Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POŻÓŁKŁE KARTKI PAMIĘTNIKA" - rozdział 12 ostatni

07 grudzień 2014
ROZDZIAŁ 12
ostatni


Dzisiaj pochowaliśmy mojego tatę. Odszedł cichutko, we śnie. Przez ostatnie tygodnie nie opuszczał łóżka. Był bardzo słaby. Razem z Kingą doglądałyśmy go. Moje serce umiera z rozpaczy i żalu. Najpierw mama, potem Krzysztof i teraz tata. Sekcja zwłok wykazała zatorowość płucną. Nie miał żadnych szans. Pogrzeb gromadzi nas wszystkich. Przyleciał nawet Daniel z Londynu. Bardzo przeżywa tę śmierć. Uwielbiał dziadka Cieplaka. Magda jakoś się trzyma, choć i ona ma zapuchniętą od płaczu twarz, podobnie jak Helena, która uczepiła się kurczowo mojego ramienia. Marek gładzi mnie po plecach. To uspokaja. Od kiedy jesteśmy razem zawsze jest moją podporą, na którą mogę liczyć.
Ta smutna uroczystość przyciągnęła niemal cały Rysiów. Sporo tu ludzi, którzy wiele tacie zawdzięczają. Był bardzo lubiany przez tutejszą społeczność, bo był zawsze uczynny i nigdy nikomu nie odmówił pomocy. Kondolencje trwają dość długo, ale w końcu zbieramy się do domu. Wraz z Kingą i Beatką przygotowałyśmy skromny poczęstunek. Wieczorem żegnamy się ze wszystkimi. Smutne to pożegnanie.

***

Nasze młodsze dziecko dostało się na SGH. Jestem taka z niej dumna. Po mnie odziedziczyła analityczny umysł i zamiłowanie do cyferek. Kręci się wokół niej sporo chłopaków, bo wyrosła na naprawdę piękną dziewczynę. Jest wysoka i szczupła po tacie. Po nim odziedziczyła też kruczoczarne, gęste włosy, które teraz sięgają jej do połowy pośladków. Kiedy się uśmiecha wypełzają na jej policzki te słodkie dołeczki, spuścizna po Dobrzańskich. Roztacza wokół siebie czar i pod tym względem nie różni się niczym od Marka i Daniela. Na szczęście nie jest zbyt zainteresowana żadnym z jej adoratorów.
- Najpierw studia, potem miłość – mawia.
Konsekwentnie się tego trzyma i poświęca cały swój czas nauce. Pierwszy semestr zalicza z najwyższą średnią. Wszystkie przedmioty zdane w zerowych terminach.
- Chcę mieć trochę wolnego po sesji mamuś, a jak pozdaję w zerówce, to będę mieć kilka dni spokoju więcej.
Wieczorem siedzimy z Markiem w wannie i popijamy nasze ulubione chianti. Rozmawiamy o naszych pociechach. Oboje wychowywaliśmy je mądrze, nie rozpieszczaliśmy, uczyliśmy uczciwości i rzetelności we wszystkim czego się podejmą, a przede wszystkim życzliwego stosunku do drugiego człowieka. Nie są zmanierowane. Wiedzą, jaka odpowiedzialność na nich ciąży, bo w przyszłości to właśnie oni będą zarządzać rodzinną firmą.
Marek wznosi swój kieliszek do góry.
- Piję za nas kochanie i za nasze dzieciaki. Mamy dobre życie, choć nie zawsze usłane różami. Ja jednak je kocham i kocham was wszystkich. Jestem bardzo szczęśliwy Ula.
Ta noc jest namiętna, tak jak wiele innych wcześniej. Marek nadal wielbi moje ciało i po nim rozsiewa swoje pocałunki. Tylko on potrafi rozpalić mnie tak, że tracę zmysły. Kochamy się długo i wolno dawkując sobie wzajemnie porcje błogiej rozkoszy. Po świetnym seksie nigdy nie odwraca się do mnie plecami, ale tuli mnie w ramionach do momentu, kiedy nie zasnę ukołysana jego miłością. Przez tyle wspólnie spędzonych lat ona nigdy się nie wypaliła i nadal jej wielki ogień płonie w naszych sercach. To wspaniale mieć poczucie, że trafiło się w życiu na swoją drugą połowę, bo chyba nielicznym to się udaje. My mieliśmy ogromne szczęście.

***

Zbliżają się wakacje. Wreszcie będziemy mogli dłużej nacieszyć się Danielem. Zawsze bardzo przeżywamy rozłąkę z nim. On też nas nie zawiódł. Od drugiego roku ma przyznane stypendium naukowe. Marek tylko kręci głową z podziwu.

- Ja na studiach obijałem się jak tylko mogłem. W kogo on się wdał? Paulina też nie była zbyt zdolna i ledwo zaliczała na trójach. – Śmieję się z niego.
- Na pewno byłeś zdolny, ale leniwy. Jak cię poznałam i zaczęłam pracować w firmie, też jakoś specjalnie się nie udzielałeś. To ja odwalałam większość roboty.
Mój mąż wzdycha teatralnie tuląc mnie do siebie.
- No wiem, wiem. Prawdziwy pracuś z ciebie.
Wieczorem dzwoni Daniel. Mówi, że już wszystko zaliczył i zaczyna się zbierać do wylotu.


- Nie wiem jeszcze konkretnie kiedy, ale na pewno zjawię się w ciągu tygodnia.
Nie mogę się już doczekać. Chciałabym go przytulić, mocno uściskać i powiedzieć mu, że taki syn, to prawdziwe szczęście dla rodziców.

***

Poczuła jak jej ciało się unosi i nie rozumiała jak to jest możliwe. Otworzyła oczy. To Marek trzymał ją na rękach i cicho szeptał.
- Obudziłem się i nie było cię przy mnie. Zasnęłaś nad tym pamiętnikiem. Jest trzecia w nocy. Niewiele snu zostało.
Zaniósł ją do sypialni i ułożył na łóżku. Sam położył się obok i jak zwykle przyciągnął ją do siebie. Zasnęła niemal natychmiast przytulona do jego piersi.

***

Poranek obudził ich zapachem kawy. Wspólny prysznic i szybkie ubieranie się. Zbiegli ze schodów. W kuchni urzędowała Magda z Danielem szykując śniadanie. Na stole pyszniły się chrupiące tosty, a Daniel kończył smażyć jajecznicę. Marek pociągnął nosem.
- Ale pięknie pachnie. Budziliście babcię?
- Budziliśmy, ale i tak czeka na mamę. Ciężko jej się samej ubrać. Chciałam jej pomóc, ale powiedziała, że mama robi to najlepiej.
- No to ja idę – Ula obróciła się na pięcie. – Zaraz będziemy.
Przywitała się z teściową i zapięła jej biustonosz, z którym nie umiała sobie poradzić. Wybrała sukienkę i wciągnęła jej rajstopy.
- Pojadę w tych czarnych czółenkach Uleńko. Będą pasowały.
Wziąwszy ją pod rękę poprowadziła do stołu i usadziła na krześle. Podsunęła filiżankę z herbatą i talerzyk z jajecznicą i tostem.
- Smacznego mamo.
Śpieszyli się. Marek w rekordowym tempie pochłonął śniadanie. Ula poprzestała na jednym toście.
- Musimy lecieć, bo późno już. Daniel uważaj na babcię, a ty Magda pokaż się w firmie jak skończysz zajęcia. No, jedziemy.
Po wyjściu rodziców Magda pozmywała po śniadaniu i powiedziała.
- Właściwie to mogę sobie darować te zajęcia. Mam wszystkie zaliczenia i oceny z egzaminów wpisane w indeksie, a od poniedziałku wakacje. Chyba pojadę z wami na ten cmentarz, a potem do rodziców. Przynajmniej jeszcze obiad podgrzeję tobie i babci. Poczekasz, aż wrócimy z zakupów, prawda? Nie chcę, żeby babcia została sama.
- Nigdzie się nie wybieram. Dawno nie rozmawialiśmy, prawda babciu? Dzisiaj przegadamy do wieczora. Brakowało mi naszych rozmów.
Helena uśmiechnęła się dobrotliwie.
- Mnie też synku i to bardzo.

Ula przywitała się ze swoją sekretarką i poprosiła o kawę. Odkąd Alex sprzedał Markowi swoje udziały zajmowała stanowisko dyrektora finansowego. Marek nie chciał zatrudniać nikogo obcego na to miejsce i uznał, że Ula będzie najlepsza. Właściwie nie miała nic przeciwko temu. Dzieci były odchowane i bardzo samodzielne, a teściowa była jeszcze dość sprawna. I tak zajmowała się przecież firmą w domu, ale w nieco innym zakresie. Mimo to, jej wyliczenia zazwyczaj trafiały do działu finansowego i przechodziły przez ręce Febo. Kiedy nie było go już w firmie niespodziewanie w Adamie Turku znalazła sojusznika. Dopiero wówczas zorientowała się jak bardzo był zastraszony przez Alexa i wbrew sobie musiał wykonywać jego polecenia. W pierwszy dzień jej dyrektorowania szczerze ze sobą porozmawiali. Adam obawiał się, że ona zechce go zwolnić za to, czego doświadczyła od niego w przeszłości. Kiedy zapewniła go, że nie ma takiego zamiaru stał się najlepszym księgowym na świecie i miała w nim duże oparcie.


Weszła Dorota i postawiła na biurku pachnącą kawę.
- Ania chciała z tobą pogadać. Prosiła, żeby dać znać, jak przyjdziesz. Zadzwonisz, czy ja mam to zrobić?
- Przejdę się do niej, bo i ja mam jej coś do przekazania.
Ania pracowała teraz jako asystentka Marka. Jakoś musiał wypełnić tę lukę, a ona skończyła zaocznie studia ekonomiczne i nadawała się na to stanowisko idealnie.
Ula weszła do sekretariatu i przywitała się z nią i Violą.
- Marek wam już mówił, że robimy w sobotę grilla? – Zgodnie pokręciły przecząco głowami. – Jeśli nie macie żadnych planów to zapraszamy was z dzieciakami. Daniel jak wiecie wrócił i chcemy uczcić jego powrót. Dawno się nie widział z waszymi dziewczynami i chętnie z nimi pogada. To co, będziecie? Na szesnastą. Przyjedzie też moja siostra z rodziną i Jasiek. Będzie wesoło.
- Świetny pomysł – rozpromieniła się Violetta. – Zaraz powiem Sebulkowi. Ucieszy się, bo to rzadka okazja. Tylko praca i praca.
- W dodatku ma być ładna pogoda. My też chętnie przyjedziemy Ula.

Marek z Danielem pownosili zakupy. Magda miała rację. Było tego mnóstwo. Ula odgrzała im obiad, a po nim wraz z córką zabrały się do rozpakowywania siatek.
- Pomożesz mi? Zapeklujemy karczek, bo musi przez noc poleżeć w przyprawach. Przygotujemy też szaszłyki.
- Zrobimy jakąś sałatkę? Może taką jak ostatnio? Z kapusty pekińskiej. Wszystkim smakowała.
- W takim razie zrobimy.
Zajęły się krojeniem. Dołączył Daniel pomagając nabijać boczek, cebulę i inne warzywa na długie, drewniane patyczki. Wkrótce cały blat zapełnił się porcjowanym mięsiwem, kiełbaskami i plastrami wędzonego boczku. Na tacy pyszniły się równo poukładane szaszłyki, które Daniel obsypywał szczodrze mieloną papryką.
Ula przygotowała zalewę, w której miał się macerować karczek. Zapowiadało się świetne jedzenie i jeszcze lepsze towarzystwo.
Następnego dnia Marek rozstawił na patio grill. Pogoda rzeczywiście zwiastowała piękny dzień. Wyniósł wygodny fotel i usadził w nim matkę.
- Ty sobie posiedź mamo i odpoczywaj. Jeśli chcesz przyniosę ci coś do picia.
- Nie synku. Nie chce mi się pić. Przynieś mi tylko ten słomkowy kapelusz, bo razi mnie słońce.
- Mam lepszy pomysł. Pamiętasz, że niedawno kupiliśmy cztery wielkie, ogrodowe parasole? Teraz przydadzą się jak nic. Zaraz je rozłożymy i ustawimy stoliki. Daniel! Chodź! Pomożesz mi.

Pierwsi zjawili się Olszańscy. Ich starsza córka Małgosia właśnie zdała maturę i złożyła papiery na filologię romańską. Była podobna do Violetty. Śliczna dziewczyna o długich blond włosach, niebieskich oczach i zgrabnej sylwetce. Była równolatką córki Maćka, Hani i obie skończyły w tym roku jedno z warszawskich liceów. Młodsza o rok Agnieszka była nieco pucołowata i do złudzenia przypominała swojego tatę. Jednak podobnie jak siostra miała ładną figurę i przemiły uśmiech. Po nich zjawiło się rodzeństwo Uli. Jasiek z Kingą i Michałem, a także Beatka z mężem i Julkiem, czteroletnim brzdącem. Na końcu przyjechał Maciek ze swoimi dziewczynami. Hania urodę odziedziczyła po Ani. Ładna czarnula o ciemnobrązowych oczach i smagłej cerze.
Goście rozsiedli się na patio, a Maciek z Danielem zajęli się grillem. Marek przy pomocy Jaśka poustawiał na stole baterię alkoholi i butelki z piwem. Dla pań było wino i zimne napoje. Na początek jednak wszyscy postawili na kawę. Raczono się nią i zajadano do niej ciasto upieczone przez Beatkę i Anię.
Alkohol sprawił, że wróciły wspomnienia o ich początkach w firmie, o zabawnych sytuacjach z Violettą i Pshemko w roli głównej.


Tego ostatniego wspominano ze szczególnym rozrzewnieniem.
- Teraz zażywa spokojnej starości. Kupił jakiś dom w jednej z tych swoich samotni na Mazurach i napawa się przyrodą. Nadal praktykuje Zen, choć wcale buddystą nie jest – mówił Marek. – Na szczęście dla nas schedę po nim przejął Wojtek. Jest równie uzdolniony jak ojciec, chociaż jego wizje są bardziej nowoczesne i awangardowe.


- Szkoda, że mój Krzyś tego nie dożył – odezwała się cicho Helena i otarła łzy. – Byłby taki szczęśliwy widząc was wszystkich i wasze dzieci. Byłby taki dumny z naszych wnuków. Kochał je nad życie.
Ula pogładziła jej ramię.
- Już dobrze mamo. Wiesz, że wzruszenie ci szkodzi. My wszyscy jak tu siedzimy, doskonale wiemy, że był najlepszym człowiekiem pod słońcem. Najlepszym mężem, ojcem i dziadkiem. Najlepszym prezesem, bo potrafił szanować pracowników i dbał o nich. My staramy się postępować tak jak on, bo był dla nas wzorem i bardzo nas wszystkich kochał.

O dwudziestej pierwszej towarzystwo zaczęło się rozjeżdżać. Dziewczyny jeszcze pomogły uprzątnąć wszystko ze stołów chcąc odciążyć Ulę. Młodzież pomyła naczynia.
Ula zdjąwszy ciepły pled z kolan Heleny poprowadziła ją wolniutko do jej pokoju. Przebrawszy ją okryła jeszcze kołdrą i gasząc światło powiedziała „dobranoc”. Daniel z Magdą poszli do swoich sypialni, a Marek wyciągnął jeszcze Ulę na zewnątrz. Usadził ją na wiklinowej kanapie i przysiadł obok okrywając ich kocem. Podał jej kieliszek wina.
- Piękna noc, prawda kochanie? Piękna i ciepła. Spójrz na niebo. Miliony gwiazd mamy nad głową. Ciekawe, która z nich jest nasza.


- No jak to, która? Ta najszczęśliwsza. Nie na darmo mówi się o takich jak my, że urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą. Ja w to wierzę. Gdyby było inaczej nie miałabym ciebie, naszych dzieci i takiego dobrego życia. Ono jest tam gdzieś zapisane. Na pewno takiego szczęścia nie ma Paulina. Miałam ci już powiedzieć wcześniej, ale nie było ku temu okazji. Adam przyniósł wczoraj jakiś włoski tygodnik. Pokazał mi dział nekrologów, a tam nazwisko Franco Rossi. Ona owdowiała Marek. Została kompletnie sama z tym wielkim bogactwem w spadku po nim. Jest wprawdzie jeszcze Alex i na pewno ma więcej oleju w głowie niż ona, żeby móc tym zarządzać. Tak naprawdę nie wiemy, czy ona rzeczywiście była szczęśliwa z tym Franco. Alex do dzisiaj nie ułożył sobie życia. Chyba zaczynam wierzyć, że na szczęście jednak trzeba sobie zasłużyć.
Marek przytulił usta do jej skroni.
- Ja to wiem kochanie od dawna. Żeby być szczęśliwym, trzeba każdego dnia na to szczęście pracować. Tak właśnie starałem się żyć. Oni oboje uważają, że zasługują na wszystko co najlepsze, bo to życie jest im coś winne. Mają bogactwa, ale tak naprawdę są bardzo samotni. Miłości ani kochającej rodziny nie kupią za żadne pieniądze. Przeżyli już tyle lat i nadal nie rozumieją, co jest w życiu najważniejsze. Czasem szkoda mi takich ludzi, ale tylko czasem. My jesteśmy od nich o wiele bogatsi. Mamy dzieci, które nas kochają i szanują. Mamy rodzinę z prawdziwego zdarzenia. – Pogładził opartą o jego ramię głowę żony. Popatrzył jej w twarz. Nawet nie słyszała co mówił, bo spała smacznie utrudzona całym dniem. Uśmiechnął się. Otulił ją szczelniej kocem, wziął na ręce i wolnym krokiem poszedł do ich wspólnej sypialni.

K O N I E C



magdam (gość) 2014.12.07 12:43
Bardzo ładne, ciepłe opowiadanie pokazujace dalsze losy bohaterow :) Przyjemnie czyta sie takie rzeczy :) Fajny pomysl z tym pisaniem w 1 osobie :) inaczej sie czyta i odbiera pewne rzeczy. No i na koncu moral - na szczescie pracuje sie cale zycie :) i nie pieniadze sa w zyciu najwazniejsze, ale rodzina, milosc i przyjaciele. :) Czekam na kolejne opowiadania i pozdrawiam :)
MalgorzataSz1 2014.12.07 13:05
Magdam

Dzięki, że dotrwałaś do końca i dzięki za wszystkie komentarze. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2014.12.07 16:24
Witaj Małgosiu,
jaki cudny koniec opowiadania, Marek noszący Ulę na rękach po tylu latach małżeństwa!!!, a nie mówiący co najwyżej "wstawaj i połóż się do łóżka", bardzo rozczulające i romantyczne:) Faktycznie Oboje urodzili się pod szczęśliwą gwiazdą i Oboje bardzo ciężko pracowali na swoje szczęście, zwłaszcza Ula:), ale jak widać, ten wysiłek się opłacił. Mają cudowną rodzinę i świetnych przyjaciół, aż miło się czyta, że zwariowana Viola i fircykowaty Sebulek też tworzą szczęśliwą rodzinę, bo po innych jakoś tego można się było spodziewać. Trzeba również przyznać, że Ich firma jest bardzo rodzinna, oczywiście wliczając w to przyjaciół. Myślę, że dużo łatwiej się taką firmą zarządza, bo zawsze można na kogoś liczyć i wszyscy pracują na pomyślność firmy, bo wiedzą, że jak firma będzie działała świetnie, to Im też będzie się lepiej wiodło, jak miło, że nikogo nie zżera bezwartościowa zazdrość! Z całą pewnością Krzysztof pękałby z dumy, że Marek i Ula podążają jego śladami. Rewelacyjne jest również to, że młode pokolenie chętnie spędza wolny czas z rodzicami, prawie niewiarygodne, że nie uciekają od tego typu spędów:) Jasno z tego wynika, że wszyscy włożyli dużo pracy w wychowanie swoich pociech. Przecież na tego typu spotkaniach bardzo dużo można się dowiedzieć o swoich rodzicach, dziadkach, ciociach, wujkach, można lepiej się wzajemnie poznać i podpatrzyć/podsłuchać jak rozwiązywać ewentualne problemy. Muszę przyznać, że właśnie ten wspólny grill z młodzieżą wzruszył mnie bardzo. Dziękuję Ci bardzo za to opowiadanie, na początku trochę się zżymałam na Marka, ale okazał się świetnym facetem:). Trochę szkoda, że tej opowieści już koniec, ale oznacza to, że w czwarteczek znowu coś nowego i fascynującego!
Serdecznie pozdrawiam i życzę miłego dnia,
Gaja:)
K. (gość) 2014.12.07 17:24
Małgosiu, już wcześniej pisałam, że to opowiadanie ma w sobie urok. I faktycznie ostatnim rozdziałem to potwierdziłaś. Jest to jedno z niewielu opowiadań gdzie akcja nie kończy się na pogodzeniu Uli i Marka, ich ślubie czy narodzinach dzieci. Tu kończy się gdy oboje są dojrzałymi ludźmi, gdzie ich dzieci są dorosłe i układają sobie życie. Ale nadal pozostają w sobie zakochani, nadal siebie potrzebują, wspierają się i razem idą zgodnie przez życie. Na początku nie mieli łatwo, musieli się wiele przejść i bardzo się postarać aby dopłynąć do tego samego portu. Ale udało im się bo mieli ochotę o siebie i ich uczucie walczyć. Jak wiesz też na początku uważał Marka za niezbyt rozgarniętego szczęśliwca, który niewiele robi a wszystko mu się udaje. Ale po tym rozdziale mogę stwierdzić, że jednak nie był taki beznadziejny. Potrafił docenić to co ma i naprawdę kochał Ulkę i umiał o nią i jej uczucie walczyć. Nawet w dojrzałym wieku. Fajnie, że mogłam zmienić o nim zdanie, że dałaś mi takie argumenty. Trochę podsumowałam całe opowiadanie a nie tylko rozdział, który jest ciepły, rodzinny. Miłość międzypokoleniowa, szacunek, dobro i wzajemne zaufanie. Bardzo mi się podobało. Dzięki. Ciekawe czym nas teraz uraczysz. Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.12.07 19:08
Gaja, K.

Odpowiem w jednym komentarzu Wam obu.
Właśnie tak chciałam, żeby to opowiadanie było odebrane w sposób opisany w Waszych wpisach. To miała być historia niezbyt szczęśliwa na początku i niemal beznadziejna jeśli chodzi o naszą ulubioną parę. Jednak zazwyczaj doprowadzam do tego, że oni są razem (raz się tylko wyłamałam ze schematu). Podziało się tak jak w zwyczajnym życiu. Były wzloty i upadki, jednak końcowy bilans jest bardzo korzystny. Nie obyło się bez dramatów i śmierci najbliższych, ale czyż i my nie tracimy ich wcześniej czy później?
Chciałam ukazać rodzinę wielopokoleniową, która świetnie się ze sobą dogaduje, darzy wzajemnym szacunkiem, wspiera w trudnych momentach i dba o siebie wzajemnie. Jeśli to mi się udało, poczytuję to sobie za duży plus. Minusem jest to, że nie przedstawiłam tak jak chciałam intencji Marka względem Uli po urodzeniu się Daniela i dlatego Wasze komentarze tak bardzo mnie zaskoczyły. Na szczęście obie piszecie, że Marek zyskał w Waszych oczach i to mnie bardzo cieszy.

Następna historia będzie rozwinięciem miniaturki Biedronki i będzie krótka, bo zaledwie trzy rozdziałowa. Przyznam, że nie miałam na nią dobrego pomysłu i wcale nie jestem zadowolona z tego, co wyszło. Myślę, że może nie spodobać się Biedronce i tego obawiam się najbardziej. Kiedyś już rozwijałam jej miniaturkę, ale wtedy wyszło dobrze. Publikowałam ją pod tytułem "Pokochaj mnie tato". Ale zobaczymy, bo skoro jednak już została przeze mnie napisana to mimo mojego niezadowolenia wstawię ją na blog.

Chcę Wam serdecznie podziękować za imponujące komentarze, które pojawiały się pod każdą częścią opowiadania i oczywiście wciąż liczę na więcej.
Serdecznie obie pozdrawiam. :)
Gośka (gość) 2014.12.07 20:14
Warto było czekać do końca, aby przeczytać taką piękną puentę na koniec. Nie wiem czy już o tym pisałam, ale uwielbiam z filmów, książek, z opowiadań a nawet bajek czerpać życiowe mądrości. Czasami ciężko wcielać je w życie, ale warto je znać.
Gdybym czytała jednego dnia wszystkie rozdziały to byłoby mi smutno, że tak wielu bohaterów umiera. Patrząc na to jak na odcinkowe opowiadanie, stwierdziłam, że jak ktoś umierał to później działo się coś ważnego. Śmierć Krzysztofa - przyjechała Paulina i oczywiście namieszała.
Znalazłam małą nieścisłość, chociaż tak mi się wydaję.
W pierwszym rozdziale było dodane zdjęcia Magdy i nie ma kruczoczarnych długich włosów :( :P
Jak zawsze szkoda, że to już koniec, ale może to dobrze, bo przecież trzeba wiedzieć kiedy zakończyć, aby nie było to niekończącą się rzeką. A zakończenie w dobrym momencie i takie sielankowe. Takie nierealne, a może ja żyję w świecie nieudanych małżeństw.
I jak ja bym chciała zobaczyć moich rodziców w roli tych wiecznie zakochanych bohaterów, to byłoby coś. Niestety nie wszystkie marzenia się spełniają, a marzyć nikt nie zabrania.
Pozdrawiam i czekam na czwartek
MalgorzataSz1 2014.12.07 20:26
Gosiu

Masz rację jeśli chodzi o kruczoczarne włosy Magdy. To jednak nie jest nieścisłość, ale brak adekwatnego zdjęcia, którego bardzo długo poszukiwałam w sieci i nie znalazłam nic odpowiedniego. Liczyłam jednak na Waszą wyobraźnię, nieśmiało sugerując taki wygląd dziewczyny. Ja szukałam zdjęcia długowłosej czarnuli w dodatku z dołeczkami w policzkach i znalazłam tylko to, które wkleiłam.
Piszesz, że z opowiadań, a nawet bajek lubisz czerpać życiowe mądrości. Tym stwierdzeniem wprawiłaś mnie trochę w zakłopotanie, ponieważ ja doświadczenie życiowe mam całkiem spore, ale czy tak wiele w nim życiowych mądrości, to mogłabym się spierać, bo one dopiero się pojawiają w momencie jak człowiek na czymś się już sparzy. Jak to mówią człowiek uczy się na błędach. Ja mogę do tego dodać, że dopiero po nich wyciąga wnioski i stara się ich już nie popełniać, chociaż nie zawsze to się udaje. Jednak bez wątpienia nabiera przez takie rzeczy życiowej mądrości.

Baaardzo dziękuję za komentarze i zapraszam Cię w czwartek, chociaż tak jak napisałam już wyżej z tego mini opowiadania nie do końca jestem zadowolona. Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Gośka (gość) 2014.12.07 20:42
Nie chciałam wprowadzać w zakłopotanie. Po prostu u mnie w komu zawsze uczono mnie, aby żyć mądrze, wyciągać wnioski szybciej i może spowodowane jest to pokoleniowym czytaniem podobnych książek. Przecież jeżeli autor kończy swoje dzieło morałem, który po głębszym zastanowieniu staję się prawdziwym, to dlaczego by w życiu z tego nie korzystać? Jeżeli go użył i podał dla większej publiki to musi się z nią zgadzać, a może takie coś przeżył.
Może to źle, że zwracam uwagę na takie moralne zdania, na razie nie potrafię określić czy to dobrze czy źle.
jute (gość) 2014.12.07 21:26
Witaj Małgosiu,Jakoś zbyt szybko skończyło się to opowiadanie.Mam następny niedosyt.Od poprzedniego odstępuję.Po przemyśleniu sprawy doszłam do wniosku,że takie rozpieszczanie właściwie chyba jest wpisane w codzienność udanego związku, więc opisywanie tego zamieniło by opowiadanie w tasiemca.Małgosiu absolutnie nie myślałam o opisywaniu "wrzosowisk"..Nie będę udawać,że nie lubię scen erotycznych.Uwielbiam,A wy nie?. No kurde można sobie pooglądać jak "TO" wygląda u kogoś innego,powspominać czy porównać.Ale tym razem nie o to mi chodziło.Najbardziej jednak podoba mi się końcówka.Spokój i szczęście.Fajne jest tez to,że każdy dostał to , na czym mu zależało.Nawet Paulina.Chciała dużą kasę,to ma.Zawsze może sobie zołza wyjąć plik banknotów przytulić je i porozmawiać z nimi..Nie wydaje mi się żeby młodzi omijali "spędy" rodzinne.Chyba że w rodzinie jest dużo ciotek, których głównym celem jest mieć "za złe".Małgosiu , na forum było chyba jeszcze jedno nie dokończone opowiadanie Biedronki.Czy też napiszesz cd. ,bardzo bym chciała .Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2014.12.07 21:46
Gosiu

Postępujesz słusznie a to co napisałam o sobie w komentarzu, to tylko moje luźne, prywatne dywagacje. Żeby była jasność, to ja bardzo się cieszę, że można wyciągnąć z moich opowiadań jakieś pozytywne wnioski dla siebie. Oznacza to wówczas, że treść jaką chciałam przekazać nie jest dla czytelnika obojętna i ma jakiś sens.
Buziaki. :)

Jute

Masz rację, co do jeszcze jednego opowiadania Biedronki i to chyba Ty, o ile sobie przypominam pytałaś, czy będę je kontynuować. To opowiadanie "Zapomnieć". Mam już je na tapecie w tym sensie, że przygotowałam je do dalszego pisania, ale jak pamiętasz temat, który podjęła Biedronka nie jest łatwy, a ja jeszcze nie mam koncepcji na dalszy ciąg. Muszę się solidnie do tego przygotować, bo rzecz dzieje się w szpitalu i koniecznie trzeba przygotować się do pisania pod względem "medycznym". Oznacza to ni mniej ni więcej jak zapoznanie się z medycznymi konsekwencjami wypadku, któremu uległ syn Uli. Czeka mnie więc grzebanie w internecie i poszukiwanie wiedzy w tym temacie, bo nie będę przecież opisywać wyssanych z palca pierdół. Może w sanatorium przyjdzie mi coś do głowy i zacznę pisać?

Co do "wrzosowiska", to z całą pewnością lubimy czytać takie sceny, ale jak ja mam je opisać, to wierz mi, że sprawiają mi trudność, głównie dlatego, że opisałam ich już tak wiele, iż zachodzi obawa powtórki z rozrywki. Wbrew pozorom nie ma aż tak wiele słów, którymi można by było opisać akt miłosny, a przynajmniej ja chyba nie mam ich zbyt wiele i użyłam już wszystkie, które znam. Może jeszcze kiedyś pokuszę się jeszcze o napisanie kilku, ale chyba będę musiała to dobrze przemyśleć.

Dzięki kochana za każdą wizytę na blogu i komentarze. Pozdrawiam najcieplej. :)
amicus (gość) 2014.12.07 23:53
No i dobrnęliśmy do szcześliwego końca opowiadania, które było inne. Inne, nie znaczy gorsze od pozostałych, które napisałaś. Po raz pierwszy zastosowana konwencja pamiętnika sprawdziła się chyba całkiem nieźle, patrząc na ilość wpisów pod każdym rozdziałem. Ja w każdym razie gratuluję tego niecodziennego pomysłu. Ta historia z początku wywoływała u nas oburzenie, bo Marek był po prostu idiotą i egoistą. Dobrze, że w późniejszych latach potrafił wynagrodzić Uli to poświęcenie, potrafił ją kochać i być jej wierny. Potrafił się cieszyć z rodziny, którą stworzyli. Pokazałaś zwykłe, normalne życie. Życie kobiety, która choć ma wiele obowiązków i czasamu brak czasu na odpoczynek, to jednak jest szczęśliwa.
Czekam na coś nowego. Pozdrawiam serdecznie :)
Natalia (gość) 2014.12.07 23:54
Piękne zakończenie. Ani nie za słodkie, ani nie za gorzkie. Po prostu idealna wielka prawdziwa i szczera miłość. Dobrzyńscy tacy rodzinni, no kto by pomyślał :d
pozdrawiam serdecznie, miłej nocki życzę :D
MalgorzataSz1 2014.12.09 22:09
Amicus, Natalia

Bardzo dziękuję dziewczyny za miłe słowa i pozytywny odbiór tej historii. Zapraszam Was jak zwykle w czwartek, chociaż myślę, że to krótkie opowiadanko, które zacznę publikować nie będzie zbyt porywające, ale ocenę pozostawiam Wam.

Pozdrawiam. :)
Gośka (gość) 2014.12.11 17:22
Czy coś się stało?
Gaja (gość) 2014.12.11 18:10
Witaj Małgosiu,
dołączam do grona zaniepokojonych. Mam nadzieję, że niesłusznie i nic złego się nie stało:)
Pozdrawiam,
Gaja:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz