Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"MISTERNY PLAN" - rozdział 8 ostatni

 

28 czerwiec 2015
ROZDZIAŁ 8
ostatni


 Powoli przywykała do obecności Marka. Naprawdę doceniała to, że tak się dla niej poświęcał. Wcześniej sądziła, że zależy mu wyłącznie na dziecku i nie bardzo wierzyła w to, że on się w niej zakochał. A jednak wszystkie jego kolejne uczynki tylko to potwierdzały. Gdyby mu pozwoliła nosiłby ją na rękach. W lot odgadywał wszystkie jej życzenia. Był na każde skinienie, chociaż widziała, że sam raczej nie wychodzi przed orkiestrę obawiając się, że ona pomyśli, że jest zbyt nachalny. Nie był. Z czasem to ona chyba była bardziej. Gdy zdarzało mu się nie przyjechać, to ona dzwoniła z pytaniem, dlaczego go jeszcze nie ma, że jest jej potrzebny. Pochlebiało mu to. Naprawdę bardzo się starał być pomocny, opiekuńczy i troskliwy. Na każdym kroku udowadniał jej jaka jest dla niego ważna i jak bardzo mu na niej zależy. Nawet nie zorientowała się kiedy i jej zaczęło zależeć i to nawet bardzo. On tak mocno odstawał od innych mężczyzn. Pomyślała, że gdyby nie zdecydowała się pójść wtedy do tego klubu nigdy nie miałaby szansy go poznać. Plan, który sobie wymyśliła okazał się chyba nie tak do końca niedoskonały. Lubiła kiedy przychodził, witał się z nią całusem w policzek i z miłością przykładał dłonie do jej ogromnego w jej mniemaniu brzucha. Takie gesty chwytały ją za serce i roztkliwiały. Nie broniła się przed nimi i czekała na nie.
Kilka dni przed terminem porodu siedzieli u niej rozmawiając właśnie o nim.
- Przygotowałam już sobie torbę z niezbędnymi rzeczami, żeby potem nie szukać niczego w panice. Tak naprawdę to trochę się boję…
- Porodu?
- Nie… Boję się, że jak się zacznie ciebie tutaj nie będzie.
- Wystarczy, że zadzwonisz a zjawię się natychmiast.
- A jak zacznie się w nocy?
- Nie zakładaj najgorszego Ula. Nie wolno ci tak myśleć. Zobaczysz, że wszystko będzie dobrze.
- No nie wiem… Nie mógłbyś się tutaj przenieść na ten czas? Czułabym się wtedy o wiele lepiej i byłabym spokojniejsza.
Zaskoczyła go tą propozycją. W życiu by się czegoś takiego nie spodziewał.
- Na pewno tego właśnie chcesz? – zapytał dla pewności.
- Chcę. Boję się zostać sama.
- W takim razie spakuję trochę swoich rzeczy i jutro po pracy przyjadę.

Jednak słusznie się obawiała, że może zacząć rodzić w nocy. Obudził go przeciągły jęk. Przetarł oczy i spojrzał na zegarek. Było kilka minut po czwartej. Zastygł i zaczął nasłuchiwać. Jęk się powtórzył. Zerwał się na równe nogi i wpadł do pokoju, w którym spała.
- Ula?
- Marek…, zaczęło się. Chyba odeszły mi wody. O Boże jak to boli. Ubierz się, jedziemy.
Ubrał się błyskawicznie. Pomógł jej wstać i zarzucił jej na ramiona szlafrok. Zabrał przygotowaną torbę i mocno objąwszy wolno zszedł z nią do samochodu. Usadowił ją na tylnym siedzeniu i zapiął pas. Jęczała i wiła się z bólu. Nie mógł tego znieść.
- Wytrzymaj kochanie. Jeszcze trochę wytrzymaj. Zaraz będziemy na miejscu.
Nawet nie zaprotestowała, gdy nazwał ją tak pieszczotliwie. Ból był tak silny, że ledwie mogła oddychać. Zatrzymał się przed szpitalem i zaalarmował całą izbę przyjęć. Ktoś wyjechał z wózkiem i pomógł mu usadzić na nim Ulę. Natychmiast zabrano ją na porodówkę. Zatrzymano go przed salą porodową.
- Niech pan zaczeka. Za chwilę ktoś przyniesie panu sterylne ubranie. Przebierze się pan i dopiero wtedy będzie pan mógł wejść do żony.
Opamiętał się. – Spokojnie chłopie. Ona jest już pod fachową opieką. Jednak będę widział swoje dziecko tuż po urodzeniu. Pozwolili mi wejść – pomyślał z satysfakcją.
Wyciągnął z kieszeni komórkę i zadzwonił do swoich rodziców. Zaspanej matce wyjaśnił, że Ula właśnie rodzi i przekazał, w którym są szpitalu. Identyczny telefon wykonał do Kamila. Tyle co skończył z nim rozmawiać pojawiła się pielęgniarka przynosząc mu zielony kitel i foliowe worki na buty. Przebrał się szybko i wszedł do środka.
Wskazano mu miejsce, w którym miał usiąść. Widział jak bardzo Ula jest wystraszona i jak bardzo cierpi. Dopiero kiedy ujął jej dłoń odwróciła do niego twarz.
- Marek? Co ty tu robisz? Lepiej wyjdź. To krepujące i widok niezbyt miły.
- Nie zostawię cię samej. Nie ma mowy. Razem przez to przejdziemy.
Zacisnęła zęby, bo znowu poczuła ten dojmujący ból. Skurcz sprawił, że niemal przestała oddychać.
- Proszę oddychać, a pan niech podtrzyma głowę żony tak, by broda była jak najbliżej mostka.
Wstał i otarł jej gromadzący się na czole pot. Ujął jej głowę jak kazał położnik. Pochylił się nad nią i szepnął.
- Oddychaj kochanie. Oddychaj. Wdech, wydech, wdech, wydech. Świetnie sobie radzisz. Dzielna dziewczynka.
Kolejne skurcze były bardzo bolesne i trwały długo. Parła ile miała sił. Była czerwona z wysiłku. Jęczała cicho, bo nie chciała krzyczeć. Marek błagał w myślach opatrzność, żeby już było po wszystkim i żeby ona nie musiała się tak męczyć.
- Widać główkę. Przy następnym skurczu proszę zebrać wszystkie siły i przeć jak najmocniej – usłyszał głos położnika.
Bolało. Bolało jak diabli. Zaczynała słabnąć. Już nie potrafiła wykrzesać z siebie sił.
- Jeszcze jedno lub dwa parcia i się urodzi.
- Dasz radę kochanie, dasz radę i za chwilę nasze maleństwo będzie z nami. Jeszcze trochę wysiłku. Wiem, że jesteś już bardzo zmęczona, ale chociaż spróbuj – dopingował ją. Zebrała się w sobie. Przy kolejnym skurczu nie wytrzymała i krzyknęła po raz pierwszy.
- Mamy ją. Piękne dziecko. Zaraz ją zważymy i umyjemy. Za chwilę pokażemy ją państwu.
Ula oddychała ciężko, ale była bardzo szczęśliwa. Nareszcie koniec jej męki. I jeszcze Marek. Taki kochany i dobry. Nie zostawił jej. Gdyby nie on nie wiadomo jakby sobie poradziła. Usłyszeli płacz małej i uśmiechnęli się do siebie. Pielęgniarka podeszła do Marka i odciągnęła go na bok.
- Macie imię dla dziecka? Muszę założyć jej opaskę z imieniem i nazwiskiem.
- Tak. Gaja. Gaja Dobrzańska.
- Bardzo ładne imię. I rzadkie – pochwaliła położna zapisując je na opasce.
Wreszcie przyniesiono małą i położono na piersi Uli. Z czułością ucałowała jej czółko.
- Witaj na świecie córeczko.
Marek również pochylił się nad maleństwem. Po jego policzkach toczyły się łzy.
- Wiedziałem, że to będzie najpiękniejsze dziecko na ziemi. Spójrz ile ma włosów. Śliczna dziewczynka – wyszeptał drżącym głosem. Ucałował usta Uli. – Dziękuję ci za ten cud.
Kolejny raz podeszła do niego położna.
- Teraz wyczyścimy żonę i przewieziemy na salę poporodową. Dziecko będzie razem z nią. Proszę wyjść i ochłonąć trochę. Za kilkanaście minut będzie pan mógł znowu zobaczyć je obie.
Podziękował wszystkim i wyszedł z sali. Oparł się o ścianę i przymknął oczy. Był zmęczony, ale to zmęczenie było niczym w porównaniu z tym ogromnym szczęściem, które rozsadzało mu piersi.
- Marek? Marek – otworzył oczy i ujrzał przed sobą swoich rodziców, a także Kamila z dwoma mężczyznami.
- I co synku? Mów.
- Jest śliczna. Trzy i pół kilograma. Pięćdziesiąt cztery centymetry wzrostu. Ma dużo włosów. Ula była bardzo dzielna, bardzo, choć strasznie się wycierpiała. Witaj Kamilu. Kogo przyprowadziłeś?
- Cześć Marek. To mój Kuba, a to Maciek Szymczyk.
Przywitał się najpierw z Kubą a potem uścisnął dłoń Maćkowi.
- Wreszcie mam okazję cię poznać. Naprawdę cieszę się, że tu jesteście. Za chwilę przewiozą Ulę i będzie można do niej wejść, ale chyba na krótko, bo jest senna i wykończona tym porodem. Która właściwie jest godzina? – Helena zerknęła na zegarek.
- Piętnaście po dziewiątej.
- Po dziewiątej? Myślałem, że to trwało wieki a to zaledwie niecałe pięć godzin.
Drzwi sali porodowej otworzyły się i wywieziono z niej Ulę. Chwycił jej dłoń i szedł obok niej.
- Już po wszystkim kochanie. Są tu moi rodzice. Jest Kamil, Kuba i Maciek. Wszyscy chcą zobaczyć maleństwo. Nie będziemy długo, bo musisz odpocząć.
Uśmiechnęła się do niego łagodnie i mocniej ścisnęła jego dłoń.
- Kocham cię – wyszeptała.
Omal nie zemdlał, gdy usłyszał te słowa. Uśmiechnął się do niej najpiękniej jak potrafił.
- Ja też cię kocham. Bardzo.
Ustawiono łóżko w pobliżu okna i zablokowano mu kółka. Chwilę później przywieziono małą Gaję.
Wszyscy zgromadzili się wokół Uli gratulując jej ślicznego dziecka.
- Państwo Dobrzańscy… - powiedziała cicho. – Ja chcę was bardzo przeprosić. Nie miałam pojęcia, że Marek…
- Ciii. Już dobrze Uleńko. Marek opowiedział nam o wszystkim. Bardzo się cieszymy, że to ciebie tak pokochał. Wiemy, że będzie z tobą szczęśliwy. Dziękujemy ci za piękną wnuczkę. Odpoczywaj kochanie i niczym się nie martw. Jak trochę się wzmocnisz, to porozmawiamy.
Kamil i Kuba również pogratulowali im dziecka.
- Pamiętasz Ula, że będę jej chrzestnym ojcem? Dzisiaj wybieramy się z Kubą na zakupy. Mała będzie miała najpiękniejszy wózek i łóżeczko pod słońcem. Urządzimy jej pokoik jak się patrzy, a Marek nam pomoże.
Wreszcie i na Maćka przyszła kolej. Uściskał ją delikatnie i przekazał gratulacje od Ani i swoich rodziców.
- Jak tylko wrócę do domu powiadomię twoją rodzinkę. Pewnie siedzą tam jak na szpilkach i czekają na wieści. Zrobiłem małej kilka zdjęć to im pokażę. Trzymaj się. Będę dzwonił.
Wreszcie zostali sami. Marek usiadł na krześle i przytulił usta do jej dłoni.
- Wiem jak bardzo jesteś zmęczona i nie marzysz o niczym innym, jak o tym, by się przespać choć trochę. Zanim jednak stąd wyjdę, chciałbym załatwić jeszcze jedną rzecz. Wiesz, że kocham cię bardziej niż własne życie i pragnąłbym żebyś była w nim obecna do końca moich dni. Nie potrafię pięknie przemawiać, więc zapytam wprost. Zostaniesz moją żoną? – Wyjął z kieszeni małe etui, w którym spoczywał śliczny, choć skromny pierścionek. Ujęła go w dłoń.
- Jest prześliczny i przyjmuję go. Zostanę twoją żoną.
Przywarł do jej ust całując z miłością.
- A teraz śpij moje szczęście. Do jutra.

- Marek, dokąd ty nas wieziesz? To przecież nie jest droga do mojego mieszkania. - Uśmiechnął się łobuzersko odwracając do niej twarz.
- Nie denerwuj się kochanie. Jedziemy na Sienną. Tam właśnie mieszkam. Przy pomocy Kamila i Kuby urządziliśmy Gai piękny pokoik. Przewieźliśmy też wszystkie twoje rzeczy. Mieszkanie jest ogromne i pomieścimy się w nim doskonale. Zresztą sama zobaczysz i jeśli tylko będziesz chciała, urządzisz je po swojemu. Czekają tam na nas goście. Są moi rodzice, twój tata z rodzeństwem, Maciek z Anią, Antosiem i rodzicami, Paulina z mężem i synkiem, jej brat Alex, a także nasi ulubieńcy Kamil i Kuba. Jest też mój najlepszy przyjaciel Sebastian razem z Violettą, swoją dziewczyną. Wszyscy czekają na ciebie i maleństwo.
Zaparkował przed dwunastopiętrowym blokiem. Wyjął nosidełko, w którym spokojnym snem spała Gaja ukołysana płynnym ruchem samochodu. Wskazał Uli najwyższe, piętro.
- Mieszkamy pod chmurką kochanie, a widok stamtąd jest bezcenny. Chodźmy.
Pod drzwiami usłyszeli gwar rozmów i uśmiechnęli się do siebie.
- Zrobimy wielkie wejście – mruknął Marek i otworzył na oścież drzwi.- Jesteśmy!
Witani byli serdecznie. Każdy gratulował im dziecka i zaręczyn. Ula chłonęła ten obrazek i ściskała dłonie tych, których jeszcze nie znała. Helena przytuliła ją mocno do siebie.
- Dałaś nam największe szczęście. Gaja jest taka śliczna. Po Marku odziedziczyła tę czarną czuprynę i dołki w policzkach, ale oczy ma twoje: piękne, dobre i szczere. Dziękujemy ci Uleńko za naszą wnuczkę.
Długo trwały te rozmowy. Kiedy ułożyła już dziecko w łóżeczku, wróciła do stołu, ujęła kieliszek z wodą mineralną zamiast szampana i wzniosła toast.
- Ponieważ karmię piersią, nie będzie to toast szampanem, ale zapewniam, że będzie równie szczery jakbym to nim go wznosiła. Chcę wam wszystkim serdecznie podziękować. Mojej rodzinie i moim wiernym i oddanym przyjaciołom, którzy zawsze byli obok i wspierali mnie we wszystkim od samego początku. Dziękuję państwu Dobrzańskim za życzliwość i wielkie serce zarówno wtedy, gdy byłam podlotkiem jak i teraz, gdy jestem już dojrzałą kobietą. Dziękuję Paulinie za to, że jest taka wspaniała i zupełnie inna niż kiedyś. Jestem wdzięczna Mariuszowi, Alexowi, Sebastianowi i Violetcie, że zechcieli tu dzisiaj być i dzielić z nami nasze szczęście. Piję za wasze zdrowie kochani i za pomyślność na dalsze lata.

Wieczorem dom opustoszał. Ula nakarmiła małą i uśpiła ją. Przysiadła na kanapie przy Marku i przytuliła się do niego.
- To był męczący, ale bardzo udany dzień, prawda?
- Prawda. Jak już ochłoniemy, to przedstawię ci kilka pomysłów na nasze dalsze życie, bo wiesz, mam taki plan…
- Ty już lepiej nic nie planuj – przerwała mu. - Wiem z doświadczenia, że planowanie nie jest dobre, bo najczęściej wychodzi odwrotnie niż zakładaliśmy.
- Spokojnie kochanie. Ten wypali na bank. Najpierw się pobierzemy. Później ochrzcimy Gaję, a później… Później będzie nam jak w raju. I jak ci się to podoba? – Rozchichotała się.
- Masz rację. Taki plan wypali na pewno i ja nie mogę się już doczekać jego realizacji.
- I za to cię kocham i za wiele, wiele innych rzeczy. Kocham bezwarunkowo.

K O N I E C
Gaja (gość) 2015.06.28 08:18
Witaj Małgosiu,
teraz daję tylko znać, że przeczytałam, więcej po południu:) Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę miłego dnia:)
Gaja
Andziok (gość) 2015.06.28 08:37
Wow, Ulka też się zakochała. Tworzą prawdziwy związek oparty na zaufaniu i trosce no i miłości :) Myślałam, że sytuacja, w której Ulka wyzna także miłość będzie bardziej kameralna. No i to chyba jedyne opowiadanie, w którym nie ma opisanego zbliżenie ;)
Pozdrawiam serdecznie Andziok
magdam (gość) 2015.06.28 09:43
Bardzo piekne zakonczenie :) i to wyznanie milości zaraz po porodzie :) Marek był chyba w 7. niebie :) bardzo pozytywne opowiadanie :) Pozdrawiam i czekam na kolejne :) udanej niedzieli :)
(gość) 2015.06.28 11:27
Ula z miłością szybko się uwinęła. Myślałam, że Marek będzie sie dwoił i troił aby rozkochać Ulę.A tu jedna noc i zakochała się. Chociaż już prędzej coś czuła i wiedziała ,ze warto na Dobrzańskiego postawić. A co najważniejsze, że Gaja ma wielką szczęśliwą rodzinę.
Pozdrawiam i do wtorku.
Ciekawa jestem komentarzy.
RanczUla 2015.06.28 11:31
Ten gość wyżej to ja. Nie zalogowało mnie i poszło jako gość.
B (gość) 2015.06.28 13:32
mamy happy end, Ula zakochana w Marku i trudno jej się dziwić musiałaby być z kamienia żeby nie zakochać się w takim facecie i nie mam na myśli jego urody a charakter, dzieciątko na świecie i choć poczęte w trochę niecodziennych okolicznościach to kochane i wyczekiwane , pozdrawiam B.
Justynka29 (gość) 2015.06.28 15:02
Małgosiu
Piękne zakończenie. Udało ci się doprowadzić mnie do łez a ja tak rzadko się wzruszam. Przeczytałam od razu dwa rozdziały i trochę szkoda, że już koniec. Wiedziałam, że Ula prędzej czy później pokocha Marka. W tym opowiadaniu jawił się jako ideał. Kto by nie chciał takiego mieć. Dzięki twoim opowiadaniom zawsze można oderwać się od rzeczywistości, która nie jest już tak bajkową scenerią. A Gaja to piękne imię. Teraz będą żyli długo i szczęśliwie. Jednak życie pokazało im, że nie wszystko da się zaplanować bo najciekawsze scenariusze piszę samo życie. Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejne opowiadania. Ja na swój blog wracam w drugim tygodniu lipca dopiero. Trochę wyjazdów mnie czeka.
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.06.28 15:13
Wysłałam Ci maila. Pozdrawiam, UiM
jute (gość) 2015.06.28 16:20
Witaj Małgosiu.Jakoś nie potrafię się cieszyć z tego ,że częściej wstawiasz rozdziały.Pojechałam na trochę do wnuczek, (rozdanie świadectw ,musiałam sprawdzić czy sobie tych pasków flamastrami nie domalowały,obejrzeć mecz małej itp.)po powrocie ,spokojna i syta wrażeń,z kawką i papieroskiem weszłam na Twój blog i po chwili miałam dość.Zresztą napisałam Ci o tym wczoraj. Myślałam Małgosiu,że jesteś trochę bardziej "zaimpregnowana"..Kompletnie nie rozumiem ,komu i na co chcesz dać szansę ?Niejakiej pannie Annie na dokończenie opowiadania ? wątpię .Panna tak to opowiadanie zakręciła (chyba miało być ambitne),że w pewnym momencie przestała nad tym bałaganem panować i dała sobie spokój. Nie mam pojęcia ,dlaczego dlaczego uważasz,że jeżeli zakończysz pisanie swoich opowiadań ,to będzie równoznaczne z tym ,że np. ja,zacznę czytać coś innego (nawet jakby coś do czytania było)..To tak nie działa.Czytam to co lubię i co mi się podoba, resztę "olewam", brzydko powiedziawszy i tyle.Proszę Cię Małgosiu,zastanów się jeszcze nad swoją decyzją.Pozdrawiam.
Spinalonga (gość) 2015.06.28 17:46
Małgosiu, fantastyczne zakończenie :) Jak miło przeczytać, że Ula i Marek są razem prawie bez żadnych problemów po drodze i co najważniejsze: bez KŁÓTNI!!!! Pozdrawiam
Gaja (gość) 2015.06.28 18:44
Małgosiu,
cudowne zakończenie fantastycznego opowiadania:) Z pewnością mi nie wypada tak twierdzić, ale bardzo, ale to bardzo mi się podobało!!! Dziękuję Ci za nie! W innych okolicznościach pewnie lewitowałabym ze szczęścia tak jak Marek:), lecz teraz ten stan jest słodko-gorzki:( Bardzo dziękuję, że mogłam się przyczynić chociaż w niewielkim stopniu do powstania tej historii:) Nieustannie jestem pod wrażeniem, że z kilku nieporadnych zdań potrafiłaś wyczarować fikcyjną, a jakże piękną opowieść. Bo czyż można sobie wyobrazić szczęśliwsze zakończenie dla pogubionych w życiu Uli i Marka? I znowu sprawdza się powiedzenie, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło:) Pojawienie się Marka było dla Uli końcem świata, a teraz nie może wyobrazić sobie dalszego życia bez niego:) Jak to dobrze, że Ula uknuła ten misterny plan i jak to cudownie, że pozostała z niego tylko córeczka:) Dziecko, które w założeniu miało być kochane tylko przez Ulę i jej rodzinę ma teraz całą masę ludzi, którzy będą ją nieprzyzwoicie rozpieszczać, a najważniejsze, że będzie to robił jej własny tata i oczywiście mama:) Do tego spełniłaś skryte marzenie Uli, wreszcie jest kochana bezwarunkowo i to nie tylko przez córeczkę:) Miło, że błędy, które w życiu popełniamy niekiedy można przekuć na coś dobrego:) Gorąco pozdrawiam,
Gaja
MalgorzataSz1 2015.06.28 18:48
Dziewczyny
Bardzo dziękuję Wam za komentarze. Zarówno ja i Gaja cieszymy się, że mimo wszystko przyjęłyście to opowiadanie pozytywnie. To cieszy.

Do Jute

Jeśli możesz skontaktuj się ze mną na maila. Chyba gdzieś jest zapisany na blogu.

Pozdrawiam wszystkie najserdeczniej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz