Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"WESPRZYJ SIĘ NA MNIE" - rozdział 7

05 luty 2015
ROZDZIAŁ 7


- Witajcie moi kochani. Wyglądacie świetnie i młodziej o co najmniej dziesięć lat. Pozwólcie, że wam przedstawię Ulę, piękną kobietę, wspaniałego człowieka, mojego osobistego anioła stróża i wreszcie moją ukochaną. Dzięki niej odżywam.
Zmieszana i zażenowana tymi gloryfikującymi ją epitetami uściskała dłonie Heleny i Krzysztofa.
- Bardzo mi miło państwa poznać. Marek wiele opowiadał mi o was.
Podsunęła im dwa wolne krzesła, żeby mogli usiąść. Zmartwieni spojrzeli na niego.
- Nadal leżysz synku. Nie ruszasz się. To źle wróży, chociaż zewnętrznie wyglądasz świetnie. Znacznie przybrałeś na wadze. Pamiętam, że jak wyjeżdżaliśmy byłeś bardzo wychudzony.
- To wszystko dzięki Uli. A z poruszaniem się jest wręcz przeciwnie mamo. Ruszam rękami i nogami. Spójrz. Ręce mam silne tak samo jak kiedyś. Nogi trochę gorzej, ale i one z każdym dniem silniejsze. Potrafię sam usiąść na łóżku i się ubrać. Potrafię już wiele rzeczy. Próbuję nawet chodzić o kulach i idzie mi coraz lepiej. Jestem bardzo zmotywowany i zależy mi na jak najszybszym opuszczeniu szpitala.
- Marek, – przerwała mu Ula – ja będę się zbierać, bo na pewno macie sobie wiele do powiedzenia. Przyjadę jutro i zapytam ordynatora o przepustkę.
- Dobrze Ula. Jedź ostrożnie, bo ślisko. Uważaj na siebie kochanie.
Musnęła delikatnie jego usta i już jej nie było.
- Śliczna dziewczyna – 0dezwał się Krzysztof Dobrzański. – Jak ją poznałeś?
- Zupełnie przypadkiem. Na tej sali leżał młody człowiek, który rozpoznał w niej dawną przyjaciółkę z dziecięcych lat. Ona przyszła tu z kobietą, która prowadzi fundację dla osób niepełnosprawnych. Dzięki pieniądzom Uli zakupiono tu dobrej klasy sprzęt rehabilitacyjny i Ula przyszła go obejrzeć. W sali gimnastycznej natknęła się na Maćka. Po jego zabiegach przyszli tu i nie mogli się nagadać. Ja leżałem jak Łazarz. Mogłem tylko poruszać głową. Jęczałem z bólu. Ona pochyliła się nade mną. Dała pić. Współczuła mi i pocieszała. Od tego dnia jest tutaj codziennie. Maciek zdążył stanąć na nogi i opuścił szpital, a ona trwa przy mnie nadal. Opiekuje się mną. Dopinguje do ćwiczeń. Cieszy się nawet z najmniejszych postępów. Przywozi jedzenie. Dzięki jej pysznym posiłkom wróciłem do swojej dawnej wagi. Przybyło mi piętnaście kilo. Już nie jestem szkieletem. Kocham ją całym sercem, bo jest dobra, współczująca, wrażliwa, opiekuńcza i bardzo skromna. Kocham jej wnętrze i zewnętrze, bo jest piękne. To najlepsza osoba jaką znam. Gdyby nie ona, ja dzisiaj wyglądałbym tak samo jak przed waszym wyjazdem do Szwajcarii. Paulinę jak wiecie przestałem obchodzić już po miesiącu. Powiedziała mi, że jej wrażliwość nie może pogodzić się z widokiem mnie jako kaleki i nie jest w stanie przyjeżdżać tu dłużej. Wściekłem się, chociaż mogłem się czegoś takiego po niej spodziewać. Ona potrzebuje sprawnego ogiera, a nie faceta, który nie czuje rąk i nóg. Rozstaliśmy się. Podejrzewałem, że nadal mieszka u mnie, chociaż nie miałem pewności. Kiedyś pojechała tam Ula, żeby wziąć mi trochę ubrań i zastała ją. Przez Ulę właśnie przekazałem wiadomość Paulinie, że ma się wynieść z domu w ciągu dwóch tygodni, a wiecie co ona zrobiła? Zdemolowała mi mieszkanie do tego stopnia, że żadnego z mebli nie można już uratować. Ula powiadomiła policję, bo to ona natknęła się na ten bajzel, jak pojechała sprawdzić, czy Paulina się wyprowadziła. Sprawa jest w sądzie. Grozi jej ponoć od trzech miesięcy do pięciu lat. Mnie nie zależy na tym, żeby wsadzić ją za kratki, ale zapłaci co do centa za tę demolkę. Nie daruję jej.
Dobrzańscy siedzieli wbici w krzesła i nie mogli uwierzyć, że ich wychowanka dopuściła się czegoś takiego.
- Nie do wiary… Jak ona mogła coś takiego zrobić? Jutro będę w firmie i porozmawiam z Alexem. Może on rzuci więcej światła na tę sprawę.
- A co ze świętami synku? Wypuszczą cię?
- No właśnie w tej sprawie Ula pójdzie jutro do ordynatora, ale myślę, że nie będzie miał nic przeciwko temu. U siebie zostać nie mogę, bo nawet nie ma tam na czym spać. Ula zaproponowała, żebym zatrzymał się u niej. Równie dobrze mógłbym u was, ale muszę ćwiczyć i to z jej pomocą. Ona doskonale wie co robić i nie odpuszcza mi. Nie wiem co myślicie o wigilii. Ja bardzo bym nie chciał spotkać na niej Pauliny. Chciałbym natomiast, by Ula ze mną była. Zupełnie nie wiem jak to pogodzić – rozłożył bezradnie ręce.
- Nie martw się na zapas. Myślę, że po tym co Paulina ci zrobiła, nie będzie miała odwagi pokazać się u nas. A jeśli ona nie przyjdzie, to i Alexa nie będzie, bo na pewno nie zostawi jej samej w taki czas. Podejrzewam, a nawet mam pewność, że spędzimy te święta we własnym gronie. Ula będzie bardzo miłym gościem i jeśli nie spotkamy jej już tutaj, to przekaż jej od nas zaproszenie.
- Dziękuję wam. To wiele dla mnie znaczy. Ona świetnie sobie za mną radzi. Wie jak mnie trzymać i chronić przed upadkiem. Wszystkiego nauczyła się tutaj. Nie pozwoli, żeby coś mi się miało stać.

Do świąt pozostało zaledwie pięć dni. Ula niemal nie wychodziła ze szpitala. Markowi bardzo zależało, żeby wyjść stąd na własnych nogach więc ćwiczyła z nim bardzo intensywnie. Po zabiegach, które miał przepisane, dodatkowo próbowała go pionować. Podawała kule takie same jak miał Maciek, a Marek wbiwszy je sobie pod pachy, mocno się na nich opierając przemierzał w te i z powrotem długość sali. Początkowo bardzo się męczył, ale z czasem nabrał wprawy i wiedział jak ma rozłożyć siły.
- Jestem z ciebie taka dumna – powtarzała patrząc mu z miłością w oczy. – To będą piękne święta, a ty zrobisz nam najlepszy prezent. Twoi rodzice się ucieszą.
Dwa dni przed wigilią dostała wreszcie upragnioną przepustkę dla Marka.
- Wracamy po nowym roku. Wspaniale, prawda? Teraz podam ci ubranie. Tu są skarpety, a tu spodnie. Powiedz, jak nie będziesz mógł sobie poradzić.
Jednak poradził sobie. Trwało to nieco dłużej niż zwykle, ale w końcu stanął przed nią opierając się na kulach.
- Jestem gotowy kochanie. Prowadź.
Szli wolniutko korytarzem żegnając się z personelem i życząc wszystkim wesołych świąt. Dotarli do wind. Zauważyła kropelki potu na jego czole i wytarła je chusteczką.
- Masz jeszcze siłę? – Spytała. - Musimy dojść do parkingu. Starałam się zaparkować jak najbliżej wejścia.
- Dam radę Ula. W windzie troszkę odsapnę i pójdę dalej.
Z ulgą usiadł na siedzeniu dla pasażera. Pomogła mu z nogami, a kule wrzuciła na tylne siedzenie. Torby powędrowały do bagażnika. Usadowiła się za kierownicą i spojrzała na niego z uśmiechem.
- Gotowy?
- Jak najbardziej gotowy kochanie. Jedźmy.
Wolno ruszyła z parkingu. Zawsze była ostrożnym kierowcą i tym razem nie było inaczej. Drogi były śliskie i nie zawsze posypane solą. Nieśpiesznie dotarli do jej osiedla. Jej mieszkanie na szczęście położone było na tak zwanym wysokim parterze. Zaledwie kilka schodów. Pomogła mu wysiąść i podała kule.
- Najpierw cię zaprowadzę, a potem wrócę po torby.
W przedpokoju podsunęła mu pufę. - Usiądź tutaj i ściągnij kurtkę. Tu obok kładę kule. Zaraz wracam.
Rzuciła torby w kąt i poprowadziła go do salonu usadawiając na kanapie.
– Oto moje królestwo. Jak trochę odsapniesz, to oprowadzę cię po nim, żebyś wiedział gdzie co jest. Na pewno szybko się zorientujesz, bo to mieszkanie jest znacznie mniejsze od twojego. Twoje to apartament. Mimo to dobrze mi się tutaj mieszka. Dla mnie samej jest w sam raz. Zaraz nastawię expres i napijemy się dobrej kawy. Mam też ciasto. W międzyczasie rozpakuję torby.
Uwijała się jak fryga. Jednak już po chwili doleciał go zapach świeżo zaparzonej kawy. Wkrótce pojawiła się Ula niosąc na tacy dwie filiżanki i talerzyk z ciastem.
- Proszę. To twoja kolejna próba. Już odstawiamy kubek. Przynajmniej na czas świąt. Masz mocne ręce i już nie drżą tak bardzo. Na pewno utrzymasz filiżankę ze spodkiem. – Na jego otwartej dłoni ułożyła najpierw podstawkę, a później wypełnioną aromatycznym płynem czarkę. I tym razem nie sprawił jej zawodu. Spodek trzymał pewnie, a z filiżanki nie rozlała się nawet kropla. Odebrała od niego puste naczynie.
- Wiesz, że ci dzisiaj nie odpuszczę? Ani dzisiaj ani przez całe święta. Za chwilę przebierzesz się w dres. Proszę bardzo. Będzie ci na pewno wygodniej niż w jeansach. Mam dla ciebie niespodziankę, ale musimy przejść do pokoju. Zamiast niewygodnych kul wypożyczyłam balkonik na kółkach, żebyś mógł się swobodnie poruszać po mieszkaniu. Jest lekki i nie umęczysz się tak. - Postawiła sprzęt na wprost niego. – Przytrzymaj się oburącz i spróbuj wstać. Widzisz jakie to łatwe? – Ucieszyła się, gdy złapał pion. – Teraz chodź za mną. – Otworzyła drzwi jednego z pokoi. – Spójrz co kupiłam. Kupiłam właściwie dla nas obojga, bo tobie pomoże wyzdrowieć, a ja dzięki temu zachowam dobrą figurę. – Przy ścianie z lewej strony pyszniła się imponująca bieżnia. – To nie jest zwykła bieżnia kochanie. Ma szerokie pasy, dzięki którym utrzymasz równowagę i nie przewrócisz się. Ja puszczę ją wolniutko, żebyś się nie zmęczył. Ty tylko musisz przebierać nogami. Wejdź teraz na środek pasa i złap się poręczy. – Kiedy to zrobił upięła mu dziwną uprząż. Ona wyprostowała go nieco i sprawiła, że przyjął właściwą postawę. Ula ustawiła prędkość i pas ruszył. – Powolutku, nie śpiesz się. Zaraz przywykniesz do tego tempa. Nastawiłam na razie na dwadzieścia minut. Ty będziesz sobie szedł, a ja zacznę przygotowywać dla nas obiad. Będziemy mogli też rozmawiać, bo zostawię otwarte drzwi. – Wyszczerzył się do niej.
- Myślisz o wszystkim. Ta bieżnia jest wspaniała. Kocham cię, moja mała, śliczna dziewczynko.
Wieczorem zafundowała mu jeszcze ciężarki.
- To na wzmocnienie rąk. Nie zaszkodzi – wyjaśniła. – Basenu nie będzie przynajmniej przez dwa tygodnie, ale zorganizowałam inny sprzęt, na którym możesz ćwiczyć. No zaczynaj. Dziesięć powtórzeń i minuta przerwy. A jutro zabiorę cię do twojego mieszkania. Trzeba wreszcie policzyć straty.
Tej nocy po raz pierwszy spała wtulona w niego jak kocię. Było jej dobrze. Wystarczyła jej na razie taka bliskość. Jemu też. Zasypiał szczęśliwy.

Przez otwarte żaluzje wpadły pierwsze promienie zimowego słońca. Omiotły twarze Uli i Marka wywołując na nich grymas. On pierwszy otworzył oczy i z uśmiechem przyjrzał się śpiącej na jego ramieniu Uli. Wyglądała tak rozkosznie, a przede wszystkim dziewczęco. Nigdy w życiu nie dałby jej dwudziestu dziewięciu, no prawie trzydziestu lat. Miała w sobie pierwiastek dziecięcej niewinności. Delikatnie, żeby jej nie zbudzić odgarnął spadające pasmo kasztanowych włosów na jej policzek. Był rumiany i ciepły od snu. Żałował, że nie poznali się wcześniej, gdy on był sprawny i pełen młodzieńczego wigoru. Mógłby jej pokazać tyle pięknych miejsc i może zaszczepić pasję górskich wędrówek? On już nigdy nie będzie się wspinał. Na pewno nie tak wysoko. Nawet jeśli udałoby mu się wrócić do dawnej sprawności nie będzie już ryzykował. Teraz ma Ulę i ma dla kogo żyć. W ramach relaksu mogą sobie pojechać w Beskidy lub Bieszczady, bo teraz nawet Tatry wydały mu się zbyt wysokie i potencjalnie niebezpieczne. - Tam też ginęli ludzie – przeleciało mu przez głowę. Wiedział, że nigdy nie wejdzie już tam, gdzie trzeba walczyć z permanentnym brakiem tlenu, własnym ciałem i morderczym terenem. To nie było już dla niego. McKinley nie był ośmiotysięcznikiem. Miał o dwa tysiące metrów mniej, a jednak o mało go nie zabił. – Gdyby nie Michael, zostałbym tam na zawsze.
Otworzyła ciężkie od snu powieki i spojrzała w zamyśloną twarz Marka.
- Królestwo za twoje myśli – wyszeptała.
Odwrócił się w jej kierunku i uśmiechnął cudnie.
- Dzień dobry moje szczęście. Myślałem o tobie, o nas…
- Chyba powinniśmy wstać. Zaraz przygotuję ci łazienkę. Prysznic chyba wystarczy. Zamontowałam uchwyty i dodatkowo dam ci taboret, żebyś mógł się umyć na siedząco. Tak będzie ci wygodniej.
Przytulił się do niej całując ją zmysłowo.
- Bez ciebie zginąłbym marnie.
- Przesadzasz – wyskoczyła z łóżka podsuwając mu balkonik. – Spróbuj wstać i przejść do łazienki. Ja wstawię stołek do kabiny.
Rozsunęła ją na boki, żeby mógł swobodnie wejść. Puściła wodę i ustawiła właściwą temperaturę, żeby się nie poparzył. Pomogła mu się rozebrać. Uczepiony uchwytów usiadł na taborecie. Podała mu gąbkę nasączoną pachnącym żelem.
- Zawołaj mnie jak już skończysz. Pomogę ci wyjść. Idę nastawić expres i zrobić śniadanie.
Ubrany w jeansy i ciepły półgolf wkrótce pojawił się przy stole. Pociągnął z przyjemnością nosem. Jajecznica pachniała bosko. Apetyt mu dopisywał. Pochłonął dwie kajzerki i talerz jajecznicy popijając kawą z mlekiem.
- To było pyszne. Naprawdę czuję się baaardzo dopieszczony. To jakie masz plany na dzisiaj Ula.
- Tak jak mówiłam wczoraj, najpierw pojedziemy do ciebie na Sienną. Zabierzemy faktury i spiszemy wszystkie meble, które zniszczyła Paulina. Potem chciałabym pojechać do galerii. Wiem, że wolisz poruszać się o kulach, ale trzeba zrobić jakieś zakupy na święta i łatwiej mi będzie pchać wózek, niż zatrzymywać się co chwilę, żebyś mógł odpocząć. Wzięłam ze szpitala profilaktycznie i dzisiaj na pewno się przyda. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe? Z tobą o kulach zajęłoby nam to pół dnia, a tak oblecimy piorunem.



UiM (gość) 2015.02.05 16:46
Czekałam ,czekałam i się doczekałam. Od rana sprawdzałam czy już nie wstawiłaś kolejnej części :D W końcu Marek zaczyna chodzić. No i w końcu może zasypiać z Ulą w jednym łóżku. Pewnie brakowało im tej bliskości. Może już nie długo zmajstrują sobie jakiegoś potomka? Czas pokaże :) Mam nieodparte wrażenie, że spotkają kogoś w tym centrum handlowym? Może Sławka na kasie w supermarkecie? :) Ponętna wizja. Czekam do niedzieli, chyba że zafundujesz nam prapremierę :) Pozdrawiam, UiM
RanczUla 2015.02.05 17:11
Atmosfera już jest piękna, a świąt jeszcze nie ma. Oby tak było dalej miło i rodzinnie bez nieprzyjemnych niespodzianek na wigilii u Dobrzańskich. I Jaśka ciągle nie ma. Nie wiem, czy dobrze kombinuję ,ale to może Marek zmotywuje Ulę do tego, aby jakoś skontaktować się z bratem , czy odnaleźć go w Stanach. A Boże Narodzenie, to dobry moment na to.
MalgorzataSz1 2015.02.05 17:19
UiM

Czekałaś, a ja znalazłam czas dopiero po południu.
Marek jest bardzo zdeterminowany. To dzięki temu i morderczym ćwiczeniom zaczyna funkcjonować jak niemal zdrowy człowiek. Faktycznie oboje tęsknili za bliskością, ale potomka tak szybko nie będzie.
Jeśli chodzi o zakupy, to muszę Cię uspokoić, bo żadnych niespodzianek nie będzie, chociaż wizja Dyrcza obsługującego kasę bardzo kusząca. :D
Prapremiery nie będzie. Niedziela już niedaleko.


RanczUla

Trochę się ta atmosfera zepsuje, jak Marek zobaczy swoje mieszkanie, które jak wiadomo jest w kompletnej ruinie, ale powolutku i to się zmieni.
Pisałam już kiedyś, że fizycznie Jasiek się nie pojawi, ale kontakt z nim na pewno będzie miał miejsce.

Bardzo dziękuję am za wpisy. Pozdrawiam. :)
Gaja (gość) 2015.02.05 17:21
Witaj Małgosiu,
już zaczynałam się trochę martwić czy u Ciebie wszystko OK, ale skoro jest kolejny rozdział, to chyba nie ma czym się przejmować, prawda? Fajne spotkanie w szpitalu, ale coś szybko Ula uciekła, co się stało, czyżby się krępowała? Jestem zaskoczona, że Helena i Krzysztof bez żadnego grymaszenia przyjęli wiadomość o tym, że Marek będzie mieszkał u Uli, a nie u Nich. Co prawda argumenty Marka były nie do obalenia, trzeba przyznać, że dobrze się "przygotował" do rozmowy. Jednakże Oni bardzo długo nie widzieli swojego jedynaka, co prawda już dorosłego, ale zawsze to przecież Ich dziecko, do tego dość mocno chore. Mam nadzieję, że naprawdę na Wigilii u rodziców Marka nie będzie Febo, bo takie spotkanie nie byłoby najprzyjemniejsze dla nikogo, a zwłaszcza dla Uli i Marka. Ula jest bardzo twarda, nie odpuszcza Markowi nawet na milimetr, to dobrze dla Niego i jaki sprzęt kupiła do rehabilitacji! Musiała być pewna, że Marek jednak na przepustkę pojedzie do Niej a nie do domu rodzinnego, chyba, że wcześniej o tym rozmawiali? Fajnie też, że Ula nie traktuje Go jak ciężko chorą osobę, stworzyła Mu dobre warunki aby był samodzielny. Myślę, że to też bardzo motywuje Marka do dalszej walki o powrót do pełnej sprawności i dlatego nie jest marudny. Coś musi być na rzeczy z tymi zakupami, ciekawe co się wydarzy w tej galerii? Trochę nieśmiało zastanawiam się też czy Marek naprawdę odzyskał swoje siły, skoro wcale nie zareagował na śpiącą przy Nim Ulę? Poczekamy, zobaczymy co nam przyniesie niedziela. Życzę miłego dnia i gorąco pozdrawiam:)
Gaja
MalgorzataSz1 2015.02.05 17:48
Gaju

Ula nie ciekła przed seniorami, ale zachowała się bardzo taktownie. Oni nie widzieli syna przez niemal pół roku. Wiele spraw musieli obgadać, być może również rodzinnych, których ona nie była przecież świadoma i nie chciała być świadkiem tej rozmowy. Uznała, że lepiej się wycofać, zanim oni zaczną poruszać zbyt osobiste kwestie.

Marek jest dorosły i to on decyduje, czy święta spędzi u Uli, czy u rodziców. Sama musisz przyznać, że serce zakochanego mężczyzny wyrywa się zawsze do ukochanej i tu akurat nie ma się czemu dziwić. Zresztą jak wkrótce się okaże te święta i tak spędzą w czwórkę.
Ta pierwsza wspólna noc nie mogła zaowocować większą intymnością, bo wyglądałoby to tak, jakby Marek tylko na to czekał i napalał się jak szczerbaty na suchary. Spokojnie - i do tego doprowadzę. Na razie wystarcza im ta bliskość, że mogą spać obok siebie przytuleni.
Sprzęt Ula kupiła wcześniej z myślą o sobie, ale przydał się teraz jak znalazł i jest idealny, by Marek mógł ćwiczyć swoją niepełnosprawność.
W galerii nie będzie żadnych niemiłych niespodzianek. Gwarantuję.

Dzięki za wizytę na blogu i komentarz. Pozdrawiam. :)

vicky (gość) 2015.02.05 19:10
hmmmm... ten spokoj w notkach sprawia ze zaczynam miec wrazenie, ze niebawem cos sie wydarzy...
Angela (gość) 2015.02.05 19:37
Zaczyna się robić spokojna i świąteczna atmosfera. Wydaje mi się, że spotka ich jakaś niespodzianka w tym sklepie, a jeżeli nie w sklepie to na wigilii u rodziców np. będzie tam również rodzeństwo Febo. Czekam na kolejną notke.
Pozdrawiam Angela :)
Goska (gość) 2015.02.05 19:39
Właśnie zauważyłam, że doszła kolejna zapowiedź publikacji. Bardzo się cieszę, z tego powodu!
Co do tego rozdziału. Taki spokojny, skojarzył mi się z jesienią. I nie potrafię określić dlaczego! Przecież opisywana jest zima.
To chyba przemęczenie?!
Waleczność Ulki o powrót do zdrowia Marka jest czymś pięknym. Wrażliwość, bezinteresowna pomoc.
Co do reakcji rodziców Marka, w pewnym momencie myślałam, że zaraz mu powiedzą, że ta jego poprawa zdrowia to jednak malutki, nieznaczący nic kroczek.
Ciekawe co zrobi Paulina. Mam przeczucie, że zepsuje wigilie, nie spodziewając się, że na niej będą obecni Ula z Markiem.
MalgorzataSz1 2015.02.05 19:56
Vicky, Angela, Gosia

Zapewniam Was, że podczas zakupów i świąt nic się nie wydarzy. Nie będzie niespodzianki w stylu, nalot Febo itp. Oczywiście jeszcze trochę jest przed nami, bo jeszcze 2 części i byłoby głupio, gdyby nic się nie działo. Jeszcze się podzieje, ale naszym bohaterom nic nie grozi.
Gosiu, to nie jesień niestety, a grudzień. Może rzeczywiście jesteś przeciążona nauką.

Dziewczyny dziękuję i pozdrawiam serdecznie. )
K. (gość) 2015.02.05 21:25
Witaj Małgosiu, dziś krócej bo też mam urwanie głowy. Fajna, spokojna część. Oboje walczą o zdrowie i sprawność Marka, oboje chcą być razem, oboje się wspierają i uczą życia we dwoje. Dobrze bez żadnych zawieruch i smutków oby tak dalej. Dobrzańscy seniorzy jak zwykle powściągliwi w okazywaniu uczuć, mimo że jedynaka nie widzieli kilka miesięcy, ale widać już tak mają. Przed nimi wspólne święta z przyszłą synową dobra okazja do lepszego poznania się i podziękowania Uli za troskę i trud w bezinteresownej opiece nad Markiem. Do niedzieli. Pozdrawiam.
MalgorzataSz1 2015.02.05 21:58
K.

Może i seniorzy nieco trzymają dystans wobec Uli, ale to za chwilę się zmieni jak usłyszą od Marka o niej i jej poświęceniu. Z całą pewnością diametralnie zmienią zdanie o swojej wychowance Paulince, a do Uli poczują wielki szacunek i ogromną wdzięczność. Póki co przed nimi święta.
Dzięki, że wpadłaś mimo nawału zajęć. Pozdrawiam. :)
kawi ;) (gość) 2015.02.07 12:45
Marek powoli wraca do zdrowia ku wielkiej radości swoich rodziców i oczywiście Uli, która przyczyniła się do tego, że Dobrzański niemal sam potrafi się teraz poruszać.
Wszystko świetnie się układa i niemal czuć w powietrzu, że coś złego się wydarzy, ale mam nadzieję, że się mylę ;)
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na nową część opowiadania :]
MalgorzataSz1 2015.02.07 14:00
Kawi

Jaka dobra wiadomość na sobotnie popołudnie. Zaraz przenoszę się do Ciebie. Dziękuję Ci za komentarz.
Pozdrawiam. :)
amicus (gość) 2015.02.08 10:26
Ulka jest świetnie zorganizowana. Myśli o wszystkim, a Dobrzański to docenia. Dzięki tej świątecznej przepustce mają szansę być razem 24h na dobę. Fajny ten rozdział. Taki spokojny, opisujący życie dnia codziennego. Czekam na święta z Dobrzańskimi.
Pozdrawiam

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz