Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"POŻÓŁKŁE KARTKI PAMIĘTNIKA" - rozdział 3

06 listopad 2014
ROZDZIAŁ 3


Wreszcie wszystko wróciło do normalności. Mam tu na myśli to, że pan Krzysztof po długim pobycie w szpitalu wrócił do domu, a Marek i jego mama odetchnęli z ulgą. Teraz, kiedy się już wzmocnił, wyjedzie wraz z żoną na kurację do Szwajcarii. To Marek ją załatwił. Koszty pewnie ogromne, ale najważniejsze jest zdrowie.
Violetta trochę odpuściła i nawet zaczęła wypełniać polecenia. Ciekawe jak długo… Z płaczem przyznała się Markowi, że ta kradzież umowy, to jej sprawka.
- On musiał mi chyba czegoś dosypać do kawy. Umówiłam się z nim raz, czy dwa, bo myślałam, że mu się podobam, a jemu zależało tylko na jakichś dowodach przeciwko tobie. Nie zwalniaj mnie Marek. Ja wiem, że źle postąpiłam i przysięgam ci, że to się już nigdy więcej nie powtórzy. Wykonuję wszystkie polecenia Uli i nie obijam się już.
Śmiać mi się chciało, bo byłam świadkiem tej rozmowy. Jednak poczuła zagrożenie i przyznała się do wszystkiego jak na świętej spowiedzi. Najlepszy był Marek, bo ze śmiertelnie poważną miną oznajmił jej, że da jej drugą szansę, ale tylko dlatego, że ja się za nią wstawiłam. Zatkało mnie, bo nic takiego nie miało miejsca, chociaż tak naprawdę, to wolę już pracować z Violettą niż z kimś, kogo nie znam.

***

Pokaz zbliża się wielkimi krokami. Pracujemy jak dzikie woły. Marek się zaangażował i nie zrzuca już na mnie wszystkiego. Trochę się zmienił podczas choroby ojca. Chyba zrozumiał, że nikt nie jest wieczny, a jak Krzysztofowi zabronią pracować, to albo on, albo Alex będzie musiał zarządzać firmą.
Paulina nie daje mu spokoju. Ciągle przychodzi i robi mu awantury. On chyba ma jej serdecznie dość. Nie bardzo wiedziałam, o co tak się ciska, aż wreszcie dzisiaj usłyszałam, że to ja jestem przyczyną tych drak. Poczułam się okropnie. Wparowała do niego nawet nie domknąwszy za sobą drzwi, które mimowolnie otworzyły się na oścież. Akurat wróciłam z bufetu.


- Nie dopuszczę! Rozumiesz? Nie dopuszczę, żeby ta wiejska dziewucha była obecna na pokazie! Nie będę za nią świecić oczami! Czy ty nie widzisz, że ona przynosi wstyd firmie? Ubiera się jak łachmaniara w ciuchy wyciągnięte ze śmietnika. Jeśli ona się tam pokaże, ja wychodzę. Zapamiętaj sobie.
- Ona musi na nim być! – Marek starał się przekrzyczeć Paulinę. – Po pierwsze bardzo się przy nim napracowała, a po drugie tylko ona zna niemiecki. Jak chcesz rozmawiać z madame Krüger? Przy pomocy języka migowego? Nie bądź idiotką!


- Jeszcze zobaczymy! Pożałujesz, jeśli ją tam zobaczę! – Odwróciła się na pięcie i wypruła z gabinetu obrzucając mnie pogardliwym spojrzeniem i potrącając moje ramię.
Stoję na środku sekretariatu i zalewam się łzami. Nie potrafię ich powstrzymać. Paulina ma rację. Jak ja mam się pokazać wśród tylu znamienitych gości? Przecież nawet nie mam się w co ubrać. Przy okazji zawiodę Marka, bo liczył na mnie w kwestii tłumaczenia z niemieckiego. Uskładałam wprawdzie trochę pieniędzy, ale na wszystko na pewno nie starczy. Żeby kupić jakąś ładną sukienkę, pójść do fryzjera i optyka muszę mieć co najmniej drugie tyle. Bez sensu, bez sensu…
Marek zauważa mnie i czuje się nieswojo. Podchodzi do mnie, obejmuje ramieniem, prowadzi do gabinetu i sadza na kanapie. Zamyka drzwi i siada obok mnie. Ujmuje moje dłonie i mówi cicho.
- Przepraszam cię Ula za nią. Czasami potrafi być nieobliczalna i nie panuje nad słownictwem. Nie płacz już, bo opuchną ci powieki.
Wyciąga z kieszeni paczkę chusteczek higienicznych i wyjmuje jedną z nich. Ściąga mi okulary i delikatnie wyciera mi nią oczy. Trochę zawstydza mnie ten gest. Rumienię się.
- Dziękuję Marek, – mój głos drży jeszcze od płaczu – ale Paulina ma rację. Ja nie mogę się tam pokazać. Nie mam nic odpowiedniego, co mogłabym założyć.
- O to nie musisz się martwić, bo Pshemko przygotował dla ciebie piękną sukienkę. – Wstaje z kanapy i ze stojącej obok szafy wyciąga wielkie pudło. – Proszę. Mam nadzieję, że będzie ci pasować.


Otwieram je nieśmiało. Moim oczom ukazuje się najpiękniejsza sukienka, jaką kiedykolwiek widziałam. Nie mogę wykrztusić słowa. Znowu łzy moczą mi policzki.
- Ale… dlaczego…? Z jakiej racji…?
Marek uśmiecha się do mnie najpiękniej.
- Bo bardzo chcę, żebyś wyglądała wyjątkowo w tym ważnym dla nas dniu.
Niosę te sukienkę jak najświętszą relikwię. W domu przymierzam i już wiem, że jak tylko zrobię porządek z włosami i zmienię okulary, będę wyglądać tak jak powinnam i nie przyniosę Markowi wstydu.

***

Patrzę na twarz w lustrze i nie poznaję sama siebie. Czy to nadal jestem ja? Czy to naprawdę ja? Z lustra zerka na mnie ładna kobieta z delikatnym makijażem, bez okularów, a mimo to widzi świetnie dzięki soczewkom. Profesjonalnie ostrzyżone włosy koloru ciemnej czekolady z miedzianymi refleksami nadają fryzurze połysku i lekkości. To jednak ja, ale jak bardzo odmieniona. Wystarczyło niewiele, a ja wreszcie przypominam człowieka.
- Wygląda pani zjawiskowo – szepcze mi do ucha mistrz fryzjerski. Uśmiecham się i dziękuję mu za komplement. Wracam wreszcie do domu. Tata ściska mnie i mówi wzruszony.
- Jesteś tak bardzo podobna do mamy córcia. Jesteś tak samo piękna jak ona.
Tata nawet nie ma pojęcia jak dobrze poczułam się po jego słowach. A teraz idę spać. Jutro dzień pokazu, a ja dam z siebie wszystko i sprawię, żeby Marek był ze mnie dumny.


***

Maciek mój najlepszy przyjaciel od dziecka obiecał, że zawiezie mnie do Łazienek. To tam ma odbyć się pokaz. Stoi teraz w przedpokoju przestępując z nogi na nogę i omiata mnie wzrokiem. Jest wyraźnie zaskoczony, a nawet zszokowany.
- No, no – wystękuje z siebie. – Ale się wylaszczyłaś. Prawdziwa piękność z ciebie. Twój szef cię nie pozna.
Uśmiecham się do niego i mówię.
- Nie będzie tak źle Maciuś. Poza tym tam będą naprawdę piękne kobiety, szczególnie modelki. Ja wśród nich to jak Kopciuszek.


Pakujemy się do starego Volvo Maćka. Ten samochód to stary grat i często się psuje, ale Maciek kocha to auto i ciągle je reanimuje. Dzisiaj jednak nie było żadnej przykrej niespodzianki i szczęśliwie docieramy na miejsce. Umawiam się jeszcze z Maćkiem, że zadzwonię, jak będzie już po wszystkim.
Jestem trochę za wcześnie, ale to nic nie szkodzi. Wchodzę do wnętrza Starej Pomarańczarni i widzę uwijającego się wśród modelek Pshemko. Kiedy schodzi z wybiegu podchodzę i witam się z nim. Obrzuca mnie spojrzeniem jakby widział mnie po raz pierwszy. Wreszcie zapala mu się w głowie jakaś lampka i wykrzykuje.
- Urszula?! Dobry Boże, jaka jesteś piękna! Wiedziałem, że ta sukienka będzie pasować idealnie.
Ściska mi dłonie, a ja dziękuję mu wzruszona, że pomyślał o mnie i zadbał o mój wizerunek. Idę na zaplecze do Izy, która dzisiaj ma pełne ręce roboty. I ona jest pod wrażeniem mojego wyglądu. Proponuję pomoc, którą z wdzięcznością przyjmuje. Podaję jej dodatki do każdej sukienki. Wreszcie modelki są ubrane i uczesane. Za dziesięć minut się zacznie. Na zaplecze wchodzi uśmiechnięty Marek.
- Szukam Ul…i… - dostrzega mnie i staje jak wmurowany. W jego oczach odkrywam bezbrzeżne zdumienie połączone z podziwem.



Lustruje moją sylwetkę od stóp do głów. To trochę krępujące i czuję jak moje policzki płoną. Spuszczam głowę, a on podchodzi do mnie i podnosi mój podbródek. Patrzę mu w oczy, które teraz przypominają dwie pięciozłotówki. Chyba nigdy nie widziałam ich z tak bliska. Są piękne, stalowo-szare, kryją dużo ciepła i łagodności.
- Twoje piękno niemal zwaliło mnie z nóg – mówi cicho. – Dzisiaj będziesz gwiazdą tego wieczoru. Musimy iść, bo za chwilę pojawi się Ingrid Krüger i nie poradzę sobie z nią bez ciebie. – Ujmuje mój łokieć i wyprowadza z zaplecza. Stajemy oboje w wejściowych drzwiach. Nadchodzą pierwsi goście. To rodzice Marka, a za nimi jego narzeczona z bratem. Ona obrzuca mnie zdziwionym spojrzeniem. Zbladła, czy mi się wydaje? Pewnie nie spodziewała się widzieć mnie w takiej odsłonie. Mam satysfakcję, bo dzięki tej metamorfozie utarłam jej ten dumny, włoski nos, a najważniejsze, że nie rozczarowałam Marka.
Zaczęło się. Marek wchodzi na wybieg z mikrofonem i wita wszystkich gości.


Po chwili wywołuje mnie. Staję obok niego i tłumaczę dokładnie każde jego słowo na angielski i niemiecki. Witam najważniejszego gościa wieczoru, Ingrid Krüger. To obok niej mam wyznaczone miejsce, żeby tłumaczyć na bieżąco. Madame Krüger nie jest atrakcyjną kobietą.


Jest bardzo elegancka i odziana w markowe, drogie rzeczy, ale jej rysy twarzy są zdecydowanie męskie. Taki trochę babo-chłop. Jednak wydaje się być bardzo miła i życzliwa. Nawet przez chwilę rozmawiamy na prywatne tematy nie dotyczące pokazu. Już po nim Ingrid mówi, że jest pod ogromnym wrażeniem geniuszu naszego projektanta. On sam rozpływa się słysząc tyle pochwał. Siedzimy przy dużym, okrągłym stole, a ja ciągle tłumaczę. W pewnym momencie Niemka zwraca się do Marka mówiąc mu, że ma bardzo kompetentną asystentkę i do tego bardzo piękną. Widzę jak Paulina Febo zaciska szczęki, bo słowa Ingrid przeczą wszystkiemu, co do tej pory o mnie myślała. Kolejny raz się rumienię, ale tłumaczę słowo w słowo. Mówię Ingrid, że nie jestem asystentką Marka, tylko sekretarką. Pochyla się w moim kierunku i szepta mi do ucha.
- To poważne niedopatrzenie Ursula. Sekretarką może być byle kto, a ty jesteś wybitna.
Mile łaskoczą moje ego te słowa. Uśmiecham się do niej wdzięcznie dziękując jej za nie.
Zaczyna się część rozrywkowa i ludzie wychodzą na parkiet. Marek tańczy z Pauliną, Krzysztof poprosił Ingrid.


Mnie porywa do tańca Oscar, jej asystent. Jest gejem, ale to przecież w niczym nie przeszkadza, bo przy okazji naprawdę fajnym facetem. Po trzecim wspólnym tańcu siadam przy stole na swoim miejscu. Teraz Ingrid tańczy z Markiem, a jego narzeczona z bratem. Czuję ukłucie w sercu, bo Paulina wygląda naprawdę pięknie i wizualnie bardzo pasują z Markiem. Oboje wysocy, smukli, przyciągają spojrzenia. Gdyby ona nie była jeszcze tak wyniosła i miała w sobie nieco pokory… Wzdycham. Ta wyniosłość i duma sprawiają, że ludzie traktują ją z dystansem. W dodatku kompletnie nie ma poczucia humoru, nie rozumie dowcipów, niuansów i obraża się o byle co. Nie wiem, co Marka w niej pociąga. Są jak woda i ogień, w dodatku bez przerwy w opozycji i nie potrafią się dogadać. Czuję w kościach, że z tej mąki to chleba nie będzie.
Poczułam dłoń na swoim ramieniu i podnoszę głowę. To Marek stoi przede mną i prosi o taniec. Nie odmawiam. To wspaniale móc chociaż na chwilę utonąć w jego ramionach. Przytula policzek do mojej skroni i wciąga zapach moich włosów. Niech ten taniec nigdy się nie kończy. Chcę tak trwać i trwać.
Widzę jak Paulina zezuje w naszą stronę. Bez wątpienia jest zazdrosna i już się boję, czy Marek nie będzie miał z mojego powodu kolejnej awantury. Po dwóch przetańczonych kawałkach odprowadza mnie na miejsce. Ponownie wracam do roli tłumacza. O północy Ingrid jest zmęczona i chce wracać do hotelu. Obiecuje wizytę w firmie jutro do południa. Marek jest uszczęśliwiony podobnie jak Pshemko. Wszyscy żegnają ją z wielką atencją. Podchodzę do mojego szefa i pytam, czy będę jeszcze potrzebna, bo jeśli nie, to również chciałabym wrócić do domu. Idzie ze mną na zaplecze, bo tam zostawiłam żakiecik. Pomaga mi go włożyć i mówi.
- Chcę ci bardzo podziękować Ula za wszystko. Gdyby nie ty, poległbym dzisiaj marnie. Zapewniam cię, że potrafię się odwdzięczyć, a jutro musimy porozmawiać.
Znowu wypełza mi na twarz ten zdradliwy rumieniec. Marek patrzy na mnie z zachwytem? Bąkam tylko, że nie musi mi się odwdzięczać, bo to moja praca i mówię „dobranoc, do poniedziałku”.
Szybkim krokiem ruszam do bramy. Widzę zniecierpliwionego Maćka co chwilę zerkającego na zegarek.
- Już jestem Maciuś - wysapuję. – Przepraszam, że musiałeś czekać.

Przyklejam nos do szyby i jeszcze raz rozpamiętuję ten wieczór. Tańczyłam z Markiem. Przytulał mnie i mówił tyle miłych rzeczy. Chyba już nigdy nie wyleczę się z Markoholizmu.
Ten dzień był wspaniały, bo Marek postawił się Paulinie. Stanął po mojej stronie i w konsekwencji wbrew jej oczekiwaniom sprawił, że byłam obecna na tym pokazie. Oby tylko nie urządziła mu kolejnej draki z mojego powodu.
Zasypiam ukołysana wspomnieniem o jego silnych ramionach, szczerym uśmiechu, zniewalającym zapachu jego perfum i jest mi cudownie błogo i rozkosznie. Tylko ta niepokojąca myśl wkręcająca się jak wiertło w czaszkę, że on nie jest dla mnie, bo poza życzliwym stosunkiem do mojej osoby, nie będzie mógł mi nic więcej zaoferować.


magdam (gość) 2014.11.06 08:51
Witaj Małgosiu :)
Ciesze się, ze juz z rana jest kolejny rozdzial :) opopwiadanie juz zaczyna odbiegac od serialu, co bardzo mnie cieszy :) Ula juz odmieniona, Marek pod wrazeniem jej przemiany :) odpadło wiec wszystko co zwiazane z podstepem Marka, aby zatrzymac Ule tylko ze wzgledu na weksle...no przynajmniej biorac pod uwage wyglad Ulki :D Ciekawe jak sie potocza dalsze losy....czy Marek odwola slub? Czy dopiero po slubie bedzie romans? Takiego opowiadania chyba jeszcze nie bylo....Choc nie wiem czy Ula bylaby zdolna do romansu z żonatym facetem.,..ale w sumie kocha Marka :) jestem bardzo ciekawa co dalej :)
Powiem ci Małogosiu, ze kolejny raz czytam opowiadanie "Strate" i nie moge wyjsc z zachwytu :)
Pozdrawiam :* :)
K. (gość) 2014.11.06 10:22
Małgosiu, bardzo ciekawy rozdział. Już odchodzimy od serialu - przemiana Uli zdecydowanie wcześniej (uwielbiam tę jej czerwoną sukienkę :)). Marek jest nią zafascynowany, coś zaczyna się w nim zmieniać, bardzo powoli ale jednak. Paula wie, że Ula jest dla niej zagrożeniem i brzydka i piękna Ula to dla niej konkurencja - jest tak inna od zimnej Pauli, dzieli je wszystko. Intrygujesz naprawdę. Skoro Ula jest zakochana i piękna a Marek zaczyna to zauważać to gdzie tu miejsce dla Pauliny. Chyba, że zaraz po pokazie wyskoczy z ciążową niespodzianką - czego wykluczyć nie można. Ach mnożą mi się domysły i pomysły ale poczekam cierpliwie.
Pozdrawiam serdecznie.
MalgorzataSz1 2014.11.06 11:08
Magdam


Rzeczywiście troszkę odbiegłam od serialu, chociaż będą pojawiać się jeszcze fragmenty z nim związane. Z całą pewnością nie powrócę do intrygi. W tym opowiadaniu Marek od początku jest Uli bardzo życzliwy zarówno wtedy jak nie była piękna i teraz, gdy dokonała przemiany. Wiemy, że w serialu zdarzało mu się określać ją mianem Brzyduli, ale tutaj nic takiego nie ma miejsca. Są przede wszystkim przyjaciółmi, a przyjaciele nie robią sobie świństw. O wekslach nie ma mowy, bo firma stoi dobrze i nie musi się podpierać kredytami branymi przez Ulę.
Czy Marek odwoła ślub, wkrótce się przekonasz. Jeśli chodzi o romans, to tak naprawdę go nie będzie.
Bardzo się cieszę, że wracasz do moich starych opowiadań. "Strata", to dosyć przejmująca historia i komuś, kto lubi się wzruszyć na pewno przypadnie do gustu.


K.


Marek z całą pewnością dostrzega piękno Uli. Nie zapominajmy jednak, że jest zaręczonym facetem, któremu niemal od dziecka wmawiano, że Paulina jest mu pisana, jest jego drugą połówką. Ciężko zmienić myślenie u człowieka karmionego od dziecka takimi informacjami. Marek nie odbiega tu od normy, bo niezależnie od tego jak podła jest panna Febo, on uważa, że powinien wywiązać się z ustaleń poczynionych przez rodziców ich obojga. Paulina ma swoje miejsce w tej historii i to dość znaczące. Kolejne rozdziały na pewno to udowodnią. Tak, czy siak ciąży po pokazie nie będzie.

Serdecznie dziękuję za komentarze dziewczyny i równie serdecznie pozdrawiam Was obie. :)
kawi ;) (gość) 2014.11.06 11:29
Chciałabym zobaczyć minę Pauliny, gdy zobaczyła taką wyglancowaną Ulkę ;)
Marek zaczyna chyba dostrzegać w niej nie tylko przyjaciółkę, ale również i kobietę.
Jestem bardzo ciekawa jak to się wszystko dalej potoczy.
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nową część "Spadochronu" :)
MalgorzataSz1 2014.11.06 13:32
Kawi

Po półgodzinnych próbach nie jestem w stanie dodać komentarza na Twoim blogu. Po prostu to nie działa przez ten cholerny kod cyfrowy. Przedtem mi się udało, bo był literowy, dzisiaj wyskakują same cyfry. To nie na moje nerwy. Jeśli tego nie zlikwidujesz nikt nie będzie w stanie skomentować rozdziałów. Ja swój komentarz zostawiam poniżej. Jeśli Ci się uda, to przeklej go na swój blog. A oto on:

"Twoje opowiadania dają zawsze do myślenia. Zastanawiam się nad matką Meli. Z tego co przeczytałam, ona ma depresję, bo opuścił ją mąż lub partner. Relacja między nią a córką jest totalnie odwrócona, co mnie nie podoba się w ogóle. To matka powinna ją pocieszać, jeździć z nią do specjalistów i robić wszystko, nawet wyjść ze skóry, żeby córka trafiła do najlepszych. Najłatwiej jest podciąć sobie żyły, co robi. Jestem pełna potępienia dla takich matek, które zamiast wziąć się w garść, wziąć za bary z życiem stają się ofiarami depresji prawdziwej lub tej udawanej. Nic dziwnego, że Mela szuka towarzystwa Amelii. Cóż może dostać od matki? Kompletnie nic. Może nie mam na tyle empatii i wrażliwości w odniesieniu do takich matek. Zupełnie mi nie żal tej tutaj. Żal mi tej młodej dziewczyny, która nosi w sobie piętno śmierci, choć tak naprawdę jeszcze nie zaczęła porządnie żyć, tak jak Amelia.
Pozdrawiam. :)

Jeśli chodzi o mój rozdział, to mina pauliny była rzecz jasna bezcenna, bo przecież spodziewała się pokracznej Brzyduli w kiepskich ciuchach, a zobaczyła prawdziwą piękność.

Buziaki. :)
Gaja (gość) 2014.11.06 18:40
Witaj Małgosiu,
przepraszam, że dopiero teraz, ale ostatnie dni to jakieś fiksum dyrdum, wszystko idzie nie tak, pewnie to moja wina:( Dobrze, że chociaż na Ciebie można liczyć. Bardzo fajny ciąg dalszy, Twoja Ula jest taka różna od tej serialowej i nie chodzi mi tu o jej szatę zewnętrzną. Dość konkretnie myśli, mało żyje marzeniami, w sumie to ekstra. Marek zachowuje się bardzo poprawnie, jest taki wyważony, tak jak na szefa przystało. Chociaż z drugiej strony, dość mocno Go zatkało na widok odmienionej Uli, co na pewno bardzo podniosło samoocenę Uli. Za to na Paulinkę zawsze można liczyć. Przyznaję, że nie potrafię Jej zrozumieć nic a nic. Wydawałoby się, że ma wszystko żeby być szczęśliwą: urodę, pieniądze, fajnego narzeczonego, oddanych przyszłych teściów i brata, niestresującą pracę, podziw innych itd., itp., a ona ciągle niezadowolona, bije od niej lodem na kilometr, dlaczego? Czyżby jakieś traumatyczne przeżycia z czymś związane, np. ze śmiercią rodziców?, bo przecież takie ciągłe niezadowolenie z życia nie jest normalne, czy nie? Myślałam, że tym razem Paula będzie wykazywała trochę więcej ludzkich uczuć i że przynajmniej dla Marka będzie milsza, skoro mają mieć maluszka? Marek zresztą też jest bardzo "zauroczony" swoją narzeczoną, po prostu spijają sobie ptasie mleczko z dziubków. Ula ma rację, Paula i Marek są jak woda i ogień, w dodatku bez przerwy w opozycji i nie potrafią się dogadać. Takie zachowanie przeważnie nie wróży nic dobrego i faktycznie z tej mąki to chleba raczej nie powinno być, szkoda, że nikt poza Ulą tego nie widzi:( Tak jak dziewczyny, głowię się jak to się dalej potoczy między Paulą i Markiem oraz później między Markiem i Ulą. Nawet nie jestem zdziwiona, że nie będzie żadnego romansu, no bo niby jak, skoro Marek cały czas brnie w Paulinę, a Ula z zajętym facetem nie będzie? Oby do niedzieli:) Serdecznie pozdrawiam.
Gaja:)
MalgorzataSz1 2014.11.06 19:09
Gaju

Niektórzy ludzie są malkontentami od urodzenia i właśnie taka jest Paulina, ciągle z niczego niezadowolona. Jest też cyniczna i krytykuje wszystkich dookoła.
Dziecko okaże się zupełnym przypadkiem i z całą pewnością nie będzie planowane. Nie chcę napisać na ten temat nic więcej, bo nie będziecie miały niespodzianki.
Założeniem każdego (poza jednym) mojego opowiadania jest to, że Marek w końcu jest z Ulą. Tutaj też tak będzie, ale jeszcze trochę będziecie musiały na to poczekać.
Cieszę się, że wpadłaś, bo to fiksum dyrdum nie tylko u Ciebie. Witaj więc w klubie.
Pozdrawiam Cię serdecznie. :)
Gaja (gość) 2014.11.06 19:54
Małgosiu,
generalnie staram się nie być zbyt marudna, ale szczerze powiedziawszy, zwłaszcza dzisiaj chciałabym należeć do innego klubu: "w czepku urodzonych":)
p.s. lubię twojego Aleksa, ale tylko jak jest przyjacielem Uli, a nie Jej mężem. Bezwarunkową miłość czytało mi się dobrze, ale z lekkim niedowierzaniem. Jakoś tak w głowie mam wrytego "wrednego" Aleksa, że trudno było mi się przekonać do bezinteresownej miłości Aleksa w stosunku do Uli. Aleks i inne dziewczyny OK, ale z Ulą jakoś tak dziwnie. Uli się nie dziwiłam, bo Marek był okropny!, ale i tak było mi Go żal.
Uściski:)
Gaja
MalgorzataSz1 2014.11.06 20:09
W moich historiach Alex bywa bardzo różny. Czasami i on ulega przemianie jak większość bohaterów. Podobnie Paulina. Mariusz Zaniewski nie miał wdzięcznej roli, chociaż bardzo lubię jego inne wcielenia. Ostatnio oglądałam go w "Dziadach" i był znakomity. Myślę, że on idealnie nadaje się do ról dramatycznych. Jest bardzo charyzmatyczny i ma naprawdę wielki talent.
Gośka (gość) 2014.11.06 20:52
Jestem pod wielkim wrażeniem treści rozdziałów tego opowiadania. Ja nie spodziewałam się, że rozdziały, które są serialowym początkiem historii Uli i Marka tak pięknie, skrupulatnie opisujesz. Niczego nie pomijasz, mam na myśli te najważniejsze momenty. Dzisiaj mam w głowie same ochy i achy i mogłabym tak długo o tym, jaka jesteś cudowna, twórcza, pięknie pisząca.
Przyznam się, że jestem po pięciu odcinkach. Cztery pierwsze i piąty odcinek, który obejrzałam to był ostatni z serii. Na więcej muszę poczekać. Nie teraz... .
Czekam na niedzielę... .
Pozdrawiam
MalgorzataSz1 2014.11.06 21:04
Gosiu

A ja po przeczytaniu Twojego komentarza wydaję z siebie Ochy i Achy. Napisałaś tak pięknie i tyle miłych rzeczy, że unoszę się nad ziemią mimo mojej nadwagi. :D
Bardzo Ci dziękuję i bardzo się ciesze, że tak niezwykle pozytywnie odbierasz to opowiadanie. A niedziela już niedługo.
Pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
jute (gość) 2014.11.06 21:06
Witaj Małgosiu. Dzikie woły ?.Coś Violettą "zapachniało"..Przeczytałam ,ale na "krzywy ryj"..Komentarz jutro.Własnie skończyłam palić zgrabione liście.(Jutro ma lać,a dopiero skończyło wiać.Kurde normalna poezja)Ledwo trzymam fajkę w łapach, a śmierdzę jak wędzonka ze skunksa.Więc prysznic,oj dzisiaj dłuuugi i kordełka.Myślenie jutro.Przepraszam słonko.Dobranoc.
MalgorzataSz1 2014.11.06 21:54
Jute

Bo to tak jest, że nawet człowiek się nie spostrzeże, kiedy mu się na rym zbierze. I tak Cię podziwiam, że miałaś siłę po tym grabieniu jeszcze przeczytać. Przecież jest późno. Nabieraj sił na jutro i dobrze się wyśpij. Nie przejmuj się tez zapachem. Podobno wędzone dłużej trzyma. :D

Pozdrawiam i przesyłam buziole. :)
jute (gość) 2014.11.07 20:57
Nareszcie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!.No kurde już się zamartwiałam.No super.Witaj Małgosiu.Wracając do opowiadania ten Twój Marek ,tak mi się przynajmniej wydaje , ma więcej "nabiału niż serialowy.Nie próbuje tak jakoś boczkiem,czy naokoło przedstawić swojego zdania ,tylko wykłada prawdę prawie łopatologicznie. W serialu miałam często wrażenie ,ze się jej boi ,a przynajmniej stara się ją jakoś udobruchać.Ulka tez wypiękniała szybciej.Może gdyby w serialu Valniętta nie zniszczyła jej kiecki to .. no kurcze film by był krótszy.Natomiast Paulina zawsze będzie dla mnie czarną mambą i już.( naprawdę świetnie zagrana rola).Kombinuję i kombinuję jak to się stanie,że będą rodzicami i nic nie przychodzi mi do głowy.Chyba mi te ostatnie szare komórki wywiało. Nic to. Poczekam sobie.Teraz idę sobie wyprodukować coś słodkiego.Ale jeszcze tu wrócę kiciuś (tak to chyba jakoś leciało)
MalgorzataSz1 2014.11.07 22:20
Jute

Marek tutaj jest naprawdę porządnym facetem i jak bardzo się postara to potrafi być zdecydowany i bardzo asertywny. Wkrótce też przekonasz się, że jest dość wrażliwym facetem, a to u facetów prawdziwa rzadkość.
A tak w ogóle, to nie gdybaj i nie myśl, bo za chwilę wszystko się wyjaśni z tym dzieckiem.

PS.
Zauważyłaś, że od dłuższego czasu nie odzywa się Lectrice? Nawet na fb jej nie ma. Czyżby taka zajęta?

Dziękuję i pozdrawiam Cię Jute. :)
jute (gość) 2014.11.07 23:10
Zauważyłam.Chyba jej nie podtopiło,mam nadzieje.Znajomi mówili,ze mają baardzo mokro,ale oni mieszkają na południu a Lectrice na północy. Mam nadzieję,że to może jakieś chwilowe zawirowanie i za chwilę wszystko wróci do normy.Widziałam dzisiaj migawkę w telewizorni (ja nie oglądam,ale mąż mnie zawołał) z naszego szacownego grodu.Pokazywano nowe lądowisko,na którym jeszcze nie może siąść nic latającego no chyba ,że wróbelek.I przy okazji dowiedziałam się,że pół życia mieszkałam w Sosnowcu, kurde patrz ,znowu dowiedziałam się czegoś nowego,ale głupia byłam.Myślałam,że to Siemianowice.No i CLO ma wreszcie odpowiedniego patrona i dobrze ,bo to się akurat kingowi S. należało.Myślę jeszcze o Lectrice , może jej GPS na miotle nawalił,albo laptop?
MalgorzataSz1 2014.11.07 23:51
Jute

Jak to w Sosnowcu? Gdzie Rzym gdzie Krym? Przecież Siemianowice nie graniczą z Sosnowcem, no chyba że od strony Milowic, a to już faktycznie dzielnica Sosnowca.
Ja słyszałam o tym lądowisku. Mają je zrobić na oparzeniówce chyba, ale szczegółów nie znam. Muszę się kiedyś przyjrzeć, bo chodzę do tej przychodni obok.

A co do Lectrice, to ona nie w miotle, a w głowie ma tego GPS-a i tu chyba tkwi problem.

Dobrej nocy Jute. :)

1 komentarz:

  1. Super wpis :-) zawsze z zapartym tchem czytam twoje wpisy.

    Zapraszam również na mojego bloga:
    https://opowiescisercempisane.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń