Łączna liczba wyświetleń

czwartek, 8 października 2015

"WRÓĆ DO MNIE" - rozdział 8

 

31 maj 2015
ROZDZIAŁ 8


Rano zadzwoniła jeszcze do Violetty informując ją, że spóźni się kilka godzin. Antoś bardzo nalegał, żeby zabrali go ze sobą.
- Nie chcesz zostać z babcią? Będziesz się nudził w szpitalu. Zanim tacie ściągną gips, to trochę potrwa.
- Ale ja chcę być z tatusiem – prosił.
- No dobra. Zabieramy go – zawyrokował Marek, który swojemu synkowi nie potrafił odmówić niczego. – Ubierzesz go mamo?
Helena już brała malucha za rękę i kierowała się do jego pokoju. Antoś podskakiwał z radości. Po chwili wybiegł już całkowicie ubrany i dołączył do rodziców. Ula naciągnęła mu czapkę i owinęła szyję szalikiem. Był podekscytowany, bo po raz pierwszy towarzyszył im obojgu.
W szpitalu musieli trochę poczekać. Śnieg leżący na chodnikach sprzyjał wypadkom. Sporo było osób z połamanymi kończynami. Marek dostał się w końcu do środka. Pokazał kartkę napisaną przez lekarza i zaraz zaproszono go na lekarską kozetkę. Ostrożnie rozcięto gips na ręce, a potem na klatce piersiowej. Czuł, że z ręką słabo. Tyle dni unieruchomienia zrobiło swoje.
- Musi pan zacząć ćwiczyć dłoń, bo palce jeszcze niemrawe. Jeśli będzie pan konsekwentny, to szybko dojdzie pan do dawnej sprawności. A jak żebra? Bolą?
- Nie, tu raczej jest w porządku. Oddycham też bez bólu.
- Za chwilę prześwietlimy pana i upewnimy się, czy wszystko ładnie się pozrastało. Proszę przejść do pomieszczenia obok – pielęgniarka wskazała mu drzwi.
Prześwietlenie nie wykazało żadnych odchyleń od normy. Kości zrosły się tak jak powinny. Ucieszył się, że nie będzie musiał tu więcej przychodzić. Z gabinetu wyszedł ze szczęśliwą miną. Antoś podbiegł do niego i objął go za nogi.
- Już dobrze tatusiu? Jesteś zdrowy?
- No powiedzmy, że prawie dobrze. Jeszcze trochę rękę mam słabą, ale jak poćwiczę, to się wzmocni. Teraz musielibyśmy kochanie jechać na komendę – zwrócił się do Uli. - Koniecznie trzeba złożyć to doniesienie. To pewnie trochę potrwa, ale przynajmniej ktoś już się nad tym pochyli.
Już na miejscu zapytali o kogoś, kto zajmuje się przestępstwami gospodarczymi. Wskazano im pokój. W środku siedział starszy mężczyzna z przystrzyżonymi na jeża włosami i gładko ogoloną twarzą. Przywitali się z nim i wyłuszczyli z czym przychodzą. Mówiła głównie Ula, jakim sposobem dowiedziała się o przekrętach w firmie. Później i Marek opowiedział o swoich podejrzeniach.
- Nie chciałbym nic sugerować, a tym bardziej wkraczać w pańskie kompetencje, ale myślę sobie, że dobrze by było nawiązać współpracę z włoską policją. Oni tam na miejscu mają większe możliwości. Rodzeństwo Febo mieszka w domu odziedziczonym po swoich rodzicach. Tego jestem w stu procentach pewien. Tutaj jest adres – podał śledczemu kartonik z danymi adresowymi. – Razem z nimi mieszka Sofia ich gospodyni, a przynajmniej mieszkała tam cały czas, kiedy oni przebywali tu w Polsce i zajmowała się domem. Gdyby tamtejsi śledczy uzyskali nakaz rewizji, mam pewność, że znaleźliby tam te trefne materiały, diabli wiedzą skąd sprowadzone. Nasze pierwsze podejrzenie padło na Rosję lub Rumunię, ale to tylko hipoteza. Może się okazać, że byli bardziej kreatywni.
- Tak…, ma pan rację. Tak właśnie zrobimy. Ja jeszcze dzisiaj spróbuję połączyć się z Mediolanem i zorientuję się, z kim można na ten temat rozmawiać. Jak coś ustalimy na pewno poinformujemy.
Podziękowali śledczemu i wyszli na zewnątrz.
- To co teraz Marek? Odwiozę was do domu i wracam do pracy. – Zerknął na przegub. Wskazówki zegara wskazywały kilka minut po dwunastej.
- Mam lepszy pomysł. Pojedziemy gdzieś na lunch, a potem zabierzemy się z tobą do firmy. Pójdę do ojca i opowiem mu o wszystkim. Antek, chcesz zobaczyć, gdzie pracuje mama i tata?
Oczywiście, że chciał. Wiedział, że nie jadą do hospicjum, ale do dużego biurowca, który należał do dziadka Krzysia.
Kiedy wysiedli z windy niemal natychmiast zgromadził się przy nich spory tłumek pracowników. Witali rzecz jasna Marka, ale i Antosiowi przyglądali się z zaciekawieniem odnotowując jego wielkie podobieństwo do prezesa. W pewnym momencie zobaczyli przepychającego się przez tę ciżbę Pshemko.
- A sio! Dajcie i mnie się przywitać. Marco, jakże nam ciebie brakowało - zawisł na szyi Dobrzańskiego.
- Ostrożnie Pshemko. Jestem jeszcze trochę obolały. - Mistrz natychmiast oderwał się od niego i zaczął zezować na Antosia.
- No proszę. Następca tronu we własnej osobie – wyciągnął do małego dłoń, którą ten uściskał. – Witam cię w firmie twojego dziadka i taty. Jesteś do niego bardzo podobny. Mama miała rację.
Ula ściągnęła małemu czapkę, spod której wymknęły się te niesforne kosmyki kruczoczarnych włosów. Mały uśmiechnął się szeroko do mistrza i wtedy ten zauważył te cudne dwa dołeczki.
- No Marco, - pokręcił z podziwem głową - nie wyparłbyś się. Toż to skóra zdarta z ciebie żywcem.
- Wiem Pshemko i nie mam zamiaru zaprzeczać. Kocham tego smyka całym sercem tak jak jego matkę – spojrzał z miłością na Ulę.
Mistrz szepnął mu jeszcze do ucha:
- Pamiętaj, w razie ślubu ja szyję dla was kreacje.
Marek rozchichotał się.
- Nawet nie myślałem, że miałbym o to prosić kogoś innego, ale do tego jeszcze daleko. Na pewno damy znać.
Ula podeszła do recepcji i poprosiła Anię o dwie kawy i herbatę. Mieli już wchodzić do sekretariatu, gdy na końcu korytarza ukazał się Adam Turek machając do nich jakimiś teczkami. Zaczekali aż zrówna się z nimi. Zasapany przywitał się i wyrzucił z siebie.
- Jak dobrze, że jesteście oboje. Nie uwierzycie na co się natknąłem. Możemy teraz pogadać?
- Oczywiście. Chodź – Marek wyciągnął rękę w zapraszającym geście. Kiedy już rozsiedli się w gabinecie, Turek zagaił.
- Wtedy, gdy poprosiłaś mnie o tę umowę Ula, nie dawało mi to spokoju. Przyznawałem ci rację i nie rozumiałem, po co Alex podpisywał umowę z Włochami, jak nie był do tego upoważniony. Przecież takie uprawnienia posiada wyłącznie prezes. Zacząłem grzebać w innych teczkach, które wyglądały na prawdziwe starocie. Okazało się jednak, że zawierały niezwykle cenne informacje. Podejrzewam, że nikt nigdy ich nie czytał, bo znajdowały się w miejscu, które byłoby ostatnim do jakiego bym zajrzał. Leżały jak makulatura w piwnicy przerobionej na archiwum. Myślę, że Alex po prostu o nich zapomniał kiedy odchodził. Spójrzcie – sięgnął po pierwszą teczkę. – Ułożyłem to chronologicznie. Tu są pierwsze faxy dotyczące współpracy z tajlandzką firmą tekstylną. Alex dopytuje na jakich warunkach zgodziliby się przysyłać materiały. Negocjuje ceny, by były jak najniższe. To korespondencja sprzed siedmiu lat. Wtedy był jeszcze tutaj dyrektorem finansowym, ale już zaczynał kombinować. Siedem lat temu badał jedynie tamtejszy rynek, ale natknąłem się na teczkę, która pochodzi sprzed pięciu lat i zawiera oprócz faxów dobijających targu również umowę przysłaną faxem. Ona nieco zblakła, ale można się doczytać konkretów. Mam tu na myśli ilości zamawianych tkanin i dodatków oraz ich ceny. Są niezwykle niskie. Mało tego. Oni przysłali mu nawet próbki, z których wybierał. Najciekawsze i chyba najistotniejsze jest jednak miejsce dostaw. Spójrz na adres Marek. Mówi ci on coś?
Dobrzański z trudem odczytał wyblakłe pismo. Wszystko pasowało.
- Ula to jest adres, który podałem śledczemu. To dom rodziców Febo w Milano.
- No to mamy ustalone – kontynuował Adam. - Kiedy Alex odszedł, musiał tu zostawić człowieka, który będzie trzymał rękę na pulsie i będzie pilnował specyfikacji, by je skorygować lub podmienić. Nie mógł tego zlecić komuś zaufanemu, bo takiego w firmie nie miał. Pozostała tylko Paulina, która jak wiecie wyjechała do Włoch zaledwie niecały rok temu. Mogła bezkarnie się tym zajmować, bo nikt jej nie sprawdzał. Nikt nie miał pojęcia, że oni oboje zwąchali tu interes życia. Teraz przyjeżdżają tylko na posiedzenia zarządu, ale jak sobie przypominasz Marek, nie wyjeżdżają tuż po nim. Co najmniej przez tydzień kręcą się jeszcze po firmie. Teraz już wiem, że przedłużają pobyt, by podmienić specyfikację. Nigdy się nie zorientowałeś, że coś jest nie w porządku, prawda? Wcale ci się nie dziwię. Są bardzo dyskretni i ostrożni. Ty brałeś wykaz tkanin do zakupu bezpośrednio od Pshemko. Ufasz mu i nigdy nie miałeś do niego zastrzeżeń. Nie wiedziałeś tylko, że ta specyfikacja nie jest już tą sporządzoną przez niego. Wszyscy mieliśmy klapki na oczach niestety. Jako współwłaściciele mieli dostęp dosłownie wszędzie. Ochrona ich nigdy nie zatrzymywała, a zdobycie kluczy do pracowni krawieckiej nie nastręczało problemu. Mieli całkowitą swobodę działania.
Byli wstrząśnięci tymi informacjami. Pierwszy przetrawił to Marek.
- Adam musimy cię przeprosić. Przeprosić za to, że początkowo to właśnie ciebie podejrzewaliśmy o współpracę z Alexem. Myliliśmy się, bo okazałeś się niezwykle lojalny i uczciwy wobec firmy i z całą pewnością docenię to tuż po moim powrocie. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo wartościową dokumentację znalazłeś. Byliśmy dzisiaj na komendzie i zgłosiliśmy to przestępstwo. Niestety niczego nie mogliśmy poprzeć stosownymi dowodami. Teraz już je mamy dzięki tobie. Za chwilę zadzwonię do śledczego i umówię się z nim na jutro. Koniecznie trzeba mu zawieźć te dokumenty.
Turek wyszedł zostawiając im teczki. Nawet nie zdążyli porozmawiać na ich temat, gdy do gabinetu wparowała Violetta.
- Marek! Właśnie usłyszałam, że jesteś. Tak się cieszę, że z tobą wszystko dobrze!
- A z tobą chyba nie bardzo – odezwała się Ula. - Wystarczy, że przez chwilę mnie nie ma, a ty korzystasz z wolności, co? Wchodzimy do sekretariatu, który jest pusty. Telefony dzwonią i nie ma ich kto odebrać. To gdzie się podziewałaś?
- Poszłam tylko do warzywniaka po pomidory. Znowu żyję w stresie. A co to za śliczny chłopczyk? – zmieniła temat i przykucnęła przy Antosiu. – Jak się nazywasz?
- Antoś Dobrzański – odpowiedział rezolutnie.
- Dobrzański? To dziecko jest podejrzanie do ciebie podobne Marek.
- No to chyba nic dziwnego, skoro jest moim synem, prawda?
- Synem? No ale jak, kiedy, z kim? – Viola była w wyraźnym szoku.
- Viola, czy ja ci muszę opowiadać jak się robi dzieci? Antek jest synem moim i Uli. Wystarczy, czy jeszcze chcesz znać jakieś szczegóły?
Pokręciła głową nie wiadomo czy dlatego, że nie chciała już nic usłyszeć, czy dlatego, że wciąż była zaskoczona.
- To ja już pójdę – szybko opuściła gabinet zamykając za sobą drzwi.

Marek podniósł się z kanapy.
- Pójdziemy do dziadka Antoś. Nie będziemy przeszkadzać mamie, bo ma jeszcze coś do zrobienia – podał chłopcu rękę i wyszedł wraz z nim z gabinetu. Ula natychmiast sięgnęła po telefon i jeszcze raz skontaktowała się z Turkiem.
- Jeśli możesz Adam, to przyślij do mnie ludzi. Niech zaczną powoli wynosić segregatory. Już nie będą mi potrzebne, bo mamy jasność sytuacji. Zatrzymam tylko te faktury, które wystawiał Febo, bo musimy je dostarczyć na komendę. Będą stanowić dowód w sprawie.
- Zaraz kogoś przyślę Ula. Uwiną się raz dwa.

Po powrocie z pracy, przy obiedzie znowu rozmawiali z ożywieniem o tym, czego dopuścili się oboje Febo. Helena wciąż nie mogła w to uwierzyć.
- Po śmierci rodziców przygarnęliśmy ich oboje. Nie wyróżnialiśmy żadnego i traktowaliśmy jednakowo, chociaż teraz jak patrzę z perspektywy lat, to jednak chyba nie do końca. Marek zawsze miał gorzej. On posiadał nas oboje, oni nikogo, żadnej rodziny. Czasami pobłażałeś Alexowi Krzysiu tak jak ja pobłażałam Paulinie. To nie było dobre, mimo to staraliśmy się, żeby wyrośli na porządnych ludzi i robiliśmy wszystko, żeby zapewnić im dobry start. Kochaliśmy ich jak rodzone dzieci. Wykształciliśmy ich. Za co oni nas tak nienawidzą? Za to, że byliśmy dla nich rodziną?
- Już nie ma co teraz tego roztrząsać Helenko. Ta cała afera otworzyła nam oczy i pozwoliła na pewne rzeczy spojrzeć z innej perspektywy. Gdyby nie upór i dociekliwość Uli, my sami niczego nie odkrylibyśmy. Dziękuję ci Uleńko, że pochyliłaś się nad tym. Uratowałaś nas i to po raz kolejny. Naprawdę nie wiem, jak my ci się odwdzięczymy.
Uśmiechnęła się zarumieniona.
- Nie trzeba mi się za nic odwdzięczać panie Krzysztofie, bo zrobiłam to z przyjemnością i miałam przy tym trochę szczęścia. Szczerze powiedziawszy to Marek rozwiązał zagadkę i to jemu należą się pochwały. Dzisiaj pozamykałam wszystkie sprawy. Segregatory są już na swoim miejscu. Gabinet jest opróżniony i czeka tylko na Marka. Ja wracam do Otwocka. Za chwilę kończy mi się urlop.
Marek poruszył się niespokojnie i spojrzał na rodziców. Nie chciał, żeby wyjeżdżała. Nie chciał znowu przemierzać co sobotę trasy Warszawa- Otwock. Najbardziej na świecie pragnął ją tu zatrzymać.
- Nie wyjeżdżajcie Ula – poprosił ją cicho. – Ten dom będzie bez was pusty. Mogłabyś pracować w F&D. Stanowisko dyrektora finansowego chciałem przekazać Adamowi, bo naprawdę solidnie zasłużył na nie i bardzo nam pomógł. Mogłabyś zostać wiceprezesem. Moje mieszkanie na Siennej jest duże. Pomieścilibyśmy się. Poprzewozilibyśmy mebelki Antosia, bo reszta pokoi jest umeblowana, chyba że chciałabyś coś zmienić. Jutro moglibyśmy pojechać i obejrzałabyś mieszkanie. Tamto w Otwocku sprzedałabyś. Bardzo bym chciał mieć was blisko, wiesz o tym dobrze.
- I my bylibyśmy szczęśliwi Uleńko, gdybyś przeniosła się do Warszawy, a pomysł Marka z twoim powrotem do firmy jest genialny. Potrzebujemy cię.
- Mamusiu, – Antoś przytulił się do jej kolan – zgódź się. Wiesz, że tatuś ma słabą rękę, a ja pilnuję, żeby ćwiczył. Bez mojej pomocy nie będzie pamiętał. – Pogładziła jego gęstą czuprynę.
- I tak musimy wrócić, chyba, że zostaniesz z dziadkami a ja pozałatwiam sama. Muszę przecież napisać wypowiedzenie z pracy i dać ogłoszenie o sprzedaży mieszkania. Powinnam wam zwrócić za nie pieniądze, bo to przecież wy kupiliście je dla nas.
- Nie ma o czym mówić Ula. To naprawdę nic nie znaczący drobiazg, a ogłoszenie można dać i tutaj, może się ktoś skusi. Cieszę się, że nie oponujesz i rozważasz możliwość powrotu. Dla nas też będzie łatwiej, bo nie jesteśmy coraz młodsi.
Zanim zasnęła, sporo rzeczy musiała przemyśleć. – Najważniejsza jest logistyka.
lectrice (gość) 2015.05.31 01:38
Ha... jestem pierwsza... ale komentarz dzis w godzinach bardziej sprzyjajacych mysleniu.. :)
MSophie (gość) 2015.05.31 07:08
Małgosiu,
w firmie coraz lepiej, go cieszy. Ale dlaczego tak smutno wygląda ich życie prywatne? Jako nieoprawna romantyczka chciałabym widzieć to uczucie między nimi. Na szczęście wyprowadzka z Otwocka daje mi dużo nadziei :)
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę spokojnej niedzieli ;)
Andziok (gość) 2015.05.31 09:46
Na początku bardzo przepraszam za moją nieobecność, ale już podam argument dlaczego...Otóż czytałam twoje opowiadania na telefonie na wycieczce i nie miałam jak napisać komentarza, ale przyznaję CZYTAŁAM :D
Dużo się dzieje. Rozwiązanie zagadki firmowej, związek Uli i Marka. Marek bada każdy swój krok, nie działa pochopnie i to jest dla niego duży plus w tej sytuacji. Wszystko wychodzi na prostą.
A ja już nie mogę doczekać sie ich zbliżenia...xd
Pozdrawiam Andziok
B (gość) 2015.05.31 10:22
W końcu Ula się przełamała i teraz już będzie wszystko ok, bo będzie prawda ? Może jakaś scenka z ryki tyki miedzy nimi . Podziwiam Twoją pomysłowość jeśli chodzi o przekręty Febo, jeśli przeniosłabyś się w tamtą rzeczywistość to sama mogłabyś być spokojnie prezesem FD. pozdrawiam B
RanczUla 2015.05.31 10:29
Bardzo spokojna część , ale przypuszczam, że to spokój przed burzą w czasie zarządu.I w ogóle nie jest smutno w relacji Uli i Marka jak pisze MSophie. Wspólne wyjścia, prośby o pozostanie to wszystko jest piękne. Czy od razu musi być buzi- buzi, aby było pieknie? Chyba nie. Takie gesty jak tu też są piękne , romantyczne i szczere. Zwłaszcza ta końcówka, gdy Antoś martwi sie o ojca i nalega na pozostanie w Warszawie jest piękna.
Pozdrawiam :)
Gaja (gość) 2015.05.31 11:44
Witaj Małgosiu,
mały spryciarz z tego Antosia, swoją drogą jak to jest, że dzieci od samego początku wyczuwają kto im niczego nie odmówi, zawsze wiedzą do kogo iść z prośbą, obojętnie czy jest to mama, tata, babcia, dziadek czy też wujek lub ciocia? Marek jest tak zapatrzony w synka, że pozwala mu na wszystko a Antoś dobrze o tym wie:) Panowie świetnie się dogadują i wzajemnie wspierają. Rozczulający jest Antoś z tym martwieniem się o tatusia:) Ula co prawda próbuje używać swoich argumentów, ale chyba sama nie jest do nich tak specjalnie przekonana? Chodzi mi tu zarówno o wspólną wizytę w szpitalu, jak i o przeprowadzkę do Marka czy też o powrót do FD:) Fajna scena w pracy, Marka rozsadza duma i wreszcie może się pochwalić Antosiem i Ulą, robi to tak naturalnie. Miło mnie zaskoczył Adam, albo nieźle musiał się przestraszyć Uli, albo rzeczywiście dobro firmy leży mu na sercu i jak się okazało potrafi być lojalny. Zresztą nic dziwnego, przecież ma niezłą pracę, którą lubi i po odejściu jego 'przyjaciela' Alexa ma wreszcie w niej spokój. Sympatycznie też ze strony Marka, że go przeprosili za niesłuszne podejrzenia. Rewelacyjny Pshemko ze swoją propozycją uszycia kreacji ślubnych:) Czyżby widział więcej niż oni sami? Marek kuje żelazo póki gorące, wie że jak zamieszkają razem powinni zbliżyć się jeszcze bardziej:) Bardzo sympatyczny rozdział. Zobaczymy co przyniesie czwartek. Milej niedzieli. Gorąco pozdrawiam,
Gaja
MalgorzataSz1 2015.05.31 11:54
lectrice

moje najlepsze godziny do myślenia są od siódmej rano do szesnastej. Potem już tylko gorzej.

MSophie

Ja też mam romantyczną duszę. Gdyby tak nie było, nie pisałabym takich łzawych historii. Trochę romantyzmu będzie w kolejnej części, chociaż ja nazwałabym ją raczej częścią przeprowadzkową.

Andziok

Nie musisz się tłumaczyć. Ja wiem, że czytasz na bieżąco, a poza tym z telefonu trudniej dodać komentarz szczególnie wtedy, gdy ma się do przeżycia wycieczkowe atrakcje.
Fullcontact między Markiem a Ulą już niedługo, ale mało rozbudowany i niektóre z Was może rozczarować.

B

Zbliżamy się powoli do końca i nie ma już potrzeby rzucać tym dwojgu kłody pod nogi. Będzie dobrze.
Na pewno nie mam zakusów na tak wysokie stanowiska. Skromna ze mnie baba i wystarczy mi to, co osiągnęłam w życiu do tej pory, chociaż niewiele tego. Pisałam już wcześniej, że w młodości naczytałam się sporo kryminałów, i chyba mi tak zostało do teraz. Tak czy owak cieszę się, że spodobała Wam się ta intryga, chociaż nie była zbyt skomplikowana

RanczUla

Zarząd w ostatniej części i trochę się podzieje. Dziękuję, że doceniasz takie drobne gesty świadczące o uczuciu obojga. Nie zawsze przecież musi to być coś spektakularnego.

Moje kochane dziewczyny bardzo dziękuję Wam za miłe wpisy. Pozdrawiam wszystkie bez wyjątku najserdeczniej. :)
MalgorzataSz1 2015.05.31 12:02
Gaju

Lubię opisywać dzieci w sposób, który od samego początku budzi do nich Waszą sympatię. Wiem, że rzadko takie się zdarzają a bezstresowe wychowanie nie zawsze się sprawdza. On wychowuje się wyłącznie wśród dorosłych i siłą rzeczy czerpie wzorce od nich. Może to właśnie dlatego potrafi być taki komunikatywny i rezolutny.
Niektóre osoby to właśnie Turka podejrzewały o ten przekręt. Serialowy Adaś bawił nas i wkurzał. Budził silne emocje. Tu jednak przedstawiam go jako człowieka, który kiedyś był poddańczy wobec Alexa, ale od kiedy ten ostatni wyjechał, Turek stał się najbardziej lojalnym z pracowników. W serialu tez nie był taki do końca zły i miewał momenty świadczące o jego uczciwości.

Jak zwykle zostawiasz bardzo rozbudowany komentarz, co bardzo doceniam.
Serdecznie Cię pozdrawiam. :)
Aga (gość) 2015.05.31 15:03
Witaj Małgosiu.
W tej części trochę się wyjaśniło. Przekręty w firmie odkryte i zgłoszone na policję. Ula dopięła swego i rozszyfrowała przekręty Aleksa i Pauliny. Posprzątała w firmie i chce wyjechać, tzn. wrócić do domu i do pracy. Ale..
No właśnie, ale jest Marek, który napewno nie da jej wyjechać, nie teraz gdy się pogodzili i zyskał syna, a Antoś ma kochającą pełną rodzinę. O nie, on na to nie pozwoli. Przekonuje Ulę, żeby zamieszkali razem z nim, myślę, że ona się zgodzi. Antek też nie pozwoli teraz, żeby go rozdzielić z ojcem. Są tak bardzo zżyci ze sobą, ze aż miło czytać. Mały bardzo jest wpatrzony w ojca, pragnie spędzać z nim każdą chwilę. Ale w sumie nie dziwię się, bo przecież nie miał go od początku. Podobał mi się początkowy fragment - kiedy Ula jechała z Markiem do szpitala, a Antek chciał jechać z nimi. Tak jak napisałaś w opowiadaniu - była to ich pierwsza jakakolwiek wyprawa w trójkę. Wydaje mi się, że małemu było obojętne gdzie jadą - ważne że pojedzie razem z mamą i tatą ;)
Jest jeszcze coś, co mi sie w tej historii podoba - postępowanie Marka w stosunku do Uli. Nie narzuca jej się zbytnio, wie przecież, ze pospiech może tylko zaszkodzić. Ale spędzają dużo czasu razem, dużo rozmawiają, Marek pokazuje Uli, że mu na niej zależy i jak bardzo ją kocha ;)

Coś mi się wydaje, że w kolejny rozdział wprowadzi trochę zmian w ich życiu, więc na niego niecierpliwie czekam ;)
Pozdrawiam ;)
lectrice (gość) 2015.05.31 17:05
Oficjalnie miedzy nimi... nawet w szpitalu nie zmiekli... ona twarda, on ostrozny...
Ona cala w cyferkach... logistyka jej sie sni... on niezly numerek... przeciez to pasuje.... :)
I tylko szalbierstwa tropia... tak na sucho... bez emocji...
No i jak zadaje sobie pytanie... 'momenty byly?'... to ciagle nie i nie...
Pozdrawiam... moze zaloz Uli jakies niewygodne buty... niech sie potknie i w ramiona Marka wpadnie... no na ten przyklad....
Pozdrawiam....
MalgorzataSz1 2015.05.31 17:51
Aga

W zasadzie wyjaśniło się już wszystko. Teczki, które znalazł Turek stały się dowodem ostatecznym i pogrążyły oboje Febo. Ich definitywny koniec w rozdziale ostatnim.
Ta afera ewidentnie zbliżyła Ulę i Marka do siebie. Nie ma mowy, żeby ona wróciła na stałe do Otwocka. Nie po tym kiedy ostatecznie wrócili do siebie. Ula poddawana jest silnej argumentacji przeciwko takiemu rozwiązaniu przez wszystkich Dobrzańskich i przez własnego syna. Czy mogłaby się nie zgodzić?
Marek zawsze stosuje metodę małych kroków. Jest ostrożny, nie chce zrazić Uli do siebie, ale jak widać ta metoda przynosi skutek.

lectrice

A Ty znowu o momentach. :) Nie możesz chociaż raz docenić tej subtelnej chemii jaka między nimi panuje, tego iskrzenia i romantycznych momentów? Przecież wiadomo, że to wszystko prowadzi prosto do sypialni. Ula wcale już nie jest twarda. Zaryzykowała i wróciła do Marka. Teraz tylko trzeba to rozwiązać praktycznie, czyli zamieszkać pod jednym dachem.
Nie ubiorę Uli w za ciasne buty, bo to robi się tylko wtedy, gdy zęby bolą i żeby o tym bólu zapomnieć ludzie wkładają ciasne buty. Ona już wpadła w jego ramiona i długo się z nich nie wyplącze.


Dziewczyny bardzo dziękuję, że wpadłyście i zostawiłyście wpisy. Pozdrawiam serdecznie. :)
Nelczik (gość) 2015.05.31 22:13
Witaj Małgosiu,
Dawno mnie tutaj nie było, nie obiecuję poprawy, bo nie wiem jak często będę mogła coś napisać. Wiedz, że te 5 godzin, gdy przeczytałam Twoje ostatnie 3 opowiadania zmiażdżyły mój mózg totalnie.
Niesamowicie poruszające "Czas zacząć żyć" i "Niewierność", która wywołała wielką bitwę w mojej głowie, aż wreszcie "Wróć do mnie" czyli Antoś w roli niezwykle urokliwej swatki i rodzeństwo Febo jak zwykle pragnie utrudnić życie Dobrzańskim. Uwielbiam gdy w swoich opowiadaniach umieszczasz dzieci Uli i Marka, wyobrażam je sobie zawsze jako takie słodkie, niewinne i niezwykle inteligentne bąbelki, na jakie właśnie je kreujesz.Sceny ich udziałem czyta się bardzo lekko i nie wiem jak u innych, ale u mnie zawsze ich kwestie wywołują wielki uśmiech na twarzy.
Pozdrawiam serdecznie.
MalgorzataSz1 2015.05.31 22:28
Nelczik

To bardzo miłe co piszesz i tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że warto nadal pisać. Dzieci zawsze mnie wzruszają i choć wiem, że najczęściej to takie małe żywiołki, to jednak w moich powiadaniach staram się nawet trzylatka przedstawiać jako małego, rozumnego aniołka, który choć nie potrafi jeszcze formułować myśli jak dorosły, to jednak ma tam jakąś swoją mądrość i we właściwym czasie potrafi się nią posłużyć.
W ostatnim czasie coraz częściej piszę o tym, że Ula ma dziecko lub dzieci z Markiem. Dla mnie to także bardzo wdzięczny temat.
Cieszę się, że nadrobiłaś czytanie moich historii. Mam nadzieję, że i kolejne przeczytasz z zainteresowaniem, choć nie będą one wyłącznie moimi pomysłami, ale pisane we współpracy.
Dziękuję i pozdrawiam Cię najserdeczniej. :)
lectrice (gość) 2015.05.31 22:40
Chemia.... brrrr... nie znosilam tego czegos w szkole... to jak teraz mam docenic w opowiadaniu... zdecydowanie ponad moje sily...
A buty za male to zeby noga ladnie wygladala... bo takie wielkie pletwy to fuj... o przeciz aby byc pieknym trzeba cierpiec... :-)
Pozdrowionka...
MalgorzataSz1 2015.05.31 23:38
Lectrice

Nie marudź. Wiem, że jesteś humanistką, ale fizyka, chemia czy matematyką też mogą być ciekawe. ja wolałam to od języka polskiego.
A dzięki za małym butom można tylko nabawić się halluksów.
Dobrej nocy. :)
lectrice (gość) 2015.05.31 23:58
Malgosiu... kocham marudzic...
Hymanistka nie jestem ... zdecydowanie wole matematyke ale do chemii i fuzyki nie bylo mi po drodze...
Francuski polubilam bo jest matematycznym jezykiem... logiczny i konsekwentny...
Co do konsekwencji noszenia za malych butow to sie zgodze... hahaha
Dobranoc :-)
......a jakby tak koncoweczke na dobry sen...... zamiast baranow.........

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz