Nie widzisz jak bardzo schudł? Do czego ty chcesz doprowadzić? Po prostu pastwisz się nad nim psychicznie. Nie spodziewałam się tego po tobie. – Ula otworzyła usta chcąc przerwać tę tyradę, ale Ania nie dała jej szansy. – Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, ale czas wreszcie dorosnąć moja droga. Możesz się obrażać, ale ja wiem, że mam rację i ty też o tym wiesz. Ukarałaś go za coś, czego nie zrobił. To niesprawiedliwe Ula – zakończyła.
Ta ostatnia siedziała sztywno na krześle jak rażona piorunem. Nie takich słów i reakcji spodziewała się po przyjaciółce.
- Myślałam, że jesteś po mojej stronie… - wykrztusiła z trudem.


- Jestem – Ania zareagowała gwałtownie na te słowa. - Zawsze jestem i zawsze będę, ale to, co wyprawiasz i to jak traktujesz własnego męża powoduje, że staram się być obiektywna i tym razem będę go bronić, bo nie masz racji. On powinien teraz cię wspierać, być przy tobie, a tymczasem odizolowałaś go od siebie zupełnie. Naprawdę tego nie rozumiem. Przestałaś go kochać? Dążysz do rozwodu? Na litość boską będziecie mieli dziecko! Czas się opamiętać!

Po lunchu wróciły do swoich obowiązków. Ta rozmowa sprawiła, że Ula poczuła się urażona i zraniona słowami Ani. Przyrzekła sobie, że to był ostatni raz, gdy zwierzyła się jej z czegokolwiek. Nikt nie lubi, żeby go pouczano. Po kolejnej godzinie siedzenia bezczynnie za biurkiem doszła jednak do wniosku, że Ania miała w wielu sprawach rację. Trochę zaniepokoiła się tym, co powiedziała jej o Marku. Rzeczywiście starała się na niego nie patrzeć i nawet nie zauważyła, że źle wygląda. Teraz i ona poczuła wyrzuty sumienia. Chyba za ostro go potraktowała. Postanowiła, że po powrocie do domu zdobędzie się na szczerą rozmowę z nim. Chyba jednak powinna go przeprosić…

Przed siedemnastą usłyszała na korytarzu jakieś hałasy. Pomyślała że to pewnie Pshemko ma jeden z tych swoich złych dni, kiedy to staje się nieobliczalny, wrzeszczy na personel i rzuca czym popadnie. Jednak wtargnięcie do gabinetu przerażonej Doroty spowodowało, że śmiertelnie zbladła.
- Ula chodź szybko! Marek zemdlał w gabinecie. Ania zadzwoniła po pogotowie.
Zerwała się i na ile pozwalały jej wysokie obcasy popędziła w kierunku sekretariatu męża. Tam zgromadził się już całkiem spory tłumek ciekawskich. Przedarła się przez niego i wparowała do środka. Marek leżał na podłodze, a klęcząca obok Ania okładała mu czoło mokrym ręcznikiem i delikatnie klepała po bladych, zapadniętych policzkach, których mizerność podkreślał trzydniowy zarost.
- Marek…, Marek… - uklękła obok i ułożyła jego głowę na kolanach. – Ocknij się kochanie…, proszę… - jak na komendę zaczęły płynąć jej po policzkach łzy. – Jak długo jest nieprzytomny?
- Jakieś piętnaście minut – wystraszona Ania przełknęła nerwowo ślinę. – Pogotowie powinno już być.
Rzeczywiście chwilę po tych słowach ujrzały lekarza i dwóch pielęgniarzy. Wstały, by zrobić im miejsce. Buteleczka amoniaku, którą lekarz podsunął Markowi pod nos zdziałała cuda, bo zakrztusił się silnym i nieprzyjemnym zapachem. Głęboko odetchnął i wolno otworzył oczy. Był zdezorientowany.
- Co się stało…? - wyszeptał.
- Zemdlał pan. Proszę się nie ruszać. Zmierzę panu ciśnienie i poziom cukru. Kiedy pan jadł ostatnio?
- Nie wiem…, nie pamiętam…, chyba dawno…
Lekarz pokiwał głową i ściągnął mu z przedramienia opaskę ciśnieniomierza i spojrzał na wyświetlacz glukometru.
- Bardzo niskie ciśnienie i cukier też. Zabieramy pana. Jest pan silnie osłabiony, żeby nie powiedzieć - wycieńczony. Zbyt ofiarne poświęcenie się pracy też może być zgubne.
- Możecie powiadomić moją żonę…? – wyartykułował słabo.
Ula schwyciła jego dłoń i płaczliwie powiedziała.
- Jestem tu kochanie. Pojadę za pogotowiem.
Odetchnął nieznacznie. Powiedziała do niego „kochanie”. Trzymała go za rękę. Czy to oznacza, że jednak wybaczyła mu i nie żywi już do niego urazy? Z jednej strony pragnął, żeby tak właśnie było, a z drugiej pomyślał, że być może ona zachowuje się tak tylko przy pracownikach, żeby nie powzięli podejrzeń, że między nimi jest coś nie tak i nie rozsiewali plotek.
Poprosiła Dorotę o przyniesienie jej torebki i płaszcza. Marka ułożono na noszach i zwieziono na dół do karetki. Ona jechała tuż za nią.
Na izbie przyjęć pobrano mu jeszcze krew i osłuchano dokładnie, a potem przewieziono na oddział wewnętrzny. Podpięto mu kroplówkę i dopiero wtedy pozwolono Uli wejść.
Tym razem to ona miała wielkie poczucie winy za to, że tak go potraktowała, chociaż nie zasłużył sobie. Że nie zauważyła i nawet nie starała się zauważyć, jak bardzo się zaniedbał i poświęcił wyłącznie pracy. Doskonale wiedziała dlaczego. Nie chciał po prostu myśleć, a raczej zająć myśli czymś zupełnie innym niż powolny rozkład ich małżeństwa. Wiedziała też, że za wszelką cenę musi poskładać je do kupy, bo nie potrafiłaby być z kimś innym. Kochała wyłącznie jego i w dodatku nosiła pod sercem owoc ich miłości. Była wielką egoistką, bo interesowało ją jedynie własne dobro i własne, zranione ego. Rzeczywiście Ania miała rację, bo ona w niczym nie odbiegała od Pauliny Febo, którą wielokrotnie krytykowała i ganiła w myślach za to jak traktuje Marka. Ona zrobiła dokładnie tak samo.
Przysunęła sobie krzesło i usiadła przy łóżku ujmując jego dłoń. Przytuliła ją do mokrego policzka.
- Tak bardzo cię przepraszam kochanie…, tak bardzo przepraszam… Nie chciałam, żeby tak wyszło. Niesprawiedliwie cię osądziłam. Nawet nie wiesz jak bardzo mi głupio, przykro i wstyd. Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Zrozumiem, jeśli nie zdołasz mi wybaczyć tego jak podle cię potraktowałam, jednak teraz najważniejsze jest twoje zdrowie. Musisz zacząć regularnie się odżywiać, a ja o to zadbam. Przysięgam. Przepraszam, że nie zauważyłam jak bardzo schudłeś, bo widziałam tylko czubek własnego nosa. Potrzebowałam wstrząsu, żeby się opamiętać, ale na pewno nie twoim kosztem. Zrobię wszystko, żebyś poczuł się lepiej, - płakała już teraz na cały głos wylewając z siebie cały żal – tylko mi na to pozwól, proszę.
Na jego bladej twarzy pojawił się słaby uśmiech. I on miał w oczach łzy. Ledwo słyszalnym szeptem powiedział.
- Tak bardzo chciałem to usłyszeć. Już zaczynałem wątpić, czy kiedykolwiek mi wybaczysz. Kiedy widziałem cię taką zacietrzewioną w gniewie, upartą i nieprzejednaną, nie chciało mi się już nic. To było tak, jakbyś była zupełnie kimś innym, obcym, a nie moją Ulą. Tylko praca jeszcze trzymała mnie w kupie. Zawiniłem Ula, ale kara była niewspółmierna do tego, co zrobiłem. Mogę ci przysiąc, że już nigdy po kłótni nie pójdę się upić do knajpy, bo pociąga to dla mnie zbyt bolesne konsekwencje, ale ty też musisz być bardziej wyrozumiała i trzeźwo oceniać sytuację, a nie od razu odsądzać mnie od czci i wiary. Będziemy mieli dziecko, którego tak bardzo pragnęliśmy i które ja już kocham całym sercem i na nim powinniśmy się skupiać. – Z czułością pogładził jej gęste włosy. – Pozwolisz mi wrócić do ciebie? Do naszej sypialni? Chcę się tobą opiekować i być przy tobie przez cały czas. Nie potrafię spać sam w tym wielkim, zimnym łóżku.
Roześmiała się przez łzy.
- I mnie bardzo ciebie brakuje. Najpierw jednak musisz się trochę wzmocnić i nabrać sił, bo rzeczywiście będę cię potrzebować, a raczej będziemy. Przestraszyłam się, kiedy Dorota powiedziała mi, że zemdlałeś. Pomyślałam o najgorszym. Nie wiem jak mogłabym żyć bez ciebie. Powiedziałam ci tyle przykrych słów, byłam nieobiektywna i niesprawiedliwa. Przepraszam. Jak tylko wyzdrowiejesz będzie jak dawniej. Jak sprzed Anity i tego całego zamieszania z nią związanego. Nie chcę już do tego wracać i zapominam o tym. Liczy się tylko nasza rodzina i to, że się kochamy.

Wypisano go po trzech dniach, kiedy wyniki badań osiągnęły w miarę zadowalający poziom. Kroplówki i odpowiednio dobrana dieta pomogły. Jednak jeszcze przez tydzień musiał pozostać w domu.
- Okrzepnie pan i wypocznie, a przede wszystkim zacznie nadrabiać te utracone kilogramy – mówił jego lekarz prowadzący. – Praca nie zając, nie ucieknie. Przez te kilka dni poradzą sobie bez pana.
Jadąc z Ulą do domu ciągle wyrażał swoje niezadowolenie z decyzji lekarza.
- Nie wiadomo po co dał mi to zwolnienie. Dobrze się już czuję i śmiało mógłbym iść do pracy.
- Nie narzekaj Marek. Zastąpię cię przez ten tydzień i obiecuję, że niczego nie zawalę. Ty posiedzisz w domu i będziesz gotował nam pyszne obiadki – oderwała głowę od przedniej szyby i wyszczerzyła się do niego. – Teraz musisz być silny. Dla nas.

Ich życie wróciło do normy. Znowu sypiali przytuleni do siebie jak dwa kociaki. Brakowało mu tej bliskości, zresztą Uli podobnie. Nie mógł się powstrzymać, by każdego wieczora nie pieścić jej brzucha i całować każde miejsce na jej ciele. Uśmiechała się błogo, gdy wciąż powtarzał, że to wszystko jest jego, każdy jej skrawek i to w jej środku najbardziej cenne i wyczekiwane.
- We mnie wszystko twoje – mawiała. – Podarowałeś mi największy skarb.
Ten skarb przez pierwsze miesiące dawał się jej nieźle we znaki. Na początku miała okropne mdłości, nawet w nocy i wtedy trwał przy niej Marek z troską trzymając jej głowę nad miską. Umęczoną torsjami brał na ręce i zanosił do łóżka. Okrywał swoje kochanie kołdrą i przytulał do siebie. Otoczył ją opieką i troską, uchylał jej nieba. Z wielką cierpliwością znosił jej chwile złego humoru i samopoczucia. Próbował łagodzić stresy. Nie chciał, żeby denerwowała się byle głupstwem. Nawet jeśli zdarzały się jakieś nieporozumienia nigdy nie pomyślał, żeby odreagować je w klubie alkoholem. Brał na przeczekanie i to przynosiło dobre efekty.
Wreszcie doczekali się. Na początku maja Ula powiła ich skarb, na który czekali tak długo. Poród był długi i bardzo ją wymęczył, ale na szczęście był na miejscu doktor Mioduszewski, który bardzo pomógł w sprowadzeniu maleństwa na świat. Dziewczynka urodziła się krzepka i silna, co udowadniała głośnym krzykiem. Oboje mieli łzy w oczach, gdy Mioduszewski mówił, że ma zdrowe płuca.


Leżała już na sali poporodowej z maleństwem przytulonym do jednej z jej pełnych pokarmu piersi, a Marek chłonął ten widok wszystkimi zmysłami. W końcu powiedział cicho.
- Obiecaj mi kochanie, że to nie koniec, że będziemy mieć jeszcze co najmniej dwójkę takich wspaniałych maluchów.
- Nie mam zamiaru przestać – odpowiedziała rozbawiona. – Poród to trudna sprawa, ale na końcu czeka najlepsza nagroda. Nie chcę zwlekać Marek. Jak tylko skończy się połóg będziemy próbować aż do skutku. Na początek zrobimy Gabrysi braciszka, a potem może siostrzyczkę? – Rozmarzyła się.
Uśmiechnął się uszczęśliwiony słysząc te słowa. Ucałował czółko swojej córeczki i usta żony. Obiecał, że przyjedzie jutro z samego rana. Pijany szczęściem wyszedł ze szpitala z szerokim uśmiechem na twarzy.

K O N I E C



paula (gość) 2014.12.18 10:05
fajne aczkolwiek miałam nadzieje na troche inne zakończenie. Jakieś bardziej trzymajće w napięciu. Uwielbiam Twoją twórczość szkoda że tak szybko sie zakończyło to opowiadanie, pozdrawiam i czekam na kolejne
K. (gość) 2014.12.18 12:39
Hmm i znowu Marek spadł na cztery łapki. Nie, nie myśl Małgosiu że to źle, jak wiesz już na pewno, uwielbiam szczęśliwe zakończenie w Markowo-Ulowej konfiguracji. Tylko takie!
Ale uważam, że tu po pierwsze Marek lekko przesadzał z rozpaczą - zaniedbywanie własnego zdrowia, a tym samym de facto nie myślenie o przyszłości w sytuacji, gdy ukochana kobieta oczekuje jego dziecka to trochę nieodpowiedzialne. Po drugie Ulki udawanie, że go nie zna też trochę dziecinnie, skoro razem mieszkają, a ona to zaproponowała to jakim cudem nie zauważyła co się dzieje, z jej jakby nie patrzyć, mężem! Rozumiem jej żal i ból, trudno żeby przytuliła Marka do piersi i powiedziała: "Kochanie nawet nie wiesz, jak się cieszę że nie przeleciałeś Anity". No raczej niemożliwe. Ale na poważną rozmowę, bez krzyków i pretensji powinno być ją stać. Wtedy obojgu byłoby łatwiej. Ale na szczęście koniec końców skończyło się dobrze. Są razem, ten nieprzyjemny epizod wymazują z pamięci, mają wspaniałą córkę. Chcą być razem, tworzyć szczęśliwą rodzinę. Fajnie. Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.12.18 17:12
Paula

Zapowiadałam, że to będzie taka short story trzy rozdziałowa. Na dłuższą nie miałam pomysłu.
Fajnie, że wpadłaś i dałaś komentarz. Bardzo Ci za niego dziękuję i pozdrawiam.

K.

Pisałam już wcześniej, że tym razem nie będę bronić Marka i same wyciągniecie wnioski z tej krótkiej historii. W serialu już po przemianie trochę się zżymałam, że Ula nagle jest taka niedostępna i traktuje Marka niemal identycznie jak Paulina, chociaż widziała, że Marek ewidentnie się zmienił i haruje jak wół. Były momenty, że chciałam krzyknąć "opamiętaj się kobieto!", bo nawet nie pozwalała mu dojść do słowa.
Serialowy Marek, choć postrzegałam go bardzo pozytywnie i może nieco przez pryzmat miłej powierzchowności Filipa, miał jednak słaby charakter. Raczej nie lubił się wysilać i wolał pogrążać się w rozpaczy. Tutaj przedstawiam go podobnie. Zamiast walczyć on ucieka w pracę, zaniedbuje swoje zdrowie, byle by nie myśleć. Oczywiście zbyt mądre to nie jest.
Tak czy owak cieszę się, że postawa zarówna Marka jak i Uli jest tutaj dyskusyjna.

Dziękuję za wpis. Pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2014.12.18 22:06
Witaj Małgosiu,
no to Markowi się dostało, ale nie wiem czy tak bardzo niezasłużenie? i czy kara była niewspółmierna do tego co zrobił, a właściwie co chciał zrobić?! Przynajmniej będzie miał nauczkę, bo już wie jakie może ponieść konsekwencje nieprzemyślanych wyskoków w bok. Mam nadzieję, że ten czas kiedy Ula nie zwracała na niego uwagi nauczy Go czegoś na przyszłość, zresztą już chyba wyciągnął odpowiednie wnioski i z cierpliwością znosił złe samopoczucie Uli. Czyli można?, można! Oczywiście zrobiło mi się przykro, kiedy Marek wylądował w szpitalu, ale przecież nie można o to obwiniać Uli. Marek to już duży chłopiec i powinien potrafić o siebie zadbać, tym bardziej, że jak zostanie tatusiem, to będzie musiał dbać nie tylko o siebie, ale przede wszystkim o swoją rodzinę. Pierwszorzędnie zachowała się Ania i fajnych argumentów używała wobec Uli:) Zarówno Ula jak i Marek mieli trochę czasu aby sobie wszystko dokładnie przemyśleć i zmienić swoje podejście do niektórych spraw. Podoba mi się, że po wybaczeniu Ula obiecała, że nie będzie wracać do sprawy i zapomina o Anicie, wydaje mi się, iż dobrze to rokuje dla Ich przyszłości (okropne jest wywlekanie starych grzechów przy najmniejszej sprzeczce). Koniec, końców znowu są razem i są szczęśliwi:) Trzeba przyznać, że Marek jako przyszły tatuś jest bardzo rozczulający. Cieszy mnie, że Ula i Marek planują kolejne potomstwo, tym bardziej, że piękne bobasy Im wychodzą z tej miłości:).
A tak swoją drogą nieźle sobie wykombinowałaś dokończenie tego opowiadania, świetnie udowodniłaś, że nie zawsze wszystko jest takie jakim się wydaje, ja się dałam wkręcić w zdradę. Następnym razem postaram się nie wyciągać pochopnych wniosków, ale nie wiem czy mi się uda:). Czekam na następne opowiadanie, to już w niedzielę:)
Serdecznie pozdrawiam z bardzo "leniwego" przedświątecznego wariatkowa:)
Gaja
jute (gość) 2014.12.18 22:54
Witaj Małgosiu.Strasznie byłam ciekawa jak ich wyciągniesz z tego szamba w którym się znależli.Powiem Ci ,że zrobiłaś to zgrabnie.Osobiście , bardzo lubię opowiadania dobrze przyprawione.Trochę soli, trochę pieprzu,trochę ziółek,aby końcóweczka,produkcik wyszedł nie tylko "zjedliwy," ale i smakowity.Przepraszam za te kuchenne porównania,ale piekłam dzisiaj pasztety i tak mnie "jakosik naszło"..Niestety, literatura to bardziej skomplikowana sprawa niż gotowanie .W opowiadaniu wszystko musi się układać w jakiś logiczny ciąg ,musi być w jakiś sposób prawdopodobne i dobrze jeszcze jak nie jest przekombinowane.Udało Ci się świetnie "naprawić" naszą ulubiona parę.Tylko czy Ulka musiała Marka tak bardzo przepraszać?.Dobra znowu wyłazi z jute ta zołza..Żebyś nie tęskniła tak bardzo za torreadorką Lectrice, to mogę sprostować? Rozumiem,że Ulka Oderwała wzrok od przedniej szyby, nie głowę? No wiesz różnie to bywa.Na drogach czasem pojawiają się takie osobniki,które zamiast trzymać kierownicę ,trzymają się kierownicy,kurczowo. Gębusie mają właśnie prawie "przyklejone" do przedniej szyby, a na głowie znak rozpoznawczy-kapelusz.Takie cosik, daje zwykle najpierw hamulec,potem dopiero migacz, jedzie czterdziestką i daje po hamulcach przy najmniejszym łuku drogi.Koszmar. Jak zobaczysz coś takiego to wiej Małgosiu, to bardzo niepewny obiekt. Dobra już nie truję.Bardzo mi się podobało Twoje opowiadanie.Czekam na następne.Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.12.18 23:50
Gaju

Uprzedzałam, że nie wszystko jest takie jakim się wydaje, a zdrada nie tak do końca była zdradą.
Oczywiście jakoś musiałam doprowadzić do szczęśliwego końca i postać Ani wprowadziłam jak coś w rodzaju bufora i niejako moralizatora na tyle skutecznego, żeby przekonać Ulę, że zarówno Marek jak i ona zachowują się jak duże dzieci. Fochami nic się nie wskóra i trzeba jednak rozmawiać rzeczowo, a nie mijać się każdego dnia pielęgnując w sobie złość i urazę. Ta rozmowa z Anią dała jednak Uli do myślenia, bo w końcu uznała, że przyjaciółka ma rację.

A teraz zła wiadomość. Niestety w niedzielę nie ukaże się nowe opowiadanie. Za chwilę święta i związane z nimi obowiązki, a 5-go stycznia wyjeżdżam. Rozdział będzie dodany 4-go, ale nie mam pojęcia kiedy dodam kolejny, bo nie wiem jak działa internet w sanatorium i czy w ogóle będzie do niego dostęp. Gdyby nie było, wtedy niestety kontynuacja będzie pod sam koniec stycznia, bo wracam dopiero 29-go. Będziecie musiały uzbroić się w cierpliwość. Liczę jednak na to, że połączenie będzie i rozdziały pojawią się regularnie. Oczywiście dam jeszcze oficjalną wiadomość w niedzielę właśnie.

Jute

Ty przekorna istoto. Dlaczego Ula zareagowała tak wylewnie przepraszając Marka? Bo była spanikowana i kiedy usłyszała, że zemdlał podejrzewała najgorsze. A jaka była jej pierwsza myśl? Że gdyby jemu coś się stało, ona też nie miałaby po co żyć. Wszak był dla niej wszystkim, czyż nie?

Ty siedzisz w pasztetach i można się domyślić, że jesteś już bardzo zaawansowana świątecznie. Ja dopiero zaczęłam porządki, ale i tak nie bardzo się przykładam, bo wyjeżdżam na ten świąteczny czas do rodziny.

I na koniec wyjaśniam sprawę z szybą. Nie mogła oderwać głowy od przedniej, bo miała do niej kilkadziesiąt centymetrów. Nikt nie jeździ z przyklejoną twarzą do przedniej szyby. Oderwała wzrok od szyby, bo patrzyła na drogę. Aha, no i nie miała na głowie czapki. Hahaha.

Bardzo Wam dziewczyny dziękuję za długie komentarze i obie najserdeczniej pozdrawiam. :)
amicus (gość) 2014.12.19 16:57
No cóż. Po raz kolejny Marek okazał się kretynem. On już chyba tak po prostu ma. Zaniedbywanie się, zaniedbywanie zdrowia w ramach czego? Rozpaczy, manifestowania swojego cierpienia po tym, jak żona pokazała mu drzwi? W ogóle się nie zastanawia co będzie za chwilę, za miesiąc, pół roku. Że musi być silny i np. odciążyć Ulę w opiecie nad dzieckiem, że powinien się opiekować nią... Wiem, że ona nie chciała, ale powinien czekać, spokojnie czekać, a nie odstawiać szopkę z cyklu 'zrobię sobie kuku, a co mi tam'. Ula być może również zasługuje na potępienie. Mieszkała z nim pod jednym dachem. Co prawda nie żyli razem, nie jeździli razem do pracy, ale była obok i nic nie zauważyła? Poglądów Ani nie popieram. Broni Marka zupełnie niesłusznie. Może i Ulka nie powinna być taka niedostępna, może i powinna pozwolić mu się tłumaczyć i powoli odzyskiwać zaufanie. Ale miała prawo czuć się zdradzona. To, że nie zaliczył Anity to nie jego wspaniałomyślny gest i otrzeźwienie w ostatniej chwili. On po prostu nie mógł, ale chciał. Gdyby był mniej pijany z pewnością by zdradził. To nie ulega wątpliwości i tu jest winny. Oby wyciągnął lekcję na przyszłość.
Bardzo emocjonujęce to mini opowiadanie. Dzięki Ci za nie.
Pozdrawiam serdecznie w ten wybitnie deszczowy i ciepły, jesienny dzień grudnia.
MalgorzataSz1 2014.12.19 17:15
Amicus

Wiedziałam, że Ty z całą pewnością powiesz, że to zdrada. Zresztą ja uważam podobnie. Czułam, że to opowiadanko wzbudzi trochę emocji, bo jednak nic nie jest jednoznaczne. Marek pozostaje świnią nie kanarkiem, a Ula nadal jest niezbyt dojrzała emocjonalnie mimo, że stanęłabym jednak po jej stronie.

U mnie też pogoda barowa. Jest ponuro i siąpi deszcz. Tak zapowiadają całe święta. Przynajmniej temperatura na plusie.
Dziękuję Ci za wpis i serdecznie pozdrawiam. :)
magdam (gość) 2014.12.21 10:39
jejku króciutkie! Przyzwyczailam sie juz do długich...:) Ania wziela sprawy z swoje rece i miala duzo racji w tym co powiedziała Uli. Tak jak pisałam we wstepie nie myslalam, ze akcja az tak szybko sie potoczy, choc w sumie wiedziałam,ze to bedzie short story. Ciesze sie,ze wszystko sie tak dobrze skonczylo i jestem ciekawa kolejnych opowiadan :)
Pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2014.12.21 12:57
Magdam

A ja się cieszę, że wystawiłaś taki fajny komentarz. Niestety na następne opowiadanie będziesz musiała troszkę poczekać. Teraz okres świąteczny i każdy ma trochę pracy. Za chwilę też pojawi się informacja, co z dalszą publikacją.
Bardzo Ci dziękuję za wpis i pozdrawiam najserdeczniej. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz