Łączna liczba wyświetleń

środa, 7 października 2015

"WESPRZYJ SIĘ NA MNIE" - rozdział 5

28 styczeń 2015
ROZDZIAŁ 5


- Pani jest bezczelna! Jak pani śmie mówić do mnie w ten sposób!? Kim pani w ogóle jest!?
- Już pani mówiłam. Jestem ze szpitala i przysłał mnie pani były chłopak. To co mówię, to jego słowa. Ja je tylko cytuję. Jak więc już mówiłam pan Marek będzie sądownie egzekwować należności za czynsz i media, z których pani korzystała przez czas jego nieobecności w domu. Prosił, by pani nie utrudniała i pozwoliła mi zabrać rzeczy z jego garderoby. Pokaże mi pani, gdzie ona jest?
- Tam w głębi korytarza po lewej stronie. Proszę też przekazać Markowi, że jest ostatnim draniem i kanalią. Nie daruję mu tego, że potraktował mnie w tak podły sposób.
- A pani?
- Co ja?
- Pani nie potraktowała go podobnie? Leży jak Łazarz od tak wielu miesięcy, a pani zostawiła go bez żadnego wsparcia i pomocy. Jak inaczej można nazwać takie zachowanie jak nie podłością? Dopóki był sprawny, to było OK. Jak teraz wymaga opieki, własna narzeczona się na niego wypina. Faktycznie postawa godna naśladowania.
- Nie pani będzie mnie oceniać, bo to wyłącznie sprawa między mną a Markiem. Proszę spakować rzeczy i się wynieść. Mam dość pani impertynencji.
Weszła do niewielkiego pomieszczenia i zapaliła światło. Na jednej z półek dostrzegła niedużą torbę podróżną. Bez trudu znalazła adidasy i dwa komplety dresów. Zabrała też kilka par ciepłych skarpet, trochę bielizny i piżamę. Sięgnęła po wełniany, ciepły golf i jeszcze jeden sweter. Uznała, że wystarczy. Jak Paulina się wyniesie, będzie można ewentualnie tu przyjechać i wziąć coś, co przyda się Markowi. Zasunęła zamek i podniosła się z klęczek. Zgasiła światło i wyszła do przedpokoju. Jednak Pauliny tam nie było. Krzyknęła więc tylko, że wychodzi, dziękuje i życzy jej miłego dnia. To ostatnie było dość przekorne, bo ten dzień na pewno nie będzie miły dla panny Febo.

Następnego dnia objuczona torbami wparowała do pokoju chłopaków. Personel przywykł do jej wizyt. Bez wątpienia wpasowała się w szpitalny krajobraz. Maćka i pozostałych nie było. Już ćwiczyli na sali gimnastycznej i tylko Marek leżał na plecach z oczami wbitymi w sufit i czekał na nią. Zawsze zaczynali od basenu.
Promiennie uśmiechnięta przywitała się z nim. Opowiedziała mu przebieg wczorajszej wizyty u niego w domu.
- Nie wiem jak ty z nią wytrzymałeś przez tyle lat? To okropna kobieta. Nie potraktowała mnie zbyt przyjaźnie, więc postanowiłam trochę dodać od siebie. Powiedziałam jej, że ma się wynieść w ciągu dwóch tygodni, ale wcześniej uregulować wszystkie rachunki za czynsz i media. Jeśli tego nie zrobi, to będziesz dochodził należności w sądzie.
Marek parsknął i roześmiał się na całe gardło.
- No, no… Na to bym nie wpadł, ale dobrze jej powiedziałaś. Ona przez te sześć lat ani raz nie dołożyła się do opłat. Zawsze płaciłem ze swojej kieszeni. Utarłaś jej nosa. Mądra dziewczynka.
Ula podsunęła wózek inwalidzki i odkryła kołdrę przekręcając  ciało Marka do pozycji siedzącej. Zarzuciła jego ręce na swoją szyję i delikatnie zaczęła go zsuwać z łóżka. Takich trików nauczyła się od pielęgniarek i teraz znakomicie radziła sobie bez ich pomocy.
- Należało jej się. Niech nie myśli, że jest kimś wyjątkowym, bo nie jest.
- Za to ty jesteś wyjątkowa – szepnął jej wprost do ucha. – Bardzo cię kocham Ula.
Znieruchomiała i zdziwiona spojrzała mu w oczy.
- Słucham?
- Kocham cię – powtórzył. – Ja wiem, że nie takiego chłopaka sobie wymarzyłaś i na pewno mogłabyś mieć każdego o niebo lepszego od takiego kaleki jak ja. Jesteś taka piękna, mądra i dobra. Masz wspaniałe, współczujące serce. Od dawna chciałem ci to wyznać i w końcu to powiedziałem, chociaż mam świadomość, że ty raczej nie odwzajemnisz mojego uczucia. To tak jakbym sięgał po gwiazdkę z nieba – westchnął ciężko i wtulił głowę w jej ramię.
Trwali tak chwilę i w ciągu tej chwili przez jej głowę przeleciała lawina myśli. Zdała sobie sprawę, że coś, czego nie umiała wcześniej nazwać przebywając z tym mężczyzną on wyraził w dwóch słowach. Przecież to dla niego gnała tu każdego dnia. Maciek radził sobie genialnie. Chodził niemal samodzielnie. To Marek najbardziej potrzebował jej pomocy, a ona chętnie mu jej udzielała, bo go… kochała? Właśnie. Kochała. Nie miała już żadnych wątpliwości. To nie było takie samo uczucie, którym wcześniej obdarzała Dyrcza. Tamto było pewnego rodzaju fascynacją, to było zupełnie inne, głębokie, wzruszające i przede wszystkim szczere. Oderwała się od niego wciąż przytrzymując go w pasie. Jej oczy lśniły od łez, a usta uśmiechały się cudnie.
- Nigdy nie mów nigdy – wyszeptała. – Ja też bardzo cię kocham Marek, a inni mężczyźni nie obchodzą mnie zupełnie.
Jego oczy też wypełniły łzy, ale to były łzy wielkiego szczęścia.
- Nie mogę uwierzyć, że to prawda.
- Najprawdziwsza prawda Marek. Kocham cię bardzo, bardzo mocno i zrobię wszystko, żebyś wyzdrowiał. Musisz mi tylko troszkę w tym pomóc, a będzie dobrze.
Przylgnął ustami do jej ust. Całował delikatnie, pieszcząc język i delektując się tym pocałunkiem. – Smakujesz tak słodko – powiedział cicho i ponownie ucałował jej usta.
- Musimy już iść, bo spóźnimy się na zabiegi – powiedziała przytomnie. – Będziemy mieć mnóstwo czasu, żeby się sobą nacieszyć. A teraz pomóż mi troszeczkę i spróbuj się nieco unieść. O właśnie tak. – Przeniosła go na wózek. – Już nie jesteś taki lekki jak kiedyś, ale to dobrze dla ciebie. Dzisiaj po zabiegach pojedziemy się zważyć. Wagę wózka znam, więc wystarczy ją odjąć od całości i będzie wiadomo ile kilogramów przybrałeś.

Marek kończył ćwiczyć. Rozłożyła wielki, kąpielowy ręcznik na oparciu i siedzeniu wózka, i trzymając w ręku frotowy szlafrok podeszła do krawędzi basenu. Dwaj rehabilitanci posadzili najpierw Marka na brzegu, a gdy założyła mu już szlafrok, usadowili go w wózku. W szatni wytarła go do sucha. Już nie wstydziła się jego nagości. Przywykła, bo wiedziała, że sam sobie nie poradzi. Ściągnęła mu mokre kąpielówki i założyła suche bokserki. Zamiast piżamy naciągnęła spodnie dresowe i bluzę, a na stopy ciepłe skarpety. Zawiązała adidasy.
- Wygodnie ci? Nie jest ci zimno?
- Jest mi jak w niebie. Rozpieszczasz mnie Ula. – Zachichotała.
- Dopiero mam zamiar cię rozpieszczać, ale wtedy jak już stąd wyjdziesz. Teraz pojedziemy się zważyć, a potem na masaż.
Zjechała z nim na SOR. To tam była elektroniczna waga, na której można było zważyć pacjenta wraz z wózkiem. Wprowadziła go na platformę i zablokowała kółka. Nacisnęła odpowiedni przycisk. Po chwili na ekranie pojawiła się liczba osiemdziesiąt siedem. Uśmiechnęła się zadowolona.
- Ważysz siedemdziesiąt cztery kilo, bo sam wózek waży trzynaście. Jeszcze pięć, sześć kilo i dojdziesz do prawidłowej wagi. Już wyglądasz o wiele lepiej niż wtedy, gdy zobaczyłam cię po raz pierwszy. Byłeś tak wychudzony, że pomyślałam sobie, że w lepszym stanie kładą ludzi do trumny. Teraz już nie jesteś taki kościsty. Żebra przykrył tłuszczyk, a i twoje policzki są takie jak na zdjęciu. Brawo panie Dobrzański. Jest pan bardzo zdyscyplinowanym pacjentem. Oby tak dalej.
Podniósł dłoń i ułożył ją na jej własnej opartej o poręcz fotela. Splotła ich palce razem.
- To wszystko dzięki tobie – powiedział wzruszony. – Gdyby nie twoje poświęcenie dla mnie, nic by się nie zmieniło. Nadal leżałbym jak kłoda w tym łóżku, a mój powrót do sprawności stałby pod wielkim znakiem zapytania. Dzięki tobie uwierzyłem, że to wszystko da się zmienić.
- Oczywiście, że się da. Zobaczysz, że za miesiąc będziesz samodzielnie siadał bez mojej pomocy. Ja w to bardzo wierzę i ty też powinieneś. A teraz wracamy na ćwiczenia.
W porze obiadu rozdzieliła na talerze placki ziemniaczane, które piekła bladym świtem, żeby mieli świeże i suto polała je pikantnym gulaszem. Podała na stolik Maćkowi i jak zwykle przysiadła z tacą na brzegu łóżka Marka. Wcisnęła mu w dłoń kubek z herbatą.
- Spróbuj sam się napić. Uważam, że dasz sobie już radę. Pomalutku podnoś kubek do ust.
Początkowo szło opornie, ale walczył i zmagał się sam ze swoimi słabościami. Ręka drżała i wydawało się, że nie ma nad nią kontroli. Wreszcie udało mu się pociągnąć łyk.
- Nooo. Brawooo. Wiedziałam, że sobie poradzisz. Od dzisiaj sam trzymasz kubek. Jutro spróbujemy ze sztućcami. Wreszcie przestanę cię karmić jak niemowlę.
- Diablica – usłyszała jego szept zza kubka. Roześmiała się.
- Nawet nie wiesz jaka. Prawdziwa zołza.

Któregoś dnia wrócili po ćwiczeniach na salę, gdzie czekał już na nich Maciek z prawdziwymi rewelacjami.
- Wypisują mnie jutro. Wracam do domu kochani. Nareszcie. Będę jeszcze przyjeżdżał na rehabilitację, ale moje leżenie tutaj i zajmowanie komuś łóżka już nie jest konieczne. Odwieziesz mnie jutro do domu Ula?
- No pewnie. Tak się cieszę Maciuś. Zrobiłeś naprawdę ogromne postępy i z każdym dniem jest coraz lepiej. Tylko jak ty będziesz dojeżdżał na zabiegi? Może będę przyjeżdżać po ciebie?
- Nie trzeba Ula. Przecież ja mam samochód. Miesiąc po wypadku ojciec przywiózł go od blacharza. Pewnie stałby u niego do dzisiaj, bo ojciec dawno nie jeździł. Na szczęście to rysiowski blacharz i ma zakład niedaleko od naszego domu, chociaż ojciec i tak miał duszę na ramieniu, jak nim jechał i potem jak wprowadzał go do garażu.
- No dobrze, ale jak będziesz nim kierował? Nogi nie są jeszcze na tyle sprawne.
- No nie są, ale to Ford Escort z automatyczną skrzynią biegów. Poradzę sobie.
- Cieszę się Maciek, że wychodzisz, – Marek smutno spojrzał na przyjaciela – ale i zazdroszczę. Ja też chciałbym być już w domu. Duszę się tutaj… Gdyby nie Ula, to pewnie popadłbym dodatkowo w jakąś depresję.
- I ty się doczekasz. Ćwicz ostro i nie obijaj się. Desperacja zawsze w takich wypadkach przynosi pozytywne efekty. Ja będę przyjeżdżał i dopingował cię. Trzeba się jakoś wspierać, nie?

Pod koniec października Marek radził już sobie całkiem nieźle. Budzące się do życia ręce otrzymały dodatkowy bodziec w postaci kolejnego zabiegu. Każdego dnia wkładał je do specjalnej wirówki, która pobudzała jego krążenie i nerwy. To samo dotyczyło nóg. Samodzielnie już sięgał po kubek z herbatą i samodzielnie jadł. Nie potrafił co prawda jeszcze wstać, ale już pojawiły się pierwsze symptomy, że wkrótce tak będzie. Uli rosło serce. Była dumna i z niego, i z siebie za to, że nie odpuściła i każdego dnia motywowała go do walki o sprawność.
Właśnie mijały dwa miesiące jej urlopu, gdy którejś soboty zadzwoniła jej komórka. Sądziła, że to Marek czegoś potrzebuje. Od jakiegoś czasu całkiem nieźle radził sobie z telefonem i właściwie każdego wieczoru dzwonił do niej mówiąc „dobranoc” i zapewniając ją o swojej wielkiej miłości. Niestety ten telefon zadzwonił w sobotę tuż po jej powrocie ze szpitala. Numer nic jej nie mówił, ale odebrała. Okazało się, że to jej prezes dzwoni. Zdziwiła się nieco, skąd ma jej numer i dlaczego dzwoni akurat w sobotę.
- Ja bardzo przepraszam pani Urszulo, że niepokoję, ale mam pilną sprawę i chciałbym, żeby pani pojawiła się w firmie w poniedziałek. Koniecznie muszę z panią coś omówić. Mam również dla pani pewną propozycję. Przyjedzie pani?
- No dobrze… Skoro to coś ważnego to przyjadę, ale nie wcześniej jak na czternastą.
- Czternasta może być. W takim razie do zobaczenia.
- Do zobaczenia – powtórzyła za nim jak echo.

W niedzielny poranek jak zwykle pojawiła się na szpitalnym korytarzu. Dzisiaj była dość wcześnie i sądziła, że będzie musiała poczekać, aż przejdzie obchód, ale od pielęgniarki dowiedziała się, że obchodu nie będzie.
- Ordynator się rozchorował. Złapał jakieś przeziębienie i nie będzie go dzisiaj. Może pani śmiało wejść na salę.
Cicho uchyliła drzwi i wsunęła przez nie głowę. Poparzony i pechowy skoczek do wody już nie spali gawędząc cicho. Jej kochanie natomiast spało w najlepsze posapując cichutko. Przywitała się z dwoma mężczyznami kiwnięciem głowy i podeszła do łóżka Marka. Jego twarz nabrała dawnego uroku. Z miłością spojrzała na nią. Przymknięte powieki zakończone niemożliwie długimi rzęsami zakrywały jego duże, szare oczy, a na wpół otwarte, bardzo zmysłowe usta wydawały cichutki dźwięk: puff, puff. Uśmiechnęła się. Marek okazał się jej ideałem. Miał wspaniały charakter i w dodatku był naprawdę nieziemsko przystojny, i jak na mężczyznę niezwykle urodziwy. Przysunęła sobie krzesło, ale zgrzyt jego metalowych nóg spowodował, że Marek się poruszył. Pochyliła się nad nim szepcząc w jego usta:
- Obudź się kochanie. Przyniosłam śniadanko.
Na jego twarz wypełzł szeroki uśmiech, który spowodował wykwit tych wdzięcznych dołeczków w policzkach. Powoli otwarł oczy i spojrzał w twarz pochylonej nad nim Uli.
- Witaj moje szczęście. – Nagle spoważniał i popatrzył na nią z przestrachem. – Tylko nie odkrywaj kołdry Ula, nie odkrywaj kołdry…
- Ale co się stało? – Nie bardzo rozumiała. – Dlaczego jesteś taki wystraszony?
- Bo nie wiem jak mam ci to powiedzieć…
- Najlepiej prosto z mostu. O co chodzi?
- Nie uwierzysz, ja sam jeszcze nie bardzo mogę – powiedział szeptem. - Mam wzwód. Po raz pierwszy od miesięcy mam wzwód. Czy ty wiesz, co to oznacza? - Zrobiła się czerwona jak burak. – Nie, nie wstydź się. To oznacza, że nadal jestem mężczyzną Ula. Stuprocentowym mężczyzną. Nawet nie wiesz jak bardzo się bałem, że już nigdy nie będę mógł się kochać z kobietą. Widzisz jak na mnie działasz? Dobry Boże, to najlepsza niespodzianka dzisiejszego dnia.
Roześmiała się i już opanowana rzekła.
- Masz rację. Tej erekcji nie przebiją nawet rolady z kluskami i ciasto marchewkowe.



jute (gość) 2015.01.28 14:31
Witaj Małgosiu,jak skończę się śmiać,to dodam komentarz.Jakiś dzień dobroci dla zwierząt blogożernych dzisiaj.
Gaja (gość) 2015.01.28 17:40
Witaj Małgosiu,
jesteś już w domu?! Co to się porobiło, czwartek jest w środę!, ale fajnie:) Jaka ta Paulina biedna, no naprawdę. Przez taki długi czas niczym się nie martwiła, wszystko miała podetknięte pod nos, do głowy by jej nie przyszło, że jest coś takiego jak rachunki, itp. Nie ma co się dziwić, przecież żyła w raju stworzonym przez Marka, Aleksa i pewnie przez Helenę i Krzysztofa Dobrzańskich?, a w raju wiadomo, martwisz się tylko tym, żeby nie skosztować zakazanego owocu, nic więcej Cię nie obchodzi, prawda? W dalszym ciągu jednak pozostaje dla mnie zagadką co Ona robi ze swoim szmalem, skoro sama od wielu lat żeruje na Marku? Do tego jeszcze Jej dołożyła Ula, aż żal panny Fe, ona chyba naprawdę nic nie rozumie i nie widzi w swoim zachowaniu nic niestosownego. Przerażające! Za to Ula świetna i jaka pomysłowa:), tak przypuszczałam, że ta egzekucja długów, to Jej pomysł. Teraz już wiem, że Ula nie będzie musiała wymyślać pretekstów do odwiedzin Marka w szpitalu. Muszę przyznać, że jak dla mnie, dość nieoczekiwane obustronne wyznanie miłości. Jakoś wcześniej nic tego nie zapowiadało, owszem, można było się spodziewać, że Marek jest pod dużym wrażeniem Uli, a Ula lgnie do Marka, ale od razu słowa miłości? Zastanawiam się, czy Marek jest świadomy swojego uczucia, czy też pomylił miłość z wdzięcznością? Chociaż z drugiej strony, tak ładnie wyznawał Uli miłość, no i w końcu Ula jest dla kogoś gwiazdką z nieba:) Ona jak zwykle ma gołębie serce, szkoda by było gdyby zostało ono w niecny sposób wykorzystane. To niesamowite jak szybo Ula nauczyła się "obsługi" Marka. Należy Jej się wielki szacunek, opieka nad osobą z takimi niedowładami jest niesamowicie czasochłonna i dość męcząca fizycznie i psychicznie, chociaż tutaj Marek jest bardzo pogodnym pacjentem. Nasza skromna Ula myśli, że przywykła do nagości Marka, coś podobnego?, a ten "czerwony burak" ? Tak jak Jute, nie mogę przestać się uśmiechać nad przyczyną końcowej radości Marka, w bardzo zabawny sposób to opisałaś:)
Przesyłam serdeczne pozdrowienia i uściski, życząc jednocześnie miłego dnia,
Gaja:)
Ula i Marek Dobrzańscy (gość) 2015.01.28 18:29
Witak Małgosiu, bardzo się cieszę z tej prapremiery :) Kiedy kolejna część, jutro czy dopiero w niedzielę? Już nie mogę się doczekać Uli spotkania z prezesem, mam nadzieję, że Ula nie zgodzi się, cokolwiek prezes jej zaproponuje :D np. Powrót do pracy? Ciekawa jestem , kiedy to Cieplakówna wstąpi w szeregi Febo&Dobrzański. Może Marek w następnym odcinku wyjdzie już, ze szpitala i zamieszka z Ulą? Czas pokaże... Właśnie czytam ponownie twoje opowiadania - trochę inna bajka - i jestem w trakcie kupowania przez Marka mieszkania. Czekam tylko na wypadek Uli, no i chyba trochę zgrałam te opowiadania. Pozdrawiam UiM
MalgorzataSz1 2015.01.28 18:33
Jute

Zaczekam cierpliwie aż przestaniesz chichotać. Obyś tylko zajadów nie dostała. Hahaha

Gaju

Kolejny, imponująco długi komentarz, co bardzo mnie cieszy, bo uwielbiam je czytać. To już połowa opowiadania więc najwyższy czas na miłosne wyznania. Nawet mi się zrymowało! Ula dopiero po wyznaniu Marka zrozumiała, że kocha go również. W końcu nie poświęca się dla idei, chociaż początkowo tak myślała. Przy okazji dobrego uczynku i chęci pomocy znalazła miłość swojego życia. Czyż to nie piękne?
No i Paulina. Wredna suka, która nie ma żadnych hamulców i jeśli może ugrać coś dla siebie robi to bez skrupułów. Nigdzie nie wyjaśniam na co wydaje własne pieniądze, ale że wykorzystuje cudze to pewne. Pewne jest też to, że da Markowi jeszcze popalić, chociaż nie bezpośrednio, bo jakichś fullcontact 'ów między nimi nie przewiduję.
Jeśli chodzi o ten powód do Waszego chichotania na samym końcu rozdziału, to przecież wiadomo, że dla młodego człowieka, paraplegika, życie seksualne jest niezwykle ważne. Dla Marka było również, więc nic dziwnego, że ucieszył się z takiej niespodzianki.

Dzięki dziewczyny, że zaglądacie tu codziennie. Pisałam już pod poprzednim rozdziałem, że w sanatorium nie działała mi przeglądarka i w niedzielę nie mogłam dodać rozdziału. Po przyjeździe musiałam koniecznie to sprawdzić i odetchnęłam z ulgą kiedy się otworzyła. Zaraz też postanowiłam dodać rozdział, żeby wynagrodzić Wam czekanie.

Pozdrawiam obie najserdeczniej. :)
MalgorzataSz1 2015.01.28 18:38
UiM

Cieszę się, że wpadłaś. Ja mam zamiar jeszcze dzisiaj nadrobić u Ciebie, bo jestem już w domu i wreszcie wszystko działa jak trzeba.
Oczywiście treści następnej części nie zdradzę, bo będzie publikowana w niedzielę, więc szybko zleci.
"Trochę inna bajka"... już nie pamiętam kiedy ją napisałam, ale pamiętam, że było to moje drugie opowiadanie. To chyba najbardziej osobiste opowiadanie, bo dużo rzeczy zaczerpnęłam z własnych doświadczeń. Ciekawa jestem czy Ci się spodoba.

Pozdrawiam Cię cieplutko i zaraz przenoszę na Twój blog.
RanczUla 2015.01.28 18:45
Marek na końcu opowiadania, to musiał mieć piękny sen, pewnie o Uli. A Paulinę, to szlak trafi , gdy dowie się ,że Marek jest zdrowy i sprawny. Należy jej się. A kiedy pojawi się Jasiek?
I miło, że jesteś już w domu . Pozdrawiam .
MalgorzataSz1 2015.01.28 19:53
RanczUla

Mam u Ciebie spore zaległości, ale postaram się je szybko nadrobić i zostawić komentarz.
Ja też się cieszę, że wróciłam do domowych pieleszy, bo jak wiesz miałam same kłopoty z tamtejszym internetem, że rwałam włosy z głowy. Na szczęście w domu chodzi jak trzeba.
A wracając do rozdziału, to Jasiek niestety nie pojawi się fizycznie, a jedynie będzie wspominany. Paulina dostanie za swoje bo to co zrobi okaże się skandaliczne. Oczywiście nie zdradzę co to będzie. Czy Marek śnił o Uli? Niewykluczone, skoro tak podziałała na jego zmysły. Hahaha.
Dziękuję Ci, że wpadłaś i zostawiłaś komentarz.
Pozdrawiam Cię cieplutko. :)
jute (gość) 2015.01.28 21:38
MAŁGOSIU!Czy TO jest jeden z pozytywów twojej kuracji?Myślałam,że mi przeszło,ale przeczytałam jeszcze raz i znowu to samo.I bardzo dobrze,bardzo takiego poprawiacza humoru potrzebowałam.Marek w pionie a Ula w buraczkach.Teraz wszystko pójdzie z górki.Może Paulina nie ma pojęcia ,że rachunki należy płacić.Skoro nigdy tego nie robiła .Muszę Ci powiedzieć ,że prawie każdą z Twoich Paulin mam zawsze ochotę pacnąć w potylicę.Najlepiej gazetą.No jak muchę.Pozdrawiam.Kiedy cd.? Tak tylko zapytytowuję letko.
K. (gość) 2015.01.28 21:49
Witaj Małgosiu,
Miłą niespodziankę nam sprawiłaś. Wszystko zaczyna się układać. Stanowczość i determinacja Ulki w rozmowie z Paulą rewelacyjna. Tylko spokojem i opanowaniem można z panną Febo wygrać. Ona opanowana, wbrew temu co twierdzi, być nie potrafi. A podobno ma klasę. Tak, chyba tylko taką jaką ukończyła w szkole. Troska i opieka nad Markiem przynosi kilka efektów. Przede wszystkim ten w postaci odzyskiwania przez Marka sprawności, pomału, krok po kroku jego ciało przypomina sobie o swoich zdolnościach. A poza tym rodzi się uczucie, właściwie już się urodziło. Po rozmowie o Paulinie, Marek uświadamia sobie jak bardzo te dwie kobiety są inne, jak wiele je dzieli. Pod wpływem chwili wyznaje Uli miłość, zdając sobie jednocześnie sprawę, że ona tego uczucia nie musi odwzajemniać. Jakież miłe jest jego zaskoczenie gdy okazuje się, że on też jest dla niej ważny. Dla Ulki to jednak chyba szok, wcześniej nie zastanawiała się dlaczego lubi przebywać w towarzystwie Marka, dlaczego dobrze się z nim czuje, dlaczego pomaga - traktowała to jako normalny odruch serca (ciężko spotkać ludzi, którzy tak potrafią pomagać obcym). Dopiero wyznanie Marka uświadomiło jej co do niego czuje i że nie jest to tylko chęć pomocy, że to po prostu miłość. Maciek wraca do zdrowia i domu, obowiązki opieki nad nim niejako Uli odpadną, pozostanie tylko opieka nad Markiem. Opieka i więcej czasu na wzajemne poznawanie się. Pewnie niedługo i on opuści mury szpitala, wówczas będzie potrzebował stałej opieki i chyba już znalazł kandydatkę na domową pielęgniarkę :). I na koniec jeszcze jedno czyżby Pan prezes sobie przypomniał o Uli i zrozumiał jaki skarb wypuścił z firmy. Czyżby Sławek - czy jak mu tam - nie był taki genialny za jakiego się uważa? Ojej jaki pech. Jakoś ani prezesa ani tego gogusia mi nie żal. Ulka niech bierze odprawę i spada z tej mało ciekawej firmy. Czekam na CD. Pozdrawiam.
PS. Fajnie, że wróciłaś :).
Pozdrawiam.
lectrice (gość) 2015.01.29 00:24
To tam sie musi dziac w tym sanatorium... niezle pacjenci dochodza do zdrowia.... a wlasciwie to najlepsze co moze im sie przytrafic....
Sympatyczna czesc i to wyznanie tak latwo powiedziane bo chyba Marek zupelnie nie wierzyl w realnosc tego co mowi.... no i przeliczyl sie... i dobrze....
Ciekawe do jakiego stopnia usprawnisz Marka choc juz sie zabralas za podstawe...

Cos mi sie wydaje, ze Uli podziekuja w pracy i przejdzie do domu mody.

Czekalam na czesc w niedziele... i klops... a dzis wpadlam tak sobie przypadkiem....

Pozdrawiam i do nastepnego odcinka....
MalgorzataSz1 2015.01.29 17:59
Jute

Nie wiem co masz na myśli mówiąc o pozytywach. Jeśli chodzi Ci o ostatnią scenę, to rzeczywiście miałam zamiar Was nieco rozruszać i chyba mi się udało, bo nie Ty jedna chichoczesz.
Paulina doskonale wie, że rachunki płacić trzeba, ale dlaczego ma to robić właśnie ona? Przecież jest lepsza od wielu ludzi i zbyt dumna, by sama musiała to robić.
Paulinę zawsze opisuję z wielkim upodobaniem i mściwością jednocześnie. Lubię jej ucierać nosa i trochę poniżyć. Oczywiście nie zawsze przedstawiam ją negatywnie, ale w większości moich opowiadań to prawdziwa suka.
Kolejna część w niedzielę.


K.

Jestem z natury cholerykiem, ale doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że są w życiu sytuacje, w których spokojem i opanowaniem można wiele zdziałać pozytywnego. Tak właśnie przedstawiam Ulę, która spokojnie i inteligentnie załatwiła Paulinę na perłowo, a właściwie to ją sprowokowała, czemu Febo da wyraz bodajże w następnej części.

Marek nie tak prędko wyjdzie ze szpitala. Najpierw dostanie tylko przepustkę na święta, bo one tuż, tuż.
Prezes przypomniał sobie o Uli, bo w firmie nie dzieje się najlepiej, ale wyjaśnienie w niedzielę.


Lectrice

Jakoś mi Ciebie ciągle mało. Kiedyś bez przerwy odpowiadałam na Twoje komentarze, a teraz po prostu oklapłaś. Zaharujesz się na śmierć dziewczyno. Zwolnij trochę i złap drugi oddech.
A wracając do meritum. Marka usprawnię w dość znacznym stopniu. Wiadomo, że takie dysfunkcje nie wyleczą się do końca, ale będzie wystarczająco sprawny.
Czy Uli podziękują w pracy, to za chwilę się okaże. Na razie nic nie zdradzam.

Bardzo Wam dziewczyny dziękuję za komentarze. Pozdrawiam wszystkie razem i każdą z osobna. :)
Gosia (gość) 2015.01.29 19:20
Postaram się, aby ten komentarz był dłuższy, niżeli mój ostatni. Informowałam tylko, że czytam, że nadal jestem.
Dzięki drugiemu komentarzowi dowiedziałam się, że rozdział pojawił się wczoraj. Ja się cieszę, że mogłam go przeczytać chociażby dzisiaj. W pierwszej części - drapieżna, odważna, mądra i z pazurem Ula. Podoba mi się taka bezinteresowna walka o czyjeś dobro. To bardzo dobrze o niej świadczy. Wyznanie miłość, świadomość Marka o jego kalectwie i braku perspektyw na związek. Myślę, że nikt nie chciałby być w związku z litości, chyba o to boi się Marek. A może źle to interpretuję. Cały rozdział podoba mi się. Przyznam się szczerze, gdy czytałam fragment o ważeniu Marka, zastanawiałam się, czy wspomnisz w opisie o szerszej wadze. Wiem, że mam charakter jaki mam, i jestem pewna, że gdyby się nie pojawiła się takowa informacja, jako pierwsza krzyknęłabym "Ha i tu cię mam" i w komentarzu wytknęła brak tej informacji. I później znalazłam kolejny taki punkt, który również był dopracowany. I wyciągnęłam z tego jeden najważniejszy wniosek, że drobiazgowość i dopracowanie to jest to "coś" co odróżnia ten blog i opowiadania od innych.
Pozdrawiam i życzę miłego pobytu w domu.
Ja już do pobytu w domku zaczynam odliczać, już tak mało zostało :)
jute (gość) 2015.01.29 19:46
Witaj Małgosiu,już się bałam ,że trzeba będzie za Tobą jakisik list gończy wystosować ,czy cuś.Podglądnęłam co piszesz do Lectrice.Do czego usprawnisz Marka? Co będzie mógł robić?Sam będzie coś robił,czy jak?
miki (gość) 2015.01.29 20:08
Mnie zastanawia dla czego Marka w szpitalu nikt nie odwiedza,wygląda na to że Marek nie ma żadnych przyjaciół,a co z ludźmi z firmy,przecież jest prezesem.Po za tym dziwię się Dobrzańskim że wyjechali i zostawili go zupełnie samego w tym szpitalu,rozumiem zdrowie ojca,ale mogli mu załatwić kogoś kto będzie go odwiedzał i mu pomagał.Po za tym dla czego to Ula musiała zapłacić za dodatkowe zabiegi,dla czego nie wpadli na to Dobrzańscy.Wygląda na to że Dobrzański po za Ulą nie ma nikogo na świecie.
lectrice (gość) 2015.01.29 22:13
Malgosiu... litosci...moje starsze pachole pozaliczalo egzaminy ale w depresje wpadlo... latam z nim po lekarzach i nawet po ostrych dyzurach... juz jest chyba lepiej ale dmuchac na zimne... Pocieszam sie tym, ze studia mu sie podobaja i chce kontynuowac...

Twoje opowiadanka czytam ale juz nie mam czasu dwa razy... wczesniej to bylo raz dla przyjemnosci, drugi dla byczkow... musze tez przyznac, ze te ogonkowe to byl taki koronny byczek, prawie kazdy go popelnia, wiec i latwo poprawic... poza tym przeciez piszesz dobrze...

Do tego mam klase ciezka i nierozumna wiec wiecej pracy wkladam... i to wszystko daje efekt przepracowania... wiec nie mam czesu....
Dorzuce jeszcze FB... znalazlam przyjaciol z dawnych lat i duzo rozmawiamy... no i jakos tak to wychodzi... ale czytam wszystko !!!
Pozdrawiam
Pa
Czekam na kolejny odcinek
MalgorzataSz1 2015.01.29 22:54
Gosiu

Wcale bym się nie zdziwiła, gdybyś przyłapała mnie na jakiejś nieścisłości, bo po prostu nie jestem w stanie wszystkiego sprawdzić i przewidzieć. Już jedna z czytelniczek zwróciła mi bardzo przytomnie uwagę, dlaczego leżący Marek nie ma założonego cewnika. Miała rację, bo mnie ten drobny szczegół po prostu umknął. Jednak gdyby nie ten fakt, to zabrakłoby sceny, w której Ula ściąga Markowi spodnie od piżamy przez szarpnięcie za nogawki, a na niej mi zależało.
Z Markiem utrafiłaś w samo sedno, bo on rzeczywiście miał poważne obiekcje i najzwyczajniej się bał, czy zostanie przez Ulę zaakceptowany taki jaki jest.
Jeśli chodzi o specjalny rodzaj wagi, to nie mogłam tego nie napisać. Sama kiedyś byłam na takiej ważona wraz z wózkiem, więc niejako znam to z autopsji.
Komentarz wyszedł Ci imponujący i w dodatku tyle pozytywnych słów na temat opowiadania. Jestem Ci naprawdę wdzięczna.
A'propos powrotu do domu. Zaczynasz ferie, czy masz koniec sesji?


Jute

Jak możesz pytać, do czego usprawnię Marka? Do życia kobieto! Do życia. Musi przecież stanąć wreszcie do pionu i nauczyć się sprawnie funkcjonować, by móc robić wiele rzeczy. Najróżniejszych. :D

miki

Dawno Cię nie było. Cieszę się, że nadal tu zaglądasz.
"Dlaczego Marka w szpitalu nikt nie odwiedza?"
W tym opowiadaniu jego relacje z pracownikami nie są takie ścisłe. Nawet Sebastian nie występuje tutaj jako jego przyjaciel. Raczej nie posiada ich, a z pracowników nikt nie czuje się na tyle związany z prezesem, żeby go odwiedzać. Oczywiście wszyscy wiedzą co mu się przytrafiło, ale jak większość w takiej sytuacji i oni nie bardzo wiedzą jak mieliby się zachować w obliczu jego kalectwa.
Dobrzańscy wyjechali zostawiając Marka pod opieką jego narzeczonej przecież, ale nie przypuszczali, że po miesiącu znudzi jej się rola matki Teresy.
Ani Marek, ani Maciek nie mieli pojęcia, że Ula zapłaciła za te dodatkowe zabiegi. Sądzą, że po prostu je załatwiła, bo jest sponsorem oddziału rehabilitacyjnego, na którym leżą. Tak więc to wyłącznie inicjatywa Uli.
Masz rację, że Marek poza Ulą nikogo nie ma. Samotność w tak rozległym kalectwie nie jest niczym dziwnym i to najczęściej taki pacjent zamyka się w sobie i izoluje od otoczenia.


Lectrice

Ja wiem, że masz więcej zajęć niż kiedyś, bo pisałaś mi już o tym i nie mam do Ciebie pretensji, że zaglądasz rzadziej niż wtedy.
Biernikowe "tę" zapamiętam już do końca życia i pisząc zwracam na to uwagę.
Nie przejmuj się więc moim gadaniem i rób swoje.


Serdecznie pozdrawiam dziewczyny i dziękuję. :)
Gośka (gość) 2015.01.30 00:29
Jak dobrze pójdzie to ostatni egzamin mam 9. Sesja. Tylko dwa egzaminy i jedno zaliczenia. Chyba na późniejszych semestrach będzie tego więcej. Jestem dobrej myśli.
Pozdrawiam cieplutko :)
PS. Ja dużo czepię nowych informacji z opowiadania. Np. Nigdy nie byłam w szpitalu jako pacjent. I nie widziałam takiej wagi, nawet nie wiedziałam, że istnieje.
miki (gość) 2015.01.30 12:14
Ja myślę że Marek nie tylko ze względu na wypadek nikogo nie ma ale w ogóle,chociaż nie wygląda na człowieka zamkniętego.Jednak dziwię się Dobrzańskim,ja bym tak swojego dziecka nie zostawiła.O klinice dla siebie pomyśleli ,a syna zostawili w zwykłym szpitalu,chociaż stać ich na wszystko.Czytam cały czas,tylko nie zawsze komentuję.
MalgorzataSz1 2015.01.30 16:49
Gosiu

Idziesz jak burza i na pewno dasz radę. Dwa egzaminy to naprawdę mało. Ja życzę Ci połamania pióra, albo języka.

Miki

Może to tak wyglądać, że Dobrzańscy są bezduszni, ale chory na serce Krzysztof mógłby nie przeżyć bez tej terapii, a Markowi i tak nie byliby w stanie pomóc. Pisałam już wcześniej, że nie zawsze wielkie pieniądze za leczenie w prywatnej klinice zdziałają cuda, a oddział rehabilitacyjny tego szpitala stoi na wysokim poziomie i ma osiągnięcia, mimo że dotowany wyłącznie z pieniędzy fundacji.

Serdecznie pozdrawiam dziewczyny i życzę miłego weekendu. :)
Angela (gość) 2015.01.31 18:14
WOW! Twój kolejny świetny rozdział. Bardzo mi się podoba rozmowa z Pauliną, która chyba nie wie, że rachunki się płaci i pewną siebie Ulą . Zaskoczyło mnie wyznanie Marka. Nie sądziłam, że to będzie tak szybko :) Jestem ciekawa czego chce prezes od Uli. Czy jest to związane z jej pracą w FD? Czytając koniec o mało się nie popłakałam ze śmiechu :)
Czekam na kolejną część.
Pozdrawiam Angela.
MalgorzataSz1 2015.01.31 19:03
Angela

Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. To połowa opowiadania i już najwyższy czas, żeby Marek się określił w swoich uczuciach do Uli. Może niektórym takie wyznanie wydać się za wczesne, ale tak mi jakoś wyszło.
Jeśli chodzi o pracę Uli, to póki co jej wezwanie do prezesa nie ma na razie nic wspólnego z F&D, bo Marek nawet nie złożył jej takiej propozycji. Wciąż nie wiadomo w jakim stanie opuści szpital i czy w ogóle będzie mógł pracować.

Dziękuję Ci za wizytę na blogu i zostawiony komentarz. Serdecznie pozdrawiam. :)

vicky (gość) 2015.01.31 20:36
jak ty pieknie piszesz.. i to jeszczeco Uli i Marku, parze, do ktorej mam slabośc... sytuacja ze wzwodem mnie rozbroila. Nie moge sie doczekac az Marek wyjdzie z kliniki;) mam prosbe, moglabys poinformowac mnie o nowej notce? na www.czarnekrolestwo.blog.pl bylabym wdzieczna;)
MalgorzataSz1 2015.02.01 00:44
Vicky

Dziękuję, że pojawiłaś się w komentarzach. Mam nadzieję, że skrobniesz coś czasem. Informację o dodawaniu notek zostawiłam na Twoim blogu.
Pozdrawiam. :)
Wiktoria (gość) 2015.02.06 19:11
Cześć kochana! Trafiłam na Twojego bloga, dość przez przypadek. Ale naprawdę cieszę się, że tutaj trafiłam! Widać, że już długi okres czasu piszesz, bo tak jest jak zauważyłam! Wychodzi Ci to niesamowite emocjonalnie, umiesz przekazać to wszystko co chcesz! Dzięki temu, Nam czyta się wspaniale! Życzę powodzenia w dalszych notkach! Zapraszam do mojego bloga i do pozostawienia w nim swoich odczuć, refleksji, cennych rad i opinii! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz